IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Ashe Cradlewood i Noah Atterbury

 

 Ashe Cradlewood i Noah Atterbury

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Ashe Cradlewood i Noah Atterbury Empty
PisanieTemat: Ashe Cradlewood i Noah Atterbury   Ashe Cradlewood i Noah Atterbury EmptySob Mar 15, 2014 2:34 pm

Wątek przeniesiony z lewego brzegu rzeki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Ashe Cradlewood i Noah Atterbury Empty
PisanieTemat: Re: Ashe Cradlewood i Noah Atterbury   Ashe Cradlewood i Noah Atterbury EmptySro Cze 25, 2014 10:24 pm

Okej, to oficjalnie wracam. Czas dokończyć to, co zaczęłam. c:

Chociaż może na to nie wyglądało, to miewałem od czasu do czasu krótkie przebłyski, chwile czy dni w których naprawdę starałem się przekonać samego siebie, że świat jest lepszym miejscem, niż ja go postrzegam. Wydawało mi się, że być może, w którymś momencie mojego życia straciłem ostrość widzenia. Sporadycznie i nieudolnie próbowałem pozbyć się tej mglistej otoczki, która nie pozwalała mi dostrzec tego dobra, które miało się za nią kryć. Było to jak podejmowanie kolejnych i kolejnych nieudanych prób nastawienia telewizora, kiedy za każdym razem wiedziałem, że nie zobaczę nic poza śniegiem i skaczącymi pikselami. Wydawało mi się, że coś we mnie się popsuło i nie miałem pojęcia, jak to naprawić. Czy w ogóle można to było naprawić.
Mogło to być – i z pewnością było – naiwne, ale ostatkami sił próbowałem jeszcze zmienić sposób w jaki na niego patrzałem. Tonąłem w bezdennej otchłani ciemności i z desperacją usiłowałem utrzymać się na powierzchni, chwytając tych pojedynczych przebłysków światła, zanim będzie za późno. Zanim utonę czy po prostu poddam się depresji toczącej zaciętą walkę o każdą moją pojedynczą myśl i każdy kolejny dzień. Starałem się skupiać na tym, co było pozytywne, łudząc się, że może w rzeczywistości jest na świecie więcej dobra niż zła. Słyszałem kiedyś to zdanie, kiedy byłem jeszcze młodszy i mieszkałem w tym dystrykcie, który najczęściej pojawiał się na pocztówkach, a teraz jego obraz, który odszukuję w pamięci jest jeszcze bardziej idylliczny, doprowadzony do perfekcji przez mijający czas. I o ile wierzyłem w to wtedy, teraz nawet się już nie starałem. Nie widziałem w tym żadnego większego sensu.
Starałem się przekonać samego siebie, że świat jest lepszym miejscem, niż ja go postrzegam. Ale czy był, naprawdę?
Tego wieczora idealnie grał swoją rolę. Przez krótką chwilę znajdowaliśmy się pod szklanym kloszem odgradzającym nas od całego zła, które czaiło się za jego ścianami. Rzecz w tym, że ten pokój był chwilowy, kiedy słońce wzejdzie nie będzie już po nim ani śladu, jakby nigdy nie istniał. Kwartalne mury na nowo się podniosą i podzielą wszystkich na dwa wrogie obozy, nawet jeżeli dzisiaj nie umiemy sobie tego wyobrazić. Ten szklany klosz, ten pokój i to pozorne dobro jest zasługą, czy raczej wynikiem, śmierci dziesiątek ludzi. Więc nie, ten świat nie był lepszy. Ale wtedy perfekcyjnie udawał, i w tamtej chwili te złudzenia całkowicie mi wystarczały, na więcej nie było nas przecież stać.
Słowa Diany przemknęły cicho obok mnie i przez chwilę zastanawiałem się, czy może nie byłoby lepiej, gdybym udał, że nigdy ich nie usłyszałem. Przyjmowanie komplementów, czy w ogóle czegoś pozytywnego, powiedzianego na mój temat nigdy nie było moją mocną stroną i wątpię, że miałem jeszcze kiedyś nauczyć się, jak to robić. Było na to już po prostu za późno. Chciałem pozwolić wyrazom uciec w nicość marcowego powietrza, ale zanim mi się to udało mimowolnie podniosłem wzrok na twarz Diany, kiedy sama przywołała mnie spojrzeniem. Zawahałem się na krótką chwilę, bo mimo, że nie było w nich nic skomplikowanego, to nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć. Brzmiały dobrze i byłem jej naprawdę wdzięczny, bo nie pamiętałem, kiedy ktoś powiedział o mnie coś dobrego i za pewne miało upłynąć trochę czasu, zanim znowu się to stanie. Nie oznaczało to jednak, że się z nią zgadzałem, po prostu na chwilę ożywiła to umierające ego byłego  trybuta, którego pięć minut sławy i chwały dawno już przeminęło.
- Może nie chcesz go dostrzec – odpowiedziałem po chwili przerywając ciszę, która zalała przestrzeń między nami.
Nie wiem, czy kiedyś miałem uwierzyć w to, co powiedziała, ale to był jeden z tych wieczorów, kiedy byłbym najbardziej skłonny przytaknąć – że tak, nie dzisiaj, ale być może kiedyś.
Było coś takiego, w tych momentach, co sprawiało, że wydawało się jakby przeszłość nie była nawet w połowie tak ważna, jak jest. A to ona była dla nas obojga skazą w kartotekach. Wszystko wydawało się lepsze, niż było i przez te parę chwil nie potrzebowałem niczego więcej, bo wszystko było już poukładane. Nie istniał świat, poza granicami, które sam wyznaczaliśmy.
Przesunąłem dłonią po pasmach jej włosów, okręcając pojedynczy kosmyk dookoła swoich palców i uśmiechając się do siebie pod nosem. Nie pamiętam, czy kiedyś tak drobne gesty przynosiły mi tyle szczęścia, a teraz – teraz cieszyłem się z każdego. Pasmo wysunęło się z pomiędzy nich i na powrót opadło na jej ramię, zahaczając wcześniej o parę promieni światła, rzucanych przez płomienie ogniska, a ja na powrót ją objąłem.
- Chciałbym zrozumieć sposób, w jaki patrzysz na świat, jest inny – uśmiechnąłem się lekko, opierając swoją głowę o jej – Dostrzegasz dobro tam gdzie nie powinnaś i zło tam, gdzie go nie ma. Nie mam pojęcia, czy to praktyczne, ale zdecydowanie korzystne dla mnie – zaśmiałem się krótko i może nieco żałośnie. Nie musiało co prawda być w tym nic śmiesznego, przynajmniej nie w ten zwyczajny sposób. Po prostu, gdyby widziała tyle dobra we mnie, co ja widzę w sobie, nie spędzalibyśmy razem tego dnia. Ani żadnego poprzedniego i następnego.
Być może osiągnąłem w tym momencie też któryś z kolejnych szczytów hipokryzji, bo po jej słowach po raz kolejny rzucił mi się w oczy ogromny, dzielący nas kontrast. I był jeszcze wyraźniejszy tego wieczoru. Jakbyśmy stanowili dwa przeciwieństwa, w jakiś dziwny sposób harmonizujące ze sobą. Nie mogłem wręcz uwierzyć, że nie potrafi zobaczyć w sobie tego wszystkiego, co ja dostrzegam bez problemu. Było w niej dobro i było go naprawdę dużo. Mogło być nieukierunkowane i nieukształtowane, ale nie było żadnych wątpliwości, że tkwiło pod wieloma warstwami zaprzeczeń.
- Mogłabyś coś dla mnie zrobić? – kąciki moich ust podciągnęły się nieznacznie ku górze, niepewny tego, co chciałem powiedzieć ani reakcji, jakiej mogłem oczekiwać. – Napisz listę. Listę złych rzeczy, które w sobie dostrzegasz i tych, które spędzają Ci sen z oczu. Nie musisz mi jej dawać, chcę po prostu, żebyś wiedziała, że o każdej, nawet najbanalniejszej czy najgorszej możesz mi powiedzieć, od tego tutaj jestem – na powrót odnalazłem jej dłoń i wplotłem swoje palce pomiędzy niej, chcąc jakby utwierdzić ją o prawdzie tego, co mówiłem. – Może przydam się na coś i uda nam się wykreślić chociaż parę koszmarów – posłałem jej delikatnego kuksańca, jakbym chciał chociaż na moment odciągnąć ją od czarnych myśli, czy tej dziwnie nostalgicznej atmosfery, która spłynęła na nas tak samo, jak czerń powoli zalewała wieczorne sklepienie nieba. Poderwałem się z miejsca na nogi i korzystając z jej chwilowej nieuwagi sięgnąłem po list leżący obok niej na ławce. Był pozbawiony jakichkolwiek elementów, bez znaczka i bez adresu. Jedynie cztery litery, nakreślone starannym pismem układające się w moje imię. Przejechałem palcami po ostrych, ale nieco już podniszczonych brzegach koperty, zupełnie jakby nosiła go przy sobie od dłuższego czasu nie potrafiąc zdecydować, jaki będzie jego ostateczny los.
Obróciłem i zważyłem go w dłoniach. – Zaczniemy od tego – uśmiechnąłem się do niej. – Nie musisz się tłumaczyć, ani mnie przepraszać. I zabraniam Ci myśleć o tym, że mógłbym Cię znienawidzić. Nie mógłbym – podszedłem bliżej do ogniska i zanurzyłem róg listu w płomieniach, obserwując, jak ogień trawi go powoli rozsypując idealnie nakreślone litery. – Też myślałem trochę nad tym, co stało się na moście – poczułem zbliżające się do moich palców ciepło i dopiero teraz wrzuciłem kopertę do ogniska śledząc, jak ginie pomiędzy stosem innych, aż wreszcie nie można jej było już odróżnić od pozostałych. – Wydawało mi się wtedy, że skoro zależy mi na Tobie, to może powinienem odpuścić i pozwolić Ci wygrać – splotłem ramiona i z opuszczonym wzrokiem skupiłem swoją uwagę na rozgrzebywaniu butem kupki ziemi i popiołu, któremu udało się wydostać z ogniska. – Rzecz w tym, że później nie byłem już taki pewny, czy ktokolwiek z nas wygrał, a co dopiero, czy coś na tym zyskał. Powinienem był wtedy coś powiedzieć i nie pozwolić Ci odejść samej – lekko drżącymi rękami odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się przyjemnie gryzącym moje gardło dymem. – Nie jestem pewny, dlaczego Ci to mówię – posłałem jej krótki i raczej zgaszony półuśmiech. Z reguły wolałem dusić w sobie słowa, aż umarły gdzieś tan na dnie razem z niespełnionymi ambicjami i żalami do całego świata. Nie chciałem uchodzić za kogoś wylewnego, bo odkąd pamiętam, kojarzyło mi się to tylko ze słabością. – Przez cały ten czas bałem się, że jeżeli coś by się stało komuś z nas, to pożegnaliśmy się w ten, a nie inny sposób - Zaciągnąłem się jeszcze raz po czym rzuciłem, przydeptałem niedopałek i zbliżyłem się do dziewczyny. Ująłem jej twarz w dłonie, unosząc ją lekko i uśmiechnąłem się. – Ale zrozumiałem, że my przecież nigdzie się nie wybieramy.
Uśpiona czujność i pozwolenie losowi, aby przejął kontrolę nad naszym życiem nie było dobrym rozwiązaniem, szczególnie odkąd granice igrzyskowej areny rozszerzyły się na cały Kapitol a reguły gry zmienione w ten sposób, że nikt nie mógł wygrać - ale dotarliśmy tak daleko. Może zmęczeni psychicznie, z nadszarpniętym zdrowiem, bez ludzi, którzy się dla nas liczyli i pozbawieni domu, ale wciąż tutaj byliśmy. Na przekór wszystkiemu.  
Odsunąłem na bok stos moich listów, przewiązanych lnianym sznurkiem. Wszystkie z nich miały dzisiaj podzielić los listu Diany, myślałem nad tym od dłuższego czasu i jeszcze w drodze byłem tego całkowicie pewny.  Od momentu, w którym je pisałem wiedziałem, że nigdy nie zostaną wysłane, miały jedynie złagodzić żyjące we mnie wyrzuty sumienia i uspokoić je. W przeciwieństwie do większości ludzi zebranych dookoła ogniska moja przeszłość już dawno była martwa, a mosty spalone. Parę skrawków papieru nie mogło tego zmienić.  Teraz już jednak nie byłem taki pewny, czy jestem gotowy się ich pozbyć. Zawiesiłem wzrok na paru fotografiach, które wysunęły się spoza równo ułożonych kopert i przypominały mi o życiu, do którego nie było już powrotu. Teraz większość tych miejsc i ludzi istniało już tylko na zdjęciach. Może jednak to nie była jeszcze najlepsza pora na pozbycie się ostatnich pamiątek po przeszłości. Usiadłem więc ze zrezygnowaniem obok Diany, wiedząc, że zapewne wrócę do domu dzisiaj z tym samym ciężarem. Nie mogłem przy tym zdecydować, czy był on lepszy od pustki, która groziła mi, gdyby jednak jakiś nagły impuls popchnął mnie do zniszczenia tych papierów.
Przyjrzałem się łańcuszkowi, który wisiał teraz zawieszonemu w powietrzu przez Dianę i delikatnie odbijał światło ogniska. Przez chwilę mogło się zdawać, że nadal błyszczy tym dawnym blaskiem Kapitolu, po którym od miesięcy nie było żadnego śladu. Zgasł już nawet w ludziach.
Naszyjnik nie znalazł się w tym świetle nawet na moment, zaraz został odsunięty w cień i został schowany w mojej dłoni, kiedy Diana zacisnęła swoje palce na moich i dopiero w tamtym momencie poczułem, jak zmarznięte były, kiedy przeszedł przez nie kojący impuls ciepła. Może to było to jedyne bezpieczne miejsce, o którym powiedziała chwilę później.
- Nie jestem pewny, czy takie nadal istnieje – odpowiedziałem tym samym cichym tonem, jakbyśmy dzielili się ze sobą sekretem. Uśmiechnąłem się lekko, jakby na potwierdzenie jej prośby i pogładziłem jej dłoń. – Wiąże się z nim jakaś historia?
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Ashe Cradlewood i Noah Atterbury Empty
PisanieTemat: Re: Ashe Cradlewood i Noah Atterbury   Ashe Cradlewood i Noah Atterbury EmptyNie Lip 13, 2014 3:40 pm

Jednym z oczywistych faktów, który od zawsze brałam za pewnik, było to, że jako mieszkańcy Kapitolu, wszyscy żyliśmy w tym samym świecie. Jasne, od pewnego czasu byliśmy przypisani do różnych dzielnic, drastycznie różniących się między sobą, ale ogólnie rzecz biorąc, oddychaliśmy tym samym powietrzem, patrzyliśmy nocą na te same gwiazdy, a codziennie rano witały nas dokładnie te same, niszczejące budynki. Ktoś się ze mną nie zgodzi? Zapewne niewielu; takie podejście do świata, oprócz tego, że wydaje się niepodważalne, jest również i wygodne. Łatwo zrzucić winę za beznadziejność każdego dnia na rząd, pogodę, brud i wszechobecną brzydotę, unikając w ten sam sposób szukania źródła problemu w jedynym miejscu, w którym naprawdę występuje - wewnątrz nas samych. I ja też przez długi czas uparcie wierzyłam w taki porządek świata. Prawdę mówiąc, chyba  wciąż w to wierzę i zapewne gdy wrócę w końcu do Kwartału, wszystko będzie po staremu; zacieki na murach nie staną się w magiczny sposób mniej widoczne, koce mniej dziurawe, ani woda w kranie cieplejsza. A jednak coś, co powiedział mi Noah, na kilka chwil kazało mi się zastanowić nad zasadnością mojego sposobu patrzenia na rzeczywistość.
Może nie chcesz go dostrzec.
Zmarszczyłam brwi, przyglądając się w zamyśleniu trzaskającemu ogniowi i w pierwszej chwili nic nie odpowiadając. Czy faktycznie pomijałam istniejące w siedzącym obok mężczyźnie zło, przyswajając informacje przez drobną siateczkę niewidzialnego filtru? Osobiście w to wątpiłam; faktem było jednak, że często zdarzało mi się (nie tylko dzisiaj - w przeszłości również) dostrzegać inne niż pozostali ludzie szczegóły, nawet gdy każde z nas wpatrywało się w pozornie ten sam obrazek. Czy to ja byłam odmienna? A może świat nie był tak naprawdę zbudowany ze stałej materii, a składał się z nieskończonej ilości luster, które odbijały wszystko to, co siedziało w nas samych?
Uśmiechnęłam się sama do siebie nad absurdalnością tego stwierdzenia, chociaż może wcale nie było takie głupie. W końcu musiał istnieć jakiś wytłumaczalny powód, dla którego tam, gdzie niektórzy widzieli paskudną, deszczową pogodę, inni dostrzegali źródło życia; że tam, gdzie jedni widzieli tylko żebrzące na ulicy, brudne dziecko, drudzy potrafili zobaczyć potrzebującego człowieka. Że to, co dla nas było niezapomnianą rozrywką, dla mieszkańców dystryktów stanowiło zwyczajny, krwawy mord. A może rzeczywistość w towarzystwie Noah wydawała mi się lepsza właśnie dlatego, że kiedy przebywał obok i ja byłam lepszym człowiekiem?
- Może nie chcę - odpowiedziałam w końcu cicho, nadal lekko się uśmiechając. Przymknęłam powieki, kiedy ponownie przytulił mnie do siebie, wtulając twarz w materiał jego swetra i wdychając delikatny zapach mydła. Prawie natychmiast zrobiło mi się też cieplej - zupełnie jakby tuż obok mnie płonęło drugie, nieco mniejsze ognisko. - Chyba każdy z nas patrzy trochę inaczej - odpowiedziałam, z niejakim rozbawieniem stwierdzając, że jego słowa niezaprzeczalnie odpowiadały wnioskom, do których sama doszłam kilka minut wcześniej. Może nie chodziło mu wcale o to samo, ale przekaz wydawał mi się podobny i to w jakiś sposób wywołało na mojej twarzy kolejny uśmiech. Lubiłam myśleć, że mieliśmy ze sobą coś wspólnego, nawet jeśli w większości były to tylko wytwory mojej wyobraźni.
A może nie?
W końcu czy wciąż nie trafialiśmy na siebie, niby przypadkiem znajdując się dokładnie w tych samych miejscach?
Gdy ponownie się odezwał, odsunęłam się nieznacznie, odruchowo zadzierając głowę do góry i próbując odszukać jego spojrzenie; zupełnie jakbym chciała się upewnić, czy mówi poważnie. Mówił. A ja miałam wrażenie, że zrobiłabym wszystko, o co by mnie poprosił, zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć drugie zdanie. Na które, swoją drogą, skrzywiłam się lekko. Podejrzewam, że musiałam wyglądać jak małe, niezadowolone dziecko, ale perspektywa wyciągnięcia na wierzch wszystkich moich koszmarów i spojrzenia na nie otwarcie, wypisanych czarno na białym, dosyć jawnie mnie przerażała. Noah chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak długa byłaby ta lista, a ja bardzo nie chciałam zmieniać tego stanu rzeczy.
Wciąż nie do końca przekonana, spojrzałam w dół, na nasze splecione dłonie. Czy faktycznie mogłam powiedzieć mu wszystko? Nie mieściło mi się to w głowie. Przyzwyczajona do ukrywania, chowania się za tajemnicami i przyglądania wszystkiemu z ukrycia, nie wyobrażałam sobie, że ktoś mógłby wiedzieć o mnie wszystko, choć musiałam przyznać, że ta wizja wydawała mi się równie przerażająca, co cudowna, i na chwilę obecną nie potrafiłam zdecydować, jaka bardziej.
Odskoczyłam nieznacznie, wyrwana z własnych myśli niespodziewanym szturchnięciem w bok i wreszcie pozwoliłam sobie na posłanie mężczyźnie lekkiego uśmiechu. Pokręciłam głową, wywracając jednocześnie oczami, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że mam zamiar skapitulować.
- W porządku, obiecuję - powiedziałam, na sekundę zaciskając mocniej palce na jego dłoni, ale ta szybko wysunęła się z mojej, a sam Noah wstał z miejsca i zanim zdążyłam się zorientować o co chodzi, już trzymał w ręku mój list. List, o którym na dłuższy czas zapomniałam i szczerze mówiąc - wolałabym sobie nie przypominać. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, niepewna do końca, co miałabym powiedzieć i jakich argumentów użyć - ale zanim zdążyłam wydobyć z siebie choćby jeden dźwięk, róg koperty zaczynały lizać już płomienie, a ja zorientowałam się, co tak naprawdę robił mężczyzna. Rezygnował z przeprosin, które się mu należały, paląc ostatni dowód, że wydarzenia na moście - wydarzenia, za które wstydziłam się tak, jak dawno nie wstydziłam się za nic w życiu - w ogóle miały miejsce. Jednym szybkim ruchem wrzucił trawiony ogniem papier do ogniska, razem z listem niszcząc moje wyrzuty sumienia, a przynajmniej tę ich część, której miałam nadzieję pozbyć się dzisiaj. I to w o wiele mniej bolesny sposób, niż sobie wyobrażałam.
Odetchnęłam cicho, czując, jak zalewa mnie fala wdzięczności, a oczy zaszkliły mi się lekko. Zamrugałam gwałtownie, mając nadzieję, że Noah niczego nie zauważył, choć i tak ostateczności zapewne zrzuciłabym winę za łzy na gryzący dym.
- Chciałam, żebyś mnie zatrzymał - powiedziałam cicho, jeszcze raz (i, jak miałam nadzieję, po raz ostatni) wracając myślami do naszej kłótni. - A jednocześnie tego nie chciałam, bo bałam się spojrzeć ci w twarz. Czy to ma sens? - Zaśmiałam się cicho, opuszczając wzrok na ziemię pod moimi stopami i kręcąc z zażenowaniem głową. Słowa mężczyzny docierały do mnie jakby z oddali, idealnie trafiając jednak prosto do mojego serca. Zastanawiałam się, czy naprawdę nie mógłby mnie znienawidzić, w ostatecznym rozrachunku dochodząc do wniosku, że Diany może i nie - ale Ashe już z całą pewnością tak.
Moje spojrzenie odnalazło go ponownie chwilę później, kiedy niechciane myśli zdążyły już przynajmniej częściowo ulecieć z mojego umysłu w stronę nocnego nieba. Uniosłam twarz do góry, prowadzona przez dotyk jego dłoni, odruchowo wtulając policzek w jedną z nich. Moja dłoń prawie automatycznie powędrowała do jego nadgarstka; nie po to, by go odciągnąć, ale by przytrzymać rękę w miejscu choć odrobinę dłużej.
Nigdzie się nie wybieramy.
Podciągnęłam wyżej oba kąciki ust, odwzajemniając uśmiech. W tych słowach było dużo prawdy, zarówno dobrej, jak i złej, bo szczerze mówiąc nie wiedziałam już, czy powinnam cieszyć się z chwilowej stabilizacji, bo oznaczała ona, że na chwilę obecną oboje byliśmy jako tako bezpieczni, czy przeklinać na nią, gdyż w oczywisty sposób skazywała mnie na spędzenie reszty życia za obdrapanym murem Kwartału. W tamtym momencie nie potrafiłam jednak myśleć o minusach takiej rzeczywistości, w chwilowej naiwności przekonana, że teraz wszystko już... będzie dobrze.
Może dlatego właśnie wyciągnęłam łańcuszek, gotowa przekazać go Noah, paląc ostatni most łączący mnie z przeszłością, o której nadal bałam się chociaż wspomnieć, w obawie, że znów wciągnie mnie w swoją otchłań. Nawet po takim czasie, nawet po tylu latach nie byłam w stanie spojrzeć na nią z dystansem, zupełnie jakby czające się w niej demony nadal nie znudziły się czyhaniem na mój ewentualny, nieostrożny krok. Wydawało mi się, że wynikało to z faktu, że nigdy tak naprawdę się z nimi nie zmierzyłam, ale jednocześnie miałam wrażenie, że one z każdym dniem rosły w siłę, a dzisiaj stały się dla mnie wręcz nie do pokonania - a przynajmniej nie w pojedynkę. Z kolei podzielenie się tą częścią wspomnień z kimkolwiek wciąż kojarzyło mi się niebezpiecznie z odarciem się ze wszystkich systemów obronnych.
I koło się zamykało.
- Yhm - przytaknęłam, orientując się, że milczę już zbyt długo i odrywając spojrzenie od zamkniętej dłoni mężczyzny, zamiast tego przenosząc go na jego oczy. Moja wolna dłoń spontanicznie powędrowała do jego policzka; opuszki palców przejechały lekko po skórze. Delikatne piegi i kolor tęczówek (które również zdawały się nimi upstrzone) kojarzyły mi się z piaskiem i wodą - częściami morza, nad którym powstały, i które jak na razie istniało jedynie w mojej wyobraźni. - Kiedyś ci opowiem - dodałam jeszcze, nie do końca przekonana, czy złożyłam właśnie tę obietnicę jemu, czy może - sobie samej.

Zt x2 (?), chyba że Domi coś jeszcze będzie dopisywać <3
Lecimy do teraźniejszości! c:
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Ashe Cradlewood i Noah Atterbury Empty
PisanieTemat: Re: Ashe Cradlewood i Noah Atterbury   Ashe Cradlewood i Noah Atterbury Empty

Powrót do góry Go down
 

Ashe Cradlewood i Noah Atterbury

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Ashe + Noah
» Noah Atterbury
» Noah Atterbury
» Noah Atterbury
» Noah Atterbury

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-