|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Targ dla mieszkańców Czw Maj 02, 2013 9:31 pm | |
| First topic message reminder :
Targ dla mieszkańców, a także miejsce, gdzie prawie na pewno zostaniesz okradziony. Wypełniony maleńkimi straganami, na których sprzedaje się głównie masę niepotrzebnych nikomu przedmiotów, a te naprawdę wartościowe wyciąga się spod lady - gdy Strażnicy Pokoju nie patrzą. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pią Cze 21, 2013 6:28 pm | |
| No, to wszystko wyjaśnia, co nie? Był drogi. I co z tego? Ev z irytacją wywróciła oczami. Mógł chociaż powiedzieć, czy zapieprzył czy nie. A tak to nie wiadomo jak się odzywać, bo zawsze jest opcja, ze następnego dnia z rana wywleką cię z domu kolesie w białych strojach i oskarżą o zniewagę władzy czy coś, co im akurat przyjdzie do ich stukniętych główek. A potem albo sobie posiedzisz w więzieniu, albo powiesisz na szubienicy na placu. Albo jedno po drugim. Zależnie od zachcianki. Jestem Fred. Ta informacja zmieniła życie Ev. Ale skoro koleś na siłę chce zawierać niepotrzebne i bezwartościowe znajomości, to proszę bardzo. -Evelyn Noel. – Powiedziała i po chwili zastanowienie dodała – Miło poznać –Przy okazji patrzyła w inną stronę. Koleś może sobie napisać, że osiągnięcie zdobyte – poznał wariatkę z fioletowymi włosami na targu w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej. W ogóle ta nazwa jest żałosna. Brzmi po prostu za dobrze. Za normalnie. Nie odzwierciedla nawet 1/10 tego, co naprawdę tu jest. Tutaj ludzie w pogoni za kasą i żarciem stworzyli swoje własne państewko z własną hierarchią. Na której czele stoją strażnicy pokoju, oczywiście jako dyktatorzy. Których nijak nie można obalić. Z resztą nawet jeśli pokonaliby tych strażników, to pojawiliby się następni. I tak w kółko. Bo rebeliantów gotowych oddać za „wolność” Zycie nie brakuje. Tak ich wyszkoliła Coin. Snow wyszkolił sobie ludzi na umiejących żyć tylko w szczęściu i dostatku ludzi, którzy teraz, kiedy Coin kopnęła ich w dupę, naglę zorientowali się, ze można nie mieć bieżącej wody w mieszkaniu. Którego tez się oczywiście nie ma. Co do Igrzysk to zauważyła coś. Że za wieloma trybutami nikt nie będzie płakał. Przynajmniej nikt z rodziny, która zginęła/ jest bóg wie gdzie/ nie wiadomo czy żyje. Niepotrzebne skreślić. ¾ dzieciaków to sieroty lub półsieroty. Które już wcześniej miały swoje prywatne, bezkrwawe Igrzyska Głodowe. A zwycięzca nie był tylko jeden, tylko każdy dzieciak, który był wystarczająco sprytny, żeby znaleźć sobie żywiciela lub pracę. Brawa dla zwycięzców! W nagrodę otrzymują oni gówno na patyku.
|
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Sob Cze 22, 2013 8:52 am | |
| Musiał być drogi, musiał być bardzo drogi. Nawet ryż w KOLCu nie jest najtańszy, a kiedy mowa o wielkim i ciężkim kawałku sera, to... cóż, w takich sytuacjach można jedynie zazdrościć bogactwa lub szczęścia. I na pewno go nie ukradł, bo co za idiota nie zauważyłby, że zniknął mu wielki kawał sera? Albo co za idiota byłby na tyle szalony, aby kraść wielki kawał sera? Tak, wszystko sprowadza się do wielkiego kawałka serca, wielkiego serca, smacznego i świeżego, takiego, jakiego Lucy dawno nie jadła. Przez chwilę nawet przeszło jej przez myśl, czy może nieznajomy podzieliłby się z nią kąskiem, bo wydawał się miły i miał niesamowite włosy. Tylko bardzo weseli i uprzejmi ludzie mają takie długie - dotyczyło to zwłaszcza mężczyzn. Ale i tak, mimo wszystko, bała się cokolwiek o tym wspomnieć, a zresztą... to nie był priorytet, tylko chwilowe pragnienie, jedno z dziesięciu. Pomyślała jednak o Theo, o Bookerze i całej reszcie, o ludziach, których kiedyś znała, lubił, a teraz będzie oglądać ich mordercze zmagania na arenie. A może wcale nie... może nie przyjdzie na Dworzec razem z innymi i zostanie w domu opiekując się tatkiem. -Miło mi cię poznać Fred - uśmiechnęła się naprawdę życzliwie, mimo, że poczuła pewną aurę niechęci ze strony Eve. Miała ochotę dać jej kuksańca w bok, ale powstrzymała się w ostatnim momencie - Jestem Lucy - także się przedstawiła. I nagle wpadł jej do głowy pewien znakomity pomysł. Zerknęła na chłopaka uważniej i uśmiechnęła się jeszcze szerzej w swój charakterystyczny prosty sposób. -Taki wielki kawałek wydaje się bardzo ciężki - zauważyła z rozbawieniem - Możemy ci pomóc go zanieść, jeśli chcesz. Panienka Crow miała tylko nadzieję, że Evelyn nie będzie protestować, a uśmiechnie się, przytaknie i zrozumie plan przyjaciółki, która w końcu miała na celu jej dobro, prawda? Na ustach miała jeszcze kilka ciekawskich pytań, ale pomyślała, że zada je potem. Będą mieli na to jeszcze kupę czasu. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Sob Cze 22, 2013 10:31 pm | |
| /Bogowie, przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam wcześniej jak wysłać posta ani nic.../
Informacja o wartości sera powinna im wystarczyć. Prawdziwy wojownik nie porywa się na zbyt duży cel wiedząc, że nie wielkich szans na powodzenie misji – w tym wypadku w zdobyciu sera. Sam Fred widział w tym wszystkim pewną logikę, którą sądził, że widzą wszyscy. To, że nie wszyscy wiedzieli o tym, co wiedział on – nie jego problem. Nie powinni go więc obarczać swoimi problemami egzystencjalnymi jak to, że nie wiedzą co dzieje się w jego głowie! Bogowie, przecież to oczywiste! Nie zareagował na wywrócenie oczami przez dziewczynę. Tak, ona zdecydowanie miała problem. Nie miała szacunku dla wikinga! Wiking nie musi mieć więc szacunku dla niej.
Spojrzał na obie dziewczyny wzrokiem, w którym brakowało zrozumienia. On zrozumie, że się przedstawił, ale że one? Po co mu znać ich imiona? Miał ochotę westchnąć teatralnie, odgarnąć opadający na jego czoło kosmyk po czym rozmasować skronie od tego rozczarowania dzisiejszą młodzieżą. I tak nie będzie ich kojarzył… I jak to „miło”? On nie odczuwał żadnej przyjemności z poznania tych dwóch niewiast. Zmarszczył brwi w swej konsternacji. Bogowie, ludzie są tacy niezrozumiali!
Na słowa dziewczyny szybko pokręcił głową po czym wyprostował się, skłaniając lekko głowę.
– Wojownik nie powinien obarczać kobiety swoimi obowiązkami, bowiem przeczy to jego męstwu. – powiedział poważnie, prostując się z powrotem. Zmierzył obie spojrzeniem, raczej nie domyślając się, że propozycja może mieć jakiś podtekst… Kobieta powinna być pokorna wobec mężczyzny, sądził, że one to wiedzą… A jeśli nie… Ech, ciężki żywot, zaiste. Nie uśmiechał się już, jak zwykle mając na twarzy nic nie wyrażającą minę. – Niemniej, jeśli jest sposób w jaki to ja mógłbym pomóc niewiastom, służę. – nadal trzymał swoje warkocze, które zamierzał na czas drogi włożyć pod koszulę żeby trochę je ochronić przed dotykiem nieodpowiednich osób.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Nie Cze 23, 2013 12:23 pm | |
| Niestety, ale Ev z przykrością zaszufladkowała Freda jako dziwaka. Który z powodzeniem może zajmować pierwsze miejsce w jej rankingu. Gdy ona i Lucy się przedstawiały, miał minę jakby co najmniej wyznawały mu swoje najskrytsze sekrety. I jakby wcale nie o to mu chodziło. Jesli tak, to po co sam sie przedstawiał? logiczny odruch - ktoś się przedstawia, ty też się przedstawiasz. Fred żyje chyba w alternatywnej rzeczywistości. Czy coś. Na słowa Lucy przywołała na twarz sztuczny uśmiech i niby ochoczo przytaknęła. Chciałaby tylko pozbyć się tego kolesia i dowiedzieć się co chciała jej powiedzieć Lucy. Jakoś rozmowa z dziwakiem niosącym pod pachą wielki ser, którego chyba jednak nie ukradł, bo nikt jeszcze za nim nie biegnie/nie drze się nie jest aktualnie szczytem jej najskrytszych marzeń. Wojownik nie powinien obarczać kobiety swoimi obowiązkami, bowiem przeczy to jego męstwu. Dobra, tym tekstem zapewnił sobie bezapelacyjne zwycięstwo wśród dziwaków świata. Umyślał sobie, ze jest... wojownikiem? Że co? Ev zrobiła tak zdziwioną minę jaką tylko mogła. Tym bardziej, ze aktualnie nikt nie zwraca uwagi na płeć, wiek czy kolor skóry. Ktoś ma coś zrobić i taryfy ulgowej nie ma. Niemniej, jeśli jest sposób w jaki to ja mógłbym pomóc niewiastom, służę. Tutaj Ev zakaszlała, zeby ukryć śmiech. No dobra, wojownik wojownikiem, to można jeszcze podciągnąć pod względną normalność. Ale niewiasty? No bez jaj, nawet ogromni fanatycy XX wieku tak nie mówią, żeby zachować pozory normalności. Koleś był dziwny, ale nie wyglądał na kompletnego psychopatę. Najmniej dziwną rzeczą było chyba to, że cały czas trzymał warkocze. Prawdopodobnie nie chciała wiedzieć dlaczego, ale… - Yhym, może skorzystamy… Myślę, że możesz puścić warkocze, nie mamy zamiaru ci ich ukraść… – powiedziała, bo to zaczynało ją irytować. Koleś trzymał warkocze tak, jakby bardziej niż na życiu zależało mu na włosach. Miała cichą nadzieję, ze tak nie było. Fred był zdolny do wszystkiego co tylko dziwne i nienormalne. Przynajmniej tak stwierdziła Ev po paru minutach rozmowy z nim. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Nie Cze 23, 2013 2:47 pm | |
| Dziwak? Fred był dziwakiem…? Kto w tych czasach był normalny? To tylko kolejna wyrwana z rzędu osobistość w morzu wyrwanych z rzędu, wszyscy byli lasem, stali obok siebie, skupieni i nieprzerwanie obracający się, wszyscy zawsze będą tymi pokręconymi ludźmi, nikt nigdy tak naprawdę nie znormalnieje. Bo nie ma granicy, czym tak naprawdę jest normalność? Czy człowiek, który zabija musi być pokręcony? Musi odchodzić od reszty pod tym względem? Przecież jest takich tysiące, w masie społeczeństwa co piąty człowiek dopuszcza się zbrodni. Dlaczego kiedyś ludzie byli postrzegani jakoś źli tylko dlatego, że posiadali ciemny kolor skóry? Tak, to są tylko schematy, ludzie całe życie będą myśleć schematami oraz stereotypami, to się nazywa ocena – człowiek ma ją we krwi, ocenia każdego kogo spotka, wrzuca go do worka „głupich i dziwnych” bądź „miłych, w moim typie”. To zależy, tak naprawdę świat jest różnoraki, wszyscy są po prostu sobą. Tylko dlaczego nikt nie może tego zrozumieć? Lucy obserwowała Freda z wielkim zaciekawieniem, mogłoby się wydawać, że jest jakimś ciekawym eksponatem w muzeum. Ona jednak zastanawiała się nad tym, co siedzi w głowie chłopaka. Tylko się przedstawiła, a on niemo zareagował na to z dezaprobatą. Szkoda, bo myślała, że go polubi, naprawdę bardzo chciałaby, żeby poczuł do niej jakąś sympatię, bo wydawał się jednym z tych licznych pozytywnych promyczków w ciemnym tunelu, w stronę którego chciałaby dążyć. -Skoro tak myślisz – zaśmiała się, ni to złośliwie, ni to nadzwyczaj serdecznie. I wtedy powiedział te kilka pięknych słów, które ożywiły Lucy od środka. Tak, oczywiście, mógłbyś nam pomóc! – chciałaby zawołać, ale w ostatnim momencie się powstrzymała i zapytała wciąż subtelnie zmierzając ku celu idąc po aluzjach. Aż dziw, że tak bezpośrednia dziewczyna zamiast zapytać kogoś wprost, tym razem postanowiła dotrzeć do celu okrężnymi drogami. -Co zamierzasz zrobić z tym serem? – nie drwiła sobie z niego. Ona? Nigdy w życiu, bo doszła do wniosku, że jest najukochańszym człowiekiem, jakiego dzisiaj spotkała. Oczywiście prócz Eve, która była jeszcze bardziej kochana i cudowna, ale przecież jej przyjaciółka o tym doskonale wiedziała. Tylko dlaczego była taka nerwowa? No tak – Igrzyska. Booker. Biedny Booker. Było jej go szkoda, choć nie przepadała za chłopakiem, sprawiał wrażenie aroganckiego i pewnego siebie, takiego… złego, na swój sposób bezwzględnego. Jaki się okaże na arenie?
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Cze 24, 2013 12:42 am | |
| Och, tak jakby Freda w ogóle miało to obchodzić! Różni ludzie postrzegali go w różny sposób. Zdążył przywyknąć, że ludzie patrzą na niego jakby urwał się z innej planety... Prawda była taka... Że to oni byli dziwakami. Bogowie, czy to normalne, żeby kobieta okazywała wyższość nad mężczyzną? Albo – o zgrozo! – mężczyzna pozwalał się przez kobietę wyręczać? Szczytem zaś wydawało mu się, że to kobieta zajęła miejsce na tak wysokim stanowisku! Ależ on nie jest szowinistą, on jest wojownikiem. Jego poglądy dosyć często odbiegały od poglądów innych ludzi, a sposób w jaki się wyrażał i zachowywał, zapewne jeszcze bardziej intrygował. To tak szlachetnie brzmiało, kiedy wyczytywał te słowa w różnych książkach! To tak pięknie wyglądało w jego wyobraźni! Postanowił przełożyć to na siebie, a skutki widoczne są dla wszystkich.
Ta dziewczyna, która mu się tak przyglądała... Lucinda? Lena? Nie... Dziewczyna-z-imieniem-na-L patrzyła na niego w taki sposób, że przez chwilę zastanawiał się czy nie zwrócić jej uwagi. Och, on rozumiał, że ma w sobie coś nadzwyczajnego (wszak musiał emanować aurą boskości jako Odynowy wysłannik!), jednak ktoś mógłby to odebrać za niemal niegrzeczne. Kiedy jednak ta druga zakaszlała, przeniósł na nią swoją uwagę, ponownie unosząc brew. Wbrew swoim słowom – nie kwapił się by choćby zaoferować swoją pomoc w tej sprawie. Musiałby puścić warkocze, to zbyt ryzykowne. Przejdzie jej.
– Nie puszczę warkoczy. – odpowiedział zwięźle, nie sądząc aby dyskusja na ten temat była potrzebna. Nie miały zamiaru ich ukraść... Ale co jeśli miały zamiar je jakoś dotykać? Odynie, nie do pomyślenia! Jeszcze jeśli mają brudne ręce... Nie myły się... Albo dotykały swoich, kolorowych włosów całkiem niedawno... Fred, oddychaj, mama mówiła, że powinieneś oddychać, bo to potrzebne. Prawdziwy wojownik zachowuje kamienną twarz w kryzysowych sytuacjach. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę-której-imię-brzmiało-l-coś-tam. Kiedy zadała pytanie, znowu poczuł się zbity z tropu. Matko kochana, z kim on rozmawia?
– Zamierzam podawać go do swoich dań. – odpowiedział, ponownie używając tego tonu, który przybierał zawsze, kiedy nie rozumiał pytania przez zbyt oczywistą odpowiedź. Bo cóż innego robi się z serem? – Powinienem iść... Muszę przyrządzić obiad w Violatorze. – mruknął sam do siebie (co było dla niego dosyć typowe), patrząc tym razem gdzieś poza dziewczynami.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Cze 24, 2013 4:04 pm | |
| Nie puszczę warkoczy. Nie śmiej się, Ev. Nie śmiej. NIE ŚMIEJ! Ledwo wytrzymała i udając nagły napad kaszlu jakoś przetrawiła to zdanie. Koleś był śmieszny, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Ev miała tylko nadzieję, ze Fred faktycznie weźmie to za zwykły kaszel wywołany mrozem. który swoją drogą mógłby być mniejszy. Ale nie, po co ma się ocieplać. Niech te dziwadła z KOLC-a sobie jeszcze pomarzną. jeszcze nie przekroczyli limitu zamarznięć w tym roku. Zamierzam podawać go do swoich dań. O, koleś jest kucharzem. Niezła fucha, można podjadać i podjadać. Przynajmniej nie chodzi głodny. W ogóle to przydałoby się, zeby Ev znalazła jakąś robotę, bo jakoś talentu do bycia złodziejaszkiem nie ma. Co już raz prawie załatwiło jej wizytę w miejscowym więzieniu. Mniejsza, tym Fred jej zapunktował, chociaż niewiele. Powinienem iść... Muszę przyrządzić obiad w Violatorze. To zdanie raczej nie było skierowane ani do Ev ani do Lucy. A mimo to dostarczyło im pewnej informacji. Fred pracuje w Violatorze. Czyli, nie oszukujmy się, w burdelu. Ale chyba faktycznie jest TYLKO kucharzem, bo z tego co się Ev orientuje, to nie ma tam męskich dziwek. A Fred może i był stuknięty, ale chyba nie do tego stopnia. koniec końców ktoś musi wykarmić lud boży, który tam pracuje i który korzysta z usług. Od czasu do czasu klienci coś jedzą, wbrew pozorom. Ev była tam parę razy, ale nie mogła się przełamać, zeby spytać, czy właściciel nie potrzebuje personelu. Jakaś niespaczona cześć jej samej powstrzymywała ją przed tym wyborem. Chociaż nawet ta część wiedziała, że wiele miejsc pracy nie ma. nikt nie chce się dzielić kasą z pracownikami. Violator jest taką... ostatnią deską ratunku. Za którą chwyciło się wiele dziewczyn w KOLCu. Ciężko je za to potępiać, głód zmusza do różnych rzeczy, toteż Ev było jedynie żal tych niby kelnerek krążących wokół klientów niby baru. Nie czuła obrzydzenia, wstrętu, niczego. Może jeszcze jedynie współczucie. - Fajna robota w sumie... - Powiedziała i spojrzała na Lucy. Wiadomo było, ze Lucy też nie jest w najlepszej sytuacji życiowej. Obu dziewczynom świat wywrócił się do góry nogami wyrzucając je na twardy bruk Kwartału. I to chyba też je jeszcze bardziej zbliżyło, chociaż Lucy zachowała swoj wrodzony optymizm i miłość do świata. Ev jest teraz bardziej nastawiona na to, ze świat jest zły i ludzie też. Taka prawda. Lucy patrzyła na nią wzrokiem który wyrażał... błaganie. O pomoc. O jedzenie. O cokolwiek. Ev westchnęła w duchu, bo nie przywykła prosić ludzi o pomoc, ale postanowiła, ze zrobi to do Lucy. - Wiesz co... Jesteśmy w wręcz tragicznej sytuacji, bo sam wiesz, że jedzenie jest dość drogie... Mógłbyś nam pomóc? - Jezus, ja to na serio powiedziałam? Sama sobie się dziwiła, gdy blagalnym tonem wypowiadała te słowa. Zabrzmiało to tak... bezpośrednio. Ev nawet się bała, ze zbyt bezpośrednio. Ale nie umiała… Nie umiała tego powiedzieć inaczej. Tyle. Teraz tylko z przygryzioną wargą czekała na odpowiedź „wojownika”, który miejmy nadzieję, że im pomoże. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Cze 24, 2013 9:33 pm | |
| Tak, to zdecydowanie był kaszel. To się zdarza, pewnie zwyczajnie się przeziębiła i tyle. Jedna z jego zup pomagała na przeziębienie, ale jakoś nie zamierzał się nią dzielić. Powinna bardziej uważać, ot co. Naturalnie nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna się z niego śmieje... Choć pewnie i wtedy stwierdziłby, że jest głupia, kompletnie ją ignorując. Nie zapowiadało się żeby ta dwójka miała zapałać do siebie miłością. I dobrze, wszak im mniej ludzi kręcących się wokół niego, tym lepiej. Mniejsze prawdopodobieństwo wyciągnięcia z niego tajnych informacji (pewnie sam nie wiedział jakie one są, ale prawdziwy wojownik nie powinien ich zdradzać), dotknięcia włosów, odbierania tlenu, a także mnóstwa innych bardzo nieprzyjemnych rzeczy.
Nie odpowiedział na jej słowa, choć wzruszył ramionami, pochłonięty własnymi rozmyślaniami odnośnie przepisu. Często żałował, że ma taki skromny zasób składników. Teoretycznie miał jak się wykazać (przypalonym) bukietem smakowym za pomocą małej ilości przypraw, a praktycznie... Chciał mięsa. Każdy wiking powinien jeść mięso. To tak krajało jego serce...
Jeśli chodzi o podejście do świata Freda... Tak jak cały on, było dosyć specyficzne. Cokolwiek by się nie działo, Bogowie tak chcieli, a on pokornie będzie im służyć. Często żałował, że nie może żyć w krainach, o których czytał. Psioczył na swoje życie tylko wtedy kiedy dopadał go dół emocjonalny czyli kiedy był... Kompletnie pijany. Wtedy zachowywał się jak zupełnie inny człowiek, uwalniając w sobie takie zachowania, o jakie nikt by go nie podejrzewał. Zapewne dla obserwatora w takim momencie patrzenie na niego było wyśmienitą rozrywką. Pech sprawił, że miał mocną głowę.
Spojrzał na nią uważnie, nie wiedząc co właściwie odpowiedzieć. Kiedy to on potrzebował pomocy, włóczył się po ludziach prosząc tylko o to, żeby mógł coś ugotować. Nie zawsze mu pozwalano, uważając go za złodzieja. Jednak kiedy trafił do Violatora, wszystko się zmieniło i to właśnie w nim widział swój ratunek. Dlaczego nie miałoby tak być w przypadku innych?
– Podążajcie za mną do Violatora. – powiedział obojętnie i nie przejmując się tym czy faktycznie ruszyły za nim czy postanowiły zostać w miejscu, skierował się ku swojej pracy.
/ zt. Violator (bar)? |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Cze 25, 2013 2:08 pm | |
| W duchu odetchnęła z ulga. Fredzio uznał, że jej przykrywka to faktycznie kaszel. A przynajmniej nie okazywał niczego, co mogłoby temu przeczyć. I dobrze. Albo ev jest przekonująca, albo… albo Fred jest debilem, co się oszukiwać. Mimo wszystko lepsza jest pierwsza opcja, co nie? Podążajcie za mną do Violatora. Zabrzmiało za oficjalnie, jak na zaproszenie na wycieczkę do burdelu. Ale Ev w sumie już przywykła do jego dziwactw. Tak, przywykła w ciągu… paru minut? Można i tak. Dlatego też tym razem nawet nie parsknęła śmiechem. Brawa dla niej. Ciągle ją nurtowało co też Lucy chciała jej powiedzieć. I co Ev miała dobrze przyjąć. Bała się tego, ale… Ale ciekawość była silniejsza. Problemem był to, że aktualnie są w towarzystwie Freda i… I co właściwie? No w sumie to on nie przeszkadza za bardzo. Chyba, że Lucy specjalnie odciąga moment powiedzenia Ev tej… wiadomości. Albo boi się jej reakcji. Albo jedno i drugie. Ta trzecia opcja jest najbardziej prawdopodobna. Ev cicho westchnęła i postanowiła zająć się czymś innym. Czyli czym? Obserwacją zniszczonych budynków, które mijali? Słuchaniem jeków żebraków leżących na ulicach? Nie, zdecydowanie Ev ma zbyt pesymistyczne podejście do świata, żeby jeszcze dodatkowo się dołować takimi sprawami. Które na razie jej nie dotyczą. Na razie.
//krótko ._. zt do baru
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Czw Lip 11, 2013 10:12 pm | |
| / zejnowski debiut
Bezsilność, niemoc i pochodne tragizmy rządziły życiem Zejnowskim już dobre kilkadziesiąt godzin. Kilkadziesiąt przeklętych, wypełnionych gorączkowym kluczeniem zasyfionymi uliczkami KOLCa i meandrami jego własnej głowy, która współpracować z chłodną kalkulacją i dystansem nie chciała. Nie mogła. A on sam nie potrafił się do rozsądku zmotywować. Od momentu, w którym jego siostra została wylosowana jako trybut, gdy jej nazwisko podpisujące kolorowe zdjęcie rozbłysło na telebimie... cóż, Zane był pewien że nigdy w swym parszywym życiu nie czuł się gorzej. Ta chwila miała okazać się wiekopomna w bynajmniej pozytywnym znaczeniu. Cóż to więcej mówić: świat Hawkeye'a rozpadł się na kawałki a on sam nie był w stanie tych fragmentów liczby nawet oszacować. Z przybliżeniem do tysięcy. - Nie, nie mogę - syknął sfrustrowany, odrzucając na bok bandaż i środki dezynfekujące. Nie był w stanie. Najmniej zajmująca czynność okazywała się wymagać zbyt wiele skupienia. Zane odszedł kilka metrów chwiejnym krokiem, niezdolny nawet przejąć się tym czy przez swoje zachowanie utraci pracę, czy będzie miał co włożyć do ust, czy Heather, ta blondwłosa sanitariuszka z jego zmiany nie doniesie na niego do szefostwa. Nie dbał o nic. Oddychając ciężko pochylił się nad nieczynnym stoiskiem na krańcu targowiska, wlepiając nieobecne spojrzenie w opatrującą brudnego sześciolatka Heather. Zwykły, codzienny wypadek przy pracy. Pewnie chciał wypróbować nowy środek lokomocji, jakąś super-deskę, która idealnie imitowała sanki. Wtarabanił się w kupę drewnianych bali a Hawkeye miał po prostu go o p a t r z y ć. Ale nie, nie dało się. Zacisnął mocno szczęki. Jeszcze mocniej powieki. Knykcie - również zaciśnięte - na krawędzi stoiska zbielały mu, przybliżając koloryt jego skóry do panującej wokół śnieżycy. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pią Lip 12, 2013 11:41 am | |
| // pewno Violator. Z góry przepraszam za jakoś posta.
Fred, Fred, Fred... A cóż tam robił Fred? Wyjątkowo nie został przywołany nieznajomym głosem, który usłyszał gdzieś w swojej głowie, który zapewne najchętniej wytłumaczyłby swoim odynowskim powołaniem. Nie był też na targu po to aby zakupić kolejne potężne zapasy sera. Teraz chodziło bardziej o samo jedzenie, które kończyło się zadziwiająco często. Być może mu się zdawało... Ale jak to się stało, że ostatnimi czasy tyle osób przyszło oglądać telewizję? Miało to chyba jakiś związek z tymi całymi Igrzyskami czy inną olimpiadą, jakimś tam konkursem. Nie da się ukryć, że jego ignorancja pod tym względem powalała. Na walce giną ludzie. Chodzi tylko o to, by ocalić siebie i swoich sojuszników. Niestety, nawet jeśli ktoś mieszkał w KOLCu, nie stawał się sojusznikiem. Do tego potrzeba było czasu.
Jednak nawet przed sojusznikami można mieć sekrety. Tak można wytłumaczyć jego wymykanie się w przeciwną stronę do Violatora kiedy stał na targowisku. Rozejrzał się, raczej nie widząc znajomych twarzy. A potem przemknął między ludźmi. Perkele, przebiegło mu przez myśl. Nie mógł pozostać niezauważony kiedy byli tu jacyś ludzie... Tylko jak się ich pozbyć? Na pewno donieśliby Fransowi czy komukolwiek innemu... A wtedy Fred miałby kłopot, przynajmniej tak podejrzewał. Nabrał głęboko powietrza, nakazując sobie spokój według jednego z punktów kodeksu. Nieważne, że najprawdopodobnie popadał w paranoję.
– Tracisz zimną krew. – powiedział wreszcie, patrząc na chłopaka. Włosy Freda falowały na wietrze, niezwiązane. To był jeden wielki błąd. Przeklinał siebie w duchu za brak rozwagi. Przez chwilę tak samo ocenił nieznajomego. Nie wiedział dlaczego, momentalnie wydawało mu się, że brak mu pewnego rozsądku. Kryło się w jego spojrzeniu coś, co Fredowi dawało podstawy do myślenia, że ten stracił nad sobą panowanie.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Sob Lip 13, 2013 10:40 am | |
| Pomimo syberyjskiej aury, która opanowała praktycznie całe Panem i odbierało nadzieję na ujrzenie choć skrawka, ukrytej pod dwumetrową prawdopodobnie warstwą śniegu, zieleni, Zane czuł pełzające mu po plecach macki ciepła. Nienaturalnego, nieprzyjemnego, parzącego. Na tyle irytującego, że miał ogromną ochotę podjąć próbę strzepnięcia z karku jego źródła. Proces postępującego rozgorączkowania został jednak przerwany. Zane usłyszał głos dochodzący jakby znad powierzchni morza, w którym on sam tonął... hmm, skarcił się ostro w duchu za podobnie abstrakcyjną metaforę. Odetchnął. Coś jak gdyby idiotyzm przebijający przez tę niepotrzebnie poetycką, tragiczną myśl przywołał go do porządku. A może to głos? Hawkeye ściągnął mocno brwi, zanim uniósł głowę, darząc nieco nieogarniętym spojrzeniem osobę, która zatrzymała się przy nim. Dziwny wysiłek sprawiała mu próba skupienie na nim wzroku, poczuł się odrobinę jakby był pod wpływem alkoholu utrudniającego mu percepcję i wiązanie bodźców w składną informację. - Tak myślisz? - zabrzmiał głucho bez cienia sarkazmu, prostując się. Powiódł spojrzeniem w kierunku miejsca, z którego przed chwilą się wycofał, a w którym aktualnie mały chłopiec analizował i podziwiał swój nowy, prawdopodobnie nie pierwszy i nie ostatni w tym tygodniu, opatrunek. Cóż, rzeczywiście mogło to tak wyglądać z perspektywy osoby postronnej: dezercja, chwiejny odwrót, kilka ciężkich oddechów. Wrażliwość na krzywdę ludzką? Nie. Ale jednocześnie ten długowłosy mógł mieć rację. Może Zane naprawdę tracił zimną krew, może... panikował? - Chyba tak rzeczywiście jest - mruknął, wciskając powoli dłonie do kieszeni brązowej kurtki. - Ale to tylko i wyłącznie przez zaskoczenie. Po prostu się nie spodziewałem - dodał, jakby usprawiedliwiając samego siebie. Przed samym sobą. Ża-łos-ne. Zakasłał ciężko.
(przepraszam bardzo, wczoraj byłam, no, niezdolna do jakiejkolwiek działalności twórczej) |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Sob Lip 13, 2013 6:11 pm | |
| Fred patrzył na mężczyznę z niemal politowaniem, które w jego oczach widoczne jest wybitnie rzadko. Natomiast spojrzenie nieznajomego jedynie utwierdziło go w poprzednich przypuszczeniach. Mężczyzna o fińskich korzeniach oraz Odynowy wysłannik nigdy nie mógłby się do tego doprowadzić. Bogowie, co się dzieje z ludźmi? Czemu nie trzymają się przykładnego zachowania i reguł, które każdy powinien znać albo chociaż spisywać dla siebie samego tak jak on? Miał ochotę potrzeć skronie w rezygnacji, ale dłonie odmarzły mu z zimna, co łączyło się z nieprzyjemnymi doznaniami. Och, nawet wojownik może zrobić sobie przerwę od kodeksu!Nie zawsze musi ignorować ból.
- Tak myślę. - odpowiedział długowłosy, a włosy te odgarnął za ucho. Dziecko ani trochę go nie interesowało. Chyba, że miałoby tu zostać. Wtedy i co do niego musiałby zacząć snuć intrygi, jakim cudem miałby go stąd wygonić. Nie, nikt, ale to nikt nie może wiedzieć o jego tajemnicy. Uśmiechnął się sztucznie i od niechcenia. Mama mówiła, że ludzie to lubią, więc czasem się do tego stosował. OCzywiście miał na myśli sam uśmiech i uprzejmować, którą niby miał obdarowywać wszystkich wokół. Fred? Niemożliwe.
- Prawdziwy wojownik nie powinien dawać się zaskoczyć. - burknął, czując wielką potrzebę powiedzenia tego głośno. Nie wiedział czy zapisał to w swoim kodeksie, choć to bardzo prawdopodobne. Wojownik powinien być czujny i gotów na każdą, nawet najbardziej kryzysową sytuację.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Nie Lip 14, 2013 2:02 pm | |
| Być może z reguły Zane uważał się za okaz zdrowia i wewnętrznej równowagi, dolegliwość jednak która nie dawała mu spokoju i która nie raz-nie dwa przyczyniła się do niemałych bolączek to przerost dumy. W duecie z uczuleniem na współczucie pod jakąkolwiek postacią. Czy z oczu tego chłopaka emanowało współczucie? Hawkeye nie mógł jasno stwierdzić, wciąż był... hmm, zaskoczony. I nieswój, ale to już od dobrych kilku dni. Dlatego wzrok, którym taksował wojownika był odrobinę błędny. Błędnorycerski, o. - Wojownik? - powątpiewanie i lekka dezorientacja. Cóż, abstrakcja to całkiem przyjemny aspekt w tak upiornie realistycznym, ba, naturalistycznym wręcz miejscu jakim jest Kwartał. Dlatego w głosie Zane'a nie była obecna ani krztyna prześmiewczego tonu czy szyderstwa. Li i jedynie dezorientacja. - Wyglądam na takiego? Czy może każdy tutaj według ciebie powinien takie miano nieść? - Hawkeye wytężył wzrok, chcąc dostrzec w oczach długowłosego cień otumanienia, nienaturalnego ożywienia, cokolwiek. Wiedział (również z doświadczenia), że mieszkańcy KOLCa rożnie radzą sobie w tym syfie. Niektórzy naprawdę nisko upadają. Naprawdę niegodni miana wojownika są. - A ty co, czujesz taką misję pewnie. Rozczarował cię mój widok? Zane obszedł rozwalające się stoisko, chrzęszcząc butami na świeżym śniegu. Hmm, nie. Wyglądał całkiem zwyczajnie. Trochę ciekawsko ale niegroźnie. Osoby ze swoim własnym, niepodrabialnym światem rzadko mogły powodować zagrożenie, a stojący przed nim chłopak zdecydowanie taki ma, ewentualnie przyjął sobie za cel najwyższy ocenę jak się mają morale w tym radosnym miejscu. To się zdziwi! |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Nie Lip 14, 2013 10:07 pm | |
| Fred pewnie by to zrozumiał. Jakakolwiek litość w oczach innych ludzi, kiedy patrzyli na niego, zakrawała o obrazę. Inna sprawa, że niektórzy tak często spoglądali na niego z politowaniem, że ten zwyczajnie przestał zwracać na to uwagę. Spokojnie można stwierdzić, że dawno temu zamknął się w sobie, odcinając od rzeczywistości. Nieważne, że ktoś ma go za dziwaka - spali się go! To takie proste. Jeśli zaś Fred obdarzał kogoś współczuciem... Zazwyczaj zdarzało się to rzadko i z reguły nie dotyczyło ludzi, do co których miał swoje własne zdanie. Powinni radzić sobie sami, ot co.
Skinął poważnie głową, kiedy ten powtórzył za nim to magiczne słowo. Wolał nie nazywać go wikingiem, bo na takiego nie wyglądał. Wikingiem był Fred i może kilka innych osób, które jego skromnym zdaniem zasługiwały na to miano. Na jego kolejne słowa pokręcił głową. Nie, nie każdy. Na pewno nie kobiety i dzieci, choć zależy też jakie. Widział tu kiedyś taką kobietę... Właściwie wyglądała jak mężczyzna. Ona z pewnością mogła być wojownikiem.
- Każdy jest wojownikiem, prócz kobiet, które powinny rodzić dzieci. - Zabłysnął wiedzą oraz szacunkiem wobec płci pięknej. Tego, że urwał się z innej epoki, ukryć się nie da. Zresztą... Nawet nie chciał się ukrywać. To nie jego problem, że ktoś nie może tolerować go takim, jakim jest. Przez swoje - być może brutalne - zasady potrafił jakoś radzić sobie z rzeczywistością. Nie musiał korzystać z narkotyków czy alkoholu żeby ze spokojem podchodzić do wszystkiego wokół.
- Dlaczego miałby rozczarować? Nie rozumiem. - bąknął znowu, dosyć nieuprzejmie, choć i o uprzejmość Fred nasz nie dbał. Westchnął ciężko, w duchu modląc się by mężczyzna wreszcie stąd poszedł i dał mu czynić swoją powinność.
wybacz tę zabójczą prędkość, ale odpisywanie jest dla mnie aktualnie jak Mission Impossible. |
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Lip 15, 2013 9:41 am | |
| Filozofia długowłosego w pewnym sensie przypadła do gustu Zane'owi - należy to przyznać bez głębszych analiz. To nie tak, że uważał się za honorowego reprezentanta swej płci, za niosącego posłannictwo czy zbyt wyniosłego, by pozwolić kobietom działać czynnie w obronie swojego życia. Kobietom czy dzieciom. Ewentualnie kobietom i dzieciom. Jego twarz wykrzywił bolesny grymas, uświadamiając sobie jak bardzo precyzyjnie Rosana reprezentuje te dwie kategorie. Hawkeye nie znosił relatywizmu, dlatego w tej chwili nie mógł ze sobą wytrzymać, dlatego od kilkunastu godzin w głowie świtała mu myśl o odnalezieniu w najniższej warstwie KOLCowego syfu Mathiasa le Brun, który będzie w stanie uraczyć go eliksirem zapomnienia. W sproszkowanej formie i z jedną trzecią dodatków w składzie. Ponuro pokiwał głową, odsuwając na bok swe dekadenckie zapędy. Przecież przemyślał to doskonale. Może i nie mógł w żaden sposób pomóc Rośce, wolał jednak nie ryzykować pełną nienawiścią wobec samego siebie, jako że miał się z reguły za raczej porządnego człowieka! - Chciałbym, żeby kilku parszywców tonących we własnych wymiocinach i rozpaczy nad swym losem cię usłyszało i posłuchało, odmieńcze - skłonił lekko głowę. Użyte określenie było... cóż, najtrafniejsze według samego Zane'a a brak negatywnych emocji w głosie negował jakąkolwiek obrazę w kierunku chłopaka. Ezechiel lubił precyzyjne słowa. I kolejne takie właściwie przyszło mu na myśl. - Ale wiesz, kichoteria nie popłaca, jak się nie ma swojego głupkowatego giermka albo celu, bardzo wzniosłego celu - zasugerował śmiało, czerpiąc z tej dziwacznej rozmowy w pewnym sensie... ukojenie. - Jaki jest twój cel? - ciągnął historię, naprowadzał, nie chciał w tej chwili musieć wrócić do swojego zespołu sanitarnego, gdzie jakieś mądre głowy posądzą go o frajerstwo. Dlatego zdecydował się odpowiedzieć na całkiem retoryczne pytanie. - Właśnie dlatego, że ja się zaskoczyć dałem. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Lip 15, 2013 10:12 am | |
| Fred nigdy nie określiłby się filozofem, a tego co mówił - filozofiami. Traktował to bardziej jako motta przewodnie i prawdy życiowe czy faktycznie zasady, którymi w jego mniemaniu powinni kierować się wszyscy. Jego stosunek do kobiet czy dzieci był taki, a nie inny... Bo uważał, że ten jest słuszny. Skoro w tamtych czasach, które tak ukochał, tak uważano (przynajmniej tak czytał w jednej z książek) to pewnie mieli powód, prawda? Walka jest po prostu zadaniem mężczyzn, a gdy wioska płonie - reszta nogi za pas i w drogę.
Momentami zastanawiał się czy jest jedynym abstynentem w KOLCu. Przynajmniej większość ludzi, jakich znał bywała w różnych stanach. A może mu się wydawało przez to, co mówili? Zazwyczaj to było tak sprzeczne z jego poglądami, że Fred automatycznie zaliczał ich do ludzi nietrzeźwych albo głupich. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do tego wszystkiego. W przeciwnym razie musiałby skreślić kilku swoich znajomych - czy przyjaciół, jak było z właśnie Mathiasem. Ciekawa sprawa.
- Też bym tego chciał. Ludzie przeważnie wolą omijać mnie szerokim łukiem. Głupcy. - Tutaj uśmiechnął się delikatnie, choć uśmiechem nieco demonicznym. W końcu... Takich jak oni przysiągł sobie kiedyś spalić dla nauczki, że Freda się nie ignoruje, a przynajmniej nie lekceważy. Był cierpliwy, kiedyś jeszcze znajdzie czas na zemstę. Tymczasem był trochę zdziwiony, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Nie rozumiał słów tego mężczyzny, głównie przez to, że stwierdził, że ktokolwiek powinien Räikkönena posłuchać. Czyżby jednak miał trochę oleju w głowie? Fred przemilczał swoje przemyślenia w tej sprawie, wciąż udając niewzruszonego.
- Nie potrzebuję żadnego giermka, a mój cel wręcz takich potrzeb zakazuje. Mam ewentualnie sojuszników. - odpowiedział, dziwiąc się swojej gadatliwości. Rzadko kiedy mówił... Aż tyle! Zmarszczył brwi, dziwiąc się bardziej samemu sobie. Jednak zaraz jego mina ponownie stała się niewzruszona, a sam Fred kontynuował. - Moim celem jest być godnym wikingiem i wojownikiem jako wysłannik Odyna. - zaraz potem urwał, nie uważając za konieczne mówić czegokolwiek więcej. Jednak przypomniało mu się coś istotnego. - Aby tego dokonać, muszę trzymać się "Kodeksu Wojownika". Wojownik nie może dawać się zaskoczyć przez wroga. - dodał, wdychając mroźne powietrze.
|
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Lip 15, 2013 2:41 pm | |
| Dziewczynka siedziała obok dwójki rozmawiających mężczyzn i przysłuchiwała się ich rozmowie. Robiła to nie z ciekawości, ale po to żeby odwrócić uwagę od rany, która swoją droga nadal nie była opatrzona. W dodatku nikt z nich nie zauważył, że środki dezynfekujące szybko wylewały się na śnieg, opróżniając buteleczki, tworząc z niego jasnego koloru breję. Natomiast bandaże nasiąkały wilgocią. - Zane, proszę, czy mógłbyś? To zaczyna mnie bardziej piec… - nieśmiało wtrąciła do rozmowy. Nie miała w zamiarze poganiać sanitariusza, tylko nie lubiła jakikolwiek widoku krwi. Tym bardziej u siebie. Aż nagle za nią pojawiła się kolejna osoba. - Zane, co ty robisz? - Zapytał jakiś zdecydowany kobiecy głos. Heather stała koło ich trójki. - No jasne. Sama sobie odpowiem. Nic. Nic nie robisz. Ludzie potrzebują pomocy, Hawkeye... Czy ja naprawdę mam pracować również za Ciebie? Bierz się do roboty. - Rzuciła niedbale i w jego kierunku i ruszyła w stronę kolejnego poszkodowanego, tym samym zostawiając trójkę ponowie samą.
Zane, zostajesz bez materiałów potrzebnych do opatrzenia rany, która nadal tego wymaga. Nie możesz dostać ich od swojej współpracowniczki, ponieważ dziś wydano Wam wszystkiego tyle ile potrzeba, a może nawet trochę za mało. Wymyśl co zrobić w tych okolicznościach, inaczej los Twojej posady wisi na włosku.
7. |
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Lip 15, 2013 4:14 pm | |
| Zane zastanowił się chwilę. Ludzie chcą unikać go szerokim łukiem. Z jednej strony rozumiał to - koleś wydawał się naprawdę pochodzić nie z tej planety i z gatunkiem ludzkim mieć wspólnego tyle, co poluzowana klamka w drzwiach jego mieszkania. Wydawać by się mogło jednak, że oryginalne usposobienie nie powinno odpychać tak wyraźnie jak, powiedzmy, niebezpieczeństwo. A nawet więcej - niepasujący obiekt to nie powielający rozpaczy obiekt a, co za tym idzie, ułatwiający życie obiekt. Bo sam Hawkeye właściwie tak się poczuł - łatwiej. Abstrakcyjna rozmowa ni go grzała, ni ziębiła, stwierdził jednak, że to naprawdę niesamowicie przyjemne uczucie - przez kilka chwil być oderwanym myślami od wyobrażeń Rosany ginącej na arenie, jej ciała rozszarpanego przez zmiechy, nabitego na harpun czy niemożliwego do zidentyfikowania po ataku gończych os. Potrząsnął gwałtownie głową. Nie powinien pozwalać sobie na koloryzowanie historii, nawet w swojej głowie. Igrzyska jeszcze nawet się nie zaczęły, a on tu już ś w i r u j e. Tak w ramach solidarności towarzyskiej. - Ale to tak trochę cel dla samego... istnienia celu - zwątpił, analizując słowa wikinga. Tak naprawdę to liczył na jakieś konkrety, nie wykładanie zawiłej ideologii. - Nie masz jakichś szczególnych zadań jak rozumiem. To nie jest męczące na dłuższą metę? Takie... sprawowanie funkcji reprezentac...? - Zane, proszę, czy mógłbyś? To zaczyna mnie bardziej piec… - Mały człowieku - zwrócił się bezpośrednio do dziewczynki - my tu omawiamy najlepszą strategię wobec... - urwał, dostrzegając nadciągające wcielenie Furii i Prawości. Zaklął subtelnie pod nosem. - Szlag by to. - Ludzie potrzebują pomocy, Hawkeye... Czy ja naprawdę mam pracować również za Ciebie? Bierz się do roboty - z głową pełną ponurych myśli Zane przeniósł spojrzenie na wściekając się prawie-przełożoną, zaciskając mocniej szczęki. Właściwie mógł się tego spodziewać. I nie, żeby tak nie było, najzwyczajniej... nie dbał za bardzo ostatnio o otoczenie. W żadnym stopniu bliskości. I dlatego przez kilka sekund stał bez ruchu, jakby nie mógł się zdecydować w co włożyć ręce i czy w ogóle, czy może nie lepiej zasalutować na pożegnanie i oddalić się podrygującym chodem bezrobotnego rebela, jednak rozsądek zesłał na niego uroczo zimne wiaderko ogaru. Nie miał prawa odejść, nie mógł sobie na to pozwolić, nie tak zachowuje się wojownik. - Cóż, odmieńcze - westchnął, wyciągając z kieszeni zmarznięte ręce i pocierając je. Rozejrzał się, nie bez lekkiej paniki w oczach. Nie ostała się ani kropelka wody utlenionej. A Heather? Prawdopodobnie ze swym chorym zapałem była już w innej strefie czasowej z całym zapasem bandaży. - Chyba najwyższa pora, żebyś dowiódł swojego posłannictwa i waleczności. Chcesz kodeksu? Zasada pierwsza: jak nie masz tego, co ci potrzebne, przypomnij sobie u kogo masz dług wdzięczności. Po tych słowach machnął zachęcająco ręką w kierunku wysłannika Odyna, licząc że podąży za nim i ranną dzierlatką, którą ulokował sobie na krótką chwilę na rękach. Przeszedłszy jednak dwadzieścia merów postawił ją na ziemi. Znajdowali się przed wejściem do starej kamienicy, w której stacjonowali - między innymi - państwo Flowers. Rodzina, którą z Hawkeye'ami łączy skomplikowana, zawiła historia i... niepisany pęk przysług. Wystarczyło kilka słów, nazwisko, wzmianka o Rosanie, aktualnie trybutce, która literalnie uratowała tyłek ich wypindrzonej, rozmazgajonej córce, zgłaszając się w zastępstwie za nią podczas dożynek. Zane nie miał czasu na dłuższe konwersacje, pan Flowers ochoty. Zaciskając pięści, powstrzymując się od splunięcia kapitolińczykowi pod nogi, Hawkeye wyartykułował swoją prośbę, odczekał kilka chwil, po których wrócił do wciąż czekającej - hope so - dwójki przed budynkiem, niosąc kostkę szarego mydła, kawałek gazy, najwyraźniej ostatni który ostał się w domu i urwany pas materiału ze starego prześcieradła. - Do dzieła, zwilż jej ramię śniegiem. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Pon Lip 15, 2013 8:49 pm | |
| Nie zapominajmy o mechanizmach obronnych. Niektórzy mieli już tak, że to, czego nie potrafili zrozumieć, automatycznie łączyli z niebezpieczeństwem, nie wiedząc czego się spodziewać. Ktoś kiedyś powiedział, że większość ludzi boi się tego, czego nie potrafi nazwać. Być może z Fredem jest tak samo? Pomimo, że przecież z określeniem go nie ma problemu. Gorzej właśnie ze zrozumieniem. To, o czym gada wydaje się zbyt abstrakcyjne by do tego przekonać. Mimo to – niestrudzony prawi o tym dalej, perorując ludziom o prawości swoich poglądów. Po tylu latach walki ze światem byle kto go nie złamie. Na szczęście nie miał takich problemów jak chłopak, choć i utrata kogoś bliskiego nie stanowiła dla niego niczego wielkiego. Jakby nie patrzeć, niemal w ogóle nie przejął się zniknięciem swoich rodziców. Matka chciała, żeby się zmienił, więc automatycznie stawała się wrogiem, ojciec zaś go nie popierał. Siostra przez cały czas była dla niego odległa. Nie zdziwiłby się widząc ją wśród trybutów, lecz jak na bezlitosnego i wyrodnego brata przystało, raczej by nie zrobiło mu to różnicy. Przynajmniej tak sobie wmawiał, chcąc uparcie wierzyć w swoją bezuczuciowość.
Pokręcił głową kilka razy, nie chcąc zważać na zwątpienie chłopaka. Nie, to wyglądało w istocie inaczej, zaś Fred nie potrafił tego wyrazić słowami. Zresztą... Po co miał mówić o tym jakiemuś przypadkowemu mężczyźnie? To nie jego sprawa, a pewnie będzie chciał go tylko wyśmiać. Zaraz... Co? Fred musiał mieć zły dzień skoro takie rzeczy przychodziły mu do głowy. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo do rozmowy wtrąciła się osoba trzecia, na którą szybko przeniósł swoje czujne spojrzenie. Przyglądał się całemu zajściu, mając nadzieję, że wszyscy wreszcie się ulotnią, a on będzie mógł wypełniać swoją misję. Nie ruszył się na krok, oczekując aż nieznajomi wyniosą. Aż mu się zrobiło ciepło w dłonie, choć łączyło się to także z bólem. Jednak jego entuzjazm szybko ostygł. W myślach przeklinał już mężczyznę i życzył mu spłonięcia. On nie potrzebował kodeksu, bo już go miał. Poza tym... To on tu jest ratownikiem, nie Fred. Co więc zakazywało mu przeciwstawienie mu się? Ach, duma, nie zapominajmy o niej. Spojrzał na chłopaka spode łba i ruszył za nim. „Kiedyś cię spalę, głupcze” poprzysiągł sobie w duchu, następnie posłusznie stojąc pod budynkiem.
Odłożył cały swój bagaż na bok, dzielnie wypełniając zadanie powierzone mu przez mężczyznę. Wciąż przeklinał w duchu, kiedy posyłał niezadowolone spojrzenie wszystkim wokół.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Lip 16, 2013 11:29 am | |
| W chwili, w której Zane podszedł bliżej odynowego wysłannika i małej dziewczynki pod jego okiem pozostawionej, zastanowił się czy nie powinien żałować. Czy, decydując się na krótkie odwiedziny Flowersów, nie kierował się zbyt instynktownie świadomością, że na utratę pracy nie może sobie pozwolić, a co - czuł to podskórnie i wnioskował z tonu Heather - było całkiem realnym zagrożeniem. Praca w roli sanitariusza nie przynosiła kolosalnych zarobków ani nie satysfakcjonowała. Przynajmniej nie na tyle, by umilać czas spędzony na służbie Hawkeye'owi. Nie chcąc jednak być zmuszonym do podjęcia bardziej radykalnych środków utrzymania, co dzień wyruszał do szpitala, gotów na kolejne działania w terenie. Nie, praca nie przynosiła mu satysfakcji. Z czegoś jednak żyć musiał i to prawdopodobnie jedyny racjonalny powód jego starań o uzyskanie choć najlichszej namiastki środków opatrunkowych. - Co to za fochy? - zdziwił się nieudawanie, kiedy dostrzegł minę z jaką długowłosy moczył śniegiem rękę dziewczynki. Ani trochę nie zdezorientowanej, swoją drogą. Najwyraźniej podobała się jej rola osoby w centrum zainteresowania i troski. - Kto by pomyślał, że osobie z poczuciem tak wzniosłej misji nie spodoba się perspektywa udzielania szczątkowej pomocy - Zane żachnął się, przejmując w swoje ręce ramię dziewczynki, po czym zaczął ostrożnie przemywać je mydłem wokół lekko krwawiącej rany. Za chwilę miał przyłożyć na nią jałową - a przynajmniej miał nadzieję że taka jest - gazę, musiał się jednak upewnić, że skóra przy ranie jest czysta i sucha. Wziął ranną na kolana czując, że posadzony na betonowym schodku tyłek robi się nieprzyjemnie zimny i mokry. Jeszcze tego brakowało, żeby gacie mu przemokły... - Zauważ jednak, że jeśli wdałoby się zakażenie, którego marne środki lecznicze nie powstrzymałyby, mogłaby stać się tragedia a mała kobietka, którą masz przed swoimi oczami nie byłaby zdolna do rodzenia dzieci - wyjaśniał opanowanym tonem, sięgając w końcu po gazę. - Czyli do robienia, cytuję, tego co powinna. Mógłbyś? - wskazał ruchem głowy urwany pas prześcieradła, mając nadzieję że chłopię ogarnie się i pojmie, że należy w tym momencie zawiązać je, traktując jako prototyp bandaża. Kolorowy i pokryty podobiznami polnych kwiatuszków prototyp. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Lip 16, 2013 12:13 pm | |
| Fred miał w nosie pracę nieznajomego, jak i zdrowie tego dziecka. Trudno, ma pecha, a na wojnie są ofiary. Miał ochotę tupnąć nogą, złożyć ręce na piersi, i zadrzeć nos, pokazując swoje humorki jeszcze dobitniej. Ale wiadomo, tak nie zachowują się prawdziwi wojownicy. Dlatego Fred powtarzał sobie w duchu uspokajające słowa takie jak „Spalę go, spalę ją, spalę, perkele, całe cholerne Panem”. Pomimo wszelkich słów chłopaka, nie potrafił się przekonać do jego racji. W istocie, pan Räikkönen zasilał to grono osób, które w swym uporze dzielnie obstawały przy swym zdaniu, nie chcąc słuchać innych. Może jednak powinien od razu skierować się do Violatora...? Nie, Fred, masz zadanie, a wycofywanie się z niego dla własnej wygody jest tchórzostwem. Wziął głęboko mroźne powietrze w płuca. Pomimo, że miał wrażenie, że obcy jest mu przychylny jak niewielu innych, Fred nie potrafił się do niego przekonać. Mężczyzna coraz bardziej działał mu na nerwy, a nasz wiking nie mógł zrobić nic tak, by nie wzbudzić podejrzeń. Odynie, daj mi cierpliwość i odciągnij moje myśli od zapałek, które wciąż mam w kieszeni. Zapałek...? Nie, musiał oszczędzać.
Nie odpowiedział, zaciskając usta. Dzielnie wypełniał swoje zadanie, próbując przenieść się myślami w przyjemniejsze miejsce. Nie był osobą wybuchową, ale dziś miał wyjątkowo zły dzień. Podobnie zignorował kolejne słowa chłopaka, uznając odpowiedź na nie za zbędne. Co on wiedział? Fred nie chciał na niego nawet patrzeć, więc kiedy ten przejął ramię dziewczynki, odwrócił wzrok gdzieś na bok, nie przestając patrzeć spode łba. Odgarnął włosy za uszy, żałując, że ich nie spiął. Myślał, że ten już skończył, kiedy znów zaczął gadać. Fred zacisnął ręce na rękawach, wysilając się na obojętną minę. Wojownik powinien być spokojny, bo to gwarantuje mu rozsądne panowanie nad sytuacją. Uśmiechnął się niewinnie do samego siebie. Dla osób postronnych uśmieszek ten mógł być całkiem nieszkodliwy – dla kogoś, kto znał Freda był to uśmiech będący metaforyczną ciszą przed burzą.
– Zbyteczne gadanie osłabia czujność. Nic dziwnego, że dajesz się zaskoczyć. – powiedział bezbarwnie, łapiąc materiał. Delikatnie jak na niego obwiązał go wokół ramienia „tej oto małej kobietki”. – Ja zaś jestem wojownikiem, a nie ratownikiem. – dodał jeszcze, posyłając chłodne spojrzenie obojgu.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Lip 16, 2013 4:19 pm | |
| Zane pokiwał nieznacznie głową, nie otrzymawszy odzewu na żadną poruszoną kwestię. Próbując kontynuować swój osobisty urlop od igrzyskowych zmartwień i zagaić konwersację wpadł w sidła, jak się okazuje, własnej naiwności. Niechęć była tak wyraźna co niełatwa do staranowania, a długowłosy był jej poddany najwyraźniej stuprocentowo. Świat, do którego przed kilkoma minutami drzwi uchylił był widocznie zbyt poukładany i zastany, by jakakolwiek innowacja - nawet jeśli chodziło jedynie o uprzejme rozwianie wątpliwości - została wprowadzona. Dziwne uczucie tknęło Zane'a. Trochę przykrego uświadomienia i smutnej satysfakcji, jakby odkręcił wieczko przeterminowanego o dwa lata dżemu, mimo wszystko licząc na jego zdatność, i dostrzegł jedynie białe chmurki pleśni na powierzchni. Wzruszył nieznacznie ramionami, komentując tym powściągliwym gestem swoje wewnętrzne roztrząsania, obserwując manewrującego przy zranionej rączce chłopaka. Wojownika, jak nie omieszkał podkreślić, nie ratownika. - Jak widać czujność czasem okazuje się mniej istotną od zdecydowania cnotą - zauważył nie bez uszczypliwości, zastanawiając się w głębi ducha czy to małe okaleczone dzierlactwo przestanie kiedyś szarpać luźny rzemyk na jego własnym, prywatnym, osobistycznym nadgarstku. - Mimo to dziękuję za pomoc, jakkolwiek męczące dla ciebie to było, bo wystarczyło się postawić i powiedzieć nie -dodał chłodnym tonem, zakładając że ich współpraca kończy się w ten mało przyjemny sposób. Po raz kolejny uświadomił sam siebie o konieczności podejmowania każdego działania na własną rękę, choćby niewiarygodnie mocno złożone było. Naprawdę nie wiedział skąd ochota na współdziałanie wobec takiej pierdoły jak opatrzenie rannego dziecka. Co się z tobą dzieje, Hawkeye? |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Lip 16, 2013 5:06 pm | |
| Niechęć naszego wojownika niechybnie brała się od niecierpliwości z jaką patrzył na tę parkę, w duchu modląc się by wreszcie dali mu zrobić to, co zrobić chciał odkąd tu przyszedł. Być może zupełnie inaczej by to wypadło gdyby nieznajomy nie natrafił na Freda w tak podłym nastroju. Może ten zabrałby go dalej w głąb swojej Valhalli, a nie zamykał do niej wrota na wstępie. Mimo wszystko – niewielka część z tego, co myślał i czuł Fred była winą obcego. Räikkönenowi po prostu wyjątkowo łatwo było nadepnąć na odcisk kiedy ten bał się o powodzenie swojego zadania. I ani trochę nie obchodziło go, czy zadanie kogoś innego nie jest ważniejsze. Poza tym... Właśnie, Fred nie zamierzał pozwalać dosłownie nikomu zmieniać swoich poglądów. Każda próba, sugestia w tej sprawie według wojownika była brana za atak na niego samego. Był to po prostu uraz z przeszłości, w końcu sam Fredzik nigdy nie był do końca brany na poważnie, a jego gadanie wpędzało go w tarapaty, z których zdarzało mu się wyjść z podbitym okiem. Dlatego mówił jak najmniej, jednak cały czas obstawał przy swoim – wysłannik Odyna nie może rezygnować ze swojego pana przez strach przed nim. Można to nazwać niemal... prześladowaniem ze strony rówieśników, którzy go nie rozumieli. Proszę o wyrozumiałość. Miał nielicznych przyjaciół, zapewne wiele razy przetestowanych. Dziewczyny czy ogólnych czułości nie doznał nigdy. Och, wydało się.
Kiwnął głową w milczeniu, rozważając słowa tego mężczyzny. Jednak z rozważań wyrwały go podziękowania. Kończąc opatrunek, cofnął ręce i jeszcze raz spojrzał na nieznajomego. Trochę zbił go z tropu, pierwszy raz będąc wobec Freda równie chłodnym, co ten dla niego. W głębi serca nasz wiking zawsze podobne sytuacje odbierał dosyć emocjonalnie, choć próbował to zatuszować na każdy możliwy sposób. Kiwnął głową raz jeszcze, chcąc powiedzieć coś w rodzaju „proszę”.
– Nie postawiłem się. – zauważył, jakby nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Brzmiało to bardziej jak burknięcie od niechcenia, zresztą dla Freda typowe. Nie przestawał jednak patrzeć na wszystkich wokół spod byka. Bądź co bądź, robił tak już niemal zawsze. Przyda się ktoś, kto podniesie mu głowę, wciśnie paluch w krzyż i powie mu „Prawdziwy wiking nie powinien ukazywać tak emocji! Tak, niechęć i nieufność to też emocja!” tak, żeby przemówić mu do rozsądku. Trudne zadanie. – Jak się nazywasz? – zapytał cicho, chcąc zapamiętać to nazwisko na w razie czego. Niewielu znał takich ratowników, a wojownik powinien znać otoczenie.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : sanitariusz
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców Wto Lip 16, 2013 5:48 pm | |
| Teraz, kiedy Zane czuł się lekko wyprowadzony z równowagi - co okazał przecież jak na jego oko całkiem wyraźnie - oczekiwał od drugiej strony odwrotu na pięcie, jakiegoś pełnego ulgi westchnięcia i pozostawienia go bez słowa. Co nie byłoby taką złą opcją, biorąc pod uwagę to, że dziewczynka opatrzona i najwyraźniej w dużo lepszym nastroju była i Hawkeye miał pełne prawo oddelegowania jej w bezpieczne miejsce. Poza tym, chyba sam tego chciał. W jednej chwili przecież przestał liczyć na zajmujący dialog i dowiódł swojego zawodu tym, w jaki sposób ich spotkanie przekształciło się w raczej męczącą konieczność. Nie chcąc być wobec tego infantylnym (co w wieku dwudziestu czterech lat mocno godzi w dumę!), czekał, pewien, że za chwilę długowłosego tutaj nie będzie. Ale dane było mu zdziwić się - gdy podniósł spojrzenie znad przybrudzonej twarzy małej dziewczynki nie mógł zaprzeczyć, że chłopak wciąż przed nim stoi, nadal z rękoma opuszczonymi wzdłuż tułowia, nadal nie okazując najmniejszej emocji za pomocą wyrazu twarzy. Tak jakby to miało niewystarczająco zaskoczyć... chociaż nie, to zbyt silne słowo... raczej niewystarczająco zwrócić uwagę Zane'a, padły słowa nie będące wcale dowodem taktyki obronnej czy sugestią, żeby Hawkeye spierniczął stąd jak najszybciej. Nie. Odynowy pytał o jego imię. - Zane Hawkeye - rzucił w odpowiedzi powstając i lokując ostrożnie dziewczynkę na ramionach. Przyjrzał się opatrunkowi i stwierdził, że na nic lepszego w obecnych warunkach nie mogli liczyć. Oczywiście gdyby nie wewnętrzny dramat zejnowski, który nie pozwolił mu zająć się małą jeszcze wówczas, gdy miał pod ręką nieco bardziej profesjonalne środki. Zerknął jeszcze w przelocie na kompana niedoli, zastanawiając się nad tym, dlaczego zadał podobne pytanie, po czym zwrócił się do dziecka. - A ty? Pewnie masz jakieś niezwykle oryginalne imię, hmm? Wy tu wszyscy tak macie... - mruknął bardziej do siebie, rzeczywiście przekonany na własnej skórze jak niespotykane, udziwnione, paskudne jednocześnie imiona potrafią nadawać kapitolińscy świeżo upieczeni rodzice. Być może i tym razem miał przyjemność ze Snowdeliną czy inną Koriolanką. - Gdzie mam cię zaprowadzić? |
| | |
| Temat: Re: Targ dla mieszkańców | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|