|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Maya i Emrys Nie Mar 01, 2015 9:51 pm | |
| – Och, Griffin, proszę cię. Przecież inaczej nie zabrałabyś mnie tutaj. – Najpierw posłał jej pełne politowania spojrzenie, jakby musiał tłumaczyć coś aż nadto oczywistego (i właściwie tak było), by następnie wesoło się uśmiechnąć. Maya mogła sobie ironizować do woli, ale Emrys dobrze wiedział, że chociażby ze względu na ilość wspólnie spędzonego czasu nie można ich nazwać zwykłymi znajomymi. Choć Emrys czuł, że ta ich przyjaźń coraz mniej mu wystarcza, że chciałby czegoś więcej. Że zamiast tylko patrzeć na jej twarz, chciałby zatknąć za ucho niesforne kosmyki, opadające na twarz Mayi, chciałby ją pogłaskać po policzku i musnąć jej usta swoimi. Chciałby być przy niej przez cały czas, a nie tylko wtedy, kiedy będzie miała dość Tylera. Chciałby móc beztrosko złapać ją za rękę i zabierać na spacery gdzieś poza bunkier, chciałby sprawić, żeby się uśmiechała. Flaki by sobie wypruwał, żeby ją uszczęśliwić, Maya była naprawdę tego warta. No i miała piękne ciało. Nie unikałby jej, gdyby miała zły humor i nie pozwolił sobie na odsunięcie się od niej, kiedy ona nagle straciłaby nim zainteresowanie. I na pewno znalazłby dla niech choć chwilę czasu, nawet gdyby miał bardzo pracowity dzień. Darowałby sobie dopiero wtedy, gdyby sama mu powiedziała wprost, że jego widok nie sprawia jej już żadnej przyjemności i wolałaby zakończyć ich znajomość. Ale dopóki sytuacja nie stałaby się jasna, nie przestałby się starać. Przy czym doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Maya nie jest łatwą osobą i obchodzenie się z nią przypomina próbę rozbrojenia bomby, z tym, że takiej zimnej. Emrys drżał w środku od pragnienia dotknięcia Mayi inaczej niż robi to przyjaciel, palce niejednokrotnie go mrowiły, oczy zbyt długo wpatrywały się w usta dziewczyny, ale wiedział, że nie mógł. Przypadła mu rola przyjaciela, przynajmniej do czasu, kiedy Tyler nie straci swojego stanowisko oficjalnego chłopaka Griffin. I naprawdę zamierzał dobrze się z niej wywiązywać, żeby zobaczyła, że na nim może polegać w każdej chwili. Cierpliwość popłaca i on wiedział o tym doskonale. Poczeka na odpowiedni moment i wtedy… tak mi przykro Tyler. Drgnął, kiedy Maya złapała jego dłoń i zaczęła się jej uważnie przyglądać. Co prawda nie był to dotyk, o którym marzył, ale mimo to poczuł rozlewające się po jego ciele ciepło. Jak zwykle nie dał nic po sobie poznać, tylko wywrócił teatralnie oczami, uśmiechając się pod nosem na jej słowa. – Znajdź mi w bunkrze kosmetyczkę, to się zastanowię – odparł ze śmiechem. – Sam mogę się rozejrzeć za fryzjerem dla ciebie, bo to, co masz na głowie… - urwał, cmokając z niezadowoleniem, doskonale naśladując tym jednego ze stylistów, jacy się nimi zajmowali przed Igrzyskami – Tragedia, moja droga, tragedia. – Nuda? W szpitalu nie ma mowy o nudzie. Skoro ci doskwiera nuda, może znalazłabyś sobie jakieś zajęcie? Mogłabyś być na przykład pielęgniarką. W przykrótkim stroju… - Posłał jej znaczący uśmiech. Automatycznie przed jego oczami pojawiła się Maya właśnie w takim przykrótkim stroju. Patrząca na niego dość zaczepnie, przez co szybko wygonił ten obraz z głowy. To zdecydowanie nie było miejsce ani pora na wyobrażanie sobie takich rzeczy. Choć zapewne nie było to widoczne dla Mayi, Emrys nieznacznie się rozluźnił, kiedy dziewczyna puściła jego dłoń. – Griffin, to zabawa. Miej trochę poczucia humoru – poradził jej, kręcąc głową. – Coin zapadła w śpiączkę całkiem widowiskowo, Snow też z hukiem zleciał ze swojego stołka, dlaczego z Adlerem miałoby być inaczej? Jeśli puścisz wodze fantazji, może być całkiem zabawnie. – Puścił jej oczko. – A kto wie, może któraś z naszych przepowiedni nawet by się sprawdziła? Moglibyśmy obstawić zakłady. – Wyszczerzył zęby, żeby chwilę później zachichotać. – Chyba żartujesz. Adler? Uroczy? – Aż wzdrygnął się z obrzydzenia. I niedowierzania, bo jak tu Maya mogła myśleć w taki sposób o prezydencie, jak pod nosem miała kogoś o wiele bardziej atrakcyjnego? I dostępnego? I kogoś, kto nie chciał jej zabić? I w ogóle pod każdym względem lepszego? – Nie pasujecie do siebie, zdecydowanie – oświadczył w końcu pewnym głosem, kiwając głową, by następnie zaczepnie się uśmiechnąć. – W piątej minucie robiłby już trzecie przyłożenie – stwierdził tonem znawcy, poruszając wymownie brwiami, by nie pozostawić wątpliwości odnośnie tego, co miał na myśli. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Maya i Emrys Pią Mar 06, 2015 10:19 pm | |
| Każdy, kto znał Mayę odrobinę bliżej, mógł zauważyć, iż jej osobowość nie należy do najłatwiejszych. Szczerze powiedziawszy ona sama dziwiła się, jakim cudem ktokolwiek wciąż miałby mieć ochotę spędzać z nią czas. Dziewczyna odkąd pamięta odpychała od siebie ludzi. Odepchnęła rodziców na tyle, iż teraz nie miała już nawet pojęcia, czy w ogóle jeszcze żyją. Oni zapewne mogli myśleć to samo. Ciekawe jak czuli się z faktem posiadania córki, która wbrew prawu uciekła z Areny podczas trwania Igrzysk (nie ważne, iż nie ze swojej woli). W oczach zagorzałych zwolenników Almy Coin zapewne była okrutną i niebezpieczną kryminalistką, która dopuściła się zbrodni raz i na pewno może zrobić to znowu. Czy jej to przeszkadzało? Na pewno nie. Czuła się zaskakująco dobrze ze świadomością, że ludzie mają ją za kogoś, kim w ogóle nie była. Za osobę o wiele bardziej niebezpieczną, niż w rzeczywistości. Chociaż może fakty mówiły coś zupełnie innego. Od chwili trafienia do siedziby Kolczatki nie wracała za często wspomnieniami do wydarzeń, w których uczestniczyła podczas tych feralnych Igrzysk. Nie znaczyło to jednak, że to wszystko nie majaczyło jej gdzieś w pamięci. Zabijanie przyszło jej o wiele łatwiej, niż mogłaby przypuszczać. Nawet ona miała kilka obaw. Słyszała, że wystarczy jeden impuls, choćby delikatne tchnienie, aby pobudzić w człowieku wszystko to, co w nim najgorsze. Łatwo było powstrzymywać tą ciemną stronę przed przejęciem kontroli, kiedy ona spoczywała uśpiona na samym dnie serca, czekając na chwilę, w której zostanie uwolniona i będzie mogła pochłonąć je w całości. Czy więc znaczyło to, że serce Mayi już dawno opanowane zostało przez ciemność? Ponieważ zabijając tamtych trybutów nie czuła nic, poza dziwną pustką, graniczącą nawet z tajemniczą, chorą przyjemnością. Na pewno jednak nie miała wyrzutów sumienia. Nie zwijała się nocą, topiąc we własnych łzach, śniąc o krwi, sztylecie gładko wchodzącym w ludzkie ciało. Nie było twarzy ofiar, nie było głosów szepczących jej do uszu. Była tylko ona, niezbyt wygodne łóżko, w którym mogła spędzać całe dnie, jedzenie, które jakością może nie dorównywało temu z Kapitolu, ale przynajmniej było. Zawsze pod ręką, bez konieczności strachu przed trucizną. Każdy kolejny dzień nie stanowił tak wielkiego ryzyka, nie musiała walczyć i, choć zabrzmi to brutalnie, jeśli ceną za to były te dwie osoby, które zginęły z jej ręki, naprawdę jej to nie obchodziło. Stanie na cmentarzu, powiew wolności na twarzy, świeże powietrze, które wciągała do płuc były tym, o czym jakiś czas temu jedynie marzyła, nie mając pojęcia, czy będzie jej dane doświadczyć tego ponownie. A stanie tam w towarzystwie Emrysa... no cóż, nie mogła powiedzieć, aby było to najbardziej doborowe towarzystwo, jakiego mogła zapragnąć, ale na pewno najlepsze, jakie mogła znaleźć w bunkrze. Tyler, póki co, nie wchodził w grę. Co do niego też nie potrafiła powiedzieć, dlaczego wciąż postanawiał trwać przy jej boku. Nie mogła też powiedzieć, aby brakowało jej jego obecności. Przez ostatnie dni jedyne, co miała ochotę zrobić, to znaleźć się jak najdalej od niego, czując się ograniczoną, zobowiązaną do czegoś, na co nigdy się nie pisała. Całowała tak wiele osób i żadna z nich nie sprawiała wrażenia chętnej do pozostania z nią na dłużej, a Maya nigdy nie wychodziła z taką inicjatywą. Teraz miała wrażenie, że chłopak oczekuje od niej czegoś, czego chyba nie jest w stanie mu zapewnić. Miłości? Miała wrażenie, że kochała go tylko w chwilach słabości. Wtedy, kiedy musiała znaleźć siłę, która napędzałaby ją do walki o własne życie, która jeszcze bardziej pozbawiłaby ją wszelakich skrupułów. Z tego powodu też nie czuła się winna. Jeśli Tyler liczył na coś większego, na stały związek pełen uczuć i cudownego, przesłodzonego życia, był to jego problem. Miłość w jej słowniku nie istniała i było o wiele lepiej, aby tak pozostało. - Uwierz mi, mój drogi, jest wiele rozmaitych powodów, dla których mogłabym cię tu zabrać - powiedziała lekko ironicznym głosem, uśmiechając się delikatnie. Prawdą był jednak fakt, iż Emrys był jej przyjacielem, choć chyba nigdy nie przyznałaby tego na głos. Nie była najlepsza w okazywaniu swoich prawdziwych emocji, po części wypierając się ich przed samą sobą. Miała jednak przeczucie, iż nie musi wypowiadać tego jednego słowa na głos, aby chłopak dobrze wiedział, że ma go za przyjaciela. W świetle bieżących wydarzeń ceniła go zapewne bardziej niż Tylera, którego obecność wywoływała na niej reakcję energiczną za każdym razem, gdy jego sylwteka pojawiała się na horyzoncie tylko dlatego, iż ostatnimi czasy starał się być przy niej aż za często. Maya była wolnym człowiekiem. Dziewczyną, która sama dopiera swoje towarzystwo i która nie może być ograniczana przez zobowiązujące znajomości, wymagające od niej większego zaangażowania. - Tragedia, powiadasz? - rzuciła ze śmiechem, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Jeśli kiedykolwiek uda jej się wyrwać na powrót do miasta pierwszą rzeczą, którą zrobi, będzie porządna kąpiel i wizyta u kosmetyczki, która doprowadzi ją do idealnego porządku, w jakim egzystowała przed całym tym cyrkiem, do którego wrzucono ją z dość brutalną siłą. Słysząc końcówkę jego wypowiedzi prychnęła, unosząc rękę i popychając go lekko w pierś, po czym roześmiała się, przywołując w myślach obraz stroju, o którym mógł mówić chłopak. Jeśli miał ochotę obejrzeć ją w krótkiej spódniczce, powinien zajrzeć do niej do pracy, na pewno by się nie zawiódł. - Nie ubrałabym tego nawet gdyby ktoś mi zapłacił. Nawet gdybyś ty zdecydowałbyś przebrać się za baletnicę - powiedziała, wstając z nagrobka i rozglądając się po ciemnym cmentarzu. Dla niektórych to miejsce nie było najodpowiedniejsze na nocne spotkania, jednak Griffin nie zdawała się przejmować zmarłymi. W końcu byli martwi, obecność dwójki osób raczej nie robiła im wielkiej różnicy. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w stronę chłopaka, z pełną powagą na twarzy wysłuchując jego słów. Zabawa? Maya potrafiła bawić się znakomicie. Jedyne, czego potrzebowała, to odrobina zachęty. - Pozwól, że coś ci powiem - rzuciła, zatrzymując się naprawdę blisko Emrysa i patrząc mu w oczy - Zabawa jeszcze naprawdę się nie zaczęła - wyszeptała mu na ucho tak, a jej wargi delikatnie musnęły jego skórę. Uśmiechnęła się, po czym wyprostowała i wyminęła chłopaka, zaczynając powoli przechadzać się między nagrobkami, opuszkami palców przejeżdżając po ich powierzchni. - Jak na starszego mężczyznę naprawdę nie wydaje się taki zły - powiedziała odrobinę głośnej, aby mógł usłyszeć ją wyraźnie, gdyby wciąż stał w miejscu, w którym go zostawiła - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że drogi Snow prezentował się lepiej? Poza tym, bądźmy szczerzy - odwróciła się w jego stronę, starając się uchwycić jego spojrzenie - Alma też nie grzeszyła urodą - dokończyła, wróciwszy do swojego spokojnego spaceru. Miała wrażenie, jakby poziom adrenaliny w jej krwi był o wiele wyższy niż zwykle, jakby jej organizm wiedział, co robi i do czego dąży, zanim ona sama była tego świadoma. Była wolna, była niezależna i miała naprawdę dobry humor, co ostatnimi czasy było prawdziwą rzadkością. - Więc może powiesz mi, kto do mnie pasuje? - zapytała, zatrzymując się w miejscu przy jednym z grobów, nie spoglądając jednak w stronę chłopaka, a w stronę jaśniejącego na niebie księżyca.
|
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|