IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Maisie Ginsberg

 

 Maisie Ginsberg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie Ginsberg Empty
PisanieTemat: Maisie Ginsberg   Maisie Ginsberg EmptyNie Lut 16, 2014 4:21 pm

Maisie Ginsberg
Stacy Martin


Maisie Ginsberg Daneos

IMIONA: Maisie Rye
NAZWISKO: tak naprawdę Randall
DATA URODZENIA:  13 sierpnia 2256
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Ziemie Niczyje
ZAJĘCIE: najtrudniejsze: życie



Maisie Ginsberg Rodzina


- Luelle i Charles Randall - ukochani rodzice;
- Malcolm, Hugh, Libby Randall - ukochane rodzeństwo;
- Gerard Ginsberg - przybrany opiekun Maisie z Jedenastki;

Maisie Ginsberg Historia

Niektórzy mówią, że nie da się mieć szczęśliwego dzieciństwa w Panem, że najcudowniejsze chwile najmłodszej ludzkości są zdecydowaną, zamierzchłą przeszłością, że odkąd powstało Najlepsze Państwo wszyscy są nieszczęśliwi od pierwszego do ostatniego oddechu.
Dość górnolotne, pesymistyczne i - w moim przypadku- zupełnie nieprawdziwe.
Wychowałam się w pełnej, kochającej rodzinie w najpiękniejszym z dystryktów. Zawsze tak uważałam. Zachwycały mnie mieniące się wszystkimi odcieniami złota zboża, biały pył mąki unoszący się w powietrze, czerwone zachody słońca nad naszym małym domem. Pierwsze lata mojego życia były bajką - także ze względu na relację z rodzeństwem. Kochałam wszystkich równo, ale to w Malcolma byłam wpatrzona jak w obrazek. Do niego wyciągałam ręce, z nim stawiałam pierwsze kroki i jemu zwierzałam się z największych sekretów dotyczących ukrytych jabłek czy podartej sukienki.
Było to jednak zaufanie pewnie jednostronne - nic dziwnego, biorąc pod uwagę różnicę wieku - bo Malcolm nigdy nie tłumaczył mi świata dokładnie. Nie wspominał o Igrzyskach, nie żegnał się ze mną przed Dożynkami i nawet nie pomachał mi, kiedy wchodził na prowizoryczną scenę. Przy akompaniamencie oklasków kolorowej pani, stojącej obok niego, i szlochu naszej mamy.
Właściwie...może to dobrze, że nie rozumiałam, co się wokół mnie dzieje. Nie przeżyłam więc żadnej traumy, kiedy wszyscy w domu przeżywali żałobę za życia mojego brata, którego oglądałam ciągle na wielkim ekranie. Przez kilka dni, miesiąc, rok; bez Malcolma czas płynął mi potwornie powoli, zaczęłam więc podsłuchiwać rozmowy starszych i przejmować ich strach. Na szczęście nie zdążyłam zrozumieć wszystkiego: Malcolm wrócił. Fanfary, konfetti, znów kolorowa pani, kolorowi panowie, kolorowe ubrania. Powinno mi się podobać, dzieci uwielbiają coś tak przyciągającego uwagę, ale czułam się raczej spłoszona i nie odstępowałam odzyskanego brata na krok.
Kiedy przenieśliśmy się do Kapitolu też miałam taki zamiar, histeryzowałam, kiedy zabierali Malcolma na jakieś bankiety, spotkania...nie rozumiałam tego zupełnie i nie rozumiałam dlaczego zabrał nas do takiego miejsca. Dziwnego, przerażającego, obcego. Pośpiech, chaos, gwar. Zero roślinności, wąskie klatki schodowe, betonowe schody. Błyski fleszy, jedzenie wylewające się z talerzy, zdeformowani ludzie o różowych włosach. Zaczęłam mieć koszmary na jawie; nie pamiętam dokładnie tego okresu: wszystkie chwile zlewają się w wibrującą, obrzydliwą całość, przypominającą plamę oleju. Nie wiem nawet, czy to moje histerie czy coś innego wpłynęło na rodziców, postanawiających opuścić Kapitol. Mogę przywołać tylko uczucie ulgi, kiedy przeklęte miasto pozostało za nami. Pochłaniając Malcolma.
Płakałam za nim równy tydzień, nie zważając na kłótnie rodziców z rodzeństwem. Byłam zbyt młoda i zbyt przerażona, żeby przywiązywać wagę do spraw dorosłych. Cały stres, kumulowany przez pięcioletnie dojrzewanie w Kapitolu ulatniał się ze mnie podczas ciężkiej podróży. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła Libby, kiedy Hugh powiedział coś o Trzynastce i również zniknął i - w końcu - kiedy podczas przejścia przez granicę z Jedenastką zostałam oddzielona od rodziców.
Przez długi czas wyzywałam siebie w myślach najgorszymi słowami. Mogłam być bardziej uważna, odpowiedzialna i świadoma. Może wtedy wiedziałabym, co tak naprawdę stało się na granicy. Awantura, strzały, Strażnik Pokoju przewracający mnie na ziemię, zastrzyk, pobudka w szpitalu. Obóz, przydzielenie do pracy, nowe nazwisko, nowy dystrykt, nowa rodzina. Wszystko - w ciągu kilku godzin. Niesamowite, jak łatwo życie ulega diametralnej zmianie.
Byłam za młoda. Powtarzam to sobie do dziś, jak kiepską mantrę albo modlitwę, wymagającą ciągłego przypominania. Dość kłamliwą, przecież dziesięciolatki zabijają na arenie, zwycięzcy błyszczą w świetle reflektorów a ja...A ja przez dekadę mojego życia (w dzisiejszych czasach to naprawdę sporo) byłam bierna. Bierna, naiwna, lękliwa. Czasami (to ta naiwność!) myślę, że Malcolm wygrał Igrzyska dla mnie. Żebym nie zginęła na arenie, kiedy już stanę się starsza, kiedy skończę dwanaście lat.
Los jest naprawdę zabawny, bo dopiero w tym wieku zaczęłam żyć. Bez rodziców, bez rodzeństwa, rzucona do nowego Dystryktu. Nie byłam przerażona tak, jak za czasów Kapitolu tylko dlatego, że zużyłam cały strach w stolicy i musiałam zacząć dbać o siebie.
Ale nie sama. Widocznie przeznaczenie bywa także łaskawe. Jako sierota (nie rozumiałam tego słowa, po sielance dzieciństwa przyswajanie rzeczy tragicznych wychodziło mi równie kiepsko) zostałam oddana samotnemu mężczyźnie, mieszkającego w zdezelowanym domu na końcu wioski. Wyglądał jak wariat, bywało, że zachowywał się jak wariat, ale za czasów mojej samotności nie spotkałam nikogo bardziej rozsądnego i odpowiedzialnego. Ludzie szeptali, że mnie krzywdzi, ale nigdy mnie nie dotknął. A przynajmniej tak chciałabym twierdzić. Syndrom sztokholmski? Ciężko powiedzieć, wyrzuciłam z pamięci tamten okres. Wiem tylko, że bolało; byłam przyzwyczajona do zupełnie innego życia, pełnego czułości, ale teraz jestem Gerardowi wdzięczna. Uratował mi życie wiele razy. Miał rację, uczuciowość w obecnych czasach nie była tak potrzebna jak umiejętności. Tych kilka długich lat w Jedenastce nauczyło mnie naprawdę wiele. Cały dzień pracowaliśmy z Gerardem w wyznaczonym sektorze a wieczorami - wymykając się Strażnikom - rozpoczynało się szkolenie. Nigdy nie pytałam mojego opiekuna, czy kiedyś był żołnierzem czy po prostu wszechstronnie wykształconym człowiekiem. Pokazywał mi jak się strzela, ukrywa czy naprawia silniki maszyn związanych z uprawą roślin. Nie rozumiałam jego intencji, rozmawialiśmy niezwykle rzadko. Przejęłam wiele cech z jego charakteru: może gdybym dojrzewała przy mojej prawdziwej rodzinie stałabym się bardziej czuła? Dużo myślałam o rodzicach, siostrze, braciach; jednocześnie napędzało mnie to do działania i przerażało. Wydawało mi się, że straciłam ich wszystkich przez własną bierność, ale...byłam za młoda, żeby cokolwiek zrobić i cokolwiek zrozumieć, prawda?
Pewnie przez powtarzanie tego usprawiedliwienia w nieskończoność zgodziłam się w końcu na propozycję Gerarda. Byłam już prawie dorosła, musiałam działać, niezależnie od prognoz powodzenia akcji - dlatego wizja ruszenia do (nieistniejącej) Trzynastki, by wziąć udział w (nieistniejącej) Rebelii z (nieistniejącymi) ludźmi wydawała mi się niezłym startem w prawdziwą dorosłość. Bałam się ucieczki z Jedenastki, jednocześnie przypominałam sobie słowa Libby i Hugh'a i zaczynałam powoli rozumieć ich decyzję sprzed ponad dziesięciu lat. Wszystko powoli się krystalizowało, perspektywa odzyskania chociaż części rodziny napędzała mnie do działania. Do dziś nie wiem jak udało się nam opuścić Dystrykt i przedrzeć do Trzynastki. Która jednak istniała, tętniła życiem i...przypominała mi Kapitol.
To było pierwsze, druzgoczące i przerażające wrażenie. Znów wąskie korytarze, dużo sztucznego światła, wiecznie buczące maszyny, ludzie wyglądający jak roboty, chcący niszczyć i...nie wiem, ile wytrzymałam pod ziemią. Może tydzień, może miesiąc, może rok. Czas płynął tam inaczej, ale wiem, że błagałam Gerarda o opuszczenie przeklętego dystryktu, w którym nie znalazłam rodzeństwa ani wieści o rodzicach. Nie zgodził się; widziałam, że podejrzewa mnie o kolejną psychozę. Zanim zdążył zamknąć mnie na poziomie szpitalnym udało mi się wydostać. Zwykły patrol, piątka znajomych żołnierzy i...może jednak zwariowałam.
Rozdzielenie się grupy, naładowany pistolet, dwa strzały w tył głowy, trzy w plecy i w końcu nóż wbity w szyję. Po raz pierwszy mogłam wykorzystać nauki Gerarda w praktyce - praktyce, po której wymiotowałam przez kolejne dwadzieścia kilometrów, rozpoczynając kolejną ucieczkę. Uciekałam z Dziewiątki przed biedą i Igrzyskami, z Kapitolu przed przerażeniem i w końcu z Trzynastki: w tym przypadku po prostu instynktownie. I samobójczo, ale chyba zaczynałam mieć szczęście. W końcu potrafiłam poradzić sobie sama, niewykryta, przemierzająca całe Panem. Prawie sześć lat wędrówki, setki niebezpiecznych przygód i ciągła, rosnąca tęsknota za rodziną. Straciłam nadzieję na odnalezienie rodziców, Libby i Hugh, ale...Malcolm ciągle był przecież w Kapitolu. Taką miałam nadzieję i to kierowało moje kroki w kierunku stolicy.
Zniszczonej; na rogatkach najwspanialszego miasta Panem znalazłam się w drugim dniu walk. Setki uciekinierów, bomby, roztrzaskane budynki. Jednocześnie cieszyłam się z upadku znienawidzonego miejsca z koszmarów i jednocześnie - po raz pierwszy od kilku lat - trzęsłam się ze strachu. Że mogłabym w tej chwili ginąć w ruinach - zarówno po stronie Rebeliantów jak i jako długoletnia mieszanka Kapitolu. Obserwowałam tę tragedię z boku, znów bierna, oczekując na dobry moment do wkroczenia do miasta niezauważona. Bezskutecznie, bywało gorzej, częste łapanki i w końcu totalne zniszczenie przedmieść. Znów musiałam uciekać, ale tym razem nie ukrywałam się gdzieś na końcu świata: w żadnym Dystrykcie nie było bezpiecznie. Przez kilka miesięcy znów wędrowałam po lasach Siódemki, wracając na ziemię Kapitolu w lutym tego roku. Ucichły odgłosy spadających bomb i strzałów. Miasto z perspektywy Ziem Niczyich wydaje się wręcz nienaturalnie ciche i zachęcające. Udało mi się dostać do środka kilka razy, z naiwną nadzieją, że wpadnę na niego w ciemnych zaułkach Dzielnicy Rebeliantów.

Maisie Ginsberg Charakter

Ironicznie chłodna i zdystansowana. Daleko jej do przemiłej trzpiotki z najbiedniejszego dystryktu czy wyrafinowanej pańci z cudownego Kapitolu. Właściwie ciężko ją zaszufladkować, poznać i wpisać w jakiekolwiek schematy czy ramy. Wymyka się wszystkim z wrodzoną łatwością - jest przecież stworzona do ucieczki. Nie ma w niej heroicznego ducha, nakazującego wojowanie w imię wyższych idei czy jedynej słusznej moralności. Osądza jednak ludzi od razu, rzadko kiedy pozwalając sobie na łaskę obdarowania drugą szansą. Jest nieufna, ale paradoksalnie nie ma problemu z nawiązywaniem kontaktu. Wzbudza sympatię: przecież to taka ładna, szczera, prostolinijna, pracowita dziewczyna. Odwzajemnia ją jednak dość powściągliwie, przyjaciół ma naprawdę niewielu i zbudowała wokół siebie trwałą uczuciową fortecę. Nic dziwnego, ostatnie kilka lat spędziła prawie zupełnie odcinając się od ludzi. Samotność jej nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, wycisza wszystkie lęki i poprawia humor. Zaradna, samowystarczalna, potrafi zadbać o pożywienie i schronienie, sprawnie posługuje się bronią - zupełnie nie przypomina płaczliwej siebie sprzed czternastu lat. O dziwo, nigdy nie sprawia wrażenia sfiksowanego odludka. Może przez ładną (chociaż kanony są względne) aparycję a może przez wręcz przesadną pewność siebie, której nabrała podczas tułaczki. Mówi niewiele, ale zdecydowanie i tylko w chwilach zagrożenia w jej oczy zdradzają początki szaleństwa. Wtedy staje się nieobliczalna i niebezpieczna, także dla samej siebie. Bywa dość...nieokrzesana i nieokiełznana. Nie przywykła do kontaktu z ludźmi i obecnie każda konfrontacja przebiega dość...interesująco. Trochę dzikus; właściwie ciężko przewidzieć jej zachowanie. Do bólu zawzięta i szczera: nie potrafi kłamać ani rezygnować z czegoś, co sobie zaplanowała. Dlatego dalej szuka Malcolma i jest pewna, że jej brat żyje. I na nią czeka. 


Maisie Ginsberg Ciekawefakty


✦ Zdolna. Potrafi naprawić silnik, zbudować szałas, opatrzyć rany, nastawić złamaną rękę, wymienić wszystkie trzysta dwadzieścia jeden środków ochrony roślin i płynnie poruszać się po nieznanym terenie bez mapy. Wszystko dzięki naukom Gerarda i kilkuletniej tułaczce po terytorium całego kraju.
✦ Właściwie zapomniała jak prowadzi się normalne życie. Jedzenie przy stole, ubieranie sukienek, spanie w wygodnym łóżku, ciepły prysznic: zupełna abstrakcja.
✦ Wszystko, co posiada, ma spakowane w jednym plecaku, który stanowi jej cały majątek.
✦ Tymczasowo zamieszkuje opuszczone muzeum, przegląda stare książki i próbuje od nowa nauczyć się czytać i pisać: w lasach trudno zdobyć ciekawą lekturę czy czystą kartkę papieru.
✦ Coraz częściej pojawia się w Dzielnicy Rebeliantów. Szuka brata a jednocześnie zdobywa pożywienie czy potrzebne przedmioty: niekoniecznie w sposób zgodny z prawem.
✦ Stara się odsunąć od polityki; gardzi tak samo mieszkańcami dawnego Kapitolu jak i Rebeliantami, co czyni z niej niezwykle samotną osobę.
✦ Uwielbia kwiaty. Każdego rodzaju. Marzy się jej własny ogródek, ale to byłoby równe wywieszenia czerwonej flagi na drzwiach i zaproszenia Strażników na herbatę.
✦ Nie pali, nie pije, nie bierze narkotyków. Przykład abstynencji doskonałej.
✦ Zawsze wyobrażała sobie, że w wieku 26 lat będzie mieć już męża, mały dom zaraz obok domu Malcolma i trójkę dzieci, które będą bawiły się z bratankami. Rzeczywistość dość ostro zweryfikowała te plany.
✦ Zupełnie nie orientuje się w nowinkach technicznych, chyba, że chodzi o urządzenia związane z rolnictwem.


Ostatnio zmieniony przez Maisie Ginsberg dnia Sob Mar 01, 2014 12:17 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie Ginsberg Empty
PisanieTemat: Re: Maisie Ginsberg   Maisie Ginsberg EmptyWto Lut 18, 2014 4:08 pm

karta skończona!
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Maisie Ginsberg Empty
PisanieTemat: Re: Maisie Ginsberg   Maisie Ginsberg EmptyWto Lut 18, 2014 5:30 pm

Domyślam się, że z resztą rodzeństwa jest ustalone :)
Więc akcept:)
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Maisie Ginsberg Empty
PisanieTemat: Re: Maisie Ginsberg   Maisie Ginsberg Empty

Powrót do góry Go down
 

Maisie Ginsberg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Maisie Ginsberg
» Maisie Ginsberg
» Gerard i Maisie Ginsberg
» Maisie Ginsberg i Mervin Farlane
» maisie

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-