IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Adam Blake

 

 Adam Blake

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Adam Blake
Adam Blake
https://panem.forumpl.net/t3082-adam-blake
https://panem.forumpl.net/t3084-adam
https://panem.forumpl.net/t3083-adam-blake
https://panem.forumpl.net/t3094-adasiowy
https://panem.forumpl.net/t3219-adam-blake
Wiek : 26
Zawód : bezrobotny; student na papierku
Przy sobie : notatnik, długopis, paczka papierosów, zapalniczka, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny
Znaki szczególne : blizny po poparzeniach na prawej dłoni

Adam Blake Empty
PisanieTemat: Adam Blake   Adam Blake EmptySob Lis 29, 2014 2:00 pm


Adam Graham Blake
ft. Harry Lloyd
data i miejsce urodzenia
14 grudnia 2256 roku, Dystrykt Drugi
miejsce zamieszkania
Dzielnica Wolnych Obywateli
zatrudnienie
brak
Rodzina

Graham Blake (✝ 51 l.) - ojciec, szkoleniowiec Strażników Pokoju w Drugim Dystrykcie, a nieoficjalnie: trener przyszłych zawodowców. Wyniosły, dumny, trzymał swoje dzieci twardą ręką, nie bojąc się jej na nie podnieść. Chciał zrobić z nich przyszłych triumfatorów, co nigdy mu się nie udało. Wierny poplecznik prezydenta Snowa, walczył po jego stronie do samego końca, a kiedy jego władza upadła, popełnił samobójstwo.

Veronica Blake (49 l.) - matka, choć tylko z nazwy, bo tak naprawdę nigdy nie istniała w życiu rodzinnym Adama. To, czym zajmowała się przez kilkadziesiąt lat jego życia, pozostaje jedynie w sferze domysłów. Obecnie skutecznie zatruwa krótkie okresy spokoju, jakie udało mu się wywalczyć, chociaż oficjalnie bawi się w asystentkę przedstawiciela Drugiego Dystryktu w stolicy.

Natalie Blake (26 l.) - siostra bliźniaczka i najprawdopodobniej jedyna osoba, którą Adam kiedykolwiek naprawdę kochał. Przed rebelią nauczycielka w szkole w Dwójce, po zdobyciu władzy przez Coin przeniosła się do Kapitolu, żeby zacząć nowe życie. Utrzymują się sobą regularny kontakt.

Historia

spare me your judgements and spare me your dreams
'cause recently mine have been tearing my seams

Urodziłem się w Drugim Dystrykcie. Czy może raczej powinienem powiedzieć - urodziliśmy się, bo odkąd pamiętam, zawsze było nas dwoje. Jeśli wierzyć aktowi urodzenia, wydałem z siebie pierwszy dramatyczny wrzask dwie i pół minuty po mojej siostrze, chociaż ten fakt jakoś nigdy nie odbił się echem na moim życiu. Nie wiem, czy mieliśmy jakiś magiczny rodzaj połączenia - bliźnięta podobno takowe miewają - ale w każdym razie osobiście nigdy go nie doświadczyłem. Co nie oznaczało, że nie poczuwałem się do obowiązku, żeby tę bladą, chuderlawą kreaturę chronić; wprost przeciwnie. W moim pierwszym, i jednocześnie najstarszym wspomnieniu, rozbijam nos zaczepiającemu ją chłopakowi z sąsiedztwa... by zaraz potem trafić na oddział dziecięcy dwójkowego szpitala ze złamanymi trzema żebrami. Do tej pory pamiętam zapach detergentów, ból przy oddychaniu i upokarzające wrzaski ojca.

O tak, z mojego ojca zawsze był kawał skurwysyna.

Wychowywał nas samodzielnie, chociaż wtedy nie rozumieliśmy, dlaczego. Matka była po prostu nieobecna; tak to zanotowałem, przyjąłem do wiadomości i nie podważałem. Wiedziałem, że nie oddała ostatniego oddechu, wydając nas na świat, bo swego czasu przekopałem się przez całe archiwum w Pałacu Sprawiedliwości, szukając aktu zgonu. Miałem więc dwie teorie, obie równie prawdopodobne: że ojciec pewnego dnia po prostu ją zabił i zakopał w ogródku, oraz że z nim nie wytrzymała i zostawiła nas wszystkich, zanim jeszcze wspomnienia zaczęły zapisywać się w naszych głowach. Żadnej nie potwierdziłem ani nie odrzuciłem aż do późnych lat młodzieńczych - ale o tym później.

I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and rain you left me

Mimo że pochodziliśmy z dystryktu, nigdy nie klepaliśmy biedy. Ojciec zgarniał soczyste sumy za trenowanie przyszłych zwycięzców Głodowych Igrzysk, oczywiście nielegalnie. Oficjalnie szkolił młodych Strażników Pokoju, a kiedy skończyłem siedem lat, zaczął szkolić również mnie - i mniej więcej wtedy zaczął się mój koszmar. Bo od dziecka byłem nie taki - za chudy, za słaby, za chorowity, za blady. W porównaniu z aparycją przeciętnego chłopaka z Dwójki - silnego, barczystego, wychowanego albo na pracownika kamieniołomu albo na zawodowca - przedstawiałem się co najmniej żałośnie. Jako jedyny syn, byłem dla ojca solą w oku i wszyscy widzieli, że po prostu się mnie wstydził. Czasami nawet go za to nie winiłem; sam umierałem z zażenowania, kiedy zamiast pozbawić kukły głowy, łamałem sobie rękę, albo gdy nieomal przeciąłem sobie aortę, upuszczając na siebie oszczep. W trakcie Dożynek ledwie oddychałem z przerażenia, bojąc się, że jakimś cudem znajdę się na podeście - żałosne, wiem, ale nie spieszyło mi się do umierania; wystarczyło mi obserwowanie, jak mój najlepszy przyjaciel wydaje z siebie ostatnie tchnienie zaraz obok złotego Rogu Obfitości.

Nie zapłakałem po nim. Dorastanie wśród śmierci wydawało mi się zawsze czymś naturalnym. Umierali trybuci, umierali górnicy w kopalniach i kamieniarze w kamieniołomach. Czasami umierali też kandydaci na Strażników, zawsze w nieszczęśliwych wypadkach z bronią. Złośliwość rzeczy martwych, choć podobno martwi się nie złoszczą. Wiedziałem, że ja też kiedyś zniknę, ale ta myśl z jakiegoś powodu mnie przerażała. Chciałem zostać tu na zawsze, zostawić po sobie coś; jakiś ślad, rysę, bliznę. Dlatego pisałem; dużo i kiepsko, o życiu, o śmierci, o codzienności - dopóki mój ojciec nie znalazł moich dzienników i nie wrzucił ich do ognia, by później przytrzymywać nad podsycanymi moją twórczością płomieniami moją własną dłoń - dopóki nie rozpłakałem się z bólu.

it's getting dark darling, too dark to see
and I'm on my knees and your faith in shreds, it seems

Osiemnaste urodziny zawsze były w dystryktach czymś specjalnym. Magiczną granicą, oddzielającą życie w niewiadomej od wykluczenia z Dożynek, i na przekroczenie tej granicy czekałem z utęsknieniem, odkąd skończyłem dwanaście lat. Nie tylko ze względu na brak mojego nazwiska w szklanej kuli, nie tylko z ciągłej potrzeby zapewnienia siostrze bezpieczeństwa; wiedziałem, że równo z tym dniem skończą się moje treningi. Marzyłem o wyprowadzce, o uwolnieniu się od wpływów ojca raz na zawsze. Ten dzień majaczył w mojej głowie mglisto, choć z każdym dniem coraz wyraźniej - a gdy nadszedł, przez chwilę nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Przeniesienie niewielkiej walizki przez próg domu miało dla mnie wagę postawienia stopy na księżycu, nawet biorąc pod uwagę, że żegnały mnie pogróżki i kolejne upokarzające słowa.

A wolność smakowała... samotnością. I beznadzieją. Skromne cztery ściany, do których się przeniosłem, w żaden sposób nie mogły równać się eleganckim pomieszczeniom rodzinnego domu, a w zawodzie kamieniarza, do którego mnie przydzielono, radziłem sobie porównywalnie dobrze, co na ojcowskich treningach. To nie było dla mnie; praca fizyczna wykańczała mnie przede wszystkim psychicznie, nie potrafiłem jej uszanować, a w odłupywaniu skalnych bloków nie umiałem dostrzec żadnego sensu. Przestać nie mogłem; odcięty od pieniędzy musiałem zarobić sam na siebie i nagle dotarło do mnie, jak proste było kiedyś moje życie. Ale na powrót byłem zbyt dumny; pogrążałem się więc powoli w tej stagnacji, chudnąc jeszcze bardziej, bo zamiast chleba, kupowałem na czarnym rynku tani bimber i ręcznie skręcane papierosy. Do zakładania rodziny też specjalnie mnie nie ciągnęło, zresztą - raczej nie stanowiłem materiału na wymarzonego męża czy zięcia, skoro zamiast pracować, wolałem pisać; a za wiersze nikt nie płacił, no chyba że obitą twarzą. I chociaż nie wierzyłem w żadnego boga, w którymś momencie zacząłem modlić się o cud.

corrupted by the simple sniff of riches blown
I know you have felt much more love than you've shown
and I'm on my knees and the water creeps to my chest

I  cud dostałem. Rebelia, przewrót, powstanie; Arena wybuchła, zmiatając z powierzchni ziemi święty spokój i wyrywając mnie z głębokiego snu (który powoli zamieniał się w sen wieczny). Dwójka długo opierała się wyzwoleńczemu nawoływaniu, ale mnie zmusiło ono w końcu do podniesienia głowy znad alkoholowych oparów. Nie, nie przyłączyłem się do walk na froncie - brutalna przemoc, krew, brud i widmo śmierci wciąż za bardzo mnie przerażały - ale w kamieniołomach powstał odłam ruchu oporu, zajmujący się mniej ryzykowną działalnością. Przekazywaliśmy więc trzynastkowe informacje, krzyczeliśmy głośno o tym, o czym władze dystryktu nie chciały mówić i obwieszaliśmy mury swoją własną propagandą. Co też nie było do końca bezpieczne; pacyfikowali nas Strażnicy Pokoju, dowodzeni przed mojego ojca, który - zakochany w Snowie, byłem pewien, że nie tylko platonicznie - postanowił wiernie bronić ostatniego bastionu władzy starego prezydenta.

Bez skutku, rebelia zwyciężyła, pochłonąwszy cały kraj. Świętowałem razem z resztą buntowników i pamiętam, że wtedy po raz pierwszy (i ostatni) pomyślałem, że może w końcu mam coś w rodzaju przyjaciół. Znów byłem szczęśliwy, na chwilę, na moment; i znów tę chwilę szczęścia odebrał mi mój ojciec, w ostatnim akcie głupiej odwagi strzelając sobie w głowę nad portretem strąconego z tronu władcy. Tchórzowska ucieczka od procesu i więzienia, heroizm w najczystszej postaci, dokładnie, kurwa, w jego stylu. I jasne, miałem to w dupie, ale moja siostra nie, czego nigdy nie potrafiłem zrozumieć; płakała nad tym skurwysynem długo, obwiniając samą siebie i krzycząc do mnie na pogrzebie (poszedłem dla niej): co my zrobiliśmy, Adaś, co my zrobiliśmy? A ja udawałem, że wcale nie cieszę się okrutnie z jego śmierci, co było tym trudniejsze, że zostawił po sobie mnóstwo brudnych pieniędzy, które zarobił na dawaniu fałszywej nadziei przyszłym trybutom... i które, jak się okazało, nie tylko my chcieliśmy dostać.

Bo właśnie wtedy, gdy moja ukochana siostra płakała żałośnie nad grobem ojca (uważałem, że sam sobie go wcześniej ukopał, ale powstrzymałem się od komentarza), na horyzoncie pojawiła się nasza matka. Znów było nas troje, bilans się zgadzał, z tym że wcale nie wróciła, by nas uściskać i pocieszyć w żałobie. Chciała spadku, w jakiś pokrętny sposób wykombinowała sobie, że jej się należał - tak jakby to ona musiała znosić gnoja przez dwadzieścia pięć lat życia. Nie zamierzałem jej na to pozwolić, najchętniej zabrałbym pieniądze i uciekł z siostrą do Kapitolu, ale rządy były nowe, to i prawo było nowe - więc procesowaliśmy się w sądzie. Wyszło pół na pół, zarządzono podział. Chciałem się odwoływać, dopóki nie usłyszałem sumy, potem odpuściłem; i tak było tego więcej, niż się spodziewałem, a uwolnienie się od matki okazało się zbyt kuszące.

I begged you to hear me, there's more than flesh and bones
let the dead bury the dead, they will come out in droves
but take the spade from my hands and fill in the holes you've made

I złudne; przykleiła się do nas jak guma do podeszwy, udając, że żałuje, że nie było jej w naszym życiu. Pewnie by mnie to nawet bawiło, gdyby nie fakt, że Natalie zdawała się jej wierzyć, zwłaszcza, kiedy przeniosła się za nami do Kapitolu. Powiedziałem, że nie chcę jej widzieć i unikałem jak ognia, pogrążając się powoli w nowym życiu mieszkańca stolicy i odkrywając to wszystko, o czym wcześniej mogłem tylko słuchać, przepuszczając ojcowskie pieniądze i w końcu nieskrępowanie pisząc, choć nagły brak problemów skutecznie odbierał mi wenę. Zacząłem więc ich szukać, a ponieważ używki już nie wystarczały, zawędrowałem aż do Kwartału. Początkowo przez dziurę w murze, później podziemiami, które pokazali mi tamci. Bo nie chodziłem tylko patrzeć, nie byłem idiotą; zacząłem bawić się w przemyt, w końcu miałem co i za co, a im najwidoczniej było to w smak. Getto było nieskończoną kopalnią inspiracji, a to, że ryzykowałem, tylko napędzało mnie do działania.

A później - nie zgadniecie - znowu wybuchła Arena. I znowu zrobił się rozpierdol, tylko tym razem snem niemal - wiecznym zasnęła Coin, a na jej miejscu pojawił się Adler i dwunastu apostołów. I zaczęli sprzątać. Przez moje mieszkanie przewinęło się kilku Strażników, chcieli wiedzieć, kto ja jestem i czy nie powinienem przypadkiem wynająć mieszkania w getcie. Niespecjalnie im się podobało, że mój ojciec był wiernym psem Snowa, ale w końcu chyba doszli do wniosku, że to nie jest wystarczający powód, żeby wywieźć jego syna do obozu. Niesamowicie łaskawie z ich strony, tylko że znowu przez tygodnie umierałem ze strachu, ale takie już chyba były uroki życia w Panem. Przesiedziałem na tyłku niemal dwa miesiące, czekając aż wszystko ucichnie, bo chodziły słuchy, że patrole chodzą też w podziemiach, ale w końcu musiałem coś zrobić. Żeby odwrócić uwagę od swojego nieróbstwa, zacząłem nawet studia, choć i tak raczej rzadko pojawiam się na uczelni. Chyba jestem pojebany, ale znów bawię się w przemyt. Ubzdurałem sobie, że nazbieram materiał na powieść, więc chodzę i słucham. A ludzie coraz więcej i więcej są gotowi sprzedać za kawałek bułki z serem.

Charakter

Adam nie jest i nigdy nie aspirował na bycie typowym bohaterem obecnych czasów. Chociaż trudno nazwać go złym człowiekiem, a jego serce z całą pewnością znajduje się po odpowiedniej stronie, to jakoś nie ciągnie go do chwytania za broń i dobrowolnej walki o lepszą rzeczywistość. W dystrykcie wołano za nim tchórz i jakieś tam ziarno prawdy w tym określeniu jest; chłopak woli bowiem trzymać się z boku, z dala od wystrzałów i krwi. Obdarzony sporą dawką wewnętrznej wrażliwości, z którą nie do końca wie, co zrobić (w końcu jego ojciec stanowił raczej średni wzorzec w tej kwestii, tępiąc w nim każdą oznakę słabości), najczęściej po prostu się zamyka i wycofuje, broniąc się w jedyny sposób, w jaki potrafi - czyli słowem. Często niegrzecznym, nierzadko wulgarnym, prawie zawsze fałszywym; dosyć wątłe to kamienie do rzucania w potencjalnych wrogów, ale jego ręce nigdy nie były wystarczająco silne, żeby zrobić komuś fizyczną krzywdę. Jego palce stworzono do pisania, nie do pociągania za spust; może dlatego nikomu nie odebrał jeszcze życia. Na szczęście; coś takiego z pewnością zniszczyłoby go psychicznie, nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy, przekonany, że w końcu sam zabiłby ojca, gdyby ten łaskawie go w tym nie wyręczył.

Znów słowa; tym razem puste i rzucane na wiatr, co zdarza mu się niestety nazbyt często. Posiada irytującą skłonność do przesady i dramatyzowania, a samego siebie widzi jako tragiczną postać w tragicznych czasach. Los wyjątkowo go oszczędził, kierując nieszczęścia na otaczających go ludzi, ale nigdy bezpośrednio na niego, co sam zainteresowany traktuje jako swoje osobiste przekleństwo. Może dlatego szuka kłopotów na własną rękę, głupio i nieodpowiedzialnie, zapuszczając się na zakazane tereny getta; bo chociaż faktycznie przemyca dla tamtejszej ludności pożądane towary, to bynajmniej nie robi tego w wyniku nagłych porywów serca. A przynajmniej nie tylko dlatego; na kwartalnym czarnym rynku znalazł dla siebie niekończące się źródło inspiracji, z którego czerpie garściami, przelewając na papier wszystko to, czego nie ma odwagi wypowiedzieć na głos. Gra niespełnionego artystę, nieco na pokaz; bo przecież nie ma aż tylu smutków, żeby topić je w szklankach alkoholu opróżnianych o dwunastej w południe, ani zduszać w tonach dymu papierosowego. Czasami sięga też po morfalinę, bez wyrzutów sumienia trwoniąc ojcowski majątek - do pieniędzy nie przywiązuje żadnej wagi, a przynajmniej nie robi tego, dopóki ma do nich nieograniczony dostęp.

W kontaktach międzyludzkich jest dosyć trudny, za co najprawdopodobniej należy obwiniać dorastanie w toksycznym środowisku. Nowo napotkanych ludzi traktuje z nieufnością i niechęcią, co mocno zgrzyta w połączeniu z jego dziecinną wręcz ciekawością świata. Z tego powodu często czuje się samotny, a jego zachowania na pierwszy rzut oka trącają paradoksem, kiedy obok ujmująco wręcz ludzkich odruchów, pojawiają się nieprzyjemne słowa. Przyjacielem jest jednak dobrym i lojalnym, acz wymagającym dużych pokładów cierpliwości. Jest przekonany - nieco dramatycznie, ale dramatyzm nie jest mu przecież obcy - że jedyną osobą, która naprawdę go rozumie, jest jego siostra. Na chwilę obecną jest ona też jedyną żywą istotą, za którą metaforycznie skoczyłby w ogień (bo realnie boi się go niemal paranoicznie - lekcje ojca przyniosły skutek) i dla której podjąłby próbę przewartościowania swojego systemu moralnego.

Mimo że od jakiegoś czasu jest już dorosły, wciąż nie ima się żadnej stałej pracy. Ogarnięty swego rodzaju stagnacją i apatią, tylko czasami odczuwa zrywy ku zmianom, zbyt jednak krótkotrwałe, żeby mogły zaowocować czymś prawdziwym i przewrotnym. Tak, jest leniwy, co więcej - nie wstydzi się tego przyznać, kiedy decyduje się kolejny raz nie wyjść z łóżka przez cały dzień, zasuwając szczelnie grube zasłony w oknach. Zdecydowanie potrzebuje jakiegoś wstrząsu, który wyrwałby go z tego marazmu, ale ten - póki co - nie nadszedł.

Ciekawostki

♦ Od niedawna (nie)regularnie uczęszcza na terapię, którą wymusiła na nim siostra. Pojawia się u psychoterapeuty dokładnie tyle razy w miesiącu, ile potrzeba, by zamknąć jej usta.
♦ Ponieważ treningi ojca zawierały również naukę pozszywania się w razie potrzeby, zna zasady udzielania pierwszej pomocy. Podstawowe czynności ćwiczył na zwierzętach, ale trudno mówić tu o powodzeniu lub nie, bo pacjenci nie są w stanie wyrazić na ten temat swojej opinii.
♦ Marzy o posiadaniu psa, jednak całkowita niezdolność do utrzymania przy życiu jakiekolwiek oddychającej istoty, odciąga go od tego pomysłu.
♦ Nigdy nie nauczył się prowadzić samochodu, więc po Kapitolu przemieszcza się piechotą, bądź... rowerem.
♦ Słyszał o Kolczatce i wspiera jej działania, ale milcząco. Jego samego nie ciągnie do organizacji i kolejnych szkoleń wojskowych.
♦ Mimo że jeszcze kilka lat temu był w świetnej formie fizycznej (chcąc nie chcąc), to dzisiaj łapie zadyszkę w trakcie wchodzenia po schodach.

Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Adam Blake Empty
PisanieTemat: Re: Adam Blake   Adam Blake EmptySob Lis 29, 2014 9:01 pm

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz laptop, mapę podziemnych tuneli i rower. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.

Uwagi: Polubiłam tę kartę i jej płynną pierwszą osobę, rzadko kto umie nią tak ładnie operować, ale Tobie się udało. Nad postacią nie będę się rozpisywać, ale mnie urzekła, więc śmigaj do gry i życzę miłej zabawy. < 3

Powrót do góry Go down
 

Adam Blake

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Veronica Blake
» Adam Blake
» Adam
» Adam Perrini
» Adam Yokoyama

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-