|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Łazienka przy barze Pon Maj 27, 2013 5:22 pm | |
| Gdyby ktoś zechciał wymiotować wódką z dużą ilością spirytusu. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Łazienka przy barze Wto Maj 28, 2013 6:55 pm | |
| W dupę. W dupę. W dupę. W dupę. W dupę. W dupę. -Super, po prostu zajebiście - mruczał pod nosem potykając się o każdą framugę, która znalazła się na jego drodze. Nie patrzył na ludzi, którzy go mijali... nie, moment, on mijał ich. Tak, wszyscy przewijali się po obu stronach niczym postacie z filmu, bezbarwne, szare, po prostu nijakie. Co z tego, że krzyczały, niektóre nie zwracały na niego uwagi po prostu zajęte swoją robotą. Co z tego, że ktoś próbował go zatrzymać, a on oczywiście zaczął się wściekle wyrywać, dzięki czemu zarobił kolejną glebę. Trudno się mówi. Podniósł się i machinalnie otrzepał, następnie znowu ruszył przed siebie, niczym taran przedzierał się przez splątane pary, przepychał się pomiędzy dwójką w miarę schludnie wyglądających panów, aż w końcu po prostu wpadł do jasnego choć wyraźnie niezadbanego pomieszczenia. Klnąc niczym szewc po prostu podszedł do kranu i obmył twarz, a potem po prostu spojrzał w lustro z wyraźnymi śladami i przeciekami na gładkiej powierzchni. Zaśmiał się gorzko zdając sobie sprawę z faktu, że wygląda jakby kogoś zjadł. Z twarzą zalaną krwią i półuśmiechem ukazującym jasne zęby. Powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś żartu, ale uznał, że gadanie do siebie nie jest czymś co zalicza się do normalnych zachować. A już wolał nie robić dzisiejszego dnia nic więcej, co mogłoby ponownie wrzucić go do gara z plątaniną myśli na temat jego sprzecznych zachować i kretyńskich pomysłów. Nabrał wody do dłoni i ponownie chlusnął sobie nią w twarz, ale uznał, że daje małe efekty i po prostu zanurzył twarz pod strumieniem wody. Opłukał włosy oblepione zakrzepłą krwią i w końcu uznał, że jego brew ma się całkiem nieźle, ale kość policzkową przecina dosyć głębokie skaleczenie. Będzie blizna. Nie ma co. Witaj cudowny świecie, witaj wspaniała kraino. Witaj KOLCu. Kiedyś cię Coin dorwę, zobaczysz, i skopię ci tyłek tak, że będziesz żreć własne zęby. Znowu zaklął i zmęczony po prostu oparł się o zimne kafelki. Osunął się na podłogę i westchnął. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Łazienka przy barze Wto Maj 28, 2013 7:31 pm | |
| Kiedy Mathias błądził pomiędzy ludźmi, by tylko dojść do upragnionej łazienki, Frans przygrywał w tym czasie na pianinie, żeby nieco urozmaicić klientom czas i aż nazbyt rozrobione piwo z wodą. Dokładniej – grał właśnie bardzo starą piosenkę pewnego kabareciarza, z niego zmienionym tekstem piosenki, który odnosił się prosto do pani Prezydent.
Jedyny problem tkwił w tym, że w barze urządzonym po starym teatrze było nieco trudnym zadaniem poradzić sobie bez żadnego mikrofonu… przy usuniętych schodach, które mogłyby prowadzić na górę i nieco roznosić dźwięk… ale... jakoś sobie radził. Cóż, najwyżej był słyszalny tylko dla osób tuż przy samej scenie. A nawet jeżeli nie, to Frans był dumny z samego siebie, że znalazł to przeklęte i jednocześnie cudowne pianino, gdzieś w rogu i że nauczył się strojenia tego typu instrumentów, kiedy był mały. Owszem, nie było możliwości, żeby nastroił je idealnie, ale dźwięk klawiszy był przynajmniej był znośny.
Grał właśnie przerobioną piosenkę „O wybaczeniu” i już miał zaśpiewać o tym, że zmusi panią Coin do jedzenia swojego mięsa z twarzy, gdy nagle zauważył, że w tłumie dzieje się coś nie tak. Potem dostrzegł Mathiasa przemykającego do łazienki, jak gdyby naprawdę nieźle się spruł jakimś spirytusem lub jakby porządnie dostał w czapę… Frans trzepnął w klawisze, zakończył piosenkę w jej połowie, uśmiechnął się jak psychopata do publiczności, w podziękowaniu za wysłuchanie jego kilku popapranych piosenek, które jako-tako pamiętał i pognał za młodzieńcem.
Wpadł do łazienki, niczym wystrzelony z armaty akrobata. Drzwi zamknęły się z hukiem, Frans zakluczył je, nie zważając na klientów, którzy mogliby czekać w kolejce na wyszczanie się. Niech poczekają, chyba się wstrzymają prawda?
Wykrzywił nieco twarz, gdy zauważył jak bardzo ludzie dewastują jego mienie, a przez głowę przeszła mu myśl, że musiałby zmusić kogoś by w końcu tutaj posprzątać. Mniejsza o to. Spojrzał na Mathiasa w odbiciu nieco zabrudzonego lustra.
– Zgaduję, że chciałeś spróbować dostać się do panny z pokoju trzy. Nawet, jeżeli doskonale wiesz, że ta cię nieco… – tu wyszczerzył się jak debil do sera – …nie cierpi. A tak naprawdę… to kto ci tak wspaniale przyozdobił twarz?
Chciał oprzeć się o drzwi, ale wystarczyło jedno zerknięcie na nie, żeby szybko z tego zrezygnować. Uła… naprawdę trzeba by było wysłać kogoś, kto by to wszystko ogarnął… nieco tu cuchnie. I w ogóle… A co jeżeli klienci mu przez to znikną? Tak, tak… trzeba kogoś zmusić do ogarnięcia tego bajzlu. Dzisiaj, zaraz… zaraz po tym, jak on dowie się co stało się Mathiasowi.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Łazienka przy barze Sro Maj 29, 2013 7:01 pm | |
| Granie. Granie go denerwowało. Jakiekolwiek dźwięki, które dochodziły z zewnątrz doprowadzały go do białej gorączki. Pytanie - co ćpał? Hm... raczej nic, nie spożywał także nieznośnych procentowych trunków ani innych halucynogennych grzybków. Po prostu emocje, które w nim buzowały, choć już dawno powinny się wyparować. Cała złość ciągle w nim tkwiła, rozdzierała go od środka i jeszcze chwila, a wybiegłby na hol z jakimś ostro zakończonym przedmiotem w ręku, przedziurawił kilka głów, rozwalił parę przedmiotów (nie, w ogóle nie wartościowych) a potem, może jakiś czas potem wszystkie złe duchy, które w nim siedziały po prostu by uleciały. Ot tak. Usiadłby gdzieś na rogu ze swoim towarem, pogwizdał, a potem położył się gdzieś niedaleko i zasnął. Nie, żeby tak wyglądał każdy jego dzień. Z reguły wali się na łóżko, rżnie kilak dziwek a potem idzie spać. A rano Frans go opieprza, że wystraszył mu którąś z pracownic. -Masz zasrany kibel Frans - mruknął nie odpowiadając na jego pytanie, spojrzał na faceta i uśmiechnął się szeroko - PO PROSTU ZASRANY. GÓWNEM. ŚMIERDZĄCYM GÓWNEM I SZCZYNAMI. A potem po prostu, zirytowany, pogniewany i nieco smutny, podszedł do kabin i zaczął na przemian kopać w drzwi nie zważając na to, że zaraz popękają lub wypadną z zawiasów, ani też na krew, która lała mu się z policzka prosto na i tak już zakrwawioną nową koszulę. Przy okazji przeklinał, krzyczał, bił powietrze naokoło. O tak, chyba często mu się to zdarzało. Znowu przypominał, jakby dostał jakiegoś ataku wściekłości i był co najmniej chory na głowę. To znaczy... ekhem, jeszcze nie był u lekarza, aby ten stwierdził u niego zapalenie otrzewnej zdrowego rozsądku, ale zapewne kiedyś, jak już wydostanie się z tego głupiego KOLCa, to do takiego zawita. Albo zmuszą go do tego władze. Albo po prostu zabiją. No właśnie. Albo wcześniej zginie. Jeśli nie z rąk rebeliantów, to właśnie takich dziwnych napalonych zboczeńców wielkości niedźwiedzi, którzy przyczajają się na ciebie w jakimś czarnym jak dupa murzyna zaułku, bo masz słodką mordę. W końcu wrzasnął po raz ostatni i odepchnął lekko drzwi, które z trzaskiem wyrwały się z zawiasów i opadły na podłogę. Westchnął i rzucił kilkoma siarczystymi przekleństwami w powietrze i dopiero wtedy odwrócił się do Fransa. -Do końca życia będę kretynem, który żyje wśród dziwek, popaprańców, gwałcicieli i rzygając do osranych kibli, pewnie zaćpany umrę z głową w jednym z nich. Kocham ten świat jak swoją własną wyruchaną matkę. To jest to! Uwielbiam, po prostu uwielbiam - znowu głęboki wydech, a na końcu - No nic, co u ciebie słychać? Niezła gadka, no wiesz, tam przy pianinie, nie słuchałem, ale musiała być mocna. Na ostatek starł z twarzy resztki krwi rękawem rozmazując ją po policzku. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Łazienka przy barze Sro Maj 29, 2013 7:40 pm | |
| Mathias nic nie brał? Nie pił nic procentowego? Świat zwariował! No totalnie oszalał! Tylko, że w mniemaniu Fransa i tak wyglądał na takiego, który nieźle nafaszerował się jakimś gównem a.k.a. narkotykami. Właśnie… to pewnie przez nie Mathy wpadł w jakąś bójkę, której wynikiem stało się to dość niezłe przecięcie na jego policzku.
Lyytikäinen martwił się o swojego bardzo dobrego towarzysza. W końcu byli razem w tych wszystkich legalnych i nielegalnych interesach, niczym jakaś spółka. Jeden wpadał w tarapaty, to zasranym obowiązkiem drugiego było wyciągnięcie go z nich – albo chociażby próba. Z tym, że to, w co właśnie wpadł Mathias nazywało się „problemami osobistymi”, a nie… „firmowymi” – o ile można by było użyć takiego określenia. Z tym, że Frans dalej myślał, że chłopak zwyczajnie wziął jakieś dragi i obecnie świruje. No… bo skąd miał wiedzieć o co chodzi?
Zaczęło się od wyzwania za stan barowej łazienki.
Lyytikäinen patrzył na niego totalnie zaskoczony tymi nagłymi oskarżeniami. Słusznymi… ale wcześniej le Brun nic mu nie wypominał! A może to robił? Pal licho. Tak czy siak, takie nagłe wyrzuty były nieco niemiłe, w szczególności dla szefa klubu i domu publicznego „Violator”.
– Od tego jest kibel, żeby w nim srać i szczać – mruknął, wyraźnie urażony. Naprawdę będzie musiał kogoś niewdzięcznie „ukarać” i wysłać na roboty tutaj.
Kiedy Mathias zaczął kopać w drzwi jednej z kabin, Frans odsunął się jak najdalej – oczywiście, starał się to zrobić jak najbardziej niezauważalnie. No, bo co jeżeli le Brun nagle zeświruje i będzie chciał mu zrobić krzywdę? Gdzie to on miał broń?... Obmacał wszystkie kieszenie. „GODDAMIT!”, przeszło mu przez myśl, nie wziął ze sobą broni, a zostawił ją na piętrze, w swoim pseudo-mieszkaniu. Miejmy nadzieje, że to „opętanie” Mathiasa minie bardzo szybko.
I nagle wszystko stało się jasne. Wściekłość, rozpacz… chłopak w końcu zaczął gadać o co chodzi. Frans odetchnął z ulgą, a zaraz poczuł się znowu niepewnie. ZARAZ… Czy ten oto mężczyzna, Mathias le Brun, martwił się o to jak będzie wyglądać jego śmierć? Rozmyślał nad swoim losem? Naprawdę? Żartujecie chyba! Na całe szczęście nie trwało to długo, a Lyytikäinen tym razem mógł w pełni, głęboko westchnąć.
– Przerażasz mnie – mruknął, zbliżając się do chłopaka na odległość trzech-czterech kroków. – Myślałem, że spróbowałeś towaru twojej konkurencji. Błagam cię, nie zmieniaj się. Nie myśl – natychmiast do niego dopadł i przytulił do swojej męskiej piersi. – Będziesz miał darmowy wstęp na tydzień do dziewczyn, ale się nie zmieniaj… – tu pogłaskał Mathy’ego po włosach.
Przestał po kilku sekundach. Nagle. Odepchnął le Bruna, chwycił go za ramiona, jakby chciał przekazać mu coś ważnego…
– Pomijając dziewczynę z trójki – tu uśmiechnął się głupkowato. – Wiesz, chcę być żywy, nie martwy. Ty też. – Poklepał chłopaka po zranionym policzku. – A tak w ogóle, to dlaczego jesteś ranny?
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Łazienka przy barze Czw Maj 30, 2013 4:29 pm | |
| Problemy osobiste problemami osobistymi. Jasne, wszystko kręci się wokół interesów. Po co zawracać sobie głowę czymś tak błahym jak brak funduszy na jedzenie czy dupna praca, za którą pewnie niedługo rozbiją ci łeb o jakiś krawężnik? I co z tego, że mieszkasz w wariatkowie, gdzie jakieś dryblase chodzą sobie po ulicy i chcą cię wyruchać, jak tylko wejdziesz do jakiejś uliczki. Jasne, zapomnijmy o tym, po prostu żyjmy, ćpajmy i załatwiajmy interesy. Nie myślmy o swojej marnej przyszłości, po co się dołować głupotami. -Okej, okej... - podniósł do góry ręce w obronnym geście i uśmiechnął się szeroko i kwaśno - Skoro to kibel to oszczajmy całą podłogę, nie umyjmy jej, obrzygajmy cały kibel, nie umyjmy go, najlepiej tu zamieszkajmy! I srajmy, i rzygajmy i... chyba zacznę załatwiać się na ulicy, tam jest czyściej - spuścił ramiona spoglądając na przebarwione kafelki, a jego uśmiech zbladł. Nie miał racji, ale co z tego, nie liczył się z tym, po prostu był zły i miał zamiar wytykać tego dnia wszystko, co tylko dostrzeże. Każdy głupi drobiazg, każdą rysę na lustrze (także obrzyganym i prawdopodobnie przetartym tylko jakimś papierem toaletowym). Mniejsza jednak o stan kibla, o wszystko inne, bo życie jest do dupy, i tyle. A potem Frans do niego podskoczył, przytulił go mocno i nie chciał puścić. To chyba nic niezrozumiałego, że le Brun od razu poczuł nagły wstręt, niewywołany obecnością Fransa czy czymkolwiek, a po prostu bliskim jego myślom wspomnieniem. Wzdrygnął się i odepchnął od siebie mężczyznę z taką siłę, że o mało sam nie wywalił się na podłogę. Fu, to byłoby obrzydliwe. I jakoś wcześniej, jak na niej siedział, o tym nie myślał, ale jest strasznie brudna. -Nie jestem jakimś spedalonym gejem, jasne? - mruknął odsuwając się nieco dalej. Oczywiście, że nie miał nic przeciwko stosunkom męsko męskim, damsko damski i w ogóle... ale powiedzmy sobie otwarcie, że teraz miał już przesyt jakichkolwiek kontaktów z facetami, więc po prostu miał zamiar trzymać się od przyjaciela z daleka. A może inaczej - być jak najdalej od jakiegokolwiek faceta, który w niespodziewanym momencie mógłby go przytulić/pocałować/dotknąć. Dziewczyna z trójki? Co go obchodziła jakaś dziewczyna z trójki? Jasne, chętnie wyjebałby jej z kilka razy, a potem zakopał gdzieś przeklęte zwłoki i poszedł zapalić kolejnego papierosa udając, że go to obchodzi i trawią go nerwy. Tak naprawdę już nie raz zdarzało mu się stanąć nad czyimś grobem, wykopanym przez niego i się uśmiechnąć. To po prostu życie, a życie jest brutalne i jeśli nie walczysz i nie zabijasz - w końcu padnie na ciebie i wówczas ty zginiesz. Niczym igrzyska, w końcu zostaną tylko nieliczni, którzy z furii nad swym losem i strachem przed śmiercią wyeliminują siebie nawzajem w pustym i rozbawionym celu wyścigu. Jesteśmy po prostu ludźmi, którzy mają swoistą naturę drapieżników i ofiar, każdy z osobna posiada inną rolę. I dane jest nam ją grać, prawda Mathias? A ty kiedy umrzesz? W końcu musisz. -Ktoś... coś... nie wiem, cholera, co mnie to obchodzi - rzucił w końcu, jeszcze raz obmył twarz i bez zastanowienia po prostu podszedł do drzwi, otworzył je i wyszedł, a obok niego przecisnęło się kilku klientów. Zszedł im z drogi i ukłonił się lekko - Miłego srania panowie, miłego srania - podniósł wzrok i zerknął na Fransa - Rusz dupę facet, bo nie zamierzam stać tutaj przez resztę życia i po prostu pomóż mi ogarnąć twarz. Nie mam zamiaru wychodzić tak do ludzi. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Łazienka przy barze Czw Maj 30, 2013 5:05 pm | |
| A pozostawało coś lepszego? Gdyby chociażby Frans miałby przez cały czas pobytu w KOLC-u myśleć o tym jak będzie wyglądać jego przyszłość, to zapewne leżałby teraz bez mieszkania, jedzenia i być może nawet ubrania. To nie był czas dobry do rozmyślań, należało postawić sobie cel i piąć się w jego stronę – powoli, drobnymi kroczkami. „Grosz do grosza, a będzie kokosza”. Lyytikäinen miał „coś”, dla czego warto było zniżyć się do roli wariata, psychola, sutenera, być może nawet przestępcy i tym „czymś” była wolność. Bez rebeliantów, bez Kapitolu, bez Panem. Póty co, był jednak zamknięty w getcie, w przeklętej stolicy tego zasyfionego państwa. A jak się z niego wydostać? Za pomocą pieniędzy i kontaktów. Może i rozmyślania były dobre, ale tylko, kiedy chciało się ustalić swój cel.
Dlatego Frans siedział w tym interesie, starał się być miły tylko dla swoich pracowników i „sojuszników”. Tylko oni mogliby mu pomóc się stąd wydostać. Pal licho kibel – przychodzili do niego tylko goście, a reszta powinna kierować się do łazienki dla personelu lub do tej na piętrze. Tutaj można było się tylko wyszczać, naćpać, wyrzygać – tyle. Ale dlaczego Mathias po raz pierwszy zwrócił uwagę na ten nieporządek?
Frans zmarszczył swoje już trzydziestoparoletnie czoło, przyjrzał się uważnie chłopakowi, jak gdyby dzięki temu jednemu spojrzeniu miałby szansę dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi le Brunowi… Ale nie potrafił tego zrozumieć. Jego wyraz twarzy zmienił się z zaniepokojenia na obojętność. Co on mógł na to wszystko? Nie przekonałby do niczego tego uparciucha. Kompletnie. Westchnął cicho, zerknął na lustra…
Naprawdę chciał pocieszyć Mathiasa. Chodziło o to, żeby nieco się rozchmurzył i nie świrował jakby najadł się czegoś niezdrowego. A tu takie coś! Odepchnął go tak, jakby zwyczajnie się go brzydził. Co było złego w przyjacielskim uścisku? Tym razem Frans naprawdę się zaniepokoił. Co było nie tak? Dlaczego le Brun zachowywał się w ten sposób? Dlaczego nagle przyrównywał to wszystko do gejostwa?
– Matko kochana… zgwałcił cię ktoś, czy co? – To miał być nie śmieszny żart. Naprawdę. Niestety Frans nie miał daru do bycia zabawnym.
A może ktoś naprawdę chciał go zgwałcić? Ta myśl nieco obrzydziła rozmyślania Fransa nad tym, co mogło się przydarzyć Mahiasowi. Miejmy nadzieję, że nikt niczego takiego nie zrobił ani tym bardziej nie próbował. W tym momencie lepszą myślą byłby napad rabunkowy… zdecydowanie.
– Ta cała rana nie wygląda ciekawie – mruknął tylko, jakby nie chcąc wchodzić zbyt głęboko w całą tę sytuację i jakby na powrót zaczął uśmiechać się jak wariat.
Tym razem wolał jednak uważnie przyglądać się le Brunowi. Kto wie co jeszcze go ugryzie. Ruszył za nim bez słowa, nie zwracając uwagi na wchodzących do łazienki klientów. Rzucił tylko w stronę baru, żeby ktoś zajął się później dezynfekcją i ruszył za Mathym w stronę kuchni.
/W stronę kuchni! - Plany popsute, więc w stronę baru! |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Łazienka przy barze Pon Sie 25, 2014 2:24 pm | |
| |z czasoprzestrzeni Randallowi trafiali się różni klienci płacący za podwózkę w różne, czasem dziwne miejsca. Pierwszy raz jednak trafiła mu się osoba, która poprosiła o dowóz do Kwartału. I to nie pod bramę, a do samego centrum KOLCa. Na szczęście Hugh martwić się nie musiał, z fałszywym dowodem, stałą przepustką i pasażerem, który najwyraźniej także miał zapewnione legalne przemieszczanie się pomiędzy tymi dwoma miejscami, wszystko poszło jak po maśle. Szybko, sprawnie i bez krzyku. I zapewne gdyby nie fakt, że był już późny wieczór, Hugh wykorzystałby tą okazję na złożenie niezapowiedzianej wizyty Victorii. Pora jednak nie sprzyjała, a mężczyzna był zbyt przemęczony, aby wracać do pracy. Od jakiegoś czasu jeździł taksówką non stop, nieprzerwanie. W dzień czy w noc, nie ważne. Przepracowywał się, ale tylko to pozwalało mu jakoś zająć swoje myśli. Tym razem jednak, znalazłszy się w KOLCu, postanowił chwilę odpocząć. Po pożegnaniu się z klientem zaparkował samochód mając nadzieję, że nie zostanie zniszczony przez mieszkańców Kwartału i poszedł rozejrzeć się po uliczkach licząc, że znajdzie jakieś miejsce, gdzie będzie mógł choć na chwilę odpocząć. Udało mu się zapytać kogoś, kto poradził mu zajrzenie do niejakiego Violatora. Chytry uśmieszek na twarzy młodego chłopaka powinien spowodować, że Hugh zastanowi się kilkakrotnie, zanim wybierze to miejsce, jednak cienie pod oczami i niezbyt trzeźwy umysł zaćmiony zbyt dużą ilością kawy sprawiły, że mina przechodnia nie wydała mu się podejrzana. Bez problemy znalazł wskazane miejsce. Powoli otworzył drzwi i wszedł do miejsca, które swoim wyglądem aż tak bardzo nie różniło się od najgorszej speluny w centrum Dzielnicy Rebeliantów. Mimo to stwierdził, że przecież bywał już w gorszych miejscach. No i był zbyt zmęczony, aby szukać dalej. Usiadł przy barze, zamówił pierwszy lepszy napój (picie alkoholu nie było dobrym pomysłem biorąc pod uwagę fakt, że przyjechał samochodem, ale jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził) i starał się wyciszyć. Co było dość trudne zważywszy na zadymienie i pomieszczenia i hałas, jaki tam panował. Mimo to starał się utrzymać trzeźwość umysłu (na tyle, na ile pozwalał mu krążący w żyłach niezbyt smaczny alkohol i ogólne zmęczenie. Był w Kwartale dopiero drugi raz, więc na dobrą sprawę miał na czym skupić swoje myśli. Przypomniał sobie pierwszy raz, obfity w dość pozytywne emocje, łzy, śmiech i stęsknione pocałunki. Czy to dlatego nie darzył nienawiścią tego miejsca? Ponieważ zamknięta jak w klatce tkwiła tu jego ukochana? A może po prostu nie winił za nic mieszkańców dawnego Kapitolu, nie czuł do nich odrazy, jak większość rebeliantów. W gruncie rzeczy on nie był rebeliantem. Nie powrócił do tego miasta by walczyć dla Coin, ale przeciwko niej. I jak ta walka się skończyła? Na jednym, na dodatek nieudanym zamachu, po którym został kompletnie sam, pogrążony w depresji i bezczynności. Chociaż zamierzał dalej walczyć i nie poddawać się, nic mu nie wychodziło. Nie potrafił znaleźć nikogo, kto ma takie same cele jak on, a działanie na własną rękę nie miało większego sensu. Choć nigdy do końca się nie poddał, jego przekonania zostały takie same, był kompletnie bezużyteczny. Niemalże na początku swojego pobytu w niejakim Violatorze zdecydowanie stwierdził, że tamtejszy alkohol do najlepszych nie należy (ah te kapitolińske wymagania), odsunął więc od siebie szklankę i wstał, z zamiarem przemycia twarzy chłodną wodą, jeśli tylko uda mu się znaleźć łazienkę i jak najszybszego opuszczenia miejsca, które niezupełnie mu pasowało. Wszedł do, o dziwo, pustej łazienki i dopadł do kranu, chłodząc zmęczoną twarz z podkrążonymi oczyma. Rozejrzał się dookoła, sprawdzając, czy aby na pewno jest pusto i wszedł do jednej z kabin, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na toalecie, wyjmując jednocześnie paczkę papierosów i zapalając jednego z nich. Wciągnął głęboko do płuc trujący dym i zamknął oczy, delektując się tą namiastką ciszy, która go otoczyła.
|
| | | Wiek : dzwadzieścia jeden Zawód : tancerka... dorywczo podróżniczka po dystryktach Przy sobie : zdobiony sztylet, leki przeciwbólowe, kawałek ćpuńskiego arsneału matfjasa, pistolet, kamera, trochę dolarów, fałszywy dowód tożsamości [barbie strauss], potwornie okrojona garderoba, przytojny mąż Znaki szczególne : ruda głowa i ogormna duma Obrażenia : nos po złamaniu idelanie nastaiwony, heh
| Temat: Re: Łazienka przy barze Sro Sie 27, 2014 3:53 pm | |
| | Druga połowa czerwca, o. Dożynki, w których brałam udział jako zestresowana, najstarsza z całego towarzystwa krowa skończyły się zaskakująco pomyślne, naprawdę. Na dwanaście damskich twarzy żadna nie należała do mnie. Niektóre, jakby wylosowane przez przewrotny i niezrozumiały Los pochodziły z Dzielnicy Rebeliantów. Okazało się to oczywiście przekrętem przeprowadzonym przez opozycję, jednak coraz częściej udawało im się coś ugrać z nieznacznymi profitami dla nas samych. Co prawda, 76. Igrzyska nie obeszły się bez żadnych strat w pracownikach Violatora, jednakże nadal sądziłam, że to cudowne uczucie, gdy nie byłam skazana na śmierć. Odzyskałam pewną stabilność dnia wczorajszego. Ewentualnie dnia będącego przed dniem ogłoszenia kolejnej edycji morderczego przedstawienia. Znajomy barman Matt przecież jeszcze nie umarł (pewnie i tak mnie to nie ruszy), więc nie było żadnego powodu nawet do najmniejszej rozpaczy. Ścisnęłam mocno chromowaną rurę, słysząc jak piosenka, do której miałam występować w jutrzejszy wieczór, odtworzyła się ponownie. Ranno i popołudniu mogłam ćwiczyć wszystkie swoje numery bez najmniejszych przeszkód. Rzadko kiedy pojawiali się spragnieni alkoholu klienci, poczuwający się jakbym tańczyła tylko dla nich. Owszem, zdarzało się, że zarobiłam ekstra napiwki już na samych próbach, intensywnych ćwiczeniach… Każdy miał swoje preferencje, a mi pieniądze za przedpremierowe patrzenie nie przeszkadzały w żadnym stopniu. W szczególności, jeśli ci goście przychodzili z zadowoleniem na wieczór. Wisiałam z głową w dół, kiedy ktoś wyłączył muzykę przy kusząco wypowiadanej prośbie wokalistki, aby właśnie ten chłopiec położył ręce na jej klatce piersiowej. Właściwe ja też nie chciałam odstawać od tych słów, rzucając zalotne spojrzenie niesiniejącej publiczności… - Kurwa! - wydarłam się na cały bar, ciągle znajdując się do góry nogami względem podestu. Natychmiast stanęłam na deskach w okropnie wysokich obcasach, przeznaczonych do ćwiczeń. Wyznawałam zasadę, że jeśli na nich mogłam coś zrobić - bez problemu mogłam to zrobić w każdych, absolutnie każdych butach. - Nie widzicie, że niektórzy tutaj pracują?! - Nadal nie schodziłam z tonu, starając się otrzymać jakieś wyjaśnienia. Nie przepadałam, kiedy ktoś przeszkadzał mi z byle powodu. Nawet nie tolerowałam tego w odniesieniu do Lyytikäinena, więc zostawałam w raczej poirytowanym nastroju. Zarzuciłam na czarny stanik bluzkę, która miała chyba troszkę za duży dekolt, ponieważ świeciłam przed wszystkimi tym, co powinnam była chcieć pod nią ukryć. I nie tylko przód miała tak wycięty - wykroje pod pachami odstawały od dozwolonej głębokości, kończąc się się na biodrach. Pomyśleć można było, że zarzuciłam na siebie kawałek porozrywanego materiału, żeby wypaść na cnotliwą striptizerkę. To wcale nie prawda, najzwyczajniej lubiłam w niej ćwiczyć partie stojące na podeście. Była wyjątkowo przewiewna. Wspominałam już jak bardzo uwielbiałam, kiedy ktoś przychodził z hasłem, że trzeba było zainterweniować w pobliskiej łazience? Nie? To właśnie to zrobiłam. Ochroniarz na porannej zmianie nie znosił wymiocin, a sprzątanie właśnie wyszło. - Cad, ty frajerze. - Wyrzuciłam z siebie nadal poddenerwowana. Rozpuściłam włosy, przeczesując je palcami. Przecież to nie należało do moich obowiązków, ale słuchanie wyrzutów szefa, nawet nie pod swoim adresem, także nie znajdowało się w rubryczce ulubionych zajęć na popołudnie. Powinno pójść gładko, on zaciągnął u mnie spory dług… Wszyscy doskonale wiedzieli, że ten przypadek był beznadziejny do patrzenia na wymiotujących, ponieważ sam zaraz kończył w kabinie obok. Ciągle lekko poirytowana popchnęłam prawym butem drzwi do łazienki, spodziewając się okropnego zapachu. Pozostawałam w gotowości do zakrycia sobie nosa kawałkiem materiału. O dziwo, chyba ktoś zaczął tam porządnie sprzątać. Miła niespodzianka. - Rzyganie zaczynamy dopiero od dwudziestej pierwszej! - walnęłam donośnie, aby gość Violatora zorientował się, że nie był już tam sam. Spokojnym krokiem, z głośnym pukaniem obcasów przeszłam w stronę kabin. Trzecia z kolei była zamknięta, a w prześwitach widoczne był męskie buty. Pomyślałam, że to naprawdę beznadziejny przypadek - użerać się z zarzyganym facetem, znacznie lepiej zbudowanym ode mnie. Na całe szczęście zamki w toalecie nadawały się do otworzenia bez żadnych wsuwek lub większego majsterkowania. Wystraszył wiedzieć, czego ruszyć, w którą stronę pociągnąć, aby drzwiczki otworzyły się. Ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę i zamek cicho przeskoczył. Nacisnęłam klamkę, pociągając ją do siebie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Łazienka przy barze Pią Sie 29, 2014 1:10 am | |
| Dobra, trzeba było przyznać, że palenie papierosa w toalecie jakiejś zapyziałej speluny nie należało do najciekawszych rzeczy, jakie Randall zrobił w swoim życiu. Czuł się trochę jak uczeń, który w czasie przerwy w szkole zamyka się w toalecie licząc, że wchodzący do łazienki nauczyciel nie wyczuje smrodu dymu z papierosa. Tym razem nie groziło mu przyłapanie przez belfra i konieczność znoszenia gadki umoralniającej na temat szkodliwości wyrobów tytoniowych. A tak na marginesie, Hugh był aż nazbyt świadomy skutków palenia papierosów. Mimo to wciąż popadał w ten nałóg coraz bardziej, ponieważ sprawiał mu przyjemność, pomagała się odstresować no i przecież na coś trzeba umrzeć. I jeśli nie będzie to Alma Coin lub cokolwiek z nią powiązanego, rak płuc brzmi cudownie. Tak normalnie i pospolicie, dając człowiekowi chociażby złudzenie życia w zwykłym, pozbawionym chorych polityków o zbyt nabrzmiałych ambicjach i jeszcze bardziej chorej bandy ludzi, którzy lecą za politykami krok w krok jak posłuszne pieski. Mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie, wciągając do płuc większą dawkę trucizny. Następnie wypuścił ustami dym, obierając sobie za cel zadymienie kabiny go granic możliwości. Czasem, zwłaszcza w tamtej chwili, naprawdę czuł się jak dzieciak, mający głupie zabawy i jeszcze głupsze sposoby ich wykonywania. Mimo to nie obchodziło go to aż tak bardzo i dalej na zmianę wciągał i wypuszczał dym, aż w końcu było tam tak gęsto, iż nie mógł dostrzec prawie nic poza wielką, szarą chmurą. Zaczął więc cieszyć się tym, iż postanowił jednak zapalić w pomieszczeniu, ponieważ na zewnątrz nie miałby aż takiej przyjemności, gdyż dym po prostu rozpłynąłby się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Było mu wystarczająco przyjemnie - opary mu nie szkodziły, nie powodowały kaszlu, oczy go nie piekły, a kilka łyków okropnego alkoholu rozpłynęło się w jego organizmie tak szybko, jak szybko odsuwał od siebie szklankę, więc w gruncie rzeczy nie czuł już gorzkiego smaku. Nie zbierało mu się też na wymioty, co byłoby dziwnie po upiciu zaledwie kilku łyczków, jednak nie na tyle dziwne dla kogoś, kto zdołał go spróbować będąc tak samo nieświadomym jak Randall. Przymknął na chwilę oczy i choć nie było to wymarzone miejsce do zagłębiania się we własne, zdecydowane zbyt skomplikowane myśli, nie planował przez chwilę opuszczać kabiny. Było wystarczająco cicho i spokojnie. Mógł palić ile chciał (właśnie wkładał do ust trzeciego papierosa i nie zamierzał tylko na nim poprzestać) i myśleć tak długo, jak miał na to ochotę. Zaciągając się dymem pomyślał, że Victoria nie byłaby zbyt zadowolona wiedząc, iż tak bardzo naciąga swoje zdrowie, niszczy płuca i Bóg-wie-co-jeszcze, gdy tym czasem ona żyje w iście spartańskich warunkach (a może nawet gorzej, mieszkając w małym i zimnym mieszkaniu, o porcji żywnościowej godnej myszy, samotna i pozbawiona ramienia, w które mogłaby się wypłakać. Oczywiście tym ramieniem miałby być on i nie miał nic przeciwko, najchętniej poszedłby do niej od razu, wszedł bez pukania, uśmiechnął się od ucha do ucha i po raz kolejny powiedział, jak bardzo ją kocha. Niestety, godzina wydawała się nie tyle nieodpowiednia, co niestosowna (jak to możliwe, każda pora jest dobra na wyznawanie miłości!). Tak więc przyszło mu dalej siedzieć w tej toalecie (czy to nie dziwne, że dym ciągle nie opadł?) lub zmyć się do domu, ewentualnie wrócić do pracy. Żadna z tych opcji nie była jednak na tyle fascynująca, aby zdecydował się ruszyć z miejsca, zgasić papierosa (jeszcze czego!) i opuścić to urocze i klimatyczne miejsce zasługujące na nagrodę roku w kategorii Najlepszy Bar Roku. Osobiście by zagłosował i zgłosił się do wręczenia nagrody prosto w ręce właściciela. Gdy już miał roześmiać się do swoich myśli, co w gruncie rzeczy zdarzało mu się za często, usłyszał jakiś dźwięk dobiegający spoza miejsca, w którym siedział. Zareagował dość dziwnie, jakby nie wiedział, że znajduje się w miejscu publicznym… Nie, zaraz. On w ogóle nie zareagował. Po prostu siedział, wciąż, niezmiennie, popalał papierosa i patrzył się w tą samą rysę na drzwiach zastanawiając się nad historią jej pochodzenia. Dzień jak co dzień. Wtedy jednak usłyszał ciche kliknięcie i nagle, kiedy nie zdążył nawet mrugnąć (no dobra, mrugał dość dużo, ale mniejsza z tym), drzwi otworzyły się i stanęła w nich młoda (bardzo, bardzo młoda) dziewczyna o rudych włosach. Poderwał się z miejsca, wyjmując papierosa ze swoich ust i przez chwilę wpatrywał się w nią, nie wiedząc, jak powinien zareagować. - Co się, kurwa, dzieje? – niemalże krzyknął, patrząc na nią groźnym wzrokiem (nie żeby chciał ją przestraszyć czy coś, w żadnym wypadku…). Musiał przyznać, że trochę (bardzo) zaskoczyła go nagła obecność obcej dziewczyny w toalecie. Miał wielkie szczęście, że tylko tam siedział i palił papierosa. W innym wypadku to wszystko nie zakończyłoby się tylko i wyłącznie przekleństwem. Chociaż w sumie… to ona miała szczęście. Tak, zdecydowanie los bardzo jej w tego wieczora sprzyjał - Możesz mi łaskawie wyjaśnić, CO TY SOBIE DO CHOLERY WYOBRAŻASZ? – dodał po chwili milczenia, mając nadzieję, że odpowiedź dziewczyny będzie w miarę sensowna. I tak, wierzył w cuda, gdyby ktoś pytał.
|
| | | Wiek : dzwadzieścia jeden Zawód : tancerka... dorywczo podróżniczka po dystryktach Przy sobie : zdobiony sztylet, leki przeciwbólowe, kawałek ćpuńskiego arsneału matfjasa, pistolet, kamera, trochę dolarów, fałszywy dowód tożsamości [barbie strauss], potwornie okrojona garderoba, przytojny mąż Znaki szczególne : ruda głowa i ogormna duma Obrażenia : nos po złamaniu idelanie nastaiwony, heh
| Temat: Re: Łazienka przy barze Nie Paź 19, 2014 5:28 pm | |
| Dosłownie kilka sekund przed otwarciem na oścież drzwi kabiny wyczułam intensywny zapach, automatycznie przystawiłam dłoń do nosa. Zbyt skutecznie rozdrażnił śluzówkę nosa, abym go nie rozpoznała. Miałam pewność, że pochodził z jednego, zbyt charakterystycznego, znajomego źródła nawet jak dla odświętnej palaczki - papierosa. Ręka lekko opadła, powracając ku podwodnej pozycji. Miałam udawać twardą oraz niewzruszoną, tak? Jak zostałaby odebrana dziewczyna, która zakrywała się, wyczuwając dym tytoniowy oraz wparowywała nieznajomym do zamkniętych kabin. Stawałam, że niezbyt poważnie. Moje płuca będą musiały przecierpieć kolejny, cząstkowy udział w ich truciu, jednakże tym razem nie zostałam winowajczynią. Przynajmniej jeszcze nie wtedy… Nie miałam nawet najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu. Ten zaszczyt, połączony z wyrazami ogromnej skruchy przypadł komuś zupełnie innemu - sympatycznemu gościowi baru nazywanego również burdelem. Oba zaczynały się ba literę b, więc to nie stanowiło prawie żadnej różnicy na trzeźwo, co dopiero po wybiciu zbyt dużej ilości alkoholu. Sama momentami się gubiłam, czy aby na pewno pracowałam (dosłownie) na barze, patrząc, co wyprawiało się wśród tłumów odwiedzających. Pomimo lekkiego poirytowania palenie w kabinie przypomniało mi coś całkiem śmiesznego - czasy liceum. Niemalże za każdym razem, kiedy odwiedzałam damską toaletę przynajmniej zza jednych drzwi wydobywała się smuga szarobiałego dymu. Mogłabym okłamywać siebie, ze nigdy nie zrobiłam czegoś tak pospolitego… Jednak raczej nie lubiłam siebie okłamywać, ani przeżyć pewne etapy bez spróbowania absolutnie wszystkiego. Pomimo dobrych wyników w nauce nie należałam do listy najświętszych, najgrzeczniejszych dziewczynek, których życie rozkładało się pomiędzy ławkami, podręcznikami oraz łóżkiem. Zdarzało mi się bywać na różnego typu imprezach. Zazwyczaj kończyły się one zbieraniem od wszystkich papierosów. Ludzie pod wpływem alkoholu chcieli przybliżyć ci nieba, przynieść gwiazdkę lub zabrać cię na podróż życia… a jedyne co mieli to kolejkę do postawienia oraz pół pudełka fajek, które właśnie zostawało wciskane w moje dłonie. Za każdym razem. Nie przypominam sobie wielu spotkań towarzyskich, gdzie nie otrzymałam jakiś darów. Czasami zdarzało się coś zgubić, ale to już inna historia. Takim sposobem w dwóch ostatnich klasach zawsze miałam takie rarytasy w torbie, więc przy gorszych dniach najzwyczajniej w świecie z nich korzystałam. Na marginesie, to potem zazwyczaj rozdawałam zwartości paczek na następnych imprezach, bo gdybym tego nie robiła - a) dawno byłaby uzależniona od nikotyny, b) po każdej imprezie musiałbym wyrzucać je do najbliższego kosza, c) otworzyłabym własny kantor z wyrobami tytoniowymi… W sumie przy opcji c) wypadałabym na tym najlepiej, bo niektóre zdarzyły się pochodzące z Czwórki, Siódemki albo Jedenastki i żeby odnaleźć je w stolicy trzeba było się trochę bardziej naszukać. Byłam młoda oraz głupia, że nie wykorzystałam takiego patentu na biznes. Być może uzyskałabym monopol na papierosy i zbiła fortunę przed dwudziestką bez pomocy rodziców. Tak, ja też w to nie wierzyłam. Nie w panujących realiach. - Zbieramy dupę i wypie - urwałam w pół słowa, dostrzegając tam osobę, której na pewno się nie spodziewałam. Po pierwsze ten ktoś wyglądał dobrze, po drugie wcale nie dawał upustu swoim potrzebom fizjologicznym… w żadnym znaczeniu tego słowa, ani nie był pobrudzony pozostałościom przebywającymi powrotną drogę przez przełyk. Zdecydowanie nie wyglądał jak bezdomny, co cechowało jakieś trzy czwarte mieszkańców KOLCa. Trafiłam całkiem świetnie, akurat musiałam to przyznać. Nie miałam spędzić kolejnych dwudziestu minut mojego cennego życia na użeraniu się z brudnym bezdomnym. Bieg tego kabinowego spotkania też pozostawał ciągle niejasny. W zależności od tego, jak miały potoczyć się nasze wspólne losy, możliwe, ze nawet podziękuję cholernym odruchom wymiotnym ochroniarzy. Pierwsze, letnie błogosławieństwo? - Damy zazwyczaj wita się bez użycia słowa kurwa - wykrzywiłam głowę nieco w bok, przywołując na twarz lekki grymas. Amelle właśnie zostałaś damą… cóż za herezja. Damy nie tańczyły na rurze, nie zapominaj. Niemniej, nie mogłam odpuścić sobie tak świetnego kąska. Wyglądał tak dobrze w tych ciemnych włosach, że w przeciągu niecałej minuty zastanowiłam się, jak mój tajemniczy toaletowy turysta (każdy miał swoje pasje, nie ocieniałam), wyglądał przynajmniej bez koszuli. Czy byłam okropnym człowiekiem? Ależ skądże. Minęłam linie drzwi, nie myśląc o konsekwencjach swojego zachowania, sposobu, w jaki mogło zostać odebrane. Działałam po prostu pod wpływem wyimaginowanego impulsu, który moje ciało przerysowało sobie delikatnie w głowie. Kiedy nasze osoby dzieliły zaledwie centymetry, po omacku sięgnęłam ku jego prawej dłoni, zgrabnymi pacami wyciągając z niej papierosa. Dlaczego niektórzy ludzie musieli mieć tak magnetyczne spojrzenia? Powoli przyłożyłam nadpalony tytoń do swoich ust. Zaciągała głęboko pierwszy raz od czasu pobyt wśród ruin Pałacu Sprawiedliwości. Po trzech sekundach wypuściłam dym wprost na jego twarz, niebezpiecznie zmniejszając odległość między naszymi ciałami. Cmoknęłam nieznajomego w usta, nie mając nad tym kontroli. Ot, mózg postanowił wykorzystać chwilę ciasne pomieszczenie wymienione szarą mgłą oraz stymulujące zapachy, dobiegające moje nozdrza wprost od sympatycznego pana. - Może to samo, co ty? Może po prostu przyszłam zapalić w nieodpowiednim towarzystwie? - odpowiedziałam, wkładając mu do ust końcówkę papierosa. Mama byłaby ze mnie dumna. Wiedziałam mężczyzn, w jakich perfumach powinno było się całować.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Łazienka przy barze Pon Paź 20, 2014 1:25 am | |
| Ciekawe, czego Hugh spodziewał się po tym miejscu. Tak naprawdę mógł się spodziewać wszystkiego i choć starał się być osobą nad wyraz tolerancyjną, o Kwartale nasłuchał się wielu rzeczy. I tak, większość z nich nie była zbyt przyjemna. Mimo to coś (ciekawe co to było, bo na pewno nie wizja spotkania z Victorią) skłoniło go do pozostania w tym barze i upicia obrzydliwego trunku tylko po to, aby następnie zaszyć się w ciasnej kabinie i zapalić spokojnie papierosa, z bólem głowy i dość niecodziennym uczuciem, którego nie potrafił sklasyfikować. To akurat nie było takie dziwne, ponieważ emocje, których nazw nie znał, nachodziły go zdecydowanie zbyt często i w zdecydowanie zbyt dużych ilościach, aby potrafił tak po prostu stawić im czoła. Nie miał pojęcia, na co liczył, przekraczając próg… speluny, bo tylko to słowo wydawało się być adekwatne do wnętrza, które powitało go niezbyt ciepło i uprzejmie. Nigdy nie pomyślałby, że kiedyś spadnie na samo dno, przesiadując w takich miejscach samotnie, usilnie starając się zapomnieć o rzeczach, nad którymi tak naprawdę od dawno się nie zastanawiał, w efekcie jeszcze mocniej rozdrapując stare rany. I posypując je solą, oczywiście. Zastanawiał się też, czy przypadkiem to wszystko nie zaprowadzi go do miejsca, w którym przegra wszystkie swoje oszczędności i nie pozostanie mu nic poza jednym kompletem ubrań i powiększającym się w nieskończoność zarostem. Miał ochotę roześmiać się gorzko z własnych myśli, jednak powstrzymał się od tego wiedząc, że ostatnio śmieje się zdecydowanie za dużo. Poza tym na to przyjdzie jeszcze czas… I w tamtym momencie mniej więcej jego myśli zostały przerwane przez nagłe i gwałtowne otwarcie się drzwi. Wymienił kilka szybkich spojrzeń, wrzasnął nieźle wkurzony, ale i zaskoczony, całym zajściem, ściskając między palcami niedopalonego papierosa i zastanawiając się, co powinien zrobić w związku z obecnością zdecydowanie młodej dziewczyny w zdecydowanie nieodpowiednim miejscu. I nie chodziło tylko o bar, ale o tą ciasną kabinę, która zdecydowanie nie była najbardziej komfortowym miejscem. Wpatrywał się więc w nią uważnie, marząc brwi i walcząc z samym sobą, by nie odepchnąć jej na bok i nie wyjść, rzucając pod nogi niedopałek. Niestety, aż takim chamem nie był (szczerze mówiąc nie był nim w ogóle), a zbyt duży szacunek do siebie i innych, a już w szczególności do przedstawicielek płci pięknej, nie pozwalał mu na zachowanie się w ten sposób. Dlatego tylko stał. Tak po prostu, wyprostowany, wściekły i zdezorientowany, z nogami na posadzce i brakiem możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Z bólem musiał przyznać, iż taka sytuacja zdarzyła mu się po raz pierwszy. A jak na człowieka niedoświadczonego przystało nie potrafił stwierdzić, co czuje w związku z nią poza tym, co zdążył już na głos wyrazić. Nie ukrywał, iż nigdy nie był tym przebojowym typem mężczyzny, który z grupką przyjaciół rozbija się po barach szukając rozrywki pomiędzy młodymi i pięknymi paniami mogącymi zapewne sprawić, iż na jakiś czas zapomni o całym świecie. W dzieciństwie także nie ciągnęło go do rozrywek, będąc prawdopodobnie najnudniejszym z czwórki Randallów. Postanowił więc dać jej szansę i pozwolić, aby jakoś wybrnęła z tej mało komfortowej (a przynajmniej dla niego) sytuacji. Nie musiał długo czekać, mając szczęście (a może wręcz przeciwnie) trafiając na sprawiającą wrażenie dość wygadanej osoby dziewczynę. Tym razem, już nie powstrzymując swojego pragnienia – wyjątkowa sytuacja wymagała zastosowania wyjątkowych środków – roześmiał się, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając się jej z niekrytym rozbawieniem. - O ile mi wiadomo, damy nie wpraszają się bez zaproszenia do zajętej kabiny – rzucił, mając dobre chęci w wyrzuceniu z siebie tego gniewu. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. On tylko siedział a ona po prostu weszła, najwyraźniej nie będą przyzwyczajoną do obecności człowiek jego pokroju. Może był zdecydowanie zbyt miły, ale co miał zrobić? Wrzeszczeć na nią czy użyć przemocy? To nie było w jego stylu i nawet tamto chwilowe uniesienie sprawiło, że poczuł się dziwnie. I na pewno nie było to przyjemne uczucie. Zamierzał grzecznie ją przeprosić i zmusić do ustąpienia mu drogi, kiedy dziewczyna podeszła bliżej dając mu do zrozumienia, że nie ma żadnej możliwości cofnięcia się w tył. Czy nawet w bok, na dobrą sprawę. Zrobił jednak malutki kroczek, niemalże od razu czując za sobą twardą powierzchnię toalety. Zacisnął szczęki, przyglądając się jej jeszcze uważniej i zastanawiając się, jakim cudem znalazł się właśnie tam. Czuł, że stoi zdecydowanie zbyt blisko, niż by tego chciał i zdecydowanie zbyt blisko, niż powinna. Bez krzty skrępowania sięgnęła po papierosa, który wciąż tkwił w jego dłoni i włożyła do swoich ust, zaciągając się nim porządnie. A Hugh wciąż stał, obserwując scenę rodem jak z jakiegoś filmu i nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby przerwać ciszę, podczas której jego umysł pracował na najwyższych obrotach, a mięśnie napinały się niebezpiecznie mocno. Nie chodziło o sam fakt, iż stała tak blisko, a bardziej o to, że on nie mógł nic z tym zrobić. Odgarnął dłonią dym sprzed twarzy i znów dostrzegając, iż centymetry dzielące ich ciała niebezpiecznie się zmniejszyły. A później zrobiła coś, co nawet przez chwilę nie zaistniało w jego umyśle. Było to tak abstrakcyjne i nieracjonalne, jak widok Almy Coin w stroju baletnicy tańczącej na przyjęciu urodzinowym Snowa. Dokładnie o tym pomyślał w pierwszej kolejności, gdy jej usta delikatnie musnęły jego wargi w geście, który zdecydowanie nie powinien mieć miejsca i którego on zdecydowanie nie oczekiwał. Zacisnął mocniej szczękę tak, iż jeszcze bardziej podkreśliło to kształt jego twarzy pokrytej zarostem. Gdy papieros ponownie znalazł się w jego ustach wciągnął dym do płuc, po czym wyją go z rzucił na ziemię, przydeptując go butem zbyt mocno, dokładnie i długo, obserwując tą czynność. Następnie podniósł głowę, wydychając dym do góry, mając na tyle kultury by nie robić temu komuś prosto w twarz. Na koniec przeniósł spojrzenie na niespodziewanego gościa zastanawiając się, co powinien jej powiedzieć. Tak naprawdę nic porządnego nie przychodziło mu w tamtej chwili do głowy. Był rozkojarzony i zbity z tropu. Musiał jednak przerwać tą ciszę, nie mógł pozwolić jej dalej robić tego, na co miała ochotę. - Nie sądzisz, że powinnaś zapytać kogoś o zgodę, zanim postanowisz zabrać mu papierosa? Bądź pocałować, skoro tak bardzo zależy ci na pokazaniu, jak bezpośrednia potrafisz być? – rzucił, oceniając ją z góry. Wyraz jego twarzy pozostawał niezmieniony, mimo początkowego szoku, który na niej wykwitł. Był starszy, silniejszy, nie mógł pozwolić, aby rozkojarzyła go jakaś małolata. Mimo to, choć zazwyczaj nie miał tego w zwyczaju, postanowił trochę umilić sobie ten wieczór. Skoro i tak łamał już wszelkie swoje zasady… - Jak się nazywasz? – zapytał, nie wykonując żadnego ruchu, nie próbując jej nawet odsunąć. Po prostu mówił i przyglądał się towarzyszce z przypadku, dumając nad tym, dokąd zaprowadzi go ta rozmowa.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Łazienka przy barze Sob Lis 15, 2014 12:23 pm | |
| Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach. |
| | |
| Temat: Re: Łazienka przy barze | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|