IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Rzeka 'Moon River' - Page 2

 

 Rzeka 'Moon River'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 3:16 pm

First topic message reminder :



Rzeka Moon River szeroką wstęgą przecina Kapitol, stanowiąc główne źródło wody dla miasta oraz jedną z możliwych dróg transportowych. Latem mieszkańcy korzystają z kilkunastu niewielkich, kamienistych plaży, podczas gdy zimą rzeka zamarza, zamieniając się w ogromne lodowisko.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptySro Lip 30, 2014 11:15 pm

    bilokacja, po spotkaniu z Ashe. c:


Kiedyś, jeszcze przed nastaniem reżimu Coin, ale już po wybuchu rebelii, obserwując wszystkich tych żołnierzy, padających na froncie jak muchy, ich pogrążone w żałobie i rozpaczy rodziny, czy też zwykłych ludzi trawionych przez samotność i pojawiające się znikąd nałogi, dla których obietnica nowego świata w tym momencie niewiele już znaczyła – zacząłem oswajać się z myślą, że może już rodząc się w Panem odkupiliśmy wszystkie swoje przyszłe winy.
Było w tym coś pocieszającego, i w jakiś pokrętny i skomplikowany sposób pozwalało mi sądzić, że wybaczenie nie jest takie trudne, jak wszystkim się zdawało.
Moja siostra z kolei lubiła pouczać mnie przy każdej nadążającej się okazji, mówiąc, że nie ma złych ludzi – są tylko zagubieni. Może to jeden z powodów, przez które od dłuższego czasu nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. A ja dawno porzuciłem już swoją teorię, którą zbyt wielu ludzi obalało każdego dnia.
Z kieszeni spodni wyciągnąłem metalową zapalniczkę i szybkim, nerwowym ruchem przejechałem parę razy po kółku trącym, zanim udało mi się odpalić papierosa. Zmrok zapadł już parę dobrych godzin temu i teraz drobny, tańczący na wietrze płomień stanowił obok ciemnego światła latarni, jedyny wskazujący drogę punkt. Ale nie potrzebowałem tego, stałem w miejscu już od paru chwil, obserwując opierającą się o barierkę, odwróconą tyłem do mnie wysoką figurę. Miałem wrażenie, że jeżeli spuszczę ją na chwilę z oczu, to rozpłynie się w powietrzu.
Parę samotnych osób dotrzymywało nam towarzystwa, przechadzając się po moście tam i z powrotem, jak niedoszli samobójcy, którym nieszczęśliwie trafiła się zbyt duża widownia.
Zaciągnąłem się jeszcze raz, pozwalając, żeby obraz na chwilę przesłonił mi kłąb białoszarego dymu, idealnie komponującego się ze złowrogą czernią, biegnącej pod naszymi stopami Moon River.
W końcu postawiłem parę niespiesznych kroków i oparłem łokcie na brzegu metalowej balustrady. Położyłem na niej paczkę i podsunąłem mężczyźnie, nawet nie zadając sobie trudu, żeby spojrzeć w jego stronę.
- Wiesz Ginsberg, jak na kogoś, kto ma sporo na sumieniu, to niezbyt trudno cię znaleźć – rzuciłem strzepując w dół popiół, który zdążył zająć już końcówkę papierosa i obserwując, jak jego drobne płaty giną w powietrzu. –Jak baranek na rzeź – dodałem powoli i prawie cedząc przez zęby. Zawiesiłem wzrok na majaczącym w ciemności żarze tytoniu, bo przed nami wisiała już tylko ciemność, trawiąca wszystkie punkty, które w ciągu dnia istniały na horyzoncie. Kolejne, równoległe mosty, prawy i lewy brzeg Kapitolu. Jakby wszystko to na parę godzin zniknęło ze świata, pozwalając sobie na moment odpoczynku. – Słyszałem, że powiększasz swoje terytorium. Zająłeś już teren pod starym lunaparkiem, czy na razie tylko diabelski młyn? – zaakcentowałem, wrzucając w otchłań niedopalonego papierosa. Uśmiechnąłem się bez emocji do Ginsberga i przerwałem tą chwilę celując pięścią w jego oko, trafiając niewiele wyżej w skroń i obserwując jego ciężki upadek.  – Właściwie, to już mnie to nie obchodzi – kopnąłem mężczyznę z impetem w żebra i splunąłem na niego, czekając aż staruszek zbierze się z ziemi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptySro Lip 30, 2014 11:56 pm

Nie miał zbyt wielu wspomnień o ojcu. To były raczej migawki, które pewnie każdego rozczulałyby niesamowicie, a Ginsberg odczuwał jedynie rozbawienie, kiedy ktoś kojarzył go z tym siwowłosym mężczyzną, który podobno rozpłynął się trzydzieści lat temu w czeluściach starego świata, pełnego rozpusty, w której tak perfekcyjnie się odnalazł, hedonista idealnie skrojony na miarę tamtych czasów.
Niewymagających zbyt wiele od kapitolińskich panów, tak bardzo rozmiłowanych w wygodnym życiu i w chłopcach, którzy walczyli na arenie jak niegdyś gladiatorzy. Nic dziwnego, że ojca zachwycali efebowaci trybuci, których potem popychał przed sobą na kolanach. Czuł, że ma władzę zarówno nad siłą, jak i nad wiekiem, który został mu wypomniany niejednokrotnie przez najstarszego syna. Gerard bywał zazdrosny o matkę i nienawiść do ojca, tak edypowa i tak bardzo na wyciągnięcie ręki zdawała się być ponurą koniecznością; która jednak nie stała się chlebem powszednim ich relacji.
Wszystko z powodu zamiłowania starszego Ginsberga do wszystkiego, co starożytne, spartańskie i piękne.
Pamiętał rozczarowanie swojego rodzica bardzo dokładnie - nie został wszak kolejną gwiazdą Igrzysk (Kapitol uwierał go w takich chwilach) i zamiast wybrać drogę fizycznej czy wojskowej kariery zdał się na umysł, który krępował swobodę ruchów. Dla ojca to był mentalny policzek, wymierzony z uśmiechem na gerardowych ustach, bardzo żałował tego, że potem nie uderzył go raz jeszcze, pokazując mu, że ma jego słowa za nim. Był antropologiem, to miało mu wystarczyć do badania reakcji ludzi na sytuacje, które kończą się prymitywnym uwolnieniem freudowskiej strony osobowości.
Ale tak się też nie stało. Nie wiedział, czemu, może z sympatii, a może z chęci przejęcia rodzinnego majątku pozwolił mu wryć sobie do głowy, że jednak siła jest symbolem każdego prawdziwego mężczyzny. Podczas, gdy kapitolińscy panowie przepuszczali kolejne pieniądze, on w pocie Dwunastki harował po kilkanaście godzin, pozwalając sobie na nocne treningi z Maisie. W takich chwilach tak często łapał się na tym, że jest do niego podobny (niezamierzone bardzo), że maskował to czynami podłymi i wykluczającymi wszelkie zasady fair play.
Zamiast walczyć uczciwie, patrząc w oczy i czując, że śmierć głaszcze go po plecach, wbijał nóż nieprzyjacielowi po same flaki, obserwując, jak zdycha w męczarniach. Tylko po to, by donieść na jego oprawcę następnego dnia... i znowu widzieć to samo niezawinione cierpienie. Wszystkiego tego - ruchu, treningów, wiecznej gotowości - nauczył go jego własny ojciec, a Gerard dołożył do tego swoją fantazję, która sprawiała, że teraz niemal zachwycił się odważnym chłopcem, dając mu się przewrócić.
Nie był przecież nieśmiertelny czy nieomylny, lądował na brzegu, czując, że krew zalewa jego ciało i kumuluje się w pękniętych żebrach, ale z doświadczenia Maisie wiedział, że to nie boli. Nie, kiedy szykuje się zemstę.
Dobrze wiedział, że to kwestia minuty, kiedy zegnie się pod wpływem bólu, więc musiał działać.
Noah nie docenił go. Nie z powodu tego, że zakładał, że jest słaby, stary i schorowany, ale że liczył na to, że Ginsberg ma jakiekolwiek zasady i będzie starał się dowiedzieć, o co chodzi i dlaczego zareagował tak ostro. Był sobą, nie musiał strzelać kogoś z jego rodziny (dziewczyna?) gwałcił i poniewierał, robienie listy potencjalnych wrogów było nie lada wyzwaniem, więc po prostu wstał gwałtownie, przyciskając go do barierki i ocierając się o niego udami.
- Jeszcze jedno słowo, a zobaczysz się z rzeką. Chętnie bym zobaczył twoje ciałko, które pokryło się liszajem, a i tak byłoby niezłym pokarmem w Kwartale. Sprawdzimy?- wyszeptał mu niemal czule do ucha (psychopatycznie, ale jednak), popychając go na barierkę, która zaczęła chwiać się na boki. Gdyby nie ci okropni ludzie, to z chęcią pokazałby temu chłopcu bardziej dorosłe zabawy, które już przetestował z Ashe. Na pewno, byłby zachwycony.
Wyciągnął nóż z uśmiechem na wąskich wargach. - Napaść na naczelnika więzienia? Wiesz, że samoobrona to piękna luka w prawie, prawda? - szepnął, wbijając mu ostrze prosto w brzuch i przekręcając. Nie, nie umrze (znowu sprawdzone na Maisie), ale może wytłumaczy mu skąd wziął się tutaj (jednak był ciekawy?) i przerywał mu spacer.
Przynajmniej się nie nudził.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyPią Sie 01, 2014 2:05 am

Trzeźwość myślenia. Jasna ocena sytuacji. Krótkie zbitki słów nawet nie zagrzały miejsca w mojej głowie, ale instynktownie przypomniały o sobie w postaci zastrzyku adrenaliny, a tętno przyspieszyło, rozprowadzając ją po całym organizmie; wyciągając na wierzch to, co było przekazywane mi przez lata treningów. Moje zmysły wyostrzyły się i wszystko docierało do mnie jeszcze bardziej, czyściej, jaśniej – chociaż oczy z łatwością mogły zgubić się w mroku. Na powrót odnalazła do mnie swoją drogę agresja, która dawno zdążyła zatracić się w codziennej monotonni i była jak dawno nie widziany, ale dobry znajomy, którego nie wiedzieć czemu – wyrzekłem się. I w tej krótkiej chwili nie mogłem zaprzeczać.
Mój umysł zdawał się pracować na najwyższych obrotach, mechanicznie – nie miała miejsca żadna gonitwa myśli, bo nie było na nią czasu. Kalkulacja.
Jedyne na co zdążyłem się zdobyć, to krótki impuls czy uczucie, podpowiadające świadomości, że w jakiś sposób tęskniłem za tym. I nie było miejsca na wstyd, bo przecież to, co robiłem było słuszne. Nie zawsze, ale teraz, w tym momencie nie miałem wątpliwości. Ginsberg przekraczał wiele granic, ale większość z nich nie miała dla mnie większego znaczenia i nie czułem potrzebny naprostowywania jego rzeczywistości. Problem stał się namacalny dopiero, kiedy mężczyzna przekroczył linię, którą uważałem za swoją i która sam wyznaczyłem. Cała frustracja narastająca we mnie przez miesiące życia w Kapitolu i unoszącej się w powietrzu bezprawnej niesprawiedliwości, wreszcie znalazła swoje ujście i przyniosło to ze sobą niesamowicie dobre - w nieodpowiedni sposób - uczucie.
Mordercze, stare instynkty doprawione były także nierozwiązanymi sprawami i naruszeniem mojego życia, które powoli i w kulawy sposób  zaczynało nabierać kształtów, przypominać nie najgorszy obrazek.
Wiedziałem, że jedną z niewielu rzeczy, która może mnie zgubić jest zbyt duża pewność siebie, ale mimowolnie niosła ze sobą to, że nie potrafiłem się tym przejmować, ani zaprzątać nią swojego umysłu.
I może niesłusznie, bo w kilka sekund Gerard podniósł się z ziemi i przygwoździł mnie do barierki. Oprócz nienawiści obudziło się we mnie jeszcze niesmaczne obrzydzenie, kiedy znajdował się zbyt blisko mnie, szczerzył się w parszywym uśmiechem i dyszał, łapczywie chwytając się powietrza.
Kątem oka udało mi się dostrzec błyszczące ostrze, ale nie zdało się to na nic, bo zanim zdążyłem nawet zareagować i wykonać jakiś ruch, to mężczyzna zadał mi już cios.
Odruchowo zgiąłem się w pół i dotknąłem dłonią materiału koszuli, która w jednej chwili stała się przemoczona od ciężkiej, ciepłej cieczy.
Parę kropel zimnego potu spłynęło po mojej twarzy, a ciało pozbawiło mnie na chwilę kontroli nad samym sobą i zadrżałem spazmatycznie, w reakcji na ból, który przeszywał moje ciało i był zbyt silny, aby adrenalina mogła go w jakimkolwiek stopniu przytępić.
- Ile masz lat, skoro nadal wierzysz w to, że prawo istnieje? – wyrzuciłem z siebie, zdobywając się na bolesny uśmiech, chociaż kąciki moich ust drżały nerwowo.
Szybkim ruchem uderzyłem głową w jego szczękę, która teraz znajdowała się kilka centymetrów nade mną. Ból rozdwoił się, i przebiegł też przez moje czoło. Słabo zadzwoniło mi w uszach i świat wykonał niepełny obrót, zanim kontury powróciły na swoje miejsce. Korzystając z okazji wyswobodziłem się z uścisku i zamieniłem z nim miejscami, chwytając mężczyznę za kark i przyciskając go przodem do barierki, pochylając głową w dół w kierunku ciemnych wód Moon River, które tylko czekały, aż będą mogły pochłonąć któregoś z nas.
Wolną ręką sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni wyciągając z niej nóż, jednocześnie czując nadal pulsujący ból brzucha i krew ściekającą w dół nogawki.
- Więc zraniłeś ją tutaj? – zamachnąłem się i wbiłem nóż w plecy Gererda. – Czy może było to trochę wyżej? –wyszarpałem ostrze z jego ciała i zadałem kolejny cios.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyPią Sie 01, 2014 6:01 pm

Opowieści o rycerzach były jednym z wyjątków, jeśli chodzi o zafascynowanie Gerarda dawnymi czasami. Kiedy historie o Merlinie, druidach bądź czarownicach budziły w nim odczucia podobne do orgazmowej przyjemności, kiedy gęsia skórka na ramionach pojawiała się znikąd; tak opisy bitew czy wojenek wydawały mu się przestarzałe i nieinteresujące. Przynajmniej nie wówczas, kiedy nie dotykały bezpośrednio religii. Wówczas nawet Ginsberg, który kompletnie nie rozumiał kodeksu rycerskiego – już jako dziecko miał z tym problem – ożywiał się i próbował postawić się w sytuacji podobnego kalibru. Na próżno, jego wrodzony egoizm i wola przetrwania za wszelką cenę (niezależnie jak wysoką) zdawała się być murem nie do przejścia. Nie mógł zrozumieć poświęcenia w imię damy serca, seniora czy króla – liczyła się tylko korzyść własna, interes osobisty, nic dziwnego, że wszelkie potyczki czy bójki załatwiał z tym samym niezrozumieniem, którego doświadczał również teraz.
Oczywiście przypuszczał, że skrzywdził kogoś, kto znalazł się na orbicie zainteresowania tego jegomościa (skądś go kojarzył?), ale nie rozumiał zupełnie, czemu jest tak głupi i w imię honoru postanawia się zemścić na osobie, którą teoretycznie powinien traktować z szacunkiem.
Nie z powodu tego, że Gerard sobie na ten szacunek zasłużył – byłby idiotą i hipokrytą, gdyby i takie myśli znajdowały się w jego głowie – ale z powodu zwykłego strachu i respektu, który budziła choćby pozycja Ginsberga. Gotowego w każdej chwili odesłać tego delikwenta do więzienia. Nie pojmował uczucia na tyle silnego, że zaślepiało zdrowy rozsądek. Nie mógł przemówić sobie do rozumu, kiedy zamiast człowieka, który godzi się na pokojowe rozwiązanie całej tej sprawy (czyli zaciśnięcie zębów i milczenie) miał przed sobą wściekłego pieska, próbującego zmusić go do reakcji.
Był z całą pewnością przekonany, że Gerard zacznie wreszcie postępować honorowo i bić się z nim jak przystało na słodkich rycerzyków z bajek, gdzie nagrodą jest niepokalana księżniczka. Szkoda tylko, że jego dama serca była dziwką, która nie omieszkała skorzystać z okazji w więzieniu. Zapamiętał ją doskonale i nawet wbicia noża, który (na szczęście) nie naruszył jego kręgosłupa nie mogły zmyć z pamięci obrazu nagiej Ashe. Chętnie podzieliłby się tym wrażeniem ze swoim antagonistą, który właśnie w ekspresowym tempie próbował wysłać go na tamten świat wraz z nurtem rzeki, ale chyba naprawdę zbyt mocno cenił własne życie.
I przestało mu zależeć na życiu tego gówniarza, więc postąpił po swojemu – mało honorowo i mało po rycersku, kiedy popchnął go poharatanymi, bolesnymi i zakrwawionymi plecami tak, by scyzoryk jego lubej opuścił jego ciało. Nie musiał zastanawiać się czy przeliczać, kiedy nastąpi rozległy krwotok jego narządów wewnętrznych. Sam przecież doświadczył podobnej magii, kiedy chwiał się na nogach, odwracając się w jego stronę i odpychając go od siebie. Miał nadzieję, że już pozostanie na tym grząskim gruncie, kiedy drżącymi dłońmi wyciągał pistolet. Zawsze go nosił, od niego powinien zacząć swoją przygodę w turniej rycerski, wówczas zachowałby przynajmniej większą trzeźwość umysłu niż teraz, gdy celował do tego dzieciaka, śmiejąc się cicho.
- Może jej zapytaj? Nie przeszkadzało jej to wcale pieprzyć się ze mną. Wielka szkoda, że za obrońcę ma głupca, który… - ale nie dokończył, nie zamierzał przecież szukać go w rzece, gdyby przypadkiem Noah wpadł do niej po wieści o wezwaniu Strażników Pokoju.
Ginsberg był po prostu wielkoduszny – zapewniał mu wizytę w Kwartale, gdzie mógł podziwiać swoją lubą z bliska.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyNie Sie 03, 2014 9:46 pm

Propaganda Kapitolu stanowiła w tym czasie całkiem niewymagającą rozrywkę. To znaczy jeżeli miało się wystarczająco dużo dystansu do świata, albo niewiele do stracenia. Prezydent Coin uwielbiała – jeżeli można powiedzieć, że coś sprawiało tej kobiecie przyjemność – siać puste zapewnienia, że żyjemy w czasach niezwykłego i ciężko wywalczonego pokoju, dobra i życzliwości. Wysoki, przytłaczający mur i oddziały Strażników Pokoju - już z nazwy świecących przykładem - przechadzający się po zadbanych ulicach Kapitolu, broniły pozorów. Ale nie trzeba było nawet przekraczać bramy do Kwartału, żeby czasy pokoju zaszufladkować jako kompletną bzdurę. Rząd mógł to nazywać jak chciał, ale każdy szary obywatel był świadomy tego, że na zewnątrz panoszyło się więcej bezkarnego zła, niż było to za czasów Snowa, o których nikt wcześniej nie pokusiłby się, aby powiedzieć, że mogłyby być przykładem.
Wcześniej zło siedziało za zamkniętymi drzwiami, a jeżeli nie, to przynajmniej dbało o stworzenie takiej iluzji.
W tym momencie nie chodziło mi wcale o sprawiedliwość, która była od dłuższego czasu towarem deficytowym, ani naprawienie tego spaczonego świata, bo czy ktoś jeszcze wierzył w te bajki?
Pozostawała sama idea przeciwstawienia się i danie opozycji do zrozumienia, że mamy dwie barykady - nie jedną. Walka dla samej walki i przypomnienia o swoim istnieniu. Bo czy mogliśmy coś zmienić? Nikt nigdy nie naprawił świata przy pomocy pięści i krwi.
Krwi. Krew.
Kiedy Gerard odepchnął mnie od siebie, wstrząsnęła mną kolejna fala konwulsji. Chociaż do tej pory utrzymywałem się na nogach, to teraz miałem wrażenie, że jedynie parę chwil dzieli mnie od upadku. Ból był nie do zniesienia i nie miałem pojęcia, czy narastał z każdą chwilą, czy może przygasał z kolejnym krwotokiem. Zlał się w jedno i ogarnął całe ciało.
Odruchowo mocniej przycisnąłem dłoń do rany, ale nie mogło to powstrzymać krwawienia. Ciepła, gęsta ciecz prześlizgiwała się przez moje palce i miałem wrażenie, że napłynęła też do mojej buzi.
Mogłem być samolubny przez większość czasu, ale w sytuacjach krytycznej niesprawiedliwości byłem w stanie zapłacić, za krzywdę wyrządzoną na ludziach, którzy pomagali mi odbudowywać świat, który samym swoim istnieniem łamał wszystkie zasady obowiązujące w Panem.
Mimowolnie złapałem się barierki, wiedząc, że jeżeli osunąłbym się na ziemię, mógłbym się już nie podnieść. Wziąłem głębszy oddech, a powietrze zadrżało w moich płucach. Kątem oka zmierzyłem mężczyznę, który teraz celował do mnie z pistoletu, ale mi było to już właściwie obojętne.
- Gust do mężczyzn ma kiepski, to się zgadza; ale myślałem, że stać Cię na bardziej wyszukane kłamstwo - wyrzuciłem z siebie, siląc się na ironiczny uśmiech i wyciągając drżącymi dłońmi swój pistolet. - Na co czekasz? - wskazałem głową na trzymaną przez niego broń.
Nie było w tej walce honoru, ale od początku nie liczyłem na jego obecność. W końcu jego brak oznaczał tylko czyjąś korzyść.
Wystrzeliłem w końcu, ale kula przecięła powietrze i mogła co najwyżej zahaczyć i złamać jego obojczyk. Spudłowała, chociaż nie miałem nawet żadnego konkretnego, obranego celu - poza nim samym.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyWto Sie 05, 2014 1:14 am


Miał wiele powodów, by czuć się bezkarnym w świecie, który stworzyła dla niego Alma Coin. Oczywiście byłby głupcem, gdyby gloryfikował swoją pracodawczynię ponad wszelką miarę - w końcu za jej ramieniem stała niezliczona rzesza obywateli Trzynastki - ale nade wszystko cenił sobie osobistą relację ze swoją przyszłą teściową. Pewnie dlatego, że jako jedna z nielicznych znała jego prawdziwą historię i wiedziała, że Jedenastka (a więc rolnictwo) nie była domem Gerarda Ginsberga i nie można było utożsamiać go z tymi ludźmi. Preferował znacznie inną stronę Panem - głodną, złaknioną zabawy, która doprowadzała do śmierci równie łatwo jak katorga w innych dystryktach. Tylko ktoś, kto obudził się w Kapitolu i wsiąkł w jego trującą atmosferę bez reszty, mógł zrozumieć, co tak naprawdę niosła ze sobą rewolucja i kim była kobieta, która próbowała odbudować z gruzów porządek, w którym co druga kobieta nie staje się genetycznym tworem Matki Natury.
Najgorsze było jednak to, że Gerard wcale nie cieszył się z takiego obrotu sprawy. Owszem, mógł czuć się człowiekiem, który pomimo swojego zapalczywego okrucieństwa i chęci do wymierzania najsroższych wyroków (nawet jeśli ofiary na to nie zasługiwały), jest wyjęty spoza ram jakiegokolwiek prawa, ale nadal pewne więzi społeczne trzymały go w szachu.
Zbyt często myślał przecież o swojej córce, która nigdy nie stanie się oficjalnie jego kochanką, a jej dziecko... tak naprawdę będzie tylko skutkiem gwałtu, do którego dorobi wzruszającą historię, tak, by zmiękczyć nieco wizerunek podłego naczelnika. To wszystko sprawiało, że nie do końca ufał porządkowi politycznemu swojej ojczyzny, czując się bardzo zaangażowanym w tworzenie nowego chaosu, który uskuteczniał także teraz, gdy próbował dobić za pomocą własnego ciała tego zabawnego rycerzyka.
Jego własny ból rozprzestrzeniał się w zaskakującym tempie, wypierając z niego resztki jakiejkolwiek kontroli własnych instynktów. Mógł go nienawidzić za to, że był durnym chłopaczkiem, który zaczepia go na rzeką, kiedy śpieszy do córki; ale obecnie nasiliła się zwykła chęć odwetu. Męskiego, barbarzyńskiego i bardzo niebezpiecznego w rękach człowieka, który nade wszystko ulegał własnym zachciankom.
Tego również nauczył go Kapitol, który wyzwalał w nim zwierzęca dumę, która kazała za próbę podniesienia ręki odpowiedzieć odgryzieniem jej. Pewnie dlatego wyciągał pistolet zamiast pozwolić na działanie Strażnikom Pokoju. Ach tak, im również nie ufał - Ruen wypleniła z niego ten zwyczaj i nawet mógł być jej za to dziwnie wdzięczny. Gdyby nie słowa ukochanego Ashe, które sprawiły, że na moment zapomniał o całym świecie i roześmiał się na całego.
- Tak, jej znamię na prawym pośladku też wydawało mi się fałszywe - w sam raz na to oświadczenie rozległ się hałas, świst kuli zwiastował jego rychłą śmierć i omal nie zachwyciła go ta trajektoria lotu w nieznanym kierunku, ale poczuł tylko odprysk na ramieniu - kolejna rana do powiększającego się bólu pleców. Przynajmniej Noah robił to podskórnie i beznadziejnie.
Westchnął z żalem, kierując broń prosto w jego nogę. To zabawne, ale zabicie go oznaczałoby osobistą porażkę Ginsberga, który uwielbiał się bawić.
- Jesteś rozkosznie ufnym chłopcem, to takie smutne - zadrwił, obserwując jak pada przed nim na kolana. Podszedł bliżej i zabrał mu nóż z ręki, wbijając go ponownie nieco wyżej. - Potraktuj to jako łaskę z mojej strony. Gdybyś trafił do więzienia, to wyszedłbyś stamtąd może o własnych siłach, ale tak przerżnięty, że nawet Ashe zaczęłaby zbierać na konieczne protezy, więc teraz dzwoń po pogotowie i na przyszłość... Nie kręć się obok mnie, bo potrafię zadać bardziej precyzyjne ciosy. Tak, że śmierć wyda się największym błogosławieństwem - stwierdził, to nie była czcza groźba. Każdy kto znał Gerarda, wiedział, że nie rzuca słów na wiatr.
Puścił go, już nie dbając o rzekę, która mogła zabrać to żywe ciało i odszedł prędko, zdając sobie sprawę, że znowu dorobił się wroga. Powoli to stawało się nudne, chyba nadal wyglądał Kapitolu, gdzie nie panowała moda na złamane serduszka i inne urazy.
Przynajmniej jedno się zgadzało - szedł w zakrwawionej kurtce, trzęsąc się z zimna i zaciskając zęby z bólu, ale nikt nie zaczepił go w drodze powrotnej do domu.

zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Bambi U. Mylene
Bambi U. Mylene
https://panem.forumpl.net/t2570-bambi-usara-mylene
https://panem.forumpl.net/t2571-jelonek-bambi
https://panem.forumpl.net/t2575-bambi-usara-mylene#36975
https://panem.forumpl.net/t2574-bambi
Wiek : 24
Zawód : trenerka

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptySro Sie 13, 2014 5:03 pm

Bambi nigdy nie starała się być pełną gracji kobieta, choć uroku z pewnością jej nie brakowało. Jakoś tak wychodziło, że gracja szła za nią i dziewczyna nie musiała jej długo szukać. choć zdarzało się też tak, że na wierz wychodziła jej nieporadność, czy też brak koordynacji ruchowej już nie raz wprawiał ją w niezłą sielankę wypadków, które znów jak nigdy zawsze rozbawiały publiczność na około. Sama o sobie mówiła, że jest zdolna do tego, by idąc po prostym chodniku wywrócić się zahaczając o własne nogi. Co nie raz, jak można się domyślić, już uczyniła. Co najlepsze nie raz ludzie nie zauważyli nie raz nawet jej lekkie fou pax gdyby nie to, że ta młoda dama zamiast podnieść się i iść dalej zazwyczaj zostawała na ziemi z minutę śmiejąc się z siebie i wyobrażając sobie jaką musiała mieć minę gdy zorientowała się że już jest skazana na dany upadek, czy też jaką miała gdy resztkami sił w swoich kończynach próbowała wy-balansować i ustać na nóżkach. Pamiętała jak kiedyś jeden z jej znajomych próbował pomóc jej wstać, jednocześnie stojąc na jej włosach butem. Wyglądało to komicznie z boku z pewnością, ponieważ gdy on ciągnął ją ku górze, ona była w stanie jedynie podnieść biodra, bo głowa nadal zostawała przytrzymywana butem przy ziemi przez owy but jegomościa, w którym odezwał się dżentelmen. Trwało to też całkiem pokaźną chwilą, tak, że kilku ludzi zatrzymało się by popatrzeć, bo Bambi zamiast powiedzieć o co chodzi śmiała się jak głupia próbując przez śmiech wydusić, że chłopak stoi na jej włosach. W rezultacie brzmiało to jak mamrotanie, którego nikt nie mógł zrozumieć. Ale wróćmy do tematu. Teraz, Bóg jeden wie dlaczego postanowiła udać się na Moon River. W jej małym móżdżku zakwitł pomysł, że dobrze będzie powdychać świeżego powietrza w tym zapełnionym spalinami mieście. Opisane wcześnie wydarzenia, które stawiały dziewczynę w świetle osoby nie posiadającej koordynacji utwierdzały tylko w przekonaniu, że gdy się człowiek zamyśli nad niebieskimi migdałami, to już ciężko mu sobie z własnym ciałem poradzić. Bowiem skoncentrowana BUM'ka potrafiła bezproblemowo przejść po cienkiej dykcie, czy stojąc na jednej nodze strzelić z łuku.
Niestety, nawet przy tak z pozoru błahym przedsięwzięciu jak bieganie Bambi powinna sie koncentrować. Wiedziała o tym, a jednak za każdym razem popełniała ten sam błąd i gdzieś w środku swojego biegania, gdy droga zaczynała się dłużyć zaczynała rozmyślać. Zazwyczaj o męskich nagich ciałach, a dokładniej precyzując to ich brzuchach. Dzisiaj właśnie to rozmyślanie sprawiło, że nie zwróciła uwagi na wystający kamień i jak łatwo domyśleć się można potknęła się o niego. Jej lot w powietrzu można opisać jak długi i urzekający. Sama poszkodowana nie mogła jednak powiedzieć tego samego, bo wyciągając przed siebie dłonie starła je boleśnie o żwir ze ścieżki, do kompletu też zdarła kolana. A co, jak szaleć to szaleć.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyPon Paź 20, 2014 3:40 pm

skądś, pewnie z mieszkania.

Lipiec.
Od kiedy tylko pamiętał, temperatury w Kapitolu nigdy nie sięgały tak wysoko, a nawet upalne dni zdawały się obfitować w lekką, przyjemną bryzę, nieco orzeźwiającą i przyjemną. Teraz było inaczej, wiatr nie poruszał gałęziami drzew, nie marszczył spokojnych wód Moon River, nie rozwiewał włosów mijających go kobiet.
Było inaczej.
Od kilku dni Victor czuł się dziwnie. Pałętał się po swoim małym mieszkanku niczym lunatyk, nie kontaktując się prawie z nikim. W jego głowie szalał chaos, niebezpieczny i zgubny… A wszystko przez te piekielne, okrutne Głodowe Igrzyska. Igrzyska śmierci, uczta krwawych bogów, spragnionych stosu martwych ciał.
Piekło.
Moon River wydawała się być w tej chwili jedynym miejscem, w którym mógł się skryć przed całym światem. Pomimo upału i braku wiatru, było tu cicho i spokojnie, wręcz idyllicznie. Przechadzając się powoli brzegiem rzeki, mężczyzna po raz pierwszy od dawna wystawił twarz do słońca, starając się nie myśleć o niczym, i jedynie istnieć.
Co, prawdę powiedziawszy, było dość trudne. Praca Strażnika Pokoju wydawała się być w porządku – na szczęście dziś miał wolne, więc mógł pozwolić sobie na spacer – jednak nie była niczym specjalnym. Odkąd podjął się tego zadania, jeszcze nigdy nie miał okazji być świadkiem jakichś drastycznych przesłuchań, ucieczek mieszkańców KOLC-a czy większych zamieszek. Fakt, raz zdarzyła się bójka, ale szybko rozdzielił skłóconych chłopców i było po sprawie. A tak…? Nic, co wymagałoby użycia siły, perswazji, gróźb… Najwyżej pomoc jakimś ludziom, rzadko i z ukrycia, nigdy tak, by było wiadomo, że to właśnie on pomagał.
Zawsze były też Igrzyska, koszmar jego i jego trybutów. Gdy zginęła Carly, siedział na posterunku Strażników Pokoju w KOLC-u, tam też dowiedział się o śmierci dziewczyny. Carly. Wspominał przez chwilę jej nieśmiały uśmiech i cięty język, a gdzieś w środku niego rosło przerażające uczucie, jakaś gula, przez którą niezdolny był myśleć o czymkolwiek poza jej śmiercią. Wschodnie skrzydło areny, korytarz, ta dziewczyna, Delilah Morgan, która zabiła pannę Coin. Fakt, tamta zapewne (nie mógł być przecież pewien, jeszcze nie oglądał tych jakże cudownych powtórek momentów śmierci każdego trybuta, a było ich już piętnastu, piętnastu tych, którzy pożegnali się z życiem) zaatakowała pierwsza, więc zwyciężył instynkt… Tak jak niegdyś u niego, gdy był zwierzęciem, bezsensownie walczącym o przetrwanie, chwałę i pragnącym tylko tego, by siostra poszła w jego ślady i pławiła się w glorii i chwale.
Carly, przepraszam, nie umiałem Ciebie ochronić. Przepraszam.
Carly Coin, lat siedemnaście, trybutka z rodziny szacownej pani prezydent. Czy na tamtym świecie będzie jej lepiej…?
Przepraszam, Carly.
Kiedyś, gdy było mu źle, biegł do Cypriane i przytulał mocno ukochaną siostrzyczkę. Potem już tylko krzyczał na nią i zmuszał do robienia rzeczy, których nie chciała robić. Teraz jednak nie mógłby nawet do niej podejść; słowa, które wtedy wypowiedziała, drwiący ton głosu i niewypowiedziana groźba w oczach mówiły same za siebie. „Podejdź do mnie, a gorzko tego pożałujesz”. Nie musiała wymawiać na głos wszystkiego, co powiedziała, to było naprawdę zbędne, jednak zrobiła to, niszcząc wiarę w to, że może będzie lepiej. W końcu była na arenie, poznała śmierć, a teraz…
Czy skierowałaby się przeciwko bratu, gotowa zabić go za próbę naprawienia tego, co zniszczył?
Wtedy też usłyszał kroki, powolne i delikatne, dziwnie znajome. Miękkie kroki kogoś, kogo znał, z kim spędził trochę czasu i komu ufał. Jedna z niewielu osób na świecie, które widziały w nim człowieka, który naprawdę chciał być lepszy.
Uniósł głowę i spojrzał w znajome, piękne oczy i już po kilku sekundach był obok, by przytulić Libby, swoją towarzyszkę broni, swoją towarzyszkę, swoją jedyną przyjaciółkę.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptySro Paź 22, 2014 9:13 pm

Prawdopodobnie z nicości

Ukrywanie się chyba nigdy nie było jej mocną stroną. Gdzieś tam głowie w głowie do tej pory pojawiały się nieostre przebłyski wspomnień z dzieciństwa, kiedy próbowała bawić się w chowanego. Miała dobre chęci, energię i pomysły na nowe kryjówki, a mimo to zwykle odnajdywano ją na samym początku. Nie rozumiała tego i, jak każdemu dziecko, nie podobało jej się to. W sercu małej Libby zaczęła rodzić się złość oraz swego rodzaju bunt wobec niesprawiedliwości tego świata. Dlaczego chociaż raz nie mogła wygrać? Przecież tak uparcie walczyła, starała się, nawet kilka raz zrezygnowała ze swoich obowiązków, aby tylko w końcu się udało. Miała dosyć przegranej do tego stopnia, że w pewnym momencie stwierdziła, że nie powinna marnować czasu na takie zabawy, bo stała się na nie za duża. W oczach 9-letniej dziewczynki była to bardzo ważna decyzja. Zastanawiała się nad nią wystarczająco długo, zanim zdecydowała się ją wprowadzić. Wtedy wydawało się, że robiąc ten jeden krok w przód, zamyka jakiś etap swojego życia, ostatecznie rezygnując z dziecinności i pozbywając się jej raz na zawsze.
Nic bardziej mylnego. W przyrodzie nic nie ginie, tak samo było z Libby. Nawet jeśli zbyt wcześnie próbowała pozbyć się swojej infantylności, ona i tak do niej wracała, a nawet ujawniała się do dzisiaj, choć w o wiele mniejszym stopniu. W końcu dzieckiem zostaje się do końca życia.
Przyłapała się na tej myśli, obserwując drobne zmarszczki na tafli Moon River. Lipiec od zawsze sprzyjał wspomnieniom. Niestety te, jak w przypadku zabawy w chowanego, wracały do niej w formie niewyraźnych obrazów, dźwięków lub zapachów. Mówiła sobie, że to normalne – w końcu jak miałaby spamiętać to wszystko, począwszy od pierwszych lat aż do teraz? Najbardziej jednak szkoda było jej tych najwcześniejszych, związanych z domem w Dziewiątce, których przecież nie miała nawet jak zabezpieczyć. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z ich wartości, bezmyślnie wrzucając do jednej szufladki w głowie i zapominając, skoro lada moment miały pojawić się następne.
Odwróciła głowę w stronę słońca, próbując chwycić chociaż tę chwilę – gorące powietrze zmieszane z chłodem rzeki, promienie tańczące na twarzach przechodniów, głośny śmiech oraz krzyk jakiegoś dziecka i ona sama pośród tego wszystkiego. Nie pozostawiona samej sobie, nie skazana na łaskę i niełaskę Kapitolu, ale w towarzystwie dobrego nastroju i jakiegoś nieuzasadnionego optymizmu, którego dostarczał jej ten dzień. Może była to kwestia sprzyjającej aury, a może korzystnego obrotu pewnych spraw? Nie ważne, dopóki zdawało się, że z każdą chwilą sytuacja wyglądała coraz lepiej.
Victora zauważyła w ostatniej chwili. Już zamierzała przejść dalej, kiedy rozpoznała znajomą sylwetkę wśród tłumu. Nie zastanawiając się ani przez chwilę, ruszyła w jego stronę, starając się nie pokazywać za wcześnie. Zamierzała zrobić mu nieplanowaną niespodziankę. Niestety historia zatoczyła koło i mimo tego, że próbowała się skradać (co wcale nie było takie łatwe), on usłyszał jej kroki wcześniej i nagle się odwrócił. Tym razem jednak nie zdenerwowała się, ale uśmiechnęła ciepło. Przecież była pilotem. Te wszystkie podchody, próby ukrywania się nie leżały w jej naturze. Pozwoliła się zamknąć w uścisku, odpowiadając na niego i po chwili po przyjacielsku poklepując Victora po plecach.
- Dobrze Cię widzieć – powiedziała, w końcu odsuwając się od mężczyzny i przyglądając mu ciekawie. – Ale widzę, że dla niektórych czas stanął w miejscu, bo mam wrażenie, że wyglądasz tak samo jak wtedy kiedy widziałam Cię ostatnio – rzuciła, otwarcie mierząc go wzrokiem. – Z tą różnicą, że wtedy jeszcze miałeś na sobie mundur Trzynastki.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyCzw Paź 23, 2014 11:54 pm

Rebelia niejednokrotnie śniła się Victorowi po nocach, powodując, iż zrywał się z łóżka, zlany potem i z obłędem w oczach, oddychając szybko i niespokojnie. Rebelia. Krew, ból, rany, ciała martwych, układane w rzędach i chowane w pośpiesznie wychowanych grobach. Nieustające walki, dystrykt po dystrykcie, dzień po dniu, wszystko po to, by wyzwolić się spod jarzma Snowa, by żyć w lepszym świecie, świecie równości dystryktów i wszechpanującego pokoju, bez tyranii, bez ucisku, bez Igrzysk…
Doskonale pamiętał dzień, w którym o mało nie zginął. Gdyby nie nagła i niespodziewana pomoc młodej dziewczyny, Victor Sean zginąłby od ciosu w potylicę, śmiercią może i szybką, ale tak samo niespodziewaną, jak każda mająca miejsce w trakcie walk. Jednak w ostatniej sekundzie ktoś – wtedy jeszcze nie znał jej imienia, była tylko osobą, którą mgliście kojarzył z treningów, chyba nawet nie byli w tym samym oddziale – nagle przeszkodził niedoszłemu mordercy. Victor Sean miał przeżyć, ale to i tak nie zmieniłoby niczego, nie przywróciłoby życia poległym…
Tak, liczyliśmy się ze stratą ludzi, ale przecież te straty, nawet oszacowywane, nie były takie, jak w rzeczywistości. Czasem było lepiej, czasem gorzej, znów lepiej, a potem gorzej, gorzej, gorzej…
Los musiał mieć ich oboje w swojej pieczy; zaledwie ona uratowała mu życie, w trakcie kolejnego starcia Victor uchronił ją przed groźnym obrażeniem. Był uparty do tego stopnia, że sam odprowadził pannę Randall do tymczasowej kwatery na terenie zagrożonym walkami, upewniwszy się wcześniej, że nie odniosła żadnych ran i urazów. Od tamtej pory, od pierwszego łagodnego i podszytego niepewnością uśmiechu, jaki jej posłał, zaczęła się ich znajomość, która przerodziła się nie tylko w koleżeństwo i partnerstwo, ale i w przyjaźń. Walczyli razem, bronili siebie nawzajem i byli sobie podporą. Dzięki pomocy Libby Victor powoli otrząsał się z bólu po stracie rodziców i siostry (która jednak miała się całkiem dobrze, na co wyraźnie wskazywał nie tylko fakt, że widział ją, żywą i oddychającą, ale i to, że dość dobitnie powiedziała mu, co myśli), a także ze swojej przeszłości, która go dręczyła.
Libby.
Znajome oczy i znajomy uśmiech, klepanie po plecach, które zawsze już miało kojarzyć mu się właśnie z nią i ze wszystkimi wspólnymi rozmowami.
- Urosłaś, odkąd ostatni raz się widzieliśmy, albo to ja zacząłem się kurczyć – zaśmiał się cicho, obdarzając ją identycznym spojrzeniem, jak ona jego. – I nieprawda, zmieniłem się. Posiwiałem nieco.
Usta Victora rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, a on sam przeczesał palcami włosy dla podkreślenia swojej wypowiedzi. Jednocześnie lekko taksował wzrokiem dziewczynę – kobietę!, w końcu jest od niego starsza – dostrzegając ledwie zauważalne zmiany. Wzmianka o mundurze żołnierzy Trzynastki wywołała u niego nieco nieprzyjemny dreszcz, który miał nadzieję w pełni zignorować.
Zamiast skupiać się na własnych, złych przeczuciach, postąpił wedle własnej małej tradycji i z lekkim uśmiechem podał pannie Randall ramię.
- Ciebie też dobrze widzieć, Libby… Jak się czujesz? Co słychać? – zapytał, mając nadzieję, że u niej wszystko dobrze i że być może… Być może doradzi mu w sprawie Cypriane.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyPią Paź 31, 2014 11:03 am

Wszyscy mówili jej, że w czasie walk nie ma miejsca na myślenie, że podstawą jest szybkie działanie, intuicja. To nic trudnego – w sytuacji kryzysowej naturalnym jest, że człowiek wie, co ma robić, choć nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Najwyraźniej Libby należała do wyjątków. Początkowo nie do końca potrafiła przestawić się na ten drugi tryb. Kilka razy zdarzyło się, że stanowczo za długo podejmowała decyzję, a potem wracała do Trzynastki z innym pilotem, bo jej poduszkowiec został strącony. Nie lubiła potem tłumaczyć tego wszystkiego przełożonym. Co miała im powiedzieć? „Nie potrafię działać w sytuacji kryzysowej?” Wówczas wyśmialiby ją i czym prędzej odsunęli od latania. Wiedziała, że musi jak najszybciej nauczyć się panować nad sobą. Szkoda tylko, że nie było nikogo, kto w tym czasie mógłby ją wspierać.
Jak się okazało – „wyłączenie myślenia” okazało się łatwiejsze niż mogłaby przypuszczać. Pamiętała tamten dzień aż za dobrze, kiedy, już pod wieczór, pomagała w zapakowaniu rannych do maszyny. To wszystko odbywało się niedaleko miejsca, gdzie odbywały się jedne z ostatnich walk. Nie widziała zbyt dobrze rebeliantów ani Strażników. W tamtej chwili byli jak jedna masa ciał splątanych ze sobą, z towarzyszącymi co pewien czas błyskami. Po prostu nie szło rozróżnić, kto jest kim. Rebelia spoiła ich ze sobą, jednocześnie dzieląc między dwa front – śmierci lub wygranej. Musiała odwrócić wzrok, bo jeden z sanitariuszy poprosił ją, aby pomogła mu podnieść nosze. Zrobiła to, o co poprosił i zniknęła razem z nich we wnętrzu poduszkowca. Pomogła przenieść jeszcze kilka innych osób, gdy nagle zauważyła postacie zbliżające się w ich stronę. Po mundurze poznała, że to Trzynastkowicze, więc odetchnęła z ulgą. Niestety, kiedy tylko to zrobiła, zauważyła coś jeszcze. Błysk stali za idącymi ku nich żołnierzami i zbyt jasna barwa ubrania, sprawiły, że wszystko w niej biło na alarm. Czuła jak mięśnie napinają się, a krew krąży szybciej w żyłach. Nie zastanawiając się, wyciągnęła pistolet z kabury sanitariusza, wymierzyła w stronę idących i strzeliła. Słyszała czyjś krzyk tuż obok siebie, czuła, jak ktoś wyrywa jej broń, ale nie myślała o tym, co się dzieje. Dopiero kiedy kształt za plecami rebeliantów znieruchomiał i upadł, zrozumieli, do kogo celowała.
Można powiedzieć, że to był taki mały przełom, a jednocześnie okazja do przypadkowego zacieśnienia więzi z innymi. Wtedy jeszcze nie znała Victora. Poznali się parę godzin później, kiedy on, chcąc najwyraźniej odwdzięczyć się za uratowaną skórę, pomógł jej, a na koniec jeszcze upewnił się, że nie doznała żadnych poważnych obrażeń. Od tamtej chwili zaczęli częściej rozmawiać, później Libby nawet nie zauważyła, kiedy stali się przyjaciółmi. To było naturalne, czuła, że tak właśnie powinno być.
Jednak jeśli było coś, co mogłaby sobie zarzucić wobec swoich relacji z przyjaciółmi to to, że jeśli tylko działo się wydarzyło się coś dużego i została od nich oddzielona, długo zbierała się do ponownego spotkania. W tej chwili czuła coś na miarę wdzięczności wobec Losu, że tym razem postanowił samodzielnie zetknąć ich drogi.
- Przykro mi to powiedzieć, ale chyba faktycznie zacząłeś się kurczyć – powiedziała, śmiejąc się razem z nim. – Nie urosłam ani trochę, mniej więcej odkąd skończyłam szesnaście lat. – Znów śmiech. Nie była wcale taka niska. W dzieciństwie należała do dość wysokich osób (co może w pewien sposób tłumaczyć jej problem z grą w chowanego), ale potem, gdy wszyscy inni też zaczęli rosnąć, okazała się przeciętna.
- Nie zauważyłam ich – odpowiedziała szczerze, nieuważnie zerkając na jasne pasma. – Nie są aż tak widoczne. Zresztą, kto podejrzewałby Ciebie o siwe włosy? – zapytała. Mimo wszystko ta nagła wiadomość o siwiźnie, coś w niej poruszyła. Nie raz słyszała o przypadkach młodych osób, które, pod wpływem traumatycznych przeżyć, przedwcześnie osiwiały. Sama chyba miała sporo szczęścia, bo trzymała się naprawdę dobrze. No może za wyjątkiem kilku wspomnień i koszmarów, które ostatnio jakoś śniły jej się rzadziej. Jednak trochę współczuła Victorowi.
Kiedy podał jej ramię, przyjęła je, uśmiechając się lekko. – Czuję się bardzo dobrze, dziękuję, panie Sean – rzuciła wesoło, obserwując wodę. – Co u mnie? U mnie w porządku – dodała starym zwyczajem. Zawsze mówiła „w porządku” albo „dobrze”, bo co miała powiedzieć? Jednak tym razem nie zamierzała go zbywać – powiedziała przecież prawdę. – Moje życie jest jak stanie w poczekalni, w kolejce, która nigdy się nie przesuwa. Nie jestem pilotem, czekam na wezwanie, a w między czasie marnotrawię czas na przeglądanie kolorowych czasopism rozrzuconych na stoliku i czytanie broszur. Jednak nie powiem, że w pewnym sensie mi to nie odpowiada – dodała, zerkając na niego. Nie zamierzała narzekać. Przecież w gruncie rzeczy sytuacja miała się dobrze. – A co u Ciebie? Cały czas jesteś w czynnej służbie, prawda?
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptyWto Lis 11, 2014 1:01 am

Kiedy ostatni raz widzieli się z Libby, oboje mieli na sobie jeszcze szare uniformy Trzynastki. Chwilę później każde z nich znalazło się w innej części miasta; nie wiedział, co robiła dziewczyna, gdy przywdziewał biały mundur i wstępował w szeregi Strażników Pokoju. Victor nawet nie wiedział, ilu Zwycięzców zrobiło to, co on, ilu nosiło te mundury i pałki przy boku, hełmy z przesłonami skrywającymi oczy i przechadzało się wzdłuż muru, oddzielającego tych „lepszych” od „gorszych”.
Jego pierwsza rozmowa z panną Randall była raczej błaha, zawierająca w sobie wzajemne podziękowania za uratowanie sobie życia i zapewnienia, że oboje czują się dobrze. Potem, stopniowo zaczęli zauważać siebie na korytarzach i treningach, zdarzało im się siadać razem w trakcie posiłków i cicho pomstować na potrawy w Trzynastce; niekiedy nawet Victor podsuwał Libby część swoich porcji żywności, przekomarzając się z nią łagodnie.
Relacje, jakie między nimi istniały, przypominały Victorowi te łączące jego i Cypriane gdy byli dziećmi; być może dlatego też w pewnej chwili zaczął myśleć o Libby jako o siostrze, kimś bliskim, kogo powinien chronić i pilnować, uważając, by nic złego się jej nie przytrafiło. Tak samo, jak kiedyś strzegł Cypriane, chcąc bronić ją przed wszystkim, tak będąc w Trzynastym Dystrykcie usiłował roztoczyć opiekę nad nową znajomą.
Cypriane.
Wspomnienie siostry wywoływało u nim dziwny, bliżej nieokreślony ból. Pamiętał te zimne oczy, tę kpinę w głosie. Słyszał tembr jej głosu w snach, gdy ścigały go demony, te najgorsze, przez które budził się zlany potem w środku nocy, przerażony i zagubiony. Wyraz jej twarzy stawał przed jego oczami w najmniej oczekiwanych momentach, jak dzisiejszego ranka, gdy szykował sobie posiłek; upuścił wtedy szklankę mleka, która rozbiła się na podłodze i bezwiednie opadł na krzesło, po chwili ocierając oczy.
Być może przez demony, które go ścigały we śnie, czuł się jeszcze bardziej zagubiony.
- Masz rację, Libby – posłał jej ciepłe spojrzenie. – Ty podobno nie rośniesz, a ja kurczę się jak głupi, lada moment będę niższy od tej barierki na moście, tam, w oddali.
Zerknął przelotnie na niebo nad ich głowami.
- Zapewne Los posypał mi głowę popiołem za to, że zaniedbałem naszą przyjaźń… Przepraszam.
Spojrzał ze smutkiem na przyjaciółkę, słuchając jednocześnie tego, co mówiła. Jej głos przywoływał wspomnienia, jedne z niewielu, które cenił. W szczególności to jedno, gdy któregoś dnia opowiedział jej o dzieciństwie, o Czwórce, o Cypriane i tym, jak stracił siostrę, chcąc zmienić ją w potwora takiego, jak on. Mogłaś mnie wtedy osądzić, Libby, mogłaś mnie znienawidzić… A Ty jednak wolałaś traktować mnie jak człowieka, nie oceniając moich czynów, otwierając mi drzwi do lepszej przyszłości…
- Spotkałem Cypriane. – powiedział nagle, cicho i nieoczekiwanie, wpadając przyjaciółce w słowa.
I znów wspomnienie siostry spadło na niego jak grom z jasnego nieba, wywołując ostre pieczenie oczu.
- Spotkałem Cypriane w tym dniu, kiedy oboje objęliśmy funkcje mentorów.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 EmptySob Lis 15, 2014 2:05 am

Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283.
Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rzeka 'Moon River'   Rzeka 'Moon River' - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Rzeka 'Moon River'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Moon River

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Moon River-