IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Maisie i Gerard - Page 2

 

 Maisie i Gerard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Mar 27, 2014 6:03 pm

First topic message reminder :


    pewnie wszystko dozwolone od lat osiemnastu. albo i nie   Maisie i Gerard - Page 2 108288635     


13 SIERPNIA 2272, DYSTRYKT JEDENASTY

Ten dzień nie był i nie miał być w żaden sposób wyjątkowy. Kolejna doba egzystencji na tym świecie; egzystencji wyjątkowo radosnej i spokojnej, ubranej w zapachy rozgrzanych słońcem jabłek i drobne ukłucia drzazg z wiklinowych koszy, których całe stery zalegały po prawej stronie wąskiej ścieżki do domu.
Maisie nie mogła sobie przypomnieć, kiedy w ten sposób zaczęła myśleć o tej niewielkiej chacie, oddalonej znacznie od centrum miasteczka. Żadnych natrętnych (pomocnych?) sąsiadów, rzadkie wizyty Strażników, wysoki i zaniedbany żywopłot, oddzielający zarośnięte podwórko od drogi, znikającej o tej porze roku w wysokich na pół metra chwastach. Z daleka mogłoby się wydawać, że jest to miejsce całkowicie opuszczone, bliskie pochłonięcia przez niedaleki las i opuszczony sad, pełen skarłowaciałych i nieurodzajnych czereśni, ale przecież Maisie spędziła pod tym nieco krzywym dachem już ponad sześć lat. Chociaż...poniekąd było to miejsce nawiedzone, niebezpieczne i puste: ojciec nie zapraszał żadnych gości, nie organizował przyjęć dla przyjaciół i nie pozwalał nikomu obcemu otworzyć zardzewiałej furtki, skrzypiącej przy każdym podmuchu wiatru.
Nieobecnego o tej porze roku; powietrze było gorące, ciężkie, przytłaczające i osiadało słoną mgiełką na odkrytych i spalonych słońcem ramionach Maisie. Może powinna ubierać się bardziej odpowiedzialnie, ale perspektywa przebywania w pracy, w ciągłym upale w ubraniach z długim rękawem wydawała się jej bardziej przerażająca niż schodząca skóra. Na razie tylko ostro czerwona, ale przecież była przyzwyczajona do piekącego bólu, bardziej przejmującego niż ten naturalny. Kwestia przyzwyczajenia i wychowania; po wydarzeniach z ubiegłego roku była przekonana, że już nigdy nie poczuje się dobrze; że zawsze będzie czuła histeryczne mdłości i zanosiła się szlochem za każdym razem, kiedy minie tamto drzewo przy rozwidleniu dróg, prowadzących do magazynów. Błąd, tata miał rację, czas leczył wszystkie rany i najbardziej bolesne lekcje wydawały się najbardziej ważne. Z tej ostatniej wyciągnęła wiele wniosków; w dzień swoich urodzin wracała więc ze zbiorów całkiem sama, z ulgą myśląc o perspektywie schowania się w cieniu dużej gruszy przy domu i ewentualnej wycieczki nad pobliskie, ukryte jezioro. Którego już się nie obawiała; Gerard nauczył ją praktycznie wszystkiego i nie było niczego i nikogo, kogo mogłaby się naprawdę bać. Z jednym, najważniejszym w jej życiu, wyjątkiem.
Tata przecież znów był wspaniały, łaskawy i w dobrym nastroju. Minęły już tamte długie trzy miesiące od samobójstwa Fredericka, które Maisie wspominała jako najgorszy koszmar. Wszystko uległo poprawie, z każdym tygodniem odsuwała tamten dzień coraz bardziej, zamiatając obrzydzenie pod dywan i wypalając wszystkie klisze z pamięci. Teraz prawie czystej, przecież nie zagłębiała się w podświadomość - nie chciała przecież zwariować. To dałoby ojcu kolejny powód do...smutku, a przecież była córką idealną, równie idealnie przerażoną wizją powrotu złego humoru Gerarda. Miała jednak nadzieję, że tamten okres został zamknięty na zawsze, od dłuższego czasu wszystko się układało, czuła się w końcu bezpiecznie i...i w duchu odliczała dni do osiemnastych urodzin. Wtedy odejdzie, tak jak Ralph - Gerard nie zatrzymywał go przecież na siłę - z tym, że odejdzie dużo dalej, szukać rodzeństwa i...nie mogła się tego doczekać. Czego nie pokazywała w żadnym stopniu, przekraczając próg domu z zamiarem szybkiego przygotowania zwykłego obiadu. W dystryktach nie świętowało się urodzin, nie spodziewała się więc jakiejkolwiek zmiany rutyny domu Ginsbergów.
Może dlatego prawie pisnęła z zaskoczenia, kiedy poczuła wodę kolońską taty i jego mocne ręce, przytrzymujące ją i zawiązującą na jej oczach czerwoną wstążkę. Prawie pisnęła, nie była przecież głupia, hamowała odruchy i instynkty perfekcyjnie. W pewnym stopniu, nie mogła jednak ukryć zdziwienia, kiedy usłyszała w swoim uchu cichy głos Gerarda, nucący jej dziwnie znajomą melodię.
- Tato...? - rzuciła pytająco, próbując gorączkowo przypomnieć sobie skąd zna urywaną piosenkę i dopiero po dłuższej chwili i przekroczeniu po omacku progu niewielkiego salonu uśmiechnęła się lekko. Wszystkiego najlepszego, jednak pamiętał; resztki zdezorientowania przestały ciążyć jej na ramionach i odetchnęła lekko, dając prowadzić się jego dłoniom. Całkowicie swobodna, dotyk jego rąk przestał przeszkadzać już dawno, kiedy zorientowała się, że tata wyznaje całkiem inne...preferencje; według niej początkowo obrzydliwe, ale przecież zapewniały jej nietykalność i powalały czuć się zupełnie dobrze w krótkiej sukience, prawie zsuwającej się z chudego ciała. Nie wyglądała na przekształcającą się szesnastolatkę; rówieśniczki z sadu przybierały na wadze, zaokrąglały się; miękkie, rumiane, pełne dziewczęta, przy których Maisie wydawała się wygłodzonym, wiecznie rozczochranym chłopcem z wyjątkowo długimi włosami.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Maj 08, 2014 5:06 pm


Jak to dobrze, że pośród wielu umiejętności, które Gerard musiał przyswoić sobie sam – uroki dorastania bez ojca – była silna wolna przetrwania, która potrafiłaby z całą pewnością nagiąć jego niezłomny kręgosłup i złamać kilka zasad, rządzących jego światem w celu przejścia dalej, w nieznaną krainę, która jawiła mu się jako Ziemia Obiecana.
Do której mógł nie dotrzeć. Pamiętał dobrze dzieje Mojżesza, który rozpoczynał szaleńczy wyścig z czasem i własnymi słabościami; nie przypisywał jego klęski Bogu (jak można obwiniać kogoś nieistniejącego?), ale i tak żałował starca, który był na tyle tępy, by przekazać historię komuś innemu i nie dotrzeć do wyznaczonego celu. Ze wszystkich przywar ludzkich to właśnie głupota była tą, która potrafiła doprowadzić Ginsberga do szewskiej pasji; nic więc dziwnego, że szkolił twardo Maisie na taką ewentualność i teraz wymagał od niej jeszcze więcej, wiedząc, że każdy ich fałszywy ruch może skończyć się popisowym matem i wywróceniem planszy, na której do tej pory stąpał całkiem śmiało, strącając pozostałe pionki.
Nie przypuszczał, że po zakończeniu gry (prościej mówiąc, po śmierci na poligonie egzekucyjnym) będzie miał szansę na zupełnie inną rozgrywkę, ale przypuszczał, że reinkarnacja mogłaby być mu nawet bliska, jeśli na kilka minut pozbyłby się swojej racjonalności. Tylko dlatego, że nie umiał inaczej wytłumaczyć tego, że jego córka jest jego odbiciem lustrzanym i zauważa w jej gestach samego siebie. Może to była zagadka ewolucji, może to jakaś nieznana forma bóstwa ostrzegała go przed kolejnym kazirodztwem, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeszcze nigdy wcześniej nie czuł tak mocno, że Maisie należy tylko do niego. Jej matka, przyszywane (bo przyrodnie) rodzeństwo przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko jej ojciec marnotrawny, który teraz dbał o zapewnienie im ciepła i bezpieczną noc.
Właściwie zaprawił ją na tyle dobrze, że nie musiała obawiać się ataku dzikich zwierząt czy równie dzikich uchodźców, pragnących zaprowadzić ich za rękę do Jedenastki. Chlubił się tym, że najgorsze koszmary przechodziła na jawie, z szeroko otwartymi oczami i szeroko rozchylonymi udami, kiedy bliżej mu było do potwora z bajek (zaczytywała się w nim jako dziecko) niż do troskliwego ojca. Nieważne były jego wzniosłe intencje – chciał ją zaprawić w boju i pokazać, że nie spotka ją nic gorszego na tym świecie – miał wrażenie, że im bardziej ona cierpiała, tym on lepiej się bawił, nakręcony bez reszty na jej cierpienie, które sprawiało, że cała drżała. Teraz też powinna fruwać na wietrze jak chorągiewka, ale mógł być z niej absolutnie dumny – była przykładem dziecka idealnego, jego własnym wytworem, który teraz był przygotowany na absolutnie każdą ewentualność. I czyścił łuk, pamiętał chwilę wręczenia jej tego przedmiotu – zanosiła się płaczem, a on rozważał wepchnięcie go jej na tyle głęboko, by przez kilka minut zapanował święty spokój. Taki, którym sycił się teraz, dając jej zajmować się swoimi sprawami i przysłuchując się głuszy jakby miało zaraz wydarzyć się coś złowieszczego.
Ale nie działo się nic strasznego. Cisza zalegała tak gęsto, że mógłby przysiąc, że znajdują się gdzieś ponad powierzchnią ziemi, a grawitacja to złudzenie wycieńczonego organizmu, skupionego już na najprostszych czynnościach. Nawet przestał ją wiązać o pień drzewa, odcinając się od niewątpliwej rozrywki. Wolał patrzeć na jej włosy i przekazywać jej spojrzeniem, że jeśli zetnie centymetr, to zmusi ją do zjedzenia pozostałych, a po wszystkich uwiąże obok jakiegoś gniazda, a potem odejdzie sam w poszukiwaniu Trzynastki i lepszej córki. Ta nadal był zbyt buntownicza i pyskata; czasami miał wrażenie, że rozpamiętuje moment, w którym wbiła mu nóż prosto w plecy, ale to było już za nimi, tak jak rozmowa o włosach, więc zamilkł, sięgając po upolowane mięso, które od razu zaczęło skwierczeć w ogniu. Nie mieli co liczyć na rarytasy, całe szczęście, że niewiele zostało w nim z Kapitolińczyka, który domaga się ciągle nowych smaków i rozrywek.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Maj 08, 2014 5:57 pm


Obserwowała Gerarda w milczeniu, doskonale rozumiejąc jego pewne spojrzenie. Przestała nawet rozczesywać swoje długie włosy, opadające teraz nieco nierówną zasłoną na plecy i ramiona. Chętnie zaplotłaby je już w wygodny warkocz, ale widziała w oczach opiekuna lekkie ostrzeżenie i…jakiś rodzaj przyjemności? Nie przyznawała się do tego, ale lubiła, kiedy tak na nią patrzył. Nie jak na zwierzę do upolowania, nie jak na interesująca zabawkę, ale jak na coś pięknego. Może sobie to wmawiała, ale nie mogła powstrzymać wręcz dziewczyńskiej, ukrytej radości, poprawiającej jej nastrój. Cała ich relacja była chora, próbowała więc znaleźć w niej jakieś jasne strony. Na siłę, patologicznie, ale jednak.
Może przez te chwile niekoniecznie fizycznej bliskości była nieco rozkojarzona; może po prostu czuła się zbyt bezpiecznie, ale nie usłyszała drobnego szelestu za swoimi plecami. Inna sprawa, że zbliżający się ludzie zachowywali się niezmiernie cicho i dopiero, kiedy rozgarnęli krzewy otaczające ich mały obóz można było jakoś zareagować.
Na próżno jednak; zanim ktokolwiek zdążył zareagować jeden z mężczyzn wycelował w Gera broń (nieco starą, zdecydowanie niepodobną do pistoletów Strażników) a drugi szarpnął Maisie do góry, jednocześnie przyciskając ostry nóż do jej szyi. Zero szans na wyrwanie się czy na jakąkolwiek zapobiegawczą reakcję. Kilka sekund i wieczorna sielanka przeobraziła się w…wyjątkowo niekomfortowe spotkanie towarzystwe.
- A teraz spokojnie, bo poderżnę jej gardło – powiedział stanowczo wyższy z mężczyzn, posyłając Gerardowi ostre spojrzenie, przyciskając jeszcze bardziej Maisie do swojego ciała. – Ręce za głowę, już – rozkazał mu, przesuwając ostrze noża po jasnej skórze na jej szyi, na tyle mocno, że kilka kropel krwi spłynęło po stali i rękojeści, skapując na brudną bluzkę dziewczyny.
Nie panikowała jednak zupełnie; stała wyjątkowo spokojnie i patrzyła przed siebie wręcz obojętnie, nie zerkając histerycznie na niewielką ilość krwi, zabarwiającą materiał jej skąpej bluzki. Chyba nic nie byłoby w stanie wytrącić Maisie ze stanu głębokiego spokoju; nawet niespodziewane powiększenie się towarzystwa, w którego centrum nagle się znalazła, ledwie sięgając stopami ziemi. Mężczyzna, który ją trzymał był wysoki i muskularny; tylko to wyczuwała, bo nie była w stanie dostrzec jego twarzy. Nie była przecież głupia, wyrywanie się i wierzganie nigdy nie było dobrą opcją. Ojciec nauczył ją posłuszeństwa, dała się więc poderwać do pionu i teraz próbowała oddychać jak najmniej inwazyjnie – każdy ruch szyi sprawiał jej przykrość. Nie, nie ból, do tego było jeszcze daleko, ale chłód ostrza nieco ją niepokoił. Tak samo jak ta cała nagła sytuacja; wiedziała, że nie mogło być pięknie przez tak długi okres czasu i że konfrontacja z ludźmi w końcu stanie się faktem.
Chociaż nie wiedziała właściwie z kim ma do czynienia; nie rozglądała się dookoła, wyczuwała jednak, że nie są to wyperfumowani i odziani w zbroję Strażnicy a…jakieś ich wynajęte wtyczki? W Jedenastce było takich sporo; donosili, chodzili na prywatne patrole i zaciągali uciekinierów do najbliższego posterunku, dostając za każdą schwytaną osobę jedzenie i całkiem pokaźną ilość gotówki. Kiedyś zastanawiała się, dlaczego Ger nie jest członkiem tej nieoficjalnej, szmalcowniczej organizacji, ale to pytanie retoryczne wyparowało jej z głowy w chwili, w której mężczyzna stojący za nią szarpnął ją mocno, odwracając ją w swoją stronę.
- Co taka śliczna dziewczynka robi w środku lasu z jakimś zarośniętym facetem? To twój tatuś, tak? Uciekliście z szóstki?– zaczął nieznajomy przesadnie infantylnym tonem, odsuwając od jej szyi nóż i wolną dłonią przejeżdżając palcami po jej rozpuszczonych włosach. Pieszczotliwie, władczo; pod czujnym spojrzeniem mniejszego i bardziej wycofanego mężczyzny, który dalej celował w siedzącego Gerarda.
- Tom, to nie czas na zabawę. Robi się ciemno, musimy przyprowadzić ich jak najszybciej, nie chcę czekać na kasę do jutra – mruknął tylko nieco podirytowany, robiąc krok w stronę Ginsberga. – Szóstka czy Dwunastka? – spytał tylko dość ostro, przyglądając się mężczyźnie uważnie, jakby próbował dopasować go do stereotypowego wizerunku uciekiniera. Zerkał jednocześnie coraz częściej na Toma, który teraz przyciągnął za włosy Maisie ekstremalnie blisko siebie, łapiąc ją mocno za podbródek. – Daj spokój, zdążymy…ze wszystkim, prawda, Skarbie? – odparł, zwracając się na końcu do dziewczyny, której włosy owinął sobie wokół pięści, wolną dłonią wędrując po jej ciele, okrytym tylko brudnymi szortami i podkoszulkiem, pod który w końcu wsunął palce. – A tatuś popatrzy, też powinien coś mieć z tego wieczoru, co nie, Josh? – rzucił do wyraźnie zdenerwowanego kompana, niezadowolonego z obrotu sprawy i coraz bardziej zdekoncentrowanego wydarzeniami za swoimi plecami.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Maj 08, 2014 7:50 pm

Od samego początku zdawał sobie sprawę z tego, że przeprawa do Trzynastki może być niebezpieczna i może zostać popisowo przerwana w niefortunnym momencie. Mogła też zakończyć się śmiercią – wizja całkiem nie do przyjęcia dla ateisty, zanurzonego po łokcie w teorie okultystyczne – i wiecznym odpoczynkiem z dala od Maisie. Był tego świadom, choć to nie on pochodził z ciemiężonych dystryktów i nie jemu grożono poważnymi sankcjami na wypadek ucieczki w nieznane i porzucenia miejsca pracy. Wszak ktoś musiał zarabiać ciężkie pieniądze na zdegenerowanych Kapitolińczyków, trwoniących swoje majątki na wiecznej rozpuście. Jakże szalenie brakowało mu tych orgii, kiedy Gatsby wydawał się tylko smętną legendą z czasów niemal średniowiecznych.
Ironia losu polegała na tym, że Ginsberg stał po drugiej stronie barykady, a w Jedenastce znalazł się tylko ze względu na własny kaprys i chęć ucieczki od żony, która poza ładną buzią (inspirująco wyglądała z jego penisem w ustach) nie posiadała żadnych zalet, a jej produktywność została mocno zachwiana po poronieniu, które przelało czarę goryczy. Zachłysnął się nią tylko raz, po czym splunął na podłogę tym gorzkim płynem i przestał być złym obywatelem Panem, dzieląc się swoimi rękami do pracy z najuboższymi.
To brzmiało tak altruistycznie, że większość dała się na to nabrać i przez pierwsze miesiące w Jedenastce był noszony na rękach. Do chwili, kiedy nie okazało się, że umie te konczyny wykręcać i że wcale nie potrzebuje współczucia, bo właśnie odnalazł nowe centrum zabaw wszelakich i jak przystało na mieszkańca Kapitolu (czytaj: osoby, która nie lubiła się powtarzać) odkrył coś zupełnie pierwotnego w tym spalonym słońcem terenie, który wkrótce stał się jeszcze bogatszy za sprawą pierworodnej córki.
Rozumiał więc siebie, ryzykującego własne życie w celach bliżej nieokreślonych, a także życie ukochanej kobiety, która teraz bawiła się włosami i doprowadzała go do szału. Przez kilka sekund rozmyślał nad tym, jaki dźwięk wydawałoby jej ciało skwierczące na ogniu zamiast królika, ale zanim zdążył podjąć decyzję, zrobił to ktoś za niego. Zaciskając ostrze na jej skórze. Lekko, obserwował beznamiętnie tę scenę, patrząc na krople krwi z fascynacją i próbując uzmysłowić sobie grozę sytuacji. Złapali ich, stał na muszce pistoletu, próbując poradzić sobie z instynktem oblizania każdej smugi z noża napastnika. Mało racjonalne myślenie, które jednak mogło ich ocalić, bo nawet nie drgnął, czując co się święci.
Nie był człowiekiem, który po raz pierwszy spotyka się w tak oczywisty sposób ze śmiercią. Nie panikował nigdy na widok broni palnej czy ostrza; nie zamartwiał się napaściami i wreszcie nie pertraktował z terrorystami, którzy właśnie uczynili z nich zwierzynę, dającą się złapać w wyki. Mógł tylko milczeć, obserwując kolejne posunięcia napastników i obmyślając plan, w którym wyjątkowo nie skupiał się na dziwnej przyjemności, płynącej z Maisie ofiary i z roztrzaskania jej kata o drzewo. Ambiwalencja pełną piersią, aż się nią zadławił, kiedy usłyszał, że nareszcie ktoś zwraca się do niego. Ten napuszony chłopczyk, który dotykał jego własności i tym sposobem podpisywał cyrograf swoją krwią, która wkrótce miała spłynąć po korze drzewa.
Nie rzucał słów na wiatr (nawet w myślach), więc cofnął się kilka kroków do tyłu, uśmiechając z wyższością do swoich napastników. Musieli mu wybaczyć tę protekcjonalność, ale nie zamierzał padać na oba kolana i prosić o ułaskawienie Maisie.
- Kapitol – odpowiedział najpierw, takiego akcentu nie dało się podrobić, spojrzenie też sugerowało wiele, ale Ginsberg nie zwracał uwagi już na Josha, który próbował go sprzedać, ale na chłopca, który właśnie przekroczył wszystkie granice i wieszczył sobie smutny koniec, aż żal mu się go zrobiło. – Nie jestem jej ojcem – kontynuował dalej tak samo zwycięsko jakby to on trzymał broń w ręku. – Chcesz się zabawić? – zapytał z błyskiem w oku. – Lubi obciągać, tylko musisz jej wsadzić bardzo głęboko, bo w innym wypadku ci odgryzie to maleństwo – odrzekł, patrząc na Maisie jak szaleniec, który faktycznie dobrze się bawi. Jeszcze chwila, a uwierzyłby w to.
- Co robisz w tym lesie? Czemu z nią? – najwyraźniej tylko jeden z nich pozostawał cudownie odporny na wdzięki jego córki, kiedy ten drugi dobierał się do niej coraz żwawiej. O to mu chodziło, rozdarcie koszuli… i rozdarcie sojuszu, kiedy Josh podchodził ze zdenerwowaniem do kompana, spuszczając Gerarda z niewidzialnej smyczy, którą wyznaczał tor pocisku. Ewentualnego, widział, że Maisie klęczy, a on szamocze się z dawnym napastnikiem, wytrącając mu broń z ręki i wreszcie strzelając do niego z uśmiechem.
Na taką śmierć zasłużył, w przeciwieństwie do kolegi, w którego właśnie celował pistoletem, nadal rozmyślając nad tym, czemu Maisie w roli ofiary podoba mu się tak bardzo. Najchętniej przeszyłby znajomego nożem, by uspokoić nieco swój błędnik, wirujący od jej bliskości, ale to musiał być rytuał i to jej sugerował bez słów w tym ciemnym lesie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyPią Maj 09, 2014 12:33 pm

Maisie była przyzwyczajona do zagrożenia. Ciągłego, pulsującego ostrzeżenia gdzieś w tyle głowy, paraliżującego niepokoju, histerii i w końcu spokojnego pogodzenia się z obecnością niebezpieczeństwa. Ciągłą; nie było przecież w jej nowym życiu dnia bez Gerarda. Widziała go każdego poranka i każdego wieczora; nawet, kiedy nie towarzyszył jej fizycznie czuła na sobie jego wzrok. Nie robiła więc (już, nauczona bolesnym doświadczeniem) głupot, których tak nie znosił. Oddawała mu się najpierw z buntowniczymi wrzaskami, potem z męczeńską obojętnością a w końcu z finezją i polotem godnej prawdziwej córy Kapitolu.
Którą przecież nie była; zwykła, wychudzona dziewczyna z dystryktu, przyzwyczajona do niezbyt przyjemnego życia. Nie bała się nawet kary śmierci, która wisiała nad nimi od chwili opuszczenia Jedenastki. Największy koszmar towarzyszył jej przecież od kilku lat; nie mogła wyobrazić sobie czegoś gorszego. Dlatego nie reagowała histerycznie podczas bezpośredniego kontaktu z nowym agresorem. Szarpiącym ją, ale w porównaniu z mocnymi rękami Gerarda to było wręcz niewyczuwalne; poddawała się komuś obcemu z wypisaną na twarzy obojętnością, ale wewnętrznie czuła narastający niepokój. Wzmagający się do poziomu niesamowicie wysokiego, kiedy usłyszała arogancki głos swojego opiekuna. Udzielającego złotych rad? Po raz pierwszy drgnęła gwałtownie, próbując złapać jego spojrzenie, ale zanim zdążyła odwrócić głowę została brutalnie popchnięta na ziemię. Zdarte kolana zapiekły potwornie, aż syknęła, widząc twarz Toma tuż przy swojej i słysząc rozdzieranie podkoszulka.
Nawet się nie zakrywała; dziwne, że ten dźwięk natychmiastowo ją uspokoił, tak samo jak grymas zaskoczenia na jego twarzy, kiedy jego oczom ukazały się blizny. Mniejsze, większe, bardziej finezyjne i te proste; zawahał się przez chwilę - czyżby dostrzegła błysk obrzydzenia? - i owa sekunda kosztowała go utratę przewagi. I kompana; dźwięk wystrzelonego pocisku zjeżył Maisie wszystkie włosy na karku, ale nie poruszyła się wcale, bardziej czując niż widząc nad sobą Gerarda, celującego w czoło mężczyzny dalej trzymającego ją za rozpuszczone kosmyki.
- Hej, hej, spokojnie, wszystko jest w porządku - mruknął, zerkając na bezwładne ciało kolegi. Ręce mu drżały i na czoło wystąpiły pierwsze kropelki potu. - Oddam ci twoją pannę i rozejdziemy się, każdy w swoją stronę, prawda? Nie wiedziałem, że jest t w o j a - kontynuował coraz bardziej nerwowo, puszczając w końcu włosy Maisie. Niespodziewanie i szybko, znów upadła na ziemię, podpierając się na rękach i oddychając ciężko, będąc na poziomie butów obydwu mężczyzn. Nowego i starego agresora, z kałużą krwi rozpływającą się widowiskowo z głowy zastrzelonego tuż obok niej, prawie zabarwiającą rozrzucone włosy. - Ale...muszę przyznać, że nieźle, trudno chyba sobie przygruchać taką nastolatkę w dzisiejszych czasach, przez Igrzyska mnóstwo się ich marnuje - ciągnął Tom coraz bardziej zdenerwowany, mówiąc szybko i chaotycznie i powoli wstając z ziemi, zerkając na porzucony niedaleko nóż.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyPią Maj 09, 2014 9:27 pm

Mało było w jego życiu chwil tak szalenie radosnych jak właśnie ta, kiedy czuł pulsującą galopem krew, docierającą do każdego zakamarka jego ciała i jednocześnie był niemal jak zahipnotyzowany, kiedy tak wpatrywał się w swoją przyszłą ofiarą (przeszła była tylko nic nieznaczącym kawałkiem mięsa), oddychając ciężko. Od samego początku wiedział, że mogą dokonać żywota w tym lesie, będąc w przyszłości bezimienną częścią materii organicznej, ale najwyraźniej mieli szczęście, bo szli dalej, a on miał przed sobą perfekcyjny mord, do którego przygotował się z lekkim uśmiechem na ustach.
Ginsberg był przecież pragmatykiem – wszystko przemawiało na korzyść tego rozwiązania, nie mogli zostawiać śladów w postaci istot żywych, zdolnych donieść na nich do strażników (sam by tak postąpił), a poradzenie sobie w pojedynkę z całym odziałem wojsk mogło przerosnąć nawet jego możliwości, ujmując skromnie. Musiał zachować się odpowiedzialnie i zrobić wszystko, by jego ukochana córka mogła zasnąć spokojnie i żeby została obudzona mocnym szarpnięciem przez swojego ojca – kata, a nie żołnierza, który powraca z martwych, by dostarczyć ich odpowiednim władzom. Ryzykowali sporo, teraz nie mogli dać się złapać w głupią pułapkę, chyba właśnie to opowiadał jej bez użycia słów, patrząc na nią, nie na Toma, który zaczynał bełkotać coś o wypuszczeniu go wolno.
Głupiec, być może Gerard potrafił wytłumaczyć sobie potrzebę jego śmierci i to powinno sprawić, że zarżnie go humanitarnie jak prosię, które hodował na rzeź, ale Ginsberg miał własny plan na ten uroczy wieczór i upajał się nim tak bardzo, że czuł się już jak pijany krwią, która niedługo miała popłynąć po korze. Nie chodziło przecież o winę (dość dyskusyjną, TYLKO ją dotknął), ale o jego własne doznania, karmione skąpo od czasu wymarszu z Jedenastki. Los mu sprzyjał i Los nasyłał mu idealną zwierzynę, która potrafiła doprowadzić go do szału jednym ruchem palców – patyczkowatych, nie tylko ich nie karmili dobrze, ale nie wzruszył go ten widok.
Ani heroiczna próba sięgnięcia po nóż, omal nie połamał mu tych kruchych paliczków, kiedy postawił na sztylecie pewny krok, nie spuszczając go z muszki nawet wtedy, kiedy Maisie się przewróciła i przypomniała mu o swoim istnieniu. Nie powinna tego oglądać.
- Zabierz rzeczy i uciekaj do jaskini. Natychmiast – rozkazał spokojnie, rozważając strzał, zbyt duże ryzyko ujawnienia się, więc zamachnął się z pięści, uderzając Toma w twarz, by dołączył do kolegi w rozkładzie w warunkach naturalnych. Przynajmniej o to mógł się modlić do nieistniejących bóstw, bo Gerard wyświadczył mu tylko chwilową łaskę, podejmując na gorąco decyzję i rozpinając rozporek swojej jeszcze nieprzytomnej ofiary.
- Nie chcesz na to patrzeć.. UCIEKAJ – powtórzył do swojej córki, która wyglądała na nieźle ogłuszoną. Miał nadzieję, że nie była przerażona. Zasłużył – powinien zmusić ją, żeby została i patrzyła, co zrobi z każdym, kto podniesie na nią swoją brudną łapę, ale nie zamierzał jej aż tak bardzo karać. Wystarczająco się wycierpi, kiedy będzie musiała słuchać krzyków ich niedoszłego kata. Do chwili, kiedy nie połknie języka; właściwie powinien rozpocząć od ucięcia właśnie tej części ciała. Niemy krzyk był bardziej artystyczny, nieprawdaż?

zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 1:59 pm

LUTY 2272, DYSTRYKT JEDENASTY
+18

Wszystko miało swoją przyczynę, więc przestał zwracać uwagę na drobne potknięcia Maisie. Innych kosztowałoby one śmierć, ale na tę łaskę nie zasłużyła, zwracając się przeciwko niemu i podnosząc rękę na świętą postać ojca. Niedosłownie, nie była chyba aż tak naiwna, żeby myśleć, że dokona się na nim zemsta dzieci, kiedy Ralph był gotów łasić mu się do stóp; ale i tak zaryzykowała, tracąc za jednym zamachem ukochanego ojca i psa, którego przytwierdził do ściany w jej pokoju i zakazał zdejmować przez kolejne dni. Musiała patrzeć na gwoździe, które wbił zwierzęciu na żywca i cieszyć się z faktu, że jej oszczędził tego strasznego losu. Przynajmniej na chwilę obecną, bo był przekonany, że to dopiero początek na krętej ścieżce wychowania, która była usypana ze żwiru, po którym włóczył swoje ukochane dziecko jakby właśnie odbywali pokutną pielgrzymkę za jej grzechy.
Tak też było. Nie wiedział, ile czasu zajmie mu zrozumienie jej zachowania i brak wetowania go na każdym kroku, ale przetrwali najgorsze, bo jego córka jeszcze oddychała powietrzem, a nie oparami Styksu, będąc nadal pod jego bacznym spojrzeniem. Pewnie dlatego znajdował się obecnie o krok za nią, obserwując jej napięte łopatki, kiedy wracali do domu, taszcząc dziczyznę na obiad. Rozpieszczał ją jak tylko mógł, odżywiał tak dobrze jak tylko się dało, by nie padła mu zemdlona podczas gdy wbijał się w nią całym ciałem, nie dbając nawet o minimalny poziom nawilżenia czy zabezpieczenia. Może i była w ciąży, słaniała się na chwiejnych nogach jak pijana, a z lubością zauważał, że nie może iść zbyt szybko. Pewne rany zewnętrzne były równie groźne jak te wewnętrzne. Uwielbiał ją upodlać, poniżać, wzbierała w nim wówczas ojcowska duma, która promieniowała aż po czubki palców. Był przekonany, że te dwa uczucia - zachwyt nad brzydką córką i orgazm - idą ze sobą w parze, jeszcze bardziej prowokując go do okrutnej zemsty na zimno, którą dokonywał zawsze z uśmiechem na ustach.
Mógł tłumaczyć jej to porządkiem boskim - oko za oko, ząb za ząb - ale tak naprawdę musiała zdawać sobie sprawę, że czuł się absolutnie spełniony, kiedy wiła się pod nim z bólu, a on łamał jej kości z równą łatwością, co teraz deptał gałązkę na ścieżce leśnej. Podobny trzask suchego tworzywa, jego wojskowy but, uwielbiał czuć, że jest od niego równie zależna i że tak naprawdę nie ma ucieczki. Nawet teraz, kiedy trzymał ogromne cielsko na plecach, a ona posłusznie kroczyła o krok przed nim, próbując nie dać mu powodów do kolejnej rzezi. Nie sądził, że pies zrobił na niej wrażenia - wyglądał rozkosznie, rozciągnięty na ścianie, patrzący na nią nieprzytomnymi ślepiami i rozkładający się tak mocnym zapachem, że wymiotowała bez ustanku - ale obiecał jej solennie, że jeszcze jedna głupia próba ucieczki, a będzie codziennie przybijał do ściany dziecko. Na przykład to, które ośmieliło się jej podać wodę, kiedy zasłabła na polu.
W domu zbił ją za to kablem, biorąc ją od tyłu i zlizując krew z jej otwartych ran. Nie mogła dać się zwykłemu fizycznemu zmęczeniu, musiała być idealnie zaprogramowaną niewolnicą, która po przygotowaniu pysznego obiadu, udławi się swoim Panem. A to wszystko dlatego, że zapragnęła pomocy. Głupia, dostawała ją więc codziennie, dostrzegając, że niegdyś mogli być szczęśliwi. Teraz złamali (tak bardzo dosłownie) pakt o nieagresji w ich malutkim królestwie. Nie odzywał się do niej wcale, popychając ją dla zabawy tak, by wywróciła się wprost na spory pień drzewa. Może przeszyje ją na wylot i tak miną oboje, zajmując się czynieniem swoich powinności?
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 2:40 pm

Zima miała wszystko zmienić a chłód przynieść ulgę obolałemu ciału. Tak się jednak nie stało; zamiast zwinąć się w małą, nieważną kulkę i poczekać na zasypanie śniegiem w tym drżącym, lodowatym okresie pełnym spokoju Maisie czuła się jak przeniesiona do rozpalonego piekła.
Wystarczyła jedna decyzja; jedno potknięcie, przez które straciła resztki normalności. Nie zyskała nic oprócz kilku godzin wykradzionego szczęścia. Kłamliwego, niewartego całego cierpienia, które stało się teraz nieodłączonym towarzyszem jej codzienności. Dni po ucieczce zlewały się jej w jeden, wyrafinowany spektakl bólu; monodram sadystyczny, idealny jako przerwa reklamowa w Igrzyskach. O których nie myślała; po raz pierwszy Gerard wyciągnął jej z głowy wszystkie wspomnienia dotyczące rodziny, Freddiego, szczęścia: zupełna lobotomia na żywym organizmie. Kiedyś jeszcze mogła myśleć abstrakcyjnie, wsłuchiwać się w książkowe opowieści albo snuć po dziecięcemu plany na przyszłość, bawiąc się z ukochanym psem. Ta era się skończyła, była świadoma (albo tak mocno zindoktrynowana), że zniszczyła ją na własne życzenie. Przerażało ją to tylko pierwszego dnia, kiedy wpatrywała się w posklejane krwią futro i nie mogła powstrzymywać mdłości. Potem, z każdą kolejną godziną uderzeń i gwałtów, Gerard wymazywał jej z głowy ludzkie odczucia. Boleśnie, zdecydowanie, systematycznie. Nie został już nikt, do kogo mogłaby się zwrócić - co nie oznaczało, że poddawała się Ginsbergowi na tacy. Przez pierwsze tygodnie miała jeszcze siłę na walkę, na szarpanie się, ale po trzech miesiącach wycia z bólu po prostu nie miała już siły.
Stąpała więc po lekko przyprószonej śniegiem ścieżce powoli, ostrożnie, wpatrując się tępo w ziemię przed sobą. Powinna drżeć z zimna, ale była właściwie odrobinę wdzięczna za chłodny wiatr, przeszywający jej ciało. Łagodził odrobinę poparzone uda, posiniaczoną skórę i zwichnięty łokieć - jej lewa ręka zwisała bezwładnie, cała fioletowa: nie wiadomo, czy od przejmującego lodowatego wiatru czy od bolesnych wykwitów. Dziwne, jak niskich przyjemności musiała teraz chwytać się niemalże histerycznie, próbując oddychać bardzo płytko, żeby nie urazić potłuczonych żeber. Cała przecież była jednym, wychudzonym kłębkiem cierpienia; po ostatnim mocnym pobiciu (trzy tygodnie temu ostatni raz się mu sprzeciwiła, plując Gerardowi w twarz) krwawiła ciągle, przerażona tym, co mogło dziać się z jej ciałem. Myślała tylko o tym; śnieg pokrył cienką warstwą wszystkie pola i zamiast piętnastogodzinnej pracy musiała pojawiać się w sortowni tylko na jedną zmianę. Wszystkich to cieszyło, Maisie tęskniła za każdą minutą spędzoną na rozgrzanym polu. Wolała wszystkie piekła zapomnianych światów od tego, co czekało ją w ciepłej chatce zasypanej śniegiem. Nawet polowanie i odmrożenie sobie stóp było lepszą opcją; na zewnątrz Gerard nie mógł jej związać i zrobić prawdziwej krzywdy. Do domu wracała więc krokiem żywego trupa, gotowego na ponowne ścięcie i przygotowanego na nagły atak zza pleców. Brutalność wyobraźni swojego kata powinna ją zadziwiać, ale w stanie zastraszonego zwierzęcia mogła tylko przygotowywać się na kolejny cios.
Lekki, jednak upadła prawie natychmiast, tłukąc zakrwawione kolana i prawie tracąc oddech przy zderzeniu z krzywym pniem. Chrapliwie jęknęła, próbując nabrać powietrze pomimo pulsującego bólu żeber. Nie odwróciła się jednak w jego stronę i nie powiedziała nawet słowa, próbując zebrać się z ziemi, ignorując pieczenie skóry.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 3:11 pm

Nie ulegał szaleństwu wcale. Te chwilowe majaki wściekłego umysłu zwykle kończyły się jego degradacją i przejęciem władzy przez kogoś bardziej rozważnego. Nikt nie lubił szaleńców, którzy w gniewie są gotowi zaprzedać wszelkie racje i oddać się we władanie złym duchom.
Z tego też powodu robił wszystko, by nie poddać się temu przepalającemu mu wszystkie wnętrzności uczuciu destrukcji i dekonstrukcji, które właśnie zatamowało jego umysł. Od chwili, w której Maisie wydała go, naznaczając jego oblicze krwawym pocałunkiem, próbował nie oszaleć. Musiał wpajać jej wszystko na nowo, uczył ją chodzić, robiąc wiele, by się wywróciła i zamiast teraz czuć się absolutnie wygranym, potrzebował więcej. Nie rozumiał zupełnie, skąd brało się u niego to poczucie nienasycenia, ale za każdym razem po przekroczeniu z nią kolejnej granicy - progu bólu (?) - wydawał się rozczarowany, bo jej kolejne siniaki niczego nie zmieniały. Nadal była bardziej ich niż jego, więc dokańczał dzieło kapryśnie, akcentując tresurę (nie można tego było nazwać inaczej) kolejnym mocnym uderzeniem, od którego mógł ją zabić. A ona nadal żyła, oddychała tym zgniłym, zielonym fetorem, który był niegdyś jej najlepszym czworonożnym przyjacielem i prowokowała go do sięgania po więcej. Per aspera ad astra, chyba tylko to dalej zajmowało jego umysł, tak bardzo skalany potrzebą kolejnych doznań. Ciągle było mu mało i ciągle szczycił się tym, że jego daleko posunięta wyobraźnia nie ulega zatraceniu czy nie kieruje się tkliwością, która mogła zakończyć cierpienia jego umiłowanej córki. Na taki akt łaski nie był gotów, mógł jedynie zabrać ją na polowanie i przy każdym zwierzęciu, które oprawiał, grozić z uśmiechem na ustach, że będzie następna.
Jedyna obietnica, której nie zamierzał spełniać. Przecież trup nie przydałby mu wcale, martwa stanowiłaby już tylko wspomnienie bólu, który jej zadał i którego ją nauczył. Musiała cierpieć za ludzkość, za ojca i za brata, który unikał jej chatki, zupełnie jak inni wioskowi głupcy. Wszyscy byli przekonani, że tam straszy i mieli rację - Gerard był jak diabeł, który postanowił zabawić się w ojca i najlepszego wychowawcę. Niezadowolonego (nadal) z postępów swojej uczennicy. Miał nadzieję, że pewnego dnia złamie się na tyle, że zacznie go przepraszać na kolanach, ale ona nadal szła dumna, wyprostowana pomimo bólu, który obecnie dominował w jej świecie i nieuchwytna dla ojca, narzucającego szybki, wojskowy rytm poprzez uderzenia trepów na śniegu. Dość żałosna aura, która była tłem dla tego strasznego dramatu, rozgrywającego się bez świadków, nawet tu była z nim sam na sam i zdana na jego wielką łaskę, która teraz skutkowała przydeptaniem jej palców dłoni, a raczej wbiciem ich w grunt z uroczym uśmiechem na ustach.
- Kiedyś urodzisz mi dziecko. Sekunda nieposłuszeństwa, a rozwalę je tak jak twojego pieska. Sądzisz, że dasz radę kogokolwiek ochronić przed samą sobą? Dobrze wiesz, że niszczysz każdego. Biedny Ralph, może już go wypatroszyłem? - zniżył głos, patrząc na nią z góry i splunął na jej długie włosy, za które lubił szarpać, kiedy szli razem do łóżka. Przeszłość, obecnie brał ją byle gdzie, byle jak i po wszystkich zakazywał jej ścierania spermy. Uwielbiał, gdy była nim naznaczona do reszty. To zawsze była jakaś słodka zależność, podobna do tej, którą właśnie osiągał, kiedy trzymał ją na ziemi i patrzył jak marznie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 3:59 pm

Kiedyś nie rozumiałaby intencji Gerarda, zabierającego ją na polowanie. Powinna zostać w domu, przygotować obiad, posprzątać i czekać na kolanach tuż przy stole. Tak została wytresowana, jednak odkąd spróbowała ucieczki z tego raju obiecanego wszystko się zmieniło. Troskliwy ojciec zabierał ją ze sobą wszędzie - najpierw sądziła, że boi się jej ponownego zniknięcia, ale z biegiem czasu i kolejnych tortur zrozumiała, że musi mieć ją ciągle przy sobie z bardziej prozaicznego powodu.
Sprawiania ciągłego cierpienia, kreowania atmosfery wiecznego strachu. Wychodziło mu to doskonale; od trzech miesięcy nie miała nawet chwili dla siebie, sekundy swobodnego oddechu czy kwadransa, kiedy mogłaby się rozszlochać i opatrzyć jątrzące się rany. Permanentny stan gotowości nie pozwalał jej na nic: nie sypiała prawie wcale, a jeśli już udało się jej stracić przytomność na kilka zbawczych sekund - budziła się z wrzaskiem. Nie była nawet w stanie znaleźć w swoim cierpieniu jakiejś dramatycznej podniosłości czy uświęcenia. Marzyła tylko o tym, by kolejny dzień był łaskawszy i by zamiast Gerarda w drzwiach stanęli Strażnicy, informujący ją o śmierci jej opiekuna w tajemniczych okolicznościach.
Wyobrażała sobie jego śmierć dokładnie, ze szczegółami - przestała jednak po miesiącu katowania, kiedy to nie była w stanie myśleć sensownie. Pozostała jej egzystencja zastraszonego zwierzątka, skupionego tylko na ochranianiu swojego ciała. Odruchowo więc kuliła się, kiedy tylko zbliżał się w jej stronę i próbowała zniknąć - już nie fizycznie a psychicznie, wycofując się do stanu niemalże katatonii. Uwielbiała te chwile; nie do końca rozumiała, czy traciła wtedy przytomność czy po prostu próg bólu zostawał przekroczony o niedorzeczną dawkę - liczyła się tylko zupełna obojętność i pustka: świadomość, że tam Ginsberg nie może jej skrzywdzić. Oczywiście doprowadzało go to do szału i sprowadzał ją na ziemię najbardziej bolesnymi sposobami, ale gdyby nie te kradzione sekundy nie byłaby w stanie zmagać się z kolejnym dniem spędzonym z ukochanym opiekunem.
Powinien podać jej pomocną rękę, ale zamiast tego znów popchnął ją na ziemię, przygniatając odmrożone palce butem. Czuła jak pod paznokcie wsuwają się małe kamyki, jak Gerard zwiększa nacisk i pisnęła cicho, próbując uchronić lewą, bezwładną rękę, wsuwając ją pod swoje ciało, jakby spodziewała się kolejnego ciosu. Słownego; zadrżała kiedy wspomniał o dziecku. Nie rozumiała swojego ciała, biologia działała po swojemu, ale systematyczne krwawienia dawały jej zbyt wiele do myślenia. Tak samo jak zatrzymanie miesiączki; wielokrotne, kończące się w ten sam obezwładniająco przerażający sposób. Teraz miała wrażenie, że krew z jej ciała wypływa swobodnie ciągle; otarcia, otwarte rany - była jednym wielkim pulsującym bólem i nie śmiała odpowiedzieć na jego słowa, upokorzona i trzęsąca się z zimna, przenikającego jej kości.
Mogłaby pozostać bierna, ale chyba tylko jedno wspomnienie mogło wywołać u niej względnie żywszą reakcję. Ralph; spięła się jeszcze bardziej, próbując wysunąć rękę i w końcu patrząc na niego z dołu, wyjątkowo przytomnie. - Mam nadzieję, że to zrobiłeś - wychrypiała tylko. Paląca zemsta i nienawiść - gdyby nie zdrada....nie, nie mogła zastanawiać się nad możliwościami, bo wywoływały u niej dziki szloch i rozpacz - przepełniała ją bardziej niż obawa przed kolejną porcją wymyślnych rozrywek.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 4:32 pm

Właściwie polowania były dwa - szukali zwierzyny, którą mogliby napełnić swoje żołądki (a Gerard uwielbiał woń śmierci w swoim otoczeniu) i jednocześnie prowadził na rzeź własne dziecię, odziane nieadekwatnie do warunków atmosferycznych. Wszystko było tak bardzo nie na miejscu jak to tylko możliwe, przecież w innym wypadku chroniłby ją przed zagładą zupełną, a nie fantazjował o jej śmierci, nie próbując nawet ochronić ją przed upadkiem.
Dokonanym jeszcze przed jej narodzeniem. Wiedział, że bycie ojcem skłoni go do wyzwolenia instynktów, o których wolał nawet nie myśleć. Nigdy nie czuł się przecież bardziej związany ze swoimi poprzednikami - bogami starego świata - niż teraz, kiedy sam był skłonny poświęcić swoje ukochane dziecko jak Abraham, nie oczekując wcale Anioła Śmierci, zwiastującego mu dobrą nowinę. Maisie żyła już tylko i wyłącznie dla jego rozrywki, więc robił wszystko, by się nią przesycić, czując się tak jak za starych kapitolińskich uczt, kiedy kolejne dania (złożone zazwyczaj ze świeżych prawiczek) rozbudzały mu zmysły, uśpione po tygodniowym letargu w bibliotekach Panem. Mógł zostać kolejnym badaczem, odkrywcą, archeologiem, ale ze wszystkich tych dyscyplin tylko hedonizm smakował mu wyjątkowo dobrze i nie zamieniłby teraz tego odczucia władzy absolutnej na żadne inne, nawet na to związane z powrotem do domu i wpadnięciem w ramiona rozkosznej Penelopy, która umiałaby oprawić jego córkę, robiąc z niej futro do swojej bezcennej kolekcji.
Było mu ciągle jej mało, Maisie zdeklasowała wszelkie jego zabawki, będąc nieznośnie popsutą dziewczynką, która wprawdzie działała tak jak wszystkie laleczki po nakręceniu kluczem, ale ciągle się zacinała, jej chód stawał się niepewny, a spojrzenie rozmazane. Miała jakieś nieznane wady fabryczne, które doprowadzały go do szewskiej pasji. Jego wrodzona i jakże złowieszcza perfekcja domagała się szybkiego rozwiązania, a zamiast tego otrzymał (znowu) córkę wycofaną i milczącą.
Krzywdził ją coraz mocniej, wytrącał z tego chwilowego letargu, śmiejąc się jej prosto w twarz, gdy zwijała się z maksymalnego bólu. Nie wiedział, czy czemuś służy to zaprawienie w cierpieniu, ale wiedział, że obraca się to przeciwko niemu - Stwórcy - gdyż musiał ciągle karać ją mocniej, wspinając się na wyżyny swojej kreatywności i dobrego (ekhm) smaku, który właśnie zapoczątkował serię metodycznego łamania jej palików, którego teraz próbowała podnieść za każdym razem, kiedy zwalniał nacisk. Taka zabawa w kotka i myszkę, luzował jej cierpienia tylko z tego powodu, by mógł zrobić to jeszcze mocniej. I robił, znajdowała się obecnie w fazie agonalnej bólu, który oblizywał niemal z tą samą przyjemnością, którą osiągał, kiedy brała go do ust głęboko i potem wymiotowała jego spermą przez całą noc. Zawsze był przekonany, że nie jest w stanie ukoić pragnienie jedną osobą, ale najwyraźniej Maisie była słodkim wyjątkiem jako ta zrodzona z jego krwi i lędźwi, przygnieciona teraz poczuciem winy, kiedy zażądała śmierci brata.
- Jak śmiesz obwiniać go za swoje przewinienia? - zapytał, zadając jej po raz pierwszy w życiu potężny cios wojskowym butem prosto w szczękę. Już widział jak jej usta wypełniają się krwią i nie mógł być bardziej szczęśliwy niż wtedy, gdy luzował pasek u spodni, by mogła naznaczyć go swoim upokorzeniem i wyssać jego triumf. Musiała się jeszcze wiele nauczyć, a on dawał jej tę możliwość, podnosząc ją za obolałe ręce i nakierowując na swoje ciało.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 19, 2014 11:59 pm

Nie spodziewała się ataku już teraz - oczywiście była pewna, że po powrocie do wychłodzonego domu czeka ją kolejny seans spirytystyczno-sadystyczny, ale nie przypuszczała, że zamiast trzeszczącej podłogi będzie miała pod kolanami zamarzniętą ziemię. Zimy w tej części kraju nie były zabójcze, temperatury spadały do zaledwie minus kilku stopni, ale i tak po kilkugodzinnej wędrówce po lesie czuła się po prostu wykończona. I przemarznięta; ambiwalentnie marzyła o dachu nad głową, nawet jeśli miałby ją czekać tam całkiem nowy rodzaj bólu. Tutaj wiało przenikliwie i lodowate powietrze koiło podrażnione miejsca ale i wyostrzało zmysły. Utrata przytomności należała więc raczej do czynności niemożliwych i - jednocześnie - przerażających: nie wyobrażała sobie kolejnego stopnia wtajemniczenia w cierpieniu. Znosiła naprawdę wiele, próbowała opatrywać swoje rany i chronić kości, obleczone posiniaczoną skórą, ale bezskutecznie. Znów Gerard pokazywał swoją siłę - chociaż cóż to za męskość; była od niego trzy razy lżejsza i zupełnie bezbronna? - rzucając ją na żwirową ścieżkę.
Właściwie przemarznięcie do szpiku kości nie było aż takie potworne - pewnie dzięki niemu mogła znieść ból bez popadnięcia w nagłą chorobę psychiczną. Przestała czuć dłonie i stopy kilka kilometrów temu, chociaż nacisk buta na jej palce wznowił krążenie w odmarzniętym ciele. Maisie niemalże widziała jak czerwona krew przepływa jej w żyłach, ale razem z czuciem prawa dłoń nabrzmiała potwornym bólem. Powinna przywyknąć i znosić to z milczącym honorem; powinna, tak się nie stało, zawyła głośno a jej jęk odbił się zwielokrotnionym echem po opustoszałym lesie. Sceneria jak z przerażającej bajki, które uwielbiał opowiadać jej na dobranoc. Chciałaby znaleźć się w ciepłym łóżku; chciałaby cofnąć czas do okresu, kiedy mogła po prostu zacisnąć usta i oddać się mu bez dodatkowych cierpień. Pewnie raniłby ją bardziej, ale w tej jednej sekundzie oddałaby wszystko za zaprzestanie nacisku na połamane kości palców i podniesienie z lodowatej ziemi.
Jej modlitwy do nieistniejących bóstw zostały spełnione. Względnie, kopniak - po raz pierwszy w żuchwę, zawsze łaskawie omijał jej twarz - nieco ją oszołomił i...ocieplił; gorąca krew z przygryzionego języka i policzka napłynęła od razu do ust, odwracając na chwilę uwagę od oszałamiającego bólu dłoni. Podniesiona temperatura, podniesione ręce; krew spłynęła z kącika ust, spadając na niedorzecznie letnią sukienkę i przyprószoną śniegiem ziemię, po której Gerard przeciągnął ją raz jeszcze, odpinając jednocześnie pasek spodni.
Znajomy gest, znajomy dźwięk; zrozumiała od razu. Powinna odruchowo przysunąć się do niego ekstremalnie blisko, przerażona perspektywą dalszych kopniaków, ale była zbyt otumaniona bólem, wyziębieniem i krwią. Którą splunęła na niego, ostatkiem sił wyszarpując ręce z jego uścisku i odsuwając się po omacku do tyłu. Wręcz rozczulająco nieporadnie, z obydwoma dłońmi spętanymi bólem i nieprzydatnymi. Nie była w stanie nawet zanosić się szlochem; zadławiłaby się pewnie przy tym lodowatym powietrzem i własną krwią, ciągle napełniającą jej usta.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyPią Cze 20, 2014 2:04 pm

Nie ukrywał ,ze jego ciągłą i niegasnącą inspiracją było zaskakiwanie Maisie na różnych polach. Pierwszy ich seksualny akt wyrwał ją z letargu (kiedyś czytał o tym, że Spiąca Królewna cierpiała na podłą przypadłość i z tego też powodu podsyłał te dziecięce księgi swojej córce, czując dziką satysfakcję), uświadomił do czego była potrzebna ukochanemu ojcu i od tamtej pory mógł ją traktować tak jak na to sobie zasłużyła. Eufemistycznie rzecz ujmując, bo nikt o zdrowych zmysłach - a przecież Gerard nie cierpiał na żadną chorobę psychiczną - nie mógł nie zdawać sobie sprawy, że postępuje z nią według przyjętych reguł sprawiedliwości. Było wprost przeciwnie. Karał ją dotkliwie, na przekór jej przewinieniom, stosując się do jedynej zasady w ich domu. Nie mogła zwierzać się nikomu z ich ponurych zabaw. Musiała zapamiętać to właśnie teraz, kiedy jeszcze byli zdani tylko na siebie i kiedy żaden człowiek nie naruszał ich odwiecznych stosunków. Mityzował jej, gloryfikował, dawał się porwać najbardziej absurdalnym wyjaśnieniom tej całej sytuacji, a i tak na samym końcu uświadamiał sobie, że jest skażony i tak bardzo niemoralny jak to tylko możliwe. Napawało go to najgorszym rodzajem dumy i samczej pewności siebie, którą wykorzystywał, uderzając ją jak swój prywatny worek treningowy.
Tak bardzo wytrzymały. Nawet jeśli cisza leśna na chwilę stała się tylko wspomnieniem, a kosogłosy mogły nieść daleko echo jej krzyku. Nie spodobało mu się to wcale, nie żyli na pustkowiu, ktoś mógł usłyszeć tę tyradę wycieńczonego organizmu, który domagał się zaprzestania ataku fizycznego. Wprawdzie nikt nie mieszałby się w takie sprawy; nie, kiedy Gerard bawił się w donosiciela doskonałego; ale wolał nie ryzykować. Dlatego rozejrzał się bacznie po okolicy, wychwytując pojedyńcze pomysły na zadanie jej kolejnych cierpień (mógł ją przywiązać do drzewa i zostawić na mrozie) i upewniając się, że są sami w tym piekle. W środowisku absolutnej władzy jednego człowieka, który zadawał rany tak precyzyjnie, że mogła tylko domniemywać, czym zajmował się w Kapitolu. Odległym, musiał przecież ukrywać swoją pokrwawioną sukę, która po raz pierwszy postanowiła sprzeciwić się jego postępowaniu.
Dość histerycznie, gniewnie, w innych okolicznościach (nagle chatka wydała się mu całkiem przytulnym miejscem) pewnie zapłaciłaby za to wszystkimi zębami, które stałyby się potem dowodem zbrodni, ale obecnie nie miał czasu na jej kaprysy małej księżniczki, którą ojciec za wcześnie obudził do życia.
- Nie chcesz? - zapytał zaskoczony, z lekką nutką rozczarowania, która po minucie zamieniła się w gardłowy śmiech szaleńca. - Masz rację. Nie zasłużyłaś na taką przyjemność. Będę cię brał od tyłu jak zwykłe zwierzę. Bo tym przecież jesteś, prawda, córeczko? - złapał ją za czarne włosy, podnosząc do siebie. Już nie miał za co ją chwytać, chyba lekko się zapomniał, będzie mu płakała teraz w nieskończoność, przygotowując ich pyszną kolację. Nie zamierzał jednak bić się w piersi i wyznawać jak wielka jest jego wina. Nie, kiedy pociągnął ją mocniej i szurał jej ciałem po śniegu tak jak biednego jelenia, którego upolował. Różnicy między nimi nie dostrzegł, ją też wykorzysta do samej skóry w domu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyPią Cze 20, 2014 3:22 pm

Gdyby Maisie była w stanie spojrzeć na swoją sytuację z szerszej perspektywy , na pewno byłaby pod wrażeniem manipulacyjnych umiejętności Gerarda. Przyjął ją pod swoje skrzydła, ignorował, potem wręcz hołubił, karząc jednocześnie ostro za każde przewinienie. Idealna, troskliwa tresura, pod wpływem której zmieniła się nie do poznania. Nie tylko fizycznie - wychudzona, wymęczona, pokryta nowymi, niegojącymi się praktycznie nigdy, bliznami - ale i psychicznie. Okres dojrzewania u wszystkich przebiegał dość traumatycznie, ale w przypadku Mai określenie to nabierało jeszcze gorszego znaczenia.
Zniknęła gdzieś ciekawość świata, pewność siebie i przekonanie o własnej wartości. Tak samo jak naiwne marzenia o mężu i trójce dzieci, biegających w zadbanym ogródku gdzieś w spokojniejszym Dystrykcie.
Gerard zmiótł jej wspomnienia, marzenia i wyobrażenia, subtelnie wklejając swoją podobiznę w każdą, najgłupszą myśl. Nie opuszczał jej głowy nawet na chwilę: każda czynność była powiązana z wizją opiekuna. Czy będzie z tego zadowolony, czy ukarze, jak to zrobi. Nie było sekundy, w której nie przywoływałaby jego słów, zupełnie zindoktrynowana. Buntowała się jednak często, wręcz masochistycznie, jakby jakaś część jej osobowości wyłamywała się ostatkiem sił. Maisie nienawidziła tej odważnej siebie - wyła z bólu przez każde niepodległościową misję samobójczą.
Jak teraz; nie zdążyła nawet poczuć ulgi z wyrwania się z uścisku, bo znów Gerard był nad nią. Odruchowo zamknęła oczy i osłoniła obolałym ramieniem twarz, ale widocznie nie była godna kolejnego kopniaka. Pewnie nie chciał uszkodzić jej twarzy ani zębów; wielka łaska, która spadła na nią razem z mocnym chwytem za włosy. Jęknęła ponownie, początkowo bardziej z zaskoczenia niż z bólu, próbując jakoś utrzymać pion i nie nadwyrężyć połamanej dłoni. Bezskutecznie, bo Ginsberg szarpnął ją jeszcze mocniej, ciągnąc ją za sobą jak upolowane zwierzę. Chude, nieporadne, histerycznie wierzgające przemarzniętymi, sinymi nogami, ranionymi ostrym żwirem, wbijającym się w jej świeżo otwarte rany. Maisie nie mogła nawet uchwycić swoich włosów - była zupełnie bezbronna, oddychając ciężko i krztusząc się co jakiś czas własną krwią, ciągle napływającą do ust. Zęby były całe, czuła je zdrętwiałym językiem, ale rozwalona warga spuchła i pomimo zimnego powietrza piekła potwornie.
Mnóstwo bodźców, od których już dawno powinna stracić przytomność, ale przez całą, ciągnącą się w nieskończoność, drogę do domu była aż za bardzo rozbudzona. Nie pozwoliła sobie jednak na żaden wrzask - i tak z trudem nabierała powietrze; stłumiony jęk wydała dopiero za zatrzaśniętymi drzwiami domu.
Dusznego, ciepłego; od zmiany temperatury zrobiło się jej w końcu słabo, jednak kolejny kopniak Gerarda natychmiast przywrócił ją rodzinnemu światu. Kolejne szarpnięcie, ostre słowa i już stała w mikroskopijnej łazience z zardzewiałą wanną i blaszanymi wiadrami pełnymi chłodnej wody. Chwila błogosławionego spokoju; przez dłuższą chwilę Maisie po prostu stała, oddychając płytko, oparta o skrzypiące drzwi za swoimi plecami. Nie wiedziała, czym zasłużyła na tymczasową łaskę; widziała przecież w oczach Gerarda chęć nadziania ją na ostrą gałąź albo zostawienia na zewnątrz przez całą noc. Rozsądne myślenia, sekundowa, paląca wdzięczność napełniająca jej całe ciało i zupełne ochłodzenie, kiedy zaczęła ściągać z siebie pobrudzone, letnie ciuchy. Co zajęło jej całą wieczność - mogła posługiwać się tylko lewą, zwichniętą ręką. Prawa dłoń nie spuchła - pewnie przez chłód - ale każde przypadkowe dotknięcie wywoływało spazm bólu. Gerard wiedział, jak sprawić, by cierpiała ciągle, nawet oddzielona od niego ścianą. Zwykłe nalanie wody do wanny i wejście do niej stanowiło wyzwanie; prawie przewróciłaby się, jednak jakoś złapała równowagę, zanurzając się powoli i obejmując kolana ramionami. Dopiero gdy usiadła i gdy woda zabarwiła się na czerwono mogła rozszlochać się bezgłośnie, wpatrując się w blizny na udach, w które powbijał się żwir. Krew zaschła jej na ustach i brodzie, ale nie miała siły jej zmyć, całkowicie bezwolna, z łzami spływającymi po policzkach w wręcz nienaturalnym tempie.

zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyNie Cze 22, 2014 10:18 pm

2272, DYSTRYKT JEDENASTY, tylko dla dorosłych

Pamiętał, że kiedy jako dziecko odkrywał Boga, którego pozbyli się Kapitolińczycy ze swoich domostw jako zbyt archaicznego i niezgodnego z ich życiem, to nie mógł się nadziwić jego dwoistej naturze. Nie chodziło w tym wypadku o dogmat Trójcy Świętej, który niegdyś niegdyś zajmował jego uwagę, a o to, że Bóg zarówno przebaczał, jak i karał zawzięcie, zwłaszcza w Starym Testamencie. Ambiwalencja wobec której większość mieszkańców Panem przeszłaby obojętnie, nie ze względu na wiek (kogo zajmowałby mający tysiące lat staruszek), ale ze względu na bardziej rozrywkowe zajęcia. Bóg nie pasował im do schematu, więc został prędko z niego wyparty i pozostawiony takim zwyrodnialcom jak Ginsberg, który uwielbiał podglądać matkę w kąpieli z krwi dziewic i kalał krzyż wielokrotnie, nadal zastanawiając się nad tym zagadnieniem. Nie rozumiał zupełnie jak ktoś może być jednocześnie miłosierny i okrutny. Do chwili, kiedy nie siedział naprzeciwko Strażników, ignorując skrzypienie szczura w piwnicy. Tak im wyjaśnił, Maisie nagle malała mu w oczach, traciła na znaczeniu, obojętniała, wchodziła w reakcję tylko wówczas, gdy myślał o udanym planie na wieczór, a ten przecież był jeszcze daleko. Panowie musieli pić swoje własne zdrowie, które oferował im tylko na dziś, obserwując, czy wychylają toast do dna i unosząc zaledwie własną szklankę. Musiał być jak Bóg - sprawiedliwy, który każe swoje stworzenie za dokonanie zbrodni na swoim gatunku. Brzmiało to megalomańsko, bezbożnie i bardzo w stylu Gerarda, który wycierał krew swojej córki o obrus, zastanawiając się, czemu nie pchnął jej sztyletem mocniej, podziwiając jak wykrwawia mu się w rękach i odchodzi w niebyt z uczuciem najbardziej plugawej nienawiści na świecie - tej, którą mógł zaserwować jej tylko własny ojciec. Odzyskany, po latach, nie wahałby się wcale przed tym, by ją zapoznać z prawdą. Śmierć być może zmazałaby wszystkie jej przewinienia i zasługiwałaby na poznanie tajemnicy, która w innych warunkach by ją zabiła. Na próżno, przerwali mu i teraz to w ich trzewiach chciał zatopić przyjemnie chłodną stal, która spoczywała w jego kieszeni. Na razie,zupełnie bezużyteczna jak i oni. Gdyby byli choć odrobinę groźni, to mógłby się przejąć tym przesłuchaniem, ale czuł się tak jak podczas zapoznawczego spotkania. Miewał takich wiele, zwłaszcza podczas wieczorów przed orgiami - te same spojrzenia, sporo rozmów o niczym i jego trucizny, które sprawiały, że niektóre jednostki przestawały myśleć racjonalnie. Może powinien uraczyć tym Maisie? Nie zasłużyła.
Zresztą tych panów nie zaprosiłby do łóżka, nawet za cenę zaszokowania najdroższej Beatrice, która przepadała za turpizmem. Młodszy musiał przejść ospę, która przebiegała z powikłaniami - całą jego twarz zdobiły blizny, upodabniające go do sępa nad padliną. Nie mógł nie myśleć czule o Maisie - estetce, która szykowała się przed lustrem do pracy i która dała się pocałować ślicznemu chłopcu, który potem dyndał na drzewie. Same urocze wspomnienia, nic więc dziwnego, że ocierał niemal łzy (krokodyle?), kiedy starszy relacjonował mu przebieg rozmowy z jego rodzoną córką. Zdrajczynią, suką, plugawą i niewdzięczną..
-Ależ panie Ginsberg, nikt nie zamierzał o nic pana oskarżać - zaczął świński blondyn, krztusząc się ziołami, które pił chciwie, przekonany pewnie, że sprowadzą na niego urodę właściciela ogrodu.
- Moja córka przyprowadziła was w celach naukowych? - zapytał swobodnie, kat, który został złapany i taksował wzrokiem swoich oprawców. Prawie, miał ochotę już wyciągnąć Maisie na światło dzienne i splunąć jej prosto w twarz, by widziała, co narobiła. I jak płaci się za własne błędy, bo przecież to jej ofiara miała sprawić, że wilk (Gerard, który oblizywał zaschnięte wargi) będzie syty i owce... Roześmiał się do swoich towarzyszy. - Ja rozumiem, panowie przejęliście się tą sytuacją. Sam pewnie zareagowałbym podobnie, ale widzicie - rozłożył ręce jak Mesjasz, nie przypuszczali nawet ile czasu zajęło mu dopracowanie tego wizerunku Boga - łaskawego i tak bardzo przejętego ich słowami.
Starszy mężczyzna podrapał się po głowie (czyżby wszy? Maisie będzie zachwycona), plącząc się w spojrzeniach ze swoim kompanem. Nikt nie chciał zadzierać z Ginsbergiem, każdy sporo o nim słyszał, zgromadził majątek, do którego ręce przykładał sam Snow, więc lepiej było pozostawić to bez komentarza.
- Dobrze, panie Ginsberg, możesz pan z nią robić, co zechcesz - zdecydował w końcu, uśmiechając się nieznacznie. To nie była ich sprawa, zapadali się w fotelu, młodzieniec uśmiechał się coraz bardziej nieprzytomnie, a gospodarz pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Chcecie nagrody? - zapytał konkretnie, wznosząc kolejny toast. - Nie przeczę, jest brzydka, ale potrafi sporo. Jestem wam wdzięczny i umiem to okazać - zdecydował, czując się absolutnie wspaniale, choć prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się innego scenariusza. - Zapraszam do domu - wskazał na wejście do domu, nie oglądając się nawet za siebie. Był tego sędzią i Bogiem, który zsyła największe plagi egipskie na dziewczynę, która chowała się za innymi ryglowanymi bardzo dokładnie drzwiami. Które otwierał, przypominając sobie rozkoszne sam na sam kilkanaście minut wcześniej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyNie Cze 22, 2014 10:35 pm


Nie do końca mogła uwierzyć w to, co się stało. Przecież wszystko miało wyglądać inaczej; tego wieczoru miała zostać w domu całkowicie sama, błądząc po pokojach pachnących krwią i spermą, żegnając się z duchami Gerarda. Zamkniętego w więzieniu, skazanego na śmierć przez rozstrzelanie: miała planować co ubierze na zbliżającą się egzekucję i co powie mu na ucho, jeśli zostanie jej podarowana ostatnia sekunda z kimś, kogo nienawidziła najbardziej na świecie. Kiedy planowała to wszystko czuła rosnącą gulę w gardle – z mieszanki dziecięcego wzruszenia, podekscytowania i…przerażenia. Spowodowanego nie ewentualnym niepowodzeniem w realizacji przypadkowego planu a perspektywą pozostania całkiem samotną. Chwilowy paraliż, który jednak ustąpił szybko pod naporem wyraźnych wspomnień, sprawiających, że znów robiło się jej niedobrze. Od czekania na przeciągnięcie Gerarda – dlaczego wyobrażała go sobie szarpanego za długie włosy? – przez kuchnię i ostatnią możliwość splunięcia mu na twarz. W ramach rodzinnego pożegnania, którego pragnęła jak niczego na świecie.
Pewnie dlatego była rozkojarzona; niepewna, drżąca, z niesamowicie opóźnioną reakcją; pewnie dlatego nie do końca wierzyła własnym oczom (uwielbiała tę figurę retoryczną z bajek), kiedy w drzwiach prowadzących z ogrodu nie stanęli Strażnicy a Gerard. O własnych siłach, niezwiązany, nieskrępowany kajdankami, z spojrzeniem tak nienawistnym, że mogłaby przysiąc, że przestała oddychać na dłużej, niż było to normalne i możliwe dla żyjącego organizmu.
Może przeczuwała, co nastąpi i wolała udusić się sama niż poddawać się mu na tacy. Nie pamiętała kolejnych sekwencji, jego dłoni, noża rozdzierającego jej skórę i uderzenia o ścianę, łamiącego jej żebra. Jej umysł wyłączył zapisywanie kolejnych, następujących po sobie bodźców, jakby próbując zanegować przebieg wydarzeń. Zupełnie chory, niedorzeczny, w którym to Maisie znów była ofiarą, torturowaną i w końcu wpychaną do zawilgotniałej piwnicy, w której nie mogła się nawet wyprostować.
Dopiero tutaj, w ciemności i chłodzie, z brudną szmatą przyciśniętą do rozerwanego uda i w dźwięczącej ciszy, Mai zaczynała powoli przytomnieć. Powoli, jakby obudzona z jakiegoś przykrego snu, z którego nie można do końca otrząsnąć się przez resztę dnia. Najpierw poczuła pulsujący ból nogi, potem żeber i mocny zawrót głowy, kiedy spróbowała podnieść się z ziemi. Na próżno, opadła na łokcie i kolana, jęcząc cicho i przewracając się zupełnie, kiedy przypadkowo musnęła rozerwane udo. W ciemności nie mogła zobaczyć rany, z której ciągle ciekła krew. Fala paniki zalała jej ciało, ale przytomnie oderwała rękaw swojej koszuli, zawiązując go tuż nad pulsującym bólem miejscem, znów jęcząc z bólu i oddychając histerycznie.
Po raz pierwszy w życiu była tak histerycznie przerażona. To nie był już nawet zwierzęcy strach tylko jeszcze wyższy (a może niższy?) stopień, w którym zapominała o oddychaniu i przełykaniu śliny, dławiąc się własną paniką. Już drugi raz wystąpiła przeciwko Prawu; pierwszym razem modliła się o śmierć, teraz, kiedy już czuła miecz tuż nad swoją szyją…modliła się o coś przeciwnego. Nie zliczyła, ile razy przy studni, z której wydobywali wodę, wychylała się za bardzo w głąb, pewna, że nawet tak potworna śmierć – złamanie karku, podtopienie, szczury, wilgoć, brak światła i postępująca choroba psychiczna – byłaby lepsza od kolejnego gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Zawsze jednak się cofała. Była tchórzem; nie mogła popełnić samobójstwa, przerażona nicością i czymś nieznanym. Do tej pory miała jednak wybór – skok w przepaść, pochwycenie noża. Dawało jej to spokojną satysfakcję i jakieś wyjście, którego w tej chwili nie posiadała. Wiedziała; wyczuwała, że to biblijny ostatni raz; literacki jeden most za daleko, prowadzący ją w stronę zupełnej nicości.
Przerażającej tak samo jak zupełnie ciemna piwnica, w której czas płynął na swoich warunkach. Zapętlony, zniekształcający wszystkie wspomnienia, podkręcający ból i sprawiający, że Maisie bez ustanku szlochała, wstrząsana mdłościami i przekonana, że została wtrącona do studni…piwnicy kilka godzin temu. Tyle czasu wystarczyło, by całkowicie przewartościować swoje spojrzenie na świat i by zwierzęco uczepić się życia. Jakiekolwiek by ono nie było. Bardzo upadlające, ale trzęsła się cała, nie przestając nawet w chwili, w której skrzypiące drzwi przy których półleżała otworzyły się, wpuszczając nikłe promienie światła, rażące jej oczy. Nie mrugała jednak i nie zasłaniała się, chwiejnie wstając i po sekundzie już wbijała kurczowo wygięte palce (źle zrośnięte; po zmiażdżeniu przez wojskowe buty już nigdy nie wróciły do idealnie prostych kształtów) w jego szorstką koszulę, praktycznie rozrywając materiał paznokciami. – Przepraszam – załkała, trudna do zrozumienia, próbując ustać pomimo rozrywającego bólu. – Tatusiu, przepraszam – wręcz wypiszczała jak rozszalałe z rozpaczy i przerażenia zwierzątko, puszczając jedną zaciśniętą dłoń i dotykając jego twarzy i karku. Pieszczotliwie, opuszkami trzęsących się jak w febrze palców, praktycznie wieszając się na jego ciepłym i silnym ciele. Które zdradziła, naraziła na niebezpieczeństwo i…znów targnęły nią spazmy histerycznego szlochu i praktycznie zsunęła się po jego ciele na ziemię, na kolana, obejmując odruchowo jego nogę i próbując powstrzymać wrzask bólu. I przerażenia. Jej wyobraźnia nie sięgała tak daleko jak ta Gerarda i nie mogła przywołać żadnego rodzaju potwornej śmierci, jaką mógł jej zaserwować za złamanie najważniejszego przykazania. Nie potrafiła wydobyć z siebie nawet najmniej sensownego zdania, targana tak histerycznym szlochem, że dławiła się własnymi łzami i urywanymi błaganiami.

Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyPon Cze 23, 2014 7:53 pm

Wyślizgiwanie się z kleszczy wymiaru sprawiedliwości powinno zostać jednym z ukochanych sportów Gerarda Ginsberga. To było oczywiste, że nie było prawa, którego nie złamałby w sposób jak najbardziej spektakularny. Normy obyczajowe bawiły go niesamowicie - nie zastanawiał się, czy chłopiec, który właśnie wyje z bólu na jego dębowej podłodze (te drzazgi, które sprawiały, że krew leciała strumyczkiem z jego białego ciała) lub czy żona przyjaciela to jakieś tabu, które zabraniało mu prowadzić ją na smyczy na przyjęcie, na którym jej ukochany miał ogłosić, że spodziewa...li się dziecka. Niektórzy myśleli, że zatrzymają go jakieś restrykcje, dotyczące pojawiania się u znajomych... I znowu przeliczyli się srodze, Gerard sam kreował rzeczywistość, którą upajali się mieszkańcy Panem. Był przekonany, że brakowało im go i że śmiertelna nuda w Kapitolu rozprzestrzeniała się tak prędko jak odór zdrady w tym ogrodzie.
Dzikim, wokół rosły wolno malwy, które środkiem lata zakwitały upajająco i dusząco; jeszcze dalej trzymał ukochane przez nią maliny, a to i tak był tylko obrazek dla ludzi, którzy kreowali sobie go w głowie jako człowieka rozsądnego i poważnego. Takiego, który wprawdzie uwielbiał szeptać do uszka najnowsze ploteczki o swoich sąsiadach (trzeba było go unikać), ale nie zrobiłby niczego, co mogłoby doprowadzić do realnej śmierci. Nie z otrucia, którego nie dopuszczał się nawet teraz, kierując swoich wspólników zbrodni do domu i będąc przekonanym, że za niecałe kilkanaście minut przeżywają coś w rodzaju wstrząsu. Nie paraliżu, nie pomieszania zmysłów, ale bardzo blisko im będzie do stanu kompletnej schizofrenii, która zajmowała go przez wiele lat. Zanim dowiedział się, że ma córkę i zanim nauczył się, że każde dobro, które jej ofiarowuje (czy to była melisa na spokojny sen czy zadanie bólu podczas gwałtu analnego) zostaje potraktowane jako zniewaga. Wymagająca krwi, zupełnie jak w dziecięcej rymowance.
Pewnie dlatego tak drżały mu ręce, kiedy zbierał zioła, przygotowując idealną mieszankę. Oszukałby, gdyby stwierdził, że nie spodziewał się tego zupełnie. Był przekonany, że prędzej czy później Maisie uderzy ze zdwojoną siłą, niepomna nauki z przeszłości. Tylko dlatego, że wówczas ją oszczędził. Był naprawdę kretynem, wyzwalając ją w ostatniej chwili z kajdan pożądania swojego kundla i dając jej szansę na poprawę. Nieudaną, dziś już wiedział, że tej suce, która niegdyś aspirowała do miana jego córki nie może ufać ani trochę. Dlatego zawczasu przygotował odpowiednie składniki i teraz mógł tylko odliczać cenne sekundy, obserwując jak słońce powoli zapada się w zachód, rysując idealny krajobraz do jego nocnego szaleństwa z maskami w tle.
Maisie kochała mitologię, wierzenia, uwielbiała jako dziecko wdrapywać się na jego kolana i wysłuchiwać historii starych jak ten świat (a może jeszcze bardziej wiekowych?), które jednocześnie ją intrygowały, ale i przerażały. Mógł wtedy być jednym z tych ojców, o których pisano poematy - pozwalał ją ze sobą zasypiać, przekonując, że te potwory nie istnieją naprawdę. Świat bywał okrutny, więc Ginsberg jak każdy idealny ojciec wciskał jej do głowy bajeczkę o tym, że tak naprawdę to nie miało miejsca. Żyli w innych realiach, historia wyparła barbarzyństwa, czyniąc je obelżywymi... Nie wiedział, w którym momencie wskazał jej dobitnie, że wszelkie cierpienia i niegodziwości są solą tej ziemi i robi wszystko, by uzmysłowić jej swoje powtarzane (z uśmiechem, ale i z uporem maniaka) kłamstewko. Pierwsza poważna lekcja dorosłości, którą jego córka oblewała tak popisowo, że czuł się bardziej przegranym niż triumfującym tego popołudnia, kiedy nasyłał na nią te same potwory z ukochanej, greckiej mitologii, czekając aż otworzy drzwi od piwnicy i zawlecze ją za włosy do domu.
Nie chodziło o kolejne prawo, które łamał - przecież gospodarzem był doskonałym, zapewniając jej znajomym wszystko co najlepsze - ale o przekonanie, że jego córka nie wyniosła nic z jego nauk i że zawiódł tak dotkliwie, że zamiast swojej ukochanej następczyni miał mieć przed sobą osobę zupełnie obcą. Zastanawiał się, czy po tym wszystkim będzie spała w świeżo zwolnionym legowisku Ralpha i psa (właściwie to było jedno i to samo) i czy będzie jej podsuwał miskę, głaszcząc ją po włoskach jak dobrą sunię, ale tak naprawdę to były tylko czcze obietnice. Mogła nie przeżyć, nie chciał, żeby oddychała i to pragnienie odbiło się zwielokrotnionym echem po jego głowie. Nie był pewien, czy słyszy skrzypienie drzwi, jej jęk czy może głos Boga, który kazał zabić Izaaka. Wszystko naraz, może i jego uwiódł ten słodki zapach malw, bo uśmiechał się szeroko, kiedy czuł, jak plami mu koszulę swoimi łzami i kiedy rzuca mu się w objęcia.
Chwilowo czułe i bezpieczne, kiedy unosił jej podbródek do góry i dawał jej odczuć, że jest kochana, całując ją mocno i namiętnie u progu nowego upokorzenia i życia. Robił to przecież dla niej, była centrum jego małego świata, więc mogła tylko czuć tylko dumę. On już nie był przegranym, zwyciężał, karmiąc się jej przerażeniem i dłońmi, które prześlizgiwały się po jego pomarszczonej twarzy. Wygrał, mógł zrobić z nią wszystko, a i tak była gotowa prosić go o łaskę życia. Otrzymała już je raz, w akcie gwałtu na matce i teraz darował jej je znowu, łapiąc za nadgarstki i ciągnąc w stronę domu.
- Przecież wiesz, że cię kocham - odrzekł cicho, rozkosznie czule, kiedy popychał ją prosto w otwarte drzwi i obserwował pożółkłą od papierosów i ospy dłoń, która sięgała po jej drobne ciałko z głodem w oczach. Może ją zjedzą? Chętnie pozbyłby się resztek po niej w ten właśnie sposób. Magiczny, sam dopełniłby aktu, zjadając jej serce, tak, by zawsze byli razem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyWto Cze 24, 2014 1:41 pm

Może i była niesamowicie pretensjonalna w swoim strachu przed odejściem z tego świata, ale przecież nie osiągnęła jeszcze pełnoletniości i czuła się dzieckiem. Paradoksalnie; zdobywała coraz więcej praktycznej wiedzy, potrafiła strzelać, gotować i obdzierać ze skóry upolowane zwierzęta, ale w kwestiach osobowościowych zatrzymała się na poziomie dziecka. Łatwego do zastraszania i zmanipulowania, święcie wierzącego w każde słowo swojego opiekuna. Mógł jej wmówić dosłownie wszystko, zmienić nazewnictwo najprostszych rzeczy i sprawić, że stałaby się po prostu dzika, wychowana nie wśród zwierząt a pod kuratelą zupełnie zgniłego człowieka. Łaskawie jej tego poskąpił, zadowalając się zupełnym zindoktrynowaniem i połamaniem kręgosłupa moralnego w kilku najważniejszych miejscach.
Dlatego była taka bezwolna, lejąca się mu przez ręce, histerycznie próbując być bliżej jego - a przecież całkiem niedawno histerycznie wyrywała się jego dłoniom, drapiąc, kopiąc i broniąc się do pierwszej i ostatniej kropli krwi. Zupełne zachwianie wartości; godzinę temu Gerard był gwarancją pulsującego cierpienia, teraz: jedyną szansą na przetrwanie.
Szkoda, że zrozumiała to dopiero w takiej chwili, z krwią sączącą się z przeciętego uda, z włosami posklejanymi czerwoną mazią i z nadwrażliwą prawą ręką, pamiętającą doskonale brudne złamanie z zimowych miesięcy. Wiedziała, że jej opiekun jest w stanie zrobić z niej kalekę; że byłby w stanie odciąć jej kończyny, by nie mogła już uciekać i próbować buntu. Histerycznie się tego teraz bała; tak samo jak nicości, w którą chętnie by ją wepchnął. Widziała to w jego oczach, w które wpatrywała się błagalnie, dalej wstrząsana płaczem, który urwał się dopiero w chwili, w której ją pocałował.
Nienawidziła tego. Bezpośredni kontakt, wilgotny język, ostre zęby - czułe, namiętne, upadlające bardziej niż jakikolwiek rodzaj gwałtu. Stawała przecież twarzą w twarz i oddawała mu coś, co powinna dzielić z pierwszą miłością a nie prawnym opiekunem. Płakała więc dalej, spięta i przerażona pomimo jego uspokajających słów, potykając się o własne nogi, gdy ciągnął ją po spalonej słońcem trawie. Udo bolało coraz bardziej i jęknęła głośno, kiedy popychał ją na kuchenną podłogę.
Przez dłuższą chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje, skupiona na panice - krwawiła coraz bardziej, patrząc szeroko otwartymi oczami tylko na ranę.
Zbyt długi czas nieuwagi, dlatego krzyknęła głucho, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, rozrywającą jej i tak podartą bluzkę. To nie był Gerard, cały czas widziała jego cień w drzwiach, odwróciła się więc gwałtownie, próbując osłonić poranione udo. Natrafiła jednak na kolejne nogi; strażnicze mundury rozpoznałaby zawsze, dlatego zdrętwiała, nie wydając z siebie nawet jednego dźwięku, kiedy brudne ręce rozdzierały jej ubranie, popychając ją na ziemię tak, że praktycznie półleżała, próbując bezsensownie wyszarpnąć się jednemu z mężczyzn, przerażona do granic możliwości.
Nigdy nie twierdziła, że zna kres wyobraźni Gerarda - niepokoiło ją to coraz mocniej; z każdym kolejnym dniem i pomysłem na uczynienie z jej życia piekła Ginsberg rósł w jej oczach do rozmiarów mitycznego bożka, decydującego o jej losie. I o ewentualnej przyszłości; skreślił Freddiego z jej świata z znudzoną łatwością, dlatego omijała każdego, na kogo mogłaby sprowadzić podobne przekleństwo. Miała nadzieję, że to uchroni ją od niechcianych kontaktów - wolała znane zło w postaci opiekuna niż konfrontację z nieznajomymi ludźmi, przed którymi po zwierzęcemu uciekała pod ścianę, dopiero wtedy zauważając, że ze strachu przestała histerycznie łkać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyWto Cze 24, 2014 5:46 pm

Młodego Ginsberga frapowały marzenia, które były chlebem powszednim dla jego rówieśników. Również chciał otaczać się drogimi przedmiotami, zapaść w śpiączkę i obudzić się w innej rzeczywistości, czasami również bawił się żołnierzykami i wzniecał powstania. Nikt jednak nie przypuszczał, że to samo urocze dziecko z loczkami o kolorze miedzi (do dziś pamiętał głupie zaczepki, które... cóż, skończyły się pewnego dnia naturalnie) za kilkanaście lat dopełni swojego najważniejszego celu. Marzenia były przecież zarezerwowane dla głupców i ludzi niepewnych - Gerard w wieku osiemnastu lat był przekonany, że może poświęcić państwo, bogactw i młodość w poszukiwaniu władzy, która sprawi, że ludzie będą jego posłusznymi marionetkami. Nie chodziło o jakąś formę zniewolenia za pomocą wpływów - te szantaże i intrygi nużyły go wówczas niesamowicie, on miał aspiracje do czegoś innego. Pragnął, by ludzie poruszali się po jego orbicie, by okrążali jego osobę, by mógł uważać się bezczelnie za kreatora zupełnie nowej jednostki. Trochę w rytmie Shelley (nienawidził późniejszych ekranizacji filmowych, które wyparły filozofię z Frankensteina), ale zdecydowanie z lepszym zakończeniem. Tym, które właśnie działo się na jego oczach.
Nic więc dziwnego, kiedy puszczał ją w (krwio)obieg i pozwalał zerwać jej łączące ich więzi (które niegdyś wbijały się jej aż po kości) uśmiechał się szeroko, nie mogąc powstrzymać euforii, przepełnionej bólem. Był przekonany, że chwile tak magiczne i piękne trwają za krótko i już żałował, że tym razem nie zabrał kamery, która chętnie rejestrowałaby przebieg filmu dla dorosłych, który miał się rozegrać na dwóch płaszczyznach - na jego oczach, kiedy ten zawszony rozdarł jej szaty (a w Biblii po tym było ukrzyżowanie) i w wyobraźni, która była dla każdego strefą intymną. Dla Ginsberga była sacrum, które obecnie sprawiało, że mógł tylko patrzeć i sycić się niesamowicie jej bólem.
- Wydaje im się, że widzą zupełnie nową rzeczywistość. Módl się, by mieli bardzo ograniczone pole widzenia - podkreślił, przesyłając jej ostatnie pozdrowienia i śmiejąc się w głos, zupełnie jakby właśnie był wodzirejem na balu, który zaczął toczyć w niespodziewanym tempie.
Wiedział, że to on ustala zasady... Które właściwie zawęziły się do jednej. Oparł się wygodnie o futrynę i patrzył, co właśnie uczynił rękami swoimi. A widoki były coraz ciekawsze, rozrzucali nie jej ubrania, a strzępy, nitki, była naga, a mimo to rwali ją dalej, przekonani, że blizny, które jej wyhaftował są tylko kolejną warstwą zgrzebnego stroju pokutniczego. Bardzo wygodnego, mogła się szarpać, a i tak młody wyrostek znalazł drogę do jej piersi, gryząc ją w brodawkę i pozostawiając krwawe ślady. Nie mógł przewidzieć, w którym barbarzyńskim (a jednak nastąpił upadek kultury, niesamowite) świecie się znajdują, ale najwyraźniej chcieli posiąść ją w najbardziej prymitywny i bolesny sposób, pozostawiając z niej tylko skórę.
Idealnie, mogła się przekonać, co oznacza zaproszenie kogoś do ich domowych pieleszy, wyszeptanie mu na uszko swoich najskrytszych tajemnic i zaskoczenie, że to ktoś potrzebuje jeszcze więcej. I że zamiast jej słuchać, kładzie ją pośrodku maleńkiego, zagraconego (tu chyba pierwszy raz ją przeciął nożem) salonu na stole, przesuwając gwałtownymi ruchami do swojego ciała. Bestialsko, myślał, że ten starszy będzie mniej podatny na manipulację, ale to on właśnie wkładał jej penisa w usta, krzycząc coś w nieznanym dla Miaise dialekcie i ciągnąc ją z całej siły za ciemne włosy. Należące do ojca, nie była zbyt podobna do niego na pierwszy rzut oka, ale nawet w jej bezwładnym, nagim leżeniu na desce, pełnej drzazg i upokorzenia odnajdywał siebie i wzruszało go to tak bardzo, że miał ochotę przerżnąć ich sam, a ją zostawić sobie na koniec. Tak, by krztusiła się jego spermą (tak jak teraz) i nie była podgryzana przez młodego chłopca o nijakim wyrazie twarzy i szczurzych, żółtych zębach.
- Chcesz jeszcze? Mocniej? - zapytał ją, wkładając rękę w jej poranione uda i przesuwając palcami po jej niedoszłych ranach. Miał ochotę ich zamordować. Nie z powodu tego, że ją dotykali, upokarzali i zezwierzęcali (tym przecież była), ale dlatego, że mało brakowało, a nie czułaby niczego i mogłaby się tym rozkoszować. Byłaby faktycznie małym potworkiem, dziełem jego rąk i największą porażką jego życia.
A tak to nawet mogło być jej dobrze, kiedy ją otaczali jak psy i mieli ochotę zerżnąć w jednym rytmie. Co za niezwykła synchronizacja, był dumny ze swoich niewolników zmysłów.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptySro Cze 25, 2014 12:46 pm

Bolesne doświadczenia pierwszej zdrady - bezwładne zwłoki Fredericka, kołyszące się łagodnie na gałęzi jabłoni, uginającej się pod owocami a nie pod ciężarem jego ciała - powinny od razu postawić ją do pionu i nauczyć bezwzględnego posłuszeństwa. Wiedziała przecież jakie ryzyko niesie ze sobą opluwanie nauk Gerarda i jak wygląda pokuta po najmniejszym grzechu. Praktycznie nieistniejącym - chłopak nigdy nie dotknął jej w ten bolesny sposób, chociaż to przy cieple jego uścisku czuła się po raz pierwszy szczęśliwa i spokojna. Naiwne; teraz nie rozumiała, jak mogła wierzyć w szczęśliwe, niebajkowe zakończenie, w którym to Freddie po raz pierwszy całuje jej usta i zsuwa z ramion sukienkę. Wtedy wydawało się to bardzo prawdopodobne, ekscytujące i piękne w swojej niewinności. Pamiętała jego delikatny pocałunek, ale...nie mogła się nim rozkoszować ani cieszyć. W tym wspomnieniu chłopak miał wilgotne od krwi usta i lodowate, pokryte liszajami dłonie, sięgające do jej szyi. Gerard był w stanie zniszczyć jedyną czystą i dziewczęcą myśl, jaką miała - nie znalazło się już nic, co mogłaby przywoływać, próbując opanować zwierzęcy lęk i paraliż całego ciała, zesztywniałego z niezrozumienia i bólu.
Nie tak to miało się skończyć, to nie ona miała dusić się z niepokoju, bezskutecznie osłaniając ciało przed agresywnymi dłońmi, pachnącymi nikotyną a nie ziemią. Krzyknęła tylko głucho, gdy jej bielizna wylądowała na podłodze a ona sama została brutalnie postawiona do pionu tylko po to, żeby po sekundzie uderzyć plecami o szorstki blat stołu.
Światło chwiejącej się żarówki zalało jej źrenice, przyzwyczajone do ciemności piwnicy - wszystko działo się za szybko, nie zdążyła poukładać myśli ani słów, które mogłaby wykrztusić. Nawet nie syknęła, kiedy poczuła ugryzienie i ostre paznokcie gdzieś na swoim ciele. Szarpnęła się nerwowo, raniąc sobie plecy o wystające drzazgi i gwoździe, jednak została zdecydowanie przytrzymana.
Przestała płakać, jakby jej cały organizm spiął się w oczekiwaniu na najgorsze i koncentrował się tylko na najniższych funkcjach życiowych i tak sparaliżowanych przez strach. Mogła tylko histerycznie szukać Gerarda spojrzeniem, ale w chwili, w której złapała jego radosny uśmiech została boleśnie szarpnięta za włosy i wygięta w stronę nieznajomego ciała. Pulsującego po chwili w jej ustach i wypełniającego jej gardło od razu. Nie miała szansy na użycie zębów, mogła tylko walczyć z upokarzającym uczuciem dławienia, poddając się kolejnym pchnięciom dość biernie, czując ślinę spływającą jej po twarzy i włosach i nagły błysk bólu, gdy drugi strażnik uderzył ją w rozdarte udo. Wrzasnęłaby, ale teraz mogła tylko histerycznie się szarpnąć, kopiąc blondyna ale i jednocześnie wsuwając penisa starszego jeszcze głębiej, co spowodowało kolejny paniczny spazm całego ciała.

Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptySro Cze 25, 2014 4:44 pm

Zawsze irytowało go to, że ludzie zwykle byli szalenie pruderyjni. Niezależnie od tego, czy był w Jedenastce czy w Kapitolu, tak bezgrzesznie wyzwolonym z okowów moralności - wszyscy tak naprawdę zachowywali się jak zniewolone jednostki, które tylko pod wpływem odpowiednich okoliczności potrafili zrzucić dyby i zacząć zachowywać się jak zwierzęta. Nienawidził tego, miał wrażenie, że nałożone kajdanki społeczeństwa krępują jego coraz to bardziej odwazne, hedonistyczne zagrania i czuł obrzydzenie do opinii publicznej za wpychanie go w ramy porządnego obywatela. Którym nie był. W innym wypadku zapewne nie cieszyłaby go ta cała zabawa w odkrywanie nowych perspektyw poznawczych (świetny eksperyment) i krzywda rodzonej córki, która wyrywała się z łap agresorów ku swojemu ojcu i jednocześnie najgorszemu z potworów. Był dumny, że nikt inny nie wryłby się w jej pamięć i psychikę tak bardzo. Nie musiał zastanawiać się, czy myśli o nim, kiedy próbuje się wydostać z pułapki, był jej częścią w każdym momencie jej życia i była przesycona nim tak dotkliwie, że naprawdę sprawiła mu zawód, kiedy nie sięgnęła po nóż (leżał niedaleko) i nie wbiła go ramię napastnika, a próbowała się dalej bronić. Po ludzku, nadal była bardziej ich niż jego i w tej chwili to niemal sprawiało mu fizyczny ból. A może to orgazm? Spięcie wszystkich nerwów, przez które przepływał prąd z powodu tak ożywionego obrazu?
Ktoś mu mówił, że technika stanie się bogiem, przed którym będzie zginał kolana, ale ta osoba musiała być ślepa niż tak subtelne ruchy fantazji jak smak, dotyk i zapach, które teraz chłonął nozdrzami, przeżywając przyjemność poprzez bycie idealnie cichum świadkiem niepomyślnych zdarzeń, które wdzierały mu się do umysłu i zostawały w nim na zawsze - tak kształtowała się ta szalona wyobraźnia, której najwyraźniej brakowało agresorów, dobierających się do niej coraz bardziej banachalnie.
Mieli ją całą, oddychała ich powietrzem, jeden rżnął ją w usta, nie przypuszczając pewnie, że jest taka wyćwiczona (po wszystkim powinien ją wycenić i puścić w obieg po Jedenastce, przynajmniej byłaby użyteczna), a drugi próbował ją posiąść w sposób, który był dostępny tylko dla jej ojca. Dlatego zginął Freddie, nie mógł znieść myśli, że ktokolwiek zabiera ją od niego, że pozwala na chwilę wytchnienia. Musiał jej ukazać, że są związani ze sobą w sposób, którego nie mogła negować. Także teraz, kiedy ospowaty mężczyzna unosił jej nogi, próbując wedrzeć się w jej ciało, opluwając ją przy tym. Wszystko było płynami ustrojowymi, brudną flegmą i krwią z jej otwartych ran. Seks wcale nie był piękny, nie był też zbawieniem, bo Ginsberg nie czuł się ani trochę zaspokojony, kiedy patrzył na tę nudną scenkę. Zdecydowanie wolałby włóczenie jej na widłach i oddanie zwierzętom. Nie wszyscy mogli jednak poszczycić się taką wybujałą wyobraźnią, więc musiał im dopomóc.
- Weźmie cię - opowiadał znowu, niczym bajkę na dobranoc. - Zada ci ból, a potem urodzisz jego dziecko. Swojego bachorka, którego zarżnę na śmierć - odrzekł spokojnie, cicho i magicznie. Uruchamiał zaklęcie? Pobudzał ją? Taką miał nadzieję, kiedy próbował spojrzeć na nią, odnaleźć jej wzrok w plątaninie ciał, spoconych, chętnych i tak naprawdę bezradnych. Cała trójka należała przecież tylko do niego.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 26, 2014 4:05 pm

Wszystkie bodźce zlewały się jej w jedno – filozoficzna synestezja bolesnych dźwięków, słonego dotyku i ogłuszającego bólu, zmieniających ciało Maisie w napiętą strunę, rozpostartą pomiędzy dwoma strażnikami. Drewno ze starego blatu wgryzało się w jej plecy setkami drzazg i wystających okuć a rażące światło żarówki przepalało jej wzrok, ale najgorsze były uczucia z wyższej półki. Upadlające tak mocno, że znów zaczęła pragnąć rozpadu i zapadnięcia w nicość. Nawet jeśli oznaczałoby to nagłą śmierć, której tak panicznie obawiała się przed godziną, szlochając w ciemnej piwnicy.
Teraz nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku, doskonale zakneblowana pulsującą erekcją, wsuwającą się w jej gardło coraz głębiej. Pod takim kątem czuła penisa starszego strażnika tak głęboko jak jeszcze nigdy – może powinna dziwkarskim sposobem próbować zaspokoić go jeszcze lepiej, ewentualnie obronnie zacisnąć zęby, ale trzymał ją sękatymi dłońmi w ten sposób, że nie mogła w ogóle się poruszyć, ledwie hamując mdłości. Chyba nigdy nie czuła się tak upokorzona, nawet gdy Gerard serwował jej cierpienia z ostatniego kręgu piekielnego. Wtedy byli jednak tylko ze sobą, miała na sobie wyłącznie jego ręce, jego wilgotne wargi i to jego gorący penis wypełniał jej usta, zalewając ją gorzką spermą. Nienawidziła tego do szpiku kości, ale w porównaniu z tym, co działo się z nią w tej chwili…oddałaby wszystko do powrót do zwykłego, codziennego upokorzenia. Zdążyła się do niego przyzwyczaić, oswoić się z potworem spod łóżka, ba; nagle była dziwnie pewna, że kiedyś będzie w stanie zaprzyjaźnić się ze swoim największym koszmarem i zaakceptować jego pojawianie się w swoich niewinnych snach. Wszystko byłoby lepsze od tego zapadania się w sobie – w ciągłej, bezdusznej przytomności.
Naprawdę chciała stracić przytomność, zatracić się w słodko histerycznym kołataniu serca i odurzająco pachnącej miękkiej wacie, dzięki której traciłaby dech. Nic takiego się jednak nie stało, łaska Gerarda skończyła się po przekroczeniu progu kuchni i wręcz boleśnie czuła jego oddalenie, szarpana jak zepsuta lalka. W którą w końcu się przemieniła – przestała się wyrywać, kopać i drapać, zaciśnięte pięści rozluźniły się a niedorzecznie wygięty w łuk kręgosłup w końcu dotknął blatu. Punkt krytyczny został osiągnięty nie przez stalowy chwyt blondyna na jej łydkach; nie przez ostatnie konwulsyjne pchnięcie w gardle, krztuszące ją na dobre – to delikatne słowa Gerarda, układające się w kolejną bajkę na dobranoc, sprawiły, że poddała się zupełnie, drętwiejąc pod spoconymi ciałami strażników. Już nie szukała wzrokiem swojego opiekuna – zamknęła oczy, próbując złapać oddech i nie zwymiotować. W tej pozycji równałoby się to śmiertelnemu zadławieniu, którego i tak z trudem unikała, krztusząc się i dławiąc, ignorując początkowo dłonie blondyna. Całe jej ciało skupiło się tylko na próbach złapania kolejnego haustu powietrza – pewnie dlatego, kiedy poczuła ostre pchnięcie, przesuwające ją po stole tak, że krew znów popłynęła z jej obdartych pleców, jęknęła głośno. Słowa Gerarda docierały do niej z opóźnieniem, jednak wbijały się w jej świadomość równie brutalnie, przyszpilając ją do stołu bardziej niż gorące ciała strażników. Po raz pierwszy wpadła w paniczny paraliż, niezdolna do poruszenia się, zaprotestowania czy choćby przełknięcia potężnego strumienia spermy, która w końcu zalała jej gardło i usta. Finał prologu do monodramu jednej aktorki, krztuszącej się tym razem już naprawdę, spazmatycznie – jak wtedy, gdy topił ją w nieskazitelnie czystej wodzie jeziora. Tam jednak mogła sięgnąć do niego dłonią; teraz była szarpana przez inne palce, odbierające jej oddech na dobre.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 26, 2014 6:15 pm


Nauczył ją strzelać. Nie z własnego lenistwa, które skutkowałoby wyrzuceniem Maisie do lasu, podczas gdy sam zatonąłby w niejednej lekturze i w niejednym ciele, które parowałoby z cierpienia tak bardzo, że śmierć byłaby już tylko obietnicą. Również nie z powodu ostrożności, przy nim nie groziło jej tak naprawdę nic realnego. Była przecież doskonale szkolona do cierpień i katuszy tak dotkliwych, że ich doświadczanie i zachowanie życia przy tym graniczyło z cudem. Nauczył ją strzelać, by mogła zachować przytomność umysłu w każdej sytuacji, która ją czekała, kiedy jego pewnego dnia zabraknie. Wbrew pozorom sądził, że jest śmiertelny i że któregoś dnia odda się nicości z równą łatwością i ochotą jak teraz oddawał się tej hedonistycznej rozpuście patrzenia. Z szeroko otwartymi oczami.
Nie pojmował jednak wcale, że jego śmierć (teraz, za kilka lub kilkanaście lat) nie będzie dla Maisie plagą egipską czy karą wszystkich bogów (choć zwykle karali piękniejsze okazy), a wyzwoleniem, na które czeka aż tak z utęsknieniem. Chyba ta świadomość uczyniła z niego potwora, która zamiast pomóc swojej ukochanej córce, jeszcze mocniej dociskał ramię ospowatego blondynka. Tak, by rżnął ją mocno, by rozrywał jej narządy wewnętrzne, by odbierał jej niewinność i godność, która właściwie była towarem deficytowym panny Ginsberg. Wiedział, że to sprawia jej przyjemność - była nieodrodną córeczką tatusia - i buntował się przeciwko temu, zmieniając jej pozycję i licząc szalenie, że się zadławi i będzie mógł znaleźć (zrobić) sobie dziecko doskonalsze, lepiej wychowane i mniej kapryśne od dziewczyny, która była jedną wielką raną. Nie z powodu krwi, która płynęła strumyczkiem po jej włosach (ktoś chyba podrapał ją brudnymi paznokciami z grzybicą), ale z powodu własnego niezdecydowania i szastania ich prywatnością jak towarem publicznym.
Na próżno, była teraz zdana na jego łaskę i niełaskę, kiedy oni byli w niej i dochodzili z głośnym jękiem, próbując odwrócić ją do tyłu, by znowu przerżnąć ją analnie. Podwójna penetracja, cóż doświadczyła już jej przedsmaku i chętnie rozszerzyłby jej nauki w tej dziedzinie, ale nagle kapryśnie sięgnął po nóż, wbijając go prosto w plecy strażnika. Zwalił się na nią potężnym cielskiem, perfekcyjny ruch, który mógł zakończyć się śmiercią Maisie w razie delikatnej pomyłki. Tak się nie stało, widział, że starszy nagle zaczyna panikować i próbuje wyrwać się z zębów jego córeczki, ale było już za późno - poderżnął mu gardło, obserwując krew, tryskającą na swoją pierworodną i ukochaną córkę.
- Zabiłaś ich - zauważył spokojnie, wkładając nóż w wiaderko, pełne wody i obserwując wzrok tę jakże uroczą orgię z trupami, które oblepiły jej ciało. Jak za życia, tak i za śmierci, poczuł, że musi teraz ją mieć, więc odsunął zdecydowanie ciało ospowatego idioty (Panie, nie waż się świecić nad jego duszą) i złapał Maisie za nadgarstki ciągnąc do siebie i wchodząc w nią od tyłu, na stole pełnym krwi i fetoru śmierci.
Kolejna porcja bólu, tym razem już nie z fantomową przyjemnością, która obecnie doprowadzała go do szału. Nienawidził ją, wydał na nią wyrok śmierci i własnie z niej korzystał jak z lalki, która już dawno została pozbawiona wartości. Całe szczęście, jeszcze mógłby przejąć się jej łzami, strachem czy bólem, a tak to po prostu ją pieprzył, czując ekstatyczne skurcze jej ciała.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptyCzw Cze 26, 2014 7:31 pm

Tylko dzięki znajdywaniu się w stanie lepkiej, psychicznej katatonii mogła jeszcze nazywać się kimś; człowiekiem, dziewczyną, oddychającym i krwawiącym materiałem genetycznym doprowadzonym do skraju wytrzymałości. A nawet tą granicę przekraczający; ot, kilkadziesiąt kilogramów wychudzonego bólu, podstawowe odruchy i zwierzęcy instynkt przetrwania, nakazujący jej nabranie oddechu za wszelką cenę. Miała wrażenie, że po raz pierwszy umiera tak naprawdę; że to nie jest kolejna groźba spędzająca sen z jej dziecięcych powiek, wystosowana dla polepszenia warunków nieopisanej umowy o bezwzględnej własności. Wszystko dlatego, że Gerarda nie było tuż przy niej – paradoksalnie i dość bezsensownie (nie miała żadnych logicznych podstaw, by tak twierdzić) była przekonana o tym, że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy ostatecznej. Nie, wcale nie uważała się za cenną, w jego oczach zawsze widziała pogardę a nie zachwyt i sama doskonale znała swoje miejsce tuż przy jego stopach. Dlatego piwniczna histeria wydawała się jej niezwykle prawdziwa – nie ukarał jej od razu (wbicie noża w tkanki ciała było dla Maisie codziennością) tylko od siebie odepchnął, umywając ręce przy pomocy brudnej śliny Strażników. Jakby brzydził się jej nawet dotknąć.
Słowa o miłości wydawały się w tym zestawieniu niezwykle blade i nic nie znaczące, ale chwytała się ich wręcz histerycznie, znów rozpoczynając festiwal wyrywania się i krztuszenia. Chaotyczne zmiany położenia – fizycznego, psychicznego? – przerażały ją jeszcze bardziej i rozpadała się wewnętrznie na kawałki. Nie wiedziała, czy w tej jednej chwili pragnie bardziej ulgi śmierci czy łaski przeżycia i cierpienia dalej; szarpała się jak zwierzę złapane w prymitywną pułapkę, raniąc się jeszcze bardziej i łapiąc w końcu zbawczy oddech, kiedy brutalnie przekręcali ją na brzuch, prawie wybijając zęby o kant stołu.
Pierwszy oddech złapała ochryple, histerycznie – płuca zabolały ją od nadmiaru tlenu, ponownie odciętego. Krew spływała jej po twarzy mieszając się ze śliną i spermą, sklejając jej włosy i skapując na podłogę. Powinna zwymiotować, ale jej ciała nie było stać na taki wydatek energetyczny. Spirala bólu osiągała całkiem nowe rejestry i w chwili, w której była już pewna swojego wyboru – śmierć wygrywała w przedbiegach? – wszystko…ustało.
Dość gwałtownie, w jednej sekundzie – a przynajmniej tak wydawało się Maisie, popchniętej ostatni raz i przygniecionej nagle czymś wielkim, ciężkim, śmierdzącym. Chwilę później mogła w końcu złapać kolejny oddech, drżąc jak w febrze, zupełnie nie rozumiejąc sytuacji, w jakiej się znalazła. Pchnięcia ustały, mogła chrapliwie oddychać i próbować zrozumieć słowo wypowiedziane przez Gerarda.
Łaska? Przerywnik? Pytajnik? Czuła się tak, jakby zapomniała o czymś tak normalnym jak mowa; zupełne zezwierzęcenie i obojętność na to, że wygląda jak stała mieszkanka rzeźni, pokryta ledwie zakrzepłą krwią. Obcą, dziwnie gęstą, lepiącą się do jej poranionego ciała. Nie poruszała się wcale, dalej z zaciśniętymi powiekami, gwarancją chwilowego nieistnienia. Mogła tylko słyszeć znajomy odgłos wojskowych butów uderzających o zalaną podłogę; potem lekka ulga, kiedy przygniatające ją ciało zsunęło się z plaskiem na ziemię i…W końcu, jego dotyk.
Chyba nigdy nie czuła się w ten sposób. Cudowne uleczenie; wczoraj wyła z upokorzenia i obrzydzenia, kiedy zaledwie muskał ją palcami, ale teraz nacisk jego dłoni na nadgarstkach wydawał się najmilszą pieszczotą. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, kiedy szarpnął ją w kierunku swoich bioder i wszedł w nią zdecydowanie – otworzyła tylko oczy, wpatrzona beznamiętnie w krwawe pobojowisko tuż za brzegiem stołu, zaciskając konwulsyjnie palce. Ból wyciszył się zupełnie – paradoksalnie oddychała bardzo powoli, wręcz fantomowo, w ciężkim szoku próbując odnaleźć się w całkiem nowym życiu.
Co do tego nie miała wątpliwości; kamienie milowe zawsze obmywane były krwią a teraz całe litry zalewały kamienną podłogę i wyciekały z jej ran razem z płynami ustrojowymi. Ciągle czuła w ustach obrzydliwy posmak ciała jednego ze strażników, którego szeroko otwarte oczy połyskiwały w świetle żarówki. Wpatrywała się w jego twarz praktycznie bez wyrazu, biorąc coraz głośniejsze wdechy, kiedy Gerard coraz gwałtowniej przyciskał ją do stołu.
- Przepraszam – wychrypiała tylko, bez płaczu, ochryple i ledwo zrozumiale, oddając mu się bez żadnej próby ucieczki czy złagodzenia bólu, promieniującego z jej podbrzusza. Najcięższa jak do tej pory lekcja przyniosła trwałą naukę, wyrytą już na zawsze w jej umyśle. Słodka lobotomia bólu i całkowite wyniszczenie psychiki – nie zastanawiała się jednak nad tym wcale, trzęsąc się pod Gerardem jak w febrze i szczękając zębami jak chore dziecko, ledwo żyjące w ciele, przypominającym raczej pokrwawione i posiekane mięso.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 EmptySob Cze 28, 2014 6:55 pm

Szykowanie krwawej orgii, która kończy się powolną i długą śmiercią w męczarniach każdego z jej uczestników było ukoronowaniem dawnego Gerarda - kapitolińskiego i skażonego złem tak bardzo, że nie było mu dość widoków poszatkowanych ciał swoich kochanków, musiał jeszcze wystawiać je na światła słoneczne (czyżby w jego umyśle ożywały legendy o wampirach, które mszczą się po śmierci?) i odprawiać rytuały przejścia, zapewniające mu energię na kolejne stulecia. W takich chwilach jak ta czuł się bardziej nieśmiertelny i śmiertelny jednocześnie. Wiedział, że wielki zegar odmierza kolejne lata tak prędko i okrutnie, że wkrótce straci na zawsze możliwość zapewnienia sobie dziedzica - a światu kolejnego wyrodnego syna - i równocześnie zachwycał się tym, że nadal to on rozdał wszystkie karty i zbierał ze stołu wielkich przegranych tego rozdania. Dosłownie, mógł zapewnić sobie i jej pustą przestrzeń, dokonując sądu ostatecznego w ich zabiedzonej chatce i zabezpieczając ich przyszłość w dość karykaturalny sposób. Nie był przecież do końca przekonany, czy aby zabójstwo strażników nie pociągnie za sobą całkiem poważnych konsekwencji i czy będzie im dane przeżyć kolejny tak upojny wieczór, kiedy przez otwarte okno wdzierał się zapach malw i śpiew ptaków, a krew przestawała być płynem; ale po raz pierwszy od dawna był tak spokojny i pewny tego, że wszystko się ułoży.
Nie tylko poprzez zapewnienie sobie ulubionej formy rozrywki - mógłby przerżnąć dwóch młodszych chłopców, a potem ułożyć ich do łóżka z poderżniętymi gardłami (ich matkę pewnie przyjąłby na kolanach potem), ale przez wychowanie, które sprawiało, że te niegdyś nieracjonalne i skupione tylko na rozrywce działania nabierał realnych kształtów. Nie robił tego tylko dla siebie, jego egoistyczna natura niecierpliwie domagała się usprawiedliwienia dla tak bestialskich czynów, które tak naprawdę dopiero miały nabrać mocy. I magii, wszak miał pod sobą idealny dowód na to, że miłość i cierpienie zawsze idą w parze, zwłaszcza jeśli chodzi o miłość rodzicielską.
Nie wybaczył jej. Nie zapomniał, kiedy zamiast obserwować, uczestniczył w tej krwawej jatce i wymieniał z nią powłóczyste spojrzenia na tle z trupami, rozkładającymi się powoli. Biologia już rozpoczęła swoje procesy, był zaintrygowany tempem tych zmian, swojego czasu badał wszystko, co wydawało mu się niecodzienne i intrygujące, więc wiedział doskonale, że ciało już ulegało zepsuciu i gniciu. Marnieli na jego oczach, kurczyli się, stawali prochem, a on słyszał jedno słowo, które powinno zatrzymać krew w jego piersiach i sprawić, że zapłacze rzewnymi łzami.
Tak się nie stało, Maisie została jeszcze brutalniej popchnięta, była tylko przedmiotem, który sunie się z trudem (przez tę cudownie zaschniętą krew) po wielkim stole i sprawia mu nieopisaną przyjemność. Zupełnie jak chłopcy, których planował wyrżnąć co do jednego. Może i z córką tak powinien zrobić, skoro nie potrafił zapomnieć o jej niegodziwym donosie, który jednocześnie go rozczulał (dostarczyła mu zabawy), jak i sprawiał, że była dla niego ohydną lalką, której nadal zadawał po swojemu ból, patrząc jej wyzywająco w oczy.
Niepotrzebnie, była świadoma przecież, że Ginsberg nie wybacza, że nie potrafi przełknąć tego, co inni podawali mu na tacy przez lata i że jest w stanie ścigać kogoś przez pokolenia, byle by tylko dopełnić rytuału. Tak też teraz robił - seks był przecież ponownym przyjęciem córki do grona rodziny i absolutnym zepchnięciem jej z grona osób, które kiedykolwiek miały dla niego znaczenie. Pewnie z tego powodu rżnął ją tak mocno, zdając sobie doskonale sprawę, że tego nienawidzi i że jeszcze raz zamienia ją w potulną sukę, która nocą będzie oblizywać martwe ciała swoich oprawców przy wzroku jedynego Pana, który mógł nią rozporządzać.
Na razie jednak o tym nie wiedziała, ufnie sądziła, że wszystkie urazy zostały darowane i teraz czeka ich szczęśliwe życie wraz z demonami w jej głowie, które ożywały. I będą, już projektował jej obraz słodkich snów u boku martwego kompana zabaw, musiała zaprzyjaźnić się ze śmiercią, by docenić dar, który otrzymała od ojca.
- Nie wybaczę ci. Nigdy - stwierdził cicho, przejmująco, wraz z ostatnim pchnięciem i fazą tortur. Na teraz, nie mógł przecież zapomnieć, że wychowanie wymaga poświęceń. Nawet tych drastycznych, nawet tych, które doprowadzały Gerarda do umysłowego orgazmu.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Maisie i Gerard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Maisie i Gerard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Gerard i Maisie Ginsberg
» maisie
» Cinnamone i Gerard
» Maisie Ginsberg
» Maisie & Leonard

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-