IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sala ogólna - Page 6

 

 Sala ogólna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyWto Wrz 03, 2013 9:16 am

First topic message reminder :



Czteroosobowa, standardowa sala dla pacjentów. Wyposażona w telewizję kablową, dostęp do internetu i węzeł sanitarny.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyCzw Lip 24, 2014 5:55 pm

Skubię nerwowo skraj kołdry, zastanawiając się, co teraz zrobię. Choć z twarzy Blaise'a nie wyczytałam żadnej oznaki zniecierpliwienia czy irytacji, nie mogę pozbyć się wrażenia, iż Los wciąż podrzuca nam kolejne kłopoty, byle tylko sprawdzić wytrzymałość mężczyzny. Patrzę na niego ukradkiem, być może czekając, aż westchnie z rezygnacją i powie, że skończyły mu się pomysły, jak tym razem uratować mnie z opresji, lecz w dalszym ciągu nic takiego się nie dzieje. Po chwili na twarzy Blaise'a pojawia się natomiast uśmiech, na moment zastępując zobojętnienie.
- Czy naprawdę nie ma dla ciebie takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać? - pytam żartobliwie w odpowiedzi na jego słowa. Znów czuję, jak niewidzialny ciężar spada mi z serca i pod wpływem spojrzenia Argenta nawet daję się trochę przekonać, że zgubienie kluczy to faktycznie nie problem.
Mimo to wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego mężczyzna robi dla mnie tak wiele, choć nie grozi mi już żadne niebezpieczeństwo ani mój stan nie jest na tyle ciężki, by Blaise musiał zostać w szpitalu. Być może to kwestia zwyczajnej uprzejmości, lecz nawet jeśli, ta myśl nadal nie chce do mnie dotrzeć. A może po prostu nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że ktokolwiek z rządu mógłby okazać mi tyle dobroci. Ludzie ci nieustannie wyglądają w moich oczach jak kolejne, postawione wyżej od innych marionetki Coin, które zresztą niewiele różnią się od pani prezydent. Ciężko mi odrzucić skrywaną zazwyczaj nienawiść do nich, pozbyć się myśli, że to oni są współwinni stworzenia Kwartału, że karmią nas wszystkich zatrutymi, choć ociekającymi słodyczą kłamstwami, jakim dobrobytem oraz szczęściem możemy się teraz cieszyć.
Prawdopodobnie to stanowi powód, przez który dziwi mnie zachowanie Blaise'a, lecz tak naprawdę istnieje jeszcze jeden - patrząc na niego, w jakiś sposób nie widzę człowieka rządu. Nie słyszę go ani w słowach Argenta ani nie zauważam w mimice twarzy mężczyzny.
Ale nie zapominam o tym, że równie dobrze Blaise może mieć wprawę w noszeniu wzbudzającej zaufanie maski.
Moje rozważania przerywa jednak przyjście lekarza, który obdarzywszy mnie przyjaznym uśmiechem, wyjaśnia, co stało się z moim nadgarstkiem i żebrami. Kiwam w milczeniu głową i rzucam przelotne spojrzenie na podaną mi przez mężczyznę receptę, lecz nie powstrzymuję rozdrażnionego westchnienia kiedy słyszę, że przez najbliższy miesiąc muszę być praktycznie unieruchomiona. Nie brzmi to dobrze - praca w sklepie Lophii wymaga czegoś więcej niż siedzenia przy kasie. Mimo wszystko nie protestuję i nawet odwzajemniam uśmiech, gdy lekarz wychodzi.
- Lepiej szykuj już głowę - mruczę pod nosem w stronę Blaise'a.
Kiedy słyszę propozycję Argenta, unoszę zaskoczona brwi, wpatrując się w niego z lekkim niedowierzaniem. Skupiam spojrzenie na jego twarzy i po chwili namysłu dochodzę do nieco niepokojącego wniosku, że mężczyzna musi być co najmniej dziesięć lat starszy ode mnie, a właśnie proponuje mi spędzenie nocy w jego mieszkaniu. Coś mówi mi, że powinnam grzecznie podziękować i poszukać innego wyjścia, jednak nie wiem nawet, czy jakiekolwiek by się znalazło. Nawet gdybym zdecydowała się na hotel, nie miałabym jak za niego zapłacić, a nie uśmiecha mi się proszenie Blaise'a o pieniądze. Jego pomysł nie brzmi zresztą źle i chyba rzeczywiście jest jedynym, na co mogę się w tej chwili zdecydować.
- Niech będzie - mówię krótko. - Ale i tak robisz dla mnie zbyt wiele.
Z westchnieniem wstaję powoli z łóżka, zabieram receptę, po czym podążam za Argentem do drzwi.

// zt x2.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyPon Sie 25, 2014 12:19 am

Umierające dzieci zawsze sprawiają, że robię się głodny.
Długie rzęsy rzucały cienie na policzki, a pod powiekami widać było ruchy gałek ocznych. Śniła; cokolwiek jej się śniło, musiało być intensywne. Klatka piersiowa, na której widniał opatrunek, unosiła się rytmicznie w miarowym oddechu, aparatura, do której chwilowo ją podłączono, monitorowała pracę serca i ciśnienie krwi. Morfalina słodkimi, ułudnymi kroplami przedostawała się do układu krwionośnego, tymczasowo uśmierzając ból. Który i tak niedługo wróci.
Spotkanie ze Zwycięzcami natchnęło Cię do gotowania?
Słyszała jego głos tak wyraźnie, jakby stał tuż obok, wpatrując się w nią oczyma, skrytymi za ciemnymi okularami; po jego ustach błąkał się delikatny, słodko-gorzki uśmiech, gdy obserwował leżącą na szpitalnym łóżku dziewczynę. Nieprzytomną; w tej chwili stanowiła milutki cel, bezbronna i niezdolna do jakiejkolwiek walki, otumaniona morfaliną, wciąż pod wpływem narkozy po operacji. Mogła wybudzić się lada moment.
Za taką kolację masz moje pozwolenie na spędzenie w łóżku następnego tygodnia.
Stał tuż obok, odwracając ją tak, by stać za jej plecami. Dłonie, które odsunęły jej włosy, były jednocześnie delikatne i silne, gdy zdecydowanym, spokojnym ruchem rozpinał zamek sukienki. Miękkie usta, muskające skórę, dosłownie topiły chłód, przenikający jej ciało. Słodka ułuda, chwila marzeń o ciągu dalszym, w którym wcale się nie odsuwał, a jedynie zostawał, przez chwilę tuląc ją do siebie.
Śpij dobrze, postaram się nie obudzić Cię rano.
Skradała się do jego pokoju, cichutko i powoli, stąpając bezgłośnie po podłodze. Wyglądał ujmująco, niemalże jak dziecko, pogrążony we śnie, obejmowany przez ciemność. Bezszelestnie wsunęła się przez uchylone drzwi do sypialni i usiadła na brzegu materaca, głaszcząc go ostrożnie po włosach. Czemu tu była? Już po kilku sekundach leżała obok, wpatrując się bacznie w pogrążoną we śnie twarz, choć raz bez ciemnych okularów.
Witaj, Catrice, to mój przyjaciel… Mój bardzo nerwowy przyjaciel. Właściwie dzieciak.
Leżała na łóżku, machinalnie obracając w dłoni nóż. Ze świeżo umytych włosów jeszcze sączyła się woda, wsiąkając w miękką, świeżo wypraną pościel. Czuła smutek i jakiś dziwny żal, który ogarniał ją powoli i nieustępliwie. Poderwała się raptownie i rzuciła nożem, uśmiechając się z satysfakcją, gdy ostrze wbiło się w drzwi. Rozzłościł go, ale nie na tyle, by była na niego naprawdę zła.
… pewnie nie zjemy z Tobą kolacji…
Siedziała naprzeciw niego przy długim stole, z zadowoleniem patrząc, jak czyta jakąś książkę, którą chwilę temu dosłownie wcisnęła mu do ręki. Upiła łyk wina, od którego zakręciło się jej w głowie, po czym wstała i delikatnie ucałowała jego policzek, bez słowa kierując usta ku jego ustom. Słodka, nierealna rzeczywistość… Salinger nie żył.
Słońce moich oczu…
Joseph Salinger jest jedną z ofiar wczorajszego zamachu, zastrzelił go jakiś durny Strażnik Pokoju…
Catrice Tudor, pogrążona w głębokim, podsyconym bólem śnie, otworzyła oczy.
Zaraz… Jakim bólem? Chyba nie czuła niczego, poza tym, że prawdopodobnie miała coś wbite w wierzch dłoni i to coś –a to mi odkrycie – wysyłało do jej organizmu jakieś świństwo. Uniosła się lekko, tylko na tyle, by wyrwać z dłoni małą igłę. Morfalina, przemknęło jej przez myśl. Cokolwiek miała w dłoni, odrzuciła to z wściekłością i usiłowała podnieść się bardziej, do pozycji siedzącej.
Ciągnięcie z boku ciała uświadomiło jej, że ma jakieś szwy. Wywróciła oczami, rozglądając się dookoła. Była… tak, w szpitalu. Cudownie, po prostu znakomicie, dała się podejść jakiemuś prostakowi i tej małej dziwce, która chyba nie zdawała sobie sprawy, z kim zadarła. Trenerka? Być może. Rządowy morderca? O, tak. Syknęła cicho, gdy uświadomiła sobie, że ją mogą usunąć z posady, a ten blond kurwiszon, zapewne stworzony tylko po to, by dawać dupy na lewo i prawo, uniknie konsekwencji. Już widziała te zachowania, tak typowe dla idiotki. Na bank powie, że to Catrice jest winna, a ona tylko broniła przyjaciela.
- Szkoda, kurwa, że nie nauczył cię celować. – mruknęła sama do siebie, pochylając się i sięgając po kartę.
Oh. Usunięta śledziona, jak miło. Da się przeżyć, na dobrą sprawę słyszała o gorszych rzeczach… i niekiedy je robiła. Lub pozwalała je robić innym, ale teraz… Teraz była ostro poirytowana. Może dlatego wyjęła telefon z torebki, która leżała na szafce, i napisała do Gerarda, a następnie do Sorena. W ten sposób szybko mogła się dowiedzieć o tym, co się dzieje.
Kurwiszon w izolatce, doskonale. Stracona posada trenerki, no trudno, to tylko skomplikuje pewne sprawy. Previa zajmująca się przesłuchaniem, wybornie. Nazwisko Malcolma coś jej mówiło, to chyba był ten sławetny gość, który po Zwycięstwie nie udzielał się zbytnio; mgliście kojarzyła go z jakiegoś spotkania, więc i on mógł wiedzieć, czym panna Tudor się zajmuje. Ciekawe, czy uprzedzi tę świruskę, komu nadepnęła na odcisk.
Wspomnienie Gerarda, kopiącego blondyneczkę, było rozkoszne. Szkoda, że jego but nie trafił wprost w jej twarz, chętnie zobaczyłaby tę krzywą mordę bez paru zębów. Dalej uważała, że to, co podsunęła S. w wiadomości, było cudownym rozwiązaniem. I chętnie przeprowadziłaby to w towarzystwie Ginsberga i jej przyjaciela po fachu.
Który nie omieszkał znowu użyć tego przeklętego zdrobnienia, którego tak nie znosiła.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyWto Sie 26, 2014 2:14 pm

Powinien prowadzić jakiś notatnik. Kiedyś miał nawet w planach zapisywać jak zachowują się ludzie w różnych sytuacjach, żeby - w razie potrzeby - móc to wszystko odtworzyć. Tylko czy nie wyglądałby na większego świra szukając w popłochu jakiś powyrywanych i poutykanych po kieszeniach kartek zamiast zwyczajnie pozwolić sobie, by nie wiedzieć, co robić? Szkoda tylko, że ta niewiedza Royce'a opierała się na tym, że zdolny był tylko do obserwacji - topiące się dziecko, wypadek, ktoś poirytowany czy płaczący w jego obecności, czy nawet zwykły komplement - wszystko to potrafił skwitować tylko długim spojrzeniem wwiercającym się w drugą osobę. Dzieci uczą się empatii już od najmłodszych lat. Naturalnym więc i logicznym jest, że dziecko wychowane w zakładzie psychiatrycznym i na dobrą sprawę pozostawione same sobie, takiej empatii nie posiada. Ale nie mógł pozwolić sobie na to, by wyróżniać się z tłumu. Nie w taki sposób. Gdyby kiedykolwiek padł na niego chociaż ślad podejrzenia, co do jego zawodu, wszyscy bez wahania wymierzyliby sprawiedliwość za jednym wskazaniem palca. To ten dziwak, to ten dziwny chłopak, to on, na pewno on to zrobił. Søren może i był szalony, może mógł się pochwalić potężną teką żółtych papierów spoczywających w archiwum kapitolińskiego zakładu psychiatrycznego... ale nie był głupi. Stąd brały się te jego wieczne pytania do zaufanych osób i analizowanie różnych, codziennych, zwyczajnych sytuacji. Od dawna podążał za ludźmi, obserwował ich, właściwie nawet podglądał. Istniały jednak drzwi za które nawet najlepszy cień nie ma wstępu. Dlatego istnieje dziedzina ludzkiego życia, o której nie miał bladego pojęcia. I może Catrice Tudor się tego kiedyś domyśli.
To tylko tytułem wstępu i wytłumaczenia, dlaczego Søren James Royce stał na przeciwko jednej z wielu kwiaciarni w Kapitolu i nie odważył się wejść do środka. Co miałby powiedzieć? Jakie kwiaty kupić? Kogo miałby udawać? Czy można wejść do kwiaciarni i wybrać coś jako ostatni mruk i gbur? Co jeśli przez to kwiaciarka cię zapamięta? Na pewno nie zwróciłaby uwagi na kolejnego uroczego młodzieńca. Ale jak często można się do tego zmuszać? Czas mijał a on irytował się coraz bardziej i nie chcąc, by ktoś w końcu zwrócił na niego uwagę, zawinął się w stronę szpitala. Trudno. To będzie łatwiejsze niż przesłanie jej jakiś bzdurnych kwiatów. Poza tym w szpitalu jest śmierć. Wyjątkowo przyjazne środowisko dla Royce'a, nawet jeśli nie przepadał za takimi miejscami - taka atmosfera przynosiła mu ukojenie. Wszedł więc do środka i mocno wciągnął powietrze w płuca. Mieszanina leków, środków odkażających, krwi i umierających ciał. Lekko zacisnął usta i ruszył wgłąb budynku. Nie miał pojęcia, czy ją znajdzie. Wspominała tylko coś o swojej wybrakowanej śledzionie. Pobłądził więc trochę w gęstwinie korytarzy zanim trafił do właściwej sali. Spała. A przynajmniej leżała z zamkniętymi oczami. Wsunął się do pomieszczenia jak najciszej się dało i nachylił nad nią. Chciał już wyszeptać jakieś głupawe zdanko w ramach przywitania, ale mniej więcej w tym samym momencie ręka Cat wystrzeliła w jego kierunku i dziewczyna zacisnęła palce na jego szyi. Zanim jeszcze zdążyła otworzyć oczy i zanim udało mu się tę rękę odciągnąć (co by nie było, Royce jest odrobinę silniejszy).
Ach ten instynkt mordercy.
-Nawet na prochach a zawsze czujna, hm? - wymamrotał odsuwając się, by rozmasować krtań.
-Możesz pogrzebać marzenia o księciu na białym czymkolwiek, który pocałunkiem zbudzi cię ze snu. Zanim zrobiłby cokolwiek rozszarpałabyś mu aortę... - odkaszlnął i oparł się o parapet. Może nawet na jego ustach zaczaił się gdzieś cień uśmiechu. W końcu ZAŻARTOWAŁ, nie?
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyWto Sie 26, 2014 3:53 pm

Catrice leżała w swojej małej sali w jakże cudownym szpitalu w Dzielnicy Rebeliantów, pomstując na część tego cudownego świata, w szczególności na małą zdzirę, która najwidoczniej potrzebowała długiego łomotu. Żałowała, że nie dała rady wcześniej skręcić jej karku, podobnie jak tego, że jej towarzyszka ze stanowiska nie zwróciła uwagi na poczynania tego całego le Bruna, który, bądź co bądź, nie należał do kadry trenerów… Le Brun, nazwisko mówiło samo za siebie, musiał być spokrewniony z tą małą Katy, która nie wiadomo jakim cudem przetrwała Igrzyska. Jednak to, jakiego rodzaju był to cud, nie było w tej chwili istotne dla panny Tudor. Liczyło się jedynie to, że narkotyk opuszczał jej ciało, pozostawiając nuty bólu. Czuła się szczęśliwsza bez morfaliny.
Zamknęła oczy, pozwalając sobie na chwilę odprężenia. Nadal nie opuściło jej to napięcie, kumulujące się gdzieś w okolicach kręgosłupa, napięcie, które pojawiło się w chwili, gdy le Brun się na nią wydarł. Doprawdy, jakim cudem mieszkaniec Dzielnicy Rebeliantów mógł być takim niemożliwym chamem? O ile mieszkał w Dzielnicy, bo śladowy akcent w jego głosie wyraźnie wskazywał na to, że miała do czynienia z Kapitolińczykiem, urodzonym i wychowanym w mieście. To dlatego nazwała go kundlem, nie wahając się ani chwili. Bo naprawdę, gdyby chciał wtopić się w tłum, akcent powinien zostać pogrzebany razem z głupimi zachowaniami, tak typowymi dla mieszkańców Kapitolu. A może wcale nie chciał stawać się kimś pokroju rebelianta. Może był tak psychiczny, że bycie Kapitolińczykiem równało się dla niego byciu królem? Chciałoby się.
Ktoś wślizgnął się do sali, w której przebywała.
Leżąca na łóżku dziewczyna nawet nie otworzyła oczu; nie potrzebowała tego. Wystarczyły jej spokojne, delikatne szczegóły, które umiała wychwycić jako zawodowy morderca. Ciche szuranie drzwi, które delikatnie otarły się o posadzkę. Skrzypnięcie buta, cichutkie i krótkotrwałe. Powolne, niemalże ulotne drgnięcia powietrza, gdy podchodził. Oddychała spokojnie przez nos. Mężczyzna, na co wskazywała bardzo delikatna woń wody kolońskiej. Znajomy zapach, ale w tej chwili chyba nie interesowało ją, kto to.
Kimkolwiek był jej tajemniczy gość, a miała już pewne podejrzenia, stąpał wyjątkowo cicho i miękko, niczym szykujący się do skoku lampart. Tak, z pewnością wiedziała, kim jest. Gdy pochylił się nad nią, poczuła oddech na skórze i błyskawicznie chwyciła go za szyję, zaciskając mocno palce. Nie otworzyła oczu, wystarczyło jej kilka sekund, by rozpoznać towarzysza.
- Søren – zamruczała cicho, przez chwilę gładząc jego szyję powolnymi, pieszczotliwymi ruchami, dzięki któym mogła rozkoszować się tętnem, które wyczuwała pod skórą. Dopiero potem puściła go i pozwoliła, by się odsunął.
Gdy rozmasowywał kark, Catrice otworzyła oczy i podciągnęła się do pozycji siedzącej, leniwie przeciągając.
- Kto mówi o prochach, skarbie? – posłała mu rozbawione spojrzenie. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nasza ukochana towarzyszka, morfalina, dynda sobie smutnie i kapie na podłogę. Nie polubiłyśmy się.
Sięgnęła dłonią ku aparaturze i pokazała mu rurkę od środka przeciwbólowego; na igle jeszcze widniała resztka krwi panny Tudor. Uniosła ironicznie brew, patrząc na kolegę po fachu. Taki dorosły, a zapomniał, że jego maleńka towarzyszka nie lubi morfaliny i jest w stanie wyrwać igłę z ręki, byle tylko nie czuć tego gówna, pędzącego po ciele i niosącego ułudę. Nieładnie, S., nieładnie.
- Chcesz być moim księciem na białym koniu, Søren? – zapytała zaciekawiona, upijając łyk wody ze stojącej na szafce szklanki. Nie, kubka, małe, proste, plastikowe badziewie. – Jak coś wiedz, że nie mam nic przeciwko, ale może chwilowo zostawmy całowanie.
Bok ciała bolał ją nieco, ale nie na tyle, by syknęła z bólu. Zamiast tego delikatnie potarła skórę dookoła opatrunku i wywróciła oczami, patrząc na opartego o parapet mężczyznę.
- Wiesz, zawsze mogłabym też odgryźć księciu język – rzuciła słodko, jakby rozmawiali o przepisach na smaczne zupki z truciznami.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyWto Sie 26, 2014 8:50 pm

Wzruszył lekko ramionami, kiedy mówiła o morfalinie. Miał dość problemów z głową, by dodatkowo jeszcze fundować sobie takie doznania. Raz jeden miał do czynienia z tym lekiem znieczulającym, kiedy połamał sobie żebra i ogółem roztrzaskał klatkę piersiową podczas jednego ze zleceń, jeszcze za czasów Rakel.
-Nie wiem, ja osobiście preferuję psychotropy - oznajmił autoironicznie, ale także naprawdę szczerze po czym rzucił w jej kierunku coś na kształt uśmiechu. Nadal rozglądał się z ciekawością po pomieszczeniu. Szpitale nie były tak przytłaczające jak psychiatryki. Przynajmniej on, mając solidne doświadczenia z przebywaniem w tych drugich, tu, ku swojemu dziwieniu, czuł się całkiem nieźle.
Jej pytanie go zdziwiło i na szczęście nie musiał przed nią, jak poprzednio przed Mallory, ukrywać swoich reakcji. Prychnął cicho i przewrócił oczami. Odbił się też od parapetu.
-Proooooszę, czy ja wyglądam na kogoś, kto ratowałby damę z opresji? - zapytał celowo przeciągając mocno pierwszy wyraz.
-I ty i ja wiemy co nam... - zamilkł na chwilę mrużąc oczy- A przynajmniej mi, największą przyjemność.
Podszedł do drzwi, których wcześniej nie zamykał, jako że próbował podkraść się do jej łóżka niepostrzeżenie. Zatrzasnął je i wrócił do Catrice.
-Ale zapamiętam, żeby nigdy nie zbliżać się do Ciebie z ustami. Jestem przywiązany do mojego języka. No i przez któreś z nas musi przemawiać czasem zdrowy rozsądek - zachichotał. Musiała wiedzieć, że jest dość specyficzny. Ale czy wiedziała o tonach jego dokumentów poświadczających o porządnym zawichrowaniu umysłowym? Zastanowił się przez moment dlaczego tego nie sprawdził. Ufał jej, ale czy ufanie komuś, kto bez mrugnięcia okiem wymordowałby połowę tego szpitala, jeśli ktoś by jej za to solidnie zapłacił, było mądre? No bo, czy zaufałby sobie? Jego zamyślony wzrok utknął w niej przez chwilę. Potem przyciągnął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, opierając klatkę piersiową na oparciu.
-To jak Catty, jak zrekompensujesz sobie brak śledziony, hm? - zapytał w odniesieniu do jej wiadomości.


Ostatnio zmieniony przez Søren James Royce dnia Wto Wrz 02, 2014 12:51 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptySro Sie 27, 2014 5:31 pm

Środki przeciwbólowe miały do siebie to, że dawały tylko chwilową ulgę. Kiedy ich zbawienne działanie mijało, ból powracał, zmuszając cierpiących do brania coraz to większych dawek. I tak w kółko, aż do uzależnienia. Cat wolała czuć ból, aniżeli tłumić go za pomocą takiego gówna, jakim jest morfalina.
- Co kto lubi, przecież wiesz – stwierdziła jedynie, przyjmując do wiadomości jego słowa o psychotropach. Najwidoczniej, jej przyjaciel był aż nadto zainteresowany wystrojem pomieszczenia, w którym przebywali. Dziewczyna rozejrzała się obojętnie, kompletnie nie rozumiejąc tej fascynacji. Ot, szpital, nic ciekawego.
- Wbrew temu, co myślisz, wyglądasz. Tylko trzeba odpowiedniej damy i odpowiedniej okazji. – zaśmiała się. – Søren, masz chyba za mało wiary w siebie.
Przeczesała palcami włosy i splotła je w prosty warkocz, obserwując, jak mężczyzna zamyka drzwi.
- Sugerujesz, że tylko Tobie sprawia to przyjemność…? – przygryzła wargę, patrząc mu w oczy. – Chyba raczej nam obojgu. Muszę przyznać, że stęskniłam się nieco za wspólną pracą.
Była świeżo po zabiegu, dość przytomna i przede wszystkim – podirytowana. Wcale nie chciało jej się siedzieć w jakimś głupim szpitalu, podczas gdy na hali treningowej trwały szkolenia. Ciekawe, co robiła ta mała suka, która zapewniła jej wraz z le Brunem wizytę na stole operacyjnym. I, co było bardziej interesujące, Cat drażniła sama myśl o tym, że ten nadęty bufon, Malcolm Randall, wcale nie wyciągnie konsekwencji w stosunku do swojej podopiecznej. Bo to, że nie ukarzą jej w żaden szczególny sposób, to było pewne.
- Głupek, przecież doskonale wiesz, że nie odgryzłabym Ci języka. Za bardzo Cię lubię.
Zastanowiła się chwilę nad swoimi słowami. Bo czy naprawdę byli ludzie, których lubiła? Søren, Gerard, Scarlett, Blaise, Cordelia… Tak, to byli ci ludzie, których naprawdę tolerowała, z którymi dogadywała się dość dobrze… Choć jej głos w czasie obrad zdecydowanie nie przypadł do gustu Argentowi, zapewne nie tylko jemu.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Catty. – warknęła cicho, z lekką irytacją. Fakt, ojciec tak do niej mówił, ale nadal nie znosiła tego określenia. – Co do rekompensaty…
Usiadła prosto i wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, co proponujesz?
Powrót do góry Go down
the prophet
Jeżyk
Jeżyk
Wiek : jeży i kobiet się nie pyta o wiek
Zawód : mały dżentelmen
Znaki szczególne : ponętne głosy wydobywające się z radioodbiorników

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyPią Sie 29, 2014 1:13 pm

    Podczas wesołej lub mniej wesołej konwersacji do sali weszła pielęgniarka, ściskając w dłoniach plastikowy pojemnik do połowy wypełniony wodą. Próbując nikomu nie przeszkadzać, odstawiała bukiet z narcyzów ozdobiony suchymi gałązkami cierni i szybko opuściła pomieszczenie. Co jednego z wystających patyczków przywiązano złota nitką beżowy bilecik. Zgrabne, wypisane czarnym atramentem litery głosiły:

      Szybkiego powrotu do zdrowia, Cat. Głodowe Igrzyska zawsze mają swoich przegranych.
      Buziaczki,
      Sherry & Pansy

Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptyWto Wrz 02, 2014 1:13 am

Søren kręcił się na krześle słuchając jej teorii. Powinna dobrze wiedzieć, że on nie nadaje się do takich rzeczy. Mógł wchodzić w role na zawołanie, ale nie zamierzał uwikłać się w żadne długotrwałe przedstawienie. Uśmiechnął się bezczelnie szeroko i zwrócił w jej kierunku. Przestał się też bujać.
-Kochanie, zabiłem nasze dzieciaki... - mruknął w ramach fatalnie kiepskiego żartu. Cóż. On najwyraźniej był w całkiem niezłym nastroju. Coin znalazła mu nowego psychiatrę, nie musiał martwić się o deficyt prochów i to, że któregoś dnia straci panowanie nad własnym umysłem. Spotkał poprzedniego dnia elektryzującą Mallory Hearst a żądza zemsty u Catrice zwiastowała szansę na wyrwanie się z monotonni i szarości dnia codziennego, którą miała ubarwić czerwonobrunatna ciecz spływająca po jego palcach. Czy świat mógłby wyglądać lepiej?
-Sugeruję, że mogą istnieć inne rzeczy, które tobie sprawiają większą przyjemność- rzucił krótko i urwał, kiedy pielęgniarka weszła do sali. Podążał za nią wzrokiem i uważnie zwracał uwagę na to co robią jej dłonie. Wysłuchał zadanego mu przez dziewczynę pytania, ale nie odpowiedział na nie jeszcze przez chwilę. Czekał aż Catrice wyciągnie ręką w kierunku przyniesionego jej bukietu. Widział jej reakcję i nie pozostawiało to już żadnej wątpliwości. Potrzeba było już tylko planu. Catty Tudor potrzebuje odrobiny odprężenia. Podniósł się z krzesła i bez zbędnego zamartwiania wskoczył na łóżko dziewczyny, by móc się nad nią pochylić i wymamrotać jej do ucha swój chory pomysł.
-Albo Scarlett albo Ginsberg pozwolą Ci wrócić do ośrodka. Nie wiem jeszcze jak namówię kogoś do tego, ale zamierzam tam wybrać się z Tobą. Znajdziesz tę nieszczęśnie głupią dziewczynkę i zrobisz wszystko, co w twojej mocy, żeby pozbyć się wszelkich negatywnych emocji. To nie zdrowe Catty... - mruknął przypadkiem trącając nosem jej policzek, kiedy się podnosił i skończył wreszcie ze swoim psychopatycznym szeptem. Jego głos zmieniał się - od zaaferowanego i zaangażowanego po rozbawiony i żartobliwy. Ześlizgnął się z jej łóżka i usiadł na tym obok niej. Był niezdrowo podekscytowany już od wczoraj, kiedy jego myśli powędrowały w kierunku bladej Mallory i tego jak pięknie wyglądałaby w kałuży krwi. Poza tym samo miejsce szkolące ludzi do odbierania życia wydawało mu się piekielnie fascynujące. Wiedział, że nie może nic zrobić. W odróżnieniu od znanych mu morderców nie lubował się w cierpieniu. Wystarczyło mu, że i tak większość ludzi tam przebywających z upływem miesiąca będzie martwa. Dzieci idące prosto na śmierć. Zdążył już wybrać swojego faworyta.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 EmptySob Wrz 20, 2014 10:22 am

Agatka, nie zabijaj ;___;

Catrice wsłuchiwała się w głos towarzysza, zamyślona. Ból, który towarzyszył jej od spotkania z Mathiasem, zelżał; czuła jedynie delikatne ciągnięcie szwów, które wymagało od niej ostrożności. Dyskomfort? Nie, to był żart. Takie rzeczy były dla niej nieistotne; w tej chwili potrzebowała coś zrobić. Coś. Cokolwiek.
- Kochanie, jakże się cieszę, że je zabiłeś - mruknęła cicho, rozbawiona. Søren poprawiał jej humor, ilekroć rzucał w stronę dziewczyny te wesołe, zbarwione ironią spojrzenia. Już po kilku sekundach od chwili, w której pojawił się w tej małej, głupiutkiej salce, wyobrażała sobie, jak cudownie byłoby mieć go na sali treningowej; może wtedy le Brun miałby zasłużoną nagrodę za wybryki. A Gerard... No cóż, Gerard też miał wrodzony talent do... negocjacji.
Słowa mężczyzny przerwała pielęgniarka, która przyniosła jakiś ohydny zbitek chwastów, zapewne jakiś bukiet.
- Proszę przygotować dokumenty wypisu na żądanie - rzuciła krótko, kierując w stronę pielęgniarki ostre spojrzenie. Gdy zaskoczona panienka wybiegła, zapewne szykować papiery, Cat wzięła do ręki kwiaty i aż fuknęła ze złości, widząc bilecik. Nie dość, że bezguście i tandeta, to jeszcze biedna i smutna grupka radiowców najwidoczniej się nudzi. Złapała bukiet i rzuciła nim przez całą salę. Søren miał rację. Była wściekła.
Kiedy wskoczył na łóżko i przysunął się, nastrój panny Tudor odrobinkę się poprawił. A jego propozycja była... Kusząca, nawet bardzo. Kusząca do tego stopnia, że naprawdę miała zamiar ulec tej sugestii.
- Søren, skarbie... Zapomnialeś o tym, że Ośrodek jest dobrze strzeżony, a w dodatku trybuci przed Igrzyskami są nietykalni. - żartobliwie musnęła dłonią jego włosy. - Myślisz, że zależy mi na tej gówniarze? Wolę zająć się jej rodziną, kto wie, może jeden ze Sponsorów przekaże jej cudowną wiadomość o martwej siostrze, matce, kimkolwiek...? W dodatku pan le Brun też ma siostrzyczkę, na której mu zależy.
Wróciła pielęgniarka, wraz ze stertą papierów, które Catrice przejrzała szybko i podpisała, posyłając dziewczynie drugie srogie spojrzenie. Przeprosiła Sørena na sekundę i zniknęła za parawanem, przebierając się. Już po chwili stała przed kumplem w stroju, który miała na sobie na treningach.
- Będę pod opieką lekarza pierwszego kontaktu - rzuciła pielęgniarce. - Jego dane figurują w systemie, proszę przekazać je ordynatorowi, by wydał odpowiednie dyspozycje.
Podeszła do kwiatów i podniosła je, tylko po to, by wyrzucić bukiet do kosza.
- Søren, chodźmy stąd, co? Wolę być w domu.
Złapała swoje rzeczy, chwyciła przyjaciela za rękę i wyprowadziła z sali, a następnie ze szpitala.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Sala ogólna - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala ogólna   Sala ogólna - Page 6 Empty

Powrót do góry Go down
 

Sala ogólna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Sala ogólna
» Sala #1
» Sala VIP
» Sala #2
» Sala #1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Szpital im. Sacromanthy Beaudelaire-