|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Sklep 'Sunflower' Wto Cze 04, 2013 8:30 pm | |
|
Właściwa część "Sunflower", dobrze wyposażonego sklepu ogólnospożywczego. Średniej wielkości pomieszczenie z groszkowymi ścianami i wieloma drewnianymi półkami ustawionymi w równych rzędach. Po lewej stronie od wejścia, zaraz przy kilku plastikowych koszykach znajduje się dosyć nowoczesna kasa możliwa do otwarcia tylko i wyłącznie przez dwie osoby: Lophię i jej matkę, a to wszystko przez zabezpieczenie biometryczne. W końcu... Trzeba dbać o swoje interesy.
Średnich rozmiarów pomieszczenie kryjące zapasy. Nic specjalnego, metalowe stelaże z półkami, a na nich ustawiony towar. W kącie zaparkowany jest mały wózek widłowy, służący nie tylko do rozwożenia towaru. Co dziwne, produktów jest czasem trochę mniej, niż na oficjalnym stanie. Czyżby ktoś je... Potajemnie wynosił?
Zaplecze - Miejsce, do którego raczej nie wpuszcza się klientów. Panuje tu coś w rodzaju porządku, to swego rodzaju królestwo Lophii, jej mama rzadko się tu zapuszcza. Pod niewielkim biurkiem znajduje się aktualnie pusta klatka, nad którym z kolei wisi zamykana na klucz szafka. Co w niej jest? Tego nie wiemy. Ściany pomalowane niegdyś na jasnozielony kolor wyblakły przez lata nieobecności Breeflingów w Kapitolu, ale nikomu nie uśmiecha się ich malować. Poza tym, dwie kobiety prowadzące sklep i dom na własną rękę mają pracy pod dostatkiem. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Pon Lip 01, 2013 3:47 pm | |
| To, że Lophia ostatnio całe dnie spędzała w sklepie nie było niczym nowym. Pogoda nie zachęcała do opuszczanie ciepłego pomieszczenia, ale dziewczyna powoli zaczynała czuć się odrobinę... Osamotniona? Tak, chyba tak można to było nazwać. Siedziała po drugiej stronie kasy, czytając jeden z grubych podręczników anatomicznych i co chwila coś notując. Spojrzała na zegarek. Jej mama powinna już dawno ją zmienić. Dziewczyna zdjęła okulary i rozmasowała nasadę nosa. Była wykończona, choć tak naprawdę nie miała dzisiaj prawie żadnych klientów. - Jak są mi potrzebni ludzie, to nie ma nikogo - powiedziała z ironią, wyciągając zza paska od spodni scyzoryk. Z niewielkiej papierowej torebki wydobyła jabłko po czym powolnymi ruchami zaczęła je obierać, starając się nie przerwać skórki. Czyli wyraźnie się nudziła. - Gadaj do siebie, jedz sama, może jeszcze mam tu spać - mruknęła niezbyt wyraźnie, gryząc soczysty owoc. Zabezpieczyła kasę i wstała, rozglądając się po sklepie. Ani jednej żywej duszy. Miała nadzieję, że nie zbankrutują, a to tylko chwilowy kryzys. - Może się przynajmniej stąd wyrwę - dodała, zakładając na siebie gruby, długi do kolan, ciemnobordowy płaszcz. W kieszeni odnalazła paczkę papierosów i wyciągnęła jednego. Drugą ręką wymacała zapalniczkę i już miała odpalić, kiedy zbeształa samą siebie, słysząc pukanie do drzwi. Mama. Dziewczyna przeklęła w myślach, błyskawicznie chowając wszystko z powrotem. Była dorosła, ale czuła respekt jak mała dziewczynka, jeśli chodziło o palenie. - Dlaczego pukasz? - zapytała, popychając szklane drzwi i wpuszczając rodzicielkę do środka. Mama wzruszyła ramionami. Miała jakiś nieobecny wyraz twarzy, jakby się martwiła, ale Loph wiedziała, że i tak niczego z niej nie wyciągnie. - Zatrzasnęłam się w windzie, wybacz spóźnienie - odparła kobieta, zajmując miejsce przy kasie. Kolejna zmiana, kolejne straty. Kobiety westchnęły jak na zawołanie po czym ciemnowłosa bez słowa wyszła na zewnątrz. Zawinęła szalik dookoła szyi, zarzuciła na głowę kaptur, odeszła kawałek i wyjęła zza śmietnika dużą materiałową torbę. Zapasy, środki opatrunkowe, rękawiczki. Czyli to, co, miała nadzieję, przyda się w KOLC-u. Przewiesiła paski przez ramię, wolną ręką odpalając papierosa. Zaciągnęła się dymem i ruszyła przed siebie, jak gdyby wcale nie zamierzała zrobić niczego nielegalnego. Dzień jak co dzień. Tylko cholernie mroźny.
//Emerald Park |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Wto Sie 13, 2013 7:03 pm | |
| //Mieszkanie Lophii Widać minęła się z mamą, bo zastała sklep zamknięty na cztery spusty, ale pewnie dosyć niedawno, bo od drzwi prowadziły świeże ślady kozaków na obcasie. - Oby cię mamusiu nie zasypało po drodze - wymamrotała pod nosem, siłując się z zamkiem. Wyrzuciła w końcu pusty kubek do stojącego obok śmietnika (w końcu po coś płaciły co miesiąc za wywóz śmieci) i obiema rękami przekręciła klucz. Rolety antywłamaniowe rozsunęły się już automatycznie, ukazując szklane drzwi. Naprawdę trudno byłoby się tu włamać. I wtedy przypomniała sobie, od jak dawna nie odwiedzała KOLC-a. Co była głupim posunięciem, zwłaszcza że załatwiła sobie już przepustkę jako pomoc paramedyczna. Cichy dzwoneczek oznajmił wejście dziewczyny do środka. Pstryknęła przełącznik, zapalając światło w całym pomieszczeniu i kolejny, kiedy włączyła czajnik. Była pewna, że tego dnia będzie piła kawę za kawą, żeby tylko nie zasnąć. Zsunęła z ramion płaszcz i zaniosła na zaplecze, gdzie zmieniła też buty na suche czółenka. Nieopatrznie nie domknęła drzwi. Ogrzewanie zaczęło już działać, więc zdjęła też pierwszy sweter, zostając w drugim, długim do pół uda, rozpinanym, odsłaniającym obcisłą bluzkę khaki i czarne dżinsy rurki. Zalała kawę i dolała trochę mleka. W końcu trzeba dbać o żołądek. Przeszła się jeszcze między półkami, ale wszystko zostawione było w idealnym porządku, więc usiadła za ladą i włączyła radio. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Wto Sie 13, 2013 7:30 pm | |
| Dopiero kiedy Lophia wygodnie rozsiadła się na krześle za ladą, mogła zobaczyć co znajdowało się pod jej blatem. Zakurzona, od dawna nie ruszana butelka drogiego wina mogła znajdować się tam od lat. Najwidoczniej ktoś o niej zapomniał. Ale wiadomo, że ten alkohol z wiekiem jedynie staje się lepszy. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Wto Sie 13, 2013 11:34 pm | |
| Wczesna pora dnia bywała naprawdę irytująca. Od jakiegoś czasu lubił długo spać i ten dzień nie był wyjątkiem. Nocna burza zerwała go jednak na równe nogi, nie dając najmniejszej nadziei na dalszy sen. Na twarzy Javier'a malowały się widoczne podkrążenia, zabarwione na kolor fioletowy, jakby co najmniej stoczył bójkę lub próbował upodobać się do Lord Vader'a. Były to skutki jego nędznej choroby jaką była bezsenność. Dlatego tak bardzo żałował, że właśnie wtedy, gdy udało mu się zasnąć, ocuciła go burza. Długo czekał na koniec zamieci, aż w końcu znużony i głodny, ponieważ wcześniej odkrył prawie pustą lodówkę, wynurzył się z rana ze swojego mieszkania i spierając z padającym śniegiem, trafił w końcu do sklepu. Usłyszał ciche brzęczenie dzwoneczków nad głową i wszedł do środka, zrzucając zmarzniętymi dłońmi nieco śniegu z kurtki i futrzanego kołnierza kaptura, by ten nie roztopił się i nie zamoczył ubrania. Ogarnął wzrokiem spore i ciepłe pomieszczenie. Dopiero chwilę później uświadomił sobie, że nie spojrzał czy sklep funkcjonuje o tej godzinie, choć z drugiej strony jeśli drzwi były otwarte, to nie powinien się tym martwić. W pomieszczeniu na pierwszy rzut oka nie było żywej duszy, oprócz niego samego, choć gdy wytężył wzrok ujrzał za ladą drobną dziewczynę. Uśmiechnął się do niej delikatnie i podążył między półki. Miał ochotę na maliny, choć wiedział, że o tej porze roku będą zbyt drogie, więc szybko odrzucił ten pomysł i względnie stwierdził, że mógłby nawet wyżyć o chlebie, który miał w mieszkaniu. Najwyraźniej wielogodzinne siedzenie w czterech ścianach było dla niego przytłaczające, a jedyną rozrywką zdawało się obserwowanie przygotowań do Igrzysk, dlatego nie mając co robić, przywędrował w to miejsce. Zrezygnowany przeszedł koło lady, pokazując bezwiednie, że nic nie kupuje i odwrócił się w stronę wyjścia, gdy na drodze swych oczu ujrzał białą kulkę. Królik? Och, cóż by dał żeby móc takiego upiec i schrupać, ale chyba zbyt dużo myślał o jedzeniu, bo nie zauważył, że jest to zwierzę udomowione lub jak kto woli pupilek. Schylił się do niego i chwycił za kark, by odwrócić do dziewczyny i unieść jej przed nos stworzonko.
-Chyba coś uciekło z działu mięsnego? -stwierdził nieco leniwie, spoglądając to na królika, to na dziewczynę. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 12:46 pm | |
| Siedziała, umierając ze zmęczenia i nudów. Bezwiednie przesunęła ręką pod ladą, natrafiając na zakurzoną butelkę wina. Starego i zapewne drogiego. Schowała je z powrotem, zastanawiając się, skąd się tam wzięło. Niezbyt ciekawe zajęcie, ale poza popijaniem kawy nie miała innego zajęcia. Jak się spodziewała, na ulicach panowały tylko pustki. W pewnym momencie do sklepu wszedł mężczyzna na oko w jej wieku. Dobrze, bo o mało nie zasnęła. Uśmiechnął się do niej i zanurkował między półki, pozostawiając Lo samą sobie. Po chwili wynurzył się z powrotem i podszedł do kasy, dając jej do zrozumienia, że wychodzi z pustymi rękami. Jeśli tak dalej pójdzie, to skończymy jako bankruci - pomyślała gorzko, posyłając chłopakowi smutny uśmiech. - Do widzenia, miłego dnia - odezwała się grzecznie, chyba tylko w sklepie tak się zachowywała. Ale tego wymagała praca, ludzie nie przychodziliby do miejsca, w którym sprzedają naburmuszone kobiety. Podświadomie czekała na dzwonek, oznajmiający wyjście klienta, ale ten został zastąpiony jego głosem. -Chyba coś uciekło z działu mięsnego? - usłyszała przed sobą. A kiedy uniosła wzrok, zobaczyła przed sobą biednego Królika (nie miał innego imienia), trzymanego za kark tuż przed jej twarzą. Z bólem w oczach chwyciła stworzonko na ręce i spojrzała na przybysza spode łba. O ironio, grzeczność nagle zniknęła pod maską... Złości. - Delikatniej, to nie obiad, to żywe zwierzę - warknęła, chociaż większego powodu nie miała. Była jednak zmęczona, a tym samym rozdrażniona. Do tego zgłodniała, co też nie wpływało najlepiej na nastrój. Tak samo jak to, że uznała tego człowieka za atrakcyjnego, a to tylko wzmogło jej złość. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 2:00 pm | |
| Szczerze mówiąc, gdyby wiedział, że to stworzonko miało aż takie znaczenie dla dziewczyny, to darowałby sobie gadkę o 'dziale mięsnym' i tak dalej. Jednak nie miał na ten temat bladego pojęcia, dodatkowo nie uważał trzymania zwierzęcia za kark, za jakoś specjalnie okrutne. Chyba tak się robiło, prawda? Zresztą przez tą krótką chwilę, kiedy miał okazję go trzymać, futrzak wcale się nie wyrywał. Reasumując te wszystkie powody, nie zamierzał zmieniać zachowania, zwłaszcza, że według niego dziewczyna oburzyła się zbyt pochopnie. A wcześniej wydawała się tak miła, cóż za dziwna odmiana.
-Żywe zwierzę można zabić i zjeść, ale jak tam wolisz. -stwierdził bardzo poważnie, jak na jego samopoczucie, które wskazywało na to, że najchętniej wróciłby do łóżka. A że wiedział, iż nie zaśnie, to mógł jeszcze chwilę podroczyć się ze sprzedawczynią. Dosłownie parę sekund później opierał się o ladę jedną ręką i spoglądał na dziewczynę. Jav miał bardzo duży, dożywotni minus. Nie lubił zwierząt. Chyba, że mógł je zjeść, to wtedy co innego. W całym temacie można pominąć jedynie koty, bo te aż nazbyt ubóstwiał, choć sam nie wiedział czemu. Może dlatego, że zawsze chodziły własnymi ścieżkami jak on? Może. Ten temat był jednak teraz najmniej ważny.
-Powiedz, dlaczego trzymasz żywego zwierzaka w sklepie? -zapytał chwilę później, dosyć zaciekawiony. Czyż to nie sprawa dla sanepidu? Oczywiście nie był na tyle wredny, aby coś poczynić w tą stronę, ale jeśli już oboje byli w nie najlepszych nastrojach, to nie było nic więcej do stracenia. Przeniósł wzrok na królika, który usadowił się w objęciach sprzedawczyni. Po czym wolną ręką trącił zwierzaka w długie ucho i przechylił głowę obserwując jego reakcję. W swoim jakże długim dwudziestu jedno letnim życiu nie miał nigdy styczności z królikami i ich... miłośniczkami i choć powinien dawno opuścić sklep o ile nie został jeszcze z niego wyrzucony za sprawą znieważenia futrzaka, to stał tak przed ladą, leniwie sunąc wzrokiem po białym futerku, aż do mordki królika, który najwyraźniej mimo wszystko nie polubił go za wcześniejsze trącenie w ucho, a Jav miał wręcz wrażenie, że jeśli ponownie zbliży do niego dłoń, to ten go ugryzie. Pomijając już fakt, że nic nie wiedział o agresywności stworzenia, ale powiedzmy sobie szczerze, że w tej sytuacji bardzo mało było dla niego jasne, a i przy okazji dziwnie błahe. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 2:22 pm | |
| - Żywe zwierzę można zabić i zjeść, ale jak tam wolisz - powiedział mężczyzna, opierając się o ladę. A więc nie wyszedł. Co nie zmieniało faktu, że nadal była bojowo nastawiona, a raczej wykończona. Na razie. - Powiedz, dlaczego trzymasz żywego zwierzaka w sklepie? - zapytał po chwili, a dziewczyna momentalnie podniosła na niego wzrok i zmarszczyła brwi. Zerknęła na wejście na zaplecze. Otwarte. I dosyć mocno uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Tą wolną, w której nie trzymała stoicko spokojnego Królika zupełnie nie przejmującego się trąceniem w ucho. Swoją drogą, przyzwyczaił się. Kiedyś omal nie zjadł go kot sąsiadki. Po tym wyniosła go do sklepu. - Na zapleczu, drzwi są zamknięte na klucz - odparła, spuszczając trochę z tonu. Dziwne, ale złość ulotniła się tak szybko jak pojawiła. Rozchwianie emocjonalne z niewyspania, pięknie. - Mama ma uczulenie, nic o tej futrzanej kulce nie wie - powiedziała jeszcze, mierząc mierzącego wzrokiem Królika mężczyznę. - A drzwi są zamknięte, pod warunkiem że nie przychodzę do pracy po nieprzespanej nocy, cała historia - skończyła, próbując się uśmiechnąć. - Nie gryzie. Chyba nie, nie próbowałam mu wpychać ręki do pyska. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 4:44 pm | |
| Zmiany nastroju dziewczyny zdawały się nieco go rozpraszać, bo gdy ta zaczęła opowiadać historię zwierzęcia, umilkł na dłuższą chwilę. Nie miał zamiaru wkraczać w aż tak prywatną sferę, by tłumaczyła mu się z takich rzeczy, ale z drugiej strony sam jakoś poczuł się zmęczony i po prostu przytaknął głową na jej słowa. Mimo zapewnień o nieszkodliwości królika, jakoś nie zamierzał narażać się, podkładając mu dłonie pod pyszczek. Wierzcie lub nie, ale jego wyłupiaste oczy i wciąż żujące coś niewidzialnego zęby, przyprawiały niedoświadczonego Javier'a o ciarki. Co najmniej jakby to właśnie zwierzę, a nie człowiek stanowiło problemy z koncentracją, bo i te zdarzało mu się miewać, nawet w obecności ludzi, zwłaszcza tych nieprzeciętnie interesujących.
-Witam w klubie. -mruknął po chwili zamyślony. -Co do nieprzespanej nocy. -sprostował zaraz, zrzucając swoją ciekawość to na dziewczynę, to na królika.
-Nie spodziewałem się, by po takiej burzy sklep był otwarty. -na jego twarzy wymalowało się delikatne zdziwienie, choć było to małe kłamstwo, bo w końcu o fakcie przyjmujących klientów lokalach, zorientował się, gdy zdążył wejść do wewnątrz owego sklepu. Prostacka sztuczka na podtrzymanie rozmowy, choć nadal nie wiedział, co jeszcze robi w tym sklepie, bo powinien dawno sobie pójść. Powiedzmy, że wyjątkowe ciepło tego lokum bardzo go... przyciągnęło. Przypominając sobie kwestię 'Nie gryzie. Chyba...', położył ręce na ladzie opierając się na łokciach i zniżając twarz na poziom zwierzaka. Jav nadal uważał, że królik daje mu czyste znaki, by go nie tykał (mimo, że to była zapewne jego wyobraźnia), to chłopak nonszalancko, o ile tak się da w takim wypadku, wyszczerzył do królika komplet swoich białych zębów w uśmiechu, przy czym okazało się, że zwierzak był na to obojętny, a Hughes głupio zadowolony. Chyba powinien dać sobie spokój w tej kwestii.
-Javier. -powiedział po chwili, swoim zwykłym, dość miłym tonem głosu, unosząc się i dając do zrozumienia, że mówi do sprzedawczyni, a nie królika. Najwyraźniej miał w sobie na tyle kultury, by przedstawić się, jeśli już zaczął jakąkolwiek rozmowę. -I to chyba nie było najmądrzejsze. -dodał po chwili, wskazując na własne czoło, a mając na myśli delikatny ślad uderzenia na czole dziewczyny, przy czym uśmiechnął się tym razem do niej nieco rozbawiony. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 5:26 pm | |
| - Witam w klubie. Co do nieprzespanej nocy - powiedział, a Lophia z niemałym trudem powstrzymała się od zaproponowania mu kawy. W końcu nie wiedziała nawet, jak ma na imię, ale perspektywa spędzenia kolejnych godzin w samotności, bez klientów zupełnie jej nie leżała. - Nie spodziewałem się, by po takiej burzy sklep był otwarty - odezwał się, przerywając jej rozmyślania, a ona tylko wzruszyła ramionami. Ich zaletą było to, że niemal zawsze ktoś tu siedział. Zdarzały im się czasem nocki, w trakcie większych wydarzeń, kiedy to ludzie późno chodzili spać i długo włóczyli się po ulicach. Pamiętała to jeszcze sprzed rebelii. Ale nocne remanenty to już codzienność. Minimum dwa razy w miesiącu koczowała na śpiworze, przeliczając towar, zyski i straty. Miała do tego lepszą głowę niż mama, zdecydowanie. W dodatku tamta o wiele gorzej funkcjonowała po zmierzchu, często padała koło czwartej z głową na ladzie, a szatynka po prostu nie miała serca jej budzić. Ziewnęła, na szczęście zdążywszy zasłonić usta dłonią. - Wybacz - zaśmiała się w momencie, w którym mężczyzna szczerzył zęby do jej zwierzątka. - A Królik nie jest jakiś wyjątkowo czuły, w sumie mnie też nie lubi - dodała, puszczając zwierzę na ladę. Wiedziała, że ten leń i tak nie ruszy się o centymetr. I tak było. Futrzana masa leżała płasko, strzygąc do chwilę uszami. -Javier - przedstawił się w końcu. Dziewczyna odpowiedziała tak samo miłym głosem. - Lophia. Ależ elokwentna ty jesteś, nie ma co. - I to chyba nie było najmądrzejsze - powiedział, a ona spojrzała na jego czoło nierozumiejącym wzrokiem. Zorientowała się, o co mu chodzi dopiero, kiedy się uśmiechnął. Jasne. Głowa. - Odruch, tak, miewam dziwne wstawki - odpowiedziała uśmiechem na uśmiech, starając się jednocześnie zakryć ślad włosami. Zapomniała, że od kilku lat nie ma już grzywki, więc zrezygnowała i oparła się wygodnie o ladę. Chętnie by usiadła, ale wiedziała, że wtedy zaśnie. - A co ciebie wygoniło z domu po takiej burzy? - zapytała, starając się podtrzymać rozmowę. Zwłaszcza, że nowych klientów nigdzie nie było widać. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 6:29 pm | |
| Czuł, że w jakimś sensie rozumie trud prowadzenia sklepu, choć jako zwykły handlarz nie miał zbytnio porównania, wiedział jednak, że oddanie pracy bywało przytłaczające. W końcu to ona przyczyniła się do jego podkrążonych oczu i nieprzespanych nocy, z czego to pierwsze niektórzy uważali, że dodaje mu uroku, a on zawsze patrzył na nich dziwnym wzrokiem i zbywał, twierdząc, że przyprawiają go o ból głowy.
-Egoistyczna, futrzana kulka. -mruknął, ale wyraźnie rozbawiony. W jakimś stopniu ucieszyło go, że nie tylko jego nie lubił ten królik. Cóż za szczęście, bo wydawało się jakby jedynie tolerował ludzką obecność lub po prostu zbywał wszystko na równi, interesując się jedynie swoim futrzanym tyłkiem. Przywileje zwierzaków i ich proste myślenie były godne pozazdroszczenia. Lophia... I już miał powiedzieć coś w stylu 'Jakie ładne imię.', jednak ugryzł się w język, sądząc, iż po pierwsze wyjdzie na to, że próbuje się przymilić, po drugie dziewczyna mogła nie lubić komplementów. Nigdy nie rozumiał kobiet, ich rozumowanie było zbyt skomplikowane, więc wolał czasami powstrzymać się od powiedzenia czegoś, czego mógłby później żałować. Przyglądał się próbom zasłonięcia włosami twarzy i roześmiał przyjaźnie.
-Lepiej z odsłoniętymi. -powiedział, co przyszło mu na myśl. Cały Jav. Nie zamierzał jednak cofać swoich słów, więc jedynie w odruchu przeciągnął dłonią po włosach, z zawadiackim uśmiechem na twarzy, przy okazji strzepując kilka kropel roztopionego śniegu z końcówek sterczących kosmyków.
-Cóż, wygoniła mnie z domu pusta lodówka, ale tak naprawdę to chyba miałem dość tych czterech ścian, po całonocnym wpatrywaniu się w sufit. -stwierdził po chwili zastanowienia. -I tak oto jestem i rozmawiam tu z Tobą, Lophia. -zdawało mu się jakby jej imię wymawiał o sekundę zbyt długo, a jego brzmienie aż nazbyt przypadło mu do gustu. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 7:37 pm | |
| - Egoistyczna, futrzana kulka - mruknął rozbawiony chłopak, w dziewczyna pogładziła dłonią futerko zwierzaka. Przesunął się piętnaście centymetrów w lewo, unikając jej dłoni i z powrotem położył na blacie. Pokręciła głową. - I dzisiaj strzela fochy - odparła, przez moment zastanawiając się nad zrobieniem ze zwierzaka pasztetu. Autentycznie, czasem miała taką ochotę. Szczególnie kiedy to coś nieznośnie chrobotało w klatce. Usłyszała śmiech i uniosła głowę. - Lepiej z odsłoniętymi - powiedział, przesuwając ręką po swoich włosach. Nie odpowiedziała, bo niby co miała powiedzieć? Nie odwzajemnię się komplementem, co to to nie. Niemal usłyszała naburmuszony głosik w swojej głowie. To jej ironiczna i sarkastyczna część próbowała przebić się na powierzchnię świadomości. Zaburzenia zachowania zrzuciła na niewyspanie. Po czym wyobraziła sobie jak przewraca oczami. - Cóż, wygoniła mnie z domu pusta lodówka, ale tak naprawdę to chyba miałem dość tych czterech ścian, po całonocnym wpatrywaniu się w sufit. I tak oto jestem i rozmawiam tu z Tobą, Lophia - odpowiedział na jej pytanie. Dziewczyna przekrzywiła głowę, patrząc na niego lekko rozbawiona. - I wychodzisz ze spożywczego bez jedzenia? Ciekawe - odparła, wyciągając spod lady drugi kubek i trącając niechcący brzęczącą butelkę wina. Nalała kawy z dzbanka i postawiła przed Javierem. - Pij, bo zaraz się przewrócisz, a obawiam się, że dzisiaj nie mam siły nikogo zbierać. Chwyciła swój napój i opróżniła kubek. Miała dość pracy, chociaż niedawno zaczęła. Mama miała ją zmienić po południu, ale Lo zdążyła już do niej zadzwonić z zakazem wychodzenia z domu. Obie były wykończone. Kto by pomyślał, że zawód sprzedawcy ma skutki uboczne w postaci podkrążonych oczu i chronicznego ziewania? Dolała sobie kawy i odsunęła od Królika swój podręcznik do anatomii, na którym się ostatnio skupiała w swoim domowym kursie medycyny. I tak dzisiaj niczego z niego nie rozumiała. Pstryknęła zwierzę w bok, żeby wróciło na swoje miejsce, ale wyraźnie nie wykazało zainteresowania. - Naprawdę mam ochotę zrobić z niego pasztet - mruknęła bardziej do siebie niż do mężczyzny. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Sie 14, 2013 9:02 pm | |
| -Miałem ochotę na maliny, ale to chyba zła pora roku. -zamarudził, odpowiadając na jej pytanie, iż miałby wyjść ze sklepu z pustymi rękami. Najlepsze maliny były latem, zwłaszcza te późnym, ale nigdy sztucznie hodowane, od taki minus. Nie przyznał się, że jego skromny budżet nie pozwalał mu szaleć, gdzieżby miał o tym mówić. Dlatego właśnie takie wytłumaczenie powinno wystarczyć.
-Dzięki. -wyszczerzył się na widok kubeczka z kawą, a oczy błysnęły mu pożądaniem. Jeśli tak dalej pójdzie i nie będzie przesypiał kolejnych nocy, to skończy się na uzależnieniu od kofeiny. Napił się głębszego łyka z kubka, obdarowując Lophię tym razem wdzięcznym wzrokiem, jakby spełniła co najmniej jego zachciankę. W mieszkaniu brakowało mu nawet kawy, więc było to dla niego jak zbawienie. Mimo iż dziewczyna nie zwróciła się zbytnio do niego, Jav mruknął coś cicho pod nosem, po czym powiedział:
-A mówiłem, że to dobry pomysł. No wiesz... z tym działem mięsnym. Byłby naprawdę smaczny. -zatriumfował, wskazując na królika i mając nadzieję, że i tym razem jak na początku rozmowy nie dostanie mu się, za skazywanie królika na przerobienie w jakąś jadalną konsystencję. Upił jeszcze parę łyków kawy i odstawił kubek ze szczerym podziękowaniem.
-Myślę, że będę częściej odwiedzać ten sklep. -stwierdził otwarcie, po czym posłał dziewczynie zadowolony uśmiech. Królika w efekcie już nawet nie tknął, po czym widocznie zaczął zbierać się do wyjścia.
-Jeszcze raz dziękuję za kawę. I do zobaczenia, Lophie. -nawet gdyby chciał, nie mógł w tym miejscu spędzić całego dnia, ale zapamiętał by wpisać lokal na stałą listę miejsc pobytu. Może nie dla samego sklepu, bo tych w okolicy dużo, ale dla niespotykanej obsługi. Uśmiechnął się jeszcze raz chwilę wpatrując w dziewczynę i jej pupila, po czym naciągając kaptur kurtki na głowę i otulając się obszyciem z futra, opuścił pomieszczenie.
//zt. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sob Sie 17, 2013 6:25 pm | |
| Musiała przyznać, że była pod wrażeniem. Tylko trochę, ale zawsze. Na tyle "trochę", że przez godzinę musiała się porządnie skoncentrować, żeby nie błądzić myślami. W końcu się udało, co było być może zasługą półgodzinnej drzemki z Królikiem na kolanach. Ocknęła się dokładnie w momencie, w którym kolejny klient odwiedził sklep. I tak już poszło, przetrwała zmianę. I postanowiła zamknąć wcześniej. Powód? Oczywiście wizyta w KOLC-u. Tym bardziej, że w kieszeni miała przepustkę, którą otrzymała niedawno jako lekarz. Co prawda wykształcenia nie miała, ale to znacznie ułatwiało sprawę. No i nie groziło jej teraz więzienie. Odłożyła więc zwierzątko do klatki, zwinęła z półek trochę zapasów, spakowała do dużej torby i zamknęła kasę. Kradła. I wcale jej się to nie podobało, ale nie miała przy sobie złamanego grosza. Przecież nie zapłaci papierosami. W dodatku dzisiaj ruch był przyzwoity, więc jeśli ładnie nagiąć przy remanencie, mama się nie zorientuje. Odetchnęła z ulgą, kiedy zgasiła światło i zasunęła rolety antywłamaniowe. Zapaliła papierosa i naciągnęła kaptur na głowę. A, schowała jeszcze do torby wino. Na pewno nie należało do mamy, bo tamta nie piła, a Lophia planowała zachować je na czarną godzinę. Albo na rozgrzanie. Wysłała sms-a, że zamknęła wcześniej i ruszyła przed siebie upewniając się jeszcze, czy przepustka na pewno jest na swoim miejscu. //zt |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Nie Mar 02, 2014 11:15 am | |
| // Bilokacja, po spotkaniu z Javierem w jej mieszkaniu Drzwi skrzypnęły cicho, kiedy zaspana Lophia wkroczyła na halę sprzedaży. Zaniedbała sklep. W ostatnim tygodniu otworzyła tylko cztery razy na siedem dni. Przez trzy ostatnie na szybie widniała kartka, informująca klientów o chwilowym zamknięciu sklepu. Nie dawała rady sama, wszystko spadło na nią. Uprzątnięcie pokoju matki (którego zawartość musiała upchnąć w swoim) wcale nie było miłym, ani łatwym przeżyciem. Ale musiała przygotować trochę miejsca. Nowa dostawa stała mniej więcej pośrodku, światła w lodówkach pozostały wyłączone, a jedynym dźwiękiem, który można było teraz usłyszeć były ciche przekleństwa miotane pod adresem góry ciastek i innych długoterminowych produktów. Dziewczyna podparła się pod boki i zmierzyła towar morderczym wzrokiem. Firma wniosła go do środka, ale nawet nie pofatygowała się, żeby wytargać go z zaplecza. Zrobiła to sama kilka dni temu, ale obowiązki związane z Kolczatką nie pozwoliły już na rozładunek. Cóż... - Zostałaś sama, Breefling - mrkunęła do siebie, rzucając płaszcz na krzesło i podciągając rękawy swetra. Obróciła kartkę na stronę "przepraszamy, nieczynne" (który to już raz?), ale nie zamknęła drzwi na klucz. Nastawiła wodę na kawę i wlała wrzątek do półlitrowego kubka. Westchnęła ciężko. Nie bała się pracy, te czasy minęły, jednak miło było mieć kogoś do pomocy. Ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników wywiesiła już kilka dni temu, jednak do tej pory nikt się nie odezwał. Cóż to za prestiż sprzedawać w delikatesach dla nowych mieszkańców Kapitolu? Z wielką niechęcią zabrała się za rozkładanie paczek na półki. W końcu sklep był jej jedynym źródłem utrzymania. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Nie Mar 02, 2014 6:45 pm | |
| // bilokacja, alee jakiś czas po spotkaniu Leah
Omijając w roztargnieniu kolejną kałużę, w której odbija się skrawek błękitnawego nieba i jakiegoś wieżowca, żałuję, że pod stopami mam zwykły chodnik, a nie sypki, nagrzany piasek. Płyty chodnikowe mają ponury, ciemny kolor, który kontrastuje w moich myślach ze złocistą barwą ziaren pokrywających całe wybrzeże rodzinnego dystryktu. Oddałabym teraz wiele, jeżeli nie wszystko, żeby chociaż przez chwilę zamiast monotonnych odgłosów miasta słyszeć zrzędliwy krzyk mew kołujących nad szumiącym morzem, który urywa się nagle, kiedy ptaki znikają wśród ciemnogranatowych fal, aby następnie wynurzyć się triumfalnie z rybą w dziobie. Mimo że traktuję marzenia jedynie jak sny mogące za moment po prostu się rozwiać, chciałabym, aby Kapitol zmienił się nagle w Czwórkę - w plażę, na której spędziłam niezliczone godziny swojego dzieciństwa i na której najchętniej spędziłabym również całe swoje życie. Jednak gdy mijam kolejne zakręty, stolica wciąż uparcie nie znika, jak oczekuję tego w swoich marzeniach, a jedyna zmiana, jaką zauważam, to przejeżdżający obok samochód. Zagłębiam ręce w kieszeniach, zastanawiając się, gdzie tym razem zostawiłam rękawiczki. Chociaż powietrze jest stosunkowo ciepłe, typowo wiosenne, moje dłonie mają jednak co do tego pewne zastrzeżenia. Od niechcenia przyglądam się szyldom mijanych sklepów, skupiając przez chwilę wzrok na wiszącej za drzwiami jednego z nich kartce. Przepraszamy, nieczynne. Jednocześnie zauważam jakąś dziewczynę, która z widoczną rezygnacją przekłada piętrzące się na podłodze produkty na półki. Wydaje mi się znajoma, więc przystaję na chwilę, zaglądając przez szybę. Lophia. Mimo że podczas naszego ostatniego spotkania prawdopodobnie udało się nam zakopać topór wojenny, moje serce wydaje kilka szybszych uderzeń, bo mimo wszystko raczej żadna z nas tak łatwo nie zapomni o odległych już dzisiaj kłótniach i o słowach, jakie wówczas padły. Przyglądając się jednak dłużej, jak dziewczyna próbuje się uporać z raczej rosnącą niż malejącą stertą, dochodzę do wniosku, że być może powinnam jej pomóc. Naciskam delikatnie klamkę, zapominając o tym, że sklep jest najprawdopodobniej zamknięty, jednak drzwi ustępują i rozlega się dzwonek. - Bez obaw, nie przychodzę cię okraść - rzucam w stronę Lophii, siląc się na beztroski ton. - Pomyślałam, że może przydałaby ci się pomoc z tym wszystkim. Wskazuję ruchem głowy piramidę paczek, puszek i pudełek, zastanawiając się jednocześnie, czy pracuje tu ktokolwiek inny poza Lophią. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Pią Mar 21, 2014 9:49 pm | |
| przepraszam, dalej nie mam komputera, tablet. :/ Miała ochotę rzucić tym wszystkim i wyjść. Wiedziała, że nie da sobie rady sama, że będzie musiała przyjąć kogoś do pracy, skoro miała ogranizować "hotel dla uciekinierów", musiała mieć tez trochę swoich pieniędzy, wiceszefowa Kolczatki żyjąca na garnuszku organizacji nie byłaby mile widziana. Przesunęła kolejny karton, trzy już opróżniła, obok czekały kolejne. Westchnęła ciężko w momencie, w którym do sklepu wkroczyła znajoma osoba. Bo Lo oczywiści znów nie zamknęła drzwi. - Bierz, co chcesz, będzie mnie do rozładowania - powiedziała, przewracając oczami. Co prawda Cypriane denerwowała ją już odrobinę mniej, jednak Lophia nie miała ochoty na towarzystkie pogawędki. Chętnie wyszłaby ze sklepu i cieszyła wiosną, ale cóż... - Chcesz mi dobrowolnie pomóc to przerzucić? I nie ma żadnego drugiego dna? - zaśmiała się szczerze, mierząc siedemnastolatkę wzrokiem. Szczerze mówiąc, spadła jej z nieba, do czego oczywiście nigdy by się nie przyznała. - A może szukasz pracy, co Sean? Nikt nie oszczędza bohaterów - dodała nie bez cienia ironii, ale też uśmiechu na twarzy. Jedna z uratowanych z areny, symbol nowej rebelii. I Lophia, niezauważona, skrzywdzona, która tym razem miała szansę zrobić coś wielkiego. A co do zatrudnienia pradowników, potrzebowała ich na gwałt. I to najlepiej sumienniych i godnych zaufania. Sunflower funkcjonował, jednak nie bez trudności. Ludzie woleli zamawiać zakupy przez internet, nikt nie miał czasu na wyjście po bułki. W mieści czuć było napiętą atmosferę, jakby zbliżał się przełom, nastroje uległy gwałtownej zmianie, patrole Strażników krążyły po ulicach i domach. Wolność powoli kurczyła się do lekkiej swobody działania. I chyba nikomu zbytnio się to nie podobało. Kolczatka zdwoiła wysiłki, organizowano nowe misje, a Lophia poświęcała każdą wolną chwilę na działanie. Mimo że rozpaczliwie potrzebowała snu i urlopu. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sob Mar 22, 2014 1:21 am | |
| Okej, rozumiem. <3 Iii dla uściślenia, piszemy w czasoprzestrzeni poprzeskokowej. c:
Widząc, jak Lophia przewraca oczami, uśmiecham się tylko nieznacznie i podchodzę do sterty czekających na rozpakowanie produktów. Mimo że sklep nie jest duży, porozkładanie wszystkiego na półkach zajmie trochę czasu, a biorąc pod uwagę ciepłą pogodę, jaka bez wątpienia wywabi pół dzielnicy rebeliantów z mieszkań, Breefling zapewne nie chce spędzić tu całego dnia. Ostrożnie wyjmuję z kartonów ciężkie słoiki i uważam na piramidy puszek, które nawet lekko przeze mnie trącone, mogą potoczyć się po całym sklepie. Moje rozkojarzenie i niezdarstwo chyba jednak korzystają dzisiaj z uroków wiosny, bo przekładanie towaru idzie mi o dziwo szybko i bezproblemowo. - Uznajmy to za przejaw wrodzonej dobroci i bezinteresowności, których oczywiście nigdy mi nie brakuje - odpowiadam Lophii, uśmiechając się pod nosem. Prawda jest taka, że nie ma w tym żadnego drugiego dna - może po prostu chcę zająć myśli czymś na tyle banalnym jak układanie towarów na półkach. Kolejne pytanie Breefling sprawia jednak, że zamieram z zaciśniętą w ręku paczką makaronu, którą właśnie zamierzałam wcisnąć mimo braku miejsca między pozostałe. Jedyną pracą, jaką kiedykolwiek wykonywałam, były drobne obowiązki w smażalni prowadzonej przez moich rodziców i wypływanie z ojcem na ryby. Znikąd mam ochotę parsknąć śmiechem, bo tak naprawdę nigdy nie myślałam, że będę jeszcze gdzieś pracowała - zawsze widziałam siebie jako triumfatorkę Głodowych Igrzysk, śpiącą oczywiście na pieniądzach. Nie ulega jednak wątpliwości, że tym samym schematem myślała większość zeszłorocznych trybutów, a żaden z nich nie doczekał się łóżka posłanego banknotami, prędzej twardej, kiepsko wykonanej trumny. - Możliwe - odpowiadam z namysłem, skubiąc brzeg paczki i zastanawiając się, czy w ogóle nadaję się do pracy. - Póki co wydaje mi się, że jesteś tu tylko ty, sklep i kartony, mam rację? Nie zauważam na ladzie plakietek z imionami ani wiszących niedbale na wieszaku fartuchów, a ze zmęczonej miny Lophii wnioskuję, że przydałaby jej się nie tylko jednorazowa pomoc. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Pią Kwi 04, 2014 9:38 pm | |
| Może i się nie lubiły. Może obie miały w zwyczaju sobie dogryzać, ale jak wiadomo, wspólna praca zbliża ludzi, a Lo wiedziała, że bez pomocy Cypri nie wyrobi się do wieczora i będzie zmuszona spędzić w sklepie także noc. Byłaby to już trzecia nieprzespana z kolei, już kiedyś zachowywała się jak na haju, kiedy nie miała czasu na chwilę drzemki. Z niejaką wdzięcznością przyjęła więc pomoc Sean. - Te kartony tam - powiedziała, wskazując ręką półkę w lewym rogu. - A te wezmę na zaplecze. Pracowały naprawdę zgodnie, co dziwne po tylu latach wzajemnej niechęci. Cóż, może ich interesy nie były aż tak rozbieżne? - Jeśli szukasz pracy, to ja szukam pracowników do tej ambitnej i pełnej niespodzianek roboty - odezwała się, wracając ze składziku. Trzeba przyznać, że trochę namyślała się nad tą wypowiedzią, żeby w ogóle przeszła jej przez gardło ta poważna już propozycja pracy wobec Cypriane. Prawda była taka, że chyba obie potrzebowały przysługi od drugiej, więc wychodziły na przysłowiowe zero: brak długów wdzięczność. - Zastanów się, to takie wspaniałe stanowisko - parsknęła, nastawiając wodę na kawę i spoglądając pytająco na koleżankę. Co miała dodać? Pociągnęła łyk z kubka po czym ruszyła w kierunku pozostałych kartonów. Po kilku godzinach wszystko było rozpakowane, półki pełne, a podłoga lśniąca, bez śladu towaru. Lophia mogła oficjalnie otworzyć sklep i mieć nadzieję na nowych klientów. - Cypriane? Dzięki za pomoc - odezwała się w końcu, kalkulując, że nie mówiąc niczego, nie wyjdzie z całej sytuacji z twarzą. W końcu życie między ludźmi wymagało odrobiny kultury. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Nie Kwi 13, 2014 1:11 am | |
| Z czasem góra kartonów, która na początku wręcz straszyła swoimi rozmiarami, zaczyna się zmniejszać, a ja ze zdziwieniem odkrywam, że praca z Lophią jest na swój sposób relaksująca. Kładąc na półce któreś z kolei opakowanie ciastek, dochodzę do wniosku, iż być może już od dawna potrzebowałam czegoś, co zajęłoby mi myśli i pozwoliło skupić się na czymś tak prostym i niewiele wymagającym jak rozkładanie produktów. Nie próbuję ukryć przed sobą, że każdego dnia rozpaczliwie staram się znaleźć ucieczkę od dręczących mnie nieustannie spraw i podświadomie szukam jakiegokolwiek zajęcia, które dałoby kres wędrowaniu po ulicach Kapitolu bez konkretnego celu. Może absurdalna jak dotąd perspektywa znalezienia pracy posiada jednak jakiś sens. Może tym razem nie parsknę w głowie lekko histerycznym śmiechem na myśl o tym, że miałabym gdziekolwiek pracować. Kiedy Lophia wraca ze składziku, stwierdzam, iż najwidoczniej czyta mi w myślach, bo jej propozycja zdaje się podsumować to, o czym myślałam. Podczas gdy Breefilng nastawia wodę na kawę, ja znów bezwiednie obracam w dłoniach jakąś paczkę, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie mija nawet pół minuty, a dochodzę do wniosku, że tych drugich jest zdecydowanie mniej. - Nie wątpię, iż praca tutaj jest niesamowicie fascynująca - odpowiadam, umieszczając w końcu nieszczęsną paczkę na swoim miejscu. - Ale jeżeli postanowiłyśmy zakopać topór wojenny, to czemu nie. Chętnie przekonam się, czy mam jakąkolwiek żyłkę do interesów. Uśmiecham się lekko, po czym wracam do pracy. Nie zauważam momentu, w którym ostatni produkt trafia na półkę, a mnie pozostaje już tylko poskładać kartony i wynieść je do składziku. Gdy z niego wracam, chyba po raz pierwszy słyszę, jak Lophia mi dziękuje. - Nie ma sprawy - mówię. - To chyba ja powinnam ci podziękować, że potrafisz podjąć aż takie ryzyko, proponując mi pracę - milknę na chwilę i uśmiecham się, stwierdzając, że dzisiaj przychodzi mi to o wiele łatwiej niż wcześniej. - Więc kiedy mogę zacząć? |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Kwi 16, 2014 3:54 pm | |
| Podziękowała. I korona jej z głowy nie spadła, słowa nie wypaliły języka, nie poparzyły jamy ustnej. Ot, zwykłe "dzięki", a zmieniało wiele. Dziewczyny chyba zaczęły powoli opuszczać wojenną ścieżkę. I to w jakim stylu! - Zabijesz mi sklep, ja zabiję ciebie, pamiętaj - powiedziała poważnym tonem, wystawiając palec wskazujący w kierunku kobiety. Mówiła do zwyciężczyni głodowych igrzysk, tym zabawniej brzmiały jej słowa. Zaraz potem roześmiała się głośno, przyglądając się minie Cypriane. Chyba się dogadały, wyglądało na to, że Lophia miała pracownicę. - Zarobki są zależne od obrotu, więc niczego nie gwarantuję, umowę mogę przynieść jak tylko ją wydrukuję. I nie muszę mówić, że to lekka i przyjemna praca, prawda? - powiedziała już spokojniej. - To chyba wyzwania dla nas obu - dodała, wywracając oczami. Cóż począć, takie czasy, nie wszyscy palą się do pracy w spożywczym, szczerze mówiąc, Lophia też miała większe aspiracje, ale musiała z czegoś wyżyć. Zajęcia w Kolczatce i tak pochłaniały masę wolnego czasu, przez co dziewczyna wyglądała czasem jak zombie. A to mało budzący poczucie bezpieczeństwa i przekonujący widok, jeśli chodzi o zastępcę szefowej podziemnej organizacji. Chwilami, kiedy spędzała w kwaterze całą dobę, zaczynała czuć się jak kret. Przejechany kret. - Już zaczęłaś, przepracowałaś trzy godziny i nawet nie zauważyłaś! - zaśmiała się Lophia, spoglądając na kalendarz. Właściwie... - Od jutra, pasuje? - zapytała, przypominając sobie, jak dużo papierkowej roboty czeka na nią w domu przed wyjazdem na misję. Musiała się upewnić, że może ufać Cypri. Monitoring monitoringiem, w końcu kiedyś były zaciekłymi wrogami... |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Sro Kwi 16, 2014 9:47 pm | |
| Dotąd nie podejrzewałam, że przyjdzie taki dzień, w którym będę śmiała się na cały głos razem z kimś, kogo przez część swojego życia uważałam za wroga. A jednak życie słynie z zaskakiwania w najmniej oczekiwanym momencie, więc gdy Lophia posyła mi poważne spojrzenie, po czym wybucha śmiechem, bez chwili wahania do niej dołączam. Aż trudno mi uwierzyć, jaki kontrast stanowi to dla naszej przeszłości, w której żadna z nas nigdy nawet nie zastanawiała się, co by było, gdybyśmy spróbowały naprawić relacje. Patrząc na ubiegłe lata niczym na dobrze znany mi obraz wiszący już w muzeum moich wspomnień, odnoszę wrażenie, że nawet wtedy pogodzenie się nie byłoby na liście rzeczy niemożliwych do zrobienia. Może jeśli przyszłość skręciłaby wówczas w innym kierunku, wszystko wyglądałoby inaczej. - Nie zależy mi na pieniądzach. A umowę podpiszę później - odpowiadam, wciąż lekko się uśmiechając. Chociaż kiedyś pieniądze stanowiły jeden z bajkowych elementów świata niemal nierozerwalnie związanego z Igrzyskami, te sprawiły jednak, że dobra materialne straciły dla mnie znaczenie. Niczego, co pragnę w życiu otrzymać, nie mogę kupić za pieniądze. - Myślę, że dam radę z rozkładaniem towaru i obsługą klientów. Uśmiecham się ponownie, po czym podążam za spojrzeniem Lophii i z zaskoczeniem stwierdzam, że faktycznie minęły już trzy godziny. - Pasuje - odpowiadam, o dziwo ciesząc się, iż ten dzień jest ostatnim, w którym moje jedyne zajęcie to włóczenie się po ulicach Kapitolu. - W takim razie do jutra... szefowo. Przyjdę przed ósmą. Ruszam w stronę wyjścia, a gdy trzymam już dłoń na klamce, odwracam głowę w stronę Lophii. - I dziękuję - mówię tylko, po czym wychodzę.
// główna ulica.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Czw Lip 24, 2014 7:42 pm | |
| |własne mieszkanie, jakiś czas po spotkaniu z Ginsbergiem Życie i jego mechanizmy potrafią nieźle człowieka zaskoczyć. Zwroty akcji, historie tworzące się każdego dnia od nowa, których sami jesteśmy narratorami. I ta niepewność tego, co przyniesie następny ranek. Pytania zadawane sobie zaraz po przebudzeniu, na które odpowiedzi nie zdołamy poznać nawet przed pójściem spać. Tykające zegary będące wyznacznikami upływającego czasu, procesu starzenia i tego, jak życie przelatuje nam między palcami, a my nie potrafimy go należycie wykorzystać. Dokładnie to czuł Randall budząc się przez ostatnie parę dni. Świadomość tego, że zmarnował lata, które już przeżył i robi to dalej, snując się po Kapitolu z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Spotkanie z Gerardem, owszem, wybiło go trochę z rytmu, ale wbrew pozorom wcale nie polepszyło jego sytuacji, a przecież powinno. Jego siostra żyje. Libby żyje. Powinien się więc cieszyć, zacząć jej szukać albo chociaż uśmiechać się do własnego odbicia. I robił to, a przynajmniej ostatnią rzecz, choć uśmiech ten nie był takim, jaki powinien. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Poczucie winny, zżerające go od środka, było o wiele silniejsze od świadomości, że ukochana siostra stąpa po tej samej ziemi. Myśl, że obwinia go za wszystko, co uczynił, choć czynił to ze względu na jej dobro, dobijała go niemal w takim samym stopniu jak jej strata. Świadomość, że mógł mijać ją na ulicy miasta, nie wiedząc nawet o jej obecności i jednoczesny strach przed spotkaniem, które nagle przybrało jakiś wyrazistszy kształt i przestało być tylko marzeniem, były obezwładniające. Wszystkie te uczucia, wirujące w jego głowie czyniły go swoim niewolnikiem, związując mu nadgarstki i kostki, oplatając szyję i ograniczając ruchy, które chciałby wykonać. Nie był już sobą, ten dawny Hugh, którym był na powrót jeszcze kilka dni temu, przestał istnieć, przestał się liczyć, podobnie jak wszystko dookoła. Igrzyska? Kto by się przejmował. Dzień Wyzwolenia? Nawet go tam nie było. Walka z Coin? Może powinien przemyśleć jeszcze raz swoje stanowisko. Libby żyła, a przez niego wychowywała się w Trzynastce. I to stamtąd prawdopodobnie przybyła. Więc może obrał złą stronę barykady, opowiadając się przeciwko pani prezydent? Chociaż czy teraz to miało jakiekolwiek znaczenie? Nikt nie wie, kim jest Hugh. Nikt nie zna jego poglądów, jedynie nieliczni znają jego przeszłość. Nie zrobił nic, aby pomóc w obaleniu nowych rządów, ale nie przyczynił się też do ich polepszenia. Nie był już sobą, więc w takim razie kim? To chwilowe załamanie, zwątpienie we własną tożsamość wywabiły mężczyznę z domu. A, no i jeszcze głód. Tak, głód zdecydowanie przeważył szalę i zmusił go do wyjścia do sklepu. Nagle zgłodniał i pojął, że przecież jest człowiekiem. Cóż za odkrycie. A człowiek, nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, też musi jeść. Dlatego ubrał to, co znalazł pod ręką i wyszedł, nie patrząc nawet w lustro. Dobrze, że nie zapomniał portfela, bo wtedy byłoby już naprawdę nieprzyjemnie i musiałby wysilić swoje mięśnie jeszcze bardziej. Pogoda zaskoczyła go i to poważnie. Słońce świeciło mu w twarz i czuł się tak, jakby zupełnie stracił poczucie czasu. Co on robił przez te parę dni? Przemierzał powoli ulice Kapitolu, nie rozglądając się nawet dookoła, choć przecież na każdym kroku mógł spotkać osobę, na której tak mu zależało. Mimo to szedł z opuszczoną głową nie patrząc nawet przed siebie. Otworzył drzwi sklepu i uderzył go przyjemny chłód. Z podkrążonymi oczami, bladą twarzą, rozczochranymi włosami i zdecydowanie zbyt zaniedbanym zarostem krążył między półkami nie zaszczycając produktów ani jednym spojrzeniem. Po prostu chodził, wyglądając tak, jakby planował zamach na bogu ducha winną sprzedawczynię. Ryzyko wpadnięcia na przypadkową osobę nagle stało się zaskakująco wysokie, a przecież nie chciał po raz kolejny zapraszać kogoś na przeprosionową herbatkę we własnym mieszkaniu. Roześmiał się na wspomnienie własnej głupoty i niezdarności, przypominając sobie spotkanie z Beth. Chociaż może właśnie tego mu było trzeba - rozmowy z kimś, kto pokazałby mu, że życie nie składa się jedynie z bólu, a malowane jest wyłącznie barwami szarości. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Czw Lip 24, 2014 8:23 pm | |
| kilka dni po wydarzeniach z Placu, rozmowie z Gerardem i po stanięciu na własne nogi
Wolność nigdy jeszcze nie smakowała Maisie tak dobrze, jak tego niezwykle słonecznego przedpołudnia. Niezwykle dziwna myśl, zwłaszcza rodząca się w głowie kogoś, kto praktycznie całe życie spędził ze spętanymi nogami. Dosłownie i w przenośni: uwiązywano ją na wszystkie znane sadystycznej sztuce sposoby, unieruchamiano w najbardziej bolesnych pozycjach i zamykano pod ciasnymi sklepieniami. Ciemne, zamglone wiosny, zmieniające się w upalne lata, ogrzewające jej nagą skórę i drażniące zasklepiające się blizny. Lekkie przebłyski przeszłości, oślepiające ją na chwilę tak jak promienie czerwcowego słońca, odbijające się od szyb wysokich budynków, które mijała nieśpiesznie, omijając nielicznych przechodniów. Zatopiona we własnych myślach: w końcu stuprocentowo (czy aby na pewno?) trzeźwych i niezmąconych kroplówkami ani tabletkami, jakie przestała brać, na szczęście nieświadoma skutków ubocznych. I innych kolei Losu, popychających ją w ramiona Gerarda. Nie mogła pozbyć się jego słów z głowy nawet w chwili, w której teoretycznie uciekała spod jego jarzma. Teoretycznie; nie snuła przecież idiotycznych planów znikania za bramami miasta, pilnowanego jeszcze uważniej po wydarzeniach z Placu. Mało ją obchodziły; nigdy nie była zwierzęciem politycznym, zakręcona w koszmarze własnych czterech ścian i pary mocnych dłoni, zaciskających się na jej ciele. Niemalże czuła fantomowe palce Ginsberga ciągle trzymające ją za kark, jakby była nieznośnym szczenięciem. Nie wywoływało to jednak u niej grymasu przerażenia: szła równymi chodnikami z nieco nieobecnym uśmiechem, jakby razem z życiodajnymi kroplówkami Gerard poił ją jasnymi albumami z końcowych, sielankowych lat w Jedenastce. Szczęśliwe, pełne słońca, ciężkiej pracy i zdecydowanych kar dni, wyryte na jej ciele setkami blizn, które traktowała teraz jak największe odznaczenia miłości. Ckliwe, ćpuńskie, niezrozumiałe dla normalnego człowieka, który zapewne znając jej całą historię, nakłaniałby ją do ucieczki. Samobójczej; doskonale o tym wiedziała, dlatego nawet przez sekundę nie rozważała tego głupiego posunięcia. Zbyt mocno zależało jej na nieistniejącym jeszcze (tak sobie wmawiała) dziecku i na zupełnym powrocie do łask Gerarda. Masochistycznie; perfekcyjny syndrom sztokholmski przekształcający się w wręcz zwierzęce oddanie, kiedy po raz pierwszy od uwolnienia z kajdanek wychodziła z mieszkania, bawiąc się w dorosłe życie. Jak za dziecięcych czasów; prosta sukienka, równo uczesane włosy, wycieczka do sklepu, wiklinowy koszyk (cóż za uroczy ukłon w stronę przeszłości) i powolne poruszanie się wśród wysokich półek. Wspominając swoje pierwsze zakupy przed trzema miesiącami; była przerażona, po raz pierwszy postawiona w cywilizowanym świecie, gdzie nie trzeba było polowań i ciężkiej pracy: wystarczyło sięgnąć dłonią. Nie przywykła do tego pomimo względnej aklimatyzacji w Kapitolu. Wolała jednak to fizyczne spotkanie z nowościami; kompletnie nie rozumiała techniki, lodówek i całej nowej technologii. Dlatego też spacerowała po sklepie z nieco nieprzytomnym uśmiechem, poprawiając jasnoniebieski sweterek, zakrywający poranione kajdankami nadgarstki i fioletowe sińce w miejscu wkłuć. Może powinna nieco bardziej uważać, ale za dużo nowych myśli pojawiało się w jej głowie - jakby brutalność Gerarda była ożywcza i odświeżająca, pomagając jej powrócić do dawnej siebie - i nie zwracała uwagi na otaczający ją świat, przystając przy półce z sokami obok niezbyt schludnie wyglądającego mężczyzny. Pewnie ominęłaby go bez słowa, pogrążona w kreowaniu nowego świata, ale...może znów Los popychał ją w ramiona kogoś ważnego? Nie wiedziała o tym jednak kompletnie, zerkając w górę na ukochany sok z granatów (mitologia), nieosiągalny dla kogoś jej niewielkiego wzrostu. W normalnej sytuacji rozważyłaby wspinaczkę na szafki, ale...musiała uważać. Za dwoje, to nic, że brzuch był jeszcze niewidoczny i że sama nie do końca wierzyła w to, że pod jej sercem kilka komórek przemienia się w coś większego. - Przepraszam - zaczęła, nie nawiązując kontaktu wzrokowego; dalej niezbyt dobrze odnajdywała się w kontaktach międzyludzkich, oscylując między dziką agresją a nieśmiałym uniżeniem. - Czy mógłbyś...? - kontynuowała, w końcu podnosząc wzrok na zarośniętego i wyraźnie zmęczonego mężczyznę, wskazując jednocześnie bladą dłonią na najwyższą półkę.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' Pią Lip 25, 2014 9:28 pm | |
| Randall nigdy wcześniej nie rozmyślał nad swoim własnym życiem i przyczynami, które popychały go do podejmowania takich a nie innych decyzji. Nie zastanawiał się, czy sam jest panem swojego losu, czy może jego czyny zostały już z góry ustalone przez kogoś, z kim kontaktu raczej nie mógł nawiązać. Może jednak powinien zacząć roztrząsać ten temat, bo wtedy doszedłby do ciekawych wniosków. Rozglądałby się uważniej sądząc, że wszystko co robi ma swoją konkretną przyczynę i skutek. Zauważyłby, że nic nie jest bezcelowe i czasami jedna decyzja pociąga za sobą wiele innych, często opłakanych w skutkach, a czasem owocnych i przynoszących wiele korzyści. Może nauczyłby się wreszcie żyć tak, aby jego życie było warte więcej niż dotychczas. Niestety, na razie był tak pochłonięty czynieniem sobie wyrzutów i "gdybaniem" na temat przeszłości, iż nie potrafił skupić się na przyszłości czy nawet teraźniejszości, czego przykładem było jego zachowanie podczas zakupów. Błądzenie po sklepie bez konkretnego celu zaczynało w końcu wydawać się nudne, nawet dla Hugh. Nie wiedząc czego konkretnie szuka (bo przecież wcale nie burczało mu w brzuchu i wcale nie chciał czegoś zjeść) zatrzymał się w miejscu, w którym akurat się znajdował i spojrzał na półkę znajdującą się po jego prawej stronie. Soki. Może nie planował kupna napojów, ale po głębszym zastanowieniu zakup czegoś, co ugasi jego pragnienie i nie zawiera w sobie alkoholu nie był aż takim złym pomysłem. Sięgnął więc po dwie butelki soku pomarańczowego, żeby nie musieć później za często wychodzić z domu i już miał się odwrócić, aby poczłapać dalej w poszukiwaniu czegoś, co dałoby się zjeść i nie wymagałoby zbyt wiele zachodu, gdy usłyszał obok siebie damski głos. Domyślił się, że rozmówca zwraca się do niego i spojrzał na nadawcę tych paru słów z lekko przymglonym wzrokiem. Stał przez chwilę, przyglądając się dziewczynie próbując sobie przypomnieć, co do niego powiedziała. W końcu, trochę zbyt powoli i trochę zbyt leniwie sięgnął po sok, o który prosiła. Niestety, wygląd był dokładnym odzwierciedleniem tego, jak się czuł, a jego czyny tylko to potwierdziły. Ponieważ sok, zamiast trafić do rąk bądź koszyka brunetki wylądował z trzaskiem na podłodze sklepu, rozlewając się dookoła tworząc czerwonawą kałużę, która z każdą chwilą się powiększała. W odruchu odskoczył do tyłu poślizgując się na rozlanym płynie i wpadając na znajdujące się naprzeciw półki, przez co część produktów pozlatywała na dół, tworząc jeszcze większy bałagan. I w ten właśnie sposób jego pragnienie szybkiego powrotu do domu zostało zaprzepaszczone przez własną niezdarność. Zamiast jednak ruszyć się, aby posprzątać i naprawić własne szkody stał patrząc na swoje stopy, wokół których cienkim strumyczkiem przepływał sok z granatu. Po chwili zdecydował się jednak nawiązać z brunetką jakiś kontakt, wciąż ignorując panujący dookoła rozgardiasz. Podniósł na nią wzrok i obserwował ją przez chwilę. Wyglądała lepiej niż on, to oczywiste, jednak można było podejrzewać, że ten dzień także nie należy do jej najlepszych. Randall wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu, wyglądając trochę jak dziecko otoczone chaosem, które samo wywołało, z koszykiem w ręce i zmęczeniem w oczach. - Ciężki dzień, co? - rzucił, choć to przecież jemu powinno się zadać to pytanie i roześmiał się, trochę zbyt sztucznie i zbyt ironicznie. Nie czekając na odpowiedź dziewczyny przykucnął, zaczynając zbierać puszki i opakowania, które spadły z półki, o którą obiło się jego ciało. Nie zwracając uwagi na to, że wszystko mokre jest od soku, układał je z powrotem na regałach. Zajęło mu to dłuższą chwilę, w ciągu której niemalże zapomniał o obecności nieznajomej. W końcu podniósł się, zerkając na swoje dzieło. Wciąż jednak pozostał problem soku, który nie był wcale tak łatwy do rozwiązania. A przynajmniej dla kogoś takiego jak Hugh, którego umysł nie funkcjonował zbyt poprawnie. Uśmiechnął się przepraszająco do dziewczyny, nie mając pojęcia, co powinien teraz zrobić - Przepraszam, to chyba ja mam kiepski dzień - nagle, jakby go olśniło, przypomniał sobie o prośbie brunetki i sięgnął, tym razem ostrożniej, po butelkę soku, od razu wkładając go do koszyka, jakby chciał uniknąć niepotrzebnych ruchów produktu mogących narazić go na kolejny upadek. |
| | |
| Temat: Re: Sklep 'Sunflower' | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|