|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Gerard - Chaz Pon Kwi 21, 2014 6:24 pm | |
| Gerard Ginsberg był... rozbawiony. Nie w tradycyjny, rutynowy sposób, kiedy uśmiechał się szeroko do więźniów wyżętych z wszystkiego na pryczy albo pozdrawiał ofiary jak antyczny Cesarz, skazując je na śmierć jednym kciukiem. Ta radość była chyba bardziej ludzka, endorfiny wesoło krążyły się w jego żyłach i czuł się jak pijany, choć w ustach zaschło mu już dawno. Maisie pozostała mu uroczo obojętna, nie zamierzał skupiać się na swojej jedynej wyrodnej córce, pozostawiając ją jak zużyty i niewygodny już mebel i nawiązując na nowo kapitolińskie znajomości z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Nie pamiętał bowiem czyją córkę miał zeszłej nocy albo który triumfator Igrzysk wyrywał mu się z rąk (chyba tylko dla większej frajdy), stał się żałośnie rozkoszny w swojej rozpuście, którą usiłował zapełnić naturalną tęsknotę za najmłodszą z rodu Ginsbergów. Zaprawioną w bojach pracowniczych - praca, wolność i przyjaciele to było wszystko, co jej oferował - i dziwnie nieobecną jakby wydziedziczenie mogło sprawić, że stała się niewidzialna. Przynajmniej teoretycznie, bo tu w bibliotece, gdzie przyszło odbierać mu pocztę, słyszał jej lekkie kroki i powstrzymywał się przed szybkimi odwiedzinami. Musiał radzić sobie z nowymi realiami, a te wieszczyły masę problemów, łącznie z blogerem (blogerką?), która zaczęła go bacznie obserwować. Niepotrzebnie, nie robił niczego w ukryciu, ręce miał upaprane do łokci krwią swoich ofiar i partnerów, a na liście numerów w jego telefonie (gubionym za często) nadal znajdował się TEN NUMER, wpisany pijaną ręką naczelnego najbardziej kłamliwego i opiniotwórczego dziennika. Na okładce którego miał wkrótce pojawić się sam Gerard Ginsberg. Pewnie z okazji jego zaręczyn (oficjalne jeszcze nie zostały podane do wiadomości publicznych, ale Chaz na wszystko miał swoje sposoby), które miały wywoływać skandal i poruszenie wśród opinii publicznej. Ktoś chyba wieszczył niezły zysk i śmieszne, że tym kimś był jego niedoszły partner, z którym nie miał okazji wspominać jeszcze Kapitolu sprzed ery gruzów i Almy. Pewnie dlatego zadzwonił, rozsiadając się na skórzanym fotelu i ciągle naiwnie licząc, że wpadnie Maisie i rozładuje napięcie, które pulsowało mu w żyłach, przyprawiając go o migrenę. - Lowell - odezwał się, kiedy usłyszał dźwięk telefonu. Nie zamierzał czekać na jego halo, na całe szczęście tylko oni byli na tej linii. Kochał możliwość rozmów bez podsłuchu, to było niemal intymne i sakralne. - A może szanowny pan? - zakpił lekko z jego formułek grzecznościowych. - Ile płacisz za wywiad i dlaczego tak mało? - przeszedł do interesów, mając na koniuszku języka (wymowne) to, że bardzo się stęsknił i że współczuje mu straty i cieszy się z jego awansu. I że mogą to oblać na jego warunkach, bo innych nie przyjmował. Charles jak nikt inny nadawał się na sympatyczną pluskwę Almy. - Tylko konkrety. Nie zamierzam słuchać zawodzenia po drugiej stronie słuchawki - dodał złośliwie i odrobinę (!) zazdrośnie, uśmiechając się lekko. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Gerard - Chaz Pon Kwi 21, 2014 8:18 pm | |
| Sytuacja po dość której nocy nie była wybitna, aczkolwiek dość stabilna. Gazeta nadal istniała, a reakcja stała przy tej samej ulicy, pracownicy przychodzili ze stałym oraz znajomym dla siebie poślizgiem czasowym, artykuły lądowały na biurku, między nimi rodziły się gorące tematy i publiczne skandale. Nadszedł wieczór, w gabinecie zastępy... już redaktora naczelnego, od kąta do kąta odbijał się głuchy dźwięk pukania klawiszy. Charles uwielbiał wychodzić z pracy jako ostatni. Gdyby wypełniał kwestionariusz albo jakiś wyjątkowo inteligentny psychotest wpisałby to sobie w rubryczce pasje. Wszystko przerwał dzwonek telefonu i znajomy dźwięk wibracji rozchodzący się po biurku. Odgrzebanie aparatu spod sterty papierów zajęło kilka sekund. Wizerunek uśmiechniętego mężczyzny sprzed ponad roku na wyświetlaczu a także jego imię, tylko na początku zadziwiło Lowella. Odebrał. - Sadzę, że wystarczy pan, panie Ginsberg - opowiedział mu chłodno. Nogą przekręcił fotel w stronę okna, odnosił wrażenie, ze będzie to wyjątkowo długa i fascynująca rozmowa. Przez cały czas nie zapomniał o tym, że siedział, nigdzie indziej, jak w swoim miejscu zatrudnienia. W dodatku, hipotetycznie, załatwiał sprawę służbową… na połączeniu bez podsłuchu. (Czyżby ktoś chciał powspominać?) Chaz łatwo się o tym domyślił, w innym wypadku o interesach rozmawialiby jedynie w cztery oczy. Jego usta mimowolnie wykrzywiły się w uśmiechu. - Ger, nie bądź śmieszy. Zapłacę ci opinią sporej części Kapitolu. Mogę sprawić, że cię znienawidzą, ale również wręcz odwrotnie. Jeśli będę chciał, bez problemu podbijesz ludzkie serca. Kobiety będą do ciebie wzdychać i rozmyślać tylko o spotkaniu z tobą; mężczyźni będą modlić się tylko o to, aby ich kochanki nie porzuciły wszystkiego dla ciebie, chociaż po cichu będą marzyć, żeby uścisnąć ci dłoń. Może nawet twoja teściowa się wzruszy - zamilknął na chwilę. - Ale przede wszystkim oferuję ci swoje, nieocenienie w dolarach towarzystwo. Chyba całkiem miło było usłyszeć go po takim czasie… albo wcale nie.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Gerard - Chaz Pon Kwi 21, 2014 9:34 pm | |
| - Widzę, że masz zaskakujące upodobania do bycia zdominowanym - zauważył od razu, słysząc jego odpowiedź, niemal automatem - te potyczki słowne były już rytuałem w tym duecie, a Charles powinien pamiętać, że Ginsberg ma bardzo wyćwiczony język (pod czaszką zarysowały mu się ich żałośnie niewinne makeouty) - przerywając mu w pół słowa. Czasami czuł się jak przedszkolak, który kopie swojego towarzysza w kostki, choć jego myśli powinny zostać cenzurowane, zwłaszcza po uświadomieniu sobie, że Lowell znajduje się w pracy i ma na sobie garnitur, a przynajmniej koszulę z krawatem, który chętnie ukręciłby wokół jego szyi, pokazując mu bardzo dobitnie jak można się bawić polityką Panem, siedząc na własnym, dębowym biurku. Wielka szkoda, że toczyli tę rozmowę niemal zupełnie oralnie i nie mógł dostrzec jego reakcji na słowa, które Ginsberg wypluwał z siebie z wielką radością. Uwielbiał bawić się w ważne dyskusje na samym szczycie piramidy władzy, to było równie oczyszczające, co relaks w burdelu, więc odprężył się zupełnie, stukając palcami w blat tę samą melodię, która towarzyszyła mu przy przypalaniu Vivian. - Chaz - łatwo przeszedł na formę poufałą, właściwie od początku czuł się bardziej pewnie w klimacie lekkiego umysłowego orgazmu, a nie rozmowy o pieniądzach (te go wcale nie podniecały) - oni już mnie nienawidzą. Takie jest moje zadanie. Nie muszę się nikomu podobać, a co do kobiet... Mam bardziej wyszukane preferencje niż Rebeliantki - zauważył bardzo wnikliwie, spoglądając w stronę drzwi. Nikomu nie powiedział o tym, że odzyskał swoją ukochaną (tak bardzo) córkę i czeka aż usiądzie mu na kolanach, co wcale dobrze nie współgrało z Almą Coin, śledzącą każdy jego krok. - Skąd wiesz o zaręczynach? - zapytał nagle, pozostawało to jeszcze tajemnicą niemal państwową i mógł przysiąc, że Melanie nie promieniuje szczęściem po tym fakcie. Jego narzeczona uśmiechała się (podobnie jak on) na widok ofiar, zabawek i dawnych prawie-kompanów zabaw wszelakich, z którymi rzadko prowadził tak bardzo nakręcające rozmowy telefoniczne. - Wywiad z wampirem? - zapytał dla pewności, wyobrażając sobie to w tonacji noir, całkiem niezła wizja dla podstarzałego pederasty, bawiącego się ołówkiem w wielkiej bibliotece, w której co wytrawni wzrokowo badacze mogli odkryć rękopis markiza de Sade |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Gerard - Chaz Pon Kwi 21, 2014 11:09 pm | |
| Gdyby Charles Lowell nie był Charlesem Lowellem mógłby odpuścić sobie zgryźliwą uwagę rozmówcy lub przekierować jego uwagę na coś zupełnie innego. Chociażby na niebo czy kwiatki, czy poezję, czy to co właśnie robił, czy na milion różnych, bezpieczniejszych tematów. Gdyby nagle stał się kimś innym, zapewne tak by się zachował. Właśnie - gdyby. Wszystkich, a przynajmniej ich dwójkę, większym ukierunkowaniem na Gerarda, powinien zasmucić fakt, że wcale się nie zmienił i instynktownie postanowił mu odpowiedzieć. Nawet jeżeli rozmowa mogła skończyć się… zupełne odwrotnie od jego wyobrażeń po wysłaniu wiadomości. Ale tak naprawdę nie miał pewności, że takie słowne potyczki go nie kręciły tak samo jak za czasów, gdy się spotykali. - Niesamowite, prawda? Choć i tak bardziej niesamowity i zarazem zabawny jest fakt, że niektórzy nie potrafią tego wykorzystać - głupio uśmiechał się do siebie, nie mając dokładnie pewności, co go tak bardzo cieszyło. Być może działo się to z powodu gry słów, być może z powodu wspomnień. Mózg właśnie podesłał mu obraz bardzo rozbawionego Gerarda Ginsberga z kieliszkiem w dłoni. Muzyka dookoła brzmiała niesamowicie głośno, światła migały, ludzie tańczyli, a oni razem pili i rozmawiali o czymś, co znaczyło się tylko dla ludzi o w ich stanie trzeźwości. Ciekawe, bo nigdy nie sądził, że wspomnienia, o kimś, to ulotnił się bez żadnego słowa mogły być tak przyjemne. Skłaniając uwagę jeszcze ku jego przeżyciom przez ostatni rok, dziwił się. - Zapomniałem, że chyba bardziej gustujesz w mężczyznach. Wybacz mój błąd. To chyba przez brak odświeżania pamięci twoją osobą - zajął wygodniejszą pozycję, kładąc lewą rękę na podłokietniku. - A Rebelianci chyba nie byli zainteresowani twoim ciałem - uderzył kilkukrotnie palcami w skórzaną powierzchnię - o ile nie widniałoby gdzieś na bramach KOLCa jako przykład wroga zmian. Odchylił głowę do tyłu, po czym zakręcił się delikatnie w fotelu. Biały sufit wydawał się być mu naprawdę intrygujący. Jaki z tego wniosek? Albo źle się czuł, zwariował, albo po prostu za dobrze się bawił. - Dziękuję za oficjalne potwierdzenie informacji - pogratulował sobie w myślach kilkoma innymi słowami. - Wiesz, na głupie pytania są głupie odpowiedzi, jednak w tym przypadku nie mogę dać sobie rady. Raczej powinieneś mi opowiedzieć o ślubie. I od razu odpowiem, tak, zostanę świadkiem, jeśli ładnie poprosisz. Przekonał się po raz kolejny, że zajmowanie się dziennikarstwem to naprawdę dobre zajęcie. Zdając sobie sprawę jeszcze z tego, że na początku miał tylko weryfikować informacje, poddawać cenzurze, musiał wiedzieć więcej niż potencjalny redaktor. Jeszcze czasem słuchanie plotek popłacało, gdy wiedziało się, co mogło wydarzyć się naprawdę. Jak głosiło stare przysłowie - w każdej ploteczek znajdowało się ziarno prawdy. Przez kolejne pytanie wydał z siebie dźwięk przypominający coś pomiędzy kaszlnięciem a zduszonym śmiechem. - Cóż, Gerard… od zawsze wiedziałem, że lubisz ciągnąć. - No panie, Lowell, ciekawe cóż takiego był pan tak święcie przekonany. - Chociaż zawsze stawiałem bardziej na - chwila budowania napięcia - informacje niżeli krew. Jak widać, ludzie mają różne perwersje. O, dobra dygresja na koniec -wszystkich tych, których nie kręciły pieniądze, kręciła na pewno Ją posiadali oboje.[/b][/b] |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Gerard - Chaz Wto Kwi 22, 2014 11:00 am | |
| Charles znał go na tyle, żeby wiedzieć, że nie prowadzi czczych rozmów o wszystkim i o niczym, ale i tak czuł się całkiem swobodnie w tym lawirowaniu między tym, co przystoi dwóm mężczyznom z rządu (z których jeden jest człowiekiem zaręczonym), a co mogłoby zostać uznane za niedopuszczalne. Oczywiście tylko i wyłącznie w sytuacji rejestrowania tej rozmowy. Na (nie)szczęście Lowella, Gerard był przekonany, że nie grozi mu podsłuch lub tym bardziej donos ze strony Maisie, więc mógł pozwolić sobie na wiele i jeszcze ubrać to w płaszczyk ważnych spraw państwowych. Przecież istotną kwestią było postrzeganie zięcia Almy Coin przez wyborców. Nieistotne, że osobą, która miała go wykreować był jego... przyjaciel z Rebelii, poznany po drugiej stronie barykady. Którego unikał przez ostatni rok z równym zacięciem, z którym pieprzył więźniów i odsyłać dziennikarzy Capitol's Voice. Miał nadzieję, że Nicole pochłonie piekło, a jeśli nie.... Wiedział, kto może jej je zgotować na ziemi i pewnie tylko dlatego uśmiechnął się z satysfakcją, słysząc potwierdzenie ze strony druha. - Chcesz być wykorzystany? - zaakcentował jego słowa, znowu przenosząc ciężar na Chaza i próbując ukrócić smutną wyobraźnię pana przed pięćdziesiątką, która właśnie stawiała mu wszystkie włosy na karku na myśl o Charlesie, który błaga go o więcej. - Co się odwlecze, to nie uciecze - wygłosił starą mądrość ludową (groźbę?), wstając od biurka i rozglądając się za dobrym alkoholem. Ciągle miał wrażenie, że wędrują po całkiem cienkiej granicy, którą już niegdyś próbowali przekroczyć. Bezskutecznie, całe szczęście, że Gerard nie skupiał się na wspomnieniach, a rażącym tu i teraz, które i tak mogło odbić rykoszetem na biednym, (nie)wykorzystywanym Charlesie. - Nie gustuję - zaprzeczył od razu, zastanawiając, czy Lowell nie jest zbyt impertynencki. Cóż, cecha wyłączna rządowych, przekonanych, że same popieranie Almy Coin uczyni z nich lwa, znęcającego się nad padliną (biedny KOLC) i brylującego na salonach. A także zdobywającego informacje prędzej niż było to konieczne. Dziwne, ale dopiero teraz pojął, że zaręczyny z Melanie skutkują ślubem z nią w najbliższej przyszłości. Wprawdzie nikt nie pamiętał już o dawnych zasadach dobrego wychowania, zakładających, że należy czekać niecały rok, ale i tak... Poczuł się dziwnie z tą perspektywą, spojrzał w drzwi i wypił jednym haustem toast za ich wspólne interesy. - Świadek urządza wieczór kawalerski. Tylko nie zapraszaj hołoty z Violatora - uprzedził, wyobrażając sobie to wszystko bardzo dokładnie, chyba zbyt dokładnie, bo przed oczami ciągle widział swojego świadka w niemoralnej i upodlającej go do reszty sytuacji. Roześmiał się cicho, w sam raz na aluzję instynktu Lowella, który także gustował w mężczyznach. Zamilkł na kilka sekund - powietrze było aż gęste i miał wrażenie, że po drugiej stronie miasta rozpętała się burza z piorunami. - Cóż, Chaz - naśladował z uśmiechem jego tok rozumienia - wszyscy wiemy, że ciągnięcie to od zawsze była twoja domena, nieważne, czy chodzi o informacje, o krew czy... o inne dobra. Nie nazwałbym tego perwersją, powinieneś poznać prawdziwe znaczenie tego słowa - doradził mu tonem dobrego przyjaciela, którym przecież był. Przynajmniej Charles był jedną z niewielu osób, której nie wizualizował sobie w stanie agonalnym, choć pozycja horyzontalna nie byłaby zła w tym przypadku. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Gerard - Chaz Wto Kwi 22, 2014 9:51 pm | |
| - Obawiam się, że to nie jest czas na rozmowy o tym, czego pragnę - przypomniał mu nadal luźnym tonem i nadal idealnie nadającym się do gry… słownej, oczywiście. W gruncie rzeczy a także wbrew wszystkim pozorom ich cała sympatyczna rozmówka nie powinna była kręcić się wokół ulubionych zachować, charakterów czy nawet, na co jeszcze nie weszli, choć zapewne miało stać się kwestią czasu, wspólnej przeszłości. Charles pamiętał, a przynajmniej starał się pamiętać o wywiadzie i o tym, żeby ugrać dla siebie jak najwięcej tylko mógł. - Aktualnie zajmujemy się naszymi interesami. Choć bardziej tutaj powinieneś zadbać o swój interes. Ja, muszę się przyznać, zawsze sądziłem, że piekielnie zależało ci na niektórych interesach - podniósł z biurka długopis. - Bardziej niż na czymkolwiek innym. W obrębie ostatnich dwóch, może trzech zdań nadużył jednego słowa. Ciekawe którego, prawda? Zdecydowanie chodziło o rodzinę zaimka przymiotnego. Nic innego. Sam Chaz nie śmiałby twierdzić w inny sposób. - Mam to odebrać jako, hm, obietnicę… czy bardziej jako groźbę? Ponownie przekręcił fotel stronę biurka, przekładając aparat komórkowy w drugą dłoń. Powolnymi ruchami zaczął kreślić na opublikowanym już artykule, lekko zalanym kawą wysoki budynek. Dorysował do niego ludzika zbudowanego z pięciu kresek, kółeczka i damskiego kapelusza. - Zabawny jesteś. Nie wierzę panu, że nie interesują pana już panowie. - Obok jednej z postaci na rysunku dorysował kolejną, odzianą w zbyt dużą muszkę i trochę za bardzo uśmiechniętą, próbującą złapać drugą za patyczkowatą rękę. - Zapewniam Cię, że będziesz bawić się wyśmienicie. Chcesz pójść w konwencję nagość… czy może więcej nagości? - Charles zdawał się być dziwnie przekonany, co do samej nagości. Najwidoczniej kilka miesięcy spędzonych z Gerem pozwalało na poznanie tego osobnika, na pierwsze spojrzenie sama alfa. Tylko na pierwsze. - Jestem wdzięczy za twoją troskę, ale przez całe moje życie sądzę, że udało mi się poznać każde znaczenie tego słowa. Chociaż przyznam - jeśli na mnie zaprezentujesz swoją definicję, nie odmówię. Zbieranie doświadczeń należy do przydanych oraz często przyjemnych rzeczy - wykrzywił swoje usta w mocniejszym uśmiechu. Pewna myśl wleciała mu przez lewe ucho prosto do czaszki i, jak na złość, nie wyleciała prawym. Potworna, okropna, przerażająca. Nikt nie powinien był jej urzeczywistniać, ubierać nawet w najprostsze, niezobowiązujące słowa. Oczywiście, Charles musiał pójść na przekór zdrowemu rozsądkowi, otworzyć usta, po chwili wydobywając z siebie dźwięki. - Widzę, że nie możesz nacieszyć się moim towarzystwem, więc co powiesz na krótkie, całkowicie pozbawione emocji wyjście. Wchodzisz w to? Boże przenajświętszy, właściwe czemu tylko przenajświętszy… Wszyscy bogowie, którzy kiedykolwiek istnieli lub mieli zaistnieć, co on najlepszego wyprawiał. Czy właśnie wyraził chęć do wyjścia razem z Ginsbergiem, tym Ginsbergiem wieczorną porą do bliżej nieokreślonego miejsca na formalne spotkanie. A co najzabawniejsze, zdawał sobie sprawę, że zapewne skończyłoby się tak samo zawodowo jak ich rozmowa telefoniczna i nie przeszkadzało mu to. Jaki był numer na pogotowie psychiatryczne? Także drodzy bogowie, obyście trzymali go w swojej opiece.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Gerard - Chaz Czw Kwi 24, 2014 7:26 pm | |
| Rozmowy przez telefon były dla Gerarda Ginsberga szalenie irytujące. Nie z powodu możliwości podsłuchu, wszak jako rządowy mógł zapewnić sobie odpowiednią dawkę prywatności. Nie narzekał również na brak fantazji, która odpowiednio pobudzała zakończenia nerwowe, powodujące dreszcze za każdą dwuznaczną odpowiedzią swojego eks-przyjaciela, który zaginął w rytualnej fazie przejścia (od Snowa po Coin). Rozmowy na linii były dla niego uwłaczające z zupełnie innego powodu. Chodziło o brak natychmiastowej reakcji na bodźce, które zwykle zwalały go z nóg. Być może, to była jego podstawowa i prymitywna wada, której nie umiał przekuć na zaletę. Ginsberg był bowiem jedną wielką przyjemnością, za którą był w stanie zaprzedać wszystko, co miał i był przekonany, że to ona prędzej czy później zgubi go na dobre. Nie wiedział tyko, czy to Lowell będzie stał za tą straceńczą misją, ale czuł jak przez jego kręgosłup wędrują przejmujące atomy energii, które i tak były niczym wobec możliwości spotkania go na żywo i podduszenia. Na przykład, nigdy (był jeden wyjątek) nie planował takich spotkań, zdając się na swoją nieograniczoną wyobraźnię, która teraz także nie mogła zaakceptować wielu słów ze słowotoku Charlesa, denerwującego się przed pierwszą randką…. Czy wywiadem. Urocze, słodkie, miał ochotę ukarać go mniej subtelnym przypomnieniem ich znajomości, ale przez telefon mógł wyrazić niewiele. Lowell miał szczęście, że Gerard był osobą małomówną i że nie przyszła mu do głowy wideokonferencja, która już byłaby grą wstępną. Zamiast tego liczył się każdy oddech po drugiej stronie słuchawki (przyśpieszony?). - Rozmawiać ze mną o swoim interesie. Fascynujące – odpowiedział w swoim stylu więc, skupiony bardziej na stronie mówiącej niż nad tym, co ma mu do przekazania. Wolał posługiwać się czymś bardziej niewyszukanym w kontaktach międzyludzkich, pod tym względem był rażąco prymitywny i nie mógł darować sobie obrazu Chaza, którego ciągnie za włosy do parteru. Ciekawe, czy nadal miał długie… Roześmiał się z jego przypuszczeń na temat odmiennej orientacji. Plotki chodziły po całym Panem, inny może by się tym przejął, ale Ginsberg słusznie uważał, że ma prawo do przyjemności i odebranie mu jednego z wielu źródeł tych rozkoszy mogłoby się zakończyć dość tragicznie, ale nie rzucał gróźb bezpodstawnie. Po prostu, je spełniał. Tym razem nie musiał się do nich posuwać, nie musiał też myśleć o szantażu, porwaniu czy gwałtu (te opcje byłyby bardzo kuszące), bo Charles sam dobrowolnie wpadał w łapy wilka, nie usiłując się nawet bronić. Rozkoszne podejście, miał ochotę mu to wypomnieć, ale to także zostawił sobie na bliskie spotkania trzeciego stopnia. - Wyślę ci adres i datę – zakończył zupełnie bezuczuciowo jakby nie planował czynów lubieżnych już następnego dnia, kiedy usłyszy jego zduszony głos prosto do ucha.
zt |
| | |
| Temat: Re: Gerard - Chaz | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|