IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Cornucopia Café - Page 3

 

 Cornucopia Café

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Maj 03, 2013 2:35 pm

First topic message reminder :



W tej inspirowanej Głodowymi Igrzyskami kawiarence możecie znaleźć takie przysmaki jak Lodowa Głoskułka, Zmieszane Cappuccino i Przysmak Sponsora. Specjalnością szefa kuchni jest rzecz jasna Róg Obfitości, ale jeśli jesteś ciekaw, czymże on jest, musisz przekonać się na własnej skórze i złożyć zamówienie.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Mona Cline
Mona Cline
https://panem.forumpl.net/t2143-mona-cline
https://panem.forumpl.net/t2146-panna-cline#28612
https://panem.forumpl.net/t2145-mona-cline#28609
https://panem.forumpl.net/t2147-komorka-mony#28613
Wiek : 24
Zawód : Pielęgniarka
Przy sobie : Fotografia swych braci i bratanków, trochę drobnych, woda mineralna, notes z ciemnym obiciem, leki przeciwbólowe, komórka, gaz pieprzowy, jednorazowa przepustka.

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Maj 02, 2014 11:31 am

Taniec? Mona poczuła się dziwnie, bo i tego nawet nie umiała. Nigdy nie miała czasu, aby się tego nauczyć, choć kiedyś o tym marzyła. Mieć piękną suknię, przejąć parkiet, wirować po nim i robić wrażenie. Na jej dzielnicy nie było na to warunków ani finansów. Ale za to umiała rzucać włócznią, bronić się, szybko biegać, nawet z kontuzją, wspinać po drzewie... mniej przydatne umiejętności, jednak były one na miarę jej wychowania. Spuściła gdzieś wzrok na podsuniętą filiżankę.
- Gdy byłam mała zawsze marzyłam się nauczyć tańczyć. Chyba gdzieś zgubiłam to marzenie. Zresztą, gdzie mi do sfer wyższych. - uśmiechnęła się się sama do siebie do tych wspomnień i zapomnianych westchnień i życzeń. Że też wszystko musiało się tak szybko skończyć. Niebawem w cenie będzie wszystko, co naturalne, każdy owoc dawnych czasów, choćby takie coś jak tańce.
Uśmiech o dziwo się utrzymywał, bo również i Mona twierdziła, że nauka języków obcych w tych czasach była niepotrzebna. Uniosła brwi zaskoczona, że istnieje na tym świecie jeszcze ktoś, kto potrafi posługiwać się innym językiem niż angielski.
- Mieliśmy podobnych rodziców... matka uczyła mnie języka, bo chciała zrobić z jedynej córki damę z wyższych sfer.  Jakoś nigdy nie miałam okazji tego używać, a uczyłam się dla świętego spokoju. - w pracy angielski, poza pracą angielski, wszędzie angielski. Nawet obcokrajowcy też angielski. Miała przynajmniej jakąś bezużyteczną pamiątkę po surowej rodzicielce. Nie miały nigdy dobrego kontaktu i teraz po jej śmierci jedyne co miała po niej to właśnie archaiczny francuski. Zauważyła zmianę miny Jamesa, ale już tego nie ciągnęła. Skoro są na kawie, nie powinni rozmawiać o czymś nieprzyjemnym. Lepiej wyjdą na rozmowach o wszystkim i o niczym.
- Nie palę, chociaż cię rozumiem. Trzy czwarte moich dawnych znajomych też paliło. Zazwyczaj wybieram albo kawę albo wysiłek fizyczny. - uniosła filiżankę do ust i napiła się niewielki łyk. Lubiła uczucie ciepła w przełyku, które potem płynęło wprost do żył. Wystarczył jeden malutki łyczek, a prawie się rozluźniła.
Odpowiedź była nadzwyczaj ogólna, ale też nie naciskała. Nie myślała w kategoriach 'ktoś to podsłucha i wykorzysta'. Jak wspomniałam, Mona pochodziła jakby z innego świata i jeszcze nie do końca pojmowała realia. Była ostrożna, ale nie sądziła, aby ona, jako skromna osoba mogłaby kogokolwiek zaciekawić w byle jakim powodzie.
- Twoja praca budzi respekt. Tamci nastolatkowie posłuchali ciebie bez szemrania. Wystarczył sam mundur. -  zauważyła z uznaniem, pamiętając jaką zrobił furorę samym tonem głosu. Niełatwy zawód no i też niebezpieczny. Ona się by do tego nie nadawała. Nie miała nigdy takiej siły przebicia.
- To chyba jedyny zawód w jakim się odnajduję. Jakoś nigdy nie myślałam, aby być kim innym. - wzruszyła ramionami. Czuła się lepiej, gdy mogła coś z siebie dać. - Sam pewnie widziałeś co się działo z ludźmi... po bombardowaniu. - znowu spuściła wzrok, bo nieraz i nie dwa otrzymywali ludzi po przesłuchaniu. Nie chciała tego wytykać ani oceniać stereotypowo, jednak było to bardzo przykre.  - Do dobrej duszy mi daleko. - uśmiechnęła się ponownie mówiąc to nieco innym, neutralnym tonem.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Maj 02, 2014 3:38 pm

Może rzeczywiście, by dotrwać do hipotetycznych czasów, w których będzie czas i ochota na taniec, wino i śpiew, najpierw trzeba posiąść takie umiejętności jak skakanie po drzewach czy rzut dzidą. - Teraz nie ma wyższych sfer. - zauważył - Są ludzie z pieniędzmi i władzą. Nie równa się to posiadaniu klasy. Strach to nie poważanie. - no proszę jak zwykły szeregowy potrafi filozofować. Może powinien zmienić profesję na demagoga czy coś. - Poza tym, nigdy nie jest za późno na spełnianie dziecięcych marzeń. Ja chciałem mieć zabawkowy pistolet, jaki miały dzieciaki z sąsiedztwa. Teraz mam prawdziwy, chyba wygrałem. - uśmiechnął się. Dopił ostatni łyk kawy i zebrał wszystkie okruszki z talerzyka. Co jak co, ale ciasto było perfekcyjne. James jako domorosły kucharz i koneser smaków nie bał się krytykować dań, jakie dostawał. Tym razem jednak kazał przekazać szefowi kuchni wyrazy uznania.
Wysłuchał jej wypowiedzi na tematu wymarłych języków - Podobno nauka języków obcych wspomaga rozwój mózgu u dziecka, poszerza jego horyzonty i takie tam. - przywołał treść badań jakie wyczytał w jednym z czasopism typu 'czytajcie mnie będziecie mądrzejsi'. - Także może jesteśmy skrytymi geniuszami. - ściszył głos, udając konspirację. Nie czuł się geniuszem, plasował się gdzieś w średniej IQ, ale kilka słów pochwały, nawet z ust samego siebie może podnieść na duchu. - Co prawda nie umiem powiedzieć więcej niż kilka wierszyków i 'gdzie moje piwo, kobieto', ale i tak jestem dumny. - wzruszył ramionami.
Posłusznie schował papierośnicę z powrotem do tylnej kieszeni spodni. - Widzę, że mam tu kogoś kto dba o siebie, podziwiam, pochwalam. - skinął z uznaniem głową. Najprostszym wyjściem było palenie, chociaż nikt nie wiedział dlaczego zaczął ani czemu nie może skończyć. Większość upiera się, że może rzucić kiedy tylko by chciała, Dariety wiedział, że nie może. Dopóki jednak stać go było na ten luksus zatruwania się, dopóty zamierzał z niego korzystać.
Respekt? Budzi respekt? Zastanowił się chwilę. - Tak, budzi. Gdyby tak nie było byłaby kompletnie niepotrzebna. Ale masz rację, tutaj władzę sprawuje mundur, nie człowiek. Chociaż nie powiem, by mi to przeszkadzało. - uniósł kącik ust, rozpierając się bardziej na krześle. Lubię, gdy ludzie tańczą jak im zagram. - Lubię adrenalinę. - powiedział zamiast tego. Miał przed sobą kogoś, kto jawił mu się niczym Matka Teresa, kobieta niosąca pomoc, bo nic innego nie wydawało jej się odpowiednie. Sam nie wiedział czy to dobrze czy źle. - Czyli z powołania. To dobrze, że są lekarze pracujący bo chcą. Czuję się bezpieczniej oddając się w ręce takowego. - przyznał. Jedynym lekarzem, z którym miał styczność był Hearst i wspominał to wyjątkowo dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że nie stracił nogi. Zerknął na zegar wiszący na ścianie. Robiło się późno, następnego dnia również praca.
- Było mi bardzo miło, panno Mono. Proszę mi wybaczyć, będę uciekał, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. - położył na stoliku sumę odpowiadającą rachunkowi, bez napiwku. - Jeśli chciałabyś kiedykolwiek pogadać, nie będzie trudno mnie znaleźć. Do zobaczenia. - uśmiechnął się, po czym skłonił się przed dziewczyną i ruszył ku wyjściu. Wiedział, że mogło to wyjść trochę niegrzecznie, ale takie rzeczy nie mogą czekać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Mona Cline
Mona Cline
https://panem.forumpl.net/t2143-mona-cline
https://panem.forumpl.net/t2146-panna-cline#28612
https://panem.forumpl.net/t2145-mona-cline#28609
https://panem.forumpl.net/t2147-komorka-mony#28613
Wiek : 24
Zawód : Pielęgniarka
Przy sobie : Fotografia swych braci i bratanków, trochę drobnych, woda mineralna, notes z ciemnym obiciem, leki przeciwbólowe, komórka, gaz pieprzowy, jednorazowa przepustka.

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Maj 02, 2014 3:52 pm

Nie uważała siebie za skrytego geniusza. Uśmiechnęła się odruchowo już, gdy wyznał, że niewiele umie w starohiszpańskim. Też nie miała się zbytnio co chwalić, kilka zdań na krzyż, ale potrafi. Dogadałaby się z Francuzem półsłówkami, mimiką i gestykulacją. Kto wie, może w przyszłości się to przyda? Nigdy nie wiadomo co się wydarzy.
Domyślała się, że jest dumny ze swojego zawodu i lubi adrenalinę. Jak każdy facet. Nie musiał nic mówić, a i tak otoczenie na widok munduru i uwieszonej w pasie broni skutecznie niweczyło nieczyste plany. Mona to doceniała, pilnowali porządku, chociaż metody, którymi czasami się posługiwali nie były najzdrowsze. Starała się w to nie wnikać, nie chcąc ściągać na siebie kłopotów, jednak czasami krew ją zalewała, gdy do szpitala trafiał poturbowany niewinny człowiek. Żeby móc spokojnie wieść życie i wykonywać swoją pracę, powinna tylko pomagać, a nie krzyczeć na niesprawiedliwość losu. Zupełnie, jakby władza chciała, by rebelianci nie myśleli tylko łudzili się, że świat jest właśnie naprawiany.
Nim zdążyła się obejrzeć, mężczyzna wstał i zaczął mówić o swoich sprawach, które musi pilnie załatwić. Zmarszczyła jedynie brwi i zerknęła na zegar wiszący na ścianie, kiwając jednocześnie głową Jamesowi.
- Mi też było miło, dzięki. I trzymaj się. - powiedziała i odprowadziła go wzrokiem, gdy wychodził. Nadal siedziała w tej samej pozycji, co była i wciąż nie ruszała ciastka jagodowego, które wręcz wołało ją i kazało siebie zjeść ze smakiem. Nie była niestety w stanie nic przełknąć. Siedziała tak z piętnaście czy dwadzieścia minut popijając już zimną kawę i wpatrując się przez okno. Dopiero pytanie kelnera 'Czy czegoś nie potrzebuje' nieco ją ocuciło. Powoli wstała, zebrała się w sobie i omijając wzrokiem pracownika kawiarni, opornie wyszła na zewnątrz. Zmrużyła oczy, gdy uderzyło ją zachodzące słońce. Wzięła głębszy wdech i rozejrzała się po okolicy. Czuła w sobie głośną pustką. Tym razem, gdy szła do szpitala, trafiła bez dłuższego błądzenia. Ten dzień był dla niej bardzo długi. Z obojętnym wyrazem twarzy stała się małą kropką na horyzoncie.
[zt]
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptySro Cze 25, 2014 8:02 pm

Główna ulica

Pomyślała, że to miło ze strony Vivian, że zgodziła się wybrać na kawę z właściwie nieznajomą sobie osobą. Wydawało jej się, że w Panem, a już szczególnie w Kapitolu, mało jest podobnych przypadków. Większość ludzi raczej węszyłaby tu jakiś spisek albo zwyczajnie wykręciła się własnymi zajęciami. No przecież to głupie, żeby w ogóle próbować kontynuować rozmowę z kimś, na kogo się wpadło. Wystarczy przeprosić i zapomnieć o całej spawie. Matki zawsze powtarzają swoim dzieciom – nie rozmawiaj z obcymi. W ten właśnie sposób rodzi się znieczulica.
Gdyby była to inna sytuacja, Libby pewnie zrobiłaby to samo. Też jakoś nieszczególnie uśmiechało się jej zawieranie znajomości na środku ulicy. Może gdyby miała kilka lat mniej, takie szczegóły nie miałaby już dla niej znaczenia. Nie była przecież stara, ale mimo wszystko chyba już jej nie wypadało robić takich rzeczy. Pewnie właśnie dlatego tak dobrze  poczuła się przez całą tę sytuację. Spontaniczność i łamanie głupich reguł (które jednocześnie były stereotypami!) sprzyjały aurze tego popołudnia.
Niedaleko punktu ich spotkania była kawiarenka o dość ciekawej nazwie oraz przyjemnym wnętrzu. No i oczywiście kawa też była dobra. Postanowiła, że właśnie tam zaprowadzi Vivian. Sama nie bywała często w podobnych miejscach, ale jeśli już gdzieś się wybierała to tylko do sprawdzonych i zaufanych lokali. Nie wiedziała, czy tamta była już tam wcześniej, bo była to stosunkowo popularna lokalizacja, ale niezaprzeczalnym plusem był fakt, że nie musiały iść daleko.
Tak więc razem z nową znajomą przemierzyła ten krótki dystans. Potem zaczekała aż obydwie złożą zamówienia. W międzyczasie kątem oka szukała już wolnego miejsca. Nie dziwiło ją, że tyle osób wpadło na podobny pomysł. Atmosfera towarzysząca temu dniu zdawała się błagać, żeby opuścić szare mieszkanie i udać się na zewnątrz. Mimo to dość szybko dostała swoje średnie latte, a potem usiadła naprzeciw Vivan przy stoliku wciśniętym nieco głębiej pomieszczenia. Sięgnęła po cukier i dodała odrobinę do swojego napoju. Zamieszała, starając się nie dzwonić przy tym  łyżką o wysoką szklankę. Dopiero wtedy mogła upić łyk ciepłego płynu. I dopiero wtedy naprawdę wróciła do rozmowy.
- Długo jesteś w Kapitolu? – zapytała. Chciała, żeby pytanie brzmiało jak najbardziej neutralnie, nie chciała wypytywać ją od razu o jakieś szczegóły z życia. A to nie było zbyt osobiste ani też byle jakie. Większość rebeliantów sprowadziła się do stolicy bezpośrednio po rebelii, ale byli też tacy, w większości pochodzili z pozostałych dystryktów, którzy przekonali się do niej z czasem. A i przecież jeszcze nigdy nie widziała dziewczyny. A te rude włosy raczej rzuciłyby jej się w oczy. – Mogę wiedzieć, czym się zajmujesz? – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Oczywiście, jeśli nie chcesz mówić to nie rób tego – dodała szybko. Z własnego doświadczenia wiedziała, że czasem te najbardziej bolesne tematy są najbardziej codzienne. Nie chciała jej zmuszać do żadnych zwierzeń. Sama nie znosiła, gdy ktoś to robił. Zerknęła na swoją kawę i jeszcze raz zamieszała w niej łyżeczką. Nadal parowała. Ale podobno gorące napoje są najlepsze na gorące dni.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Cze 27, 2014 10:59 pm

Vivian nie była w stanie przypomnieć sobie, czy była już kiedyś w tej kawiarni, jednak wnętrze wyglądało na tyle zachęcająco, że z przyjemnością podążyła za Libby. Zawieranie znajomości na ulicy w wielu wypadkach kończyło się pożegnaniem po chwili rozmowy albo ewentualnie kawą i tym, że później zapominało się o nowopoznanej osobie.
Obie zamówiły latte; Vivian dodatkowo uparła się przy odrobinie syropu karmelowego i dwóch kostkach lodu, które schłodziły nieco gorący napój. W czasie, gdy Libby spokojnie upiła pierwszy łyk kawy, rudowłosa kontemplowała w myślach dzisiejszy dzień i to, że w wyniku dość nieoczekiwanego splotu wydarzeń i własnej nieuwagi wylądowała w kawiarni z młodą, uroczą dziewczyną, która – jak się zdawało – miała znakomity gust.
- Kilka miesięcy – uśmiechnęła się lekko, jednak wyraz jej twarzy zmienił się w momencie, w którym przypomniała sobie, po co w ogóle zjawiła się w Kapitolu. – Przyjechałam w dniu, w którym prezydent Coin zorganizowała Dożynki przed Igrzyskami.
Pytanie o zawód było… Bezpieczne, ale jednocześnie groźne. Architekt, zawód jak każdy inny. Ale przyznaj się publicznie, żeś architekt areny – już na dzień dobry ludzie dzielą się na dwa obozy. Obóz numer jeden to ludzie, którzy mają w sobie na tyle serca, by czuć, że zmuszono cię do roboty i są w stanie ci współczuć. Obóz numer dwa – inna sytuacja, tam najchętniej by cię zlinczowali, napiętnowali i zabili, żeby pokazać Almie Coin, jaka jest prawda – w pewnej chwili każdy z jej pracowników znajdzie się w sytuacji, gdzie najprostszym wyjściem jest droga ku śmierci.
Oczywiście, wszyscy wiemy, że liczebność osób przeważa w obozie numer dwa, czyż nie?
Libby mieszała kawę, patrząc uparcie na szklankę. Już sam sposób, w jaki zadawała pytania, wywoływał u Darkbloom uśmiech. Spokojnie, nienachlanie, od razu zaznaczając, iż nie będzie zła, jeśli nie odpowiesz. Lecz Vivian miała przywilej powiedzenia prawdy, co było zgodne z jej sumieniem. No dobra, nie do końca całej prawdy.
- Jestem architektem. I archiwistką – posłała Libby przyjazny uśmiech. – Brzmi chyba nudno, i takie w sumie jest… - zaśmiała się.
No, chyba że jest się architektem z ramienia rządu, wtedy naprawdę może być ciekawie.
I czasem niebezpiecznie.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyNie Lip 06, 2014 9:54 am

Pokiwała powoli głową, słysząc odpowiedź Vivian. Zanim przyjechała do Kapitolu, obawiała się jego dawnych mieszkańców, którym po rebelii udało się pozostać w dzielnicy. Zawsze zastanawiała się, kim tak naprawdę są? Wrogami dawnego systemu czy może ukrytymi obecnego? Sprawa wydawała się jeszcze stosunkowo jasna, jeśli chodziło o szpiegów z Trzynastki, ale jeśli ktoś pod wpływem kilku wydarzeń był w stanie tak diametralnie zmienić swoje poglądy... To wydawało jej się podejrzane. Ale nowa znajoma nie zaliczała się do tej grupy. Na szczęście. Czyli albo pochodziła z Trzynastki albo z dystryktu. Jakoś lepiej poczuła się, gdy to sobie uświadomiła. Sama w sumie nie wiedziała, z czego to wynikło. Może tylko ze świadomości, że coś je łączy? Bo w sumie dla Libby bez znaczenia było, z którego dystryktu pochodziła Viv. Sama identyfikowała się i z Jedenastką i Trzynastką. Chociaż ostatnio bardziej z tym drugim. No, ale już nieważne.
Uśmiechnęła się do dziewczyny. Archiwistka i architekt? Jednocześnie? To robiło wrażenie. Zrobiło jej się trochę głupio, że podczas, gdy inni harują w dwóch zawodach, ona całymi dniami leni się lub gdzieś snuje. W takich chwilach naprawdę zastanawiała się, czy nie powinna znaleźć sobie pracy albo chociaż jakiegoś zajęcia na dłużej, a nie czekać tylko na wezwanie. Prawdopodobieństwo, że znów będzie potrzebna jest… niewielkiej, ale jest. Przynajmniej raz na jakiś czas oderwałaby się od tych wszystkich myśli. Jak ma się za dużo czasu to też za długo duma się nad tymi wszystkimi głupotami, a tak też było w jej przypadku. Z drugiej strony, czy teraz potrafiłaby się teraz wciągnąć w to wszystko? Siedzenie za biurkiem, ciągłe przebywanie wśród ludzi, ustalone plan dnia… Nie, to nie było dla niej. Może jeśli sytuacja w Panem się ustabilizuje to uzbiera sobie na jakiś samolot pasażerski i będzie robiła wycieczki po kraju. Marzenia!
No dobrze, Vivian ujawniła jej już co nieco i czuła się w obowiązku zrobić to samo. – Ja z kolei pojawiłam się tu zaraz po rebelii. Trochę pomagałam pozbierać się stolicy i w sumie już zostałam. Kapitol mimo wszystko ma w sobie coś takiego, że nieważne, jak bardzo może się źle kojarzyć, i tak chce się tu zostać. – Uśmiechnęła się powoli. – No, przynajmniej jak dla mnie. – Nie, nie czuła się już oficjalnie mieszkańcem tego miasta. Szczerze mówiąc to nawet średnio się jej podobało. Mimo to zawsze coś ją do niego ciągnęło. – A co do pracy to nie sądzę, że bycie archiwistką oraz architektem brzmi nudno. Jak dla osoby bezrobotnej to naprawdę ciekawe. – Albo i nie. Zależy, jak na to spojrzysz. – Ale z wykształcenia, jeśli mogę tak powiedzieć, jestem pilotem – głównie poduszkowców, ale też zwykłych maszyn latających. – Znów uśmiech. O tym akurat lubiła mówić. O swoich pasjach, rzeczach, które kocha. No i nie czuła żadnej presji, bo powiedziała to z własnej woli.
- Wcześniej mieszkałaś w Trzynastce czy może w jednym z dystryktów? – zapytała jeszcze ostrożnie, a przynajmniej tak jej się wydawało. W tej chwili większość dystryktów bardziej oficjalnie popierała Coin, ale przecież nie mówiły tu o polityce ani o niczym w tym klimacie. Zwykłe pytanie, ciekawość. Ale mimo to nie chciała budzić nieufności i miała nadzieję, że Vivian pamięta, że nie musi odpowiadać, jeśli nie ma ochoty.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyNie Lip 06, 2014 10:35 am

Sączenie kawy w upalny dzień było czymś, na co Vivian nigdy wcześniej sobie nie pozwoliła. W takie dni zazwyczaj chowała się w cieniu i piła dużo wody, ewentualnie zakładała sukienki i wychodziła na spotkania ze znajomymi. Ale teraz... Stała się ostrożniejsza i wychodziła z domu wcześnie, niekiedy o dziwnych porach. Umysł wyjaśniał to wysoką temperaturą, podświadomość zaś tłumaczyła to faktem, że Bertram mieszka blisko. Chyba nie do końca rozumiała samą siebie.
Życie w Trzynastce, nawet jeśli pod ziemią, było niekiedy nieporównywalnie łatwiejsze niż w Kapitolu. Pojawiając się w mieście, rudowłosa, już odrobinę nawykła do przebywania na powierzchni ziemi, czuła się zagubiona bardziej niż dotąd. Kapitol był większy niż małe wioski i miasteczka, w których przebywała, znacznie większy, pełny niebezpieczeństw. Nawet po rebelii i po obaleniu Snowa, nawet z Kapitolińczykami zamkniętymi w Kwartale, to nadal było miasto, w którym za pewne sytuacje można było słono zapłacić.
- Chciałam pomagać przy rebelii - wyznała cicho, uśmiechając się smutno. W jej słowach pobrzmiewała nutka goryczy, która pojawiała się zazwyczaj przy wspomnieniach sprzed kilku miesięcy - Mój ojciec odsunął mnie od wszystkiego i na czas rebelii byłam w mniejszych dystryktach, zazwyczaj w towarzystwie jakiegoś żołnierza albo Strażnika Pokoju... Mieli pilnować mnie, żebym nie uciekła do Kapitolu i włączyła się do walk.
W pewnym momencie, gdy przez kilka dni była w Ósmym Dystrykcie, zjawił się Tim. Umorusany, posiniaczony i podrapany, ale cały i zdrowy, w chwili wytchnienia między walkami u boku towarzyszy, przyjechał tylko po to, by spędzić z nią kilka godzin. Zaledwie kilka godzin, nawet nie pół doby, w czasie których głównie leżeli na prostym posłaniu, wtuleni w siebie. Obiecywałeś mi, że z każdej walki, z każdego patrolu wrócisz cały i zdrowy, wrócisz do mnie, żebyśmy dalej byli razem...
Zagryzła wargę, rozpaczliwie czepiając się myśli, że już nigdy go nie zobaczy.
- Pilot? Jesteś pilotem? - spojrzała na Libby z zaskoczeniem i podziwem, ba!, nawet z nutą zazdrości. Wyglądała tak młodo, tak świeżo, tak... niewinnie. Vivian wzięła ją za kwiaciarkę, za artystkę, ale najwidoczniej to z wyglądu niewinne dziewczę było silniejsze, niż mogło się zdawać. - Naprawdę? Wow! To brzmi... Niesamowicie!
Nigdy jeszcze nie była w przestworzach. Nigdy nie wzięła udziału w żadnej misji, nawet w tej ostatniej, do Trzynastki. Czy Coin celowo odsuwała ją od takich zadań, chcąc zachować przy życiu architekta areny? Najwidoczniej tak. Ale poznanie dziewczyny, która miała licencję na pilotowanie poduszkowców i innych maszyn latających... Gdyby tylko mogła się za nią wstawić, może kiedyś Libby pomogłaby jej w ucieczce?
- A... Hmm, chciałabyś pracować w zawodzie? Mogłabym zapytać kogoś, czy nie szukają w rządzie osób do pilotowania. Jeśli chcesz... - uśmiechnęła się delikatnie. Może pomaganie ludziom zagłuszy w niej coś, co tkwiło tam od dawna. Destrukcję.
- Czy ludzie z dystryktów wszędzie rozpoznają ludzi z Trzynastki? - zaśmiała się łagodnie, posyłając Libby przyjazny uśmiech. - Czasem czuję się, jakbym miała na plecach uroczy banner z takim napisem. Faktycznie, urodziłam się w Trzynastce, a w czasie rebelii byłam w dystryktach i starałam się tam jakoś pomagać.
Upiła łyk kawy, zadowolona z poznania tak ciekawej osoby.
- A Ty? Jeśli wolno spytać - zaśmiała się cicho.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPon Lip 07, 2014 2:50 pm

Chyba miała sporo szczęścia, że tak łatwo potrafiła zaadoptować się do nowej sytuacji  i miejsca. Pewnie duży wpływ na to miał fakt, że już od najmłodszych lat przenosiła się z jednego dystryktu do drugiego. Najpierw Dziewiątka, Kapitol, potem długa wędrówka do Trzynastki i teraz znów stolica. Pół życia czekała też na powrót swojej rodziny, mając nadzieję, że znów zabiorą ją do domu. W takim razie chyba zawsze podświadomie była gotowa na zmiany i była w stanie przyjąć je bez większych problemów. Kapitol może i wyglądał teraz inaczej niż dawniej, ale wspomnienia i uczucia zostały te same. Jakaś namiastka jej własnej przeszłości.
Nie żeby była jakoś szczególnie sentymentalna, już dawno pogodziła się ze swoją sytuacją, ale fakt, że spotkała Malcolma w mieście, w którym widziała go po raz ostatni, rozbudził w niej głupią nadzieję. – Brzmi jakbyś była trzynastkową księżniczką albo kimś w tym rodzaju. – Uśmiechnęła się ciepło do Viv, chcąc trochę ją rozweselić. – Z jednej strony Cię rozumiem – sama bardzo chciałam pomagać rebeliantom. Udział w walkach był... nie wiem, czymś w rodzaju zaszczytu. Walka w słusznej sprawie.  Ale znam dużo osób, które oddałyby wszystko, żeby tylko zostać odsuniętych od rebelii. – Znów przeniosła wzrok na swoją szklankę, z której upiła kolejny łyk. Zniszczenia, śmierć, nieszczęście, bieda, obrazy towarzyszące rebelii. No i świadomość, że jesteś za to odpowiedzialny. Nie każdy był w stanie poradzić sobie z ilością krwi, jaką nosił na swoim rękach.  Mimo to Libby współczuła dziewczynie. Jednocześnie zastanawiała się, kim tak naprawdę był ojciec Vivian, skoro nie pozwolił jej wziąć udziału w tym wszystkim.
Dużo osób reagowało podobnie jak nowa znajoma. „Wow, jesteś pilotem”. Byłam. Teraz zostały już raczej wspomnienia i marzenia. Mimo to zawsze cieszyła ją ten uśmiech podziwu. Większość ludzi zauważa tylko te dobre strony – latanie, wolność. Tak, to było niesamowite uczucie i gdy myślała o swojej przeszłości też starała skupiać się bardziej na tym. Ale przecież nie wybrała tego zawodu dla przewozów wycieczek między jednym miejscem a drugim. Była wojskowym, musiała zestrzeliwać maszyny innych, zrzucać bomby. I choć w większości wypadków potrafiła usprawiedliwić się, że innego wyjścia nie było, tak czasem zdarzały się noce, gdy nie mogła zasnąć przez to.
Ale przecież już po wszystkim, nikt już nie potrzebował panny Randall.
– Ojej, to strasznie miło z twojej strony. – Uśmiechnęła się szeroko do Vivian. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Ale muszę powiedzieć, że w tej chwili w pewnym sensie nadal pracuję dla rządu. Właściwie to czekam na wezwanie, ale to prawie to samo, biorąc pod uwagę obecną sytuację. W innym wypadku na pewno rozważyłabym twoją propozycję. – To było naprawdę miłe. Nikt nigdy nawet nie zaproponował jej czegoś takiego, mimo że musiałaby odmówić. Coin wymogła na niej, że w razie, gdyby potrzebowała pilotów, ma stawić się na służbę, bez względu na to, co będzie się działo. Dlatego właśnie nadal płaciła Libby.
Również roześmiała się, słysząc wzmiankę o tabliczce. W sumie jej nie potrzebowała, bo prawdopodobieństwo wpadnięcia na kogoś z Trzynastki w Kapitolu było naprawdę ogromne. Ale mimo to czasem czuła się podobnie. – Może to jakiś szósty zmysł, nie mam pojęcia – zażartowała. – Mieszkańców dawnego Kapitolu wychwycić jest jeszcze łatwiej, mimo że nie wyglądają już jak dawniej. Pewne podziały nadal są wyczuwalne.
Przez chwilę zastanawiała się, jak odpowiedzieć na pytanie Vivian. W jej wypadku było to trochę bardziej skomplikowane, ale stwierdziła, że nie ma po co ukrywać prawdy. –Większość życia spędziłam w Trzynastce, trochę też w Kapitolu. A urodziłam się w Dziewiątce. – Ostatnie zdanie dodała pod wpływem chwili. – Byłaś tam może? – Pytanie zwyczajne, ale jakoś chciała, żeby odpowiedź była twierdząca. Sama nigdy nie wróciła do domu. Bała się go. Ale chętnie dowiedziałaby się, jak sytuacja wyglądała tam podczas rebelii. No i może znów spróbowałaby wyobrazić sobie to wszystko.


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Czw Lip 10, 2014 12:07 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptySro Lip 09, 2014 10:47 am

Jeśli człowiek spędził więcej niż połowę swojego życia w dystrykcie takim, jak Trzynastka, problemy z adaptacją są całkowicie zrozumiałe - właśnie takie słowa usłyszała kiedyś od ojca, gdy przyznała, że źle się czuje na powierzchni. Ale tu nie chodziło o adaptację; to nie sprawiło dziewczynie żadnego problemu, i jakoś dawała sobie radę z przebywaniem na świeżym powietrzu. To ludzie ją niepokoili; ludzie, którzy patrzyli na niektórych z Trzynastki jak na zło konieczne, pewnikiem sądząc, że już przynależność do miejsca, z którego pochodzi Coin, predystynuje do bycia złym. A przecież nie wszyscy byli źli, najwyżej... Oszołomieni.
A Vivian? Kim była Vivian?
- Może nie księżniczką - zaśmiała się, jednocześnie myśląc, jak ukryć prawdę o sobie. - Właściwie to miałam zacząć pracę nad odbudową dystryktów, dlatego nie chcieli, żebym uczestniczyła w walkach. No i mój ojciec jest... No wiesz, bardzo przewrażliwiony. A od momentu, w którym zginęła moja matka, to przewrażliwienie jest jeszcze bardziej denerwujące - mrugnęła do Libby. Zapewne dziewczyna wiedziała, jak to jest, mieć przewrażliwioną osobę w rodzinie.
Czasami, gdy Vivian kładła się do łóżka i patrzyła na stojące blisko posłania zdjęcia - matki i ojca, jej i Tima, jej z dziewczynami, Nicka i Amandy - zastanawiała się, dlaczego ludzie muszą ginąć. I, co było znacznie ciekawsze, czy jej ojciec jeszcze żyje. Nie miała z nim kontaktu, a przecież obiecał jej, że będzie dzwonił. Tak samo Nick - ledwie zyskała kuzyna, po kilku miesiącach przepadł.
- Rozumiem - uśmiechnęła się znowu. - W sumie też pracuję dla rządu, zlecili mi parę zadań. Ale pamiętaj, gdybyś naprawdę potrzebowała pracy, chętnie pomogę.
Libby budziła zaufanie Vivian, swoim łagodnym spojrzeniem i równie spokojnym usposobieniem. Nawet gdyby znała prawdę o tym, jaką pracę podejmowała Libby w trakcie rebelii, to nie zmieniłoby jej stosunku.
- Niestety, chyba nie wpadłyśmy na siebie w Trzynastce - uśmiechnęła się przepraszająco, jakby to była jej wina. - Ale tak, byłam przez chwilę w Dziewiątce, chociaż zbyt krótko, by móc się rozejrzeć po dystrykcie. Może opowiesz mi coś o tym miejscu?
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyCzw Lip 10, 2014 1:17 pm

Jeśli Libby miałaby być szczera to powiedziałaby, że rozmowa, którą przeprowadzała z Vivian była w sumie najlepszą od kilku miesięcy. W ogóle nie przeszkadzał jej fakt, że się nie znają. Może właśnie to nadawało taki charakter? Żadna z nich nie była do niczego przymuszana, mówiły, o czym chciały i co chciały. Pełna swoboda. I myślę też, że nawet jeśli zatajały przed sobą jakieś szczegóły (a przecież w pewnym sensie było to normalne ze względu na początek znajomości) to żadna nie miała nic przeciwko temu. Jednak po wypowiedzi Vivian na uwagę dziewczyny o byciu księżniczką, Randall wyczuła, że zbliża się do niebezpiecznego tematu. Fakt ten potwierdziło porozumiewawcze mrugnięcie nowej znajomej. Postanowiła więc delikatnie zmienić tor – Skoro pomagałaś przy odbudowie dystryktów musisz być naprawdę dobra. – Uśmiechnęła się. – Nie żebym jakoś świetnie znała się na architekturze, ale może kiedyś pokazałabyś mi swoje projekty? Przy następnym spotkaniu. Lubię oglądać czyjeś prace.
Celowo nie mówiła już nic o rodzinie. Czy u niej był ktoś przewrażliwiony? Szczerze mówiąc nie wiedziała. Do niedawna myślała, że została na tym świecie sama, gdy nagle pojawił się Malcolm, ale przecież tak naprawdę go nie znała. Spędziła z nim ledwie kilka godzin. Jak kilka godzin miałoby wystarczyć za całe lata? Właśnie w tym problem – nie mogło.
Cieszyła się, że żadnej z własnych myśli nie musiała wypowiedzieć na głos.
- Dziękuję – odpowiedziała na propozycje. Nie widziała nic dziwnego w fakcie, że obie „od czasu do czasu” pracują w Rządzie. A już tym bardziej nie była z tych, którzy zaraz posądziliby ją o „spiskowanie z Coin”. Jeśli było się mieszkańcem Trzynastki, prawdopodobieństwo pracy z panią prezydent było trochę większe niż u mieszkańca innego dystryktu. Niektórzy niestety tego nie rozumieli.
Oczami Libby Vivian również wydawała się dobrą osobą. Była miła, skromna, wesoła. Po prostu dobrze czuła się w jej towarzystwie. No i nikt nie zmuszał jej, aby mówiła o sobie dużo. Właściwie po raz pierwszy od dawna sama zrobiła to z własnej woli. Widać dopiero przy nowej znajomej, Randall czuła, że może się otworzyć – niewiele, ale zawsze odrobinę.
Następne słowa, które padły odrobinę ją zdziwiły. Kolejny łyk kawy. Zauważyła, że było jej już coraz mniej. Zaśmiała się pod nosem. – Szczerze mówiąc myślałam, że ty mi coś o nim opowiesz. Sama nie pamiętam wiele i nie była tam ponad 20 lat. Jedynie urodziłam się, mieszkałam rok, potem razem z rodziną opuściłam go. – Uśmiechnęła się odrobinę melancholijnie. Niemalże wydawało jej się, że pamiętała te widoki. – Cóż reszta to raczej zapachy, głosy, czasem pojedyncze obrazy. – Znów zamilkła. Już chciała zapytać, czy miała rodzeństwo, ale zrezygnowała. – No trudno. Może kiedyś jeszcze wybiorę się tam. Tobie pewnie też brakuje Trzynastki, prawda? Ale życie tutaj to też coś niezwykłego. Oczywiście nie mam zamiaru teraz rzucać cudownymi życiowym radami, bo po pierwsze jestem w podobnym wieku do twojego lub nawet tym samym, a po drugie powinnam zacząć terapię od samej siebie. Chodzi mi jedynie o to, że też sporo czasu nie mogła się pogodzić ze stratą wielu rzeczy, ale dzięki temu zyskałam wiele innych. – Chyba nie jestem zbyt dobra w pocieszaniu. No i jednocześnie próbuję przekonać samą siebie. – Naprawdę również żałuję, że nie mogłyśmy spotkać się wcześniej.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Lip 11, 2014 12:27 pm

W czasie gdy obie siedziały, popijając kawę i rozmawiając o wszystkim i o niczym, Vivian zorientowała się, że jest to pierwsza od dość dawna szczera rozmowa, jaką prowadzi z obcą osobą. To było... Niespodziewanie miłe, ale jednocześnie przypominające długie rozmowy z Timem, Nickiem... I tę jedną chwilę, gdy rozmawiała z Ashe. Styczeń, śnieg, ruiny Pałacu Sprawiedliwości.. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że tęskni za tą blondynką.
- Na razie wykonałam projekty domków i zabudowań gospodarczych dla dystryktów, więc to nic takiego - odgarnęła zabłąkane pasmo włosów za ucho. - Dopiero za jakiś czas wyjadę, na razie chyba potrzebują mnie tutaj.
Do zaprojektowania kolejnej wrednej rzeczy, miała ochotę powiedzieć. Bo przecież jak inaczej to ująć - powiedzieć wprost coś w stylu "Siema, wiesz, że zaprojektowałam arenę, na której zginął ktoś z Twoich bliskich/brat/siostra/kuzyn/kochanek, skreśl niepotrzebne i wstaw własne słowa?". Tak, to byłoby ciekawe, zwłaszcza gdyby Alma Coin usłyszała, że jej protegowana rozpuszcza takie teksty na lewo i prawo, w dodatku z wyraźnie słyszalnymi nutami pokory w głosie. Nie pokory dla Coin, ale pokory dla ludzi z Panem, ludzi takich, jak Libby, Ashe, mieszkańcy dystryktów, przez lata ciemiężeni przez Kapitol i jego władców.
- Projekty? Pewnie! - uśmiechnęła się szeroko. - Na razie dopiero kupiłam zapas papieru, ale niedługo zajmę się szkicami, i chętnie posłucham czyjejś opinii, więc będę naprawdę zaszczycona.
Kto wie, może gdybym oddała na czas projekty Coin, i zabrała się za te dla dystryktów, może przewiozłabyś mnie poduszkowcem na miejsce i pracowałybyśmy ramię w ramię?. O mały włos, a wypowiedziałaby to na głos, co mogłoby zostać różnie odebrane. Niemniej jednak, nie miałaby nic przeciwko czemuś takiemu.
- Chciałabym opowiedzieć Ci więcej, niż wiem do tej pory, Libby - słysząc lekką zmianę w głosie i ten melancholijny uśmiech, zrobiła to, czego sama się nie spodziewała; sięgnęła ponad stołem i delikatnie uścisnęła dłoń brunetki, posyłając jej uśmiech, delikatny i spokojny. - W Trzynastce uczono mnie tylko, że to jeden z najmniejszych dystryktów, specjalizujący się w polach uprawnych i produkcji mąki. Spędziłam czas w jednym z młynów, blisko rzeki Aurem. Młynarz codziennie rano mielił mąkę w otoczeniu żony i dzieci - uśmiechnęła się ciepło, upijając łyk kawy. - Kiedy musiałam wyjechać, dzieci dały mi kwiaty z łąki... Czułam się tam wspaniale, a Dziewiątka nie ucierpiała zbytnio podczas rebelii, niemniej jednak chcę nadzorować tam prace. I jeszcze raz spotkać tych ludzi.
Libby była bardzo podobna do rodziny młynarza; miła, spokojna, o uśmiechu, który był jak słońce. Musiała być tam szczęśliwa jako dziecko.
- Tak, tęsknię za Trzynastką. Tu, w Kapitolu... Chyba jest dla mnie za głośno. Chciałabym któregoś dnia wybrać się do innych dystryktów. Zobaczyć je dokładnie, oszacować, czego trzeba, co można tam ulepszyć... I jeśli pozwolą mi jechać, będę potrzebować towarzystwa.
Posłała dziewczynie znaczące spojrzenie, wyraźnie mówiące, że upatrzyła sobie w niej potencjalną towarzyszkę. - Wiesz... Spotkałyśmy się teraz, ale zawsze możemy powtórzyć to spotkanie, prawda?
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptySob Lis 15, 2014 2:04 am

Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283.
Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach.
Powrót do góry Go down
the leader
Previa Benner
Previa Benner
https://panem.forumpl.net/t2631-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3117-previa
https://panem.forumpl.net/t3118-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3119-dysonans-poznawczy
https://panem.forumpl.net/t3146-previa
https://panem.forumpl.net/t3126-previa-benner
Wiek : 30 lat
Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer
Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki)
Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca
Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyCzw Lut 12, 2015 11:45 pm

/ po wątku z Victorem i przed przeszukiwaniami

O siódmej wieczorem siadam na swym stałym miejscu w nie mniej stałej kawiarni na drugim i zarazem najwyższym piętrze; stagnacji dopełnia stały wybór stałej kawy ze stałego menu dokonany w stałej pozycji – noga założona na nogę, włosy przerzucone przez lewe ramię, kciuk spokojnie gładzący bliznę na palcu.
Lubię to miejsce. Lubię patrzeć, jak gaśnie dzień i lubię czekać: co obiecują ostatnie promienie światła, a co zdołają przynieść? Przede mną, na tyłach kawiarni, rozciąga się puste podwórze, a na nim skrawek trawnika, oleandry, ławka i zaniedbana altana z bugenwilli. Podwórze kończy się kamienną ścianą, w której widoczny jest zarys zamurowanego wejścia. Kamienie w wypełnieniu są nowsze, jaśniejsze, wydają mi się teraz nieco lżejsze niż pierwotny budulec. Zza muru wyrastają dwa cyprysy - w wieczornym świetle nie są zielone, lecz czarne. Dalej, daleko poza Ziemiami Niczyimi rozpościerają się nagie wzgórza: wiem, że gdzieś tam jest Dystrykt Drugi. Tam wzbija się czasem szary tuman, chwilę drży, przegina się, rwie i słabnie, by w końcu wrócić w innym miejscu.
Niebo nad Kapitolem szarzeje. Chmury płyną spokojnie, jedna z nich odbija słabo blask zachodzącego słońca. Z balkonu kawiarni nie widać zachodu, zachmurzenie uniemożliwia zresztą pełne oddanie się podziwowi natury - jedynie ptaszek na murku balustrady jest tak poruszony, jakby nie mógł pomieścić w sobie tego, co właśnie usłyszał. A ja?
Wystukuję z paczki papierosa, powoli wsuwając go między rozchylone wargi. Bibułka przyjemnie pieści usta, kiedy zaciskam je delikatnie, odpalając jednocześnie zapalniczkę – mija sekunda, może dwie, a tytoń rozżarza się intensywną, parzącą czerwienią, przy pierwszym zaciągnięciu dymem jedynie przybierając na sile.
Spływa noc. W Dzielnicy Wolnych Obywateli powoli zapalają się lampy uliczne i światła w oknach, porozdzielane ciemnością. Wiatr nasila się i przynosi zapach zatęchłej toni Moon River i brudu znad getta. W księżycowej poświacie budynki przyoblekają maskę śmierci, przestają być sobą, są tylko cichymi tonami. To miejsce – to miejsce to koniec świata. I chyba dlatego nie jest mi tutaj źle: już zrobiłam, co mogłam, teraz włącznie czekam.
Ciężkie dłonie po bokach wygodnego, niemal domowego fotela ciążą ku chłodnej posadzce. Nie mam zamiaru prosić kelnera, by włączył wieczorne wiadomości, ani myślę też żądać włączenia górnego światła. Gdzieś poza budynkiem, biegnącą w dół ulicą przemknął ze szmerem opon samochód – jakiś piesek hodowany w ciasnym mieszkanku szczeknął za nim, po czym zamilkł porażony nerwowym tonem właściciela. Ktoś – najpewniej na dole, gdzie przebywa reszta gości - gra na skrzypcach. Nie jest to pełna melodia, a tylko proste gamy, powtarzane pozornie bez zmian. Podobają mi się te dźwięki, proste… i w swej prostocie niemal pierwotne. Męski głos na schodach prowadzących ku piętru kawiarni oświadcza: Nie ma mowy. Odpowiada mu inny mężczyzna: Nie, to nie, ale nie odchodź, to przyjdzie samo.
Która może być godzina?
Nachylam się w ciemności, by spojrzeć na zegarek, widzę fosforyzujące wskazówki i nie wiem już, co chciałam sprawdzić. Może tak się zaczyna powolne staczanie się z bólu w smutek. Pies znów zaczyna ujadać po drugiej stronie ulicy, tym razem wściekle, niemal zawzięcie. I nagle odpowiada mu inny, oddalony od tej części Dzielnicy o dobre kilkadziesiąt jardów – wieczorną, pozornie spokojną ciszę nad Kapitolem przepełnia przenikliwe, pełne rozpaczy zawodzenie, zupełnie jakby zwierzęta pragnęły przekazać nam, ludziom, że… że wszystko stracone. Taka jest właśnie stolica Panem w tę zimną, październikową noc: odwieczna. Obojętna. Szklista. Nie martwa i nie żywa. Obecna.
Spoglądam na Kapitol ze środka Cornucopia Cafe, zza szklanych drzwi balkonu i zza kamiennego muru, kończącego podwórze. Czuję wdzięczność, ale sama nie do końca wiem za co. Czy dziękuję tym ponurym, mokrym budynkom? Przez papierosowy dym mimowolnie mrużę lewe oko, nie porozumiewawczo, tylko jakbym w skupieniu wpatrywała się w owada lub drobny przedmiot. Siedzę w fotelu rześka i odprężona, zupełnie jak po długim śnie, i spokojnie wyczekując na jedynego mężczyznę mojego życia – przynajmniej jedynego, za którego byłabym w stanie pozwolić się poćwiartować. Stagnacja, w jakiej wyczekiwałam na Maxa, pozwoliła mi uznać cichy związek miasta i ciemności. Poniekąd bawiło mnie to, że wieczorem innych w tej chwili zaprzątają rozrywki, krzątanina, skrucha - ja za to chętnie przyjmowałam ten moment, wcale nie nużący i bynajmniej nie pusty. W tej chwili, w tych okolicznościach, na tym etapie życia ogarniająca mnie cisza jest słuszna, a światło księżyca wlewające się przez szyby – jak najbardziej na miejscu. W oknie naprzeciw ostro świecą pojedyncze gwiazdy, wywołując na ustach mimowolny uśmiech, którego nie jest w stanie powstrzymać nawet gryzący dym papierosa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Max Benner
Max Benner
https://panem.forumpl.net/t2800-max-benner#42932
https://panem.forumpl.net/t2801-max-benner
Wiek : 19
Zawód : korzystanie z dobrej ciotki
Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią
Znaki szczególne : jest głupi
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Lut 13, 2015 12:54 pm

Nocą chłopcy tacy jak ja wychodzą z domów, bo nocą nie widać szarości. Nocą mogę sobie nawet sięschować i nikt mnie nie będzie poprawiał, że mam bluzę z plamą albo że na moim szaliku mole zrobiły sobie uczty. Albo na odwrót - bo jem jak prosie i zachlapuje sosami wszystkie szaliki, a swetry moje wyglądają jakby ktoś je zaatakował nożyczkami. Nocami trudno dziś się poruszać po Kapitolu, ale ja mam ciotkę w Rządzie, nikt mi na moje nazwisko nie będzie głowy suszył za takie spacerki wieczorową porą. To zresztą nieco mnie ostudza w moim zapale zwiedzania, poznawania nowych miejsc, psocenia i bycia dzikusem, bowiem cokolwiek bym nie zrobił, oni i tak mnie nie zamkną. Bo mam cioteczkę w Rządzie.
I opowiedz mi co oglądać w tej smutnej stolicy mam. Wszystko tu zabronione, nie ma nic czego jeszcze nie znam. Zwiedziłem każdy zakamarek, nic mnie chyba nie zaskoczy. Znów stawiam na nudę, maruda ze mnie, no wiem - ale czasami, jak się tak błąkam, to dochodzę do wniosku, okropnego wniosku, że jestem nierobem. Że mógłbym się zająć czymś, czymkolwiek. Najchętniej robiłbym to co moja ciotka robi, ale mam taką wymówkę, że nie chce jej zabierać pracy. Fajna wymówka, wiem, że się wszystkim podoba. Tylko nie Previi, ona by była ze mnie dumna, gdybym się wreszcie za siebie wziął i pokazał jej, to co sama wie a co ja chcę tak pięknie skrywać - że byłbym dobrym pracownikiem. Bo jestem zapaleńcem - jak się do czegoś zapalę, to nie odpuszczam.
Drzewa już czarne. Drogi śliskie, świecące, niemiłe białe światło odbija się jaskrawo, wolę ulice z żółtymi latarniami - białe światło się przecież nie nadaje do oświetlania, głównie dlatego, że się rozprasza zbyt łatwo. Ale kto by myślał o kolorze światła, ważne jest, aby sprawiało wrażenie ponurego. Idę szybko, chociaż na około. Nie wybrałem wcale najprostszej drogi, Bóg mi świadkiem, że chciałem a nie mogłem. Nie uśmiechało mi się iść głównymi ulicami, zawsze napotykam tam ludzi, którzy zatrzymują mnie i mówią coś z uśmiechem. Czego oni chcą, szczególnie, kiedy tak uśmiechem mnie witają. Ja nie wiem, ale nie lubię ich. Manewrując więc pobocznymi alejkami trafiam do kawiarni spóźniony. Kwadrans. Boję się, że cioteczka już wyszła. Przepycham się przez stoliki, pokazuję, że ja na górę a ktoś ustępuje mi miejsca. Piętnaście schodków drewnianych i jestem.
Stoję w drzwiach, zmęczony mam wzrok, ale wyglądam na poruszonego (porusza mnie zawsze ta scena, nie myślcie że kiedykolwiek przyszedłem przed czasem. To nie tak, że nie szanuję Previi, przecież darzę ją najwyższym szacunkiem. Ja po prostu nie umiem się wyrobić, a ona zawsze jest zbyt wcześnie) nawet moje włosy są przeczesane przez wiatr. Takie zmierzwione, jakieś nieukładne - jak Previa mi każe to zaczesuje je na bok i wtedy jestem elegancki i przykładny. Nie wiem czy bierze mnie do towarzystwa, ale jeżeli by kiedykolwiek brała, to zapewne zgrywałbym tajemniczego siostrzeńca bogatej pani, wykazywałbym się zdolnościami pięknej mowy i może nawet bym oczarował kogoś. Zapewne były by to trzynastolatki i od pięćdziesiątki w górę - ale zawsze coś!
Do Previi podchodzi się jak do obrazu Matki Boskiej. Powoli i ze skruszeniem w sercu. Przecież ona jest taka dobra, wszystko jej zawdzięczam. Wtedy dopiero uświadamiam sobie jaki jestem dla niej okropny. Wczoraj i przedwczoraj nie spałem w domu, ba, dziś wpadłem tylko wziąć drobniaki a przy okazji zbiłem wazon. Ze spuszczoną głową idę w kierunku mojej cioteczki. Jestem jednak wciąż sobą, nie myślcie sobie, że tak się daję jej ugłaskiwać - patrzę na nią nieprzerwanie, mam te oczy uniesione, wyglądam dość groźnie! Jak taki kot, co niby idzie na pieszczotę, ale ma w zanadrzu pazury i nie zawaha się ich użyć.
Teraz wyborażam sobie, że ona jest sułtanem,bądź innym bóstwem, powinienem ucałować rąbek jej ubrania i jakiś pierścień. Ona nie ma pierścienia, ale ma papierosa. Wsuwam się na siedzenie naprzeciwko i chyba wcześniej się jakoś ładnie z nią przywitałem. Patrzę na tego papierosa, ale krótko. Znów mam spojrzenie utkwione w Previi.
- Zbiłem tę wazę w przedpokoju - mówię prosto z mostu, nie mam co owijać w bawełnę. Jakbym jej ściemniał, że to zbiła moja koleżanka, zaraz dostałbym ogon, który by wytropił te koleżankę i albo ją sprzątnął, albo dowiedział się o niej wszystkiego i dopiero ją sprzątnął. Inne rzeczy są moimi tajemnicami, zbity wazon to tylko powód dla którego mogę dostać karę. Och, jakaś przygoda.
Powrót do góry Go down
the leader
Previa Benner
Previa Benner
https://panem.forumpl.net/t2631-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3117-previa
https://panem.forumpl.net/t3118-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3119-dysonans-poznawczy
https://panem.forumpl.net/t3146-previa
https://panem.forumpl.net/t3126-previa-benner
Wiek : 30 lat
Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer
Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki)
Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca
Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Lut 13, 2015 5:35 pm

Oto ja, okruch intelektu stanowiący świadomość, która istnieje gdzieś poza przestrzenią i poza czasem. Obiektywny czas trwania mojego życia to trzydzieści lat, siedemnaście godzin, dwadzieścia osiem minut, chociaż z historycznego punktu widzenia jestem nieśmiertelna - świadomość własnej świadomości nigdy nie ustanie. Jestem niemowlęciem, jestem dzieckiem, jestem dziewczyną, jestem staruszką konającą wśród bieli czystych prześcieradeł. Jestem wszystkimi okresami swojego życia, zawsze będę tymi okresami, zawsze byłam tymi okresami w miejscu, gdzie trwa mój intelekt, w wiecznej chwili oderwanej od czasu.
Życie Previi Benner jest jak biografia zawarta w książce: niezmienna, niewzruszalna, stała w swojej długości i nieograniczona w trwaniu. Rodzę się 1 października 2253 roku i trwać będę aż do momentu, w którym ktoś nie wpakuje w tył mojej głowy kuli - wszystkie wydarzenia zawarte pomiędzy tymi datami dzieją się w jednej chwili. Można by powiedzieć, że przeżywam je wciąż i wciąż, w nieskończoność. Ale nie jest to prawda. Przeżywam bowiem wszystkie chwile swojego dotychczasowego życia jednocześnie i raz na zawsze...
Lubię myśleć – cóż, przynajmniej od dobrych kilku godzin właśnie taką strategię snucia wniosków stosuję – że czas jest dla mnie inny. Że nie jest taki, jak pojmuje go reszta ludzi, że nie istnieje w pojęciu sztywnych ram.  Nie przesuwam się chwila po chwili, chronologicznie, jak ślepiec wymacujący drogę w tunelu. Ja jestem jednocześnie we wszystkich punktach tego tunelu, oczy mam szeroko otwarte, słuch wytężony, zmysły zaostrzone – zupełnie jak podczas dni i nocy spędzanych na Arenie. Czas jest dla mnie tym, czym dla innych jest przestrzeń - środowisko, w którym mogę poruszać się w więcej niż jednym kierunku.
Jak dokładnie to wytłumaczyć? Jak przekazać, by stało się zrozumiałe? Wszyscy jesteśmy ludźmi zrodzonymi z kobiet, chociaż z drugiej strony macie ze mną mniej wspólnego niż z małpą czy z amebą. I na domiar złego, ja, Previa Benner, mam czelność twierdzić, że ten stan rzeczy może trwać wiecznie, że już zawsze będę szczęśliwa jak skorupiak w swojej muszli.
A przynajmniej sądziłam tak aż do dzisiaj.
Gdybym teraz miała wracać do domu, czułabym się w nim jak w martwej skorupie jakiegoś olbrzymiego stworzenia, którą zamieszkiwałam niczym trawiony żądzą zemsty krab. Nie mogłam zmusić się do obmyślenia nowego projektu, planu działania, choćby obrania kierunku. Pełnię uwagi zaprzątała tylko jedna, jedyna, natarczywa wizja, której realizacja w nadchodzących dniach mogła okazać się zadziwiająco łatwa.
Głowa Illyi Aris na srebrnej tacy.
Ozdobiona koktajlowymi pomidorkami, dlaczego nie.
Rzecz w tym, że już nie byłam bezkarna jak podczas Igrzysk. Nie, może nawet nie chodziło o bezkarność,  tylko o…
Z moich ust wyrwało się ciche fuknięcie, gdy sięgnęłam po filiżankę niepokojąco gęstej kawy - intensywny smak w pierwotnym zamiarze miał przegnać wspomnienie dużych, rozczarowanych oczu szczeniaka, który przegryzł ulubioną piłeczkę.
Nie mogłam dłużej temu zaprzeczać, chyba przestałam już nawet próbować: Max był dla mnie lekarstwem. Lekarstwem, które działało od momentu powrotu do Dwójki, lekarstwem, które szczególną efektywność osiągnęło w tragicznych okolicznościach śmierci mojego brata. Jest barierą między mną a upiorami przeszłości. Nie mogę, nie będę się dłużej oszukiwać – ten dzieciak to jedyna belka utrzymująca tonące zdrowe zmysły na powierzchni.
Cholernie niedobrze, fakt.
Dlatego nie wolno mi zamykać oczu. Nie wolno znów zwariować. Nie chcę więcej bezsennych nocy, mokrych od potu, lepkich od krwi, wypełnionych smrodem palonego mięsa. Nie chcę prochów łykanych garściami, trzęsących się rąk, nagłych napadów paniki. Muszę się bronić. Jeśli nie dla siebie – to dla niego.
Tego, który właśnie skrada się w moją stronę poprzez półmrok sali, cicho, bez zbędnego wahania czy zwłoki – tą zresztą i tak zaliczył, przychodząc blisko kwadrans później (udaję, że nie zauważyłam, tak jest łatwiej). Gdy Max siada naprzeciwko mnie, jego twarz jest całkowicie bez wyrazu; gdyby nie to dziwnie znajome, rozlatane spojrzenie, mógłby uchodzić za najzwyklejszego gogusia, oznajmiającego twardą prawdę o życiu jakiejś leciwej rozwódce, której właśnie skończyły się pieniądze. Za wszelką cenę staram się unikać bezpośredniego wzrokowego kontaktu, jakby w obawie, że między nami przemknie jakiś błysk uczucia, coś, co sprawi, że odżyją dawno pogrzebane wspomnienia jego rodziców i spędzimy resztę późnego wieczoru na szlochaniu w rękawy (gówno prawda).
- Waza. – mimowolnie powtarzam słowo-klucz, którym bratanek w końcu ściągnął na siebie bursztynowe spojrzenie Previi Bener.  Przez chwilę powtarzam frazę w myślach, rozkoszując się zlepkiem czterech liter, dwóch sylab, jednego pojęcia… i nagle, zupełnie mimowolnie, wybucham tym dziwnym, przejmującym śmiechem, zupełnie jakby wielobarwne kryształki witrażu rozbłysły i zamigotały w słońcu. – I tak jej nie lubiłam.
Kolejne kłamstwo. Niewielkie, nic nieznaczące kłamstewko, o którym dzieciak nie musi wiedzieć. Przecież waza była jedynie rzeczą, starym przedmiotem przywiezionym z Dwójki, głupim prezentem od kogoś, kogo kiedyś kochałam i kto od dawna nie żył, więc w czym problem, Benner? Nagle zrobiłaś się sentymentalna? Na wpół wypalony papieros gaśnie w popielniczce, gdy przygniatam kciukiem żarzący się ognik i przez chwilę w całkowitym milczeniu wpatruję w jedynego żyjącego członka rodziny.
O co chodzi?
- Max… - jego imię w moich ustach, wymówione o dwie oktawy niżej niż zazwyczaj, to nieznaczne wzruszenie ramion, ten wyraz czujności i zaskakującego niepokoju w oczach — to wszystko była gra, lecz… równocześnie byłam w tym cała ja. - … gdzie byłeś, kiedy Cię nie było? – retoryczne pytanie wystawiające naiwność chłopaka na próbę – pewnie doskonale wiedział, że ja wiem i choć oboje wiedzieliśmy, że wiemy... wygodniej było popisywać się własną niewiedzą.
W tym popapraniu tkwił cały urok Bennerów.
Powrót do góry Go down
the civilian
Max Benner
Max Benner
https://panem.forumpl.net/t2800-max-benner#42932
https://panem.forumpl.net/t2801-max-benner
Wiek : 19
Zawód : korzystanie z dobrej ciotki
Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią
Znaki szczególne : jest głupi
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 EmptyPią Maj 15, 2015 12:39 am

Powoli zmusza mnie do mrugnięcia, boję się że nie wytrzymam dziś tu przez całą herbatkę. Czekałem na tę chwilę cały tydzień, a jednak nie wiem czy umiem się dziś skupić tylko na mojej ukochanej ciotce. Moje myśli są rozedrgane, pięć razy rozważałem w jaki sposób mógłbym zadziałać tak, aby kelner mi nie przeszkadzał swoim oddechem. Najwyraźniej coś zamawiałem, bo on to przyniósł. Nie patrzę na niego, ja nigdy nie patrze na nikogo poza Previą. Nawet, jeżeli ona nie chce na mnie spojrzeć.
- Kupię ci coś w zamian - cicho odpowiadam mojej cioteczce, wyraźnie skruszony. Mój wzrok skupił sie na jej palcach, które gasiły papierosa. Przechodzą mnie jakieś ciarki, ale jedne z tych, które chce się poczuć jeszcze raz. Więc?
My się nie pytamy. Mamy dużą swobodę, ale dbamy o siebie. I chciałbym być kiedyś tak twardy jak ona. A nawet po dwakroć, bo stać mnie na więcej. Nie mam obciążeń biologicznych, urodziłem się chłopcem.
- Muszę ci coś powiedzieć - tak na dobrą sprawę, nie. Nie muszę, nic nie muszę. Previa jest dla mnie okropnie dobra, nic nie chce wiedzieć innego, niż to czego sam jej nie powiem. Chcę dziś jej powiedzieć. To dlatego, że jestem nastoletnim chłopcem. Nawet, jeżeli nazywam się Benner, mam upośledzone nerwy i życie mi niemiłe. Jestem tylko chłopcem, od dwóch dni spędzam cały czas w jednym towarzystwie i nie widzę już świata innego niż ten, który mi ona pokazała. Dlatego byłem tak roztargniony, stąd moje niepoważne zachowanie. Rozbicie wazonu też zrzucam na winę spowodowaną tą osóbką. Chudzina z niej straszna, prawie jej nie widać.
- Wczoraj spotkałem Kitty- oświadczam, zerkając na wszelki wypadek na Previę. Ona mi się patrzy na ręce, a te mają czelność nie słuchać się głowy i drżą mi palce, bo chcę zapalić. Moja ciotka nie ma problemu ze mną, pewnie mi nawet pozwala ze sobą palić, oboje jesteśmy tacy smutni. Jednak nie chce jej zabierać nic więcej, niż to co mi dała. Mam swoją dumę.
Mówiłem cioteczce o Kitty. Nie dlatego, że siadam wieczorem przy jej kolanach i podczas oglądania wiadomości lubię sie jej zwierzać. Dlatego, że na początku mojego pobytu w jej domu, cierpiałem na bezsenność, a kiedy w końcu padałem ze zmęczenia, budziłem się z imieniem Kitty na ustach. Mamrotałem je całymi tygodniami, aż wreszcie Previa nie wytrzymała i nauczyła mnie łykać tabletki nasenne. Poskutkowało, a imię mojej małej Stonem już mnie nie śledziło w moich nocnych marach.
- Zostawiłem ją tylko dlatego, że dziś jest nasz wieczór - tym samym chcę dać Previi do zrozumienia, że Kitty skoro się pojawiła, to będzie. I nie będę się ukrywał z tym romansem, bo to nie romans. Ja się czuję związany z nią. Jakkolwiek fatalnie to brzmi.
Chce usłyszeć słowo, kazanie. Potrzebuję tego, bo wiem że mówię (i myślę) jak opętany.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Cornucopia Café - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Cornucopia Café

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Cornucopia Café
» Harbour Cafe

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-