IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Opuszczona fabryka - Page 2

 

 Opuszczona fabryka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 6:26 pm

First topic message reminder :



Zespół budynków, w których za czasów prezydenta Snowa produkowano lekarstwa. Częściowo zniszczony w trakcie rebelii, dzisiaj jest całkowicie opuszczony i nie licząc mieszkańców Ziem Niczyich, szukających tu schronienia, nikt nie pojawia się na jego terenie. Magazyny z lekami zostały gruntownie wyczyszczone przez Strażników Pokoju, a resztki przywłaszczone przez włóczęgów i szabrowników.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySob Lip 20, 2013 1:22 am

Mathias być całkowicie pochłonięty Connorem, więc nawet nie słuchał wymiany zdań na jakikolwiek sposób by się nie toczyła. Oczywistym faktem było to, że nie wiedział o, z pewnością będących dla niego objawem dziwactwa, spojrzeniach Froba. To dobrze, bo wówczas zapewne jeszcze bardziej wystraszyłby się chłopaka i szybciej niż prędko zwinąłby żagle i zostawił tę dwójkę samym sobie. Tymczasem pokornie zajmował się ranami chłopaka, zarówno tymi na rękach jak i na głowie, z czym zresztą niewiele mógł zdziałać, bo był tylko słabo doświadczonym dzieciakiem potrafiącym samemu zszywać sobie rany oraz nastawiać palce, nic więcej. Nawet resuscytacja oddechowa mu nie szła, bo nigdy... nie próbował. Jakby mu to było potrzebne, w cholerę. Ale to le Brun, on się uczy na własnych błędach, nigdy na niczyich i podejrzewam, że gdyby przytrafiło mu się coś przykrego w związku z uduszeniem siostry lub czymś podobnym - wtedy dopiero dołożyłby starań, aby zdobyć potrzebną wiedzę. Taki był, właśnie, lekkomyślny, żyjący chwilą, bo, czego został nauczony przez życie, ta dobra chwila zawsze może się skończyć. Co z tego, że teraz było więcej złego niż lepszego, co z tego...! Dalej się toczy, będzie dobrze, potem na pewno, kiedyś. Tak, to naiwne, iście dziecięce spojrzenie na świat, ale kto by rzekł, że ten chłopak kiedyś do końca wydoroślał, a nie stanął na etapie dojrzewania, skłamałby. Wciąż się uczył, nabierał doświadczeń, czasem lepszych, a innym razem gorszych i choć miał już dwadzieścia dwa lata, to na ojca, dobrego odpowiedzialnego męża w życiu by się nie nadawał. Nie spełniłby się w tej roli nawet za pieniądze. Ba, powiem wam nawet, że gdyby teraz nie miał sprzątaczek, które polerowałyby jego pokój, to żyłby w brudzie oraz syfyliźmie albo, gdyby ktoś nie gotował mu obiadów (taki kochany Fred zwany Palem chociażby!), to... nie, nic by się nie zmieniło, bo oboje panów ma to do siebie, że niszczą wszystko na swojej drodze i bez obaw - gdyby Mathias zabrałby się za coś zwanego kuchenką, zapewne Violator dawno zjarałby się na czarno, a Frans zdążył utłuc biednego chłopaka do nieprzytomności lub... po prostu pomińmy sposoby, w którym biedny le Brun miałby skończyć swój żywot.
Mathias uśmiechnął się słysząc odpowiedź chłopaka, bo doskonale znał ten zapach, a przynajmniej tak mu się wydawało. Co jak co, ale wielokroć trafiał do mieszkań, w których jacyś wpół już zjedzone przez robaki oraz szczury zwłoki leżały na łóżku lub siedziały na fotelu. Nic jednak nie powiedział na ten temat dochodząc do wniosku, że należy on od tych, których nie należy poruszać. Poza tym Connor miał dopiero czternaście lat, w jego wieku Mathias na widok trupa zapewne dostałby palpitacji serca na samo wspomnienie o swojej pierwszej ofierze. W tmy przypadku zachował się nader nieodpowiedzialnie, ale na tym chyba koniec.
-Zaraz puszczę strzałkę do tej pizdy Coin, może załatwi wam jakiś apartament w swojej wiekopomnej willi - rzucił posyłając w kierunku chłopaka kwaśny uśmiech, podniósł się spoglądając na opatrzonego dzieciaka dochodząc do wniosku, że jest dumny ze swego dzieła - Wybacz - rozłożył ręce w bezradnym geście - mieszkam w burdelu, ćpam, rucham, sram i rzygam, tyle ode mnie, Nie mam nic więcej do zaoferowania. Mogę ci najwyżej spróbować dostarczyć kiedyś jedzenie lub ubrania - wzruszył ramionami i odłożył apteczkę na bok. Zamierzał ją tu zostawić, aby mogli z niej jeszcze skorzystać, chociaż tyle mógł zrobić.
I w tym właśnie momencie Atena zachciała się i upadła. Mathias z początku zamarł przyglądając się ranie na głowie dziewczyny, a potem po prostu parsknął śmiechem. Nie wiedział, dlaczego go tak bardzo to rozbawiło, pewnie przerosła go cała ta sytuacja. On, poza KOLCem, z ranami postrzałowymi, wciąż dokuczającymi przy każdym ruchu, Connor i Atena, ledwo uciekli przed śmiercią, ledwo a ledwo, przemierzyli tunele, tarzali się w śmierdzących zwłokach i... Frob, ten Frob, który miał nie istnieć.
Co oni tu robili? To jakiś żart?
-To jest aż śmieszne- powiedział z mieszanką irytacji oraz rozbawienia w głosie, podszedł do dziewczyny spoglądając na jej twarz, a potem na ranę, wziął ją w ręce i rozłożył na swojej kurtce - Chyba będzie potrzebny lekarz.
Powrót do góry Go down
the victim
Connor Henderson
Connor Henderson
Wiek : 14 lat
Zawód : Złodziej, trybut.

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySob Lip 20, 2013 9:26 am

Zmiana narracji.

Na początkowe słowa Mathiasa reaguję ostrym śmiechem, po czym na moich wargach wykwita dosyć nieprzyjemny uśmieszek.
- Marzenie, o takich luksusach to ja nigdy w życiu nie śniłem. Byłoby szkoda, jakby któregoś pięknego dnia ta jej rezydencja się spaliła, prawda?
- Wybacz. Mieszkam w burdelu, ćpam, rucham, sram i rzygam, tyle ode mnie, Nie mam nic więcej do zaoferowania. Mogę ci najwyżej spróbować dostarczyć kiedyś jedzenie lub ubrania
- Człowieku, opanuj się przy dziecku! - syczę - Jedzenie by się przydało, nie powiem, ale ubrania mamy.
Właśnie, ubrania. Będę zaraz musiał przejrzeć to, co udało się zgromadzić May. Gdy podchodzę do rzuconego w kąt plecaka słyszę za sobą średnio głośny łoskot. Momentalnie odwracam się w tamtą stronę i przerażony podbiegam do nieprzytomnej Ateny, próbując nieudolnie sprawdzić co jej jest.
Kiedy Mathias zaczyna się śmiać, w pierwszym odruchu mam ochotę najzwyczajniej w świecie wymasować mu twarz, jednak zaciskam zęby gdy dociera do mnie, że tak naprawdę próbuje pomóc dziewczynce. Pytanie tylko, czy przy użyciu dostępnych nam środków uda się jej pomóc...
Klękam przy Atenie, z niepokojem wpatrując się w jej głowę. Niech ktoś ją uratuje, błagam, niech ktoś ją uratuje. Siostra, żyj...
- Chyba będzie potrzebny lekarz.
Spoglądam błagalnym wzrokiem na Frobishera, wiedząc że zapewne tylko on może znać kogoś, kto byłby w stanie pomóc Atenie.
-Frob?
Powrót do góry Go down
the civilian
Rufus Frobisher
Rufus Frobisher
https://panem.forumpl.net/t783-rufus-benjamin-frobisher
https://panem.forumpl.net/t785-relacje-frobiszera
https://panem.forumpl.net/t1291-rufus-frobisher
https://panem.forumpl.net/t821-frobisher
Wiek : 24 lata
Zawód : pianista i kompozytor.

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyNie Lip 21, 2013 6:17 pm

Dalsze kontemplacje nad losami tych dwojga - czy właściwie trojga jeśli wziąć pod uwagę, że Moja Przeszłość nieustannie wtrącała się w moje myśli - zajęły mnie kompletnie. Z zamyślenia tego wyrwały mnie dopiero słowa Mathiasa, przez które spojrzałem na niego z osobliwą mieszanką kpiny, rozbawienia i politowania, a przy tym irytacji. To nie było wcale zabawne, ale za to podsunęło mi pomysł. Oszczędziłem sobie także komentarz na temat samej Almy, który nasunął mi się dosyć niespodziewanie. Wszak znałem ją osobiście. Ponownie ogarnęły mnie niewyobrażalne wyrzuty sumienia jako jednego z jej współpracowników. Zadziwiające jakim stałem się zdrajcą w parę lat. Ciekawe po kim to mam, tak swoją drogą. Mamie, która wolała odpocząć po swoich pobytach w Kapitolu zamiast spędzić czas z synem czy po swoim kochanym ojczulku, który niemal zbił mnie po tym, jak dowiedział się o moich kapitolińskich znajomościach? Wyjątkowo nie mówię o Mathym.

Milczałem jeszcze chwilę, nie pozwalając sobie ni na słowo kiedy słuchałem tej jakże ciekawej wymiany zdań. Szczególnie interesującej przy tych pełnych - jak miałem wrażenie - goryczy słowach Mathiasa, które wstrząsnęły mną nieco. Spojrzałem na niego wzrokiem, którego sam nie potrafiłbym zidentyfikować. W sobie zaś poczułem ból i był to ból bardzo ciężki, a także irytację. Nie musiał tego mówić. Mógł chwilę zastanowić się nad swoimi słowami. Chociażby ze względu na Atenę, a nie na mnie. Tymczasem miałem ochotę dać mu w twarz albo przytulić. Wyciągnij z tego naukę. Gdyś zagubiony w emocjach, zajmij myśli czymś bardziej istotny, mówiąc sobie w duchu, abyś o emocjach pamiętał.

- Myślę, że już zrobiłeś co do ciebie należało. Możesz spokojnie wrócić do ćpania i ruchania. - powiedziałem spokojnie na tyle, na ile mi to wyszło. Nietrudno wytłumaczyć moje zdenerwowanie. Spróbowałem się jednak opanować, wyciągając z kieszeni telefon. W tym samym też momencie Atena upadła. Rzuciłem się ku dziewczynce krótko przed tym, jak zrobił to Connor. Kiedy Mathias zaczął się śmiać, spróbowałem nie zwracać na niego uwagi.

- Zaiste, przekomiczne. - odparłem, zdejmując z szyi chustkę. Obwiązałem nią głowę Ateny, uznając to za odpowiedni sposób na zatamowanie krwawienia czy też jakąkolwiek pomoc. - Poczekajcie chwilę. - mruknąłem niechętnie, odchodząc na bok. Zadzwoniłem wtedy do znajomej, prosząc ją o przybycie na określone miejsce. Po szybkiej wymianie zdań wróciłem i wziąłem Atenę na ręce z cichym stęknięciem. - Connor, idziemy. Zatrzymacie się u mojej przyjaciółki. Lekarz już tam jedzie, przynajmniej z tego co wiem. - odwróciłem się zaledwie na chwilę. - Nie sądzę abyś był dłużej nam potrzebny, Mathiasie. Do widzenia. - skłoniłem głowę i szedłem dalej, stawiając dość duże kroki. Łączyło sie to z dość dużym wysiłkiem fizycznym, któremu bałem się, że nie podołam. Przemykaliśmy się bocznymi uliczkami, bardzo rzadko stając na moment w nasłuchiwaniu bądź odpoczynku, którego wymagało ode mnie niesienie dziewczynki.

zt.
Powrót do góry Go down
the leader
Avery Arrington
Avery Arrington
https://panem.forumpl.net/t2744-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2747-avery
https://panem.forumpl.net/t2746-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2787-avery#42622
https://panem.forumpl.net/t3424-avery-arrington
Wiek : 30 lat
Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a
Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy
Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód
Obrażenia : lekkie osłabienie

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyNie Lut 15, 2015 10:41 pm

/ dzień po przesłuchaniu Nicky

Znacie ten motyw z filmów, kiedy główny bohater dostaje wiadomość od nieznanego adresata, który chce się z nim spotkać sam na sam, w jakimś odludnym miejscu?
Tak właśnie czuła się Avery, zatrzymując samochód kawałek poza granicami dzielnicy wolnych obywateli - jakby grała byłego szpiega w jakiejś podrzędnej produkcji i właśnie wybierała się na spotkanie z grupą porywaczy, a od nawet najmniejszego jej kroku zależało życie kogoś ważnego. Stary motyw kina akcji, przepracowany już tyle razy, że każdy widz doskonale wiedział, jak się skończy. Niestety to właśnie odróżniało życie od filmu - nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć.
Nie była jakoś szczególnie zdenerwowana, nie pierwszy raz przecież dostała podobną wiadomość, nie pierwszy też raz informator chciał spotkać się z nią osobiście czy nawet poza granicami zabudowań. Jednak do tej pory nikt nigdy nie mieszał w to jej siostry.
Zupełnie nie rozumiała ostatniego zdania. Gwen od prawie trzech miesięcy była poszukiwana, a nawet jeśli by nie była, bez względu na sytuację już nigdy nie odczuwałaby wobec Avery ani krzty wdzięczności. Ich drogi rozeszły się dawno temu, a do tego żadnej z nich nie zależało na powrocie do dobrych relacji. Nawet podczas spontanicznych rozmów, które od czasu do czasu zdarzało im się przeprowadzać, nie kryły wzajemnej niechęci i czym prędzej je kończyły. Mimo to śledczej ciągle nasuwały się na myśl dwa pytania: kto wysłał wiadomość i czy ten ktoś utrzymywał jakikolwiek kontakt z jej młodszą siostrą? Jak wiadomo odpowiedź mogła uzyskać tylko w jeden sposób: musiała tam pojechać.
Mimo że po przesłuchaniach miała pełno pracy, oczyściła biurko z wszelkich papierów (możliwe, że po tej rozmowie będzie ich jeszcze więcej, ale lubiła utrzymywać porządek w mieszkaniu), przebrała się, zabrała torebkę, kluczyki od auta i wyszła. Starała się prowadzić ostrożnie i spokojnie oraz nie wciskać zbyt mocno pedału gazu, ale nie panowała w pełni nad palcami, które same z każdą chwilą coraz bardziej zaciskały się na kierownicy. Wynikało to tylko i wyłącznie z tego, że nie lubiła sytuacji niejasnych, że denerwowała ją sprawa Vernon wydawająca rozwlekać się dosłownie we wszystkie możliwe strony i że ktoś obcy mieszał się w jej życie prywatne. W ogóle nie lubiła, gdy ktoś wtrącał się w jej życie, nie wspominając o odwoływaniu się do siostry, która chcąc nie chcąc, należała do rodziny. Rodziny, której już dawno nie było.
Zdecydowała się zaparkować parę metrów przed wyznaczonym miejscem. Fabryka nie znajdowała się daleko od granicy z dzielnicą, więc nie przejmowała się aż tak bardzo pozostawionym samochodem. Miała nadzieję, że mieszkający na obrzeżach uciekinierzy nie są na tyle głupi, aby zbytnio zbliżać się do terenów, na których stacjonowali strażnicy. Pod sam cel też przecież nie mogła podjechać - nigdy nie wiadomo, kto kręci się w pobliżu, a szkoda byłoby wydawać całą wypłatę na naprawę pojazdu albo jeszcze gorzej - na kupno nowego.
Chciała już wysiadać, jednak kiedy sięgała po torebkę leżącą na siedzeniu pasażera, przypomniała sobie o broni leżącej tuż obok niej. Spojrzała na nieduży pistolet z wyjętym magazynkiem, aż proszący, żeby załadować go amunicją. Czy zabranie go nie byłoby rozsądnym posunięciem? Mówiono jedynie o przyjściu samemu, ale jeśli nadawcą wiadomości był ktoś z Kolczatki? Może to pułapka, a ona nikomu nawet nie wspomniała, że udaje się po informacje do śledztwa. Czy było za późno, aby wysłać wiadomość chociaż do Blaise i powiadomić go o nowym informatorze?
Błyskawicznie wybiła sobie tę myśl z głowy. Zaczynała dramatyzować, przejmować się, a przecież miało to być zwykłe spotkanie dotyczące jedynie morderstwa. Wygłupiłaby się, gdyby potraktowała je inaczej. Tym dopiskiem ktoś zapewne pragnął zagwarantować sobie, że Avery na pewno zjawi się w umówionym miejscu, próbował zaciekawić ją, a nie rozzłościć.
Oparła czoło o chłodną od deszczu szybę samochodową i przez moment siedziała tak z zamkniętymi oczami, próbując odpędzić od siebie wszelkie skojarzenia, które przychodziły jej na myśl. Najwidoczniej za dużo czasu spędziła wśród dokumentów, doszukując się w nic nie wiadomo czego (przeczytała je tyle razy, że potrafiłaby powiązać z zabójstwem nawet Adlera). No i oczywiście, widziała stanowczo zbyt wiele filmów.
Ostatecznie schowała przedmiot do torebki, ale na razie nie załadowała go. Wysiadła wprost na deszcz zacinający z taką siłą, że musiała zapiąć płaszcz, szczelniej owinąć się szalem i schować zimne dłonie do kieszeni. Niestety ani o kapturze ani o parasolu nie pomyślała, więc już po kilku minutach mokre włosy zaczęły przyklejać się do twarzy oraz ubrania. Starała się nie zwracać na nie uwagi, szła przed siebie, kierując się prosto do fabryki majaczącej w oddali.
Dotarcie do niej zajęło jej niecałe pięć minut, ale miała wrażenie, że szła ponad godzinę. Prochowiec robił się coraz bardziej wilgotny i nie pomagał w utrzymywaniu ciepła. Z ulgą powitała pierwszy suchy, osłonięty przed kroplami fragment ziemi. Weszła do środka, ale zdecydowała się nie robić kolejnych kroków. Wnętrze nie należało do najjaśniejszych i nie liczyła, że dalej działa tu oświetlenie. Skrzyżowała ramiona na piersi, rozglądając się dookoła, lecz nie dostrzegała żadnego ruchu. Jedynie cisza otaczająca ją ze wszystkich stron. Westchnęła, po czym wyjęła z torebki papierosa oraz zapalniczkę. Nie zamierzała czekać wieczność, ale z drugiej strony nie chciała też stać tam bezczynnie, próbując wyłapać jakikolwiek odgłos i nie zwariować przy tym.


Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Nie Lut 22, 2015 1:40 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the victim
Henry Winston
Henry Winston
https://panem.forumpl.net/t2541-henry-winston-ralph-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2543-ginsberg-w-przebraniu#36440
https://panem.forumpl.net/t2544-henry-winston-ralph-ginsberg#36443
https://panem.forumpl.net/t2545-mary-z-przeszlosci#36444
https://panem.forumpl.net/t2546-henry-ego#36445
Wiek : 30 lat
Zawód : ścigany
Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów
Obrażenia : rana na plecach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyNie Lut 22, 2015 12:51 pm

z niebytu

Ciągle padało. Docierały do niego szczątkowe informacje o stanie powodziowym, ludzie zaczynali wariować, a członkowie Kolczatki wpadali do siedziby wyjątkowo rzadko, pogłębiając tylko wrażenie samotności. Ta zawsze była mu bliska, ale ostatnio czuł się z nią wyjątkowo zaprzyjaźniony, zupełnie jakby tylko ona mu została. Tak właściwie było. Im wnikliwiej przyglądał się swojemu życiu i dokonywał oceny sytuacji, okazywało się, że jest skazany tylko na siebie. Nie szukał jednak wzorem innych – nieodżałowana Gwen – ratunku w ekspresowym ślubie, nie próbował też przeniknąć do organizacji, choć zapewne to pozwoliłoby na wrażenie, że kogoś jeszcze obchodzi. Był realistą, jako sierota – fizycznie i mentalnie – nie mógł liczyć na żadne wsparcie.
Nikt nie zainteresował się tym, że wychodzi, nawet jeśli jego ostatnia rana mogła okazać się śmiertelna. Był tylko cieniem, który przemykał się po ścianach bunkra, oczekując, że wreszcie ich znajdą i przestanie udawać uciekiniera. Tak naprawdę złapany został dawno temu, jeszcze w czasach, kiedy kapitolińskie sierocińce pełne były dzieci na sprzedaż. Wiedział, że miał szczęście – mógł trafić do kamieniołomów i tam zgnić marniej niż pies, którego rozstrzelał jeden ze Strażników Pokoju – ale nie tak wyobrażał sobie życie w rodzinie, którą obiecała mu Beatrice Ginsberg, chrzcząc go jako syna Gerarda. Dawno i nieprawda, nawet to nazwisko pokryło się patyną i nawet w jego niepokornych myślach brzmiało archaicznie, choć na to nowe nie reagował wcale. Nadal czuł się jako członek tamtej rodziny i dlatego bolało tak bardzo. Miał wrażenie, że cierpi kiczowate męczarnie, przypominało mu to historie o ukrzyżowaniu żywcem, kiedy każdy gwóźdź przebijał skórę, tworząc rany nie do zarośnięcia.
Zdawał sobie sprawę, że ten ból, który rozchodził się po jego całym ciele, nie był spowodowany urazami fizycznymi. Chodziło o podartą psychikę, o tę rysę na idealnym planie pozbycia się Ginsberga, której nie przewidział od początku. Był przekonany, że sama nienawiść i to ta z gatunku najgorszych, bo obsesyjnych, wystarczy, by wywołać zemstę i oddać się w ręce sprawiedliwości z uśmiechem wygranego. Musiał być głupcem, skoro nie zdał sobie sprawy, że uczucia do Maisie były tak silne i że odrzucenie z jej strony stanie się kamieniem węgielnym pod budowę jego własnego mauzoleum. Któremu przecież stawiał już fundamenty, pomagając w ucieczce i próbując wmówić sobie, że robi to z porywu serca. Bezskutecznie, nadal pozostawał człowiekiem, dla którego liczyła się tylko siostra i to właśnie dla niej chciał przynieść chaos w państwie, strącając ze stołka urzędowego swojego ojca i kata.
Nadal, mogły minąć całe epoki, a on nadal pamiętał odgłos bata, mokrego sznura i kabla od żelazka. Potrafił z samego słuchu rozpoznawać te narzędzia tortur, umiał co do sekundy przewidzieć czas uderzenia o jego trzęsącą się skórę. Chciał nauczyć się przebywania w innym wymiarze, pozbycia się fizyczności, która wówczas zapalała się do czerwoności, a i tak pozostawał człowiekiem reagującym na ból. W sposób najbardziej upokarzający, bo krzykiem. I ten właśnie skowyt skrzywdzonego dziecka rozchodził się po tej starej fabryce. Był świadomy, że to tylko głosy w jego głowie, te, które ostatnio wyciszył do zera, mając nadzieję, że pomoże przynajmniej jednej osobie. Ale kiedy Maisie tak stanowczo odmówiła jego pomocy, zostając z osobą, która zadawała jej ból, one powróciły i teraz rozsadzały jego potylicę, przypominając wszystko, co usiłował ze znużeniem uczynić znośnym.
Nie było to możliwe i uświadamiał to sobie właśnie dziś, pozwalając jego ciału moknąć. Nie miał już blizn, a mimo to potrafił z niesamowitą dokładnością podać miejsce, w którym Gerard znalazł sobie upodobanie. Wiedział, że nic go nie podnieca tak bardzo jak cierpienie i to sprawiało, że nie mógł znieść myśli, że jego siostrzyczka – mała, z ciężkimi warkoczami, które opadały jej na chude plecy – pozostała tam całkowicie sama. Z resztkami świadomości, których nie mogła złożyć w całość, bo to ją zabije.
Dlatego postanowił spotkać się z Avery, uciekając się do postępu. Wiedział, że jest członkiem rządu i nie obawiał się tego wcale, choć mogłaby jeszcze dziś dostarczyć go ojcu. Który przyjąłby go z otwartymi ramionami, obdarzając pocałunkiem zdrajcy, na chwilę przed oddaniem go na gilotynę. Już znał tę historię, więc ze znużeniem obserwował płomień jej papierosa, podchodząc z tyłu i kładąc dłoń na jej ramieniu z dozą lekkiej czułości. Znali się dobrze za czasów, kiedy on był tylko projektantem, nie zdrajcą, choć młoda śledcza nie wiedziała o nim wszystkiego.
Na przykład tego, że jej siostra znała go jako Ralpha Ginsberga.
- Jesteś sama. To głupota – zauważył, dając jej się oswoić z faktem, że właśnie widzi przed sobą zbiega i ma prawo, wręcz obowiązek go pojmać, a nawet zabić.
Na to liczył i dlatego uśmiechał się szeroko, lustrując go uważnym wzrokiem człowieka, któremu już dawno przestało na czymkolwiek zależeć.
Powrót do góry Go down
the leader
Avery Arrington
Avery Arrington
https://panem.forumpl.net/t2744-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2747-avery
https://panem.forumpl.net/t2746-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2787-avery#42622
https://panem.forumpl.net/t3424-avery-arrington
Wiek : 30 lat
Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a
Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy
Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód
Obrażenia : lekkie osłabienie

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyNie Mar 01, 2015 7:34 pm

Cisza panującą w opuszczonej fabryce działała na nią w dwojaki sposób: z jednej strony koiła zszargane nerwy, uspokajała, stanowiła odskocznię od głośnego, pełnego ludzi miasta, a z drugiej wyostrzała zmysły, pozwalała skoncentrować się na nienajlepiej widocznym otoczeniu oraz zachować czujność. Przypominało to pierwszy meldunek w Dwójce, kiedy pomimo uczucia zmęczenia i nieprzespanej nocy,  jej umysł nie tracił na czujności ani przez moment. Spokój letniego wieczoru niósł ze sobą zapach zagrożenia, był jak sól trzeźwiąca podawana nieprzytomnemu. Ona sama miała wrażenie, że już ledwie minuty dzieliły ją od opadnięcia z sił, podczas gdy świadomość roztaczającego się niebezpieczeństwa napędzała jej nogi oraz umożliwiała pełne skoncentrowanie się na zadaniu. Bez znaczenia stało się to, że nie dowodziła, skoro z każdą chwilą coraz bardziej czuła jak gdyby to na niej ciążyła odpowiedzialność za całą grupę. Przeszywające na wskroś spojrzenie, wyjątkowo rażąca biel munduru, broń przypięta do paska, sfałszowane dokumenty oraz świadomość paru niedociągnięć wcale nie sprzyjały wierze w szczęśliwe zakończenie, choć przecież każda komórka mózgowa podpowiadała Arrington, że tak naprawdę wszystko było już przygotowane, strażnicy pokoju wiedzieli o nich i nie miała czego się obawiać. Ostrożność najwyraźniej płynęła w jej żyłach razem z krwią, rozlewając się po całym ciele i nakazując właścicielce zawsze zachowywać czujność. Nawet teraz nie zdecydowała się oddalić od wątpliwego źródła światła (niewielkiego okna tuż za nią), aby zapuścić się w głąb ciemnego budynku, którego nawet nie znała. Nie chodziło jednak o strach. Jego wyzbyła się już wiele lat temu, w ciągu niecałych dwóch minut, pozbywając się go razem z kulą wylatującą z lufy jej glocka, która potem utkwiła w ciele jednego z mężczyzn. Pewnych błędów nie popełnia się dwa razy.
Fakt że postanowiła nie ruszać się z miejsca, nie oznaczał też, że zamierzała czekać wieczność na informatora. O swojej obecności dała znać w nieco bardziej subtelny sposób - jasnym, duszącym dymem oraz niewielkim płomykiem na końcu papierosa. Paliła powoli, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów wśród ciszy opuszczonej fabryki. W którymś momencie usłyszała nawet kroki gdzieś z tyłu, ale cierpliwie zaczekała, czując w torebce ciężar niezaładowanej broni. Czy w razie czego zdążyłaby ją wyjąć i włożyć naboje? Na pewno. Mimo że sama nie czuła już tak wielkiej potrzeby zrobienia tego, wewnętrznie czuła się zagrożona. Nadal spokoju nie dawała jej końcówka wiadomości i informacja o zbiegłej siostrze. Nie była w stanie wyczuć, czy chodziło jedynie o sprowokowanie jej czy też ktoś naprawdę miał kontakt z Gwen. Czekając na ujawnienie się informatora, czuła się prawie jak wychodzący z Hadesu, stęskniony, pragnący ujrzeć ukochaną Orfeusz.
Z tą różnicą, że ona nie odwróciła się, być może podświadomie obawiając się, że poszukiwana, w chwili spotkania ich oczu, rozpłynie się w powietrzu zupełnie niczym Eurydyka. Dlatego też dłoń, zupełnie inna niż siostrzana, opadająca na jej ramię była czymś, czego się nie spodziewała. Zanim jednak zdążyła ją zdjąć, ujrzała przed sobą kogoś, kogo w tamtej chwili chciała widzieć najmniej.
Henry Winston, zbieg, poszukiwany za zamach na Coin, porwanie trybutów, kradzież poduszkowca i przynależność do Kolczatki. Znała ten wierszyk na pamięć, tak samo jak parę innych, dołączając do tego wiek oraz rysy twarzy. Należała do Rządu, a co ważniejsze, była śledczym- złapanie oraz doprowadzenie go przed wymiar sprawiedliwości należało do jej obowiązków, a on tak po prostu stał, uśmiechając się szeroko jakby tylko na to czekał. Nie do końca rozumiała, co się stało. Do tej pory ukrywał się, uciekał przed organami ścigania, a teraz tak po prostu podawał się im na tacy?
Ściągnęła brwi, rzuciła tlący się niedopałek na ziemię, po czym przydeptała go butem. Te parę czynności oraz zadane przez niego pytanie dały jej chwilę na zebranie myśli. Zdecydowanie coś jej nie grało. Nie rozumiała motywów mężczyzny, ale przeczuwała, że chodzi o coś więcej. Spojrzała na niego ponownie dopiero po minucie, oczekując, że powie coś jeszcze i próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Kiedy nic więcej się nie wydarzyło, zrozumiała, że teraz pora na nią.
- Chciałam, żeby moja siostra była mi wdzięczna – odpowiedziała, uśmiechając się krzywo oraz od razu nawiązując do jego wiadomości i jednocześnie poruszając najbardziej interesującą ją kwestię. Czy faktycznie rozmawiał z Gwen? Wiedziała, że istniały na to spore szanse, ale nie zamierzała pytać bezpośrednio. Zastanawiała się też, ile powiedziała mu młodsza Arrington. Wiedział o panujących między nimi stosunkach czy naprawdę myślał, że przyszła tutaj, bo tamta by tego pragnęła? – Najwidoczniej jednak była to tylko przynęta. Chciałeś zagwarantować sobie, że się pojawię? Nie trzeba było aż tak się trudzić. Muszę zamknąć sprawę Vernon, przyszłabym – zapewniła go chłodno. Niestety śledztwo miało swoje reguły, zgodnie z którymi nie mogła pominąć niczego, co może mieć znaczenie. Z kolei zgodnie z zasadą „nigdy nie wiesz, co ci się przyda”, zwykle zbierała wszystko, co tylko wpadło w jej ręce, a to oznaczało, że poświęcała nawet swój wolny czas na rozmowy z informatorami i przeszukiwanie dokumentacji. Ostatnia informacja z wiadomości sprawiła jedynie, że zdenerwowała się nieco.
- A skoro już o tym mowa, możesz od razu powiedzieć co wiesz – dodała, robiąc dwa kroki w tył. – I mam nadzieję, że nie liczysz przy tym na żadne złagodzenie wyroku. Twoja sytuacja jest kiepska, a ja nie będę wstawiać się za zamachowcem – uprzedziła go, dalej nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia. Chciała podkreślić, że sytuacja jest poważna oraz że naprawdę nie ma z czego się śmiać, tym bardziej, że to spotkanie może wcale nie zakończyć się w miły sposób. Prawo jest prawem i żadne znajomości nie mają prawa głosu w tej kwestii.


Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Pią Mar 13, 2015 8:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the victim
Henry Winston
Henry Winston
https://panem.forumpl.net/t2541-henry-winston-ralph-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2543-ginsberg-w-przebraniu#36440
https://panem.forumpl.net/t2544-henry-winston-ralph-ginsberg#36443
https://panem.forumpl.net/t2545-mary-z-przeszlosci#36444
https://panem.forumpl.net/t2546-henry-ego#36445
Wiek : 30 lat
Zawód : ścigany
Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów
Obrażenia : rana na plecach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySob Mar 07, 2015 6:17 pm

Wydawać by się mogło, że świadomość nieuchronności śmierci obudzi w nim tęsknotę za życia i naturalną chęć rozliczenia się z przeszłością, by przekonać się, że tak naprawdę nie był człowiekiem do końca przegranym. Nic bardziej mylnego. Gdy inni ludzie szukaliby na gwałt pociechy w ostatnich minutach swojego młodego życia, Henry przyjmował z pokorą to, co czekało go po drugiej stronie. Chciałby mieć ojcowskie przekonanie o istnieniu zaświatów, gdzie wszyscy bogowie przyjdą, by przytrzymać go za rękę, kiedy będzie powracał do przeszłości i odkrywał swoje błędy, ważąc życie na szali Ozyrysa przy dobrej Izydzie, Demeter bądź Matce Boskiej, która miała wyrażać kobiecą dobroć; ale doskonale zdawał sobie sprawę, że po zamknięciu oczu nie czeka go nic. Pesymistyczne dla wielu wrażenie było dla Winstona ukojeniem. Nie spodziewał się niczego poza wiecznym spokojem, co dla człowieka uwikłanego w piekło od dziecka, było wybawieniem. Czuł się niejako jak Mistrz, który na samym końcu oczekiwał już tylko odpoczynku. Wiecznego, niezwiązanego w żaden sposób ze zbawieniem duszy. Dla tej już nie było ratunku, bo Henry wiedział, że została ona potargana i rozrzucona na cztery kąty świata przez kogoś, kogo należał się jego szacunek.
Nawet teraz, gdy stawał jedną nogą nad grobem, próbując zmusić swoje ciało do zdecydowanych reakcji, musiał przyznać, że zawsze podziwiał swojego ojca. Za to, że potrafił tak beznamiętnie i bezlitośnie zabrać im życie, czyniąc je swoim. Nie był jego prawowitym rodzicem, ale Stwórcą już tak – z sieroty uczynił marnotrawnego syna, który pokornie wracał do domu. Tego przeznaczonego mu przez Gerarda rok temu, kiedy skazywano go na śmierć. Wówczas sądził, że będzie w stanie odwrócić wyroki, zatrzymać fatum, które nakazywało mu ustąpić z drogi, którą obrał; ale był głupcem – musiało się dopełnić i Henry jak nigdy, czuł dziwny spokój na myśl o tym, że nareszcie postępuje właściwie. Nie powinien próbować sabotować działań Ginsberga i teraz miała go spotkać za to zasłużona kara, choć zapewne właściwszym określeniem byłoby to związane z nagrodą.
Otrzymał w darze wieczny spokój i wytchnienie od polityki, która nigdy nie była mu szczególnie bliska. Był człowiekiem, który chciał kochać, uczynił to o dwa razy za dużo i choć dziś był znany głównie z przewrotu w Panem, tak naprawdę nigdy nie aspirował do roli rewolucjonisty. Ta etykietka uwierała go tak bardzo, że na widok Avery jeszcze mocniej zacisnął nóż w swojej kieszeni, pozostając nadal wycofanym. Nie miał jej za wiele do powiedzenia, ale chciał, by ona była świadkiem jego śmierci. Nie mógł tego zrobić drugiej z sióstr – wydawała się bardziej krucha – i nie zamierzał pozwolić przypisać komukolwiek zasługi doprowadzenia go na szafot. Musiał być ciągle niezależny i rozdawać karty do tego ostatecznego rozdania, które dopiero miało nastąpić.
- Twoja siostra wyjdzie za mąż i uwolni się od podejrzeń. Dobrze wiesz, że za tym zamachem stoję ja i wykorzystałem ją – dodał beznamiętnie, wreszcie prowadząc rozmowę, która mogłaby jednak sporo zmienić. – Zrobiła to, bo ją uwiodłem. Nie wiedziała, że w moim życiu nie ma miejsca na jakąkolwiek kobietę – wytłumaczył, marszcząc brwi i bawiąc się nadal swoim nożem. Chętnie zrobiłby to w mniej teatralny sposób, ale nie otrzymał wystarczających narzędzi do czynienia sobie krzywdy.
- Malcom Randall przetrzymuje ich wszystkich w bunkrze. Znajdziecie ich, więc nie rozumiem twojego niepokoju – dodał pewnie, wzruszając ramionami. Dla niego już to naprawdę nie było istotne. Odetchnął głęboko. – Wierzę, że twoje śledztwo jest w decydującej fazie, ale przeoczyłaś jeden fakt. Obecność kogoś w życiu Ginsbergów, kogoś, kto już dawno powinien być martwy, ale w Kapitolu zdarzały się nie takie cuda – zadrwił i zanim zdołała połączyć wiadomości w całość, podciął sobie nożem żyły, patrząc na krew, która spływała wprost do jego kieszeni. Zbladł, ale Avery mogła widzieć tylko mężczyzną nie do końca wychowanego. Trzymającego ręce w spodniach przy damie, ojciec byłby szalenie zawiedziony.
- Ralph Ginsberg, stracony przed rokiem jako zdrajca rewolucji. Wydany za poleceniem naczelnika więzienia. Szykujący na nim zemstę, gwałcący jego córkę… - kontynuował, nie dbając o to, że nie wszystko jest zgodne z prawdą i kluczowe. – Stoi tu przed tobą – dokończył pro forma, czując osłabienie, to smakowało jak seks z ojcem, ten w Trzynastce, kiedy jeszcze myślał, że go kocha i będą żyli długo i szczęśliwie z siostrą.
Pozostała jedynie śmierć, która powoli rzucała bielmo na jego oczy, czyniąc z niego jeszcze jednego desperata, który w tym kluczowym momencie nie chciał być sam i robił wszystko, by Avery dotrzymała mu kroku.
Nawet jeśli to oznaczało zdradę swoich niedawnych sojuszników.

Powrót do góry Go down
the leader
Avery Arrington
Avery Arrington
https://panem.forumpl.net/t2744-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2747-avery
https://panem.forumpl.net/t2746-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2787-avery#42622
https://panem.forumpl.net/t3424-avery-arrington
Wiek : 30 lat
Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a
Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy
Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód
Obrażenia : lekkie osłabienie

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyCzw Mar 19, 2015 7:47 pm

Słowo „niezależność” w słowniku Arringtonów od zawsze było problematyczne. Zaczęło się od Avery, której wymazano z pamięci jego znaczenie, a skończyło na Gwen, która wykradła je z ksiąg zakazanych, na nowo umieściła w głowie i zaczęła utożsamiać ze swoją osobą. Dwie zupełnie odmienne sytuacje spotykające się pod jednym dachem, na przestrzeni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. To nie miało prawa skończyć się dobrze, a dalsze losy sióstr jedynie potwierdziły te przewidywania, sprowadzając ich relacje na samo dno. Jednak cokolwiek wydarzyło się między nimi, bez względu na przeszkody, które obie musiały pokonywać, „niezależność” przetrwała ten kryzys, towarzysząc im w kolejnych wędrówkach. I o ile w przypadku starszej nabrała ona nieco innego znaczenia, tak Gwen mogła poszczycić się tym, że przez wszystkie te lata zachowała ją w niezmienionej formie. Pomimo mieszkania w Trzynastce, zamknięcia w więzieniu, a potem w siedzibie Coin, wydawało się, że nadal zachowuje swoją odrębność i jest ponad jakimikolwiek pętami.
Dlatego też Avery nie potrafiła wziąć na poważnie słów Henry’ego. Znała swoją siostrę na wylot, wiedziała, że tamta za nic nie chciałaby zrezygnować z czegoś, o co walczyła praktycznie przez całe życie. Małżeństwo za cenę wolności? Nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby upaść tak nisko. Porzucać wszystkie lata starań, żeby powrócić do szarej (w dodatku dość wątpliwej) codzienności w Dzielnicy? Pokręciła głową, dalej nie wierząc własnym uszom. Właściwie, jakie miała podstawy, aby ufać temu, co mówił? Prawie żadne. Teraz był zamachowcem, jego słowa nie były nic warte. Jednak jeśli to okazałoby się to prawdą… będzie musiała dokładnie przyjrzeć się swojemu szwagrowi. I oczywiście udać się do młodszej Arrington, żeby złożyć jej gratulacje.
Z kolei słysząc, że Winston uwiódł kobietę i namówił do zamachu, uśmiechnęła się pobłażliwie. Czy on właśnie próbował chronić jej siostrę? Naprawdę urocze, ale po co mówiłby to, gdyby naprawdę nie przejmował się losem byłej rzeczniczki? A może to właśnie w życiu Gwen nie było miejsca dla żadnego mężczyzny, a w szczególności dla tego jednego, który ryzykował tak wiele, aby wyciągnąć ją z kłopotów? – Przykro mi, Henry, ale ta kwestia ma akurat niewielkie znaczenie – prawie autentycznie było jej go żal. Avery doskonale znała prawo, wiedziała, że istniał paragraf mówiący o działaniu pod wpływem pewnych… czynników, ale nie było tam mowy o uniewinnianiu. O złagodzeniu kary tak, ale tylko jeśli znalazłyby się odpowiednio silne dowody albo gdyby ktoś bardzo wpływowa zechciał się za nią wstawić. Oczywiście ona sama nawet o tym nie myślała. Nie tylko dlatego, że nie przepadała za siostrą, ale głównie z powodu komplikacji, których wolałaby uniknąć.
No i oczywiście z powodu dochodzenia, którego nie prowadziła.
Nazwisko Randall odbijające się od ścian opuszczonej fabryki zabrzmiało dziwnie, a już szczególnie w kontekście, w jakim zostało użyte. W przeciągu tygodnia słyszała je tyle razy, że przywykła do myśli, iż jednak coś jest na rzeczy. Co? Sama nie wiedziała. Winston niestety nie zechciał wyjaśnić jej, o co dokładnie chodziło. Skrzyżowała ramiona na piersiach, a przy słowie „śledztwo” uniosła jedynie wyżej brew, lecz nie przerwała mu. Była ciekawa, gdzie zaprowadzi ją tą historią i nie chciała wytrącać go z transu. W końcu mogła to być jedna z jego ostatnich dłuższych wypowiedzi przed aresztowaniem. Lub śmiercią.
Wysłuchała krótkiej relacji z życia Ginsbergów (nawet nie drgnęła na dźwięk tego nazwiska), ale nie wzbudziła ona w niej wiele emocji. Od początku wiedziała, że nie wszystko jest z nimi w porządku, a z każdym dniem coraz bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu. Sam fakt zmartwychwstania Ralpha Ginsberga, bo kojarzyła, że został skazany w Trzynastce, przyjęła dość obojętnie. Nie takie rzeczy zdarzały się w Panem. Sama nie raz była świadkiem kilku spektakularnych powrotów do żywych, a to był jedynie kolejny przypadek. Właściwie tylko jedna sprawa nie dawała jej spokoju. – Gerard nie aspiruje na ojca roku, prawda? – zapytała, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. – Nie wiedział o tym, że gwałcisz własną siostrę? Potrafił skazać jedynego syna na śmierć? - Jakoś nie wierzyła, że wszystko to rozeszło się bez echa. Naczelnik wyglądał na osobę rozgarniętą, która panuje nad tym, co dzieje się w jego domu.
Zamilkła na chwilę, powracając myślami do sprawy Kolczatki. – I nie jestem niczym zaniepokojona, ale ty chyba nie do końca wiesz, co tu robisz. Nie zajmuję się śledztwem Randalla, a Vernon. Jednak fakt, że przekazujesz mi informacje o bunkrze, który rzekomo jest zamieszkany przez co najmniej jedną zbiegłą osobę, na pewno „im” się nie podoba – stwierdziła, próbując rozpoznać po jego zachowaniu, czy faktycznie ma rację. – Nie wydaje mi się, żebyś nagle zmienił front, więc po co to robisz? Po co tu przyszedłeś?
Powrót do góry Go down
the victim
Henry Winston
Henry Winston
https://panem.forumpl.net/t2541-henry-winston-ralph-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2543-ginsberg-w-przebraniu#36440
https://panem.forumpl.net/t2544-henry-winston-ralph-ginsberg#36443
https://panem.forumpl.net/t2545-mary-z-przeszlosci#36444
https://panem.forumpl.net/t2546-henry-ego#36445
Wiek : 30 lat
Zawód : ścigany
Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów
Obrażenia : rana na plecach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySro Mar 25, 2015 9:28 pm

Doskonale zdawał sobie sprawę, że spotkanie z nią tutaj było bezcelowe. Nie był idiotą, który łudził się, że zamkną jego ojca i wreszcie sprawiedliwość zapanuje na tym świecie. Wręcz przeciwnie, Henry wiedział, że z chwilą umieszczenia Gerarda w więzieniu, Panem stanie się cmentarzem dla istoty, która była mu najdroższa. Maisie nie przeżyłaby braku zerwania swoistej symbiozy ze swoim opiekunem i powoli docierało do niego, czemu była taka ważna, choć bał się nazywać rzeczy po imieniu. Nigdy nie powiedziałby Avery o swoich podejrzeniach, które dotyczyły biologicznego pokrewieństwa Ginsbergów, które wykluczało go z tej rodziny na dobre. Nie zrobiłby niczego, by przerwać ową życiodajną więź, która powoli truła jego siostrę, ale utrzymywała ją w jednym kawałku. Przynajmniej teraz, kiedy oczekiwała na urodzenie jego bratanka. Kobieta musiała rozumieć, że nie ma większej miłości niż ta braterska i nie ma głębszej relacji niż ta, kiedy dzieli się wspólne wychowanie. Wiedział jedynie, że trudnością dla niej mogłoby być uświadomienie sobie, czym jest bycie kształtowanym na wzór i podobieństwo kogoś takiego jak Gerard Ginsberg. Mógł już wygłosić największą ze skarg, ale jego usta milczały, zajmując się rzeczami niepotrzebnymi. Tak naprawdę nie zależało mu nigdy na losie sióstr, a Gwen była mu bliska jeszcze w Trzynastce, obecnie nie mógł na nią spojrzeć, czując to samo przygniatające poczucie winy.
Nie tylko nie zdołał jej uratować – jak niegdyś Maisie, która padała mu w ramionach, prosząc, żeby zabrał ją od tego człowieka – ale i też skłonił do zamachu, czując się dobrze jako człowiek, który przynosi niepokój. Kiedyś czytywał im Fausta przed zaśnięciem, Winston nie pamiętał już tego uczucia błogości, z jaką zaciskał powieki, wiedząc, że będzie zawsze częścią siły, która zła pragnąc… Dziwne, że takie wspomnienia wracały, osaczały go, utrudniały normalną rozmowę, czuł się niesamowicie, mając wrażenie, że krew z jego żył wsącza się w jego mózg, tworząc obrazy, które przejmowały nad nim kontrolę.
Nie wszystkie były miłe i odpowiednie, ale wiedział, że to ostatni przystanek. Coś w rodzaju męki przed odpoczynkiem, zasługiwał na spokój i właśnie jego poszukiwał, słaniając się na nogach.
- Zrób wszystko, by ją z tego wyciągnąć. Nie zasłużyła. Zamknijcie Randalla, ale ją zostawcie – poprosił, wiedząc, że Avery ma gdzieś jego ostatnie życzenia. Nie zamierzał jednak umierać w samotności. Usiadł, nadal trzymając ręce w kieszeni i zaśmiał się tubalnie na jej słowa o Gerardzie.
Gdyby tylko wiedziała, że dotyka prawdy, że błądzi już niemal po znajomych terenach… Westchnął.
- Ale wy jesteście głupi – pokręcił głową. – On nas nauczył przetrwania. Był najlepszym ojcem na te czasy, bo nie uczył nas współczucia i miłości, ale radzenia sobie za wszelką cenę. Maisie umie pływać i strzelać, bo poświęcał długie godziny, by ją tego nauczyć. Ja znam się na mechanice tylko dlatego, że on był obok – oparł głowę o ścianę. – Ale masz rację, nie był cudownym tatą, który głaszcze nas po główce, kiedy zrobiliśmy źle. Zdradziłem go, zasłużyłem na śmierć, powinienem umrzeć wtedy… - słowa wybiegały nieco bez ładu i składu, ale skupił się tylko na tym, by przymknąć powoli powieki i dać sobie spokój. Tego pragnął.
A widział ciągle ją, płaczącą i wołającą ją, by zabrał ich daleko. Mogli mieć dzieci, ale tego już nie widział. Miało być cicho, miało nie rwać tak bardzo, miał nie czuć jej łez na swojej koszuli, która znowu była mokra i miał nie dostrzegać śladów siniaków na jej ciele. A mimo to milczał zawzięcie, oddawał się na całego tej wizji piekła doskonałego, w którym nie mógł ukoić płaczu kobiety, którą kochał. Chyba nie było gorszej pokuty.
- Chciałem przy kimś umrzeć – oznajmił wreszcie na jej ostatnie pytanie, zaczął już zapadać mu zmrok przed oczami, a Maisie, jego mała szesnastoletnia Maisie wołała coraz głośniej, oczekując ratunku.
Po raz kolejny stchórzył, oddając ją ojcu. I tylko to pamiętał, to był jego ostatni oddech, kiedy ręce wypadły z kieszeni i Ralph Ginsberg wreszcie przestał istnieć razem z bólem, który do niedawna promieniował w jego okaleczonych naczyniach, zamieniając jego ostatnie chwile w tortury. Spędzone z nią.

Powrót do góry Go down
the leader
Avery Arrington
Avery Arrington
https://panem.forumpl.net/t2744-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2747-avery
https://panem.forumpl.net/t2746-avery-arrington
https://panem.forumpl.net/t2787-avery#42622
https://panem.forumpl.net/t3424-avery-arrington
Wiek : 30 lat
Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a
Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy
Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód
Obrażenia : lekkie osłabienie

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyPią Mar 27, 2015 9:42 pm

Mimo że nie sprawdzała zegarka, podskórnie wyczuwała, że czas spotkania powoli dobiegał końca. Zdawało się, że nawet temat, na który spadła rozmowa, sugerował, iż w końcu należałoby podjąć jakieś sensowne kroki w związku z obecnością poszukiwanego. Avery, oczywiście, nie zamierzała puścić go wolno. Nie kierowała się w życiu żadnymi sentymentami i nawet jeśli dawniej dość dobrze dogadywała się z Winstonem, nie pozwalała, aby teraz miało to jakikolwiek wpływ na sytuację, w jakiej się znaleźli. Wiedziała, że skoro sam wpadł w jej ręce, powinna aresztować go, a potem doprowadzić do rządowego więzienia, gdzie, zapewne, spędziłby parę ostatnich godzin przed egzekucją. Jednak za nim to zrobi, powinna też upewnić się, że za całym tym spotkaniem nie kryje się nic więcej. Musiała poznać prawdziwy powód wizyty w tym miejscu, dlatego na razie jeszcze cierpliwie czekała, oczekując, że Henry w pewnym momencie powie jej to z własnej woli.
Niestety, on najwyraźniej wolał drążyć temat Gwen, który dla Arringotn od dawna był już zakończony. Mimowolnie westchnęła, słysząc kolejne słowa padające z jego ust, lecz tym razem postanowiła milczeć. Nie zamierzała spełnić jego prośby, a już tym bardziej w jakikolwiek sposób pomagać swojej siostrze. Obecna sytuacja była śledczej bardzo na rękę i tak długo, dopóki tamta przebywała poza dzielnicą, Avery pozostawała najszczęśliwszą osobą w Panem. Z kolei tematu Randalla miała powoli po dziurki w nosie. Ostatnimi czasy dosłownie za co by się nie złapała, wszędzie pojawiało się jego nazwisko. Jeszcze gdyby miała jakiekolwiek prawo głosu w tej sprawie to pewnie, chętnie zajęłaby się Malcolmem i udowodniła wszystkim wokół, że faktycznie ma na sumieniu coś więcej niż paru trybutów, którym mentorował. Niestety (lub stety) to nie ona prowadziła kolczatkowe śledztwo i raczej nie powinna wtrącać się w nie tak długo, dopóki ktoś sam nie poprosi jej o pomoc. Chwilowo również miała aż zanadto obowiązków związanych z Vernon, więc nie mogła (i częściowo też nie chciała) zajmować się niczym innym, dopóki nie zamknie tego dochodzenia.
Przy kolejnych rewelacjach dotyczących Ginsberga, również postanowiła milczeć. Ta cała bajka o wielkoduszności (a zarazem i bezduszności) naczelnika więzienia nie chwytała jej za serce, podobnie jak cudowne nawrócenie, którego musiał doznać dawny Ralph po paru latach. Właściwie średnio ją to interesowało, miała jedynie nadzieję, że dowie się czegoś ciekawego o starszym Ginsbergu, a skoro nic takiego nie padło, nie zamierzała kontynuować tematu. Przyglądała się jedynie swojemu rozmówcy, dalej czekając na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia i zastanawiając się, co zrobić, żeby szybko wyciągnąć i załadować broń, która cały czas ciążyła w jej torbie.
Zaczęła myśleć już o zadaniu kolejnego pytania, wciągnięciu mężczyzny w rozmowę, a najlepiej monolog, którym zajmie swoją głowę. Chciała nawet pociągnąć temat jego poprzedniego życia, jednak wtedy on znów się odezwał, a jego słowa sprawiły, że musiała jeszcze raz przetrawić je w swojej głowie, aby w końcu zrozumieć.
Najwidoczniej jednak było trochę za późno. Dopiero teraz zauważyła nienaturalnie bladą cerę, zrozumiała, dlaczego usiadł w trakcie. Trucizna? Jeszcze raz dokładnie się mu przyjrzała, postanawiając na razie nie podchodzić bliżej. Nie zamierzała próbować przywrócić mu przytomność, sprawdzać czy oddychał czy cokolwiek innego. Był poszukiwany, czyli stał się osobą równie bezwartościową co mieszkańcy getta. Może nawet bardziej, bo on z góry skazany był na śmierć, bezprawni z kolei dostali szansę zrehabilitowania się w Dwunastce.
Dopiero po chwili zauważyła, że cały czas miał dłonie schowane w kieszeniach. Podeszła bliżej, wyciągając z torebki chusteczkę i przez nią wyjęła ręce na wierzch. Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Najwidoczniej podciął sobie żyły już na początku ich spotkania, ale wcale nie musiał się z tym aż tak ukrywać. Właściwie taka sytuacja byłaby to bardzo na rękę Avery. Dzięki temu miałaby o wiele mniej pracy. Teraz mogłaby powiedzieć, że dostała zgłoszenie, przybyła na miejsce i odnalazła martwego poszukiwanego, co było korzystniejsze, ponieważ ilość papierów, którą musiałaby wypełnić była o wiele mniejsza.
Mimo to zdecydowała się, że nie będzie kłamać. Nie miała po co. Nie zrobiła nic złego, a Winstona tak czy tak zamierzała aresztować. Wybrała więc odpowiedni numer na posterunek strażników, opowiedziała o znalezionym ciele, podała miejsce pobytu i zaczekała, aż oni przyjdą się tym zająć.

zt
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyPon Wrz 28, 2015 10:06 pm

W chwilę po tym jak samochód się zatrzymał kobiety zostały brutalnie wyciągnięte na zewnątrz przez silne męskie dłonie. Zmuszone były przez chwilę do stania na mrozie, by w końcu ponownie poczuć na plecach lufy pistoletów oraz zaciskające się na ramionach palce.
- Nawet się nie ważcie szaleć, bo tego pożałujecie.
Ostrzeżenie wypowiedziane ostrym tonem było niczym znak dla każdego z porywaczy, którzy szarpnęli swoje ofiary i pociągnęli je za sobą do wnętrza jakiegoś budynku. Tam, po kilku chwilach drogi w ciszy popchnięto je na podłogę i pozostawiono pod opieką jednej osoby. Reszta (wsłuchując się uważnie w kroki, kobiety mogły wyłapać fakt, iż tylko piątka porywaczy trafiła z nimi do pomieszczenia) oddaliła się na odpowiednią odległość by omówić sytuację bez obaw o podsłuchanie.


    Corinne, Valerie, Vivian, na razie możecie swobodnie pisać między sobą, prawdziwa fabuła zacznie się niebawem. Pamiętajcie jednak, że każda z was jest poobijana i posiniaczona, nie macie także na sobie żadnego ciepłego odzienia, a w fabryce jest nieprzyjemnie zimno.

Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyPon Wrz 28, 2015 10:40 pm

Za moje nieodpisywanie rudej należał się kop w zadek, przepraszam :<

Świat po raz kolejny rozpadł się na kawałki.
W jednej chwili siedziała naprzeciwko Helen i Valeriusa, gotowa prowadzić niezobowiązującą rozmowę, wsłuchując się w radosne przemówienie Adlera i nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Początkowo ignorowała nawet ten dziwny ucisk w brzuchu, gdy mężczyzna wspomniał o Conradzie, myśląc, że pewnie się spił albo znowu poszedł nawalony na patrol…
Conrad nie żył.
Paradoksalnie, nie przyjęła tego równie emocjonalnie, co wiadomości o śmierci Amandy. Nie zareagowała histerycznym krzykiem, jak wtedy, gdy na jej oczach Tim upadł na ziemię, a jego błękitne oczy nie widziały już nieba. Patrzyła jedynie na Valeriusa z tym dziwnym uczuciem, jakie opanowuje umysł, gdy mózg przetwarza tę najgorszą informację.
Zaskoczenie. Niedowierzanie. Szok. Przerażenie. I wreszcie ta niemożliwa, irytująca wręcz obojętność, którą natychmiast zagłuszył ból. Równie silny, jak tamten, jaki odczuła niemalże rok temu. Czyżby ktoś ją przeklął? Czyżby rzucił jakiś urok lub zaklęcie z zamiarem odebrania jej szczęścia? Te i tysiące innych myśli towarzyszyły Vivian, gdy patrzyła w oczy młodego Strażnika, z każdą chwilą coraz bardziej pewna, że to nie jest głupi żart.
Conrad nie żył.
Był równie martwy, jak Amanda, jak Tim, jak wszyscy trybuci, których skazała na śmierć. Jak ludzie, którzy zginęli w czasie eksplozji na moście. Jak ludzie, którzy usiłowali przejąć transport broni, jak ludzie, którzy zginęli z rąk rządowych morderców. Nie żył, nie żył, nie żył – te dwa słowa odbijały się w umyśle rudowłosej przerażającym, obezwładniającym wręcz echem. Łzy, które pojawiły się na policzkach, krystalicznie czyste, spływały powoli, jak gdyby zapomniane przez tę, która w ciszy opłakiwała straconą miłość.
A potem nagle wszystko zadrżało w swoich posadach, Angelini otrzymał silny cios w kark, Vivian zaś poczuła zimny metal, uciskający boleśnie skórę na karku. Ktoś szarpnięciem zmusił ją do podniesienia się z krzesła, policzkując mocno, gdy usiłowała stawiać opór. Związano jej ręce, lufa pistoletu wbijała się w plecy, gdy napastnicy ciągnęli ją za sobą, na ciche pytania odpowiadając kuksańcami i szarpnięciami. Mocnymi; wkrótce siniaki miały zabarwić tę bladą skórę, tak uwielbianą przez pewnego oficera.
Martwego.
Gdy wieźli je samochodem, ją, Corinne i Valerie, Vivian nie reagowała na nikogo i na nic, zaciskając powieki i modląc się o to, by nie krzyczeć z żalu, który ją wypełniał. Nie tak przerażającego, jak wtedy, w styczniowe popołudnie, ale jednocześnie nie tak głębokiego i silnego. Kochała Conrada, szczerze, jednak… Najwidoczniej nie tak silnie, jak sądziła, bowiem jego śmierć była też ulgą.
Paradoksalnie, to wzbudzało w niej szaleńczy śmiech, który musiała tłumić na równi ze łzami.
Czyżby oszalała?
Kiedy wysadzili je z auta i wprowadzili do budynku (przez moment miała ochotę rozważać, gdzie jest zimniej, na zewnątrz czy wewnątrz), rudowłosa obserwowała uważnie otoczenie, usiłując zapamiętać nawet błahy szczegół. Ale zaraz, czy aby nie było na takie próby za ciemno? Nie odezwała się ani słowem, nawet, gdy popchnięto ją na podłogę, na którą osunęła się bez większej finezji. Po prostu skuliła się, drżąc lekko w swojej niedbale dobranej garderobie, próbując nie reagować na zimno i na łzy, które ciągle kryły się w kącikach jej oczu.
Dopiero po długiej chwili uniosła wzrok, patrząc przelotnie na pilnującego je mężczyznę, a następnie na towarzyszące jej koleżanki. Zmarszczyła brwi, jakby pytając, co się do cholery stało, i posłała im pytające spojrzenie, by ocenić, czy nie wyrządzono im żadnej krzywdy.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyWto Wrz 29, 2015 5:51 pm

Chłód. Trzęsłam się z zimna... Drżałam, nieomal szczękałam zębami. Skupiałam się na mroźnej, zimowej temperaturze, gdy były ważniejsze sprawy. Musiałam wyjść z tego cało i wykorzystać zaistniałą sytuację dla jeszcze większej sławy. Musiałam się opanować. Musiałam przejąć kontrolę nad swym ciałem, które wyrwane z przyjęcia, wrzucone do jakiegoś pojazdu, a następnie ciśnięte w nieznanym nam miejscu, wariowało, wymknęło się i robiło się słabe, jak gdybym była Valką, którą znają inni. JAK GDYBYM BYŁA VALKĄ, KTÓRĄ ZNAJĄ INNI... Nie byłam nią.
Przestałam drżeć. Stałam się chłodniejsza niż powietrze nas otaczające. Stałam się... bestią. Nie, nie bestią. Bestia drzemała, bestia nie mogła ze mnie wyjść. Po prostu stałam się opanowana. Nie zamierzałam być byle dziunią, która podda się dreszczom. Mogę zamarzać w tej chwili... Mogę! Ale nie będę jęczącą łajzą. Nie dam im tej satysfakcji, mimo że powinnam, mimo że... Może wpierw powinnam wybadać teren? Może mnie porwano, by ukazać me prawdziwe oblicze? Charlotte? Charlotte nie mogła nic zdziałać. Jest za głupia, zaś ja nie potwierdziłam ani jednej jej szalonej myśli.
Wyobraziłam sobie... Helen na moim miejscu. Bogatą Helen będącą bogatą kobietą na stanowisku dyrektora szpitala.
Czego od nas chcecie? – zapytałam przerażona, niby to próbując pozbyć się więzów. Owszem, zamierzałam się ich pozbyć, ale nie tą bezsensowną szamotaniną. – Pieniędzy? Mogę wam wypłacić... Ile tylko chcecie! Ile chcecie? Milion? Dwa? Tylko nas wypuśćcie... Proszę! – spróbowałam. Raczej wątpiłam, by mieli przystać na mą propozycję. Zapewne zorganizowaliby to w innym stylu... Okupu zaś nie mieli od kogo żądać. Przynajmniej w moim przypadku. Nikogo nie miałam.
Gdy przestałam się szarpać, postanowiłam spróbować pozbyć się więzów z rąk.
Powrót do góry Go down
the leader
Corinne Lancaster
Corinne Lancaster
https://panem.forumpl.net/t3097-corinne-lancaster-budowa#48005
https://panem.forumpl.net/t3162-corinne#49456
https://panem.forumpl.net/t3161-corinne-lancaster
https://panem.forumpl.net/t3163-corinne#49461
https://panem.forumpl.net/t3191-corinne-lancaster
Wiek : 31 lat
Zawód : wiceminister Kultury & bizneswoman
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, nóż motylkowy.
Obrażenia : złamany kręgosłup moralny, początki leukopenii

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyWto Wrz 29, 2015 6:36 pm

Pozwoliła uśpić swoją czujność, wolała uwierzyć, że komuś na jej stanowisku już nic nie grozi, niż ciągle mieć oczy dookoła głowy i spodziewać się ataku z każdej strony. A ten w końcu nastąpił, chociaż sytuacja w Sali bankietowej była tak chaotyczna, że Corinne nie zapamiętała z niej wiele. Poczuła tylko lufę pistoletu przy swojej głowie i nie zdążyła sięgnąć nawet po nóż stołowy, zanim nie została wyprowadzona z pomieszczenia i razem z Vivian i Valerie dosłownie wrzucona do auta.
Kim byli porywacze i czego chcieli? Och, opcji było od groma, a czasu do analizy całkiem sporo. Wybór więźniów wydawał się być przypadkowy, bo co łączyło wszystkie trzy porwane poza miejscem pracy? Najbardziej wartościowym wyborem wydawała się Angelini, ale nie wyglądało na to, by były to ich personalne porachunki z Minister Zdrowia. Przez myśl Corinne przebiegła także nazwa Kolczatki, organizacji, która sama chyba nie pamiętała już, o co walczy. Opozycja? Dobre sobie! Teraz byli jedynie terrorystami, dla których wytyczono już drogę na stryczek.
Skrępowane ręce i mało delikatne zachowanie sprawiły, że Lancaster z każdą chwilą była coraz bardziej wściekła, a chęć odegrania się na oprawcach rosła. Zemsta najlepiej smakuje podana na zimno, kobieta darowała sobie więc agresywne zachowania, szarpaniny i potyczki słowne. Wiedziała, że tym sposobem nie osiągnęłaby swojego celu. Chłodna kalkulacja była tym, co należało teraz wykonać – Corinne doliczyła się pięciorga osób, a gdy powoli podnosiła się z podłogi, nie omieszkała ocenić uzbrojenia i ekwipunku tego mężczyzny, który został, by pilnować porwanych.
Strategia, którą objęła Valerie, była podobna do tej, którą sama Lancaster próbowała wykorzystać. Upewniając się, że jej obie towarzyszki są względnie całe, nie zważając na obdarte kolana i urażoną dumę, przywołała na twarz zbolałą minę niewinnego dziewczęcia i niemalże sarnimi oczami spojrzała w kierunku wartownika.
- Wody… proszę – wyjąkała, unosząc obie skrępowane dłonie do ust. Dla efektu zakasłała jeszcze, cicho i sucho, ukradkiem posyłając Valerie i Vivian porozumiewawcze spojrzenie.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySro Wrz 30, 2015 3:19 pm

Stojący przy kobietach mężczyzna wcale nie należał do tych miłych, co można było wnioskować już po każdym jego spojrzeniu w kierowanym na twarze kobiet pełnym pogardy i wyższości oraz po grymasie, który zawitał na jego twarzy już w chwili, gdy Valerie wypowiedziała pierwsze słowo. Dał jej dokończyć wypowiedź, lecz zamiast odpowiedzieć na którekolwiek z pytań Minister Zdrowia uśmiechnął się paskudnie, po czym bez żadnego zawahania zamachnął się pistoletem i uderzył kobietę w twarz z kolby.
- Siedź cicho - warknął i splunął tuż koło kobiety, a następnie odwrócił się w stronę Corinne i wyszczerzył zęby w jeszcze szerszym uśmiechu. - Ty też, paniusiu - dodał i pochylił się na chwilę w jej stronę, przykładając jej pistolet do jej podbródka. - I ciesz się, że zabroniono mi potraktować was w taki sposób jak na to zasługujecie - dodał, po czym wyprostował się i cofnął o krok, tak by mieć wszystkie trzy kobiety na oku. Palec przez cały czas trzymał na spuście pistoletu celującego na zmianę w trójkę porwanych.

Valerie uderzenie rozcięło Twoją wargę i dziąsło, do ust napłynęło ci trochę krwi, a w głowie lekko szumi.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySro Wrz 30, 2015 9:57 pm

Podczas gdy Corinne i Valerie rzucały spojrzenia w stronę pilnującego ich człowieka i zadawały pytania, Vivian pozostawała cicho. Nie odezwała się ani słowem, nie kaszlała, udając spragnioną. Była zobojętniała; tak zobojętniała, jak tylko można być po śmierci bliskiej osoby.
A przecież ostatni raz widzieli się tak dawno temu, i spotkaniu temu nie powinno nadawać się tak łagodnego określenia, było to raczej jakieś patologiczne zderzenie się dwóch istnień, boleśnie uświadamiające, że wcale nie mogło być tak pięknie. Siedząc na podłodze, panna Darkbloom wspominała tych kilkadziesiąt krótkich chwil, które spędzili razem. Wspólne noce w jej mieszkaniu, gdy Conrad oswajał się z obecnością dwojga zwierząt, a Vivian czytała książki lub szkicowała. Słodkie, delikatne momenty, jak te, gdy poprawiał jej włosy lub układał szalik, by osłonić szyję. Czułość, jaką okazywali sobie niemal na każdym kroku, z początku nieśmiało i niepewnie. Namiętność, równa tej, jaką darzyli siebie nawzajem pierwszej nocy…
I wreszcie nienawiść, jaką każde z nich czuło względem drugiej osoby pewnego wieczoru. Czy to nie wtedy rzuciła w jego stronę to nieprzyjemne porównanie do Ginsberga? Przecież nie był aż takim sadystą – ból, który jej zadał, był niczym w porównaniu z przypaleniem nozdrzy cygarem… Ale nie potrafiła mu wybaczyć.
Wzdrygnęła się, słysząc głos pilnującego ich „strażnika”. Ciekawe, na jakie traktowanie zasługiwały, że kazano im się cieszyć? Czyżby owi porywacze nie mogli im zrobić czegoś gorszego niż przetrzymywanie w tym budynku? Dlaczego? Co nimi powodowało? I dlaczego porwano właśnie je, spośród wszystkich gości? Te i inne pytania pojawiły się w umyśle rudowłosej, która w milczeniu spojrzała na towarzyszki i niemalże niezauważalnie pokręciła głową. Nie, nie sądziła, żeby próby nawiązania kontaktu z porywaczami, a tym bardziej zgrywanie niewiniątek, było dobrym pomysłem.
Zresztą, chyba było jej już wszystko jedno.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyCzw Paź 01, 2015 12:38 am

Ból przeszył mą twarz niczym piorun nocne niebo. Biały rozbłysk pojawił się w mojej głowie, by po chwili ustąpić nieokiełznanej wściekłości. Nie zdziwiłam się nawet, gdy w ustach poczułam znajomy sobie metaliczny smak. Moja warga nie mogła wytrzymać tak niedelikatnego uderzenia, zwłaszcza zadanego męską silną dłonią.
Pragnęłam działać! Porwać się na ich życia i zwyciężyć w stylu, jakim mogła szczycić się dawna igrzyskowa Valka. W zamian siedziałam na lodowatej podłodze, związana i bita, mając wokół towarzyszki, wobec których raczej nie mogłam ukazać swej prawdziwej natury. Choć Corinne... Ten jej wzrok przyczajonej bestii otwierał przede mną wspomnienia innych opanowanych person, które zginęły pod naporem mego noża.
Podniosłam swe dłonie do rozciętej wargi i skrzywiłam się przerażona, gdy zapiekło. Skuliłam się, łkając. Twarz skryłam wśród potarganych włosów – gra, która miała na celu mnie ocalić? Wątpiłam, ale kto wiedział, co przyniesie jutro? Co będzie, jeśli spełnię swą zachciankę i zaśmieję mu się prosto w twarz? Zaśmieję się tak głośno, by przyszła reszta i zbiła nas jeszcze bardziej? Wszystko działo się tak szybko, iż nie zdążyłam nawet chwycić za nóż... Inna broń? Czy leżało w tym pomieszczeniu coś, co mogło posłużyć za prowizoryczną broń? Bo w końcu uda mi się uwolnić dłonie, prawda...?
Może wpierw sprawniej poszłoby ogłuszenie tego mężczyzny? Czy tamci odeszli daleko? Pozostawali w pobliżu. Jakiś plan? Potrzebowałam planu. Nadal nie miałam pojęcia, czemu tu jesteśmy. Żaden powód nie pojawił się dotychczas w mojej głowie, a jego znajomość mogłaby nam pomóc.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
Czego od nas chcecie? – powtórzyłam, trochę aż nazbyt twardo, za nic mając jego brutalne zachowanie. Sprzeda mi kolejny cios? Proszę bardzo! Mogłam tak trwać, póki nie stracę przytomności, bądź życia.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptySob Paź 03, 2015 1:21 pm

Mężczyzna uspokoił się jedynie na chwilę, cofając się od krok od kobiet był święcie przekonany, że przez swoje zachowanie osiągnął cel i dzięki temu nie będzie musiał znosić kolejnych pytań rzucanych w eter. Kiedy jednak Valerie z uporem utrzymywała swoją butną postawę w pierwszym momencie spojrzał na nią z niedowierzaniem, by następnie skrzywić się w wyrazie prawdziwego obrzydzenia i ponownie narastającej wściekłości.
- Mówiłem Ci już, zamknij mordę - warknął, potrząsając przed jej twarzą pistoletem tak jakby po raz kolejny zamierzał ją uderzyć. Zamarł jednak w pół gestu, a jego wzrok przeskoczył na spokojną do tej pory Vivian. Usta wykrzywiły mu się w parodii uśmiechu w momencie, w którym wyskoczył do przodu łapiąc kobietę za ramię i mocnym szarpnięciem pociągnął ją za sobą przystawiając jej pistolet do głowy. - Wszystkie zamknijcie mordy albo waszej koleżance się oberwie - rzucił szyderczym i pewnym siebie głosem, zmuszając porwaną do podniesienia się na nogi.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyPon Paź 05, 2015 10:18 pm

Przepraszam za to opóźnienie :<

Pogrążona w swoich rozmyślaniach, w pochłaniającej ją żałobie, nie reagowała na świat. Obejmując ramionami klatkę piersiową i kuląc się, nie słyszała butnego głosu Valerie, która tak rozzłościła ich strażnika. Poczuła za to niespodziewane, mocne szarpnięcie, wyjątkowo szybko stawiające ją na nogi. O mały włos, a syknęłaby z bólu, jednak zimna stal pistoletu szybko odwiodła ją od tego pomysłu.
Pięknie, jeszcze tego mi brakowało.
Nie dość, że została zmuszona do pójścia na bankiet, z którego ją porwano, to jeszcze teraz ktoś trzymał ją na muszce, traktując jak… No właśnie, jak? Kartę przetargową w stylu „zamknijcie się, albo koleżanka zostanie bez połowy głowy”? Ją, najbardziej spokojną z całej tej trójki, jedyną, która nie odezwała się słowem. Jedyną, która starała się nie okazywać przeciwnikom żadnych emocji, skupiając się na chaosie, który szalał w jej umyśle, zatruwając duszę. Ją, osobę, która – chociaż nie powinna, zapewne dla innych byłoby to zupełnie niezrozumiałe – zimny dotyk broni powitała niczym zbawienie, z radością i spokojem. Niemalże modląc się, by napastnik nacisnął spust, pozbawił ją życia. Które potraktowałaby jak zbawienie, umożliwiające jej dołączenie do Tima i Conrada, tych dwóch osób, za którymi tęskniła.
Zachwiała się nieco, jednak natychmiast odzyskała równowagę, patrząc przelotnie na towarzyszki. Piękną, nagle cichą Corinne i butną Valerie… której chyba miała ochotę przygadać. I wtedy odwróciła głowę, ostrożnie, nie dopuszczając, by lufa odsunęła się od jej ciała. Spojrzała w oczy mężczyzny, rzucając mu jedno, smutne spojrzenie…
Po czym utkwiła wzrok w jakimś martwym punkcie, nawet nie myśląc o tym, co dzieje się z człowiekiem po śmierci.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 EmptyCzw Paź 08, 2015 5:43 pm

Nasz towarzysz? Osoba, której powierzono popilnowanie trzech porwanych kobietek w pięknych sukniach... pomijając drobny szczegół w postaci ubioru panny Vivian. Wyglądała przynajmniej z przymrużeniem oka elegancko, więc jej już nie ujmujmy. Ważne, że mój oprawca nie dawał sobie rady ze mną i z moją, zapewne lekkomyślną, gębą, która prowokowała go do czynów ostatecznych. Jednakże, czy naprawdę gotów był odstrzelić Vivian głowę? Z jakiegoś powodu porwano nas z przyjęcia. Raczej nie dlatego, by dopiero tu, na tym etapie, pozbawić nas życia. Jakby nie patrzeć, ktoś tam się naradzał, więc typek nie mógł od tak sobie zdecydować, czy ją zastrzeli, czy nie. Miał kogoś nad sobą... Innych, którzy właśnie mieli między sobą burzę mózgów. On zaś został wykluczony?
Cóż, faktem było, że koniec zabawy w Sierotkę Marysię, gdyż to się nie sprawdzało. Bycie nieposłuszną rozryczaną buntowniczką również.
A, nie znam dziewczyny, be, nie zastrzelisz jej, bo twoi kumple zastanawiają się właśnie nad losem nas wszystkich, ce, mogę załatwić ci milutki i kilkunastodniowy pobyt na bloku psychiatrycznym, zamiast biletu do więzienia, jeśli nas wypuścisz. Potrafię ratować ludzi, ale umiem ich też niszczyć. Zastanów się, chłopcze. Bo możesz ją zastrzelić, możesz zastrzelić Corinne, a ja się nie zamknę, póki nie zrobisz mi pięknej dziurki na środku czoła – stwierdziłam nienaturalnie spokojnie. I chłodno. Temperatura mojego tonu, o ile ta by istniała, zapewne walczyłaby w maratonie z tą panującą wokół. Zakładałam, że ostatecznie i tak mroźne zimowe powietrze by wygrało, ale z niewielką przewagą. – To jak? Może jeszcze raz zdzielisz mnie po twarzy swoim pistoletem?
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Opuszczona fabryka - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Opuszczona fabryka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Opuszczona fabryka

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Obrzeża-