IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Szkoła publiczna

 

 Szkoła publiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the civilian
Dominic Terrain
Dominic Terrain
https://panem.forumpl.net/t3297-dominic-terrain#51606
https://panem.forumpl.net/t3302-nick#51611
https://panem.forumpl.net/t3301-dominic-terrain#51610
https://panem.forumpl.net/t3303-dominic#51612
https://panem.forumpl.net/t3306-dominic-terrain#51641
Wiek : 26
Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat
Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku
Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura
Obrażenia : tylko zniszczona psychika

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyCzw Maj 02, 2013 9:18 pm



Mało kto w Kwartale myśli o chodzeniu do szkoły, a jednak jakieś lekcje wciąż się tutaj odbywają. Szkoła publiczna to mała, nadgryziona zębem czasu (i rebelii) placówka. Sprzęt w niej jest przestarzały, nie znajdziemy tu też multimedialnych tablic standardowych dla szkół w Dzielnicy Rebeliantów. Dzieci uczą się głównie podstawowej wiedzy, a do głów upycha się im kapitolińską propagandę prorządową.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Maj 26, 2013 8:43 pm

Benjamin... a w sumie Max, bo tak Ben myśli, że ma na imię, pełnił dyżur na szkolnym korytarzu. Lubił swoją pracę. Kochał te dzieciaki jak własne. Czasami się zastanawiał czy gdzieś tam nie miał swoich własnych. Ale tego nie pamiętał. Jego życie zaczęło się kilka miesięcy temu, tuż przed zdobyciem Kapitolu przez rebeliantów. Wtedy Ben był przekonany, że to stąd pochodzi i dlatego trafił do KOLCa. Ktoś znalazł przy nim nieśmiertelnik z imieniem "Max Stone" i tak to już zostało. Ale fakt, że został znaleziony w takim stosie rannych i martwych ciał, że nic dziwnego, że pomylono nieśmiertelniki.
Tak czy inaczej było już po rebelii i Ben... Max wiódł sobie spokojny żywot nauczyciela w klasie sześciolatków. Co noc śnił o jakiejś dziewczynie, dziewczynie której nie znał, ale za którą tęsknił. Wołała go, ale nie słyszał co woła. Wyciągała do niego ręce, ale była za daleko by móc ją złapać. Ben miał wrażenie, że gdyby mu się udało ją dosięgnąć, to jego życie sprzed KOLCa stałoby się jasne. Ale nie mógł jej złapać. Budził się zlany potem, czasem krzycząc, czując, że dziewczyna umiera. I tak noc w noc. Czasem myślał, że gdyby nie było tego snu, to by czegoś mu brakowało.
Dziś sen był jeszcze bardziej dramatyczny niż zwykle. Dziewczyna niemal błagała by ją złapał, a on nie mógł nic zrobić. Dlatego rano obudził się zmęczony i teraz marzył o kubku kawy. Taaa... mógł pomarzyć. Jedyne co mu pozostawało to kubek przegotowanej wody. Nawet nie zimnej, bo ta z kranu była wątpliwej jakości.
- Ehhh. -westchnął, przecierając oczy i próbując nie ziewnąć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Maj 26, 2013 9:05 pm

//początek na tym forum, awww <3

Siedem miesięcy.
Może i dłużej, może nieco krócej, skąd miałam to wiedzieć? Każdy dzień był takim samym. Zaczynał się łzami, kończył przeważnie też. Kilka interesujących faktów z mojego życia:
1. Drake nie żyje.
2. Straciłam Bena.
3. Z każdym dniem jest coraz gorzej.
Co do Drake'a: zginął z rąk Rei. Nie wiem, co dokładnie się stało, oszczędziła mi szczegółów. Zresztą nie musiała niczego mówić- jej oczy płonęły jakimś niezrozumiałym ogniem sprzecznych emocji, miłość i nienawiść, smutek i gniew, wszystko to było zbyt przytłaczające... Jak mogłam ją o to prosić? Nie miałam prawa. Kochałam Rei jak siostrę, więc jeszcze gorzej czułam się z faktem, że to ona zabiła mojego brata. Zaczęłam chodzić do terapeuty, wszystkie wizyty wyglądały podobnie- trochę moich łez, trochę jego westchnień, dużo ciszy- a potem biała recepta na antydepresanty. Brałam je bez słowa sprzeciwu.
Brałam? Wciąż biorę. Inna sprawa, że obecnie nielegalnie.
Punkt drugi to temat tabu. Nie rozmawiam o nim nawet z Dominikiem, chociaż jeszcze niedawno próbował wydobyć ze mnie cokolwiek na ten temat. Uparte milczenie było chyba wystarczającą odpowiedzią. Wszystko było zbyt świeże, zbyt bolesne, mimo upływu siedmiu cholernych miesięcy. Kochałam go. Kocham go. Będę go kochać. Może po części tłumaczy to fakt, że codziennie wpatruję sie błagalnie w ekran telefonu, prosząc szeptem, by zadzwonił? Że codziennie męczę urzędników podając im jego imię i błagając o pomoc? Że codziennie chodzę po parkach i wszystkich miejscach publicznych, wypatrując w tłumie ciepłych, kochających oczu?
Zaraz znowu zacznę płakać. Potrzebuję Dominika.
Co do trzeciego punktu wypowiadać się chyba nie muszę. Antydepresanty przestają działać, łzy nie przynoszą ulgi. Nic jej nie przynosi. W nocy nie śpię, czuwam, zwinięta w kłębek pod kołdrą, skrobiąc bezsensowne słowa w pamiętniku. Hej, widzicie to? Piszę pamiętnik. Kim jestem?
Napewno nauczycielką w KOLCu. Po ogłoszeniu nowych rządów szlag trafił resztki mojego normalnego życia. Błagałam Coin o uwolnienie mieszkańców getta, ale zbyła mnie pogardliwym spojrzeniem, które mówiło aż zbyt wiele. Prośbę o możliwość nauczania dzieciaków przyjęła już nieco życzliwiej. Dzięki temu mogłam przynosić im potajemnie coś do jedzenia albo trochę środków higieny, chociaż wciąż zdawałam sobie sprawę, że igram z ogniem i mogę się poparzyć w każdej chwili.
Dzisiaj czułam się świeżo i byłam w miarę wypoczęta. Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz, mijając smutne i szare twarze. Codzienność. Zmierzałam do klasy, musiałam przygotować się do następnej lekcji, chociaż w tych warunkach to było prawie niemożliwe.
I wtedy z nieba strzelił grom.
W oczach stanęły mi łzy, serce na chwilę zastopowało i jęknęło boleśnie, twarz ściągnął mi paroksyzm bólu. Zachwiałam się lekko, pijana szczęściem i niedowierzaniem. Dłonie mi drżały, kiedy przemierzyłam dzielącą nas odległość. Szukałam... szukałam go wszędzie, a on był tu, tuż pod moim nosem, tu, w KOLCu, przy mnie, bezpieczny, Ben, Ben, BEN!
Ostatnie kroki przebiegłam, chwiejąc się na boki, zanim z głośnym łkaniem przylgnęłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Po raz pierwszy ktoś widział mój płacz, ale nie przeszkadzało mi to, nie teraz. Kiedy w końcu go puściłam, od razu powiodłam dłońmi po znajomych rysach twarzy i miękkich włosach, których dotykałam tak wiele razy, chcąc się upewnić, że ma się dobrze.
-Ben- wyszeptałam przez łzy, chociaż na ustach igrał mi uśmiech nieśmiałego wzruszenia. -Matko, Ben, Ty żyjesz. Kocham Cię. Kocham Cię. Przepraszam.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Maj 26, 2013 9:40 pm

To było... dziwne. Nagle ktoś rzucił mu się na szyję płacząc, i wtulając się w niego. Zdębiał. Sparaliżowało go w pierwszej sekundzie, a potem pogłaskał dziewczynę po włosach bo uznał, że tak trzeba. Nie rozumiał jednak tego wybuchu... radości? To było takie nieoczekiwane i miłe, czuć jej dłonie na sobie. Przez myśl przyszło mu, że dziewczyna go zna, ale wkrótce potem okazało się, że wcale nie. Nazwała go Ben... On nie był Ben.
Spojrzał na nią, a jej delikatna twarz wydawała mu się tak dziwnie znajoma. Jakby przeżył deja vu.
- Przepraszam... ale chyba pomyliłaś mnie z kimś. - powiedział spokojnie, nadając głosowi wyraz delikatności i troski. Nie chciał by dziewczynie było przykro czy głupio. - Mam na imię Max. Max Stone. - wzruszył ramionami i wyjął spod koszulki nieśmiertelnik. Nie wiedział, dlaczego go jej pokazał... może, żeby udowodnić, że jest Maxem.
- Wybacz, że nie jestem tym, którego szukasz. Ale jestem pewny, że on się na Ciebie nie gniewa. Nikt nie mógłby się na Ciebie gniewać, więc nie musisz przepraszać. - delikatnie chwycił ją pod brodę i zmusił by spojrzała mu w oczy.
Przypomniała mu się dziewczyna ze snu... miała podobne spojrzenie, takie smutne i głębokie, oczy w których można utonąć. Te oczy... Nie, to nie mogła być dziewczyna ze snu. Ta tutaj szukała jakiegoś Bena.
- Jak masz na imię? - zapytał - Przyszłaś po kogoś? - myślał, że jest starszą siostrą któregoś z dzieci.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Maj 26, 2013 10:07 pm

Kiedy pogładził mnie po włosach, poczułam znajome ciepło rozchodzące się powoli po moim ciele, jakbym wróciła do dawno odstawionego nałogu. Do jego obecności. W sekundzie, w której znalazłam się możliwie najbliżej Bena już wiedziałam, że nic na świecie nie zmusi mnie do zostawienia go. Pojadę za nim wszędzie- na front, poza Panem, do samych czeluści. Nieważne, dokąd się udam. Ważne, żeby udać się tam z nim.
Błoga radość i wzruszenie jednak minęły szybciej, niż bym sobie tego życzyła. Bajka przemieniła się w koszmar.
-Przepraszam... ale chyba pomyliłaś mnie z kimś. Mam na imię Max. Max Stone.
Świat zawirował mi przed oczami, szalone zawroty głowy zachwiały postawą. Niezgrabnie przerzuciłam ciężar ciała na drugą nogę, aby utrzymać się w pionie. Jednocześnie czułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę z całej możliwej siły. Zgięłam się pod naporem ciosu, a oczach błysnęły mi łzy niedowierzania. Nie mogłam go stracić. To musiał być żart. To BYŁ żart. Ten nieśmiertelnik też nim był, próbą, czy jeszcze rozpoznam Bena, próbą, czy... próbą...
Odezwanie się przyszło mi z ogromnym trudem, gardło miałam ściśnięte, a głos przepełniony histerycznym niepokojem.
-Wybacz, że nie jestem tym, którego szukasz. Ale jestem pewny, że on się na Ciebie nie gniewa. Nikt nie mógłby się na Ciebie gniewać, więc nie musisz przepraszać.
Złapał mnie za podbródek, załkałam cicho pod wpływem znajomego i kojącego gestu, pozwalając policzkowi na chwilę przylgnąć do znajomej dłoni, ale zaraz poderwałam się od niej jak oparzona.
-Nie... nie. Ja... proszę, przecież wiesz, kim jesteś. Jesteś... jesteś Benjamin Levitt, jesteś...- głos zatrzymał mi się i załamał, zanim zdążyłam dopowiedzieć miłością mojego życia. Pokręciłam głową, świat ponownie zawirował. Żartował. Musiał żartować.
-Błagam, Ben, przestań. Ten żart... on nie jest śmieszny, proszę.- Znam Twoje oczy, chciałam powiedzieć z całych swoich sił. Znam je, one też mnie znają. Kochały mnie.
-Jestem Jasmine, przecież wiesz, że mam tak na imię. Pracuję tu... od niedawna. Nie widziałam Cię wcześniej, chociaż powinnam, ale nie odzywałeś się i myślałam, że zostałeś gdzieś na froncie... Tak się bałam, ale już teraz jesteś bezpieczny, teraz wszystko będzie dobrze.
Głos drżał mi spazmatycznie i łamał się, kiedy chwyciłam go za dłoń i splotłam palce z jego palcami, chociaż cichy głosik z tyłu głowy nucił mi, że nic nie będzie dobrze.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Maj 26, 2013 10:30 pm

Nie spodziewał się takiej reakcji, nie spodziewał się łez. Bardzo głupio mu się zrobił, że przez niego dziewczyna zaczęła płakać.
- Proszę Cię, nie płacz. - jęknął. Zaczął po kieszeniach szukać chusteczek, ale ostatnią pewnie oddał jakiemuś dziecku, bo dzieci w KOLCu często się przeziębiały i kichały.
Znów Ben... Benjamin. Nic mu to nie mówiło. A przecież powinno mu było mówić, gdyby to był on. Pokręcił głową i rozłożył bezradnie ręce.
- Nie znam go. - powtórzył. - Na prawdę nie wiem o kim mówisz. - jak bardzo mu było żal tej dziewczyny. Musiała mocno kochać tego Bena. Mokre od łez oczy wydawały się mu jeszcze piękniejsze. Czy można wyglądać pięknie płacząc? Ona wglądała.
- Jasmine... - powtórzył. - Bardzo ładne imię. - wtuliła się w jego dłoń, a jemu to nie przeszkadzało. Żałował, że ta dziewczyna kogoś kocha. Chciał by kochała jego... - Byłem na froncie. Ale dawno... - zawahał się. - Od miesięcy jestem tutaj... - wskazał na ściany, ale miał na myśli KOLeC. Kpiny Coin... getto... obóz powolnej śmierci z wyczerpania, głodu lub braku lekarstw.
Spojrzał na ich dłonie splecione.
- Opowiedz mi o tym Benie... - zachęcił ją. Podprowadził do krzesła i posadził delikatnie. Była taka krucha, jak z porcelany.
- Przyszłaś go tu szukać? - dopytywał się. Sam nie wiedział dlaczego chce coś wiedzieć o tym chłopaku. Skrycie marzył by nie żył, wtedy mógłby zaprosić Jasmine na... hmmm... możliwości randkowe w KOLCu były bardziej niż ograniczone. Ale mogli pójść na spacer bocznymi uliczkami. Albo po prostu wspiąć się na jakiś dach i popatrzeć na niebo. Niebo było takie samo i tu i tam za murem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Maj 27, 2013 5:33 pm

,,Nie znam go. Naprawdę nie wiem o kim mówisz.''
Łzy radości zamieniły się w niedowierzanie i rozpacz. Byłam pewna, że to Ben. Może nieco zmizerniał, nieco schudł i posmutniał, ale to wciąż był on. Mój Ben. Wykluczyłam łudzące podobieństwo kogoś obcego, a przecież nie żartowałby ze mnie. Nie tak długo. Nie do momentu, w którym zaczęłam płakać. Powinien był mnie wtedy przytulić, pocałować we włosy i przeprosić, mówiąc, że to był głupi żart i że bardzo się cieszy, że mnie widzi. Ale tego nie zrobił, a w jego oczach, w jego kochanych, ciepłych oczach, widziałam tylko niezrozumienie.
To chyba bolało najbardziej. Nie ten parzący dotyk, nie brak uśmiechu, nawet nie słowa- ale jego obcy wzrok. Wzrok, który mnie w nim rozkochał, teraz nie należał już do mnie. Ani do niego. Do Bena. Do Maxa..?
Wzmianka o froncie po raz kolejny wzbudziła we mnie nadzieję, chociaż w jakiś sposób wiedziałam, że znowu będę cierpieć, jeśli spytam. Mimo tego słowa same wyrwały mi się z gardła.
-Czyli byłeś na froncie, tak? Może byłeś ranny, nie pamiętasz tego? A.. Trzynastka? Pamiętasz Trzynastkę? Pamiętasz Daniela?
Nienawidziłam siebie za błagalne brzmienie głosu.
Kiedy doprowadził mnie do krzesła, opadłam na nie ciężko i chwyciłam się poręczy jak ostatniej deski ratunku. To była groteska, tragedia, sen. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym ponownie zaczęłam zaciskać dłonie aż do białości na kostkach, próbując odciągnąć od siebie ten gorszy, wewnętrzny ból.
-Ben? Ty jest... On był... on JEST dla mnie wszystkim- zająknęłam się niezgrabnie, gdy język nie chciał mnie słuchać. To pytanie paradoksalnie napełniło mnie największym lękiem. Amnezja?
-Ty.. On... zawsze mnie kochał. Był dla mnie dobry. I ja też go kochałam, bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek innego. Wspierał mnie, potem... potem wyjechał na front. Obiecał, że wróci. Czekałam... zawsze będę czekać.- Przy ostatnich słowach ściszyłam głos do szeptu.
Na następne pytanie odpowiedziałam potakującym kiwnięciem.
-Pracuję tu głównie ze względu na dzieci, ale też chciałam znaleźć się w KOLCu, bo miałam nadzieję, że tu go odnajdę.- Dodałam jeszcze błagalnie, wpatrując się w jego twarz.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Maj 27, 2013 6:18 pm

Facetom nie jest łatwo patrzeć na płaczącą dziewczynę, nigdy nie wiedzieli co powinni zrobić. Ben-Max tym bardziej nie wiedział. Wiedział, że to przez niego Jasmine płacze, ale on nie był nic winny. Nie jego wina, że był podobny do tego Bena. Okej, nie pamiętał swojej przeszłości, ale przecież znaleziono przy nim nieśmiertelnik z nazwiskiem Max Stone, nie Ben jakiś tam.
Gdy zapytała go o front posmutniał.
- Byłem. I dość mocno oberwałem. Cud, że udało im się mnie poskładać. Niestety nie odzyskałem większości wspomnień. – zagryzł wargi. Nie było to miłe nie wiedzieć kim się jest. – Trzynastka? Sugerujesz, że jestem buntownikiem? – teraz widać było na jego twarzy coś na kształt wściekłości. – Jestem z Kapitolu! Nie widzisz? Jak każdy stąd mieszkam w jakimś pieprzonym getcie! A Ty sugerujesz, że jestem jednym z tych hipokrytów? Wciskali wszystkim kit, że walczą o wolność, a chodziło tylko o władzę. – warknął – Nie znam Daniela! To kolejne imię które nic dla mnie nie znaczy! – mówił podniesionym głosem, więc musiał wziąć kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić.
- Przepraszam… Nie powinienem na Ciebie krzyczeć. – zreflektował się po chwili. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zacznie bardziej płakać. – Wiesz… moim zdaniem szukanie jednego z Was tutaj jest bezcelowe. – wzruszył ramionami – Jeśli Twój Ben gdzieś jest, to raczej nie tu. Może wrócił do swojego Dystryktu? Podobno większość się teraz odbudowuje. Ale może to tylko kłamstwa Coin. – nienawidził tej kobiety całym sobą. Miał przeczucie, że zabrała mu wszystko, rodzinę, przyjaciół, pamięć. – Jestem tu nauczycielem. Uczę najmłodszych. Wiesz… czytanie, pisanie. – uśmiechnął się lekko. – Pewnie będziemy się czasem widywać na korytarzu szkolnym. – w jego głosie była nadzieja. Naprawdę Jasmine mu się podobała. Te oczy… z każdym kolejnym spojrzeniem w nie wydawały się coraz bardziej znajome. Jak te ze snu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Maj 27, 2013 9:17 pm

-Przykro mi- odparłam szybko na jego wzmiankę o froncie i wyciągnęłam rękę, żeby pogładzić go po policzku. Głupi odruch, wypracowany przez tyle spędzonego wspólnie czasu. Wspomnienia uderzyły mnie z ogromną siłą, na chwilę zupełnie odbierając dech.
-Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz- poprosiłam któregoś ranka. Nie, nie któregoś- to był ranek jego wyjazdu na front. Mieliśmy się pożegnać. Stał przede mną w mundurze, na ustach igrał mu uśmiech, ale w przepastnych oczach miał smutek. Spróbowałam się uśmiechnąć mimo wszystko, żeby nie utrudniać mu odejścia, ale usta tylko skrzywiły mi się lekko, niepewnie. Dałam za wygraną. Zamiast tego wyciągnęłam dłoń i pogładziłam go po policzku, powoli i czule, delektując się każdą sekundą. Patrzyłam mu w oczy, chcąc jak najdłużej zatrzymać ich obraz w pamięci. Potem zawiesiłam mu się na szyi z ciężkim westchnieniem i szepnięciem:
-Kocham Cię.
Od tego czasu nic się nie zmieniło.

Ale kiedy moja dłoń już prawie zetknęła się z jego policzkiem, nagły wybuch wstrząsnął mną i zatrzymał w dziwnym zawieszeniu gdzieś po środku drogi. Zamarłam, potem szybko zamrugałam i cofnęłam dłoń, kurcząc się w sobie i krzycząc w myślach. Kiedy się jednak odezwałam, mój głos był spokojny, jedynie lekko przestraszony. Pierwszy raz się tak do mnie zwrócił.
-Rebelianci... oni nie zawsze tacy byli. Ja pamiętam ich jako pełnych zapału i idei ludzi, którzy walczyli o wspólne dobro. Nie wiem, co poszło nie tak. Nie przepraszaj, nie musisz, ja.. rozumiem.- Odparłam szybko, spuszczając wzrok. Chociaż pękało mi serce, zagryzłam dzielnie wargi. Musiałam być dzielna. I taka zamierzałam być. Ale na razie chciałam tylko uciec, jak zawsze, a potem zaszyć się w pokoju i uderzać pięściami w ścianę. A propos pięści, moje zaciśnięte knykcie pobielały z bólu, więc z cichym syknięciem rozluźniłam dłonie. Łzy wyschły mi w oczach i popadłam w pewnego rodzaju otępienie.
-Nie chcę być jednym z nich, jeżeli to oni Ci to zrobili.- Odparłam cichym, cienkim głosem. - Ja też jestem tu nauczycielką, ale w starszych klasach. Odrobinę teorii. Staram się nauczyć ich czegokolwiek. I.. miło Cię będzie widywać.. Max.
Ostatnie słowo zadrżało, ale potem mój głos ucichł. Uciekałam. Znowu, znowu, znowu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Maj 27, 2013 9:48 pm

Zauważył ten ruch dłoni. I żałował, że go niedokończyła. Był ciekaw co by poczuł. Co ona by poczuła. Nie pamiętał, żeby ktoś robił na nim takie wrażenie, jak Jasmine. Wtedy coś zaświtało mu w głowie... wspomnienie?
- Jesteś wnuczką prezydenta Snowa, prawda? - zapytał ostrożnie - Znaczy... byłego prezydenta.
- Wiesz... wiem, że pewnie część z nich wierzyła w jakieś ideały, ale efekt jest taki, że siedzimy w KOLCu i żebrzemy o jedzenie. Może nie byliśmy najmilsi na świecie, ale czy byliśmy aż tak źli, by karać nas czymś takim? - mówiąc nas miał na myśli Kapitolińczyków. To byli "nasi". Rebelianci dla niego to byli "oni".
- Jeśli to oni mi to zrobili... - zawiesił głos. - Tak na prawdę nie wiem do końca co stało się na froncie. Znaleźli mnie żywego wśród martwych. Podobno to cud, że udało się mnie poskładać. Szkoda tylko, że nie wiem nic o sobie... co się stało z moją rodziną, czy jakąś miałem. Mam tylko to - z roztargnieniem wbił wzrok w swój nieśmiertelnik. Zauważył, że coś się zmieniło... jakby chciała stąd odejść. Chwycił Jasmine za rękę.
- Nie idź jeszcze. - poprosił. Z każdą kolejną chwilę coraz bardziej miał wrażenie, że ta dziewczyna jest mu bliska, albo dopiero będzie. Nie chciał by sobie poszła.
- Żałuję, że nie jestem Benem... Ale może... może dasz mi szansę? Ja wiem... pewnie go kochasz i tak dalej. I choć powinienem Ci życzyć byś go znalazła całego i zdrowego, to egoistyczna część mnie ma nadzieję, że... - pochylił się w jej kierunku. Czuł jej zapach, jej oddech na swojej twarzy. - Te oczy... - nie sądził, że powie to na głos. A to co zrobił potem... odruch... potrzeba chwili... największe z pragnień... pocałował ją. Delikatnie, jakby całował najbardziej kruchą istotę na świecie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyWto Maj 28, 2013 2:52 pm

Pierwsze słowa nieomal poderwały mnie z krzesła, chociaż powstrzymałam gwałtowną reakcję i zamiast tego zaczerpnęłam tylko duży haust powietrza, cudem unikając zakrztuszenia. Pokiwałam głową, zbyt przejęta, żeby się odezwać. Dopiero potem zmrużyłam lekko oczy i uśmiechnęłam się delikatnie wbrew woli, przechylając głowę na bok.
Nadzieja jest matką głupich.
-Tak. Tak, dobrze odgadłeś. Nazywam się Jasmine Snow i jestem wnuczką byłego prezydenta Snowa.- Odparłam ostrożnie, próbując stłumić nadzieję, która żałośnie przesiąkała mój głos do granic możliwości.
Pokręciłam głową. Powoli, niechętnie, całkowicie szczerze. Świadomość tego, że wzięłam udział w tego typu planie bolała mnie coraz bardziej każdego dnia w szkole. Te dzieci, te wszystkie małe, zabiedzone dzieci wciąż były ludźmi. Co takiego zrobiły, że musiały patrzeć na zagłodzonych przyjaciół, błagać o skraw szmat do okrycia się lodowatej nocy, żebrać o jedzenie na ulicach? To nie one były prezydentem Snowem, to nie one mordowały rebeliantów. Wtedy też były dziećmi. Szczęśliwymi brzdącami, o jakich sama marzyłam. W którym momencie coś poszło nie tak, w którym momencie straciliśmy granicę pomiędzy sprawiedliwością a żądzą zemsty?
-Nie zrobili... To znaczy, nie zrobiliście nic złego. Wiem, jak głupio to zabrzmi w moich ustach, ale przepraszam. Za nas wszystkich. Za siebie też, bo nie mogę zrobić dla nich... dla Was nic więcej.- Odparłam w końcu powoli, splatając ze sobą dłonie. Następne słowa były kolejnym uderzeniem.
Był ranny, mój biedny Ben był ranny, powinnam to już wiedzieć od momentu, w którym nie podnosił słuchawki...
Miałam ochotę go objąć i mocno przytulić, potem wypytywać, co konkretnie się stało i jak ma sie z tym teraz, ale po raz kolejny się powstrzymałam. Teraz mnie nie znał, nie chciałam tego jeszcze bardziej komplikować. I tak musiało być mu ciężko... chociaż zresztą zapewne tak samo jak i mi.
-Ben... miał rodzinę i pochodził z Dystryktu Pierwszego. Jego brat bliźniak miał na imię Daniel. Teraz... jest zaginiony.- Powiedziałam błagalnie, wciąż mając nadzieję, że cokolwiek sobie przypomni. Ale nawet jeśli tak właśnie było, nie znalazło odwzorowania na jego pięknej twarzy.
Nawet nie zdążyłam powiedzieć niczego więcej, kiedy serce biło mi jak szalone. Rozchyliłam usta, chcąc zaprotestować, może przeprosić, bo w gruncie rzeczy byłam całkiem bezradna, ale nie zdążyłam. Potem był tylko on, tak blisko, jak to tylko możliwe, jego znajomy zapach i kochające oczy, miękkie włosy i delikatne usta na moich. Tak bardzo delikatne... Ben wrócił.
Może to była tylko chwila, ale wciąż chciałam dać się jej ponieść. Uniosłam dłoń i wplątłam ją w jego włosy, przymykając oczy i czule odwzajemniając pocałunek. Chciałam go zatrzymać takiego, jakim był teraz, już na zawsze. Kiedy unosiłam jednak drugą dłoń, musnęłam nią nieśmiertelnik. Wyryty na niej napis nie głosił Ben Levitt, a jedynie Max Stone.
Serce pękało mi na pół, jednak pozwoliłam swojej twarzy odsunąć się od niego. Dotknęłam opuszkami palców moich warg, chcąc jak najdłużej zatrzymać na sobie jego dotyk. Potem jednak zmrużyłam oczy, jakby to miało cokolwiek ułatwić, i wyszeptałam:
-Przepraszam, Ben. Przepraszam, Max. Powinnam tam wtedy być razem z Tobą.- Potem znów poczułam na policzkach własne łzy i wiedziałam, że muszę odejść. Nachyliłam się ponownie w jego stronę, muskając jego wargi, choć tym razem pocałunek miał słony smak moich łez.

//Przepraszam, że teraz kończę, ale w końcu wypada mi się pojawić na ślubie. Zagramy jeszcze niedługo, prawda, miłości moja? ;_; <3
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyWto Lip 16, 2013 4:56 pm

Niska i pulchna kobieta siedziała za odrapanym biurkiem w pomieszczeniu wyłożonym boazerią. Drewno wymagało konserwacji, bo od dawna nikt nie pomyślał o jego odświeżeniu. Na blacie leżał stos notatek porządnie ułożony na jednej kupce. Natomiast regały były wypełnione książkami o różnych formatach i jeszcze różniejszych kolorach.
Dyrektorką, bo nią była ciemnowłosa kobieta, wyglądała na zmartwioną, jednak teraz zniecierpliwienie brało górę. Uderzała rytmicznie krótkimi palcami w blat starego biurka.
„Kiedy on się pojawi? Nienawidzę spóźnialskich, ale został wezwany tak nagle…” Powtarzała ciągle w myślach.


7.


Ostatnio zmieniony przez The Nightlock dnia Nie Lip 21, 2013 9:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Lip 21, 2013 8:48 pm

/ruiny pałacu sprawiedliwości. Uprzedzam, będzie słabo

Było mu wstyd, tak bardzo wstyd, bo zamiast dalej zamartwiać się o Cordelię, tęsknił za Jasmine i żałował, że musiała już iść. Właściwie rozdzielili się dość szybko. Musiał ją czymś urazić, skoro nie chciała z nim iść. Był debilem. Wypominał sobie to przez całą drogę do szkoły.
Gdy już dotarł przypomniał sobie o wizycie u dyrekcji. Nie miał ochoty na reprymendy wynikające z nieobecności czy spóźnień, ale mus to mus. Uważał, że jego obecność była obecnie zbędna w wyludnionej szkole. Okej, martwił się o swoich uczniów, pewnie byli przerażeni. Ale nie miał mocy by ich pocieszać. Sam potrzebował pocieszenie. Potrzebował... Jasmine. Westchnął gdy jego myśli znów wróciły do blondynki.
Nawet nie zauważył jak stał już przed drzwiami gabinetu.Zapukał i wszedł.
- Dzień dobry pani dyrektor. Wzywała mnie pani. - wszedł wolno.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Lip 21, 2013 9:56 pm

Krótkie palce kobiety rytmiczne uderzały o blat zniszczonego biurka.
- Proszę. - Odpowiedziała na pukanie.
- Och, Max. Cudownie, że już jesteś. - Uśmiechnęła się smutno. - Dzień dobry, dzień dobry. - Szybko dorzuciła dla formalności. - Usiądź, musimy niezwłocznie pomawiać.
Dyrektora otworzyła jedną z dwóch dużych szuflad i położyła plik kartek na kolanach.
- Cieszę się ze wszystko z tobą w porządku… - Głos jej zadrżał. - Tacy dobry ludzie jak ty, niech zawsze ma cię ktoś w opiece. - Po raz drugi wymusiła smutny uśmiech.
- Wiesz jak sprawa wygląda w naszej szkolne. Wszystko jest niepewne. Wszystko jest jak domek z kart. Jeden podmuch, wszystko znika. Nie wiem jaki stosunek ma do nas naprawdę Coin. - Urwała i szybko się poprawiła. - Pani prezydent Alma Coin. Może wcale nie chce żebyśmy tutaj działali. Rozumiesz mnie, prawa?
Przeniosła spojrzenie wprost do jego oczu i po raz trzeci wymusiła smutny uśmiech.
- Wczoraj zaleziono martwą panią Whitemore… Nasza kochana pani vice dyrektor. Moja prawa ręka, prawdziwy skarb naszej szkoły. Pamiętasz, była wszędzie? Zdobywała środki chociażby na posiłki. Zachowywała się jakby każde dziecko było naprawdę jej dzieckiem. Czasem, a nawet często czułam, że to ona powinna być dyrektorem. Raz jej o tym powiedziałam. W odpowiedzi tylko się zaśmiała i powiedziała, że nie zależy jej na stanowiskach. - Po raz pierwszy jej kąciki ust powędrowały do góry z własnej woli. - Odpowiedziała: „Chcę być człowiekiem i robić coś dla ludzi. W szczególności jeśli to są dzieci. Kapitol, nowy, czy stary, nie jest złym i nigdy nie był złym miejscem. Ludzie nie są źli z natury. Czasem błądzą i wybierają nieodpowiednie ścieżki lub wybierają tą łatwiejsza drogę…”. -Kobieta dokładnie pamiętała jej słowa. Przez ciągle powtarzanie ich w myślach znała sekwencję na pamięć.
-  Nie mogę się oswoić z myślą, że już nigdy jej nie zobaczę uśmiechniętej i biegnącej przez korytarz, byleby tylko zdarzyć tam, gdzie niekoniecznie musiała być, ale chciała być. Już mi jej brakuje… Taka niepoprawna optymistka z głową w chmurach. Była młoda, zbyt młoda. - Przełknęła głośno ślinę. - To wielka strata. Jak każda śmierć, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy dopóki nie dotyka naszych bliskich.
- Nie wiem ile jeszcze potrwają losy naszej placówki… Max, muszę… - Nie wytrzymała i po jej policzku popłynęła łza, a za nią setki kolejnych.


7.
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Lip 21, 2013 11:10 pm

Słuchał wszystkiego uważnie i nie bardzo rozumiał do czego zmierza dyrektorka. Na wieść o kobiecie zacisnął dłoń w pięść. Czy ktoś ją zabił? Jeśli tak to kto? Ta kobieta nikomu się nie naraziła.
- Oby odnalazła spokój po śmierci - pochylił głowę by oddać jej honor.
Nie wiedział jak ma pocieszyć szefową. Nie znajdywał słów.
- Nastały trudne czasy dla mieszkańców Kwartału, pani Dyrektor. Ale nie można pozwolić, by dzieci zaprzestały nauki. Jeśli nie będą umiały czytać i pisać, już całkiem zejdą na margines społeczeństwa. Są rebelianci, którym zależy na równych prawach dla wszystkich, również dla nas. Prezydent Coin ma swoje Igrzyska. Pokazała nam kto wygrał. Nie będzie miała potrzeby organizować kolejnych. Może nie będziemy mieli takich warunków jakbyśmy sobie wymarzyli, ale musimy się starać pani dyrektor. Dla pani Whitemoore, dla innych, którzy żyli myśląc o innych bardziej niż o sobie. - uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie miał chusteczek. - Jak mogę pomóc pani dyrektor?
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Lip 21, 2013 11:29 pm

- Jestem dumna, że tak myślisz. - Zaszlochała głośno. - To tylko utwierdza mnie w mojej decyzji. Takim ludziom jak ty nie może się nic stać. - Odetchnęła głośno.
- Po śmieci pani Whithemore chyba trochę inaczej na to wszystko spojrzałam. Tutaj wcale nie jest bezpiecznie, w naszej szkole. - Rozejrzała się po ciasnym gabinecie.
- Zrozumiem jeśli się sprzeciwisz, ale to moja decyzja... chciałabym żebyś ją uszanował. - Otarła policzki rękawem. - Max, chcę żebyś zajął miejsce pani Whitemore. Potrzebuję kogoś do wsparcia. Tylko teraz jest spokojnie. Potem nie uda zorganizować mi się wszystkiego samej. - Posłała mu ciepły uśmiech.
- Nie, nie chcę słyszeć twojej odmowy. Nawet się nie wahaj. - Wstała z krzesła wkładając plik papierów do torby. - Wybacz, już muszę się zbierać. Mam do załatwienia kilka spraw związanych ze... szkołą. Myślę, że ty też nie powinieneś siedzieć w pustym budynku. - Podeszła do drzwi, a nowy vice dyrektor otworzył jej drzwi. Oboje wyszli z jej gabinetu, a kobieta przekręciła zamek w drzwiach.
- Do widzenia. - Uścisnęła jego dłoń i pokonała dwa kroki. - Dziękuję ci, Max. Wsparcie przyda się nam wszystkim.


    Benjamin, gratuluję awansu. Baw się dobrze na nowym stanowisku, obyś się sprawdził. Spokojnie, nie musisz panikować. To nic wielkiego...
    W innym wypadku oboje będziemy zawiedzeni. Pamiętaj, ściany mają uszy, a jeśli nie ściany to współpracownicy na pewno.
    Zt.

7.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Sie 05, 2013 8:44 am

Główna ulica.


Jej słowa podziałały na niego napędzająco, niczym paliwo na pusty bak samochodu. Z sekundy na sekundę adrenalina podskoczyła mu o kilka stopni, kiedy przez jego głowę przewijały się coraz to bardziej szalone pomysły. Chciał coś zrobić, musiał ruszyć się z miejsca i... Właśnie. Dlaczego tylko roztrzaskiwanie przedmiotów w tym momencie wydawało mu się takie logiczne i tylko to potrafiło wyładować jego złość. Musiał to z siebie w końcu wrzucić. Cały żal oraz niemoc, jaką został obarczony. I tęsknotę. I świadomość tego, że Katy już nie wróci, bo choć był tego prawie pewien w momencie kiedy zobaczył jej zdjęcie na telebimie, to wciąż żywił pewną nadzieję, na na wygraną, ale na to, że to jest tylko zły sen i on, Mathias le Brun zaraz się obudzi i w łóżku obok siebie ujrzy drobną siostrzyczkę. Towarzyszył mu ból, nienawiść do Kapitolu i nie, nie tylko rebeliantów. Do Igrzysk, do tej całej maskarady. Od zawsze, jak był młody, to durne przedstawienie ciekawiło go, ale potem ta ciekawość się wypaliła i zamiast oglądać jak dzieci zażynają się na arenie, kradł. Nie miał zresztą nigdy czasu na to, aby zajmować sobie głowę takimi rzeczami. Pracował, o ile można było to nazwać uczciwą pracą, na utrzymanie własne i Katy. W większości dla niej, bo gdyby nie potrzeby małej dziewczynki, na którą musiał zarabiać, zapewne jego życie wyglądałoby całkiem inaczej. Mniej wyrzeczeń, więcej czasu wolnego i... Igrzyska. I tak nie zwracałby na nie uwagi. Uważał, że już musi dość oglądać ludzkiego cierpienia oraz krwi na mrocznych uliczkach Kapitolu. Rzadko kto wiedział, jakie rzeczy miały tam miejsce, rzadko kto tam zaglądał. Ha. Gdyby wiedzieli, to może i dobrze, że nie mieli o tym wszystkim zielonego pojęcia, zapewne zorganizowaliby kolejne show. To zabawa. Przecież. Prawda? To tylko... Rozrywka. Dla ludu. Ludzie umierają dla kilku dni pijaństwa oraz śmiechu. Dzieci. To gorsze. Dzieci są zmuszane do zabijania, co oznaczało dla nich wypranie z litości oraz przywiązania - dla zwycięzców.

Czasem Mathias zastanawiał się, jak on zachowałby się na arenie. Wiedział, że na pewno nie zamierzałby liczyć na kogokolwiek innego oprócz siebie. Po trupach do celu? Nie raz już zabił, ale czy potrafiłby rozpłatać małej dziewczynce klatkę piersiową wiedząc, że ludzie znajdujący się po drugich stronach kamer będą się temu przyglądać z zaciekawieniem oraz pasją. Jak zostałby oceniony? I czy potrafiłby trzymać język na wodzy? Czy może tak jak Cordelia czy taki Azjata-Dzieciak wszczynałby niemy bunt, który i tak nie dojdzie do skutku. Czasem wydawało mu się, że zna siebie i granicę, że spotkały go już wszystkie nieprzyjemności. Ale życie ciągle uświadamia go w tym, jak mało wie. Szedł przed siebie mijając ponure zabudowania, które znał już na pamięć. Każdą ścieżkę i drogę w KOLCu, wszystkie popękane ulice - miał w najmniejszym palcu. Pierwsze co zrobił, po zjawieniu się tu, to wyszedł na zewnątrz, kiedy jeszcze trwały "dostawy" i ludzie bali się wychodzić na zewnątrz. On już wtedy zapamiętywał każdy szczegół, bo wiedział, jak bardzo mu się to kiedyś przyda. Wychował się na ulicy i znał wartość znajomości wszystkich kryjówek oraz sekretnych przejść. To jego dom, tutaj czułby się dobrze, gdyby nie wszechobecna śmierć oraz niedola. Mimo wszystko czuł się źle wśród umierających, kiedy sam miał co włożyć do ust. Wbrew pozorom nie wszystko było mu obojętne, nie tak, jak to mogłoby się zdawać.

Ściskał ją za dłoń wdzięczny za to, że wciąż za nim podąża. Za obecność oraz wsparcie, którego wciąż na siebie nie przyjmował, bo nie chciał przekładać ciężaru własnych problemów na czyjeś ramiona. Zwłaszcza na takie słabe oraz obciążone innymi. Michelle była osobą, która chyba jako jedyną spośród bliskich mu ludzi stanowiła jakiekolwiek dobro. Nie chciał tego niszczyć, wiedział jak jego obecność wpływa na innych: destrukcyjnie oraz wyniszczająco. Kim więc był, aby miał prawo niszczyć coś tak pięknego w miejscu pełnym smutku oraz melancholii. W końcu zatrzymał się w jednej z uliczek, odwrócił się na chwilę w kierunku dziewczyny i uśmiechnął. Spojrzał ukradkiem w stronę wylotu na ulicę i nie zauważył nikogo, więc podszedł do znajdującej się obok kontenera na śmieci kanapy, przesunął ją z małym trudem odsłaniając ciemną szczelinę. Schylił się i zanurzył tam rękę wyjmując dwa mocne i grube metalowe rury. Chwilę potem sofa znajdowała się już na swoim wcześniejszym miejscu, a Mathias stał przed Michelle z dwoma przedmiotami w ręku jedno ściskając jej w dłonie.

-Nie chcę Cię namawiać, to twój własny wybór - ale wiedział, że już się zdecydowała. Dlatego, mimo cichego głosu, który mu to doradzał, chwycił ją za rękę i wyszedł na ulicę. Spojrzał jeszcze na nią raz z leciutkim błyskiem w oku i spojrzał w kierunku stojącego przed jednym z budynków auta. Wiedział, do kogo należy, ale właścicieli nie było w pobliżu. Moment. Nie. Byli, ale póki co nie wiedzieli nic o dzieciaku planującym obić ich samochód belkami. Spuścił luźno ramiona i jakby nigdy nic podszedł do wózka i obszedł go dookoła.
Ładne. Drogie. Ile jedzenia mogliby kupić za takie auto? Dużo.
Zamachnął się i szybka prysnęła.
Ile ludzi mieliby dom za takie gówniane auto?
Kolejsza szyba poszła.
Ile dzieci w tym roku zginie na arenie?
Tym razem wycelował w maskę zostawiając ładne wgniecenie.
Ile dni przeżyje Katy?
Jeszcze raz.
Jak umrze?
Kolejny huk i krzyk.
Dlaczego on, jej brat, będzie musiał się temu przyglądać?
Obchodził auto i celował kolejno w karoserię lub szyby śmiejąc się przy tym radośnie. W końcu płynnie wspiął się na maskę, a potem na dach obdarzając go kilkoma mocnymi i głośnymi uderzeniami.
Chodźcie tu sukinsyny. Czekam na was.
Powrót do góry Go down
Michelle O'Leary
Michelle O'Leary
Wiek : 22 lata
Zawód : Brak

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPon Sie 05, 2013 6:39 pm

/ Główna ulica /
Kiedy mijamy kolejne ulice, wydaje mi się, że serce coraz bardziej podchodzi do mojego gardła. Mimo to, że zgodziłam się z nim pójść, nadal nie jestem przekonana, co do samego pomysłu. Czuję się rozdarta między „chcę” a „powinnam”, a raczej „nie powinnam”. Wiem, że moje obawy są uzasadnione i pewnie w normalnych okolicznościach bym się nie zgodziła. W końcu to Mathias – on miesięczny limit kłopotów przypadających na jednego człowieka potrafi przekroczyć w jeden dzień. Już nie wspominając o tym, że zazwyczaj czają się za tym jakieś niemiłe konsekwencje. Z kolei ja, no cóż, staram się unikać nieszczęść, przed którymi można się uratować. Żyję zgodnie z panującymi zasadami. Staram się nikomu nie wadzić. Moje życie w porównaniu do jego jest jak rejs statkiem po jeziorze w bezchmurny i bezwietrzny dzień.
Jednak mimo to, że czuję, że to złe i naprawdę nie powinnam się narażać, idę tam z nim. Dlaczego? Bo ponad wszystko cenię sobie człowieka. A już szczególnie Mathiasa, który był zawsze, kiedy go potrzebowałam. Pomagał mi, dawał siłę. Był i jest przyjacielem, o którym można tylko marzyć, ale tym razem to on potrzebuje mnie. Naprawdę mnie potrzebuje. Nie ważne, w jak dziwny sposób.
Przypominam sobie jego smutne i pełne bólu spojrzenie. Potem słowa. To wszystko utwierdza mnie w tym, że cokolwiek mówi sumienie, robię dobrze. Szkoda tylko, że brakuje mi jeszcze tej pewności siebie, która całkowicie pomogłaby mi wyzbyć się wyrzutów sumienia. Czasem naprawdę wolałabym być kimś, kto nie miałby z tym problemów. Przynajmniej nie przejmowałabym się tym, co może wydarzyć się potem.
Niespodziewanie czuję, że ściska mnie za dłoń i zaraz po tym odpowiadam mu tym samym. Chcę, żeby zdawał sobie sprawę z mojej obecności. Żeby wiedział, że jestem po jego stronie i chcę mu pomóc. Chociaż w środku drżę na samą myśl tego, co planuje. Zaraz, zaraz. W ten sposób na pewno sobie nie pomożesz, Michelle – upominam siebie w myślach. Myśl o przyczynach, nie o skutkach.
W końcu zatrzymujemy się w jednej z uliczek. Przez chwilę rozglądam się, zastanawiając, gdzie jesteśmy. Nie śledziłam zbyt uważnie drogi, ale Mathias doskonale zna te okolice. Posyła mi uśmiech, a potem podchodzi do kanapy znajdującej się obok kontenera na śmieci i odsuwa ją. Dalszy przebieg akcji zasłania mi chłopak, który najwyraźniej czegoś szuka. Po chwili wszystko wraca na swoje miejsce, a on wraca z dwoma grubymi rurami w dłoniach, z których jedną wciska mi.
Przez chwilę wpatruję się przedmiot, jakbym nigdy wcześniej nie widziała go na oczy. Czuję zimny metal w moich i tak już zmarzniętych dłoniach, ale nie reaguję na to. Z niemego transu wybudzają mi dopiero kolejne słowa Mathiasa. Spoglądam na niego, zaciskam usta w wąską linię, a potem wolno kiwam głową. Znów pozwalam chwycić mu moją rękę i wyciągnąć na ulicę. Tam przez chwilę przyglądam się budynkowi szkoły, przed którym stoimy. W duchu modlę się, żeby jednak nie o to chodziło. Inaczej nie wiem, czy dam radę mu pomóc. Na szczęście lub nieszczęście Math’iego interesuje zupełnie coś innego. Zerkam na niego i dziwi mnie to, jak bardzo wygląda na zrelaksowanego. W następnej chwili podchodzi już do dużego, ładnego samochodu stojącego na parkingu. Widzę, jak bierze zamach i odruchowo zamykam oczy, a do moich uszu dobiega odgłos pękającej szyby, a potem szkła spadającego na ziemię. Tak samo kończy kolejna szyba. Po kilku minutach na masce pojawia się kilka wgnieceń, z karoserii zaczyna schodzić lakier. Pojazd już wygląda jak po jakimś poważnym wypadku.
Na jego dachy stoi Mathias, śmiejąc się. Dla niego cała ta sytuacja jest naprawdę zabawna. Jeszcze raz spoglądam na rurę w swoich dłoniach, a potem na mojego przyjaciela. Wdycham powietrze, a potem je wydycham. Udaje mi się zrobić kilka kroków w przód. Oczyma wyobraźni widzę siebie: młodą dziewczynę powoli podnoszącą ciężki przedmiot, a potem z całą siłą opuszczającą go na auto. Odruchowo się krzywię. Chcę odłożyć na bok broń, ale w ostatniej chwili wymyka mi się z rąk i uderza o boczne lusterko, wydając z siebie okropny zgrzyt. Patrzę na to szeroko otwartymi oczami, powoli cofając się. Jak to możliwe…?
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyWto Sie 06, 2013 12:12 am

Huk rozbijanej szyby i giętej karoserii był na tyle głośny, że wzbudziłby zainteresowanie umarłego. Trójka strażników, która wybiegła z budynku szkoły była natomiast nie tylko żywa, ale najwidoczniej porządnie zdenerwowana. Dwoje mężczyzn i kobieta, widząc dwójkę dzieciaków, demolujących samochód, stanęli na kilka sekund jak wryci, zatrzymując się w odległości kilku kroków od pojazdu i wpatrując się w dzieło zniszczenia z groteskowo zdziwionymi minami - jakby nigdy w życiu nie spodziewali się, że któryś z mieszkańców Kwartału będzie na tyle głupi, żeby posunąć się do aktu wandalizmu. Chwila zaskoczenia nie trwała jednak długo. Sekundę później cała trójka mierzyła w Mathiasa i Michelle z pistoletów. Kilka kul przecięło powietrze wokół nich, świszcząc i wbijając się w ścianę po drugiej stronie - najwyraźniej chcieli pokazać, że nie żartują.
- Odłóżcie rurki i ręce za głowę! - krzyknął jeden z mężczyzn ostrzegawczo. - I radzę wam dobrze, nie próbujcie uciekać, bo to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobicie w życiu.

Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyWto Sie 06, 2013 9:00 am

Adrenalina? Nie, to jeszcze nie była adrenalina. To była zabawa, to była zwykła rozrywka i wyładowywanie emocji, które w nim siedziały. Czuł satysfakcję, choć wiedział, że potem będzie tego żałował. Instynkt człowieka, który tysiąc razy na tydzień wpada we wspaniałą gamę gówien, a potem stara się z nich jakoś wykaraskać. Często robił coś pochopnie, kiedy jego tajemniczy głos sumienia czy rozsądku, już zresztą coraz bardziej cichy i nieśmiały, podpowiadał mu, że powinien po prostu wróci do domu, zapalić, wziąć kolejną działkę i zapomnieć, wyluzować, dać sobie spokój. Kolejny raz. On odrzucał wszelkiego rodzaju wewnętrzne przestrogi, bo uznawał je za nieprawidłowe i naiwne - i tak umrze, wcześniej czy później. Nie bał się konsekwencji, choć doskonale je znał. Biczowanie? Więzienie? Areszt? Małe przesłuchanko? Liczył zawsze na coś łagodniejszego, ale bywało i tak, że musiał nielegalnie ratować sobie tyłek. Teraz jednak te cichy rozważny głosik podpowiadał mu cos jeszcze - jesteś chuliganem, ale po co wplątujesz w to Michelle?

Dręczyło go to, ale nie aż tak głęboko, aby potrafił przeciwstawić się chęci roztrzaskania auta w drobny mak. Nie wiedział, czy ma to jakiś głębszy sens i czy chciał przez to coś osiągnąć. Udowodnić sobie, że jest wstrętnym manipulatorem? Że dla niego... tfu - dla jego irytującej i pokrętnej osoby ludzie zrobią wszystko, wszędzie, ha, ze wszelkimi rodzaju konsekwencjami? I chyba jednak nie, nie bo przez ten mur zuchwałości i egoizmu przebijało się coś na kształt sumienia, prawdziwego i z takimi głębokimi wyrzutami. ale odepchnął od siebie niepokojące myśli, bo zdawały się psu nastrój. Zawsze tak było, zawsze uciekał przed prawidłowym tokiem myślenia, bo był prawidłowy - no właśnie - niewygodny i po kilku minutach dochodził do wniosku, że jest podłym oraz w swej naturze okropnym człowiekiem. A to, nawet dla takiego ignoranta jak on, dosyć mocny i zbyt brutalny sposób uświadomienia własnej osobowości. Tak samo odpychał tych, którzy starali się go zmieni na lepsze, naprowadzali na dobrą drogę, wskazywali błędy oraz słabości, uciekał od nich albo odpychał, bo bał się prawdy, co można nazwać w pewnym sensie tchórzostwem oraz naiwnością, że jeśli coś się zamaluje, zasłoni lub po prostu zatuszuje - to zniknie. To nawyk z dawnych lat, bo zawsze, kiedy spotykał go jakiś problem, udawał że go nie ma i nawet nie próbował rozwiązać, a nawet jeśli podejmował jakieś próby to zazwyczaj kończyło się na zawodzie. Kim jednak był, jeśli nie małym bezradnym wtedy dzieckiem? Tak go ukształtował świat, on sam nie był świadomy tego, że robi źle i to odbije się w przyszłości na jego psychice. Nawet nie miał na to czasu, bo myślał o tym, jak zarobi na jedzenie, jak przeżyć. I w ten sposób nauczył się być samodzielnym oraz dumnym, na tyle dumnym, że każdą pomoc odbierał jak przymusi przekleństwo. Może dlatego tak trudno było mu się otworzy przed Michelle. Może to nie jej nieskazitelność, może to nie jego dobre serce, którego zresztą nie posiadał w swym pokaźnym arsenale, a zwykły strach przed tym, że ktokolwiek pozna jego słabe strony i kiedyś będzie na tyle odważny, aby mu je wskazać.

To było przyjemne, zabawne, może aż za bardzo, bo w jego głowie pojawił się ostrzegawczy wykrzyknik. Ale zignorował go, co można zresztą uzna za naturalny odruch a la Mathias, który był zajęty roztrzaskiwaniem pogiętego już, niczym zmięta kartka papieru, dachu. I w tamtym właśnie momencie najpierw usłyszał strzały, a potem świst pocisków tuż koło swojego ucha. W pierwszym odruchu odszukał wzrokiem Michelle, aby sprawdzi czy wszystko z nią w porządku i czy na pewno nie ucierpiała, ale wyglądało na to, że jest cała. Uspokoił się trochę i to go wewnętrznie przeraziło dlatego prędko odsunął od siebie myśli o dziewczynie i skupił się na Strażnikach. Nie był zły, już nie, można powiedzieć, że nawet rozluźniony i zadowolony. Dlatego rzucił rurą prosto w stojących przed samochodem Strażników i zeskoczył wesoło, najpierw na maskę, a potem na ziemię. Zerknął na dziewczynę, ale tylko szybko i bez przekonania, jakby była mu całkowicie obojętna. Miał jednak nadzieję, że nie będzie odstawiała scen, bo dwie - chyba zbyt wiele jak dla zirytowanych i wściekłych Strażników.
-Panie władzo...? - perfidnie zdziwienie odmalowało się na jego twarzy, kiedy zrobił kilka kroków stronę Rebeliantów - O nie, właśnie. zdemolowałem. Pańskie. auto - powiedział w dziwnym otępieniu i zaraz potem się uśmiechnął zakładając ostentacyjnie ręce na plecy zakręcając bioderkiem - Kotku, jak mnie wpuścisz to zostanę twoim osobistym żigolo - dodał nagle poważnym chrapliwym głosem kierując swoje słowa do kobiety.
Tak, ta sytuacja zdecydowanie go bawiła i coraz bardziej chciał wybuchną głośnym śmiechem, ale wiedział, że potem nie będzie w stanie go skontrolować.
Powrót do góry Go down
Michelle O'Leary
Michelle O'Leary
Wiek : 22 lata
Zawód : Brak

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyWto Sie 06, 2013 3:35 pm

Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, Michelle. Jesteś aż tak beznadziejna, że nie potrafisz odłożyć zwykłej rury bez demolowania wszystkiego wokół? Doskonale wiesz, że wcale nie chodziło o to, że była ciężka czy wyślizgnęła ci się. Przyznaj się, że zrobiłaś to specjalnie. Czy nie tak właśnie było?!
Słysząc to wszystko chciała zaprzeczyć, pokręcić głową, powiedzieć to jedno słowo, które uciszyłoby odzywające się wyrzuty sumienia. T r z y litery, j e d n a sylaba. Jednak nie jestem w stanie tego wypowiedzieć. Patrzę na przedmiot, który jeszcze chwilę trzymałam w dłoni i który teraz leży na ziemi. Potem spoglądam na miejsce, w którym uderzyła. Między lusterkiem a tym, co zostało z bocznej szyby jest coś, co je łączy, a co, niestety, nie wiem, jak się nazywa. Teraz wydaje się odrobinę wgniecione… I trochę zarysowane.
Nie zrobiłabyś czegoś takiego po prostu wypuszczając przedmiot z rąk. Musiałaś użyć siły.
Zamykam oczy i próbuję odciąć się od tego głosu. To nie prawda. To wszystko nieprawda. To zwykły wypadek. Nie zrobiłam tego celowo. Przecież ja…  Nie.
Czuję, że zaczyna mi brakować powietrza. Moje nogi robią kolejne kroki do tyłu. Umysł wariuje. Muszę się uspokoić. W tej chwili. Wdech i wydech. Przecież nie potrzebuję kolejnego napadu depresji. Nie tutaj. Nie kiedy już prawie udało mi się zostawić ją za sobą. Spokój. Niestety moje sumienie uparcie kontynuuje swój monolog, którego nie mogę przerwać.
Co chciałaś tym osiągnąć? Udowodnić, że nie jesteś słaba? A może… zobaczyć, jak to jest chociaż raz nie być tą dobrą? Teraz jesteś pewnie z siebie dumna.  Udowodniłaś Mathiasowi, że, aby odreagować kilka nieprzyjemnych sytuacji, trzeba wplątać się w następną. Można by się spodziewać tego po każdym, ale po tobie, Michelle? W dodatku zauważyłaś, że to auto Strażników? Co powie Jack, jeśli się dowie? Myślisz, że będzie zadowolony?
Z ulgą przyjmuję chociaż chwilowy koniec mowy, ale cieszę się tylko przez chwilę. Zaraz potem słyszę kulę smagające gdzieś obok. Otwieram oczy i naprzeciw mnie widzę dwóch mężczyzn i kobietę celujących pistoletami w naszą stronę. Od razu nieruchomieję, lekko dygocąc na całym ciele. Nerwowo zaciskam i rozkurczam dłoń, aż w końcu świst cichnie. Nawet nie myśląc wykonuję polecenie Strażników, choć swoją rurę zostawiłam na ich samochodzie. Cudownie. Naprawdę chyba gorzej już być nie może?
A jednak. Zapomniałam, że jest ze mną Mathias. Szeroko otwartymi oczami patrzę na przedstawienie, jakie odgrywa przed tamtą trójką. O Boże. Co on wyprawia? Jeszcze mu mało? Założę się, że nie mieliby żadnych ograniczeń przed zastrzeleniem go w właśnie tej chwili, a ten jeszcze tak ryzykuje. Niech to się już skończy, naprawdę.
Odczuwam silną potrzebę schowania głowy między ramionami, ale nie mogę tego zrobić. W zamian za to wysłuchuję słów mojego przyjaciela, który sprawiają, że boję się coraz bardziej. Zaczynam modlić się w duchu, żebyśmy obydwoje dożyli kolejnych piętnastu minut, ale odnoszę wrażenie, że szanse na to maleją. W końcu  nie wytrzymuje tego całego napięcia – Nie mów już nic więcej – mówię, podkreślając każde słowo osobno.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptySro Sie 07, 2013 1:43 am

Strażnicy uchylili się przed lecącym w ich stronę przedmiotem, tym razem jednak, nie czekali na dalszy rozwój wypadków. Dwóch mężczyzn podbiegło błyskawicznie do Mathiasa i nie siląc się na specjalną delikatność, przyskrzyniło go do boku zdezelowanego samochodu, wykręcając mu ręce do tyłu. Jego twarz wylądowała na częściowo rozbitej szybie, część odłamków wbiła się więc w skórę na policzku, rozcinając ją w kilku miejscach.
- Brakuje wam zajęć, gnoje? - warknął jeden ze Strażników, podciągając ramię chłopaka wyżej. Jedno kliknięcie i na jego nadgarstkach zamknęła się para kajdanek. - Jakieś wam znajdziemy, spokojnie.
W tym samym czasie, pozostała dwójka podeszła do Michelle.
- Nawet nie próbuj robić głupot - powiedziała kobieta ostrzegawczym tonem, także zakuwając dziewczynę. - Nie zdajecie sobie sprawy, ile was to będzie kosztowało. Zdziwię się, jeśli wyjdziecie z więzienia przed końcem Igrzysk. - Odwróciła się, sprawdzając, jak radzą sobie jej koledzy, a kiedy i oni uporali się ze swoim zadaniem, cała czwórka ruszyła przed siebie, po części ciągnąc, po części popychając Mathiasa i Michelle.


Mathias, Michelle - piszecie teraz tutaj. Trafiacie do celi, Strażnicy nie ściągają Wam kajdanek. Wkrótce ktoś przyjdzie się Wami zająć. :>
Powrót do góry Go down
the pariah
Benjamin Levitt
Benjamin Levitt
https://panem.forumpl.net/t1946-benjamin-levitt#24652
https://panem.forumpl.net/t383-benio-ktory-nie-wie-ze-jest-beniem
https://panem.forumpl.net/t889-beniowy
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczyciel

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyNie Sie 18, 2013 9:41 pm

/plac zwycięstwa

Pożegnał się z Exo i biegiem udał się do szkoły. Miał dość zastanawiania się czy powinien, czy mu wolno. Nie mógł przestać myśleć o Jasmine. Wbiegł do szkoły ledwo ogarniając to, że ktoś coś tu zdemolował. Nie miało to znaczenia. Wpadł do sekretariatu, odnalazł teczkę Jazz i spisał jej numer telefonu. Potem pobiegł do domu, by pomyśleć nad tym co napisać. W końcu się zdecydował. Gdy naciskał klawisz wyślij drżała mu ręka. Ale był już spokojniejszy, gdy przyszedł raport o doręczeniu.

/niebyt
Powrót do góry Go down
the leader
Peregrin Hawkeye
Peregrin Hawkeye
https://panem.forumpl.net/t1925-peregrin-hawkeye
https://panem.forumpl.net/t689-pip-pip-pip
https://panem.forumpl.net/t1331-pippin-hawkeye
https://panem.forumpl.net/t1174-pippin
Wiek : 24
Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven
Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPią Sie 30, 2013 9:09 pm

Poszedłem z Sunny, nawet o nic nie pytając. Szedłem pewnym krokiem, eskortując ją. Kiedy szliśmy, wpadliśmy na mój patrol, który zawracał. Koledzy pozdrowili mnie skinięciem głowy i zlustrowali podejrzliwym wzorkiem Sunny. Zatrzymaliśmy się na chwilę i wytłumaczyłem im, że dziewczyna jest pielęgniarką, która niesie dodatkowy zapas leków do szpitala. Spotkaliśmy się po drodze i postanowiłem ją bezpiecznie odprowadzić. Obaj nie wyglądali na przekonanych do mojej historyjki, ale nie wylegitymowali nas. Kiedy odeszliśmy trochę dalej, spojrzałem poważnie na Sunny.
- Gdybyś nie szła ze mną, byłabyś już w ciężkich tarapatach. - oznajmiłem. Ale zgadzałem się z nią - to nie było dobre. Tyle, że ja nie widziałem sensu w karmieniu tych ludzi rybami. Ja dałbym im zamiast tego wędki i nauczył łowić. Skoro kapitolińczycy nie są przystosowani do normalnego życia, to trzeba ich tego życia nauczyć, a nie wciąż i wciąż dokarmiać, przemycać im ubrania i kosmetyki bez których nie są w stanie żyć, czy leczyć przeziębienie, którego nie ma. To, że Coin trzyma ich w nieludzkich warunkach to jedno, a inną sprawą jest fakt, że sami sobie te warunki po części stworzyli. Przecież na początku w gettcie był szkoły, piekarnie, szpital, nawet kilka barów, ale kapitolińczycy nie potrafili piec, nie potrafili naprawiać rur, ani po sobie sprzątać. No i zrobił się z tego bajzel.
- Ty ich karmisz rybami. Ja dałbym im wędkę i nauczył łowić. - wypowiedziałem na głos swoją pierwszą myśl. Nie byłem pewien czy Sunny zrozumie o co mi chodzi, ale przecież dla mieszkańca Czwórki rybacka aluzja była całkiem naturalna.
Powrót do góry Go down
the victim
Sunny Shepard
Sunny Shepard
Wiek : 26
Zawód : psycholog kliniczny

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna EmptyPią Sie 30, 2013 10:31 pm

Cieszyła się, że poszedł za nią, nawet jeśli z obiektywnego punktu widzenia mogło to wydawać się samolubne. Jego obecność działała na nią w pewien sposób kojąco i dawała poczucie chociaż częściowego bezpieczeństwa. Wiedziała, że poruszając się w jej towarzystwie po Kwartale naraża się na utratę czegoś więcej, niż stanowiska, ale nie miała dłużej siły nalegać, żeby zostawił ją samą. Poza tym - nie chciała. Bo teraz, kiedy już go spotkała, zdała sobie sprawę, że przez cały czas jakaś jej część za nim tęskniła.
Kiedy zobaczyła przed sobą sylwetki dwójki strażników, w pierwszym momencie zatrzymała się gwałtownie, podczas gdy jej instynkt krzyczał uciekaj. I zapewne poszłaby za jego podszeptami, gdyby nie jakiś dziwny spokój i stanowczość, bijące od Pippina, które zmusiły ją do ponownego ruszenia się z miejsca i minięcia oddziału. Podczas gdy mężczyzna tłumaczył kim jest, kłamiąc jak najęty, ona po cichu modliła się do wszystkich znanych bogów, żeby nie zechcieli ich wylegitymować. I chociaż jej błagania zostały spełnione, jeszcze przez dłuższą chwilę nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Przysunęła się jedynie bliżej swojego towarzysza, odruchowo i prawie nieświadomie łapiąc go za rękaw munduru.
- Dziękuję - mruknęła tylko cicho, jakby się obawiała, że strażnicy ją usłyszą, mimo, że dawno zniknęli już w innym zaułku.
Po uwadze Pippina zamilkła na dłuższą chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Z jednej strony miał rację, z drugiej jego rozumowanie miało sporo luk, których albo nie dostrzegał, albo dostrzec nie chciał. Poprawiła paski plecaka, biorąc głębszy oddech.
- Nauka to proces - powiedziała w końcu, rozglądając się dookoła, kiedy minęli kolejny zakręt. - Zanim się nauczą funkcjonować w nowych warunkach, minie sporo czasu. Muszą jakoś żyć. Poza tym, nie możesz im kazać hodować warzyw na betonie ani owoców na drzewach, których nie ma. My też jesteśmy zależni od dostaw z dystryktów. Nie wyprodukują lekarstw sami, ani nie wykształcą lekarzy. - Spojrzała na niego z ukosa. - Jesteśmy na miejscu - dodała, po czym oddaliła się nieznacznie, zatrzymując się w pobliżu bocznego wejścia do szkoły. Jedno z okien było uchylone, więc wspięła się na palce i delikatnie przełożyła plecak do środka, uważając, by nie wyśliznął się jej z rąk.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Szkoła publiczna Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna Empty

Powrót do góry Go down
 

Szkoła publiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Event #14 | Publiczna Egzekucja | Zakończona
» [Alfa] Szkoła
» Zbombardowana szkoła

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto-