|
| Studio Logana Vandeviere'a | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Studio Logana Vandeviere'a Pią Maj 03, 2013 5:24 pm | |
| |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : reżyser
| Temat: Reżyserka Pon Lip 08, 2013 7:40 pm | |
| |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Wto Lip 09, 2013 9:14 pm | |
| Przepraszamy za opóźnienia, drobny wypadek przy pracy
Tuż po zakończeniu przemówienia Almy Coin, ma miejsce nieoczekiwane zdarzenie. Ekrany całego Panem rozbłyskują na nowo - tym razem jednak zamiast twarzy pani Prezydent wyświetlono na nich sekwencję zdjęć, przedstawiających złocistego kosogłosa z korony Cordelii Snow gorzejącego i obracającego się w proch, oraz monetę z wizerunkiem Coin zamieniającym się w śnieżynkę wybitą na rewersie. Wśród zgromadzonych na placu ludzi dało się posłyszeć pojedyncze szmery, wydawane przez ludzi, którzy zrozumieli przekaz obrazów, którzy wreszcie uczciwie przyznali, że rządy Almy Coin nie są ani odrobinę lepsze od tych sprawowanych niegdyś przez prezydenta Snowa oraz że ona sama zaprzepaściła wszystkie idee rewolucji. W międzyczasie z głośników zaczęła dobiegać alternatywne przemówienie, nadawane przez osobę pozornie nic nie znaczącą w obecnym ustroju, jednak mogącą mieć większą moc sprawczą niż komukolwiek może się zdawać. - Obywatele Panem! Obowiązkiem prawdziwego patrioty jest obrona kraju przed jego własnym rządem! Podnieście głowy i spójrzcie w oczy prawdzie! Będziecie bodźcem, zaczynem, początkiem odmiany! A niczego nie potrzeba nam tak, jak zmian! Nam, jednostkom, a zarówno i krajowi, w którym przyszło żyć każdemu z nas i który zatrzymał się, zamarzł, stanął jak skuty lodem! To wy, bracia i siostry, skruszycie lód! Zrobią to trybuci, niesprawiedliwie skazani na śmierć!Zapoczątkujmy odwilż! Prawdziwą odwilż! Za wojnę i za nas! Zanim utracimy człowieczeństwo! Zanim Coin odbierze nam resztki godności!... Po tym krótkim, jednakże poruszającym orędziu na ekranach na krótko pojawił się napis "TYLKO PRAWDA MOŻE WAS URATOWAĆ", następnie wszystkie telebimy zgasły - jednak usłyszanych przez wszystkich mieszkańców Panem słów nie dało się już cofnąć. Na placu coraz wyraźniej rozbrzmiewały głosy sprzeciwu wobec rządów obecnej prezydent... |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : reżyser
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Wto Lip 09, 2013 9:21 pm | |
| To był piękny dzionek: luty, śnieg skrzypiał pod butami, pogoda dopisywała i humory ekipy filmowej też. Roboty było w sam raz – nie za dużo, nie za mało, ot tyle, żeby spokojnie i bez pośpiechu naciskać odpowiednie guziki, operować suwakami i rzucać pojedyncze polecenia do mikrofonów. Logan Vandeviere uśmiechał się olśniewająco z monitorów, a w dodatku zbliżała się przerwa na lunch, po który Nola wysłał tym razem Chomątka, a raczej - Ronalda. Był nieco sfrustrowany perspektywą targania żarcia dla pięciu osób z najbliższej kawiarni do studia, ale ekipa go przegadała. I poszedł. Kiedy wrócił, wszystkie cztery osoby siedzące w reżyserce, wliczając Troya, z lekkim rozbawieniem obserwowały go, gdy nachylał się do czytnika siatkówki przy wejściu. Były tam solidne pleksiglasowe drzwi, ale – na nieszczęście dla biedaka – przezroczyste, więc Ron był doskonale widoczny. Śmiesznie wyglądał, gdy tak balansował ciałem, próbując utrzymać chwiejną górę kanapek, frytek i napojów. Chomątek musiał dostrzec złośliwe uśmieszki ekipy, bo jego blond czupryna zaczęła rozczulająco kontrastować z buraczaną czerwienią twarzy. - Ej, pomóż mu który. - rzucił spokojnie Nolan znad swojego stanowiska, obserwując ostatnie przygotowania przed Paradą. - Bo się chłopak wykopyrtnie. Nikt się nie ruszył, a Peter, zwany Peweksem i Aiden zaczęli nieco złośliwie komentować poczynania kolegi. Ten, widząc to, poczerwieniał jeszcze bardziej. Troy spojrzał na ekipę z wyrzutem, po czym ciężko ruszył do wejścia. - Ale pojedynczo, panowie. Nie pchać się tak... - burknął i otworzył. - Szuje! - rzucił Chomątek, gdy tylko wszedł do sali i złożył zakupy na pierwszym stoliku przy drzwiach. - Człowiek się natarga dla nich żarcia, a tu znikąd pomocy. Brać i żreć. Resztę pieniędzy zaraz wam oddam. - Nie trzeba... - powstrzymał go Pete wielkopańskim gestem. - Reszta dla ciebie. Za fatygę. Tym razem nawet Nolan parsknął śmiechem, a Ron spojrzał w górę i pokręcił głową. - Zjedzą mnie tu. Jak matkę kocham, zjedzą. Nie macie nic lepszego do roboty? Zajmijcie się czymś, dobra? O, proszę, rydwany zaraz wjadą na plan. - wskazał palcem kilkanaście monitorów. - Tylko patrzeć, jak operatorzy coś zawalą i będzie na nas. – Niezła myśl. – złośliwy uśmiech na twarzy Nolana momentalnie zatrzymał słowotok Chomątka. – Ron, zajmiesz się tym, kierownikiem projektu zostanie Pete. Dostaniecie do pomocy dziesięć procent zasobów pamięci, tyle powinno wystarczyć. I tak się zaczęło. Bo gdy tylko Troy obejrzał się nerwowo, wracając do swojego biurka, coś zaczęło nie grać. Coś mocno zaczęło nie grać. Na monitorze przed nim kolorami tęczy zamienił się wygaszacz ekranu. Nolan ciężko usiadł w starym fotelu ustawionym pod ścianą, przy którym, niezgodnie zresztą z przepisami, postawił popielniczkę. Jakim cudem palił tutaj papierosy, nie uruchamiając systemu przeciwpożarowego, było dla wszystkich tajemnicą. Zmarszczył delikatnie brwi, przesuwając wprawnie kilka suwaków w górę. Ekran monitora ponownie zyskał obraz, pokazujący właśnie ostatni rydwan. Za moment na antenę trafi Alma Coin, więc nie może być mowy o błędzie. O żadnym błędzie. Operator kamery zrobił właśnie najazd na ostatnią parę trybutów, Nolan rzucił w eter, by przełączyć widok na trzecią kamerę i już po chwili na monitorze pojawił się obraz, nieco z góry, filmowany jakby spod sufitu. Pani prezydent na piedestale przemawiająca do narodu. Troy bez słowa, za to z dziwnym wyrazem twarzy, musnął nieznacznie palcami jeden z suwaków, przybliżając tym samym obraz tak, że każdy mógł dostrzec idealnie białe włosy, brwi i rzęsy Almy Coin. Ledwo jednak zaczęła kończyć, znowu stało się coś bardzo, bardzo niepokojącego - zawiesił się główny monitor. Obraz na ekranie zastygł, utrwalając tym samym wypraną z uczuć twarz pani prezydent. To rwało zaledwie kilka sekund - kilka sekund podczas których Nolan zdążył przejechać fotelem przez pół reżyserki i zatrzymać się przed głównym komputerem, uruchamiając tryb awaryjny. Tryb awaryjny, który nie zadziałał. - Co do... - zaczął cicho, ale nie było dane mu skończyć. Nienaturalną, prawie śmiertelną ciszę w reżyserce przerwał kobiecy głos... który nie należał do Almy Coin. - Obywatele Panem! Obowiązkiem prawdziwego patrioty jest obrona kraju przed jego własnym rządem! Podnieście głowy i spójrzcie w oczy prawdzie! Będziecie bodźcem, zaczynem, początkiem odmiany! A niczego nie potrze... - Troy poderwał się z fotela jak oparzony i runął całym ciałem w stronę konsoli, oglądając się przez ramię na współpracowników, którzy aktualnie rozdziawiali gęby, wpatrując się w monitory, na których widniała moneta z rewersem w kształcie śnieżynek. - Nie, nienienie... NIE!- jęknął cicho, jak przez grubą ścianę słysząc kolejne słowa przemówienia. A raczej zamachu. Szarpnął mocno w swoją stronę kilka suwaków, prawie wyrywając je z konsoli, po czym jak rażony prądem zdał sobie sprawę z tego, że już rozdzwoniły się pierwsze telefony. Te z czerwonymi słuchawkami... czyli rządowe. Najpierw przed oczami zobaczył jasne plamy. Po kilku sekundach był w stanie zogniskować wzrok i wycharczeć cicho: - Odłączcie to pierdolone zasilanie. - gdzieś z bardzo daleka przyjemny, kobiecy głos wezwał z werwą "zapoczątkujmy odwilż! Prawdziwą odwilż!". O tak, Nolanowi było bardzo wilgotno. Od potu, który zalewał go jak woda z prysznica. Zagryzł mocno wargi, wpatrując się w poczynania Petera, właśnie odłączającego zasilanie. O kilkanaście sekund za późno. Troy otarł rękawem oczy, resztkami woli powstrzymując się przed zapaleniem papierosa. Gdy ekrany wokół nich zrobiły się zupełnie ciemne, świadcząc tym samym, że w prawie całym Kapitolu transmisja została przerwana, drżącą dłonią sięgnął po wściekle dzwoniący telefon. - Dzień dobry... – wymamrotał z głupim uśmiechem na ustach, wsłuchując się w skupieniu w... to, co miało miejsce po drugiej stronie. Rozmowa, czy też raczej: monolog trwał trzy minuty. Trzy najdłuższe minuty w życiu Troya. Potem ten ktoś rozłączył się. Ekran telefonu zgasł, a na monitorze znów pojawił się obraz z Parady, jakby nigdy nic. Na pytające spojrzenia współpracowników, Nolan tylko się uśmiechnął. Nie spodobało im się to. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Wto Lip 30, 2013 9:52 pm | |
| Poszła na pierwszy ogień, ale wcale nie była z tego powodu zestresowana. Przywykła przecież do życia w świetle reflektorów, nawet jeśli zazwyczaj nie stała na środku sceny. Wywiady z trybutami oglądała zawsze na żywo, prosto ze studia Flickermana, nie przypuszczała jednak nigdy, że kiedyś to ona usiądzie na fotelu i będzie opowiadać o sobie do kamery. Przygotowania zajęły jej trochę czasu, musiała przecież dobrać odpowiedni strój, który pomoże jej zwrócić na siebie uwagę. Jakby samo nazwisko nie wystarczyło. Sukienka była krótka i bez ramiączek, ozdobiona kryształkami i delikatnymi piórkami przymocowanymi na dole. Sandałki z paseczkiem były trochę za luźne, ale przecież nie pierwszy raz miała wystąpić w niedopasowanych butach. Nie chciała ciągnąć przygotowań w nieskończoność, więc gdy tylko skończyła, dała znać, że jego gotowa do występu. Wtedy właśnie zapaliły się światła, zagrała muzyka, a prowadzący przyjął na usta uśmiech numer trzy. Panie i Panowie, czas na przedstawienie Cordelia weszła na scenę pewnym krokiem, uśmiechając się delikatnie i machając co kamery. Przywitała się wylewnie z Loganem i zajęła wskazane przez niego miejsce. Choć reflektory oślepiały ją, starała się nie mrużyć oczu i wypaść jak najlepiej. Nie podejrzewała, że rebelianci zapragną takiej samej rozrywki, jakiej podczas wywiadów pragnęli mieszkańcy Kapitolu, ale co jej szkodziło spróbować? A nuż komuś uda się rozgryźć prawdziwy przekaz jej wystąpienia? Logan błysnął bielusieńkimi zębami, Cordelia zaśmiała się perliście i oto przyszedł czas na pierwsze pytanie. -Wszyscy mogli ujrzeć kosogłosa, który pojawił się na Twojej koronie podczas Parady Trybutów. Obiło mi się o uszy, że był on darem od tajemniczego wielbiciela. Domyślasz się może, kim on był? Czy zostawiłaś za sobą jakiegoś ukochanego, jadąc na Igrzyska? Wiedziała, że to pytanie padnie, miała jednak nadzieję, że gdzieś pod koniec wywiadu. Jednak jeśli już musiała się z nim zmierzyć, postanowiła zrobić to z klasą. -Jesteś doskonale poinformowany, Loganie. To rzeczywiście był bardzo tajemniczy prezent, zwłaszcza, że pierwotnie zamierzałam założyć diadem, nie koronę. Widocznie ktoś uznał, że powinnam stać trochę wyżej w hierarchii - obdarzyła prowadzącego lekkim uśmiechem, nie zapominając o drugiej części jego pytania - Ukochanego? Nie zdołałabym policzyć ich na palcach obu rąk, a ty pytasz o jednego? Widownia zaniosła się śmiechem, a Cordelia w duchu odetchnęła z ulgą. Gdyby tylko przytaknęła lub wskazała kogoś... nazajutrz na pewno każdy, z kim widziano ją w gettcie, miałby zapewnioną wizytę Strażników Pokoju. -Zdradzisz może swój sekret, dzięki któremu każdy Twój ruch wygląda na idealnie wyćwiczony i wykwintny, a zapewne nawet kichasz piękniej od każdej innej dziewczyny? No tak, zgrywanie pustej dziewczynki musiało w końcu zaowocować. -Nigdy nie zdradzam swoich sekretów - oznajmiła śmiertelnie poważnym głosem, jednak już po chwili zachichotała, a na widowni także dało się słyszeć śmiechy. - Ale mogę ci zagwarantować, że nie tylko w kichaniu jestem lepsza. Najlepsza. Rzuciła wyzywające spojrzenie do kamery, świadoma tego, że oglądają ją teraz potencjalni sponsorzy. -Już od kiedy byłaś małą dziewczynką, zdawało mi się, że wprost uwielbiasz Głodowe Igrzyska. Czy wyobrażałaś sobie kiedykolwiek, że zostaniesz trybutką? O tak, tego pytania także się spodziewała. Starała się przybrać uprzejmy wyraz twarzy, ale Logan po prostu zaczynał ją już irytować. -Chyba żaden z tegorocznych trybutów sobie tego nie wyobrażał, niezależnie od stopnia uwielbienia Igrzysk. Wysyłanie niewinnych dzieci na śmierć? Pani Coin chyba nie ma własnych pomysłów na rządzenie, ale to dobrze, że uczy się od najlepszych. Po tej wypowiedzi na widowni rozległy się głośne szepty, a Cordelia uśmiechnęła się tryumfalnie, jednak prowadzący zachował zimną krew i nie tracił z twarzy sztucznego uśmiechu. Już miał zadać kolejne pytanie, gdy dziewczyna weszła mu w słowo. -A jeśli już mówimy o tym, jak wyobrażałam sobie siebie za parę lat... cóż, zawsze chciałam zostać prezydentem. Mrugnęła do Logana i pozwoliła mu kontynuować. -Czas na chyba najważniejsze pytanie. Co poczułaś w momencie, kiedy zostałaś wylosowana? - zapytał, nachylając się w jej stronę i spoglądając jej prosto w oczy. Pytanie lekko wytrąciło ją z równowagi, przypomniała sobie bowiem wszystkie okoliczności wylosowania jej na trybutkę. Getto, dworzec, Frans. Zacisnęła mocno dłonie, za nic nie chciała wypaść z roli, a jednocześnie miała ochotę na naprawdę szczerą odpowiedź. -Pomyślałam, że ktoś ma naprawdę kiepskie wyczucie czasu - oznajmiła enigmatycznie, wspominając to, co miało szansę się wydarzyć, gdyby nie została wylosowana w pierwszej kolejności. - Ale już w momencie ogłoszenia Igrzysk wiedziałam, że zostanę trybutką. Przypomnij sobie, jak się nazywam. Zemsta na dzieciach przeciwników, och, cóż za mistrz zbrodni wpadł na ten pomysł, chylę czoła. Czuła, że zbliża się koniec jej wywiadu, zwłaszcza, że nastroje na widowni nie były zbyt wesołe. Nie powiedziała jeszcze wszystkiego, ale liczyła na Logana. No dalej, zapytaj o to. -Trybut, który wygra w tegorocznych Głodowych Igrzyskach, otrzyma prawo do uwolnienia jednego więźnia Nowego Kapitolu. Gdybyś zwyciężyła, to kto zyskałby wolność? Uśmiechnęła się wdzięcznie do Logana, właśnie na to pytanie czekała. A potem spojrzała prosto w kamerę i zaczęła mówić prosto do niej. -Oczywiście uwolniłabym swojego dziadka. I te Igrzyska pokażą, że Alma Coin nie nadaje się do rządzenia państwem. Zobaczycie, jak będzie próbowała za wszelką cenę dokopać szesnastolatce na arenie, a w razie moje wygranej na pewno wymyśli jakąś wymówkę, by Prezydent Snow nie wyszedł na wolność. Dlatego mam dla niej pewną wiadomość... - zawiesiła na chwilę głos, upewniając się, że kamera dalej jest włączona, a cały przekaz transmitowany - Zanim Igrzyska dobiegną końca, ty będziesz już na straconej pozycji. Ludzie odwrócą się od ciebie, najbliżsi wbiją nóż w plecy. Myślisz, że wybuch w hali treningowej to był tylko przypadek? Wylądujesz dokładnie tam, skąd przyszłaś. Pod ziemią. Zakończyła swoją wypowiedź i nie czekała już na reakcję Logana. Podniosła się z fotela i wdzięcznie ukłoniła przed publicznością i kamerą. Rozległy się niemrawe brawa, a Cordelia Snow, cała w bojowym nastroju, zeszła ze sceny z sardonicznym uśmiechem na ustach.
THE END.
Ostatnio zmieniony przez Cordelia Snow dnia Sro Lip 31, 2013 2:04 pm, w całości zmieniany 6 razy |
| | | Wiek : 12 lat Zawód : Trybutka
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Wto Lip 30, 2013 10:52 pm | |
| Wywiady... Druga najbarwniejsza część Igrzysk. To jej wolno było oglądać. Pamiętała, że trybuci mieli zawsze wyszukane stroje. Sama nie zamierzała się za bardzo stroić. Znalazła jakąś prostą sukienkę, włosy rozczesała i zostawiła rozpuszczone. Na szyi powiesiła pierścionek od taty. Może będzie mógł to zobaczyć. Nie denerwowała się. Wiedziała co chce powiedzieć, nawet jeśli ktoś by miał jej przerwać. Wywiady leciały na żywo, nie mogli zastąpić innym nagraniem tego co powie. A zamierzała być szczera, tak jak szczera była na pokazie. Wtedy jakiś efekt to przyniosło, może teraz też coś się stanie co da jej nadzieję, nie na zwycięstwo, nawet nie na przeżycie, ale na to, że może następnym razem już tego nie zrobią... Światła reflektorów ją oślepiły. Musiała sobie pomóc, podtrzymując się ściany by nie potknąć się o stopień. Prowadzący powitał ją uśmiechem i przedstawił widzom. Ona dygnęła grzecznie i usiadła w wielkim fotelu, zdecydowanie za wielkim jak na tak drobną istotkę jak ona. Wzięła głęboki wdech i przygotowała się na pierwsze pytanie. - Witaj, Ateno! Jak się dziś czujesz? Czy napięcie przed Igrzyskami rośnie, czy może jeszcze nie dopadł cię ten syndrom? - Dziękuję, czuję się dobrze, na tyle ile pozwala ta sytuacja. Już się nawet nie boję. - nie była pewna, czy o to chodziło prowadzącemu. Nie wiedziała o jakim syndromie mógł mówić, zresztą chyba pierwszy raz w życiu słyszała to słowo. - W ośrodku jest ciepło i jedzenia jest wystarczająco. W KOLCu nie ma tak dobrze, więc to nawet przyjemna odmiana... Szkoda, że wiąże się z Igrzyskami. - Słyszałem także, co nieco o Twoim tacie. Opowiesz nam o nam o nim, o waszej relacji? Łezka zakręciła się jej w oku gdy usłyszała pytanie o tatę. Nie mogła powstrzymać tego, że na myśl o nim robiło jej się smutno. - Mój tata jest bardzo chory. Ma tylko mnie, bo moja mama umarła. Najbardziej żałuję tego, że nie dane mi było się z nim pożegnać. Jeśli jakimś cudem może to teraz oglądać to chciałabym mu coś powiedzieć. - spojrzała w kamerę nad którą paliło się czerwone światełko - Tatusiu, bardzo Cię kocham. I zawsze będę Cię kochać. Nawet gdy mnie nie będzie. Będziemy na Ciebie czekać z mamusią. - otarła dyskretnie łzę z policzka. Po chwili milczenia padło kolejne pytanie, a Atena musiała się szybko pozbierać. Chwyciła drobną rączką wisiorek, jakby to mogło jej jakoś pomóc. - Chyba wszyscy chcielibyśmy dowiedzieć się, co podkusiło cię do ucieczki? Na pewno zdawałaś sobie sprawę z tego, że prawdziwa ucieczka ma marne szanse powodzenia. Spojrzała zaskoczona na prowadzącego. No tak, mogła się spodziewać takiego pytania. - To była moja jedyna szansa. Co może dwunastoletnia dziewczynka w obliczu areny i dwudziestu kilu starszych od niej osób. Myślę, że szansa na ucieczkę była bardzo duża. Prawie się udało. Niestety droga którą musiałam pokonać była zbyt niebezpieczna. W kanałach jest strasznie. Chyba nawet pan by się tam bał iść. - celowo mówiła tylko o sobie. Może Connor był już bezpieczny, nie warto było przypominać innym o nim, bo wtedy znów mogą zechcieć go szukać. - Pan pewnie nigdy nie musiał chodzić po ludzkich zwłokach. Ja musiałam. - spojrzała dzielnie prowadzącemu w oczy. Była odważniejsza niż ktokolwiek przypuszczał i teraz to mogła pokazać. - Jaką taktykę podejmiesz na arenie? Zdradzisz nam, czy stawiasz na ucieczkę, czy może chcesz połączyć siły. Uchylisz nam rąbka tajemnicy, co jest twoją największą zaletą i, co może pomóc ci przetrwać? No tak. Zmiana tematu. I w końcu będzie mogła powiedzieć to co miała do powiedzenia. Usiadła wyprostowana w fotelu i przyjrzała się ludziom na widowni. - Nie będę walczyć. - te słowa skierowała do Logana Vandeviere'a, następne już w stronę widowni i kamery. - Nie umiem walczyć. Nie chcę walczyć. Zmuszanie dzieci by zabijały inne dzieci jest nieludzkie. Kochani trybuci których również zmuszono do wzięcia udziału w Igrzyskach. Pomyślcie czy tego właśnie chcecie... mieć na swoich rękach krew... i po co? Dla głupiej zemsty? My nic złego nie zrobiliśmy. Jesteśmy tylko dziećmi ludzi którzy kiedyś byli u władzy, lub zostaliśmy wylosowani. Oni nie mogą nas zmusić do walki. Jeśli nie zaczniemy się zabijać a zjednoczymy wszyscy siły to będziemy w stanie przeżyć na arenie tak długo aż się znudzą i nas stamtąd uwolnią. Wiem, że rebelianci wycierpieli się z rąk Kapitolu, że stracili tak wiele. Ale Kochani rebelianci, pamiętajcie, że Igrzyska Was zjednoczyły. Miały Was złamać, a dodały Wam siły. Zemsta nie jest rozwiązaniem, bo rodzi kolejną rządzę zemsty i tak w kółko. Wystarczy już przelanej krwi. -spojrzała zaniepokojona na prowadzącego - To jest moja taktyka. Nie będę walczyć. Nie podniosę ręki na innego człowieka. Być może na sali rozległy się jakieś szepty, a może było cicho. Atena tego nie dostrzegała. Ukażą ją? Nie mogli już nic jej zrobić. - Może pan zadać kolejne pytanie. - zachęciła go z poważną miną. Prowadzący spojrzał na kartkę z pytaniami i zaraz przywdział minę wzorowego showmana. - Tak, Ateno, jeszcze jedno pytanie. Zastawiałaś się kiedyś nad swoja przyszłością? Co cię interesuje? Czym chciałabyś się zajmować, jeśli wygrasz Igrzyska? - Wygram Igrzyska tylko wtedy jeśli się nie odbędą. Wcześniej nie zastanawiałam się nad przyszłością. Musiałam opiekować się tatą. A w KOLCu nie myśli się o tym co będzie za kilka lat, tylko o tym, żeby mieć co jeść następnego dnia. Ale jak teraz myślę, to gdybym nie została wylosowana do Igrzysk, to chciałabym działać na rzecz porozumienia Rebeliantów z Kapitolińczykami. Albo bym chciała się opiekować zwierzętami. Nie sądzę jednak by to się kiedyś spełniło. Jeśli jednak to co dziś powiedziałam coś zmieni, albo sprawi, że ktoś pożałuje tego, że są Igrzyska, to będę chociaż częściowo zwycięzcą. Wiem, że to brzmi patetycznie, ale tak właśnie czuję. Uśmiechnęła się. Logan podziękował jej za wywiad i pomógł zejść z za dużego fotela. Potem odprowadził ją wzrokiem aż zniknęła ze sceny. Znów nie słyszała jakie były reakcje. Chciała zwyczajnie wrócić do swojego pokoju i znów przeczytać list od taty. |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Sro Lip 31, 2013 9:28 am | |
| Po wszystkim co przeszedł, nadszedł czas na to, co dla niego było chyba najważniejsze. No może po za samą areną. Wywiady, to miejsce, w którym mógł powiedzieć to co myśli o tych Igrzyskach i wszyscy tego będą musieli słuchać. Tu, jak i przy każdych z wcześniejszych etapów mógł być naprawdę sobą, ale tym razem jego słowa będą czymś więcej niż bełkotem oszalałego chłopaka. Bo tu nie chodziło o bunt, przeciwko samym Głodowym Igrzyskom. Nie, chodziło o coś o wiele większego. Chwile czekał już przed studiem na swoją kolei. Ale nie przeszkadzało mu to. Mógł się przysłuchiwać temu co mówią inni, co dawało mu lepszą możliwość poznania tych, z którymi będzie musiał walczyć o przetrwanie. Od czasu do czasu, padały pytania, okrzyki radości lub cisza. Gdy trwała ona dłużej, ktoś poprosił go o wejście. Szedł spokojnie, nie czując strachu przed tym co go czekała. Światła reflektorów nieco go oślepiały, ale kiedy znalazł się na fotelu, przed Loganem Vandevierem ten problem zniknął. Poważna mina chłopaka, ani na chwilę nie zmieniała się. Przeczesał dłonią włosy i czekał na pytania. Nie musiał jednak zbyt długo oczekiwać, bo padło już pierwsze z nich. - Witaj Lee, jak się u nas czujesz? Mam nadzieję, że świetnie. Jak tam twoje nastawienie do Igrzysk? Jesteś zestresowany, czy może jednak pewny siebie i swoich umiejętności. Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Spodziewał się podobnego pytania i możliwe, że z powodu swojej poważnej miny sam podsunął takie przypuszczenia do głowy prowadzącego. Choć bardziej prawdopodobne, że pytania były już przygotowane wcześniej. Przynajmniej większość. - Trudno powiedzieć, że człowiek może czuć się świetnie wiedząc, że będzie musiał zabijać, aby przeżyć. Ale trzeba przyznać, że miło było wykąpać się i odpocząć od codziennej walki o pożywienia. W pewien sposób nie różni się to od głodowych igrzysk. Tacy jak ja, codziennie walczą o to, aby po prostu przeżyć. Dla tego nie jestem zestresowany, ani tym bardziej, zbyt pewny swoich umiejętności. Pychą było by powiedzieć, że jestem faworytem i mam jakieś wyjątkowe zdolności. Co więcej ujawnianie tego co się potrafi przed areną to zachęta do uznania cię za cel- wszystko to powiedział powoli i spokojnie. Niczym szachista, który rozważnie wykonuje swój ruch, pamiętając zarówno o obronie, jak i o ataku. Efekt był taki, jak można się było spodziewać, delikatne brawo i odgłosy zachwytu. Kilka z osób w studiu biło brawo. Ale Lee wiedział, że nie rozumieją tak naprawdę tego, co mówi. Mają po prostu nadzieje, że będzie ciekawym elementem Igrzysk. Nie widzieli w nim człowieka, ale trybuta. Kiedy już zapadła cisza, padło kolejne pytanie. - Wszyscy byliśmy świadkami twojej mowy podczas parady. Czujesz w sobie urodzonego mówcę? Jeśli wcześniej Lee uśmiechał się, to teraz po prostu niemal wybuchnął śmiechem. To było zabawne pytanie. - Ja urodzonym mówcą? Nie, po prostu czasem każdy z nas wie, co powinien powiedzieć albo jak zareagować. Ty to robisz, wielu innych też by to potrafiło. Ja po prostu nie czuje oporu przed robieniem tego, co uważam za słuszne lub mówieniem. Nawet jeśli to niewygodne dla innych. Ale czy, nie jest tak, że kiedy człowiek milczy to jest największym niewolnikiem, bo dusi w sobie to co jest prawdą? Tym razem nie było oklasków, ani krzyków lecz długa chwila zastanowienia się. To było więcej wartę niż wszystkie wiwaty i owacje. Oznaczało bowiem, że ludzie w studiu zastanawiają się nad sensem jego słów. W taki prosty sposób sprawił, że zaczęli myśleć. - Hm, nie za wiele wiemy o prawdziwym Lee. Mógłbyś nam coś o sobie powiedzieć? Kilka wspomnień, faktów, czy zainteresowań, cokolwiek? - Oczywiście, ale nie różni się on od tej osoby na, którą teraz spoglądasz - zastanowił się przez chwilę i postanowił jednak o tym wspomnieć, choćby wydawało się to bez sensu. - Jakieś fakty odnośnie mojej osoby? Nie jestem nikim wyjątkowym. Po śmierci moich rodziców, którzy zginęli zamordowani przez nowo powstały rząd. Co akurat nie jest niczym wyjątkowym, wielu mieszkańców KOLCa straciło swoje rodziny. Ale i ci, którzy teraz są u władzy. Wielu z was odczuło smutek utraty rodziny. Radzicie sobie z tym tak samo jak i ja. Ktoś by się zapytał, czy to nie dla tego, zachowałem się tak na paradzie, rodzaj buntu, chęć zemsty, złość? To jednak nie jest prawda. Nie czuje tych uczuć do was. Tak, nienawidzę, tych którzy zabili mi rodzinę na moich oczach. Ale karanie kogoś za to, co zrobili inni? Tak zachowuje się niesforne dziecko lub ktoś kto, nie potrafi inaczej myśleć niż tylko za pomocą przemocy i niszczenia. Gdybym tak myślał to śmierć tak wielu byłaby daremna, bo nic się nie zmieni. Choć najwidoczniej tak jest. Bo choć nie jestem sam w takim postrzeganiu. To dziś władza ma inny na ten temat punkt widzenia. Bo przecież, nadal zabijamy buntowników, nadal wysyłamy na arenę osoby, które niczym nie zawiniły. Czemu, więc ja wierzę w to, że będzie inaczej, czemu jestem optymistą, mimo wszystko? Bo mam wolną wolę i wybieram bycie marzycielem, walczącym o lepsze jutro, tak jak wybrałem swój los zgłaszając się na Igrzyska, jako ochotnik. - Potem przerwał. Jego głos był spokojny choć czasem podnosił się, nieznacznie podnosząc moc jego słów i tego, o czym mówił. Lee nie był mówcą, a raczej nie uważał się za kogoś takiego. Ale reakcje na jego słowa zawsze były takie, na jakie liczył. Bowiem to co mówił dawało ludziom szanse, kiedy nikt inny nie pozostawiał im nic, po za poddaniem się. Tym bardziej, że chłopak był trybutem, a mimo tego udowadniał wszystkim kim można być nawet w tej sytuacji. To sprawiało, że był mówcą, choćby nie dla siebie, ale dla innych. - Jak się mają twoje relacje z innymi trybutami? Nawiązałeś jakieś znajomości i sojusze? Może któraś z pięknych trybutek wpadła ci w oko, co? - Znajomości. O tak, poznałem tu wielu ciekawych ludzi i choć wiem, że na arenie będę musiał z nimi walczyć to cieszę się, że mogłem poznać tak wspaniałe osoby. Każda z tych poznanych ma swoje własne cudowne marzenia i plany. To sprawia, że jakoś sobie radzą z tym, co ich czeka- chwila przerwy, szybkie spojrzenie na zgromadzonych widzów studio. - Ale nie tylko trybuci. W trakcie szkolenie nasi trenerzy okazali się bardzo uprzejmi i naprawdę wiele nas nauczyli. Wiem, że to ich praca ale jestem im wdzięczny, za podejście do mojej osoby jak do człowieka, a nie jak do rzeczy, co często się zdarza. Co się zaś tyczy miłości, bo pewnie to masz na myśli. To nie, nie ma nikogo takiego. Nie potrafiłbym nikogo tak zranić, nawet jeśli bym zakochał się w którejś z trybutek. Dać miłość komuś tylko na chwilę, a potem kazać wybierać pomiędzy swoim, a moim życiem. Nie, nie potrafiłbym zadać komuś takiego bólu. Na takie uczucia będzie czas po Igrzyskach. Ale nie teraz. Chłopak wstał i patrząc się na widownie uśmiechnął się w szczery sposób. Nie udawał nikogo innego niż tylko siebie samego. To cudowne uczucie, rozpierało go. Bo nie każdy może powiedzieć o sobie, że nie udaje, ale naprawdę żyje. - Co więcej, pierwszy pocałunek powinien być wyjątkowy. Więc na razie wolę poczekać na tą jedyną damę. Moją księżniczkę, która będzie dla mnie całym światem. Warto na kogoś takiego czekać. Choćby i miało się okazać, że nigdy nie będzie mi dane być z nią, to do końca swoich dni będę jej szukał. Po tych słowach kilka kobiet, zdusiło cichy pisk rozkoszy. Wiele z nich pewnie marzyło o takich uczuciach, o których mówił Lee oraz o kimś takim jak on. Co pewnie przysporzy mu, nieco więcej pozytywnych odczuć w stosunku do jego osoby. Logan wstał również i wziął dłoń trybuta uśmiechając się do niego. - Zapewne, nie jedna z kobieta pragnęłaby takiego mężczyzny jak ty. Jesteś prawdziwym romantykiem to trzeba przyznać. Teraz zdam ci ostanie pytanie. Myślałeś o sobie, jako zwycięzcy? Jeśli nie, to idealny moment! Co chciałbyś powiedzieć i kogo chciałbyś uwolnić? Jego twarz spoważniała, uśmiech zniknął z oblicza, zastąpił go smutek w oczach. - Tutaj nie ma wygranych. Każdy z nas wróci z piętnem, czy to ci waleczni polegli, czy ten przegrany. Po tym co będzie tam miało miejsca, na arenie. Można tylko liczyć, że kiedyś to się zmieni i zamiast zabijać się nawzajem, po prostu pogodzimy się. To właśnie chciałbym powiedzieć i mam nadzieje, że jeśli zginę, to trybut lub trybutka, którzy mnie zabiją poradzą sobie z tym ciężarem i będą żyć dalej. Jeśli zaś ja wygram, to może odnajdę cel swojego życia. Powód dla którego, zgłosiłem się na ochotnika. Na tym zakończył się pytania do Lee, który skłonił się nisko z szacunkiem do tych ludzki, którzy zrozumieli co mówił oraz dla tych, którzy może dopiero powoli pojmują jak ważne jest aby zaczęli samodzielnie myśleć.
Dobra, poprawiłem trochę u Ciebie w wiadomości. Nie zaznaczałem kolorem, bo wyszłaby niezła dyskoteka. Bym po czasowniku piszemy łącznie, a przed nim osobno, np. potrafiłbym, ale bym potrafił. Om piszemy, tylko w celowniku liczy mnogiej np. przyglądam się dziewczynie, ale przyglądam się dziewczynom. Choćby nie piszemy oddzielnie, tylko razem. Sytuacji, broń Boże, nie przez ł. Postaraj się stawiać przecinki, oddzielając czasowniki w zdania złożonych. Także rób to przed spójnikami - ale, czy którzy, z którym, którego, et cetera. c: Spróbuj czytać posty przed ich wysłaniem, niektóre błędy powinieneś sam wyłapać. Myślę, że to może dużo dać. ~ C. |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Sro Lip 31, 2013 12:26 pm | |
| Mimo wszystko wywiady kojarzyły się Beatrice dość przyjemnie, a przynajmniej przyjemniej od pokazów indywidualnych. Tym razem nie chodziło o to żeby pokazać jak jesteś nieczułym zabójcą, ale o twoją lepszą stronę. Słuchając innych trybutów Beatrice uznała, że nie byłaby w stanie mówić o sobie samej, ckliwej prawdy, no ale jakoś musiała sobie poradzić. Tuż przed wejściem na scenę przybrała wyćwiczony w apartamencie uśmiech i poprawiła sukienkę. Założyła różową pokrytą koronką sukienkę, która sięgała do kostek. Dygnęła przed publicznością, a następnie usiadła w fotelu. - Więc, Beatrice, w Kapitolu mieszkasz od urodzenia, więc zapewne możesz wiele nam o nim powiedzieć. Jakie miejsce w nim wspominasz najlepiej? - Pomijając różnorodne sklepy i genialną restaurację w centrum, najlepiej wspominam park naprzeciwko szkoły. To ciche i piękne miejsce, zawsze spędzaliśmy tam przerwy. To miejsce zdecydowanie najlepiej wspominam. - Posłała widowni uśmiech - A Przechodząc do Igrzysk, nie musisz nam nic zdradzać, ale wszyscy jesteśmy ciekawi, czy masz już opracowaną jakąś taktykę? Będziesz działała w pojedynkę, czy może w gronie trybutów są twoi przyjaciele z którymi zawarłaś sojusz? - Nie zawierałam z nikim sojuszu. Bałabym się to zrobić, często się zdarza że za szybko przywiązuję się do ludzi. I co bym miała zrobić gdybym musiała tę osobę zabić? Jeżeli by mi na niej zależało, po prostu nie mogłabym. Sama nic bym sobie też nie mogła zrobić, nie mogę się nawet celowo skaleczyć. - Na widowni część osób wydawała się być usatysfakcjonowana, tym co powiedziała jednak dla niektórych pewnie wyszła na słabą, jednak chyba nigdy nie udawała silnej i nieczułej. -Nie mamy żadnych wątpliwości, że twój urok osobisty przysporzy ci wielu sponsorów, ale ostatecznie na czym będziesz polegać? Rozum, czy siła mięśni? - Jasne, że na sile mięśni - Beatrice usłyszała śmiechy publiczności i odetchnęła z ulgą, to znaczyło, że pewnie zrozumieli ten sarkazm, zaśmiała się, a potem dodała - A już mówiąc poważnie, w moim przypadku to chyba dla wszystkich jasne, że jeżeli mam mieć jakiekolwiek szanse muszę kierować się rozumem. Jednak jeżeli ktoś jest tylko silny, to nie znaczy, że będzie od razu wygrywał. Jeżeli jest się dość sprytnym i mądrym można kierować kimś silniejszym, co rekompensuje nam siłę własnych mięśni. - I wydawało się, że dzięki tej wypowiedzi ludzie, którzy przed chwilą uważali ją za słabą, troszeczkę zmienili zdanie na jej temat. - Założę się, że wszyscy młodzieńcy na widowni umierają, wyczekując na to pytanie, więc nie trzymajmy ich w niepewności - masz już wybranka, wyczekującego na twój powrót? - Z nikim się nie spotykam, chociaż pan w drugim rzędzie - Puściła oczko do publiczności, a potem zaczęła się śmieć razem ze zgromadzonymi. - Wiemy, że twojej mamy nie ma już z nami, ale jestem pewien, że byłaby z Ciebie dumna. Czy jest coś, co chciałabyś jej powiedzieć, gdyby mogła nas usłyszeć? - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mogłabym jej powiedzieć. Nigdy nie byłyśmy zbyt rozmowne w stosunku do siebie. Jednak czasem miło było mieć ją obok siebie, posiedzieć razem i pomilczeć. Jednak to już nieważne - Chwilę po tym jak skończyła mówić, uśmiechnęła się. Wstała z fotela, jednak przy tym lekko się zachwiała na dość wysokich obcasach, Logan podał jej rękę, by się nie przewróciła, chwyciła go, a gdy on dziękował jej za wywiad, Beatrice czarująco uśmiechała się do publiczności i po raz kolejny prezentowała suknię. |
| | | Wiek : 13 Zawód : Człowieczek łażący z reklama po targu i wnerwiający przechodniów
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Sro Lip 31, 2013 3:26 pm | |
| Wywiady. Florian aż skakał z radości słysząc to słowo. Nie chciał tam iść, nie chciał występować przed ludźmi. Wolałby, żeby już wrzucili go na arenę i dali mu święty spokój. Nie wiadomo skąd przypomniała mu się kobieta z kwartału, która chyba chciała go… zjeść. Jakkolwiek komicznie to nie brzmi. Nieważne. Z wymuszonym uśmiechem na ustach wszedł na scenę starając się iść w miarę prosto, co utrudniały mu światła atakujące jego oczy. Po chwili jakoś przywykł, przywitał się z prowadzącym i usiadł na sofie. Wszystko przypominało koszmar senny. Wszystko było łudząco podobne do tego, co widział w telewizji. A mimo to już zdążył uświadomić sobie, ze nie obudzi się i nic nie wróci do normy. Niestety. W tegorocznych Głodowych Igrzyskach bierze także udział Twój brat. Zamierzacie współpracować do ostatnich chwil i nieprzerwanie sobie pomagać? Florian przez chwilę trawił to zdanie. „W tegorocznych Igrzyskach bierze także udział Twój brat”. Jego brat. Sawyer Crane. Człowiek, z którym w zyciu zamienił kilka wymuszonych zdań również jest trybutem. Tylko… Jakim cudem Florian dowiaduje się o tym dopiero teraz? Mniejsza, nie może siedzieć jak kołek i tepo wpatrywac się w prezentera, który robi dobrą minę do złej gry. -Proszę mi wybaczyć, ale… Dopiero teraz się dowiedziałem, że Sawyer tez jest trybutem i… Nie wiem. Nie wiem jakie ma intencje i podejrzewam, że będzie wolał pomagać komuś innemu, a nie mnie. – powiedział to ze smutkiem w głosie. Całkowicie udawanym. Nie darzył brata aż takim uczuciem, ba! Nie darzył go żadnym uczuciem. Jeśli już jesteśmy przy temacie Twojego brata – jak Wam się układa? Jesteście typem dogryzających sobie czy tymi, którzy wskoczyliby za sobą w ogień? Miał ochotę powiedzieć, żeby prezenter łaskawie odczepił się on Sawyera, ale wziął tylko głęboki wdech i zabrał się za szybką odpowiedź. - Szczerze mówiąc ciężko mi to stwierdzić, gdyż widywaliśmy się dość rzadko jeszcze w starym Panem, a po rebelii nie widzieliśmy się wcale. Niestety. – mówił to wszystko smutnym, wręcz załamanym głosem. Sawyer pewnie padnie ze śmiechu słysząc brednie jakie Florian tu wygaduje. Miejmy nadzieję, ze nie postanowi grac kompletnie na odwrót, bo wyjdzie, ze Florian wciskał kit przed kamerami, żeby zrobić z siebie jedno wielkie nieszczęście. - możemy skończyć już rozmowę o moim bracie? – Spytał błagalnym tonem, co wyglądało tak, jakby rozmowa o nim sprawiała mu ból. Tak naprawdę po prostu nie chciał się wkopać mówiąc coś, co nie będzie się zgadzało ze wcześniejszymi wersjami. Masz zaledwie trzynaście lat, a z tego, co obiło mi się o uszy, znakomicie radziłeś sobie na szkoleniu! Znalazłeś może jakichś sojuszników na arenę? No super. Dlaczego wszystkim obija się o uszy to, ze Florianowi dobrze poszło jedno, głupie, strzelanie z łuku? Dlaczego nikt nie zauważył jego porażki przy stoisku do walki? No dobra, zauważył to trybut którym wtedy walczyl, ewentualnie trener, który wcisnął mu broń dwa razy większą niż on sam. Wielkie dzięki, trenerze! - Nie warto słuchac plotek. Ludzie przesadzają z tym, ze dobrze mi poszło. – odpowiedział lekko się uśmiechając – Niestety, nie znalazłem żadnych sojuszników – Prawda. Moi drodzy, tutaj oto Florian powiedział prawde. Klękajcie narody. Florina znowu spuścił głowe i udawał, ze mu smutno. Przynajmniej w tym był dobry, tak? Jak myślisz, co w tym roku przygotowali dla Was organizatorzy? Florianowi rece opadły. -Nie mam pojęcia. I nawet nie chcę się domyślać. – odpowiedział krótko. A tak naprawdę myślał, ze przygotowali wszystko. Dosłownie. Czy, oprócz brata, został wylosowany do Igrzysk jakiś Twój przyjaciel? o rodzinę nie powinien pytać. Przeciez całą wylosowali, czyż nie? A przyjaciele… omal nie parsknął smiechem. On i przyjaciele. -Nie.- Florian wiedział, ze to nie spodobało się widzom. Ale czego się spodziewali? Chcieli śmiesznego występu? Przykro mi, nie dostaną takowego. Nie od Floriana. Pożegnał się i wyszedł ciesząc się, ze już po wszystkim. Że już odpowiedział na durne pytania.
DAT DŁUGOŚĆ
|
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 01, 2013 12:44 am | |
| Codziennie nasilało się we mnie wrażenie, że im mniej czasu pozostaje do Igrzysk, tym więcej dzieje się w Ośrodku Szkoleniowym. Dopiero co skończyły się treningi, a Illisa zdążyła owinąć sobie Theodora wokół palca. Najprawdopodobniej przez Lorin Theo stracił już Amandę, i to w rekordowym czasie dwóch niepełnych dni. Sama Lorin jest już pewnie w gazecie ze swoją sfajczoną dupą, tak samo jak ja ze swoimi ranami po ostrzach. Na dodatek Hope oraz Cordelia, które zabawiły się w saperów, zbiegli Atena, Connor oraz Sabriel, a na koniec dumnie kroczący po placu przed budynkiem Lee. Owych ostatnich wydarzeń nie może zabraknąć w mediach; wszyscy w Kapitolu oczekują nowinek o Trybutach i ich wielkich sukcesach. A raczej nieprzyjemnych sytuacjach pomiędzy nimi - i to nie tylko w Dzielnicy Rebeliantów. Dostaną czego chcą. W nowym wydaniu Capitol's Voice, na oficjalnym kanale radiowym Panem, w telewizji, a konkretniej - w wywiadach z Trybutami na żywo. Z racji tego, że Caesar z rodziny Blue i Hope przebywa w KOLCu, wywiady przeprowadzi Logan Vandeviere. Prawie nie myślałem o tej części przygotowań do Igrzysk, jednak zdecydowanie jest punktem, który wolałbym ominąć. Ktoś pomyślałby - skoro mamy umrzeć, niech wiedzą, kim byliśmy. Problem w tym że dla wielu jednak nie zapiszemy się w historii, liczą się tylko zwycięzcy. Tutaj zwycięzca często jest tworem przypadku. Jeden nóż mógł spudłować, inny trafić w samo serce. Czekam na zapowiedź, czy coś w tym stylu za kulisami, ubrany w zwyczajny garnitur. Pod spodem znajduje się trochę opatrunków na ranach spowodowanych przez Lorin na pokazie indywidualnym. Niekoniecznie słucham tego, co dzieje się za kurtyną. Jakieś oklaski co parę minut, prywatne pytania i zmęczone odpowiedzi. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż przychodzenie tutaj. Na przykład skontaktowanie się z Evelyn, której będę miał sporo do wytłumaczenia. Do zrobienia mam też wyjaśnienie kilku spraw z Amandą. Na koniec muszę porozmawiać z Cordelią na temat sojuszu, o ile zdążę przed transportem na Arenę. Jeśli naprawdę mam odejść na Arenie, odejdę z czystym sumieniem. Powiem Evelyn o wszystkim, co się tutaj dzieje. A co, jeśli ona naprawdę na mnie liczy? To znaczy - mógłbym być jej przepustką do Dzielnicy Rebeliantów, na pewno liczy. Nie mówiąc o tym, że z jej strony to naprawdę mogłoby być coś więcej. Ostatnio nęka mnie poważny dylemat, czy powinienem ją uwalniać. Czy jeśli musielibyśmy razem żyć, udałoby się? Porozmawiam z nią, wyjaśnię wszystko. A może nie będę miał odwagi? Reaguję, słysząc dwa krótkie słowa zza kurtyny. Oklaski, krzyki, gwizdy, świsty. Entuzjazm pierwszorzędny. Spokojnym krokiem wychodzę zza potężnych zasłon. Widzę ludzi, widzę fotele, widzę prezentera z wesołym wyrazem twarzy. Momentalnie głuchnę na prawie wszystko. Słyszę tylko swoje powolne kroki, który jakimś cudem odbijają się echem od sali, która momentalnie wydaje się pusta. Dochodzę do fotela, rozsiadam się i w mgnieniu oka tłum powraca. Tak samo jak wesoły prezenter Logan. Fotel jest o niebo za duży, Rebelianci mogli nie przesadzać z przepychem aż tak bardzo. Opieram się prawą ręką o jeden ze sporych podłokietników, przechylając się nieco na prawo. Pada przywitanie, a wraz z nim - pierwsze pytanie. - Dobry wieczór, Booker! Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o tobie. Nie masz znanego nazwiska, ani słynnych krewnych. Taki trochę, chłopiec znikąd… Jak wygadało twoje dzieciństwo? Jaki miałeś kontakt z rodzicami, braćmi? Kilka słów odbiło się w mojej głowie. Taki trochę, chłopiec znikąd. Bardzo szczere pytanie. Drapię się po skroni, już nie opierając się o wygodny podłokietnik. Pytanie sprawiło mi kłopot; nie mogę przecież powiedzieć prawdy. Jest komiczna. Co powiedziałby... Mathias? - Chłopiec znikąd? - zaczynam wypowiedź, biorąc krótki i głęboki wdech - Jasne, że prawie nikt o mnie nie słyszał. To może być spowodowane tym, że nastały czasy, gdzie nikt nie zwraca uwagi na poukładane rodziny. Liczą się ludzie sukcesu, prezydenci, politycy lub kompletna patologia, pijaństwo, kleptomani. Ludzie uwielbiają historie pełne zwrotów akcji, nieszczęśliwe wypadki. - stopniowo przechodzę do rzeczy - Widzisz, moi rodzice byli zgranym małżeństwem. W moim rodzeństwie mieścili się siostra oraz brat - bliźniacy. Zwyczajna rodzina, pracujący ojciec, matka jako gospodyni domowa, trójka dzieci. Bez śladu konfliktów; jednym słowem sielankowe życie. - wygląda na to, że Logan domaga się końca tego monologu - A tak na serio - ponad osiem lat spędziłem w izolacji przez jakiegoś chuja, którego twarzy nawet nie zdążyłem ujrzeć. Moja czteroosobowa rodzina została w tym czasie zamordowana, a ja wróciłem do Kapitolu, gdzie jakimś cudem wykaraskałem się z szeregu chorób, wywołanych nieludzkimi warunkami. Po roku życia w Kapitolu Rebelianci uwięzili mnie w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej. Żeby z czegoś się utrzymywać, dostałem się do świata kradzieży, przez co nabawiłem się zarówno współpracowników, jak i przeciwników. - przy ostatnim słowie oczywiście mam na myśli głównie Theo - [b]Popadłem w alkoholizm, palenie, a na koniec zostałem wylosowany na Trybuta. Bum, i jesteśmy tu. - urywam zdanie, spoglądając na kamerę. Obiektyw śledzi każdy nasz ruch, mikrofon uchwytuje każde słowo. Logan zadaje kolejne pytanie, przywołując mój wzrok z czarnego kółka odbijającego światło z powrotem na niego. - Twój strój na paradę był nieco… niecodzienny. Mógłbyś objaśnić nam jego genezę? To był twój pomysł, czy może jednak jakaś większa inwencja stylistów? Roześmiałem się. Oczywiście, pomysł na strój wywiódł się od Lorin i jej zbyt wielkiej wyobraźni. Wywiódł się także z mojej sporej naiwności. Udało jej się zniszczyć paradę i najprawdopodobniej sprowokować tego młodego z dziesiątej pary. Do tego przychodzi do mnie tamto wspomnienie, Florian i Rosana. Mały gówniarz z koroną na głowie i jakaś idiotka ubrana w bikini na zimę. Na szczęście wiem o tym wszystkim tylko ja. - Widzisz. - przybieram ironiczne spojrzenie, patrząc w kierunku Logana - Strój, który kazała mi założyć moja para tylko po to, abym się do niej dopasował był iście... szkaradny. - odwracam wzrok, przerywając na moment - Czasu było mało, a ja przybrałem niezbędne rzeczy, które pomogły zakryć mi jej pokrętną modę. - nie wydaję z siebie żadnego uśmiechu, jednak mam złośliwie podniesione oczy w kierunku kamery. Normalnie bym tego nie zrobił, jednak tutaj chodzi o Lorin - ona bije wszelkie normy. Prezenter ukazuje swoje lekkie zdziwienie, przy czym prędko przechodzi do kolejnego pytania. - Cóż, słyszałem, że macie bardzo dobry kontakt z Lorin Templesmith. Wszystko razem, prawda? Mógłbyś opowiedzieć nam o tej przyjaźni, czy może lepiej, relacji? - Nie. - odpowiadam, odczuwając uwierające pod garniturem bandaże - Mogę jedynie zdeterminować plotki o mnie w związku z Lorin, autorstwa pewnej wścibskiej dziennikarki. Nie mówiąc nic wstaję i zdejmuję marynarkę, pod którą widać świeżo opatrzone rany. - Dzień przed pokazami indywidualnymi panna Templesmith wpadła na śmieszny pomysł wkręcenia mnie w swoją prezentację. Kiedy nadeszła jej kolej, zmieniła zdanie zaczęła rzucać we mnie sztyletami. - Kobieta zmienną jest. - [b]Odpłaciłem jej pięknym za nadobne, podpalając jej strój na korytarzu w Ośrodku. - przerywam na chwilę, po czym kontynuuję - Nie oczekuję współczucia, nie zamierzam oczerniać Lorin w Waszych oczach. W końcu, powinniśmy mieć mniej więcej równe szanse. Wystarczy że dowiecie się co stało się naprawdę. - opadam z powrotem na fotel, zapinając marynarkę. Mam nadzieję, że nikt za kulisami tego nie wytnie, a ludzie uwierzą w moje słowa. Plotki to denerwująca rzecz, a ta była najbardziej absurdalną, jaką miałem kiedykolwiek okazję usłyszeć. - Booker, jesteś bardzo przystojny. Zostawiłeś jakaś piękność w Kwartale, gdy cię wylosowano? Czy może tutaj jakaś dziewczyna wpadła ci w oko… albo przystojny chłopak? Szczerze? - Podczas pobytu w Kwartale poznałem pewną osobę... - zastanawiam się przez chwilę, czy to naprawdę takie interesujące, z kim był lub jest człowiek, który niedługo umrze - Wolę nie mówić, kim jest. - uznaję ten moment na odpowiednią chwilę, żeby przekazać coś Evelyn - Ważne, żeby wiedziała, że jeśli wygram Igrzyska... - wstrzymuję się na chwilę, żeby dobrze dobrać słowa - ... jakoś jej wynagrodzę to, co się stanie. Sala pogrąża się w szmerach i szeptach. Niech mówią co chcą, i tak nie domyślą się, o co chodzi. Nikt nie może się dowiedzieć. Nawet Evelyn, która pewnie nawet nie dowie się że ta audycja się odbyła. Logan nie zadaje zbędnych pytań i przechodzi do ostatniego. - Na koniec chcę zapytać o to, jak oceniasz swoje szanse? Planujesz wejść w jakiś sojusz i wygrać Igrzyska? Zdradzisz nam jakie są twoje atuty, choć po części? - Nie chcę tego mówić. - zaczynam z nutą zawiedzenia w głosie - Kilkoro Trybutów to kompletna pomyłka, jeśli chodzi o bycie na Igrzyskach. Mówię tutaj o Atenie, Blue, Florianie oraz Hope. Powinni być dostarczeni z powrotem do domu i rodziny; już samo życie w KOLCu jest dostateczną karą. - czy to miała być aluzja do kogoś? Bardzo możliwe, że Coin właśnie ogląda to w gabinecie i olewa ją. Wracam na tor rozmowy - Co do pozostałych - myślę że jedynymi zagrożeniami wśród Trybutów są Lorin, Cordelia, Theo i Amanda. Widziałem resztę na szkoleniu, nie starali się zanadto. - zdaję sobie sprawę, że mogę się mylić - Jednak - wygrać może każdy z nas. Niektórzy specjalnie sprawiają pozory i przybierają niewinne maski, żeby móc zaatakować niespodziewanie. Co do sojuszu i atutów - oceniam swoje szanse na dojście do drugiej połowy. W sojuszu z Lorin, Cordelią i Amandą będziemy niemal niepokonani, dopóki wszystko się nie rozpadnie. - co z atutami? - Nieskromnie mówiąc - jestem sprawny i niegłupi, a to podstawa na każdych Igrzyskach. Nie mówię jednak że jestem przykładem perfekcyjnego Trybuta, bo sądzę, że na szkoleniu mogłem dać z siebie więcej. Z drugiej strony - trening to nie wszystko, nie mylę się? Mężczyzna oznajmił na początku pytania, że jest ono ostatnim, toteż zacząłem zbierać się z powrotem gdzieś za kulisy. Cel - Cordelia. Była jedyną osobą w sojuszu, z którą mogłem teraz porozmawiać i uzgodnić szczegóły planu. Pewnie skończy się jednak na tym że nigdzie jej nie złapię przed rzeźnią na Arenie. Niewzruszenie znikam ze sceny za czerwoną kotarą i spuszczam powietrze, ciesząc się, że jakoś wybrnąłem z krzyżowego ognia pytań Logana.[/b][/b] |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 01, 2013 11:28 am | |
| Gdy nadeszła wreszcie jego kolej, Theo był już lekko zestresowany. Spędził w studiu sporo czasu i przyglądał się wystąpieniom kolejnych trybutów, wiedząc doskonale, że sam nie będzie miał czym zabłysnąć. Po wydarzeniach wczorajszego wieczoru był już doszczętnie wyprany z emocji. Nie obchodziło go, jak czuje się Illisa, co znowu nawymyślała Lorin i czy Booker naprawdę zamierza policzyć się z nim na arenie. Chciał zobaczyć Amandę, ale ta ciągle przed nim uciekała, co nie zdziwiło zupełnie, biorąc po uwagę to, co mogła usłyszeć od panny Templesmith. Wchodząc na scenę wytarł lekko wilgotne dłonie o spodnie. Miał na sobie garnitur i czarną muszkę, a trzydniowy zarost dodawał mu uroku lub sprawiał, że wyglądał jak menel, zdecydujcie sami. Przywitał się z prowadzącym, pomachał do publiczności i usiadł wreszcie na osławionym fotelu. Oczekiwał na pierwsze pytanie, a ono w końcu nadeszło. -Słyszałem, że twoja rodzina pochodzi z Czwórki, dystryktu, który niestety został zbombardowany podczas wojny. Co w związku z tym czujesz? Odchrząknął, zanim zaczął mówić, dziwnie bowiem zaschło mu w ustach. -Moja mama pochodzi z Czwórki, tam mnie urodziła, ale po wygraniu Igrzysk przeniosła nas do Kapitolu. Nie pamiętam dziadków, ale mam nadzieję, że jeśli jakimś cudem udało im się przeżyć to są teraz bezpieczni... i nie oglądają mnie. - spojrzał gdzieś w bok, bowiem światła reflektorów oślepiały go na tyle, by nie mógł wytrzymać nieustannego wpatrywania się w Logana czy publiczność. -Mimo wszystko wojna jednak już się skończyła i nastał pokój. Czy cieszysz się, mogąc żyć w bezpiecznym i dobrze rządzonym państwie? -Chyba jest pan źle poinformowany - oburzył się Theo - Mieszkałem w KOLCu, tam nie ma mowy o bezpieczeństwie. Strażnicy Pokoju naużywają władzy, ludzie popełniają samobójstwa bądź nawet giną z głodu. Jeśli to nazywa pan dobrze rządzonym państwem... Nie chciał kontynuować tego tematu, wiedząc, że każde jego słowo zostanie wykorzystane na arenie przeciwko niemu. -Doszły mnie słuchy, że masz smykałkę do gotowania, Theo. Czy sądzisz, że ta umiejętność pomoże ci na arenie? Zaśmiał się, zaskoczony kontrastem między poprzednimi pytaniami, a tym, tak niesamowicie błahym. -Tak, niewątpliwie. Królik o niebo lepiej smakuje z odpowiednimi ziołami. Usłyszał śmiech widowni, ale nie był pewien, czy śmieją się z odpowiedzi, czy z niego. -Organizatorzy Igrzysk zapewne znów zaskoczą nas czymś w tym roku. Jak myślisz, które warunki atmosferyczne najłatwiej udałoby ci się przetrwać? -Bardzo bym chciał, żeby nie zaskoczyli nas upalnym latem. To, co w tej chwili dzieje się za oknami też nie jest zbyt kuszące - wymamrotał, przypominając sobie mróz getta. - Wiosenne ciepło, lekki wiaterek i opady od czasu, do czasu. Chyba nie proszę o zbyt wiele? Publiczność znów zaniosła się śmiechem, ale Theo tylko przewrócił oczami. Robienie z siebie idioty szło mu nadzwyczaj dobrze. -Z kim najbardziej chciałbyś się spotkać, gdybyś wygrał Igrzyska? -Z rodzinami pozostałych trybutów - odpowiedział automatycznie - Chciałbym ich przeprosić, że zabrałem szansę przeżycia ich dziecku. Tak, oznacza to, że nie mam zamiaru zabijać nikogo na arenie. Przede mną wypowiedziała się bardzo mądra, dwunastoletnia dziewczynka. Pomyślcie czego chcecie. Czy jest to zwycięstwo okraszone krwią na waszych rękach? Zjednoczmy się, zamiast skakać sobie do gardeł. Nie dodał już, że marnie widzi tę próbę zjednoczenia, ale jego mina wyrażała wszystko. Logan podziękował mu, jeszcze raz przypomniał jego imię publiczności, a potem Theo zszedł ze sceny i zniknął w cieniu za kulisami. |
| | | Wiek : 18 lat. Zawód : Rumuńska Panda. Znaczy... POETA.
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 01, 2013 3:29 pm | |
| // Przepraszam za posty Kupsztala.//
Kiedyś pragnął być sławny. Pragnął, żeby reflektory nie były obok niego ale na nim. Zazwyczaj żył w cieniu klientów ojca, samemu nie potrafiąc się wybić. Uczył się gry na instrumentach, czasem nawet podśpiewywał w obecności odpowiednich osób, żeby ktoś wskazał go palcem i krzyknął "O, weźmy go! Jest dobry! Ma talent! Ten głos...". Bogu dzięki, że tak się nie stało, bo nikt nie ucierpiał. Prócz Jochana, oczywiście, który wreszcie dostał swoje pięć minut. Nieważne, że potem zginie! Nieważne, że mogą rozszarpać go zmiechy jak wygłodniałe bestie w postaci wycieczki, która dobrała się do żarcia z McDonalda żarcie. Niezbyt optymistyczne, ale... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi to czego nie ma! Czy coś w tym rodzaju. Nie, zaraz, to nie tak... Nieważne!
Niemniej, krótko przed swoim wejściem nerwowo poprawiał swój urzekający strój, czekając na swoją kolej. To nie było zdenerwowanie, raczej... podniecenie. Choleruzjum, w końcu mu się udało, tak? Chciał żeby publiczność była rozbawiona. Między innymi dlatego miał na sobie szorty, różowe podkolanówki i jasnozielone lakierki. Nie czesał się rano, stwierdził, że teraz nie ma to sensu. Mniej-więcej tak wyglądał nasz Jochan, kiedy wśród braw wchodził na scenę. Zaraz... co?
Jego serce biło jak oszalałe. Nie musiał nawet wymuszać szerokiego uśmiechu. Przykładał palce do ust, rozsyłając publiczności całusy.
- Strzała Rebelianci! - krzyknął nawet. Miał wrażenie, jakby robił wszystkim na przekór. Jakby ludzie chcieli, żeby płakał, a Kupsztal jak na złość śmiał się się im w twarz. Zapewne było w tym wiele prawdy. Czym się martwić? I tak niedługo będzie wąchał kwiatki od spodu. Stawianie się Rebeliantom na tak nieszkodliwy sposób było jego nową rozrywką. Szczerzył zęby jakby miały mu się wybielić od blasku lamp. Niedługo potem usiadł na fotelu. Założył nogę na nogę i oczekiwał pierwszego pytania.
- Wiele słyszałem już o twojej artystycznej duszy, Jochan. - Kupsztal uśmiechnął się uroczo. - Skąd czerpiesz inspirację do tworzenia poezji? Na jakie tematy najbardziej lubisz pisać? - zapytał Logan.
- Och, czerpię inspirację ze wszystkiego! - odpowiedział tamten z odpowiednim sobie entuzjazmem. - Moje dzieła dotyczą wszystkiego. Chociażby twojej fryzury, Loganie, jest taka... Taka... Taka... Wspaniała, jak gdyby malarz szaleniec dobrał się do farb ściennych i zaczął wylewać je, przypadkowo trafiając się jedną. - Jochan zawachlował rzęsami niewinnie.
- Zarówno publiczność, jak i ja chętnie usłyszelibyśmy recytację któregoś z twoich wierszy. Czy mógłbyś sprawić nam tę przyjemność?
- Moich? - powtórzył Kupsztal, wskazując siebie palcem. Przyłożył rękę do czoła teatralnym gestem. - Och, cóż za zaszczyt mnie kopnął! - westchnął następnie, po czym zrobił zamyśloną minę, patrząc gdzieś w bok. - Nie jestem pewien który najbardziej by się państwu spodobał... - mruczał pod nosem, opierając łokieć na kolanie, a brodę na nadgarstku. Chwilę jeszcze milczał zanim nie trysnął nagle energią. - Już wiem. - odchrząknął, prostując się.
- Jochan Kupsztal, "Lampa" Błyszczała gdzieś w mroku Gdy byłem w lirycznym amoku Myślałem "Boże, idź stąd, niewiasto! Wszystkie światła już gasną!" Lecz ona - stała, nietknięta, nieruszona Tak stateczna i niewkurzona Zachwycała mnie swoją smukłością swoją metalową nagością Zachwycała siłą i niezłomnością tworzyłem przy niej i przy niej zasypiałem aż zgasła - żarówka przepalona zakończyła nasz romans Wówczas pożegnałem się z lampą Idź, wszystkie światła już gasną Uroniła łzę, jak myślałem Okazało się, że to tylko deszcz więc wróciłem tam, gdzie mieszkałem Tak kończy się ta historia smutna. Niechwierutna! - jakże pięknie brzmi to słowo choć nie do końca wiem co znaczy... Lampa psychikę Ci spaczy. - zakończył, skłaniając głowę. Przez całą recytację był poważny. Stał, gestykulował. Wyłapywał na widowni pewne twarze, na których zatrzymywał wzrok, po czym kierował go na podłogę smutno. Tak, tragizm na miarę Szekspira. Kiedy skończył jednak - spojrzał na Logana po czym ukłonił się i wrócił na miejsce - w podskokach, rzecz jasna.
- Pewnie każdy się ze mną zgodzi, że jesteś osobą obdarzoną niezwykłą wyobraźnią. Jak zatem wyobrażasz sobie arenę?
- Schlebiacie mi! - skomentował po czym westchnął ciężko. - A jednak przez poprzednie pytanie moje myśli skierowały się ku lampie i wyobraźnia szwankuje. Mogę rzec: będzie dobrze oświetlona. Niewiele drzew, niewiele miejsc by się schronić. Może jakieś kamienie, małe źródełko, za które nawzajem się pozabijamy. No cóż... - wzruszył ramionami. - Jednorożców tam nie będzie.
- Czy uważasz, że masz szanse na wygraną?
- Oczywiście! - Wyjątkowo mówił poważnie. - Strzelam od bardzo dawna, jestem szybki i zwinny. Gorzej z walką wręcz czy tym, że będę umiał sobie poradzić z roślinkami i innymi cudami nie-natury. Dam radę. - Po raz pierwszy w jego oczach mignęło coś w rodzaju wiary w siebie i nadziei. Wszak to nadzieja umiera ostatnia. Wiedział, że startowali lepsi od niego. Och, doskonale zdawał sobie z tego sprawę! A jednak próbował sobie wmawiać, że wszystko będzie w porządku. Ewentualnie zginie. Jeśli nie na pewno. Myśl o tym gwarantowała mu dziwną obojętność. Cóż... Zdarza się!
- Gdyby udało ci się zwyciężyć - co byłoby pierwszą rzeczą, którą byś wówczas zrobił? - zadał ostatnie pytanie Logan. Jochan zaś wrócił do swojej starej pozy. Oparł nogę na nodze, na nodze tej łokieć - a na łokciu głowę. Jak gdyby nigdy nic machał sobie stopą w rytm muzyki, która akurat leciała w jego głowie.
- Gdyby udało mi się zwyciężyć... - zaczął. - Wówczas... - kontynuował, utrzymując wszystkich w niewątpliwym napięciu. Przebiegł wzrokiem po sali. - Myślę... - urwał na chwilę i przeczesał włosy palcami. - Pochwaliłbym się rodzicom. - odpowiedział po chwili całkiem szczerze. W końcu to rodzina była dla niego najważniejsza.
Logan podziękował mu, Jochan grzecznie podziękował Loganowi. A potem zszedł, czując motylki w brzuchu. Pierwsze jego prawdziwe wystąpienie przed tak dużą publicznością. Mój boże, ile to emocji! Kupsztal zniknął za kulisami. |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 01, 2013 7:44 pm | |
| Wszedłem do garderoby i rozejrzałem się obojętnie. Nie potrzebny był mi wyszunany strój, nie byłem kolorowym ptakiem tylko zwyczajnym chłopakiem. Przeszedłem się międy wieszakami i od razu wybrałem białą koszulę o prostym, eleganckim kroju oraz krawat w czarne i szare pasy. Ściągnąłem przez głowę zmaltretowaną niebieską koszulkę i narzuciłem ową koszulę na swój grzbiet. Nie zapiąłem jej na razie, a tylko przewiesiłem krawat przez szyję i wróciłem do poszukiwań elementów garderoby. Znalazłem jakieś w miarę pasujące długością czarne spodnie i równie głębokie w barwie buty ze sznurówkami. Sznurówkami. Nie wyglądały jak sznurówki od trampek, do których byłem przyzwyczajony, ale z pewnością były to sznurówki. Czarne, wąskie i nawoskowane. Świat schodzi na psy. W oczy rzuciła mi się kamizelka o delikatnym wzorze. Spodobała mi się od razu, więc i ona wylądowała na moim grzbiecie. Komponowała się z resztą całkiem nieźle. Poszedłem się przebrać, a gdy dopiąłem wszystkie guziki stanąłem przed lustrem, by się sobie przyjrzeć. Nie było źle. Brakowało mi tylko jakiejś marynarki, ale jedyna, która mi się spodobała była gruba i miałem wrażenie, że w świetle reflektorów zleję się w niej potem. Mimo tego zdjąłem ją z wieszaka, włożyłem palec w pentelkę u jej zwieńczenia, przerzuciłem ją przez ramię i beztroskim krokiem udałem się w stronę stylistek. Poprosiłem grzecznie o jedno - niech uspokoją grzywę na mojej głowie i sprawią, żebym wyglądał elegancko. Jedyne czego nie chciałem. Tak. Tego wieczoru chciałem być elegancki. Elegancki na śmierć (klick it, like it, share it). Świetnie. Stylistki spełniły moje życzenie, choć z pewnością nie było to łatwe, gdyż należałem do tego rodzaju osobników, których fryzura niezależnie od sytuacji wygląda podobnie, czyli jak natura zaplanowała. Dawno już pogodziłem się z tym małym mankamentem, ale one chyba wolały wypruć sobie żyły niż się poddać. I efekt rzeczywiście przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Tak wystrojony czekałem na swoją kolej powtarzając sobie najważniejsze rzeczy. Po pierwsze musiałem dobrze wypaść. Nie ważne czy będę kłamać jak najęty czy nie. Moje przeżycie zależało między innymi od tego. Zdjąłem więc maskę trefnisia, a założyłem tę należącą do chłodnego cienia kalkulującego swe szanse. Nie minęło zresztą wiele jak poeta zszedł ze sceny i nadeszła moja kolej. Po raz ostatni uśmiechnąłem się szelmowsko do lustra, zarzuciłem marynarkę na plecy i słysząc swoje imię i nazwisko beztroskim krokiem ruszyłem na scenę. Pierwsze co wpadło mi w oczy to blask reflektorów. Po mistycznych cieniach garderoby to rozświetlone miejsce było krzywdzące dla mych oczu. Dzielnie jednak mrugałem próbując odpędzić łzy. Zbliżyłem się do Logana Vandeviere i uścisnąłem mu dłoń. Oboje przyozdobiliśmy swe twarze szerokimi uśmiechami i zasiedliśmy do rozmowy, która jak na mój gust rozpoczęła się zdecydowanie zbyt szybko. Ledwie udało mi się zawiesić marynarkę nonszalanckim ruchem na oparciu fotela, a już prowadzący zwracał się do mnie po imieniu. - Artur! Nasza publiczność z pewnością umiera, aby dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. Nigdy nie mieliśmy okazji zobaczyć twojego nazwiska w tabloidach, ani usłyszeć w mediach, ale żyjąc w Kapitolu nie mogłeś mieć szarego i nudnego życia, racja? - Zwrócił się do mnie ciepłym głosem. Był tak różny, a zarazem tak podobny do Flickermanna. Oczywiście widywałem go wcześniej w telewizji, był w końcu gwiazdą wielkiego formatu, a jednak gdy siedział tam naprzeciw mnie... Nie pasował tu. Nie pasował do Igrzysk, do trybutów, do tej atmosfery. Może to dlatego, ż oglądałem w tej roli Caesara Flickermanna od dziecka. Co roku siadałem przed ekran, by obejrzeć wywiady z trybutami. Były one dla mnie o wiele istotniejsze i ciekawsze od samej walki na Arenie. Nie pociągała mnie nadmierna przemoc, choć sam bywałem obiektem jej stosowania. Może właśnie dlatego miałem do zdarzeń na Arenie taki negatywny stosunek. Zwróciłem spojrzenie pary roziskrzonych (tak, nie da się ukryć, że była to zasługa okrutnie jasnych reflektorów - efekt jednak nie przypominał tragedii) oczu na prowadzącego. - Swego rodzaju, tak. Byłem gwiazdą własnego podwórka, ale o nas przecież nikt nie pisze w gazetach - uśmiechnąłem się lekko gdy pierwsze kłamstwo przeszło mi gładko przez gardło. Zbyt łatwo, jestem nawet skłonny stwierdzić. - Wiesz jak to jest, mieliśmy własną małą społeczność. Wszyscy się znaliśmy, chociaż z imienia. Może to niezbyt chwalebne ale lubiliśmy robić nieco złośliwe psikusy naszym dorosłym sąsiadom. - Wyszczerzyłem się, choć było w tym uśmiechu nieco poczucia winy. Może odrobina zażenowania dawnymi (nieistniejącymi) czasami. Nachyliłem się w stronę Logana, jakby w konspiracji. - A w tajemnicy Ci powiem, że ktoś musiał kierować tą małą grupką szerzącą zło w czystej postaci. Poruszałem brwiami dając jasno do zrozumienia kim była osoba, która dowodziła dzieciakami. Usłyszałem ciche śmiechy i parsknięcia z widowni, więc łapiąc się zupełnie spontanicznej decyzju puściłem oko jakiejś młodej dziewczynie z widowni. Z pewnością pokazali ją razem ze mną na telebimach. Miała na tyle przyzwoitości, by oblać się rumieńcem. Show must go on. - Znamy cię zaledwie parę dni, ale już zdążyłeś zasłynąć z dobrego i wyszukanego humoru! - kontynuował za to Logan, który podłapał poruszony prze ze mnie temat. - Przychodzi ci może na myśl jakaś zabawna anegdota z twojego życia, którą mógłbyś się z nami podzielić? Tylko nie to, tylko nie to, tylkonietotylkonietonietonieto - było pierwszym co wpadło mi do głowy. Zastąpiłem krępującą ciszę cichym śmiechem i graniem na czas: - Trudne pytanie, trudne... W tej chwili przychodzi mi do głowy tylko jedna. Miało to miejsce jakieś parę lat temu. Zmarła jedna z moich dalszych ciotek i po pogrzebie udaliśmy się do jej domu na stypę. Było wiele osób z rodziny, jacyś znajomi. Wszyscy ciepło ją wspominali. Ja miałem za zadanie pilnować moją młodszą siostrzyczkę, którą niespecjalnie obeszła śmierć krewnej i bardzo chciała się bawić. - Co dziwne do głowy wpadła mi zupełnie prawdziwa historia. Pozostawało ułożyć ją w ładne słowa. - Odłączyliśmy się więc od reszty i zaproponowałem jej grę w chowanego. Ona miała się schować, ja szukałem. Zgodziła się, więc szybko zacząłem odliczanie. I choć trudno w to uwierzyć to nie mogłem jej znaleźć przez prawie trzy godziny. Rodzice chcieli się już zbierać do domu, mama urządzała mi scenę, a Corns gdzieś wyparowała. - Rozłożyłem ręce w geście mojej ówczesnej niemocy i desperacji. - Rodzice poprosili ostatnich z gości, którzy jeszcze nie wyszli, by pomogli nam szukać. Wołaliśmy ją, chodząc po całym domu, ale nic to nie dawało. I było tam takie jedno pomieszczenie, do którego nie mogliśmy wejść, bo było zamknięte na klucz od drugiej strony. Łazienka ciotki, znajdująca się w jej sypialni. Rodzice wyszli na dwór i zaczęli jej szukać w okolicznych sklepach i kawiarniach, myślac, że może się wymknęła i siedzi teraz całą radosna jedząc jakieś ciastko. Ja zostałem na górze w mieszkaniu i miałem czekać, bo może się jednak pojawi. Położyłem się więc na łóżku ciotki i gapiłem bezmyślnie w sufit rozmyślając o tym co mama mi zrobi jak wrócimy do domu. W międzyczasie zrobiło się już ciemno, ale zapaliłem tylko jedną lampkę koło łóżka. Nagle usłyszałem skrzypienie podłogi, jakby ktoś się skradał. Zawołałem, majac nadzieję, że to Corns wróciła. Nikt mi nie odpowiedział, ale odgłosy kroków narastały. Podłoga w tym mieszkaniu strasznie skrzypiała. Zaniepokojony usiadłem na łóżku i czekałem odwrócony w stronę korytarza. Nagle usłyszałem jakieś wycie za moimi plecami i zostałem oplątany płachtą białego materiału. Gdy odwróciłem głowę zobaczyłem najstraszniejsza istotę jaką w życiu widziałem - ducha w długiej szacie z twarzą białą jak papier, krwistymi ustami i czernią wokół oczu. Wrzasnąłem jak mała dziewczynka i wycofując się wpadłem do szafy ciotki i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Byłem autentycznie przerażony. - Pokręciłem głową słysząc tłumione chichoty z publiczności. - W pewnym momencie drzwi się otworzyły, ja już miałem tam palpitacje serca i śmierć przed oczami gdy naglę słyszę: "Arti, piszczysz cieniej ode mnie.", wypowiedziane znajomym głosem. Uniosłem spojrzenie, by przyjrzeć się zjawie, a to okazała się Corns we własnej osobie! Cały ten czas spędziła w łazience strojąc się w koszule nocne ciotki i malując się jej kredkami. Widownia ryknęła śmiechem, co przyjąłem z ulgą. Logan też wyglądał za zadowolonego, ale jak to z dobrym prezenterem bywa - trudno było powiedzieć jakie prawdziwe emocje w nim grają. Z pewnością zaś nie umiałem tego ja, nie ważne jak bardzo bym się starał. Gdy publiczność ucichła czekało już na mnie następne pytanie: - Krótko i na temat - jakie masz plany na przyszłość? W końcu po wygranych Igrzyskach będą czekać na ciebie pieniądze, kobiety i sława - Vandeviere zatarł ręce i przyglądał mi się z tajemniczą miną. To pytanie nie było dla mnie zaskoczeniem, bo z reguły w poprzednich latach Flickermann starał się każdego nastrajać do zwycięstwa, a jednak... gdy to ja siedziałem w tym miejscu perspektywa była zupełnie inna. Zwłaszcza, że już skreśliłem się z listy zwycięzców. Mógł być tylko jeden, a jak już to kiedyś ująłem - byłem tylko małą płotką w porównaniu do umiejętności niektórych. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzałem walczyć o swoje. Co to, to nie. Byłem jednak realistą. Nie warto oszukiwać samego siebie. - Przede wszystkim chciałbym spotkać się z siostrą. Może kupić jej parę ładnych rzeczy. Jeśli zaś chodzi o mnie to chciałbym w jakiś sposób upamiętnić wszystkie osoby, które poległy na Arenie. Zasługują na szacunek, o który tak trudno w dzisiejszych czasach. - Znów się uśmiechnąłem, choć smutniej. Od tej wymuszonej mimiki zaczynała mnie powoli boleć twarz, ale przynajmniej odgrywałem swoją rolę. Loganowi najwyraźniej niezbyt spodobała się moja odpowiedź, bo szybko zmienił temat i całkowicie przemilczał moje słowa. - A co do samych Igrzysk - masz przygotowany już jakiś plan? Przybierzesz postawę ofensywną, czy defensywną? - Prowadzący założył nogę na nogę i obdarował mnie wnikliwym spojrzeniem. Zauważyłem, że nie patrzy na mnie przez cały czas, a raczej co chwila wybiega wzrokiem w publiczność, jakby chciał powiedzieć "widzicie? słyszycie?". - To moja słodka tajemnica, którą niestety nie mogę się podzielić. Mam jednak nadzieję, że wszyscy będą się dobrze bawić, kiedy będę pojawiać się na ekranach. - Tak, i mam też nadzieję, że cały ten motłoch z panią prezydent na czele udławi się własnymi językami. - Taka w końcu jest idea Głodowych Igrzysk - Tego i śmierci jakichś dwudziestu trzech trybutów przez stare urazy starych ludzi, no ale kto by się tam nimi przejmował. To tylko zarzynające się nawzajem dzieci. Starałem się prezentować jak najlepiej. Nieco nonszalancko, żartobliwie, jakbym był stworzony do śmiechu. Może kiedyś nawet byłem. Logan pokiwał głową w zrozumieniu i nachylił się w moją stronę, zerkając przy okazji na publiczność. Jego spojrzenie mówiło "czas na ostatnie, wzruszające pytanie". Miałem niemiłe wrażenie, że wiem o co zapyta. - Słyszeliśmy, że zostawiłeś w Kwartale młodszą siostrzyczkę, której na pewno jesteś wzorem do naśladowania - mówił ciszej, łagodniej. - Jesteśmy pewni, że jej nie zawiedziesz. Jest może coś, co chciałbyś jej przekazać? Cała sala zastygła bez ruchu, czekając na moje następne słowa. Logan Vandeviere nie rozczarował mnie. Odrobił lekcje na temat mojej rodziny. Na moment spuściłem wzrok, a gdy ponownie spojrzałem w oczy Loganowi miałem bardzo poważną minę. - Tak, chciałbym powiedzieć jej - tu zwróciłem wzrok do kamery. Mówiłem cicho, spokojnie. - że bardzo ją kocham i myślę o Niej codziennie. Jeśli uda mi się wygrać, to jej zadedykuję moje zwycięstwo. Uśmiechnąłem się dość słabo, nerwy jednak wzięły górę. Moja biedna, mała Corns... Tak strasznie mi jej brakowało. Miałem nadzieję, że mnie ogląda i że nie płacze. Moja mała, dzielna dziewczynka. Logan wstał, więc również i ja to uczyniłem. Ostatni raz pomachałem do kamery, zabrałem marynarkę i wyszedłem z tego żywego piekła. Będąc znowu w garderobie zrzuciłem maskę i o mało się nie poryczałem. Ja. Facet. Miałem szesnaście lat, a chciało mi się wyć. Ukryłem twarz w dłoniach i stopniowo się uspokajałem. Nigdy więcej, a jeśli los da... to drugiego razu rzeczywiście nie będzie.
Ostatnio zmieniony przez Artur Spark dnia Pią Sie 02, 2013 1:42 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 01, 2013 10:48 pm | |
| Katy czekała grzecznie w kolejce na swoją kolei wystąpienia przed publicznością. Musiała przyznać, przed samą sobą, że trochę się stresuje. Nigdy nie występowała na scenie, co więcej nie miała nawet okazji zasiąść na publiczności studia. Oglądała wywiady, ale w tym momencie do głowy nie wpadło jej nic, co mogłaby z nich wywnioskować by pomóc samej sobie. Och, nie żeby chciała wypaść jakoś bardzo pozytywnie, bo przecież i tak wiedziała, że czeka ją śmierć. I żadna ilość sponsorów tego nie zmieni. Niemniej jakoś nie widziało jej się, by wyszła przed rebeliantami na kompletną idiotkę. Nie interesowała się poprzednimi wywiadami, bo nie chciała dodatkowo się stresować. Kiedy weszła po schodach na scenę, światło na moment ją oślepiło i poruszała się po omacku. Na szczęście udało jej się nie upaść. Miała na sobie STRÓJ zbuntowanego, mrocznego i zadziornego aniołka. Biustonosz push-up podkreślał to czego nie było, zaś gorset pod bluzką profilował talię. Kiedy blask reflektorów przygasł (a może to jej oczy się do niego przyzwyczaiły) przyśpieszyła kroku i usiadła sobie obok mężczyzny zwanego Loganem. Założyła nogę na nogę w dosyć prowokującej pozie. On uśmiechnął się, i chyba po to by ją rozluźnić, bo stres jednak było po niej widać, zadał pierwsze pytanie. - Dobry wieczór, Katy. Jak się dziś czujesz? Podoba cię się u nas w studio? - pytanie proste, musiała więc rozwinąć jego potencjał. - Dobry wieczór, Logan. Muszę powiedzieć, że nie czuję się najlepiej, ale to chyba dlatego, że nie lubię czczej gadaniny. Czy mi się podoba? Zawsze mi się podobało, ale o wiele fajniej wygląda to od strony widza, bo stąd nic nie widać. Ale wiesz, jak byłam młodsza, to w szkole grałam trybutkę w przedstawieniu i to jest trochę jak takie granie trybutki, tylko bardziej realistyczne. - wyjaśniła. Dobrze, jak na razie żadnych przekleństw, a jej odpowiedzi nie był prawie wcale chamskie. Szło jej całkiem nieźle. - Ciekawa historia z tym przedstawieniem, ale właśnie. Pochodzisz z Kapitolu. Mogłabyś nam o nim powiedzieć, ma się rozumieć, tak jak ty go widzisz. Ulubione miejsca, zapachy, smaki? - to pytanie było trudniejsze. Jak miała mu powiedzieć coś co pasowało do obrazu statystycznego kapitolińczyka, kiedy ona takim nie była? - Wiesz Logan, ja generalnie inaczej kojarzę Kapitol niż większość osób. Na przykład, wiedziałeś że w Kapitolu też były biedniejsze rodziny? Albo, że, pomimo całego wysiłku awoksów, bywały bardziej zaniedbane części miasta? To jest mój Kapitol - nocne bieganie po mieście i powroty nad ranem, ludzie zbyt pijani by mogli stać na własnych nogach, chowanie się przed Strażnikami Pokoju, oglądanie rzeczy za witrynami sklepów, na które nie było mnie stać. Ale to nawet dobrze, bo dzięki temu nieźle radzę sobie w KOLCu. Zawsze byłam takim niegrzecznym aniołkiem. - mówiła to lekkim tonem, z uśmiechem na twarzy. Nie uważała, by takie życie było złe. A w każdym razie mogła sobie wyobrazić dużo grosze. Nie zastanawiała się, jak to wpłynie na publiczność. W tym momencie był Logan i ona. - Jak sądzisz, czy wygrana zmieniłaby twoje życie? Jeśli tak, to jak bardzo? Jeśli nie, dlaczego? - Zastanowiła się nad tym pytaniem, ale dużo krócej niż nad poprzednimi. - Nie. Nie ma nikogo, kogo chciałabym uwolnić. Co więc mogłabym zyskać? Może tylko tyle, że zawsze byłam cholernie ciekawa jak to jest kogoś zabić. No i wtedy bym się mogła o tym dobrze przekonać. - No i stało się. Po prostu nie mogła przeprowadzić całego wywiadu spokojnie. Musiała ukazać swoją chorą fascynację śmiercią. Ale to chyba można było jeszcze odkręcić. Logan zdawał się nieco zmieszany, zapewne dlatego zmieniłtemat. - Wiem, że masz brata, prawda? Opowiesz nam o nim? Podobno jesteście bardzo związani z Mathiasem… - Mówienie o Mathiasie bez używania przekleństwa i słów typu alko, szlugi, narkotyki, zastraszanie i wielu innych nieprzyjemnych zwrotów był wręcz niewykonalne. - Kocham go. - oznajmiła niepewnie i nieco sztywno, jakby sama w to nie wierzyła.- Zawsze się mną opiekował... - i nagle wiedziała co mogła powiedzieć. - Cztery lata temu, kiedy miałam dziesięć lat, wracałam któregoś dnia ze szkoły. Zaczepiło mnie takich czterech chłopaków z dobrych rodzin, którzy zaczęli mnie wyzywać od dystryktyczków, brudasek, dziwek i... Innych. Widziałam, że chcą mi zrobić coś złego, bo jeden z nich miał nóż. No i wiedziałam, że by im się upiekło, bo ich rodzice byli dziani, a moja matka była wariatką i nie miała nic. Zaatakowali mnie, byłam praktycznie gotowa na śmierć... - zawiesiła teatralnie głos.- Wtedy pojawił się Mat! Napędził im chyba stracha, ale w każdym razie już nigdy mnie nie prześladowali. Spędziłam tydzień w szpitalu, a on ciągle był przy mnie. To dobry chłopak. - historia była świetna, ale zakończenie chyba znów wypadło koślawo. - To wspaniała historia, Katy. Powiedz mi jeszcze jedno. Z czym kojarzą ci się Igrzyska? Twoje pierwsze skojarzenie to…? - Śmierć. I krew. I ból. I więcej śmierci. - oznajmiła, zanim zdążyła się powstrzymać, z nieco błyszczącymi oczami. Nie od łez, ale od jakiejś jakby chorej fascynacji. Po tych słowach Logan odchylił się w fotelu, wstał, poprosił o oklaski dla niej, zaś Katy odwróciła się i wyszła na sztywnych nogach.
|
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Pią Sie 02, 2013 12:36 am | |
| Tu coś będzie. Dziś lub jutro.
Zaklepuję miejscówkę. C; |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Pią Sie 02, 2013 1:48 am | |
| Po tym co się działo w apartamencie Ill postanowiła raz na zawsze odrzucić przeszłość. Nie ma żadnych sojuszy. Nie ma przyjaciół. Ma samych wrogów i tyle. Taka była prawda. Sama zaprojektowała swoją sukienkę na wywiad tuż przed areną. Tak. Uznała, że wybierze swój ulubiony kolor i kilka dodatków. Projekt zaniosła stylistom, którzy nie byli specjalnie szczęśliwi, bo mieli w planach zrobić jej jakieś badziewie na głowę i strój nadający się do cyrku. Ona jednak uparła się do swojego projektu i tym sposobem zaraz po kąpieli, peelingach i wypielęgnowaniu kremami ciała założyła czerwoną, prostą sukienkę. Była dokładnie taka jak ją zaprojektowała. Nie było żadnego dodatku, żadnego ubytku. Do tego założyła dwie bransolety. Buty natomiast były w motywie śmierci pod kolor do sukienki. Na plecach natomiast zrobiła sobie z henny tatuaż. Również pod motyw jej nazwiska. Tak, tak. Jej nazwisko miało znaczenie, więc wykorzysta je w stroju. W szczególności, że Igrzyska są idealnym momentem. Przyszła do poczekalni później niż reszta trybutów. Nie spieszyło jej się. Była pewna siebie co pokazywała swoją postawą, krokiem, a przede wszystkim uśmiechem na twarzy. Była przedostatnia. Przed nią było całe grono trybutów, którzy nie byli jej obcy. Oglądała ich wywiady i w głowie obmyślała co powie, gdy zapyta ją facet o coś podobnego. Później przyszła jej kolej. Uśmiechnęła się pewna siebie i weszła na scenę. Z początku oślepił ją blask reflektorów, ale nic sobie z nich nie zrobiła. Szła przed siebie pewnym krokiem i co jakiś czas rzucała tajemnicze spojrzenie na różnych ludzi z widowni. W końcu dotarła do miejsca, gdzie stał Logan Vandeviere. Podeszła do niego. On natomiast oczarowany nią odezwał się radośnie. - Panna De'Ath! Cóż za intygrujące nazwisko! - Pocałował jej dłoń i wskazał jej miejsce, a sam usiadł na swoim fotelu. - Możesz coś powiedzieć o jego pochodzeniu i korzeniach? Ill usiadła z gracją na fotelu i założyła nogę na nogę. Położyła dłonie na kolanie i wyprostowana siedziała wpatrując się na prezentera. Po chwili uśmiechnęła się. - Ależ oczywiście. Już w siódmym wieku pojawiły się w Starej Anglii osoby z nazwiskami o podobnej wymowie, ale tylko De'Ath przetrwało do dnia dzisiejszego. Mój ród mieszkał w Essex oraz w Somerset do XXI wieku, ale przenieśli się na ten kontynent zaraz po końcu drugiej wojny światowej. Jednym z moich przodków jest Wilfred De'ath, który był brytyjskim prezenterem telewizyjnym znanym w latach 70-tych XX wieku, ale nie będę was zanudzać historią mojego rodu. Ważne jest to, że moja rodzina ma starą historię. - Powiedziała ze spokojem. - Czy ty tak samo jak mówi twoje nazwisko, zamierzasz nieść śmierć na arenie? - Zapytał mężczyzna bardziej zainteresowany połączeniem dwóch członów jej nazwiska, aniżeli jego historią. - Oczywiście. Dosłownie jestem panią Śmierci i nie tylko poprzez nazwisko. Śmierć to największa przygoda człowieka, czyż nie? - Usłyszała pomruki rozbawionych widzów. Spojrzała mimowolnie na pierwszy rząd i mrugnęła do nich. Kilku mężczyzn uśmiechnęło się do niej. -Całe dotychczasowe życie spędziłaś w Kapitolu, który słynął ze swojej ekstrawaganckiej mody. Lubiłaś tak wyszukane stroje, czy wolałaś coś skromniejszego? - Z zainteresowania widownią wyrwał ją prezenter, który najwyraźniej nie zauważył jej małych sztuczek w stronę mężczyzn. Zwróciła twarz w jego stronę i udała, że się głęboko nad czymś zastanawia. - Masz na myśli te wszystkie porąbane stroje i tony tapety na twarzach? To nie dla mnie. Doszłam do wniosku, że czym mniej na tobie tym większa kolejka za tobą. - Salwa śmiechu zagłuszyła ją całkowicie. - Oczywiście nie mam na myśli paradowania nago po ulicach. Co to to nie, ale podkreślanie swoich walorów, a przede wszystkim nie ukrywanie ich dużo daje. Natomiast te cuda co chodziły po Kapitolu psuły cały efekt. - A co z mężczyznami? Kobieta taka jak ty zapewne nie może się od nich odpędzić, a romanse między trybutami dla żadnego z nas nie są obcym tematem. Czy któryś z tegorocznych zawodników wpadł ci w oko? A może macie wspólną przeszłość? - Logan podchwycił temat, który nawiązała Ill i zapytał ją właśnie o tą kolejkę mężczyzn. Ill zaśmiała się na jego słowa. Dwa ostatnie pytania ją naprawdę rozbawiły. W szczególności, że przypomniał jej się apartament, a w nim Theo i Booker. - Romanse między trybutami? Za nisko mnie oceniasz. Dzieci mnie nie interesują, a w szczególności dzieci, które za punkt honoru obrały sobie ochronę tych, którzy nie mają szans na przetrwanie. - Powiedziała z tajemniczym wyrazem twarzy. - Nie, nie mam nikogo na oku, ale dawno temu miałam. Niestety obaj panowie byli kompletną pomyłką wartą zapomnienia. Cisza. Widzowie wyraźnie czekali na nazwiska trybutów, którzy według niej nie byli warci złamanego grosza. Uznała jednak za stosowne nie uchylać rąbka tajemnicy. Wszyscy dowiedzą się na arenie pewnie. - Rozumiem, że nie wyjawisz nam imion ów panów. - Logan jakby czytał w jej myślach. Obserwował ją bacznie, jakby szukał jakiejkolwiek oznaki zdenerwowania. Niestety nie doczeka się, bo Ill była zrelaksowana. Nie raz i nie dwa wychodziła do publiki. W szkole przemawiała na uroczystościach, na bankietach ojca też grała pierwsze skrzypce, teraz nie miała zamiaru postąpić inaczej. - Wybaczcie, ale nie mam zamiaru psuć im reputacji. Zemsta jest słodka, ale tylko wtedy, gdy ma ona sens. - Powiedziała przepraszającym tonem spoglądając na widownię. - Chyba nie powiem nic odkrywczego, jeżeli stwierdzę, że jesteś niezwykla podobna do Glimmer Ackroyd. Czy oprócz wyglądu masz z nią coś jeszcze wspólnego? Ill na chwilę zastygła w bezruchu i nic nie mówiła. Przeszukiwała pamięć, by odnaleźć Glimmer Ackroyd. Ach tak. Ta trybutka zeszłorocznych Igrzysk. - Owszem. Odkrycia jak Columbus nie zrobiłeś, ale do tej pory tylko kilka razy zwrócono mi uwagę. W szczególności na początku zeszłorocznych Igrzysk. Faktycznie jestem do niej podobna. Z początku myślałam, że mamy podobne charaktery, ale odstawiona przez tą dziewczynę histeria, bo jej partner z Dystryktu nie mógł się ruszyć pokazała, że kompletnie się różnimy. Choćby nie wiem co zawsze zachowam zimną krew. Nawet w obliczu śmierci moich bliskich. Odpowiadając dokładniej na pytanie. Tylko wyglądem jesteśmy podobne. Żadnych więzów krwi, żadnego podobieństwa charakterów. - Wyczerpująca odpowiedź. Ill odniosła wrażenie, że chyba trochę za dużo mówi. Całkiem prawdopodobne. Lubiła w końcu gadać. - Tegorocznemu zwycięzcy przysługuje zaszczyt wygłoszenia przemówienia przed całym Panem. Nie zastanawiałaś się chociaż przez chwilę, co chciałabyś powiedzieć? - Pytanie mężczyzny zaskoczyło Illisę, ale nie dała tego po sobie poznać. Szczerze mówiąc kompletnie nie myślała o tym co powie, gdy wygra Igrzyska. - Owszem, myślałam nad tym. Dowiecie się jednak co wymyśliłam, gdy już wygram. - Uśmiechnęła się szeroko. Biła od niej pewność siebie. Pewność, że wygra te Igrzyska. Nawet jeśli umrze to wygra. Mężczyzna wstał i podziękował jej za wywiad. Ill wstała, uścisnęła mocno dłoń prezentera i spojrzała na widownię. Posłała im całusa po czym ruszyła w stronę wyjścia. Oczom widowni ukazał się tatuaż, który wywołał u nich okrzyki zachwytu. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem słysząc reakcję widzów. Po chwili już jej nie było na scenie.
Ostatnio zmieniony przez Illisa De'Ath dnia Nie Sie 04, 2013 5:25 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Pią Sie 02, 2013 3:49 pm | |
| To ja też zaklepuję, bo jak nie zaklepię, to tego nie napiszę. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : trybut
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Sob Sie 10, 2013 12:07 am | |
| Nareszcie wywiad. Część, której może nie lubił, ale najprawdopodobniej miała być najprzyjemniejszą z wszystkich zaplanowanych dla trybutów, atrakcji. Freddie ubrany był w bardzo gustowny strój nawiązujący do stylu z lat 2013/2016. Wszedł na scenę pewny siebie i uśmiechnięty. Podał rękę gospodarzowi programu, na znak przywitania, po czym usiadł się na bardzo wygodny fotel. Był tak wygodny, że mógłby z niego nie wstawać, tylko mówić, mówić i mówić. - Freddie, witaj! Chyba nie muszę mówić, że wyglądasz olśniewająco? Ale czego można by się spodziewać po synu osławionego Karla Lynna! Powiedz mi, z perspektywy eksperta, jak oceniasz pracę tegorocznych stylistów? - Jak widać moi styliści stworzyli mój strój z myślą o moim ulubionym stylu ubierania. Jest wygodnie i chyba ładnie, ale to już wy musicie ocenić. - mówił z zalotnym spojrzeniem i ironicznym uśmiechem. Wyglądał świetnie i mimo, że nie przejmował się wyglądem, to dobrze to wiedział. - Ja nigdy nie interesowałem się tym czym mój tata i nie będę w tej kwestii kłamać. - powiedział już dużo bardziej oschle, ale tak by nie stracić sympatii widzów. - Obiło mi się o uszy, że od dawna interesujesz się wojskiem i militariami. Masz w rękawie jakieś ukryte asy, którymi zaskoczysz innych trybutów i sięgniesz po zwycięstwo? - Uwielbiam militaria. Znam się na chyba każdym rodzaju broni, ale nie sądzę, żeby to było aż na tyle istotne w walce wręcz. Pewnie tak jak wszyscy, już nie mogę się doczekać tego co wydarzy się na arenie. - mówił starając się utrzymywać kontakt wzrokowy jednocześnie z Loganem, jak i z publicznością i chyba szło mu całkiem nieźle. - Nie da się ukryć, że niezły z Ciebie przystojniak! Zostawiłeś w Kapitolu jakąś wybrankę serca? A może któraś z naszych uroczych trybutek wpadła Ci w oko? - Jest wiele naprawdę uroczych trybutek, ale jakoś żadna nie dostrzegła we mnie tego co ty Logan. - roześmiał się. - Freddie, dużo w tym roku mówi się o skomplikowanych sojuszach, zawieranych na długo przed Igrzyskami. Będziesz działał w takiej grupie czy może postanowisz liczyć tylko na siebie? Po chwili namysłu Freddie spojrzał na prowadzącego. - Myślę, że będę działać sam, ale nie wykluczam też, że dołączę się do jakiejś grupy. Wszystko będzie jasne na arenie. - Kończy nam się czas, więc zadam jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie. Jak, w jednym zdaniu, zachęciłbyś sponsorów, żeby postawili na Ciebie? - Jak mogę ich przekonać? - Lynn przez chwilę się zastanawiał po czym wstał i ku uciesze tłumu zalotnie się uśmiechnął, pomachał swoimi ogromnymi brwiami i ukłonił się. Podszedł do Vandeviere'a i uścisnął go na pożegnanie i zszedł ze sceny wciąż spoglądając na kamerę. Może to nie było zbyt na miejscu, ale musieli go zapamiętać, musieli zobaczyć w nim chociaż trochę sympatii. |
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Sob Sie 10, 2013 2:01 am | |
| Plan. Słowo, którego brzmienie kołatało w jej uszach od kilku dni. Amanda. Dziewczyna, dla której czas w końcu coś poświęcić. To nie jest ofiara, to tylko przysługa, to nie przymus, to jej własny wybór, to jej decyzja, którą podjęła już dawno temu, kiedy ta dziewczyna, spadając z nieba, pomogła jej. To kwestia życia, to kwestia śmierci, nie mogła wahać się pomiędzy wyborami, mogła jedynie zaakceptować to, co się wtedy wydarzyło, posłusznie przyjąć do siebie wiadomość o tym, że ma u kogoś dług. W momencie, kiedy na telebimie pokazało się imię Amandy, wiedziała, że uwolni się z zapłaty jedynie w momencie własnej śmierci i zakończenia Igrzysk. Czy była na to gotowa? Czy potrafiłaby w ostatnim momencie, tuż przed ostatecznym starciem, zrobić to, co postanowiła? Zabić innych, siebie, pokonać własne słabości, przetrwać przekonania i uświadomić siebie, jak daleko sięga jej granica. To próba. Najbardziej jednak bolało ją to, że nie mogła w nic wtajemniczyć Amandy, powiedzieć jej i wyżalić się tak naprawdę, że swoje zamiary musiała ukrywać za zasłoną intryg, kłamstw oraz złośliwości. Theo. Chłopak, ten miły i uroczy chłopak, który wzbudzał w niej nie tylko niechęć ale także i litość, zwykłe i ludzkie współczucie. Nie mogła nic poradzić na to, że patrząc na niego zastanawiała się, czy będzie w stanie pozbawić go życia, bo razem z jego końcem nastaną dwa kolejne. Hope i Blue. Nie dawała im dużej szansy na przeżycie, a zwłaszcza - nie na wygraną. Owszem, pierwsza z bliźniaczek była rezolutna i sprytna, sprawiała wrażenie niesamowicie ambitnej i pewnej siebie. To oznacza, że nie warto jej ignorować, nie, Lorin będzie miała ją na oku, w mniejszym stopniu co resztę, ale wciąż. Booker. Dzieciak z żałośnie naiwną osobowością. Amanda nigdy na ciebie nie spojrzy kochaniutki, cierp dalej, marz o księżniczce z bajki. Ona. Się. Nie. Pojawi. Dla. Ciebie. NIGDY. Illisa. Czyli blondyna, która śmiała jej grozić. Zginie, umrze - przepadnie. To już jej koniec, znalazła się na czarnej liście - do eliminacji. To jednak nic osobistego, tka naprawdę nie przejęła się jej słowami, ale uznała, że ta osoba może być, wciąż nikłym, ale istniejącym zagrożeniem. Umrze. Pierwsza. Były też inne dzieciaki, które mogły okazać się ich wszystkich zaskoczyć. Kto wie, jaką objęły strategię. Lorin przyglądała się ze spokojem na przewijających się po ekranie trybutów, próbowała wyłapać, jak zwykle, ich słabości na drodze obserwacji oraz analizy, największą uwagę skupiła na tych osobach, których do tej pory poświęciła mało uwagi, ale musiała przyznać przed samą sobą, że Booker wypadł gorzej, niż mogła się tego spodziewać, a jednocześnie zirytował ją swoim zagraniem. Co jeśli zyska dzięki temu więcej punktów? Kto wie, jakie chwyty podziałają na sponsorów? A przecież na tym jej zależało, prawda? Na Rebeliantach, na ich uznaniu i przeklętych pieniądzach, które mogli włożyć w przeżycie Lorin lub Amandy. Pewne było jednak to, że cokolwiek otrzyma Panna Templesmith wykorzysta to w ten sposób, aby pomóc swojej przyjaciółce. W końcu przyszła kolej na nią, spojrzała wtedy ostatni raz na telewizor i ustawiła się przed wejściem czekając na odpowiedni moment. Jakaś czarnowłosa dziewczyna minęła ją, drobna, mogła mieć góra piętnaście lat jeśli nie mniej. Dziecko. Automatycznie oszacowała jego szanse na przeżycie i zdała sobie sprawę z tego, jak działa jej umyśl, jak Igrzyska wpływały na jej tok myślenia, bo widząc człowieka na wstępie oceniała jego szanse przeżycia oraz stopień zagrożenia: badała słabości, mocne stroy, na podstawie budowy lub po prostu zachowania. Tak teraz działa. Jak automat. Jak robot. Była trybutem. Usłyszała swoje imię i nazwisko, odwróciła się na moment i ujrzała sygnał. W jednej chwili wyrzuciła z umysłu wszelkie złe myśli, porzuciła wspomnienia z Kwartału, przywołała wizję sceny, sławy, pieniędzy, prawdziwych tłumów, które wiwatowały jej, ponieważ ją kochały. Teraz wszystko wyglądało na pozór tak samo, jednak pod maską wspaniałego widowiska kryła się śmierć dwudziestki trzech dzieci. Jednak zapomniała o tym, bo wiedziała, że świadomość przedstawienia utrudni jej tylko jego kontynuację. Może to, ha, na pewno, to ostatnia okazja, aby zabłyszczeć w świetle reflektorów. Ruszyła przed siebie płynnie i wdzięcznie przypominając sobie Cordelię, jej wdzięk oraz klasę. W tym momencie chciała błyszczeć jak ona, ale wiedziała, że to nieosiągalny cel. To Panienka Snow i nawet ona - Templesmith, ta, która wielokrotnie podbijała serca widzów, nie była w stanie równać się z jej sławą. Ubrana była w czarną i dosyć skromną, jak na jej wyszukane gusta, sukienkę, którą delikatnie poprawiła tuż przed lekkim opadnięciem na miękkie siedzenie. Wymieniła kilka zwrotów grzecznościowych z Loganem i przygotowała się na pierwszą serię pytań. Pamiętaj o widzach. Pamiętaj o scenie. Pamiętaj o Amandzie. -Lorin! Muszę przyznać, że to zaszczyt, gościć Cię w studio. Pamiętam Twoje koncerty, na jednym z nich nawet byłem. Więc takie pytanie na rozgrzewkę, które zawsze chciałem zadać - co pchnęło Cię do kariery muzycznej? Miała ochotę wetknąc mu te jego słodkie słówka w tyłek, ale mimo zniesmaczenia na jej twarzy pojawił się delikatny i figlarny uśmiech. -Naturalnie, myślę, że byłabym zmuszona obrazić się, gdybyś nie pojawił się choć na jednym z nich, zresztą... - schyliła się w jego kierunku - znałeś mojego wujka! Jak mógłbyś nie pojawić się na koncercie bratanka swojego przyjaciela po fachu? - umilkła na moment prostując się. Odgarnęła czarne włosy z ramienia za ucho i spoglądając na swojego rozmówcę z uwagą - Zadajesz kłopotliwe pytania. Specjalnie poruszasz tematy, na które odpowiedzią będzie Claudius Templesmith? Oczywiście on, mój wujek, był dla mnie inspiracją, zarówno jak Igrzyska w których klimacie pracował. Był dla mnie niewiarygodnym wsparciem oraz niezastąpionym nauczycielem w wielu kwestiach. Umilkła pozwalając zniecierpliwionemu Loganowi zadać kolejne pytanie, w międzyczasie spojrzała w stronę usłanej w ciemności publiczności i uśmiechnęła się, kolejny raz, w ten uroczy i zniewalający sposób - jak za dawnych lat. Ale słowa mężczyzny ponownie wywołały w niej sprzeczne emocje. -Wszyscy obserwowaliśmy Twoje chwilowe problemy z narkotykami. Pamiętam jeszcze, jak tabloidy rozpisywały się o Amandzie Terrain, która cudownie wyciągnęła Cię z nałogu. Czy teraz, kiedy obie traficie na arenę, czujesz się w jakiś sposób zobligowana, by jej się odwdzięczyć, czy raczej Igrzyska uwalniają od jakichkolwiek długów wdzięczności? Amanda. Wiedziała, że poruszą jej temat, ale nie sądziła, że w taki bezpośredni sposób. -Amanda... - zaczęła z wahaniem spoglądając po publiczności z uwagą - wiele dla mnie znaczy, mimo, że obie znalazłyśmy się w dosyć trudnej sytuacji. Rozumiesz Logan, zawdzięczam jej życie, a przynajmniej większość jego lat i... czasami, kiedy zastanawiam się nad tym, to dochodzę do wniosku, że Igrzyska są idealną okazją na spłacenie długu wdzięczności. Pozostaje pytanie - jakie mam priorytety? Czy odpowiadając się za przeżyciem Amandy zyskałabym potrzebnych mi sponsorów? Chcę przeżyć, ale czasem trzeba postawić czyjeś istnienie nad swoim własnym i myślę, że to jest ten moment w życiu, kiedy muszę podjąć tą decyzję. Nie przyglądała się Loganowi i dopiero, kiedy padły kolejne słowa, odwróciła wzrok od trybun i przyjrzała mu się z uwagą. -Świetnie szło Ci na szkoleniu, widać było, że zawierasz wiele znajomości. Czy na horyzoncie są już jakieś sojusze? Cordelia. Booker. Bob. Amanda. Jochan. Oni wszyscy. Nie wiedziała, co konkretnie mogłaby powiedzieć na ten temat. Wymienić ich nazwiska? Ot tak, od razu...? Wiedziała, że tym samym naraziłaby ich na ataki innych trybutów, a tego chciała uniknąć - ewentualnych początkowych komplikacji. -Znajomości zawierane podczas szkoleń, zapamiętaj Loganie, nie mają wielkiej wartości, bo na arenie można ufać jedynie sojusznikom, nikomu więcej. Dlatego powiem Ci, nie w sekrecie, choć tego właśnie bym chciała, że szykuje się prawdziwy sojusz, przed którego potęgą, gniewem oraz siłą mogą drżeć inni trybuci - znowu się uśmiechnęła, tym razem zadziornie i śmiało. Spojrzała znów na widzów wtapiających w nią swoje oczęta, jakby była nadzwyczaj interesującym eksponatem na wystawie - Myślę, że już na samym początku Igrzysk wszyscy poznają jego skład. Niech zostanie to niespodzianką, póki co, w końcu trzeba dodać przedstawieniu nieco pikanterii oraz tajemniczości, nieprawdaż? Nie chciała wywoływać śmiechów ani westchnień, a po prostu czyste zainteresowanie jej osobą. Sponsorzy - oni się póki co liczyli. Nie mogła wpłynąć na to, aby Amanda dobrze wypadła, a wiedziała, że by może tak się właśnie nie stanie, więc musiała zadbać o siebie i w ten sposób także o nią. Ale czy ktokolwiek postanowi zasponsorować niepewny i nietrwały obiekt? Ktokolwiek? -A teraz pytanie, na które z pewnością czeka męska część publiczności - czy masz już kogoś, kto zajmuje specjalne miejsce w Twoim sercu? To pytanie nie zbiło jej z tropu, wręcz przeciwnie, wiedziała, jak musi nad nie odpowiedzieć. -Jest taka osoba. Nie mogę się doczekać i jestem pewna, że on także nie, naszego spotkania na arenie - pochyliła się do przodu, ponownie, mrugnęła do kamer i wysłała w ich kierunku buziaka - Booker Rodwell, serdecznie pozdrawiam. Usłyszała śmiech, ktoś zagwizdał, ale nie przejęła się tym, lecz jeszcze bardziej zirytowała. Bawi was to? Udławcie się. -Na koniec zapytam - jakieś ostatnie słowa, które chciałabyś przekazać widowni przed trafieniem na arenę? -Oczywiście! - znowu szeroki uśmiech, podniosła się entuzjastycznie i ruszyła kilka kroków naprzód spoglądając prosto na widownię. Amanda. Przeżycie. To musi się stać. -Nie wygłoszę tyrady na temat naszej uroczej Prezydent Coin ani o niesprawiedliwości władz. Wszyscy my jesteśmy sobie winni, a teraz, kiedy igrzyska lada chwila się rozpoczną, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Po prostu, moim mili, nie zamierzam się buntować, nie zamierzam umierać, zamierzam zapewnić wszystkim rozrywkę, walczyć i zabijać. I... to chyba tyle - ukłoniła się i spojrzała tym razem w stronę kamer - Lorin Templesmith pozdrawia i niechaj Los zawsze wam sprzyja! Odwróciła się wdzięcznie i ruszyła w stronę wyjścia. Tekst jej wujka - chciała go użyć i dziękowała Loganowi za to, że dał jej tą możliwość. Ale w innych kwestiach nienawidziła go i gardziła jego osobą. I niechaj tak pozostanie. Miała to za sobą i wbrew wszelkim początkowym założeniom, teraz czuła ulgę, że jest już po wszystkim. Witaj wolności. |
| | | Wiek : 12 Zawód : przegrzebywacz brudów, stalker, detektyw, piromanka Przy sobie : gaz pieprzowy, zapalniczka
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a Czw Sie 15, 2013 2:30 am | |
| Jedynka. Dwójka. Piątka. Dwunastolatka stała w miejscu, które tak świetnie znała i tak bardzo kochała. W studiu, które niegdyś należało do jej ukochanego wuja. Każdy kąt i zakamarek przypomniał jej dom. Starała się słuchać wszystkich wywiadów, jednak wspomnienia zawładnęły jej umysłem. Wspomnienia, które dawno powinny ulecieć z jej głowy wydawały się być tak bardzo prawdziwe. Jakby stary Kapitol skończył się dzień, czy dwa dni teamu. Jakby stary Kapitol nigdy się nie skończył. Usłyszała swoje nazwisko. Poprawiał krótką, bardzo obcisłą sukienkę przed kolano z tego samego materiału, który nosiła na paradzie. Aktualnie jej kolor miał odcień brudnego odcieniu perły. Głęboko wycięte plecy w literę U. Cieknie złote łańcuszki różnej długości zarzucone do tyłu cichutko zabrzęczały. Ptaszek był tą samą podobizną skowronka z czarnym oczkiem, co wcześniej. Poprawiła lekko pokręcone włosy przeczesane na bok i pewnym krokiem weszła na scenę. Przywitała wszystkich uśmiechem i zasiadła na sofie, tak by nada eksponować plecy. Wiesz, jak to wszystko wygląda. Wiesz, jak się zachować. Pokaż im, jak to się robi. - Hope! Nawet nie wiesz, jaki to zaszczyt gościć krewną mojego poprzednika, samego Caesara Flickermana! Ponoć często gościłaś w jego studiu, jakie to uczucie, znaleźć się po drugiej stronie obiektywu? - Dobry wieczór! - Przywitała go radośnie. Dobra mina do złej gry. - Och, tak. Byłam tam stałym gościem razem z moją siostrą, Blue. Uwielbiałam ten czas, kiedy przesiadywałam na backstage’u. Tutaj jest zupełnie inaczej. Nie słychać tych wszystkich krzyków i poganiania jednej osoby przez drugą. W ogóle, zaganiania wszystkich do robienia czegoś produktywnego. Ta trzeba łączyć wiele rzeczy. Dobry wygląd, robienie wszystkiego, co trzeba, a może nawet więcej i pilnowanie ludzi dookoła. - Zaśmiała się. - Podziwiałam ich. Pamiętam, ze czasem nawet ja nosiłam jakieś papiery z pokoju do pokoju. Zawsze miałam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się tak pracować. - Zatrzymała się na chwilę, żeby odciąć wspomnienie. - Jednak wchodzenie na pustą scenę to nie to samo, co siedzenie tutaj, teraz. Kiedy wszystkie oczy skierowane są na mnie. Tak, to zdecydowanie niesamowite uczucie. - Uśmiechnęła się w stronę publiczności i oczekiwała kolejnego pytania. - Z tego, co słyszałem, świetnie szło Ci na szkoleniu, co jest nie lada wyczynem, jak dla dwunastolatki. Ostrzysz sobie ząbki na wygraną? - Nie wiem, czy świetnie. Zawsze mam wrażenie, że coś mogło pójść jeszcze lepiej lub mogłam dać z siebie więcej. - Kolejny delikatny uśmiech. - Jednak cieszę się, że nie uzyskałam najgorszego wyniku i mogłam się czegoś nauczyć. Za co jestem ogromnie wdzięczna. Nigdy nie wiadomo, co może się przydać… - Potrzebowała kilku sekund na oddech i złożenie kolejnych zdań. - Jak jako zwycięzca? Nie myślałam o sobie tak. Za każdym razem, kiedy myślę, o gongu kończącym Igrzyska… Widzę Blue, jako tą, która przeżyła. - Dlaczego mówiła o tym tak otwarcie? Może nie powinna? Kto wie. Przynajmniej starała się być szczera i uczciwa z innymi. - Na arenę trafisz razem z siostrą, jakby nie było - Twoją bliźniaczką. Macie razem jakiś chytry plan, wykorzystujący Waszą przewagę, czy raczej będziecie trzymać się osobno? - Jak już wspomniałam, zrobię wszystko żeby Blue wygrała. Skoro nie miałam możliwości zastąpienia je na arenie… - Uśmiechnęła się, jednak nadal była chłodna i zdecydowana. To bolało ja najbardziej. Pokazywało też, jak niesprawiedliwe są te Igrzyska. Płacz na nic by się nie zdał. Widowie mogliby nawet pomyśleć, że grała na emocjach, a tego nie chciała.- Niepełnosprawność mojej siostry może być jakaś przeszkodą, ale przecież każdą przeszkodę trzeba pokonać, prawa? - Znów powrócił jej dawny humor, jednak rozpoczęła najważniejszą cześć… - Chcę żeby wszyscy zapamiętali nie tylko mnie, czy Blue. Ale nas obie. Siostry Flickerman. Siłę miłość. Siłę, która jest zdolna do uczynienia zmian w Panem. Ba, może nawet symbol kolejnej rewolucji, która nadchodzi. - Przystanęła na chwilę.- Nie pytaj skąd o tym wiem. Nie chciałabym nikogo narażać. Ale tak, kolejna rewolucja to tylko kwestia miesięcy, może dni. Chciałbym dać impuls do działania. Impuls, wszystkim tym, którzy się wahają… Panem potrzebuje zmian. Kolejnych?, zapytanie. Jednak… Chyba każdy z nas powinien sobie zadać pytanie, czy chce żeby ówczesny świat tak wyglądał. Pełen biedy i nienawiści. Czy każdy z nas, biedny, czy bogaty, stary, czy młody… Każdy powinien zadać sobie jedno, jedyne pytanie. - Spojrzała na prowadzącego, a potem wprost do kamery. - Czy tak wiele się zmieniło? Wydawało jej się, że publiczność momentalnie zmilkła. Nikt nie wypowiedział ani jednego słowa, choć może tylko jej się wydawało. - Hm, rozumiem, że to zapewne ścisła tajemnica, ale może dasz nam jakąś choćby mglistą wskazówkę - co jest Twoją największą zaletą? - Cóż… Może porozmawiajmy o mojej sukience. - Zaśmiała się, jednak po chwili zrozumiała, że to bardzo mglista wskazówka. Szczególnie dla tych, którzy nie myśleli ramowo. - Podoba ci się, prawda? - Znów beztrosko śmiała się. Wypadnie naturalnie weszło jej w krew. - A poważnie, to… Chyba największą głupotą byłoby chwalenie się tym, co ma się najlepsze. Panem i tak będzie patrzeć. - Nadała swoim słowom tajemniczy wyraz i uśmiechnęła się do kamery. - Na koniec! Jesteś tu od kilku dni, czy przez ten czas udało Ci się zawrzeć jakieś przyjaźnie, a może dostałaś propozycję udziału w sojuszu? - Pomijając fakt, że znałam stąd kilka osób… - Specjalnie spauzowała swoją wypowiedź. - Poznałam jedną absolutnie sympatyczną osobę. Nasza znajomość należy do tych bardziej wybuchowych. Ale spokojnie, wszystko zobaczycie na arenie. - Uśmiechnęła się tajemniczo. Logan podziękował jej za wywiad, po czym ona zrobiła to samo. Wstała z miejsca i zapozowała na samym środku sceny. Szeroko uśmiechnięta, pokazywała odkryte plecy… Niczym wszystkie te gwiazdy starego kina. Złoty ptaszek delikatnie dyndał. - Szczęśliwych 75. Igrzysk Głodowych… - Powiedziała na tyle głośno, by kamera mogła to zarejestrować. To były chyba ostatnie momenty, w których mogła brylować. I niech los zawsze Wam sprzyja, bo mnie chyba przestał…
|
| | |
| Temat: Re: Studio Logana Vandeviere'a | |
| |
| | | | Studio Logana Vandeviere'a | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|