|
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 6:40 pm | |
| Strażniczka wyraźnie obruszyła się na te słowa. Po chwili wpatrywania się we Fransa lekko zirytowanym wzrokiem, odpowiedziała: - Gdybyśmy mieli zamiar go dzisiaj zabić, strażnik który go aresztował zrobiłby to już w Dzielnicy Rebeliantów, zamiast prowadzić szamoczącego się więźnia przez kilka kilometrów, nie sądzisz? Za to przewinienie obowiązują ściśle określone procedury. Podejrzewam, że ponieważ był to pierwszy podobny wybryk w getcie, jego egzekucja zostanie przeprowadzona publicznie, by stanowić ostrzeżenie przed podobnymi akcjami. Dlatego mam niemal 95% pewności, że wciąż żyje. W obecnej chwili nie jestem w stanie dać Ci żadnej gwarancji, poza własnym słowem, ponieważ najprawdopodobniej jest jeszcze przesłuchiwany. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 7:01 pm | |
| Masło maślane… Frans jednak nie chciał wyrażać swojego zaskoczenia związanego z tym całym krętym, zaprzeczającym sobie wyjaśnieniu sytuacji. Przytaknął tylko. Oni naprawdę mieli go za debila… albo kogo-tam. Zresztą, lepiej dla niego, żeby myśleli, że jest właśnie taką osobą. Wtedy jest więcej zabawy.
Znowu udał, że potrzebuje zupełnie więcej czasu niż normalnie na „strawienie” wszystkich myśli. Pstrykał palcami, wyginął je delikatnie, poruszające się o siebie paliczki strzykały mu w palcach obydwóch dłoni.
Westchnął ciężko. Wyciągnął z płaszcza paczkę papierosów i wpierw skierował ją w stronę kobiety, z miną typu: „Chcesz czy nie?” i bez względu na to jaki miał być jej wybór – następnie sam zagarnął jednego papierosa i go zapalił, z szybkim: „Wybacz, ale musiałem”. Puścił kilka dymków, z czego jeden wyglądał jak obręcz, a następnie odchrząknął głośno i zaczął:
– Jest taka grupa osób w Panem. Ciągle zmieniają nazwę, nigdy nie znajdzie się ich w jednym miejscu, a w tych dwóch rzeczach są profesjonalistami, bo istnieją już z kilka lat… – Tu westchnął ciężko. – Ja lubię nazywać ich „cichociemnymi”, bo bez względu na poglądy polityczne i inne tego typu pierdoły, gdy tylko coś się dzieje, informują swoich klientów o ważnych sprawach. Stąd wiem, że do pana le Bruna strzelono i że zapewne został postrzelony. Dostałem telefon od członkini tej grupy – tłumaczył. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 7:20 pm | |
| Strażniczka z wdzięcznością przyjęła papierosa od Fransa, po czym z prawdziwą ulgą zaciągnęła się nim. To będzie długie przesłuchanie. Mhm, skarbie, mów dalej, a ja będę udawać że wierzę w Twoje bzdury. Tajemnicza grupa, jasne, a ja jestem Almą Coin. - pomyślała z irytacją kobieta, jej twarz jednak rozjaśniła się w radosnym uśmiechu, stwarzającym wrażenie że niezwykle intrygują ją słowa Fransa. - Mmm... To ciekawe co mówisz. - stwierdziła, kusząco wpatrując się w oczy mężczyzny, po czym z niewinną i pełną nadziei minką spytała - A możesz mi zdradzić, jak miała na imię ta osoba? |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 7:36 pm | |
| Och… to bardzo niemiłe ze strony Strazniczki, że kompletnie mu nie wierzyła, bo co jeżeli mówił prawdę? A mówił to wszystko z czystym przekonaniem w głosie i odrobiną wątpliwości czy rzeczywiście dobrze robi mówiąc o tym wszystkim.
– Nie przedstawiła się – odpowiedział szczerze. – Powiedziała, że strzelano do Mathiasa le Bruna i że nie może zbytnio rozmawiać, bo miałaby jakieś nieprzyjemności czy coś – dodał natychmiast.– Ale wydaje mi się, że możecie spokojnie sprawdzić to, skąd pochodziło połączenie telefoniczne. – To było już naprawdę ryzykowna decyzja z jego strony, ale kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.
Po tym wszystkim westchnął cicho. Masa ciała dziewczyny zaczynała dawać znaki jego chudym nogom. Teraz naprawdę czuł cały ten ciężar, nawet jeżeli Strażniczka nie wyglądała na grubą. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 7:54 pm | |
| Przyjrzała się uważnie Fransowi, a w jej oczach pojawiło się nawet coś w rodzaju błysku uznania. Fakt, czemu nie pomyśleli o tym wcześniej? W końcu mieli monitoring wszystkich przeprowadzanych połączeń. Cóż, szkoda tylko, że w innych kwestiach Frans nie okazał się taki sprytny. -No dobrze. - stwierdziła strażniczka wstając i uśmiechnęła się lekko. - Dzięki za wszystkie informacje, przydadzą się. A teraz dobranoc, bo chyba zostaniesz tu na kilka dni. Dokładnie zaryglowała drzwi i już zamierzała odejść, kiedy nagle coś jej się przypomniało. -Aaa, przykro mi to mówić, ale Twojego przyjaciela tutaj nie ma. Został zamknięty w więzieniu w dzielnicy rebeliantów, było dużo bliżej. Przykro mi. - dodała z udawanym współczuciem. - Najwyraźniej Twój trud poszedł na marne. Uśmiechnęła się złośliwie pod nosem i wróciła do swojego biurka, by zająć się pozostałymi obowiązkami.
Frans, zostajesz zatrzymany na 24 godziny fabularne. Po tym okresie będziesz mógł automatycznie wyjść i wrócić do swoich zajęć. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 8:12 pm | |
| Najwyraźniej to on powinien pracować jako taki wredny Strażnik i szukać osób, które coś naskrobały… a tak naprawdę, to pewnie prędzej palnąłby sobie w łeb, niźli miałby naprawdę pracować jako swego rodzaju glina. Przez taką fuchę wiedziałby pewnie mniej niż powinien…
Westchnął cicho. Spodziewał się takiego przetrzymania, ale całe szczęście, że mógł sobie zapalić papierosa, bo inaczej zanudziłby się tutaj na śmierć. No, ale warto było dla tych kilku informacji, które zdradziła mu kobieta. Zdecydowanie. Wiedział przynajmniej, że Mathias coś wykombinował… dwa – udowodnił po raz kolejny nie wiadomo komu, że tego typu ludziom nie należy ufać. Aczkolwiek sam musiał być dobrym aktorem, żeby zachować pokerową twarz i nie zacząć się śmiać jak psychopata.
[…]
Po dwóch dobach spędzonych w więzieniu, wypuścili go, a to bardzo go uradowało. Dusił się poniekąd w tych czterech ścianach celi. Stanął więc przed budynkiem tymczasowego więzienia… i już nie potrafił opanować swojego rozbawienia całą tą sytuacją. Choćby nie wiadomo jak bardzo Mathiasowi groziła śmierć… to zapewne ten głupek wymyślił coś, co mogłoby go uratować. A nawet jeżeli… to Fransowi wydawało się iż odciągnął Strażników od tego właściwego toru na tyle, by postarać się o nowe dokumenty zarówno dla Ashe, jak i Mathy’ego. Teraz należało tylko pozałatwiać wszystkie sprawy!
No i przede wszystkim się nieco oporządzić, bo dwa dni bez kąpieli nieco dawały o sobie znać.
/zt po tych 24 fabularnych godzinach spędzonych w areszcie /zt po 8 dniach rzeczywistych, czyli 2 fabularnych dniach?
Ostatnio zmieniony przez Frans Lyytikäinen dnia Sob Cze 29, 2013 10:01 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Cze 21, 2013 8:20 pm | |
| Ekhem, nie ma tak dobrze. Odsiedzieć znaczy odsiedzieć. Za karę dostajesz dodatkowe 24h, Frans zostaje zablokowany na równe 8 dni rzeczywistych. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Lip 05, 2013 7:51 pm | |
| W takich chwilach jak ta, chciałaby, żeby jej wzrok mógł zabijać. Spojrzała z pogardą na strażnika, który ją uderzył, a wyobraźnia automatycznie podsunęła jej obraz jego czaszki, roztrzaskującej się o przeciwległą ścianę. Widziała z drastyczną dokładnością krew, obryzgującą spłowiałą tapetę na ścianach, ciężkie ciało osuwające się na podłogę, drgające lekko w pośmiertnych konwulsjach; przewrócone do wnętrza czaszki oczy, rozchylone lekko usta, zastygłe w wyrazie niedowierzania. Zatrzymała tę wizję w pamięci, uśmiechając się z satysfakcją, która to w obecnej sytuacji mogła sprawić, że posądzono by ją o szaleństwo. Z tym, że nikt nie patrzył. A jej wzrok nie mógł zabijać. Mogła więc tylko z bezsilnością zaciskać pięści i ciskać w stronę strażnika bezgłośne przekleństwa i groźby, które nigdy nie miały zostać spełnione. I tak też zrobiła. Uchwyciła się tej czynności także później, kiedy wlokła się ze zrezygnowaniem za strażnikami, bo pomagała jej ona odegnać palące poczucie upokorzenia. Na swojego towarzysza - na chwilę obecną - nie chciała nawet patrzeć. Z jednej strony było jej wstyd, że nieznajomy rebeliant, wobec których przecież odczuwała niegasnącą pogardę, był świadkiem jej porażki. Z drugiej, wciąż była na niego najzwyczajniej w świecie zła. Odnosiła nieodparte wrażenie, że ma ją za nic, tak samo jak eskortujący ich strażnicy, i że w pewien sposób uważa się za lepszego od niej. Idiota. Kim był, żeby ją oceniać? Naiwnym chłopaczkiem, który całe życie trenował tylko po to, żeby móc porozbijać się po arenie, z której zresztą został później wyciągnięty. Uświadomiwszy sobie, że w pewnym stopniu przyczyniła się do tego sama, znów miała ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem. Spodziewała się, że od razu wezmą ją na przesłuchanie, ale zamiast tego zaprowadzili ich oboje do celi. - Świetnie - mruknęła do siebie, wpatrując się w zatrzaskujące się za strażnikiem, metalowe drzwi. Oparła się plecami o zimną ścianę i osunęła się bezwładnie na ziemię, w końcu dając chwilę odpoczynku wyczerpanym mięśniom. To był chyba jedyny plus tej całej sytuacji - w końcu mogła usiąść. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki, dając sobie kilka sekund na zebranie myśli. Emocje zaczynały powoli opadać, robiąc miejsce innym uczuciom, które do tej pory były skutecznie tłumione. Wrócił uciążliwy ból głowy, ale nie tylko on. Całe jej ciało delikatnie drżało - nie była pewna czy z zimna, czy z jeszcze jakiegoś innego powodu. Przyłożyła dłoń do czoła. Miała wrażenie, że jest bardziej niż zwykle rozpalone, chociaż nie mogła mieć pewności - równie dobrze mogła być wciąż rozgrzana biegiem i pobudzona adrenaliną. Wzięła dwa głębokie wdechy. Teraz, kiedy się uspokoiła, cała sytuacja wróciła do niej w formie retrospekcji. Przypomniała sobie rebelianta, mówiącego strażnikowi, że ledwo trzyma się na nogach. Naprawdę wyglądała aż tak źle? Przypomniawszy sobie o obecności mężczyzny, otworzyła ponownie oczy. Wnętrze celi zawirowało na moment. Zamrugała kilkakrotnie, zmuszając źrenice do ustabilizowania obrazu i ustawienia odpowiedniej ostrości. - Więc - zaczęła, krzyżując nogi i opierając się wygodniej o ścianę - jeśli o jakiejkolwiek wygodzie można było w ogóle mówić. - Mam nadzieję, że jest pan z siebie zadowolony, panie Atterbury? - Ostatnie dwa wyrazy zaakcentowała sarkastycznie, chociaż jej zachrypnięty głos nieco psuł efekt. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego dopiero co poznany mężczyzna tak ją irytuje. Może wynikało to z wręcz bijącej od niego pewności siebie, może z faktu, że okazał się być takim idiotą, a może po prostu działał na nią alergicznie. Albo z każdej z tych rzeczy po trochu. Jej niechęć potęgował w dodatku fakt, że znalazłszy się w zdecydowanie nieciekawej sytuacji, zła i upokorzona, musiała w jakiś sposób odreagować. Wyrzucić z siebie wszystkie te negatywne emocje, które wręcz się w niej kotłowały, a przede wszystkim - obarczyć kogoś winą za własne nieszczęście. Mogła rzecz jasna przelać ją na strażników, zbluzgać Coin i resztę rebeliantów, ale nie odniosłoby to zbytniego efektu, bo i tak by jej nie usłyszeli. Noah Attebury, cóż... najzwyczajniej w świecie był bliżej. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Lip 05, 2013 11:03 pm | |
|
| uliczka przed domem Blue.
W momencie wszystko staje się czyste, jasne i klarowne. Tak przejrzyste, że nie mogę się nadziwić, jak znosiłem poprzednie miesiące. Ale to nieistotne, najważniejsze, że wydostałem się z tej nieświadomości. A na moje usta ciśnie się ironiczne podziękowanie. Już pamiętam, czemu lubiłem zabijać. Widocznie doznałem chwilowej amnezji, ale wszystko wróciło na swoje miejsce. Było łatwiej, z nią. Z moją amnezją. Kiedy podczas wojny straciłem rachubę, bo chciałem ją stracić. Nie było wtedy nic przyjemnego w zamykaniu oczu kolejnego człowieka. Teraz to zupełnie co innego. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego uczucia, niż to, kiedy moja agresja i moja pięść spotkałaby jego twarz. Ale to nie było uczucie, które lubiłem w tym najbardziej, nie. To co kochałem, to myśl, że mogę poczuć kontrolę, poczuć władzę nad sytuacją, którą teraz całkowicie straciłem. Straciłem ją już w momencie, w którym mężczyzna wszedł do mieszkania i za moment utracę jej resztki. Ponad wszystko jednak ceniłem sobie poczucie wymierzenia sprawiedliwości. Szeroko rozumianej przez społeczeństwo, wężej przeze mnie. Spoglądam na dziewczynę, na jej oczy, wbijające stalowe spojrzenie w strażnika. Na jej twarz brutalnie ‘przyozdobioną’ czerwonym i pieczącym śladem. Zaraz potem na wciąż śmiejącego się strażnika, jakby nie widzącego, że jednym gestem złamał aż dwóch ludzi. Żyjący nadal w swojej błogiej nieświadomości, kiedy w nas - a przynajmniej we mnie - odbywa się całkiem spektakularna bitwa, względnie przegrana czy wygrana, a w efekcie powrót do punktu wyjściowego. Ale to nie jest sprawiedliwość, bez względu na to z czyjego punktu patrzymy, i w jakim pojęciu jej rozumienia. Nigdy. - Taki jesteś odważny? To uderz mnie. – spluwam prosto na jego ubłocone buty. - Spróbuj szczęścia.Ale wygląda na to, że tym razem bardziej się kontroluje. Zamienia parę słów ze swoim współpracownikiem, a ja w tym czasie spoglądam na dziewczynę, nie wiedząc czemu chcąc się upewnić, że wszystko w porządku. Jak tylko by mnie nie irytowała, nóż w kieszeni otwiera się, kiedy myślę o zajściu. Nie śmiem jednak nawet pytać. Nie wygląda na taką, która miałaby zaraz wypłakiwać się na moim ramieniu. Wręcz przeciwnie, mógłbym się założyć, że skończyłbym z limem pod okiem w odpowiedzi. Zresztą, zanim zdążam się zorientować moje ręce zostają unieruchomione, a następnie skute, a czyjaś spocona łapa pcha mnie do przodu, pod nakazem aresztowania. I pomimo usilnych chęci i braku pohamowania w tym momencie, ani tym bardziej wzięcia pod uwagę konsekwencji – przez całą drogę nie udaje mi się wyciągnąć pistoletu z kieszeni. Dostaję jedynie nakaz nie kombinowania, jeżeli nie chcę stracić palców przed przesłuchaniem, i zanim się orientuję zamykają się za mną więzienne kraty. Tak upadają wielcy.A kiedy tylko słyszę szczyrk przekręcanych kluczy, mogę jednocześnie usłyszeć dźwięk utraty kontroli. Czyli jedynej rzeczy, o której stratę nigdy się nie podejrzewałem. Nigdy nie pomyślałem też, jaki ma dźwięk, ani że kiedykolwiek go usłyszę, a teraz nieustannie dźwięczy mi w uszach. Do tego stopnia, że nie mogę z czasem odróżnić ciszy, od tego natrętnego odgłosu. Więc kiedy w końcu mój mózg uspokaja się, tak samo jak tętno podwyższone przez nagłą falę agresji, nie mogę odczuć różnicy. Z impetem kopię w kraty, a z moich ust ucieka krótkie ‘ja pierdolę’, kiedy spoglądam na zegarek, a wskazówki niebezpiecznie zbliżają się do godziny rozpoczęcia parady. Dopiero teraz przez tłum innych myśli, przedostają się rozbijające się echem po mojej głowie słowa o przesłuchaniu. Nie mogę nawet dojść do tego, co irytuje mnie bardziej. Sam ten fakt, czy myśl, że jestem unieruchomiony przynajmniej na parę godzin. Na dodatek z tą tu. Dopiero teraz odwracam się w jej stronę i zaszczycam ją niezadowolonym spojrzeniem. Budynek w cholerę ogromny, ale widać moim wyrokiem ma być dzielenie z nią pomieszczenia trzy na trzy metry. W końcu znajduję moment aby się jej przyjrzeć, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Jej blada skóra, i delikatne, przeszywające ją drgawki nie zwiastują niczego dobrego. A jedyne co irytuje mnie bardziej, niż siedzenie z nią w jednym pomieszczeniu, to dzielenie go z nią, mdlejąca i umierającą. Jedyne co gorsze, to myśl, że zacznie się do mnie odzywać. Mimowolnie przewracam oczami, kiedy dziewczyna przysłania twarz dłońmi, a sam usadawiam się na drewnianej ławce, jak najdalej. Ale wygląda na to, że nic nie zamierza poprawić mojego losu, bo już po chwili mogę usłyszeć jej ochrypły głos, a sam w zrezygnowaniu wyszeptuję bezgłośne ‘kurwa, jeszcze tego brakowało’. - Przepraszam, a wyglądam jakbym był, panno…? – posyłam jej ironiczny i pogodny uśmiech. – Wyrównałabyś tą przewagę. Mam chyba prawo wiedzieć, z kim będę musiał dzielić moje cenne powietrze przez te parę cholernych godzin. - Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i opieram się o chłodną, gołą ścianę za mną. – Nie nauczyli cię podstaw kultury, skądkolwiek tam podchodzisz? Przelotnie spoglądam na dziewczynę, ostatecznie jednak zawieszając swój wzrok na kratach, jakby nie obchodziło mnie nic innego, poza wyjściem stąd. Bo nie obchodzi. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Sob Lip 06, 2013 1:20 am | |
| Na swojej drodze spotykamy różne typy ludzi. Są ludzie, którzy już od pierwszego spotkania przypadają nam do gustu, do tego stopnia, że nie możemy doczekać się kolejnych. Są ludzie, obok których przechodzimy zupełnie obojętnie, nieważne, jak mili by nie byli. Są też i tacy, z którymi po kilku zamienionych słowach odnajdujemy wspólny język, po czym możemy rozmawiać z nimi godzinami i nigdy nam się nie nudzi. Ale są również ludzie, którzy irytują nas samą swoją obecnością, od pierwszej chwili, gdy ich zobaczymy. I Noah Atterbury zaliczał się do tej ostatniej kategorii. Ledwie otworzył usta, a Ashe już miała ochotę prychnąć z niesmakiem. Zacisnęła wargi, tak, że utworzyły cienką kreskę i z rosnącą frustracją słuchała pełnej wyższości wypowiedzi. Gdyby nie fakt, że siedziała za daleko, zapewne już splunęłaby mu pod buty. A jeszcze bardziej niż same jego słowa irytował ją fakt, że nie potrafiła go rozgryźć. Chociaż trybiki w jej mózgu chodziły na najwyższych obrotach, w żaden sposób nie mogła połączyć faceta, który praktycznie podniósł ją z ulicy i który bronił ją przed strażnikiem, z człowiekiem, siedzącym teraz przed nią. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w jego twarz i odruchowo zacisnęła dłonie w pięści, bo poczuła nieodpartą chęć rozorania jej paznokciami. Przepraszam, a wyglądam jakbym był, panno…? Zawahała się przez chwilę. Coś jej mówiło, że podawanie swoich prawdziwych danych nie jest najmądrzejszym pomysłem, nawet jeśli strażnicy ją rozpoznali. Mogli blefować, albo kojarzyć ją pod innym nazwiskiem. A może po prostu kłamanie miała we krwi? Znów cofnęła się pamięcią wstecz i przed oczami stanęła jej przekrzywiona tabliczka na drzwiach mieszkania, więc bez zastanowienia wypaliła: - Flickerman. Diana Flickerman. Dalszą część wypowiedzi postanowiła puścić mimo uszu, ale kiedy mężczyzna dotarł do jej rzekomego braku kultury, nie udało jej się powstrzymać pełnego niedowierzania prychnięcia. Zaraz po tym skrzywiła się lekko, bo jej płuca boleśnie zaprotestowały, ale gdy tylko powstrzymała nagły atak kaszlu, słowa same popłynęły z jej ust. - Skądkolwiek pochodzę? - powtórzyła za nim jak echo. Ciśnienie podskoczyło jej co najmniej o połowę, a głos, jednocześnie zachrypnięty i podniesiony, stał się dziwnie piskliwy. Nie miała jednak zamiaru się tym przejmować. - Nie do wiary - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się pogardliwy grymas. Znowu to zrobił. Znowu sprawił, że się w niej gotowało i to za pomocą kilku prostych sylab. - Ty pieprzony ignorancie, naprawdę masz się za kogoś lepszego ode mnie? - Miała wrażenie, że czułaby się lepiej gdyby wstała - przynajmniej nie mógłby patrzeć na nią z góry - ale nie dbała o to. Tama puściła i potoku gorzkich zdań nie dało się już zatrzymać. - Jesteś tak samo ślepy jak reszta. Wydaje się wam, że jesteście bohaterami. Że wyzwoliliście kraj spod jarzma tyrana. Ukaraliście złych i uwolniliście uciśnionych. Tak? To pozwól, że ci coś wyjaśnię. - Ponownie zakręciło jej się w głowie. Skrzywiła się lekko, ale kontynuowała. - Obwiniacie nas o to, że przez lata nic nie robiliśmy. Że nie sprzeciwiliśmy się Igrzyskom. Świetnie. A teraz obróć to w drugą stronę. Posłałeś dzisiaj rano na śmierć dwoje dzieciaków, w tym ślepą dwunastolatkę. To nie była twoja wina, jasne, tylko nacisnąłeś przycisk. Ale nie widziałam, żebyś rozdarł koszulę na piersiach i rzucił się na posadzkę w proteście. Poszedłeś potulnie na miejsce, jak wszyscy inni. I w którym miejscu jesteś od nas lepszy? - Zamilkła na moment, robiąc sobie przerwę na zaczerpnięcie oddechu. Nie miała pojęcia dlaczego, ale ten gniewny monolog porządnie ją zmęczył. Potarła skronie, bo zawroty głowy były coraz silniejsze, ale nie zamierzała jeszcze się poddać. Musiała skończyć to, co zaczęła. Zresztą, miała do powiedzenia jeszcze tylko jedną, ostatnią rzecz. - A jeśli nie chciałeś siedzieć w tym cholernym więzieniu, trzeba było pomyśleć wcześniej i nie podnosić brudu z ulicy. Przy okazji mogłeś się czymś zarazić - dokończyła gniewnie, po czym rzuciła mu jeszcze jedno wymowne spojrzenie i odwróciła głowę, wbijając wzrok w łuszczącą się ze ściany farbę o nieokreślonym kolorze. Zanim mężczyzna zdążył jej odpowiedzieć, przypomniała sobie jeszcze, że wciąż nie podziękowała mu za postawienie się strażnikowi, ale w obliczu obecnej sytuacji, cała wdzięczność jakoś wyparowała z jej organizmu. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Sob Lip 06, 2013 10:22 pm | |
| Klaustrofobia to niezwykle ciekawe i wciąż niezbadane zjawisko. Nikt nie wie do końca skąd się bierze, a tym bardziej w jaki sposób je leczyć. A cierpi na nie dość znaczna część społeczeństwa. W tym ja, na przykład. Dlatego mogę wam przekazać wiadomości z pierwszej ręki, o tym, czym się charakteryzuje. A cudownym trafem odczuwam je właśnie teraz. Ciężej mi na przykład wziąć oddech, albo inaczej, to powietrze wydaje się zatrute. Praktycznie palące moje płuca. Co jeszcze? Ano na przykład mam wrażenie, że ściany zbliżają się do siebie, tworząc tym samym pułapkę bez wyjścia. Pułapkę, która może stać się moja trumną. Albo w tym przypadku, trumną kogoś innego. Bywa też, że sam zainteresowany traci trzeźwość myślenia. Jednak z tego co mi wiadomo, to mnie nie dotyczy. A może byłoby to dość pomocne w tym momencie. Co więcej? Lęk , ale nie odczuwam żadnego, może ktoś inny powinien. I problem leży właśnie w tym, że klatka w której się znajduje nie jest sama w sobie wcale taka ciasna, mógłbym spokojnie przesiedzieć tutaj ten czas sam. Chociaż ‘spokojnie’ to raczej pojęcie względne, kiedy tylko pomyślę o groźbie przesłuchania, wycedzonej przez zęby jednego ze strażników. Niemniej jednak, problem leży w tym, że cela jest zdecydowanie za ciasna dla naszej dwójki. A wyczuwalne pomiędzy nami napięcie wydaje się zapełniać całą pozostałą wolną przestrzeń, przez co stwarza jeszcze gorsze wrażenie. Ale całość nasuwa kolejny wniosek, wcale nie mam napadu klaustrofobii, ale mogę mieć napad nerwicy. A postawa dziewczyny zostawia mnie bez wątpliwości. Nie odzywam się już, a kiedy tylko tracę ją z pola widzenia i usilnie wpatruję się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie od razu czuję się lepiej. Do czasu oczywiście. Podświadomie liczyłem, że udało mi się skutecznie zakończyć naszą bezcelową wymianę zdań, zanim dojdzie do rękoczynów. Uznałem, że zadane jej pytanie, okaże się pytaniem retorycznym, jako że dlaczego miałaby mi się przedstawiać? Jak tylko zostanę wypuszczony moja noga już tutaj nie postanie, a tym samym nie przewiduje kontynuowania tej znajomości. Powiedziałem co ślina mi na język przyniosła, a tym samym wywołałem wilka z lasu. Kiedy z jej ust wypadają już pierwsze litery odchylam głowę do tyłu w akcie zrezygnowania, jakby w pytaniu skierowanym do Boga – za jakie grzechy? I prawie mamroczę coś podobnego pod nosem. Zaraz jednak doprowadzam się do porządku, kiedy wszystkie, wypowiedziane przez nią sylaby składają się w jedną całość. - Flickerman. – powtarzam, żeby lepiej przyswoić dopiero co rozbrzmiałe słowo. Jednak chwilowa uwaga, jaką zdołała przykuć momentalnie odpływa, kiedy tylko zdążam przetrawić tą informację. – Zdaje się, że poznałem już połowę rodziny. Dość mili ludzie, ale jak widać zawsze znajdzie się jakaś czarna owca. – beznamiętnie wzruszam ramionami. – Zgaduję, że kuzynka? Nie obstawiam bliższego pokrewieństwa z Blue. – przemilczam jednak fakt, że po prostu mała nie może mieć więcej wspólnego z taką osobą, co raczej rozumie się samo przez się. Nawet ciężko jest mi przyswoić myśl, że może ich łączyć cokolwiek. A kiedy roześmiana i pogodna twarz Caesara, spokojna i grzeczna Blue oraz Diana układają się jak kolaż w mojej głowie, najzwyczajniej powstaje kompletny bałagan. Przez moment zastanawiam czy w ogóle powinienem wspomnieć dziewczynce o tym spotkaniu, bo w końcu z tym wiąże się cała historia spędzenia wieczoru, a może i nocy w areszcie, a to raczej nikogo nie podniosłoby na duchu. A już szczególnie w jej sytuacji. Zaraz jednak dziewczyna podejmuje kolejną próbę nawiązania rozmowy, albo w tym przypadku raczej wzniecenia kłótni. I o ile jeszcze przed chwilą mogłem się delektować pozornie odzyskanym spokojem, teraz mogę praktycznie poczuć, jak się ze mnie ulatnia, aby zaraz nie pozostawić po sobie nawet znikomego śladu. Przywiązuję do jej słów większą uwagę, niżbym chciał, ale może podświadomie robię to po to, aby móc się skutecznie obronić. Jednak kiedy dziewczyna w końcu ucisza się, zbyt wiele słów pcha mi się na język, aby mogło wyjść z tego coś sensownego. - A ty nie masz się za lepszą ode mnie? Z reguły margines przypisuje sobie wszystkie najlepsze cechy i potrafi tylko wyrzucać innym. – odpowiadam pytaniem, na jej pytanie. – Nie zrzucaj teraz winy na nas! Cokolwiek Coin zrobiła, tylko gra dalej w waszą grę. Tak właśnie, to wy wszystko to zaczęliście. Teraz tylko dokańcza wasze sprawy. – zamierzam już zakończyć tą pozbawioną sensu dyskusję, ale zaraz i tak mimowolnie do niej wracam. – Zresztą, łatwo jest tak wszystkich zametkować, racja? Rebeliant, brud… Możesz sobie do woli zrzucać winę na wszystkich. Myślisz, że skoro stanąłem po wygranej stronie, to moje życie było lepsze? – krzyżuję ręce na klatce piersiowej i potrząsam praktycznie niewidocznie głową, jakby w niedorzeczności własnych słów. - Zresztą? Co cię obchodzą te dzieci? Nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa. Nie postawiłem się, racja. Ale co by to zmieniło? Wszyscy jesteśmy tylko pionkami w jej grze. Jeżeli bym tego nie zrobił, to wyręczyłby mnie ktoś inny. A sam byłbym już głęboko pod ziemią. – przerywam na moment, żeby poskładać sobie w głowie kolejne zdania, zanim zrobią to za mnie moje nerwy. – A nie spieszy mi się umierać. I tak, jestem egoistą. A wiesz co to oznacza? Że jesteśmy do siebie cholernie podobni. Jak się z tym czujesz, Flickerman? – urywam w końcu, biorąc jeden znaczący oddech, aby się uspokoić, chociaż bez żadnego większego efektu. Wciskam się bardziej w kąt licząc, że nie padną już żadne słowa i wreszcie udało mi się skutecznie ją uciszyć. Ale zanim to następuje sam rozrywam ciszę jaka zapanowała. - Podniósłbym jeszcze raz, chociażby po to, żeby zrobić ci na złość. "Zły rebeliant, powinien dobić, zamiast wyciągać rękę". Zburzyłem ci światopogląd? Wyciągam z kieszeni kurtki paczkę fajek, odpalam jedną z nich, a pudełko podrzucam w stronę dziewczyny. - Częstuj się, złość piękności szkodzi. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Nie Lip 07, 2013 12:10 am | |
| Kojarzycie ten moment w rozmowie, w którym logiczne argumenty przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, bo jedynym celem wypowiedzi, staje się dogryzienie drugiej osobie? Wzajemna konwersacja zaczyna wtedy prowadzić donikąd, zamyka się w pętlę, nakręcaną przez kolejne, pełne gniewu słowa, aż w końcu nikt już nie pamięta, o co się sprzecza. Z drugiej strony, w takiej chwili nie jest to już ważne, bo zdrowy rozsądek umyka w daleki kąt umysłu, karuzela wiruje tak szybko, że nie sposób jej zatrzymać, a wypadnięcie z niej, grozi co najmniej bolesnym upadkiem. W takiej sytuacji najbezpieczniej jest oddzielić od siebie przeciwne strony, zaczekać, aż ochłoną i spróbować zminimalizować szkody. Co jednak, jeśli obie siedzą zamknięte na małej przestrzeni, bez jakichkolwiek perspektyw na szybkie jej opuszczenie? Cóż, wtedy rozmowa może skończyć się tragicznie, chyba, że jedna ze stron odpuści. I to właśnie postanowiła zrobić Ashe. Minęła długa chwila, zanim odezwała się ponownie. Kiedy mężczyzna rzucił jej paczkę papierosów, przez równą minutę obracała ją w dłoniach, zanim w końcu wyciągnęła jednego i odrzuciła mu opakowanie. Wciąż jednak uparcie milczała, wpatrując się we własne dłonie i najwyraźniej - intensywnie nad czymś myśląc. Starała się też uspokoić nieco narastające zawroty głowy, ale im dłużej skupiała wzrok na jednym obiekcie, tym większe miała z tym trudności. Wkrótce musiała się wyprostować, bo zamiast jednego papierosa, widziała cztery. A ty nie masz się za lepszą ode mnie? - Nie - powiedziała w końcu. Wypuściła z płuc powietrze, mając wrażenie, że razem z nim ulatuje z niej cała energia. Słowa mężczyzny dźwięczały jej w uszach i obijały się o wnętrze czaszki. Łatwo jest tak wszystkich zametkować, racja? Nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa. - Nie jestem lepsza od ciebie. Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. - Przeniosła spojrzenie na jego twarz, która nagle wydała jej się dziwnie rozmyta. Zmarszczyła brwi i przetarła oczy. Bez rezultatu. - Przez większość swojego życia byłam okropną osobą. I jeśli bawimy się w karmę, zasłużyłam na wszystko, co mnie spotkało, dlatego możesz bluzgać na mnie do woli. Ale na nich nie. - Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, dlaczego właściwie mówi mu to wszystko. Był dla niej obcą osobą, w dodatku taką, która ją irytowała. Ale może właśnie o to chodziło. Może potrzebowała kogoś, z kogo strony nie groziłoby jej współczucie, ani o zgrozo - litość. A może po prostu trawiła ją coraz wyższa gorączka. Tak, najprawdopodobniej o to chodziło. - Próbuję tylko powiedzieć, że niczym się nie różnimy. Nie ja i ty, ale my i wy. Wczoraj rano rebelianccy strażnicy zastrzelili mojego przyjaciela, zaraz po tym, jak dowiedział się, że do Igrzysk wylosowano jego siostrę. Za kilka tygodni dwudziestka trójka niewinnych osób zginie na oczach całego kraju. I masz rację, mam to gdzieś. Jestem zbyt samolubna, żeby przejmować się ich losem. Ale staram się przez to powiedzieć... - Urwała na chwilę, spoglądając mu w oczy. - ... jesteś pewien, że było warto, Noah? Zamilkła, nie wyjaśniając do końca, o co jej chodziło, pozostawiając to jego własnej interpretacji. Z bocznej kieszeni kurtki wyjęła zapalniczkę, by po chwili zaciągnąć się dymem z papierosa. Nikotyna zaczęła powoli rozchodzić się po jej organizmie, w cudowny sposób kojąc zszargane nerwy. Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę drzwi, zastanawiając się, kiedy przyjdą ją przesłuchać i czy w ogóle dane jej będzie to przesłuchanie przeżyć. Nie dało się ukryć, że była w o wiele gorszej sytuacji, niż jej towarzysz niedoli. On był dla nich szanowanym rebeliantem i w pewnym sensie symbolem rebelii. Ona - w najlepszym wypadku - była nikim. W najgorszym - poszukiwanym zdrajcą. Tak czy inaczej, jej dni zdawały się być policzone. Drgnęła nagle, przypomniawszy sobie o innym pytaniu, które zadał Noah, a które wcześniej umknęło jej w potoku nieprzyjemnych słów - być może dlatego, że złapana na kłamstwie, początkowo nie wiedziała jak na nie odpowiedzieć. Kiedy podawała nazwisko Flickerman, nie skojarzyła, że rozmawia z mentorem małej Blue. Teraz miała do wyboru albo przyznać się do prawdziwej tożsamości - co raczej średnio jej się uśmiechało - albo ciągnąć historyjkę dalej. Jeśliby się nad tym głębiej zastanowić, druga opcja nie była taka znowu głupia. Podając się za krewną biednej trybutki, być może mogłaby ugrać coś dla siebie, bo mężczyźnie najwidoczniej nie uśmiechało się prowadzenie na śmierć bezbronnej dziewczynki. Uniosła głowę, podejmując w myślach decyzję. - A Blue to moja kuzynka, mieszkałyśmy praktycznie drzwi w drzwi. Jeśli cię to obchodzi - mruknęła, niby od niechcenia wzruszając ramionami. Kłamstwo wyszło z jej ust gładko i bez wahania, zupełnie jakby od dziecka nie robiła nic innego od naginania prawdy. I tak właściwie - nie była to jakoś bardzo naciągana teoria. Przez następnych kilka minut siedziała w milczeniu. Nie wiedziała, czy to zbawienny wpływ nikotyny, czy może wyrównującego się powoli ciśnienia krwi, ale zawroty głowy, na chwilę obecną, nieco ustały. Kiedy skończyła palić, zgasiła papierosa na zimnej posadzce. - A światopogląd faktycznie trochę mi zburzyłeś - powiedziała, sama nie do końca wiedząc dlaczego i po raz pierwszy, odkąd znalazła się w tej celi, posłała mężczyźnie coś na ślad uśmiechu. - I dzięki - dodała, wskazując na niedopałek, chociaż wyglądało na to, że to słowo miało inne, mniej przyziemne znaczenie. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Nie Lip 07, 2013 3:19 pm | |
| Ktoś mądry powiedział kiedyś, że ‘ludzie zapomną, co powiedziałeś, zapomną co zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną tego, jak się dzięki tobie poczuli’. Nie pamiętam teraz, kim był ich autor, ani kiedy je usłyszałem – bo zdarzyło się to może raz, i wtedy też nie przywiązałem do nich większej uwagi. Ale z pewnością minął już kawał czasu od tamtego momentu. Dlatego tym bardziej nie umiem wytłumaczyć sobie, dlaczego jak wyrzucony bumerang, powracają właśnie teraz. Zawsze myślałem, że chodzi w nich o coś pozytywnego, ale jak widać – nie koniecznie. I kiedy by się w to zagłębić, ta osoba na pewno miała rację. Kiedy zostawię za sobą to miejsce i ten dzień, upychając go pomiędzy tysiącami innych, nic nieznaczących w moim życiu dni, mogę nie być w stanie przywołać żadnych z jej słów, a przed moimi oczami będzie stawał jedynie bezgłośny obraz, niczym w niemym kinie. O ile – o ile będę do tego wracał. Mogę nie być w stanie przypomnieć sobie, żadnego z jej gestów, ani pełnych jadu spojrzeń. Ale na pewno, będę w stanie przywołać to jak się poczułem. A być może nawet to, jak oboje się poczuliśmy. I nie jest, ani nie będzie to nic dobrego. Bo chyba bez jasnego stwierdzenia tego nie mogę powiedzieć, że czujemy się dobrze. Żadne z nas nie zna się zbyt dobrze, a i to mogłoby być lekką przesadą patrząc na to, że zaledwie jakąś godzinę temu nie miałem pojęcia o istnieniu żadnej Diany Flickerman. Godzinę? Albo i więcej. Słońce jeszcze chwile temu wkradające się przez przyozdobione szronem okno zdaje się już zwolna chować za horyzontem, i nie mogę uwierzyć, że czas mógł upłynąć tak szybko. W każdym razie, czy nie ma w tym czegoś zabawnego - oczywiście po przejściu całej tej warstwy goryczy – że dwoje zupełnie obcych sobie ludzi potraf tak doskonale trafić w swoje słabości? Żeby nie pokusić się o użycie stwierdzenia ‘rozgryźć się’? Nigdy nie narzekałem na brak nieżyczliwych mi ludzi, ale tym razem jest jakoś inaczej. Ta wymiana zdań boli bardziej, niż mógłbym przypuszczać, ale każde kolejne wypowiedziane, czy w tym momencie już wykrzyczane słowo jedynie napędza nas jeszcze bardziej. Nie widzę, żadnego możliwego zakończenia tej rozmowy, poza skoczeniem sobie w końcu do gardeł, albo przed wtargnięcie do celi strażnika. Przez moją głowę szybko przemyka myśl, że może warto byłoby odpuścić? Ale to słowo wydaje się synonimem ‘przegrać’, a jest to coś co nawet nie chce przejść mi przez usta. Przez ostatnie parę miesięcy nie robiłem niczego innego, poza przegrywaniem, więc jakby za cel ustanowiłem sobie teraz zwycięstwo chociaż w tej kłótni. Widać, jak się stoczyłem. I o dziwo nie rozczarowuję się, kiedy dziewczyna wypowiada krótkie, ale znaczące ‘nie’, machinalnie odwracam się w jej stronę, zaskoczony, że tak szybko odpuściła. Ale na mojej twarzy nie pojawia się nawet cień uśmiechu, a w moich oczach nie może zobaczyć żadnej satysfakcji czy triumfu. Żadnego nie odczuwam. Czekam jeszcze moment, na jego nadejście, ale żadna kolejna sekunda nie przynosi niczego, co mogłoby nawet udawać to uczucie. Nie, jest całkowicie odwrotnie i tylko gorzej. Obserwuję ją w skupieniu, próbując poukładać wszystkie fakty w mojej głowie, i może chociaż w jakimś sposób ją rozgryźć. Ale kiedy jeszcze raz przebiegam pamięcią przez naszą rozmowę tworzy się tylko większy chaos. A nawet to słowo wydaje się niewystarczające. Nie mogę sobie nawet przypomnieć w którym momencie, zaczęliśmy się kłócić, ani o co tak naprawdę poszło i gdyby nie to, że czuję się okropnie, mógłbym wybuchnąć w tym momencie histerycznym śmiechem, kiedy tylko uświadamiam sobie, jak bardzo się we wszystkim pogubiłem, i jak bardzo sytuacja wymknęła się spod mojej kontroli. A czuję się okropnie. To kolejny czynnik na który składa się mój nie-tak-mały chaos. O ile do tego momentu wypełniała mnie tylko złość, a jedyne na czym mogłem skupić myśli, to wymyślenie kolejnej riposty, zanim wyprzedzi mnie Diana. O ile do tej pory mój gniew był skierowany na jej osobę, teraz przeniósł się na mnie. A i tak jest w znacznej części stłumiony przez żal. W tym momencie cała wcześniejsza teoria bierze w łeb. Nie wiem, jak działa na mnie ta dziewczyna. Znalezienie jednego prostego określenia wydaje się niemożliwe. I przez chwilę zastanawiam się nawet, czy takie było od początku jej założenie i taktyka. Przez krótki moment, kierowany nagłym impulsem chcę zaprzeczyć i powiedzieć, że też nie czuję się lepszy. Ale sam nie mogę potwierdzić na ile zgodne z prawdą byłby te słowa, a z jej punktu widzenia zabrzmiałyby jeszcze mniej wiarygodnie. Dlatego zaraz przymykam rozchylone usta. - Może źle cię oceniłem. – mówię w końcu, ale powstrzymuję się od przeprosin. – To daje ci tylko kolejny powód, żeby mną gardzić. – po raz kolejny głęboko zaciągam się papierosem, jednak zdając sobie sprawę, że na jednym może się skończyć. – Wygląda na to, że karma nie mogła mnie dogonić przez ostatnie siedemnaście lat, a ostatnio wyżywa się za cały ten czas. Ciebie pewnie też celowo postawiła na mojej drodze, więc śmiało. Zaciskam usta w wąską kreskę. Nie do końca podoba mi się to, na jaką ścieżkę wkroczyła i dokąd zmierza ta rozmowa. Bluzganie na siebie, a powolne wywlekanie na światło dzienne swojej niezbyt chwalebnej przeszłości to dwie różne rzeczy. A faktem, który irytuje mnie jeszcze bardziej jest to, że o dziwo czuję się lepiej i boję się, że jeszcze moment, a z moich ust wydostanie się potok słów, których nie chcę wypowiedzieć, a którego nie będę mógł zatrzymać. Kiedy mówi o tym, co zaledwie przed kilkoma dniami spotkało jej przyjaciela, chcę odruchowo powiedzieć, że jest mi przykro, jednak czekam do momentu, w którym urwie swoją wypowiedź. A kiedy to następuje, nie pamiętam już, co miałem w zamiarze chwilę temu. ...jesteś pewien, że było warto, Noah? Zadanie rozbrzmiewające parokrotnie echem w mojej głowie, brzmi aż za bardzo jak coś, o co sam bym się zapytał. Jeszcze raz przypominam sobie jej wcześniejsze słowa, próbując połączyć je w logiczną całość, ale nic takiego się nie dzieje. I zanim zdążam się zorientować zaczynam już mówić, nawet jeżeli w moim pierwotnym założeniu nie chciałem się przed nią otwierać. - Nie, nawet jeżeli staram sobie wmówić, że jest inaczej. – odpalam drugiego papierosa, zaniepokojony swoim własnym zachowaniem. – Nic nie było warte. Nawet rzeczy, które z pozoru zdawały się takimi być. W efekcie to wszystko zaprowadziło mnie tutaj, więc zgaduje, a nawet wiem, że nie. – urywam, nie mając oczywiście na myśli więzienia, czy nawet KOLCa. – Doszedłem do takiego momentu, że już nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak inaczej mogłoby wyglądać moje życie. Chyba oboje musimy się do tego po prostu przyzwyczaić. – wzruszam ramionami, chociaż nic co powiedziałem nie jest mi obojętne. W końcu też tracę z nią kontakt wzrokowy, czując, że dłużej nie wytrzymam jej spojrzenia i myśli, że właśnie w tym momencie poddaje mnie swojej ocenie. Zaraz jednak ponownie przyciąga mój wzrok, kiedy posyła mi blady uśmiech. Odruchowo chcę rozejrzeć się dookoła, upewniając, że to do mnie, a nie do kogoś innego jest skierowany. Zaraz jednak upominam się w myślach i po prostu równie pogodnie odwzajemniam go, wciąż nie mogąc się nadziwić jak szybko byliśmy w stanie przejść z jednej skrajności w drugą. - To ja powinienem podziękować pierwszy. – mówię, chociaż na pierwszy rzut oka moje słowa mogą wydawać się pozbawione sensu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pon Lip 08, 2013 12:17 am | |
| Drzwi do celi otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł strażnik - ten, który bardziej naciskał na zatrzymanie Noah'a w areszcie - i z nieprzyjemnym uśmieszkiem przez dłuższą chwilę przenosił spojrzenie z jednego aresztanta na drugiego, chcąc ich jeszcze przez moment potrzymać w irytującej niepewności. Gdy znudziła mu się ta dziwaczna zabawa, stwierdził obojętnym tonem: - Masz całkiem długą listę grzechów, brudasko. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że zbyt długą, bo za każde przewinienie powinnaś dostać kulkę w łeb. Zatrzymamy Cię do odwołania, a raczej egzekucji, która nastąpi... niebawem. Przez najbliższe dni trochę sobie porozmawiamy. Nawet nie wiesz, jakie przyjemne jest dręczenie ludzi. - zarechotał złośliwie i zwrócił się do mężczyzny nieco sympatyczniejszym tonem - Ponieważ nie mamy pewności, co do Pańskiej tożsamości, jesteśmy zmuszeni zastosować standardową procedurę. Proszę podać nam namiary na osobę, która byłaby w stanie potwierdzić Pańskie dane. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pon Lip 08, 2013 12:24 pm | |
| Ashe zawsze uważała, że nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Nie żeby wierzyła we wszechmocnego Boga, wiszącego nad niczego nie podejrzewającymi mieszkańcami Panem i pociągającego za sznurki. Gdyby faktycznie istniał, już dawno starłby w proch ten cały zepsuty świat. Nie, jakiekolwiek bóstwa czy mistyczne siły były dla niej jedynie wytworami zmęczonego, ludzkiego umysłu, szukającego usprawiedliwienia czy może częściej - nadziei. Ale było coś, o czym była przekonana całkowicie i bez wątpliwości i tym czymś była właśnie idea, że żadne wydarzenia nie są zbiegiem okoliczności, a jeśli coś lub kogoś spotykamy na swojej drodze, oznacza to, że tak właśnie miało być. Inna sprawa, że najwidoczniej jej los postanowił kopać ją w tyłek za każdym razem, kiedy miał ku temu okazję. Wiedziała jednakże, że Noah Atterbury także wbiegł akurat w tę, a nie inną uliczkę z jakiegoś konkretnego powodu. I choć zastanawiała się nad tym intensywnie przez ostatnich kilka minut, wciąż nie mogła znaleźć logicznego wytłumaczenia tego spotkania. - Nie gardzę tobą - powiedziała automatyczne, nie do końca jeszcze świadoma własnych słów, bo głos mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego ponownie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale zniknęła z niego niedawna złość i wzburzenie. Dziewczyna odniosła nagle wrażenie, jakby cela powiększyła się o kilka metrów kwadratowych, albo jakby ktoś otworzył okno, wpuszczając do środka zapas czystego, świeżego powietrza. Odprężyła się automatycznie, podskórnie przeczuwając, że ostra wymiana zdań dobiegła końca. Co prawda w każdej chwili mogło się to zmienić, ale wyglądało na to, że jeszcze na razie nie skoczą sobie do gardeł. - I wbrew pozorom, nie pomyliłeś się tak bardzo co do oceny mojej osoby. Odwróciła się do ściany, nie chcąc oglądać zaskoczenia, czy czegokolwiek innego, co odmalowało się na jego twarzy. Gdzieś w środku, w okolicach żołądka, coś zaczęło ją denerwująco uciskać, co dopiero po dłuższej chwili sklasyfikowała jako wyrzuty sumienia. I w tym samym momencie, w którym to nastąpiło, ponownie poczuła złość, tym razem jednak skierowaną nie do siedzącego na ławce człowieka, a do wewnątrz. Nic nie mogło jednak powstrzymać słów, które samoistnie wypłynęły z jej ust, a które miała ochotę cofnąć jeszcze zanim dotarły do odbiorcy. - A w ogóle to powinnam cię chyba przeprosić. Nie powinieneś się tu znaleźć. - Jej głos wydawał się dziwnie przytłumiony, jakby faktycznie w środku niej walczyły dwie, przeciwstawne siły. Tymczasem atmosfera w celi znów uległa zmianie. Wiedziała to zanim jeszcze z ust Noah padło pierwsze zdanie. Przeniosła na niego wzrok z mieszaniną dezorientacji i czegoś w rodzaju przerażenia, a w jej umyśle automatycznie włączyły się mechanizmy obronne. Nie lubiła, kiedy ktoś zaczynał się przed nią otwierać, czy może raczej - bała się tego. Bo w momencie, w którym poznawała ludzi lepiej, w którym odkrywali przed nią kawałek własnej duszy, zostawała jej odebrana możliwość patrzenia na nich obojętnie. A nikt tak dobrze jak ona nie zdawał sobie sprawy, że przywiązanie do kogokolwiek jest jedną z najniebezpieczniejszych rzeczy w Panem. Dlatego kiedy mężczyzna zaczął mówić, miała ochotę zatkać sobie uszy i zacząć śpiewać - jak wtedy, kiedy w dzieciństwie jej brat mówił coś, czego nie chciała słuchać. I choć było to infantylne i głupie, zapewne by tak w końcu zrobiła, gdyby w drzwiach celi nie pojawił się strażnik. Gdy tylko to nastąpiło, miała wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni Celsjusza, chociaż już wcześniej nie było w nim za ciepło. Niechętnie przeniosła na niego wzrok i prawie machinalnie zadrżała, ponieważ coś w jego wyrazie twarzy powiedziało jej, że ta sytuacja nie będzie miała happy endu. Natychmiast jednak odegnała od siebie tę myśl, bo nawet jeśli była prawdziwa, nie mogła pozwolić sobie na to, by sparaliżował ją strach. Wlepiła nienawistne spojrzenie w mężczyznę, czekając aż się odezwie. A kiedy to zrobił stało się jasne, że wolałaby, żeby nigdy nie otwierał ust. Kiedy Ashe miała siedem lat, potknęła się na schodach, prowadzących do mieszkania. Stopnie były stanowczo za wysokie na jej drobne, krótkie nóżki. Zazwyczaj nie było to problemem, bo wybierała windę, ale tego dnia urządzenie miało awarię, musiała więc skorzystać z klatki schodowej. I spadła. Straciwszy równowagę, sturlała się praktycznie na sam dół, po drodze wybijając dwa zęby - na szczęście, mleczne. I choć nie odniosła żadnych poważniejszych obrażeń, od tamtej pory wiedziała jedno - najgorszy w upadaniu nie był sam moment zetknięcia z ziemią. Najgorsze było poczucie utraty gruntu pod nogami i spadania w niewiadome, kiedy żołądek podchodził do samego gardła, a na przełyku zaciskała się niewidzialna pięść. I właśnie tak samo się poczuła, kiedy w celi rozbrzmiało słowo 'egzekucja'. Nie żeby się tego nie spodziewała. Nie był to pierwszy raz, kiedy grożono jej w ten sposób. Gdzieś podskórnie wiedziała też, że kiedyś jej pula durnego szczęścia zostanie wyczerpana, i że przyjdzie jej zapłacić za wszystkie błędy, które popełniła w życiu. Za każdym razem powtarzała sobie jednak: jeszcze nie teraz, jeszcze nie tym razem, może znów się uda. I udawało się. Zawsze. Aż do tej pory. Straciła grunt pod nogami, potknęła się i leciała w dół, a ponieważ nie było nikogo, kto mógłby ją złapać, pozostawało jej oczekiwać na bolesny upadek. Odwróciła wzrok od strażnika, wbijając go w posadzkę pod własnymi stopami. Nie chciała patrzeć na niego, ani tym bardziej na Noah, przerażona, że mogłaby w jego spojrzeniu dopatrzeć się litości. Nie była zresztą w stanie patrzeć teraz na żadnego z nich. Cięta riposta, którą jeszcze przed chwilą miała na końcu języka, rozleciała się na słowa, słowa rozpadły się na sylaby i cały ten miszmasz umknął jej gdzieś nieodwracalnie. Z drugiej strony, i tak zapewne nie byłaby w stanie niczego powiedzieć, bo jej gardło ścisnęła niewidzialna dłoń, odbierając jej całkowicie zdolność mówienia. Obraz przed oczami znów niebezpiecznie się rozmazał i zajęło jej dłuższą chwilę, żeby się zorientować, że pokryły się one cieniutką warstwą łez. Zamrugała ze złością, zdjęta nagłą grozą, że ktoś mógłby je zauważyć. Nie miała zamiaru pokazywać słabości. Wobec usłyszanego przed chwilą wyroku - co jej pozostało? - Cóż, wygląda na to, że zostanie mi oszczędzona konieczność przyzwyczajania się do czegokolwiek. - Nim się zorientowała, wyrazy same popłynęły z jej ust, choć jej głos był tak zmieniony, że prawie go nie rozpoznała. Wciąż nie potrafiła jednak oderwać spojrzenia od szarej posadzki, zupełnie jakby potrzebowała ciągłego upewniania się, że ma pod sobą stały teren. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pon Lip 08, 2013 9:19 pm | |
| Istnieje idea świata jako teatru. Nie jest ona dla mnie niczym obcym, ale jednak nigdy specjalnie o niej nie myślałem. Dlaczego miałbym? Ale w tym momencie, sama nasuwa mi się ona na myśl. Czuliście kiedyś, że dostaliście nie tą rolę w życiu, którą powinniście? Na przykład obserwując, jak wasze marzenia spełniają się komuś innemu. To dobry przykład, ale nie wpasowuje się on w moją sytuację. Ponieważ o ile dostałem rolę, którą chciałem - i o którą można powiedzieć, ubiegałem się od dłuższego czasu – to jednak czuję, a nawet wiem, że nie zasłużyłem na nią. I jest to chyba nawet gorsze uczucie. Nijak nie mogę się usprawiedliwić. Czy zrezygnowałbym z niej? Pewnie nie. Nie zmienia to jednak faktu, czuję się źle z tą niesprawiedliwością. I mimo, że ciągle jest obecna gdzieś w powietrzu - można nawet powiedzieć, że od o wiele dłuższego czasu, niż od kiedy znajdujemy się w celi, czy też nawet od momentu, w którym się poznaliśmy – ale dopiero w tej chwili mnie dopada, a ma być jedynie gorzej. Pierwszy raz dogania mnie, kiedy Diana wypowiada coś na wzór przeprosin. Nie są chyba dokładnie tym, ale to i tak za dużo, niż powinienem usłyszeć z jej strony. Nie wystarczający jest fakt, że nie jestem przyzwyczajony do brzmienia tego słowa. O ile przez ostatnie miesiące nauczyłem się, że jego wypowiedzenie nie sprawia tyle bólu, ile pierwotnie mi się wydawało, że powinno - co już powinienem uznać za spory postęp. Wciąż jednak jestem na długiej drodze, aby nauczyć się znosić je - skierowane do mnie. Uzasadnione, być może łatwiej byłoby mi przetrawić. Ale tych nie można tak określić. Ciągle czuję się niezręcznie i w tym momencie nie wydaje mi się, że w najbliższej przyszłości miałaby nastąpić jakaś zmiana. Spuszczam wzrok, skupiając się na jarzącej się końcówce papierosa – wdzięczny, że odpaliłem kolejnego, przez co mam czym zająć ręce. Nawet jeżeli mój nałóg gubi mnie w tym momencie, jedynie utwierdzając ją, że może nie tyle mam problem z nikotyną, co z tą rozmową. - To nie twoja wina. Jestem tutaj na własne życzenie. Zresztą jak zwykle, jeżeli chodzi o wpadanie w kłopoty. – mówię w końcu po chwili ciszy, dogaszając papierosa, i wreszcie zdobywając się na nawiązanie kontaktu wzrokowego i posłanie jej czegoś, co powinno przypominać uśmiech, ale z racji sytuacji, w której się znajdujemy, nie wiele z tego wychodzi. – Powinnaś przestać używać tych słów - ‘dziękuję’, ‘przepraszam’. Przynajmniej w stosunku do mnie. Przeklinam w myślach, że tak długo zwlekałem z odpowiedzią, bo kolejna pauza ponownie działa na moją niekorzyść. Staram się również ją przeprosić, ale nie chcę, aby teraz moje słowa sprawiały nieprzyjemne wrażenie, jakoby pojawiły się jedynie dlatego, że ‘wypadało’. Otwieram usta i ponownie je zamykam, próbując ułożyć w głowie coś, co mogłoby zabrzmieć niewymuszenie, ale znów poddaję się po kolejnej nieudanej próbie. Zbawiennie, albo i nie – drzwi celi otwierają się, przerywając męczącą mnie ciszę, jednak tylko po to, aby pogorszyć sytuację. Więc nie ma nawet mowy, o żadnym westchnięciu ulgi. Zamiast tego ogarnia mnie nieuzasadniona złość, spowodowana jedynie pojawieniem się w progu strażnika. Czasami bywa tak, że sam wyraz twarzy, czy obecność człowieka sprawia, że poziom adrenaliny w naszej krwi podwyższa się i tym samym automatycznie podnosi nam się ciśnienie. Ten facet należał do takich właśnie przypadków. Kiedy więc jego usta otworzyły się i po chwili trzymania nas w niepewności, szczerząc się złośliwie, padają pierwsze jego słowa… cóż, wystarczy powiedzieć, że jest o wiele gorzej. - Wiem, że awoksi należą już formalnie do przeszłości. Ale okazałby pan trochę szacunku tej pani, bo szczerze, to ja nie dbam o żadne pieprzone formal… Nie dokańczam, nie mam nawet potrzeby. Ciężar jego kolejnego słowa, które wpada w moją wypowiedź i przerywa mi w pół zdania przygniata mnie. Egzekucja. Wciąż dźwięczy mi w uszach, a sam zamieram w bezruchu z otwartymi ustami i niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy, jakbym nie wiedział co się dzieje. Bo nie wiem. Czy czułem wcześniej, że gram złą rolę w tym spektaklu? Widocznie im dalej postępuje scenariusz, tym bardziej będę się w tym utwierdzał. Jak reżyser mógł popełnić tak okropny błąd? A może nasza sztuka nie ma reżysera? Jedynie to mogłoby wytłumaczyć bałagan, jaki zapanował. Źle przydzielone kwestie i role. Nie mam nawet śladowego pojęcia o tym, co zrobiła dziewczyna, ale nie mogła zawinić bardziej, niż ja. Dlatego wciąż wpatruję się w mężczyznę czekając, aż powie coś podobnego do ‘A, przepraszam, nastąpiła pomyłka…’. Ale kolejne sekundy upływają, a nic takiego nie następuje. Jedyne na co się zdobywam, to spojrzenie na Dianę, aby chociaż na moment stracić z widoku twarz strażnika. Ale dziewczyna wtuliła się w ścianę jeszcze bardziej, niż przed momentem. A jej twarz odwrócona jest w jej kierunku i wciśnięta we własny rękaw. Przygryzam dolną wargę. Milczenie wydaje mi się teraz nieodpowiednie, a tym bardziej powiedzenie czegoś. Dlatego jeszcze przez moment trwamy w bolesnej ciszy. I mimo, że znam ją godzinę, czy dwie. A praktycznie cały ten czas spędziliśmy na kłótniach i przysparzaniu sobie kolejnych wrogów – to teraz ogarnia mnie przytłaczając fala żalu. Nigdy więcej nie chciałbym znaleźć się ponownie w sytuacji takiej, jak ta. Chcę i czuję obowiązek, żeby zaprotestować. Zanim jednak mi się udaje mi się wydukać cokolwiek, strażnik zwraca się do mnie. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze – co mógłbym powiedzieć? I czy cokolwiek by to dało? Albo tylko próbuję się w ten sposób usprawiedliwić. Skupiam na mężczyźnie wzrok, który przez chwilę nieuwagi zawędrował w jakiś niedostrzegalny punkt za oknem. Jednocześnie staram się odzyskać trzeźwość myślenia. Albo chociaż jej pozory. - Spędziłem tutaj tyle czasu, po to, żeby dowiedzieć się, że nie ma pan w domu telewizora? Jesteście zorganizowani gorzej, niż Kapitol pod rządami Coin. – prawie wycedzam przez zęby, dopiero teraz orientując się, że nie wiem, kogo mógłbym wezwać i kierowany nagłym impulsem odpowiadam po chwili. – Chantelle Troy. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pon Lip 08, 2013 10:35 pm | |
| - Posiadamy telewizory, jednak nigdy nie można w pełni wykluczyć pomyłki. - stwierdził strażnik z wymuszonym uśmiechem. Gdy usłyszał podane przez mężczyznę nazwisko, spojrzał na niego ze zdziwieniem. Może naprawdę identyfikator zawierał jego prawdziwą tożsamość? Nie można było jednak wykluczyć, że zapamiętał imię dziewczyny z poprzednich Igrzysk. - Chantelle Troy... - powtórzył dane osobowe, po czym szybko zapisał je w swym notatniku. - Skontaktujemy się z nią bezzwłocznie, jednakże sądzę, że z powodu właśnie odbywającej się parady trybutów, będzie Pan musiał spędzić noc w areszcie. Jeśli jednak wyraża Pan takie życzenie, jestem w stanie doprowadzić, by to... coś zostało przeniesione do osobnej celi. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Wto Lip 09, 2013 6:36 pm | |
| Obserwuję jak strażnik wypowiada następne słowa. Jego usta układają się dziwacznie wyrzucając z siebie kolejne sylaby. Ale nie słucham. Dźwięk jest stłumiony i zniekształcony. Przez moment przypomina mi to uczucie, które towarzyszyło mi, kiedy pływając znajdowałem się pod wodą. Ale w przeciwieństwie do tego, tamto było kojące. Tak jak tafla wody, odgradzało mnie od rzeczywistego świata i nic nie mogło zakłócić mojego spokoju. Nie słyszałem nikogo, ani niczego, poza cichym szumem mojej własnej krwi, obiegającej moje ciało. Mogłem wtedy trzeźwo myśleć, poukładać sobie męczący mnie mętlik. Zyskać parę sekund spokoju. To co robię teraz ledwo można byłoby nazwać marną imitacją tego uczucia. Moją głowę wypełnia pustka, która wydaje się nawet gorsza od bałaganu. A kiedy przypomina mi się rodzimy dystrykt - pod adresem, którego tak wiele przeklinałem przez ostatnie miesiące – szare mury celi wydają się jeszcze bardziej przytłaczające, zimniejsze i niemożliwe do zburzenia. Jak kamienny sarkofag. Podciągam kolana pod brodę, licząc, że w ten sposób zapewnię sobie namiastkę niewidzialności, której nienawidziłem - teraz jednak wydaje się być bezcenna, kiedy nijak nie mogę wpasować się sytuację, która się rozgrywa. Dopiero po chwili orientuję się, że mężczyzna zwraca się już nie do dziewczyny, a do mnie. Większość z jego słów puszczam mimo uszu, przywiązując odrobinę większą wagę do jedynie paru wyjątków, jak parada na którą nie uda mi się zdążyć. I z czego konsekwencjami będę musiał się liczyć. Upominam się jednak w myślach, moje problemy wydają się tak idiotyczne i przyziemne. Kolejne słowa, którym udaje się przedrzeć? ‘…by to... coś zostało przeniesione do osobnej celi.’ Mimowolnie podnoszę wzrok na mężczyznę. Przez moment nawet rozważam jego zbawienną propozycję. Skoro mogę bez problemu dostać ‘niewidzialność’ na której tak mi zależy, dlaczego by nie skorzystać? Nie znam jej. Nie muszę tutaj siedzieć, ani dzielić z nią smutków. Nie wiem więc co we mnie wstępuje, kiedy odpowiadam: - Co prawda jedna osoba mi tutaj zawadza, ale nie chodzi o nią. Zaraz jednak przeklinam się w myślach. Szablon relacji ‘ja mogę nabluzgać, ale ty jedynie spróbuj się odezwać’ był zarezerwowany jedynie dla Cypri i zdecydowanie nie podoba mi się to, że w jakiś sposób przypadł on również ledwo co poznanej dziewczynie. Odprowadzam strażnika wzrokiem, obserwując jak razem z nim znika moja szansa na spokojną noc. O przespanej i tak nie byłoby mowy. Dopiero tracąc go z oczu uświadamiam sobie niezręczność tej sytuacji. Co mówi się w takiej chwili? A może lepiej milczeć? Jednak cisza zacznie wiercić w mojej głowie, zanim jeszcze zdążę zauważyć. A powietrze już zdaje się być cięższe. Dlatego po chwili wahania, która jeszcze rozbrzmiewa przy pierwszym wypowiadanym słowie, w końcu rozrywam ciszę. - Mówią wiele, ale nic nie robią. – staram się, aby słowa nie były przesiąknięte współczuciem, czy litością. – Nie zabiją cię. Chcą cię złamać i przygotować sobie grunt pod przesłuchanie. Nie pozwól im na to. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Sro Lip 10, 2013 1:05 am | |
| Nawet nie wiedziała, w którym momencie przestała słuchać. W jednej chwili wlepiała wzrok w odpadającą ze ścian farbę, wychwytując słowa obydwu mężczyzn, a w następnej wyłączyła się całkowicie. Ich głosy oddaliły się, zlały ze sobą, a następnie ucichły całkowicie, zamieniając się w niewyraźny szum, gdzieś na granicy świadomości. Może był to odruch obronny umysłu, może wynik drugiej doby bez snu, a może po prostu jakiś dziwny, spowodowany gorączką amok. Cokolwiek jednak podarowało jej tę chwilę wytchnienia, była temu wdzięczna. Ocknęła się dopiero po kilku minutach, zorientowawszy się, że Noah zwraca się do niej. Drgnęła niespokojnie, potrząsnęła lekko głową i spojrzała na niego nieprzytomnie, czekając aż jej źrenice ustawią sobie odpowiednią ostrość. Zdążyła wychwycić jego ostatnie słowa: - Nie zabiją cię. Chcą cię złamać i przygotować sobie grunt pod przesłuchanie. Nie pozwól im na to. Zmarszczyła brwi, przez moment jakby nie do końca wiedząc, o czym mężczyzna mówi, bo poczucie rzeczywistości wróciło dopiero po chwili. Przetarła oczy i odgarnęła z twarzy luźne kosmyki włosów. - Tak, jasne - mruknęła tylko w odpowiedzi. Jej głos zabrzmiał dziwnie martwo i był całkowicie wyprany z emocji - aż trudno było uwierzyć, że jeszcze kilka minut temu dźwięczały w nim gniew, złość i tysiąc innych uczuć. Sama ani przez chwilę nie wierzyła w to, że strażnik może blefować. Jeśli faktycznie znali listę jej przewinień - a wychodziło na to, że tak właśnie było - zabiliby ją prędzej czy później. I jeśli miałaby obstawiać - raczej prędzej, niż później. - Nie musiałeś tu zostawać, wiesz? - zwróciła się ponownie do Noah, jednocześnie rozsuwając zamek błyskawiczny kurtki i sięgając ręką do wewnętrznej podszewki. Jednym szybkim ruchem rozerwała wszytą w środek kieszonkę i wyciągnęła ze środka maleńką, owalną, fioletową kapsułkę. Zważyła ją w dłoniach, po czym zaczęła obracać w palcach, przyglądając się jej jakby z ciekawością. - Mam na myśli... Chyba ciężko wyobrazić sobie mniej rozrywkowe towarzystwo. - Rzuciła mu szybkie spojrzenie, po czym znów wbiła wzrok w kapsułkę. Gdyby była odważniejsza, pewnie włożyłaby ją do ust i rozgryzła, uciekając od tego wszystkiego, co miało czekać ją w najbliższych dniach. A może to, że tego nie zrobiła, było właśnie aktem odwagi. W każdym razie, siedząc w tej cholernej, ciasnej celi, potrafiła tylko turlać ją z jednej dłoni na drugą, ale zdobyć się na ten konkretny, ostateczny gest - nie umiała. Jej myśli powędrowały z powrotem do Dzielnicy Rebeliantów. Przebiegły przez most na Moon River, minęły przyczajonego gdzieś tam Aarona, a kiedy dotarły do redakcji Capitol's Voice i siedzącego za biurkiem Dominika, do jej żołądka wpadła bryła lodu. Uniosła głowę, porażona nagłą myślą, a jej palce zacisnęły się na kapsułce, zamykając ją w dłoni. Znów spojrzała na mężczyznę, zastanawiając się, czy poproszenie go o cokolwiek nie będzie kuszeniem losu, ale patrząc na to obiektywnie - co miała do stracenia? - Pewnie zostanę teraz skwitowana uroczym parsknięciem, ale mógłbyś coś dla mnie zrobić? Tam, na zewnątrz?
|
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Sro Lip 10, 2013 9:33 pm | |
| Często po uczuciu porażki, przychodzi taki moment - zazwyczaj w nocy, kiedy gasną wszystkie rozpraszające nas światła – w którym zaczynamy analizować, co poszło nie tak. W którym momencie skierowaliśmy przyszłość na taką, a nie inną ścieżkę. I najważniejsze, czy gdybyśmy w tamtym momencie postąpili inaczej, nie wepchnęli losu na te, konkretne tory, czy wszystko przebiegłoby inaczej? I chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że nie możemy cofnąć czasu, ani zmienić biegu wydarzeń usilnie staramy się znaleźć ten mały mankament w naszych działaniach. Wydaje nam się, że chociaż rozpracowując przeszłość, będziemy mogli osiągnąć swojego rodzaju wewnętrzny spokój. A o wrażenie jest całkowicie mylne. Ponieważ w dalszym ciągu niczego nie zmienia i wszystko pozostaje takim samym, jak było. Ostatecznie dodając nutkę jakiegoś dziwnego żalu i pustki. Dla mnie ten moment na przekalkulowanie przeszłości i znalezienie decydujących czynników następuje w chwili, w której Diana zaczyna przeszukiwać swoją kurtkę. Dźwięk rozdzieranego materiału mimowolnie przyciąga mój – do tej pory odwrócony – wzrok. I chociaż wciąż pamiętam, co było zaszyte w jej wnętrzu, dalej obserwuję kolejne poczynania dziewczyny, nie wiedząc czemu, łudząc się, że to jakiś chory żart. - Nie spraw, żebym żałował zostania z tobą. – rzucam jakby od niechcenia i ruchem głowy wskazuję na trzymają przez nią kapsułkę. – Na brak wrażeń nie mogę narzekać. Co w efekcie mogło mnie tutaj zaprowadzić? Jak dawno temu wszystko było już przesądzone? Czy w momencie w którym przekroczyłem bramę KOLCa, los miał już w zamiarze wyprowadzenie mnie na tamto rozdroże? A może gdybym skręcił w inną ulicę…? Wyszedł pięć minut później, albo wcześniej? Nie rzucał na prawo i lewo obietnicami bez pokrycia? I czy gdybym coś zmienił, zmieniłbym tym samym bieg wydarzeń? Może los i tak znalazł by swój sposób, żeby mnie tutaj zaprowadzić. Ale może nie siedzielibyśmy tutaj teraz. Diana nie usłyszałaby wyroku, a ja nie miałbym żadnych prawnych problemów. Co za tym idzie – może naprawdę jesteśmy tutaj przeze mnie? Otrząsam się szybko, z myśli, która doprowadza mnie do dreszczy w reakcji obronnej. Opatulam się szczelniej kurtką i obejmuję ramionami, chociaż nagła, przeszywająca mnie fala zimna nie jest spowodowana przeciągiem, czy chłodem jaki bije od praktycznie gołych murów więzienia. Jest jedynie wytworem mojej spaczonej psychiki i patologicznej skłonności do nadmiernego przejmowania się wszystkimi sprawami, na które nie mam wpływu. Kiedy w końcu przyswajam myśl, że niczym nie zaskutkuje moje próba rozgrzania się, poddaję się. Obserwuję jak dziewczyna dalej obraca w dłoniach fioletową pigułkę, w skupieniu się w nią wpatrując. Jakby podejmując decyzję, która zaważy na całym jej życiu. I właściwie tak jest. Wzdycham zrezygnowany, ale już nieco podirytowany jej zachowaniem. Nie chcę jej oceniać, ale jest to silniejsze ode mnie. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że dziewczyna jest jednym wielkim (chociaż drobnym) zaprzeczeniem. Sprzecznością. Ilekroć pozwoli ujawnić się jakiejś swojej pozytywnej cesze, albo kiedy ta niekontrolowanie zdoła się wydostać na zewnątrz – zaraz potem sprawia wrażenie, jakby musiała udowodnić światu, że nie jest taka. Nie jest dobra, jest egoistką i jako taka osoba chce być postrzegana. Tym samym po raz kolejny obracając sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. Może właśnie dlatego czuję się tak zdezorientowany? Kiedy szybko obrócisz się parę razy dookoła własnej osi, albo jak w tym przypadku, kiedy ktoś obraca również mną, tracisz poczucie równowagi, twój błędnik zaczyna szwankować i potrzebujesz momentu, aby dojść do siebie. Ale wtedy wszystko powtarza się od nowa. Dlatego zaczynam przeszukiwać swoją kieszeń, a kiedy docieram do szwu, zdecydowanym ruchem rozrywam go, aby wydostać zaszytą w drugim dnie kapsułkę. Identyczną jak ta, na której palce zaciska Diana. - Szantaż emocjonalny nie podziała w twoim wypadku, czy może się mylę? – obracam tabletkę w dłoniach. Oczywiście, że blefuję. Nie zgłupiałem na tyle, aby zabić się w po rozmowie z ledwo poznaną dziewczyną. Ale moja cierpliwość powoli dosięga do swojej granicy. I czuję, że to dosłownie chwila, zanim wrócimy do wymiany ripost i obrzucania się obelgami. Ale nie dbam już o to. Dopiero na jej słowa odrywam wzrok od kapsułki, i zatrzymuję palce w połowie obrotu. Podnoszę głowę i spoglądam na dziewczynę, uśmiechając się, jak w momencie w którym zaraz ktoś jednak stwierdzi ‘żartowałem!’. Ale blondynka milczy, wyczekując na moją odpowiedź. Jednak ograniczam się jedynie do cichego dmuchnięcia powietrzem przez nos, co naśladuje słaby śmiech. Jeszcze raz podnoszę na nią wzrok, jakbym chciał powiedzieć ‘serio?’. - Uwierz mi, powinienem. – kiwam głową, jakbym chciał przyznać jej rację. – Ostatnie życzenie przysługuje skazańcom. Skazańcom, nie samobójcom. – zaraz jednak pełen wahania przygryzam dolną wargę i po chwili ciszy w końcu się odzywam. - ...ale chyba jestem ci to winien. Jesteś na mnie skazana, a nie jestem raczej facetem, z którym chciałoby się spędzić resztę życia. – posyłam jej słaby półuśmiech. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Sro Lip 10, 2013 10:12 pm | |
| Czasami spotykasz kogoś na swojej drodze i w pierwszej chwili myślisz: ten człowiek to moje przeciwieństwo. Patrzysz na niego, kimkolwiek jest i nie potrafisz dostrzec niczego, co by was łączyło. Pochodzicie z zupełnie różnych światów, wychowywaliście się w poszanowaniu innych wartości, nie macie wspólnych zainteresowań i cenicie w życiu całkowicie odmienne rzeczy. Wydawałoby się więc, że nie ma szans, żebyście znaleźli między sobą jakąkolwiek nić porozumienia. Że nadajecie na tak innych falach, że samo to, że się spotkaliście, musiało być zupełną pomyłką. Że miniecie się, a następnego dnia nie będziecie już o sobie pamiętać, tak jak nie pamięta się ekspedientki, która obsługuje nas w sklepie, albo kierowcy autobusu, którym jechaliśmy rano do pracy. Ale wtedy ta osoba robi lub mówi coś - zazwyczaj nic specjalnego, uśmiecha się w konkretny sposób, albo wykonuje jakiś gest - i nagle okazuje się, że wcale nie jesteście tacy różni, jakby się wam wydawało. I tak właśnie poczuła się Ashe, kiedy Noah wyciągnął z kieszeni kapsułkę, zaszytą dokładnie w ten sam sposób, co jej własna. Zaskoczona tym faktem, nie odpowiedziała mu od razu. Zamarła na moment, zatrzymując dłonie w powietrzu i wpatrując się z niedowierzaniem w trzymany przez mężczyznę przedmiot, jakby spodziewała się, że w rzeczywistości jest czymś innym i za moment dostrzeże swoją pomyłkę. Ale o pomyłce nie było mowy. A sekundę później, powietrze wypełniające celę przeszył chyba najmniej odpowiedni do sytuacji dźwięk. Śmiech. Nie był to rzecz jasna śmiech wesoły ani beztroski, ale nie był też tak zaprawiony goryczą, jak można by się tego spodziewać, a Ashe sama nie była do końca pewna, skąd się wziął. Być może puściło w końcu budowane od początku tego dnia napięcie, może rozbawiło ją to, jak bardzo bez pokrycia była groźba jej współtowarzysza. A może jedno i drugie. - Blefujesz - powiedziała automatycznie, kręcąc głową i rzucając mężczyźnie wymowne spojrzenie. Następnie westchnęła i w geście kapitulacji wepchnęła kapsułkę z powrotem do kieszeni, w myślach stwierdzając ostatecznie, że wciąż pozostawia sobie otwarte drzwi. Nie teraz, to później. - Ale ten blef był tak beznadziejny, że aż uroczy - dodała i znów parsknęła cichym śmiechem. Właściwie sama nie pamiętała, kiedy ostatni raz śmiała się szczerze. I choć w obecnej sytuacji wyglądało to bardziej jak szaleństwo skazańca, miała to gdzieś. Jak zawsze. Słysząc odpowiedź na jej pytanie, spoważniała prawie natychmiast, przypominając sobie, czym właściwie było ono spowodowane. Przed oczami znów stanęła jej twarz Dominika. Zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, jak uformować słowa, żeby nie zabrzmiały żałośnie, a co ważniejsze - jak powiedzieć wszystko, co chciała, jednocześnie zdradzając jak najmniej. Przyciągnęła do siebie kolana i objęła je ramionami, zupełnie jakby myślała, że w ten sposób ochroni się jakoś przed własnymi emocjami, ale rzecz jasna - nic to nie dało. W końcu otworzyła usta, ale słowa zgubiły drogę gdzieś między jej umysłem, a językiem i w efekcie tylko ponownie je zamknęła. Cholera. Przymknęła powieki, licząc w myślach do dziesięciu. Był to jej uniwersalny sposób na uspokojenie, stary zresztą jak świat. - Chciałabym... - zaczęła wreszcie. Uniosła ponownie powieki i wlepiła spojrzenie w Noah, czując jak w gardle rośnie jej wielka gula. Musiała jednak o to poprosić. Nie było wiadomo, jak długo jeszcze będzie trwała ich chwila spokoju. Może za kilka minut mężczyzna zostanie wypuszczony, a ona nigdy więcej go nie zobaczy. Nigdy więcej nie zobaczy nikogo. - Wiem, że uważasz, że mnie nie zabiją. Ale gdyby jednak to się stało... Cóż, pewnie nie dostanę nekrologu w gazecie. Mniejsza. W każdym razie, jest jedna osoba w Dzielnicy Rebeliantów, na której mi zależy. Ja... Gdybyś mógł odnaleźć Dominika Terraina - to dziennikarz, całkiem znany... Gdybyś mógł odnaleźć go i powiedzieć mu, że mnie spotkałeś, że dotarłam bezpiecznie, i że mam się dobrze, byłabym ci wdzięczna. - Przy ostatnich słowach głos jej się załamał, ale przełknęła ślinę i kontynuowała. - Powiedziałabym: wdzięczna do końca życia, ale to może nie potrwać długo - dodała, po czym posłała mu niezbyt wesoły, ale zupełnie szczery uśmiech. Drgnęła, czując jak coś ciepłego cieknie jej po policzku. Odwróciła głowę w kierunku ściany, ocierając jednocześnie ze złością samotną łzę, która wzięła się na jej twarzy nie wiadomo skąd, mając nadzieję, że przeszła niezauważona. Nie miała zamiaru płakać jak dziecko, i tak miała wrażenie, że brzmiała wyjątkowo żałośnie. Wzięła więc głęboki oddech, nakazując sobie natychmiastowe uspokojenie i znów przeniosła wzrok na mężczyznę. - A co do tego skazania, gwarantuję ci, że ja też nie jestem osobą, z którą chciałbyś utknąć na dłużej - rzuciła, podciągając lekko kącik ust. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Czw Lip 11, 2013 5:43 pm | |
| Czasami, gdy znajdujemy się w sytuacji z której nie widzimy żadnego rozwiązania, na przegranej pozycji; dotyka nas jakiś nieuzasadniony i irracjonalny impuls. Tak jak mnie dotknęło to, chwilę temu. Prawdopodobnie, gdybyśmy wtedy dopuścili do siebie racjonalne myślenie, zatrzymali się na moment i zastanowili się nad tym co zamierzamy zrobić – zrezygnowalibyśmy. Ale w takich chwilach spychamy je na dalszy plan, dopuszczając rozsądek do głosu dopiero, kiedy jakieś niepotrzebne słowa już padły, albo kiedy swoimi czynami doprowadzimy do czegoś nieodwracalnego. A skutki mogą być różne, od żenujących po tragiczne, z rzadka jednak pozytywne. Nie mam pojęcia, co pchnęło mnie do tak radykalnego i pozbawionego logiki kroku, pewnie była to właśnie jedna z tych niekontrolowanych sił, która najpierw zmusza nas do działania, dopiero później do myślenia. Co innego mogłoby mną kierować? I jestem przygotowany na całą gamę różnych reakcji, na całkowicie odmienne i zróżnicowane. Od krzyku, poprzez histeryczny płacz, na jej samobójstwie kończąc. Ale nic takiego nie następuje. A to co dzieje się chwile później, w ogóle wychodzi poza moje przewidywania, i nie znajduje wytłumaczenia. Śmiech. Śmiech szalony, nieco histeryczny, i być może wywołany jedynie przez to, że wreszcie nam obu puściły nerwy. Przez co nie tylko rozładowała się napięta aura dzisiejszego dnia, ale może i ta, która otacza mnie od przyjazdu do Kapitolu. I chociaż przez krótką chwilę, ten dźwięk brzmi obco, nie muszę się nawet przyzwyczajać do jego brzmienia. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jest naprawdę szczery. - Słyszałem wiele na swój temat, ale nigdy, że jestem uroczy. – ledwo powstrzymuję się od kolejnego parsknięcia, chociaż przesadny uśmiech jeszcze przez chwilę widnieje na mojej twarzy, zanim zaczyna stopniowo znikać. Obserwuję jak dziewczyna po stoczonej walce w końcu poddaje się i chowa kapsułkę do kieszeni, wciąż jednak zdaję się czekać na jakiś zwrot akcji. W ciągu tych paru godzin zdążyłem się już nauczyć, że nie mogę być przy niej niczego pewny. Przechodzimy ze skrajności w skrajność. Od kłótni, do pełnych żalu rozmów. Od prób samobójczych, po pozornie beztroskie zanoszenie się śmiechem. Za każdym razem, kiedy zdążam się przyzwyczaić do kolejnej nagłej zmiany scenografii, następuje kolejna, może drastyczniejsza i jeszcze bardziej nielogiczna. Ale przeszliśmy już chyba przez wszystkie możliwe stany. Pomimo wszystko, dopóki pigułka nie opuszcza jej rąk, i nie gubi się gdzieś w otchłaniach kieszeni jej podniszczonej kurtki, nie spuszczam z niej wzroku. Dopiero wtedy naśladuję jej kroki. Jak w filmach, kiedy jeden bohater odłoży pistolet, dopiero wtedy drugi idzie za jego przykładem. - Nie pierwszy raz. Sama powiedziałaś, że jesteśmy podobni. – ledwo przechodzi mi to przez gardło, chociaż zdanie wydaje się mniej szorstkie, niż poprzednim razem. – Blefowałaś. – powtarzam za nią. - Żadne z nas ich nie zażyje. Będziemy nosili je przy sobie, wmawiając sobie, że kiedy tylko sytuacja zrobi się nieprzyjemna, nie zawahamy się – ale będzie przeciwnie. I nie wmawiaj mi, że zmieniłaś zdanie przeze mnie. – uśmiecham się szelmowsko. – Szukamy tylko pretekstu, żeby ktoś nas od tego odciągnął. Żeby poczuć przez moment, jakby komuś zależało. – dodaję ostatnie słowa nieco ciszej. - Albo to tylko ja. - uśmiecham się bardziej beztrosko, niżby wypadało, chociaż jest w tym coś smutnego. Zaraz jednak nerwowo zaciskam usta, zdenerwowany, że w porę nie potrafiłem ugryźć się w język, ale obecność dziewczyny źle na mnie wpływa, i mimowolnie mówię więcej, niżbym chciał. Co zdaje się działać w obie strony. Ale nie trwa to długo, zanim ciążące w powietrzu milczenie zostaje w końcu przerwane. Terrain, Terrain. Jeszcze przed rebelią obiło mi się o uszy, nie umiem jednak przypasować twarzy do nazwiska, i jedyne co kojarzę, to że o ile się nie mylę pracuje w Capitol’s Voice. Ale dopiero po chwili dochodzi mnie, że to nie przez to kojarzę mężczyznę. Zaszufladkowałem go w pamięci raczej jako byłego Sama. Więc dopiero po momencie, milczącym skinięciem głowy daję do zrozumienia Dianie, że wiem, o kim mówi. - Dlatego cię zamknęli. – stwierdzam w końcu nieco nieobecnym tonem, i mówiąc bardziej do siebie, niż do niej, próbując poskładać pojedyncze fakty w całość. – Jak to się stało, że on jest tam, a ty… tutaj? – pytam, dopiero po chwili orientując się, że zapewne właśnie przekroczyłem jakąś granicę i powinienem żegnać się z życiem. – Przepraszam, nie powinienem. – urywam na krótki moment, ale zanim zapanuje niezręczna cisza odzywam się jeszcze raz. – Znajdę go. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Czw Lip 11, 2013 7:38 pm | |
| Szukamy tylko pretekstu, żeby ktoś nas od tego odciągnął. Żeby poczuć przez moment, jakby komuś zależało. Przymknęła oczy na moment. Kim był ten facet? Jakim cudem, po zaledwie kilkunastu minutach rozmowy, udało mu się powiedzieć coś, po czym poczuła się, jakby dostała z otwartej dłoni w twarz? Miał rację, oczywiście, że miał. Nie ważne, jak bardzo nie chciała tego przyznać, nawet przed sobą. Żeby poczuć przez moment, jakby komuś zależało. Mylisz się, chciała odparować natychmiast, ale słowa zaginęły gdzieś po drodze, najprawdopodobniej dlatego, że były nieprawdziwe. Nie mylił się. Każde jedno zdanie, które wypowiedział, mogłoby być autorstwa jej samej. Mogłoby, gdyby nie była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać. Spojrzała na niego badawczo, jakby próbowała przedrzeć się przez warstwę skóry i mięśni i zobaczyć, co siedzi w jego głowie. Nie czuła się zbyt pewnie, siedząc w celi z człowiekiem, który zdawał się znać ją na wylot, mimo, że tak naprawdę nie znał jej wcale. A może tkwiła właśnie w jednym z tych dziwnych snów, które wydają się prawdziwe, dopóki się nie skończą? - Chyba naprawdę jesteśmy do siebie podobni - mruknęła tylko, spuszczając wzrok na własne dłonie. Te słowa wydawały jej się złotym środkiem, bo ani całkowicie nie zaprzeczały, ani bezpośrednio nie potwierdzały teorii Noah. Jej palce samoistnie odnalazły samotną, wystającą z kurtki nitkę i zaczęły ją nerwowo szarpać, zupełnie jakby to ona ponosiła winę za zażenowanie, jakie właśnie czuła dziewczyna. Nie była do końca pewna, jakie emocje wywoływał w niej fakt, że obcy mężczyzna, z rozbrajającą prostotą i szczerością wyciągał na światło dzienne jej wszystkie słabości, ale na pewno nie było to nic dobrego. - Dlatego cię tu zamknęli. - Jego głos ponownie wyrwał ją z ponurych rozmyślań. Podniosła na niego zdezorientowane spojrzenie, początkowo nie rozumiejąc, o czym mówi. Dopiero kilka sekund później na jej twarzy odmalowało się zrozumienie, ale wtedy Noah ponownie podjął przerwany wątek, nie miała więc szansy odpowiedzieć. Coś jej zresztą mówiło, że to nie było nawet pytanie. Słysząc następne słowa, wzruszyła ramionami. - Nie przepraszaj - powiedziała cicho, zastanawiając się, czy powinna powiedzieć mu coś więcej. Z jednej strony, wspominanie swojej kolorowej przeszłości nie było chyba najmądrzejsze, ale z drugiej - czy cokolwiek mogło jej jeszcze zaszkodzić? Nawet gdyby jej towarzysz zdecydował się komuś o tym opowiedzieć, ta osoba otrzymałaby tylko i wyłącznie historię nieistniejącej Diany Flickerman, której nikt nie skojarzyłby z byłą dziennikarką, Ashe Cradlewood. A ta z kolei, do tego czasu, i tak dawno byłaby martwa. - Nawet nie wiesz, ile razy sama zadawałam sobie to pytanie. To akurat była prawda. Pamiętna rozmowa nad Moon River była jednym z tych wydarzeń, do których wraca się nawet po latach, analizując każdy szczegół i zastanawiając się, czy gdyby postąpiło się inaczej, uniknęłoby się katastrofy. I Ashe także wracała, powtarzając w kółko i do znudzenia te same pytania. Czy gdybym nie spotkała Mammona, rebelia w ogóle by wybuchła? Czy gdybym nie przekazała mu planów Centrum Dowodzenia, udałoby się wyciągnąć trybutów? Czy gdybym mu nie zaufała, skończyłabym w więzieniu? Jak to jednak często z takimi rozważaniami bywa, nigdy nie udało jej się dojść do satysfakcjonujących wniosków. Teraz to samo pytanie zadał Noah, a ona - choćby chciała - nie potrafiła dać mu na nie szczerej i jednocześnie prawdziwej odpowiedzi. - Patrząc z perspektywy czasu... Cóż, najwidoczniej moje zasługi dla rebelii nie były na tyle duże, żeby zrównoważyć wcześniejsze błędy - powiedziała, uśmiechając się smutno. Błędy. Słowo - wytrych, którym nauczyła się określać przeszłość, o której chciałaby zapomnieć. - I, Noah? - dodała po chwili milczenia. - Dzięki. To... dużo dla mnie znaczy. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Czw Lip 11, 2013 8:46 pm | |
| Przepraszam że tak długo, ale moje zapasy weny na dzień dzisiejszy chyba zaczynają się kończyć.
//Sala przesłuchań
Wciąż podirytowana dzięki pewnej przemiłej strażniczce z posterunku, miażdżąc śnieg pod wymi stopami zbliżam się powoli do wejścia do KOLC-a, gdzie pokazuję swój identyfikator najwyraźniej czekającemu na mnie od dawna, znużonemu strażnikowi. W milczeniu prowadzi mnie do budynku więzienia, a ja, pełna najgorszych przeczuć, rozglądam się po tym dziwnie opustoszałym od ogłoszenia Igrzysk miejscu. Dochodzi nawet do tego, że w swojej głowie zaczynam prowadzić dziwną, wyimaginowaną rozmowę z naszą obecną prezydent. Coin, zapewne nikt nie miał odwagi Ci tego powiedzieć, ale jesteś potworem. My w dystryktach przynajmniej chociaż trochę potrafiliśmy się cieszyć życiem - mimo warunków, mimo codziennej walki o przetrwanie, każdy z nas doceniał to co ma. A obecni mieszkańcy KOLC-a... Zabrałaś im wszystko, zabrałaś im nie tylko majątek, ale też wszelką wolę życia i optymizm. Przyjdź tu kiedyś, spójrz na te opuszczone domy, zamarznięte i opustoszałe ulice i spróbuj uczciwie przyznać, że właśnie po to wszyscy się angażowaliśmy w rewolucję, że po to tyle niewinnych ludzi przelało krew. Przyjdziesz? Oczywiście że nie. Nie przyjdziesz i tego nie powiesz, bo jesteś tchórzem i jędzą, której jedynym celem było dojście do władzy i bogactwa. Gdybyś tylko mogła wiedzieć, jak bardzo gardzę Tobą i tymi idiotami z posterunku, którzy dzisiaj prowadzili przesłuchania. Wydaje Ci się, że masz wszystko, że udaje Ci się kontrolować Kapitol, ale niedługo będziesz się krztusić własną krwią. Wczoraj miałaś przedsmak tego co Cię czeka w przyszłości. Ludzie przestają być głupi, w końcu zrozumieją kto jest ich prawdziwym wrogiem - na pewno nie niewinne dzieci posłane przez Ciebie na śmierć. Mam jednak doskonałą, acz bolesną świadomość, że taka rozmowa prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć miejsca - zrobię wszystko, żeby pomóc mieszkańcom getta, ale bezsensowne ryzykowanie życia przez podobne słowa do takiej pomocy na pewno by nie należało. Chociaż może kiedyś... Kiedyś na pewno nabiorę odwagi cywilnej, by móc wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co o niej sądzę. Pogrążona w ponurych rozmyślaniach docieram wreszcie do głównego celu mojej podróży - tymczasowego więzienia. Gdy przestępuję przez jego próg do zaskakująco jak na Kwartał sterylnego wnętrza, przechodzi mnie dziwny dreszcz, jakbym instynktownie wyczuwała stopień unieszczęśliwienia przebywających tu, nierzadko niesłusznie więźniów. Podchodzę do jednego ze strażników siedzących w głównym pomieszczeniu i krótko wyłuszczam mu cel mojego przybycia. Pozwalam mu się poprowadzić krętym korytarzem do jednej z cel, gdzie według otrzymanej informacji ma przebywać Noah Atterbury. Mimo wszystkich trudów drogi mam nadzieję, że to tylko pomyłka albo żart wyjątkowo miernego gatunku, ponieważ gdybym naprawdę go tam zobaczyła... podejrzewam że zabiłabym go na miejscu. Co prawda trąciłoby to nieco hipokryzją, ale na Latającego Potwora Spaghetti, jeśli ktoś ma zamiar bawić się w wędrówki po KOLC-u, niech przynajmniej nie daje się złapać jak skończony idiota. Gdy wchodzimy w ostatni odcinek korytarza, a strażnik zapala światło, z oddali dostrzegam zarys męskiej sylwetki i już mam pewność co mnie czeka. A raczej co czeka jego.Nie żyjesz, Atterbury. Autentycznie już nie żyjesz. - To on - rzucam niedbale do strażnika. - Mógłby nas pan na chwilę zostawić samych? I tak, to nie jest pytanie, to polecenie służbowe od współpracownika Coin. Gdy strażnik z wyraźną niechęcią oddala się na kilkanaście centymetrów, wciąż jednak bacznie kontrolując sytuację, wchodzę do celi i zakładam ręce na piersiach spoglądając iście morderczym wzrokiem na przyjaciela. - Hej skarbie. Raczyłbyś mi łaskawie wyjaśnić, co robisz w takim miejscu? Ile wypiłeś, że zachciało Ci się robić wycieczki do KOLC-a i zrywać mnie z łóżka o takiej godzinie? - siadam na krześle i uporczywie wpatruję się w mężczyznę, wciąż próbując udawać złość, jednak w głębi duszy cieszę się że wydaje się być cały i zdrowy. Przynajmniej nie mniej, niż kiedy go widziałam ostatnim razem, bo do zdrowia, zwłaszcza psychicznego naszej dwójce jest bardzo daleko. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie Pią Lip 12, 2013 3:41 pm | |
| Czasami, nie zawsze, ale czasami, po upływie pewnego, nieokreślonego czasu, pomiędzy dwojgiem ludzi pojawia się niewidzialna, łącząca ich nić porozumienia. Jednak nie każdej znajomości jest to dane. Może to nigdy nie dotknąć dwojga kochających się ludzi, a wytworzyć pomiędzy dozgonnymi wrogami, nieznajomymi. Ludźmi, pomiędzy którymi racjonalnie myśląc, nie ma prawa się to pojawić. Możesz się bronić przed tym, próbować przerwać tą nić, ale wszystko to prędzej czy później okaże się bezcelowe. I zostaje tam ona, pomimo wszystko. Można czekać latami, aż coś takiego powstanie. Ale prawda jest taka, że jak czas upływa, tak proporcjonalnie maleją szanse. Nie, nie łudziłem się, że kiedy opuszczę celę, jednocześnie z ulgą będę mógł stwierdzić, że do niczego takiego nie doszło i już nie dojdzie. Dlaczego miałbym? Nawet przez myśl nie przeszło mi, że coś takiego może nas spotkać. Nie lubimy się, nie znosimy się. Chwila rozmowy, jednostronne przeprosiny i przysługa nie zrobią z nas dobrych znajomych. Ale kiedy zdążam już wyprzeć z pamięci gafę jaką popełniłem, Diana ponownie podejmuje temat. To z drugiej strony za dużo powiedziane, przytakuje mi. Ale to wystarcza. Nie mam pojęcia, czy w tym momencie dopiero odczułem istnienie nici sięgającą z mojej klatki piersiowej, aż do jej, która łączyła nas już od jakiegoś czasu, czy dopiero w tej chwili miała nas związać. Ale to bez znaczenia, po prostu jest tam. I tak – nić porozumienia, ponieważ nie da ona nam nic poza właśnie swojego rodzaju zrozumieniem. Nie rzucimy się sobie nagle w ramiona, nie wymienimy numerami telefonów i nie zostaniemy przyjaciółmi. Wbrew wszelkim pozorom wszystko wygląda tak samo, jak chwilę temu. Żadne z nas nie śmieje się już do rozpuku, nie patrzymy sobie w oczy, ale cisza już nie wydaje się też taka trująca. I gdyby ktoś nas obserwował, nie miałby o niczym pojęcia. A wszystko co wystarczyło, to sześć pozornie nic nie znaczących słów, układających się w zwyczajne, beznamiętnie wypowiedziane zdanie. I nawet jeżeli wciąż nie możemy strawić swojego widoku, to pod warstwą wszystkich negatywnych uczuć pozostanie już ta myśl, że nie jesteśmy sami. Uśmiecham się słabo do siebie, jednak pilnując, aby ten wyraz twarzy nie utrzymał się na niej zbyt długo. Niczego to w końcu nie zmienia. - Może to nawet nie to. – odpowiadam po chwili, kiedy mówi o swoich niewystarczających zasługach. – Coin nas wszystkich zaszufladkowała po nazwiskach. Nie spotkasz w KOLCu żadnego Odaira, czy Quillina, a w dzielnicy rebeliantów Crane’a albo Templesmith’a, chociaż nasze zasługi też są wątpliwe. Gdyby nie zależało jej na zachowaniu pozorów, to wszyscy siedzielibyśmy w gettcie. – wzruszam ramionami. – Podziękujesz mi, kiedy już z nim porozmawiam. – uśmiecham się lekko, podnosząc na nią wzrok. Zaledwie chwilę później uchylają się podrdzewiałe drzwi, czemu towarzyszy nieprzyjemne skrzypnięcie. Zaciskam usta i odwracam wzrok w zupełnie przeciwną stronę, ledwo powstrzymując się od przewrócenia oczami. Nie podnoszę się z miejsca, jakby nie spieszno było mi do wyjścia. Może to skutek uboczny naszej nici porozumienia – gdzieś w duchu wiem, że egzekucja prawdopodobnie będzie miała miejsce, nawet jeżeli zmuszam się do przybrania dobrej miny do złej gry. I w jakiś dziwaczny i irytujący sposób nie chcę, żeby tak to się wszystko skończyło. Zmuszam się w końcu aby przenieść wzrok na Chan, słysząc jej głos. - Cześć, kwiatuszku. Promieniejesz, jak zwykle. – uśmiecham się ironicznie i przechylam głowę lekko na bok, jakby nie mając pojęcia co sprawiło, że zaszczyciła mnie tą wizytą. – Wiesz, jak to się czasami zdarza. Wypijesz za dużo, urywa Ci się film, budzisz się w dziwnych miejscach. – przerywam na chwilę, kontynuując zaraz już jednak poważniejszym tonem. – Blue prosiła mnie, żebym upewnił się, że z jej rodzicami wszystko w porządku. Nie spotkałem ich, to długa historia; ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Channy, Diana Flickerman. Diana, Chantelle Troy. Postarajcie się nie pozabijać. |
| | |
| Temat: Re: Tymczasowe więzienie | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|