|
| Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 2:47 pm | |
| z dwójeczki!
- Mam nadzieję, że jednak tego nie zrobią - wydęłam usteczka pozorując smutną minkę i oderwałam się od framugi drzwi, z kulawą gracją zataczając piruet dookoła Alexa. - Mniej frajdy dla mnie - uśmiechnęłam się słodko i zachichotałam cichutko, wymachując widelcem w powietrzu, jak gimnastyczka wstążeczką, zachwycona sama sobą. Tanecznym krokiem podeszłam jeszcze do wskazanej przez Emrysa lodówki i przyjrzałam się z bliska jej zawartości. Skrzywiłam się przy tym nieznacznie i ściągnęłam brwi w niezadowoleniu. Całe te Igrzyska zdawały się sprowadzać mnie na złą drogę. Przeklinanie, palenie, a teraz picie. Przecież przyszłam tutaj tylko spędzać czas z innymi. Nie pisałam się na taką rozpustę - moja nieskazitelna reputacja została bardzo nieładnie nadszarpnięta. Westchnęłam cichutko i sięgnęłam po dwie puszki piwa, mierząc je z niezadowoleniem wzrokiem, jakby były źródłem całego nieszczęścia. Wsadziłam je do plecaka, nie pozostawiając już miejsca na nic innego. Przy okazji przepakowałam się jeszcze, rozwiązując koronkową kokardkę sukienki i zawiązując ją ponownie na widelczyku, zamieniając go w ekscentryczną ozdobę; a na broń wybrałam teraz noże do rzucania, ufając im odrobinę bardziej. Na powrót zarzuciłam plecak na ramiona, sięgając jeszcze po pozostałe napoje. Otwarłam je i wylałam zawartość puszek na podłogę, uśmiechając się przy tym z nienaturalną satysfakcją, ciskając pustymi opakowaniami w kąt pokoju, wyobrażając sobie przeklinających trybutów, którzy zjawią się tutaj po nas. - Możemy iść - obróciłam się energicznie na palcach do reszty sojuszu i wyszłam za nimi na korytarz, mijając kolejne drzwi i na szarym końcu wchodząc do ostatniego pomieszczenia. Po raz kolejny uderzyła mnie wszechobecna biel, ale dopiero po chwili, kiedy wysokie plecy pozostałych usunęły się z mojego ograniczonego pola widzenia, mogłam dostrzec, że tym razem w pokoju nie znajduje się zupełnie nic. - Nie podoba mi się tutaj - żachnęłam się. Przystanęłam zaraz przy drzwiach, nie chcąc ruszać nigdzie dalej i splotłam ręce na klatce piersiowej. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 5:25 pm | |
| Właściwie nie miał nic przeciwko temu, że to znów Pandora wybrała za nich, gdzie się teraz przeniosą. Próbował odgonić od siebie te myśli, że to najwyżej ona pójdzie na pierwszy ogień, jeśli w środku czekał na nich jakiś zmiech albo pułapka Organizatorów. Tak to przynajmniej nie muszą się kłócić o to, kto gdzie wchodzi jako pierwszy. Chociaż, na dobrą sprawę, nikt nie powiedział, że zmiech zaatakuje natychmiast osobę, która przekroczy próg. Równie dobrze może to zrobić, kiedy już wszyscy znajdą się w środku. Tak czy inaczej, Emrys po prostu podążył za Rouse, wchodząc zaraz za nią do… ogromnego białego pokoju. W pierwszej chwili Everhart zatrzymał się w półkroku, bardzo uważnie rozglądając się wokoło, ale nie spostrzegł niczego podejrzanego. W teorii, bo już sam fakt, że pomieszczenie było zupełnie puste, kwalifikowało je do podejrzanych. Żadnej szafki, stolika czy krzesła, nic. Zmarszczył czoło, po czym ściągnął z siebie plecak. Poszperał w nim trochę, dopóki nie znalazł noża. Tak uzbrojony założył plecak z powrotem. – Już sam nie wiem, czy nie lepiej było zatrzymać się na dłużej w poprzednim pokoju – westchnął, kręcąc głową i decydując się nie robić ani jednego kroku w kierunku środka pokoju. – No i nie ma tu żadnego miejsca, gdzie można by poszukać wody. Zostajemy i czekamy na niespodzianki, czy szukamy szczęścia gdzie indziej? – zapytał, robiąc parę kroków w kierunku drzwi. Tak na wszelki wypadek. Pusty pokój niekoniecznie mógł skrywać coś złego, ale lepiej nie kusić Losu. Nawet jeśli i tak miał pokazać całemu Panem swoje wnętrzności, wolałby nie robić tego już pierwszego dnia i to nie tak długo po rozpoczęciu Igrzysk. |
| | |
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 5:47 pm | |
| Miała wrażenie, że bez końca pałętają się po białych pomieszczeniach; to nic, że faktycznie zwiedzili dopiero korytarz i prowizoryczną kuchenkę prezydenta Snowa. Dla Daisy wszystko zlewało się w jedną, niezbyt przyjemną całość i gdyby nie uśmiech przyklejony na stałe do złotej buzi, pewnie po prostu zapadłaby w swoistą katatonię. Marny popis siły, chociaż kamery pewnie wychwytywały jej śliczną twarzyczkę bez żadnej skazy strachu, zdenerwowania i zaskoczenia. Pewnie gdyby w nowym pokoju wypadło na nich stado zmiechów nie mrugnęłaby okiem, dając się pożreć jako ładniutka nadmuchiwana lalka. Ożywająca nieco tylko pod wpływem bliskości Alexandra; kiedy chwycił ją za rękę odwróciła twarz w jego stronę, łapiąc jego spojrzenie i próbując przekazać mu bez słów, że...właściwie nie wiedziała konkretnie co, chciała, żeby ją uszczypnął i żeby wróciła do pełni sił psychicznych, bo w tej chwili nie nadawała się do niczego poza wyglądaniem. Tak widocznie radziła sobie z arenowym stresem; niektórzy działali, inni rozpaczali a Daisy powoli opuszczała się po spirali szaleństwa, szczerząc zęby do kompletnie pustego pomieszczenia. - Jeśli nie widać po drugiej stronie drzwi to lepiej byłoby poszukać szczęścia w innym miejscu. Chyba, że ktoś aspiruje na samobójcę i chce pobiegać, aktywując czujniki ruchu, wywołujące lasery, zmiechy i inne takie wybuchające rzeczy - odezwała się w końcu dość robotycznym tonem, dalej ściskając rękę Alexandra (problem ukrywania się rozwiązał się sam?) i w końcu odpowiadając na jego zaskoczone spojrzenie. - Uwielbiam filmy akcji i...Zawsze, kiedy jest cicho i spokojnie dzieje się coś niedobrego - wytłumaczyła swoją niesamowitą wiedzę Igrzyskową, przypatrując się twarzom sojuszników, jakby wyczekiwała podjęcia demokratycznej decyzji. Sama nie pisała się na zostanie poświęconym koziołkiem ofiarnym. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 5:58 pm | |
| Nie wiedział, kto odpowiada w tym roku za Arenę, ale musiał być na niezłych prochach. Z jego rozlicznych (choć bardzo platonicznych) kontaktów z rządowymi wiedział, że to częsty syndrom. Nie dziwił się tym ludziom wcale, kto na trzeźwo zniósłby kogoś takiego jak wielka Alma Coin, która zapewne właśnie oglądała to śmieszne widowisko. Nie powstrzymywał się od wycelowania palca wskazującego w stronę niewidzialnych kamer z nieprzytomnym uśmiechem, który nie spełzł mu nawet wówczas, kiedy szli prawie na pewną śmierć. Jasne, że wiedział, co się dzieje w takich typu pomieszczeniach. Kapitolińskie kina aż gęste były od repertuaru filmów grozy, kiedy coś wyskakiwało za rogu. Nigdy nie bał się stworów ze ścian i teraz też zamierzał podtrzymać tę chwalebną tradycję, przypominając sobie swój pokaz i zabawę w laserowego szaleńca. Tylko tam była symulacja, a tu prawdziwe życie, w którym miał paczkę przypraw i świecznik. Ciężko było utrzymać mu Daisy przy sobie, ale ścisnął jej chudą dłoń, dodając jej odwagi - a raczej samemu sobie - i zabierając się za rozdziewiczanie plecaka Pandory. Wyjął noże i rozdał im, Emrys zadbał o swój. - Powoli się wycofujemy do drzwi - rozkazał wszystkim, powracając do swojej dziewczyny. - Gdyby coś wyskoczyło... Masz zachować się tak jak wówczas, kiedy na balu ta dziwka miała tę samą kreację. Kop, gryź, NIE DAJ MI SIĘ ZABIĆ - poprosił żałośnie, kierując tę samą prośbę do Pandory i puszczając się biegiem w stronę drzwi. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 6:47 pm | |
| Zaledwie Emrys zdążył dokończyć zdanie, spod ścian do tej pory spokojnego pomieszczenia, zaczęła wypływać woda. Sącząc się powoli przez niewidoczne gołym okiem szczeliny przy podłodze, zalewała posadzkę, zmierzając do miejsca, w którym stali trybuci. To był jednak jedynie początek dosyć nietypowych zjawisk, bo prawdziwa lawina nastąpiła dopiero po słowach Daisy i Alexa.
Najpierw z podłogi i sufitu wystrzeliły czerwone, cienkie wiązki laserów, tworząc dookoła czwórki zawodników coś w rodzaju dużej, lśniącej klatki. W której błyskawicznie pojawił się również i piąty mieszkaniec: zmiechopodobne stworzenie, wyglądające jak skrzyżowanie małpy z pracownicą luksusowego domu publicznego, odziane w skąpą, ale gustowną sukienkę, huśtające się beztrosko na jednym z górnych prętów - zaraz nad głowami trybutów. Zmieszaniec, początkowo zupełnie niezainteresowany tym, co działo się wokół niego, zeskoczył zgrabnie na podłogę i, jakby dopiero wtedy zauważając nieproszonych gości, zamarł, przypatrując się im intensywnie.
Cisza trwała około trzydziestu sekund, w czasie których zmiech po prostu stał (stała?) wyprostowana, po czym w końcu, bez żadnego ostrzeżenia, otworzyła pomalowane krwistoczerwoną szminką, szerokie usta. Krzyk nie był jednak tym, co się z nich wydobyło; a przynajmniej nie taki, który mógł być słyszalny dla normalnego człowieka. Powietrze za to jakby zadrżało, a sekundę później drżała też i podłoga, by w następnym momencie wybuchnąć zaraz pod stopami Daisy, odrzucając dziewczynę na metr do tyłu, gdzie upadła boleśnie na posadzkę, razem z deszczem oderwanych, potrzaskanych płytek podłogowych.
Daisy jest mocno oszołomiona i na razie nie jest w stanie sama się podnieść. Jeden z odłamków uderzył ją w głowę; na lewej skroni pojawiła się rana, która lekko krwawi. Lasery, z których zbudowana jest fantomowa klatka są wystarczająco daleko od siebie, żeby człowiek mógł przejść między nimi, ale póki co nie wiecie, czy jest to bezpieczne. Nikt Wam nie broni ryzykować, ale na razie nie możecie opuścić pomieszczenia - drzwi zostały zablokowane. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 11:44 pm | |
| Nienawidziłam tak nowoczesnych i minimalistycznych pomieszczeń. Czułam się, jakbym była uwieziona w klatce, dokładnie tak, jak w podziemnym Ośrodku Szkoleniowym. Wystrój jadalni i miliony elementów, czy też twarze cierpiących trybutów, dawały mi coś, na czym mogłam się skupić i odwrócić uwagę, od swojej narastającej klaustrofobii. Teraz nawet znajdując się w ogromnej sali, czułam się nieswojo i nadal, jakbym była pozbawiona jakiejkolwiek drogi ucieczki. Zawsze potrzebowałam w swoim życiu chociaż jednego wyjścia ewakuacyjnego. Słowa Daisy skwitowałam jedynie przewróceniem oczami, ale chociaż marnowała powietrze i energię na mówienie oczywistości, to nie mogłam jej o to winić. Iloraz jej inteligencji musiał znajdować się niebezpiecznie blisko granicy pomiędzy małpą a brakującym ogniwem, łączącym ją z człowiekiem. Narastała we mnie jednak irytacja, w której rozładowywaniu nigdy nie byłam dobra. Ta, która żerowała na mnie od lat wyparowała dopiero, kiedy chwilę temu splamiłam się krwią; teraz jednak potrzebowałam tych ludzi chociaż przez chwilę - w moim przypadku mogło to być jednak wyzwanie trudniejsze, niż przeżycie Igrzysk na własną rękę. - Mają do mnie wrócić - warknęłam w stronę Alexa, kiedy wyjął zestaw noży z mojego plecaka, i wyrwałam mój przydział z jego dłoni, bardziej agresywnie, niż bym się po sobie spodziewała. Rozchyliłam usta, chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mi szum napływającej do pomieszczenia wody, zalewającej podłogę. Chwilę potem z ziemi wystrzeliły wiązki laserów, formując klatkę ze szczelinami być może wystarczająco szerokimi, abym mogła się pomiędzy nimi przecisnąć, póki co zostałam jednak zbyt bardzo sparaliżowana, badając wzrokiem zmiecha, który pojawił się przed nami. Z trudem opanowałam wybuch histerycznego śmiechu, na widok goryla, ubranego w sukienkę i wymalowanego prawie tak perfekcyjnie jak ja na paradzie trybutów. Delektowanie się jednak jej (?) komicznym wyglądem zostało mi przerwane, kiedy coś huknęło z mojego boku i Daisy znalazła się za mną, na ziemi, z krwią sączącą się spod krótkich kosmyków. Posłałam jedno nerwowe spojrzenie Alexowi, ale nie mogłam być nawet pewna, czy je zauważył. Zresztą zaraz zapewne i tak znalazł się u jej boku, ciągnąc swoje przedstawienie, grając zakochanego cielaka z maślanymi oczami. Postawiłam mały krok przed siebie, prawie nie zmniejszający w ogóle dystansu pomiędzy mną a zmiechem. - O jejku, uwielbiam twoją sukienkę! - zaćwierkałam, w wyuczonym geście przykładając dłoń do dekoltu. - I ta szminka - ciągnęłam improwizację, starając się odwrócić uwagę od Daisy, a tym samym zaciskając dłoń jeszcze mocniej na nożu, trzymanym za plecami. - To zdecydowanie twój kolor - uśmiechnęłam się, zaciskając nerwowo zęby i jedynie grając na zwłokę, nie wiedząc, czego właściwie oczekuję. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 12:12 am | |
| Wszystko zaczęło dziać się szybko. Za szybko. Powinni się nie zastanawiać, tylko zaraz po zobaczeniu pustego pomieszczenia, nawet nie przechodząc przez próg, zamknąć drzwi i udać się gdzie indziej. Ale w sumie skąd mogli wiedzieć. Żadne z nich nie mogło nawet przypuszczać, że zostaną uwięzieni w klatce z laserów, z sufitu zeskoczy małpodziwka, a pomieszczenie zacznie wypełniać się wodą. W momencie, w którym Daisy wylądowała oszołomiona na ziemi przez wybuch, który spowodował „krzyk” zmiecha, Emrys nie mógł skomentować całej sprawy inaczej, niż tylko: – O kurwa – rzucił w chwilowym osłupieniu, po czym rozejrzał się wokoło. Krótką chwilę zajęło mu zrozumienie, że rzucanie kurwami nie pomoże (choć właściwie jeśli wziąć to dosłownie…) i potrzebują planu działania. I to szybko. Rzucił szybkie spojrzenie na Daisy, jednocześnie ściągając z siebie plecak. Nie może teraz utrudniać mu ruchów. Postawił go przy Daignault i ściskając jednej dłoni nóż, drugą ręką chwycił Alexa za przedramię i podszedł do Pandory, którą z kolei ustawił tyłem do stworzenia, a przodem do niego. Nachylił się, przyciszając głos. Nie mógł być pewny, że to coś nie rozumie ludzkiej mowy. – Liczy się szybkie działanie – uprzedził najpierw, analizując odległość, jaka dzieliła go od zmieszańca. – Alex, biegnij od prawej, ja pobiegnę od lewej. Rzucamy się jednocześnie na zmiecha i natychmiast po tym, zanim zorientuje się, o co chodzi, Pandora, która biegnie prosto na niego, atakuje go nożem. By zabić. Alex, nam bardziej chodzi o unieruchomienie – wszystko mówił prawie szeptem i szybko, by zająć jak najmniej czasu. – TERAZ! – ryknął niespodziewanie i puścił się sprintem, robiąc dość ostry, bo tak dużo miejsca znowu nie mieli, łuk i natychmiast rzucając się na zmieszańca, by w miarę możliwości uczepić się go jak najmocniej. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 12:46 am | |
| Zawalił. Podjął najgłupszą decyzję, jaką mógł kiedykolwiek i mógł winą obarczać samego siebie. To był pierwszy taki moment w jego życiu, kiedy nie oglądał się za nikogo i nie wystawiał palców (tym razem innych niż te środkowe) w kierunku kogoś innego. To on był pieprzonym liderem tego kółeczka wzajemnej adoracji (po minie Pandory wnioskował, że najchętniej wydłubałaby oko Daisy widelcem) i to on powinien spieprzać, kiedy jeszcze mieli tę możliwość. Zamiast tego obserwował apokalipsę i naprawdę przypuszczał, że zaraz zacznie wiać, Alma włączy swoje wspomnienia z golenia pewnych części ciała albo co gorsza... Nie, nie mogli czytać mu w myślach, bo przed nim stała przedstawicielka Violatora, która prężyła przed nim swoje ciało i mógł podziękować sobie tylko, że już nie był niewyżytym nastolatkiem, które miewał mokre sny, bo to byłoby gorsze niż laser. Przynajmniej tak myślał, bo zaraz stało się NAJGORSZE. Dobrze wiedział, że tak się zdarza, że Daisy tylko... uderzyła się i to, że leży nieruchoma nie oznacza niczego złego, ale emocje były za silne. Uczucia zdawały się dryfować na cienkiej powierzchni (ach tak, mieli wodę) i mógł próbować je utopić, ale i tak w pierwszej kolejności chciał pobiec do swojej dziewczyny, ignorując ton Pandory, która kazała mu pilnować noża (czyli oddać po śmierci) i Emrysa, który zaczął przysuwać się do niego. To były sekundy, potrzebował tej pieprzonej pewności, że ona żyje i że jeszcze niejednokrotnie przyniesie jej stokrotki, które znowu ukradnie z ogrodów Snowa, ale zamiast tego musiał walczyć ze zmutowanym zwierzątkiem w wersji hard porno. Coś jeszcze, Almo? Naprawdę miał nadzieję, że kobieta zaspokaja się w inny sposób niż oglądając rzeź małych trybuciątek, ale teraz stracił już nadzieję. Pokiwał szybko głową na komendę Emrysa, mając pewność, że Pandora okaże się na tyle rozumna, by pojąć, co zamierzają zrobić, a lasery będą na tyle przychylne, że nie padną przed pierwszym uderzeniem. A potem to zrobił. Rzucił się na kobietę w celach niemoralnych, ale nie tych wyuzdanych - by powalić ją na podłogę i zedrzeć z niej lateksowy uśmieszek panny lekkich obyczajów, która zapewne będzie chciała ich zabić. Powinna ustawić się w kolejce, bo może i był najgorszym przywódcą w historii, ale uwielbiał się bić i teraz też łapał dziewczę za szyję, unieruchamiając ją od tyłu. Dla Daisy, która miała otwarte oczy. To był jak zastrzyk adrenaliny w jego żyłach podczas tego pojedynku trzech na jednego... Jedną? |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 1:13 am | |
| Wydaje mi się, że w którymś momencie dzisiejszego dnia, moja patologiczna zdolność do okazywania jakichkolwiek uczuć, a co dopiero właściwego dobierania ich do sytuacji, ostatecznie dosięgnęła dna i rozbiła się na kawałki, wrzucając mnie w stan całkowitego odrętwienia. Gdzieś jeszcze głos rozsądku walczył o przeżycie - niemniej dzielnie od trybutów - podpowiadając mi, że to dobry moment, na przełączenie guziczka odpowiadającego za strach i wmieszanie się w tłum normalnych ludzi, których umysły nigdy nie zostają zaprzątane, przez brak zdrowych odruchów i emocji. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zignorowałam jednak dogorywający we mnie rozsądek, zbyt bardzo zajęta przyswajaniem słów Emrysa, aby być jeszcze w stanie siłować z kawałkami mojego wnętrza, które - o dziwo - nadal żyły. Z trudem powstrzymałam się od wygłoszenia jakiegoś zgryźliwego komentarza z całego tuzina, który przebiegły truchcikiem przez moją głowę, kiedy po zarządzeniu szybkiego działania przez chłopaka, dostaliśmy cały instruktaż z podziałem na strony, rozdziały i z przypisami; w czasie wygłaszania którego mogliśmy umrzeć już dwa i pół raza. Moje słowa jednak jedynie przeciągnęłyby i tak długi monolog, więc zacisnęłam jedynie usta w wąską kreskę i skinęłam głową bez słowa, sama zatruwając się swoim jadem. Kiedy tylko Emrys i Alex rzucili się ku zmiechowi, unieruchamiając go (ją?), zaraz sama podbiegłam w jego kierunku i zamachnęłam się, wykrzesując z siebie wszystkie pokłady siły, jakie posiadałam. Wycelowałam nożem w to, co było na moim poziomie - w serce, chcąc już poczuć opór pod palcami i ostrze zatapiające się w jego ciele. Nie miałam żadnej potrzeby kryć tego przed sobą. |
| | |
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 8:44 am | |
| Kiedy jej słowa stały się ciałem (o ile ciałem można było nazwać przebrane zwierzę i laserowa klatkę, napełniającą się wodą), najchętniej zaśmiałaby się perliście i sztucznie, wygłaszając typowe aniemówiłam, ale jednak nie było jej dane pochwalić się znajomością mechaniki tanich filmów klasy B. Znów wszystko działo się zbyt szybko; problem w tym, że przy bankietowym Rogu Obfitości mogła pozwolić sobie na bezczynność, będąc przywiązaną do krzesła: tutaj już musiała się ogarnąć. I to szybko; szybciej niż ta niedorzeczna parodia violatorowej prostytutki, szybciej niż woda, zalewająca jej trzewiczki i...szybciej niż jakieś dziwne fizyczne zagwozdki, sprawiające, że najpierw nieco ogłuchła, potem pofrunęła a następnie boleśnie zderzyła się z podłogą. Uderzenie wyrwało z jej płuc jakiekolwiek powietrze i przez chwilę nie mogła złapać tchu, ale udało się jej w końcu zachłysnąć zbawczym tlenem. I drobinkami...płytek, walających się obok niej. Jedna leżała malowniczo na jej nodze, inna - lekko zakrwawiona - tuż obok głowy. Gdyby zachowała swoje piękne, długie loki, pewnie nawet nie zauważyłaby skaleczenia, ale teraz dokładnie wyczuwała nieprzyjemnie ciepłą ciecz, spływającą jej tuż obok ucha na szyję. Spanikowałaby pewnie, w końcu ze startym sztucznym uśmiechem z nieco bladej (mimo pozłotki, oczywiście) buzi, ale ciągle czuła się nieprzyjemnie otumaniona i ogłuszona, jakby jej ciało w reakcji na szok wyłączyło zbędne obwody zmysłów, nastawiając się na tryb przetrwania. Nieco nieprzytomnie rozejrzała się dookoła, zatrzymując wzrok na dłużej na kotłowaninie ciał swoich sojuszników, powracając potem do położonego niedaleko plecaka Emrysa. Powoli zsunęła płytkę podłogową z nogi, nieporadnie próbując wstać - na razie bezskutecznie. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 11:05 am | |
| W pierwszej chwili zmieszaniec nie zwrócił uwagi na padające w jego kierunku słowa Pandory; dopiero kiedy nad dziewczynką zmaterializowała się idealna niemal replika sukienki oraz szminki, jakie miała na sobie stojąca przed nią karykatura kobiety, a sekundę później obie rzeczy spadły jej na głowę, na chwilę więżąc w zwojach materiału, stworzenie zamknęło usta, odwracając wzrok w stronę zamieszania i przyglądając się mu z zaciekawieniem. I oczekiwaniem? Nie wyglądało na zdenerwowane, ani wrogo nastawione, przynajmniej nie w tamtej chwili. Kiedy Emrys podszedł do dwójki trybutów, udzielając im instrukcji, zmieszaniec zrobił krok do przodu, jakby się przysłuchując, a gdy gdzieś w połowie wypowiedzi chłopaka nad jego głową pojawił się srebrny nóż, który w następnej chwili spadł ze szczękiem na posadzkę, o milimetry mijając policzek Pandory, umalowana postać zaśmiała się chrapliwie. Na krótko; uśmiech zniknął z groteskowych ust stwora niemal tak szybko, jak się pojawił, zamiast tego wykrzywiając się w grymas; szarpnął się, upadł, próbując zrzucić z siebie dwóch zawodników. Koścista dłoń z długimi paznokciami pomalowanymi w tani odcień różu wystrzeliła w powietrze, machając na oślep i w którymś momencie przejeżdżając po szyi Alexa. Jasna skóra chłopaka błysnęła czerwienią, kiedy ostre szpony zostawiły trzy płytkie, ale długie ślady, zaczynające się pod linią szczęki, a kończące nad obojczykiem. Gdy nóż Pandory zatopił się w klatce piersiowej stwora, ten zawył jak zranione zwierzę. Pchany jakimś nagłym zastrzykiem bólu i adrenaliny, poderwał się z posadzki, zrzucając z siebie przytrzymujących go trybutów jak szmaciane lalki, chwytając atakującą go dziewczynkę za nadgarstek, a następnie razem z nią wystrzeliwując w górę, by zacisnąć drugą rękę na jednym z prętów przy suficie, huśtając się razem ze swoją zdobyczą.
Daisy, możesz się podnieść, ale nadal masz zawroty głowy. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 7:03 pm | |
| W obliczu zagrożenia życia niemal natychmiast zapomniał o kamerach, monitorujących każdy jego ruch. Myślał, że na Arenie to może stanowić problem, bo choć co prawda nie stronił od ludzi, to znajdowanie się w centrum uwagi, i to na taką skalę, może wprawić człowieka w zakłopotanie, co nie sprzyjało trzeźwemu myśleniu. Jednak kiedy wybił gong, przestało się liczyć, że jego poczynania śledzi nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi przed telewizorami. Po prostu musiał walczyć o przetrwanie. Tak jak teraz. A walka ze zmiechem, któremu zostały dodane specjalne umiejętności (co to za krzyk?), należała do tych, które z pewnością wymagają większego wysiłku, niż ten który włożył w potyczkę pod Rogiem. Nie wiedzieli, nawet nie mogli przypuszczać, jaką siłą dysponuje ich przeciwnik/przeciwniczka i jakie dodatkowe umiejętności jeszcze posiada. Dlatego też najbardziej liczył na szybkość wykonania całego planu, najważniejszy był element zaskoczenia. Który udało im się uzyskać, nie tak długo później, kiedy unieruchamianie zmieszańca zakończyło sukcesem. Choć nie bez ofiar, Emrys widział, jak Alex zarobił trzy rozcięcia na szyi i w myślach zanotował, że zajmie się odkażaniem tego jak tylko będzie miał odrobinę czasu. Kto wie, gdzie ta małpoprostytutka wkładała swoje łapy. Sądził, że cios Pandory zakończy całą sprawę, więc po wrzasku zmiecha dość oszołomiony wylądował na ziemi. Nie dał sobie dużo czasu na odpoczynek, stworzenie porwało swoją niedoszłą zabójczynię i obecnie razem znajdowały się pod sufitem. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i na razie jedyne, co przychodziło Everhartowi do głowy, to stanie pod Rouse i złapanie jej, jeśli zajdzie potrzeba. – Alex, ty tu jesteś specjalistą od kobiet, jakieś pomysły, jak poradzić sobie z wyjątkowo wściekłą? – zapytał, nie spuszczając oka z Pandory. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 7:34 pm | |
| Kogoś tu najwyraźniej popierdoliło. Naprawdę nie mógł zrozumieć, czemu nie dostali czegoś w rodzaju tradycyjnej Areny z puszczą (widział ją tylko na filmach, ale co tam), pustynią albo inną klęską żywiołową. To przynajmniej mogłoby być lepsze od laserowej klatki, w której zostali zamknięci z pokraczną wersją Almy Coin z młodości, która najwyraźniej została czymś urażona. Typowa kobieta (małpa?), kompletnie nie rozumiał jej zachowania, kiedy zamiast poddać się ich działaniom - naprawdę modlił się ostatnio o takie rozwiązania - zaczęła szamotać się jak urażony zwierzak, raniąc go pazurami. Pomalowanymi na różowo. Kompletnie nie rozumiał, czy on też od pewnego czasu zawraca w drodze ku bycia intelektualistą czy może już całkiem szaleje, ale pierwszym faktem, który przykuł jego uwagę, był ten, że laska ma odrapany lakier. Pewnie nie obchodzili się z nią dobrze za życia. Potem poczuł już tylko wilgoć na szyi i obserwował kolejne rany, które przyszło zadać temu rozszalałemu zwierzęciu. Miał nadzieję, że te stygmaty opłacą się na tyle, że wylądują cało i bezpiecznie... w klatce, ale zanim zaczął wieszczyć zwycięstwo (i zerkać w stronę Daisy), to był już świadkiem akrobacji w wykonaniu Pandory. Miał nadzieję, że nie będzie wrzeszczeć, w innym wypadku już mogłaby pożegnać się ze życiem, a oni z sojuszniczką. Taki scenariusz nie wchodził jednak w grę, ale... - Co kurwa? Że ja mam TO...? - zakaszlał, spoglądając znacząco na swoją dziewczynę, ale chyba nie chciał znaleźć się na tych cudownych prętach. Nie wiedział nawet, czy ma lęk wysokości i alergię na sierść, znając jego poziom pecha, to było to całkiem możliwe, więc powrócił spojrzeniem do jakże inteligentnego przyjaciela, sięgając po jego plecak. - Weź ręcznik, uważaj, żeby się nie sfajczyć i łap ją - pouczył go cicho (miał wrażenie, że ona ich rozumie). Sam zabrał z plecaka widelczyk do deseru - wysadzane rubinami srebro mieniło się na tle laserowych wiązek promieni. Romantyzm w wersji Igrzysk, odgarnął swoje krótkie włosy, buzię miał czystą, oczy błękitne i w ręku trzymał ten niezbędny dla każdej kobiety... breloczek. Wystarczyło tylko zerknąć na Pandorę, by wiedzieć, że nie może się bez niego obejść. Pewnie Daisy zrobiłaby to lepiej, ale musiał sobie radzić sam, nie dopuszczając ją do tej pieprzonej klatki, w której odbywał się taniec godowy Alexandra z błyskotką w ręku. - Hej, mała, chcesz może sobie to...zabrać? - zapytał, mając nadzieję, że nie zostanie z nim na zawsze i że Coin nie zaplanuje ich ślubu na antenie. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 1:49 am | |
| Zabawne, że jednym z najlepszych wspomnień z dzieciństwa były momenty spędzane na metalowej huśtawce przy domu komunalnym. Zabawne, bo teraz nie pamiętałam już, co tak bardzo podobało mi się w tym prostym uczuciu nieważkości; ponieważ kiedy tym razem straciłam grunt spod nóg, chciałam go jedynie jak najszybciej odzyskać. Nie wiem, czy więcej wzbierało się we mnie paniki, czy może złości - ale cokolwiek to było, byłabym w stanie wydłubać tej małpie oczy widelcem, byleby puściła moje bolące od ucisku ramię; nawet jeżeli wiązało się to z jeszcze boleśniejszym upadkiem. Nigdy nie twierdziłam, że jestem dobra w racjonalnym myśleniu. Jednak w tej w niewygodnej pozycji, w której zawisłam, najbardziej przeszkadzała mi bezsilność - w dużej mierze mogłam teraz polegać jedynie na swoich sojusznikach i wiedziałam, że gdybym to ja była na ich miejscu, to z pewnością zostawiłabym siebie na pastwę losu. Czy zmiecha, w tym wypadku. Nóż, który nadal trzymałam w ręce, teraz upstrzony krwią stwora na niewiele mógł mi się zdać, bo chociaż nerwowo wymachiwałam nim w kierunku przeciwniczki, to z trudem mogłam jej dosięgnąć, aby zostawić na jej ciele chociaż śladowe zadrapanie. Utknęłam. |
| | |
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 9:38 am | |
| Dalej kręciło jej się w głowie, nie na tyle jednak, by mogła zignorować to, co działo się tuż przed jej oczami. Alexander i Emrys kotłowali się z jakimś...violatorskim stworem, który w końcu porwał Pandorę do góry jak ulubioną zabawkę. Daisy przyglądała się temu dość marnemu wizualnie przedstawieniu ciągle siedząc w kałuży wody, próbując ustalić co powinna teraz zrobić i dlaczego obite pośladki bolą tak bardzo. Najpierw zajęła się tym ważniejszym problemem, niezgrabnie wstając i rozmasowując kość ogonową. Posiniaczoną i przemokniętą, lepiej być nie mogło; westchnęła cicho i rozdzierająco, jak przystało na piękną książkową heroinę, w końcu prostując się, poprawiając plecak i biorąc do ręki ten Emrysa. Na wszelki wypadek, wolała nie spuszczać z oka tych skórzanych cudeniek, chociaż nie podejrzewała, by w środku znajdowały się jakieś wielkie skarby. W końcu jej największy skarb właśnie skończył tłuczenie się z małpiopodobną prostytutką i widocznie..krwawił? Daisy była jeszcze mocno oszołomiona i podeszła dość chwiejnie do Emrysa, wpatrując się w plecy Alexandra, próbującego...poderwać małpiatkę? Sapnęła ciężko z niemocy, irytacji i piekącego bólu lewej skroni, do której podniosła palce, obserwując później krew ściekającą jej po dłoni. Wzdrygnęła się, ale to nie był czas na rozpaczanie; Alex znajdywał się bliżej stwora i najchętniej szarpnęłaby go do tyłu, ale...Pandora. No tak; powinna ją zostawić i zniknąć razem z dwoma wybawicielami za klatką z laserów, ale - o dziwo! - nawet przez sekundę taka myśl (w ogóle: myśl jakakolwiek?) nie przeszła jej przez głowę. Pewnie też skomentowałaby jakoś kolor szminki małpiatki (cudowny, blood orange albo inny pudrowy róż), ale w gardle jej zaschło, głowa dalej pulsowała tępym bólem i mogła tylko obserwować - na szczęście bez zazdrości - próby pertraktowania z terrorystką.
drogi MG, czy woda przybiera? i jak dokładnie wygląda laserowa klatka? śliczna małpiatka huśta się na metalowych prętach czy prętach owej klatki? ; > |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 11:12 am | |
| Zapewne rubinowy widelczyk zrobiłby na zmieszańcu większe wrażenie, gdyby nie rączka noża wciąż wystająca z coraz mocniej krwawiącej rany na klatce piersiowej. Która wyraźnie osłabiała stwora; z sekundy na sekundę uścisk szponowatej dłoni na lśniącym czerwono pręcie klatki (czyżby była zrobiona z czegoś więcej, niż wiązek światła?) rozluźniał się, grożąc upadkiem zarówno samej zainteresowanej, jak i Pandory. Słowa Alexa nie przeszły jednak całkowicie bez echa; zmiechowata kobieta owszem, odwróciła wzrok w stronę chłopaka, przypatrując się przez chwilę to jemu, to lśniącemu świecidełku, ale zamiast potulnie zejść na posadzkę, ryknęła przerażająco, zamachnęła się po raz ostatni i cisnęła trzymaną dziewczyną wprost w bawiącego się w zaloty trybuta. Nagle i bez ostrzeżenia, tak, że nie miał szans zareagować; Pandora wpadła więc w niego z całym impetem, po czym oboje z mocnym łupnięciem wylądowali na podłodze, rozpryskując dookoła wodę, która teraz pokrywała posadzkę centymetrową warstwą. Tym razem żadne z nich na szczęście nie uderzyło się w głowę i zapewne skończyłoby się jedynie na obitych żebrach i kilku siniakach, gdyby nie trzymany przez Alexa widelczyk, który w momencie upadku wbił się w wewnętrzną stronę lewej dłoni dziewczyny i wciąż tkwił w niej, kiedy oboje leżeli na podłodze.
Zmieszaniec tymczasem warknął złowieszczo po raz ostatni, po czym skoczył w stronę jednej ze ścianek klatki, a kiedy dotarł do tworzących ją prętów, zniknął; razem zresztą z całą klatką, która rozsypała się w szkarłatne iskry, niknące szybko, zanim zdążyły opaść na podłogę. Jedyną pozostałością po niedawnych wydarzeniach stała się woda, wciąż pokrywająca posadzkę cienką warstwą, ale nie podnosząca się więcej; zabarwiona gdzieniegdzie czerwienią z ran zmieszańca, Alexa i Pandory.
Daisy, zawroty głowy póki co ustają. Oboje z Emrysem nie macie żadnych większych obrażeń, oprócz kilku siniaków i plam z krzepnącej krwi. Alex, jesteś poobijany, a rany na szyi nadal krwawią, chociaż z każdą chwilą słabiej. Pandora, ciało Alexa zamortyzowało nieco upadek, ale w lewej dłoni tkwi Ci widelczyk, a rana dosyć mocno krwawi.
Na Arenie zapada wieczór, pierwszy dzień Igrzysk powoli dobiega końca. Na chwilę obecną macie spokój, pamiętajcie o konieczności spania, jedzenia i uzupełniania płynów - skutki odwodnienia czy braku snu mogą okazać się dosyć przykre.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 6:18 pm | |
| Żywił wielką nadzieję, że obecne chwile grozy to już ostatni pokaz siły i piękna dama umrze. Nie wiedział, jak głęboko Pandorze udało się dźgnąć zmiecha, ale jako że udało jej się trafić akurat w klatkę piersiową, liczył, że niedługo przyniesie to efekty. Mały problem stanowiła tylko Rouse, której nogi dyndały stanowczo zbyt wysoko nad ziemią. Nie mogli rzucać nożami w zmieszańca, kiedy był on w posiadaniu członka ich sojuszu. Choć co prawda Emrysowi przemknęło przez głowę, że gdyby jednak zdecydował się zaatakować stwora nożami i gdyby przez przypadek ostrze śmiertelnie zraniło Pandrę, to najprawdopodobniej nie za bardzo by się tym przejął, a nawet całkiem ucieszył, bo to kolejny trybut mniej, ale… cóż, poczuł sojuszową solidarność, zresztą trzeci ogarnięty członek ich grupki był dość istotną sprawą (mimo wszystko, wspólny atak na zmiecha można uznać za sukces, stworzenie silnie krwawiło z rany na klatce piersiowej). Choć wcale nie przeczy, że Daisy może mieć jakieś ukryte zdolności, może tylko potrzebuje czasu, żeby się… rozkręcić. – Co, mam latać pod nią z ręcznikiem? – zapytał, marszcząc czoło z niezrozumieniem, ale wziął ręcznik, jak mu Alex przykazał. Przez krótką chwilę rzucał spojrzenie na zmianę to na Alexa (zastanawiając się, co takiego przyszło mu do głowy), to na Pandorę, będąc gotowym w każdej chwili rzucić się na przód, by ją złapać. Nie powinien mieć większego problemu ze złapaniem spadającej dziewczyny, która była niewysoką czternastolatką, tak sądził. Obecność Daisy obok siebie zauważył dopiero wtedy, kiedy z lekkim niedowierzaniem przysłuchiwał się tekstowi na podryw Alexa. No to wymyślił. – Daisy? Wszystko w porządku? – zapytał, rzucając jej bardzo krótkie spojrzenie, gdyż nie chciał tracić wzroku z Pandory. Która już chwilę później z impetem wpadła na Alexandra, a zmieszaniec niedługo po tym skoczył na klatkę i razem z nią rozpłynął się w powietrzu. To koniec? Emrys jeszcze przez chwilę stał w bezruchu, jakby nie będąc pewnym, czy coś za chwilę znowu ich nie zaatakuje. Rozejrzał się czujnie i dopiero wtedy podszedł do dalej leżącej na podłodze dwójki. – Żadnych połamanych kości? – zapytał na wstępie, ciągle jeszcze nie dostrzegając widelczyka w dłoni Pandory. – I Alex… - zaczął bardzo poważnym tonem, wpatrując się uważnie w przyjaciela. – Bardzo mi przykro, że odrzuciła twoje zaloty – stwierdził, wybuchając śmiechem. Szczerym, nieskrępowanym, zupełnie nie na miejscu i wyraźnie był to ślad Emrysa-sprzed-Igrzysk, niemartwiącego się śmiercią. – I co byś zrobił, gdyby przyjęła twój dar? Buzi, buzi? – zacmokał, dalej trzęsąc się od śmiechu. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 7:26 pm | |
| Był czas, kiedy niesamowicie irytowało go to, że Emrys jest zawsze taki skrupulatny i dokładny. Nie pasowali do siebie wcale, na pierwszy rzut oka byli skrajnymi przeciwieństwami, a jednak w toku rozwijającej się przyjaźni okazało się, że przeciwieństwa się przyciągają i co ważniejsze, mogą być cenne dla sojuszu, który zaczynał rozwijać się pod względem współpracy. Nic dziwnego też, że zaczął robić dokładnie to, co mu kazał, próbując zainteresować zmiecha swoją osobą i widelczykiem, który obracał w swojej dłoni. Nie miał dużo doświadczenia w podrywaniu kobiet, właściwie... Był kompletnym ignorantem w tej dziedzinie i Daisy była mu świadkiem (poczuł jej perfumy za swoimi plecami); ale starał się i ktoś powinien to docenić. Na przykład, Alma Coin, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru pokazanie mu, że z żeńskimi osobnikami się nie zadziera, bo wprawdzie zmiech zniknął gdzieś w przestrzeni, ale Alexander lądował na podłodze z kolejną przedstawicielką niezrozumiałej krainy kobiet i widelcem. Kiedyś go te laski do grobu wpędzą, miał wrażenie, że do tego faktu jest coraz bliżej, ale i tak mógł tylko cieszyć się, że rzucił chwilowo świecznik. pewnie inni trybuci toczyli już pojedynki prawdziwymi mieczami, a oni próbowali ratować się zastawą stołową. Dalej krwawił, ale miał wrażenie, że nawet rubinowa ciecz (tak podobna do wzoru na widelczyku) stężała mu na widok dłoni Pandory. - To kurewsko zaboli - orzekł, zabierając z plecaka Emrysa wodę utlenioną, ktoś miał tu bandaże.... i doktor Amitiel wracał na ekrany milionów Kapitolińczyków, kiedy sięgał po ostry przedmiot, który utkwił w dłoni kobiety, która mdlała na jego widok (i leciała mu do ramion). Zerknął kątem oka na Daisy, mając nadzieję, że szybko zrozumiała, o co chodzi w tym jego ratowaniu innej niewiasty, po czym szarpnął za widelczyk, nie czekając, aż Pandora połapie się w tym, co robi. A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu. Nowa mantra Alexandra, który dopiero po kilku sekundach zajarzył, czemu jego przyjaciel zaczyna dusić się ze śmiechu. - Morda w kubeł, ona była mi pisana - odrzekł, nie mogąc powstrzymać śmiechu, kiedy wreszcie szedł do kobiety swojego krótkiego życia. - Jak się czujesz? - zapytał, próbując odgarnąć jej włosy (ciągle zapominał, że są takie krótkie) i pocałował ją w świeżo nabitego siniaka na głowie. - Załogo, gdzie biwakujemy? Czy nasze piwa są jeszcze całe? - upewnił się żartobliwie, marząc o wyjściu z tego pokoju i o...krótkotrwałej amnezji. Nikt nie chciał pamiętać, że obiektem adoracji stała się małpa. Aż tak nisko nie upadł. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 8:06 pm | |
| Powietrze przeszył armatni wystrzał. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 10:57 pm | |
| Wiem tylko tyle, że na chwilę poczułam ogromną siłę grawitacji, ciągnącą mnie do dołu. Dłoń zmiecha, która do tej pory była uczepiona na mojej ręce, puściła ją i zamachnęła się, odrzucając moje ciało z taką łatwością, jakbym była jedynie nic nie ważącą, szmacianą lalką. Obraz zmył się w jedno i żadna myśl nie zdążyła nawet wypłynąć na powierzchnię mojego umysłu. Więc to wszystko kłamstwa - opowieści ludzi, którzy w obliczu śmierci zobaczyli na szybko zmontowany film o swoim życiu. Zawsze miałam nadzieję, że kiedy w końcu jakieś ofiary znajdą się na moim koncie, to będę mogła być dumna ze spektaklu, na który załatwiłam im bilety. Do najgorszego jednak - jeszcze - nie doszło, chociaż wydawało mi się tak przez chwilę, bo kiedy upadłam, na krótką chwilę wszystko zalała ciemność. Albo najzwyczajniej w świecie po prostu przymknęłam powieki. Coś - lub ktoś - zamortyzowało upadek, ale nie zmusiłam się do wyrzucenia z siebie burkliwego podziękowania, bo dokładnie w tym momencie moją dłoń przeszyła fala bólu, a ja zawyłam nie potrafiąc przejąć kontroli nad tym głupim odruchem. Stoczyłam się z ciała Alexa i z pluskiem wody wylądowałam na posadzce, zostawiając na falującej tafli krwawy ślad. Dopiero teraz spojrzałam na rękę, orientując się, że widelczyk Amitiela utknął w mojej dłoni. Gdybym nie była zajęta zaciskaniem z całej siły zębów, mogłabym roześmiać się histerycznie, obserwując przewrót losu po tym, jak przed chwilą sama pozbawiłam kogoś życia takim samym elementem zastawy. Karma. - Nie pieprz, tylko wyjmij to - wycedziłam w odpowiedzi na słowa chłopaka, który jednak skutecznie odwrócił moją uwagę i kiedy tylko skończyłam mówić, pozbył się broni. Krzyknęłam - może głośniej, niż powinnam - ciskając wiązanką, która pewnie przyprawiłaby moją adopcyjną matkę o zawał serca; i jedynie syknęłam, kiedy przemywał ranę wodą utlenioną, a potem podrzucił mi bandaż. - Dziękuję - rzuciłam na jednym wdechu i prawie niesłyszalne, bo nawet jeżeli w moich słowach na próżno można było szukać wdzięczności, to i tak był to cudowny gest z mojej strony. Podniosłam się, stając na nadal lekko roztrzęsionych nogach i usilnie wbijając wzrok w ranną dłoń oplątałam ją bandażem. - Na korytarzu jest sucho i cieplej, niż w jadalni - powiedziałam, splatając ręce na piersiach, chcąc ukryć ranną rękę, której chyba się wstydziłam. - Nigdy nie byłam na biwaku - uśmiechnęłam się z entuzjazmem, który chyba nie pasował tej chwili, a pomnożył się jeszcze, kiedy przez cienkie ściany przedarł się dźwięk wystrzału armaty. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Sro Paź 01, 2014 12:45 am | |
| Równo o północy dają się słyszeć dźwięki hymnu Panem, a na hologramie pod sufitem wykwita herb Kapitolu. Następnie wyświetlane są zdjęcia poległych dzisiaj trybutów, w kolejności: Margaritka Butterfield, Even Irving, Trinette Rosehearty, Mortimer Rees, Yves Redditch, Amadeus Ginsberg, Molly Petrel, Adah Haggard, Selvyn McIntare. Kiedy znika twarz Selvyna, projekcja gaśnie, a dźwięki muzyki cichną. |
| | |
| Temat: Re: 4 Sro Paź 01, 2014 11:59 am | |
| Uporczywe wpatrywanie się w wiszącą Pandorę widocznie pomogło, bo zanim Daisy zdążyła zaproponować rzucanie w małpę jedzeniem (albo śmiertelnie obrazić się na Alexandra, podrywającego jakąś włochatą kurtyzanę) blondynka znalazła się na ziemi. I na jej chłopaku, co Di przyjęła z cichym sykiem. Dość upokarzającym; wokół działy się prawdziwe dramaty a Daignault przeżywała wewnętrzne rozdarcie, otumaniona siniakiem i próbą zahamowania galopujących emocji. Widok krwi na dłoni Pandy odblokował emocjonalny kranik w umyśle i Daisy miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie chciała tej czerwonej mazi na sobie, nie chciała tej brzydkiej sukienki, strachu, Alexa z rozwaloną szyją i wody po kostki. Wody. No właśnie; poruszyła nogą odzianą w skórzany trzewiczek i rozchlapała wokół siebie krople, czując suchość w gardle. Zerknęła jeszcze na Amitiela, bawiącego się w pielęgniarza od siedmiu małpich boleści i postanowiła, że zachowa klasę nawet w takiej sytuacji. I że nie będzie wisiała mu na ramieniu jak smutna dziewczynka. Dojrzała, i co prawda łzy przerażenia zaczynały cieknąć jej po twarzy, ale starła je szybko wierzchem dłoni, oddając Emrysowi plecak i kiwając głową w stronę Alexandra . - Opatrzysz go później? - bardziej poprosiła niż rozkazała, co zdarzyło się chyba pierwszy raz w życiu księżniczki Di, po czym odwróciła się i z własnego plecaka wyciągnęła pustą butelkę wody. Sporą, powinno wystarczyć dla każdego; schyliła się i zaczęła napełniać butelkę wodą, w której stali po kostki. Wyprostowała się dopiero w chwili, w której Alexander pocałował ją w rozcięty łuk brwiowy. Uśmiechnęła się tylko do niego dość niemrawo, udając dobrą minę do bardzo złej gry. W jakiej jej kryzysowy narzeczony (niemalże) przypominał ofiarę małpiego wampira. - Korytarz brzmi rozsądnie. Ustawimy warty przy drzwiach i odpoczniemy. Mamy jedzenie, mam wodę, nie wiem, czy nadaje się do picia, ale chyba mamy uzdatniające...te śmieszne kuleczki - powiedziała tonem politycznej liderki, odchrząkując co chwilę, żeby pozbyć się płaczliwej guli zalegającej w gardle, po czym skierowała się w kierunku wyjścia na korytarz, ciągle trzymając dłoń Alexandra. drużyna widelca zt |
| | |
| Temat: Re: 4 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|