|
| Apartament na drugim piętrze | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| | | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sro Cze 19, 2013 11:59 pm | |
| Bezsilność. To jedyne słowo, jakie przychodzi mi w tym momencie do głowy, i idealnie oddaje stan, w którym się znajduję. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powinienem właśnie układać monolog powitalny, dla dwójki moich podopiecznych, których – muszę powiedzieć to wprost - skazałem na śmierć. Ale nic odpowiedniego nie przychodzi mi do głowy. Czy można w ogóle wyrazić słowami to, co teraz czuję? Wyrazić przeprosiny? Takich rzeczy się nie wybacza. Ja nie umiałbym. Nawet nie wszystko do końca do mnie dociera. Zapewne jutro rano będzie gorzej, kiedy te najsilniejsze emocje opadną, a na prowadzenie wsunie się logiczne myślenie. Będzie o wiele gorzej. Apartament który przypadł mi w tym roku znajduje się na drugim piętrze, więc przejażdżka windą jest zdecydowanie zbyt krótka, abym mógł jakoś ułożyć myśli. Przez moment nawet żałuję, że nie skorzystałem ze schodów, dzięki którym być może zyskałbym chwilę. Ostatecznie jednak liczę, że czekanie na moją parę wydłuży się jak to tylko możliwe. Ale wiem, że nie jestem w stanie zrobić nic, co mogłoby odwlec to w czasie, chociaż o parę nieznacznych sekund – bezsilność. Nie mogę nawet pomyśleć, o momencie, w którym będę musiał spojrzeć tej dwójce w oczy - teraz zimne, pełne wyrzutu. Pojawię się w nich ja – jedyna osoba odpowiedzialna za pozbawienie ich przyszłości. Jeden drobny gest wystarczył, aby odebrać im wszystko – wszystko, czyli w ich przypadku już i tak niezbyt wiele. I nie mogę zrzucić winy na nikogo innego. W tym roku Coin idealnie zadbała o to, aby nikt inny, jak my sami podpisali wyrok śmierci. Jednocześnie umywając ręce od wszystkich straconych, niewinnych dusz. Wyrównanie rachunków. – jej słowa wciąż rozbrzmiewają echem w moich myślach. Kiedy wciskam guzik na panelu windy wciąż mam parę sekund aby zawrócić, wyjść i zostawić budynek za sobą. Zanim drzwi zamykają się spoglądam jeszcze przez przeszklone ściany gmachu, jak zostawiam za sobą swoją drogę ucieczki. Ale nawet teraz taki pomysł wydaje się irracjonalny. Nie mogę całe życie uciekać, a ostatnio myślę o tym zdecydowanie zbyt często. Muszę wziąć odpowiedzialność za swoje błędy. Chociaż to jestem winien Blue i Theo. Nerwowo przytupuję sobie nogą i jestem niezmiernie wdzięczny, że zostałem chociaż na chwilę sam. Stresuję się bowiem zbyt bardzo, aby pokazać tą słabość innym. Kiedy w końcu docieram do apartamentu, nie mam kompletnie ochoty na podziwianie wystroju, jaki w tym roku przyszykowali dekoratorzy. Ogarniam jedynie wzrokiem ustawienie mebli i rozmieszczenie pokoi, by być może później rzucić parę słów o ich nowym mieszkaniu. Ponieważ w tym momencie nie jestem przekonany, że cokolwiek innego byłbym w stanie wydusić. Bycie trybutem to jedno, mentorem drugie. Tak samo jak nauczyć się istotnych rzeczy o przetrwaniu i walce. Nie śmiałbym nawet pomyśleć, że mógłbym przekazać tą wiedzę. Nauczyć innych zabijać. Od razu przed oczami staje mi twarz Blue. O ile Theo byłbym w stanie wyobrazić sobie, kiedy odbiera komuś życie. Sam odnoszę wrażenie, że nie wiele się różnimy, chociaż nawet jeszcze nie poznałem chłopaka. Chociaż, to raczej nie byłby komplement. Po tym, jak długą drogę przeszedłem, aby wreszcie wykorzenić stare przyzwyczajenia i cechy charakteru, przelanie je na kogoś innego wydaje się gorsze, niż złe. Ale zdaję sobie sprawę, że jeżeli nie zrobię tego, zabiorę tej dwójce ostatni promyk nadziei. Tak więc jest to konieczne. Czas więc zdać ostatni egzamin. Kto będzie ważniejszy? Ja, czy oni? Zaczynam niespokojnie krążyć dookoła salonu, co chyba powoli staje się moim irytującym nawykiem. Wciąż pokonuję tą samą trasę, od okna do bufetu. Z początku wolnym krokiem, który z czasem jednak przybiera na nerwowości, kiedy obserwuję tykające wskazówki zegara, na przemian, ze spoglądaniem na ulicę, czy trybuci już przybyli. Otulam się ramionami, zaraz jednak zdejmuję marynarkę, bez żadnego większego celu i rzucam ją na krzesło. W końcu przerywam swój niemalże trucht, jednak jedynie po to aby wyjąć z barku butelkę wyszukanego wina – szampan byłby dzisiaj zdecydowanie nie na miejscu, na wódkę nie mogę już patrzeć. Zaraz jednak przypominam sobie o małej Blue i przeszukuję szafki w poszukiwaniu czegoś dla dziewczynki. Ostatecznie układając na stole parę rodzajów soków i słodyczy, chociaż zaledwie kilka kroków stamtąd znajduje się jadalnia, i stół uginający pod ciężarem najróżniejszych smakołyków. Prawą ręką szukam po kieszeniach papierosów, w połowie drogi do nich jednak łapiąc się na myśli, że może jednak powinienem sobie je odpuścić. Wystarczy, że wypaliłem prawie połowę paczki po samym spotkaniu z Coin. Zamiast tego wypijam więc pół kieliszka wina. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak przejęty jestem w tym momencie. Zapewne w ogóle nie powinienem zawracać sobie głowy Igrzyskami, mentorowaniem i moimi podopiecznymi. Troska i przywiązanie nigdy nie były i nie będą sposobami na przeżycie, a w tym się specjalizuję – w przeżyciu. Ale tym razem czuję jakąś nieopisany obowiązek poświęcenia tego co jest dla mnie ważne, dla innych. Czuję potrzebę wynagrodzenia im tego, co będą musieli przejść przeze mnie. Nikt nigdy nie jest przygotowany na to, co szykują dla nas Igrzyska. Ale co więcej, czuję potrzebę udowodnienia im, że nie jestem jednym z nich – rebeliantów. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Czw Cze 27, 2013 12:24 pm | |
| Wybaczcie prawie kompletne olanie interakcji w pociągu, ale chciałam wyprostować już akcję. Podróż pociągiem wydaje mi się stanowczo za krótka, a im bardziej zwalniamy, tym bardziej się denerwuję. Nie pomaga nawet obecność Theo i Hope, bo mimo iż starają się tego nie okazywać, mogę spokojnie wyczuć panującą w przedziale, nerwową atmosferę. Powoli dociera do mnie też straszna prawda, że za kilka dni moje życie dobiegnie końca. Siedzę na fotelu, ściskając dłoń siostry stanowczo zbyt mocno i próbując odegnać od siebie myśl, że ona także niedługo umrze. Przez chwilę staram się nawet przekonać samą siebie, że może jednak ma jakieś szanse, ale później przypominam sobie o dwudziestu dwóch innych trybutach, z których zapewne co najmniej połowa waży dwa razy tyle co ona, nie mówiąc już o przewadze wzrostu i wieku. Swojej wygranej, rzecz jasna, nie biorę nawet pod uwagę. Kiedy tylko dociera do mnie, że zostałam trybutką, wiem, że zginę przy Rogu Obfitości, nawet jeśli nikt od razu nie rzuci mi się do gardła. Na nieznanym terenie i wśród zamieszania, zabiję samą siebie, potykając się o kamień, czy wpadając do rzeki. Co dziwne, ta perspektywa nawet nie wywołuje u mnie paniki. Podejrzewam, że to tylko kwestia czasu i gdy tylko Głodowe Igrzyska staną się mniej odległe, dopadnie mnie atak histerii, ale w tej chwili, jedynymi osobami, o które się martwię, jest Hope, Theo i mama, która na pewno obejrzała już relację z Dożynek. Zastanawiam się, czy pozwolą mi z nią porozmawiać. Trybuci w dystryktach zawsze mieli ku temu okazję, ale od tego czasu sporo mogło się zmienić. Kiedy pociąg się zatrzymuje, wiem, że nadeszła pora pożegnania z siostrą. Ściskam ją mocno raz jeszcze, ale mam zbyt ściśnięte gardło, żeby coś powiedzieć. Następnie wyciągam dłoń w próżnię, czekając na Theo, pierwszy raz w życiu uświadamiając sobie, jak bardzo jestem zależna od innych ludzi i ta perspektywa wcale mi się nie podoba. Po przejściu wąskim korytarzem, przechodzimy przez jakiś plac, a następnie trafiamy do ciepłego pomieszczenia. Po roznoszącym się w nim echu poznaję, że jest spore, więc na pewno znajdujemy się w czymś w rodzaju holu. Stopy ślizgają mi się po wypolerowanych płytkach, więc mocniej ściskam dłoń przyjaciela i przysuwam się bliżej niego, by móc uratować się w razie upadku. Na końcu korytarza zatrzymujemy się na chwilę i już otwieram usta, żeby zapytać dlaczego, kiedy słyszę dźwięczne piknięcie, a następnie cichy szum otwieranych drzwi windy. Tylko raz w życiu jechałam windą, ale mimo to, rozpoznaję ten dźwięk. Nasza podróż w górę kończy się po około dwóch sekundach, więc z pewnością nie jesteśmy wysoko. Z tego, co po drodze wytłumaczył mi Theo, wnioskuję, że mamy spotkać się z osobą, która będzie naszym mentorem. Nie zapytałam go, kto nim jest i przez chwilę mam nadzieję, że będzie to Sam, ale kiedy przypominam sobie, po co tu jestem, odrzucam tę myśl. Drzwi windy rozsuwają się ponownie, a ja odruchowo przybliżam się do chłopaka jeszcze bardziej, prawie przytulając się do jego boku. Kiedy wchodzimy do nowego pomieszczenia, wciągam głęboko powietrze i dociera do mnie głównie zapach nowości, zakłócony delikatną wonią alkoholu, ale jestem zbyt zdenerwowana, żeby zastanawiać się, co to oznacza. Wyczuwam też obecność trzeciej osoby, zanim jeszcze się odezwie i przez chwilę rozważam powiedzenie dzień dobry, ale w końcu decyduję się zaczekać na ruch mojego nowego mentora. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Czw Cze 27, 2013 11:23 pm | |
| Już po raz kolejny dopada mnie to uczucie. Po raz kolejny, chociaż tak naprawdę doświadczyłem go zaledwie parę razy. Cztery - dokładnie tyle, i wszystkie z nich mogę bez najmniejszego problemu sobie przypomnieć. Najzwyczajniej nie da się go zapomnieć, a wspomnienie o nim mocno się w nas odbija. Ale to nie jest moment, w którym miałbym je przytoczyć. Nie byłbym nawet w stanie tego zrobić. Pomyliłem się myśląc, że nie poczuję się gorzej aż do jutrzejszego ranka. Wystarczyło, że oboje stanęli przede mną. Zobaczenie ich na komputerowym ekranie, a twarzą w twarz jest kompletnie nieporównywalne. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak wielkie mam wyrzuty sumienia, bo czuję się niemal sparaliżowany, a moje zmysły wydają się przytępione. Więc co to za uczucie? Ciężko nazwać je po imieniu, bo możliwe, że żadnego nie ma. I jest to raczej skomplikowane, nie umiem do końca wyrazić go słowami. Od chwili, w której każdy z nas wylosował trybutów, oni zostali wybrani, a tłum przyglądał się całemu zdarzeniu, odnoszę wrażenie że wytworzyły się trzy równoległe światy. Trzy, chociaż całkowicie uogólniając, bo każdy z nas jest teraz w innym. Każdy z nich ma też własną perspektywę, z której patrzy na to co się dzieje. Tłum na przykład – nie ma kompletnego pojęcia co właśnie rozgrywa się w światach pozostałych. Oczywiście, mogą się domyślać, mogą się buntować przeciwko niesprawiedliwości, albo wprost przeciwnie – popierać ją. Czegokolwiek jednak by nie zrobili, wciąż są nic nie znaczącym, szarym tłumem. Tłem dla naszych rzeczywistości. Dzieci, zostały same. Nie jestem pewien, czy w ogóle pojmują, dlaczego i gdzie znajdują, wciąż są we fazie zaprzeczenia. Teraz zdane jedynie na naszą łaskę, jak i organizatorów. Jeżeli nie wykorzystają należycie kolejnych dni, jedyne na czym mogą się oprzeć to modlitwa. A z autopsji mogę powiedzieć, że nikt nie słucha. W końcowym etapie, ich rzeczywistość – teraz znajdująca się jedynie w strefie moich teorii – stanie się prawdziwa. Wszyscy zamknięci pod jedną kopułą, bez szans na ucieczkę. Arena stanie się ich jedynym i prawdziwym światem. Jest też ostatnia grupa, nie najważniejsza, i nie najmniej znacząca. My – mentorzy, jesteśmy jednak jeszcze bardziej zdani na siebie, niż trybuci. Oni mają nas, mają sojusze, i być może mają sponsorów. My, kogo? Rząd, nie. Przyjaciół? Nie, nie pomogą nam. A pozostali mentorzy? Myślą w takich chwilach jedynie o sobie i ewentualnie o swoich podopiecznych. Nikt nie wyciągnie do nas ręki. A jeżeli chodzi o sponsorów można będzie wyczuć jeszcze większą rywalizację, niż w poprzednich lata. I niż na arenie. Kto w końcu zdecyduje się na dofinansowanie dziecka, które gdyby los potoczył się inaczej – mogłoby gnębić nasze dzieci? Tak więc wszyscy zostajemy sami. Razem, ale jednak sami. Każdy z nas przeżywa swoją własną tragedię. Ja czuję się kompletnie nie zauważony. Dramat rozgrywa się na moich oczach, ale nikt nie zdaje się zwracać na to uwagi. Dla tłumu, to kolej rzeczy. Dla mentorów, mój własny problem. To jest więc to uczucie – myśl, że jestem jedynym świadkiem tragedii. Nikt nie chce pomóc, nikt nie widzi potrzeby, każdy jest zajęty swoimi sprawami. Zostaję więc sam z tym ciężarem, niezauważony. Mija może parę sekund, wymieniamy kilka mrugnięć, nie padają żadne słowa. W tej krótkiej chwili zdążam jednak przejść przez całą gamę najróżniejszych uczuć, ostatecznie jednak dochodząc do wniosku, że trzy przejęte osoby, to w tym momencie o wiele za dużo. Czas więc wziąć się w garść. - Noah Atterbury. – pewnym, silnym ruchem ściskam dłoń chłopaka. Jednocześnie dopiero teraz zauważam, jak jego druga ręka mocno zaciska się na ręce dziewczynki. Mimowolnie marszczę brwi próbując rozgryźć jakie są między nimi relacje. – Przykro mi, że poznajemy się w takiej, a nie innej sytuacji. – posyłam mu słaby półuśmiech, i staram się aby moje słowa zabrzmiały jak najbardziej szczerze. – Świetnie zachowałeś się na dworcu, znacie się? – jednak z mieszanymi uczuciami czekam na odpowiedź. Całkowicie zdaję sobie sprawę, że żadne pozytywne relacje między tą dwójką nie ułatwią im pobytu na arenie. Zaraz jednak przenoszę wzrok na dziewczynkę, a moje odczucia przeżywają jeszcze większy kryzys. Ze wsparciem będzie ciężko, ale bez niego jeszcze gorzej. Jednocześnie jeszcze raz przebiegam wzrokiem przez ich dłonie splecione w uścisku. Mogliby być znajomymi. Mogliby, ale nie muszą, bo zaraz potem mój wzrok napotyka jej nieobecne oczy. A wszystkie niepasujące elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Ledwo powstrzymuję się, aby w geście załamania nie przyłożyć ręki do czoła. Nie potrafię zebrać myśli, ani ukierunkować gniewu. Nie chcę aby spotkało ją coś złego, ale już wcześniej wydawała mi się tak niezwykle krucha. Teraz widzę przed oczyma jedynie strzępki obrazów, wszystkie przedstawiają ją martwą już pod rogiem. I przez moment, dosłownie przez moment cieszę się, że nie może zobaczyć tej okropnej mieszanki rezygnacji, bezsilności, smutku i współczucia która napływa do moich oczu. Urywki myśli przelatują przez moją głowę, wszystkie składające się w jedno – musiała nastąpić pomyłka. Gdzieś pomiędzy sekundą, w której odwracam głowę w stronę okna, aby uspokoić oddech, skołatane nerwy i opanować w sobie chęć wyładowania się na bliżej nieokreślonym celu, nawiązuję krótki kontakt wzrokowy z Theo. Ale pomimo wszystko udaje mi się przekazać tonę informacji, czy raczej próśb. Są jednak poukładane tak chaotycznie, że nie wiem czy chłopak jest w stanie cokolwiek wyłapać. Opiekuj się nią. Nie zostawiaj jej. Miej ją na oku. Broń ją. Dbaj o nią. Nie pozwól jej zginąć. Dopiero na końcu tego jednego błagalnego spojrzenia łapię się na myśli, że przecież nie mogę prosić go o coś takiego, każdy chce przeżyć. Jednocześnie może być właśnie osobą, z której ręki zginie. Zaraz jednak przywracam się do porządku, nie mogąc dłużej przeciągać tej chwili. - A ta młoda dama, to z pewnością Blue. – uśmiecham się do dziewczynki, kucając, aby nasz wzrost wyrównał się. Chwytam jej drobną rączkę i całuję ją, licząc, że chociaż na moment uda mi się rozładować napiętą atmosferę. Jednocześnie licząc, że żadne z nich nie odbierze mojego zachowania jako niestosowne, biorąc pod uwagę nasze położenie. – Miło Cię poznać. Gestem ręki wskazuję na kanapy, sam usadawiając się na jednej z nich. - To oczywiście tylko formalność, ale żeby rozjaśnić jakiekolwiek wątpliwości – będę waszym mentorem. – nie daję po sobie poznać, ale ostatnie słowo praktycznie ledwo co przechodzi przez moje gardło. – I… no właśnie… należą się wam przeprosiny. Nikt nie powinien się tutaj znaleźć. Po prostu, chcę, żebyście wiedzieli, że nie chcę tutaj być, tak samo jak i wy. – zaciskam usta w wąską linię, ledwo powstrzymując się od odwrócenia wzroku. – Dobra, koniec z tym smęceniem, na to będzie czas wieczorami. – klaszczę w dłonie, nadając tempo rozmowie, i jednocześnie chcąc skupić ich uwagę na sobie. – Wiecie cokolwiek o Igrzyskach? Jak przebiegają? Jak wyglądają przygotowania? – urywam na chwilę. – Bierzecie pod uwagę w ogóle swoje zwycięstwo? Jeżeli nie, to będziemy musieli to zmienić. Wasze nastawienie to już część sukcesu. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Nie Cze 30, 2013 12:28 pm | |
| Przepraszam Cię za tego gniota, chyba nie umiem pisać Blue. ;_;
Jeszcze zanim Noah zaczyna nas przepraszać, rozpoznaję w jego głosie całą gamę sprzecznych emocji. Wydaje mi się zdenerwowany, wytrącony z równowagi, ale jednocześnie próbujący zachować się jak przystało na mentora z prawdziwego zdarzenia. Plus zapewne nie chce, żebyśmy to wszystko odkryli. Nie jestem pewna, czy jedna osoba jest w stanie czuć tyle rzeczy jednocześnie, ale zaczynam mu współczuć, chociaż to chyba my wymagamy współczucia. Siadam na kanapie, przez cały czas trzymając się blisko Theo. Wiem, że nie powinnam tak bardzo na nim polegać, dociera to do mnie coraz wyraźniej, ale jeszcze nie potrafię sobie tego jakoś logicznie wytłumaczyć. Zamiast tego próbuję dopasować imię i nazwisko Noah do zeszłorocznych Głodowych Igrzysk, ale chyba nie słuchałam relacji z nich wystarczająco uważnie. Nigdy zresztą tego nie robiłam. Nie pamiętam też jego wywiadu, na dobrą sprawę nie wiem nawet, z którego dystryktu pochodzi. Odczuwam nagle nieodpartą chęć, żeby o to zapytać, ale w ostatniej chwili gryzę się w język. To chyba nie jest moja sprawa, a poza tym, zaprzyjaźnianie się z nim nie jest najmądrzejszym pomysłem, nawet ja to wiem, chociaż moje dwunastoletnie życie raczej nie zdążyło mnie jeszcze niczego nauczyć. - A pan brał pod uwagę swoje? - wypalam, zanim zdążę się powstrzymać. Pytanie wychodzi samo z siebie i właściwie sama nie wiem, po co je zadaję. Odpowiedź na jego wydaje się z kolei tak oczywista, że nie widzę potrzeby nawet jej udzielać. Może mam dwanaście lat. I może jestem ślepa, i może nawet naiwna, ale na pewno nie głupia. Przyciągam nogi do siebie i krzyżuję je, siadając w swojej ulubionej pozycji. - Zresztą... Czy pozostali trybuci mają w planach popełnić zbiorowe samobójstwo po wybiciu gongu? Bo to chyba byłaby jedyna opcja, w której mogłabym brać pod uwagę swoje zwycięstwo. - Nie mówię tego po to, żeby zrobiło mu się przykro, ale chcę, żeby wiedział, że nie musi obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Wiem, że umrę na tych Igrzyskach, nawet jeśli sama myśl o tym powoduje, że mam ochotę zwinąć się w kulkę i zacząć płakać. Już sama wizja szkolenia sprawia, że żołądek podchodzi mi do gardła. Zresztą, czy jest w ogóle sens wybierać się na szkolenie? Nie wyobrażam sobie siebie, trenującej cokolwiek, a już na pewno nie walkę wręcz, o łucznictwie nie mówiąc. Z pokazu indywidualnego dostanę okrągłe zero, po czym bohatersko zginę pod Rogiem, potykając się o własne nogi. Przypominam sobie nagle, jaką rolę odegra w tym Noah i zaczyna mi być go żal jeszcze bardziej. Na pewno wie to wszystko o czym właśnie pomyślałam, zna realia areny z pierwszej ręki, a mimo to musi udawać, że wszystko będzie dobrze i że wciąż jest jakaś nadzieja. A nie ma. Nawet gdyby moimi przeciwnikami były same dwunastolatki, i tak miałabym najmniejsze szanse ze wszystkich. Co innego Theo - jest starszy i silny, i wydaje mi się, że mógłby pokusić się o sięgnięcie po zwycięstwo, ale wiem też, że tego nie zrobi. Przeze mnie. Biorę szybki wdech, zastanawiając się, czy aby na pewno chcę powiedzieć to, co właśnie przyszło mi do głowy. Później dociera do mnie, że w moim wypadku to i tak nic nie zmienia, bo dla mnie scenariusz jest jeden i nieodwracalny, ale może uratować czyjeś życie. - Ale może, skoro zwycięzca może być jeden, skupilibyśmy się po prostu na Theo? - proponuję, udając, że nie słyszę drżenia w swoim głosie. Przypominam sobie o Hope, i o tym, co to oznacza dla niej, ale choćbym nie wiem jak bardzo starała się o tym nie myśleć, nie mogę zaprzeczyć oczywistemu faktowi - moja siostra ma niewiele większe szanse ode mnie.
|
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pon Lip 01, 2013 6:45 pm | |
| Do pewnego momentu skutecznie udaje mi sie zablokować koszmary z przeszłości, czekające tak naprawdę za każdym rogiem, gotowe aby dostać sie pod moją skórę i wywlec wszystko co w sobie duszę na światło dzienne. Przez moment - pozornie nawet nie aż tak krótki, ale zdecydowanie za krótki dla mnie - myślałem ze dokonam niemożliwego. Nie mam pojęcia jak mogłem być tak naiwny, w końcu tyle razy próbowałem i nigdy mi sie to nie udało. Tym razem nie tylko konstrukcja muru była słabsza, wykonana w pośpiechu, zdawała się być tak licha, ze ledwie podmuch wiatru mógłby ja uszkodzić. A piekielne ogary i duchy przeszłości napierające na jej fasadę zdawały sie być silniejsze niż kiedykolwiek, czy raczej gdziekolwiek. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie i stosunkowo skutecznie udawało mi sie bronić. Czy to zasługa tego, że już wcześniej wiele razy rozłożyłem przeszłość na czynniki pierwsze, co za tym idzie, nic nie mogło mnie już zaskoczyć, czy tego ze moje zmysły są już nieco przytępione alkoholem. Teraz jest to już kompletnie nieistotne, zastanawianie nad tym bezsensowne, a próba odbudowania muru bezcelowa, bo kiedy tylko Blue wypowiada pierwsze słowa, demony wykonują decydujące uderzenie. Z początku wybijając pojedynczą cegłę, następnie kolejną, i kolejną, aż cała konstrukcja staje się na tyle niestabilna, że z hukiem opada na ziemię. Zostawiając mnie samego, bez niczego, co rozgraniczyło by jeden świat, od drugiego, który zwykł dopadać mnie jedynie w koszmarach sennych. Zanim odpowiadam, dłonią lewej ręki sięgam do kieszeni, w desperacji szukając leków przeciwbólowych, które być może w jakiś sposób przytępiłyby napływ wspomnień i zniwelowały ból fizyczny. Ale tylko po to, aby znaleźć jedynie niemalże już pustą paczkę papierosów. Przeklinam się w myślach, za mój wstrętny nałóg, ale w tym samym momencie z utęsknieniem spoglądam na wpół pełny kieliszek wina. Z niezadowoleniem łapiąc się na tym, że zwyczaj upijania przed zmrokiem nieuchronnie staje się codzienną rutyną. Czy brałem pod uwagę swoje zwycięstwo? Wbrew pozorom odpowiedź wcale nie należy do najprostszych, a jeżeli zacznę się w niej zagłębiać jedynie skomplikuję całą wypowiedź, pogubię się we faktach i zaplączę w sieci rozumowania, jaką utkałem rok temu. Ostatecznie mogłaby dojść do wniosku, że skoro ja sobie odpuściłem, to dlaczego ona miałaby zrobić inaczej? - Na początku. Ale to trochę inna historia. Wychowywałem się w Czwórce, więc u nas z góry zakodowane było w psychice nastawienie na zwycięstwo. Po to się zgłosiłem, żeby wygrać. – urywam, wiedząc, że mogłem przemilczeć fakt, że byłem ochotnikiem. – Ale nie wszystko poszło po mojej myśli, moja przyjaciółka też się zgłosiła. Nie mogłem powiedzieć tego na głos, ale z góry stwierdziłem, że nie mogę już myśleć o sobie. A potem, poznałem jeszcze kogoś… i całkowicie wykluczyłem myśl o swojej wygranej. – poddaję się całkowicie i w końcu chwytam po kieliszek wina, licząc na wyrozumiałość podopiecznych. – Ale tak jak mówiłem, to inna historia, i nie jestem tutaj po to, aby prawić wam o tym, że musicie patrzeć tylko na siebie, bo to byłaby z mojej strony hipokryzja. Ale muszę was przygotować na to co was czeka, a prawda jest taka, że czegokolwiek byście sobie teraz nie postanowili, na arenie bierze w łeb. Możecie mówić, że nikogo nie zabijecie, ale tam jest zupełnie inny świat, i zanim się obejrzycie będziecie mieli krew na rękach. I jakby to nie brzmiało – muszę się upewnić, że będziecie ją mieli, a kiedy to już nastąpi, że nie załamiecie się. Bez tego nie ocalicie ani siebie, ani ludzi na których wam zależy. – przygryzam dolną wargę zdając sobie sprawę, że właśnie mówię im o niemożliwym. Nawet zawodowcy się załamywali, co dopiero zwykłe dzieciaki. – I mówcie mi po prostu Noah, nie chcę czuć się jeszcze starzej, niż już się czuję. Wpatruję się jeszcze przez chwilę w czerwono krwisty płyn, w końcu odstawiając kieliszek na stół. Pijany na pewno na nic się nie przydam, a już teraz ciężko jest zasiać w nich chociaż odrobinę nadziei. Z jednej strony jestem w stanie ich zrozumieć, w szczególności Blue, ale z drugiej doprowadza mnie to do cholernej frustracji. Jeżeli żadne z nich nie wykaże chociaż krzty zainteresowania wygraną, to na nic zdadzą się moje monologi. Przez moment w ciszy wbijam w nich swój wzrok, usilnie zastanawiając się nad czymkolwiek, co chociaż trochę mogłoby ich zmotywować. Coś, co mogłoby ich skłonić do walki, albo chociaż do podjęcia jej próby. - Macie kogoś, do kogo chcielibyście wrócić? – wypalam w końcu. – Kogokolwiek. Kogoś kto was potrzebuje, kogoś kto się o was troszczy, i o kogo wy się troszczycie. Pomyślcie, że nie tylko moglibyście się znowu z nimi zobaczyć, ale też zapewnić im lepsze życie. Prawda jest brutalna, ale traficie na arenę tak, czy inaczej, nie ma sensu zaprzeczać. Więc może warto byłoby chociaż spróbować. Zaczynam nerwowo bawić się drżącymi z podenerwowania palcami. Przez moment wydaje mi się nawet, że mógłbym sobie to wszystko odpuścić, po co mam się męczyć, po raz kolejny nadszarpując swoje zdrowie. Może naprawdę nic z tego nie będzie, a ja na siłę upieram się przy swoim. Może mają rację, i oboje zginą przy rogu, a ja nic nie mogę na to poradzić. Najprawdopodobniej nie umieją się posługiwać żadną bronią, nie mają ducha walki, a na cuda przestałem liczyć dawno temu. I kiedy jestem już bliski rezygnacji, wyjścia, znalezienia kogokolwiek i pójścia na co najmniej parę kolejek czystej, zdanie wypowiedziane przez Blue wyprowadza mnie z równowagi, jednocześnie sprowadzając na ziemię. Bałagan, jaki tworzy się w mojej głowie sprawia, że na początku nie mogę znaleźć i dobrać słów, w końcu wyduszając coś, co pierwsze przychodzi mi na język. - Zapomnij. – brzmię zdecydowanie ostrzej, niż miałem w zamiarze. – Nie mam pojęcia, jak to zrobimy, ale wyjdziecie z tego cało, zrozumiano? Nikt nie będzie mi tutaj umierał. – w myślach modlę się, żeby słowa które mówię, nie okazały się puszczonymi na wiatr. Sam całkowicie zdaję sobie sprawę, że zwycięstwo jednego z moich trybutów graniczy z cudem, a wyciągnięcie dwójki jest najzwyczajniej poza moimi możliwościami, ale teraz nie dbam o bezpodstawne obietnice. – Z góry zaznaczam, że nie przyjmuję żadnych rezygnacji. Jesteście tutaj przeze mnie, więc jestem wam winny to, żebyście dzięki mnie wrócili. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Wto Lip 02, 2013 7:01 pm | |
| Noah. Dopiero kiedy słyszę to imię po raz drugi, mój umysł wyciąga z pamięci odpowiadające mu wspomnienia. Rzecz jasna nie są rzeczywiste, bo nie spotkaliśmy się nigdy wcześniej, ale teraz zaczynam przypominać sobie fakty, związane z nim jako trybutem. Początkowo jestem nieco zdziwiona - nie wiedziałam, że mój słuch w ogóle je wychwycił, a co dopiero, że zostały zapisane gdzieś głębiej, ale faktycznie muszę przyznać, że coś na jego temat wiem. - Clove. - To imię pojawia się w mojej głowie równocześnie z chwilą, w której je wypowiadam i dokładnie w tym samym momencie mam ochotę je cofnąć. Oczywiście - nie mogę. Nie wiem nawet, skąd się tam wzięło, ale po chwili przypominam sobie też, że wielokrotnie słyszałam je na przerwach w szkole. Dzieciaki z mojej klasy, w przeciwieństwie do mnie i Hope, ekscytowały się Głodowymi Igrzyskami, dlatego wiele informacji o trybutach mogłam usłyszeć na korytarzach. Nie zawsze zwracałam na nie uwagę, ale czasami mimowolnie zapadały mi w pamięć. Tak jak w tym przypadku. I chociaż nie znam dokładnie historii ani mojego mentora, ani jego przyjaciółki, wiem, że ich imiona często pojawiały się obok siebie. - Przepraszam - dodaję natychmiast, orientując się, że chyba przekroczyłam jakąś granicę, która nie należy do mnie. - Po prostu, samo mi się wyrwało. - Wzruszam ramionami, mając nadzieję, że go nie uraziłam. Nie chcę, żeby było mu z mojego powodu przykro. Wydaje się miły i w porządku, i chyba naprawdę chce nam pomóc, chociaż widać, że męczy się z całą tą sytuacją co najmniej tak samo jak my. Wyobrażam sobie przez chwilę, jak to jest - wiedzieć, że od ciebie pośrednio zależy życie dwóch osób, i że najprawdopodobniej, nawet jeśli dasz z siebie wszystko, nie będziesz w stanie ich uratować - i mimowolnie kulę się w sobie. Przez moment mam ochotę podejść do niego i go przytulić, powstrzymuję się jednak w ostatniej chwili. Zazwyczaj tak właśnie reaguję na sytuacje stresowe, ale biorąc pod uwagę, że poznałam Noah jakieś trzy minuty temu, to byłby chyba zbyt śmiały gest, który w dodatku mógłby mu się nie spodobać. Przysuwam się więc po prostu bliżej do Theo, opierając głowę o jego ramię. - Osoba, do której chciałabym wrócić, jest tutaj - mówię cicho, odpowiadając na następne pytanie mentora. Nie kończę tego zdania, bo wiem, że zdaje sobie sprawę, o kim mówię - podobieństwo moje i Hope raczej trudno przeoczyć. Mimowolnie zaczynam zastanawiać się, co teraz robi i czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła się z nią spotkać. Chcę dodać coś jeszcze, kiedy przypominam sobie o mamie i drgam nagle, prostując się na kanapie. Taty znów nie było od kilku tygodni, więc mama została w mieszkaniu sama, bez niczyjej pomocy. Przygryzam mocno dolną wargę, prawie do krwi, gorączkowo myśląc o tym, czy wypada mi o coś poprosić. Jestem prawie pewna, że nie i że nawet jeśli to zrobię, spotkam się z odmową. Sam co prawda często przychodził do Kwartału, ale wiem, że łamał w ten sposób prawo. Noah może nie być skłonny do tego samego, w końcu grozi to śmiercią. Nie zasnęłabym jednak spokojnie, gdybym nie spróbowała. - W KOLCu została też nasza mama - dodaję jeszcze ciszej, jakbym miała nadzieję, że mnie nie dosłyszy i nie będę musiała wysłuchiwać grzecznej, aczkolwiek stanowczej odmowy. - Gdyby pan mógł... - przerywam, przypominając sobie o jego prośbie. - Gdybyś mógł - poprawiam się - sprawdzić... Albo poprosić kogoś o sprawdzenie, jak się czuje... - Spuszczam głowę w dół, rumieniąc się. To moja kolejna typowa reakcja, zaraz po przytulaniu wszystkich dookoła. Co prawda nigdy tego nie widziałam, ale siostra mówiła, że gdy się denerwuję, moje policzki zawsze są czerwone. - Ona jest chora - dodaję i w końcu się prostuję, kierując twarz w stronę, skąd jeszcze przed chwilą dobiegał głos Noah. - Jeśli tata nie wrócił, a pewnie nie wrócił, nie ma nikogo, kto by jej pomógł - kończę nieco koślawo i próbuję się uśmiechnąć, ale nie wydaje mi się, żeby wyszło z tego coś więcej, niż niewyraźny grymas. Hope jest lepsza w udawaniu, po mnie emocje widać jak na dłoni. Kiedy udaje mi się uspokoić, wysłuchuję dalszej wypowiedzi mentora. Mimo, że wciąż uważam, że oboje mamy znikome szanse na przeżycie, nie protestuję. Mam wrażenie, że mężczyzna potrzebuje przynajmniej czuć, że mu wierzymy, i że wciąż mamy nadzieję. Zresztą, kto wie, może Theo wciąż ją ma. Jest w końcu starszy i silny, i z pewnością gdyby chciał, mógłby znaleźć się przynajmniej w finałowej ósemce. Gdyby nie ty, słyszę cichy głosik gdzieś z tyłu głowy i znów nieznacznie kulę się w sobie. Zdaję sobie sprawę, że mój przyjaciel może desperacko próbować uratować mnie z masakry pod Rogiem Obfitości i w efekcie przypłacić to życiem. I w tym momencie, siedząc na kanapie w apartamencie, obiecuję sobie, że na to nie pozwolę. Oczywiście jest to głupie i naiwne, bo zaledwie kilka minut temu Noah uświadomił nas, że na arenie wszystkie nasze plany wezmą w łeb, ale i tak czuję się lepiej, mając coś, czego mogę się trzymać. Kiedy mentor milknie, kiwam więc po prostu głową i posyłam mu uśmiech. Tym razem - mam nadzieję - bardziej wiarygodny.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sro Lip 03, 2013 11:58 am | |
| Głośniki, rozmieszczone na terenie całego Ośrodka Szkoleniowego wydają z siebie ciche trzeszczenie, a po chwili rozlega się komunikat: - Wszyscy trybuci proszeni są o natychmiastowe udanie się do Centrum Odnowy, gdzie ich zadaniem będzie przygotować się do dorocznej Ceremonii Otwarcia Głodowych Igrzysk. Tym razem jednak, zasady ulegają lekkim zmianom. Ponieważ wychowując się w Kapitolu, mieli wystarczająco dużo czasu na poznanie kanonów tutejszej mody, do oficjalnej parady muszą przygotować się sami, korzystając z artykułów i ubrań przygotowanych wcześniej przez Organizatorów. Numery sal w Centrum Odnowy odpowiadają numerom apartamentów. W każdej sali stacjonuje dwóch stylistów, którzy w razie potrzeby pomogą w przygotowaniach i doradzą, ale całość stroju musi zostać zaprojektowana przez samego trybuta. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja! Zt dla wszystkich. Trybuci udają się do Centrum Odnowy, gdzie ich zadaniem jest opisanie zaprojektowanego przez siebie stroju. W razie problemów mogą zwracać się do stacjonujących tam stylistów, będą oni sterowani przez Mistrza Gry. Macie na to dokładnie 24 godziny rzeczywiste. Jutro w południe rozpocznie się Ceremonia Otwarcia. Za najlepszej jakości projekty, zostaną przyznane pierwsze punkty, które przydadzą się Wam na arenie. Mentorzy na chwilę obecną są wolni. Jeśli mentor nie zjawił się w apartamencie, nie zjawił się tam także fabularnie i z tego zostaną wyciągnięte konsekwencje - również fabularne.
|
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sro Lip 03, 2013 1:52 pm | |
| Kiedy dziewczynka mimowolnie wypowiada imię Clove, czuję, że moje demony znalazły kolejną drogę, kolejny sposób na zadanie mi bólu. Tonę pod nadmiarem emocji, które usilnie starają się wydostać na zewnątrz, jednak w całym tym mętliku jakby w efekcie końcowym zduszają się nawzajem. Chcę okazać tak wiele, że w efekcie nie okazuję nic. To chyba pierwsza rzecz z której mogę być zadowolony dzisiejszego dnia – wciąż nie dałem się ponieść emocjom, a przynajmniej nie pokazałem ile kosztuje mnie to mentorowanie. Chociaż trybuci na pewno mogą podejrzewać co w sobie duszę. W efekcie jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów, czekającym na jeden decydujący moment, w którym w końcu wybuchnę. Jednak kiedy Blue cicho wymawia sylaby, układające się w jej imię jedynie na ułamek sekundy przymykam oczy jak to się dzieje, w momencie kiedy coś nas zaboli. A zabolało. Nawet nie samo wspomnienie o Clove, ale wszystko co za sobą ciągnęło. Jednocześnie uświadamiam sobie, że dziewczynka zaczęła kojarzyć fakty związane ze mną, i nie mogę mieć pewności jak wiele usłyszała. Czy jedynie historię o nieszczęśliwych kochankach? Albo opowieść o mojej przyjaźni z Cypriane? O rywalizacji z Cato? A może jest nawet w stanie wyliczyć na palcach wszystkie moje ofiary. Jedno jest pewne, ze trybutem nie może mieć żadnych dobrych skojarzeń, czy wspomnień. Zaraz jednak rzuca krótkie przeprosiny, których właściwie kompletnie się nie spodziewałem. Ostatnimi czasy to raczej ja nadużywam tego słowa, a do tej pory nie doczekałem się usłyszenia ich z ust kogoś innego. Ledwo powstrzymuję się od ironicznego parsknięcia śmiechem, które byłoby po części skutkiem mojego podenerwowania. Rozpatrując tą sytuację w szerszym wymiarze, przeprasza mnie ktoś, kto przepraszać w ogóle nie powinien. Mogłaby to zrobić jedna trzecia narodu, ale nie ona. Widać przeprosiny przychodzą łatwiej tym, którzy tak naprawdę nie ponoszą żadnej winy. Macham ręką, jakby w stwierdzeniu, że wszystko w porządku, dopiero po chwili uświadamiając sobie głupotę tego gestu. - Nie przepraszaj, nic się nie stało. To już przeszłość. – uśmiecham się w pocieszeniu, jednak bardziej do siebie, niż do nich. Zaraz jednak padają słowa, które całkowicie przywołują mnie do porządku i sprowadzają do rzeczywistości. Rodzina. Temat o którym zdecydowanie chcę i powinienem usłyszeć. Jeżeli to jedyna rzecz, jaka może wywołać w nich śladowe zaangażowanie, to czuję, że muszę poznać ich słabości i je wykorzystać. Jak źle by to nie brzmiało, robię to dla nich. Chociaż wciąż gdzieś w domyśle czai się moje odkupienie win, które teraz jednak spycham na dalszy plan. Nie chcę mieć kolejnych dwóch dusz na sumieniu. Według pozytywnego scenariusza wciąż usłyszę dwadzieścia trzy armatnie wybuchy, i jeden z nich będzie oznaczał moją porażkę. Wszystkie za to, porażkę całego narodu. - Osoba, do której chciałabym wrócić, jest tutaj. Odruchowo kieruję swój wzrok na Theo, zaraz uporządkowuję fakty. O ile wygląda na to, że o niego też się troszczy, teraz mówi o kimś zupełnie innym. Dopiero po chwili coś we mnie zaskakuje. Oczywiście, chodzi o jej siostrę. Podczas dożynek byłem zbyt skupiony na swojej własnej tragedii, ale teraz mogę przysiąc, że gdzieś pomiędzy jednym losowaniem a drugim przewinęło się jeszcze raz nazwisko Flickerman, nie mogę sobie jednak przypomnieć kto je wylosował. - Ach, tak. Postaram… postaram się dowiedzieć kto się nią opiekuje i załatwię wam chociaż chwilę dla siebie. – odpowiadam jakby machinalnie, zbyt bardzo pogrążony w swoich myślach. Mój plan właśnie spalił się na panewce. Nie mam na czym się oprzeć, jeżeli ona najzwyczajniej nie ma do kogo wracać. Może to właśnie moment w którym powinienem spasować? Może oszukiwałem się od początku, myśląc że mogę poprowadzić ich ku zwycięstwie. Sam przecież nigdy nie wygrałem. Wystarczy spojrzeć na moje życie. Czy w takim wypadku mógłbym nauczyć czegokolwiek innych? Odpowiedź sama ciśnie mi się na usta, ale pomimo wszystko wciąż nie jestem skreślony, wciąż walczę. Dlatego kiedy padają jej kolejne słowa kiełkuje we mnie kolejny zalążek nadziei, słabszy niż poprzedni, ale wciąż. - Upewnię się, że wszystko jest w porządku i pomogę im, jeżeli będą czegoś potrzebowali. – rzucam bez wahania. – Ale w zamian musisz mi obiecać, że będziesz się starać. Masz większe szanse na przeżycie niż może Ci się teraz wydawać. Sponsorzy są na wyciągnięcie ręki, ale bez twojego zaangażowania wszystko będzie na nic. Z niezadowoleniem łapię się na kolejnej złożonej obietnicy. Co więcej, bezpodstawnej - a tych padło dzisiaj zdecydowanie za wiele. Słowa rzucane na wiatr nie mogą zaowocować niczym dobrym, a tym razem zapewne nie znajdzie się odstępstwo od tej reguły. A moje słowa przyniosą jedynie martwe nadzieje innych. Wszyscy będziemy się starać ponad nasze siły, pociągniemy za sobą innych na dno, w efekcie nie osiągając nic.
/zt |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Wto Lip 16, 2013 11:29 pm | |
| /hala treningowa
Modlił się, żeby zastali apartament we względnym porządku. Tak, proszę państwa, Śmierć już niemalże stała nad nim z kosą, czuł jej oddech na karku, ale jego największym zmartwieniem był porządek w pokoju. Świat schodzi na psy, a Theo Madden zamienia się w ciepłą kluchę. Jadąc windą milczeli, ale był to ten przyjemni rodzaj milczenia, zero niezręczności. Następnie otworzył przed dziewczyną drzwi do apartamentu i odetchnął, widząc, że ktoś posprzątał to pobojowisko, które rano po sobie pozostawił. Nigdzie nie było widać Blue, więc pewnie była w swojej sypialni albo wybrała się gdzieś z Hope. Jeśli w grę wchodziła pierwsza opcja, Theo nie chciał na siłę ładować do jej pokoju i odprawiać przedstawienie, jak to było w przypadku Sabriel i pociągu. Wyciągał wnioski. -Czego się napijesz? - zapytał i skierował swoje kroki w stronę otwartej kuchni. Sięgnął do drzwi lodówki, ale nie otworzył jej. Wodził wzrokiem za Amandą i zapamiętywał coraz więcej szczegółów. Sposób, w jaki się poruszała, charakterystyczne gesty, uśmiechy. Miała naprawdę cudowne dołeczki w policzkach, ale Theo nie czuł się upoważniony do komplementowania tego elementu jej urody. -Możemy zamówić coś z kuchni... - zaczął, ale chwilę potem zmienił zdanie, co do posiłku i szybko zaproponował - Albo ja nam coś przygotuję. Oczywiście pod warunkiem, że nie boisz się o swoje zdrowie. Być może teksty na podryw miał słabe, ale kucharzem to on akurat był niezłym! Z pewnym opóźnieniem zarejestrował też fakt, że bardzo przyjemnie dla ucha brzmiało używanie liczby mnogiej w odniesieniu do siebie i Amandy. Miał nadzieję, że dziewczynie nie sprawia to problemu, ale postanowił też, że jeśli nie zwróci mu uwagi, będzie robił to częściej. Dla własnej przyjemności. |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sro Lip 17, 2013 8:17 pm | |
| // hala treningowa
...Czternaście. Piętnaście. Szesnaście. Siedemnaście... ...Dwadzieścia osiem. Dwadzieścia dziewięć. Trzydzieści. Trzydzieści jeden... I w końcu przy finalnym sto dziewięćdziesiąt trzy stanęliśmy pod drzwiami apartamentu oznaczonego dwójką. Zastanawiałam się, czy będzie wyglądał tak samo, jak ten należący do mnie i do Lee- sterylnie czysty, dziwnie bogaty w porównaniu do KOLCowych strychów i ruin, nieco przypominający apartamenty zeszłorocznych trybutów, a tegorocznych mentorów. Mentorów. To słowo zaraz pociągało za sobą obraz uśmiechniętej twarzy, ciemnych loków i łagodnego spojrzenia. Sam. Sam Quillin, były chłopak mojego brata, a jednocześnie najsympatyczniejsza i najzabawniejsza osoba, jaką znam. Zastanawiałam się, jak on się czuł. Po tym, jak zobaczył na ekranie moją twarz, a obok niej tak dobrze mu znane nazwisko. Od tej pory jeszcze się z nim nie widziałam, chociaż może i tak było lepiej, zarówno dla niego, jak i dla mnie. Gdybym zobaczyła go smutnym, albo gdyby wspomniał o Nicku, rozpłakałabym się jak mała, bezbronna dziewczynka. Tak na mnie działali, oni oboje. O Dominiku też myślałam coraz częściej. Czy już widział, że jestem trybutką? Z pewnością tak. Czy był na Paradzie? Czy jeszcze mnie poznał? Czy zmartwiło go to przynajmniej w połowie tak, jak rodziny innych trybutów? -Czego się napijesz? Drgnęłam lekko, wyrwana z transu. Dopiero teraz zorientowałam się, że od czasu wejścia do apartamentu kurczowo zaciskałam dłonie, w skutek czego na ich wewnętrznych stronach pozostały czerwone i bolesne ślady paznokci. -Woda mineralna byłaby w porządku.- Odparłam tylko, przywołując na twarz uśmiech. Zawsze reagowałam tak samo na jego obecność. Sam jego widok, samo spojrzenie głębokich oczu albo uśmiech powodowało, że uśmiechałam się jak głupia, aż do bólu policzków, ale nawet wtedy nie mogłam przestać. Zajęłam miejsce przy stoliku i oparłam podbródek na splecionych dłoniach. -Możemy zamówić coś z kuchni... Albo ja nam coś przygotuję. Oczywiście pod warunkiem, że nie boisz się o swoje zdrowie. ,,Nam''. Słowo zadźwięczało mi w głowie jasno jak dzwonek i poczułam w okolicach serca miłe, kojące ciepło. ,,Nam''. -Już raz uratowałeś dziś moje zdrowie, o ile nie życie, więc nie boję się złożyć go w Twoje ręce po raz drugi.- Odparłam tylko poważnie, jednak uśmiechnęłam się lekko i zmrużyłam oczy. -Właściwie to mieliśmy mało czasu, żeby się poznać. Jeśli nie będzie Ci to przeszkadzać przy gotowaniu to może opowiesz coś o sobie?- Zaproponowałam nieśmiało.
|
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sro Lip 17, 2013 9:45 pm | |
| Bez słowa sięgnął po szklankę i butelkę wody, napełnił naczynie i postawił je przed Amandą. Nie przestawał się uśmiechać, więc pewnie wychodził na wariata, ale w towarzystwie dziewczyny czuł się po prostu szczęśliwy. Należało mu się to chyba, biorąc pod uwagę, że za tydzień z kawałkiem będzie już martwy. Och, znowu te dołeczki w jej policzkach. -Już raz uratowałeś dziś moje zdrowie, o ile nie życie, więc nie boję się złożyć go w Twoje ręce po raz drugi. Poczuł się mile połechtany tymi słowami i nieźle zadziałały one na jego ambicje. Chciał przygotować coś specjalnego, ale też prostego, przesadzona wykwintność nie wchodziła w grę. -Nie pożałujesz - powiedział tylko i otworzył lodówkę, a potem zaczął wyjmować z niej wszystkie potrzebne produkty. Na ladzie wylądowała sałata lodowa, surowa pierś z kurczaka, musztarda, oliwa, czosnek i jeszcze jakieś pierdoły, potrzebne do przygotowania popisowego dania Maddena - Sałatki Cezar. Chłopakowi przez myśl nie przeszło, żeby zapytać Amandę, czy przypadkiem nie jest wegetarianką, ale najwyżej dostanie później burę. -Właściwie to mieliśmy mało czasu, żeby się poznać. Jeśli nie będzie Ci to przeszkadzać przy gotowaniu to może opowiesz coś o sobie? Spojrzał na nią, jednak tym razem nie uśmiechał się. Na palcach jednej ręki mógł policzyć ludzi, którzy znali jego historię, a jeszcze mniej było tych, których ona rzeczywiście interesowała. -Moja mama zwyciężyła w w pięćdziesiątych piątych Igrzyskach - zaczął prosto z mostu, obmywając przy okazji wszystkie składniki, które tego wymagały - miałem wtedy dwa lata. Zerknął na Amandę żeby zobaczyć, jak przyjęła tę rewelację, jednak zaraz potem wrócił do przygotowania posiłku i kontynuował swoją historię. -Urodziłem się w Czwórce, ale mama poznała podczas swojego tournée jakiegoś polityka, zabrała mnie i przeprowadziliśmy się do Kapitolu. Nie kochała go, to było widać. To zawsze widać. Poczuł, że zrobiło się chyba zbyt sentymentalnie i ckliwie, przerwał więc na chwilę opowiadanie historii i sam nalał sobie wody. Wypił duszkiem, sprawdził, czy Amandzie jej nie brakuje i powrócił do mieszania sosu do sałatki. -Ojczym traktował mnie dobrze, niczego mi nie brakowało, a mama poświęcała mi każdą wolną chwilę. A potem zaczęło bywać odwrotnie, uzależniła się od leków, po szkole wracałem prosto do domu i siedziałem z nią, opowiadałem, co wydarzyło się danego dnia. To zmieniło się w rutynę. Miał nadzieję, że nie zanudza jej swoją opowieścią, co jakiś czas zerkał na nią, ale wydawała się słuchać uważnie, a on uznał, że zbyt częste gapienie się bardziej szkodzi, niż pomaga. Sięgnął po bagietkę, z której miał zamiar zrobić grzanki do sałatki, a podczas krojenia jej w kostkę zaczął znowu opowiadać. -Nadeszła rebelia, straciliśmy wszystko, przydzielili nam jakieś mieszkanie w gettcie. Z balkonem - doskonale wiedział dlaczego był to ważny szczegół, jednak nie chciał zdradzać tego Amandzie i niepotrzebnie jej straszyć. - Ojczym zmarł, a ja zacząłem wyprzedawać jego rzeczy na targu. A potem mnie wylosowali. Wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Pod skórą czuł, że może tej dziewczynie opowiedzieć o wszystkim, a ona wysłucha go i pocieszy, jednak nie chciał zrzucać na nią swoich ciężarów. -Poza dziewczynką z mojej pary znam jeszcze jej siostrę bliźniaczkę, Illisę, Rosanę, która też urodziła się w Czwórce i często opowiadała mi, jak tam jest, oraz Sabriel. Tę, która uciekła. No i oczywiście Bookera - przewrócił oczami, przerzucając pokrojoną bagietkę na patelnię z rozgrzanym masłem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł wprawić ją w nieco przygnębiający nastrój. Nie wiedział, czy poprawi go pytaniem o przeszłość, jednak nie mógł się powstrzymać. -Mam nadzieję, że zrewanżujesz mi się teraz swoją historią? - próbował przywołać na twarz uśmiech, co było całkiem łatwe, bo wystarczyło tylko spojrzeć na Amandę. |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Czw Lip 18, 2013 3:35 pm | |
| Podczas, kiedy Theo opowiadał, nie przerywając w tym czasie pracy w kuchni, milczałam, komentarze zachowując dla siebie. Z doświadczenia wiedziałam, że raz przerwana historia traci swój klimat, więc dopiero, gdy już skończył, ośmieliłam się cokolwiek powiedzieć, wciąż nie zdejmując z niego uważnego spojrzenia. -Bardzo mi przykro z powodu Twojego ojczyma- zaczęłam cicho, poważnie, chociaż był to chyba możliwie jak najmniej podsumowujący całość komentarz. Przekrzywiłam lekko głowę, wygodniej opierając się o splecione dłonie i obserwując jak szybko i uważnie zarazem przygotowuje składniki. Jego historia była inna od wszystkich, ale też w jakiś sposób przesiąknięta smutkiem. Jego matka, która trafiła na arenę, kiedy był dzieckiem, a to zdarzało się nadzwyczaj rzadko- jeśli w ogóle się zdarzało. Potem małżeństwo zawarte bez miłości. Uzależnienie od leków. Strata ojczyma. A na koniec arena, pobrzmiewający bólem i czernią akcent... jako podsumowanie całego życia, ostatnia karta, czy może tylko jedna z wielu, gdzieś na środku księgi...? To wszystko sprawiło, że znowu myślałam o Nicku, o Samie, o Lorin, o samej sobie. Czy potrafiłabym wyjść z areny cała, a potem żyć w luksusach, wiedząc jednak, że pozostawiłam za sobą najlepszą przyjaciółkę i chłopaka, którego pierwszy raz obdarzyłam chyba prawdziwym uczuciem? Czy mogłabym cieszyć się towarzystwem Nicka i życiem z dala od KOLCa, pamiętając o ofiarze, którą złożyłam, żeby to zyskać...? Chyba jednak nie mogłabym, a była to dość dobijająca świadomość. -Znasz Bookera? Skąd?-Ożywiłam się lekko, z trudem odrzucając od siebie poprzednie myśli. -Mam nadzieję, że zrewanżujesz mi się teraz swoją historią? Uśmiechnęłam się lekko, starając się, żeby z mojej twarzy odeszło całe napięcie i smutek. -W porządku, jeśli tego właśnie chcesz.- Odparłam, po czym upiłam łyk wody i odchrząknęłam, starając się jak najlepiej przygotować skróconą historię mojego życia. -Urodziłam się tu, w Kapitolu, osiemnaście lat temu. Miałam już wtedy starszego brata, ma na imię Dominic. Z pewnością go znasz. Teraz został sławnym redaktorem i wydał książkę. Szybko wyjechał na studia, wtedy ja przejęłam opiekę nad domem i matką, która niezbyt dobrze radziła sobie z rodzicielstwem. Wszystko było normalnie, jak w innych rodzinach- chodziłam do szkoły, marzyłam o dziennikarstwie. Zaprzyjaźniłam się z Lorin, która też jest trybutką, zamieszkała u mnie. Kocham ją jak siostrę, wiesz? Potem chciałam się udać na dziennikarstwo, ale... nadeszła rebelia, więc wraz z rodzicami i kotem, ma na imię Ned i jest całkiem rudy, zamieszkaliśmy w KOLCu. Chociaż to chyba nie jest najlepsze określenia. A teraz trafiłam na arenę.- Podsumowałam wkońcu, wzdychając lekko na samym końcu opowieści, który ponownie przywiódł mnie do poprzednich rozmyślań. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sob Lip 20, 2013 8:30 pm | |
| To, że Amanda słuchała jego historii z prawdziwym zainteresowaniem, kazało mu sądzić, że może dziewczyna rzeczywiście jest inna od tych, które do tej pory poznał. Miał do czynienia głównie ze stereotypowymi mieszkankami Kapitolu, dla których złamany paznokieć był gorszy od głodu w Dwunastce, a tematy do rozmów kończyły się szybciej niż kariery ich idoli. -Bardzo mi przykro z powodu twojego ojczyma. Skinął jej tylko głową i powoli kończył przygotowywanie posiłku. Wydawało mu się, że mówiła to szczerze, a nie tylko przez grzeczność. -Znasz Bookera? Skąd? -Natknęliśmy się na siebie kilka razy i nie były to przyjemne sytuacje – mruknął tylko, wzruszając ramionami – Znajomością bym tego nie nazwał, raczej za sobą nie przepadamy. Zastanowiło go natomiast, skąd Rodwella znała Amanda. Theo zaczął zastanawiać się nawet nad tonem, jakim wypowiedziała jego imię, zaraz jednak skarcił się w duchu i zaprzestał tej paranoi. Gdy dziewczyna zaczęła opowiadać mu o sobie oderwał się na chwilę od przygotowywania obiadu i słuchał jej z taką samą uwagą, jak ona wcześniej jego. Rzeczywiście, kojarzył jej brata, teraz nawet zdziwił się, dlaczego nie połączył ich wcześniej, przecież nazwisko Terrain nie było znowu jakoś specjalnie często spotykane. Amanda nie wspomniała o ojcu, czy to celowy zabieg? Theo wolał jej nie przerywać i dalej chłonął każde jej słowo. Uśmiechnął się, gdy opowiedziała o kocie. Po skończonej historii zapadło milczenie, żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Mieli pokrzepiać siebie nawzajem i udawać, że wcale nie staną przeciwko sobie już za kilka dni? A może łudzenie się, że wygra więcej niż jedna osoba, było w porządku? Madden spojrzał tylko na Amandę smutnym wzrokiem, a to wyraziło chyba więcej, niż tysiąc słów. Chwilę później obiad był gotowy i chłopak postawił talerz przed blondynką, życząc jej smacznego. Obserwował jej reakcję na potrawę, miał nadzieję, że spisał się całkiem nieźle, choć był na tyle zestresowany gotowaniem dla niej, że mógłby sknocić nawet swoje popisowe danie. -Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że wyrwałem cię z treningu – zagaił w przerwie między jednym kęsem a drugim – Chwila odpoczynku przyda się każdemu. W głowie kołatało mu się pytanie o sojusze, jakie zawarła Amanda, nie chciał jednak poruszać tego tematu. Dobrze wiedział, że lepiej nie wypowiadać na głos tego, o czym oboje myśleli. Nie mogą sobie pomóc na Arenie i najlepiej dla nich byłoby, gdyby siedzieli teraz w osobnych pomieszczeniach, nie poznając w ogóle swoich imion. Skończyli obiad, a Theo zebrał talerze i wstawił je do zlewu. Nie pozostawało nic innego, jak wrócić na halę… i do codzienności. Chłopak westchnął i ruszył za Amandą w kierunku wind, wzrok wlepiając w jej jasne włosy. Zanim zamknęły się za nimi drzwi, dało się słyszeć jego ciche westchnięcie.
/hala
|
| | | Wiek : 12 Zawód : przegrzebywacz brudów, stalker, detektyw, piromanka Przy sobie : gaz pieprzowy, zapalniczka
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Wto Lip 23, 2013 1:21 pm | |
| | Apartament na drugim trzecim piętrze. Emocje nieco ustąpiły, a na ich miejsce pojawiło się zadowolenie. Takie działanie adrenaliny. Schodzenie po schodach było znacznie przyjemniejsze niż wciąganie się pod górę. Nawet łup tak bardzo nie ciężył i wydawać się mogło, że motywował do pracy. Kradzieże faktycznie miały coś w sobie. - Cześć Theo, cześć Blue. - Krzyczenia na cały apartament w geście powitania. - Nie przejmujcie się mną i pamiętajcie, że mnie tu nie było. Pogadamy potem. - Krzyknęła i popędziła w stronę sypiali siostrę. Tam mogła pakować łupy zupełnie bez stresu. Jedną rzeczą, która ją pośpieszała był czas. On nie stał po ich stronie… no i może jeszcze kilka osób, ale to okaże się w niedalekiej przyszłości. Niedługo rozpoczną się pokazy, a halą nadal nikt się nie zajął. Chyba. Miała nadzieję, że nie odkryją ich zamiarów i Cordelia zrobiła to co do niej należało... Wrzucała wszystko to, co było przydatne do „torby” z prześcieradła. To samo powtórzyła w łazience należącej do Theo. Być może, a raczej na pewno ją wyklną, ale chyba jakoś to przeżyje. Będzie musiała. Teraz liczył się czas. Czas, czas i tylko on. Jeśli jej siostra i przyjaciel chcieli porozmawiać to musieli poczekać. Siła wyższa. Wybuchy i komplikowanie spraw było ważniejsze. Cztery do zera. | Apartament na pierwszym piętrze. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Czw Lip 25, 2013 9:13 pm | |
| // Pokazy indywidualne - Illisa De'Ath, a w teorii z apartamentu na szóstym piętrze
Ill po wyjściu z pokazu z uśmiechem na ustach poszła do swojego apartamentu. Zgrzała się niemiłosiernie, więc potrzebowała prysznica. Postanowiła po drodze do łazienki zacząć się rozbierać kompletnie zapominając o tym, że może się tam znajdować Bob. Na szczęście nikogo nie było, więc naga paradowała sobie po apartamencie. Z lodówki wzięła karton mleka i polazła do łazienki. Tam popijając mleko spoglądała na siebie w lustrze. Wyglądała... Pięknie. Mimo zmierzwionych włosów i pocie na czole wyglądała naprawdę seksownie. Zawsze się sobie podobała. Nawet czasem żartowała, że na miejscu chłopaków sama by siebie przeleciała. Nie żeby na lewo i prawo oddawała swoje ciało. Co to to nie. Zwykle musiała mieć z facetem zażyłe relacje, by rozkładać przy nim nogi. Potem poszła pod prysznic i długo myła swoje smukłe ciało. Cała adrenalina i radość zniknęły wraz z brudem. To tak jakby napiła się kawy. Najpierw tryska się energią, a gdy już efekt się kończy to czuje się cholernie zmęczona. Tak tutaj najpierw była radosna, a teraz wróciły do niej wątpliwości i strach przed areną. Dzisiaj nawet z podwójną mocą, bo nieuchronnie zbliżała się do końca swojego żywota. Wyszła spod prysznica i osuszyła ręcznikiem. Po chwili wyszła z łazienki i udała się do swojego pokoju. Ubrała się w strój nocny i powędrowała do salonu. Tam czuła się... samotna... Chciała wrócić do domu, a raczej do swojej siostry. Kochanej siostry, która potrafiła podnieść ją na duchu. Tutaj nie miała nikogo, kto by ją pocieszył. Chociaż... Była jedna osoba. Gdy czytała listę, by znaleźć siebie w przydziale mignęło jej imię i nazwisko bardzo znajome. Theo. Też był trybutem jak ona. Na którym piętrze miał apartament? Chyba na drugim. Ill wstała i cichaczem poszła do windy. Za jej pomocą znalazła się w apartamencie, gdzie mieszkał teraz Theo. Ach... Theo. Poczuła przyjemny ucisk w żołądku. Wciąż pamiętała tego chłopaka. Wciąż coś czuła do niego. Tak. Nie miała wielu prawdziwych chłopaków, ale jak już miała to darzyła ich cieplejszymi uczuciami nawet wtedy, gdy już dawno ich nie widziała. Tak też było z Theo. Weszła do apartamentu. Było tu strasznie cicho. - Theo? - Szepnęła mając nadzieję, że go zastanie w środku. Pamiętała, że dzielił z kimś to piętro, więc poprawiła koszulkę i spodenki, by nie być nazbyt skąpo ubraną, a raczej, by się spodenki nie wbijały w tyłek ukazując światu jej pośladki. Zaczęła szukać chłopaka, aż w końcu trafiła na jego sypialnię. Nie wiedziała o tym, ale akurat to pomieszczenie przeszukiwała.
|
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pią Lip 26, 2013 12:49 pm | |
| Przepraszam, że tak długo, dwa razy padł mi już komputer :C
/pokaz indywidualny Hehehe.
Pokaz indywidualny, a raczej zadanie specjalnie, które otrzymał Theo, wytrąciły go z równowagi na resztę dnia. Gdy tylko dotarł do swojego apartamentu upewnił się, że Blue jest cała i zdrowa, zapytał się także o Hope. Organizatorzy zadrwili z niego w najgorszy możliwy sposób, a gniew wzrastał w nim w zastraszającym wręcz tempie. Przez resztę dnia nie miał ochoty na nic. Nie po drodze było mu prowadzić poważne rozmowy z bliźniaczkami, chociaż wiedział, że kiedyś będzie to musiał w końcu zrobić. Nie miał też zamiaru szukać Amandy, dowiedział się o niej takich rzeczy, że wątpił, by w ogóle chciał ją jeszcze kiedyś oglądać. Na arenie na pewno stanimy na sąsiednich tarczach i będzie taaak romantycznie. Próbował zasnąć, ale natłok myśli skutecznie utrudniał mu to zadanie. Po kilku próbach ułożenia się na łóżku, dał w końcu za wygraną i usiadł, podpierając twarz na rękach. Było mu dziwnie zimno, więc wyjątkowo zamierzał spać dzisiaj w bokserkach i koszulce. Już miał się podnosić, by wyciągnąć z szafy dodatkowy koc, gdy w apartamencie rozległo się wołanie. Usłyszał swoje imię, więc czym prędzej podszedł do drzwi, jednak nie zdążył wyjść do salonu, bo oto w jego salonie pojawiła się ostatnia osoba, której się tu spodziewał. -Illisa? - zapytał z nieco otępiałym wyrazem twarzy - Potrzebujesz czegoś? Pytanie 'co ty tu robisz?' byłoby chyba nie na miejscu, bo wszyscy robili w tym ośrodku do samo. Czekali na śmierć. Zerknął na blondynkę, czując pod skórą, że nie ma ona do końca przyzwoitych intencji. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pią Lip 26, 2013 1:06 pm | |
| A już chciałam pisać pw, że coś Ci nie wyszło to pisanie xD
Nie do końca przyzwoitych intencji? W tej chwili Illisa była tak niewinna jak Atena, albo Hope. W sumie do głowy jej jeszcze nie przyszło coś nieprzyzwoitego. W tej chwili potrzebowała kogoś, kto ją po prostu przytuli i da poczucie chociaż namiastki bezpieczeństwa. Nie mogła wrócić do domu, nie mogła się schować we własnym pokoju i siedzieć tam dopóki nie poczuje się lepiej. Nie mogła też porozmawiać z ukochaną siostrą bliźniaczką, która wiedziałaby co czuje Ill i czego potrzebuje w danej chwili. Lekko podskoczyła na dźwięk jego głosu. Myślała już, że go nie ma, a ten wyrósł jak spod ziemi. Odwróciła się i spojrzała na chłopaka. - Theo. - Szepnęła. Nie wiedziała co powiedzieć na jego pytanie. Nie zwykła przyznawać się do własnych słabości i on o tym wiedział. Trudno jej przychodziło mówienie o swoich problemach. Zawsze sprawiała wrażenie, że nie ma żadnych problemów, ani słabości. Po prostu nie lubiła, gdy ludzie dowiadywali się jak ją zranić, a gdy już się dowiadywali to ranili bardzo często, więc zwyczajnie ukrywała się za grubym murem pewnej dziewczyny, która nie wie co to jest słaby punkt. - Ja... - Zaczęła, ale urwała natychmiast. Wyglądała teraz tak nieporadnie. Wiedziała, że Theo ją zna. W końcu był jednym z nielicznych, którym odkryła swoje prawdziwe "ja". Coś miał w sobie, że potrafiła pokazać mu wszystkie swoje karty. To chyba dlatego ich relacje dawniej były takie, a nie inne. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze. Słychać było w oddechu, że drży. Tu było jakoś chłodniej niż na szóstym piętrze. Czuła gęsią skórkę na nogach i ramionach z racji, że miała krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. Objęła się rękoma. - Na Szóstce jest... czuję się... potrzebuję... - Sama nie mogła się nadziwić, że nie potrafi skleić jednego protego zdania, że potrzebuje silnych ramion, które ją obejmą i sprawią, że choć na chwilę zapomni o tym, że już niedługo zginie. Spojrzała na podłogę, by ukryć swoją twarz, która nie potrafiła ukryć jej rozdrażnienia, wstydu i smutku w jednym. Milczała. Wiedziała, że i tak się nie wysłowi porządnie. Zadrżała. "Boże jak tu jest zimno..." - Pomyślała i objęła się mocniej rękoma. Wyglądała wręcz tragicznie. Jakby to nie Illisa De'Ath stała przed Theo, a jakaś mała dziewczynka. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pią Lip 26, 2013 3:02 pm | |
| Rzeczywiście, Theo zauważył, że Illisa nie wygląda dziś tak, jak zwykle. Pewność siebie chyba ją opuściła, język jej się plątał i bardziej przypominała mu niewinną dziewczynkę, niż pewną siebie kobietę. A skąd wiedział, jaka jest naprawdę panna De'Ath? Cóż, w przeszłości zdołali poznać się bliżej, połączył ich krótki romans, jednak nie wynikło z niego żadne głębsze uczucie. Choć ich relacja była szczera, oddalali się od siebie nawzajem, a od momentu losowania aż do teraz nie mieli ze sobą żadnej styczności. Madden otrząsnął się z pierwszego szoku, spowodowanego niezapowiedzianą wizytą blondynki, wziął się w garść i pozbył miny cierpiętnika. Zauważył, że dziewczyna drży, podszedł więc do szafy i wyciągnął koc, który i tak miał w zamiarze przed chwilą wyjąć. Rozłożył go i zarzucił na plecy Ill, a następnie wskazał jej miejsce na łóżku, na którym mogła usiąść. -Zrobię nam herbatę, poczekaj tutaj - oznajmił, udając się do kuchni. Bosymi stopami szedł po zimnych kafelkach i zastanawiał się nad powodem jej nocnej wizyty. Nie dostrzegł w dziewczynie dawnej Illisy, czyżby Coin już udało się ją złamać? I dlaczego przyszła akurat do niego? Przecież wśród trybutów znajdowali się także jej inni znajomi, choćby Booker. Theo przewrócił oczami, bo przyłapał się na tym, że już po raz kolejny tego dnia wspomina Rodwella. Najpierw przy okazji Amandy, a teraz Ill. Dobrze, że chłopak nie śnił mu się jeszcze po nocach, bo to dopiero byłyby niezłe koszmary. Madden wstawił wodę, przygotował kubki, a potem zalał herbatę i po chwili wracał już do swojej sypialni. Nadstawił uszu, jednak z pokoju Blue nie dochodziły go żadne odgłosy, widocznie dziewczynka już spała. Wszedł do pomieszczenia i postawił parujące kubki na szafce przy łóżku, tak, że Ill mogła sięgnąć herbatę w dowolnym momencie. Pacnął się w głowę, bo zapomniał o cukrze, wrócił więc szybko do kuchni, a gdy był z powrotem w sypialni, usiadł na łóżku w niedalekiej odległości od dziewczyny. -No mów, co cię gryzie - zaczął przyjaznym tonem, przyglądając się jej uważnie.
|
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pią Lip 26, 2013 4:04 pm | |
| Dzięki Bogu, że Theo się ruszył, bo Ill pewnie by się nie ruszyła teraz. Obserwowała go, gdy szedł do szafy. Mimo wszystko dalej nie pozbyła się swojej czujności i nabytej nieufności. Tak. Odkąd zaczęła się rebelia jej ufność zmalała do minimalnej wielkości i nawet w przyjacielu widziała już wroga. Tylu Kapitolińczyków przechodziło na stronę rebeliantów. Tylu przyjaciół i braci walczyło ze sobą w imię własnych poglądów. Ona natomiast pozostała wierna rodzinie, która pozostawała wierna natomiast władzy. Kochała swoją rodzinę i nie potrafiła tak po prostu się na nich wypiąć. W szczególności, że jej siostra była jej słabszą wersją. Choć nie chciała to musiała przyznać, że jej ukochana bliźniaczka była słaba psychicznie. Miała fobie, wolała się ukrywać i odpuszczać, niż stawiać czoła wszelkim sprawom. To Ill stawała w jej obronie, gdy któraś z wrednych żmij próbowała ją oczernić. To ona wymierzała ciosy tym wrednym laskom. Teraz... Teraz zwątpiła we własną siłę. Nieuchronnie się zbliżała jej śmierć i to chyba przeważyło, bowiem lubiła żyć, kochała swoje dawne życie, które jej bezczelnie odebrano. Z zamyślenia wyrwał ją gest chłopaka. Opatulił ją kocem za co była mu wdzięczna. Wciąż drżała, ale przynajmniej już nie z zimna. Dlaczego przyszła do niego? Dlaczego nie do Bookera? Booker zdawał się nie pamiętać już relacji z Illisą. Wręcz Ill odczuła wrażenie, że nastawił się negatywnie na nią, więc nie... Booker automatycznie odpadał. Co z innymi? Atena była za mała. Ill nie chciała jej dobijać, bo wiedziała, że dziewczynka już wystarczająco jest przygnębiona. Nie rozmawiała z nią, unikała jej, bo nie potrafiła jej pocieszyć. Zresztą jak mogłaby spojrzeć w jej oczy skoro już niedługo będzie zdolna ją zabić, by samemu przeżyć? Tak więc... Tylko Theo mógł jej teraz pomóc. Był jedyną przyjazną jej osobą, a przynajmniej miała taką nadzieję. Usiadła na łóżku i oparła się plecami o poduszkę. Owinęła się ręcznikiem tak, że wyglądała teraz jak jakaś poczwarka czekająca na wyrośnięcie skrzydeł. O tak... Przydałyby się skrzydła, by stąd uciec. Po chwili wszedł Theo z herbatami. W sumie nie musiał iść po cukier, bo Illisa nie słodziła herbaty. Nigdy nie słodziła. Czasami tylko wlewała sok z cytryny, ale poza tym niczego nie dodawała. Wolała gorzki smak. Wzięła herbatę, gdy chłopak się do niej odezwał i zatopiła swój wzrok w płynie. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, ale w końcu zanurzyła swe usta w gorącej cieczy i upiła kilka łyków herbaty. Parzyła ją niemiłosiernie w gardło, ale Illisa nie przejmowała się tym. Czuła, że wciąż żyje dzięki temu, że czułą ból. - Co mnie gryzie? Heh... - Parsknęła śmiechem, lecz nie był to śmiech radości. Bardziej pełen żalu. - Nie sądziłam, że każą mi zabijać znajomych i przyjaciół... - Wydusiła w końcu i spojrzała na Theo. Ach... Miłym uczuciem jest spoglądanie na jego twarz. Tak dawno go nie widziała, ale nadal żywiła do niego cieplejsze uczucia niż większości mężczyzn. Siostra pewnie by ją wkurzała słowami "Czyżbyś się zakochała?", a ona rzucałaby w nią różnymi przedmiotami, by ją uciszyć. Nie, nie zakochała się. Chyba... Kochliwa nie była, twardo stąpała po ziemi i obdarzała mężczyzn zainteresowaniem zwykle. Niektórzy tylko dostawali coś więcej. Jak było w przypadku chłopaka, który w tej chwili uważnie jej się przyglądał? Czy szukał w niej oznak załamania, czy też czekał aż rzuci się na niego w celu... hmm... bliższego poznania? Na tą chwilę nie myślała o tym. Ani o jednym, ani o drugim. Nie miała zamiaru się rozhisteryzować i zacząć zużywać tony chusteczek. To by było u niej nienormalne. Gdy cierpiała to w ciszy i w samotności. Potrzebowała jednak ciepłego słowa od kogoś. Od dawna tego potrzebowała, ale w KOLCu nie była jeszcze tego świadoma. Wracając do przypadku. Dobrze pamiętała pierwsze zbliżenie. Dla niego to był pierwszy raz. Trochę zabawne, że to kobieta wprowadzała mężczyznę w ten świat, ale Illisa starała się, by zapamiętał do końca życia ten moment jako coś nieziemskiego. Był wtedy taki czuły jak żaden inny. W sumie od tamtej pory z nikim nie była. Romansowała, owszem, ale nie kończyła w łóżku. Możliwe, że to przez wydarzenia w jej życiu. Sama nie była pewna, gdy to sobie uświadomiła idąc do jego apartamentu. - Nie sądziłam też, że Ciebie wezmą na trybuta. Przecież Twoja matka była jedną z nich. Była z Dystryktu. - Dodała po chwili ciszy smutnym głosem. - U mnie było wiadomo, że coś zrobią mojej rodzinie. Ojciec do końca pozostał wierny Snow'owi. Matka również... A ja i moja siostra pozostawałyśmy obok nich. Jeszcze jakoś zrozumiem, że trzeba ukarać moją rodzinę za sprzyjanie dawnej władzy, ale co do kurwy nędzy Ty masz z tym wspólnego? - Humorek się zaostrzył, przeklęło się. Illisa zwykle nie przeklinała. Zdarzało się czasami, owszem, ale tylko wtedy, gdy była naprawdę wkurzona na kogoś i zwykle wulgaryzmy właśnie w tą osobę posyłała. Co się z nią dzieje? Sama już nie wiedziała. Chyba musiała się wyżyć zanim znowu będzie gotowa walczyć. Potrzebowała tego. Potrzebowała, albo się wyżyć, albo opieki. Cokolwiek da jej ten chłopak jej to wystarczy. Obserwowała Maddena. Obserwowała jego reakcję jak i całe ciało. Niemalże zapomniała jak dokładnie wygląda, a teraz miała go przed sobą i mogła bezczelnie lustrować go wzrokiem jak kiedyś. Jak wtedy, gdy się poznali. Dobrze pamiętała tamten dzień. Lustrowała go wzrokiem od stóp do głów. Wiedziała, że przesadne patrzenie się może onieśmielić, ale ona nie mogła oderwać oczu od niego. Był... Inny. Inny niż Ci, których poznała i dlatego nie mogła przestać. Teraz też obserwowała go jakby wgapiała się w obraz w poszukiwaniu zaginionego elementu dzieła. Trochę krępujące, ale ona nic sobie z tego nie robiła. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sob Lip 27, 2013 9:51 pm | |
| Theo miał tu stanowczo za dużo przyjaznych sobie osób. Wszyscy oni byli skazani na śmierć, a jego niemoc w tym temacie była tak porażająca, że aż wyczuwalna. Oczywiście, że był altruistą, ale zastanawiał się, kiedy to się stało? Kiedy zaczął otwierać się na innych i chować w swoim sercu te wszystkie osoby, które potrzebowały, w jego mniemaniu, opieki? Wcześniej wyznawał prostą zasadę: nie jego cyrk, nie jego małpy. Kroczył sobie swoimi ścieżkami, znajomych mógł policzyć na palcach jednej ręki, a gdyby jeszcze rok temu znalazł się na Igrzyskach, pewnie planowałby, jak tu wyjść z tego cało. Czy Hope miała rację, czy aby na pewno Madden wciąż był dobry? Tyle ostatnio opowiadał o poświęceniu, zwłaszcza przed organizatorami, ale czy rzeczywiście byłby do niego zdolny? Słysząc słowa Illisy, skrzywił się lekko. -Naprawdę masz zamiar zabijać na arenie? - zapytał wprost, chwytając kubek herbaty w obie dłonie. Przyglądał jej się już od dłuższego czasu, więc uznał, że należy już z tym przystopować. Spuścił wzrok i upił kilka łyków gorącego napoju. Osobiście wiedział już, że nie jest zdolny do morderstwa. Nie chciał mieć na rękach cudzej krwi, nawet ewentualną obronę własną planował poprowadzić w taki sposób, żeby ucierpiało możliwie jak najmniej osób. Ponownie spojrzał na blondynkę i miał wrażenie, że potrafi odgadnąć jej myśli. Wyglądała tak, jakby na chwilę odpłynęła i Theo dałby sobie rękę uciąć, że panna De'Ath rozmyśla o tym, co kiedyś ich łączyło. Chłopak uśmiechnął się więc lekko pod nosem, ale nie chciał w żaden sposób poruszać tego tematu. -Znalazłem się po prostu po niewłaściwej stronie muru - wzruszył ramionami, wlepiając wzrok w jakiś nieokreślony punkt nad głową Illisy. Odstawił kubek na szafkę i oparł się wygodnie o poduszki, przymykając oczy. Herbata rozgrzała go, nie było już więc tak chłodno. -Jak tam treningi? Obserwowałaś innych trybutów? - próbował zmienić temat na bardziej przyziemny - Masz spore szanse na zjednanie sobie sponsorów, daj z siebie wszystko na wywiadzie. Nie chciał jej życzyć powodzenia, to gryzłoby się z jego postanowieniem utrzymania Blue i Hope przy życiu. Odwrócił głowę w jej stronę, a minę miał taką, jakby nad czymś głęboko się zastanawiał. -Poznałaś Amandę Terrain? - zapytał, a potem zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Zamrugał szybko i zacisnął usta w wąską linię. Co mnie napadło? Dlaczego ciągle o niej myślę? Nie chciał wchodzić na głowę Ill i niekoniecznie miał też ochotę na zwierzenia. Ale nie da rady cofnąć tego, o co zapytał. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Sob Lip 27, 2013 10:41 pm | |
| Spojrzała na Theo. Znaczy się... Gapiła się na niego przez cały czas, ale tym razem spojrzała prosto w jego oczy. - Nie wiem. Wiem, że jestem do tego zdolna i wiem, że dla wrogów będę bezlitosna. W szczególności dla tych co mnie zaatakują, ale... Taka Atena Sky. Nawet gdyby była moją jedyną przeszkodą do wygrania życia to nie zabiłabym jej i tu leży pies pogrzebany. - Westchnęła ciężko. Postukała paznokciem w kubek. Na wspomnienie o treningach drgnęła. - Pierwsze dwa dni ćwiczyłam sama. Nie liczę też na swoją mentorkę, a co do innych. Nie wiem ile potrafią, nie wiem jak walczą. W sumie idę na żywioł i do tego sama. - Wzruszyła ramionami jak gdyby w ogóle ją nie obchodziło to, że nie ma sojuszników, ani sponsorów. Spojrzała na swój kubek i przystawiła krawędź do ust, by znowu upić trochę herbaty. Rozległo się po pokoju dość głośne przełykanie płynu. Tak, Illisa miała tą wadę, że bardzo głośno przełykała i nijak nie mogła tego ukryć. Kiedyś ją to wkurzało, bo znajomi się śmiali, ale teraz miała to gdzieś. Chcą się śmiać? A proszę bardzo! Udławcie się swoimi napojami. Nie jej wina, że ma szerokie gardło. Serio. Tak jej laryngolog powiedział. "Ma Pani bardzo szerokie gardło." Dwuznacznie to zabrzmiało, zwłaszcza, że lekarzem był facet, ale Ill ignorowała wtedy to. Teraz też udawała, że wcale nie przełyka głośno. Wyrwało ją z głębokiego zadumania pytanie chłopaka. Spojrzała na niego jakby spadł na nią z drzewa, albo jakby ukradł jej jakąś cenną rzecz. Po chwili jednak uśmiechnęła się zadziornie. - Czyżby mój Theo się zauroczył w jakieś lasencji? - Zadrwiła troszkę, aczkolwiek nie w sposób wredny. Bardziej się droczyła. W sumie czego mogła się spodziewać? Że chłopak będzie wiecznie jej? Nawet po oddaleniu się od siebie? Chore mrzonki. Już bardziej prawdopodobne było to, że zobaczy zielonego kota. Co prawda kiedyś mieszkańcy Kapitolu farbowali swoje pupile, ale teraz większość z nich wróciła do naturalnych kolorów. I całe szczęście, bo to już był cyrk. - Nie znam jej. - Jeśli jest trybutem to jeszcze jej nie znam, dodała w myślach. Cały uśmiech zniknął po chwili i Illisa znowu wgapiała się w herbatę z nostalgią. Gdyby tak można było się cofnąć w czasie. Może by to wszystko inaczej wyglądało? Może by uciekła z Kapitolu zanim powstałoby getto? Pewnie nie. Pewnie zginęłaby prędzej, czy później. Teraz w sumie też zginie, więc może lepiej było od razu? Zrobiło jej się gorąco. To przez tą herbatę i koc. Zsunęła z siebie koc. Nie miała nic zbereźnego na myśli. Jeszcze. Po prostu było jej za ciepło w tym kocu. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Nie Lip 28, 2013 11:16 am | |
| Odwzajemnił jej spojrzenie. -No widzisz. Ale jakich wrogów będziesz miała na arenie? - westchnął, odwracając głowę ponownie przed siebie - Naszym jedynym prawdziwym wrogiem są teraz rebelianci i Coin. Skoro wspomniała o Atenie, czy to znaczyło, że dziewczynkę odnaleziono i sprowadzono z powrotem na treningi? Theo musiał się tego dowiedzieć. Miał nadzieję, że z Sabriel wszystko w porządku, że jest bezpieczna i wyniesie się stąd jak najdalej. -Mój mentor wydaje się być w porządku, mam nadzieję, że pomoże nam ze sponsorami - to mu przypomniało, że obiecał sobie porozmawiać z Atterburym na osobności, a tematem miały być oczywiście bliźniaczki. - W sumie idę na żywioł i do tego sama Zerknął na Illisę i posłał jej bezradne spojrzenie. Oboje doskonale wiedzieli, że nie mogą zawrzeć sojuszu. Ona zamierzała walczyć o siebie, on już dawno przełożył cudzy interes nad własny. -Nie - odpowiedział machinalnie na drwiące pytanie o Amandę, jednak potem był zmuszony powiedzieć prawdę, wiedział, że panna De'Ath jak nic wyczułaby fałsz w jego głosie - Nie wiem. Może. Przewrócił oczami, ganiąc się w duchu za poruszenie tego tematu. Miał nadzieję, że jego towarzyszka nie weźmie teraz Amandy na celownik, co czego pewnie byłaby zdolna w normalnych warunkach. Chcąc szybko zmienić temat, zapytał o pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy. -Czemu nie zawarłaś sojuszu z Bookerem? No pięknie, znowu temat Rodwella. Doprawdy, w Ośrodku była cała masa innych trybutów. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pon Lip 29, 2013 1:35 pm | |
| - Nie Theo. Wszyscy są teraz wrogami. I nic z tym nie zrobimy teraz. - Odpowiedziała mu stanowczym głosem. Ona miała teraz tylko wrogów. Może i niektórzy udawali jej przyjaciół, ale wiedziała, że jest sama. Zupełnie sama. Pokiwała na słowa o mentorze. Jej mentorka... Raczej wątpliwym było to, że będzie cokolwiek załatwiać dla niej. Nie będzie miała sponsorów dzięki niej. Nie liczyła na to. Spojrzała na nią nieodgadnionym spojrzeniem, gdy odpowiedział na jej pytanie na temat Amandy. Ciekawe, która to była, że zawróciła w głowie chłopakowi. Czy była zazdrosna? Tak. Niestety tak, bo tym sposobem straciła ostatnią osobę z kręgu znajomych. - Czemu nie zawarłaś sojuszu z Bookerem? Prychnęła cicho na wspomnienie o Bookerze. - Z nim? Doprawdy? Odnoszę wrażenie, że postanowił wypowiedzieć wojnę. Na arenie się to wyjaśni. - Mruknęła niezadowolona z powodu zmiany tematu. Nie chciała rozmawiać o Bookerze. Odkryła zdziwiona, że jej nogi znalazły się na kolanach chłopaka. Nawet nie pamiętała kiedy je tam położyła. spoglądała na nie, ale nic nie mówiła na ten temat. - A ty? Zamierzasz walczyć o swoje życie? - Zapytała drżącym głosem. Słychać było, że domyśla się odpowiedzi i wcale nie chce jej słyszeć. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze Pon Lip 29, 2013 2:30 pm | |
| Spojrzał na nią zdziwiony. Zirytowała go trochę jego wypowiedź, a może po prostu zrobił się drażliwy jak baba? W każdym razie nie zamierzał milczeć, gdy Ill nie miała racji. -Wcale nie uważam Blue Flickerman za mojego wroga - warknął tylko, wspomninając wydarzenia z hali treningowej i wcześniejsze - Ani Hope, ani Ateny, Floriana i innych małych dzieciaków, które znalazły się tu z powodu swojego nazwiska. Żaden z trybutów nie jest w tej chwili moim wrogiem. Zostanie nim, gdy będzie chciał skrzywdzić moich najbliższych. Rzucił jej wyzywające spojrzenie, jakby chciał się dowiedzieć, czy dziewczyna będzie próbowała go zaatakować na arenie. Oczywiście, że swoją gadkę o ratowaniu dzieci mógł sobie wsadzić gdzieś, jednak skoro już coś postanowił to będzie się uparcie tego trzymał. I przekonywał wszystkich dookoła, że to on ma rację. Theo zauważył, że nogi Illisy znalazły się nagle na jego kolanach. Speszyło go to, trochę też zirytowało. Czyżby jego przypuszczenia powoli zaczynały się sprawdzać? Nie chcąc jej urazić pozostał jeszcze chwilę w pozycji siedzącej, jednak zaraz potem podniósł się z łóżka, chwytając po drodze kubek z herbatą. Podszedł do biurka i oparł się o nie tyłkiem, wciąż pozostając przodem do blondynki. -Mam inne priorytety - odparł enigmatycznie, będąc pewnym, że dziewczyna domyśliła się tego po jego wcześniejszej wypowiedzi - Wiem, że sytuacja temu nie sprzyja, ale czy musimy rozmawiać o Igrzyskach? Wkurzało go to, że nie mógł jej się zwierzyć, nie umiał jej zaufać, znając jej charakter. A bardzo potrzebował teraz kogoś, komu będzie mógł wywalić wszystkie swoje żale. -Chcesz jeszcze herbaty? - zapytał, wskazując na jej prawie pusty kubek. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na drugim piętrze | |
| |
| | | | Apartament na drugim piętrze | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|