|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 1:51 pm | |
| Wszystko między nimi zaczęło wracać do normy, Cordelia czuła to przez skórę. Ale czy właśnie tego chciała? Miała okazję zostawić przeszłość za sobą, a tymczasem próbowała ją wcisnąć na siłę w swoje nowe życie. Dlaczego tak bardzo chciała pomóc Maxowi? Czy to możliwe, że czuła do niego coś więcej? Przecież już dawno temu rozwiała wszelkie wątpliwości dotyczące tej kwestii. -Boisz się wziąć prysznic, Stone? - pokazała mu język i zawtórowała mu, śmiejąc się krótko - Dałam czadu na arenie i teraz chcesz, żebym została twoim osobistym ochroniarzem? Podobnie jak Max, który myślał o Fransie, Cordelia nie mogła wypędzić ze swoich myśli Jasmine. Była zazdrosna, zachowywała się jak przysłowiowy pies ogrodnika, ale przecież od małego to ona, a nie jej kuzynka, miała wszystko, czego zapragnęła. To była pewna prawidłowość i panna Snow nie wyobrażała sobie, że kiedyś mogłoby być inaczej. Wciąż miała szesnaście lat, nikt nie mógł jej zarzucić, że nie zachowuje się jak dorosła. Musiała wyjaśnić z Jasmine pewne kwestie, zwłaszcza prawdziwą tożsamość Maxa, ale do tego czasu on wciąż pozostawał jej. -Masz już mój numer, gdyby czegoś ci brakowało, zawsze możesz zadzwonić - zaoferowała, patrząc mu prosto w oczy i wciąż ściskając jego rękę - Wiadomości są przechwytywane, ale na pewno jakoś zręcznie je zakodujesz. Podobała jej się ta zabawa w kotka i myszkę z Coin, nawet jeśli była bardzo niebezpieczna. Dotychczas Cordelii udawało się umykać i może dlatego nie zdawała sobie sprawy z tego, o co naprawdę toczy się ta gra. A może właśnie zdawała, ale było jej wszystko jedno? -I tak już wszystko widziałam - mruknęła zalotnie, nie strącając jego dłoni z policzka. Wciąż nie była do końca usatysfakcjonowana tym, co działo się na kanapie. Chciała spróbować pewnej rzeczy, małej, niewinnej. Chciała się przekonać, czy teraz, po tym jak pocałowała Fransa, pocałunek z Maxem będzie odbierać inaczej. Tylko w ten sposób mogła się dowiedzieć, co tak naprawdę czuje, to było właśnie to, czego najbardziej potrzebowała. Nie mogła czekać już dłużej, złapała Maxa za ramiona i przyciągnęła jego twarz do swojej. Momentalnie wpiła się w jego usta, przymykając oczy. Nie myślała już o niczym innym, pragnęła tylko odpowiedzi na swoje pytania.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 2:12 pm | |
| Zrobił przerażoną minę. - Bardzo. Tam są prysznicowe potwory. Rozbierają Cię do naga i łaskocz. Obroń mnie. - teraz to już śmiał się na głos. - Błagam, zostań. Zostanę Twoim osobistym masażystą w zamian. Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz. Zakochani byli w kimś innym, ale nie chcieli, by ktokolwiek inny był z osobą siedzącą obok na zniszczonej kanapie Maxa. - Jak napiszę, że widzę prysznicowego potwora, to będzie znaczyło SOS. - oto jakie mu kody do głowy przyszły. On nie był szpiegiem. Kiepski był w tych klockach. Kiedyś był żołnierzem, ale w gruncie rzeczy za dobry był by zabijać. - Może widziałaś, ale nie wiesz co jeszcze potrafię. - poruszył porozumiewawczo brwiami. Jej pocałunek go zaskoczył. Nie wiedział, że to test. Ale całował ją tak, jakby miał się zaraz skończyć świat. Bo całował ją Max. Ben w jego umyśle na razie schował się za słoniami. A że słonie przestały tańczyć, to miał całkiem niezłą kryjówkę. Zamknął oczy, chłonął jej obecność, jej zapach, aż do zawrotów głowy. Max miał na jej punkcie świra. Szkoda tylko, że Maxem nie był na prawdę. Był Benem... zakochanym w Jasmine. A może już nie? Może rana jaką mu zadała znikając tak nagle sprawiła, że zakochał się całym serduszkiem w Cordelii? Mógłby ją kochać, mógłby spędzić z nią życie, jakby go zechciała. Nie chciał patrzeć jak jest z kimś innym. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 3:24 pm | |
| Choćby Max kusił Cordelię w najbardziej wysublimowany sposób i używał całej swojej siły perswazji, ona dobrze wiedziała, że nie może zostać. Musiała iść do Daisy, musiała wreszcie odnaleźć tę gałąź swojej rodziny, która przypomniałaby jej, kim kiedyś była. Żeby stawić czoło Coin, potrzebowała odnaleźć w sobie dawną Cordelię. -Umiesz dać kobiecie do myślenia - zażartowała - Przypomnę ci kiedyś o tym masażu, a wiesz, że mam całkiem niezłą pamięć. Rozmawiali tak, jakby poza tą kanapą nie istniało nic, co mogłoby wpłynąć na ich relacje. Jakby Igrzyska się nie odbyły, a Jasmine i Frans byli tylko wspomnieniem. -Chcesz mi pokazać? - zapytała jeszcze, zanim ich usta złączyły się w pocałunku. Nie powinna tego robić, ale nie mogła się powstrzymać. W jej szesnastoletnim ciele skrywały się całkiem spore pokłady pożądania, które dość szybko przejmowały kontrolę, gdy sytuacja zaczynała robić się gorąca. Tak było i tym razem, Cordelia delikatnie naparła na Maxa i po chwili była już nad nim nachylona. Jej dłoń powędrowała do włosów chłopaka, ich języki zaczęły poznawać się na nowo. Pocałunek był przyjemny, czuły, ale... czegoś jej brakowało. Nie elektryzował jej tak, jak dawniej, obyło się bez dreszczy. Czy to był właśnie ten znak? Ostrzegawcze lampki zapaliły się w jej głowie, otworzyła oczy i z drobnym ociąganiem odsunęła się od Maxa. Zamrugała, jakby nie do końca wierzyła w to, co działo się przed chwilą. -Nie mogę - wyszeptała bardziej do siebie niż do niego - Nie możemy. Wyprostowała się i usiadła sztywno na kanapie, w bezpiecznej odległości od chłopaka. Nie bała się na niego spojrzeć, zaraz miała mu przecież wszystko wytłumaczyć, ale nie chciała żeby dostrzegł w jej oczach jakąkolwiek oznakę żalu, o ile takowa w ogóle by się pojawiła. -Nie wolno nam udawać, że nic się nie zmieniło - nie zwykła przepraszać za swoje pocałunki i tym razem także nie miała zamiaru tego robić - Musimy się wspierać, ale nie w taki sposób. Jasmine chyba coś do ciebie czuje, a to, co mówiłam przez telefon jest wciąż aktualne. Prawdziwa dyplomatyczna odpowiedź, brawo, panno Snow. Dlaczego wmieszała w to Jasmine? Cordelia robiła wszystko, by nie wypowiedzieć na głos tego, co kryło się gdzieś w zakamarkach umysłu. Że to wszystko było jej winą, bo najzwyczajniej w świecie zakochała się w kimś innym. Chciała uratować swoje serce, swoje sumienie i jednocześnie oszczędzić Maxa. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 3:37 pm | |
| Może nie być wysublimowany. Może ją przywiązać do kanapy i więzić... A nie, nie może bo nie ma sznurka. Nie oszukujmy się, jakby miał sznurek to by już do czegoś go użył. Heloooł. Pewnie by zrobił z siebie duży breloczek pod sufitem. Bo do pojawienia się Cord, miał na prawdę podły nastrój. Ale zaraz pewnie wróci, skoro Cordelia postanowiła złamać Maxiowe serduszko. - Nie ma problemu. - uśmiechnął się rozbrajająco. - Nawet wiele razy. - odparł. Iskierek może nie było. Wiemy wszyscy dlaczego. Choć może to i lepiej. Bo alkohol i ogień może dać pożar, a kto wie ile tego tałatajstwa płynęło jeszcze w krwiobiegu Bena. Ale takiego zakończenia Ben się nie spodziewał. Zrobiło mu się cholernie przykro z tego powodu. Zwłaszcza, że jego umysł podpowiadał mu, że to wcale nie o to chodzi. - Jasmine zostawiła mnie tutaj. Nawet nie sprawdziła, czy przeżyłem pożar, więc nie wciskaj mi kitu, że jej zależy. Tak samo nie okłamuj mnie, że tu chodzi o nią. -wstał z kanapy. Uleciał dobry nastrój. - Może wolność zostaw dla Fransa. - spojrzał na Cordelię ściągając brwi. - To co mówiłaś przez telefon? To, że będziesz moją przyjaciółką? Cordi? Cholera... Ja najbardziej na świecie potrzebuję teraz prawdy. Prawdy o mnie, o Tobie, o pieprzonym Fransie, o Jasmine! - znów mu się świat z rąk wymykał. Znów wszystko się ze sobą mieszało. Nie wiedział kim jest. - Spokojnie, nie będę się nad sobą użalać. Obiecałem Ci, że się poprawię. Ale nie okłamuj mnie Cordelio. Za dużo kłamstw w moim życiu. - spojrzał na nią z niewyobrażalnym smutkiem w oczach. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 4:47 pm | |
| Przez chwilę bała się, że Max zacznie na nią krzyczeć albo podniesie rękę i najzwyczajniej w świecie ją uderzy. W głębi duszy wiedziała, że nigdy by tego nie zrobił, ale jej ostatnie potyczki nie skończyły się dobrze, dlatego czym prędzej wstała z kanapy i odsunęła się o kilka kroków. Zsunęła brwi i przyjrzała się chłopakowi uważniej. Był rozżalony, ale tym razem nie mogła go ukoić. Nie mogła też powiedzieć całej prawdy, bo przede wszystkim musiała chronić teraz siebie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o Cordelię nie-egoistkę. -Znam ją chyba trochę dłużej, prawda? Szłam na śmierć, zwierzyła mi się, czemu miałaby kłamać? - zapytała z przekąsem, obchodząc kanapę dookoła i zakładając ręce na piersi. - Wiesz, jak trudno jest się wydostać z KOLCa, ale dostać się tutaj też nie jest wcale tak łatwo. Może coś jej się stało? Może wreszcie i ją zamknęli za posiadanie niewłaściwego nazwiska? Czyżby właśnie robiła mu wyrzuty o to, że nie zatroszczył się o jej kuzynkę? Tę samą, którą szczypała i ciągnęła za włosy, a potem wydawała przed dziadkiem? Gdy padło imię Fransa, próbowała pozostać opanowana. Nie mogła dać po sobie poznać, że czuje cokolwiek do tego mężczyzny. Dla dobra ich obojga, ta relacja musiała pozostać tajemnicą, dlatego panna Snow nie zawahała się skłamać Maxowi. -Nic mnie z Fransem nie łączy, kto ci naopowiadał takich głupot? - zacisnęła pięści, bo rozmowa nie wyglądała nawet w najmniejszym procencie tak, jak miała. - Oczywiście, że chodzi o mnie. Chodzi o to, że nie mogę mieć teraz żadnych słabości, bo nie dam sobie rady w tym pieprzonym świecie. Odetchnęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, że wyrzuciła z siebie chociaż część żalów, gryzących ją od powrotu z areny. -Chcę być twoją przyjaciółką - powiedziała już spokojnie, spoglądając na chłopaka niemal proszącym wzrokiem - Ale nie mogę sobie pozwolić na nic więcej. Nawet teraz jestem tutaj pod fałszywym nazwiskiem, bo gdyby odwiedziła cię prawdziwa Cordelia Snow, mógłbyś od razu wylądować w jakiejś celi, a potem groziliby mi, że jeśli nie będę współpracować to przyślą mi twój palec. No dobra, może zagalopowała się trochę w swoich wizjach, może za bardzo przypominały one to, co kiedyś wyprawiał jej dziadek, ale to wszystko było silniejsze od niej. -A co, jeśli naprawdę jesteś Benjaminem Levittem? - zapytała, zakładając ręce na biodra - Jak mogłabym pozbawić ciebie i Jasmine waszego szczęśliwego zakończenia? Nie chcę być substytutem, nie chcę być wiecznie w zastępstwie. Jeśli musiała złamać mu serce, żeby być bezpieczną... nie miała innego wyboru, teraz nie mogła się już cofnąć. -Nie zmuszę Cię, żebyś mnie kochał. I ty też nie możesz mnie do tego zmusić. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 6:53 pm | |
| On i krzyczeć na nią? Uderzyć ją? Chyba myślała o innym Maxie. Nie wierzył w to co mówiła. - Miała do mnie numer. Nawet nie sprawdziła czy przeżyłem pożar. - wskazał na osmolone ściany, jakby się wcześniej nie zorientowała, że mieszkanie było po pożarze. - A zamknęli? - był pewny, że Cordelia wie co się teraz działo z Jasmine. Kłamstwo zabolało go jeszcze bardziej. Widział w oczach Fransa, że tę dwójkę coś łączyło, w kpiącym uśmieszku tego buca za każdym razem gdy Ben o nią pytał. Nic już jednak o nim nie powiedział. Było mu przykro, że okłamywała go w żywe oczy. Zapragnął by sobie poszła. -A co, jeśli naprawdę jesteś Benjaminem Levittem? Pokręcił głową - Jeśli jestem Benjaminem Levittem, to jestem Twoim wrogiem. Jestem rebeliantem. Kimś kto walczył o to, by obalić Twojego dziadka. Jeśli jestem Benjaminem Levittem to mój brat, moja cała rodzina nie żyje! Jeśli jestem Benjaminem Levittem, to po cholerę chodzę od czterech dni głodny? Powinienem pławić się w luksusach Kapitolu. - jęknął i przeczesał włosy palcami. - Nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie byłabyś substytutem. Tu nie ma happy endu, nie dla mnie i Jasmine. Bo ja nie jestem Benjaminem Levittem. Jestem Maxem Stonem. Nawet jeśli urodziłem się jako ktoś inny. Masz rację, nie mogę Cię do niczego zmusić. Właściwie to dlaczego przyszłaś? - że nie zapytał jej o to wcześniej. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 8:25 pm | |
| Czyżby nie ufał jej niewinnej minie i spojrzeniu sarenki? Cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz, Cordelia nie mogła bezkarnie okłamywać ludzi dla własnego dobra. Dlaczego jednak to akurat Max musiał ją rozgryźć? -Może powiedzieliście sobie za dużo? Może potrzebowała odpoczynku? - panna Snow wyrzucała z siebie coraz to dziwniejsze przypuszczenia. Może to ja tym jednym telefonem sprawiłam, że postawiła cudze szczęście ponad własnym? Nie, nie wolno jej teraz było mieć wyrzutów sumienia wobec Jasmine. Trzeba było stawić czoło Maxowi żeby móc mu jeszcze kiedykolwiek spojrzeć w oczy. -Nie jesteś moim wrogiem, Max - jeden większy krok wystarczył, by stanęła tuż obok niego - Jeśli rebelianci o tobie zapomnieli lub woleli zesłać cię do Kwartału to oni są twoimi wrogami. Naszymi wrogami. Złapała go za rękę, a wolną dłonią przytrzymała jego podbródek zmuszając go, by na nią spojrzał. -Nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie byłabyś substytutem. -Proszę, nie wmawiaj sobie tego. Nie wmawiaj sobie, że mnie kochasz, bo oboje wiemy, że tak nie jest - widziała jego smutne oczy, ale musiała doprowadzić tę sprawę do końca. - Nawet jeśli jesteś Maxem, a cała ta historia z Benjaminem jest zmyślona... mógłbyś żyć w takim kłamstwie? Spojrzała w bok, gdy zapytał po co przyszła. Każda jej odpowiedź tworzyłaby dla niego błędne koło. Przygryzła wargę i zamilkła na chwilę, szukając jak najlepszej odpowiedzi. -Powiedziałam ci to na samym początku - szepnęła wreszcie, podnosząc oczy do góry i patrząc prosto na chłopaka - Obchodzisz mnie. Nie mogę wymazać przeszłości, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, ale mogę się z nią pogodzić. Jesteś jedną z niewielu jej jasnych części, dlatego chcę Ci pomóc. A jednocześnie wiem, że moja przyszłość nie jest u twego boku. Odetchnęła głęboko. No już, powiedziała to, co miała powiedzieć. Żadnych kłamstw, żadnych wymówek. Miała nadzieję, że Max w końcu to zrozumie.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 8:39 pm | |
| Może znał ją lepiej niż myślała. A może był lepszy w te klocki niż myśleli wszyscy inni? Nie był debilem. Był inteligentnym facetem który umiał łączyć ze sobą fakty. Może teraz był trochę zagubiony, ale to on był tym mądrzejszym z braci Levitt. - Nie chcę już o niej rozmawiać. - postanowił uciąć ten temat. To, że Cordelia praktycznie pchała go w ramiona innej kobiety, po pierwsze potwierdzało jego przypuszczenia, że blondynka ma kogoś innego, po drugie sprawiało, że boleśnie do niego docierało, że ona go nie chce. A urazić męską dumę to jak zepsuć mu jego play station, albo coś równie potwornego. - Benjamin Levitt był. Benjamin Levitt zaginął na polu walki. Jeśli nim jestem to nie mogę być wrogiem rebeliantów, bo moja rodzina nimi była... - syknął. Głowa go bolała. Wracały huki wystrzałów, wspomnienia nie wiadomo czyje. Tak bardzo chciał być jednym umysłem w jednym ciele, a nie tą mieszaniną osobowości. - Jesteś dla mnie najważniejsza. Bez Ciebie stoczyłem się na dno. - może to nie była taka miłość jak z filmów, ale takiej miłości nie było już na tym świecie. - Cały czas żyję w kłamstwie. Do tej pory byłaś jedyną prawdą. Teraz... teraz nawet Ty mnie okłamujesz. - westchnął. Po co ciągnął tą rozmowę? Nie umiał jej wyrzucić za drzwi. Obchodził ją... tylko na tyle mógł liczyć. Przeczesał palcami włosy i westchnął ciężko. - Dobrze. Jeśli tego chcesz będziemy przyjaciółmi. Ale nie myśl, że będę stał z boku i patrzył na to jak się marnujesz u boku jakiegoś frajera typu Frans. - nie mógł sobie odmówić - Wiem, że coś Was łączy. Tym bardziej mnie boli, że mnie okłamałaś... przyjaciółko. - zacisnął zęby. - Dziękuję, że chcesz mi pomóc. Ale nie zgadzam się, żebyś ryzykowała. Jakoś sobie poradzę. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 9:23 pm | |
| Potrafiła płakać na zawołanie, ale sztuczne zły nie sprawiłyby jej żadnej ulgi, a dodatkowo rozgniewałyby Maxa. Może i miał racje, może nie traktowała go serio? Chciała dobrze, ale wszystko się posypało, cały ten misterny plan, który układała przez kilka dni od powrotu z areny. W jej wyobrażeniach oboje z Maxem postanowiliby, że pragną zostać przyjaciółmi, z uśmiechem na ustach zjedliby swoje rogaliki, a potem pogrążyliby się długiej rozmowie na temat tego, jak wydostać się z Kwartału. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą przerzucali się dwuznacznościami, a wszystko było w jak najlepszym porządku. -Jak wolisz - przytaknęła i zsunęła usta w cienką kreseczkę. Było jej przykro, była wkurzona i smutna, ale nie traciła przy tym ani kawałeczka ze swojej słynnej dumy. -Nie możesz pozwolić by twoja przeszłość określała to, kim jesteś teraz - warknęła, spoglądając na niego ostro. - To ty spędziłeś miesiące w Kwartale, ty nie miałeś co jeść, ty sam byłeś bliski zhańbienia się. Nie rebelianci, nawet nie Twoja rodzina. Więc proszę, przestań pieprzyć. Nawet nie zauważyła, że w jej słowniku pojawiło się kilka ostrzejszych wyrazów. Obserwowała jak wzdycha, łapie się za głowę, poprawia włosy. Jednocześnie miała wrażenie, jakby każde jej słowo trafiało w pustkę. -Jestem tu dla ciebie, podaję ci rękę, nie widzisz tego? - powoli zaczynali już błądzić we własnych zeznaniach i myślach - Czy gdybyś nie był dla mnie ważny, przyszłabym tutaj? Wiesz, że jeśli rozpoznają mnie w Kwartale, na fałszywych dokumentach, nie tylko ja mogę stracić wolność? Mało brakowało, a tupnęłaby nogą, tak bardzo robiła się poirytowana. -Co mam jeszcze zrobić? Zostać tu i udawać, że wszystko jest w porządku? Nie potrafię. - jęknęła, czując, że wszystko wymyka jej się spod kontroli - Uważasz, że Cię okłamuje? A umiesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że nie kochasz Jasmine? Rzuciła mu wyzywające spojrzenie, ale czara jej goryczy powoli się przelewała. Krytyczny punkt osiągnęła chwilę później. -Ale nie myśl, że będę stał z boku i patrzył na to jak się marnujesz u boku jakiegoś frajera typu Frans. Wiem, że coś Was łączy. Tym bardziej mnie boli, że mnie okłamałaś... przyjaciółko. Ironia Maxa przeważyła szalę, zabolała ją. Naprawdę zabolała. -Łączy? Raczysz żartować? Idź do Violatora i zapytaj go o to, jeśli mi nie wierzysz. Na pewno roześmieje ci się prosto w twarz - zacisnęła powieki, byle tylko się nie rozpłakać, tym razem naprawdę - Spotkałam go w szpitalu, gdy wychodziłam do domu. Był pierwszą niezwiązaną z Igrzyskami osobą, którą spotkałam od tygodni. Ale nie, obrażaj się, bo wreszcie mogłam pogadać z kimś od serca. Przemilczała pewien uroczy aspekt ich spotkania, ale skoro miała iść w zaparte, to do samego końca. -Za późno, już zaryzykowałam. Jeśli chcesz, mogę stąd wyjść, ale wciąż oczekuję cię w twoim ukochanym Violatorze za kilka godzin. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 9:32 pm | |
| Zrobiło mu się głupio, że wyprowadził ją z równowagi. To, że go okłamała, że nadal kłamała bolało. Przecież teraz nie chodziło o to, że była z innym, czy kochała się w innym, ale o to, że kłamała. A najbardziej na świecie Ben teraz potrzebował prawdy. No i jedzenia i wody pitnej, ale to były potrzeby niższego rzędu. - Max Stone nie kocha Jasmine - powiedział zgodnie z prawdą. Tylko wracało pytanie kim on był. Maxem, czy Benem, czy kimś innym. Poddał się. Nie chciał się kłócić. Zrozumiał, że to co mu powiedziała jest jedyną wersją jaką może usłyszeń. Podszedł do niej i bez słowa ją przytulił, mocno, chowając ją w ramionach przed resztą świata. Pocałował ją w czubek głowy. - Wybacz mi. Jestem dupkiem. Jesteś jedyną osobą, która się o mnie martwi, a ja wysnuwam jakieś podejrzenia pod Twoim adresem. Jestem najgorszym przyjacielem. Ale obiecuję, że zrobię wszystko by być najlepszym. Bo tylko Ciebie teraz mam... - miał nadzieję, że zrozumiała. Wypuścił ją z objęć. - Mam zakaz wstępu do Violatora... za złamanie nosa właścicielowi. - przyznał się. - Będę czekać przed. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Lis 17, 2013 10:20 pm | |
| Nawet nie próbowała go odpychać, weszła prosto w wyciągnięte ramiona Maxa i przylgnęła do niego mocno. Nos Cordelii znalazł się gdzieś na wysokości obojczyka chłopaka i przez chwilę stali tak w kompletniej, niczym nie zmąconej ciszy. Panna Snow nie była naiwna, wiedziała, że nie wszystko było w porządku, a Max przerwał ich kłótnie dla świętego spokoju i dlatego, że nie chciał być dłużej okłamywany. Nie chciała ciągnąć dalej tematu Maxa i Bena, to wszystko i tak już było za bardzo pogmatwane. Obiecała, że dowie się czegoś więcej i właśnie to zamierzała zrobić. Jednak póki co należało uspokoić nastroje w salonie. -Nigdy nie przepraszaj za to, że byłeś szczery - spojrzała mu w oczy i ze spokojem przyjęła pocałunek na czole. - Na pewno nie jestem jedyna, już wkrótce to dostrzeżesz. Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek, ale zaraz potem uwolniła się z jego objęć. Jeśli miała odwiedzić Daisy, teraz była na to najlepsza pora. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale chłopak wszedł jej w słowo. - Mam zakaz wstępu do Violatora... za złamanie nosa właścicielowi. -To ty złamałeś... - zaczęła, ale zaraz potem zasłoniła dłonią usta. Widziała, w jakim stanie był ostatnio Frans, ale nie miała pojęcia, że przyłożył się do tego właśnie Max. Nie mogła powstrzymać krótkiego chichotu, który wyrwał jej się chwilę później. Ta sytuacja nie powinna jej śmieszyć, ale była tak pomieszana i poplątana, że nie było właściwszej reakcji. -Nie ma mowy, jakoś to załatwimy. Stawiam kawę, a poza tym musisz poznać Bookera - mrugnęła do niego i zaczęła zapinać swój płaszcz. Sięgnęła po telefon i spojrzała na godzinę. Było już dość późno, nie mogła dłużej zwlekać. -Zobaczymy się za dwie godziny? - spojrzała uważnie na Maxa, oczekując na twierdzącą odpowiedź - Uważaj na prysznicowe potwory. Uśmiechnęła się jeszcze na odchodne, a potem opuściła mieszkanie i szybkim krokiem powędrowała do domu Daisy. Miała nadzieję, że odnajdzie tam nie tylko kuzynkę, ale i część dawnej siebie. Potrzebowała tego jak cholera, bo już zaczynała się sypać. I współczuć.
| zt
DZIĘKUJĘ <3 |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sob Kwi 05, 2014 11:24 am | |
| | Główna ulica
Długo kręciłam się po Kwartale, bijąc się z myślami, zanim zdecydowałam się posłuchać mężczyzny, a kiedy w końcu dotarłam pod odczytany z dowodu tożsamości adres, i tak nie byłam pewna, czy postąpiłam słusznie. Bo głupio - na pewno. Co prawda chłopak wyglądał uczciwie - i nie chodziło tylko o to, że mi pomógł; miał w oczach coś takiego, co po prostu kazało mi mu zaufać - ale nic nie zmieniało faktu, że łamałam właśnie wszystkie szeroko pojęte środki ostrożności, których jedynym zadaniem było utrzymanie mnie przy życiu. Zamiast trzymać się na uboczu i nie wychylać, sama przyszłam do mieszkania człowieka, którego nie znałam - gdyby teraz facet zamordował mnie i zakopał pod podłogą, nikt nie podniósłby alarmu. Ba - najprawdopodobniej nikt nawet nie zauważyłby, że przestałam pojawiać się w okolicy. Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie, jakby nagle zrobiło mi się chłodniej i obejrzałam się nerwowo za siebie, ale ulica wydawała się pusta. Echa głosów dwóch mężczyzn ucichły dawno temu, ale ich mgliste wspomnienie dalej dzwoniło mi w uszach. Z cichym westchnięciem usiadłam na schodkach, prowadzących do budynku, w którym - jeśli wierzyć danym na dowodzie - mieszkał niejaki Max Stone. Przymknęłam na chwilę powieki, starając się powstrzymać zawroty głowy. Nie wiedziałam, czy wykończyło mnie długie tułanie się po Kwartale, czy może poziom żelaza w mojej krwi znów spadł do minimum; miałam nadzieję, że to pierwsze. Zmęczenie dało się pokonać krótką drzemką. Załatwienie lekarstw było już bardziej skomplikowane. Oparłam się plecami o chłodny mur, jednocześnie odgarniając włosy z twarzy i zastanawiając się, co tutaj robię. Odpowiedź, wbrew pozorom, nie była wcale prosta. Nie potrafiłam odgadnąć, dlaczego napotkany przed chwilą nieznajomy chciał, żebym tu przyszła. Może oczekiwał jakiejś zapłaty za pomoc? Jeśli tak, miał się wkrótce srogo przeliczyć, bo cały mój dobytek ograniczał się do kilku rupieci upchanych po kieszeniach. Najrozsądniej byłoby zresztą po prostu zniknąć, udając, że cała sytuacja nigdy nie miała miejsca, ale w jakiś sposób czułam, że powinnam mu chociaż podziękować. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Kwi 06, 2014 9:20 pm | |
| /po spotkaniu z Danielem / główna ulica
Wrócił do domu skołowany. Więc Daniel żył. Będzie zabawnie jeśli jutro obudzi się jako Ben i będzie wściekł sam na siebie, że nie zareagował inaczej. Na telefonie widniała wiadomość od Jasmine, widocznie akurat złapało zasięg. Tęsknił za nią bez względu na to czy był Maxem czy Benem. Tylko jako Max myślał też dużo o Cordelii. Miał do niej trochę żalu, że nie uwolniła go wtedy kiedy mogła. Obiecała mu pomóc, a zostawiła go w tym szambie jakim był KOLeC. Był naiwny licząc na to, że kiedyś stąd wyjdzie. Ale teraz miał pewność, że nie mógł liczyć na nikogo, bo wątpił, żeby Daniel go wyciągnął. Nawet jego własna narzeczona jakoś się do tego nie kwapiła. Odwiedzała go tak rzadko... Po drodze kupił jakieś jedzenie, pewnie niewiele tego było i rosół ugotuje z kostki rosołowej, a nie z kurczaka, ale zawsze coś. Od kiedy zima się skończyła było minimalnie lepiej. Nie liczył na to, że zastanie tu Ashe. Był obcym człowiekiem dla niej, ale nie byłby sobą jakby nie próbował chociaż jej pomóc. Może tak właśnie miało być. Ona miała wszelkie podstawy do tego, by mu nie ufać. A jednak przyszła. Uśmiechnął się widząc opartą ją o mur budynku. - Przyszłaś. - był mile zaskoczony. Nie liczył na nic z jej strony. Może po prostu potrzebował towarzystwa. Dawniej opiekował się Cordelią, robił jej jeść i w ogóle. Od kiedy nie potrzebowała go, czuł się zbędny. Więc może to o to chodziło. - Zapraszam na obiad. Choć z góry uprzedzam, że to będzie raczej skromny posiłek. Jestem Max... - zawahał się. Po chwili stwierdził, że mówienie obcej dziewczynie, że w sumie Maxem nie jest tylko Benem, mogłoby ją wystraszyć. A Ben miał na tyle wyczucia, żeby to później jej ewentualnie wytłumaczyć, jakby się nagle zjawił. Otworzył drzwi do mieszkania i wpuścił Ashe do środka. - Mogę Ci zaproponować czarną kawę bez cukru, albo ohydną herbatę. - wzruszył przepraszająco ramionami. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Nie Kwi 06, 2014 10:29 pm | |
| Nie wiem, jak długo czekałam przed mieszkaniem mężczyzny - wiem za to, że przynajmniej cztery razy zdążyłam podjąć decyzję o wycofaniu się, i dokładnie tyle samo razy zmienić zdanie. Za każdym podejściem podrywałam się ze schodków, robiłam kilka kroków do przodu, po czym zatrzymywałam się, żeby gorączkowo myśleć przez kolejną minutę, a następnie wycofać się pod ścianę. Jeśli ktoś obserwował mnie z boku, musiał mieć niezłe widowisko. W końcu odgłos pojedynczego tupotu stóp zatrzymał mnie w miejscu i wygonił z głowy wszystkie myśli. Czas na wahanie się skończył. Przygryzłam wargę, obserwując, jak zza załamania sąsiedniej uliczki wyłania się dokładnie ten sam chłopak, który uratował mnie kilkanaście minut wcześniej. Serce zabiło mi nierówno, niespokojnie, ale nie wyglądał nieprzyjaźnie, choć odniosłam wrażenie, że nieco zdziwiła go moja obecność. Może koniec końców źle zinterpretowałam jego ukryty przekaz? Kiedy podszedł, zaczekałam, aż odezwie się pierwszy, głównie dlatego, że po prostu nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Odgarnęłam nerwowo włosy na ucho i dokładniej owinęłam się swetrem, jednocześnie starając się przewidzieć, o czym myślał. Rzecz jasna - bez skutku. Od razu dostrzegłam za to jego uśmiech, który pojawił się prawie w tym samym momencie, co pierwsze słowo i naprawdę chciałam go odwzajemnić, ale wyglądało na to, że mięśnie mojej twarzy chwilowo zapomniały, jak wykonuje się ten gest. Zamiast tego po prostu kiwnęłam głową, słuchając dalszej części jego wypowiedzi i z każdym wyrazem coraz szerzej otwierając oczy. - Ashe - przedstawiłam się, bo wypadało, chociaż przecież wiedziałam, że już zdążył odczytać moje imię z dowodu tożsamości. Przeniosłam spojrzenie na otwarte drzwi, później z powrotem na niego. Zawahałam się. - Nie mam ci czym zapłacić - wyjaśniłam, uznając, że lepiej postawić sprawę jasno już na początku. Nie chciało mi się wierzyć, żeby ktoś mógł chcieć pomóc mi bezinteresownie - to był Kwartał, tak czy nie? Każdy troszczył się o siebie, i nikogo specjalnie nie dziwiło, że ludzie oczekiwali zapłaty za proste rzeczy. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Pon Kwi 07, 2014 5:14 pm | |
| Spojrzał na nią zaskoczony. Dopiero po chwili przypomniał sobie o tym, że większość ludzi z KOLCa uważała, że nie ma nic za darmo. To chyba był dowód na to, że on z Kapitolu nie był. Uważał, że pomóc należy każdemu, kto pomocy potrzebuje. - A ja nie mam czym posłodzić wstrętnej herbaty. Nie przejmuj się pieniędzmi. - zachęcił ją do wejścia do środka. Jeszcze ktoś mógłby zauważyć, że wpuszcza do domu obcą dziewczynę i to źle zinterpretować. A on na prawdę miał za sobą etap romansowania i chciał być wierny Jasmine. Tego wymagał od niego Ben... czyli w sumie sam od siebie wymagał. Zdecydowanie nie powinien był mówić Ashe o tym, że Maxem to jest tylko w wybrane dni. A Ben miał dość wyczucia by potem Ashe nie wystraszyć, jakby co. - A jeśli już koniecznie będziesz chciała mi się odwdzięczyć, to możesz pozmywać. - dodał po chwili zastanowienia. Byli na tym świecie ludzie, którzy nie chcieli jałmużny, nie chcieli pomocy, a w każdym razie się do tego nie przyznawali. Dlatego takim ludziom trzeba było pomóc w taki sposób, by to nie urażało ich dumy, czyli na przykład przysługa za przysługę. To był uczciwy układ - Ale pewnie uznasz, że to jeszcze ja powinienem Ci zapłacić, jak spróbujesz mojej zupy. - zażartował. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sro Kwi 09, 2014 11:01 am | |
| Na widok autentycznego zaskoczenia na twarzy Maxa zrobiło mi się głupio. Przygryzłam wargę, odruchowo spuszczając wzrok i nie zadając już żadnych pytań, weszłam za nim do niewielkiego mieszkania. Rozejrzałam się z ciekawością dookoła, ogarniając wzrokiem skromne, ale schludne pomieszczenie. - Dziękuję - powiedziałam cicho, odwracając się w jego kierunku i orientując się, że to słowo już dawno powinno było paść z moich ust. - Nie tylko za zaproszenie, za tamto na ulicy też - dodałam po chwili. Zatrzymałam się z wahaniem, niepewna, w którą stronę powinnam pójść teraz. Nie chciałam w żaden sposób naruszyć jego prywatności, dlatego zerknęłam na niego pytająco. A następne słowa opuściły moje usta, zanim zdążyłam je powstrzymać. - A jak z tym Strażnikiem? - zapytałam, przypominając sobie fragment rozmowy, którego byłam świadkiem. Wcześniej, czekając na schodkach, próbowałam ułożyć w głowie jakąś wiarygodną historyjkę, która by do niej pasowała, ale nic z tego, o czym myślałam, nie trzymało się kupy. Co prawda w żadnym wypadku nie była to moja sprawa, chociaż wmawiałam sobie, że skoro już postanowiłam zaufać Maxowi, to wypadałoby się upewnić, czy nie jest psychotycznym schizofrenikiem-mordercą. Nawet jeśli to była ostatnia rzecz, która do niego pasowała. Uśmiechnęłam się lekko, słysząc jego kolejne słowa. - Zmywanie. Nie ma sprawy - przytaknęłam, czując nieznaczną ulgę i jednocześnie zastanawiając się, czy nie było to przypadkiem celem jego propozycji. W normalnym wypadku od razu odrzuciłabym tą teorię, ale im dłużej przebywałam z mężczyzną, tym bardziej mi się wydawało, że był najzwyczajniej w świecie miły. Nawet jeśli byłam przekonana, że to słowo zupełnie wyszło już z użycia.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Czw Kwi 10, 2014 8:21 pm | |
| - Nie ma za co. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Skoro w KOLCu nie mogli liczyć na nikogo z zewnątrz, to musieli zacząć pomagać sobie wzajemnie. Choć być może Ben-Max był w tej koncepcji odosobniony. Spodziewał się pytania o strażnika. Machnął ręką. - Właściwie to nic. Wie, że nie jesteśmy kuzynami... Bo jak się okazało to mój brat. - zagryzł wargi. No to jednak musiał coś niecoś o sobie powiedzieć, bo jednak normalni ludzi poznaliby brata rodzonego na ulicy - W czasie rebelii zostałem postrzelony i straciłem pamięć. Tak więc nie miałem bladego pojęcia, że ratuję Cię przed własnym bratem. To w sumie dość zabawne. - roześmiał się. Taki obrót spraw go rozśmieszył. - Myślę, że nie będziesz mieć przez niego żadnych kłopotów. Wszedł do kuchni, która przylegała do niewielkiego salonu. Mieszkanie było tak małe, że można było ze sobą rozmawiać stojąc na jego dwóch przeciwległych końcach. No chyba, że się zamknęło drzwi. - Wyszło trochę dziwnie, ale uwierz mi, nie mam żadnych złych zamiarów. Jeśli to Cię jakoś uspokoi co do mnie, to jestem nauczycielem. Nie ratuję dziewczyn tylko po to, żeby je potem zabić, czy coś innego. Zresztą mam narzeczoną. - pomyślał, że może warto pewne wątpliwości rozwiać nim się zdążą pojawić. Wychylił się z kuchni na moment. - To jak? Kawa, herbata? Korzystaj póki jeszcze coś mam. - uśmiechnął się rozbrajającym na łopatki uśmiechem - Czym się zajmujesz tak w ogóle? - zapytał gdy wrócił już do przyrządzania obiadu. On jej trochę o sobie powiedział, więc chyba miał prawo pytać. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Pią Kwi 11, 2014 5:54 pm | |
| Czego spodziewałam się po Maxie? Cóż, na pewno nie wylewności. Dlatego w pierwszej chwili przystanęłam w bezruchu, obserwując, jak chodzi po maleńkiej kuchni i próbując przyswoić nagły natłok słów. Usiadłam na podniszczonej kanapie, powoli i ostrożnie, jakbym obawiała się, że coś popsuję, jeśli tylko będę oddychać zbyt mocno. Nadal byłam nieco oszołomiona, i to nie tylko zachowaniem mężczyzny, ale głównie - swoim. Od kiedy przychodziłam do mieszkań obcych ludzi, od kiedy przyjmowałam bez protestów bezinteresowną pomoc? Przygryzłam dolną wargę, bawiąc się wystającą ze swetra, luźną nitką. Nie lubiłam zaciągać długów; od zawsze, nawet jeszcze w Kapitolu (zabawne, że mimo, że wciąż teoretycznie przebywałam w stolicy, zaczęłam wręcz odruchowo oddzielać od siebie słowa 'Kapitol' i 'Kwartał') unikałam skazywania się na cudzą łaskę. Czy to, co zrobiłam dzisiaj, oznaczało, że zaczęłam zmieniać przyzwyczajenia, czy moja sytuacja była już tak beznadziejna, że przyjmowanie pomocy z zewnątrz stało się ostatecznym wołaniem woli przetrwania? Przeczesałam dłonią nieułożone włosy. Były suche i matowe, miałam też wrażenie, że rzadsze niż jeszcze kilka miesięcy temu. Skóra na rękach stała się tak blada, z wyraźnie zarysowaną, szarobłękitną siatką żyłek. Boże, tak bardzo potrzebowałam lekarstw. - Brat - powtórzyłam głucho, nieco zachrypniętym głosem, zastanawiając się, co było gorsze - odnalezienie członka rodziny martwego, czy takiego, którego się nie pamięta. - Chyba nie był bardzo zadowolony, że go nie rozpoznałeś - zauważyłam, uśmiechając się lekko, czego Max raczej nie mógł zauważyć. Rozbrajająca szczerość, z jaką przekonywał mnie, że nie jest seryjnym mordercą, o dziwo mnie przekonała. Roześmiałam się cicho. - Herbata, dziękuję. Gdzieś słyszałam, że kawa wypłukuje magnez, a mikroelementy chyba są ostatnim, czego mi teraz zbywa - rzuciłam, próbując zażartować, ale w pewnym momencie mój głos zabrzmiał ciut za bardzo piskliwie. Wzięłam głębszy oddech, zmuszając się do wzięcia się w garść, bo oto padło następne pytanie, już nieco trudniejsze niż poprzednie. - Właściwie... - zaczęłam, kiedy po raz kolejny dotarło do mnie to, jakim nieudacznikiem byłam. Ludzie dookoła mnie układali sobie życie, a ja nadal tkwiłam w tym samym punkcie, co na początku rebelii - zawieszona w jakimś chorym limbo, czekając na cud. - Czym się da - dokończyłam kulawo, trochę bardziej nerwowo szarpiąc wystającą ze swetra nitkę. - Chyba nie mam żadnych kwalifikacji, które przydałyby się teraz.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Pią Kwi 11, 2014 9:18 pm | |
| Zagryzł wargi. - W sumie to nie był... ale bracia sobie wybaczają... chyba. On też myślał, że nie żyję, więc pewnie bardziej się cieszy, że żyję, niż złości z tego, że go nie pamiętam. Tym bardziej, że powoli pamięć mi wraca. - odparł. Miał nadzieję, że tak właśnie było. Bo jeśli spieprzył swoje relacje z bratem, to sam sobie nie wybaczy. Czekając, aż woda na herbatę się zagotuje, przyjrzał się dziewczynie. Zastanowiło go to, co powiedziała o mikroelementach. Do tego dziwna bladość. - Źle się czujesz? - zapytał. Nie chciał być namolny, ale w KOLCu o chorobę było łatwo, a leki to był towar luksusowy i deficytowy. Jeśli Ashe potrzebowała leków, to się będą musieli nieźle nagłówkować. Wrócił do kuchni i przygotował herbatę. To nie było nic wysokiej jakości, być może nawet kiedyś stało na półce obok herbaty, ale smak miało nawet znośny. Przyniósł Ashe pełny kubek i postawił na stoliku przy kanapie. - Zupa będzie gotowa za jakieś pół godziny. - dodał. Sobie też zrobił herbatę i usiadł na krześle, które przyniósł sobie z kuchni. - Wcześniej myślałem, że nieprzydatne profesje to na przykład projektant Areny, albo stylista, ale okazało się, że byli potrzebni. Więc może nie jest tak źle. Ale jeśli szukasz pracy, to mogę sprawdzić, czy w szkole nikogo nie potrzebujemy. - zaproponował. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Pią Kwi 11, 2014 9:45 pm | |
| Kiwnęłam głową, lekko zdziwiona, że z takim spokojem udawało mi się słuchać słów Maxa. Jeszcze niedawno na samo brzmienie słowa brat miałam ochotę zwinąć się w kłębek i rozpłakać, ciągle i ciągle przypominając sobie uśmiechniętą twarz, uwiecznioną na płycie pamiątkowej. Gdzieś tam w środku zazdrościłam mężczyźnie, że wciąż miał czas na odbudowanie kontaktów z rodziną, podczas gdy mnie samej zostało już tylko zadawanie sobie pytania co by było, gdyby. Co stanowiło jedne z najbardziej przykrych, uciążliwych i bezsensownych rozważań, na jakie można było się zebrać i szczerze mówiąc, nikomu tego nie życzyłam. Słysząc jego pytanie, przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, przez dłuższą chwilę milcząc. Objęłam kubek dłońmi, żeby tylko zająć czymś ręce i zastanawiając się, czy udawanie, że po prostu go nie usłyszałam, miałoby szansę przejść. Z drugiej strony zasługiwał na szczerość, po tym jak sam mi ją podarował. - Anemia - mruknęłam, tak cicho, jak tylko mogłam, wbijając wzrok w parujący płyn i starając się, żeby zabrzmiało to w miarę swobodnie. Jakbym dzieliła się spostrzeżeniem na temat pogody, albo komentowała obicie kanapy. Wzruszyłam ramionami. - Przeżyję. Ludzie mają gorsze problemy - dodałam, uśmiechając się lekko, ale ponieważ mięśnie twarzy miałam dziwnie napięte, wątpiłam, żeby wyszło z tego coś ponad grymas. Obawiałam się, że mogłam wyglądać, jakby rozbolał mnie brzuch. - Moja profesja jest nieprzydatna tutaj - sprecyzowałam, chwytając się szybko jakiegokolwiek innego tematu. Upiłam łyk herbaty. Zapewne daleko jej było do tego, co jeszcze rok wcześniej ściągałam ze sklepowych półek, ale dzisiaj trudno było mi sobie wyobrazić, że mogłaby smakować lepiej. - Byłam dziennikarką - wyjaśniłam, zanim zdążyło do mnie dotrzeć, że to wcale nie świadczy o mnie najlepiej, bo w dużej mierze zajmowałam się mydleniem oczu społeczeństwu, co koniec końców doprowadziło nas do katastrofy. Ale słowo się rzekło. Odchrząknęłam. - To byłoby naprawdę świetne, ale obawiam się, że nie jestem nauczyć nikogo niczego przydatnego. Chyba że w grę wchodzi sprzątanie. - Podniosłam wzrok na Maxa, po raz kolejny milcząco zadając sobie pytanie, dlaczego właściwie mi pomagał. I po raz kolejny nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Pią Kwi 11, 2014 10:40 pm | |
| On stracił wszystkich. Rodziców, przyjaciół. Do dziś myślał, że stracił też Daniela. Bał się przypomnieć ich sobie, bo wiedział, że przypomni sobie też ból po ich stracie. Amnezja była taka wygodna w tym aspekcie jego życia. Nie pamiętał ludzi, więc za nimi nie tęsknił. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - No to to da się leczyć. Gorzej jakby to było coś na co potrzebne są antybiotyki. Na anemię coś się da wymyślić. Znaczy... jeśli chcesz, oczywiście. Kurcze, nawet nie zapytałem czy nie strzeliłem jakiejś głupoty podejmując próbę ratowania Ciebie. Wtrąciłem się bezczelnie. - przeczesał włosy palcami. Przecież Ashe mogła sobie wcale nie życzyć tych żałosnych prób ratowania jej. W sumie wychodziło na to, że się narzucał. Ale podświadomie czuł, że dziewczyna pomocy potrzebuje, choć może głośno się do tego nie przyzna. On uśmiechnął się do niej łagodnie, jakby próbując ją jakoś pocieszyć może, albo dodać otuchy. Nie musiała się denerwować. Tu była bezpieczna, a on chciał jej szczerze pomóc. Dlaczego? Może powinna była go o to zapytać, zamiast dręczyć się myślami. Odpowiedziałby pewnie szczerze, choć sam odpowiedzi nie znał w pełni. - W szkole nie tylko potrzebni są nauczyciele i sprzątaczki. Na przykład mi by się przydała asystentka. Zostałem niedawno vice dyrektorem i tonę w papierach. - wywrócił oczami. Na samą myśl miał migrenę. - Nie namawiam Cię, ani nic. Po prostu podpowiadam pomysł. - upił łyk herbaty - O boże, jeszcze gorsza niż myślałem. Przepraszam. - spojrzał na nią tymi swoimi oczami wielkimi jak spodki, tym swoim spojrzeniem szczeniaczka który coś spsocił i mu głupio. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sob Kwi 12, 2014 8:57 pm | |
| Ścisnęłam mocniej kubek dłońmi, jakbym chciała wchłonąć przez skórę całe jego ciepło, jednocześnie czując coraz bardziej ogarniającą mnie senność. Dopiero teraz, kiedy siedziałam we względnie bezpiecznym, suchym mieszkaniu, nie ścigana przez nikogo, adrenalina zaczęła opadać i mój organizm postanowił mi oznajmić, jak bardzo był zmęczony. Zamrugałam szybko oczami, próbując dać mu do wiadomości, żeby nawet nie marzył teraz o śnie. Do końca dnia było jeszcze daleko, a ja miałam do przejścia spory kawałek, jeśli chciałam znaleźć na dzisiaj dach nad głową. Podniosłam spojrzenie na Maxa, słuchając jego słów i nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że mnie... przepraszał? Zmarszczyłam brwi, lekko zbita z tropu, bo rzadko się zdarzało, żeby ktoś czuł się winny za udzielenie pomocy komuś, kto nawet na nią nie zasługiwał. Odchrząknęłam cicho, znajdując lukę w jego wypowiedzi. - Nie zrobiłeś niczego źle - powiedziałam, kręcąc z niedowierzaniem głową, jakbym czekała aż powie coś, co w jakiś sposób wyjaśni mi jego sposób rozumowania. Czy to ja żyłam w innym świecie, czy to on zachowywał się nietypowo? W rzeczywistości, którą znałam, ludzie pomagali sobie, gdy chcieli uzyskać coś w zamian i nie było w tym nic niezwykłego. Przysługa za przysługę, prosty rachunek, każdy odchodzi szczęśliwy. Tymczasem wydawało się, że podczas gdy ja rozmyślałam nad sposobem odpłacenia się Maxowi, on wyrzucał sobie, że być może naruszył moją strefę prywatności. O co w tym chodziło? Potrząsnęłam głową. - A herbata jest w porządku. - Uśmiechnęłam się. - Jestem ci wdzięczna za to, co robisz, nawet jeśli jestem zbyt antyspołeczna żeby wiedzieć, jak to pokazać. Tylko hej, nie przepraszaj mnie już za nic, bo czuję się wtedy jeszcze gorzej - dodałam, zerkając na niego i opuszczając wzrok na lekko kołyszący się płyn. Dłonie delikatnie mi drżały; z jakiegoś powodu, traciłam w jego towarzystwie prawie całą pewność siebie. A może straciłam ją dawno temu. - Naprawdę szukasz tej asystentki? - zapytałam, odruchowo zakładając kosmyk włosów za ucho.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sob Kwi 12, 2014 9:22 pm | |
| Denerwowała się, albo była osłabiona, to było widać. Ben widział niedożywione dzieci, trzęsące się z osłabienia. Teraz też chyba tak było. Albo osłabienie, albo nerwy. Na jedno i drugie można było coś pomóc. No i teraz zrobiło mu się głupio, że ją przeprosił. Ale no cóż, znał ludzi, którym by coś takiego nie pasowało. Ratunek uznaliby za naruszenie ich nietykalności osobistej, zbyt dumni by przyznać, że pomocy potrzebują. Ashe albo nie była głupio dumna, albo była już pod ścianą tak bardzo, że pomoc przyjęła. Dobrze, że nie miała mu tego za złe, że jej pomógł... czy też próbował pomóc (bo jeszcze nie wiadomo czy przypadkiem Ashe go nie znienawidzi, jak spróbuje jego zupy "z niczego"). - Okej! Koniec z przepraszaniem. Ale Ty się spróbujesz zrelaksować. - zaproponował. Uczciwy układ, prawda? - Nie musisz pokazywać, że jesteś mi wdzięczna. Tak po prostu mam, że próbuję pomagać. Chyba dowód na to, że nie jestem jednak z Kapitolu. - uśmiechnął się głupawo. Pokiwał głową. - Zdecydowanie potrzebuję asystentki. - pokiwał głową. Na prawdę mogli sobie wzajemnie pomóc - Ale szkoła ma praktycznie zerowe fundusze, więc nie mógłbym Ci zapewnić wypłaty, przynajmniej na początku. Ale na przykład mógłbym Ci płacić inaczej... bo ja wiem... mogłabyś zostać moją współlokatorką. Tak więc w sumie marna praca za marną kasę i mieszkanie z nieudacznikiem. Decyzja należy do Ciebie. - uśmiechnął się teraz szerzej. Wstał ze swojego miejsca by przygotować dalej posiłek. Po chwili wrócił, niosąc dwie miseczki, z czego każda była lekko wyszczerbiona. Zawartość misek była gęstsza niż woda, ale niewiele, i pływały w niej kawałeczki ziemniaka i jeszcze jakieś warzywa... może marchewki. - Jarzynowa a la Max - podał dziewczynie misce. Na prawdę się postarał, żeby ta zupa była czymś więcej niż podgrzaną wodą. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sob Kwi 12, 2014 11:29 pm | |
| Byłam rozdarta. Z jednej strony czułam, jak wszystkie moje dotychczasowe przekonania się buntują, prawiąc wielbione przez lata hasła o niezależności i poleganiu jedynie na sobie. Chciałam uchodzić za silną; chciałam pokazać, że chociaż rebelia i Kwartał na dobre rozbiły mój wizerunek osoby, której ludzie się bali, to nie zdołał zabrać mi wszystkich, poszatkowanych fragmentów. Tymczasem miałam wrażenie, że jeszcze nigdy nie byłam taka mała; osłabiona i opuszczona przez wszystkich, kuląca się w za dużym swetrze i przyjmująca pomoc od mężczyzny, który powinien był mną pogardzać. Nie chciałam, żeby ktokolwiek oglądał mnie w tym stanie, bo najzwyczajniej w świecie było mi wstyd. Mogłam sobie wmawiać, że nie tęsknię ani za idealnie ułożoną fryzurą, ani za sukienkami, ani za wysokimi szpilkami, ale to było kłamstwo szyte tak grubymi nićmi, że zauważyłby je nawet ślepiec. A z drugiej strony... już tak dawno nie pozwoliłam nikomu rozwiązać jakiegoś problemu za mnie. - Okej - zgodziłam się, uśmiechając się przepraszająco i kiwając głową. - Cholera, nawet po tym wszystkim jesteśmy tak samo okropni, jak wcześniej. Może rebelianci mieli trochę racji w tym, że nas odizolowali - dodałam, próbując się zaśmiać, ale wyszło z tego jakieś dziwne połączenie jęku i parsknięcia. Upiłam łyk herbaty, starając się jakoś zamaskować zmieszanie i dziękując losowi, że Max wyszedł do kuchni, bo jego propozycja zaskoczyła mnie do tego stopnia, że prawie się zakrztusiłam. Podążyłam za nim spojrzeniem, jakbym chciała sprawdzić, czy nie żartował, podczas gdy sama nie wiedziałam jeszcze, co o tym myśleć. Ta bardziej narwana, ale mniej rozsądna część mnie mówiła mi, żeby uciekać gdzie pieprz rośnie; zjeść obiad u nieznajomego to jedno, ale mieszkać pod jednym dachem? Ci, u których sypiałaś ostatnio, wyglądali uczciwiej, tak? Przeklęłam w duchu, po czym odchrząknęłam, starając się przeciągnąć w czasie moment, w którym będę musiała się odezwać. - Nie chciałabym... - zaczęłam kulawo, nieprzytomnie odstawiając do połowy opróżniony kubek na stolik, a zamiast tego biorąc od niego miskę, na której zawartość jeszcze nie zwróciłam uwagi. - To znaczy. Hm. Nie chcę sprawiać problemów. - Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. - Większych niż do tej pory. - Roześmiałam się. - Bo musisz wiedzieć, jestem jak magnes na kłopoty. Ludziom dookoła mnie dzieje się krzywda. - Urwałam, zdając sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. - Jeśli u ciebie zamieszkam, najprawdopodobniej za kilka dni na twoje mieszkanie spadnie meteoryt. - Wzruszyłam ramionami, po raz pierwszy zerkając na zupę i czując, jak skręca mi się żołądek - czy to z głodu, czy to z nerwów. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Benjamin Levitt Sob Kwi 12, 2014 11:49 pm | |
| Machnął ręką. - Nie można karać za zbrodnie rządu, niewinnych ludzi. Nawet jeśli rebelia była słuszna, to KOLeC już nie. Kwartał nie uczy życzliwości, czy nie karze tych, którzy prawdziwie zasłużyli na karę. Kapitolińczycy nie znali innego życia niż to, które prowadzili. Nie widzieli nic złego w Igrzyskach, bo nie znali tej drugiej strony. Jeżeli jedyni mieszkańcy dystryktów jakich znali, to trybuci, albo zwycięzcy Igrzysk, to nie mieli bladego pojęcia o sytuacji w dystryktach. Trybuci przecież byli przebierani, kreowani na perfekcyjnych i pięknych. Pewnie, gdyby Kapitolińczycy znali prawdę, to inaczej by do tego podchodzili. A tak... zostali ukarani za swoją niewiedzę, karą na którą nikt nie zasługiwał. Znam teraz obie strony medalu i jeśli widzę zasadność w rebelii, to w Kwartale nie umiem jej dostrzec. - rzadko kiedy rozmawiał z kimś o polityce, ale teraz jakoś zdawało się być to naturalne. Poza tym mogło odciągnąć myśli Ashe od tego, o czym myślała. Cokolwiek to było, widać było, że wypełnia dziewczynę jakiś smutek, może za kimś tęskniła? - To nie problem, uwierz mi. - w tym momencie zauważył, że otrzymał wiadomość. Cordelia... uśmiech sam wypłynął na jego usta. Czyli nie zapomniała. I wyglądało na to, że wraz z Jasmine mają jakiś pomysł jak go wyciągnąć z kwartału. - To mieszkanie już jest po przejściach. - wskazał na ściany, na których widać było ślady po pożarze. - Jakiś miesiące temu miałem tu małe ognisko. Meteoryt na pewno mu nie zaszkodzi. - zjadł łyżkę zupy i pokiwał głową, wyszła mu na prawdę dobra, jak na te warunki - Wcinaj póki ciepła. Potem może się okazać niezjadliwa. - zachęcił ją. - Zastanów się nad moją propozycją. Masz tyle czasu ile potrzebujesz. Ale proponuję, żebyś i tak została tu dziś na noc. Nie obraź się, ale wyglądasz jak siedem nieszczęść, a zaraz zacznie się robić ciemno. Nie chcę Cię mieć potem na sumieniu.
|
| | |
| Temat: Re: Benjamin Levitt | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|