|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Toaleta męska Czw Sty 23, 2014 10:44 pm | |
| |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Toaleta męska Pią Sty 24, 2014 1:44 am | |
| | Bilokacja po wątku z Asią. Dalsze określenia czasowe nieznane, bo trochę zgubiłem czasoprzestrzeń. Istniały takie dni, podczas których patrzyło się z trudem w lustro. Dni, w których padał deszcz, czy też temperatura była tak niska, że najlepszym i najbardziej rozsądnym było pozostanie w łóżku i wypicie gorącej kawy. Dni zupełnie szare i przepełnione jakaś dziwną, ciężką bezsilnością. Dni, kiedy najtrudniejszą rzeczą zdawało się zmotywowanie do czegokolwiek i, kiedy marzyło się o obejrzeniu jakiegoś taniego wyciskacza łez, śnie. Oraz istniały takie dni, w których szanowna pani prezydent wyzwała cię do swojej siedziby. Zrobiła to tylko po to, by kazać spędzić ci kilka godzin na jakiś zupełnie nudnych zebraniach, posiedzeniach lub czymś równie bezsensownym i przepełnionych bezbarwną paplaniną. Momenty… najzwyczajniej w świecie do dupy.Nieważne jak bardzo wspaniałą zdawała się ostatnia noc, ani to co zrobił… Po prostu tamtego dnia odczuwał pewnego rodzaju przygnębienie, nostalgię. Tak, nostalgia to odpowiednie słowo. Najbardziej odpowiednie ze wszystkich pozostałych. Zerknął w lustro i zdążył zagłuszyć głośne westchnięcie szumem wody. Przeniósł wzrok na chromowana powierzchnię kranu, a następnie na jajowatą, porcelanową umywalkę. Strumień zimnej cieczy rozbijał się o brudnobiałą nawierzchnię. Zmuszony przez grawitację, robił to tylko po to, by po chwili zniknąć w metalowym odpływie. Powolnym ruchem Chaz włożył obie dłonie spadającej z kranu wody. Niezbyt przyjemny dreszcz rozszedł się po jego ciele, ale zaraz po tym odprężył się. Zamknął oczy i w myślach zaczął odliczać sekundy. Dziwne uczucie ulgi zdawało się powoli wypełniać go całego. Raz, dwa, trzy. Sto siedemnaście.Właśnie w tamtej sekundzie zimno przestało mu zupełnie przeszkadzać. Jak zwykle receptory adaptacyjne przyzwyczaiły się do zimna. Pieprzona biologia, no nie? Jeszcze kiedyś go to bawiło, ale wtedy zdawał się być zupełnie obojętny. Równie dobrze - mógłby zniknąć z jego skóry, co oczywiście byłoby niesamowicie krzywdzące, jednak nie zależało mu na nich jakoś wyjątkowo. Przynajmniej nie wydawały mu się rzeczą ważną bądź jakoś wybitnie potrzebną. Wyciągnął dłonie spod strumienia i rozprostował palce. Spojrzał bardziej śmiało na swojej obicie, ale wypadało na wyjątkowo nędzne. Lekko sinawe wory pod oczami, mętny, przygnębiony wzrok. Nawet nie zdążył dobre się ogolić. Spróbował wygiąć usta w słabym uśmiechu. Bez żadnych rezultatów. Jakby nadejście dnia wywiało z niego małą, istniejącą dotychczas radość. Być może. Albo to z powodu, że widział tutaj nic zabawnego. Chociaż na dłuższą metę oraz z punktu widzenia osoby trzeciej - był wyjątkowo śmieszny. Zupełnie nieporadny w prostych sprawach. Moment rozluźnienia mięśni nie trwał długo. Podobnie podłożył dłonie pod strumień, jednak tym razem złożone w łódeczkę. Nabrał nieco wody i przemył twarz. Idealny sposób porannego rozbudzenia się. Natychmiast dobudzał… mimo to, rzadko go stosował. Wizja spotkania z prawie-lodem podczas bycia nieprzytomnym zdecydowanie go nie pociągała. Ale skoro miał zapakować się do auta i wrócić do domu. Działo szybciej niż kolejna dawka kofeiny. Powtórzył to jeszcze dwa razy i woda przestała lecieć. Kilkuminutowy zabieg sprawił, ze poczuł znacznie lepiej. Wilgotną dłonią przeczesał włosy, tym samy ściągając je do tyłu. Zerknął w lustro. Nawet wyglądał jakoś korzystniej. Słabo uśmiechnął się, wytarł ręce w spodnie koloru khaki, ponieważ suszarka zdawała się być za daleko. Podszedł do pisuaru zamieszczonego najbliżej ściany i rozpiął rozporek. W co ja się wpakowałem? |
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Pią Sty 24, 2014 9:00 pm | |
| Joseph natomiast mógł uznać ten rozkoszny dzień za wyjątkowo udany. Catrice zostawiła wyrafinowane śniadanie na stole dla swojego ulubionego współlokatora, udało mu się dokupić idealną marynarkę pod kolor łososiowej koszuli z ciekawym wzorem na kołnierzyku, dostał także w końcu nowe okulary przeciwsłoneczne dodające mu szyku jeszcze bardziej i po przyjściu do biura nie został zarzucony toną papierów nadesłanych z Dystryktów. Został za to powitany ciepłą kawą, przygotowaną mu przez długonogą asystentkę z nerwicą natręctw (zawsze liczyła guziki jego koszul, zauważył to już po tygodniu współpracy) i połączeniem z Almą Coin. Wyjątkowo spokojnie przyjmującą niezbyt pomyślne wieści z dalszych rejonów Panem. Widocznie urok osobisty i czar Argenta zdziałały cuda i ukochana pani prezydent, urobiona przez swojego najprzystojniejszego poplecznika, nie dostała piany i postanowiła nie wysyłać Salingera na obowiązkowe roboty do kopalni węgla. Jakby tym sposobem mógł zwiększyć wydobycie czegokolwiek, bzdura. Osobiście sądził, że najlepszym posunięciem w tym momencie chwilowej ciszy przed burzą (bo przecież tak było; dawno nic niepokojącego się nie działo, Igrzyska się skończyły, ale...powietrze jeszcze drżało) byłoby ocieplenie wizerunku siwej morderczej pani. Oczywiście jeśli chodziło o stronę Rebeliantów, bo tej przeciwnej polecałby raczej przeprowadzenie ostrego ataku i zdekapitowanie Coin gdzieś na ulicy w centrum, rzecz jasna z transmisją na całe Panem. Nawiedzały go dziś wyjątkowo buntownicze i mordercze myśli, wolał bowiem oscylować wokół takich miłych sercu tematów niż zastanawiać się nad kimś frustrującym i związanymi z nim wydarzeniami. Pracował więc naprawdę pilnie, zestawiając wyniki, dzwoniąc do Ważnych Osób, szantażując szefów dostaw z dystryktów i ogólnie sprawiając wrażenie idealnego człowieka rządu na idealnym stanowisku, nie zerkającego na holograficzne okno nawet w ostatniej godzinie pracy. Lubił zostawać po godzinach, to sprawiało, że wyglądał na sympatycznego, oddanego Coin człowieka, nie wzbudzającego niczyich podejrzeń. Mógł także wtedy kopiować wszystkie ważne dokumenty na swój prywatny dysk, ale...to już zupełnie inna historia, którą zakończył, wrzucając ważne nośniki do torby i w końcu zamykając za sobą biuro. Na cztery elektroniczne spusty, przezorny zawsze ubezpieczony, lepiej sprawiać wrażenie dbającego o bezpieczeństwo rządowych informacji. Rzuconych (dalej w aktówce, rzecz jasna) na podłogę łazienki, do której wszedł, poluźniając kołnierzyk koszuli i gwiżdżąc pod nosem wesołą, radosną, żołnierską melodyjkę z czasów Rebelii. Charles Lowell na pewno jej nie znał; w jego mniemaniu był osobą ciekawą, ale miałką do potęgi, bez wojskowego wykształcenia i ciężkiej szkoły życia. Zresztą, nawet teraz wyglądał dość słabo, z wodą ściekającą mu po policzku i ogólnym emocjonalnym ciężarem wypisanym na twarzy - bo rzecz jasna tylko na górną połowę drogiego przyjaciela zwracał uwagę, podchodząc do pisuaru obok. - Chciałeś się utopić, Lowell? - zagaił szalenie serdecznie, zerkając na jego (błogosławione okulary!) wilgotne włosy i rozpinając rozporek. - Bez zaznania rozkoszy kolacji ze mną przed śmiercią? Nie wiesz, co tracisz - dodał prawie zawiedzionym tonem, posyłając mu lekki uśmiech, łamiący podstawowe męskie tabu: żadnego kontaktu wzrokowo-uśmiechowego podczas wspólnego spędzania czasu z rozpiętymi spodniami. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Toaleta męska Pią Sty 24, 2014 9:55 pm | |
| | Miało być krótko, jesteście źli. Dwa dni po przesłuchaniu?
Czy czuł się winny po przesłuchaniu panny McIver? Czy zdawał sobie sprawę, jakim sukinsynem był, dając dziewczynie nadzieje, że jej matka żyje i ma się dobrze, podczas gdy najprawdopodobniej już dawno wąchała kwiatki od spodu? Nie, kompletnie go to nie obchodziło. Nie było mowy o żadnych wyrzutach sumienia, w końcu na sali przesłuchań zachowywał się wzorowo. Podejrzana nie mogła przecież oczekiwać tego, że Blaise poklepie ją po plecach i powie jej, że wszystko będzie dobrze. Gdyby to od niego zależało, wszyscy podobni do tej małej rebeliantki gniliby w więzieniach. Zabawne, kiedyś to siebie nazywał rebeliantem. Dawno, dawno temu, gdy walczył o wolność Siódemki i wszystkich innych Dystryktów, a potem gdy razem z Trzynastką opanowywali Kapitol. Kim był teraz? Człowiekiem Coin, ale czy już rządowcem? Jasne, bywał w siedzibie niemal codziennie, ale najważniejsze spotkania odbywały się bez niego. Czyżby Pani Prezydent jeszcze nie do końca ufała stolarzowi z Siódmego Dystryktu? Mając w pamięci wydarzenia ostatnich dni, ponownie pojawił się w swoim miejscu pracy, tym razem po to, by zebrać raporty o McIver, które powinny już czekać na jego biurku. Nie zamierzał spędzać tu dziś ani chwili więcej, dlatego przybył ubrany po cywilnemu, ciemne spodnie, ciepły sweter, spod którego wystawał kołnierzyk koszuli. Ze skórzaną kurtką przerzuconą przez ramię wędrował po korytarzach, za nic mając powłóczyste spojrzenia, rzucane mu przez niektóre przedstawicielki płci pięknej. Odebrał raporty, przejrzał je i wydał kilka nowych rozkazów - nie spodziewał się wyników śledztwa po dwóch dniach, ale opieszałość niektórych pracowników niezmiernie go irytowała. Jeśli chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam. Szkopuł w tym, że McIver już go znała, doskonale wiedziała, jak wyglądał, więc szpiegiem byłby bardzo marnym. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko nerwowe oczekiwanie na rezultaty. Miał już wracać do domu, był już prawie na parkingu, gdy zdecydował, że nie może dłużej ignorować nieznośnego parcia na pęcherz, które czuł od dobrych kilku minut. Zatrzymywanie motoru na stacji benzynowej i udawanie się za potrzebą wydało mu się nagle wybitnie niemęskie. Chwilę i kilka zakrętów później, zalazł się przed drzwiami męskiej toalety, a słysząc dochodzące z niej głosy, zatrzymał się w pół kroku. Gdy jednak rozpoznał rozmówców... -Urządzasz kolację i nie jestem zaproszony? - zapytał z udawanym wyrzutem, wchodząc do pomieszczenia i patrząc prosto na Josepha - Zapamiętam to sobie, Salinger. Gorące powitania w męskiej toalecie nie należały do jego ulubionych czynności. Co innego męskie pogawędki. -Lowell - równie szybko namierzył wzrokiem drugiego mężczyznę i skinął mu głową - Cóż za spotkanie, ktoś mógłby pomyśleć, że jest ono nieprzypadkowe. Uniósł wymownie jedną brew i również podszedł do jednego z pisuarów, nie mogąc już dłużej przeciągać nieuniknionego. Jakby od niechcenia sięgnął ręką w dół, szybkim ruchem rozpiął rozporek i udawał, że nie widzi spojrzeń, które wymieniają między sobą pozostali mężczyźni. Tak spoufalać się w męskiej toalecie? To się nie godzi! |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Toaleta męska Pią Sty 24, 2014 11:03 pm | |
| O losie można było powiedzieć naprawdę wiele. Czasem sprzyjał, jednak wiele razy zdawał się rzucać kłody pod nogi. Często psuł to, co budowaliśmy przez długi czas, by wystawić nas na próbę, a następnie podnieść wszystko z gruzów ze zdojoną siłą. Stawiał na drodze osobę do kochania, odbierał zdrowie. Los po prostu nie miał swojego życia i za punkt honoru wziął sobie urozmaicanie szarej egzystencji mrówek z Panem. Od tak, bawił się. Trochę jak popieprzony psychopata. Bawił się bardzo i śmiało można było powiedzieć, że miał specyficzne poczucie humoru. Albo po prostu Chaz go nie rozumiał. Ktoś przy wejściu zaczął gwizdać. Melodia wypełniająca jeszcze przed chwilą pusta toaletę wydawała się mu być znajoma. Jakby słyszał ją kiedyś w radio lub w jakimiś innym miejscu. Przez umysł przewinęło mu się bardzo wyblakłe wspomnienie rebelii. Poczuł, jakby to nie on był uczestnikiem wydarzeń, a miał przedstawiony przed oczami jedynie obraz ze słabą ścieżką dźwiękową. Niemożliwie zdawało mu się, że bunt wybuchł tak niedawno i już odniósł sukces… a sytuacja w kraju opanowana i spokojna. Przynajmniej prowizorycznie. Niewyraźny ślad w jego głowie rozmyła osoba podchodząca do pisuaru obok. I to właśnie w tamtym momencie w głowie Lowella powinna była zaświecić się czerwona lampka. Czy szanowny kolega nie miał do wyboru innego stanowiska? Naprawdę ciężkim zadaniem było podejść do trzeciego z kolei pisuaru? Rzucił mu ukradkiem spojrzenie, jednak doskonale widział, kto stał obok niego… zaczynając oddawać mocz. - To z żalu. - Bez problemu poznał głos swojego ukochanego, najulubieńszego i jeszcze kilka naj-epitetów… przyjaciela. Bo przecież każdy głupi doskonale wiedział, że Chaz tak naprawdę śnił o nim nocami. Nie potrafił skupić się na pracy. Rozmyślał tylko o nim, marzył. Oraz nic innego nie zaprzątało jego myśli. Tylko boskie wiewiórcze włosy, marynatki i koszule. No i okulary. Okulary przede wszystkim. Oczywiście, że tak nie było. Miejsce w jego głowie wykupiła inna osoba. Ostatnim razem widzieli się na Memoriale, a ich pogawędka na pewno nie należała do kanonu smutnych, odpowiadających wydarzeniom. Z racji tego, że znajdowali się w męskiej toalecie… Cholera jasna. - Salinger. - Dorzucił chłodno. - Rozumiesz… to z tęsknoty, zapomnienia. Nie śpię, bo czekam na telefon od ciebie. Właściwie to ciężko mi idzie także oddychanie. Umieram, tak jakby. Odwrócił się, by na niego zerknąć, ale ten już na niego patrzył i uśmiechał się w jego stronę. Charles wygiął usta w ironicznym uśmiechu. W jego głowie zrodziła się tylko jedna myśl, dotycząca tego, jak długo na niego patrzył. Ciekawe, czy przeglądarka internetowa znajdzie coś ciekawego wpisując „joseph salinger orientacja seksualna”. Powinien był czuć się skrępowany, ale absurd sytuacji - zupełnie heteroseksualnego kolegi, z którym rzucali sobie spojrzenia i gawędzili nad pisuarami, bawił go. Cholera jasna do potęgi drugiej. Tak, oni rozmawiali właśnie o kolacji, podczas gdy oboje sikali. Standardowa sytuacja. Dodatkowo chyba złamali jakaś, pisaną bądź nie, zasadę savoir-vivre’u odnoszącą się do zachowania w toalecie. I nie, wcale nie chodziło o spuszczenie po sobie wody. Bardziej sprawa dotyczyła dialogów, uśmiechów, spojrzeń. Drzwi otworzyły się ponowie i do pomieszczenia wszedł kolejny pan. Im nas więcej, tym weselej? - Nie ma mowy, Argent. Byłem pierwszy. - Parsknął pod nosem. Absurd sytuacji zaczynał osiągać apogeum. Posłał Salingerowi rozbawiony uśmiech. - Zaczynam powątpiewać w jego przypadkowość. - Ostrożnym ruchem zapiął rozporek. - Rząd ma wtyki wszędzie… kto wie, czy nie wiedzą, kiedy sikam. Za moment sprawdzą, czy nie ćpam, badając mój mocz. Powolnym krokiem podszedł do ściany z lustrami nadal dziwnie poweselały. Coś podpowiadało mu, że zlot rządowców nie miał skończyć się tak szybko. - Choć przyznam, jest całkiem sympatycznie. - Spojrzał na ich plecy. Ewentualnie także skontrolował kolor spodni - jasnobrązowe i ciemne. Niezły kontrast. - My, wszyscy razem, sikamy sobie jakby nigdy nic. - Odkręcił wodę i zaczął myć ręce. Szum wody w najmniejszym stopniu nie zagłuszał głosów obu panów. Chaz zerknął w lustro. - Niezła kurtka, Argent. Cóż… cholera jasna do potęgi trzeciej. |
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Pią Sty 24, 2014 11:32 pm | |
| Słodkie pogawędki w męskiej toalecie kojarzył mu się - o paradoksie - dość przyjemnie, z czasami, kiedy był rekrutem i żył w testosteronowej komunie. Jadł, sypiał, mył się z innymi mężczyznami i przywykł do towarzystwa swojego gatunku. Może aż za bardzo, ale o tym wiedziało niewielkie grono osób. I tak miało pozostać, w duszy ciągle był konserwatywnym prehistorykiem z dystryktów, krzywiącym się na kapitolińskie stroje i niemoralne zwyczaje. Ciężka praca, smaczne jedzenie i dobre życie dla swojej partnerki i potomstwa - to wpajano mu od dziecka, ale...dość marnie wpłynęło to na jego elastyczny kręgosłup moralny, podtrzymujący oprócz pionowej postawy tylko megalomanię, podły spryt i obrzydliwe tchórzostwo. Sprawiał jednak wrażenie zupełnie przeciwne i był wręcz narcystycznie zakochany w kreacji swojej postaci. Perfekcyjnej w każdej sytuacji, nawet podczas dwuznacznej - niezrozumiałej gierki z tym zmęczonym życiem człowiekiem. Operującym tak wysublimowaną metaforą i ironią, że aż zaśmiał się krótko. Lubił temat śmierci, nawet w tak niefrasobliwych okolicznościach. - Wzruszyłem się. Zdolności oratorsko-metaforyczne wyssałeś chyba z tego swojego redaktora? - spytał całkiem niewinnie, cały w uśmiechach, jakby właśnie siedzieli przy grzańcu w jakimś przyjemnym pubie a nie oddawali się magii fizjologii w chłodnej łazience opuszczonej o tej porze siedzibie Coin. Chociaż widocznie nie aż tak opustoszałej; usłyszał klamkę za swoimi plecami, poczuł zapach znajomej wody kolońskiej (jego sekretarka zachwycała się tym podnóżkiem Coin do szaleństwa i plotkowała o tym zapachu do znudzenia) i obok niego zmaterializował się kolejny mister rządu. Sytuacja doskonała, uśmiechał się dalej, rzucając Blaise'owi długie spojrzenie. Aż za długie, ale na szczęście przeciwsłoneczne okulary ukrywały wszystkie niecne ruchy gałek ocznych. - Wybacz, myślałem, że nie gustujesz w kolacji ze śniadaniem - odparł prawie miękko, zapinając uważnie rozporek i odwracając się powoli. Akurat na romantyczne słowa Charlesa o kurtce. - Ktoś tu chyba cię podrywa - wyszeptał teatralnie do ucha Argenta, pochylając się na jego ramieniem. Zbyt blisko jak na dość intymną czynność; odsunął się jednak po sekundzie, idąc w kierunku umywalki, by umyć ręce i powstrzymać chęć rozradowanego śmiechu. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Toaleta męska Sob Sty 25, 2014 12:40 am | |
| Prychnął pod nosem, słysząc komentarz Chaza. Rząd ma wtyki wszędzie… Cóż za paradoks, biorąc pod uwagę zawody i funkcje zgromadzonych w toalecie mężczyzn. Czy Lowell przypadkiem nie sprawował pieczy nad Capitol's Voice? A co ze współlokatorką Salingera? Nie mówiąc już o niektórych zadaniach Blaise'a. -Nie martw się, sprawdziliśmy Cię w zeszłym miesiącu. Oficjalnie jesteś czysty, a nieoficjalnie... no cóż, wiem komu możesz podziękować za manewry przy wynikach - oznajmił teatralnym szeptem i mało brakowało, a po prostu puściłby mu teraz oczko. Co się z tobą dzieje, Argent? Nigdy wcześniej nie znalazł się w tak absurdalnej sytuacji, a teraz dodatkowo chyba czerpał z niej jakąś perwersyjną przyjemność. Jego usta, zamiast wykrzywić się w nieprzyjemnym grymasie, uformowały się w coś na kształt zawadiackiego uśmiechu, który na szczęście nie był przeznaczony dla oczu Josepha i Chaza, jako iż Blaise w chwili obecnej był do nich odwrócony tyłem. Załatwił szybko swoją potrzebę i poczuł wyobrażalne dla swoich towarzyszy uczucie ulgi. Zapiął rozporek, odwrócił się i powędrował w stronę umywalek. Tutaj też stanęli w równym rządku, obserwując swoje odbicia w lustrze, posyłając wymowne spojrzenia i... flirtując? -Dzięki, trzeba dbać o image - wymamrotał, wskazując jednocześnie na okulary Josepha i unosząc w górę kciuk lewej ręki. Odkręcił wodę i zaczął szorować ręce, a na uwagę Salingera nie mógł zareagować inaczej, niż tylko wzruszeniem ramionami. -Z przykrością zawiadamiam, że gramy dla przeciwnych drużyn - dodał rozbawionym głosem. Nie miał zamiaru być złośliwy, ale nie trudno było nie usłyszeć o relacji, jaka łączyła Lowella z redaktorem naczelnym Capitol's Voice. Sam Argent był w stu procentach pewien swojej orientacji, a surowe wychowanie w Siódemce sprawiło, że jeszcze jakiś czas temu nie do końca akceptował wszelkie odchylenia od uznanej przez siebie normy. Długie przebywanie w Kapitolu zmieniło jego postrzeganie, dzięki temu był w stanie stać tutaj teraz i żartować razem ze swoimi towarzyszami. W przeciwnym wypadku sytuacja mogłaby się zrobić niezręczna. -A wracając do kolacji... - zaczął, podchodząc do suszarki i podkładając pod nią ręce, aby cichy podmuch gorącego powietrza mógł je wysuszyć - Miałem ciężki tydzień i chciałbym się wreszcie porządnie napić. Jeśli chcecie się przyłączyć, zapraszam do siebie. No tak, nie ma jak niewinne poprowadzenie rozmowy pełnej podtekstów. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Toaleta męska Sob Sty 25, 2014 1:40 am | |
| - W pewnym momencie uczeń przerósł mistrza. Sam rozumiesz, musiałem to zakończyć. - Odpowiedział Josephowi w tym samym czasie, gdy w pomieszczeniu pojawiał się Blasie. Zdziwił się. Bardzo się zdziwił. Nie ze względu na towarzystwo, ale ze względu na swoje podejście do całej sytuacji… z przeszłość. Jakkolwiek sztucznie to brzmiało. Jeszcze jakiś czas temu wydawało mu się, że kochał Dominica. Zdawał się być kimś ważnym w jego życiu, wyjątkowym. Osobą, do której mógł zadzwonić i porozmawiać o wszystkim. Jedynym takim człowiekiem na świecie, jednak wszystko nagle zniknęło. Jakby ktoś zasłonił kurtynę, tym samym rozdzielił ich dwójkę. Chaz próbował przez nią przejść. Bezskutecznie błądził przez kilka dnia. Aż w końcu się udało i nie spotkał tam nikogo. Była tam tylko pusta, druga strona sceny… zwana przez niektórych życiem. Może za krótko się znali. Może to tylko jemu zależało. Może po prostu coś się wypaliło. Ba, wyobraził sobie nawet lecącą bańkę mydlaną w parku. Wiatr delikatnie wznosił ku górze, następnie ku dołowi. Przemierzała spokojnie przestrzeń powietrzną i nagle, jak to bywa w parkach, napotkała drzewo. W żadnym momencie Dotknęła pierwszego z liści i rozprysnęła się. Zniknęła tak samo jak ich związek, bo ta cała bańka była obrazem ich relacji. Definitywnie i całkowicie nietrwałej. Dominic zdecydowanie był jego zauroczeniem… bądź innym omotaniem umysłu. Całe szczęście jedynie chwilowym. Dziwne, że dojrzał do tego w toalecie razem z dwójką gości stojących nad pisuarami. Nigdy nie wiesz, czym zaskoczy cię dzień… Czy coś. Przeniósł wzrok na lustro i nie zdążył ugryźć się w język. - Pieprz się, Salinger. - Powiedział głośno i wyraźnie, ostatnią sylabę przyozdabiając drwiącym uśmiechem. Miał pewność, że chodziło o niego. - On się nadal odlewa, daj mu to zrobić dobrze. Jeszcze popryska twoją super zajebistą marynarkę i co wtedy będzie? Zaśmiał się, ponieważ pan do spraw gospodarki kolorowego Panem znacznie zmniejszył znacznie odległość dziejącą go z Argentem. Znając jego przekonania i poglądy mógł poczuć się lekko niekomfortowo. Trwało to naprawdę zaledwie sekundkę, ale udało mu się to zarejestrować i skomentować. Punkt dla Lowella. - Nikt cię nie nauczył, że nie mówi się do ucha w towarzystwie? - Spojrzał na jego ciemne okulary, gdy podszedł do umywalki. Ton przybrał poważny, jakby naprawdę był przejęty w największym stopniu jego manierami. - Już myślałem, że uda mi się zatopić smutki w twoich ustach. Sam rozumiesz, jestem beznadziejnie zakochany w Salingerze, jednak on odrzuca moje gorące uczucie. A, że nie jesteśmy już w liceum, więc wie o moim istnieniu i uczuciu. - Ukradkiem zerknął na swojego szanownego przyjaciela i próbował nie parsknąć śmiechem. - Wiesz, mimo wszystko nieodwzajemniona miłość boli zawsze tak samo i… Szukam kogoś komu mógłbym wypłakać się w ramię. Szerokie, ciepłe ramiona pełne akceptacji i zrozumienia, by nie spędzić kolejnej nocy samemu. - Teatralnie szlochał i nie dał rady dalej dusić w sobie rozbawiania. - Poważnie, jakbyś się zdecydował, to przecież masz mój numer. - Dorzucił, kiedy fala śmiechu minęła. Uniósł porozumiewawczo brwi i posłał mu szelmowski uśmiech. - Monopol na kolacje ma Joseph. Ustaw się w kolejce. - Wypowiedział od niechcenia. Chyba nie miał ochoty spędzać wieczoru lub nocy (w zależności od zdarzeń, bo nigdy nic nie było wiadome) w ich towarzystwie. Lubił ich, jednak przez cały dzień marzył o czymś zupełnie innym. - Ja pasuję. Nie będę się między was wpychał. To nawet nie jest mój dzień na alkohol. Tak przynajmniej mu się wydawało w tamtym momencie.
|
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Sob Sty 25, 2014 11:17 am | |
| Uczestnictwo w męskim kabarecie było rozkosznym doświadczeniem. Budującym, poprawiającym i tak już doskonały (ciekawe dlaczego?) humor i w pewnym sensie dość...szczeniackim. Osoby na ich stanowiskach powinny raczej chodzić z chmurnymi minami po korytarzach biura Coin, rzucając w przypadkowe osoby sztyletami albo dla rozrywki zabijając dzieci na arenie. Oczywiście te aktywności Joseph także uwielbiał, ale w ostatnich czasach już nie przymykano oka na bezczelne morderstwa, musiał więc znaleźć sobie zastępcze zabawy dla dużych chłopców. Koniecznie zespołowe; uwielbiał przecież towarzystwo ludzi, zwłaszcza na swoim poziomie prestiżowo-intelektualnym. A o takich było naprawdę ciężko w biurze Coin; Joseph przez większość czasu miał wrażenie, że Alma otacza się samymi półgłówkami, ślepo wierzącymi w czułą ideę odwetu na Kapitolu i w dobrodziejstwo samej pani prezydent. Argenta także zaliczał do tej mało szanowanej grupy, ale...był ważny, był przystojny i był niezwykle potrzebny w jego łańcuchu znajomości, więc przyjaźń z Blaise'm stanowiła czystą przyjemność. I ewentualny zysk, kiedy jednak Kapitolińczycy okażą się za tępi, żeby wysadzić reżim Rebeliantów w powietrze. Z dość gorzko megalomańskiej perspektywy Salingera ta cała wojna pomiędzy obecnymi a byłymi agresorami była szalenie groteskowym i bezsensownym...sposobem na wzbogacenie się i zdobycie pozycji. Szybkie, oczywiście niebezpieczne, ale kto by się tym przejmował, gdy posiadało się wielkich przyjaciół po obu stronach barykady. Ważna była zabawa i wartka rozmowa, tocząca się w tym potwornie czystym pomieszczeniu. Joseph przyjmował ją z nieznikającym z twarzy uśmiechem, przybierającym tylko na sile, kiedy Charles popłynął w metaforyczne wyznania miłosne. - Wybacz, jestem zajęty - powiedział prawie przejęty, opłukując dłonie z pachnącej truskawkami (powiew optymizmu piętro nad więzieniem?) piany. - Wspominałem, że mieszkam z dziewiętnastolatką? - dodał dość specyficznym tonem, jakby wyjaśniał najprostsze równanie. Oczywiste dla kogoś postronnego, bezpieczne dla samego Salingera i przyklejające mu odpowiednią łatkę. Nie osoby zakręconej na punkcie kogoś nieodpowiedniego, po drugiej stronie muru, a zwykłego przeciętnego faceta ze słabością do młodych-ślicznych-morderczych. Najwyżej w ewentualnej chwili chaosu zaszantażują go podcięciem Catrice gardła. Właściwie ta wizja nawet odrobinę go zasmuciła, nie na tyle jednak, by powstrzymać się od parsknięcia śmiechem zarówno na smutne wyznanie Blaise'a (chętnie poklepałby go po ramieniu i podzielił się doświadczeniami, przecież też kiedyś grał w drużynie odpowiedniej) jak i rozkoszne słowa Charlesa-primadonny. - Z tego co wiem, wszyscy gramy dla jedynej słusznej drużyny. Coin. - odparł po chwili bardzo pewnie, wycierając ręce w papierowy ręcznik i rzucając nim celnie do kosza na śmieci tuż obok Argenta. - Masz jakieś nowe informacje z pierwszej ręki? - spytał beztrosko Blaise'a, podchodząc już do drzwi i łapiąc swoją torbę z dokumentami. - Lowell, nie bądź ciotą, jeden drink po ciężkim tygodniu nikomu nie zaszkodzi. Zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie - rzucił prawie karcąco, oglądając się przez ramię, bo przecież oczywistym było, że się zgadza i że chętnie pozwiedza zakamarki argentowskiego mieszkania. Z drogim alkoholem w szklance. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Toaleta męska Sob Sty 25, 2014 4:02 pm | |
| Od kiedy to jesteś taki towarzyski, Argent? Próbował sobie przypomnieć kiedy ostatnio wdał się z kimkolwiek w przyjacielską pogawędkę, nie wspominając już o zaproszeniu do siebie. Mieszkanie Blaise'a, przejęte po jakimś Kapitolińskim urzędniku, nie powitało jeszcze w swoich skromnych progach żadnych gości. Najwyższy czas to zmienić. -Nie chcesz spędzać nocy samotnie, a jednak nam odmawiasz? - zapytał, spoglądając podejrzliwie na Charlesa - Ktoś to się chyba miota w zeznaniach, nie pochwalam. W zasadzie było już gotowy do wyjścia, a skoro Joseph przystał na jego propozycję, równie dobrze mogliby już wyjść, ale odmowa Lowella weszła mu na ambicję. Blaise za punkt honoru postawił sobie doprowadzenie go dziś do stanu wskazującego na spożycie. Pytanie Salingera przypomniało mu, co tak naprawdę rozegra się w jego mieszkaniu i szybko zanotował w głowie żeby jednak nie przesadzić dziś z alkoholem. Ten skubaniec w okularkach gotów byłby oskubać go z każdej rządowej tajemnicy, ale Blaise nie mógłby mieć mu tego za złe. Sam przecież zrobiłby to samo. -Być może mam kilka smaczków - odparł, starając się zabrzmieć wielce enigmatycznie - Ale toaleta nie jest najlepszym miejscem na ich przekazywanie. To jak, Lowell, chcesz zostać wtajemniczony? Ostatnia szansa, potem postaram się o odgórne polecenie wskazujące Ci moje mieszkanie jako destynację służbowej podróży. Pogratulował sobie w duchu tego żarciku i zaczął powoli kierować się w stronę wyjścia. Miało to zadziałać jak przynęta na Charlesa, bo powiedzmy sobie szczerze, któż oparłby się tym oddalającym się właśnie pośladkom? Cicho, wcale tego nie napisałam. Był pewien, że mężczyzna w końcu ulegnie i w myślach rozpoczął już odliczanie do tego momentu. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Toaleta męska Sob Sty 25, 2014 7:02 pm | |
| W co oni się pakowali i dokąd zmierzała ta cała rozmowa? To dobre pytanie. Charlesa także to zastanawiało. - Czyżby kryzys wieku średniego? - Zadrwił z Josepha uśmiechając się do swojego odbicia. - Czy może mała wpadka podczas przygodnego seksu? Czyżby szanowny Salinger trafił na typ „zagnieżdżaczki”?Zaśmiał się cicho, ponieważ wypowiedz bardziej kierował do Argenta niż do rudzielca. Wysłał mu porozumiewawcze spojrzenie. - Miało być miło tylko w jedną noc, a ona postanowiła zostać gotując ci obiadki. Zaczęła przygotowywać romantyczne kolacje, wyprzątała cały dom. Kilka dni i kończy się jakbyś miał żonę. Coś w tym stylu, prawda? Tyle, że - udawał na moment - podobno głównie gejowskie przygody tak się kończą… Jesteś pewien, że ta piękna panna nie ma może penisa? Mogło ci to umknąć? Nie wnikam w twoje zboczenia, ale powinieneś to przeanalizować. Może nie powinien był wchodzić na takie tematy w tym pomieszczeniu. Po pierwsze znajdowało się tam trzech facetów, którzy rzekomo nie zdawali się być sobą zainteresowani. W żadnym znaczeniu tego słowa. Szczególnie kładąc nacisk na aspekt pociągu seksualnego. Ewentualnie interesowała ich możliwość nowych wtyk, znajomości. Po drugie przed chwilą uśmiechali się nad pisuarami i beztrosko żartowali. Brzmiało jak opis jakieś taniej, mocno zakrapianej imprezy strice gejowskiej. Istniał jeden problem - wszyscy byli trzeźwi i całkowicie odpowiedzialni. Dojrzali i inne takie. Po trzecie mogło zostać to źle albo mylnie odebrane przez jego znajomych. W szczególności przez Blaise’a. Facet z Siódemki o żelaznym kręgosłupie moralnym… zapewne nawet nie zmieniający panien jak rękawiczki. W odróżnieniu od Josepha, spotykającego się z młodą panią albo panem (śledzenie w toku!), pewnie szukał prawdziwej miłości. Właściwe cała trójka mogła źle odebrać siebie nawzajem. W tym samym momencie zaczął się zastanawiać nad osobą Salingera. Zawsze idealnie ubrany, pełen ostrych żartów, z wyższością, może nie ukazującą jej jawnie, odnoszący się do wszechświata. Grając nieco głupiego, jednak wiedząc dokładnie, co działo się w rządzie. Idealny, lekko teatralny, rzekomo kochający Coin. Protekcjonalnie odnoszący się do orientacji Charlesa… jakby miał z tym problem? Czasem zachowywał się jak kryptogej. Co w sumie wypadało na całkiem zabawnie. - Chcesz nam coś powiedzieć? - Przeniósł porozumiewawczy wzrok na pana od gospodarki. Oczywiście zachował żartobliwy ton, ale nigdy nie można było być stuprocentowo pewnym. Nie wiadomo, czy skład powietrza to nie jakieś gówniane kłamstwo. Granie w drużynie Coin puścił mimo uszu. W ostatnich tygodniach wiele, naprawdę wiele zmieniło się w postrzeganiu nowych rządów, lepszego świata. Za bardzo zrozumiał niedolę ludzi z getta. Przynajmniej niektórych jednostek. - Wiesz Argent… życie jest skomplikowane. Jednak bardziej od życia skomplikowane są trójkąty. - Wypowiedział poważnym tonem i szturchnął go delikatnie z łokcia. „Proszę o pytania, jestem ekspertem”, co Lowell? - Toaleta to świetne miejsce. Oaza spotkań… i innych takich. - Zerknął na ciemnowłosego znajomego. W którym momencie wszystko zaczęło go aż tak bardzo bawić? Jeszcze dziesięć minut temu czuł się perfidnie, zupełnie bez energii. Męskie towarzystwo wpływało na niego kojąco. Śmieszne, bo nawet się nie przyjaźnili. Najwidoczniej potrzebował odskoczni od redakcji. Właściwe odskoczni od wszystkiego. - Panowie, śmiało, przodem. - Wykonał gest, który miał zachęcić ich do wyjścia. Uśmiechnął się, pokazując przednie zęby. Naprawdę nie miał zamiaru pić… dużo. Od tak, porozmawiać. Zdawało mu się, że Balsie wyznała staroświecką władza była w pewniej sposób podniecająca bądź sam do tego nie dążył. Uśmiechnął się głupkowato wychodząc na korytarz. I chyba miał rację. Wtedy w grę wchodziła potrójna stawka. | Zt. x3 Chyba, że chcecie jeszcze coś dodać. Mieszkanie Blejza. :> |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 4:08 pm | |
| W takie dni jak ten, naczelnik więzienia miał ochotę modlić się do nieistniejącego Boga o zesłanie mu więźnia, przeznaczonego do egzekucji, więc społecznie zbędnego - takich Ginsberg zwykł przetracać, wyżymać (jak w pralce?) i odsyłać jak zutylizowanego śmiecia prosto na śmierć, która okazywała się wybawieniem. Nie od zgrozy czasów obecnych, wszak panował ład i porządek - wilk był syty, a owce zarzynane - ale od poczucia wstydu, którym owi więźniowie zdawali się promieniować. Zupełnie jak po bombie jądrowej, nic dziwnego, że Gerard miał zwyczaj uważać się za władcę wszelkiego stworzenia i korzystać obficie z dóbr naturalnych Panem. Każdy dystrykt specjalizował się w innej dziedzinie, stolica była dla niego królestwem rozpusty i wolności, którą wyznaczały sztywno rany więzienia. Opuścił je popołudniu, żegnając się czule z córką i upewniając siebie (a przy okazji ją), że każda próby ucieczki skończyłaby się zawiśnięciem, więc powinna mieć się na baczności i nie postępować idiotycznie. Była już dorosłą, gdzieś zatracił dziecko, które z dumą siadało na ojcowskich kolanach (a potem klęczało na własnych) i nie mógł przyjmować tego zupełnie na chłodno. Co oczywiście, bardzo go niepokoiło. Wszelkie zmiany nastroju traktował jak dopust Boży, skutkujący albo większą dawką przemocy (nikt nie współczuł pani architekt) albo solidniejszą porcją seksu, którym zwykle kończył swój dzień. Oba te warianty mógł spełnić za jednym zamachem i ekonomicznie - dziwne, że myślał o gospodarce, zajmując się monotonnym poszukiwaniem Vincenta i dostając ataku zimnej furii na wieść o tym, że już wyszedł. Nie wnikał w życie prywatne rządowych - to było doprawdy cudowne, że większość łudziła się nadal, że uda się im ugrać wielką, zakazaną miłość w kuluarach albo poświęcała się w imię ostatnich człowieczych odruchów. Tacy ludzie zbyt szybko wpadali, a degradacja najwyższego (i do niedawna przyjaciela) była prawie równie rozkoszna, co znęcanie się nad brudną wszą z KOLC-a. Całe szczęście, że obecnie się zabezpieczał, bo nie wyobrażał sobie, co ci biedni chłopcy noszą w swoich posiniaczonych ciałkach. Zwykle niechętnych, ale przecież zabawa rozpoczynała się dopiero wtedy, gdy struna była odpowiednio napięta; przejął artyzm po ukochanej żonie i niemal z rozrzewnieniem wspominał jej gniew, gdy zorientowała się, że już nie wróci. To pewnie przez te wspomnienia i nagłe powroty (Maisie) czuł się tak silnie wyobcowany, gdy przemierzał korytarze siedziby Coin, pamiętając, by uśmiechać się szeroko do każdego przechodnia, zupełnie jakby sugerował im jednym spojrzeniem, że niebawem będą mieli okazję poznać się bliżej. Tylko takie znajomości cenił, tylko takie były warte zapamiętania, a cała reszta nikła w czeluściach jego umysły, napakowanego nowymi wydawnictwami, nie ludźmi, którzy kiedyś mogli mu się przydać. Nie kolekcjonował przyjaciół, strach przynosił więcej pożytku, więc miał opinię nieco wywyższającego się. Ale to była tylko plotka, był przecież u siebie, czując jak wzmaga się jego irytacja na widok nieznajomych twarzy i prób nawiązania kontaktu. Nieudanych, wszedł do łazienki tylko po to, by w spokoju zapalić (wszędzie dyndały te chore zakazy) i omal nie potrącił z impetem kogoś kogo nie chciał spotkać. Ani dziś, ani jutro, ani w kolejne Ćwierćwiecze po Igrzyskach. Nic dziwnego, że ekonomia siała mu w głowie zamęt i powodowała chęć tortur u potencjalnego więźnia. Dobrze wiedział, że Joseph jest pierwszy na liście tych, których chętnie zobaczyłby na pryczy. Przywiązanych, nago, buntującego się tak mocno, że musiałby zatkać mu usta, najlepiej sobą. Uśmiechnął się, podchodząc do umywalki i wyciągając papierosa, mógł patrzeć w lustro, by widzieć wyraźnie jego twarz w zwielokrotnieniu. Brzydką, cały być obleśny w swoim mundurze człowieka prawego i oddanego Coin. Chętnie skopałby go tylko po to, by wydał się bardziej pociągający, ale zamiast tego miał wrażenie, że zaraz wywoła pożar jedną zapałką. Trzy lata, duchy przeszłości powracały ostatnio jak bumerang, wywołując u niego jeszcze większą falę agresji - prologu najbardziej dobitnej przyjemności. - Salinger - kiwnął głową, nareszcie odwracając się w jego stronę i DOKŁADNIE go rozbierając wzrokiem, tak jak wtedy; zero wstydu czy zażenowania, czyste pożądanie w tych dzikich oczach, którego nie musiał przecież taić, byli w miejscu publicznym. Co z tego, że spóźnił się o całą minutę, a mogliby powspominać głębiej. |
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 5:21 pm | |
| Nuda. Marzenie większości osób, którym przyszło żyć we współczesnym Panem. Żadnych niebezpieczeństw, głodu, szalonych przygód, niebezpiecznych misji, wyczerpujących romansów i Strażników (not anymore) czyhających na życie bliskich. Stagnacja, marazm i rutyna - tym własnie stało się ostatnio życie Josepha, odpowiedzialnego urzędnika przed czterdziestką, brnącego przez sterty papierkowej roboty w swoim przestronnym biurze. I nie, wcale nie czuł się z tego powodu źle, nie przechodził żadnego kryzysu wieku średniego ani nie ubolewał nad przeciętnością swojej marnej egzystencji. Wręcz przeciwnie, zawsze marzył o miejscu, w którym się właśnie znajdował. Niekoniecznie chodziło tutaj o te konkretne fizyczne kilkanaście metrów kwadratowych - nigdy nie podobała mu się Coinowa, bunkrowa architektura - raczej o...zaplanowany szczebel kariery. Wystarczająco blisko samego szczytu, ale również na tyle daleko, żeby w razie gwałtownego przewrotu nie zostać pobłogosławionym strzałem w tył głowy. Joseph przeżył jedną Rebelię i doświadczenie tamtego szalonego okresu tylko wzmogło jego względną paranoję na punkcie bezpieczeństwa. Które przecież odczuwał teraz niemal stuprocentowo, oddzielony od ewentualnych buntowników i zamachowców morzem, kuloodpornymi drzwiami i swoją...nieistotnością. Idealne, spokojne miejsce dla kogoś tak egoistycznego, tchórzliwego i interesownego jak Salinger, chociaż i on miał swoje gorsze dni. Takie jak ten obecny; denerwowało go wiosenne słońce (nie znosił wiosny i lata, bóle głowy stawały się nie do zniesienia i czasem żałował, że nie jest całkowicie ślepy), brak wiadomości od ludzi wysłanych na misję do Trzynastki (chociaż nie do końca wiedział, czy wizja śmierci Argenta bardziej go cieszyła czy wprowadzała w stan melancholii), sterta papierkowej roboty i - do czego się nie przyznawał - Lennart. Nie chciał wyjść z jego głowy, mimo definitywnego (ehę) zakończenia znajomości. Niezdrowej, pogrążającej Josepha zupełnie i jednocześnie na tyle ważnej, że nie potrafił z niej zrezygnować i poddawał się swoim idiotycznym odruchom, narażając się jednocześnie na niebezpieczeństwo. Bezsensowne, nadstawiał karku dla...skończonego głupka, bawiącego się w ruch oporu. Do tego artysty. Cudownie. Los nie mógł być bardziej dowcipny, strzelając w Josepha wyjątkowo zatrutą strzałą...nie, nie, nie miłości. Ogłupienia. Zdecydowanie. Myślał o tym wszystkim zbyt namiętnie, ale na szczęście pulsująca tępym bólem głowa postanowiła przerwać te masochistyczne wyzywanie się od imbecyli i późnym popołudniem zaczęła boleć tak naprawdę. Joseph ostatnio rzadko miewał migreny, ale jeśli już się pojawiały, to ścinały go z nóg w spektakularny sposób i niezwykle szybko. Kiedy więc obraz zaczął mu się zamazywać i przed oczami zaczęły wykwitać różnokolorowe błyski postanowił dać sobie spokój ze wszystkim. Wyszedł więc ze swojego gabinetu, zrzucając całą papierkową robotę na asystentkę i...naprawdę zamierzał wrócić prosto do domu. Ciało jednak pokrzyżowało jego plany, bo zanim zdążył zejść piętro niżej ból nasilił się na tyle, że jedynym wyjściem było zamknięcie się w toalecie i skorzystanie z niekoniecznie legalnej dawki morfaliny. Ulgę poczuł prawie od razu, dalej jednak oddychał ciężko, kiedy obmywał twarz lodowatą wodą, ściągając na chwilę okulary z twarzy. Najchętniej po prostu włożyłby głowę pod kran i zasnąłby na chłodnych płytkach, ale czekała go jeszcze długa droga do mieszkania, a nie chciał przecież spotykać kogokolwiek i silić się na słodkie pogawędki, które przecież musiał uskuteczniać, by nie stracić pozycji. I etykietki człowieka nieszkodliwego, sympatycznego, towarzyskiego i reprezentującego wysokie wartości. Cóż, widocznie szczęście nie mogło utrzymać się przy Salingerze długo, bo usłyszał kroki i znajomy głos. Ostatniej osoby, którą chciałby spotkać: Gerard wyprzedał na tej liście każdego żyjącego człowieka, ale Joseph był pewien, że nie tylko u niego zajmuje tak wysokie miejsce. Prawie każdy wypowiadał się o Ginsbergu z mieszaniną przerażenia i obrzydzenia, jakby był jakimś mitologicznym potworem, któremu należy się jednak chory szacunek. Joseph jednak nie poznał go z takiej strony; właściwie nie pamiętał dokładnie okoliczności w jakich wymienili uściski dłoni i imiona - chociaż może nawet tych kulturalnych wymogów nie spełnili? Tamte, całkiem niedawne zresztą, chwile po zwycięstwie rebeliantów ogniskowały się tylko na kilkunastu długich minutach. Napięcie, szczęście, morfalina albo alkohol, mocne ręce, zejście napięcia, chęć odreagowania długich tygodni walk i niebezpieczeństwa i...skłamałby, gdyby powiedział, że tamta gra wstępna do rządów Almy Coin nie była najdoskonalszą, jaką kiedykolwiek przeżył. Ryzyko, zupełnie nieznajomy mężczyzna, propozycja wspólnego świętowania i drapieżne, gorące pocałunki, które zakończyła wiadomość od pani prezydent. Rozkoszne wspomnienia, którymi mogliby się teraz z Gerardem dzielić, gdyby nie charaktery obydwu mężczyzn. Unikających się raczej od tamtego czasu, ale doskonale pamiętających tamten wieczór. Co do tego nie miał wątpliwości, dalej widział (a właściwie czuł) na sobie to spojrzenie. Nie zareagował jednak zupełnie, prostując się nad umywalką i wytarł powoli twarz, zakładając nieodłączne okulary, przy okazji ostrożnie badając opuszkami palców swoje skronie. Dalej czuł dziwne pulsowanie i zaciskającą się obręcz, ale ból na razie odpłynął, pozostawiając jednak Josepha niepewnego, nieco nieprzytomnego i skołowanego. Idealny stan na konfrontację ze swoim przypadkowym...rozmówcą sprzed niecałego roku. - Ginsberg - odparł w końcu powoli, odwracając się od lustra i posyłając mu dość wymuszony uśmiech. Przy każdym innym grałby swoją rolę, ale przy Gerardzie nie musiał udawać. - Nie wierzę, że wypełzłeś ze swojego więzienia. Ale...niech zgadnę, zgarniasz więcej więźniów od Almy? - spytał siląc się na obojętny ton, sięgając raz jeszcze po papierowe ręczniki, którymi wytarł palce i plamę krwi na przedramieniu, którą zauważył dopiero w tej chwili. Nigdy nie lubił strzykawek. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 6:17 pm | |
| Nigdy nie rozpamiętywał swoich partnerów (partnerek?) seksualnych. Nie chodziło o ilość, choć legendy miejskie wieszczyły mu rolę strzygi, która napada praktycznie na każde młode istnienie w Panem, ale o fakt skupiania się na przyszłości, która była ciekawsza. Nikogo nie obchodzili wczorajsi zwycięzcy (dosłownie?), tonący w marazmie... Bólu, orgazm fundował tylko nielicznym. Ginsberg stosował się do tej zasady idealnie, brnąc dalej w przypuszczenia ludu o sporządzaniu krwi z dziewic i kąpieli, cenił urok nowości i rzadko zadowalał się tym co używane. Dlatego istnienie w jego życiu Josepha było absolutnym precedensem, który potrafił jednak bardzo łatwo wytłumaczyć, nie łamiąc swoich świętych zasad o nietykalności przerżniętych, smutnych ludzi, którzy próbowali udowodnić sobie, że to nie jest plama na honorze. Salingera nie dostał, ot, cała zagadka wieku późnego, która skutkowała unikaniem go z równym zapałem, co pieprzeniem chłopców na pryczach. Miał wrażenie, że nie jest osamotniony w tej dziwnej zabawie (jaka frajda, gdyby ścigali się nago) i mógłby go nawet polubić za tę wrodzoną dyskrecję, ale zamiast tego czuł się tak, jakby ktoś podłączył go do prądu elektrycznego. Za wcześnie, przypuszczał, że mógłby skończyć tak swój żywot, wybierając tę metodę śmierci, a teraz spalał się dosłownie za życia, żarząc płomieniem najstarszego uczucia na świecie - czystej, prymitywnej żądzy, która w czasach prehistorycznych mogłaby zakończyć się pociągnięciem go za włosy do jaskini i ukojeniem wewnętrznego głodu. W przypadku czasów współczesnych, czuł się jedynie wściekły, próbując hamować instynkty. To było zabójcze dla człowieka, który zwykle im ulegał; nie umiał więzić swojej pierwotnej natury, zwykle zaspokajał najbardziej prymitywne potrzeby, nie bacząc na konsekwencje czy szumne uczucia podmiotu, z którym dzielił się spermą, krwią i potem, nigdy łzami, nie płakał nawet z mocnego orgazmu, który pewnie byłby jego udziałem, gdyby nie Alma Coin i jej Rebelia, zakończona zwycięstwem. Dobrze pamiętał z kim i w jakich okolicznościach wznosił toasty, brnąc w coraz bardziej zakręcone, erotyczne gierki, skutkujące fantomowym uczuciem czyichś wąskich ust zaciskających się na jego języku. I tak wolałby zupełnie inne miejsce, i tak ta słodka scenka została przerwana i stał przed nim teraz kolega z rządu, którego nie mógł przycisnąć beztrosko do drzwi, ponawiając mocne ruchy oralne. Jakkolwiek to smakowicie rysowało mu się przed oczami, cierpiał na wybujałą fantazję - dosłownie widział jak kupka jasnych włosów Josepha ląduje w jego garści, kiedy zaspokaja jego ciekawość w jedyny, możliwy sposób. Otrząsnął się, chyba pomogła woda, której wypił odrobinę za dużo, sięgając znowu po fajkę, nie ją powinien umieszczać w ustach, ale nie miał wyboru i teraz myślał tylko i wyłącznie o rześkim dniu za oknem i o obowiązkach, które zaraz zakończą się nieco strażą w więzieniu. Jego ulubiona pora pracy - więźniowie byli wyrwani ze snu, dziecięcy i przekonani, że spotyka ich stwór z bajek, o których szeptała im niania. W Kapitolu mieli dziwne praktyki wychowania dzieci, powinni od razu zaszczepiać w nich podejrzliwość i chęć przetrwania za wszelką cenę. Tę lekcję z całą pewnością przyswoił sobie jego towarzysz (nie)doli, który wreszcie odwrócił się w jego stronę - szczerze mówiąc, wolał konfigurację od tyłu i założył okulary, które chętnie stłukłby mu o umywalkę. Nie był jednak agresorem, a uprzejmym urzędnikiem, który wszystkich w więzieniu witał odpowiednio i rzadko opowiadał o swojej pracy poza jego murami. Może dlatego cofnął się o krok - przecież nie z powodu chęci wylizania mu plamki krwi językiem. - Zawsze uważałem, że to goście wpadają do gospodarza, nie na odwrót - odpowiedział więc, odgarniając coraz dłuższe pasemka i dalej skanując uważnie jego twarz i ręcznik, który wylądował w koszu. Całkiem udana próba złapania kogoś na gorącym (bardzo) uczynku? Sięgnął odruchowo do kieszeni jego spodni, przeszukując go bardzo dokładnie i nadal patrząc w jego oczy. Szkoda, że nie widział rozszerzonych źrenic, ale wyczuł przyśpieszenie akcji serca. Po prochach? Stare tradycje brały górę nad ostrożnością, miał ochotę spoliczkować go jak krnąbrnego nastolatka, który zaprzepaszczał karierę dla czegoś tak nieistotnego jak chemiczna litość, wlewana dożylnie. Równie dobrze już mógłby się z nim witać w odpowiedni sposób. - W siedzibie nie zostawia się strzykawek. Jeśli ktoś szuka na ciebie haka to pobierze odciski palców. Nie takie historie widziałem, a wtedy staniesz się moim gościem - wypowiedział jawną, groźbę, ostrzeżenie, obietnicę? Wszystko naraz, przesunął palcami po wewnętrznej, pustej stronie kieszeni i zabrał dłoń szybko, zupełnie jakby parzyła, a przecież byli kumplami, zjednoczonymi pod sztandarem Almy.
|
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 6:42 pm | |
| Mógłby przyklasnąć temu filozoficznemu stwierdzeniu - gość w dom, bóg w dom? - posłać uprzejmy uśmiech i kulturalnie go wyminąć, ale wiedział, że nie byłoby to takie proste. Za dużo elektryczności w powietrzu, nakręcającej, ale i niebezpiecznej, w ten ukochany, salingerowski, podły sposób, śmierdzący spalonym mięsem. Okropność, zawsze był wrażliwy na zapachy a w czasie migreny zmysł węchu wzmacniał się mu po stokroć, mógłby więc przysiąc, że czuje od Ginsberga wątpliwie przyjemny aromat wilgotnego więzienia i ostrą woń płynów ustrojowych. Mogło mu się zakręcić w głowie, zacisnął więc odruchowo dłoń na krawędzi umywalki, z całych sił próbując przywołać na twarzy uprzejmy, obojętny uśmiech, jakim obdarzał anonimowych asystentów z drugiego piętra. Oferujących mu kawę, nudnych i zupełnie niegroźnych, chociaż nigdy nie lekceważył drugiego człowieka, nawet jeśli był w hierarchii wartości na naprawdę niskiej pozycji. Inaczej przecież było z Ginsbergiem, zaufanym Coin i naczelnikiem więzienia. Duża władza, jeszcze większa odpowiedzialność, masa pracy (buntowników nigdy nie brakowało i byli mało sprytni) i niesamowite plotki, które docierały także do uszu Josepha. Sam nigdy nie dzielił się opiniami o Gerardzie. Miał swoje zasady a oprócz tego mało kto uwierzyłby w niemalże nastoletni makeout sympatycznego doradcy gospodarczego z tym więziennym psychopatą. Niedojrzałe, niesmaczne i niemożliwe. Nawet sam Joseph z perspektywy czasu uważał to za jedno z największych potknięć - nigdy nie uprawiał seksu z przypadkowymi osobami (niebezpieczne a przecież nie lubił ryzyka), ale widocznie radość z przeżycia Rebelii była naprawdę ogłupiająca. Na tyle, że musiał teraz dystansować się zupełnie, sztywniejąc jednak, kiedy Gerard wsunął mu ręce do kieszeni. - Powinieneś spędzać więcej czasu poza więzieniem, widzę, że przeszukiwanie weszło ci w nawyk - powiedział dość oschle, nie odsuwając się jednak ani nie zabierając jego ręki. Każdy bezpośredni kontakt fizyczny byłby ciężki psychicznie, postanowił więc dalej ignorować reakcje swojego ciała i jak najszybciej ewakuować się z łazienki. - I protekcjonalne traktowanie równych sobie - dodał odrobinę spokojnie, jakby zaznaczając, że nie jest kolejnym głupim więźniem, dającym się zastraszyć perspektywą pożarcia przez Ginsberga. Chyba trochę nie wierzył w te wszystkie mrożące krew w żyłach opowieści o naczelniku więzienia, wyrywającym paznokcie i zabawiającym się z schwytanymi chłopcami. - Morfalina do celów medycznych, wątpię, żeby Coin pozbyła się mnie z takiego powodu - zakończył prawie nonszalancko i nawet udało mu się w końcu uśmiechnąć, jakby odwracał uwagę od zdrętwiałego ciała i niewidocznej gęsiej skórki. Przez ból, na pewno; marzył teraz o wsunięciu się do łóżka i straceniu przytomności. Bez snów, nawet tych względnie erotycznych.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 7:16 pm | |
| Łapanie kogoś w toalecie i zmuszanie do czynów lubieżnych było niczym szczególnym. Zwłaszcza w tej rozpasanej społeczności, której nie powściągnęła nawet wojskowa skromność z Trzynastki. Przecież większość rządowych prędzej czy później oddawała się brudnym uciechom, dając sobie wolne od moralności również wtedy, kiedy zamykały się za nimi drzwi do alkowy. Albo do męskiej łazienki w budynku władzy, w którym wprawdzie za plecami nie czaiła się Alma (kto wie?), ale i tak mogli zostać przyłapani jak chłopcy, a wtedy nawet Gerard spłynąłby rumieńcem, wycierając spermę z jego policzka. Zaczerwionego, zsiniałego, zupełnie jakby po wszystkim mógł go podeptać wojskowym butem, Joseph wyglądał na takiego, który lubi się prosić, choć plotki niosły jego inny, zniekształcony obraz. Nie zamierzał jednak pogrążać się w chorych domysłach, te jego umysł produkował sam, za wiele bodźców atakowało wewnętrznie wrażliwego Ginsberga, gotowego oddać pozycję, żonę i córkę za orgazm, w którym każdy zmysł ze sobą współpracuje. Poczuł to tylko raz... i tylko raz skazał stwórcę tego dobra na potępienie, zsyłając go do siedmiu kręgów piekielnych za pomocą sznurka i donosu, bardzo słusznie ten gospodarczy pionek się bał, wyczuwał to dokładnie w ruchach jego ciała i mało brakowałoby, a zacząłby po dziecięcemu się przekomarzać z nim, rozbierając go jednocześnie ze wstydu, jak i z munduru. Ciekawe, czy wtedy zacząłby niepotrzebnie się rzucać czy przyjąłby to jako konieczność. O tym właśnie myślał, przeszukując dokładnie jego kieszeń i uzbrajając się w arsenał wrodzonej ostrożności, która znikała przy dotyku bezpośrednim - nie był entuzjastą dystanasu; uwielbiał poznawać ciało ludzkie i to chyba była jedna z jego największych miłości, ale i słabości. Zamiast skupiać się na planie kolejnego dnia (rozmowa z Vincentem musiała przynieść jakieś rozwiązanie) skupił się na reakcjach istoty oddychającej śpiesznie. Bał się, że coś znajdzie? Nie miał cienia wątpliwości, że Joseph jest bardzo oddany Almie - co czyniło go jeszcze bardziej oślizgłym i pociągającym. Tak bardzo, że czuł krew, która przepływa przez jego żyły. - Co innego weszło mi w nawyk, ale to chyba nie jest twój interes - zaakcentował ostatnie słowa, patrząc wprost na jego spodnie, dość buntowniczo, czerpał siłę z jego formalnej odsłony, która budziła w nim politowanie. Nie zamierzał się przecież z nim bawić w strażnika... i strażnika? Stali po jednej stronie barykady, Ginsberg rozpychał się łokciami, chcąc go powalić na kolana. - Czujesz się potraktowany protekcjonalnie? Biedny chłopiec - zakpił w żywe oczy, przysłonięte wprawdzie ciemnym szkłem, ale z całą pewnością wpatrzone w niego. Uśmiechnął się wyrozumiale. - Pozbyć? Nie. Przesłuchać? Tak. To dobra rada - przyjacielska - wytłumaczył z błyskiem w oku, zsuwając mankiet jego koszuli, przecież nie zamierzał straszyć go więzieniem jak dziecko straszy się potworem z szafy. Joseph był bezpieczny i nietykalny, chyba, że poprosi.
|
| | | Wiek : 37 lat Zawód : prowadzę gospodarkę Panem
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 7:50 pm | |
| Męskie pogawędki w łazience kojarzyły mu się głównie pozytywnie - ot, rozkoszna okazja do powymieniania plotek, dyskretnego upewnienia się, że wielkość interesu mieści się w średniej krajowej i szansa na rozmowę bez podsłuchu. Trochę naiwnie, Coin na pewno dbała o swoje bezpieczeństwo i Joseph święcie wierzył w to, że w paprotce przy umywalce jest jakaś pluskwa, ale...przecież nie miał nic do ukrycia, żadnej myślozbrodni, tylko niepozbierane, chaotyczne odczucia i tak nieco stępione przez morfalinę. Bez niej pewnie cierpiałby męki niechcianej erekcji i upodlającego zażenowania, ale na szczęście obyło się bez tych cudacznych reliktów wieku nastoletniego. Zwykła rozmowa dwóch dorosłych mężczyzn, starych znajomych z chwiejnych czasów, podających sobie teraz pomocne...dłonie. Dobrze pamiętał ręce Gerarda, wtedy zniszczone, ale mocne, pewne, dotykające jego ciała tak, jakby sam je stworzył. Doświadczenie albo prosta biologia - działali przecież tak samo i sam Joseph zawsze twierdził, że prawdziwą przyjemność może sprawić tylko ktoś tej samej płci. Oczywiście nie afiszował się ze swoimi poglądami, był tylko prostym chłopcem z dystryktu, który za wcześnie wstąpił w wojskowe szeregi i wyuczone tam zachowania przeniósł na późniejsze życie. Nie narzekał, posiadanie żony i dzieci w tych czasach wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem, płaczem i wiecznym niepokojem; wiodąc samotniczy tryb życia mógł koncentrować się wyłącznie na sobie. I nie zastanawiać się nad tym, co kryje się w głowie Gerarda, kiedy TAK na niego patrzył. Może ktoś normalny byłby przestraszny, ale Joseph raczej oślepł (dosłownie i w przenośni?) i dalej uśmiechał się jak zaćpana ofiara losu, przyłapana w toalecie na spożywaniu niedozwolonych substancji. - Udam, że nie rozumiem twoich aluzji - postanowił w końcu po dłuższej chwili, na sekundę zagryzając wargę, kiedy mężczyzna znalazł się za blisko. Granica intymności została przekroczona, chętnie odsunąłby się do tyłu, ale to oznaczałoby porażkę. Zrobił więc krok w przeciwną stronę, omijając go i kierując się w stronę drzwi, dalej z dreszczami przebiegającymi wzdłuż kręgosłupa. - Dobrze mieć tak opiekuńczych przyjaciół - zaczął powoli, odwracając się przy drzwiach i oddychając odrobinę ciężej. - Chętnie powspominałbym z tobą dawne czasy, ale boli mnie głowa. - zakończył, posyłając mu w końcu szczery uśmiech razem z dość kobiecą wymówką, która raczej nie przeszkadzała jego więźniom. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Toaleta męska Sro Mar 26, 2014 11:31 pm | |
| Wpadanie w ciąg erotycznych skojarzeń i wspomnień nikomu nie wyszłoby na dobre, więc Gerard nasycał się nimi tu i teraz, pamiętając o przygruchaniu sobie jutro chłopaka do ostrego rżnięcia na biurku i nie zastanawiającego się nad tym, co stanie się z Salingerem i czy po kilku głębszych nie spotkają się w gejowskim klubie, gdzie w darkroomie uścisną sobie nie tylko ręce. Przecież chodziło tylko i wyłącznie o ów dreszczyk emocji, który sprawiał, że spojrzenie Ginsberga było ostrzejsze, a myśli bardziej klarowne. Być może, Joseph przeżywał teraz uroczy prawie coming- out, ale Gerard nie zamierzał wdawać się w żadne dyskusje biologiczne, chemiczne czy fizyczne (grawitacja?), bo nigdy nie zadawał sobie tak błahych pytań. Utwierdził się jedynie w przekonaniu, że omijanie Josepha wielkim łukiem było dość żałosne, bo mógł przecież bez obaw porażenia prądem spinać mu mankiety i dopilnować, by prezentował się godnie, będąc pod biczem Almy. Ciekawe, czy ona posiadałaby więcej żaru niż ten zaćpany współpracownik, który mierzył go obojętnym spojrzeniem. Nie zareagował na nie wcale, będąc skupionym nie tyle na aluzjach (nie był mistrzem podrywu w kurorcie Coin), ale notowaniu w pamięci kolejnych szczegółów w teczce Josepha Salingera. Nie chodziło przecież o to, że zamierzał na niego donosić, brzydził się podobnymi rozwiązaniami (jasne), ale o dobre poinformowanie, które obecnie było bardzo przydatne. Nikt nie wiedział, kiedy najbardziej {i]oddany[/i] przyjaciel zamieni się we wroga, którego i tak zwykł traktować lepiej niż najbardziej pomocnego kumpla. Być może dlatego Salinger uciekał tak prędko jakby był gonionym króliczkiem, Ginsberg był jednak za stary na pościgi za nieświeżym mięsem, więc wzruszył ramionami, pozwalając mu odejść bez słowa. Zwykle był małomówny, ale teraz przeszedł sam siebie, ignorując jasne przeświadczenie, że kolejny rządowy wpadł w nałóg i to niekoniecznie chodziło o strzykawkę z kosza. Smutne, Josepha czekałoby pewnie ciepłe przyjęcie w więzienie, tym razem jednak wyłączając pana naczelnika.
zt |
| | |
| Temat: Re: Toaleta męska | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|