IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Zrównane z ziemią osiedle - Page 2

 

 Zrównane z ziemią osiedle

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 12:53 am

First topic message reminder :



Jedno z miejsc na Ziemiach Niczyich, które w trakcie rebelii ucierpiało najbardziej. Dosłownie zrównane z ziemią przez bomby zapalające zrzucone z poduszkowców Trzynastego Dystryktu, jednym bokiem przylega bezpośrednio do granicy z obecnym Kapitolem. Żaden budynek nie ostał się tu w całości - z ziemi wystają jedynie niskie mury, pojedyncze ściany, odkryte piwnice.


Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 3:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Sophie Palin
Sophie Palin
https://panem.forumpl.net/t1717-sophie-palin#21683
https://panem.forumpl.net/t1725-siadzcie-na-sofie
https://panem.forumpl.net/t1724-sophie-palin#21699
https://panem.forumpl.net/t1726-zapiski-nieistniejace#21701
Wiek : 19

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySro Lut 12, 2014 9:14 pm

Sophie, trzymając w dłoni blachę ze świeżo upieczonym ciastem podbiegła do drzwi i otworzyła je z uśmiechem. Kraciasty, czerwony fartuszek zarzucony na ubrania kontrastował z jasnymi włosami. Przywitała gościa, którego twarzy nie widziała dokładnie, dwoma pocałunkami w policzki. Muah, muah, cmok, cmok!
I wtedy się ocknęła. Musiała przysnąć na siedząco, opierając się o ścianę przy oknie, przez które obserwowała okolicę. Serce szarpnęło się w niepokoju, lecz w osobie, która weszła do pomieszczenia, rozpoznała Soneę. Palce przestały zaciskać się na paralizatorze, a sama Soph podniosła siedzenie z podłogi. Brud zebrał się na materiale znoszonych spodni, jednak dziewczynie najwyraźniej to nie przeszkadzało. Kto by się przejmował tym, że na dupsku ma okrągły ślad z tynku pomieszanego z kurzem?
- Bardzo. - Mruknęła podchodząc leniwym krokiem do gościa. Na nic żywszego nie miała siły. Chwyciła pakunek, unosząc kącik pełnych ust w czymś na kształt uśmiechu. A że w zwyczaju dziękować nie miała, otworzyła szybko paczkę i zaczęła grzebać. Żołądek aż się jej skręcił na widok bułki, którą pospiesznie zaczęła wciskać do ust, nie zawracając sobie głowy jakimikolwiek manierami. Jadła trochę jak dzikie zwierze, które upolowało łanię. Wgryzała się w kolejne kawałki, nie nadążając z przełykaniem.
- Jeszt mydo? - Zapytała, unosząc wzrok. Musiała się umyć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyCzw Lut 13, 2014 7:45 pm

Obserwowałam ruchy dziewczyny z pewnego rodzaju zaciekawieniem, którego może nie powinnam była okazywać. Patrzyłam na jej ciemne włosy, falujące lekko w rytm jej kroków, na niepewnie uniesiony ku górze kącik ust, a potem na pewną dzikość, z którą rzuciła się na trzymaną w mojej dłoni paczkę. Odsunęłam się o krok i zawiesiłam wzrok w okolicach podłogi, nie chcąc deprymować jej podczas rozkoszowania się dostawą żywności. Nie miałam prawa zakłócać jej chwil czegoś, o czym myślałam, że mogło być szczęściem; przecież nie mogła mieć ich zbyt wiele, nie w takich czasach i nie w takim miejscu. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem na jej niezbyt entuzjastyczną odpowiedź.
-Ja za Tobą też- odparłam z rozbawieniem. Może innych ludzi dawno zraziłby brak wylewności, albo chociaż najzwyklejszych słów podziękowania ze strony Sophie, ale mi to nie przeszkadzało. Kiedyś, dawno, dawno temu, byłam do niej bardzo podobna. Mogłam dopatrzeć się swojej młodszej wersji w jej dumnym uniesieniu podbródka i nieco wyzywającym, chociaż zmęczonym spojrzeniu. Walczyła o swoje, tylko tyle, tak, jak kiedyś walczyłam ja. I mi się udało- wygrałam mieszkanie w Dzielnicy Rebeliantów, pokrywające się cienką warstwą kurzu i startych na proch obietnic, wygrałam posadę szkoleniowca młodych żołnierzy, którzy w większości przypadków byli zmuszani do służby przez apodyktycznych ojców lub przez samą Coin, wygrałam uśmieszek zadowolenia, który pojawiał się na ustach prezydent Coin, kiedy podczas przyjęcia zdołała dojrzeć mnie w tłumie... Ale na co mi się to zdało? Odrzuciłam Dzielnicę, zamieszkując Kwartał, większość czasu pracowałam jako sekretarka w Violatorze i nie znosiłam Coin z całego serca. Może wygrałam to, czego chciałam, ale przegrałam to, czego tak naprawdę było mi potrzeba.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos przeżuwania, a potem pytanie Sophie. Podniosłam wzrok, napotykając spojrzenie dziewczyny. Uśmiechnęłam się delikatnie, zanim rzuciłam.
-Jest. Mydło, szampon, zapas żywności na conajmniej tydzień, termos z kawą i trochę drobiazgów, sama zobaczysz.- Odparłam, zanim dodałam jeszcze.- I... smacznego, Sophie.
Przeszłam kilka kroków, rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu. Nie było tu zbyt wiele, chociaż dziewczyna i tak nieźle sobie poradziła, biorąc pod uwagę wygląd kilku opuszczonych mieszkań, które minęłam po drodze.
-Dawno tu nie byłam. Już prawie zgubiłam się po drodze- mruknęłam niezbyt świadomie, okrążając pokój, żeby po chwili zatrzymać się niedaleko Sophie.- Działo się coś ciekawego tu albo... u Ciebie?
Dodałam łagodnie na sam koniec, przewidując, że dziewczyna raczej nie będzie zbyt skłonna do zwierzeń, ale przecież zawsze mogłam spróbować. Raczej nie miała zbyt wielu znajomych w okolicy, którym mogłaby się zwierzyć w razie potrzeby, więc liczyłam na to, że któregoś razu zamiast odmówić mi, mogłaby chociaż spróbować mi zaufać. Nie dziwiłam się jednak, że nie było jej łatwo. Mimo wszystkich pozorów wciąż toczyliśmy wojnę, a zaufanie komuś mogło szybko odwrócić się zarówno na korzyść, jak i odwrotnie.
Powrót do góry Go down
Sophie Palin
Sophie Palin
https://panem.forumpl.net/t1717-sophie-palin#21683
https://panem.forumpl.net/t1725-siadzcie-na-sofie
https://panem.forumpl.net/t1724-sophie-palin#21699
https://panem.forumpl.net/t1726-zapiski-nieistniejace#21701
Wiek : 19

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyNie Lut 16, 2014 3:47 pm

Otarła dłonią usta, by pozbyć się zalegających na nich okruszków pieczywa. Kiedy już skończyła z bułką, mogła wziąć się za resztę prezentów. Wyciągnęła z paczki termos z kawą, o którym właśnie mówiła Sonea, nalała jej trochę do zakrętki i uniosła w geście toastu i swoistego podziękowania. Musiała się napić, bo bułka wciśnięta na szybko stanęła jej w przełyku. Musiała naprawdę się postarać, by nie rzucić się na tygodniowy zapas jedzenia i nie wciągnąć go na raz jedną dziurką od zadartego nosa. Przerzuciła za to zawartość paczki i wyciągnęła mydło i szampon. Powąchała i jedno i drugie, czując nagły przypływ pozytywnych uczuć. I ona będzie tak niedługo pachniała. Niby człowiekowi nie przeszkadza jego własny zapach, ale Sophie nosiła na sobie też zapachy innych mężczyzn. Udało pozbyć się jej uczucia ohydy, które wcześniej ją dręczyło, ale właśnie... Zapach.
Sophie przeniosła wzrok z mydła na Soneę, kiedy ta się odezwała. Prawie się zgubiła? Dobrze, że prawie. To by była tragedia, gdyby paczka nie dotarła.
No, i gdyby Sonei coś się stało, jednak o tym już Soph nie pomyślała w tej sytuacji.
- Mmm... - Nie, nie miała ochoty odpowiadać. Nie czuła się również zobowiązana, by to robić. Jednak myśl, że mogłaby odepchnąć Son jeszcze bardziej, zrazić ją do siebie i tym samym odciąć od tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które przynosiła, odciąć się od jej towarzystwa... Towarzystwa? Prawda, nie mogła powiedzieć, że za nim nie przepadała. Sonea była jak sporadyczny powiew świeżości w tych smutnych jak pizda ruinach.
Dlatego po ciężkim westchnięciu Sophie odpowiedziała na pytanie.
- Ostatnio było trochę nieciekawie. - A kiedy było? - Widziałam, jak zgarnęli stąd ze trzy osoby. Trochę brutalnie. - Podniosła się z ziemi, trzymając w ręce szampon. Od kostek po kolana szły po spodniach smugi brudu, kolejne do kolekcji. - Niby coś z ich dokumentami. Zabrali ich do KOLCa. - Dodała ponuro, wsadzając głowę do wiadra z wodą. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Właśnie zapewniła sobie mini-szok termiczny. Podniosła się, pochylając się wciąż do przodu i zaczęła myć włosy. O sobie i tych innych nie zamierzała opowiadać.
- Myślisz... Myślisz, że... - Zaczęła dwa razy, szorując głowę. Na chwilę zamilkła, po czym machnęła ręką i wzięła się za płukanie piany. Chciała się zapytać, czy Sonea wie.
Wie, gzie zostałaby wysłana Sophie ze swoimi dokumentami. Urodzona w Trójce, ale adoptowana przez Kapitol. Gdyby ktoś zaczął pytać, miałaby oczywiście gotową historię. Nie była jedną z nich, to na pewno. Spotkało ją tam tyle złego. Mogłaby opowiedzieć wszystkie historie, parę stworzyć... Ale czy to by wystarczyło? Tchórzyła i nie potrafiła się zebrać na pokazanie dokumentów.
- Fajnie pachnie. - Mruknęła tylko po chwili, najwyraźniej nie zamierzając mówić, o co tak właściwie jej chodziło.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySro Lut 19, 2014 6:37 pm

Kiedy Sophie zasalutowała mi kubkiem z kawą, uśmiechnęłam się tylko lekko pod nosem, żeby potem obserwować, jak pije. Zawsze zadziwiało mnie to, że taka drobna, krucha i niepozorna osóbka potrafiła sobie radzić w tak niesprzyjających warunkach. Przecież była taka... delikatna, właściwie jeszcze dziecko z zaledwie dziewiętnastką na karku. Byłam od niej niewiele starsza, ale i tak w pewien sposób czułam się za nią odpowiedzialna, odpowiedzialna na tyle, żeby przychodzić raz na jakiś czas z prowiantem i upewniać się, że wszystko z nią w porządku i że jakoś daje sobie radę. Zadanie nieco utrudniała mi jej małomówność, ale i do tego zdołałam się po czasie przyzwyczaić. Ba, przestałam nawet naciskać na to, żeby mi się zwierzała- mówiła tylko tyle, ile chciała, czyli zwykle bardzo niewiele, strzępki informacji, które jednak potrafiły być czasem potrzebne. Moje życie i wieczne balansowanie pomiędzy Dzielnicą a Kwartałem nigdy nie należało do najbezpieczniejszych, więc wszystkie informacje o działaniu władz mogły mi się przydać w najmniej spodziewanym momencie. Spoglądałam w milczeniu na przeglądającą zawartość pakunku Sophie i zastanawiałam się, czy wie, albo czy chociaż domyśla się, kim jestem. A nawet jeśli nie, to jak zareagowałaby, wiedząc? Uznałaby mnie za pełną brawury idiotkę, czy raczej oszustkę i szczęściarę w jednym?
-Trzy osoby, to całkiem sporo- mruknęłam z zastanowieniem, obserwując, jak dziewczyna zabiera się za mycie włosów.- I to za dokumenty. Zaczynają węszyć, co?
Przez chwilę milczałam, cicho analizując pytanie, które chciałam jej zadać, zanim dodałam:
-A co z Twoimi dokumentami? Masz fałszywki? Może ich potrzebujesz? Nie chwaląc się, mam trochę znajomych, pewnie mogłabym poszperać i znaleźć jakiegoś fałszera. Jeśli tego potrzebujesz, oczywiście.
Dorzuciłam na koniec łagodnym głosem. Wiedziałam, że dziewczyna nie przepadała za długami wdzięczności, a tym bardziej za okazywaniem jakiejkolwiek litości, chociażby jej najmniejszych przejawów. Dlatego zawsze, kiedy jej coś oferowałam, starałam się mówić z obojętnym spokojem, który raczej pasował do naszej relacji. Obojętny spokój. Nie byłyśmy przyjaciółkami, nie znałyśmy się przed rebelią, łączyła nas współpraca i w pewien sposób obupólne korzyści. Prowiant za informacje. A nawet, jeśli zdążyłam polubić Sophie, postanowiłam zachować to dla siebie, bo wątpiłam w to, że odwzajemniała to uczucie.
-Myślę, że co?- Zapytałam szybko, nawet szybciej, niż bym tego chciała, natychmiast zaintrygowana słowami dziewczyny. Niezbyt często mówiła cokolwiek o sobie albo od siebie, więc jeśli nadchodziła okazja, to bardzo chciałam ją wykorzystać.
Uśmiechnęłam się lekko na słowa o przyjemnym zapachu.
-Dziękuję, sama wybierałam- rzuciłam tylko pogodnym głosem.
Powrót do góry Go down
Sophie Palin
Sophie Palin
https://panem.forumpl.net/t1717-sophie-palin#21683
https://panem.forumpl.net/t1725-siadzcie-na-sofie
https://panem.forumpl.net/t1724-sophie-palin#21699
https://panem.forumpl.net/t1726-zapiski-nieistniejace#21701
Wiek : 19

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySro Lut 19, 2014 7:38 pm

Nie, nie miała pojęcia, kim jest Sonea. Gdyby chciała, pewnie istniałby sposób, by się dowiedzieć. Pytanie tylko, którą osobowość Sophie odkryłaby jako pierwszą? Gdyby Sonea okazała się być mieszkanką KOLCa, która wychodziła regularnie, tylko po to by dokarmiać takie sieroty jak ona, Soph zapewne pomyślałaby, że podczas rebelii dostała w głowę. Mocno. Bardzo mocno. Parę razy.
A gdyby okazała się być rebeliantką? Podobnie. Z tym, że tym razem zwaliłaby to na niepoprawnie dobre serce, a nie wstrząśnienie mózgu.
Na razie jednak o tym nie myślała i myśleć zapewne nie miała zamiaru. Ta wiedza była jej do szczęścia niepotrzebna - a przynajmniej tak twierdziła sama zainteresowana.
- Chodziło o broń i... Coś tam. Niby szukali ich od miesiąca za szmuglowanie między KOLCem a tymi terenami, ale... - Sophie pokręciła głową. - Można powiedzieć, że ich znałam. A to, co im zarzucili jest nieprawdą. - Zacisnęła na chwilę pełne usta w złości. Nie była empatyczną osobą, ale mierziło ją, gdy widziała taką niesprawiedliwość. Przecież w każdej chwili mogła ona ją dosięgnąć.
- Nie, nie mam... - Powiedziała dziwnie wolno, unosząc mokrą głowę. Po chwili zaczęła wyciskać włosy, by w końcu zawinąć je w jakiś poszarpany ręcznik. - To znaczy... Mam. - Dodała po chwili. Przyglądała się Sonei z uwagą, bardzo ostrożnie, jakby bała się, że to, co powie, mogłoby doprowadzić do nieszczęścia. I to sprowadzało Sophie do poprzedniego pytania. Przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i otworzyła na chwilę usta, by za chwilę je zamknąć. Dokumenty ukryte w wewnętrznej kieszeni bluzy, którą własnoręcznie tam doszyła, paliły w pierś. Pokazać je? W końcu mieszkając tu Sophie musiała być uciekinierem z KOLCa, albo szurniętym rebeliantem. A co jeśli Sonea będzie mogła jej pomóc... Butelka szamponu obracała się w dłoniach Sophie, a jej zawartość chlupotała radośnie.
Nie, nie. To głupie. Nic takiego się nie stanie. Na pewno zgarną ją do KOLCa. Wolała zdychać tu, niż siedzieć w jakimś śmierdzącym gettcie, gdzie odbierało się ludziom wszystko, od pieniędzy po godność. Nie, żeby Ziemie Niczyje w nie obfitowały.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyCzw Lut 20, 2014 12:14 am

Zapowiadał się kolejny prozaiczny dzień, jednak nie dla wszystkich. Oddział Strażników Pokoju, w skład których wchodziło pięciu rosłych mężczyzn i jedna kobieta, przemierzał właśnie Ziemie Niczyje w poszukiwaniu uciekinierów i niebezpiecznych dla środowiska Almy Coin. Zapewne przeszliby przez to zrujnowane osiedle dość szybko, byleby tylko odbębnić rutynowy patrol, gdyby nie głosy Sonei i Sophie, niosące się lekkim echem.
Obie przedstawicielki płci pięknej zostały otoczone, a z pięć egzemplarzy świeżo naoliwionej i wyczyszczonej naładowanej amunicją broni palnej celowało w ich stronę.
- Proszę, proszę… Randka w ciemno w ruinach luksusowych chałupek – zakpił nieco żartobliwym tonem wysoki blondyn, mierząc wzrokiem Soneę, a po niej Sophie. – Chyba jaśnie panienki pragną wpaść w tarapaty, szwendając się tutaj. Dokumenty do kontroli, już! – rozkazał.



    Sonea, Sophie - mądrze było spotykać się właśnie tutaj i mówić o pół oktawy za głośno? Nieładnie, dziewczęta, nieładnie. Stójcie grzecznie, to tylko rutynowa kontrola, i jeśli dostosujecie się do moich zaleceń, patrol sprawdzi Was, przepyta i puści... Ale gdyby jakieś dzikie ekscesy i chęci ucieczki wpadły do Waszych urodziwych główek, pamiętajcie - sześcioro Strażników to jednocześnie sześć pięknych pistoletów, w każdej chwili gotowych do wystrzału. Pif paf... I może polać się krew. Lub, co gorsze - a może i lepsze? - zawsze możecie trafić do romantycznych cel na posterunku Strażników w Kwartale... Decyzja należy do Was, pistolecik strzela, MG kule nosi. Enjoy!
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyCzw Lut 20, 2014 8:24 pm

Westchnęłam cicho, widząc wywołaną samym wspomnieniem złość na twarzy Sophie. W tych czasach nie istniało już coś takiego jak sprawiedliwość. Jeśli ktoś był podejrzany, nikt nie dociekał, czy faktycznie popełnił jakieś wykroczenie, natychmiast zamykając go za kratkami. W każdym momencie można było zostać podejrzanym o wichrzycielstwo albo próbę obalenia nowych władz, zupełnie tak, jakby prezydent Coin zaczęła się bać zamachu ze strony pięcioletniego dziecka głodującego w KOLCu. Mimo pozorów i wszystkich gładkich słówek na temat pojednania i pokoju, który miał zapanować już raz na zawsze, wszyscy wiedzieli, że powietrze jest ciężkie od niedopowiedzeń, a z oddali nadlatuje słaba woń nadchodzącej wojny. Nikt nikomu nie ufał, nikt nie był w stanie zdobyć się na najdrobniejszy chociażby gest życzliwości w stronę drugiego człowieka. Dłuższe zaprzeczanie oczywistemu faktowi nie miało sensu- Panem, a w szczególności Kapitol zamienił się w jedną, wielką arenę, jeszcze dymiącą lekko po ostatnich rzeczywistych Igrzyskach. Żadnych sojuszników. Oczy szeroko otwarte. Broń na podorędziu. Tylko to dawało nikły cień szansy na przetrwanie.
-W tych czasach nikt już nie przejmuje się prawdą, Sophie- odparłam cichym głosem.- I myślę, że wiesz to równie dobrze jak ja. Właśnie dlatego powinnaś uważać.
Uniosłam lekko jedną brew, widząc jej niezdecydowanie i coś jakby... walkę z samą sobą? Otworzyłam usta, chcąc jej odpowiedzieć, ale zanim zdążyłam rzucić chociaż jedno słowo, przerwały mi kroki. Odwróciłam się z przestraszoną miną dokładnie wtedy, kiedy przemówił jeden ze Strażników Pokoju.
-Proszę, proszę… Randka w ciemno w ruinach luksusowych chałupek. Chyba jaśnie panienki pragną wpaść w tarapaty, szwendając się tutaj. Dokumenty do kontroli, już!
Przygryzłam lekko dolną wargę, oceniając nasze szanse. Pięciu mężczyzn i jedna kobieta, czyli razem szóstka. Wyglądali na grupę osób, która miała wprawę w takich inspekcjach. Serce zaczęło mi walić tak głośno, że byłam pewna, że je słyszeli. Mogłam powalić jednego, dwóch albo trzech, ale to wciąż było zbyt mało, a miałam wątpliwości co do tego, że Sophie dałaby sobie radę z resztą. I to o nią się martwiłam. Co, jeśli skłamała i nie miała dokumentów? Mieli wrzucić ją do Kwartału, po prostu, ot tak?
Błagając w duchu, żeby nie robiła niczego głupiego, powoli sięgnęłam ręką do kieszeni w poszukiwaniu własnych dokumentów. Sama też byłam na niezbyt dobrej pozycji. Po poznaniu mojego nazwiska przez Strażników musiałam uważać na to, co robię, żeby nie trafić do więzienia albo nie zostać ściganą od Kwartału aż po Dzielnicę.
Niechętnie położyłam swoje dokumenty na dłoni wysokiego blondyna, który kazał nam je pokazać.
-Nie rozumiem, po co ta szopka- rzuciłam nieco władczym tonem, nie kryjąc niezadowolenia. Miałam nadzieję, że może raz albo dwa uczestniczyli w moich treningach i że przez odrobinę jakiegokolwiek szacunku czy też sympatii dadzą nam spokój. Zerknęłam z niepokojem na Sophie, błagając w duchu, żeby jakoś jej się udało.
Powrót do góry Go down
Sophie Palin
Sophie Palin
https://panem.forumpl.net/t1717-sophie-palin#21683
https://panem.forumpl.net/t1725-siadzcie-na-sofie
https://panem.forumpl.net/t1724-sophie-palin#21699
https://panem.forumpl.net/t1726-zapiski-nieistniejace#21701
Wiek : 19

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyCzw Lut 20, 2014 10:00 pm

Żadnych sojuszników. Bo ten, kto dzisiaj ci pomagał, jutro mógł sprzedać się za własne bezpieczeństwo. Oczy szeroko otwarte. Inaczej można się było wpakować w gówno po pas. Broń na podorędziu. To gdzie Sophie w końcu trzymała swój paralizator?
Słysząc kroki wielu osób, które zbliżały się do czegoś, co nazywała swoim domem, serce zamarło jej w piersi, a potem opadło jak Titanic na dno oceanu. Chciała przełknąć ślinę ale w ustach miała sucho. W głowie miała pusto. Ogarnęła ją przez chwilę panika: co robić, co robić? Uciekać. Tak, przez okno, skakać, uciekać. Kulka w plecach... Nie, musiała wymyślić coś innego. Schować się! Tak, schować się w dziurze w ścianie i modlić się, by strażnicy byli ślepi.
Rzuciła się w jedną stronę, ale stał tam już jeden ze strażników. Odwróciła się i jej wzrok padł na kobietę z bronią w dłoni. Od gwałtownych ruchów ręcznik spadł jej gdzieś pod nogi, powodując, że się potknęła. Mokre włosy rozsypały się wokół jej dziecięcej buzi. Siedem nieszczęść. Siedemset wręcz.
Stała, wbijając od dawna nieobcinane paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Może jeśli się nie będzie ruszać, przestaną zauważać jej obecność? Odejdą, dadzą jej spokój? Ha, marzenia ściętej głowy! Głowy, w której zaczęła się kolejna gonitwa myśli. Czym bardziej się wkopie - brakiem dokumentów, czy ich okazaniem?
Oddech jej przyspieszył, gdy powiodła wzrokiem za Soneą, która pewnym krokiem podeszła do jednego ze strażników. Pewność z jaką dała im swoje dokumenty... Tak, Sophie też chciałaby móć tak zrobić. Z tym, że w jej stało jak byk Pochodzenie: Dystrykt 3. ADOPTOWANA PRZEZ KAPITOL. Wolałaby nie zaznać nigdy życia w tym śmierdzącym przepychem Kapitolu. Wolałaby siedzieć po dziesięć godzin i spawać kable, niż nauczyć się zabawy dla bogaczy. Wolałaby należeć gdzieś naprawdę.
A najlepiej gdzieś poza Starym Kapitolem.
Dokumenty pozostawały w jej kieszeni. Nie czuła się zdolna do poruszenia, nie czuła się zdolna do ich pokazania. I skazania siebie na areszt i KOLC. - Krzyczały jej myśli.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyCzw Lut 20, 2014 11:54 pm

Strażnicy nie spuszczali wzroku z obu dziewcząt, a wycelowana w nie broń nie drgnęła o milimetr. Wyglądało na to, że Sophie i Sonea nie mogły liczyć na żadną litość czy też żarty, które mogłyby rozluźnić tę jakże napiętą sytuację. Blondyn, który wyciągnął dłoń po dokumenty, zmierzył Soneę po raz kolejny, a jego brwi zmarszczyły się nieco.
- Panna… Hastings, no proszę… - zerknął w stronę Strażniczki, która skinęła głową. – No, nie wiem, czy powinna pani przebywać w takim miejscu… Z tym nazwiskiem. Na pani miejscu raczej skierowałbym się w stronę bardziej bezpiecznej dzielnicy.
Machnął dłonią, pozwalając Sonei na odsunięcie się i zrobienie miejsca Sophie. Reszta oddziały również patrzyła na dziecięcą twarzyczkę bezbronnej Palin; gdzieś z boku rozległ się gwizd.
- Spokój!
Blondyn, zniecierpliwiony powolnymi ruchami Sophie, wyrwał jej z rąk dokumenty i już miał przejrzeć je pobieżnie, gdy jego wzrok zatrzymał się na pewnym dość niefortunnym fragmencie.
- Adoptowana przez Kapitol…? Reece, przeszukaj natychmiast jej rzeczy!
Strażniczka podeszła do rzeczy Sophie i zaczęła dokładnie je oglądać i sprawdzać, czy aby przypadkiem dziewczyna nie posiada w swoim dobytku czegoś, co byłoby wyjątkowo niebezpieczne.
- Adoptowana przez Kapitol, no proszę. Panno Palin, zapewne wielu mieszkańców Kapitolu zastanawia się, gdzie się pani podziewa… Reece?
- Nic! Wygląda na to, że jest czysta.
Dowodzący oddziałem westchnął i znów zerknął na adnotację w dokumentach Sopie. Po jego twarzy widać było, że się waha. Wreszcie oddał je i skinął na jednego z uzbrojonych mężczyzn, który podał dziewczynie ciepły płaszcz, zdjąwszy go uprzednio z siebie.
- Panienka się ubierze – rzucił chłodno. – I w najbliższym czasie stawi na posterunku Strażników w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej, niekoniecznie z panną Hastings. Bez obaw – dodał szybko, widząc minę Sophie – nic panience nie grozi, doprawdy.
Szczęknęła zabezpieczana broń, a Strażnicy cofnęli się o krok. Zasalutowali Sonei i jej towarzyszce, po czym wycofali się z osiedla i ruszyli na dalsze tereny Ziem Niczyich.



    Drogie panie, rewizja Waszych dokumentów była nadzwyczaj łagodna… Ale może to tylko pozory? Kto wie, może Reece naprawdę znalazła coś w rzeczach Sophie? Uważajcie na siebie i pamiętajcie o tym, że Sophie czeka upojna randka ze Strażnikami w Kwartale. Sophie, przy bramie głównej podasz swoje nazwisko, a Strażnicy wpuszczą Cię i chętnie odprowadzą na miejsce przesłuchania. Buzi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySob Lut 22, 2014 3:16 pm

Serce kołatało mi w piersi jak ptak w klatce, który rozpaczliwie próbuje wyrwać się na wolność. Krew pulsowała mi w żyłach gwałtownym, pełnym paniki rytmem, a w głowie jedna myśl goniła drugą. Próbowałam jak najszybciej przeanalizować sytuację i znaleźć jakieś wyjście, w końcu dawno temu miałam też zajęcia ze strategii, ale im bardziej starałam się wpaść na jakiś w miarę logiczny pomysł, tym bardziej nie mogłam się skupić. Starałam się też zachować kamienną twarz i udawaną irytację tym nagłym wtargnięciem, chociaż przecież wiedziałam, że to był ich obowiązek i wmawianie im, że to niepotrzebna szopka, na dłuższą metę nie miało najmniejszego sensu.
Jeden z nich, ten, któremu wręczyłam dokumenty, otworzył je i szybko znalazł moje nazwisko. Ze strachu trzęsły mi się dłonie, więc splotłam je luźno i skarciłam się w myślach. Moje dokumenty były przecież nieskazitelne, nie było w nich niczego, do czego mogliby się przyczepić.
-Panna… Hastings, no proszę… No, nie wiem, czy powinna pani przebywać w takim miejscu… Z tym nazwiskiem. Na pani miejscu raczej skierowałbym się w stronę bardziej bezpiecznej dzielnicy.
Czyli wiedział, kim jestem, zapewna wiedziała też Strażniczka, która kiwnęła głową. Z wysiłkiem spróbowałam przywołać na usta sztywny, niezbyt szczery uśmiech.
-Wezmę to pod uwagę- odparłam krótko, odbierając dokumenty i zgodnie z jego poleceniem usuwając się w bok. Mimo tego, że nie zwrócił mi na nic uwagi, bałam się możliwie jeszcze bardziej. Sophie. Sophie, która być może wcale nie miała dokumentów, przez co obie mogłyśmy skończyć na posterunku. Po chwili jednak Strażnik wyszarpnął jej coś z rąk, więc jednak musiała je mieć.
-Adoptowana przez Kapitol…? Reece, przeszukaj natychmiast jej rzeczy!
Drgnęłam lekko, zaskoczona. A więc to była ta tajemnica? Nie była Kapitolinką, a jedynie jego adoptowaną mieszkanką? Analizowałam to pospiesznie, jednocześnie obserwując, jak Strażnicy przeszukują jej rzeczy. Na szczęście nic w nich nie znaleźli i nie zabrali jej na posterunek, jedynie zostawiając jej płaszcz i polecenie stawienia się na przesłuchanie. Kiedy byłam już pewna, że odeszli, odetchnęłam z ulgą i przycisnęłam dłonie do twarzy.
-Mało brakowało, co?- Rzuciłam nieco urywanym głosem po uprzednim odsunięciu rąk od ust.- Adoptowana przez Kapitol... Czemu nic mi nie powiedziałaś, Sophie? Chociaż to już teraz nieważne, musisz się z tego jakoś wytłumaczyć, widzieli Twoje dokumenty i na pewno to zapamiętali, więc nawet, jeśli załatwiłabym Ci fałszywki, to już nic by nie dało.
Odczekałam krótką chwilę, a potem dodałam cicho.
-Chociaż i tak poszło nie najgorzej, prawda?
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale powstały na mojej twarzy grymas był raczej znakiem ciągłego niepokoju, niż czegokolwiek innego.
Powrót do góry Go down
Leah Bennett
Leah Bennett
https://panem.forumpl.net/t1561-leah-bennett
https://panem.forumpl.net/t1563-leah
https://panem.forumpl.net/t1562-leah-bennett
Wiek : 18
Zawód : szukam

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPią Lut 28, 2014 8:19 pm

Udawajmy, że wcale nie odpisuję na post z miesięcznym opóźnieniem. ;___;

Jest coś niepokojącego w zapadającym zmroku. Coś tajemniczego, nieuniknionego i trudnego do opisania, co czyni ten krótki okres między półmrokiem, a całkowitą ciemnością, gorszym od tej drugiej. Obserwowanie, jak słońce chowa się na wyszczerbionymi zębami zniszczonych czasem i rebelią budynków, zawsze wprawiało mnie w jakiś nerwowy stan. Patrzyłam na coraz dłuższe cienie, coraz ciemniejsze nisze, i czułam na skórze coraz chłodniejsze powietrze, i wiedziałam, ze nie mogę zrobić absolutnie nic, żeby zatrzymać ten proces. Noc miała nadejść tak czy inaczej, nieuchronnie i nieubłagalnie, przynosząc ze sobą strach i zapowiedź kolejnej walki o przetrwanie; i nieważne, jak bardzo byśmy tego nie chcieli, pozostawała niewzruszona na nasze prośby.
Tak samo jak niewzruszone były wojska Trzynastki, kiedy wyganiały Kapitolińczyków z ich domów. Tak samo, jak żadne z nas nie potrafi zatrzymać postępującego mroku, tak samo nie potrafiliśmy złapać w locie rozsypujących się cegieł, zatrzymać kul, zanim przebiły delikatną warstwę skóry i mięśni.
Może nie miałam prawa o tym opowiadać, nawet w myślach. Może odebrał mi je fakt, że owe wydarzenia nie dotknęły mnie osobiście, że byłam tylko biernym obserwatorem; a może właśnie to ja miałam najjaśniejszy i najbardziej całościowy obraz sytuacji? Stojąc pośrodku i na dobrą sprawę nie należąc do żadnej ze stron?
Zerknęłam z ukosa na idącą obok mnie Cypriane. Długie cienie budynków padały i na nią, sprawiając, że lekkie cienie pod oczami wydawały się dużo większe niż w rzeczywistości, podkreślając ten rodzaj zmęczenia, którego nie dało się odegnać nawet dobrze przespaną nocą. Może była jedną z tych dobrych, którzy po prostu zostali rzuceni w niedobre czasy; tak jak żołnierze, którzy co prawda szli jedną falą razem z innymi, ale gdy nikt nie widział, podawali zmarzniętej, kapitolińskiej dziewczynce dodatkową kurtkę, albo wsuwali w dłonie zrozpaczonej kobiety kilka banknotów. Może należała do nielicznej garstki tych, którzy potrafili myśleć poza schematami.
A może nie. Może była to tylko moja wyobraźnia.
Podskoczyłam nerwowo, kiedy moje uszy wyłapały kilka uderzeń o ziemię kopniętego przez nią kamyczka. Wraz z zapadnięciem zmroku, odruchowo zaczęłam poruszać się na palcach, starając się robić jak najmniej hałasu i jednocześnie wyostrzając własny słuch. Nie spodziewałam się ataku - większość mieszkańców Ziem Niczyich poruszała się raczej samotnie, na pewno nie ryzykowałaby więc konfrontacji z nami dwiema - ale wypracowane nawyki okazały się zbyt trudne do wykorzenienia. Istniało jeszcze niebezpieczeństwo napotkania Strażników Pokoju, ale ich zazwyczaj było słychać z dosyć dużej odległości. A przynajmniej takiej, która pozwalała na bezproblemowe znalezienie kryjówki.
Pokiwałam bezgłośnie głową, zastanawiając się nad słowami Cypriane. Tak jak myślałam, miała na głowie więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Co dokładnie - mogłam się tylko domyślać, chociaż zapewne i tak nie znałam życia na tyle, żeby udało mi się zgadnąć. Zresztą - czy to było takie ważne? Była dla mnie tylko anonimowym cieniem, który za kilka zakrętów zniknie i którego najprawdopodobniej nigdy już nie zobaczę.
Westchnęłam cicho. Choćbym chciała, nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Gdybym potrafiła, powiedziałabym, że na pewno wszystko się poukłada - i choć może wyda się Wam to naiwne, naprawdę w to wierzyłam - ale mimo usilnych prób, nie umiałam znaleźć sposobu na przekazanie jej tego bez słów. Zamiast tego po prostu posłałam w jej stronę pokrzepiający uśmiech, mając nadzieję, że uda jej się go dostrzec w coraz gęstszej ciemności.
Przystanęłam, gdy dotarłyśmy do końca zniszczonych zabudowań. Nie była to jeszcze Dzielnica Rebeliantów - pierwsze światła sygnalizujące jej istnienie migotały kilkaset metrów przed nami - ale miejsce, w którym się znalazłyśmy, stanowiło najbardziej wysunięty teren, na który miałam odwagę się zapuścić. To tutaj ostatni fragment rozsypującego się ogrodzenia jakiegoś domu urywał się nagle, zamieniając się w szeroki pas otwartego terenu, na którym kiedyś istniał park, oddzielający dwa sąsiednie osiedla. Obecnie było tu tylko trochę kamieni, uschniętej trawy i połamanych krzaczków, które nie mogły dać schronienia nawet komuś tak drobnemu jak ja.
Jeszcze raz delikatnie dotknęłam ramienia Cypriane, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, po czym wskazałam ręką w stronę świateł. Droga była jedna i nie było możliwości, żeby zabłądziła gdzieś w międzyczasie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyNie Mar 02, 2014 5:23 pm

Zastanawiam się, co by było, gdyby przyszłość, jaką snułam przed kilkoma miesiącami w Dystrykcie Trzynastym, skręciła w pewnym momencie nie ku Czwórce, a w stronę Kapitolu. Gdyby tęsknota za ponownym zobaczeniem morza okazała się słabsza niż znacznie bardziej racjonalna chęć znalezienia jakiegokolwiek początku zagubionego w pierwszych tygodniach po wojnie. Może jeśli nie leżałabym wówczas w szpitalu, ogłupiona środkami przeciwbólowymi i panicznym lękiem, że nie został mi już nikt ani nic, do czego mogłabym wrócić, przeniosłabym się do stolicy i próbowała wierzyć, że w Dystrykcie Czwartym nigdy nie mieszkała żadna Cypriane. Że tym razem nie rozpoczynam nowego rozdziału, a nową książkę, w której wszystko, co mnie do tej pory spotkało, po prostu nie istnieje.
Jednak o ile tak wyobrażam sobie inną przyszłość, o tyle nigdy nie mogłaby ona stać się rzeczywistością. Przeszłość zawsze znalazłaby szczelinę, której ja nie zdołałam dojrzeć, i wkradłaby się do mojego życia, grzebiąc nieudolne marzenia o nowym początku. Kapitol, znienawidzone przeze mnie miejsce, cmentarz nadziei, wspomnień, wszystkiego co przepadło, nigdy nie mógłby stać się moim domem, podobnie jak teraz nim nie jest, gdy każdy spędzony w nim dzień staram się zagłuszyć na wszelkie sposoby. Nie mogę patrzeć Dzielnicę Rebeliantów, wiedząc, że jeśli uważnie przyjrzę się poszczególnym budynkom, zobaczę w ich ścianach wgłębienia po kulach. Nawet sami mieszkający w niegdysiejszych domach kapitolińczyków ludzie zdają się tu nie pasować, jakby na ich pozornie spokojnych twarzach malowała się jednak czujność, jakby idąc ulicą, wciąż nie byli do końca pewni, czy zmierzają w dobrą stronę.
Lecz teraz jeszcze trudniej będzie mi patrzeć na to wszystko, wiedząc, że Ziemie Niczyje stanowią idealny obraz rzeczywistości, jaką przyniósł rząd Trzynastki, wyczekiwany przez wszystkich nowy początek i marzenia o lepszym jutrze. Poniekąd i ja, i Leah zostałyśmy w ten sposób oszukane i zmuszone do ponownej walki, z tym jednak wyjątkiem, że rudowłosa jest w bez porównania gorszej sytuacji, starając się przeżyć każdy kolejny dzień w tym miejscu. Dotąd chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie żałowałam chwili, w której wsiadłam do pociągu na niemal wymarłym dworcu w Czwórce, by po kilku godzinach znaleźć się w Kapitolu i drżeć na każdą myśl o tym, że być może już nigdy nie będę mogła go opuścić.
Gdy spoglądam w zamyśleniu na Leah, w zapadających ciemnościach udaje mi się dostrzec jej uśmiech, jakby dziewczyna przynajmniej w ten sposób chciała dodać mi otuchy. Znikąd przychodzi mi do głowy, że być może nie słowa są tu kluczem, a zwyczajne zrozumienie, Leah natomiast potrafi zapewne zrozumieć człowieka jak nikt inny. Choć nie mówię już nic, jestem jej w pewien sposób głęboko wdzięczna.
Gdy skręcamy w kolejną wymarłą ulicę, powoli orientuję się, że zniszczone budynki stopniowo zaczynają się przerzedzać, a kilka czy kilkanaście jasnych punktów widniejących w oddali rozprasza mrok, co świadczy o tym, że Dzielnica Rebeliantów nie jest daleko. Po chwili docieramy do ogrodzenia otaczającego jedną z posiadłości, a Leah zatrzymuje się w miejscu, gdzie jest ono zniszczone na tyle, by bez problemu przedostać się na drugą stronę. Wysilając wzrok, zauważam, że dalej ciągnie się tylko płaski teren porośnięty gdzieniegdzie jakimiś krzakami, kiedyś będący być może parkiem. Do dzielnicy jest stąd mimo wszystko kawałek, jednak tak czy inaczej wystarczy zaledwie kilka kroków, by zostawić widok Ziemi Niczyich za sobą.
Leah dotyka lekko mojego ramienia, po czym wskazuje drogę, którą jeszcze jakiś czas temu tak bardzo pragnęłam zobaczyć. Teraz jednak czuję na sercu ciężar, gdy pomyślę, że ponownie będę musiała znaleźć się w Dzielnicy Rebeliantów, gdzie wszystko aż krzyczy to nie twoje miejsce.
- Dziękuję - mówię, odwracając się ku Leah. - Wiem, że wcale nie musiałaś mnie tu zaprowadzić, ale i tak... dziękuję - urywam, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Spoglądam ponownie w stronę odległych świateł i nagle do głowy przychodzi mi pewna myśl. - Czy mogę twój długopis i bloczek?
Powrót do góry Go down
Sophie Palin
Sophie Palin
https://panem.forumpl.net/t1717-sophie-palin#21683
https://panem.forumpl.net/t1725-siadzcie-na-sofie
https://panem.forumpl.net/t1724-sophie-palin#21699
https://panem.forumpl.net/t1726-zapiski-nieistniejace#21701
Wiek : 19

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPon Mar 10, 2014 9:00 pm

Była pewna, że jeśli tylko otworzy usta, by odpowiedzieć, zakrztusi się własnym sercem, które waliło tak, jakby chciało uciec i nigdy już nie wrócić do właścicielki. Dlatego milczała. Milczała, choć to nie było w jej stylu, o nie. Chciałaby im odszczeknąć, chciałaby móc walczyć, chciałaby mieć równe szanse. A tak, to mogła tylko stać i trząść się jak bezbronny szczeniak. Gdy kazali przeszukać jej rzeczy w pierwszym odruchu rzuciła się w stronę jej torby. JEJ, nie ich. Nie mieli prawa, nie mieli...!
Cofnęła się jednak, kątem oka dostrzegając unoszoną trochę wyżej broń. Zacisnęła pełne usta i wbiła paznokcie jeszcze mocniej w dłonie.
Tylko żeby mnie nie zabrali, tylko żeby mnie nie zabrali, tylko żeby mnie... Co?
Wyrwana z gorliwych modlitw do... Do boga, do karmy, do przeznaczenia, fortuny, latającego potwora spaghetti, do czegokolwiek, co mogło ją uratować usłyszała słowa, które były dla niej niczym policzek. Stawić się w KOLCu. Usta rozchyliły się w lekkim niedowierzaniu, a oczy rozszerzyły w strachu. Zaraz jednak Sophie mogła podziwiać plecy strażników. Mogła odetchnąć. Czy aby na pewno?
Dlaczego strażnicy pojawili się tak nagle? I jak tu trafili? Cudem, przypadkiem? Zastanawiała się nad tym uporczywie gapiąc się w miejsce, w którym zniknęła przed chwilą grupa ludzi, a myśląc o jednej osobie. Tej najbliższej... W sensie fizycznym, bo stała obok niej. Stała i mówiła słowa, które Sophie słyszała, lecz odmawiała rozumieć.
To musiało być kłamstwo. To wszystko, ta postawa. Ten pozorny strach o nią, niepokój.
- Zamknij się! - Warknęła agresywnie, odwracając twarz w stronę Sonei. - To wszystko twoja wina, ty kłamliwa suko! - Dwoma krokami znalazła się przy dziewczynie i pchnęła ją z całych sił.
Nie ufaj nikomu. Nawet sobie.
- Od jak dawna się do tego przymierzałaś, hm? Nie byłoby ci łatwiej od razu mnie wydać? - Krzyczała dalej, napierając na Soneę. Wyładowywała na nią całą złość, cały strach, wszystkie negatywne emocje, tłumacząc sobie, że ta cała sytuacja jej winą Hasting. Odwróciła się nagle i zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy i upychać je do plecaczka. Mokre włosy związała na szybko na czubku głowy. - Nigdzie nie idę. Nigdzie nie idę... - Mówiła, miotając się po pomieszczeniu. Poszło nie najgorzej, poszło nie najgorzej, ha! Ta dziewczyna chyba pojęcia nie miała, co najgorzej znaczyło. Najgorzej to życie na czyjejś łasce. Najgorzej to trząść portkami ze strachu przed czyimś majestatem. Najgorzej to żyć jak pies wyrzucony na ulicę.
Sophie nie była głupia. Zawartość paczki od Sonei tez zaczęła upychać do plecaka. Mogła gardzić kapusiem, ale nie gardziła dobrami, które mogły uratować jej dupsko.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySob Mar 15, 2014 1:27 pm

W związku z fabularnym przeskokiem na forum, wątek został przeniesiony do retrospekcji.

Sophie i Soneę zapraszamy do tego tematu, a Leah i Cypri mogą pisać tutaj
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPią Kwi 25, 2014 5:38 pm

    | Jakaś kreatywna bilokacja, a co. Drugi tydzień maja?
Pewna dziwna i znana od zalania dziejów prawda głosiła, że każdy człowiek, w tym Charles (!), kiedyś musiał nauczyć się jednego - nie powinno było odpowiadać na wezwania, zaczepki nieznajomych. Jak na złość losowi i przewrotności życia nadal się do niej nie stosował, bo przecież nic mu nie groziło. Istniała możliwość, iż zawiniły tutaj innowacyjne metody wychowawcze, a bardziej same błędy wychowawcze rodziców. Po prostu nie zdawał sobie sprawy, jakie możliwe rezultaty niosły za sobą takie spotkania. Niska świadomość społeczna. Pewnie tak tłumaczyliby sobie to statystyczni ankietowani.
On całą winną w tamtym momencie zrzucił na swój charakter tudzież doświadczenia. Na przypadkowych znajomościach nie wypadał źle, nie omieszkał stwierdzić, że nawet całkiem dobrze. Świetnie. Genialnie. Fenomenalnie.
No może oprócz tego, że niektóre osoby trochę mieszały w jego prowizoryczni e poukładanym życiu. Co jasne, nie wydarzyło się to jednorazowo i porozrzucane elementy w dalszym ciągu próbował złożyć, kolokwialnie rzecz ujmując, do kupy. Z bardzo różnym skutkiem.
Podróż na zniszczone obszary Kapitolu nie zdawała się niczym nad wyraz intrygującym. Nie żeby nie bywał tam wcześniej, jednak ta okolica nie podobała mu się. Przecież stanowiła namacalny dowód tego, że cała rebelia miała bardziej destrukcyjny niżeli naprawiający wpływ na niektóre sprawy. Nie rozumiał, czym dokładnie kierował się, pomagając ludziom niespełna rok temu. Wtedy może posiadało to sens, ale idąc przez Ziemie Niczyje, nie wiedział. Zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby tego nie robił, to nie zatrzymałoby ruchu oporu przeciwko Snowowi… ani samej rewolucji. Jak świetnie wiadomo - każda rewolucja przynosi ofiary, zazwyczaj w ludziach.
Szczątki.
Zastawił swój samochód między budynkami, gdzieś pomiędzy kupą gruzu a większą kupą gruzu, w momencie, kiedy na horyzoncie pojawiła się sylwetka mężczyzny. Nie wyglądał na wybitnie spokojnego, a raczej na takiego, który nie wiedział, co zrobić ze sobą… ani co stało się przed momentem. Chodził nerwowo wokół czegoś, czego nie umiał jeszcze zidentyfikować.
Trafił w dobre miejsce.
Krajobraz nie należał do najprzyjemniejszych. Ulice, a coś co nimi było przed wydarzeniami z pamiętnego dnia na arenie, zostały fragmentami dziurawego asfaltu wraz z porozrzucanymi dookoła częściami składowymi aut, budynków, rzeczy osobistych. Bloki w niczym nie przypominały chlubnych drapaczy chmur, najwyższe piętra przestały egzystować jakby skoszone przez niewidzialnego olbrzyma kosiarką, inne wyrwane jak chwasty zostawiły po sobie tylko ogromne doły.
Dość abstrakcyjne, trzeba było przyznać.
Chaz szedł spokojnym krokiem przez zagraconą ulicę przypominającą bardziej plan filmowy, gdzie wszystko zostało skrupulatniej przemyślane przez reżysera i wykonane przez scenografa niżeli rzeczywistość. Swoim spojrzeniem udało mu się wyłapać brudne ubrania, stosy zniszczonych papierów. Dostrzegł także nadpaloną fotografię.
Wizerunek uśmiechniętego chłopca spoglądał na niego z szarej powierzchni. Ubrany był w różowy sweterek, kręcone blond włosy spływały mu na ramiona. Machał do kogoś stojącego zza aparatem… może mamy, która naprawdę go kochała. Charles nigdy go nie widział, więc nie mógł mieć nawet żadnych przypuszczeń co do tego, jak się nazywał, ale zdawał się być pewnie, ze zdjęcie pochodziło przed niedawna.
Sprzed samej rebelii.
A co stało się z tym uśmiechniętym dzieckiem po niej? Czy głodował przez miesiące w KOLCu, zamarzając na śmierć zimą? Tak cienkie okrycia nie gwarantowały dostatecznego ciepła. Czy może walce się budynki zamknęły go w klatce, miażdżąc jego drobne ciało, pochłaniając ostatni oddech? Albo pierwszy atak przetrwał, ale będąc kilkulatkiem, nie uciekł z tego złego miejsca do rodziców, pełnych troski ludzi, uśmiechniętych… tak samo zimnych jak on.
Śmieszne, bo nie dopuścił do siebie żadnej radosnej wizji. Stał tam przez moment zupełnie pewien, że chłopiec zmarł. A to co leżało przed nim, dawało świadectwo krótkiej egzystencji.
Chciał podnieść zdjęcie, obejrzeć dokładniej, jednak, gdyby to zrobił poczułby się jeszcze bardziej odpowiedzialny za jego zgon.
Po niedługim czasie ocknął się z dziwnej wizji i ruszył, nie spoglądając w tył. Nie widział, jak zdjęcie przedstawiające uśmiechniętego chłopcach porwał do tańca wiatr… możliwe, że w romantycznym poszukiwaniu ciepła, domu.
- Panie Odair? - Zmarszczył brwi, spróbował ocenić zaistniałą sytuację.
Jedno auto, które zdecydowanie nie stało na drodze wprost do Kapitolu; jeden mężczyzna, którego znali wszyscy, ulubiony przez tłumy i niezwyciężony, przystrojony syn rybaka, Finnick, aczkolwiek głos w słuchawce telefonu miał lekko spanikowany; jedno, coś bliżej nieokreślonego, co leżało na ziemi na średniej wielkości kupie gruzu, opatulone ciemnym materiałem, nad wyraz przypominającym płaszcz; jedno zniszczone auto z czymś czerwonym na mace.
- Co się stało?
Hm, czyby z jednego spanikowanego mężczyzny zrobiło się nagle dwóch spanikowanych mężczyzn?
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyNie Kwi 27, 2014 5:23 pm

Krótką chwilę, zanim pojawił się oczekiwany honorowy gość przyjęcia Charles Lowell, siedział za kierownicą wpatrując się w przestrzeń przed sobą powstrzymując się co chwila czy to przed wybuchnięciem śmiechem, czy to głośnym płaczem, bo jedno i drugie cisnęło mu się na usta. W końcu odetchnął głęboko na moment przytulając czoło do zimnego kierownicy starając się uspokoić drżenie rąk, które pomimo lat doświadczenia nie ustawało. Bok go palił niemiłosiernie, jakby zasklepiano mu rozcięcie gorącem, choć chwilę przed wszystko było w porządku i prawie zapomniał, że przydarzył mu się nieszczęśliwy wypadek. Ale to tylko jedna z tysięcznych ran, które ponosił podczas Rebelii czy na arenie, nic szczególnego, nie dla niego, ale ktoś inny na tym świecie lubił martwić się o rzeczy z pozoru błahe i naturalne, ale chyba miał rację. Lub miała. Powinien był bardziej uważać. Ale to tylko kolejne „powinien” wśród morza błędów i rozczuleń na temat spraw, których nigdy nie naprawi. Świat oczywiście pozostawał idealny, dopóty dopóki Odair takim go kreował, więc mógłby zbagatelizować fakt, że robił auto na człowieku lub człowieka na aucie, gdyby nie dopadły go nerwy i nie uświadomił sobie nagle we wspaniałym przebudzeniu, że oto Naczelny Redaktor Capitol’s Voice jest już w drodze. I ta świadomość najbardziej go przybijała, bo oprócz tego, że nie miał najmniejszej ochoty wstawać, robić porządku czy nawet siedzieć w fotelu, bo właściwie najchętniej znajdowałby się teraz nigdzie, czyli wspaniałym i bezproblemowym niebycie, dochodził fakt zbliżającego się nieuchronnie egzekutora, który w swej wspaniałości miał go za moment ujrzeć, a następnie pofrunąć na tych swych sługalskich skrzydełkach do Coin i wydać.
To naturalny schemat działania, coś co widywał już często, czasem nawet na własnej skórze. A kolejnej osoby nie chciał mieć na sumieniu. Zresztą co jeden trup to nie dwa. Chociaż co dwa trupy to nie więzienie. Ale na ten temat można byłoby wyciągnąć wiele wniosków, tych bardziej przychylnych młodemu trumfatorowi i tych przeciwko niemu, ale jedno jest pewnie i nienawracane – Finnick Odair, ten wspaniały i znany dawny kochanek Kapitolinskich dziewek znajdował się w śmierdzącym proporcjonalnie do jego sławy bagnie, więc można założyć, że jeśli będzie sprzyjać mu szczęście, może przetrwa kolejny wieczór.
To dziwne, ale w sytuacji tak krytycznej nie zastanowił się nad Annie, nie pomyślał o Sabriel, na której spotkanie przecież zmierzał, nie przejął się swoim własnym ślubem, do którego miało przecież nie dojść. To wszystko było teraz nieistotne, bo cały swój zbolały i roztrzaskany umysł skupiał na postaci leżącej przed autem. Udało mu się wyjść z auta, choć nogi się pod nim uginały, jakby stracił litry krwi, w głowie kołatało, słyszał bicie własnego serca, choć już się uspokoił i wcale nie denerwował, bo przecież pogodził się z zatrważającym stanem rzeczy. To nic nadzwyczajnego, w Panem codziennie ktoś umiera, któregoś dnia to będzie musiał być on. Szkoda tylko tych wszystkich ludzi, szkoda, którzy mieli to nieszczęście, aby tracić czas na spotkania z kryminalistą. Należy im się wręcz odszkodowanie, tylko znów pozostaje dylemat, który tego dnia dopadać go będzie jeszcze wielokrotnie, bo jednoczesna ochota na śmiech oraz na płacz nie rozwiązują sprawy. Choć jakby próbował się zaśmiać, to zapewne zabrzmiałoby to równie żałośnie co szloch lub naprzemienne z nim czkanie. Końcem końców przykrył postać tapicerką, którą udało mu się zedrzeć z tylnego siedzenia auta. Trochę szkoda, ale w tej pięknej chwili wszystko wydawało mu się bez znaczenia, zwłaszcza jeśli chciał napawać się jej smakiem, więc w ten sposób można dojść do wniosku, że jednak ma ważniejsze sprawy do przemyślania, niż narzuta na siedzenia w aucie, nawet jeśli byłaby ze złota. Z niego tratwy nie zbudujesz i z Panem nie uciekniesz, a szkoda, prawda?
Nawet nie miał okazji przyjrzeć się twarzy, nie obawiał się, że zna ofiarę własnej głupoty, ale to przytłaczające – często śnią mu się twarze trybutów. Kolejny przykry aspekt z jego życia, więc chyba naturalną koleją rzeczy jest, że do szeregu martwych ale nadal żywych w jego umyśle umarlaków wolałby nie dopuszczać kolejnego lica, które miałby zaszczyt wspominać. Wystarczył mu obraz krwi rozpryskanej na masce, który najprawdopodobniej zapamięta jeszcze na długo. I przybysz, którego dostrzegł także, niewątpliwie wywiad z triumfatorem Igrzysk zrobi na nim wrażenie.
-Panie Lowell – skinął w jego kierunku uprzejmie, uśmiechnął się i znów naszła go ochota, aby się zaśmiać, rozpłakać i do całego przedstawienia schować we wnętrzu auta. Pozostał jedynie na swoim stanowisku, przyglądał się redaktorowi uważnie, jakby na coś czekał, ale w istocie zastanawiał się, co mógłby powiedzieć – Chyba powinienem pogratulować Panu awansu, prezent z tej okazji leży pod płachtą - odepchnął się od auta w stronę blondwłosego mężczyzny - Tylko proszę nie krzyczeć z radości.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPią Maj 02, 2014 1:29 am

Ile czasu mijało, aby mózg mógł prawidłowo zarejestrować i następnie przetworzył proste informacje? Trzydzieści sekund, minuta, półtorej… czy może dwie, równo po sześćdziesiąt sekund w każdej? Pewnie, że nie aż tyle. Wystarczały ułamki ulotnych sekund aż nadto przypominających woń kwiatów poruszanych przez letni wiatr w ulubionym parku niedaleko miejsca, gdzie sprzedawano wybitnie dobą kawę. Czasu tyle, alby można było to poczuć wystarczająco, a rejestrując jedynie za pomocą malutkiego rąbka zmysłów.
W tym wypadku cały proces nie trwał dłużej. Co prawda, sytuacja zdawała się być ekstremalnie abstrakcyjna, całkowicie oderwana od rzeczywistości i została pozbawiona najmniejszego sensu. Nawet prozaicy lubujący się w historiach tak dziwnych, tak bardzo skomplikowanych, nie wybraliby tego scenariusza napisanego przez samo życie.
Kto spotykał się na zniszczonym osiedlu zamienionym w sterty gruzowiska, porozrzucanych rzeczy i zaułki, gdzie samotnie huczał, obijając się o ściany samotności, wiatr? Czy nie istniały trochę lepsze, zasadniczo przyjemniejsze miejsca na spotkania? Małe kawiarenki wypełnione aromatem ciasta, restauracje z dobrym winem, place z możliwością pochodzenia dookoła, zazielenione parki pełne młodych? Czemu ktoś taki - zwykły, szary obywatel panem, któremu coś się udało poprzez bycie w koło odpowiednich ludzi - stał naprzeciwko ukochanego przez tłum zwycięzcy Igrzysk Głodowych?
Wszystko zdawało się być nie najlepszym snem, a wraz z upływem czasu, z każdą sekundą, z każdym kolejnym uderzeniem serca zdawał się przeobrażać w koszmar. Tracić wszystko to, co mogło kojarzyć się z dobrym marzeniem sennym. Małymi krokami, powoli aż nagle potwór miałby pochłonąć osobę, znajdując się w krainie Morfeusza całymi swoimi ogromnymi ustami, przed tym oplatając mackami całe ciało, sprawiając ból, krępując jakiekolwiek ruchy. Dla zabawy. Nawet te najmniejsze jak krzyki, pełne nadziei wołanie o pomoc, która mogłaby naiwnym pojawić się znikąd, rozpraszając wszystkie złe sny.
Niestety obaj nie śnili, o czym Charles był wyjątkowo pewien, ponieważ śpiący ludzie nie myśleli na tyle trzeźwo. Tak samo raczej nie zachowywali się tak spokojnie, przynajmniej początkowo, patrząc na krew oraz pomazana nią maskę samochodu. Dla uzupełnienia przyglądać się czemuś, co nad wyraz przypomniało ludzkie ciało okryte częścią fotela od samochodu. On stał, przyglądał się całemu lekko groteskowemu obrazowi jak kiepskiemu dziełu sztuki.
Nic się nie stało.
Próbował odciągnąć myśli od faktów zamkniętej przeszłości ostatnich kilkudziesięciu minut. Starając się wybudować wewnątrz siebie wysoki mur oddzielający zdrowy rozsądek od paniki, przerażenia lub ciągłej, powracającej jak daleko wyrzucony bumerang wizualizacji samego uderzenia w ofiarę wypadku drogowego. Jakkolwiek złe warunki pogodowe, zniszczenia nawierzchni tam nie panowały, to kierowca nadal był odpowiedzialny. Zmuszony do ponoszenia odpowiedzialności. W tym wypadku mogło to oznaczać niezbyt przyjemne konsekwencje. Biorąc pod uwagę, iż twórca tego małego powierzchniowo, a wielkiego w skutkach Armagedonu nie brzmiał zbyt trzeźwo podczas całego czasu trwania rozmowy.
Pech?
Nawet taki idący w parze.
Słowa obywatela Czwórki sprawiły, że Lowell poczuł się, jakby stał w bardzo ciasnym pokoju. Razem z dwójką obcych ludzi, z czego jeden nich przypomniał raczej worek kości i organów… niżeli istotę żyjącą, a drugi nie wyglądał za dobrze. Przejmował się. Przez gęstość atmosfery wydawał mu się, że opary ze szkarłatnej cieszy drażnią jego nozdrza metalicznym zapachem.
Natychmiast przykucnął i odszukał nadgarstek leżącego tam ciała.
Oddychał, choć może odpowiedniejszym stwierdzeniem byłoby, że starał się oddychać równomiernie i głęboko. Pod nosem mamrotał strzępki sylab, zaskakująco przypominające liczebniki. Niestety po upływie sześćdziesięciu czterech sekundach nie wczuł niczego.
Powrócił do wcześniejszej pozycji w całkowitym milczeniu. Trochę jakby Lowell oraz Odair zapadali w letarg pomiędzy słowami oraz powagą sytuacji. Do obojga dotarła powaga konsekwencji i nieodwracalne w skutkach wydarzenie, do którego przyczynił się jeden z nich. Właściwe to dzięki niemu całość zaszła aż tak daleko.
- Nie żyje - wyszeptał do siebie. Szczerze powiedziawszy… przed momentem nie spodziewał się tego, że mógłby wyczuć jakikolwiek puls. Ba, niektórzy zapewne żywili głupią myśl, że poszkodowany podniesie cię cały zdrów tylko z licznymi stłuczeniami, ranami ciętymi. Prawie jak za pomocą czarodziejskiej różdżki.
- Co zrobiłeś? Dzwoniłeś na pogotowie? Nie ma pulsu. Szukałeś jakiejkolwiek pomocy? – Zapytał głosem niemal wyzbytych jakichkolwiek emocji oprócz przerażenia, które powoli przebijało się przez jego mur. Dostrzegł, że jego oczy na żywo miały wybitnie zieloną barwę. Wpatrywał się w nich i szukał emocji. Jak na złość wydawało mu się, że odnalazł zbliżone do swoich.
- Finnick, do cholery, odpowiedź mi - kultura, obyczaje, zasady dobrego wychowania zeszły na dalszy plan. Chyba sam stawał murze pomiędzy równowaga a strachem.
Przeniósł wzrok raz jeszcze na płachtę i na rozmówcę.
Zawsze sądził, że tak bliskie przebywanie z trupami przyniosłoby mu w jakiś sposób negatywne uczucia - obrzydzenie, niesmak, niechęć. Potrzebowałby zwymiotować, uciec jak najdalej od martwego ciała. Tymczasem on sam, stał jak wbity w zmienię, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zupełnie znieczulony na wszelakie bodźce oprócz przerażenia wiszącego nad głową.
Dopiero po chwili zrozumiał, że stał się deską ratunkową, nie tyle, co trupa, a samego, szanownego pana Finnicka Odair.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptySob Sie 02, 2014 10:16 pm

Zaśmiałaby się pogardliwie, gdyby to zobaczyła. To ciało. To auto. Charles'a Lowella też. Kto? Rose. Natomiast ta druga pocieszałaby go nadgorliwie i starałaby się uspokoić, choćby był pieprzoną oazą spokoju. Jak teraz. Choć to nieracjonalne, winien był panikować, zastanawiać się nad absurdalnością tego, co los podstawił mu pod nos. Charles Lowell był ostatnią osobą, jaka powinna się tu znaleźć. I ostatnią, jaką zaprosiłby, gdyby procenty nie dokuczały jego nietrzeźwemu rozsądkowi. Nawet zacząłby się zastanawiać nad prawdopodobnymi konsekwencjami tej idiotycznej decyzji, gdyby nie martwił się tym, że tak głupio wpadł. Wpadł, został mordercą. To nic zaskakującego, gdyby nie to, że taki pseudo zawodowca jak on miał wybór. To było hańbiące. Dlatego ta pierwsza nie przestałaby się śmiać, bo przecież nie był na tyle głupi, aby przejechać człowieka, a następnie odebrać telefon od redaktora naczelnego Capitols Voice. Druga kwestia dotyczyła poczucia winy, które się nie pojawiło, jakby kolejne nieruchome i zimne już ciało nie było niczym szczególnym w jego usłanym takimi szkodnikami życiu. Nie pamiętał już imienia mężczyzny, którego zabił strzałem w czaszkę podczas misji kilka miesięcy wcześniej. Twarz może by rozpoznał, gdyby podstawiono mu pod nos na trzeźwo, ale musiałby się chwilę zastanowić, której egzekucji dotyczyłaby. Przerażające. Takie by było i takie zapewne się stanie. Kiedy wytrzeźwieje. I wszystko wróci na nowo. Te same twarze, rząd dwudziestu trzech nazwisk, za których śmierci nie odpowiadał bezpośrednio, nie wszystkich, ale znacząco przyczynił się do ich wykonania. To było okrutne. Samowolne dręczenie się. Jakby alkohol miał być ostatnią rzeczą, jaką mógłby się ukarać, a jednocześnie ucieczką od rzeczywistości.
Wpatrywał się z zainteresowaniem w mężczyznę, jakby ten miał zobaczyć coś innego, niż on sam. Ale moment. To tak, że jeszcze tam nie zajrzał, jakby bał się spojrzeć swojemu dziełu w... To było złe. Zwłoki. Odludzie. Redaktor naczelny. Ten człowiek, który klęczał przy ciele. Dotykał go. Powoli zaczęło się rozjaśniać. To niebo spadało. Lub to jego już kładło. Zmęczenie. Stres. I dziwaczny strach przed czym, czego do tej pory się nie obawiał.
Prawo.
To jest nielegalne. To jest złe. Pierwszy raz w życiu poczuł się za coś w pełni odpowiedzialny. To miażdżyło od środka, sprawiało, że tracił dech w piersiach i jego nogi, to one się pod nim uginały, choć słabą już z nerwów ręką podpierał się o auto, ale to nic nie dawało. Zastanowił się, czy gdyby poczuł ból, przeszłoby tak po prostu. Uciekłaby z niego ta nienaturalna panika? Świadomość własnych grzechów nie jest niczym dobrym. Świadomość tego, że usprawiedliwienie jest poza zasięgiem, bo usilnie starał się przypomnieć sobie cokolwiek, co sprawiłoby, że to ciało nie jest czymś, co winien był schować za pazuchą i trzymać w sekrecie przed całym światem. Zabijał. Przebijał te kruche ciałka. To było kiedyś proste. Nie różniła się niczym od nich wszystkich. Od ofiar Igrzysk, od trybutów, na których śmierć patrzył z założonymi rękoma, od ludzi, w których celował lufą pistoletu podczas Rebelii i bez zastanowienia naciskał za spust. Dusze ulatywały w otchłań. Ulatywały, choć nie miały skrzydeł. Kolejno ucinał je odbierając każdemu z nich życie. Nie liczył nigdy do dziesięciu, nie szukał powodów - świat mu wybaczał, ludzie nadal wiwatowali, nikt nie spoglądał na niego karcąco, nikt nie nazywał go po imieniu, tym prawdziwym i pierwotnym, do którego noszenia wyszkolono go wówczas, gdy po raz pierwszy pojawił się w przeklętym ośrodku w Czwórce. Uśmiechnięty, rozpromieniony i opalony syn rybaka. W tym nader szczęśliwym początku życiorysu musiała pojawić się jakaś luka.
Zanim podniósł głowę na Lowella, zastanowił się, czy blondyn zadzwoniłby na posterunek, gdyby jednak wsiadł do auta i odjechał. Odjechał gdzieś daleko, gdzie jego własne wyrzuty by go nie znalazły. Ani ludzie, którzy sprawiali, że nadal wieszał na sobie grzeszne ciężarki. To nie byłaby Czwórka.
-Oczywiście, że nie dzwoniłem na pogotowie, bo, Lowell, przejechałem człowieka, do cholery, bo jak widzisz, nie ma pulsu, n i e ż y j e. Co to oznacza? - urwał wpatrując się w twarz mężczyzny, wobec którego stał się bardziej wylewny niż wobec wielu innych dobrych znajomych. Wzruszające - Morderstwo. Więzienie. Pierwsze strony gazet. Znasz ten scenariusz na pamięć.
Jego głos ugrzązł gdzieś pomiędzy przełykiem a żołądkiem, jakby zgubił drogę ujścia. Ale to nic. Nie chciał już nic mówić. Ostatkami sił odepchnął się od auta, świat znów zawirował. On także. Jakby za moment miał paść na ziemię. Ale to tylko pozory. Sięgnął do drzwi, otworzył samochód i opadł na przednie siedzenie.
A jego najlepszy przyjaciel szeptał słodkie słówka. Przecież niebawem znów mieli się zobaczyć.
Jego dłoń powoli sięgnęła do butelki, żołądek i gardło znów zalało gorąco, ale tak znajome, nie przyniosło ulgi. Znów pojawił się zawód, bo świat wcale nie był piękniejszy, Charles Lowell nadal stał na miejscu swojej niedalekiej egzekucji, a ciało nie zniknęło. Świat znów funkcjonował jak na złość, nic co dobre nie mogło pojawić się i trwać, a to co złe lubiło przylepiać się do człowieka i nie opuszczać go na krok. Zwłaszcza to karcące spojrzenie i ton, którego wydźwięku nie potrafił znieść.
Powoli podniósł się i poczuł, jak jego kości lub mięśnie, sam nie wiedział które, odmawiają posłuszeństwa. Tym razem liczył.
Raz. Dwa. Raz. Dwa. Jakimś cudem dotoczył się do Lowella, aby zawiesić się na jego ramieniu, wcisnąć mu w rękę butelkę i wyszeptać mu prosto do ucha:
-Leć pisać ten pieprzony artykuł, ale nie, nie, napij się ze mną, potem wrócisz do pracy, przypomnisz sobie jak było nam razem miło. I to nie będzie opowieść o szalonym pijusie mordercy a przyjemnie spędzonym wieczorze - na jego twarzy pojawił się uśmiech numer sześćdziesiąt osiem, ale wątpił, aby wzrok Lowella był w stanie go uchwycić - ...Charles?
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyNie Paź 19, 2014 12:03 am

Czasoprzestrzeń jest dla frajerów. Kocham Cię, Finnick. <3

Ludzkie życie niejednokrotnie porównywano do wody. Krystalicznej, najważniejszej we wszechświecie cieczy uciekającej przez place lub substancji, która nie pozwalała się zatrzymać nawet najbardziej wysublimowanemu w kształcie naczyniu pomiędzy swoimi cienkimi ścianami. Najniesforniejsze stworzenie jakie kiedykolwiek istniało.
Dla Chaza bieg wydarzeń właśnie w tamtym momencie stawał się rzeką emocji, porozrzucanych niechlujnie wyrazów na podłodze w salonie lub zbyt silnych impulsów, sprzecznych sygnałów nawołujących do działania - jednie wołały o byciu pomocnym, drugie wypowiadały nieistniejące słowa jak uczciwości, sprawiedliwość, ludzkie odruchy, natomiast trzecie, chyba najbliższe mu w ostatnim czasie, wspominały o lojalności wobec bliżej nieokreślonego tworu, którym na nieszczęście mógł stać się Finnick w niezbyt uroczej sytuacji.
Ciągłe tkwił wśród zniszczonych budynków, jednak wewnątrz czuł się jakby wpadł w sam środek rwącego potoku… Ten ciągle nabierał prędkości, a on, niczym małe dziecko próbował się utrzymać na tym samym miejscu lub dotrzeć do któregokolwiek, względnie bezpiecznego brzegu., gdzie czekały zapewne nowe, prowokujące sytuacje.
Niestety wyłącznie podjęte decyzje mogły pozwolić wyjść albo przeciwnie, rzucić z ogromną siłą na kamieniste dno. Szalone wody życia wzbierały, a jemu pozostało trzymać się jeszcze mocniej niż chwilę wcześniej.
- To oznacza, że powinieneś był j e j pomóc. - Czyżby człowiek nabierał jakiś bliższych lub dalszych personaliów? Wbrew pozorom bratanie się z martwymi ciałami, katharsis oraz ponowne nadawanie im personaliów nie było w wypowiedzianych słowach najgorzej. Raczej kierował większą uwagę ku ostatniemu z wypowiedzianych, a już to wydawało się przerażające. W jaki sposób mógłby pomóc martwemu ciału porzuconemu pośród zniszczonych ścian oraz wszechobecnie rozpadających się ścian? Chyba tylko poprzez zostawienie jej, pozwalając spełnić ważną rolę w łańcuchu pokarmowym padlinożerców, wygłodniałych drapieżców, czy jako wybitny rarytas dla reducentów. Pomagało się żywym. Z ich trójki tylko dwójka oddychała, a jedno potrzebowało natychmiast dużej pomocy.
Niespodzianka! Tym razem był to Finnick Odair!
Kolejne wypowiedziane przez niego zdanie sprawiło, że w gardle urosła mu niewidzialna gula. Znajdował się na najgorszej pozycji niemalże w całym swoim dotychczasowym życiu. Od małej decyzji mogło zależeć czyjeś być albo nie być. Istnieć lub zniknąć. Wydawało mu się, że wszystkie oczy gości podczas ważnego bankietu zostały kierowane wprost na redaktora naczelnego, na elegancki garnitur o zaskakująco intrygującym odcieniu popiołu, ale on zajmował miejsce nad towarzysko-życiową gilotyną, wygłaszając zgorzkniałą, zamykającą się w dwóch, ma ksylanie trzech zdaniach mowę pożegnalną. Uśmiechał się szeroko doz zebranych ludzi, posiadając absolutną kontrolę nad ulubieńcem tłumów. doskonale zdawał sobie sprawę, że wydarzyło pociągnąć za linę, by głowa oddzielona od ciała potoczyła się po świeżo wypolerowanym parkiecie… Ostatni raz spojrzałby w przerażone, brązowe oczy, pijąc łyk szampana za poległych, których zdecydowanie nie warto było wspominać.
Mógł wykonać krótkie połączenie pod numer alarmowy, rozpocząć proces egzekucji przystojnego bożyszcza. Telefon schowany w spodniach wydawał się być stworzony z ołowiu i niebezpiecznie ciążył, starając się urwać mu kieszeń. Głośno przełknął ślinę.
- Przynajmniej wyglądałbyś sympatycznie na pierwszej stronie. „Spadająca gwiazda Kapitolu wśród stłuczonych przez ludzką głowę reflektorów”… „Wygrani zostali przegranymi” bądź inne, wybitnie słabe tytuły. Chyba, że chcesz wybrać sobie coś sam. Śmiało - zerknął ku niemu, a oczy wyrażały identyczny lęk, co te w wyimaginowanej głowie toczącej się po towarzyskiej scenie. - Jedni mają prawo do ostatniego telefonu, ty masz prawo do ostatnich słów wypowiedzianych w nagłówku do społeczeństwa całego Panem. To cudowna wizja, prawda?
Każdy wielki człowiek posiadał swoje ostatnie, podniosłe słowa. Chłopiec z Czwórki być może nie był wielki, więc jego słowa wcale nie musiały należeć do kanonu tych ogromnych. Skrucha może sprzedałby się całkiem nieźle. W końcu, kto z historycznych postaci upijał się, będąc opierającym się o maskę człowiekiem pogrążonym w głębokim strachu? Z trupem w tle. Trup zdecydowanie nadawał temu pewnego artystycznego zacięcia.
Kiedy pan Odair ponownie opuścił butelkę, Chaz niemalże wyrwał mu ją biorąc duży łyk. Wydawać się mogło, że zrozumienie tej historii na trzeźwo raczej nie należało do rzeczy możliwych… co dopiero wykonalnych.
- Spędzanie wieczoru przy trupie wydaje się być nadzwyczaj intrygujące. - Mruknął pod nosem, mając dziwne przeczucie, że całość wcale nie miała się tak zakończyć. - Chyba, że masz na myśli wieczór przy psującej się żarówce we wspólnej celi. To brzmi już znacznie przyjemniej. - Próba stłumienia parsknięcia śmiechem raczej mu nie wyszła. - …Finnick? Co chcesz zrobić? Od razu zaznaczam, że się nie zgadzam.
Cóż, nie wypadał zbyt przekonywająco, ponieważ wbrew pozorom… decyzja została już dawno podjęta.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyNie Lis 23, 2014 12:57 pm

Po satysfakcji, przez skrawki wyrzutów sumienia dające znać o nadszarpniętym instynkcie Matki Teresy z Kalkuty aż kończąc tę krętą i piekielną wędrówkę na dziwacznym ogłupieniu, zdziwieniu i narastającym zadowoleniu walczącym z resztkami głosu rozsądku, który próbował przebić się przez szum (czy to fale? Czy to fale, panie kapitanie?) upojenia miłosn... alkoholowego. Nawet groźnie brzmiące nagłówki, to wszystko, co mówił Charles Lowell, to wszystko ulatywało gdzieś w kosmos, gdy Finnick ostatecznie rozumiał jedyne jedną setną tego, co powinien był zrozumieć. Na wstępie, przy wejściu, wręcz natychmiast odgonił myśl, świadomość, że to może skończyć się źle, więc ignorował wszelakie poszlaki wiodące w kierunku celi czy jego twarzy na pierwszych stronach gazet. I tych nagłówków. Szczególnie nagłówków. I zastanawiał się wtedy intensywnie wpatrując w jego usta, gdy mówił o czymś tak bardzo nieistotnym, że znaczenie wsiąkało w ziemię niczym krew K.G., i uświadamiając sobie głupkowato, że nie chciałby niczego mówić, że nie, niczego nie powie, bo oczywiście nie brzmiałoby to ani odrobinę dobrze, zwłaszcza że akurat był pijany i jak to, jakim prawem Charles sugeruje coś takiego, jakim...
Bieg myśli jak bieg rzeki przerwany żelazną tamą, zderzył się ponownie z rzeczywistością... ach, nie, to tylko czoło Chaza. Uśmiechnął się jedynie do niego, jakby przepraszająco i nie zdawał sobie nawet sprawy, jak beznadziejnie musiało to wyglądać, zwłaszcza że był Finnickiem Odairem i prawdopodobnie wplątał się w kolejny skandal czy tam morderstwo, nieważne. Nadal kopiemy na tym samy podwórku pod tytułem „przestępstwo”. Cofnął się jednak, nadal chwiejnie, próbując skupić się na słowach mężczyzny, który, powoli zaczynał to sobie uświadamiać, na nowo, jest jego ostatnią deską ratunku. Jak to się jednak miało do rzeczywistości? Nie potrafił unieść się na spokojnej tafli wody, topił się i ostatkami sił czerpał powietrze do ust. I oto pojawił się on i najlepszy dotąd pływak na świecie, bo jakże to inaczej, musiał skorzystać z pomocy dryfującego na bezpiecznej tratwie Charles'a. Istniało jednak prawdopodobieństwo, że nastanie sztorm, że woda pochłonie ich zachłannie, wciągnie w wir walki o przetrwanie, aby końcem końców wydusić z piersi resztki tlącego się wewnątrz życia i wyrzucić na powierzchnię odsłoniętych, martwych, przynieść nad piaszczysty brzeg lub pozwolić aby rekiny obgryzły ich kawałeczek po kawałeczku nie pozostawiając na końcu nic, pustkę, grzebiąc na dnie morza w ciemnościach, z daleka od światła reflektorów, i pozostawiając na stopniowe skamienienie.
W umyśle Finnicka wszystko jednak przedstawiało się o wiele prościej, bardziej przejrzyście, choć już był blisko rozwiązania, gdy znów następował silny podmuch wiatru i tratwa, wyciągnięta dłoń, znajdowała się daleko poza jego zasięgiem. Znów wytężał umysł, wykorzystywał resztki sił, aby za moment pochłonęło go kolejne rozczarowanie. I gdy już myślał, że to koniec, że nie znajdzie odpowiedzi na najważniejsze pytanie, które stanowiło jego być albo nie być, gdy już znieruchomiał na tafli wody pozwalając, aby zimno zalewało go i chłonęło, poczuł jak coś, jakaś cicha myśl, porywa go na powierzchnię i wyciąga na drewniany pokład. Parsknął śmiechem, w żaden sposób jednak ucieszony, ale nakarmiony ślepym przymusem pracy, którą będzie musiał wykonać. Po odetchnięciu, nabraniu kilku haustów powietrza, następował czas na zmierzenie się z wzburzonym morzem, bo oto walka o przetrwanie rozpoczęła się. Ogarnęło go znajome uczucie znużenia, dziwacznej rezygnacji i jednocześnie świadomości konieczności wzięcia się do pracy, zmuszenia wszystkich komórek ciała do podniesienia się z drewnianego pokładu na równe nogi. Zmęczony. Nie na ciele, na umyśle. I choć to brzmi komicznie, wręcz paradoksalnie, to w tym momencie najchętniej położyłby się spać.
-Musisz – znów odepchnął się od auta, ledwie utrzymując się na nogach oparł o swojego kompana niedoli i wypowiedział te słowo w jego twarz z mocą, stanowczością wyrywającą się spomiędzy pijackiego bełkotu – Teraz. Nie. Możesz. Mnie. Zostawić – w każde słowo wkładał jak najwięcej wysiłku, aby brzmiało wiarygodnie i silnie. Nie widział zresztą innej opcji, teraz albo nigdy, oboje albo w ogóle, ucieczka lub walka. Morderczą wyliczankę czas zacząć. Czyżby zaczęło się robić dramatycznie? Odsunął się znów od niego, przetoczył na maskę aby wylądować lekko przy ciele kobiety. Kobiety? Odrzucił tę pseudo płachtę skupiając się na zalanej krwią twarzy. To nie obrzydzało, już i tak straszyło po nocach, kolejna twarz do kolekcji ofiar – witamy na półce... jak masz na imię, skarbie?, witamy Kimbro Ginsberg.
Przełknął głośno ślinę, dowód dziewczyny wsadził do kieszeni, może niezbyt rozsądnie, ale trudno przychodziło mu analizowanie najprostszych faktów. Sprawdził jeszcze raz puls, na wszelki wypadek, czując niechęć i obrzydzenie na każdy kolejny dotyk martwego ciała dziewczyny. Często psuł ale rzadko musiał po sobie sprzątać. A wręcz nigdy. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pochylił się więc nad nią skupiając całą swoją siłę na zachowaniu równowagi.
-Złap za nogi – mruknął kiwając w stronę redaktora – Tylko nie ubrudź sobie rączek, księżniczko, może najpierw załóż aksamitne rękawiczki - potok słów uleciał gdzieś w tle, prawie bełkot, na końcu parsknięcie śmiechem, uśmiech do kamer i gotowe. Kilka chwil potem lub... kilka upadków potem (zależnie od stopnia upojenia obu mężczyzn) przenieśli lub wręcz przeczołgali kobietę z tego też miejsca do obszernego bagażnika. Czy dana Kimbra o podejrzanym nazwisku dotarła na miejsce w całości czy w kawałkach, porozrzucana w rożnych etapach drogi, mieliśmy dowiedzieć się za moment. I owszem, wszystko było w najlepszym porządku, ofiara nadal wyglądała tak tragicznie jak przedtem, Finnick nadal był piękny i młody, a Chaz nadal był księżniczką, z którą Odair wolałby spędzić noc w łóżku niż na kawce z trupem – Wsiadaj – mruknął na ostatek, wciskając się z miejsce kierowcy i czekając aż jego kompan usadowi się na wygodnym przednim siedzeniu.
Pytanie numer jeden – gdzie zazwyczaj chowa się zmarłych. Na cmentarzu.
Pytanie numer dwa – gdzie zazwyczaj szuka się zaginionych? Na pewno nie na cmentarzu.

[zt]
Powrót do góry Go down
the pariah
Andy Rose
Andy Rose
https://panem.forumpl.net/t3275-andrew-ezekiel-rose
https://panem.forumpl.net/t3448-andy-rose#55385
https://panem.forumpl.net/t3278-andrew-ezekiel-rose#51371
Wiek : 22 lata
Zawód : Brak
Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak
Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk)
Obrażenia : Brak

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPon Mar 30, 2015 10:28 pm

Andy spojrzał przelotnie na nieznajomego. Dopiero teraz mógł zobaczyć jego twarz. Zadbany i męski przybysz z "lepszego świata" o nienagannie wyglądającym ubraniu, schludnie ściętych włosach, mądrym spojrzeniu... Gdyby wtedy w piwnicy mógł ujrzeć jego oblicze, może ich dyskusja potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Jedno musiał temu człowiekowi przyznać. Całkowicie zgadzał się z jego wcześniejszymi słowami o szaleństwie ludzi w tych czasach.

Niebieskooki wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów, wysupłał jednego i wsunął go między pełne wargi ozdobione kolczykiem. Skorzystał z zapalniczki, aby go odpalić, po czym zaciągnął się dymem ze smakiem, jakby palenie sprawiało mu jakąś niezwykłą przyjemność. Dopiero po chwili, kontynuował ich rozmowę.

- ...Andy. - odparł od niechcenia, przenosząc lekko zamyślony wzrok na profil mężczyzny. - Twoje imię?
Powrót do góry Go down
the civilian
Lucius E. Evertte
Lucius E. Evertte
https://panem.forumpl.net/t3272-lucius-evan-evertte#51343
https://panem.forumpl.net/t3417-lucius-chce-miec-przyjaciol#54468
https://panem.forumpl.net/t3416-lucius-e-evertte#54466
https://panem.forumpl.net/t3282-lucius
https://panem.forumpl.net/t3284-lucyfer#51425
https://panem.forumpl.net/t3277-lucius-evertte#51369
Wiek : 30
Zawód : właściciel restauracji
Przy sobie : dowód osobisty, para kastetów, leki przeciwbólowe, zestaw bandaży, zapalniczka, telefon komórkowy, butelka dowolnego alkoholu, paczka papierosów
Znaki szczególne : kilka blizn - pamiątki po wyczynach ojca

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPon Mar 30, 2015 10:49 pm

Po chwili Lucius poszedł śladem niedawno poznanego chłopaka i również wyciągnął papierosy. Odpalił jednego z nich zapalniczką i zaciągnął się dymem. Czuł, jak napełnia płuca. Zaraza. Choroba. Śmierć. Ale nie obchodziło go to, przecież w tych czasach można umrzeć na każdym kroku. Zresztą, tak naprawdę zawsze tak było. Zawsze ryzyko śmierci było wielkie, nie tylko dla ludzi chorych. Można było wpaść pod pociąg, mieć wypadek samochodowy, coś mogło wybuchnąć, ktoś mógł Cię postrzelić... Naprawdę, nie ma co się przejmować chorobami. Przynajmniej takiego był zdania Lucy, dlatego korzystał z życia jak tylko mógł.
- Andy. Ładne imię. - przesunął wzrokiem po jego twarzy. Teraz mógł mu się lepiej przyjrzeć w tym świetle i on również zaczął żałować, że już wyszli z tej piwnicy, bo mogliby tam robić o wiele ciekawsze rzeczy, niż na ulicy. Chociaż to osiedle, na którym się teraz znajdowali, na wyglądało na specjalnie... zamieszkałe. Ale nie, nieładnie myśleć o takich rzeczach, nawet jeśli Andy był atrakcyjnym chłopakiem i to całkiem w typie Evertte'a. Zaciągnął się znów, wypuścił dym ustami i nosem i przechylił głowę na ramię, nadal przyglądając się chłopakowi. - Lucius. Miło mi Cię poznać. - wysilił się nawet na delikatny uśmiech, co dla niego było nie lada wyczynem, a potem wyszedł z budynku, w którym się znajdowali, oddalając się tym samym o kilka niewielkich kroków od Andy'ego. - Od dawna tu przebywasz?
Powrót do góry Go down
the pariah
Andy Rose
Andy Rose
https://panem.forumpl.net/t3275-andrew-ezekiel-rose
https://panem.forumpl.net/t3448-andy-rose#55385
https://panem.forumpl.net/t3278-andrew-ezekiel-rose#51371
Wiek : 22 lata
Zawód : Brak
Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak
Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk)
Obrażenia : Brak

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPon Mar 30, 2015 11:05 pm

Słysząc uwagę na temat swojego imienia, czarnowłosy wzruszył lekko ramionami.

- Zwyczajne. - skwitował z dziwnym niesmakiem na twarzy. Wzmocnił go tylko bardziej ten drobny, uprzejmy gest mężczyzny i wypowiedzenie słów "miło mi cię poznać". To one sprawiły, że Andy najpierw poczuł się dziwnie miło, jakby właśnie dostał prezent od losu w postaci, nie tak oczywistego w tych czasach, taktu, a z drugiej strony wezbrało w nim uczucie lekkiej irytacji. Między słowami Luciusa, a otaczającym ich krajobrazem istniał tak ogromny kontrast, że Andy w sekundzie poczuł się jak bohater jakiejś nędznej tragedii, jakby tylko przywdziewali głupie, wyuczone od stuleci przez społeczeństwo, role z którymi na ten moment się nie godził.
Widząc jak mężczyzna odchodzi kawałek dalej, zawiesił na nim zamyślone spojrzenie i opierając się ramieniem o framugę drzwi, palił spokojnie pierwszego w tym dniu, papierosa.

- Odkąd wojna się skończyła. - odpowiedział na pytanie Luciusa, zaciągając się po raz kolejny, dymem. - Ty za to tu nie pasujesz. Skąd dokładnie pochodzisz?
Powrót do góry Go down
the civilian
Lucius E. Evertte
Lucius E. Evertte
https://panem.forumpl.net/t3272-lucius-evan-evertte#51343
https://panem.forumpl.net/t3417-lucius-chce-miec-przyjaciol#54468
https://panem.forumpl.net/t3416-lucius-e-evertte#54466
https://panem.forumpl.net/t3282-lucius
https://panem.forumpl.net/t3284-lucyfer#51425
https://panem.forumpl.net/t3277-lucius-evertte#51369
Wiek : 30
Zawód : właściciel restauracji
Przy sobie : dowód osobisty, para kastetów, leki przeciwbólowe, zestaw bandaży, zapalniczka, telefon komórkowy, butelka dowolnego alkoholu, paczka papierosów
Znaki szczególne : kilka blizn - pamiątki po wyczynach ojca

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyPon Mar 30, 2015 11:38 pm

- Nie pasuje tu? - zaśmiał się cicho, jakby go to rozbawiło, ale ten śmiech nie był za bardzo wesoły. Nie było w nim też ironii, sarkazmu. Nie próbował Andy'ego sprowokować. Właściwie sam nie wiedział z czego ten śmiech wynikał, ale na pewno nie z dobrego humoru Luciusa, bo do dobrego humoru to mu było stanowczo za daleko. - No, być może nie pasuje, masz rację. Urodziłem się w Kapitolu. Mieszkam w Dzielnicy Wolnych Obywateli, jak to się ładnie nazywa. Chociaż szczerze mówiąc nie uważam, bym był tak do końca "wolny'. No, ale mniejsza o to, nie chciałem się spowiadać. Nie zrozum mnie źle.
Andy mógł bowiem wziąć jego wyznania za spoufalanie się, a nie o to mu chodziło. Czasem był strasznym milczkiem i ciężko było cokolwiek z niego wyciągnąć, ale czasem - jak teraz - ponosiło go i mówił nieco zbyt dużo. Znów zaciągnął się papierosem, bawiąc się zapalniczką. Odpalał ją, gapił się przez chwilę w płomyk, a potem gasił jakby nigdy nic. Ogień chyba go uspokajał, przynajmniej na to wyglądało.
- Nie wiem, tak szczerze mówiąc, czy do miejsca takiego jak to można w ogóle pasować. - westchnął cicho, odrywając wreszcie spojrzenie swoich ciemnych tęczówek od płomienia i popatrzył w stronę Andy'ego. - No, ale mniejsza o to. Może i można. Ale masz rację, ja tu chyba nie pasuje. Chociaż... gdybyś znał moją przeszłość stwierdziłbyś inaczej.
Powrót do góry Go down
the pariah
Andy Rose
Andy Rose
https://panem.forumpl.net/t3275-andrew-ezekiel-rose
https://panem.forumpl.net/t3448-andy-rose#55385
https://panem.forumpl.net/t3278-andrew-ezekiel-rose#51371
Wiek : 22 lata
Zawód : Brak
Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak
Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk)
Obrażenia : Brak

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 EmptyWto Mar 31, 2015 7:48 pm

Andy, mimo, że wyglądał, jakby był zupełnie nad czymś zamyślony i nie słuchał go, w rzeczywistości słyszał wszystkie jego słowa. Zapatrzony w zdewastowany krajobraz, kończył palić papierosa.

- Czy ktoś kto żyje sobie spokojnie w dzielnicy Wolnych Obywateli ma aż tak nudne życie, by zapuszczać się na te ziemie z tak głupiego powodu? - zapytał nagle, wbijając w niego pytające spojrzenie niebieskich oczu. Nie zamierzał odpuścić, po prostu tego nie rozumiał. Choć pewnie dlatego, że gdy sam zagrzewał kiedyś miejsce w bezpiecznym Kapitolu, nie interesowało go życie ludzi z dystryktów. Gdyby był na jego miejscu, pewnie byłby zepsuty do szpiku kości. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jego głowie poczuł lekki wstyd, więc zwyczajnie zmienił temat.

- Przeszłość czy przyszłość... Chyba już nie mają w tych czasach większego znaczenia. Nie ważne, czy byłeś bogaczem, który kupował nowy samochód tylko dlatego, że nie miał czego robić z pieniędzmi, czy byłeś tak ubogi, że nie było cię stać nawet na chleb. Mam wrażenie, że częściowo role się odwróciły. Ktoś dokonał osądu, zrobił rozpierduchę... Zabrał bogatym, rozdał biednym... Ale nie po równo. - Andy zdeptał wypalonego papierosa pod butem i zerknął na niego, raz jeszcze. - Wracaj do siebie. Nic tu po tobie. Tylko narobisz sobie problemów. Nie warto ich mieć dla chwili głupiej rozrywki.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Zrównane z ziemią osiedle   Zrównane z ziemią osiedle - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Zrównane z ziemią osiedle

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ziemie Niczyje-