IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Blue i Hope Flickerman

 

 Blue i Hope Flickerman

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Blue Flickerman
Blue Flickerman
Wiek : 12

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPon Maj 27, 2013 9:30 pm


ULICZKA PRZED BUDYNKIEM

Zdjęcie i opis kuchni będzie, jak forum przestanie mulić jak krew z nosa.
Powrót do góry Go down
Blue Flickerman
Blue Flickerman
Wiek : 12

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPon Maj 27, 2013 9:31 pm

    Start!
Siedzę przy niewielkim, kwadratowym stole, obejmując dłońmi ciepły kubek z przegotowaną wodą, do którego Hope wrzuciła przed wyjściem liście mięty. Nie stać nas na prawdziwą herbatę, ale to nic, bo ten napar całkiem nieźle ją imituje, przynajmniej jeśli ma się choć trochę wyobraźni. Ja mam, chociaż z początku i tak nie szło mi tak łatwo jak teraz. Dopiero z czasem nauczyłam się udawać i teraz udaję wiele rzeczy. Tak jest prościej, nie trzeba się cały czas przejmować tym, co się z nami stało i tym, co dopiero się stanie. Dlatego czasem wyobrażam sobie, że wciąż jesteśmy w naszym starym domu, albo że spanie na rozłożonych na podłodze materacach to tak naprawdę jedna z zabaw. Albo że zanurzone we wrzątku liście mięty to herbata.
Najbardziej jednak lubię udawać, że mama znów jest zdrowa.
Nie wiem, co właściwie jej się stało, ale odkąd musieliśmy się przeprowadzić, zamknęła się w pokoju i prawie nigdy z niego nie wychodzi. Ludzie, którzy czasem nas odwiedzają, mówią, że ma depresję, do tej pory jednak nikt nie wytłumaczył mi, co to właściwie znaczy, więc razem z Hope czekamy, aż jej się poprawi i staramy się siedzieć najciszej, jak możemy. Chorzy ludzie chyba potrzebują ciszy, żeby wyzdrowieć.
Kiedyś poprawiało jej się, kiedy wracał tata, ale on zniknął jakiś tydzień temu i od tej pory go nie było. Trochę się martwię, ale nie za bardzo, bo od zawsze zdarzało mu się znikać na dłuższy czas, tego wymaga jego praca, tak mówią. Nie wiem, czy wierzyć, bo ludzie mówią nam dużo rzeczy, jednych bardziej sensownych, innych mniej. Zupełnie jakby próbowali chronić mnie przed światem, utrzymując mnie w niewiedzy. Tylko że ja wiem, kiedy kłamią, bo wtedy zawsze inaczej drży im głos. Dlatego też wiem, że ludzie kłamią często.
Nachylam się nad blatem i upijam łyk napoju. Woda parzy mnie w język, ale przynajmniej robi mi się cieplej. Mam na sobie co prawda sweter, ale przez nieszczelne okna i tak wpada chłodne powietrze. Kiedyś zatykaliśmy je starymi kocami, teraz jednak potrzebujemy ich do spania, bo nocą robi się jeszcze zimniej, więc przez szczeliny dostaje się lodowate powietrze.
Do wiosny jeszcze tylko kilka miesięcy, powtarzam sobie i zaczynam cicho nucić pod nosem, bo panująca w pomieszczeniu cisza staje się coraz bardziej męcząca.
Powrót do góry Go down
Sam Quillin
Sam Quillin

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPon Maj 27, 2013 10:06 pm

    Start!


Co sekundę odwracając się i sprawdzając, czy nikt podejrzany za mną nie idzie, lub czy jakiś strażnik nie spogląda na mnie krzywo, domyślając się, że nie pasuję do tutejszych rejonów, w końcu docieram do niewielkiego mieszkanka na rogu ulicy. Pukam cztery razy w cienkie, pokryte ubrudzoną sklejką drzwi i po raz kolejny myślę o tym, że gdyby tylko ktoś chciał się do dziewczynek włamać, musiałby jedynie mocniej uderzyć w nie pięścią, a z pewnością utworzyłaby się w nich ogromna dziura.
Po chwili otwiera mi drobniutka blondynka, przez szparę sprawdzając, z kim ma do czynienia. Hope. Uśmiecham się do niej na powitanie i widząc, jak na mój widok delikatnie się rozluźnia, pytam:
- Hej słonko, mogę wejść?
Dziewczynka uśmiecha się do mnie nieśmiało i wpuszcza mnie do środka, a jej błękitne oczy mimowolnie lądują na materiałowej torbie, którą trzymam za plecami.
Po przejściu przez wąziutki korytarz, udaję się do niewielkiej kuchni, gdzie przy kwadratowym stoliku widzę drugą z bliźniaczek. Tutaj wszystko jest takie małe, jakby ktoś stworzył miniaturowe mieszkanko dla większych lalek, z tą różnicą, że muszą się w nim pomieścić trzy, żywe osoby. Słysząc moje kroki, Blue odwraca się w stronę wejścia i marszczy bródkę, a ja przez chwilę mam wrażenie, że naprawdę może mnie zobaczyć.
- Cześć, Blue. To Sam – mówię, choć dobrze wiem, że blondynka rozpoznała mój głos. Niewiele osób je tutaj odwiedza, atmosfera w Gettcie niestety nie należy do przyjaznych i wszyscy byliby gotowi wydać sąsiadów Strażnikom, byleby tylko zdobyć pożywienie dla siebie na kolejny dzień.
- Mama… Hm, jest w domu? – pytam odrobinę ciszej, choć dobrze wiem, że ich rodzicielka nie opuściła swojego pokoju od wielu, wielu dni. Szczerze powiedziawszy nigdy jej nie poznałem, jednak sam fakt, że opuściła swoje córki w takiej sytuacji, wydaje mi się odrobinę egoistyczny z jej strony i nawet nie muszę jej widzieć, aby wiedzieć, że nie darzę jej sympatią.
- Mam coś dla was – dodaję, po czym kładę torbę pełną jedzenia na stole. Powoli wyciągam z niej bochenek chleba, odrobinę warzyw i owoców, opakowanie herbaty, jakieś sery i innego rodzaju pożywienie, oraz trzy, grube swetry. Dwa mniejsze – dla dziewczynek, oraz jeden dla ich matki – kilka razy większy, choć nie mam pojęcia, jak kobieta wygląda. Na samą myśl, że do teraz musiałby sobie radzić bez nich, przez kark przechodzi mi zimny dreszcz.
- Jak sobie radzicie? – pytam odrobinę drżącym głosem, uświadamiając sobie, że nawet mieszkając w Trójce żyłem w lepszych warunkach. Nie tego chcieliśmy, nie o to walczyliśmy powtarzam w głowie niczym mantrę.
Powrót do góry Go down
Blue Flickerman
Blue Flickerman
Wiek : 12

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPon Maj 27, 2013 11:06 pm

Na dźwięk czterech miarowych uderzeń w drzwi, zaciskam mocniej palce na kubku, aż czuję, jak ciepło przenika przez szkło i parzy mnie w skórę. Stukanie jest jednak spokojne i opanowane, więc nie spodziewam się Strażników, którzy od razu używają do pukania pięści, jakby się bali, że ich nie usłyszymy. Obracam się na krześle, mając zamiar otworzyć, ale uprzedza mnie Hope. Wiem, że to ona, bo ma lekki chód. Mama, jeśli już wychodzi, powłóczy nogami, bardziej przesuwając stopy, niż podnosząc.
Uśmiecham się, słysząc głos Sama. Lubię, kiedy tu przychodzi, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie powinien, bo nie jest stąd, a ludziom z zewnątrz nie wolno wchodzić do naszej dzielnicy. Podobno chcą nas w ten sposób chronić, bo rebelianci są na nas źli i mogliby zrobić nam krzywdę. Nie wiem, czy to prawda, ale wiem, że Sam jest dobry i na pewno nic by nam nie zrobił.
Kiedy wchodzi do kuchni, odwracam się odruchowo w jego stronę, chociaż oczywiście nie mogę go zobaczyć. Kiedyś, kiedy byłam mniejsza, lubiłam wyobrażać sobie, jak wyglądają ludzie, z którymi rozmawiam. Później pytałam o to siostrę, a ona mówiła, czy miałam rację. Prawie nigdy nie trafiałam i w końcu dałam sobie spokój.
- Wiem - odpowiadam, uśmiechając się. Rozpoznałam go po głosie już w chwili, kiedy wypowiedział pierwsze sylaby. Na pytanie o mamę na chwilę marszczę brwi, po czym kiwam głową. - Tak - dodaję po chwili, bo nie jestem pewna, czy w ogóle na mnie patrzy, i czy zauważył gest.
Kiedy zaczyna wyciągać na stół produkty, które z pewnością są jedzeniem, zalewa mnie fala wdzięczności, ale jednocześnie robi mi się wstyd, jak zawsze, kiedy ktoś bezinteresownie nam pomaga. Wiem, że robią to z dobrego serca, ale i tak nie potrafię opanować gorąca, pokrywającego moje policzki, bo oni sami przez lata nie otrzymali od nas żadnej pomocy. Nawet kiedy jej potrzebowali bardziej niż my.
- Dziękuję - mówię tylko cicho. Nie mogę mu odmówić, bo na pewno zrobiłoby mu się przykro, a poza tym naprawdę nie poradzimy sobie bez tych rzeczy. Jedzenie, które przyniósł, pozwoli nam przeżyć kilka następnych dni, mnie, Hope i mamie. Może tata też się pojawi. Nigdy jeszcze nie znikał na aż tak długo.
- Zaczęli nam włączać prąd wieczorem, więc nie jest tak zimno, jak ostatnio - mówię, odpowiadając na ostatnie pytanie, bo w zeszłym tygodniu faktycznie na kilka godzin włączało się ogrzewanie. To najlepsza pora, żeby położyć się spać, bo później, kiedy temperatura spada, ciężko jest zasnąć. Wzruszam ramionami. - Może niedługo włączą nam na stałe, jak już naprawią elektrownię - zauważam, bo taki podano nam oficjalny powód braku prądu - awaria elektrowni. Podobno uszkodzono ją podczas wojny. Brzmi całkiem logicznie. - Powiedz lepiej, co u ciebie! - dodaję na koniec, bo naprawdę lubię słuchać Sama. Jego opowieści przypominają mi czasy sprzed wojny i przez chwilę nawet udaje mi się udawać, że wszystko jest po staremu. Nie wiem dlaczego, ale świadomość, że wciąż są ludzie, którym żyje się dobrze, w pewien sposób dodaje mi otuchy.
Powrót do góry Go down
Sam Quillin
Sam Quillin

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptySro Maj 29, 2013 11:45 pm

Mam wrażenie, że Blue jest odrobinę zakłopotana całą tą sprawą z pomaganiem jej i jej rodzinie w zaopatrywaniu się, jednak wiem też, że jest mi za to bardzo wdzięczna. Ponadto wiem, że bez mojej pomocy najprawdopodobniej nie wiązaliby końców z końcem i to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to, co robię, jest słuszne. Już nie chodzi o samo pokazanie, że część z nas jest inna - inna od większości rebeliantów, inna od Kapitolończyków. Chodzi o sam fakt, że nie każdy człowiek żyjący w Gettcie naprawdę na to wszystko zasługuje. Szczególnie nie dzieci, które nie powinny być karane za winy swoich rodziców.
- Co u mnie? – powtarzam po blondynce pogodnym głosem, starając się rozluźnić atmosferę, jakbym był tylko ich kuzynem lub znajomym, który wpadł opowiedzieć kilka kiepskich dowcipów lub zjeść z nimi obiad.
Podchodzę do dziewczynki i upewniając się, że jej to nie zaskoczy, biorę ją na ręce i po chwili usadawiam ją na swoich kolanach. Staram się zignorować fakt, że z wizyty na wizytę Blue wydaje się coraz lżejsza. Drugą ręką wykonuję gest zachęcający Hope do zrobienia tego samego. Ponieważ sam jestem wielkości przeciętnego krasnala ogrodowego, z trudem utrzymuję obie blondynki na kolanach, jednak po chwili przywykam do sytuacji i zaczynam:
- Hm, nie jest źle. Studia w porządku, jestem już po sesji, więc mogę spać spokojnie. Mieszkanie wciąż trochę puste i ciężko jest mi się przyzwyczaić do mieszkania w pojedynkę, ale jest do przeżycia. Z muzyką idzie mi w porządku, załatwiłem sobie jakieś granie w knajpie w przyszłym miesiącu i może nie jest to prawdziwa scena, ale mi tam wystarcza, a Faith…
Cholera. Z trudem udaje mi się zmiędlić przekleństwo w ustach.
- A Faith jest dzisiaj ze mną umówiona na ślub znajomych – kończę, sprawdzając szybko godzinę na zegarku i uświadamiając sobie, że już jestem trupem.
- Okej, będę musiał was prosić, żebyście teraz mnie opuściły – mówię z nerwową żartobliwością, choć głos odrobinę trzęsie mi się z powodu paniki.
Chwilkę później zrywam się z krzesła i sprawdzając, czy przypadkiem o czymś nie zapomniałem, niemalże wybiegam z mieszkania, na koniec rzucając coś o tym, że postaram się przyjść ponownie tak szybko, jak to będzie możliwe. Posyłam im buziaki, uśmiechając się głupkowato, choć wiem, że Blue nie jest w stanie zauważyć tego gestu i odrobinę smutnieję.
***
Nie mam zbyt wiele czasu na to, żeby oglądać się za siebie z każdym postawionym krokiem, dlatego liczę, że los uzna moje postępowanie za słuszne i nie pozwoli Strażnikom zamknąć mnie w areszcie. Biegnę, przepychając się między krzyczącymi kobietami i poirytowanymi mężczyznami, którzy po chwili także zaczynają na mnie wrzeszczeć, grożąc mi pięścią. Mimo wszystko udaje mi się dojść do przejścia bez większych przeszkód i już po chwili jestem w Kapitolu, w drodze do domu, gdzie już czeka na mnie wyprasowany garnitur.
Powrót do góry Go down
the civilian
Hope Flickerman
Hope Flickerman
https://panem.forumpl.net/t215-hope-blue-flickerman#365
https://panem.forumpl.net/t424-panna-hope?highlight=hope+flikerman
https://panem.forumpl.net/t1308-hope-flickerman?highlight=hope+flikerman
https://panem.forumpl.net/t1370-hope?highlight=hope+flikerman
Wiek : 12
Zawód : przegrzebywacz brudów, stalker, detektyw, piromanka
Przy sobie : gaz pieprzowy, zapalniczka

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyCzw Maj 30, 2013 10:31 pm

    | Początek.
Kolejny zimowy dzień. Chłodny i bez szans zmiany czegokolwiek. Ale Hope się już do tego przyzwyczaiła. Została przemeldowana razem z siostrą i rodzicami do Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej, gdzie życie nie było łatwe. Brak żywności, dobrego lokalu, czy dostaw prądu. Jeszcze, gdy było cieplej wszystko dało się znieść. Wilgoć, chłód, a nawet brak oświetlenia nikomu nie przeszkadzał. Prawdę mówiąc, pierwszych z dwóch zmartwień wtedy jeszcze nie było. Słońce przyjemnie grzało w głowę i dużo czasu spędzało się na zewnątrz.
Pomyśleć, że kiedyś Hope kochała zimę. Jej urodziny, święta, magia krajobrazu, ludzie ubrani w grube szaliki. Często wieczorami siadała w oknie z kubkiem gorącej czekolady i przyglądała się temu co działo się za oknem. Ptaszkom, które nieudolnie szukały pożywienia, aż w końcu znajdowały je w dużym karmniku w ogrodzie bliźniaczek, a teraz… Teraz mała Flickerman znienawidziła zimę. Było zimno, z zimna nie mogą usnąć, jej szczeka mimowolnie drżała. W dodatku ona, Blue i ich matka głodowały. Równie dobrze Hope mogłaby być tym małym, zagubionym ptaszkiem szukającym żywności. Tyle tylko, z tą różnicą, że ona nie znajdzie karmnika.
Na całe szczęście niedługo miała przyjść wiosna. Słońce na dłużej powinno wychodzić zza horyzontu i zrobi się cieplej. Wszystko wróci do prowizorycznej normy i ożyje. Bo chyba już nic nie będzie takie jak wcześniej. Ale przed wiosną, która i tak zapewne nie pojawi się tak wcześnie… ktoś zdążył odwiedzić bliźniaczki. Zapukał z wyczuciem w drzwi, a blondwłosa dziewczynka podbiegła do nich, by niepewnie je otworzyć. Odkąd mieszkała w KOLCu wyrobiła w sobie ten nawyk, musiała być ostrożna i uważać na wszystko i każdego. Jednak, w tym wypadku wiedziała, że to ktoś w pokojowych zamiarach. Inaczej nie pukałby z takim wyczuciem. Ba, w ogóle by nie pukał.
Tym niespodziewanym gościem był Sam. Właściwe to nie takim niespodziewanym i nie takim gościem, bardziej stałym bywalcem. Stały bywalec domu, a raczej rudery państwa Flickerma. Brzmi dumnie.
- Cześć Sam - powiedziała radośnie Hope i wpuściła go do środka. Od razu przeszli do kuchni. Obie bliźniaki bardzo lubiły chłopaka… można nawet pokusić się o stwierdzenie, że go pokochały. Często je odwiedzał, opowiadał o sobie, pytał o nie. Był ich bardzo dobrym przyjacielem. A co najważniejsze pomagał im. Nikt go o to nie prosił, ale on nadal przynosił im żywność i ubrania. Dziewczyna nie raz, czy dwa wyznawała mu swoją wdzięczność. Bez Sama… aż strach myśleć co mogłoby być, gdyby nie on.
Hope od początku uważała go za dobrego człowieka. Bezinteresownie pomagał dwójce nieznajomych dzieci, a przecież tyle przeszedł. Uczestniczył w 74. Głowowych Igrzyskach. Flickerman, jeśli sięgnie w głąb swojej pamięci, może przypomnieć sobie nawet to, gdy jej wujek, Cesar przeprowadzał z nim wywiad. Równie dobrze pamięta jego poczynania na arenie. Wszystko to wydawało się dziewczynce zbyt realne i okropne. wszystkie te straszne przeżycia… a mimo to nadal był dla nich dobry. I to wcale nie wynikało z tego, że chciał zgłuszyć swoje wyrzuty sumienia; po pierwsze nie miał jakich, po drugie był szczęśliwy. Dlaczego miałby się przejmować kimś-tam, miał swoje życie. Przynajmniej tak myślała Hope. Ale jedno, czego była pewna i co dotyczyło jego osoby, jest to, że był dobrym człowiekiem.
Siedziała na jednym z jego kolan. Uśmiechała się i obserwowała go, gdy mówił. Uważała go za nie tylko sympatycznego człowieka, ale też bardzo ładnego… czy też przystojnego. Panie różnie to określają, jednak dla niej nie było różnicy. Lubiła jego opowieści. Wtedy mogła poznać jego samego, przeszłość, plany i opinie. W dodatku często mówił, jak wygląda Kapitol. A to w jakiś sposób cieszyło Hope. Może łudziła się, że to może jeszcze inaczej wyglądać. Ona i jej siostra wrócą do swojego domu, prawdziwego domu.
Sam ma ślub, o którym zapomniał. Jasne, cały Sam. Kochany i zakręcony.
Czasem wydaję mi się, że jest tak samo zakręcony jak jego włosy. Może to ma jakieś powiązanie?

Ta myśl wywołała na jej twarzy mimowolny uśmiech. Spojrzała na niego jeszcze raz i tuż przed wyjściem zdążyła mu podziękować.
- Dzięki Sam, naprawdę nie wiem co byśmy bez ciebie zrobiły. Śliczne są te swetry. Miłej zabawy na ślubie - w pośpiechu odprowadziła go do drzwi i szybko pomachała na pożegnanie. Nie wie, czy udało mu się to zauważyć, ponieważ puścił się biegiem wzdłuż ulicy.
Najwidoczniej jest bardzo spóźniony.
Bliźniaczka wróciła do kuchni żeby schować wszystko to co przyniósł Quillin. Przypomniała sobie o ich tacie. On też zazwyczaj, gdy wracał przynosił jakieś jedzenie, czy ubrania. Hope nigdy nie pytała skąd pochodzą, a nawet, gdzie był ich ojciec. Teraz nie wracał już dość długo, ale dziewczynki się tym nie przejmowały. Przynajmniej starały się tego nie robić.
Taty po prostu często nie było w domu. Ma swoje sprawy. Teraz tez się to nie zmieniło.
Po włożeniu wszystkich artykułów do szafki naciągnęła na siebie nowy sweter. Ówcześnie wyjmując zawartość kieszeni, które miałby być okryte nową warstwą materiału. Dowód tożsamości i czerwona chusteczka. Odłożyła je na zniszczony blat. Ubranie był nieco za duże, ale przy dwóch wcześniejszych pasowało niemalże idealnie. Po chwili rozpaliła ogień i postawiła na nim czajnik. Sam przyniósł im herbatę. Nie żeby dziewczynka nie lubiła naparu z mięty, ale piła go ciągle. Liście herbaciane były naprawdę miła odmianą.
Dość długo sączyła gorący napój wymieniając z siostrą pojedyncze słowa. Chyba obie nie miały ochoty na rozmowę. Pewnie wynikało to ze względu na krótką wizytę chłopaka.
Hope w końcu postanowiła się przejść. Być może nie było to najlepsze rozwiązanie, ale zaczerpnięcie mroźnego powietrza nie zrobi jej na złe. Na ramiona założyła grubą, puchową kurtkę ojca, którą im zostawił. Mimo tego, że była o kilka rozmiarów za duża zapewniała ciepło.
- Blue, idę się przejść. Wrócę za jakiś czas.
Poinformowała swoją ukochaną siostrę i wyszła na szare ulice KOLCa bez żadnego konkretnego celu.
    | Gdzieś w KOLCu.

Powrót do góry Go down
Blue Flickerman
Blue Flickerman
Wiek : 12

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Przedpokój   Blue i Hope Flickerman EmptyWto Cze 11, 2013 12:06 pm

***
Powrót do góry Go down
Blue Flickerman
Blue Flickerman
Wiek : 12

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyWto Cze 11, 2013 12:07 pm

    Sklepik na rogu
Kiwam głową, bo pewnie Theo ma rację, a ja tylko narobiłam niepotrzebnej paniki. Tak jak mówi, Hope mogła równie dobrze wrócić do domu i jeśli zastała mieszkanie puste, na pewno szaleje ze zmartwienia. Łapię go więc za rękę, którą wyciąga w moją stronę i wstaję.
- W porządku - mówię krótko, po czym odwracam się jeszcze w stronę, z której ostatnio dobiegał głos Michelle. - I do zobaczenia - rzucam. Posyłam dziewczynie lekki uśmiech, mając nadzieję, że patrzy w moim kierunku, a następnie ruszam za Theo. Droga do domu nie jest długa, w końcu nie zdecydowałabym się na odchodzenie na większe odległości. Nie znam Kwartału jeszcze na tyle dobrze, żeby sobie na to pozwolić. Mogłabym zapomnieć, skąd przyszłam i nie dać rady wrócić, a to z pewnością nie skończyłoby się dobrze.
Kiedy docieramy do odpowiednich drzwi, z drżącym sercem naciskam klamkę i wchodzę do środka. Zamek zepsuł się jakiś czas temu, więc nasze mieszkanie zawsze jest otwarte. I tak nie mamy niczego, co ktoś mógłby chcieć ukraść, nie licząc kilku dziecięcych ubrań. Przestępuję próg.
- Hope? - wołam, chociaż tylko dla zasady, bo już od wejścia wiem, że nie siostry tu nie ma. W innym wypadku już dawno byłaby przy drzwiach. Słyszę za to lekkie chrapanie mamy, która najwidoczniej w końcu usnęła. - Może wróci za chwilę - mówię z nadzieją, ale sama w to nie wierzę. Jeśli nie ma jej do tej pory, coś musiało się stać.
Powrót do góry Go down
the victim
Theo Madden
Theo Madden
Wiek : 18
Zawód : umarlak

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptySro Cze 12, 2013 10:01 am

Spacer za rękę z Blue dodał mu nagle jakiejś dziwnej pewności siebie. Wcześniej szedł zgarbiony, wpatrzony w czubki swoich butów, a teraz dumnie kroczył przez Kwartał, prowadząc ze sobą dziewczynkę. Czuł się za nią odpowiedzialny, niczym prawdziwy starszy brat, a jej obecność podnosiła go na duchu. Był pełen obaw o to, czy zastaną Hope w domu, jednak starał się aby jego mała towarzyszka niczego nie wyczuła.
Gdy dotarli do jej mieszkania, znów zwrócił uwagę na zepsuty zamek. Zanotował w pamięci by tym razem zgłosić się wreszcie do kogoś z prośbą o naprawienie go, inaczej państwo Flickerman mogli mieć na głowie nie tylko złodzieja, ale pewnego dnia obudziliby się z dzikim lokatorem i co wtedy?
Z odległego pokoju usłyszał chrapanie matki bliźniaczek, jednak nie było tu śladu po Hope. Widział, że Blue zmartwiła się teraz nie na żarty, ale, podobnie jak on wcześniej, postanowiła być dzielna.
Może wróci za chwilę?
-Na pewno zaraz wróci - przytaknął dziewczynce i pomógł jej zdjąć kurtkę, a następnie powiesił ją obok swojej - Pewnie się minęliśmy, tak jak mówiłem. Pani ze sklepu na rogu powie jej, że tam byłaś, a ona szybko wróci do domu.
Bardzo chciał w to uwierzyć, jednocześnie podjął decyzję, że jeśli Hope nie wróci za pół godziny, wyjdzie i zacznie jej szukać, być może zwerbuje do tej akcji jeszcze kogoś znajomego.
Theo posłał Blue krzepiący uśmiech, bardzo żałując, że ta nie może go zobaczyć. Sięgnął do kieszeni ale nie znalazł nic, co mógłby jej podarować, nie był przygotowany na dzisiejszą wizytę u Flickermanów. Zazwyczaj podrzucał im jakieś ubrania i artykuły pierwszej potrzeby, czasem też żywność, ale dziś sam był z tym na bakier.
-Może coś zaśpiewasz? - zaproponował, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyCzw Lip 04, 2013 8:51 pm


    Dziura w murze

Nie wiedziała, jak długo kluczyła między uliczkami Kwartału, ani ile razy tak właściwie zatoczyła koło. Na dobrą sprawę, nie miała nawet pojęcia, czy jest ścigana, bo nie miała czasu, żeby to sprawdzić. Przez dłuższy czas po prostu biegła przed siebie, starając się zgubić ewentualny pościg i mając wrażenie, że za chwilę jej płuca zajmą się żywym ogniem. Który raz, w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin, uciekała przed strażnikami? Trzeci, czwarty? Straciła rachubę. Jeśli dołożymy do tego nieprzespaną noc i to, że jej ostatnim, wątpliwym posiłkiem, była herbata w Violatorze, nikogo nie powinno dziwić, że jej organizm w końcu powiedział dość.
Punkt krytyczny nastąpił przy jednej z bardziej zapuszczonych uliczek. Do końca nie wiadomo, czy powodem upadku było rozwiązane sznurowadło, rozwalający się but, oblodzony fragment chodnika, czy ogólne wyczerpanie palących mięśni. Najprawdopodobniej każdy z tych czynników. W każdym razie, nim się zorientowała, leciała w dół. I nic a nic nie mogła z tym zrobić.
Jest taki zabawny fakt, dotyczący upadania. Kiedy tracimy równowagę, jesteśmy tego doskonale świadomi. Mimo, że sam proces zmierzania w kierunku ziemi trwa zalewie kilka sekund, możemy obserwować z dużą dokładnością, jak zbliżamy się do nieuchronnego zderzenia z rzeczywistością. Wiemy doskonale, co za moment nastąpi, i wiemy, że jeśli odpowiednio ułożylibyśmy ciało, uniknęlibyśmy najgorszych obrażeń. Ale nigdy tego nie robimy.
I Ashe także nie zrobiła.
Upadek był bolesny i miał smak kurzu i roztopionego śniegu. Jej drobne dłonie zagłębiły się w pokrywającej ulicę breji, ale i tak nie uratowało to jej lewego policzka przed bliskim spotkaniem z twardym betonem. Jęknęła cicho, kiedy przed oczami zatańczyły jej światełka we wszystkich kolorach tęczy, a świat dookoła zamienił się w karuzelę. Sama nie wiedząc kiedy, podciągnęła się na kolana i przez chwilę pozostała w tej pozycji, oddychając ciężko. Miała wrażenie, że za moment osunie się bezwładnie na chodnik i choć nie słyszała za sobą odgłosów pościgu, miała świadomość jednej rzeczy - jeśli ją gonią, mogą spokojnie ją dopaść. Nie było mowy, żeby zrobiła choć jeszcze jeden krok w którąkolwiek stronę. Była jak kolejka elektryczna, która wypadła z metalowych szyn. Mimo, że jej mózg wysyłał impulsy do ciała, połączenia nerwowe zostały zablokowane i żaden z nich nie docierał do celu.
Nie miała pojęcia, jak długo pozostawała w tej pozycji, ani kiedy właściwie znalazła w sobie na tyle silnej woli, żeby podczołgać się do niskiego murku przed drzwiami jakiegoś domu. Oparła łokcie na kolanach, wciąż dysząc, jakby przebiegła maraton i starając się pozbierać do kupy. Czas jednak mijał, a jej stan, jak na złość, nie chciał się poprawić. Każde wciągnięcie mroźnego powietrza rozrywało jej płuca na milion pęcherzyków, które wracały na miejsce przy wydechu, by za moment ulec ponownej eksplozji. Miała wrażenie, że jej policzki osiągnęły temperaturę rozgrzanego na patelni oleju, a po lewym spływało powoli coś gęstego i ciepłego. Włosy przykleiły jej się do czoła i wymsknąwszy się spod kurtki, luźnymi kosmykami opadały na twarz. Zarówno nogi jak i ramiona drżały jej niekontrolowanie, nie dając absolutnie żadnego oparcia ciału. W głowie wciąż miała rollercoaster i bała się otworzyć oczy, pewna, że jeśli tylko jeszcze raz zobaczy wirujący chodnik, zwymiotuje.
Przyjdźcie po mnie, pomyślała, na przemian tracąc i odzyskując świadomość. Kiwała się lekko na boki, wiedząc, że jeśli osunie się w którąś ze stron, nie znajdzie w sobie ponownie na tyle siły, żeby wstać, chociaż może leżenie nie byłoby takie trudne, jak utrzymywanie pionu.
- Weź się w garść - warknęła sama do siebie, ale natychmiast zamilkła, bo każde słowo przeciskało jej się przez gardło jak kulka z papieru ściernego.


Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Czw Lip 04, 2013 8:51 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyCzw Lip 04, 2013 8:51 pm

Mówią, że cel uświęca środki. Albo, że droga do piekła jest wybrukowana dobrymi chęciami. Więc w takim razie rozpoczynam moją wędrówkę autostradą prosto w jego środek. Albo nie. Albo jestem na niej już od dłuższego czasu.
To jednak nie jest najistotniejsze. Problem leży w tym, że kiedy znajdujemy cel, czy powód, o który warto walczyć, nie przykładamy wagi do tego, w jaki sposób go osiągniemy. I pomimo, że cel może wydawać się wart tego zachodu, i być ponad wszystkie niewłaściwie rzeczy które zrobimy. Cóż, bywa, że nie jest.
I chociaż końcowy efekt może być pozytywny, wszystkie złe uczynki, wszystkie złamane reguły, one wciąż tam są. Nie znikną magicznie z naszych kartotek. Pytanie więc, czy nasz cel jest tak chwalebny i słuszny, żeby przyćmić wszystko co stanie się po drodze?
Wciąż jednak mogę nazwać parę wyjątków, kiedy ten wybór był dobry. I modlę się, żeby to był jeden z nich. Żebym tym razem miał rację.
Teraz jednak wkroczyłem już na ścieżkę, z której nie mogę zejść, z której nie mogę się wycofać. Padło bowiem zbyt dużo obietnic, a ja zawsze dotrzymywałem słowa. I nie zamierzam teraz odstępować od tej reguły.
Kiedy przemierzam przez ulice kwartału w myślach przeklinam pustkę, jaka na nich zapanowała. Z niezadowoleniem naciągam kaptur na głowę. Może przyjście tutaj przed zmrokiem wcale nie było dobrym pomysłem? Na szybko, na lewo wyrobiona przepustka naśladuje swój oryginał dość dobrze, ale nie mogę być pewny, że nie trafię na bardziej dociekliwych strażników, niż tych przy wejściu. A będąc jedynym celem na wyludnionej przecznicy, znacznie rośnie prawdopodobieństwo kontroli. Na dodatek nie mam pojęcia, ile jeszcze czasu będę zmuszony krążyć wokół śnieżnych, przybrudzonych zasp. Mroźne, lutowe powietrze przenika mnie aż do kości, kiedy zręcznie przebiega przez dosyć cienki materiał dwurzędówki. Zasuwam wyżej zamek błyskawiczny bluzy, ale nic nie jest w stanie wynagrodzić mi braku szalika. A moje przemoczone buty wcale nie poprawiają sytuacji i mogę się niemal założyć, że w tym momencie byłbym nie do odróżnienia od przeciętnego mieszkańca kwartału. Z tym jednym wyjątkiem, że większości jednak udało się zapamiętać moją twarz. Nie było więc też sensu wyrabiać przepustki na fałszywe nazwisko, czym też zapewne narobiłbym sobie jeszcze większych kłopotów.
Wyciągam z kieszeni kurtki papierosa i szybkim ruchem odpalam, aby znowu schować dłonie w przytulnie ciepłych kieszeniach. Zaciągam się szarobiałym dymem, który chociaż na chwilę przyjemnie rozgrzewa moje wnętrze.
Cały ten czas, który spędziłem w ośrodku szkoleniowym trzymałem się myśli, że kiedy tylko wyjdę na zewnątrz poczuję się lepiej. Nie dość, że mroźne powietrze ostudzi moje myśli i sprowadzi mnie na ziemię, ale też da mi poczucie oderwania się od wszystkich bieżących wydarzeń. I w momencie w którym opuszczę felerny budynek, zostawię - chociaż na jakiś czas – za sobą problemy, albo całą rzeczywistość. Chociaż na godzinę. Godzinę nie myślenia o Igrzyskach. Godzinę odpoczynku. Ale wygląda na to, że trafiłem z deszczu pod rynnę. I co prawda wyszedłem z mojej rzeczywistości, coś pozwoliło mi się wyrwać, ale jednocześnie czuję się jakbym dostał w twarz, kiedy tylko przekroczyłem bramę kwartału. Zza muru wszystko wygląda inaczej, teraz nieudolnie próbuję sobie przypomnieć wszystkie rzeczy, jakimi kapitolińczycy zasłużyli sobie na tak marny koniec. Ale bezskutecznie. Na dodatek nie mogę pozbyć się obrazu dzieci mieszkających w tym miejscu. Mnie samego przechodzą dreszcze na myśl o spędzeniu tutaj kolejnej godziny. Zniecierpliwiony spoglądam na zegarek, nie mam znowu zbyt dużo czasu, moja nieobecność na paradzie z pewnością nie przeszłaby niezauważona.
Ciche przekleństwo wyrywa się z moich ust, kiedy przypadek wchodzę w kolejną zaspę, a na moich butach zanika ostatnia sucha ‘plama’. W podenerwowaniu zamierzam już obrócić się na pięcie i wrócić do dzielnicy rebeliantów, kiedy jakaś rozmyta postać przecina moją drogę skręcając w jedną z szaroburych uliczek, zaraz znikając za zniszczonym budynkiem.
Dopiero po dłuższej chwili jej śladem podąża dwójka strażników, kiedy zatrzymują się na rozdrożu spoglądają po sobie z dezorientacją, przez chwilę jakby nie mogąc się nadziwić, że ktokolwiek mógł im uciec. Irytacja jaka pojawia się na ich twarzach, kiedy zapewne uświadamiają sobie czekające ich konsekwencje, jest niemal komiczna. Nie mam pojęcia dlaczego, może cała ta sytuacja wprawiła mnie w takie rozbawienie, ale wyrywa mi się:
- O, tam pobiegła! – i niezbyt uprzejmie wskazuję ręką przeciwny kierunek, niż ten w którym się udała.
Tęższy z nich spogląda na mnie z podenerwowaniem, jakbym wytknął mu jakiś okropny błąd, niezadowolony z faktu, że ktoś był świadkiem jego porażki. Szybko mruczy coś do swojego kompana, czego ja nie mogę usłyszeć, a potem udaje się we wskazanym przeze mnie kierunku. Drugi, za to wciąż zaciekle się we mnie wpatruje. Moje usta układają się w bezgłośne ‘kurwa’ myśląc, że sam niepotrzebnie ściągnąłem na siebie ich uwagę, a oczami wyobraźni już widzę jak podchodzi do mnie, aby skontrolować moje dokumenty. Cholerne, fałszywe dokumenty. Zaraz jednak oddycham z ulgą, kiedy posyłając mi jedynie groźne spojrzenie, obiera inny kierunek i zostawia mnie w tyle.
Po raz kolejny wyciągam z kieszeni pogiętą już kartkę, jednak zanim zdążam rozłożyć ją i odświeżyć sobie adres, który uleciał mi z głowy przez tą scenę; silnym ruchem ręki mimowolnie zgniatam ją jeszcze bardziej, zostawiając na dnie kieszeni. Wzrok kieruję ku zakrętowi, za którym zniknęła dziewczyna, zaraz później sprawdzając czy sylwetki strażników zdążyły już zniknąć za horyzontem.
- Szlag by to… - nie dokańczam, przygryzam w podenerwowaniu wargę i szybkim krokiem ruszam w jej kierunku. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, to nie moja sprawa. Wpadła w kłopoty, niech sama teraz sobie z nimi radzi. Ale te argumenty już do mnie nie przemawiają, a całkowicie zdaję sobie sprawę, że jeżeli teraz zignoruję dziewczynę, mogę później liczyć się z poważnymi wyrzutami sumienia. Liczę jeszcze, że coś przemówi mi do rozsądku, ale zdaje się, że właściwie już się odezwał, i nie zamierza zmienić zdania.
Przyśpieszam kroku i niemalże truchtem wbiegam pomiędzy poczerniałe od spalin kamienice. Podświadomie łudziłem się, że uciekinierka może zwiększyła tempo, wpadła za któryś zaułek, albo zdążyła już zaryglować za sobą drzwi. Wszystko, bylebym nie musiał mieszać się w jej niedokończone sprawy. Ale nic na to nie wskazuje. Blondynka siedzi na zimnym murku klatki schodowej, usilnie łapiąc powietrze i spazmatycznie się trzęsąc. Oczy ma przymknięte, więc jednocześnie nie mogę powstrzymać się od obwiniania jej, jak głupio postępuje, z drugiej strony nie mógłbym się nie przejąć na ten widok. Opieprzam się w myślach, że w ogóle chciałem ją zignorować. Ale przypominam sobie, że może wcale nie być bez winy. Strażnicy mogli ją ścigać zarówno za kradzież chleba, bijatykę, albo coś poważniejszego.
Podchodzę bliżej, patrząc na nią z góry i czekając aż podniesie swój wzrok, ale kiedy to nie następuje rzucam w końcu ironiczne:
- „Jeżeli przechodzisz przez piekło, idź dalej” nie znasz tego? – jednocześnie wyciągam kartkę z kieszeni rzucając okiem na zapisaną w pośpiechu nazwę ‘Fairlands St. 34’, po czym przenosząc wzrok na krzywo zawieszoną tabliczkę z tą samą nazwą, ale numerem 26. - …nieważne. – dopowiadam ciszej i zaczynam zaraz znowu nieco bardziej energicznie. – To twój szczęśliwy dzień. – posyłam jej coś, co można by nazwać uśmiechem. - Możesz iść? Nie zgubiliśmy ich na długo. – rozglądam się nerwowo, jednak wygląda na to, że póki co obaj faceci wciąż lawirują w labiryncie kamienic. – Chodź. – chwytam dziewczynę za ramię i obejmuję w pasie, chcąc pomóc je wstać. Jej nogi uginają się mimowolnie pod jej ciężarem, a cała przeraźliwie drży. Jej blada z wychłodzenia skóra kontrastuje z czerwonymi rumieńcami na policzkach, a pojedyncze krople potu zlepiają jej luźno opadające włosy. Widząc jej nieobecny wzrok mocniej chwytam ją w tali, a sam przeklinam się, że w ogóle przez chwilę naszła mnie chęć zostawienia jej tutaj.
Kiedy wreszcie dochodzimy do drzwi z numerem 34 wzrokiem szybko przejeżdżam przez listę lokatorów zatrzymując się nad ‘Flickerman’ na zardzewiałym domofonie, jednak nie dzwonię. Popycham jedynie otwarte drzwi wchodząc na klatkę schodową.


Ostatnio zmieniony przez Noah Atterbury dnia Czw Lip 04, 2013 10:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyCzw Lip 04, 2013 9:32 pm

Mistrz Gry czuwa. :D

Strażnicy zdążyli już odbiec całkiem spory kawałek od mężczyzny, który wskazał im drogę, gdy nagle zorientowali się, że ten najprawdopodobniej wyprowadził ich w pole – na śniegu nie było żadnych śladów wskazujących na to, że ktoś tędy niedawno przechodził. Przeklinając pod nosem, że poszukiwana dziewczyna mogła zbiec, pośpiesznie zawrócili w stronę z której przyszli i śledząc pozostawione na śniegu wgniecenia dotarli do niewielkiej uliczki. Z zadowoleniem przyjęli widok poszukiwanej dwójki, chroniącej się właśnie w pobliskim domu.
- Bardzo dobrze, teraz dużo łatwiej będzie ich złapać. – mruknął jeden z nich, rozcierając zmarznięte dłonie. Drugi w tym czasie postanowił wykazać się sprytem i zwołał oddziały znajdujące się akurat w pobliżu, po czym odbezpieczając broń wszedł do budynku. Celując z broni w stanowiącego obecnie większe zagrożenie mężczyznę beztrosko stwierdził:
- Jesteście otoczeni, proszę nie podejmować żadnych drastycznych kroków, gdyż z góry uprzedzam, że może to się skończyć źle.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyCzw Lip 04, 2013 10:36 pm

W imieniu administracji, jest nam niezwykle miło, że mamy takich sumiennych i pracowitych MG. xD

Nasza podświadomość to niezwykle ciekawe zjawisko.
Po pierwsze dlatego, że podobno naprawdę nas słucha. Jeśli czegoś bardzo chcemy i wmawiamy sobie wystarczająco uparcie, że to dostaniemy, w końcu tak sie stanie. Myślimy o tym intensywnie, wysyłamy do wszechświata energię, a wszechświat odpowiada. Prosty mechanizm, przez wielu ignorowany. Jeszcze ciekawszy jest jednak fakt, że to potężne narzędzie kompletnie nie rozumie zaprzeczeń. Znacie powiedzenie o wywoływaniu wilka z lasu? Właśnie o to chodzi. Jeśli czegoś bardzo nie chcemy, też wysyłamy do wszechświata energię. Z tym, że wszechświat nie wychwytuje naszego 'nie'. I odpowiada.
Siedząc, czy raczej kołysząc się, na niskim murku w zapuszczonej uliczce, Ashe modliła się, by nikt jej nie znalazł. I zgadnijcie, co się stało.
Dokładnie czternaście bolesnych wdechów później, usłyszała kroki. Zamarła, nasłuchując i nie podnosząc głowy, w nadziei, że kimkolwiek jest przybysz, po prostu ją zignoruje. Nie musiał wcale być strażnikiem. Mógł być zwyczajnym mieszkańcem Kwartału i mieć w nosie kulącą się na mrozie dziewczynę, jakich przecież w dzielnicy było mnóstwo. Ledwie jednak pomyślała: nie podchodź do mnie, poczuła, jak nieznajomy się zatrzymuje. Dokładnie nad jej głową.
Zamarła, czekając na... cokolwiek. Uderzenie? Wystrzał? Prośbę o wyciągnięcie dokumentów? Przez myśl przeszła jej ucieczka, ale jej płuca zareagowały jak na zawołanie, wywołując bolesny kaszel. Wciąż jednak nie podnosiła głowy, bo choć nadzieja, że zostanie zignorowana, gasła z każdą chwilą, dalej gdzieś tam istniała. Do czasu.
- „Jeżeli przechodzisz przez piekło, idź dalej” nie znasz tego?
Męski głos przeciął panującą dookoła ciszę, o dziwo nie rozrywając jej jednak w bolesny, ostry sposób, a przebijając się przez powietrze jak obłok pary. Ashe zawahała się chwilę, podnosząc w końcu wzrok i mrużąc załzawione przez atak kaszlu oczy.
- A co jeśli w nim mieszkasz? - zapytała zachrypniętym głosem, przyglądając się towarzyszowi i ku swojej uldze stwierdzając, że kimkolwiek był, nie nosił munduru strażnika. Inna sprawa, że jego twarz wydawała jej się w jakiś sposób znajoma, w tamtej chwili nie potrafiła sobie jednak przypomnieć, skąd. Kojarzyła jej się z echem dawnych dni, zupełnie jakby jej się przyśniła, choć osobiście nie wierzyła w cudownie materializujące się postacie ze snów. Musiała więc kiedyś go widzieć - kto wie, może mieszkał w tym samym apartamencie co ona i jeździł z nią rano windą, albo pracował w budynku obok redakcji? Potrząsnęła głową. To było nieistotne, nie w tej sytuacji.
Słysząc o swoim rzekomym szczęściu, tylko cicho się zaśmiała. Odkąd wstała rano z łóżka, zdążyła dwukrotnie uciec strażnikom, spotkać Nicka, wpaść na od lat niewidzianego brata i prawie wyzionąć ducha na chodniku. Jeśli tak przedstawiał się szczęśliwy dzień, nie chciała widzieć nieszczęśliwego.
Kiedy mężczyzna nachylił się, żeby ją podnieść, miała ochotę zaprotestować. Nogi wciąż odmawiały jej posłuszeństwa, a w porównaniu ze stawianiem kroków, siedzenie na murku wydawało jej się wręcz luksusem. Wiedziała jednak, że pozostając w miejscu tylko naraża się na aresztowanie, ograniczyła więc narzekania do cichego jęknięcia i włożyła resztki sił w utrzymanie pionu, opierając się na ramieniu nieznajomego. Nie miała pojęcia, dlaczego jej pomagał, zwłaszcza, że z tego, co mówił, jasno wynikało, że wiedział, że była ścigana. Nie miała jednak zamiaru zadawać pytań, przynajmniej na razie. Powłócząc niemrawo stopami, pozwoliła mu prowadzić się w wybranym przez niego kierunku, czyli jak się wkrótce okazało - do drzwi jakiegoś budynku. Zanim weszli do środka, jej wzrok padł na wypisane na drzwiach nazwisko Flickerman i dopiero wtedy coś w jej umyśle zaskoczyło. Przekręciła głowę, raz jeszcze przyglądając się twarzy mężczyzny, a na powierzchnię jej pamięci powoli i opornie wypłynęło jedno nazwisko. Atterbury.
- Zaczekaj - mruknęła cicho, kiedy znaleźli się w przedpokoju. Zatrzymawszy się, wzięła głęboki oddech i jeszcze raz spróbowała znaleźć oparcie w stopach. Było lepiej, ale trzęsące się mięśnie i tak pozostawiały wiele do życzenia. Spojrzała na niego, wciąż delikatnie przytrzymując się jego ramion. - Nie wiem, dlaczego mi pomagasz, ale dzięki - dodała, już nieco pewniej. Otworzyła usta, chcąc powiedzieć coś jeszcze, kiedy za drzwiami rozległo się jakieś szuranie, a następnie drzwi ponownie stanęły otworem, ukazując celującego w nich strażnika.
- Jesteście otoczeni, proszę nie podejmować żadnych drastycznych kroków, gdyż z góry uprzedzam, że może to się skończyć źle.
Osiemnaście słów. Trzydzieści pięć sylab. Sto jeden liter. Tyle wystarczyło, żeby przelać czarę goryczy, która napełniała się od dzisiejszego poranka. A może od początku wojny.
Ashe opuściła bezsilnie ręce i dała sobie dokładnie dwie sekundy na uspokojenie własnych myśli. Przymknęła oczy, żeby nie widzieć usatysfakcjonowanej twarzy strażnika i gdzieś w głębi samej siebie pożegnała się cicho z wolnością, czy może - z życiem. Dotarło do niej, że cokolwiek teraz nie zrobi, nie ma absolutnie żadnej możliwości, na poprawienie swojej sytuacji. A w momencie, kiedy sobie to uświadomiła, roześmiała się pusto.
Dwie sekundy jednak minęły, i to szybciej, niżby chciała.
- Okej - mruknęła cicho, zmuszając się, żeby się wyprostować, choć wciąż nie do końca ufała własnym mięśniom. Zerknęła najpierw na celującego w nich mężczyznę, następnie na Noah - bo to imię też w końcu wypłynęło na powierzchnię jej pamięci - i zrobiła coś, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała, nawet biorąc pod uwagę, że przed chwilą otrzymała bezinteresowną pomoc od nieznajomego na ulicy. Spróbowała wziąć winę na siebie. - Puśćcie go - powiedziała, starając się, żeby jej głos zabrzmiał pewniej. - Nie znam go, nigdy wcześniej go nie widziałam. Pomógł mi, kiedy zasłabłam na ulicy.
Przygryzła dolną wargę, wciąż wpatrując się w lufę skierowanego w nich pistoletu. Jej dłoń samoistnie zacisnęła się materiale kurtki, dokładnie w miejscu, gdzie wszyta była maleńka kieszonka, zawierająca kapsułkę z cyjankiem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPią Lip 05, 2013 3:17 pm

Czasami najzwyczajniej nie mogę oprzeć się uczuciu, że cały świat, wszystkie, wyższe mistyczne siły i inne podobne badziewia – wszystko to zmówiło się przeciwko mnie. Przeciwko każdemu z nas. I bez względu na to, jaką drogę się obierze, dobrą, złą, a może całkowicie neutralną – na końcu każdej z nich i tak czeka na nas porażka. Klęska, jedynie po to, aby pokazać nam, ludziom, że tak naprawdę nic nie znaczymy w całym mechanizmie losu. Nigdy w niego nie wierzyłem, w przeznaczenie czy to, że wszystko dzieje się z jakiegoś określonego powodu. Nigdy. Ale kiedy po raz kolejny życie kopie mnie, i tak już leżącego, nie mogę zrzucić tego na zwykły przypadek losowy. Nawet nie chcę, jakaś ludzka potrzeba odzywa się we mnie i muszę zrzucić winę na coś innego. Nie tłumaczyć sobie, że gdybym rozegrał coś inaczej, zrobił coś inaczej, kiedyś, może dawno temu… nie. Nie mam siły aby udźwignąć kolejne winy. Łatwiej i prościej jest sobie wytłumaczyć, że cały ten czas życie czekało na moje kolejne potknięcie, aby mnie dobić. Kiedy się podniosę zapewne nie minie zbyt wiele czasu, a znowu ktoś, coś, porzuci kłodę pod moje nogi, a cała sytuacja się powtórzy. Nie liczę już na obrót spraw, zbyt wiele razy się przejechałem na pokładaniu w czymś nadziei. Łatwiej też jest jej nie mieć.
Tym razem miało nie być inaczej. Chociaż po raz kolejny popełniłem ten sam idiotyczny błąd, myśląc, że może tym razem – tym razem los będzie mi sprzyjał. Poniekąd przecież działałem w słusznej sprawie, racja? Racja? Przecież chciałem jej pomóc.
Ledwo przymykamy za sobą drzwi, a kolejne wydarzenia postępują po sobie lawinowo. Nie wiem kiedy w tak krótkim czasie zdążam jednocześnie ogarnąć wzrokiem puste mieszkanie. Zawieszam wzrok na kranie z wodą, zaraz jednak szybko odrywając go w poszukiwaniu fotela, na którym mogłaby usiąść dziewczyna. Na swojej skórze czuję dotyk jej – rozpalonej, i chyba nie chcę nawet wiedzieć co może wywoływać u niej taki stan. Z początku wydawało mi się, że to objawy przemęczenia, teraz jednak wydaje mi się, że daje jej się we znaki coś poważniejszego. Nie chcę nawet dopuścić do siebie myśli, że mogliby nas teraz znaleźć strażnicy, już poza aresztem nie może pozwolić sobie na opiekę medyczną. Gdzieś przez moje myśli przedziera się ledwo słyszalne podziękowanie, ale zanim zdążam się nawet słabo uśmiechnąć, drzwi za nami otwierają się z trzaskiem, a dziewczyna prawie wypada z mojego objęcia, kiedy w szoku odruchowo chcę sięgnąć po pistolet. Odwracam się, aby jedynie utwierdzić się w tym, że to nie lokatorzy wrócili do domu. Lufa pistoletu jest oddalona o jakiś metr i bezsprzecznie celuje we mnie.
Zamiast palnąć coś w stylu kolejnego przekleństwa, które dzisiaj przyplątują mi się na język o wiele częściej, niż ostatnimi czasy, wypalam przez zęby:
- Chyba powinnaś wstrzymać się z tymi podziękowaniami.
Instynktownie rozglądam się dookoła, kiedy uświadamiam sobie, że nie mam szans na wyjęcie broni. Nie zdążyłbym nawet po nią sięgnąć, kiedy pistolet wycelowany prosto w moją głowę zostałby odpalony. Zaciskam usta w niezadowoleniu, a trybiki w mojej głowie pracują na maksymalnych obrotach. Wzrokiem przebiegam po obdartych tapetach i podniszczonych szafkach, zaraz docierając do okna. Uchylonego okna, tak dla jasności. Nie mogę przeboleć, że droga ucieczki stoi otworem, zanim jednak zrobiłbym chociaż jeden krok w jego stronę… cóż, następnego na pewno bym już nie zrobił. Zresztą resztki mojego planu dogorywają w momencie, kiedy strażnik wypala:
- Jesteście otoczeni, proszę nie podejmować żadnych drastycznych kroków, gdyż z góry uprzedzam, że może to się skończyć źle. – a na jego twarzy pojawia się ironiczny uśmieszek, który mam ochotę od razu stamtąd zetrzeć. Szykuję się na wypalenie czegoś w ramach riposty, ale tym razem dziewczyna zabiera głos.
- Puśćcie go. Nie znam go, nigdy wcześniej go nie widziałam. Pomógł mi, kiedy zasłabłam na ulicy.
Odrywam wzrok od strażnika, i wciąż przetrawiając jej słowa odtwarzam je w myślach. Pomimo braku czasu zdążam przekalkulować je dwa, czy trzy razy, wciąż jednak brzmią tak samo niezrozumiale.
Dlaczego? Chcę zapytać, ale to zdecydowanie nie jest dobry moment na rozmowę, a śladowe resztki rozsądku, jakie wciąż widocznie walczą o przetrwanie, wykonują dobry manewr w tej walce. Niemniej jednak nic się nie rozjaśnia. Mogłaby zrzucić winę na mnie, wrobić mnie, cokolwiek zrobiła, mogła powiedzieć, że byłem też w to zamieszany. Ale nie.
Moje brwi marszczą się w skupieniu i posyłam jedno spojrzenie strażnikowi, które wystarcza mi, aby również w nim zobaczyć dezorientację.
Nie wiem, czy to uczucie, które mnie napełnia ma coś wspólnego z odrodzeniem się wiary w ludzi. Nie wiem – bo nigdy go nie znałem. Dlaczego miałbym? Żyjemy w Panem. I niby po tym całym piekle, które przeszedłem przez ostatnie miesiące, olany przez wszystkich - nieznajoma mi osoba chce mi pomóc? Brzmi to praktycznie absurdalnie. I nie podoba mi się to uczucie i podoba jednocześnie. Nie chcę go, bo wiem, że zaraz kiedy zdążę się do niego przyzwyczaić zostanie mi zabrane. Ale nie chcę też go stracić. Dlatego odruchowo, ale jakby nonszalancko, nie zważając na fakt, że lufa pistoletu wciąż jest wycelowana we mnie, odzywam się.
- To już bez znaczenia, racja? Pomogłem Ci przy ucieczce, więc już jestem w to zamieszany. Wiem jak to działa. – i jakby od niechcenia wzruszam ramionami. – I wiem też jak się obchodzicie z ludźmi, a dziewczyna ledwo stoi na nogach. Więc i bez drastycznych kroków, może się to skończyć źle.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPią Lip 05, 2013 4:17 pm

Jeden ze strażników zauważył słaby gest dziewczyny i domyślając się, co może mieć ukryte w kieszeni uśmiechnął się z podłą satysfakcją.
- No dalej, zabij się. Na świecie będzie trochę mniej brudu. Może chcesz wody do popicia? – wycedził, przenosząc wzrok na towarzyszącego przestępczyni mężczyznę. - A pan niech nie filozofuje, poproszę dokumenty. Tylko pańskie, tą... panienkę już bardzo dobrze znamy.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPią Lip 05, 2013 4:56 pm

Przedstawmy sytuację jasno.
Ashe została zauważona w trakcie powrotu do Kwartału. Uciekała przed strażnikami, po raz trzeci tego dnia. Nieznajomy rebeliant, spotkany na ulicy próbował jej pomóc. W efekcie zostali złapani oboje. Dziewczyna spróbowała wziąć winę na siebie, wykluczając mężczyznę z udziału w tej całej farsie, a on jej na to nie pozwolił. A teraz jeszcze została rozpoznana przez celującego w nich z nabitej broni strażnika.
Granice absurdu zostały przekroczone.
Ashe dotarła właśnie do tego momentu, w którym beznadziejność sytuacji przestaje przerażać, a zaczyna bawić. Jest to reakcja irracjonalna i zapewne stanowi jakiś odruch obronny organizmu, chociaż ciężko powiedzieć, czy cokolwiek mogłoby ją teraz obronić. W każdym razie, stojąc w wąskim przedpokoju i słuchając słów padających z ust strażnika, miała ochotę roześmiać mu się w twarz. I pewnie by to zrobiła, gdyby nie fakt, że jej płuca wciąż boleśnie dawały o sobie znać przy każdym wdechu. Rzuciła więc tylko przelotne spojrzenie w stronę Noah, zastanawiając się, czy będzie miała jeszcze okazję zwyzywać go od idiotów. Pewnie nie. Z drugiej strony, jego bezsensowny heroizm nie mógł już w żaden sposób wpłynąć na jej sytuację, pogarszał jedynie własną - a to już chyba nie powinno jej obchodzić.
- Woda by się przydała, dzięki - mruknęła jadowicie, przenosząc wzrok na strażnika. Fakt, że najwidoczniej wiedział, kim była, pozostawiła bez komentarza. Pewnie powinna być przerażona, ale chyba po prostu było jeszcze na to za wcześnie. W tamtej chwili kotłowało się w niej tyle emocji, że na strach nie wystarczyło już miejsca. Miał przyjść niebawem, wraz z ulotnieniem się części furii i złości na samą siebie, ale miała wystarczająco problemów, żeby przejmować się na zapas. - A, i panienki możesz sobie zarwać w Violatorze, nie tutaj - dodała, zduszając w sobie nieodpartą chęć splunięcia mężczyźnie pod nogi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPią Lip 05, 2013 5:40 pm

Kiedy padają słowa strażnika skierowane do dziewczyny, rzucam jej nerwowe spojrzenie, następnie zjeżdżając w dół, aż do miejsca w którym zaszyła tabletkę. W moich oczach jest zdecydowanie zbyt dużo pogardy, ale wewnątrz liczę, że może zobaczyć chociaż jej część. Nie mam pojęcia co wpędziło ją w kłopoty, a co teraz przerzuciło się na nas, ale być może pierwszy raz spotykam kogoś tak samolubnego jak ja. I właśnie to podobieństwo tak mnie irytuje. W głowie trzeszczy mi się irracjonalna myśl – ‘Po tym wszystkim?’. Tylko… po jakim wszystkim? Pomogłem jej, ale to już. Nie ma żadnego długu wdzięczności wobec mnie, co więcej – ciągle jestem dla niej jednym z rebeliantów i osób, przez które znajduje się właśnie w tym miejscu. Czy to sprawa, że moja pomoc nie była łaską, a obowiązkiem?
Wciąż jednak cholernie irytuje mnie fakt, że chciała mnie zostawić samego z jej bałaganem. A do tego momentu jej obecność chociaż trochę wspierała mnie na duchu. Jeżeli już mam mieć problemy to na pewno nie sam. Oboje jesteśmy skończonymi egoistami, i nawet nie wiem kiedy z moich ust wymyka się ciche, może za ciche, żeby usłyszała:
- Na zdrowie.
Przenoszę wzrok na mężczyznę i jakby od niechcenia mierzę go wzrokiem. Zdaje się brać swoją pracę zdecydowanie za poważnie. A ja moje położenie zbyt nierozsądnie. Ale w czasie, w którym przypominam sobie wszystkie sposoby w jakie mógłbym obezwładnić napastnika i znaleźć sposób na ucieczkę, nie znajduję już chwili, aby zadręczać się konsekwencjami jakie mnie czekają. Odruchowo w tym momencie przypominam sobie o swojej ampułce, znajdującej się gdzieś na dnie kieszeni. Może to byłoby najlepsze wyjście? Ona zdecydowanie tak myślała, jednocześnie może mieć racje. Przemilczany fakt ich ‘znajomości’ zostawia mnie z myślą, że to już nie pierwszy raz, kiedy ma problemy z prawem. A ja dałem się w to wszystko wciągnąć. Gdybym wcześniej zareagował inaczej, mógłbym już wracać do Ośrodka.
Zaraz jednak upominam się w myślach, cokolwiek zrobiła, ja nie jestem w to zamieszany. Jeszcze.
Albo tak mi się wydaje.
Zaraz jednak odchrząkuję, chcąc skupić na sobie uwagę, która teraz zawisła gdzieś pomiędzy dziewczyną a strażnikiem.
- Za dużo słów na raz? Nie nadąża pan?
Znacząco spoglądam na mężczyznę, dając mu do zrozumienia, że póki we mnie celuje, na współpracę nie ma co liczyć.
- Pan schowa ten pistolet, nie chcemy, żeby komuś stała się krzywda.
Sięgam do kieszeni po dokumenty, w końcu wciskając mu je, w jego brudne ręce.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman EmptyPią Lip 05, 2013 6:20 pm

Na słowa Ashe strażnik zareagował jedynie przerażającym rechotem i trzasnął ją z otwartej dłoni w twarz.
- One są o klasę wyżej od Ciebie, brudasko.
Coraz bardziej zaczynała go irytować ta dwójka, zważywszy na fakt, że mężczyzna też nie miał zamiaru okazać odpowiedniej pokory.
- Nie będziesz mnie pouczał. - krótko warknął strażnik po czym rzucił okiem na podsuwane mu dokumenty. Wyraz jego twarzy nagle uległ zmianie, niepewnie przenosił wzrok z identyfikatora na twarz mężczyzny i z powrotem.
- Pan... Atterbury? - wydukał. - Ale... co Pan robi w takim miejscu? Oczywiście, już opuszczam broń. - niezwłocznie uczynił co zapowiedział, wciąż jednak na wszelki wypadek trzymając palec na spuście.
- Pan wybaczy na chwilę. - rzucił krótko, po czym nie spuszczając go z oczu zaczął prowadzić przyciszoną konwersację ze swym towarzyszem. - Co z nim zrobimy? To w końcu rebeliant! Zresztą, od początku mi na takiego wyglądał, jego ubrania wyglądają na względnie nowe.
- Prawdziwy rebeliant nie zapuszczałby się w takie miejsce i na pewno nie rozmawiałby z Brudem. Identyfikator zawsze mógł podrobić, a ciuchy o niczym nie świadczą, dzisiaj mieli dostawę.
- Mówię Ci, idioto, pamiętam go! Jeśli tylko Coin dowie się, co zrobiliśmy z jednym z jej podwładnych, skończy z nami prędzej niż zdążylibyśmy splunąć. Wypuśćmy go i najlepiej zafundujmy dobrą kawę w ramach rekompensaty.
- Oszalałeś? Najpierw trzeba go przesłuchać i dowiedzieć się, co go łączy z tą brudaską! Zdaj się na mnie, a jeszcze dostaniemy awans. - wysyczał, po czym lekko odpychając drugiego strażnika  ramieniem zbliżył się do Noah'a.
- Jesteście aresztowani. Wszystko, czego nie powiecie, zostanie użyte przeciwko Wam. Idziemy!
W czwórkę wymaszerowali przed budynek i w otoczeni grupki uzbrojonych strażników udali się do więzienia.


Ashe, Noah - od teraz piszecie w KOLC-owym więzieniu. Jedzcie, pijcie i integrujcie się, wkrótce ktoś do Was zajrzy.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Blue i Hope Flickerman Empty
PisanieTemat: Re: Blue i Hope Flickerman   Blue i Hope Flickerman Empty

Powrót do góry Go down
 

Blue i Hope Flickerman

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Hope Blue Flickerman
» Blue Hope Flickerman
» Hope Flickerman - Caesar Flickerman
» Hope Flickerman
» Panna Hope Flickerman

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje-