|
| Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | |
| Temat: Re: 3 Nie Paź 19, 2014 12:17 pm | |
| | z korytarza
Chciała znaleźć się jak najdalej od tych piekielnych owadów i nie myślała o niczym - nawet o Alexandrze, którego zostawiła za sobą, pędem wchodząc do pokoju i w pierwszej chwili nawet nie zauważając, że z pomieszczeniem jest coś nie tak. Nie, to się nie liczyło, była zbyt poddenerwowana ewentualnym użądleniem, by móc rozglądać się dookoła - przynajmniej w pierwszej sekundzie nie zwracała uwagi na swoich kompanów ani na zwisające z sufitu meble, opierając się o kawałek wolnej ściany i oddychając płytko z zamkniętymi oczami. Bełkocząc coś o pszczołach, żądłach, miodzie, składzie maseczek na włosy i innych dziwacznych rzeczach, po kilku sekundach docierając tym ciągiem skojarzeń do pewnego przystojnego blondyna. - Alex - pisnęła głośno, otwierając dość teatralnie oczy, po czym dopadła drzwi, zaczynając szarpać klamkę i uderzać w białą futrynę wojowniczymi piąstkami. Bez skutku - nie pomogło nawet kopanie stalową stopą ani płaczliwe pociąganie nosem, zawsze dające doskonałe wyniki. Drzwi pozostawały zamknięte - a była przecież gotowa zmierzyć się z obrzydliwymi, paskowanymi, fruwającymi zebrami. Zmęczyła się tą walką z wiatrakiem i - z buzią w podkówkę - odwróciła się do Mayi i Emrysa, jakby dopiero zauważyła ich towarzystwo. - Ale im nic nie będzie, prawda? Alexandrowi i Pandorze? - rzuciła niesamowicie dziecięcym tonem, kątem oka zauważając wiszący wieszak z ciuchami. Cóż, na każde smutanie najlepsze jest nowe ubranie i Di przestała już trząść się z niepokoju, podchodząc do dość skąpej kolekcji, ściągając z wieszaków grubą bluzę i ciepłe spodnie. Przetrzepała je dokładnie i obejrzała ze wszystkich stron (bardziej szukając metki projektanta niż jakichś oznak zasiedlenia przez jadowite mrówki), po czym naciągnęła na siebie bluzę, spodnie pakując do plecaka. I dodając do nich jeszcze dwie cienkie koszulki. (o ile mogę ciuszeksy w ogóle zdjąć z wieszaka!). - Ale przysięgam, jeśli ta pokurczowata blond lafirynda tknie Alexa to oderwę jej drugie ucho. Razem z całą głową. - wymruczała wrogo i chyba to rozkoszne, dawne połączenie prowizorycznych zakupów ciuchowych i nienawiści do innej panienki, sprawiło, że uspokoiła się zupełnie, chociaż dalej usteczka miała wygięte w grymasie niedorzecznego, nieogarniętego smutku. - Musimy znaleźć coś przydatnego - zarekomendowała nagle i niezwykle konkretnie, ruszając wzdłuż ściany do najbliższej nocnej szafki, wyciągając z bocznej kieszonki plecaka scyzoryk. I do otworzenia szafki i do ewentualnej obrony. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 3 Nie Paź 19, 2014 11:34 pm | |
| / z korytarza
Sytuacja tylko częściowo układała się dobrze. Emrysowi udało się wyrwać nóż z ramienia Jasona, usłyszał krzyk bólu, ale nawet pomimo tego, że razem przewrócili się na ziemię, przeciwnik ani myślał przestać trzymać nóż przy jego gardle. Co ostatecznie kiepsko mu rokowało. Mógł jeszcze spróbować podrapać MaGanna po tych pokrywających jego skórę bąblach, to powinno przynieść jakiś przyzwoity efekt. Po krótkim rozważaniu różnych opcji, już przymierzał się do ugryzienia wrogiego trybuta w rękę, kiedy nagle w tej właśnie ręce utkwił nóż. To Maya przyszła mu z pomocą. – Dzi-dzięki – wymamrotał z wdzięcznością, łapiąc ją za rękę i z jej pomocą wstając z ziemi. I dopiero wtedy usłyszał bzyczenie. Zajęty szamotaniną z Jasonem, nie zauważył, że pojawił się nowy, kto wie, czy nie groźniejszy wróg – osy. Znając Organizatorów, jad z ich żądeł mógł się okazać tragiczny w skutkach. A i jemu, i Mayi przyjdzie przekonać się o tym na własnej skórze, gdyż w trakcie pospiesznego zbierania się w podłogi, owadom udało się użądlić ich obojga. Everhart już czuł nieznośny ból na szyi i policzku. Mógł się tylko modlić, by nic poważnego go teraz nie dosięgnęło. Zgodnie z rozkazem Griffin, po uprzednim chwyceniu swojego plecaka, ruszył za nią w kierunku drzwi numer trzy. Był szczerze ciekawy, co za nimi ujrzy, czym mogą go zaskoczyć Organizatorzy i czy tu będą bezpieczni od os. Odrobinę zdziwił się, kiedy ujrzał, że w pomieszczeniu, do którego trafili, wszystko było… do góry nogami. To mogło trochę zamieszać w głowie. Jedynym normalnie wyglądającym punktem były drzwi, przez które weszli. Na nich Emrys skupił szczególną uwagę, zwłaszcza po tym, jak Daisy odkryła, że są zamknięte na amen. Choć wiedział, że to nie ma sensu, to i tak do nich podbiegł, szarpiąc za klamkę. Nic to nie dało. Zostali rozdzieleni. Zostali rozdzieleni i tylko ta myśl krążyła mu głowie. Ze wszystkich sił starał się nie wyobrażać Alexa pokrytego bąblami po użądleniach i szczerze modlił się, by wystrzał z armaty obwieszczał śmierć Jasona, a nie kogoś z jego sojuszu. – Nic im nie będzie… na pewno – odpowiedział Daignault, ale bez większego przekonania w głosie. – Daisy, lepiej na razie niczego nie dotykaj! – powiedział jeszcze, ale było już za późno. Daisy poleciała do wieszaka z ubraniami i już przebierała w nim w najlepsze. Emrys z obawą rozejrzał się po pomieszczeniu, po takim pokoju spodziewając się, że nagle całe jego wnętrze zajmie swoje należne miejsce na dole. Nie był pewny, czy to oznaczałoby dla nich coś dobrego. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: 3 Pon Paź 20, 2014 9:15 pm | |
| |z korytarza Nie mogło być tak łatwo. Oczywiście, że nie. To były Igrzyska, musiała walczyć o każdą kolejną sekundę życia i Organizatorzy nie mogli pozwolić, aby ucieczka poszła im jak po maśle. Chociaż udało im się uciec, już w czasie biegu poczuła ukłucie w okolicy nadgarstka i dobrze wiedziała, że nie jest to nic dobrego. Zatrzymała się dopiero, gdy drzwi zamknęły się z hukiem, zaraz po Daisy, która pojawiła się w pomieszczeniu ostatnia. Chwilę trwała w milczeniu, myśląc, że pozostała dwójka wejdzie za nimi, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Kolejna rzecz, której przecież mogła się spodziewać. Rozdzielili ich, razem byli silniejsi, a choć teraz nie byli sami, ich siła znacznie spadła. Obserwowała Daisy walącą w drzwi. Rzuciła przelotne spojrzenie Emrysowi, który postanowił spróbować ją uspokoić. Choć Maya nie mogła stwierdzić, żeby dziewczyna panikowała. Głos trybuta nie brzmiał jednak za pewnie, więc postanowiła sama dodać coś od siebie. - Jestem niemalże pewna, że świetnie sobie poradzą - dodała pewnym głosem, choć tak naprawdę wcale nie była o tym przekonana. Już chciała potwierdzić uwagę o nieruszaniu rzeczy, kiedy trybutka rzuciła się na ubrania, pakując je do plecaka i zakładając na siebie – Cholera, Daisy. Jeśli chcesz zobaczyć Alexa my też musimy przeżyć – rzuciła, wyraźnie wkurzonym głosem. Można było spodziewać się wszystkiego, i jeśli w ciągu następnych kilku minut bluza nie zacznie dusić jej nowej właścicielki Maya mogłaby uznać, że wszystko stanęło na głowie. Co w sumie nie było tak dalekie od prawdy, biorąc pod uwagę, że pomieszczenie, w którym się znaleźli już było odwrócone do góry nogami. Czuła się dziwnie, widząc nad sobą podłogę i wieszak z ubraniami zwisający nad głową. Nie zwracając dalej uwagi na Daisy przyjrzała się swojemu nadgarstkowi, który puchł w zastraszającym tempie. Miała wielką nadzieję, że nie skończą tak, jak dwaj trybuci. Przez chwilę, patrząc na tamtych dwóch, miała wrażenie, że są już martwi. Ich wzrok nie wyrażał kompletnie nic, otępiały prawdopodobnie przez użądlenia os, które teraz i ona i Emrys mieli na sobie. - Świetny pomysł – odburknęła na uwagę Daignault, przyglądając się tym razem Everhartowi z przykrością zauważając, że odniósł podobne obrażenia – Mam nadzieję, że nie skończymy jak tamci dwaj – powiedziała do niego, krzywiąc się z bólu po dotknięciu opuchniętego miejsca palcem. Nie wiedziała, jak dokładnie działał jad tych os, jednak sądząc po tym, gdzie się znajdowali, nie przynosił nic dobrego. Nie mogła jednak pozwolić, by ból obezwładnił ją do tego stopnia, że nie będzie w stanie robić cokolwiek. Dlatego z trudem oderwała wzrok od dłoni i z uczuciem lekkiego dyskomfortu dołączyła do trybutki, mając nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku minut nie wydarzy się nic, co ściągnęłoby na nich jeszcze większe niebezpieczeństwo. Dla pewności wzięła jeden z noży (strasznie żałowała, że jeden z nich został na korytarzu) i trzymając go w pogotowiu otworzyła jedną z szafek obok Daisy.
|
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Pon Paź 20, 2014 10:17 pm | |
| Pomieszczenie, w którym znaleźli się trybuci, nie do końca było obrócone do góry nogami. To prawda, część umeblowania i wyposażenia zdawała się całkowicie niepodatna na działanie sił grawitacji i była przytwierdzona do sufitu - który, notabene, przypominał bardziej wyłożoną parkietem podłogę - ale niektóre przedmioty jak krzesła i poduchowa kanapa, wydawały się normalne. Jedynym elementem, łączącym górę z dołem, była błękitna zasłona, zakrywająca okrągły obszar pośrodku pokoju. Co w sobie krył? To mogli sprawdzić tylko trybuci.
O ile byliby w stanie; Daisy nie zdążyła bowiem dotrzeć do szafki, bo kiedy tylko założyła na siebie bluzę, jej stopy oderwały się nagle od podłogi i poleciała... w górę, lądując na suficie dosyć boleśnie i najprawdopodobniej nabijając sobie guza na głowie. Teraz to dla niej świat obrócił się dookoła. Może co prawda normalnie "chodzić" po suficie (który stał się dla niej podłogą), ale nowa rzeczywistość może przyprawić o zawroty głowy.
Wyglądało też na to, że jad gończych os powoli zaczynał docierać do mózgu Emrysa - obraz przed jego oczami zaczął niebezpiecznie falować, meble przybrały surrealistyczne kształty, a zza grubej zasłony dało się usłyszeć niepokojące szepty (dla chłopaka, Maya i Daisy nie słyszały niczego). Jego myśli pozostały jasne, ale oczy płatają figle.
Jedyną nieposzkodowaną - nie licząc swędzącego i bolącego jednocześnie bąbla na nadgarstku - pozostała, póki co, Maya. |
| | |
| Temat: Re: 3 Wto Paź 21, 2014 7:14 pm | |
| - Nie dotykaj tego, nie dotykaj tamtego; nie jestem dzieckiem! - odparowała na słowa Emrysa, nieco podirytowana jego troską, chociaż powinna przecież roztkliwić się nad jego pragnieniem zapewnienia jej bezpieczeństwa. Fantomowego: znajdowali się przecież na pieprzonej Arenie i Daisy zdawała sobie sprawę z tego, że niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. I że na przykład jej dizajnerska bluza może okazać się zwykłą zbitką materiału z jakiegoś kwartalnego ciuchlandu. Podejmowała jednak to ryzyko z klasą i godnością osobistą...Nieco nadwyrężoną, kiedy świat stanął na głowie. Dosłownie, sufit zamienił się miejscami z podłogą i Daisy boleśnie wylądowała na przeciwległej płaszczyźnie. Niezbyt fortunnie: od razu poczuła nagłe pulsowanie guza na głowie i jęknęła cicho, próbując wstać. Albo przynajmniej powrócić do pozycji względnie stojącej. Co nie było wcale proste - kręciło się jej w głowie i potrzebowała dłuższej chwili na ustalenie gdzie znajduje się góra a gdzie dół. Syzyfowa praca; poprzekręcane meble i inne niezbyt wesołe przedmioty całkowicie oszołomiły błędnik Daisy, która potknęła się kilka razy i dopiero za piątym udało się jej stanąć na nogach. - Nie podoba mi się to. Nigdy nie lubiłam karuzeli. To wszystko jest bez sensu - wymamrotała bardzo kapryśnie, rozcierając bolące miejsce na głowie i ściskając mocniej w ręku ostry scyzoryk. Nie, nie zamierzała mordować mechanizmu rządzącego tym kręcącym się pokojem, ale jakoś bezpieczniej czuła się z tym narzędziem w ręku. Zwłaszcza w chwili, w jakiej rozległy się armatnie wystrzały. Daisy zbladła - na swój złoty sposób - i nieco chwiejnie ruszyła w kierunku drzwi, trzymając się wolną ręką ściany, by złagodzić ewentualny upadek. - To nie Alex. Na pewno nie Alex. Nie dałby się zjeść jakiejś durnej, żółtej, latającej zebrze - zaczęła mówić głośno i wyraźnie, jakby tłumaczyła oczywistości głupiutkiemu dziecku. Czyli samej sobie, niespokojnej i z dziwnie chłodnym ciężarem w dole brzucha, przyćmiewającym nawet ból uderzonej głowy. - Ale chcę już stąd iść. - zdecydowała, zerkając kątem oka na Mayę i Emrysa, znów znajdując się przy drzwiach. Odwróconych, ale mimo to próbowała sięgnąć do klamki. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 3 Pią Paź 24, 2014 11:12 pm | |
| – Gdybyś zachowywała większą ostrożność, to nic bym nie powiedział – odburknął nieco poirytowany. Trudno było zapewnić komuś bezpieczeństwo, jeśli ten ktoś nie wyrażał najmniejszej chęci współpracy. A w pomieszczeniu takim jak to, dwa razy zastanowiłby się, czy powinien czegoś dotknąć, a nie od razu biegł do sterty ubrań. I chyba miał rację, żeby niczego nie dotykać, bo Daisy już niedługo potem oderwała się od podłogi i jak gdyby nigdy nic wylądowała na suficie. Jak gdyby grawitacja zmieniła kierunek. Emrys zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy teraz będzie musiał biegać pod Daignault na wypadek gdyby grawitacja, w bardzo luźnym pojmowaniu, znowu zmieniła zdanie. – Mayu, ciebie prosiłbym… o większy rozsądek – westchnął ostatecznie, nie spuszczając z oka dziewczyny przyjaciela. Cóż, najwyraźniej będzie musiał pilnować położenia Daisy. Całe szczęście, że nie była ona ciężka i w razie czego nie powinien mieć problemów z jej złapaniem. Naprawdę cieszył się, że drugą towarzyszkę ma rozsądniejszą, czemu dał wyraz poprzez krótki uśmiech, jaki posłał w kierunku Mayi, kiedy na chwilę spuścił wzrok z Daignault. Dość słaby uśmiech, gdyż obraz przed oczami zaczynał mu niebezpiecznie falować, co naprawdę go zaniepokoiło. Jad zaczyna działać, przemknęło mu przez myśl. Nie zaczął jednak panikować, zachował spokój, próbując udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chwilę później westchnął i stanął we względnie bezpiecznej odległości od wszelkich przedmiotów czy ścian w pomieszczeniu. Nawet jeśli miał ochotę przeszukać wszystkie szuflady i schowki, musiał z tego zrezygnować. Chodzenie po suficie jak po normalnej podłodze może i nie należało do szczególnie niebezpiecznych, ale kto wie, jakie dalsze wypadki mogłoby to uruchomić. Ostrożny zawsze ubezpieczony i Emrys naprawdę nie zamierzał niczego tu dotykać. Nawet tajemniczej zasłony. Jeśli o niego chodzi, resztę Igrzysk najchętniej spędziłby na korytarzu, nie włócząc się po żadnych dziwnych pokojach. Chyba, że głód i brak zapasów by go do tego zmusiły. – Mamy zdecydowanie mniej obrażeń od tamtych dwóch – stwierdził pocieszająco, znowu zwracając swoje spojrzenie na Mayę. – Zresztą, Royce jeszcze żyje – dodał. Teraz już wbrew sobie zaczął się kiwać na boki, ledwo zachowując równowagę. Zdaje się, że jad postępował, co mógł również stwierdzić po tym, żeby meble zaczynały nagle przybierać naprawdę zaskakujące kształty, a do jego uszu dotarły szepty. – Słyszysz te szepty? – zapytał Mayi, kucając i opierając się rękami o podłogę. Tylko w ten sposób miał choć niewielkie poczucie tego, że stoi w jednym miejscu, a nie dziwnie faluje. Everhart zamknął oczy, ale to wcale nie sprawiło, że zawroty głowy mu minęły. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 12:00 am | |
| Przeglądanie szafek chyba nie należało do zadań Mayi, a przynajmniej coś (lub ktoś) postanowił zadbać o to, aby się nie udało. Gdy tylko zbliżyła się do blondynki, ta natychmiast poderwała się do góry, jakby jakaś magiczna siła chwyciła ją za kark i przyczepiła do sufitu. Albo podłogi, jeśli patrzeć na fakturę wygląd oraz fakt, że pomieszczenie częściowo obrócone było do góry nogami. Westchnęła tylko, nie reagując na marudzenia dziewczyny, jednocześnie cofając się na swoje stare miejsce i obserwując ją uważnie. - Co masz na myśli? - rzuciła odrobinę poirytowanym tonem w stronę chłopaka. Nienawidziła, kiedy ktoś ją poucza czy nawet prosi o zmianę zachowania. Rozsądek i racjonalizm już dawno jej się przejadły. Zresztą, jak było widać, na Arenie nic nie było rozsądne, więc czemu o na miałaby się temu poddawać. Nie kontynuowała jednak dyskusji, choć gdyby znajdowali się w innym miejscu dyskusja nie zostałaby ucięta jednym retorycznym pytaniem. Obserwowała poczynania trybutki zastanawiając się, czy ma ona jakiekolwiek szanse na wydostanie się stamtąd. A przynajmniej z pozycji, w której się znalazła. Griffin zresztą i tak nie pozwoliłaby nikomu opuścić tego pokoju. Na korytarzu wciąż mogły być osy, a ona nie chciała nabawić się większej ilości ukąszeń niż jedno, którego doświadczała dość boleśnie. - Nigdzie się stąd nie ruszamy - powiedziała, powstrzymując wybuchnięcie złośliwym śmiechem gdy Daisy sięgała do klamki - Tam wciąż mogą być osy, byłoby to bardzo nierozsądne - podkreśliła ostatnie słowo, zerkając kontem oka na Emrysa - Ale jeśli chcesz zejść, może spróbuj zdjąć bluzę. I odłożyć resztę rzeczy, które stąd wzięłaś - dodała po chwili z lekkim rozbawieniem tak naprawdę nie licząc na to, że mogłoby to w jakikolwiek sposób. Była jednak niezwykle ciekawa, czy trybutka posłucha jej porady... - Co wcale nie znaczy, że nie możemy nabyć ich jeszcze więcej - odparła, tym razem już wyraźnie zwracając swoją twarz w jego stronę - Żył, kiedy widzieliśmy go po raz ostatni. Kto wie, co stało się z nim później - w tamtym momencie zachowywała się dość sceptycznie, ale tak naprawdę była sobą. Zbyt wielką wagę pokładała ostatnio w nadziei, którą życiu codziennym kładła raczej na jednym z odleglejszych miejsc w hierarchii ważności rzeczy, którymi powinna się kierować. Po chwili uważnego obserwowania trybuta zauważyła, że chłopak chwieje się lekko, jakby nabawił się poważnych zawrotów głowy. Jak na razie największe prawo ku takiemu uczuciu miała Daisy, więc najwyraźniej coś było nie tak. Tylko co? Kiedy odezwał się po raz kolejny Maya nabrała stuprocentowego przekonania, że nie tylko meble w tym pokoju znajdują się nie na swoim miejscu. A gdy klęknął, podpierając się dłońmi o podłogę straciła zupełną wiarę w to, że mogliby przejść przez to pomieszczenie bez większych urazów. - Emrys, jakie szepty? - zapytała, podchodząc bliżej i klękając naprzeciw, starając mu się uważnie przyjrzeć. Nie była lekarzem, nie miała pojęcia czego szukać, aby coś znaleźć. Odpowiedź na niewypowiedziane na głos pytanie przyszła o wiele szybciej, kiedy to ponownie poczuła ból na swoim nadgarstku. Przyjrzała się ugryzieniom chłopaka, które w gruncie rzeczy wyglądały naprawdę bardzo podobnie. Miał ich jednak o jedno więcej i pewnie to było przyczyną, dla których jad os zadziałał szybciej. Co mogło znaczyć także to, iż wkrótce zadziała i na nią. Musiała coś zrobić, póki mogła jeszcze myśleć racjonalnie. Wydawało się, że ma halucynacje. Zaburzenie równowagi i szepty, które słyszał, nie wskazywały na stan normalnego człowieka - Cholera, musimy coś zrobić - ostatnio chyba zbyt często używała tego słowa, ale co mogła powiedzieć? Było jeszcze dość łagodnym określeniem tego, jak się czuła. W rzeczywistości to ona musiała coś zrobić. Znajdująca się na suficie Daisy nie była zbyt przydatna, a Maya podejrzewała, że nawet na nogach obok niej nie za bardzo wiedziałaby, co robić. Brunetka nienawidziła być za kogoś odpowiedzialną. Nigdy nie była, zawsze troszcząc się wyłącznie o samą siebie. Teraz jednak czuła się zobligowana do tego, aby pomóc chłopakowi. Może przez wrodzony i szlifowany przez lata egoizm a może przez wzgląd na to, że znała go dłużej i mimo wszystko nie chciała zabić? Tak czy owak otworzyła plecak, szukając tam czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc. W końcu trafiła na listek z czterema tabletkami, który mógł być wszystkim. A ona bardzo chciała, aby był cudownym lekiem na wszystko. - Myślisz, że to jakoś pomoże? - zapytała. Może na razie nie działo się nic tak złego, aby wymagało natychmiastowego leczenia. Wiadomo jednak, lepiej zapobiegać, a ona chciała zdusić problem w zarodku, zanim zdąży się rozprzestrzenić na cały organizm chłopaka.
|
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 2:20 am | |
| Z każdą minutą zmysły Emrysa coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa, a kiedy klęknęła przed nim Maya, wyciągając w jego stronę listek tabletek, nie zobaczył swojej sojuszniczki, a... Matthew, z pustymi oczodołami i zakrwawionym nożem w ręku. Nasiliły się też dobiegające zza zasłony szepty - teraz głośniejsze i wyraźniejsze, wzywające trybuta po imieniu i obiecujące bezpieczne schronienie.
Oprócz tego w pomieszczeniu nie wydarzyło się nic więcej.
Trybuci, ruchy, ruchy! |
| | |
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 1:38 pm | |
| Przebywanie we swoim własnym, sufitowym towarzystwie wcale nie sprawiało Daisy przykrości. Wręcz przeciwnie; cieszyła się, że znajduje się na kompletnie innej płaszczyźnie. Była zbyt poddenerwowana i zmartwiona (Alex, gdzie jesteś?), żeby przejmować się jeszcze dojrzałymi sojusznikami, zachowującymi się potwornie dorośle. Ona sama może i wydawała się dziecinna, ale intelektualnie z pewnością przewyższała Mayę i Emrysa o sto lat świetlnych. To jasne i oczywiste. Tak samo jak fakt, że drzwi pozostawały zamknięte a ona znajdowała się w dość nieciekawej sytuacji. Zerkała więc dość krzywo na dziwnie zachowującego się kompana arenowej podróży, otulając się tylko szczelniej ciepłą bluzą. Nie zamierzała pozbywać się tego kawałka materiału, dlatego obronnie objęła się ramionami, uważając na scyzoryk, trzymany w ręku. I na dość tkliwe ramię - rana zagoiła się dzięki dobremu opatrzeniu, ale dalej bolała przy ruchu i Di uważała na siebie (dla Alexa!). Dlatego też zaprzestała szarpania klamki i z pewną rezygnacją oparła się o ścianę w rogu, wpatrując się w dość gustownie urządzony pokoik. I w dziwne zasłony na środku, do których nie zamierzała podchodzić, zwłaszcza po dziwnym bełkociku Emrysa. - Czy on wariuje? I zaraz zacznie nas mordować, jak tamci z korytarza? - spytała Mayę, o dziwo bardzo spokojnie, chociaż to całe przyglądanie się wywróconemu do góry nogami pomieszczeniu przyprawiało ją o mdłości. Musiała na chwilę przymknąć oczy, żeby uspokoić szalejący błędnik, chociaż dalej czujnie zerkała co chwilę w stronę wiszącej do góry nogami (ona przecież była w porządku!) parki sojuszników. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 8:40 pm | |
| Z każdą kolejną minutą czuł, jak praca jego umysłu zostaje zaburzona. Jad najbardziej wpłynął na jego zmysły wzroku i słuchu, a więc znalazł się w całkowicie beznadziejnej sytuacji. Nie mogąc na trzeźwo ocenić, co jest prawdą, a co nie, czuł się całkowicie zagubiony. I przestraszony. Miał świadomość tego, że teraz mogą się z nim stać różne rzeczy. Maya i Daisy mogą na przykład wykorzystać ten moment jego słabości, żeby go wyeliminować i on nie mógł nic na to poradzić. Nie miał się jak bronić, był całkowicie bezbronny i jedyne, co mu pozostało, to tylko wiara, może naiwna, że jego towarzyszki nie spróbują go skrzywdzić. Już chwilę później zaczął się jednak zastanawiać, czy te towarzyszki dalej przy nim (w przypadku Daisy – nad nim) są. Głos Mayi gdzieś mu utonął, zamiast niego te dziwne szepty stały się rozróżnialne i Emrys mógł stwierdzić, że ktoś go woła po imieniu. I zapewnia bezpieczeństwo. – Jestem na Arenie, tu nie jest bezpiecznie! – wymamrotał i w akcie desperacji, próbie przywrócenia albo zachowania zdrowego rozsądku, uderzył zaciśniętą pięścią w podłogę. Nie mógł dać się omamić, nie mógł dać się omamić. Cały czas powtarzając to sobie w myślach, uniósł w końcu głowę do góry, żeby odnaleźć wzorkiem Mayę, poprosić ją o pomoc, ale jak się okazało, nie tylko głos Mayi mu zniknął, ona sama również. Zamiast niej, klęczał przed nim Matthew, z pustymi oczodołami i nożem w ręku. – Matthew… – wyszeptał, patrząc na niego z rosnącym przerażeniem. – Nie, nie, to niemożliwe, ty nie żyjesz, nie da się kogoś przywrócić z grobu! – krzyknął, zamykając oczy i przyciskając dłonie do uszu. To było rozsądne, to jedyne, czego mógł być pewny. Nie istnieje coś takiego jak zombie, to jest przecież logiczne, to jasne, to przecież wie każdy! – Idź sobie – poprosił, nadal nie otwierając oczu i dociskając dłonie do uszu. Nie chciał niczego widzieć, ani słyszeć, chciał tylko, żeby się to już skończyło. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 9:15 pm | |
| Chciałaby powiedzieć, że zaczyna popadać w totalnie szaleństwo, ale było by to jedno wielkie kłamstwo. Bo to nie ona powoli traciła zmysły, a Emrys. Maya zaś nie miała pojęcia, co powinna zrobić i jak się zachować. Nie była dobra w takich sprawach, nie potrafiła za dobrze okazywać innym współczucia czy troszczyć się o nich. A teraz była na to skazana. No, może nie skazana. W końcu nic nie powstrzymywało ją przed wbiciem noża w samo serce trybuta. Nie zamierzała jednak tego robić, co więcej nawet nie chciała. Zamiast tego wolała zrobić coś, żeby jego poprzednie zdrowie wróciło. Patrzyła bezradnie na swoje dłonie, w których trzymała listek z tabletkami. Nie może go zmusić do ich połknięcia. Musi zrobić to sam, póki jeszcze jad zupełnie nie pozbawił go jasności myślenia. A przynajmniej taką miała nadzieję. Siedziała chwilę, słysząc kolejne mamrotanie chłopaka i wzdychając. Kiedy usłyszała imię trybuta, którego przecież wspólnie zabiła, spojrzała na towarzysza zauważając, że ten zamknął oczy i przykrył uszy dłońmi. Czy był to właśnie ten moment, w którym powinna okazać mu trochę zrozumienia i współczucia, będąc jednocześnie miłą i delikatną? Ważniejszym pytaniem, jakie sobie zadawała, było to, czy on naprawdę widzi go jako tamtego chłopka. Jeśli tak, mogła być w niebezpieczeństwie. Póki co wszystko na to wskazywało, skoro on nawet nie zareagował na jej słowa. Czuła się naprawdę zagubiona, nigdy nie będąc postawioną w takiej sytuacji. - Prawdopodobnie tak - odpowiedziała, przypominając sobie o słowach Daisy i chcąc choć na chwilę zająć czymś myśli - Ale póki co to ja jestem najbardziej narażona na jego cios - dodała, o dziwo dość łatwo zabierając nóż Emrysa i wkładając go w wolne miejsce w pokrowcu przy biodrach. Przetarła dłonią twarz, nie odsuwając się jednak od chłopaka. Miała nadzieję, że jeśli przeżyją on nie będzie świadomy, jak uprzejma dla niego była. Chyba nie zniosłaby ciągłego wypominania wcielenia się w kogoś, kto przecież nigdy w niej nie istniej. Zacisnęła szczękę, złapała delikatnie dłonie Emrysa i zdjęła je z jego uszu. - Tylko nie otwieraj oczu - powiedziała naprawdę licząc, że jej wysłucha. Skoro widział ją jako Matthew nie mogła pozwolić, aby na nią patrzył. Wciąż jednak mogła próbować do niego mówić - Posłuchaj mnie uważnie - Matthew nie żyje. Zabiliśmy go, a ty jesteś prawdopodobnie pod wpływem jadu os, które cię użądliły - zamknęła oczy nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to robi, jedną ręką wciąć ściskając jego, a w drugiej obracając listek z lekiem - Musisz połknąć tabletkę, którą ci dam. Mam nadzieję, że ci pomoże. Możesz to zrobić? - zapytała, choć tak naprawdę nie liczyła na nic wielkiego. Mimo wszystko obróciła dłoń chłopaka i położyła na nią małą tabletkę. Przynajmniej nie miał już broni, więc jeśli postanowi ją zaatakować, zawsze będzie miała szansę, aby się obronić. Zrobi to jednak tak, aby nie musiała go zabijać. Nie dopóki nie będzie to naprawdę potrzebne.
|
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Sob Paź 25, 2014 10:18 pm | |
| Halucynacje z każdą chwilą się nasilały, ale dopóki oczy Emrysa pozostawały zamknięte, sam trybut był odgrodzony od niechcianych obrazów.
Póki co piszecie dalej, jeśli Emrys zdecyduje się wziąć antybiotyk od Mayi, jego działanie zostanie opisane przez MG. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 3 Nie Paź 26, 2014 10:42 am | |
| Miał ochotę wołać Mayę na pomoc. Zdawał sobie sprawę z tego, że to w jego wydaniu żałosne, a ojciec pewnie obdarzyłby go tym swoim specyficznym, sceptyczno-pogardliwym spojrzeniem, ale jeśli miał liczyć na czyjąkolwiek pomoc, to chyba tylko na tę od Griffin. Daisy najprawdopodobniej dalej nie zeszła z sufitu, więc była nieosiągalna i chcąc, nie chcąc, Emrys był zdany na łaskę i niełaskę Mayi. Od niej zależało tak naprawdę wszystko i jeśli nie zdecyduje się go zabić, powinien być jej bardzo, bardzo wdzięczny. Rzadko kiedy ma się tak idealną okazję do zabicia przeciwnika, a jeszcze rzadziej z niej rezygnuje. Nie odezwał się jednak ani słowem. Przestał być pewny czegokolwiek i zaczął się nawet zastanawiać, czy klęczący gdzieś przed nim Matthew nie jest przypadkiem kolejnym wrogiem do wyeliminowania. Może to pomysł Organizatorów, może to kolejny zmiech, który przybrał taki wygląd, by trudniej byłoby go mu pokonać? W takich chwilach, jak ta, żałował, że nie jest swoim ojcem. Elian potrafił trzymać emocje na wodzy całkowicie i nigdy nie pozwalał im wpływać na swój osąd sytuacji, a on tej umiejętności na takim poziomie jeszcze nie osiągnął. Mógł tylko trwać w rozterce odnośnie tego, co powinien teraz zrobić. Niedługo później okazało się, że ktoś postanowił zrobić coś za niego. Emrys poczuł, jak czyjeś ręce odciągają jego dłonie od uszu. Drgnął, ale nic poza tym. Skoro nie poczuł ostrza w ciele, uznał, że może poczekać na rozwój wypadków. I słusznie zrobił, ponieważ już po chwili, na razie słabo, niby z oddali, usłyszał głos Mayi. Matthew nie żyje. Tak powiedziała. I przecież miała rację! Czy mógł to wziąć za potwierdzenie, że martwy trybut z nożem w ręce był tylko halucynacją? Skoro do tej pory go nie zaatakował, to chyba tak. – Mogę – wychrypiał, słysząc pytanie dziewczyny i czując, jak kładzie coś małego na jego dłoni. Jad os, tabletka… musi ją połknąć. Nadal nie otwierając oczu (dalej bał się tego, co może przed nimi zobaczyć), włożył tabletkę do ust i szybko ją połknął. Postanowił zaufać głosowi Griffin i miał nadzieję, że się nie zawiedzie. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Nie Paź 26, 2014 11:31 pm | |
| Halucynacje ustają po kilkunastu minutach od zażycia antybiotyku, a bąble robią się jakby mniejsze, ale mocno swędzą. Maya odczuwa lekkie zawroty głowy i swędzenie.
W pokoju póki co nie dzieje się nic niezwykłego; jedynie sięgająca od sufitu do podłogi (albo na odwrót) zasłona powiewa tajemniczo. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: 3 Pon Paź 27, 2014 9:19 pm | |
| Dziewczyna nie mogła przestać wpatrywać się z nadzieją w Emrysa naprawdę licząc na to, że połknie tą tabletkę. Wierzyła w niego, wierzyła, że jad jeszcze nie odebrał mu całkowicie zdolności jasnego myślenia. Cieszyła się, że nie otwierał oczu i już wkrótce mogła przekonać się, że jej radość nie była bezpodstawna. Gdy wychrypiał to jedno słowo, podnosząc dłoń do ust i przełykając tabletkę miała ochotę rzucić mu się z radości na szyję. Choć po części czuła się jak matka, której udało nakłonić się dziecko do zażycia leku. Nie wcieliła się jednak w żadną rolę nie będąc pewną, czy antybiotyk zadziała. Chciała tego. Jeśli zadziała na niego będzie mogła sama go zażyć, profilaktycznie rzecz jasna, bo nie liczyła, aby skutki jadu ją ominęły. Cóż, może potraktowała go trochę jak królika doświadczalnego, ale prawda była taka, że mogła nie zrobić nic i czekać, aż zamieni się w zombie ogarnięty halucynacjami albo właśnie podać mu małą, białą drażetkę i zaciskać kciuki błagając o to, aby nie padł przed nią na ziemię. Czekała, wpatrując się w niego może nawet zbyt intensywnie. Nie mogła nic stwierdzić, nic zauważyć. Po jakimś czasie do jej oczu dotarł jedynie fakt, iż bąbel na twarzy odrobinę zmalał, ale to wciąż nie gwarantowało stuprocentowego wyleczenia i poprawnego działania leku. Musiała jednak jakoś się tego dowiedzieć i jedyną osobą, która mogła ją utwierdzić w tym, że postąpiła słusznie, był sam Emrys. - Jak się czujesz? – zapytała, opierając dłonie na kolanach i przekrzywiając lekko głowę w bok. Wciąż klęczała przed nim na ziemi i póki co nie zamierzała opuszczać tego miejsca. Nie dopóki nie będzie pewna. Czekając na odpowiedź chłopaka Griffin poczuła, jak głowa zachwiała jej się lekko i musiała podeprzeć się dłońmi żeby upewnić się, czy aby na pewno wciąż znajduje się w tym samym miejscu. Zawroty może nie były jeszcze jakieś mocne, ale serce trybutki i tak zabiło odrobinę mocniej. Nie mogła połknąć tabletki bez poznania efektów jej działania i po prostu czekała. Miejsce, w którym użądliła ją osa, swędziało z każdą chwilą coraz bardziej i nie mogąc powstrzymać odruchu zaczęła lekko drapać to miejsce. Nie przyniosło jej to żadnej ulgi, wręcz przeciwnie, swędziało jeszcze bardziej, ale regularny ruch dłoni sprawiał, że przez chwilę mogła skupić się na czymś innym.
|
| | |
| Temat: Re: 3 Pon Paź 27, 2014 9:43 pm | |
| Z każdą sekundą przebywanie do góry nogami stawało się coraz bardziej nieznośne i Daisy nie ruszała się ze swojego kącika, wbijając plecy w chłodną ścianę za swoimi plecami, rękami obejmując chude, złote kolana. Bluza dawała dość przyjemne ciepło i nieco tłumiła wątpliwie atrakcyjny zapach trzydniowej sukienki, ale i tak złota skóra Daignault pokrywała się gęsią skórką. Zaczęła więc rozcierać powoli swoje sztuczne łydki - ciągle z zamkniętymi oczami. Nie chciała zwymiotować, a na to się zapowiadało, kiedy skupiała się za mocno na ustaleniu swojej pozycji we wszechświecie. Odwróconym, niepewnym, nienormalnym i wywołującym u tak niespokojnej istoty względną stabilizację. Wymuszoną mdłościami - zawroty głowy uziemiły Daisy na dobre i sprawiała pewnie dość żałosne wrażenie, nawet biorąc pod uwagę kompletny orientacyjny chaos. - Nie podoba mi się tutaj - wymamrotała ponownie po dłuższej chwili milczenia, łypiąc raz po raz dość niemiłym spojrzeniem na towarzyszy niedoli. Pogryzionych, ale widocznie ogarniętych - Emrys przestał widzieć chodzące trupy i Daisy ulżyło, na tyle, że po wzięciu kilku głębszych oddechów uchyliła w końcu powieki, dość tępo wpatrując się w pomieszaną przestrzeń przed sobą. - I chcę do Alexa - dodała już znacznie mocniej i pewniej, siąkając nosem. Przez przeziębienie, nie okazywała przecież żenująco ckliwej słabości...chociaż nie, tak właśnie było. Chyba nadszedł dość znaczący kryzys i do tej pory opanowana i nieco zbyt normalna (jak na swoje plastikowe standardy) Daisy traciła swój święty spokój, zanosząc się dość groteskowym płaczem. Dopiero teraz - nie w chwili, w jakiej mordowała trybutkę, nie podczas ataku os ani nie w czasie krótkich godzin snu z Alexandrem w jednym śpiworze. Doskonałe wyczucie czasu - zastanawiała się jednak, czy łzy będą ciec do jej brody i czoła, rozcierała je więc złotymi piąstkami dość szybko, mając gdzieś kamery, zapewne wcelowane w jej brudną, dość spuchniętą ze zmęczenia buzię. Bywa. Miała być dzielna a wychodziło jak zawsze. Rozkoszne wahania nastroju godne dojrzewającej panienki. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 3 Pon Paź 27, 2014 10:25 pm | |
| Przez pierwsze minuty po wzięciu tabletki nie czuł różnicy. Dalej szumiało mu w głowie, a do jego uszu, mniej wyraźnie, niż głos Mayi, dalej docierały te dziwne szepty. Przez głowę przemknęła mu myśl, że głos Griffin tak na dobrą sprawę wcale nie musi należeć do niej. Może być kolejną pułapką Organizatorów, a on być może połknął właśnie truciznę. Tak bardzo chciał odzyskać pełnię władzy nad swoim ciałem i umysłem, że nie przeanalizował dokładnie tego ruchu. Nie mmiał pewności, że to Maya, przecież nie otworzył oczu, nie zobaczył jej… choć z drugiej strony, czy to miałoby sens? Skoro widział Matthew tak bardzo realnie, czemu i Griffin nie miałaby mu się wydawać tą prawdziwą? Jednak było już za późno na takie rozmyślania. Połknął tabletkę, stało się, teraz mógł już tylko czekać na efekt. Albo go to zabije, albo mu pomoże, zobaczymy. Ze wstrzymywanym oddechem czekał na odpowiedź organizmu. Czy sparaliżuje jego układ oddechowy? Czy zatrzyma pracę serca? A może wyniszczy komórki mózgowe? Ku jego zaskoczeniu i uldze, nic się takiego nie stało. Za to z każdą kolejną minutą głosy, chcące skusić go obietnicą bezpieczeństwa, cichły, zawroty głowy ustawały i po kilkunastu minutach odważył się otworzyć oczy. Pierwsze, co ujrzał, to klęczącą przed nim Mayę. Znajdowała się dokładnie w tym miejscu, gdzie ostatni raz widział Turnera. Odetchnął z ulgą, przecierając rękami twarz. Minęło jeszcze kilka chwil, zanim odpowiedział. – Już dobrze… naprawdę dobrze. Dziękuję Mayu, mój aniele w zakrwawionej sukience – spojrzał na nią już wesoło, z zaczepnym uśmiechem. – Ale widzę, że z tobą jest gorzej – stwierdził po chwili, zaniepokojony małym zachwianiem się trybutki. Szybko otaksował ją wzrokiem i stwierdził, że miała tylko jedno ugryzienie os na sobie. Na nadgarstku. Mógł więc założyć, że to jad zaczyna działać. U niego efekty pojawiły się szybko, ale on miał ugryzienie bezpośrednio na szyi oraz na policzku. – Antybiotyk, gdzie go masz? – zapytał, po czym złapał za jej dłoń. – Nie drap, to nie pomoże – powiedział spokojnie, patrząc uważnie na twarz dziewczyny. Wtedy do jego uszu dotarł głos Daisy. – Daisy, nie płacz – odezwał się łagodnym tonem. – Ściągniemy cię stamtąd – Utrzymywał spokojne brzmienie głosu, zwracając się teraz do Daignault dokładnie tak, jak zwracał się do małych dzieci, kiedy akurat dorywczo pracując w szpitalu miał z nimi styczność. Zazwyczaj przed operacjami albo w trakcie robienia zastrzyków. – Pomogę Mayi i będziemy mogli podjąć próbę wydostania się stąd. I znalezienia Alexa. Wszystko będzie dobrze, tylko wytrzymaj jeszcze trochę. – poprosił. Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć, co nie zabrzmiałoby na wierutne kłamstwo i co mogłoby wpłynąć na polepszenie jej samopoczucia. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Pon Paź 27, 2014 11:10 pm | |
| W pewnym momencie na całej Arenie zaczyna dziać się coś dziwnego. Najpierw lekkie drżenie staje się odczuwalne we wszystkich pomieszczeniach; przedmioty na półkach i ścianach cicho pobrzękują, powietrze zdaje się wibrować. Czyżby poruszał się cały budynek? Wstrząsy nasilają się z każdą sekundą i wkrótce są już tak silne, że trybutom trudno jest ustać na nogach. Z sufitów zaczyna sypać się tynk, szyby w oknach pokrywają się siateczką pęknięć, które pojawiają się również na fragmentach murów. Z bliżej nieokreślonego miejsca - jakby oddali - dochodzą stłumione odgłosy wybuchów, zakończone jednym, największym i ogłuszającym, kiedy pole siłowe wokół Areny znika. Na kilka sekund wszystko rozbłyska jaskrawym, oślepiającym światłem, a gdy ono niknie, za oknami rozciąga się już widok zupełnie inny niż poprzednio. Rozsypuje się wyświetlany przez Organizatorów hologram, a trybuci mogą podziwiać krajobraz Ziemi Niczyich oraz lądujący właśnie poduszkowiec. Na radość jest jednak za wcześnie, bo Arena lada chwila może rozsypać się jak domek z kart.
Daisy spada z sufitu zaraz po pierwszych wstrząsach. |
| | |
| Temat: Re: 3 Pon Paź 27, 2014 11:30 pm | |
| Kiedy pole siłowe dookoła Areny zostało zniszczone mężczyźni, którzy wcześniej znajdowali się na zewnątrz i ostrzeliwali generatory, teraz weszli do budynku kierując się do pomieszczeń, w których znajdowali się trybuci. Szli parami, każda para do jednego pokoju, poruszając się szybko, aby zdążyć przed zawaleniem się budynku. - Trybuci, prosimy nie stawiać oporu! – krzyknął jeden z pary, otwierając drzwi i patrząc po twarzach trybutów – Pole siłowe otaczające Arenę uległo zniszczeniu! Jesteśmy tutaj, aby zabrać was w bezpieczne miejsce. Proszę z nami. Ruchy, ruchy! – dokończył donośnym głosem, zaganiając dzieci do wyjścia. Musieli zachowywać się profesjonalnie, grać tak, jakby byli tam z polecenia rządu. Chociaż w istocie chodziło im o uratowanie trybutów, nie mogli zdradzić im nic więcej poza oczywistymi faktami. Poza tym musieli się spieszyć , każda sekunda była na wagę złota, z chwila zwłoki mogła zakończyć się tragicznie. Trybuci teraz możecie pisać już w tym temacieA ja bym prosiła jednak o napisanie przynajmniej po jednym poście w pomieszczeniach, może MG będzie chciał się wtrącić? :> ~ MG |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Sro Paź 29, 2014 7:28 pm | |
| Z każdą chwilą budynek trzymał się w pionie coraz słabiej - zupełnie jakby razem z polem siłowym, rozsypywały się także elementy konstrukcji. Sztuczna grawitacja w pokoju przestała działać, powodując, że trzymające się sufitu meble, zaczęły spadać w dół. Wieszak z ubraniami z metalicznym brzękiem uderzył o podłogę centymetry od twarzy Daisy, przykrywając ją miękkimi spodniami i koszulkami, a metalowa noga ciężkiego krzesła spadła prosto na ramię Mayi; w najlepszym wypadku skończy się to porządnym siniakiem.
Grawitacja przestała działać również i na zasłonę; kurtyna opadła, uwalniając ze swojego wnętrza stado czarnych, brzęczących much. W powietrzu nagle zrobiło się jakby ciemniej, kiedy agresywne owady poleciały wprost na trybutów i członków Kolczatki, obsiadając ich ciała i próbując wedrzeć się do uszu, oczu, ust i nosa.
Tik tak, radzę się pospieszyć. :> |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: 3 Sro Paź 29, 2014 8:18 pm | |
| Mayi kamień spadł z serca kiedy chłopak odezwał się, potwierdzając swoje samopoczucie. Udało jej się nawet odetchnąć i wykrzywić wargi w lekkim uśmiechu. Niestety, ona sama z każdą chwilą czuła się coraz gorzej, a drapanie swędzącego miejsca niewiele pomagało. Na pytanie Emrysa otworzyła dłoń, wpatrując się w 3 pozostałe tabletki, po czym wzięła jedną z nich i wrzuciła sobie do ust, połykając szybko i mając nadzieję, że przyniesie jej takie same efekty jak chłopakowi. - Rzeczywiście, wszystko jest idealnie – rzuciła, mając na myśli fakt, że dalej tkwią na Arenie. Na dodatek, jakby mieli mało problemów, tkwiąca na suficie Daisy zaczęła płakać, a brunetka naprawdę nie miała zamiaru wysłuchiwać tego marudzenia. Alex, Alex, Alex. Szczerze mówiąc już miała dość tego imienia, choć tak naprawdę nie przebywały za sobą za długo. Rozumiała, że blondynka może go kochać, ale bez przesady. Od początku trwania Igrzysk z jej oczu nie wypłynęła ani jedna łza i ani jedno słowo odnośnie jej bezgranicznej tęsknoty za Tylerem. Owszem, myślała o nim a przez to, że przebywała głownie sama nie miała komu się żalić (choć przecież mówienie do siebie było jak najbardziej na poziome). Już zamierzała się odezwać i to bynajmniej nie w ten uprzejmy sposób, który jak na nią był raczej rzadki, kiedy zrobił to Emrys. Powinna być mu wdzięczna, bo naprawdę miała ochotę dość dosadnie powiedzieć trybutce, żeby się zamknęła, kiedy tak naprawdę nie miała żadnych wielkich obrażeń. Zacisnęła wargi w wąską linię, uważnie obserwując chłopaka, który zachowywał się niezwykle spokojnie. Mogłaby stwierdzić, że go podziwia, ale nie byłaby to prawda. Jej porywczość nie przeszkadzała jej za bardzo i, szczerze mówiąc, nie zamierzała się zmieniać. Kiedy chłopak skończył, zaczęło dziać się coś, czego dziewczyna (i jej towarzysze pewnie też) za nic w świecie się nie spodziewała. Pomieszczenie, w którym się znajdowali, zaczęło się okropnie trząść. Tynk odpadał ze ścian, okna pękały, a zza nich dochodziły do jej uszu wybuchy, zakończony jednym i potężnym. Rozejrzała się odrobinę przestraszona, patrząc na chłopaka, gdy w tym samym momencie Daisy wylądowała, mogła się tylko domyślać, że boleśnie, na podłodze niedaleko nich. Po chwili oślepiło ich niesamowicie jasne światło, a zaraz potem dotarły do niej męskie głosy, nawołujące do ucieczki. Spojrzała w stronę drzwi, a gdy blask zniknął zauważyła dwójkę mężczyzn, którzy ruchem ręki przywoływali ich do siebie. Ubrani byli w stronę Strażników, ale Mayi to nie obchodziło. Już zamierzała się podnieść i wraz z dwójką pozostałych trybutów wyjść z pomieszczenia, gdy coś twardego boleśnie uderzyło ją w ramię sprawiając, że przewróciła się do przodu opierając dłońmi o podłogę. Nabrała powietrza w płuca, zdrową ręką masując bolące miejsce. Działo się zdecydowanie za dużo rzeczy, ale najwyraźniej nie był to koniec apokalipsy. Usłyszała jeszcze delikatny szelest, gdy pomieszczenie wypełniło się cichym buczeniem i chmarą czegoś, co wyglądało jak muchy. Zaczęły obsiadać ją dookoła, jakby chciały przeniknąć przez skórę i wedrzeć się do środka. Przestała zwracać uwagę na ból, adrenalina zadziałała zbyt skutecznie. Miała dosyć owadów i nie zamierzała pozwolić im się zjeść. Poderwała się z podłogi, jednocześnie zabierając plecak i ciągnąc za ubranie Emrysa, bojąc się otworzyć usta aby muchy nie dostały się do jej przełyku. Kierując się w stronę wyjścia i mężczyzn, którzy najwyraźniej także stali się ofiarami niespodzianki od Organizatorów, powtórzyła czynność z Daisy, chwytając ją za bluzę i podnosząc z ziemi. Nie zamierzała ich tu zostawić, ale jeśli będą się ociągać będzie na to skazana. Ciekawe tylko, czy bezpieczne miejsce naprawdę miało być tak bezpieczne, jak sobie wyobrażała. |mogę już zt, czy jeszcze czekamy? :> |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 3 Sro Paź 29, 2014 8:39 pm | |
| Niech Wam będzie, cała trójka może pisać już na zewnątrz. <3 |
| | |
| Temat: Re: 3 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|