|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Sob Mar 01, 2014 2:11 pm | |
| Rose nie zawsze była agresywna. Zachowywała się tak tylko wtedy, gdy musiała lub gdy miała zły humor. Czasem naprawdę była względna i do zniesienia, w porywach nawet miła. Dobrym tego dowodem jest fakt, że nie wszyscy od niej oberwali, w przejawach swej wspaniałomyślności, albo też lenistwa, oszczędziła ich. Idealny przykład na to, że gdzieś w głębi jej zagubionej i poszarpanej od wiatru samotności duszy jest ta szczypta empatii, która lubi pojawiać się w sposób niespodziewany i niecodzienny. Każdy jest inny, byłoby nudno, gdyby wszyscy byli tacy sami. A fakt, że Garroway jest wyjątkowo ciekawym ewenementem to inna sprawa. W dniu, który zapoczątkował ich pokraczną znajomość, miała wyjątkowo przykry humor. Była zła, bardzo zła, na wszystko. Otóż, gdy nasza Rosemary ma zły humor, nawet powietrze jest zdolne ją wkurwić. Gdyby dodać do tego to, że fatalnie reaguje na wszystkie synonimy do słowa "skośnooka" skierowane w jej stronę, całe zajście tłumaczy się samo przez się. Poza tym drobnym dodatkiem był fakt, że nie do końca wtedy była trzeźwa. Takie życie. Potem zabawiła w Violatorze na dłużej, budząc jakiś ogólny strach i grozę, ale taka była jej rola, a Frans nawet był z tego powodu szczęśliwy, bo nikt nie chciał skopać mu dupy. Przyzwyczaiła się jakoś, bo jak zwykle było jej z tego powodu bardzo wszystko jedno. Odwróciła wzrok, bo nie przepadała za kontaktami w jakikolwiek sposób. Nie lubiła zbyt długo patrzeć w czyjeś oczy. Mogła udawać, że to robi, chociaż patrząc na brwi. Ale nie potrafiła znieść czyjegoś spojrzenia zbyt długo. Często wodziła wzrokiem po ścianach, podłodze, byleby uciec od ludzkich oczu. Ale teraz Rose również miała ważniejsze rzeczy na myśli. Na przykład, dlaczego ta ściana jest taka twarda, bo od kopania ją przecież palce bolą. Ale nie przestanie kopać, bo nie, to wina ściany, że jest twarda. Chociaż w sumie ból jest otrzeźwiający, bo jego odczuwanie to oznaka życia. Momentami Rose wydawało się, że przeżyła już chyba wszystko, choć oczywiście to gówno prawda, i czas na skończenie wędrówki po tym padole rozpaczy, ale tak naprawdę kurczowo trzymała się każdego tchnienia, bo przecież każde z nich mogło być tym ostatnim. I naprawdę sądziła, że jest prowodyrką wszystkich nieszczęść, które mają miejsce w okół niej. To nie było jakieś sztuczne wrażenie. Po ciemku, leżąc obwinięta kołdrą po same uszy, winiła się za wszystkie krzywdy wyrządzone innym, nawet jeżeli nie brała w nich udziału. A świadczy to o tym, że nasza Rose nie do końca jest normalna. Nie zareagowała gwałtownie na uścisk chłopaka, o dziwo nawet nie czuła się źle. Może trochę nieswojo, nie przepadała za tuleniem się, więc rzadko miała z tym styczność. Ale teraz naprawdę jej to nie przeszkadzało, a nawet się lekko, praktycznie niewyczuwalnie wtuliła. Słuchała w uwadze jego historii, trochę zagmatwanej i poplątanej. Zrozumiała, że to jego historia dopiero po ostatniej linijce. Odwzajemniła jego blady uśmiech, nie mówiąc nic przez dłuższą chwilę. - Wiesz, co? - powiedziała w końcu, kładąc otwartą dłoń na jego torsie. - Ja też opowiem ci pewną historię. Otóż, była sobie pewna dziewczynka. I ta dziewczynka przez pewien czas żyła sobie spokojnie, choć nie miała wielu przyjaciół. Ale po pewnym czasie wszystko się zrujnowało. Najpierw z jej życia zniknął ktoś ogromnie ważny. Potem musiała podjąć bardzo przykrą decyzję, przez którą opuściła ją kolejna bardzo ważna osoba. - zatrzymała się, słysząc, że jej głos zaczyna się łamać. Zacisnęła palce na koszuli Mathiasa i westchnęła, kontynuując. - I od tej pory ta dziewczynka była bardzo samotna. Nawet jeżeli wydawało się, że ma wszystko, że wygrała życie... Nie miała nic. Choć dookoła niej kręciło się wielu ludzi, naprawdę nie było nikogo. Od innych zawsze dzieliła ją ściana, która z pozorów nie blokowała jej, ale w rzeczywistości tak było. I wiesz, ta dziewczynka wie, że to wszystko jej wina. - mruknęła, znowu zatrzymując się i lekko przygryzając wargę. - Jest strasznie samotna. Często gada do siebie, bo tylko tak może wyjawić swoje uczucia. Boi się, że ją ktoś zrani, więc się odsuwa od innych, chowa za tą swoją ścianą. Ale tak naprawdę w ten sposób robi to, od czego ucieka. Krzywdzi się cały czas, nawet jeśli tego nie chce. - podniosła głowę i spojrzała Mathiasowi w oczy, uśmiechając się blado. - Ta dziewczynka też jest już dorosła. I co dziwne, nie chce żyć, właśnie dlatego, że nie potrafi. - dodała chrypliwym głosem, jakby ze szklącymi się od łez oczyma, ale w istocie nie potrafiła wydusić z siebie żadnej kropli. I w końcu spuściła głowę. Nie wytrzymała długo jego spojrzenia. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Apartament służbowy Sob Mar 01, 2014 8:41 pm | |
| Nie wiedział, o czym myślał, kiedy rzucił tą z pozoru niewinną propozycją, bo historia, którą prawie, że wyrecytował ze ściśniętym gardłem, jakby znał ją na pamięć, choć w rzeczywistości powtarzał to, co mu ślina na język przyniosła, przyniosła kolejną falę niepokoju, tak obezwładniającego i pozbawiającego jakby tchu, świadomości, że przez moment zdołał zapomnieć, że trzyma w ramionach Rosemary Garroway. Choć z pewnością swego czasu marzyło o tym pół Kapitolu, ale to już inna bajka, no tak – fakt, że doceniał tego, jaki z niego farciarz, prawda? Chociaż w przeciągu ostatnich kilku dni inne rzeczy chodziły mu po głowie i zaprzątały czas, jak chociażby podtrzymywanie woli przetrwania czy skrobanie paznokciem po suficie, bo przecie, jakże inaczej, to takie fascynujące zajęcie. Obecnie stał oparty plecami o tę jakże fascynującą zimną ścianę, obejmował młodą kobietę, którą jakby ledwo kojarzył, ale z jakiegoś nieznanego mu powodu słuchał jednocześnie zastanawiając się nad tym, jak odebrała jego opowieść. Stąd wynikał ów dziwaczny lęk, ze świadomości, że mogłaby tego nie zaakceptować. Oczywiście, że w jego charakterze nie leżał lęk o takie błahostki, ale w tym momencie chciałby, nie wiedząc nawet czemu, żeby pomimo wszystko przyjęła to, w jakikolwiek sposób, ale nie odepchnęła, nie wyszła i zostawiła go sam na sam z osamotniającymi białymi ścianami. Chciał, aby słuchała go tak, jak on słuchał jej, aby spróbowała to zrozumieć. I nie miał chyba zamiaru siebie za to winić, można nawet powiedzieć, że nie zastanawiał się nad tym, ale potrzebował i żądał od życia bezwarunkowej akceptacji, każda komórka jego ciała pragnęła, aby w tym momencie Rose go nie odtrąciła. Co prawda niedługo potem jego twarda duma będzie cierpieć, ale chyba w tej bitwie zużyła swoje pokłady siły. -Ach tak – mruknął, jakby się nad czymś zastanawiając, zacisnął uścisk, jakby starając się ich do siebie zbliżyć, ale nadal niepewnie, delikatnie i nieśmiało, jeśli w ogóle ostatni z epitetów mógłby być podpięty pod postać Mathiasa. Nie patrzył na nią, wzrok miał utkwiony gdzieś w bieli ponad głową dziewczyny. Nie do końca wiedział, jak powiedzieć to, co chciał przekazać. Nie chciał jej współczuć, nie chciał, aby w jakikolwiek sposób odczuła, że ją rozumie, że się wzrusza – choć w istocie tak nie było. Dlatego pozwolił, aby zawisło między nimi niezręczne milczenie, podczas którego wtulił ją w siebie, aby w końcu wypuścić z ramion, odgarnął z czoła czarne włosy i odparł ze spokojem – To już chyba bez znaczenia, czego chcemy – nie przygnębiała go świadomość zbliżającej się śmierci, można byłoby powiedzieć, że niewiele go teraz obchodziło prócz znajdującej się w jego luźnym uścisku Rose – Jest coś, co chciałabyś jeszcze zrobić, gdybyś mogła zrobić cokolwiek? Znów starał się pochwycić jej wzrok, aby się upewnić, że nadal go słucha, choć przecież tu była, jeszcze nie odeszła, nie uciekła – dobry znak, owszem.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Nie Mar 02, 2014 10:01 pm | |
| Nie rozumiała, z jakiego powodu opowiedziała mu to wszystko. Zawsze broniła się przed zostaniem otwartą księgą, z której można czytać bez zahamowań. Poniekąd jej się to udało, jednakże tą historią zrujnowała swój od wielu lat budowany zamek ignorancji i chłodu, którymi atakowała każdego, kto śmiał się do niej zbliżyć chociażby na jeden krok. Nie lubiła ciekawskich ludzi, nie lubiła, gdy ktoś był przesadnie miły. Wiedziała, że za tą otoczką ciepła i zrozumienia kryje się sztylet, który służy tylko i wyłącznie do tego, by wbić ci go w plecy. Nie ufała nikomu, ostatnio nawet sobie. Gubiła się, brnęła przez życie rozkojarzona, jakby niezdolna do zrobienia niczego. Na szczęście jej wyimaginowany anioł stróż jakoś prowadził ją przez ten świat, choć tak naprawdę to były resztki zdrowego rozsądku, desperacko ratujące jej zszarganą psychikę. Rose skupiała się wyłącznie na tym, by zapomnieć, by odrzucić w dal swoją dziecięcą naiwność, która uczepiła się jej jak pasożyt i nie chciała jej opuścić. Szło jej dobrze, lecz kosztem zdolności wyrażania uczuć oraz kontaktów międzyludzkich na jakimś względnym poziomie. Bo to, co teraz prowadziła, trudno było nazwać poprawną koegzystencją z innymi ludźmi. Ona też chciała być wysłuchana, miała dość, że była jedyną powierniczką swoich sekretów. Chciała poczuć tę ulgę, że w końcu z siebie coś wyrzuciła, że nie musi dusić dłużej wszystkiego w sobie. I po części jej się to udało. Krok po kroku, kiedyś wykrzyczy wszystko, co ją boli. Teraz z pewnością nie jest na to gotowa, zwłaszcza w siedlisku samego diabła. To nie czas, nie miejsce na takie sceny. Ale przynajmniej jej choć trochę ulżyło. Troszeczkę. - Mhm. - mruknęła cicho, wbijając wzrok w swoje zaciśnięte palce. Nie znosiła ciszy, ale ona sama również nie wiedziała, co powinna mu teraz powiedzieć. "Hej, żartowałam, mam się świetnie"? "Współczuj mi"? Nie, obydwie rzeczy byłyby żałosne, o ile już teraz nie jest w bardzo głupiej sytuacji. Uniosła brwi, jakby zdziwiona gestem chłopaka. Wtuliła się, nadal nie mówiąc nic. Bo czasem są takie momenty, kiedy nie trzeba słów, kiedy ktoś inny rozumie, że pytanie "w porządku?" może doprowadzić do szału. Czasem cisza jest wygodna, nawet jak jej nie lubisz. - Chciałabym zobaczyć Dwójkę. Ale to raczej nierealne, nawet bez wiszącego nade mną pasma śmierci. - stwierdziła, miętoląc w rękach wilgotne pasmo włosów. - A ty? - zapytała unosząc głowę i patrząc na niego jakby niepewnie - Co zrobiłbyś, gdybyś mógł? - nie uciekała. Nie chciała uciekać. |
| | |
| Temat: Re: Apartament służbowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|