|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Sala konferencyjna Sob Maj 04, 2013 4:52 pm | |
| |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 1:31 pm | |
| parę dni po rozmowie u Henry'ego
Jak się czuł? Okropnie zrelaksowany. Jego dłonie ani przez chwilę nie zadrżały, serce nie waliło mocno w piersiach, nie odczuł żadnych gwałtownych zmian temperatury ani też nie miał problemów ze snem. Było tak jak zawsze, jakby za chwilę wcale nie miał zamiaru zrobić tego wszystkiego, jakby zaczynał się kolejny zwykły dzień, wypełniony tymi samymi, do przesady codziennymi czynnościami. To sprawiało, że wypełniał go dziwny spokój oraz swego rodzaju pewność. Nie obawiał się, że zrobi o jeden krok za dużo lub za mało. Nie analizował do przesady każdego swojego działania. Robił wszystko mechanicznie, jakby powtarzał te same procedury dzień w dzień, a przecież wcale tak nie było. Właściwie to nawet nie chciałby musieć powtarzać tego wszystkiego po raz kolejny. Kiedy dotarł do siedziby Coin, sytuacja nie zmieniła się. No, prawie. Tym razem zamiast swojego dowodu tożsamości schowanego w kieszeni, miał fałszywy z wpisanym zawodem lekarza. Przewrotność losu? Nigdy nie lubił tych wszystkich odzianych w kitle doktorów, wypisujących długie recepty swoim zamaszystym pismem, a teraz podawał się za jednego z nich. Uśmiechnął się do Strażnika, kiedy oddawał mu dokumenty. W końcu kto nie ufa lekarzom? Do środka wszedł razem z Henrym, ale rozdzielili się przy windach. Spokojnym korkiem przeszedł wzdłuż korytarza, a kiedy odnalazł drzwi opatrzone tabliczką „Sala konferencyjna”, zatrzymał się. Rozejrzał się, czy nikt nie zwraca na niego uwagi, nasunął okulary-zerówki na nos (ah to tajniactwo), a kiedy miał już pewność, że jest w miarę bezpiecznie, sięgnął do klamki i wszedł do środka. Tak jak mówiono – sala o tej godzinie była pusta, ale nie miał czasu kontemplować jej wyglądu. Zamknął za sobą drzwi i stanął obok nich. Jeśli do tej pory niczym się nie denerwował to teraz, będą wciśniętym między futrynę oraz ścianę, ta sytuacja dotarła do niego w całej swojej okazałości. Panująca wokół cisza, przerywana tylko krokami po drugiej stronie sprawiła, że nagle zrobiło mu się niesamowicie zimno. Chciał odsunąć się i pozamykać wszystkie okna w pomieszczeniu, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Alma mogła wejść w każdej chwili, a on musiał być na to gotowy. Zdusił w sobie myśl o spadającej temperaturze, a w zamian zacisnął dłonie w pięści. Oczywiście nie zrobiło mu się od tego cieplej, ale nieco się uspokoił. Po paru minutach bezczynnego stania i nasłuchiwania, klamka w pomieszczeniu drgnęła. Odruchowo wstrzymał oddech, kiedy drzwi otworzyły się ponownie . W progu pojawiła się postać kobiety. Z każdym jej krokiem, Tyler również przesuwał się do przodu. Czuł krew pulsującą w skroniach. Obserwował ją, a kiedy w końcu weszła do sali, upewnił się, że to Coin. Błyskawicznie znalazł się przy niej, zachodząc ją od tyłu i wymierzył silny cios w potylicę. Tylko jeden, a przecież tak bardzo ważny. W chwili, gdy jego dłoń zetknęła się z głową pani prezydent, odsunął się od niej. Jego mięśnie zadrżały. Przez jedną krótką chwilę. Ale zadrżały. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 1:59 pm | |
| Może chodziło o zbytnią pewność siebie (w końcu kto spodziewa się ataku na własnym podwórku?) albo o zaufanie do Gwen, ale Alma Coin nie podejrzewała zasadzki do samego końca. Pewnym krokiem podążyła do sali konferencyjnej, wykorzystując krótką podróż windą na poprawienie idealnie ułożonych włosów i ponowne przejrzenie w głowie kalendarza spotkań, ale nadal nie udało jej się przypomnieć sobie tożsamości dwóch mężczyzn, którzy mieli się z nią spotkać. Może chodziło o złożenie raportów z Kwartału? Albo dostawy z dystryktów? Oby nie o kolejne opóźnienie, zapasy żywności w Kapitolu i tak były na wyczerpaniu.
Nie zawahała się przed wejściem do kolejnego pomieszczenia, naciskając klamkę i robiąc kilka kroków do przodu, zanim zorientowała się, że sala była pusta. Przystanęła w pół kroku, zaskoczona i dopiero wtedy fakty połączyły się w jej głowie w spójną całość. Drgnęła, zamierzając odwrócić się za siebie, ale nie zdążyła - uderzenie w głowę pozbawiło ją przytomności, a jej ciało w ciągu ułamka sekundy stało się wiotkie i bezwładne. |
| | | Wiek : 28 lat Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 2:34 pm | |
| |z gabinetu Coin Reakcja pani prezydent wcale jej nie zaskoczyła. Oni nie umawiali się na spotkanie. Nikt nie umawia się tylko po to, aby ogłuszyć i porwać prezydenta Panem. Takich rzeczy nie ustala się z pierwszą lepsza osobą, o takich rzeczach się nie rozprawia. Arrington przez chwilę miała wrażenie, że kobieta odmówi. Zarzuci jej kłamstwo, zawoła strażników, a rzeczniczka trafi do więzienia za coś, czego jeszcze nie zdążyła zrobić. W tym państwie nikt nie potrzebował powodów na to, kogoś aresztować. Zaczynała dramatyzować i dobrze to wiedziała. Wychodziła z niej ta natura, której w sobie nie lubiła, która paraliżowała ją w sytuacjach takich jak ta. W końcu jednak (gdyby mogła jawnie odetchnęłaby z ulgą) pani prezydent wstała i wyszła. Wyszła. I nagle Gwen zrozumiała, jak bardzo poważnie wygląda cała ta sprawa. Nogi jej drżały. Nie mogła tego ukryć i cieszyła się, że Alma podąża przed nią. Że nie widzi, jak twarz Gwen blednie z każdą sekundą, jak źrenice rozszerzają się w chwilą, kiedy były coraz bliżej. I że, przede wszystkim, nie słyszy, jak serce łomocze jej w piersi. Zaczynali cudowne przedstawienie, tylko dla wybranych. Imienne zaproszenia i miejsca w pierwszym rzędzie, a na scenie zawitają amatorzy, zupełnie niewprawieni w boju. Ale plan był dobry, a przynajmniej tak wyglądał, gdy miała okazję wysłuchiwać go po raz pierwszy. Gorzej było w windzie. Stanie obok niej wiedząc, że zaraz będzie zdana na ich łaskę i niełaskę. Było cudownie a zarazem przerażająco. Co za idiotyczny pomysł. Nie, nie idiotyczny, genialny. Sama to przecież powiedziała, genialny. Dobry. Ale... kto normalny pcha się na porwanie Almy Coin w jej siedzibie, pod okiem najbliższych współpracowników i ochrony gotowej wymierzyć im kulkę w głowę? Kto normalny... Nikt. Żeby zająć czymś myśli zaczęła się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno jest normalna. Dotychczas zawsze myślała, że tak, więc czemu teraz miała wątpliwości? Stanęły pod drzwiami. Prezydent z przodu a Arrington zaraz za nią. Było niezwykle cicho, choć Gwen miała wrażenie, że jej serce przerywa tą ciszę aż zbyt skutecznie. Odetchnęła, musiała się uspokoić. Dlaczego tak się bała? Nie było miejsca na błędy. Nie popełnią ich. Nie mogła się bać. Znów oddech, znów haust powietrza i powtarzanie w umyśle jak mantrę słów otuchy. Alma Coin położyła dłoń na klamce. Kobieta obserwowała ten ruch, zagryzając wargę, będąc już spokojniejszą. Ba, nawet się uśmiechnęła, choć była zupełnie blada. Czy tak samo czuła się wtedy, gdy zamierzała uciec? I wtedy, w celi, bliska śmierci i szaleństwa? Nie ruszyła do przodu, tak jak zrobiła do pani prezydent. Wiedziała, co zaraz nastanie i wolała trzymać się z tyłu. Wszystko potoczyło się tak szybko. W jednym momencie kobieta odwracała się w jej stronę, aby chwilę potem, pod silnym uderzeniem Tylera, upaść na ziemię. Bezwładna. Bezbronna. Arrington wiedziała, co ma robić. Cofnęła się na korytarz, nie zawracając sobie nawet głowy podejściem do ich ofiary. - Cholera - rzuciła pod nosem, autentycznie wczuwając się w swoją rolę- Czy jest tu jakiś lekarz? Prezydent straciła przytomność, zawołajcie lekarza! - krzyknęła udając spanikowaną i wiedząc, że ktoś zaraz się pojawi. I bynajmniej nie będzie to prawdziwy ratownik medyczny. Jednocześnie wyjęła telefon, wykręcając podany jej wcześniej numer. Teraz już naprawdę była w to wszystko zamieszana.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : ścigany Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów Obrażenia : rana na plecach
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 2:51 pm | |
| Powinien przeżywać to bardziej. Właśnie porywał się na coś, co w prostej linii mogłoby uczynić z niego ponownie zdrajcę narodu. Wykonywał krok w przód z całą świadomością tego czynu. Mógłby udawać, że robił coś spontanicznego, że nie zastanawiał się nad swoim postępowaniem, które przynosiło na niego wyrok śmierci, ale Winston przemyślał to bardzo dokładnie. Nie było odwrotu, mógł tylko dalej uczestniczyć w tym zwodniczym planie, modląc się w duchu o łaskę ponownego spotkania z Maisie. To właśnie dla niej wywoływał tę wojnę, egoistycznie wplątując w to Gwen i całą resztę trybutów. Gdyby jeszcze posiadał resztki człowieczeństwa - to zostało mu odebrane dawno temu - to czułby przygniatający ciężar odpowiedzialności za ludzi, których zmuszał do takich działań. Nie każdy radził sobie doskonale z perspektywą natychmiastowej śmierci za naród, który już dawno przestał być ostoją bezpieczeństwa. Był w Kolczatce od niedawna, ale dobrze poznał już motywację zamachowców. Cudowna organizacja, z którą nie utożsamiał się ani trochę, decydując się na tak desperacki krok. Wydawało się, że to nic takiego, ale porywał się na głowę państwa. Niezależnie od tego, czy Alma Coin był właściwym człowiekiem na tej pozycji czy też nie, Henry wiedział, że to zamach i że nie będzie żadnego wytłumaczenia dla tego, co przyszło mu zrobić. Zaatakować Coin, udawać lekarza... Tak, tę cześć planu uskuteczniał, kiedy wchodził do sali konferencyjnej w białym kitlu wraz z noszami trzymanymi przez członków Kolczatki, którzy również byli przebrani za personel medyczny. Podszedł do kobiety (tu wszędzie były kamery), badając jej puls. - Zasłabła. To może być zawał, zabieramy ją, szybko! - wykrzyknął polecenia bardzo profesjonalnie, dbając o to, by ułożyć ją w bezpiecznej pozycji i by nic nie mogło zdradzić tego, że z medycyną nigdy nie miał do czynienia. Powinien podziękować ojcu - nauczył go wielu przydatnych umiejętności, choć zapewne nie przypuszczał, że będą mu one potrzebne przy zamachu stanu, który dokonywał, wynosząc Almę Coin na noszach w stronę szybowca. Musieli ją ocucić, ale dopiero na miejscu. Chwilowo porywali ją z miejsca pracy, nie bacząc na konsekwencje. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 3:04 pm | |
| Krzyk Gwen zaalarmował nie tylko Henry'ego. Zaraz po przebranymi za personel medyczny ludźmi, do sali konferencyjnej weszło szybkim krokiem dwóch zaniepokojonych pracowników ochrony, patrolujących tę część korytarza. Na widok leżącej na noszach Almy Coin obaj pobledli, oglądając się po pozostałych osobach w pomieszczeniu. - Nie możecie jej zabrać! - wykrzyknął jeden z nich, nieco zbyt wysoko, ale i z wahaniem, jakby nie był do końca pewien, co w takiej sytuacji przewiduje protokół. - Jeśli prezydent opuszcza siedzibę, musi mu towarzyszyć co najmniej dwóch ochroniarzy. Takie są zasady - dodał, już nieco pewniej, po czym przeniósł spojrzenie na swojego towarzysza, jakby szukając u niego potwierdzenia. Tamten kiwnął głową, ale sam nie zabrał głosu. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 6:35 pm | |
| |z czasoprzestrzeni (proszę, nie bijcie i nie zwracajcie uwagi na to, że jest tam Gwen!) Wszystko miało pójść prosto, łatwo i bez krzyku. A przynajmniej tak zakładał Hugh, kiedy obudził się tego dnia rano. Wyjątkowo dobrze mu się spało i nie był pewien, czy był to wynik zmęczenia czy świadomości, że niedługo może nie być już mu tak wygodnie. W każdym bądź razie wstał pełen energii do działania, powtarzając jeszcze raz ten sam plan w głowie. Był dobry, naprawdę dobry. Choć dobrze wiedział, że plan sprzed roku też był dobry. Na pierwszy rzut oka nie miał żadnych błędów, żadnych luk, wszystko było dopięte na ostatni guzik. A jednak coś poszło nie tak, skończył się katastrofą. Tym razem Randall nie mógł sobie pozwolić na żadne potknięcie. I choć przewidywał, że nie wszystko pójdzie gładko jak po maśle obrał sobie za cel, aby doprowadzić ten plan do realizacji. A jedyną ofiarą miała być Alma Coin. Wszystko było ustalone. Miał czekać wraz z Libby przy poduszkowcu, kiedy oni zajmą się obezwładnieniem i wyprowadzeniem królowej z ula. Ubrany w mundur palił papierosa, od czasu do czasu patrząc na swoją siostrę. Szczerze mówiąc wciąż nie mógł uwierzyć, że tak po prostu stoi obok niego, jednak nie był to odpowiedni moment na czułości. Choć wciąż nie nasycił się jej obecnością i miał ochotę ciągle trzymać ją w swoich ramionach jakby znów była pięciolatką, musiał się powstrzymać. Uśmiechał się od czasu do czasu nie mogąc pojąć, jak długo się nie widzieli. Jak wiele stracił opuszczając ją i nie będąc przy niej, gdy dorastała. Wtedy właśnie jego rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Wyjął urządzenie z telefonu a to, co zobaczył, zupełnie zbiło go z tropu. Przeczytał wiadomość kilka razy zanim dotarło do niego, że był to moment, w którym coś poszło nie tak. A on musiał, co więcej był nawet proszony, o zareagowanie. Szybko rzucił papierosa na ziemię, przydeptując go stopą, rzucił krótkie słowo wyjaśnienia i uspokojenia w stronę Libby, po czym zniknął w budynku, kierując się do sali konferencyjnej. Biegł, nie tak szybko jednak, aby dostać zadyszki. Chwilę zajęło mu znalezienie odpowiedniego korytarza, a gdy z odległości kilku metrów zauważył znane twarze zwolnił i resztę odległości przeszedł na piechotę. - Co tu się dzieje? – powiedział stanowczym tonem, odpychając na bok ochroniarzy (miał nadzieję, że nie byli nikim ważnym) i stając na wprost leżącej na noszach Almy Coin. Przyglądał jej się krótką chwilę powstrzymując uśmiech satysfakcji gdy widział ją, taką bezbronną i zdaną na łaskę osób, które wręcz jej nienawidzą – Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co tu się dzieje? Dlaczego pani prezydent jeszcze tu leży, zamiast być w drodze do szpitala? Bo nie wydaje mi się, aby postanowiła sobie uciąć tutaj drzemkę! – zapytał podniesionym głosem, patrząc po twarzach mężczyzn i dając im wyraźny znak, że powinni natychmiast udzielić mu odpowiedzi – Czy któryś z was w ogóle pomyślał co może się stać, jeśli prezydent nie zostanie poddana natychmiastowej hospitalizacji? – zaczynał wczuwać się w swoją rolę i, co więcej, ten wizerunek samego siebie zaczynał mu się podobać – Przepraszam, czy pan jest lekarzem? – rzucił w stronę Henry’ego ani na sekundę nie dając po sobie poznać, że zna tego mężczyznę – Zabieramy ją do szpitala. Natychmiast – wycedził ostatnie słowo, patrząc po twarzach ochroniarzy i czekając, czy mają mu coś jeszcze do powiedzenia.
Przepraszam bardzo, ale czy sama wizja Hugh nie sprawia, że każdy uległby jemu urokowi? c:
Ostatnio zmieniony przez Hugh Randall dnia Nie Paź 26, 2014 8:03 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 7:40 pm | |
| Chociaż niższy i młodszy z ochroniarzy wydawał się łamać i wyglądało na to, że najchętniej po prostu ulotniłby się z pokoju, pozwalając innym wykonać całą robotę, to ze starszego - tego, który upierał się przy zachowaniu protokołu - najwidoczniej dopiero wychodził służbista. Odepchnięty przez Hugh prychnął zniecierpliwiony, pewniej stając na nogach i krzyżując ramiona na klatce piersiowej, po czym zmierzył mężczyznę karcącym wzrokiem, jakby spodziewał się przeprosin za to nagłe naruszenie przestrzeni osobistej. Szeroki w barkach, na oko czterdziestoletni i z równo przystrzyżonymi, ciemnymi wąsami, sprawiał wrażenie nieustępliwego. - Jeśli prezydent opuszcza siedzibę, musi mu towarzyszyć co najmniej dwóch ochroniarzy. Takie są zasady - powtórzył jak echo. - Kim pan w ogóle jest? - bardziej warknął niż zapytał, kierując się w stronę Randalla. Bez podejrzliwości w głosie, ale z wyraźnym lekceważeniem. - Pracuje pan w ochronie? Nie kojarzę pana, pewnie jest pan nowy. - Zadarł wyżej głowę, uśmiechając się złośliwie. - Jeśli prezydent opuszcza siedzibę, musi mu towarzyszyć co najmniej dwóch ochroniarzy. Takie są zasady - przypomniał po raz trzeci, jakby uczył dziecko, że dwa plus dwa równa się cztery, a słońce wstaje na wschodzie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 8:48 pm | |
| Zachowanie mężczyzny powoli zaczynało go wyprowadzać z równowagi. Nie chodziło tylko o to, że chciał jak najszybciej się stamtąd zmyć. Może po prostu zaczynał wczuwać się w rolę służbisty z silnym temperamentem, którego naprawdę denerwowało niewykonywanie poleceń. A jeden z ochroniarzy to właśnie robił, mając czelność prychać na niego i mówić iście lekceważącym tonem, jakby Randall był jedynie śmieciem. No dobra, wprawdzie nie posiadał żadnej wysokiej pozycji, nie pracował dla rządu, ale dość dobrze udawał. I zamierzał poudawać jeszcze trochę, zamierzając zetrzeć mężczyźnie uśmiech z twarzy. Powinien chyba zmienić zawód. Byłby cudownym dowódcą i gdyby nie to, że nigdy nie chciałby pracować pod po jarzmem Coin, pewnie zacząłby poważnie nad tym rozmyślać. Póki co mógł jednak zasmakować takiego życia, nawet jeśli były to tylko minuty, które już więcej miałyby się nie powtórzyć. - Zaczyna się pan powtarzać – odwrócił się w stronę ochroniarza, mrużąc lekko oczy. Podszedł parę kroków bliżej, zaplatając dłonie na piersi – W przeciwieństwie do niektórych ja nie mam problemów z rozumieniem. Ani z rozróżnianiem tego, co naprawdę jest ważne! Zamierza pan dalej stawiać opór i pozwolić jej umrzeć? Bo tak to się może skończyć, jeżeli dalej będziemy prowadzili tą bezproduktywną rozmowę – warknął, grając (a może nie?) naprawdę wkurzonego. Wiedział, że mężczyzna prawdopodobnie nie ustąpi – Nie dziwię się, że mnie pan nie zna. Pewnie niezbyt często zagląda pan do koszarów – roześmiał się gorzko, szybko jednak urywając ten dźwięk i znów powracając do dawnego stylu bycia – Chciałbym jeszcze zapewnić pana, że doskonale znam zasady. I skoro tak bardzo panu na nich zależy, proszę bardzo. Polecimy we dwójkę – rzucił odsuwając się od mężczyzny i mierząc go wzrokiem – A pan – tu zwrócił się do drugiego z ochroniarzy – niech wraca do pracy. Ktoś tu musi pilnować porządku. Niech panowie chwycą za nosze – obrócił się do Henry’ego i Tylera, kiwając na nich ręką – Polecimy poduszkowcem i oddamy panią prezydent pod profesjonalną opiekę medyczną. Czy ktoś jeszcze chce zgłosić sprzeciw? – zakończył głosem, który jak najbardziej nie oczekiwał na kwestionowanie jego decyzji. Powstrzymywał się od głośnego westchnięcia, marząc tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w poduszkowcu. Problemem pozostawał upierdliwy ochroniarz. Choć tak naprawdę była to przeszkoda, którą da się pokonać. Nawet bez powodowania większych uszczerbków na życiu mężczyzny.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala konferencyjna Nie Paź 26, 2014 11:00 pm | |
| Hugh miał rację - mężczyzna nie bywał w koszarach, ponieważ nigdy nie przeszedł przeszkolenia wojskowego, przez połowę życia stróżując w przeróżnych magazynach i fabrykach. Potrafił co prawda używać broni, ale jego kondycja fizyczna pozostawiała wiele do życzenia; w dzieciństwie przeszedł ciężką operację, od czasu której utykał na lewą nogę. Złośliwi twierdzili, że w czasie poprzedzającego zabieg groźnego wypadku odpadła mu również piąta klepka i mieli nieco racji - strażnik, nie mogąc doścignąć innych w karierze zawodowej, odbijał sobie życiowe zawody paskudnym charakterem i bezsensownym uporem.
Który właśnie uskuteczniał; przez chwilę wpatrywał się wyzywająco w Hugh, gotów upierać się dalej, dopóki nie zorientował się, że właściwie osiągnął swój cel. Zaskoczony, nie zwrócił nawet uwagi, że mężczyzna, z którym rozmawiał, nie podał swoich personaliów. - W porządku, idziemy - przytaknął, przez sekundę jakby jeszcze się wahając, po czym ruszył do drzwi, nawet nie zaszczycając spojrzeniem swojego towarzysza.
Na tym na razie kończy się ingerencja Mistrza Gry, mężczyzna bez sprzeciwów idzie z Wami. Siła Wyższa cały czas jednak czujnie obserwuje i w razie potrzeby będzie wtrącać się znowu. :> |
| | |
| Temat: Re: Sala konferencyjna | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|