|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Znośne mieszkanie Sob Wrz 06, 2014 1:01 am | |
| *jutro pojawi się tu jakaś zacna foteczka* Te zniszczone wojną... Wojną?! Rany, co się takiego wydarzyło, że ludzie pozwolili sobie nawzajem zniszczyć tak piękne miejsce, które teraz stało się dżunglą dla dziczy i świetnym miejscem na świątynię samej Śmierci. Nie rozumiałem tego i chyba nawet nie chciałem tego rozumieć. Odkrywając kolejne części mojego ja, stwierdzałem, że brzydziłem się przemocą, której z pewnością można było uniknąć, mimo że, uwaga!, byłem masochistą. Chodząca sprzeczność! No, pięknie. Miód, cud, malina. Najwidoczniej miałem bardzo ciekawe życie. Co, może jeszcze kochałem małe kocięta, nie tolerując kompletnie kociej sierści? Kochałem małe kocięta... Czy to nie zabrzmiało obrzydliwie zoofilsko? W dodatku ta wizja sierści w ustach. Pfe! - Nie pocieszasz mnie, kobieto – stwierdziłem, ponownie mierzwiąc sobie włosy w zamyśleniu. Może faktycznie oberwałem przez gadanie? Paplać to ja najwidoczniej lubiłem, a jakaś uzbrojona panna, być może w ten sam pręt na przykład, poczuła się urażona przez me słowa i pewnie mi strzeliła, gdy nie patrzyłem. Potem zaś straciłem pamięć i znalazłem się o tu! Choć... Czy ja naprawdę aż tak dużo, że aż za dużo, mówiłem? – Aż tak dużo mówię? – Powtórzyłem na głos, chcąc się dowiedzieć opinii obserwatora, a nie jedynie źródła, czyli mnie. Mogłem nie być obiektywny, patrząc na moje zmęczenie, lekką dezorientację spowodowaną utratą pamięci i faktem, że mogłem chcieć siebie bronić. Za to ta tu mogła chcieć mnie specjalnie pogrążyć. Może lepiej zamknę ten temat? - Tak jest,... Pistacjo! Choć wolałbym, byś mnie przytuliła, bo mogę się bać ciemności. Potwory w szafach, duchy pod łóżkami, mrówki tańczące salsę na parapecie... W nocy wszystko przeraża, a zwłaszcza mężczyzn, którzy są skazani spać samotnie – stwierdziłem, zastanawiając się, skąd ja brałem tyle humoru, by zagadywać takimi głupotami swoją aktualną towarzyszkę. Chyba faktycznie za dużo mówiłem. – I wolałbym przestać być Orzeszkiem... Chyba że nadal masz taką wielką ochotę mnie schrupać, wtedy uznam to za komplement – przyznałem, patrząc z uwagą pod nogi, by przypadkiem nie wywinąć orła przez jakąś cegłę czy coś. - Myślę, że mówię za dużo, bo mam dobry humor – odezwałem się po jakimś czasie cichego stąpania u boku Randy. – Mam świetny humor, mimo że sytuacja, w której się znalazłem, nie jest dla mnie w żaden sposób korzystna. To trochę wariackie, czyż nie? Nagle całe życie mi się wali, a właściwie znika, a ja budzę się w nieznanym sobie miejscu, nie wiedząc kim jestem, spotykam ciebie – kobietę z prętem i idę z nią gdzieś. Nawet nie wiem, czy nie idziemy do rzeźni, gdzie mnie przerobisz na konserwy. Kanibalizm może być tu popularny, patrząc na rozpadliny, kości i dzikie zwierzęta w mieście. - I nie przejmuję się tym, ale za to chcę ci naprawdę mocno podziękować za pomoc i że nie pozwoliłaś mi iść na randkę ze Śmiercią. Jesteś wielka! Mój osobisty bohater... O, to tu? – Spytałem, gdy nagle stanęliśmy. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Sob Wrz 06, 2014 7:29 pm | |
| Co ja wyprawiałam ze swoim życiem?! Wedle wszelkich zasad, zarówno istniejących, jak i nie, już dawno powinnam była zdekoncentrować w jakiś sposób mojego obecnego towarzysza, by móc niepostrzeżenie zniknąć mu z oczu i nie zawracać sobie nim więcej głowy. Tymczasem wciąż miałam go obok siebie, na dodatek prowadząc go wprost w okolicę własnego mieszkania. Geniusz, prawdziwy geniusz! A niedługo już chyba zupełnie martwy, bowiem jakoś nie chciało mi się wierzyć w tak zupełnie czyste intencje nowego nieznajomego. Może i faktycznie mógł mieć amnezję, jednak wciąż nie wyjaśniało to obecności krwi na jego koszuli, jego własnej obecności tutaj, jak i tego całego nienaturalnie podjaranego podejścia do świata. Normalni ludzie zdecydowanie tak się nie zachowywali, zaś on uważał się za rzekomo całkiem zwykłą osobę, nieszkodliwą owieczkę nawet. Lecz z pewnością rozgadaną jak mało która. Szczerze? Zdecydowanie nie przywykłam do takich ludzi, gdy już udało mi się od nich odzwyczaić i teraz była to dla mnie dosyć duża męczarnia. Zwłaszcza przy resztkach kultury nakazujących mi odzywanie się przynajmniej raz na jakiś czas, by wydusić z siebie w miarę spójną odpowiedź. Okej, nikt nie wymagał ode mnie rozległych monologów, jednak tego dnia mówiłam o wiele więcej niż w przeciągu całego ostatniego czasu. To było jednocześnie dobre i złe, bowiem w tej chwili może i pomagało mi choć odrobinę się odprężyć, a nawet też złapać trochę satysfakcji z dziwnej rozmowy, lecz w całkiem niedalekiej przyszłości, gdy już ten bezimienny mężczyzna zniknie z mojego życia, z pewnością ciężko będzie mi się ponownie przystosować do warunków pełnych milczenia. Gadałam z ludźmi, owszem, miałam nawet w swej okolicy dwie takie osoby, ale obie nie nadawały się do lżejszych i dłuższych pogawędek. Zdecydowanie nie to, co ten człowiek. - Jak najbardziej, a ja nie kompletnie nie wiem, co o tym sądzić. – Odpowiedziałam mu w pewnej chwili na pytanie zadane już chyba dosyć dawno, krzywiąc się przy tym nieznacznie. – Jesteś taki rozgadany przy wszystkich czy to tylko jakaś forma ataku przygotowana specjalnie dla mnie? Planujesz zagadać mnie na śmierć? – Spytałam nagle, obracając głowę w jego kierunku i uśmiechając się, choć przez wszechobecną ciemność, jaką rozjaśniało tylko trochę przytłumione światło mojej latarki, najprawdopodobniej trudno to było zauważyć. - Pistacjo? Serio, Orzeszku? – Parsknęłam stłumionym śmiechem i odruchowo pacnęłam go dłonią w tył głowy. Na pistację mu się zebrało, nie ma co! – Oj tak, jestem pewna, że nie nawykłeś do spędzania ciemnych jak jasna cholera, jak to brzmi, nocy bez towarzystwa, ale zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz. Czyż nie? – Stwierdziłam, kręcąc głową z politowaniem i naprawdę myśląc, że trafiłam w sedno. Ludzie tacy jak on raczej nie nawykli do zbyt dużej samotności. Wiedziałam to chyba nawet aż za dobrze, bowiem kiedyś przecież sama byłam jedną z takich osób. Wygadanych, skupiających na sobie całą możliwą uwagę otoczenia, błyszczących niczym gwiazdy… By wreszcie wypalić się i spaść, ciągnąc za sobą ogon całkowicie niepotrzebnych doświadczeń. Tutaj przecież w niczym nie miał mi się przydać talent aktorski czy też dosyć spore wygadanie. Dzikich zwierząt raczej nie dało się zagadać na śmierć, a pięknymi słowami zbudować mostu nad ogromną rozpadliną, która nagle wyrastała na środku drogi, całkowicie ją odcinając. - Tańczące salsę mrówki byłyby nawet całkiem niezłe. Od biedy mogą zastąpić zwyczajnie pozyskiwane białko. W salsie… – Przy końcówce stwierdzenia roześmiałam się nawet, przechodząc do kolejnych kwestii. – Muszę cię jakoś nazywać, a że nie raczysz wyjawić mi swego cennego imienia, najlepsze są proste słowa. Orzeszek, Makaronik, Leżaczek, Amnezjowy, Garniturek… Proste, łatwe i szybkie do zapamiętania, zwłaszcza przy tym, że jutro rano nie będziemy już cieszyć się swoim towarzystwem. W tym wypadku nie potrzeba mi zbytniego wymyślania. Po tym ponownie zamilkłam, rozmyślając nad zupełnie prozaicznymi kwestiami, które wciąż jednak związane były z Orzeszkiem, dopóki jego głos nie wyrwał mnie z nich ponownie. Raz jeszcze spojrzałam na niego, starając się ogarnąć obecnie poruszony temat. Nawet się dało. - To zdecydowanie nienormalne. Mało kto jeszcze ma siły do dobrego humoru, zwłaszcza tutaj. Ja zaś nie jestem kanibalem i mam alergię na orzeszki w każdej postaci, więc możesz być spokojny. I nie ma sprawy, przyjemność po mojej stronie. – Odpowiedziałam krótko, stając wreszcie pod całkiem dobrze się trzymającym blokiem i kiwając głową w stronę mężczyzny. – Tu, tu. I w tym miejscu też się rozstajemy. Osobiście proponuję ci wybranie piątego piętra i czegoś po lewej stronie od schodów. Może i jest trochę wchodzenia, ale przynajmniej bezpieczniej. – Poinstruowałam go w zaledwie kilku oszczędnych słowach, dodając jeszcze: - Odręczną mapę zostawię ci w skrzynce na dole, więc nie będziemy już potrzebowali ponownie się spotykać, więc… Dobranoc, Orzeszku. I niech ci się dobrze wiedzie. – Uśmiechnęłam się, przez chwilę zastanawiając nad uściskaniem go na pożegnanie, lecz po kilku sekundach rezygnując z tego. Nie znaliśmy się, co oznaczało, że nie wypada mi tego zrobić. Pomachałam mu więc tylko i skierowałam swoje szybkie kroki w stronę wejścia do klatki.[/b] |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 07, 2014 12:30 am | |
| Chyba faktycznie za dużo mówiłem. Im bardziej rozmyślałem nad tym tematem, tym bardziej byłem przekonany, że zbyt wiele słów wylewało się z mych warg. Miałem pewnie problemy z dochowywaniem tajemnic, skoro cechowała mnie taka wylewność. Może to dobrze, że straciłem pamięć, bo moi przyjaciele, których nie pamiętałem, mogliby mieć mi za złe, że ich sekrety wyświetlane były na ekranach telewizorów. Cóż, a jeśli już były, to ja niewinnie nie miałem o tym pojęcia i nawet nie wiedziałem, gdzie jest mój dom, więc nie mogli mnie tak łatwo dorwać, by dobrać się w ramach zemsty do mojego konta bankowego i wypłacić wszystko na rzecz schroniska dla psów. - Uroczyście oświadczam, że robię to mimowolnie, więc jakakolwiek próba zabicia cię leży po stronie wypadku – stwierdziłem, uśmiechając się do samego siebie. Zauważyłem, że świetnie mi się rozmawia z Randy, mimo że starała się na każdym kroku utrzymywać dystans między nami, w rozmowach oczywiście, i wszystko w niej krzyczało, by zwiewać od niej daaaleko. Ja zaś pragnąłem trzymać się jej blisko. Jakoś tak, jakby była ostatnią deską mojego ratunku, mimo że wcale tak nie było. W dodatku nie posiadała komputera, więc zbytnio nawet nie mogła mi pomóc. - Sorry, na nic lepszego teraz nie wymyśliłem, a słowo „pistacja” brzmi ładnie. Musisz mi to przyznać... A nie, w sumie nie musisz. I fakt, zawsze musi być ten pierwszy raz – potwierdziłem, filozoficznie kiwając głową. Najwidoczniej nie dane mi było dziś zasnąć u boku tej pięknej szatynki, a być natrętnym nie zamierzałem. Co innego zagadywanie o wspólną noc, a co innego pchanie jej się do łóżka. Co to, to nie! Nie zamierzałem być natrętem. To było pewne. - Skoro już musisz mnie jakoś nazywać, a ja uparcie nie mogę sobie przypomnieć swojego miana, to może mi je wymyśl? Sam będę czuł się bardziej komfortowo, gdy będę posiadał tymczasowe nazwisko. Choć faktycznie, skoro się rozstajemy, to nie ma co cię męczyć z wymyślaniem. Późno już, zmęczenie, więc i padająco... Nie tylko deszczem. - I nie pomyślałbym, że naprawdę istnieją ludzie uczuleni na orzeszki. Jesteś pierwszą osobą, którą zna... Taaak, z pewnością pierwszą, skoro... Czy ja właśnie coś sobie przypomniałem ze swojego życiorysu? Moi znajomi nie są uczuleni na orzeszki, o ile jakichś mam i nie jestem sam... Znaczy samotnikiem. Nieistotne – stwierdziłem, zdając sobie sprawę z tego, że głośno myślałem, ponownie zasypując Randy niepotrzebną paplaniną. Chyba miałem z tym poważne problemy. Poważnie poważne. - Dobrze, skoro się już rozstajemy, to... Miłych, Randy. Ty też się trzymaj i wielkie dzięki za wszystko – powiedziałem. Wziąłem głęboki wdech i nie poszedłem we wskazanym przez dziewczynę kierunku, na poradzone piętro i też nie wybrałem pokój po lewej. Stałem, nie mając już nic do dodania, ale też mając wrażenie, że chciałbym jej powiedzieć mnóstwo. Wróć, stary! To owoc nie dla ciebie i trzymasz łapki przy sobie! - Randy... – Zacząłem, nie mogąc się powstrzymać i zagryzłem wargę, by nie powiedzieć już ani słowa więcej. – Chodźmy już lepiej – dodałem jedynie, przykładając sobie lufę zrobionej z palców broni, gdy się odwróciła. Naprawdę, powinienem być silniejszy. Czułem, że kiedyś byłem. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 07, 2014 4:44 pm | |
| Przez ten cały czas spędzony, przynajmniej w pewnym sensie, w samotności i z dala od tego całego wielkomiejskiego życia towarzyskiego, cóż, wychodził ze mnie dosyć spory mruk, jednak nie potrafiłam z tym jakoś zupełnie nic zrobić. Ha!, nawet nie próbowałam się starać, a odpuściłam sobie bez jakiegokolwiek działania, bowiem wyszłam z założenia, że odejdę sobie w spokoju teraz, pozostawiając tego faceta samego sobie i więcej go nie spotkam. To mimo wszystko należało do dosyć nieciekawych podejść, wiedziałam o tym. Choć i tak z pewnością nie było tak głupie, jak przyprowadzenie całkiem obcej osoby, o której zupełnie nic przecież nie wiedziałam, w miejsce mojego zamieszkania. To dopiero było niesamowicie wręcz ryzykowne, durne, lecz w jakiś sposób nie czułam się przez to zbyt źle. Może z początku myśl o tym faktycznie mi przeszkadzała, jednak z każdą kolejną chwilą coraz bardziej mi przechodziło. Zaczynałam łapać się nawet na tym, że w towarzystwie tego faceta czułam się nawet dosyć przyjemnie i odnosiłam wrażenie, jakby faktycznie było mi całkiem miło. Nienaturalnie wręcz dobrze, jeśli miałabym brać pod uwagę wszelkie okoliczności, jakie zdecydowanie nie sprzyjały nawiązywaniu nowych relacji. Ja zaś coraz bardziej miałam ochotę, by tę znajomość jednak przez chwilę pociągnąć. Krótką, bo krótką, bowiem przecież już zaledwie jutro miała przejść do historii, lecz i tak zdecydowanie coraz bardziej mnie przyciągającą. Wciąż jeszcze nie poddawałam się tej chęci, jednak aż za dobrze wiedziałam już, że zaczynam stąpać po tej ulotnej krawędzi, po linii, jakiej przekroczenie miało wiązać się z chwilową radością i późniejszym długim bólem serca po tym, jak kolejna osoba mnie opuści. Nie przywiązywałam się już do ludzi, bowiem mieli oni wręcz straszliwą tendencję do krzywdzenia mnie. Niekoniecznie nawet naumyślnie, lecz choćby też przypadkowo. Kilka nie tak wypowiedzianych słów, zła intonacja, chęć odejścia, by żyć własnym życiem i jakimś cudem powrócić do Dzielnicy Rebeliantów, w której miało ich czekać lepsze życie od tego, jakie kiedykolwiek mogliby mieć tutaj… Powodów, sytuacji i motywów było tak wiele jak ludzi na świecie, jednak wszystkie łączyła jedna rzecz. Pozostawienie, opuszczenie, zranienie. Nie mogłam nawet określić, co bolało mnie bardziej. Czy było to odejście z wcześniejszą rozmową o tym, pozostawienie krótkiego liściku wepchniętego gdzieś w kąt skrzynki na listy lub też pod wycieraczkę, a może takie zupełne wyniesienie się bez słowa. W dwóch pierwszych przypadkach miałam chociaż świadomość, że osoba ta nie zaginęła ot tak, ten trzeci wiązał się z myślami o porwaniu przez dzikie zwierzęta, aresztowaniu i torturach lub też innych, równie nieprzyjemnych sprawach. Jednak świadomość bolała… Dlatego też przez znaczną większość czasu wolałam odstraszać od siebie tych ludzi, na których już zdarzyło mi się wpadać na Ziemiach Niczyich, co ułatwiał mi fakt, że osób tych nie było zbyt wiele. Nikt nie miał bowiem żadnego większego celu w przybywaniu tutaj, oczywiście, poza tym wybranym przeze mnie, czyli najzwyklejszą w świecie ucieczką przed parszywą rzeczywistością DR lub KOLCa. Poza upragnioną wolnością, miejsce to nie oferowało zupełnie niczego. No, może jeszcze możliwość szybkiej śmierci i męczenia się przy próbach przeżycia w skrajnie ciężkich warunkach. - Taak. Dokładnie… Zmęczenie, pada i chłodnawo, więc najlepiej już się pożegnać. – Mruknęłam, zwracając przez moment uwagę na dziwną słabość w swoim własnym głosie. Miałam szczerą nadzieję, że tylko ja to zauważyłam, ale profilaktycznie dobrze było się już ewakuować. Choć jakaś część mnie przecież wcale tego nie chciała. Pokonałam ją jednak, zbierając się usilnie do odejścia. Jeszcze tylko kilka pospiesznie rzuconych instrukcji, uprzedzenie o tym, że przygotuję i zostawię mapę, bym mogła już się oddalić. Starałam się nie mówić zbyt wiele, skupiając tylko na tych najpotrzebniejszych rzeczach, aby nie zrobić niczego głupiego. I gdy już odchodziłam… Zatrzymał mnie mój własny pseudonim, wypowiedziany przez Orzeszka, po którego usłyszeniu nie mogłam mimowolnie się nie odwrócić. Nie wiem, na co przy tym liczyłam, ale ponowne obrócenie się w stronę wejścia do bloku było już w towarzystwie jakiegoś rodzaju zawodu. Co też chciałam usłyszeć? Cóż, z pewnością nie stwierdzenie o tym, byśmy już szli, rozstając się niechybnie. Przeszłam kilka kolejnych kroków, nagle przypominając sobie o czymś, o czym zdecydowanie powinnam była pamiętać już wcześniej, by nie najeść się wstydu, który przyszedł do mnie właśnie teraz. Zaczerwieniłam się nieznacznie, chwała losowi za to, że było ciemno!, odwracając ponownie w stronę Orzeszka i zdejmując przy tym jego marynarkę. Wyciągnęłam ją przed siebie, robiąc przy tym przepraszającą minę. - Na śmierć bym o niej zapomniała. – Powiedziałam zawstydzona, tarmosząc palcami końcówki włosów. – Z pewnością ci się przyda, bo w murach… Tam jest zimno… Więc nie powinnam ci tego zabierać… Mam swetry… I dziękuję. – Wydusiłam z siebie, psiocząc w myślach za tak nagłą chwilę dziecinnej wręcz słabości. To były chore zaczątki relacji, ha!, ja byłam zdrowo popieprzona, chcąc się w nią wdawać.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Wto Wrz 09, 2014 11:15 pm | |
| - Randy... - Mój własny głos unosił się jeszcze w powietrzu, gdy podziwiałem w myślach tę dziewczynę. Taki męski, poważny i wyraźny, wpuścił do swego trio jeszcze coś... Jakąś nadzieję? Czy to mogła być nutka nadziei? To, przez co tak inaczej on zabrzmiał? Miałem nadzieję? Na co? Na to, że oddali się ze mną lub że zabierze mnie do siebie? Marzenia ściętej głowy i osobiście uważałem, że nie mógłbym nawet tak postąpić. Mimo że właśnie tego tak bardzo pragnąłem, to nie chciałem jej tego zrobić. Jakaś część odpowiedzialna za bycie porządnym dżentelmenem właśnie to mi oznajmiała: nie dla psa kiełbasa. Dobranoc. Nie miałem co myśleć o niej, o jej nagiej skórze, której skrawki pozwalałby mi zobaczyć księżyc lub delikatne światło świecy, o jej miękkości pod moimi palcami, ani tym bardziej o miękkości jej warg. Może znów miała je ułożone w grymasie niezadowolenia, jak to się układały na parkingu? Niezbyt dodawało jej to urody, ale kusiło. Jak najbardziej kusiło. Zwłaszcza mnie – napalonego mężczyznę. - Chodźmy już lepiej... – Mój głos. Ponownie. Otoczony tak jakby rezygnacją, gdy odwróciła się w moim kierunku. Nie widziałem. Słyszałem. Ciemność dodawała tej chwili pewnej intymności. Nie było tu dla naszego wzroku nic namacalnego, nic, na czym moglibyśmy go zatrzymać, by nie patrzeć rozmówcy w oczy, nic, co mogłoby nam nasunąć na myśli jakieś erotyczne scenki... Choć ściana. Wiedziałem, że tu jest. Czułem ją, bo się o nią opierałem i właśnie przez ten jeden gest wyobraziłem sobie, jak chwytam ją w ramiona i właśnie do niej przypieram, by w następnych sekundach pozbawić ją tchu namiętnymi pocałunkami. Wizja tak słodka i tak upragniona, że poczułem napływającą do mych ust ślinę. Jak u psa, który widzi mięsisty stek. Może nie aż tak dosłownie, ale czułem się głodny kobiecego ciała. No, i było tu. Ona tu była. Byliśmy tu oboje, czuliśmy siebie i wiedzieliśmy, gdzie znajduje się druga strona. Dwa drżące ciała, które dopadła starożytna para: woda i chłód. Drżeliśmy, choć ja nie wiedziałem, czy powodem tego była mokra koszula i krople spływające mi po karku z mokrych włosów, czy może obecność Randy, która w tej intymnej scenerii uderzała we mnie jak biczem. Traciłem zmysły, jakbym właśnie odurzał się narkotykami czy jakimś innym szajsem. Byłem trzeźwy i jednocześnie nie. Praktyka nie równała się teorii. Teoretycznie byłem trzeźwy, a praktycznie oszalały. Na jej punkcie i jej skromnego ciała. I nadal nie wiedziałem, czy jest bardziej nieśmiała, czy bardziej odważna. Zimno. Czytała mi w myślach? W murach było zimno, więc czemu nie mieliśmy ogrzać siebie nawzajem? Z chęcią oddałbym jej siebie. Bez zawahania. Swetry nie mogły jej dać tego, co ja mogłem jej podarować. Nie mogły... I nawet nie chodziło o samo ciepło, a o towarzystwo, seks i mój uroczy urok, który przy dobrym humorze strzelał, niczym karabinem, z moich ust słowami. Zrobiłem całkiem odważnie krok w jej kierunku, mimo że zdawałem sobie sprawę z tego, co ten krok może spowodować i w sumie z pewnością spowoduje. Może właśnie tal chciałem złamać tę część siebie odpowiedzialną za to, co wypada? Mogła się urazić faktem, że nie chciałem noszonej przez nią rzeczy, czyż nie? Krok, drugi i trzeci i dotknąłem znanego sobie materiału i jeszcze czegoś. Z gęsią skórką. Miękkiego. I jak świetnie można się tego domyślić, nie zająłem się swoją marynarką! Nie, ale nie pozostałem nieśmiałym człowieczkiem, który stoi i próbuje coś z siebie wyrzucić, ale ostatecznie jedynie mruczy, by nagle odchrząknąć i wysłać rząd niezrozumiałych i poprzekręcanych słów, a potem wyraźnie przeprosić i powiedzieć, że się już ulatnia, ulatniając się. Chwyciłem jej ramię w swoją prawą dłoń, by lewą położyć automatycznie na jej talii i przyciągnąć do siebie. Jakbym świetnie wiedział, co i jak. Sprzedawałem się za pieniądze? Nie czekałem ani chwili dłużej. Wiedziałem, gdzie są jej usta. Miękkie i rozkoszne tak, jak to sobie wyobrażałem. Coś delikatnego... Miałem wrażenie, że dawno się tak nie całowałem. Nie tak subtelnie i lekko. Ostatnio... Ostatnio... Z kim? Żona, narzeczona, dziewczyna? Cholera! Moja przeszłość – tak bardzo paskudną niewiadomą. Równie powoli przerwałem pocałunek. Z niechęcią, oczywiście. Zagryzłem wargę nerwowo, by zaraz zabrać od niej marynarkę i... O, nie! Nie przeprosisz za pocałunek! – syknęło coś w mojej głowie. Nie powinienem tego robić? Zerwałem obietnicę, której powinienem był dotrzymać. Byłem kłamcą, oszustem i nie, nie przejmowałem się tym, bo najwyraźniej Randy nie miała nic przeciwko tej samowolce, albo była w chwilowym szoku. - Jesteś niesamowita – szepnąłem, głaszcząc jeszcze jej bok, na którym nadal spoczywała moja ręka. Powoli zacząłem ją wycofywać. Wszystko, co wiązało się z zostawieniem jej samej szło mi strasznie ślimaczo. Miałem słabość. Były nią kobiety. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Sro Wrz 10, 2014 1:28 am | |
| Powiadają, że z pewnymi rzeczami jest jak z nauką jazdy na rowerze - gdy już raz ci się uda, każdy kolejny będzie już o wiele łatwiejszy i, choćbyś nawet chciał, nigdy tego nie zapomnisz. Moja dawna praca nie należała do najłatwiejszych, a główną predyspozycją w niej potrzebną była nadzwyczaj dobra komunikatywność. By osiągnąć sukces, dosłownie musiałam być otwarta na ludzi. Nawet w wypadku starannej gry, bo kilku osób zwyczajnie znieść nie potrafiłam, ważne było to, by umieć rozbudowywać rozmowę. Ważne było to, aby gość czuł się przy prowadzącym jak w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela, kompana mającego prawo wysłuchać dosłownie wszystko, co mu leżało na sercu. I mimo że były to już czasy jak najbardziej zamierzchłe... Najwyraźniej wciąż pozostawało we mnie nadzwyczaj wiele z tamtej dziewczyny pełnej ideałów i chęci do tego, by dosłownie każdy ją uwielbiał. Czy to mały, czy to duży, zawsze pragnęłam jego sympatii. Oczywiście, już na samym początku kariery część moich przekonań została zweryfikowana i to dosyć mocno, zaś piękne wizje coś palnęło w łeb, lecz siedziałam w tym mimo wszystko. Miałam bowiem wrażenie, że robię coś, w czym jestem dobra i czym mogę przysłużyć się chociaż części ludzi. A potem ponownie przekonałam się o tym, jak bardzo się myliłam i to był już definitywny koniec wszystkiego, co było dla mnie związane z pracą w towarzystwie setek osób, które przewijały się raz na jakiś czas przez studio. Wypadłam z gry i teraz stałam tutaj, myśląc o... Właśnie! O czym? Chyba ponownie o niebieskich migdałach, które były przecież... Orzeszkami... Orzeszek... Czułam się nietęgo, jakbym nagle zaczynała szaleć i to zupełnie bez powodu. W sumie to nawet właśnie tak było. Zachowywałam się coraz bardziej irracjonalnie i nawet mi to nie przeszkadzało, co oznaczało mniej więcej tyle, że coś było stanowczo nie tak. I zaczęło się od chwili, w której tak niefortunnie wpadłam na mojego bezimiennego gościa. Na którego imienia wymyślaniu chyba zaczynałam się właśnie łapać. Zupełnie tak, jakbym chciała przygarnąć go do siebie i zatrzymać jak jakiegoś zwierzaczka. A przecież to był normalny, przynajmniej teoretycznie, człowiek, który raczej ukochać by się nie dał. Kochać w sensie czysto cielesnym z pewnością, przecież sama miałam nawet okazję wyczuć jego podniecenie i wyraźnie widoczny wzwód, lecz nie tego do końca chciałam. Nie planowałam się wiązać, a tym bardziej dawać się brać po kątach zupełnie obcym mi facetom. Wciąż nie miałam pojęcia, jakie ma intencje, czy nie zabije mnie podczas szczytowania, kim dokładnie jest, jak i całej reszty innych rzeczy. Zadawanie sobie pytania o to, czy poszłabym z nim do łóżka... Było niesamowicie wręcz idiotyczne. Choć musiałam przyznać, że z minuty na minutę coraz bardziej mnie kręciło. On coraz bardziej mnie kręcił. Lecz i tak postanowiłam to zakończyć, przed odejściem pozbywając się tylko marynarki mężczyzny i oddając mu ją z niejasnym żalem. Nie to, że zaczęłam przywiązywać się do marynarki czy coś równie debilnego. Co to, to nie. Ja czułam żal z głębszego powodu, znacznie bardziej powiązanego z jej właścicielem niż nią samą. Ona mogła dla mnie nie istnieć, choć musiałam przyznać sobie szczerze, że całkiem miło było mieć tak otulone czymś ciepłym ramiona oraz wdychać charakterystyczną woń, niesamowicie podniecającą nawet mnie. Z pewnością jednak nie tak jak to wszystko, co wydarzyło się zaledwie chwilę później. Życie na Ziemiach Niczyich poniekąd przystosowało mnie do radzenia sobie w warunkach praktycznie ekstremalnych, a tym właśnie zaczynała być burza szalejąca dookoła nas, warunkiem ekstremalnym. Zamierzałam nawet wspomnieć o tym Orzeszkowi, gdy zarejestrowałam niewyraźny ruch, a następnie prawowity właściciel marynarki pojawił się tuż obok mnie, najwyraźniej na celu mając odebranie swojej własności, którą grzecznie wyciągnęłam w jego kierunku. Jednak nie to już po chwili zaprzątało moje myśli, oj nie. Czując wpierw dotyk, zadrżałam z zimna, lecz nie tylko z niego. Drżenie było też wyrazem swoistego pragnienia, jakie kołatało mi się teraz po głowie. Całe moje ciało wołało, by mnie wziął. Tu i teraz, dziko i z nutką brutalności, gdy dookoła szalała nawałnica. Chciałam poczuć go bliżej, znacznie bliżej i znacznie wyraźniej, o wiele intensywniej. I doczekałam się tego. Przyciągnięta, mimowolnie objęłam go, odwzajemniając delikatny pocałunek. Tak czuły, jakbyśmy już od dawna byli kochankami w miłości. Przez moment poczułam ukłucie w sercu, zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę pragnęłam łudzić się choć przez chwilę, że to było właśnie tak, że faktycznie miałam kogoś, z kim mogłabym dzielić życie i dramaty codzienności. Nie umiałam jednak oszukiwać się zbyt długo. Nie byliśmy sobie bliscy, ba!, my się nawet nie znaliśmy, a ten pocałunek był tylko efektem przypadku, wyrazem beznadziejności losu. Z którą nie chciałam więcej się godzić, toteż z chwilą, w której pieszczota warg dobiegła końca, a mężczyzna wyraźnie zaczął się wycofywać... Przejęłam inicjatywę, nie chcąc tak go zostawić. Byłam głodna i tylko on mógł ten głód zaspokoić. Bowiem to on go przecież rozpalił. Pociągnęłam go więc za krawat, na powrót chcąc mieć go przy sobie. Mieć i całować. Z początku delikatnie, by z każdą chwilą przechodzić w coraz większą dzikość. - Zmieniłam zdanie. Zostań. Ile zechcesz. Ze mną. - Wydyszałam z uśmiechem na ustach i iskierkami w oczach, powracając do całowania. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Czw Wrz 11, 2014 11:52 pm | |
| Nadal czułem jej miękkie wargi na swoich. Czułem... To było jedynie nieznośne mrowienie, które domagało się jeszcze większej dawki tego narkotyku. Moje ciało pragnęło, bym jeszcze raz naruszył obietnicę złożoną Randy i pocałował ją jeszcze raz. Bardzo chciałem to zrobić, a zwłaszcza po tym, jak szepnąłem jej, że jest niesamowita. Może nie miała dużych piersi, czy jakiegoś pieprzyka w bardzo pociągającym miejscu, ale... Cholera, całym tym swoim jestestwie sprawiała, że szalałem. Traciłem faktycznie zmysły, które w tej chwili krzyczały; „Randy! Randy! Randy! Szipujemy to i mamy w dupie twoje zdanie, dupku! Całuj! Całujcałujcałuj! Natychmiast!”. Ciężkie jest życie erotomana, gdy jego ciało wrzeszczy, że chce, bardzobardzobardzo chce, a rozum próbuje zachować się po dżentelmeńsku. - Cisza, cholera! – Warknąłem na swoje zmysły w swojej głowie, chcąc się jakoś opamiętać. Polubiłem dziewczynę i nie chciałem jej do siebie zrazić tym napaleniem. I tak dałem niezłe przedstawienie na parkingu, a część druga miała nie być emitowana. Co z tego, że nadal pamiętałem świetnie to, jak wtedy się do mnie zbliżyła, niecnie wzbudzając moje pożądanie? Nie, musiałem się uspokoić i uspokoić swojego kumpla w gaciach, którego najwidoczniej kusiła opcja zmysłów. Po prostu musiałem przestać ją czuć. Szybko zwiać stąd, nim będzie za późno. Tylko czy się dało, gdy obiekt twoich niedawnych marzeń erotycznych łapie cię za krawat jak psa za smycz i ciągnie ku sobie, by następnie pocałować? Nie tak delikatnie i subtelnie, a dziko i z pazurem, a właściwie z kiełkami. Dwoma. Aż przeszły mnie dreszcze i to nie od zimna, gdy tak drażniła swoimi ząbkami moje usta. Chyba w tej sytuacji mogłem się zachować jak dżentelmen i erotoman w jednym, bo czyż tym gestem nie okazywała, że jest damą w potrzebie? - Jesteś pewna? – Mruknąłem, choć wcale nie oczekiwałem na odpowiedź. Już całowałem ponownie jej wargi, a ona całowała moje. To było szaleństwo i właśnie to kochałem. Zbliżenie się dwójki ludzi, które jest tak złożone i jednocześnie proste, że nie dawało się tego opisać jakoś świetnie, zgrabnie i z sensem. To jak wulkan, który zalewa lasy. Coś zdecydowanie gorącego i destrukcyjnego. Niszczyło zdrowy rozsądek. Z pewnością. – Które drzwi? – Zapytałem zaraz, chcąc odpowiedzi jedynie na to jedno pytanie. Przelecenie jej w jakimś brudnym korytarzyku nie wydawało mi się zbyt dżentelmeńskim aktem... Choć również kusiło. Nawet bardzo. Zamknąłem ją między sobą a ścianą, kompletnie nie przejmując się faktem, że moja marynarka miała robić za ścierę do podłogi. Ja zainteresowany byłem teraz tymi drapieżnymi, dorównującymi wichurze na zewnątrz, pocałunkom. Dokładnie, gwałtowne, zaskakujące, potężne i ogłupiające tego, który miał nieszczęście, choć tu zdecydowanie szczęście, znaleźć się w ich środku. I moje ręce! W końcu mogły legalnie dotykać jej delikatnej skóry, bo dostały pozwolenie! Oczywiście natychmiastowo ruszyły zwiedzać jej brzuch i piersi, które to miał okazję podziwiać przez mokry materiał. Mokry materiał... Oczywiście trzeba było się pozbyć mokrych rzeczy, dlatego jej bluzka już po chwili leżała gdzieś obok jego marynarki. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Pią Wrz 12, 2014 8:56 am | |
| Ludzie żyjący chwilą raczej z natury nie przebywali na tym świecie zbyt długo. Cieszyli się szczęściem w typie dosłownie ekspresowym, taką radością w postaci instant, by rozbłysnąć najbardziej jasnym płomieniem, na jaki mogli sobie pozwolić, a następnie równie szybko zgasnąć. Wypalali się nim jeszcze zaczęli naprawdę żyć. Radowali marną imitacją prawdziwego świata i to właśnie przez nią pogrążali. Nie mogłam powiedzieć, że nie byłam kimś takim chociaż po części. Tkwiło we mnie bowiem coś takiego, co sprawiało, że momentami faktycznie zachowywałam się jak jedna z przedstawicielek tego typu osób. Zwłaszcza teraz, gdy to postanowiłam mimowolnie złamać jedną ze swoich prawie-że-żelaznych zasad dotyczących życia w społeczeństwie. Nie pomyślałam wcale o tym, że ustalane były one nie bez powodu. Najprawdopodobniej wyparłam te myśli ze swojego mózgu, nie dając podświadomości dojść do słowa, dokładnie z tą chwilą, w której po raz pierwszy poczułam pocałunki tego mężczyzny. Serce zabiło mi mocniej, gdy tak przez krótki moment staliśmy tak niesamowicie blisko siebie. Wbrew pozorom!, wcale nie za blisko, choć przecież niezbyt tolerowałam teraz naruszanie mojej przestrzeni osobistej. Teraz zaś jednak chciałam tego. Całkowicie irracjonalnie pragnęłam bliskości tego faceta, chociaż przecież kompletnie nic o nim nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia nawet o tych podstawowych rzeczach jak imię czy wiek. I o ile tego ostatniego mogłam całkiem trafnie się domyślać, o tyle przy pierwszym miałam do czynienia z czymś przypominającym jakąś zdrowo chorą, dokładnie!, loterię, w której wygranie było rzeczą praktycznie niemożliwą. Setki tysięcy kombinacji, przepastne zbiory imion, a i tak istniała jeszcze szansa na to, że jego matka postanowiła być wyjątkowa i nadać mu jakieś imię z kosmosu. Byłam kompletnie niepoinformowana, lecz mimo wszystko chciałam kontaktu. I to jakiego! Z początku walczyłam ze sobą, co ułatwała mi podejrzliwość nabyta na Ziemiach Niczyich, jednak teraz wszystkie linie obrony rozsypywały się jedna po drugiej. Jak cienkie ścianki z piasku, nie jak to, o czym myślałam, że jest grubymi murami. I to było takie... Złe, a jednocześnie wcale mi nie przeszkadzało. Jedyne, o czym teraz myślałam, to te pocałunki. Coraz dziksze i bardziej gorące, namiętne. Przyciśnięta do ściany, przekonać się mogłam, że wszystko z parkingu jak najbardziej na swoim miejscu pozostawało. Kręcąc mnie, o dziwo!, coraz bardziej i bardziej. Zamruczałam przeciągle, przyciągając go do siebie jeszcze mocniej i całując wyraźniej. Przesunęłam się trochę w bok, by ręką, zupełnie na ślepo, macać drzwi w poszukiwaniu klamki, a gdy już ją znalazłam i przekręciłam. Wpadliśmy do pomieszczenia, wciąż całując się z głodem i nieomal nie przewracając. Moje palce poszły w ruch, za swój pierwszy cel biorąc sobie jego koszulę, która opadła na podłogę, rozpinana guziczek po guziczku. Lubiłam takie zabawy. Jednocześne drażnienie ząbkami jego warg, języka językiem i ciała palcami. Powolne rozpinanie guziczków, by wreszcie pozwolić przemoczonemu materiałowi opaść gdzieś bezwładnie. - Piąte piętro. - Jęknęłam z niesamowitym niezadowoleniem z powodu ulokowania mojego aktualnego mieszkania tak daleko. - Szóste drzwi. - Dopowiedziałam między pocałunkami i kolejnymi macankami, przenosząc swoje dłonie niżej, lecz wykluczając jednocześnie chwilowy napad na jego rozporek. Jeszcze odrobinę godności miałam, a ten korytarzyk do zbyt czystych mimo wszystko nie należał... |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Pią Wrz 12, 2014 11:49 pm | |
| Rozpalony do granic możliwości drżałem, gdy czułem jej dłonie na swoim ciele, gdy niesforny strumyk wody spływał mi po karku pod koszulę, gdy jej ząbki mocniej przygryzały moją wargę. Drżałem, a z moich ust dobywało się wtedy rozkoszne westchnienie. Choć nie wiedziałem, czy należało ono do mych niemych dźwięków, czy faktycznie coś słychać było. Znaczy, czy Randy mogła cokolwiek usłyszeć. Nutka niepewności w mojej głowie i zainteresowanie tym, co o mnie myślała. Co za ciasteczko! Będę chrupała! Ach, będę brała i chrupała całą noc. I nie tylko te wargi, ale też ten tors. O zawartości spodni już nie wspomnę... Mrrrauuu! Chyba przesadzałem, ale ciekawy byłem, na ile by mnie oceniła w tej chwili w skali od jednego do dziesięciu. Dostałbym choć taką ósemeczkę? Taką dobrą? A może więcej? Bo mniej chyba nie, co nie? Choć amnezja... I tak już zrobiłem z siebie napalonego dupka przed Randy. Mogło coś to cofnąć? Mogłem zamazać te wspomnienia innymi wspomnieniami, przez co uśmiechnąłem się w duchu całkiem demonicznie. Gdy drzwi się otworzyły, uderzyłem plecami w ścianę, byśmy przypadkiem się nie przewrócili. Choć zaraz zrobiłem kilka kroków, ponownie zamykając dziewczynę między sobą, a chłodną ścianę. Nasze wargi było jak pole bitwy i ta dzikość pomieszana z brutalnością sprawiła, że miałem ochotę na jeszcze więcej. Więcej, więcej i więcej. Dlatego tak bardzo śpieszno mi było z pozbyciem się jej kolejnych części garderoby, choć niestety na bluzce poprzestałem. Na chwilę. Chwyciłem ją w ramiona, unosząc i jednocześnie trzymając z dala od podłogi. Poszło mi to całkiem lekko. Czyżbym pakował? Chyba powinienem zainteresować się jakimiś treningami, by nie stracić formy. Mogła mi się przydać w poznawaniu własnej tożsamości i w imponowaniu Randy i innym kobietom... Co stwierdzało, że miały jakieś jeszcze być. Hohoho! Chyba wielu zaglądałem w majtki, skoro taki szybki do tego byłem. W sumie ta myśl mi się podobała, bo to takie urozmaicone życie musiało być. Dziś ruda, jutro blondi, a pojutrze kretynka. Może jakieś trenerki fitness, modelki, kochanki znanych prezesów i może też ich żony, pracownice zoo... Pracownice zoo? A co w nich pociągającego? Nie miałem pojęcia jakim cudem, ale jakoś pokonałem te miliony schodków, dotarłem na piąte piętro i pod wskazane drzwi, mimo że dość ambitnie i bez znudzenia byłem zajęty szatynką. - Kobieto, chyba się zerwałaś z chmurki! Z deszczem. Jesteś jak jakaś nadprzyrodzona... Jak sama istota seksu. Sprawiłaś, że wpadłem w obłęd. I przestałem myśleć o pracownicach zoo... Zoo! Czy ja wyglądam na Tarzana? – Spytałem, dopiero po chwili orientując się w tym, że słowa wypłynęły ze mnie i nie pozostały na etapie myśli. – Kurwa, pierdolę głupoty i wybacz za słownictwo – szepnąłem, ponownie wgryzając się w nią. Tym razem celem była jej szyja, gdy tylko delikatnie postawiłem ją na podłodze. Moje łapki same znajdowały właściwą drogę, wsuwając się pod materiał jej spodni. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Sob Wrz 13, 2014 3:33 am | |
| Z pewnością miałam w sobie coś więcej niż tylko marną nutkę szaleństwa przy poddawaniu się tym wszelkim rzeczom, jakie to działy się teraz między mną i Orzeszkiem, którego chyba powinnam wreszcie przestać tak nazywać. Chwilowo jednak nie potrafiłam zmusić się do myślenia na tyle jasno i logicznie, by móc podejmować jakiekolwiek decyzje bez żałowania ich później. Nawet te związane tylko i wyłącznie z tym, jakie miano zaproponuję zupełnie nieznanej mi osobie, o której kompletnie nic mi nie wiadomo. No, może poza tym, że pocałunki te należały do prawdziwego mistrzostwa, nawet jak dla mnie, co też pozwalało mi na stwierdzenie, że nie była to pierwszyzna. Zdecydowanie trafił mi się ktoś doświadczony w sprawianiu, że kobieta topniała w jego ramionach, chcąc mu się oddać zaledwie po godzinnej, czy też coś koło tego – nie liczyłam dokładnie, znajomości. Z tego zaś wyciągałam dosyć prosty wniosek… Nawet przy zdecydowaniu się oraz chęci pomocy temu człowiekowi, z pewnością nasza relacja nie miała potrwać zbyt długo. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi pokazywały mi jednoczesne podobieństwa między dawną mną, a tym mężczyzną, które w tejże chwili zdążyły zmienić się już w różnice i to diametralne. Na dodatek byłam praktycznie stuprocentowo pewna tego, że on ma kogoś bliskiego. A nawet, patrząc po wyraźnie buchającym od niego doświadczeniu na tle miłosnym, kilka panien. Szarych, burych i kudłatych… No, dobrze. Może nie tak to powinno iść, bowiem były to raczej długonogie modelki z taliami os, cyckami wielkości dorodnych melonów, zgrabnymi tyłkami bez grama nadprogramowego tłuszczu i zdrowo odżywionymi włosami, które błyszczały niczym świeżo wypolerowana tafla lustra w pełnym świetle słonecznym. Wyjątkowo beznadziejnie idealne przypadki potrafiące zapewne nawet chichotać na tyle sztucznie, by ludzie uznawali to za jak najbardziej szczery śmiech. W dawnych czasach znałam takich trzpiotek na pęczki. Może mi samej dosyć sporo brakowało do ich poziomu, lecz było mi do niego znacznie bliżej niż teraz. Gdyby tak postawić jedną z przedstawicielek tejże grupy tuż obok mnie i nakazać Orzeszkowi wybierać… Cóż, jego wybór nie byłby dla mnie zbyt dużym zdziwieniem. Powiedzmy sobie szczerze, w tej chwili byłam tu jedyną żywą osobą, z którą mógł liczyć na małe ruchanko gdzieś w rozpadającym się mieszkaniu na marnej jakości materacu. I o ile niegdyś nieskromnie mogłam nazwać się osobą całkiem ładną, o tyle teraz nawet nie oszukiwałam się przy zauważaniu tych wyraźnie widocznych braków, jakie dotknęły mnie przez życie na Ziemiach Niczyich. Błyszczące włosy straciły na swoim blasku, choć nadal starałam się jakoś o nie dbać. Tak samo było z całą resztą tych atutów, które zdecydowanie powinnam była mieć już na zawsze, a przynajmniej aż do spokojnej starości. Teraz znacznie wychudłam, co komicznie podkreślały też odrobinę za duże w pasie spodnie wiązane paskiem materiału będącego wcześniej apaszką, zaś ogół mojego wyglądu wzbudzać mógł co najwyżej tylko marną litość. Gdyby tak tylko podstawić odstawioną cizię gdzieś w moje otoczenie… Byłam w stu procentach pewna, że mężczyzna teraz tak dziko mnie całujący, cóż, odleciałby w podskokach do wspomnianej laski. I nie to, że miałam kompleksy czy też zaniżałam własną wartość, by ludzie mówili mi, że wcale nie jestem marną samotniczką oraz lekką wariatką. Doskonale wiedziałam, ile wciąż jestem warta i naprawdę ceniłam siebie, lecz miałam też jakieś pojęcie o życiu, a co za tym idzie – o niepisanych zasadach oraz szablonach zachowań w nim występujących. Kilku niezmienianych rzeczach, których nie były w stanie zamazać nawet aktualne pocałunki. A te przecież sprawiały, że miałam coraz większą ochotę skusić się na dalsze kroki i w sumie już to raczej robiłam. Przyciskając się do szatyna, by drażnić jego wargi. Zdecydowanie nie byłam przy tym przerażoną wizją cielesnego zbliżenia młódką, która traciła oddech przy byle intymniejszym dotyku. Będąc szczerą, w sprawach łóżkowych była ze mnie raczej dosyć otwarta osoba, poszukująca nawet dosyć często całkowicie nowych doznań, zaś dziki wstęp do seksu z nieznajomym mógł zostać za coś takiego uznany. Tak czy siak, przestawać w żadnym razie nie miałam zamiaru. Już zwłaszcza w takim momencie, w jakim nie było już raczej zbytnich szans odwrotu. Zbyt mocno mnie rozpalił, zbyt mocno ja nęciłam jego, czego też nie dało się nie zauważyć praktycznie od razu. Pokazywaliśmy przecież to sobie wzajemnie. Mimowolnie, bo mimowolnie, ale i tak zdecydowanie. Nie mogłam powiedzieć, że mi się to nie podobało. Całe te pocałunki, coraz odważniejsze macanki… Uniesiona, objęłam go nogami w pasie, uwieszając się ramionami jego szyi niczym jakaś małpka, choć zwierzątkiem z pewnością nie byłam, by wciąż cieszyć się tym wszystkim. Tym kuszeniem całusami, dłońmi podążającymi sobie tylko znanymi niegrzecznymi ścieżkami i… Schodami, które znacznie wszystko utrudniały. To nie było bowiem to, co na filmach wydawało się taką łatwizną, faktycznie nią jednak nie było, no i wychodziło dosyć niewygodnie. Dlatego też główną częścią zabawy zajęłam się dopiero pod drzwiami. - W tej chwili czy ogólnie? – Spytałam, marszcząc nos na dźwięk jego, zupełnie wyrwanych z jakiegokolwiek kontekstu, słów. Lecz nie zastanawiałam się nad tym zbyt wiele, ponownie przechodząc do rzeczy i mrucząc przy tym. - Nie tylko ja jestem tutaj istotą seksu. – Wyszeptałam, odginając głowę w tył z zadowoleniem i pomrukując przez drażnienie mojej szyi. Nim jeszcze jednak cokolwiek zdążyło się zmienić, uśmiechnęłam się kusicielsko, by zsunąć lewą dłoń niżej, rysując opuszkami drobniutkie wzorki na wypukłości jego spodni i jednocześnie drugą ręką przyciągnąć go do siebie. Zatopiłam usta w jego ustach, a palce we włosach. Podniecaliśmy się wzajemnie, kusiliśmy, coraz bardziej nęciliśmy. Całym sobą sprawiał, że zaczynałam robić się jeszcze bardziej wilgotna i myśleć tylko o tym, by wpaść wreszcie do mieszkania, opadając na materac i przechodząc do zdecydowanie najpyszniejszej części tego dnia. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 14, 2014 12:17 am | |
| //ostrzegam (+18)
- Ogólnie i w tej chwili – wyszeptałem, chichocząc na tyle, na ile pozwalało mi kąsanie i obdarowywanie całusami szyi dziewczyny. Smakowała cudownie i wiedziałem, że miałem to odczuwać jeszcze bardziej intensywnie, gdy już przestanę się z nią miziać jak uczniak z podstawówki. Wtedy, gdy skosztuję tego najbardziej zakazanego owocu, którego wizja choćby dotknięcia, sprawiała, że kolejny dreszcz przeszywał moje ciało. Każdy gest Randy sprawiał, że na nowo i jednocześnie coraz bardziej szalałem na jej punkcie. Jej dłoń, która dawała o sobie znać na moim kroczu, które, tak przy okazji, niemiłosiernie dawało mi się we znaki, czy jej palce, które wplątały się w moje włosy, przyciągając mnie do jej warg... Choć właściwie ona zaatakowała mnie własnymi, wpijając się moje drapieżnie. Czy ja słyszałem dziki charkot?! CZY JA SŁYSZAŁEM DZIKI CHARKOT?! Oczywiście żaden na razie się nie pojawił, ale miałem wrażenie, że to tylko kwestia sekund. Zawarczy i wbije we mnie swe kocie pazury, doprowadzając mnie do jeszcze większego amoku. Jakby ten aktualny wcale nie był olbrzymi! Miałem ochotę w tej chwili rzucić ją na ziemię i wziąć. Natychmiastowo. Bez jakiegokolwiek ociągania. Powstrzymałem się jednak. Pewna część mojej osobowości alarmowała, bym nadal nie zachowywał się jak ostatni gnój, który te dziewczę chce jedynie wykorzystać. Faktycznie, nie chciałem na takiego wyjść. Randy była zbyt urocza i uparta, bym mógł jej się tak narazić, choć wizja, w której otwiera rano oczy i nagle dostaje mega wkurwienia na moją osobę kusiła... Uznałem, że wściekła Randy mogłaby być naprawdę niesamowitym obrazem, który ujmowałby mnie swą gwałtownością. Dość tego! Nie mogłem czekać ani chwili dłużej. Nacisnąłem więc gwałtownie klamkę, za nic mając sobie jakiekolwiek dbanie o to, by przypadkiem nie rozpadła się przez moje silne ręce. Popchnąłem drzwi, które nieomal z hukiem uderzyły o ścianę. Nieomal. Jednak jeszcze nieco ogłady w sobie miałem, która chyba się na tym jednym akcie zużyła, bo wkroczyłem do mieszkania z uwieszoną na sobie kobietką i od razu namierzyłem jakiś materac, prawie zrzucając ją z siebie. Moje dłonie same dorwały się do jej spodni. Myśli klęły na prowizoryczny pasek, z którym dość prędko się uporałem. Guzik, suwak i po chwili spodnie zsuwały się z jej kolan, by pozostawić mi ją w samej bieliźnie. Widok jakże zacny dla kogoś takiego jak ja. Jak ja. Jak ja... Czułem się dziwnie. Jakbym napastował tę dziewczynę, jakbym do czegoś ją zmuszał, jakbym brał coś, co do mnie nie należy. Mimo tych myśli jednak uśmiechałem się drapieżnie, pozbywając się swojej dolnej części garderoby, która zniknęła mi z tyłka chyba szybciej niż spodnie Randy. W między czasie podziwiałem dłonią jej kobiecość przez ten niewinny skrawek. Czułem, jaka była mokra. Świetnie. Prędko zsunąłem majteczki z jej zgrabnego tyłka, rozsunąłem jej nogi i wszedłem w nią, nie czekając na nic więcej. Gry wstępnej miałem już powyżej uszu. Pragnąłem najbardziej tego, więc nie było sensu czekać. Brałem ją. Tak jak chciałem, gwałtownie, bez delikatności, która cechowała nasz pierwszy pocałunek i bezwzględnie. Jak burza, która co i rusz rozświetlała mi wychudzone ciało mojej kochanki, którą pieprzyłem i całowałem w sposób, o jakim bym nie pomyślał jeszcze kilkanaście minut temu, na parkingu. Istna nawałnica. Moje dłonie męczyły jej uda i pośladki, by zaraz przeskoczyć na piersi, pozbywając się jej stanika. Ściskałem, chłonąc każdym zmysłem jej kobiecą doskonałość. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 14, 2014 1:59 am | |
| Łojojojojojoj. Tak, właśnie! Łojoj! I to nie małe, bo całkiem spore łojojojojojoj. Takie, które teraz, z siłą wręcz dotąd przeze mnie niespotykaną, tak strasznie kusiło mnie do zrobienia zupełnie szalonej rzeczy. Szalonej, niezbyt odpowiedzialnej i zdecydowanie nietypowej dla mojej obecnej osoby. To było jednocześnie tak sprzeczne z mym aktualnym zachowaniem i bliskie temu z dawnych czasów, że aż zaczynałam czuć się co najmniej dziwnie. Przecież wtedy aż tak bardzo nie zwracałam uwagi na ogólnie przyjmowane zasady i normy, a nawet największą zabawę sprawiało mi ich malownicze łamanie. Im bardziej dziwnawe, tym lepiej. Dlaczego więc teraz wciąż aż tak bardzo się powstrzymywałam? Zwłaszcza, że mój nieznajomy bóg seksu kusił i to bardzo... Cóż, tak właściwie to ja zaczęłam całą tę gierkę, on bowiem zamierzał się przecież ponownie odsunąć po pocałunku, a teraz coraz mocniej się w nią wciągałam. Wciągałam na tyle mocno i na tyle szybko, że po chwili znałam już dokładnie zakończenie wzajemnego kuszenia. Oj tak. I nie mogłam powiedzieć, że jej się ono nie podobało. Tylko może... Coś w mym mózgu odrobinę wzbraniało się przed wprowadzaniem myśli na kolejny poziom, wprost do czynów. Choć przecież prawdopodobieństwo, że nagle zjawi się ktoś kolejny, kto pragnąłby nagle nam przerwać... Było zabawnie nikłe i nikło również w zestawieniu z tymi całusami, które tak bardzo mnie teraz otumaniały. Dosłownie czułam, że zaraz nie wyrobię i zrobię kolejną masę czysto absurdalnych rzeczy. Nawet zdecydowanie przemoczone i ociekające wodą ubrania nie przeszkadzały mi zbyt mocno, chociaż może odrobinę nieprzyjemne było to całe odczucie przy przeraźliwie chłodnej wodzie skapującej po rozpalonym ciele, i niezbyt się nimi przejmowała. Skłonna byłam nawet powiedzieć, że dodawały tylko swoistej pikanterii temu wszystkiemu. Pikanterii, którą w tym wydaniu wolałam jednak widzieć gdzieś daleko od nas, na podłodze, gdy nasze nagie ciała ocierałyby się o siebie w rozkoszy. Teraz jednak nie chciałam już myśleć o paskudnej nawałnicy, jaka sprawiła, że podłoga, i to nie tylko w miejscu, w którym staliśmy, zaczynała swym wyglądem przypominać już bardziej niewielkie jezioro. Wolałam skupić się na czymś duuuuuuuużo przyjemniejszym, co całkowicie odwracało moją uwagę od reszty świata nas otaczającego. W tej chwili cała reszta rzeczy coraz bardziej przestawała dla mnie istnieć, mogło jej nie być, gdy tak my mieliśmy trwać przy sobie w coraz to wyraźniejszych działaniach. I to było wspaniałe. Może nie do końca tak, jak z początku skłonna byłam myśleć, że będzie, lecz nie mniej zadowalająco. Oj nie! Mogłam nawet śmiało stwierdzić, że było jeszcze lepiej. Czułam się teraz zupełnie tak jak ktoś, kto nie wiedział, czego tak właściwie pragnie aż do momentu, w którym mimowolnie to otrzymał. Nie myślałam wcześniej o tym, że mogę potrzebować czegoś właśnie takiego, lecz teraz ani myślałam to przerywać, delektując się każdą cząstką tego, nawet najmniejszą. Każdą cząstką ciała mężczyzny, a zdecydowanie było co tu kosztować… Od czubka głowy, po same koniuszki palców, choć to nie one tak dokładnie były tym koniuszkiem, który teraz mnie interesował. Ciało mojego potencjalnego kochanka posiadało bowiem zdecydowanie lepszy koniuszek czegoś zacniejszego od zwykłych palców, co też dosyć wyraźnie przyszło mi teraz czuć przy sobie, gdy tak przyciskana byłam do ściany, zaś on do mnie. Całą powierzchnią swego rozpalonego ciała, co też sprawiało, że miałam tylko jeszcze większą ochotę na bardziej wyraziste igraszki. Takie dzikie, pełne jeszcze wyraźniej ocierających się o siebie nagich ciał. Rozpalonych żądzą posiadania, mokrych i dyszących, zgrywających się ze sobą, by zapewnić sobie jeszcze wyraźniejsze doznania. Wydałam z siebie przeciągły jęk, wbijając paznokcie w plecy mężczyzny i bezwolnie dając mu sobą sterować. Tak bardzo zaćmiona i pragnąca... Wpadliśmy do mieszkania w momencie, w którym głośny grzmot burzy sprawił, że wszystko jakby się zatrzęsło. Nawałnica szalała na zewnątrz w najlepsze, lecz to ta w moim środku bardziej mnie teraz interesowała, żądając uspokojenia, które zamierzałam jej zapewnić. Oddychając szybko, opadłam na krzywo leżący materac, ciągnąć za sobą towarzysza, by nie bawić się już dłużej w gry wstępne, gdy czułam, że byliśmy jak najbardziej gotowi. I głodni. Szybkie ruchy, ubrania opuszczające nasze ciała, by... Mój kolejny jęk przeszył powietrze, gdy wszedł we mnie bez uprzedzenia, gdy wypełnił mnie do końca. Jeszcze mocniej wbiłam mu paznokcie w plecy, unosząc się bardziej, by ułatwić mu dostęp i jednocześnie zajmując usta pocałunkami. Moje dłonie ponownie podjęły wodzącą zabawę, gdy ja sama postanowiłam przejąć choć odrobinę inicjatywy. Przeturlałam się z nim więc po materacu, by zmienić pozycję, by dosiąść go jak ogiera i ujeżdżać w towarzystwie odgłosów rozkoszy. To było wyśmienite, ja zaś czułam się w tym wybitnie doświadczoną osobą, choć przecież mimo wszystko... To właśnie ten mężczyzna był pierwszym, który odebrał mi dziewictwo. Doświadczona dziewica... Zabawne, nie? - Kim ty jesteś...? - Wyszeptałam, dając jednocześnie ujście pierwszemu spazmowi towarzyszącemu nadciągającemu orgazmowi. Moje usta ponownie złączyły się z wargami mego kochanka, gdy dookoła rozlegały się kolejne grzmoty burzy. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 14, 2014 11:55 pm | |
| Padało. Nie miałem pojęcia, czy ten szum mnie jeszcze bardziej podniecał, czy wkurwiał, ale emocje, które we mnie wywoływał podobały mi się. Miałem wrażenie, że włosy wstają mi wściekle na plecach, mimo że nie byłem mężczyzną typu małpy. Cechowało mnie gładkie ciało na piersi i plecach, a mimo to miałem wrażenie, że sierść na moich plecach jeży się wściekle, jakbym stał naprzeciw wroga, któremu chciałem pokazać, że to ja tu rządzę, że to ja tu jestem panem. Kurwa, ja tu rządziłem, więc wara! Moje stado, moja Randy! Oddychałem ciężko, biorąc ją tu, na tym porwanym materacu i nie myśląc o niczym innym, prócz tym, co się właśnie działo. Oddychałem ciężko, tańcząc z nią pod jeden zsynchronizowany rytm, który wybijały nam nasze ciała, a nasze westchnięcia, piski i jęki były niczym śpiew dla naszych uszu. Bal! Odstawialiśmy godny dam bal! Chodźcie moje miłe i zgorszcie się, patrząc na nasze cudowne ciała. Pragniecie tego, prawda? Pragniecie być sponiewierane, kochane, posuwane. Kąsane, jak piłka małego psiaka. Drobne ząbki, które nie przegryzą, ale dają ból, jeśli wystarczająco się zacisną. Miałem ochotę wygiąć się do tyłu i zawyć do księżyca z powodu podniecenia, które obejmowało moje ciało, a ja? Ja chciałem więcej i więcej, jakbym był dziką i wygłodniałą bestią, którą może pożywić jedynie to dziewczę. Biedna, wpadła w me sidła i nie było już odwrotu. Pożądałem jak jakiś piekielny demon, jak sam diabeł, którzy przybył tu, by ją posiąść i zabrać jej dziewictwo, którego istnienie akurat mnie zaskoczyło. Nie wyglądała na dziewicę, nie teraz, gdy tak odważnie z nim pogrywała, a nawet tam, na parkingu. Diabeł i dziewica! Zacząłem się śmiać, bardziej drapieżnie kąsając jej ciało, jej wargi, szyję, piersi. Czuła ból. Musiała go czuć i to co ja, coś, co sprawiało, że pragnąłem jeszcze więcej, że chciałem się wbić jeszcze głębiej i chłonąć każdy skrawek jej ciała swym językiem i swymi ząbkami. Nienasycony. Byłem nienasycony, chorobliwie pragnąc nasycenia. Brałem sam, póki nie postanowiła sama przejąć sterów i kierować ich ku niemożliwemu spełnieniu. Powinienem się chyba bać, co spotka nas na końcu tej drogi. Powinienem się bać, że w końcu nastanie koniec, że skończymy te igraszki i będziemy musieli się rozejść. Nie chciałem o tym myśleć, gdy patrzyłem teraz na nią z dołu, w głowie mając nadal jej pytanie. Kim ja byłem? No, kim? Uzależnionym od seksu diabłem, który pragnął posiąść wszystkie kobiety świata, a zwłaszcza tę tu, wyjątkową na swój przeciętny sposób. - Ja jestem bogiem, który czyhał na twoje dziewictwo – szepnąłem, czując nadchodzące spełnienie. Przez to mój głos nieco się zniekształcał. – Lepiej mi powiedz, kim ty jesteś. Nie możesz być ludzką kobietą. To zbyt skromne dla ciebie – powiedziałem, kończąc to wszystko jękiem. Cholera, kimże ona była, że doprowadzała mnie do tak wielkiego szału? Kimże była, że wdarła się do mej duszy i kierowała ku zagładzie? Wiedziałem jedno, nie chciałem kończyć po pierwszym wytrysku. To byłoby o wiele za mało. O wiele. Stało się. Eksplodowałem, czując się... niezwykle. Pragnąłem jeszcze, a jako że to Randy była u góry, byłem skazany na jej łaskę. Choć zawsze mogłem zagrać złego i wziąć ją siłą. Tyle razy, na ile miałbym ochotę, o ilu razach tylko bym zamarzył. Cholera, o czym ja myślałem?! |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Pon Wrz 15, 2014 12:38 pm | |
| Nawałnica dookoła przybierała na sile. Mocny deszcz uderzał zacięcie w szyby, które jeszcze jakoś uchowały się w tym mieszkaniu. To dzięki nim w pokoju było jeszcze przyjemnie sucho, choć może... No dobrze, zdecydowanie nie w całym pomieszczeniu było aż tak sucho, lecz ten rodzaj wilgoci tylko dostarczał mi rozkoszy. Dwa rozpalone, wilgotne ciała, ocierające się o siebie coraz szybciej. Przyciskające w gorącym tańcu mającym zapewnić nam jak najwyraźniejsze spełnienie. W towarzystwie tych wszystkich dźwięków towarzyszących cielesnej miłości. Posapywań, jęków, jąder uderzających o mnie przy każdym kolejnym mocnym pchnięciu, pomruków rozkoszy. Wpasowywaliśmy się w siebie wręcz idealnie, co sprawiało tylko, że jeszcze bardziej zapominałam o tym, czego robić w żadnym razie nie powinnam. Zaś dzikie rżnięcie mnie, bo inaczej tego nazwać nie mogłam, przez nieznajomego zdecydowanie zaliczało się do spraw teoretycznie zakazanych. Teoretycznie... W praktyce bowiem z przyjemnością kosztowałam tego zakazanego owocu. Raz po raz, gdy tak sam brał mnie niestrudzenie. Nigdy nie myślałam, że ktokolwiek będzie kochać się ze mną w taki sposób. Tak dziki i pierwotny, biorąc mnie jak zwierzę. Nie mogłam jednak powiedzieć, że mnie to nie kręciło, choć mieszał się z tym jednak pewien dyskomfort związany z rozdziewiczeniem i dalszym posiadaniem mnie bez chwili wytchnienia. Choć zdecydowanie nigdy nie byłam jakąś specjalną cnotką, fakt faktem, że to właśnie ten człowiek był moim pierwszym. To właśnie do niego należało teraz moje dziewictwo, a ja nie mogłam powiedzieć, że jestem z tego powodu niezadowolona. Byłam i to jak. Zdecydowanie czułam się z tym świetnie, choć może nie do końca powinnam tak to przyjmować, lecz to akurat chwilowo niezbyt się liczyło. Tak samo zresztą jak informacja o tym, że wkrótce i tak przyjdzie nam się rozejść. To powinno mi przeszkadzać, jak najbardziej i zdecydowanie, jednak tak się nie działo, przynajmniej chwilowo. Owszem, czułam gdzieś tam podświadomie niewygodę tym spowodowaną, lecz nie była ona na chwilę obecną tak silna, by zwracać moją całą uwagę. Były bowiem inne rzeczy, które przyciągały mnie do siebie wyraźniej, on przyciągał mnie do siebie mocniej, wsuwając się jeszcze głębiej w towarzystwie moich mimowolnych jęknięć. To było coś znacznie więcej niż tylko zwykłe pospieszne bzykanko, choć to na nie właśnie wyglądało. Ja odbierałam je jednak odrobinę inaczej, wkładając w to od siebie o wiele więcej niż zwykłam dawać. Cóż, oddanie własnej niewinności raczej mówiło całkiem sporo. Do tej pory bowiem przeżyłam, jak to chyba większość ludzi showbiznesu, dosyć sporo przygód na tle seksualnym, lecz żadna nie kończyła się w ten sposób, zdecydowanie żadna nie przechodziła do etapu, w którym pieprzył mnie prawdziwy demon seksu. Taaak, doświadczenie to on jak najbardziej miał, jednak nie byłam tym zbytnio zszokowana po tym, co zademonstrował mi już na samym początku naszej relacji. Za to w moim przypadku to wszystko mogło być całkiem niezłą niespodzianką i chyba właśnie nią było. Od początku do końca, zwłaszcza przy przejęciu przeze mnie inicjatywy. Wiedziałam przecież mimo wszystko, co zrobić, by zapewnić obu stronom jak największą rozkosz. Byłam doświadczona mimo złudzenia braku tegoż doświadczenia. Nie skakałam więc po nim jak oszalała żaba, marne porównanie przy seksie - wywołało tylko nagle szeroki uśmiech na mojej twarzy, zaś tylko poruszałam miarowo biodrami, mrucząc przy tym zdecydowanie kusząco. Otarłam się o niego piersiami, pochylając do wyjątkowo długiego pocałunku i jeszcze odrobinę go przedłużając. Moje dłonie powoli prześlizgnęły się na jego nagi tors, obdarzając go pieszczotą przed tym, jak przeszłam do ponawiania zabawy w kąsanie. Z tą jednak różnicą, że to ja byłam teraz stroną podgryzającą, co niezmiernie mi się podobało. Doprowadzanie go do szaleństwa i patrzenie jak wije się pode mną było niesamowicie wręcz pyszne, choć zdecydowanie za krótkie. Roześmiałam się z satysfakcją, słysząc jego odpowiedź i po raz kolejny zamykając mu usta pocałunkiem, wyprostowałam się nie przerywając seksu i patrząc na niego łobuzersko, choć, nawet w blasku błyskawic, i tak raczej nie mógł tego zobaczyć. Nie siedziałam jednak zbyt długo prosto, nachylając się po kilku chwilach, by szepnąć mu do ucha: - Skąd wiesz, że to nie jest tylko twoim kolejnym snem? Nic więcej jednak nie dodałam, dochodząc w jego ramionach praktycznie w tej samej chwili, w której on trysnął we mnie. Opadłam kochankowi na pierś, mimowolnie się przytulając, by obdarzyć go całusem. Zdyszana, dosyć mocno zmęczona i zaspokojona, choć jeszcze nie do końca. Ten facet sprawiał, że chciałam więcej, że byłam gotowa na więcej... Zsuwając się niżej, by zaopiekować się jego męskością. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Pon Wrz 15, 2014 11:19 pm | |
| Byłem przekonany co do tego, że ludzie niejednokrotnie się zastanawiali, gdy nie myśleli o własnych pieniądzach, co się z nimi stanie po śmierci. Niektórzy prychali, stwierdzając, że zanim nastąpi ich koniec, zostanie wymyślony środek wiecznej młodości, na który to pieniądze będą mieć, inni zaś zaczynali myśleć, by zaraz stwierdzić, że czas to pieniądz i nie mają czasu na takie głupoty, zaś wąski krąg osób wierzył w rzeczy, w które wierzyli nasi dawni przodkowie. Jednym z tych wierzeń było niebo i piekło. Niebo dla istotek dobrych, piekło dla niegrzecznych. I oto właśnie bym się nie zdziwił, gdyby nagle wokół nas pojawiły się płomienie piekielne, bo to, co my tu wyprawialiśmy zdecydowanie należało do rzeczy niegrzecznych. Oraz strasznie gorących. Trafiła mi się wyjątkowa osóbka, która mnie niesamowicie zaskakiwała swą odwagą. Na pierwszy rzut oka wziąłem ją za niewinną mniszkę, dziewczynę skromną, ułożoną i zdecydowanie nie mającą w głowie myśli o mężczyznach, bo to zło! Potem zaś miałem okazję stwierdzić, że cicha woda brzegi rwie. To, jak się wtedy na parkingu do mnie łasiła... I, cholera, za nic nie powiedziałbym, że Randy to dziewica! Kobieta pełna sprzeczności, biorąc na kolejną poprawkę to, co wyrabiała ze mną teraz. - Jeśli jesteś snem, to nie chcę się budzić już nigdy – powiedziałem mimowolnie i po chwili sam też stwierdziłem, że nie miałem ochoty się budzić z takiego snu. Marzenie, które pragnąłem ciągnąć, nawet jeśli było fikcją. – Wątpię jednak w moją wyobraźnię. Nie wymyśliłaby takiego cuda – zauważyłem, dzieląc się z nią tym. Pragnąłem, by czuła się w moim towarzystwie jak najlepiej, by czuła się wyjątkowa. Może właśnie dlatego na moment przytuliłem ją do siebie, głaszcząc po plecach, gdy opadła na mnie zdyszana? Właśnie, była tak mile ciepła, pyszna i kusząco spocona. Wszystko w niej ciągnęło mnie do powtórzenia tego wszystkiego. - Powiedz mi, jak to jest, że jest z ciebie taka dzika kotka i, uwaga!, też dziewica? No, teraz była dziewica. Operacja? Nie wyglądasz mi na zepsutego bogacza, który kupowałby sobie dziewictwo, ale w sumie mogę się mylić. Na razie mylę się na każdym kroku, jeśli chodzi o twoją osobę – przyznałem się po długim, pełnym namiętności pocałunku. Kochałem je. Jak wszystko! Przebrzydły erotoman! - Mogę cię porwać i zamknąć w klatce? O taki okaz powinienem dbać! – Zagadnąłem po chwili, gdy Randy przesunęła swą twarz do mojego krocza. Zamknąłem oczy, czując jej dłonie, by niedługo po nich poczuć jej wargi na swojej męskości. Westchnienie samo wydobyło się wraz z powietrzem, które delikatnie wypłynęło z moich płuc na wolność. Szaleństwo. Miałem ochotę nosić ją po wszystkim na rękach. Chyba nie powinienem jej wypuszczać ze swych łapek... Chwila była dla mnie jak najbardziej sprzyjająca, zajmująca i... wciągająca. Pewnie właśnie dlatego dopiero po chwili dotarły do mnie hałasy gdzieś na korytarzu. Przeklinając je, miałem jednocześńie nadzieję, że to nic ważnego, bo Randy robiła mi cudownie. Te jej wargi, język... Aria operowa – jakoś tak mi się skojarzyło. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Wto Wrz 16, 2014 2:07 am | |
| Ulegałam temu wszystkiemu, czując się przy tym prawdziwie wspaniale. Niczym pani świata i to nawet nie tego mojego tyciego światka, a prawdziwej potęgi, bowiem wszystko wokoło mnie dosłownie nią tchnęło. Z nadzwyczaj wielu romansowych przygód, zdecydowanie żadna nie toczyła się w sposób choć odrobinę podobny do tego. Owszem, bez jakichś tam zbliżeń cielesnych się nie obywało, lecz nadzwyczaj daleko im było do tego, co działo się teraz między mną i tym mężczyzną. W pełni zdawałam sobie sprawę z tego, że w normalnych okolicznościach zapewne minęlibyśmy się bez nawet wymiany jednego krótkiego spojrzenia. Mimo wszystko, byliśmy raczej zupełnie innymi typami ludzi, których połączyła teraz dzika żądza mająca zapewne zgasnąć równie szybko, co też się rozpaliła. Nie chciałam jednak o tym myśleć. W żadnym razie nie, bowiem to mogłoby prowadzić tylko do zniesmaczenia, niejakiej pogardy dla samej siebie spowodowanej tak szybką uległością względem tego człowieka. Tego zaś nie chciałam. Nie pragnęłam zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby warunki między nami zmieniły się w jakikolwiek sposób. Nie przykładałam też zbytniej uwagi do tego, że tak właściwie nie ustalaliśmy jakichkolwiek zasad, oddając się tylko pożądaniu. Bez przemyślenia, bez wyjaśnienia sobie czegokolwiek, nawet bez znania drugiej strony. Nie wiedziałam o nim nic, on też o nic mnie nie pytał. I może tak właśnie było najlepiej? To sprawiało przecież tylko, że rozłąka zdawała się być opcją zupełnie naturalną. Kilka wspólnie spędzonych chwil pełnych przyjemności, a następnie krótkie pożegnanie i rozejście w swoje własne strony. Jeśli dobrze pójdzie, najprawdopodobniej jeszcze tej nocy. Cóż, przynajmniej odpadał mi problem z przygotowaniem mu śniadania z wyjątkowo marniutkich zapasików, jakie udało nam się poczynić przy ostatnim większym skoku i kradzieży. Tym właśnie mogłam choć próbować się pocieszać, gdyby paskudne myśli miały zamiar zacząć mnie męczyć. Chwilowo jednak nie było ich na tyle dużo, bym zmuszona była sięgać po bardziej inwazyjne środki. W tym momencie gdzieś tam w mej głowie kołatała się tylko samotna myśl o tym, że wcale nie chciałam się rozstawać. Po raz pierwszy od długiego czasu nie czułam się przecież aż tak bardzo odizolowana od innych ludzi, zaś osoba z szeroko pojętą amnezją, na dodatek mogąca zapewnić mi dodatkowe ciepło w chłodne noce, z pewnością mogła być uznawana za swoisty dar od losu. Z tym drobnym haczykiem, że los praktycznie nigdy nie dawał niczego za darmo. Zawsze był gdzieś jakiś drobny kruczek, który potem mógł tylko sprowadzić na człowieka zgubę. Przekonałam się o tym aż nazbyt wyraźnie i teraz nie sądziłam już, bym była tak głupia i ponownie chciała spróbować czegokolwiek. Ha!, o czym ja zaczynałam teraz myśleć? Przecież to nie było tak, że mogłam decydować o wszystkim i za wszystkich. Mój towarzysz z pewnością miał swoje własne życie gdzieś indziej, zaś ja nie miałam prawa niczego na nim wymuszać, choćbym nawet chciała. Czy faktycznie pragnęłam? Z każdą sekundą przychodziła do mnie coraz większa pewność, jednocześnie mieszając się z całkiem sporymi dawkami niepewności oraz sceptycyzmu, nie wrodzonego, lecz nabytego przez doświadczenie. Jakie naprawdę chciałabym teraz zmazać… - We śnie raczej faktycznie nie kochalibyśmy się na porwanym materacu w opuszczonym budynku, a w miękkich pierzynach. – Wyszeptałam, w zamyśleniu obrysowując językiem kontur jego ust, by uśmiechnąć się gorzko. – W innej rzeczywistości mogłoby być inaczej. Szepnęłabym, byś został, nie dając snu opaść i ciągnąc go dalej. Tu jednak czeka mnie pobudka, a ja… Pragnęłabym wieczności dzisiejszej nocy, tego wszystkiego tutaj. Nie miałam pojęcia, dlaczego zebrało mi się na wyznania, lecz jednego byłam pewna – tym samym zagwarantowałam sobie jak najszybsze zniknięcie kochanka. Postępując głupio, sama pozwoliłam sobie potwierdzić słowa o facetach spływających niczym tani tusz do rzęs, gdy tylko okazałam nadmiar uczuć. Zaś tutaj zdecydowanie powiedziałam za wiele. Niby nie nawijając głupio o miłostkach od pierwszego wejrzenia, nie wierzyłam w nie i nie czułam do mojego towarzysza niczego poza typowo cielesnym pociągiem i może jakąś duchową nitką, lecz i tak za bardzo pojechałam. Teraz musiałam więc choć odrobinę uciec od tego, co też postanowiłam zrobić przy pomocy jeszcze większej dzikości. Zakończonej wreszcie, choć stanowczo nazbyt wcześnie, opadnięciem na pierś mego kochanka i spoglądaniem w jego oczy, dodatkowo z leniwym uśmiechem na twarzy. Wtulałam się w niego, całkowicie mimowolnie, choć raczej niezbyt przeszkadzająco. A przynajmniej tak to właśnie odebrałam, gdy zaczął gładzić spokojnie moje plecy. Ruchem dłoni odgarnęłam mu przydługawe włosy z twarzy, łapiąc się na myśli o zabawie we fryzjerkę, gdy już niedługo miał przecież odejść. Zamiast fryzjerkować, wolałam chyba jednak całować. Gorąco i namiętnie, choć humor miałam dosyć mieszany. Nie mogłam jednak utrzymywać dziwacznego nastroju, będąc tu na świeżo po wspaniałym seksie i słuchając niesamowicie zabawnych pytań z cyklu tego pierwszego o moje dziewictwo. Mogłam z łatwością domyślić się, że jakieś wspomnienie o tym zaistnieje, choć wytłumaczenie… Z tym mogło być odrobinę przyciężkawo. - Och, do tej pory byłam faktyczną dziewicą, co jest… Skomplikowane. – Oparłam się brodą o jego pierś, zerkając w okno, by następnie wrócić spojrzeniem do kochanka. – Wyobraź sobie sytuację, w której praktycznie całe swoje dorosłe, a nawet i po części też nie, życie jesteś z kimś. Sądzisz, że to właśnie ta jedyna osoba, więc odrzucasz od siebie kolejne myśli o jej egoizmie, nie zwracając uwagi na to wszystko, co wręcz wali ci po twarzy brutalną prawdą. No i… Powiedzmy, że byłam w dosyć otwartym związku. Otwartym w sensie kolesia zaliczającego wszystko, co się rusza, a przy mnie nie potrafiącego nawet wejść na tyle, by pozbawić mnie dziewictwa. Wielkie ego szło w parze z małą kuśką. – Parsknęłam pogardliwym śmiechem, wspominając mego byłego partnera i zarazem największy błąd mojego ówczesnego życia. – Wykorzystywał mnie, pragnąc, bym zabawiała go, a czasem też jego koleżków, pozostawiając mnie niezaspokojoną. Byłam durna. Sądziłam, że mnie kocha i to wystarczy, a teraz chyba właśnie opowiadam o swoim byłym w trakcie jednej z najlepszych chwil mojego życia, więc… – Pacnęłam się w czoło, uśmiechając przepraszająco. Zaczynałam popełniać coraz więcej gaf, postanowiłam choć na chwilę odroczyć dalszą rozmowę, jednocześnie uprzyjemniając nam dalszą część wieczoru. W żadnym razie nie chciałam przecież kończyć na jednym małym akciku, oj nie!, skoro mieliśmy się rozejść, pragnęłam korzystać z tych ostatnich chwil spędzonych w towarzystwie tego niesamowicie apetycznego mężczyzny. - Uhm. – Mruknęłam w odpowiedzi na słowa o klatce, podziwiając go w całej swej okazałości, by delikatnie przesunąć swe dłonie i, słysząc jak najbardziej zadowolone odgłosy, włączyć w grę również swe usta i języczek. Liżąc powoli jego dumę, ssąc ją, podgryzając leciutko i robiąc dosłownie wszystko, by na powrót przygotować go do dalszych igraszek. Oj tak!, nie zamierzałam mu odpuścić. Ruchliwy języczek raz po raz przesuwał się, przekradając i wkradając, aż wreszcie przyszło mi zauważyć, że mój towarzysz ponownie znalazł się na skraju wytrysku. Wtedy to też odsunęłam się, uśmiechając kocio i z satysfakcją oblizując wargi, by raz jeszcze dosiąść go, wsunąć w siebie w celu powolnego doprowadzania mojego towarzysza do szaleństwa. Nie zwracałam uwagi na hałasy, przecież koty od zawsze pałętały się po klatce. - Zostań. – Szepnęłam z błyszczącymi oczami. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Wto Wrz 16, 2014 11:53 pm | |
| Faktycznie, będąc z nią, nawet nie zwróciłem uwagi na to, że w moim śnie otoczenie byłoby zgoła inne, raczej nie przedstawiałby nas na obdartym materacu. Pewnie byłoby to jakieś ekstrawaganckie, czyściutkie i mega wygodne łoże, na którym gubilibyśmy się w pościeli lub wodne łóżko, które powodowałoby, że poruszalibyśmy się jeszcze większymi falami i pewnie też bardziej niezdarnie. Choć z drugiej strony, kto tam wiedział, do czego zdolna była moja wyobraźnia? Może miałem chore sny o gwałtach w takim budynkach jak ten? Upiorność za upiornością. Nie zdziwiłbym się, gdyby w którymś kącie stał wieszak ze starym zakurzonym płaszczem, który wyglądałby jak duch wściekłego mieszkańca, który to byłby na nas wkurwiony za zakłócanie jego spokoju. Albo na którejś ścianie wisiałby portret przerażającego przodka, łykający na nas wygłodniale. Tak przeciętnego, że aż strasznego. Może jeszcze z paskudną brodą i kapeluszem, który prosiłby się o mole. Kolejne słowa Randy mnie zaskoczyły. Sprawiły, że przystopowałem ze swoimi myślami i odrzuciłem wszelkie przejawy perwersji na później. Pragnęła bowiem, bym został i by ta chwila trwała wiecznie. Pokrywało się to z moimi wcześniejszymi myślami, jednakże wypowiedziane na głos, wydawało się mieć inny wydźwięk, jakbym miał zostać uwiązany tu na wieczność. Przy Randy, oczywiście, u boku tej cudownej kobiety, jednakże te „na wieczność” mnie, nie ukrywając, przeraziło i sprawiło, że miałem ochotę zwiać od niej jak najszybciej. Chyba bałem się uwiązania, preferując jednorazowe numerki. Jednakże gdy pomyślałem o tym w ten sposób, zakuło mnie coś w piersi, mówiąc, że wcale nie miałem Randy za jednorazowy numerek, że to było, o bogowie, coś więcej i, niech same piekło spłonie wraz ze mną!, chciałem być przy niej. Tak na wieczność, co, jak wspominałem, przerażało. Cholera, odbiło mi, czy co, że chciałem się z nią wiązać? Że miałem w ogóle jakiekolwiek nadzieje względem jej osoby? Przybyłem tu jedynie przenocować. Jutro miałem ruszyć ku murowi i wrócić do świata żywych, szukając swojej tożsamości. Nie było tu miejsca dla niej! Dla niej, ani dla żadnej innej. Odpowiedź na jej komentarz przemilczałem, zaś bardziej udzieliłem się fizycznie, chcąc zapomnieć o tych przemyśleniach, a szczególnie o ewentualnym usidleniu się. Co to, to nie! Nie zamierzałem z siebie zrobić buldoga, który mieszkałby w jednej budzie. Mogłem spać w budzie, ale potrzebowałem też wolności i zdecydowanie łańcuchy mnie przerażały. Przerażały, przerażały, przerażały. Szczególnie potrzebowałem tego, czym się zajmowałem, ale nie miałem pojęcia, co to takiego było. Niedobrze. Cóż, przenośna pamięć była moją jedyną, jak na razie, nadzieją. Randy nie należała do żadnej dla mnie nadziei. Chyba że chciałem skończyć do końca życia z amnezją i z wielką niewiadomą dotyczącą mojej przeszłości. Musiałem przyznać, że kolejne jej zwierzenia, ponownie pociągnęły mnie w kierunku Randy i bycia z nią, by ją zadowalać ile wlezie. Historia jej złego byłego wzbudziła we mnie bohatera, który pragnął zaspokoić te biedne dziewczę za wszystkie te stracone dla tego dupka dni, a to wcale nie było nic pozytywnego. Znaczy pozytywnego i negatywnego jednocześnie. Pozytywne, bo seks, negatywne, bo buldog, buda i łańuch? Ponownie zaczynałem myśleć o tym, by siebie przywiązać do tej kobietki. Żadnych lin tu przy swoim ciele nie chciałem, a związki tym właśnie dla mnie były. Problemem, który byłby przywiązany do mojego torsu niesamowitej grubości liną. Gdzie się wybierasz, skurwysynie?! Masz dziewczynę/narzeczoną/żonę/kochankę, więc siadasz przed telewizorem, którego Randy z pewnością nie miała, i oglądasz chujowe programy! Podwórze i szczęśliwych sąsiadów, której raczej też bym nie miał, mogłem sobie podziwiać zza okna. Deszcz też, chmurki, pierwsze pąki na drzewach, w piłkę grać bym nie mógł, grilla rozpalić jedynie wtedy, gdy założyłbym obrożę ze smyczą uwiązaną jednym końcem do jej ręki. Cudownie, kochanie. Tylko nie spal kiełbaski i wracaj szybko. I papa, wolności! Nie chciałem o tym myśleć, a co dopiero wprowadzać w życie. - Co za typ! Nie lubię takich. Obnoszą się ze swoimi centymetrami w bicepsach, z wymizianą przez żele fryzurką i wypachnieni litrami perfum, które i tak nie maskują ich smrodu tandety, a mimo to myślą, że są zajebiści... I, cholera, co za koleś, że nawet nie przebił błony! – Podsumowałem, kręcąc głową w niedowierzaniu. Kolejny mały, który chciał nadrobić egiem. Ta, jakoś nie nadrobił, skoro jego laska nie była usatysfakcjonowana. Aż żal mi było Randy, że się z takim męczyła. – Cóż, trafiłaś teraz na boga seksu, który postara ci się wynagrodzić lata krzywd. Może mam wielkiego ego, ale też wielkiego kumpla. A, i następnym razem lepiej dobieraj facetów – stwierdziłem pouczająco jak starszy braciszek. Doprawdy, wzruszające. Dawać rady swojej dziewczynie, jak ma dobierać facetów. Dziewczynie? Moment! Wróć! Usuń, zabij, zakop i zapomnij! Po prostu lubiłem Randy i chciałem, by wiodła jak najlepsze życie z dala od gnojków typu jej byłego i jemu podobnych. Starałem się też zataić przed samym sobą myśl, że byłem jak jeden z nich, choć miałem dużego. Właśnie, miałem dużego i dokładnie tym się usprawiedliwiałem, że nie byłem dupkiem. Jak tamci się rozumie, ale za to jakimś innym pewnie byłem. Wyjątkowym dupkiem. Wyjątkowy dupek jednak teraz nie miał już czasu rozmyślać nad wielkością swojej dupkowatości, bo to, co Randy wyrabiała z moim penisem, odganiało wszelkie złe myśli. Cholera, w mojej głowie było jedynie to intensywne uczucie rozkoszy i jej głowa, która poruszała się rytmicznie, doprowadzając mnie do jakiejś białej... Ach, czy ja byłem w niebie?! A może w jakimś sekretnym domku tego reżysera pornograficznego, a jedna z jego małych suń była właśnie tu, przy moim kroczu... O Kapitolku, jak koleś się zwał? Wiedziałem! Wiedziałem... Ten... Nie, jednak go nie pamiętałem, ale pamiętałem jego dzieła, co świadczyło o tym, że jednak nie zapomniałem wszystkiego i nadal pamiętałem, do czego służy widelec. I nie, widelec nie miał tu akurat nic wspólnego z tymi filmami, ale miałem ochotę wziąć swoją aktualną kochankę na te różne sposoby. I nie, nie widelcem. On był tu jedynie przypadkowo wtrącony! Tyle w temacie sztućców. - Randy! Kocham cię! – Jęknąłem, gdy nabiła się na mnie, prowadząc mnie ku spełnieniu. Szaleństwo. Ta dziewczyna była szalona i chyba na serio powinienem zamknąć ją w klatce. Mieć tylko dla siebie. I pomyśleć, że marnowała się przy jakimś gnojku! A nie przy mnie! Eeegoista, masochista i erotoman! Wiecie co, małe wredne myszki, które siedzicie w mojej główce, udając moje sumienie? Postanowiłem zostać. - Zostanę – powiedziałem, opadając po kolejnym dojściu na materac. Powiedziałem szybko, by szare myszki nie postanowiły znów się odezwać, odbierając mi szanse na uszczęśliwienie Mirandy. Teraz pragnąłem bardzo to uczynić i właśnie to czyniłem. Proste, a myszki... Nie zapomnimy ci tego, DUPKU! A tam, mogły nie zapomnieć, a ja przeżyję kilka niesamowitych razów z Randy. By ich nie słuchać zacząłem całować wargi Randy, miętosząc w łapkach jej obie olbrzymie piersi. Takie były mięciutkie i cieplutkie. Ledwo mi się mieściły w dłoniach, a za to wcześniej tak miło mi się rozpłaszczały na piersi. Kochałem cycki. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Sro Wrz 17, 2014 2:13 am | |
| Dawno już nie mówiłam tak wiele jak dzisiejszego wieczoru. Niesamowicie dawno również nie paplałam tak trzy po trzy rzeczy mogących wszystko zupełnie zniszczyć. Prośby o pozostanie, teksty o wieczności tej nocy, może jeszcze niedługo miałam idiotycznie wcisnąć w to gadkę o nieśmiertelnej miłości i przeznaczeniu, co?! Przecież nazbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, jakie skutki może to przynieść. Takie, których jak najbardziej nienawidziłam, jakie zupełnie chciałam od siebie odrzucić i udawać, że nigdy nie istniały. Tak samo zresztą jak moja wypowiedź sprzed chwili. Nie mogłam przecież nie poczuć, jak mój kochanek spina się, i to bynajmniej nie z powodu obezwładniającej rozkoszy, by nie dać mi żadnego znaku, że usłyszał me słowa. To nie zwiastowało zbyt dobrego dalszego przebiegu, zaś ja nie mogłam zwalić winy za to na kogoś innego. Sama tego chciałam, sama to odwaliłam, choć przecież wiedziałam, jak statystyczni mężczyźni, a tych spotykałam w swym życiu aż na pęczki, zwykli reagować na odrobinę bardziej wyraziste okazywanie uczuć targających mną podczas seksu. Chociaż musiałam sama przed sobą szczerze przyznać, że czegoś w rodzaju tego obecnego nie doznałam jeszcze nigdy wcześniej. Ba!, w życiu nawet nie pomyślałabym o takim odczuwaniu wszystkiego, co teoretycznie nie powinno wcale mnie ruszać. Mimo wszystko, miałam przecież już jakieś doświadczenie, wyjątkowo spore jak na teraz już byłą dziewicę!, w sprawach łóżkowych i jakiś rodzaj przyjemności zawsze z igraszek czerpałam, choćby nawet mężczyzna nie starał się mnie zabawić, wykorzystując tylko i wyłącznie jako swoją własną zabawkę. Moje aktualne samopoczucie najprawdopodobniej miało związek z tym, że po raz pierwszy nie byłam jedyną osobą dającą coś od siebie, nie byłam tylko biorącą i to w rodzaju czegoś najbardziej uwłaczającego mi ze wszystkich możliwych sposobów, o nie!, byłam też brana. Dziko, bez jakichkolwiek zobowiązań, z nutką pierwotności i zdawania się na naturalne instynkty prowadzące nas coraz szybciej ku kolejnym spełnieniom. To zdecydowanie miało wpływ na moje postrzeganie tego mężczyzny i odczuć z nim związanych, w żadnym razie nie mogłam zaprzeczyć temu stwierdzeniu, jednak wciąż pozostawało przy tym coś, czego nie potrafiłam jakoś dokładniej określić. Pewien rodzaj… No nie wiem, tęsknoty? Chęć bycia naprawdę czyjąś, naprawdę akurat tego faceta, o którym przecież kompletnie nic nie wiedziałam. Ha!, nie miałam nawet pojęcia, co do tego, czy mogę zaufać mu na tyle, by spokojnie zasnąć dzisiaj u jego boku, w jego ramionach. O ile oczywiście nie miał zamiaru zwiać chwilę po ostatecznym zakończeniu igraszek. Było w nim coś takiego, jakaś taka nuta tajemnicy, która niezmiernie mnie do niego przyciągała, pchając wprost w objęcia i praktycznie żądając ode mnie tego, bym pozostała tam na dłużej. Choć było to zupełnie absurdalne, irracjonalne oraz raczej również czysto głupie. Zwłaszcza po tym, jak mój towarzysz dosłownie zamarł na dźwięk moich słów dotyczących wieczności. Brawo, Mirando! Wszystko schrzaniłaś! No, może nie aż tak do końca wszystko, bowiem przecież ponownie odezwał się do mnie, utrzymując lekkość swego tonu, jednak pomijając całkowicie to wszystko, co głupio palnęłam wcześniej. To powinno zdecydowanie mnie ucieszyć, bowiem teoretycznie mogłam uznać, że zupełnie nie przejął się czczą paplaniną jakiejś obdartuski mieszkającej na pustkowiu, gdzie może i psy nie szczekają dupami, a asfalt wcale nie jest zwijany na noc, ale tylko dlatego, że ani jednego, ani drugiego tutaj nie było. No, poza zmutowanymi psami, którym nie w psich łbach było szczekanie zadem. Wracając jednak do meritum, nie chcąc wyjść na jeszcze bardziej popapraną osobę, postanowiłam również pozostawić wcześniejszą uwagę w sferze milczenia. Tak chyba faktycznie miało być lepiej i może dzięki temu przynajmniej chwilowo nie miał jeszcze zwiać gdzie pieprz rośnie. Płonne nadzieje, ale jednak jakieś. Płynnie przeskoczyłam więc z tematu w temat, starając się nie zastanawiać już zbytnio nad przyszłością. Nawet nie wspólną przyszłością, bo tej zdecydowanie miało nie być i teraz nadzwyczaj wyraźnie zostało mi to pokazane. Poza tym, co to był za pomysł z pragnieniem zatrzymania go przy sobie na dłużej niż jedną noc?! Przecież sama nie tak dawno powiedziałam sobie, że wiązać w żaden sposób się nie zamierzam i że zapewne byłby to tylko kolejny koszmar zakończony malowniczym fiaskiem. - Był specyficzny, jak chyba znaczna większość mieszkańców dawnego Kapitolu, choć teraz też raczej niewiele się zmieniło. Przynajmniej z tego, co jest mi wiadome. Tak czy siak, to największa porażka mojego życia. Największa kiedykolwiek. – Potrząsnęłam głową, prychając przy tym z niewątpliwym niezadowoleniem. A może z wątpliwym zadowoleniem? Bo raczej wątpliwe niezadowolenie czy też niewątpliwe zadowolenie to nie było? I, cholera jasna, o czym ja teraz myślałam?! Ja! I co tu właściwie było do rozmyślania?! - Marny koleś. – Mruknęłam, przechodząc wreszcie na powrót do trybu odpowiadającego za dawanie rozkoszy obecnemu łóżkowemu partnerowi i obdarzając go długą pieszczotą warg. – Trafiłam wręcz pysznie, mój bogu. – Zamruczałam z uśmiechem na ustach, dodając w myślach jednak stwierdzenie o tym, że jedna krótka noc nie była w stanie wynagrodzić niczego. Nawet przy takim towarzystwie i tak umiejętnym kochanku, bowiem z każdą chwilą pragnęłam tylko więcej i więcej, tak bardzo oszołomiona, wyraźnie nienasycona. Nie wspomniałam jednak o tym, pozostawiając w niedopowiedzeniu również tekst o doborze facetów, bowiem ten dokonywany aktualnie też nie był przecież aż taki znowu doskonały. Nie przy coraz wyraźniejszej wizji rozstania się jak najszybciej, która teraz już zdecydowanie mnie nie kręciła. Najwyraźniej miałam rację, podświadomie chcąc opuścić go jeszcze przed tym wszystkim, co wydarzyło się pod blokiem czy też już w mieszkaniu. Może, ba! z pewnością!, żałowałabym dokonania takiego a nie innego wyboru, jednak przynajmniej nie naraziłabym się na nieprzyjemne kłucie w sercu na myśl o pozostawieniu mnie po tym wszystkim, co się działo. Zarówno wcześniej, jak i teraz. Cóż, to jednak była kwestia niewarta poruszenia. Zwłaszcza przy jak największych chęciach przedłużenia tego wieczoru i ponownego zbliżenia seksualnego, do którego zamierzałam doprowadzić, napędzana gorącymi reakcjami mężczyzny, który pod moimi palcami był teraz miękki niczym glina. Nigdy wcześniej nie myślałam, że jestem dominantką, lecz teraz wyraźnie zaczynałam zauważać przyjemność związaną z podejmowaniem decyzji dotyczących choćby tego, kiedy wreszcie pozwolę nam ponownie się złączyć i czy przyjmę wytrysk kochanka w swe usta, czy też może postanowię zakończyć to nadzwyczaj tradycyjnie. Byłam panią sytuacji, co jednocześnie kochałam i czego też po części naprawdę nienawidziłam. Chodząca sprzeczność, mająca pewność tylko co do jednego… Chciałam go, chciałam go jak nikogo innego, jak nigdy wcześniej. Zajęczałam przeciągle, wyginając się nieznacznie w tył i przyspieszając ruchy, gdy dochodził we mnie. Uśmiechnęłam się kocio na tekst o miłości, jakże łatwo było rzucać takimi rzeczami bez jakiegokolwiek pokrycia, już po chwili opadając na niego ze spełnieniem. Zsunęłam się na materac obok mężczyzny, automatycznie przytulając do jego boku i ponownie oddając pocałunkom. Zarejestrowałam informację o pozostaniu, lecz wciąż jeszcze nie chciałam w nią głupio uwierzyć, choć moje serce wypełniło się czymś na kształt przyjemnego ciepła. Dając macać swoje piersi, przeniosłam swe usta na jego szyję, skubiąc ją delikatnie wargami i chichocząc przy tym niczym mała dziewczynka. Tak niesamowicie lekko, tak beztrosko. - Przypomniałeś sobie coś? – Spytałam nagle, splatając nogi z jego nogami i opierając się na łokciu, by spoglądać na niego z błyskiem w oczach. – Powinnam chyba wiedzieć, jak nazywa się ktoś, kto właśnie się ze mną przespał. Hm?
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Czw Wrz 18, 2014 1:36 am | |
| Nie czytałam tego drugi raz, nie orientuję się, zarobiona jestem, a właściwie spadam spać. XD
Ach, te cycki! Jak można było ich nie kochać, gdy tak fajnie się je miętosiło w swoich dłoniach? Właśnie! Chyba każdy przyznałby mi rację, że to jedna z rzeczy, których nie powinniśmy się pozbywać z tego świata. Cieplutkie, mięciutkie i takie kochane, które można było zarówno macać łapkami, jak też ssać usteczka, doprowadzając kobiety do szaleństwa. Choć nie tak wielkiego, jak przy stosunku, ale to było przyjemnym dodatkiem do gry wstępnej, samego stosunku, czy tej chwili po. Choć wargi kochanki na szyi kochanka... Miałem dylemat. Tyle podniecających gestów i jak wybrać z nich ten najświetniejszy? Trudny wybór i to też dla takiej osoby jaką byłem, a byłem jakimś amantem, erotomanem czy innym wilkiem, który dość często używał swoje sprzętu. Sprzętu, nie mówiąc tu jedynie o mojej męskości, ale też rozmowie, paluszkach, ustach, języku, ząbkach i tym wszystkim, czego używałem przy podrywaniu kobiet, a miałem wrażenie, że właśnie jednym z moich ulubionych zajęć było uwodzenie. Leżałem sobie tuż obok niej, rozkoszując się tym, co się między nami przed chwilką wydarzyło, wzdychając lekko i w jednej dłoni miętosząc leniwie jej pierś. - Lubię cycki – stwierdziłem, odpowiadając na jej pytanie. Tak naprawdę nadal nie miałem pojęcia, jak mam na imię, co tu robiłem, dlaczego chodziłem po tym opuszczonym miejscu w garniturze i jaki miałem model telefonu. Ten najwyraźniej powinienem mieć, bo ciążyła mi wcześniej pustka w prawej kieszeni spodni, a teraz miałem ochotę wstać i podejść do nich, by go z nich wyciągnąć, mimo że go tam nie było. Westchnąłem ciężko, ukrywając swą twarz w jej cyckach. I łapiąc jednego ząbkami. Po chwili jednak opuściłem to bezpieczne miejsce. Spojrzałem za to w te lśniące oczka Randy. Cudownie lśniły. Usatysfakcjonowany błysk w oczach kobiety po stosunku były niczym medal za zasługi wojenne. - Nołp. Nie pamiętam, więc jestem... Którym jestem mężczyzną z amnezją, którego poznałaś, a który cię przeleciał? Jeśli pierwszym, to jestem najwidoczniej Kolesiem Z Amnezją Numer Jeden. Trochę długie jak na imię, więc w skrócie możesz mi mówić Kzanj, choć to też ciężkie do wymówienia. Może Koleś? Albo Przystojniak Zero Zero Jeden Siedem Pięć, przy czym zbieżność liczb jest przypadkowa – stwierdziłem, ciężko wzdychając. – Kiepsko, co nie? Randy równie dobrze mogła być moim rządowym wrogiem, który czyhał na moje życie, ale wpierw postanowił się pobawić swoją ofiarą. Właśnie, albo przyjaciółką mojej narzeczonej, której chciała udowodnić, że nie jestem grosza warty. Wiele scenariuszy, w których mogła grać tą złą, albo moją krewną, albo kompletnie neutralną osobę, jak to przyjąłem teraz. Tak samo niewiadomą były plamki krwi na mojej koszuli. Kilka niewinnych kropek byłoby nadal tymi niewinnymi, gdyby krew należała do mnie, ale nie należała, bo nie miałem nigdzie ran, zębów też nie straciłem, więc to chyba świadczyło o tym, że miałem wrogów, przed którymi uciekałem, co nie? Mógł być jeszcze jakiś inny powód takiego mojego stanu? Po prostu nie powinienem się teraz tym zadręczać, a po prostu poczekać spokojnie, aż w końcu zaspokoję żądzę skakania po klawiaturze komputera w celu sprawdzenia pendrive’a. Teraz zaś miałem Randy. - Jak się czujesz z tym, że przeleciał cię mężczyzna z amnezją? – Spytałem, uśmiechając się szeroko do niej. Tak niemożliwie na mnie patrzyła z tą całą ciekawością, że nie mogłem się nie wyszczerzyć jak głupi. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Czw Wrz 18, 2014 4:41 pm | |
| Ten osobnik bawił mnie coraz bardziej, jednocześnie przyciągając do siebie z wręcz magnetyczną siłą. Najlepsze w tym było to, że złapałam się na kolejnym braku przejmowania takimi rzeczami, co chyba było zdrowo niezdrowe... Zdrowo niezdrowe, geniusz w swej prostocie. Tak czy siak, nie potrafiłam już choćby starać się go ignorować, to było za dużo. Tak właściwie, nigdy wcześniej nie czułam się tak jak teraz, nie było mi tak ciepło i przyjemnie w ten sposób. Do tej pory nie zdarzyło mi się nic choćby lekko zbliżonego do obecnych odczuć przepełniających mnie po przebytym stosunku. No, dobrze... Może faktycznie był to dla mnie pierwszy raz, jednak doświadczenie przecież jako-takie miałam i nie powinno być to dla mnie niczym niezwykłym. Lecz czułam się jakoś tak leniwie, z pełnią zadowolenia i chęci do spędzenia tak znacznie dłuższych chwili niż to planowaliśmy. Byłam niczym zadowolona kotka, mrucząca z satysfakcją, gdy dłonie towarzysza przesuwały się po moich piersiach w taki sposób, jaki to właśnie wchodził w życie. Wielce zadowolona koteczka, rozkładająca się jak najwygodniej na miękkim materacu. Co z tego, że był on jednocześnie dosyć mocno zniszczony... To niezbyt się liczyło w obliczu tego całego obdarowywania mnie pieszczotami. Myślenie o tym, że przez krótką chwilę jestem naprawdę kimś dla kogoś... Sprawiało, że było mi tylko jeszcze lepiej. Tak wybitnie słodko, choć przecież dziki seks z chwili wcześniej nie dał się nazwać kwintesencją słodyczy. Choć może właśnie dał? Na swój wybitny sposób z pewnością. Tak, dodatkowo mogłam to nazwać prawowitą gorączką sobotniej nocy, choć teoretycznie było to coś innego. Ale że nadchodziła sobota, zaś my wręcz ociekaliśmy gorącym seksem... Cóż. Wtuliłam się mocniej w towarzysza, partnerem przecież nie mogłam go nazwać, z uśmiechem wypuściłam powietrze z ust, wzdychając cicho. Nawet przy świadomości tego, że kiedyś tak czy siak będziemy musieli się rozejść i pozostało nam co najwyżej tylko kilka marnych godzin do świtu przynoszącego ze sobą z pewnością niemałe rozmyślania na temat naszej obecnej sytuacji, nawet przy tym czułam się wręcz wspaniale. Co z tego, że nie miałam nawet dokładnie pojęcia, jaka jest godzina. Mimo wszystko, do wschodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu, zaś burza powoli już chyba przechodziła. Grzmoty oddalały się, by wreszcie umilknąć zupełnie. Deszcz bębniący o szyby również ucichł. W pomieszczeniu wciąż panował niezły zaduch, przez który w moich myślach zaczęło pojawiać się stwierdzenie o tym, że należy otworzyć przynajmniej jedno okno, by wpuścić do środka choć trochę świeżego powietrza, chociaż odrobinę uchylić okno... I nie, zdecydowanie nie podobało się to mojemu wewnętrznemu leniuchowi, który za wszelką cenę pragnął zatrzymać mnie na materacu u boku mojego aktualnego kochanka. Z niemożliwym niezadowoleniem!, podniosłam jednak tyłek, udając się w stronę okien, aby wreszcie lekko pociągnąć za klamkę. Po tym zdecydowanie miałam zamiar powrócić na miejsce. Po drodze jednak zahaczyłam o szafkę, grzebiąc w niej, by wyjąć z niej moje zdobycze z tamtego tygodnia, których nie zdążyłyśmy z Luisą jeszcze otworzyć i napić się. Nie było to może jakieś wyborne wino z wyższej półki, jakie zwykłam pijać za starych i niewątpliwie dobrych czasów, lecz najzwyklejsze w świecie dwie butelki dobrego piwa, z których jedno rzuciłam mężczyźnie. Zgrabnie otworzyłam swoją za pomocą zębów, biorąc łyczek i sącząc je powoli. Po tym niespiesznie wróciłam do naszego prowizorycznego łóżka, odstawiając piwo na podłogę i kładąc się ponownie obok kochanka, opierając głowę na jego piersi i patrząc na niego z nieskrywaną ciekawością. - Wiem, że lubisz cycki, kociaku. – Roześmiałam się na wspomnienie jego macanek i gdy to skrył twarz w moich piersiach, łapiąc jedną zębami, przez co przeszły mnie przyjemne dreszcze. To było tak zaskakująco pyszne, więc leniwie pogładziłam go tylko po włosach niczym jakiegoś młodziutkiego dzieciaczka, choć wiekiem był raczej zbliżony do mnie, o ile nie starszy, zaś zachowaniem… Cóż, malutcy chłopcy ssali cycki, ale nie w ten sposób, nie z takimi czysto erotycznymi zapędami. Słysząc jego dalsze słowa, gdy już zostawił moje sutki w spokoju, zaśmiałam się po raz kolejny, całując go krótko i szczerząc się łobuzersko, mimowolnie pieszcząc palcami jego tors, z czego przez dłuższą chwilę nie zdawałam sobie wcale sprawy. - Zdecydowanie jesteś Wyjątkowo Jedynym Gościem Z Amnezją, Z Którym Się Przespałam I Z Którym Zamierzam Zrobić To Jeszcze Nie Raz. – Uśmiechnęłam się sugestywnie, muskając palcami jego ciało odrobinę niżej. – Od biedy możemy też zacząć cię nazywać Maniakiem Cycków lub zwyczajnie Erotomanem… Erek. – Parsknęłam chichotem, poważniejąc trochę po chwili. – Jednak chyba znacznie lepiej będzie znaleźć ci jakieś tymczasowe imię. Co na to powiesz? Skoro zostaniesz na trochę… – Mruknęłam, mając szczerą nadzieję, że go tym nie wypłoszę. Przyjrzałam mu się, zagryzając wargi i myśląc intensywnie nad propozycjami choćby tylko samego imienia, jakie ewentualnie mogłabym mu podrzucić. Z pewnością nie mogło być to nic zwyczajnego, bowiem on zdecydowanie do najzwyklejszych ludzi w świecie nie należał, co pokazywał mi praktycznie nieustannie od chwili rozpoczęcia naszej znajomości. - Jared? Lucas? Nie, nie pasują. – Westchnęłam, kręcąc głową z politowaniem do samej siebie, jak i niezmiernym niezadowoleniem. – Nathaniel? Peter? Andrew? Sebastian? Marcel? Nicholas? – Wymieniałam tak jakby bez ładu i składu, przez chwilę zastanawiając się nad kilkoma bardziej pasującymi mi imionami, w tym odrobinę dłużej nad ostatnim, rzucając wreszcie z błyskiem w oczach. – Co powiesz na Shannona? Sha? Jest… Melodyjne.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Czw Wrz 18, 2014 10:36 pm | |
| Zagryzłem wargę, nadal się uśmiechając całym sobą. Wpadłem w bańkę jakiegoś świetnego humoru, przez co miałem ochotę się szczerzyć szaleńczo non stop jak głodny na widok chleba i właśnie to robiłem, wcale nie krępując się faktem, że bez jakichkolwiek zahamowań patrzę na ciało Randy. I że wychodzę zapewne na erotomana. Zahamowań nie było, nie pojawiło się też zawstydzenie. W mojej krwi płynęła sobie odwaga albo seksualna adrenalina, a ja z ciekawością obserwowałem każde drgnięcie jej mięśni i to, jak pod każdym kątem prezentuje się jej ciało. Bardzo mi to ułatwiła, wyplątując się z moich objęć i idąc wpierw do okna, by potem zahaczyć o szafkę. Widok jej pośladków podczas tego krótkiego spacerku uświadamiał mi, że wpadłem i z tej dziurki się już nie podniosę. O, nie! Ja będę się do tej dziurki pchał, ile wlezie, bo, cholera, ta dziewczyna chorobliwie mnie pociągała. Ponownie miałem ochotę na igraszki, choć nie powinienem. Jeszcze niedawno była dziewicą. Choć nic nie wzbraniało nas przed tym, by ponownie użyła magii swych ust, a ja własnych. Z wielką chęcią bym posmakował jej kącika... Ale to potem. Miałem czas, bo nigdzie przecież się nie wybierałem. Chwyciłem zręcznie butelkę, otwierając ją zaraz. Widać, że w tym też miałem doświadczenie. Ręce chodziły mi jak w automacie, jakbym był zawodowym barmanem, który musi sobie radzić w polowych warunkach. Upiłem łyk piwa, rozkoszując się kolejnymi umiejętnościami, które w sobie poznawałem, a które mnie zadowalały. Jak na razie wszystko mnie satysfakcjonowało, prócz tych kilku kropelek krwi. Taaak, a zwłaszcza pozostanie tu z Raaandy – szepnął głosik w mojej głowie, a ja go zdusiłem. Normalnie, jakbym faktycznie złapał go za szyję swoimi dłońmi i dusił. Zamilknął. Na chwilkę. W końcu ją zostawisz. Wiesz to. Nie będziesz z nią non stop... Tylko na jakiś czas. Wykorzystasz ją, a potem porzucisz i, uwaga, wcale nie będziesz lepszy od tego kolesia z małym. Taaaki saaam duuupeeek. Może zaprzyjaźnij się z Panem Małym! Znajdziecie wspólny język. Język! Hahahaha! Cicho! Zostanę z Randy! Zostanę i jakoś ogarniemy moją tożsamość bez odchodzenia, o ile będzie chciała, a jeśli nie... I tak zostanę. Może wcale nie tak krótko, jak podświadomie myślałem. Może dłużej? I może w między czasie jej się znudzę...? Rany, teraz było dobrze? Było, więc nie musiałem się tak męczyć przyszłością, skoro ona miała dopiero nadejść, czyż nie? Właśnie! Tego powinienem się trzymać. Uśmiechnąłem się również na słowa Randy. Oczywiście, że mieliśmy się pieprzyć jeszcze nie raz. Nie miałem pojęcia ile miało być tych razów, ale z pewnością więcej niż jeden. Tego byłem pewien i to mnie satysfakcjonowało. - Nie, no! Erek odpada, więc jak najbardziej jestem za normalnym tymczasowym imieniem. Nie będę się przedstawiał jako erotoman. W sumie czy ja nim jestem? Jedynie mogę się zwać fanem kobiecego ciała. Jest przepiękne – stwierdziłem, krążąc chłodną butelką po jej brzuchu, by zaraz skierować się nią niegrzecznie ku jej łonu. Podniecało mnie to wraz z Rany. – Więc co? – Spytałem entuzjastycznie, gotowy wysłuchać propozycji dziewczyny. Imię jak imię. Za bardzo nie obchodziło mnie, co by wybrała, byle tylko nie był to jakiś Wacław czy Felek. Na szczęście postanowiła wziąć cały pomysł na poważnie i podsuwała mi znośne propozycje. Normalne imiona, wśród których znalazło się takie jedno - Nicholas, na którego dźwięk drgnąłem. Nie miałem pojęcia, z czym to mogło być związane. Może miałem tak na imię, albo mój ojciec, albo najlepszy przyjaciel? Może osoba, której krew nosiłem na koszuli? Nic mi to na razie nie mówiło, ale postanowiłem zapisać sobie to imię w pamięci. Nicholas... - O, Shannon może być. Może przy okazji jakieś nazwisko? Tak na wszelki wypadek, bym nie wymyślił w alarmowej sytuacji czegoś głupiego. Shannon Davenport? Shannon Kovalsky? Nie mam zbytniego gustu chyba. Shannon Coin? Shannon Brzęczyszczykiewicz? – Spytałem, teraz już sobie, w sumie z samego siebie, żartując. – Brzęczyszczykiewcz... To chyba złapałem z jakiegoś filmu – stwierdziłem, padając roześmiany na materac, popijając sobie leniwie piwo i patrząc tak z dołu na szatynkę, jej zgrabną figurę i jej włosy, które bardzo mi się podobały. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Pią Wrz 19, 2014 12:57 am | |
| Jeszcze zaledwie kilka godzin temu, zdających mi się teraz prawdziwą wiecznością, nie sądziłam, że ten dzień okaże się tak bardzo różny od całej reszty identycznych chwil, jakie mijały niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moment i już nadchodziła kolejna, praktycznie niczym nie różniąca się od tej poprzedniej. Dająca się zauważyć chyba tylko przez następujące po sobie wschody i zachody słońca. Tym razem tak nie było. Los zafundował mi odmianę, która okazała się być czymś nadzwyczaj przychylnym, dobrym memu sercu, choć z początku dosłownie wszystko wskazywało na to, że wcale nie będzie tak kolorowo. Teraz jednak zaczynałam naprawdę zauważać całe tłumione dotąd piękno życia. Cieszyłam się tym wszystkim, chociaż przecież zdawałam sobie w pełni sprawę z tego, jak bardzo było to ulotne. Niczym muśnięcie skrzydeł motyla, znikające tylko, gdy nieopatrznie się poruszyłam. Nie miałam jakichkolwiek złudzeń, nie podejmowałam prób usilnego wmówienia sobie, że zwykły, chociaż pod wieloma względami wyjątkowo niezwykły, seks mógł w przyszłości przemienić się w coś innego. To tylko seks, powiadano, to tylko najnormalniejszy w świecie popęd płciowy wychodzący w naturalne czynności człowieka, jakie narzuciła mu odgórnie natura. Jakaś część mnie pragnęła się z tym nie zgadzać, zaprzeczyć temu, by stwierdzić, że nie do końca właśnie tak było i że zawsze jest w tym coś głębszego, jednak druga strona mojej osobowości wyraźnie zwracała uwagę na to, iż w tym przypadku nie ma to najmniejszego sensu. Nie czułam nic do tego faceta i szczerze wątpiłam w to, by on odczuwał coś w stosunku do mnie. Coś, co nie było najzwyklejszym w świecie pożądaniem, oczywiście. Przy rozgraniczeniu między zwykłym pieprzeniem się, a tak zwanym kochaniu czy też uprawianiu miłości, wypadaliśmy dosyć licho. Skłonna byłam nawet porównać nas do pary narwanych królików na dragach czy innych bateryjkach Duracell, bzykających się tylko dlatego, że było to wpisane nasz instynkt oraz istniała między nami niewątpliwa chemia. Lecz nie na tyle jednak duża, by zakochać się od pierwszego wejrzenia czy coś w ten deseń. Ot, zwykłe przyciąganie z wyjątkowo dużym natężeniem. A może tylko tak próbowałam wmówić sobie, że ten facet kompletnie nie interesował mnie na innym gruncie niż ten czysto bzykający się? Przecież już zdążyłam zauważyć moje inne samopoczucie przy nim, to ciepło przy jego boku, pragnienie pozostania tak na wieczność. Plątałam się już coraz bardziej, jednocześnie wiedząc, że chciałabym czegoś więcej niż tylko seksu i usiłując co trochę przekonać się, że to tylko szczere bujdy. Nie raz i nie dwa dogłębnie mnie zraniono, przez co najprawdopodobniej nie byłam już w stanie nawiązać normalnej relacji, co nie zmieniało jednak faktu, że coraz silniej chciałam to zrobić. Tocząc walki z myślami o instynktach, pieprzeniu i takich tam, by jednocześnie nie do końca potrafić zaufać tym cieplejszym odczuciom, bardziej miłym. Przynajmniej aż do pewnego momentu, bowiem po nim wszystko zaczęło iść o wiele lepiej. Po przekroczeniu swoistej granicy pewnych myśli, zaczęłam prawdziwie cieszyć się prawdziwymi odczuciami, zawierzając czemuś na kształt swojego serca. A może nawet właśnie jemu? Tak czy siak, czułam się już dużo bardziej poukładaną osobą, której mącić w głowie mógł teraz już tylko ten szalony mężczyzna, na którego moje ciało mimowolnie reagowało w tak intensywny sposób. I choć byłam obolała, pragnęłam po raz kolejny zbliżyć się do niego jeszcze bardziej, poczuć w sobie jego członek, dać przysysać i podgryzać własne piersi, by obdarzać go w zamian wszelkimi tymi pieszczotami, jakie tylko były mi znane. A musiałam przyznać, że w tym temacie byłam osobą dosyć dobrze poinformowaną, jak i również, powiedzmy szczerze, wyszkoloną. W tej chwili czułam jednak, że zdecydowanie przyda nam się chwila wytchnienia, poza którą dodatkowo należało poruszyć kilka dosyć istotnych kwestii, gdy już doszliśmy do tego, że miał na jakiś czas ze mną zostać. Kwestii takich jak na przykład moja własna współlokatorka, która akurat nie wróciła dzisiaj do domu na noc, co nie zdarzało się po raz pierwszy, i chwała jej za to. Jeszcze tego brakowało, by wpadła tutaj w momencie kulminacyjnym naszego seksu. - Masz coś przeciwko Erkowi? – Prychnęłam z udawanym fochem, któremu brakowało tylko jakiegoś malowniczego tupnięcia i grającej w tle melodyjki. Zamiast tupać, wolałam skupić się jednak na przywoływaniu z pamięci tego, co wspominał mi kiedyś w programie jeden z tych dziwacznych speców od dawnej kultury. – Eros… Bóg namiętności. – Wyszeptałam z najbardziej sugestywną miną, na jaką było mnie tylko stać, zjeżdżając dłonią jeszcze trochę niżej. Wciąż jednak pozostając we względnie bezpiecznej strefie, lecz prawie ją już niegrzecznie przekraczając. – Przecież jesteś bogiem seksu zstępującym, by zabrać mi dziewictwo, czyż nie? Czyli erotoman jak się patrzy. – Mruknęłam, wyginając się rozkosznie, gdy zimna butelka z kropelkami piwa krążyła tu i tam po moim nagim ciele. Nie mogąc się powstrzymać, przechyliłam ją trochę tak, by odrobina alkoholu spłynęła po szyjce na tors mężczyzny, pochylając się i zlizując ją prowokacyjnie. Gdy zaś przeszliśmy po chwili do trochę bardziej poważnych propozycji, skupiłam się na wymyślaniu, a wreszcie napomknęłam jeszcze o zadanym chwilę wcześniej pytaniu o samopoczucie po przeleceniu przez mężczyznę z amnezją. Nie zamierzałam owijać w bawełnę, podobało mi się to. Zdecydowanie nawet bardziej niż większość moich dotychczasowych doświadczeń czy też relacji. Było takie… Pozbawione uprzedzeń czy też sztuczności, w pełni naturalne i gorące. - Czuję się wręcz wyśmienicie. Jesteś seksualnym potworem, wiesz? – Zamruczałam przeciągle, wpijając się w jego usta z jednym płynnym ruchem. Nie mogłam jednak całować go zbyt długo, bowiem należało wreszcie wypowiedzieć się w kwestii słów nowego Shannona i jego poszukiwań nazwiska, które były niesamowicie wręcz zabawne. - Chyba z pewnością, choć wątpię w to, bym go oglądała. – Zaśmiałam się krótko, zagryzając wargę i myśląc. - Nie mam pojęcia… – Odezwałam się po dłuższej chwili, krzywiąc przy tym z niezadowoleniem, by wreszcie sprawić, że mnie olśniło. Ot tak, zupełnie przypadkiem. – Co powiesz na to, byśmy jutro spróbowali zdobyć ci komputer i przy okazji podłapać jakieś pyszne nazwisko? Bo jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy, jest chyba niezbyt pasowne.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 21, 2014 2:52 am | |
| Złapałem pukiel jej włosów między dwa palce i stwierdziłem, że jednak mogłyby być dłuższe. Choć nadal nie odwoływałem tego, że mi się podobały. Cudowne były, tak jak twarz, którą tak uparcie zasłaniały. Nie ściąłbym ich jednak z tego powodu, bo nie mógłbym muskać „przez przypadek” jej skóry, gdy zakładałbym je za ucho, potem zaś ujmować tą samą dłonią jej policzka, by złożyć pocałunek na jej wargach. Taki krótki, delikatne muśnięcie jej ust, by ją skusić do o wiele bardziej dzikiego grzeszenia, by rzuciła się na mnie wygłodniała. Krótko mówiąc, wykazała niesamowitą swoim ogromem potrzebę współżycia ze mną. Miało być krótko, wyszło długo. Krótko: Randy głodna seksu. Te same usta, o których to myślałem, teraz uśmiechały się do mnie wraz z oczkami, które lśniły niegrzecznie w świetle księżyca. Burza najwyraźniej postanowiła już odpuścić, stwierdzając, że już nie będzie miała okazji nas jeszcze bardziej zmoczyć. Zrobiło się na zewnątrz spokojnie, na klatce schodowej hałasy już dawno ucichły, zaś księżyc, który odsłoniły burzowe chmury, oświetlał mi twarz Randy. Przez niego wydawała się jeszcze bardziej blada niż normalnie, a jej nagie ciało... Ciasteczko z kremem, które mógłbym o każdej porze dnia z chęcią lizać. - Cieszę się, że czujesz się wyśmienicie – stwierdziłem, nie ukrywając swojej satysfakcji i pewności siebie, która mnie otaczała. Sam czułem się wyśmienicie, gdyż najbardziej uciążliwe napięcie miałem już za sobą. Zaś przed sobą kolejne słodkie macanki z dziewczyną. Ten jej język zdawał egzaminy zarówno na moim ciele, jak w moich wargach. Po prostu wyśmienicie. - Seksualny potwór z chęcią schrupa Randy – przyznałem, gdy przerwaliśmy pocałunek. Zawarczałem nawet, udając potworka i wyciągając przed siebie łapkę z zagiętymi paluszkami. „Drapnęły” one pierś mojej kochanki. Te ciało non stop mnie kusiło. - Odpuśćmy więc sobie dalsze poszukiwania mego zacnego tymczasowego nazwiska. Wolałbym znać prawdziwe... I zastanawiam się nadal, czym się zajmuję, a właściwie zajmowałem i czy mam jakichś bliskich – wyznałem jej szczerze, popijając piwo, o którym zapomniałem przez jej obecność. Jej towarzystwo mnie pochłaniało chyba dosłownie, zwłaszcza że tak bezwstydnie mi się tu rozkładało przed nosem. Odstawiłem butelkę na bok, niedbale spoglądając, czy stawiam ją na stabilnym podłożu i zaraz odwróciłem się do niej. Mogła dostrzec piekielne ogniki w moich oczach, zanim pochyliłem się nad nią, by przyssać się swoimi wargami do jej podbrzusza, powoli kierując się ku epicentrum rozkoszy. Robiłem językiem leniwe kółeczka, kładąc dłonie na jej brzuszku, by leniwie, niczym kotek, który się przeciąga, przesunąć je ku dwóm wypukłościom. Bardzo mięciutkim, kochanym i równie mocno pożądanym. Wiedziałem, że moja powolność ją rozdrażni. Przynajmniej tak przypuszczałem po jej wcześniejszej żądzy dzikiego pieprzenia się. |
| | | Wiek : 26 Zawód : złodziejka Przy sobie : latarka z wytrzymałą baterią, paralizator
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 21, 2014 4:48 am | |
| Spytajmy szczerze… Co mogła mi zaoferować relacja z kimś takim jak Shannon? Poza doskonałym seksem, oczywiście, oraz tym specyficznym uczuciem w sercu. Owszem, czułam do niego niewątpliwy pociąg, lecz pociągi miały to do siebie, że lubiły się czasem wyjątkowo malowniczo wykolejać, co też odczułam na własnej skórze w przypadku ostatniego związku. A warto zaznaczyć, że miał on podłoże dużo pewniejsze od tego mogącego służyć nam za oparcie w tym wypadku. Przyznajmy szczerze, dosyć liche i słabo rokujące. Bo jak to tak? Osobnik obecnie zwany przeze mnie Sha najprawdopodobniej miał gdzieś tam swoją własną rodzinę, tęskniących przyjaciół, najprawdopodobniej jakąś bliższą relację z kobietą, ha!, nie zdziwiłabym się ani odrobinę, gdyby tych ostatnich była liczba mnoga i idąca w zawiłe liczby z mnogością cyfr. Jednym słowem, miał własne życie, do którego w innym przypadku z pewnością bym nie należała. Traf sprawił, że spotkaliśmy się na tym zapomnianym przez wszystkich terenie i nawiązaliśmy tę wątłą nić porozumienia. Po której wszystko poszło nadzwyczaj szybko z racji tego, że oboje w jakiś sposób spragnieni byliśmy towarzystwa drugiej osoby. Nie takiego machającego z daleka, lecz jak najbliższego. Tego całego odczuwania czyjegoś ciepła, możliwości zamknięcia go w ramionach bez zbędnych słów, wymiany przelotnych pocałunków. Wszystkiego, czego było nam brak chyba w tym samym stopniu, choć z pewnością z zupełnie różnych przyczyn. Tak jak my byliśmy osobami z zupełnie innych światów, jakby odległych rzeczywistości, galaktyk. Było to widać już na pierwszy rzut oka. Ja – wychudzona kobietka o zatrważającym wzroście dochodzącym do metra i pięćdziesięciu dziewięciu centymetrów, w za dużych i nazbyt luźnych ciuchach zupełnie do mnie nie pasujących, z włosami podcinanymi własnoręcznie w oparciu o parę wyszczerbionych nożyczek i pęknięte lustro oraz szczątkowe umiejętności fryzjerskie, upadła gwiazdeczka telewizji Kapitolu i dotychczasowa dziewica z nadzwyczaj dużym doświadczeniem w zaspokajaniu męskich potrzeb. Zaś on… Już chyba lepiej nie przeprowadzać tutaj głębszej analizy. Zerknięcie na jego nieskazitelny, poza pyłem i drobnymi plamkami krwi, garnitur oraz wszystko to, czym nieustannie mnie zaskakiwał, w zupełności wystarczało, by stwierdzić, że był osobą z zupełnie innej ligi. Gdyby nie okoliczności, z pewnością przyszłoby mi potwierdzić osobiście stwierdzenie o za krótkich nogach na takie progi, jednak stało się to, co się stało i najprawdopodobniej powinnam teraz z całych swych sił dziękować siłom wyższym, że pozwoliły mi skubnąć odrobinę takiego kąska. - Ja też. Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Westchnęłam, opierając się wygodniej na łokciu i patrząc na niego z góry. Tym też się delektowałam, bowiem musiałam szczerze przyznać, że w normalnym momencie byłam przy nim osobą dosyć kurduplastą. Z pewnością nijak się miałam do tych wszystkich modelek, jakie z pewnością musiał w swoim starym, czytać – przed napadem amnezji, życiu zaliczać jak kotki podczas rui. Jednak wcale nie czułam się z tym źle czy coś w tym rodzaju. Wręcz przeciwnie, nie mogłam nie uśmiechać się lekko na samą myśl o tym, że przynajmniej z tego względu miał mnie zapamiętać. Jako najdrobniejszą kochankę, którą zaliczył nie tylko kilka razy z rzędu, lecz był też jej pierwszym. Łojoj. - Jesteś niewyżyty, wiesz? – Poinformowałam go odkrywczo szeptem po pocałunku, jaki wymieniliśmy w sposób dosyć namiętny i sprawiający, że aż chciało się więcej. – I za to właśnie cię lubię. – Dodałam jeszcze, pacając go radośnie ręką w czuprynę, by roześmiać się cicho. Był cudowny w tym wszystkim co robił, nawet w dzikim udawaniu potworków niewątpliwie mnie do siebie przyciągał, sprawiając, że dosłownie pragnęłam ponownie się w nim zatopić. Przynajmniej do chwili, w której nie postanowił wspomnieć poszukiwania informacji o swojej własnej przeszłości, którą myśl w sumie sama mu podsunęłam, jednak… O źle, o niedobrze. W tym momencie wychodziła ze mnie chyba wcale nie tak drobna egoistka chcąca zatrzymać go przy sobie przynajmniej jeszcze przez chwilę. A że, po dowiedzeniu się prawdy o samym sobie, zapewne miał odejść w mgnieniu oka. Chyba nie chciałam jeszcze, by to robił. Chyba zdecydowanie jak najbardziej nie. Ee! Zaborcza bestia pełną gębą. Zaborcza i spięta, chociaż miałam cień nadziei, że tego nie zauważy lub też uzna za objaw gotowości do dalszych miziań w połączeniu z rozmową. Którą musiałam wreszcie kontynuować, z całych sił starając się wypaść luźno i do tego przekonująco. Co nie powinno być raczej aż takie trudne, biorąc pod uwagę mą przeszłość. - Większość ludzi kogoś ma, ale… – nie ja – … nie wiemy nawet, ile czasu minęło od twojego zniknięcia z miejsca, gdzie powinieneś się znajdować. To mogą być równie dobrze godziny, jak i całe lata. – Nie chciałam wychodzić w tym na aż taką sukę, jednak nie byłam już osobą mydlącą ludziom oczy. Po odejściu z telewizji i od cywilizacji, cóż, na powrót zrobiłam się wręcz cholernie szczerą osobą. Nie chcąc zbytnio o tym myśleć, by się jakoś specjalnie nie zadręczać, pochyliłam się bardziej nad nim, zamykając wargi na chwilowo odjętej od jego ust butelce i upijając z niej drobny łyczek, by wreszcie oblizać się z zadowoleniem. Co z tego, że miałam własną porcję piwa? Podwójnie kradzione było niczym ciasto przekładane wielowarstwowo najlepszą gatunkowo czekoladą, a gdy jeszcze dochodził do tego fakt, że upijałam je z butelki kogoś takiego… Ciasto praktycznie z samej czekolady oraz trufli i wiśni we wszelkiej postaci, zaś on był bitą śmietaną. Pyszną i kuszącą. Gdy zaś bezceremonialnie dobrał się do mnie, drażniąc wargami… Przymknęłam oczy, opadając bardziej na materac i mimowolnie rozchylając szerzej nogi, by wydać z siebie długi pomruk zadowolenia. Sha jednak zdecydowanie nie pomylił się w swych przemyśleniach dotyczących tego, że jego igranie sobie ze mną już po chwili zaczęło lekko mnie drażnić, zapraszając do rzeczy, których jednocześnie mi robić, przynajmniej chwilowo, nie pozwalał. Moje dłonie jednak mimo wszystko przewędrowały po jego nagich plecach aż prosząc się o to, by przesunąć ja jego zgrabny tyłeczek. Czego w chwili obecnej nie byłam jednak w stanie zrobić, wydając za to z siebie jęk zawodu, który jednak nadzwyczaj szybko zastąpiony został jak największym zadowoleniem i iskrami dosłownie przechodzącymi przez całe moje ciało, gdy dotykał mnie w ten sposób. - Och, Sha… – Westchnęłam, muskając palcami jego skórę. – Nie daj mi więcej czekać…
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Znośne mieszkanie Nie Wrz 21, 2014 5:29 pm | |
| Uświadamiałem sobie, że jestem koneserem kobiecego ciała. Badałem fakturę jej skóry, jej miękkość, bicie jej serca wraz z tętnem, ruch mięśni pod delikatną skórą, smak jej kobiecych soczków, śliny, jej zapach, płynność jej warg i innych partii tego niesamowitego ciała, które właśnie prężyło się pode mną z rozkoszy, której mu dostarczałem. Czułem, jak odbiera każdy ruch mego języka, który leniwie zagłębiał się w nią, by niespiesznie, z nutką wredności z mojej strony, doprowadzać ją do szaleństwa. Pragnąłem, by okazywała swą niecierpliwość. Jej drobna budowa ciała sprawiała, że wyglądała wtedy jak mała, wkurwiona i niewyobrażalnie pociągająca wróżka leśna. Ach, na wspomnienie jej mokrej bluzki miałem diabelną ochotę ponownie zagłębić swą męską dumę w jej oazie niewinności. Choć niewinność i ona? Nieco niemożliwe zestawienie. Właśnie, uwielbiałem ją za to, jaka była. Nie znałem Randy długo. Mogłem nawet powiedzieć, że jej nie znałem. Była mi obca, nic o niej nie wiedziałem, prócz kilku drobnych faktów, które sam wywnioskowałem, może nawet błędnie, ale miała w sobie to coś, co sprawiało, że czułem się przy niej jak przy starej znajomej, którą świetnie znam i która jest mi wysoce bliska. Niebezpiecznie. Ufałem jej, otwierałem się przed nią, a ona słuchała, chłonęła informacje o mnie, zarzucała sieć swego uroku, w którą wpadałem niepostrzeżenie. W dodatku nie dawało mu spokoju to wrażenie, jakby już wcześniej tymi jękami wyśpiewywała mi do ucha swe syrenie kusicielskie pieśni, prowadzące mnie nierozważnie ku zgubie. - Znałaś mnie wcześniej? – Spytałem bezmyślnie, oczarowany jej osobą, na niewielką chwilkę przerywając igranie z kobiecością. Zaraz powróciłem do tej czynności. Moje dłonie przesunęły się na jej biodra, by następnie znaleźć się na dwóch jędrnych pośladkach, które nieco uniosłem, wbijając się w nią jeszcze głębiej. Podobało mi się, jak wymawia moje tymczasowe imię, a to, w połączeniu z jej zapachem i smakiem, wyrabiało ze mną... Oszalałem. Po prostu oszalałem prowadzony ku bramom piekielnym za wyimaginowaną smycz tuż za jej cudownym tyłkiem. Miałem ochotę go capnąć w swoje ząbki i czuć, jak jej ciało sztywnieje w odpowiedzi na ten czyn. Po chwili język zastąpiłem dwoma paluszkami, które bez jakiegokolwiek przyzwolenia wbiły się w nią, wiercąc w niej nieznośnie. Ja zaś oblizałem swe wargi, wracając kąsającą trasą do jej piersi. Chwyciłem jeden z jej sutków w zęby, ssąc bardziej brutalnie niż z finezyjną łagodnością. Lewa dłonie wbiła swe palce w jej prawe udo, zaciskając się na nim i zaraz też je puszczając, jakby była łapką małego kociaka, który ssie mleko swej matki. Właśnie, wspominałem, że byłem niewyobrażalnie wręcz głodny? Ten głód objawiał się w uczuciu bólu podniecenia w mojej dolnej partii ciała, która domagała się, bym w końcu przerwał udawanie małego chłopca i tę zabawę w piaskownicy, a w końcu pokazał jej ponownie, co to znaczy mieć prawdziwego faceta w łóżku. Dla ścisłości, na materacu. Zniszczonym, co mi jakoś umykało, nie obchodząc mnie ani zbytnio. Zamruczałem, wysuwając palce z jej kobiecości , by złapać za mą naprężoną dumę i ponownie zatopić ją w mokrej jamie doskonałości. Westchnąłem, dopadając ustami jej warg i po raz kolejny dzisiejszej nocy dziko je drażniąc. Zapewne miały mnie mieć dość przez najbliższe dni. Ot, taka niechęć przez te podłe tortury, które tak bezdusznie je kąsały, które polegały też na wpychaniu silnego języka, muskając je przy tym i doprowadzając do tego nieznośnego mrowienia. Czyż nie dawałem im powodów do nienawiści względem mojej osoby? Najlepsze z tego wszystko zaś było to, że patrzyłem prosto w jej, teraz ciemnozielone, oczy i chwytałem w swoje usta powietrze, które przyczyniało się do powstawania tych rozkosznych jęków, których autorką była. - Randy... – Szepnąłem. Tylko tyle. Nic więcej nie trzeba było, bo wiedziała, co miałem na myśli. Cudowność tej chwili, której nie można było oblec w słowa. To byłoby bezbożne świętokradztwo, gdybym próbował opisać te jedyne w swoim rodzaju uczucia. Objąłem ją za plecy, przylegając do jej ciała jeszcze bardziej. Ponownie spleceni byliśmy w intymnym tańcu, który uświadamiał nam, że w tej chwili jesteśmy dla kogoś wyjątkowi, niezwykli, kochani i to było miłe. Aż zanadto, dlatego nieznośny głos, który nadal wrednie mi obwieszczał, że w końcu ją zostawię, sprawiał, że czułem dziwne ukłucie w piersi. Wiedziałem jednak, że to nastąpi. Nieważne, co jej obiecuję, czy co się między nami jeszcze wydarzy. Mimo wszystko odejdę. |
| | |
| Temat: Re: Znośne mieszkanie | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|