IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

 

 Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Lis 15, 2014 7:49 pm





Każde biuro składa się z dwóch pomieszczeń - większego, w którym pracują urzędnicy, oraz mniejszego, osobnego, gdzie urzęduje szef.

Urzędnicy pracują od 7:00 do 15:00 i przyjmują interesantów na bieżąco, natomiast każde spotkanie z szefem biura musi zostać umówione z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem.
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Sty 24, 2015 10:16 pm

Hol siedziby rządu robił wrażenie i gdyby Farrie znalazła się tu po raz pierwszy, pewnie rozglądałaby się dookoła jak dziecko, wpadając przypadkowo na ludzi, mijających ją bez słowa w wielkim zaaferowaniu. W sumie tak dokładnie zachowywała się pierwszego dnia informatycznej pracy, gubiąc się labiryncie korytarzy i dostając lekkiego ataku paniki w ciasnych windach. To na szczęście zostawiła za sobą i mogła w kompletnym spokoju oczekiwać jakiegoś posłańca w postaci...panienki z Violatora?
Taki właśnie - mało przyjemnie - w pierwszej chwili oceniła pojawiającą się tuż przy niej kobietę. Właściwie w drugiej chwili też. I w trzeciej...być może dlatego sprawiała wrażenie nieco zdezorientowanej, kiedy McAllister podała jej wypielęgnowaną dłoń (jak ona może pisać z takimi paznokciami?). Farrie wprost nie mogła oderwać wzroku od jej wysokich butów (jak ona może w nich chodzić?) i uroczego stroju. Dałaby sobie odciąć ręk...internet, że podobny outfit widziała w kultowym domu publicznym za murami getta, przez który często przechodziła w czasie akcji dywersyjnych. Nie skomentowała jednak tego powiązania w żaden sposób, starając się unikać negatywnych myśli i nie dyskryminować nikogo ze względu na zbyt seksowny wygląd. Nawet tak cnotliwe dziewczę jak Risley od razu wyczuła od Kristin buchającą zmysłowość, namiętność i wręcz zasysającą próżnię intelektualną. Albo to tylko pozory. Mimo wszystko uśmiechnęła się do kobiety sympatycznie i - nadal w lekkim, dziewiczym szoku - ruszyła za blondynką.
- Podekscytowana...chyba bardziej zdenerwowana. Ale to motywuje - odpowiedziała dość wesoło (i typowo), kiedy zdołała już zebrać myśli i oderwać wzrok od kilku rozpiętych guzików bluzki kobiety. Gdyby posiadała inną wrażliwość, pewnie rozpłakałaby się na widok ich wspólnego odbicia w lustrze (totalna zmysłowość kontra sprane dżinsy gimnazjalistki i za mała bluzka od wychowania fizycznego). Tak się jednak nie stało, myślami była już nieco ponad dekoltem Kristin, zwłaszcza kiedy w końcu stanęły przed odpowiednimi drzwiami i musiała szybko skonfrontować się nie tylko z pojawiającym się nagle stresem (skąd?) ale i z nadmiarem czasu. Według zegara wiszącego nad drzwiami miała jeszcze całe cztery minuty i...Naprawdę nie znosiła bezczynności. Pewnie powinna teraz wyjąć z torebki podręczne lusterko i zestaw do makijażu, ale nie posiadała przy żadnej z tych rzeczy. W typowo męski sposób nosiła wszelkie niezbędne przedmioty w kieszeniach. Miała więc do dyspozycji zabawę telefonem albo kartą kredytową. Nic nie nadawało się do rozładowywania napięcia, westchnęła więc tylko i cierpliwie wpatrywała się w wskazówki, i w końcu, kiedy wskazały samo południe, delikatnie zastukała w drzwi i weszła do środka gabinetu Mendeza.
Nie z duszą na ramieniu, tylko z leciutkim niepokojem, za co właściwie powinna być wdzięczna Losowi, bo zbyt pewna siebie kandydatka to fałszywa kandydatka. A przecież cała emanowała szczerością i prostolinijnością, nawet jeśli znajdowała się w jaskini...złego lwa. Albo wilka. Różne plotki krążyły o szefie KRESu, ale Farrie nie zagłębiała się w te informacje, chcąc pozostać kompletnie neutralną i nietkniętą przez uprzedzenia. Nawet jeśli Sawyer miał okazać się korupcyjnym padalcem to nie chciała uprzedzać faktów i kłamać.
- Farrah Risley. Miło mi pana poznać. - rzuciła od samego progu gabinetu, uśmiechając się szeroko i szczerze. Pewnie powinna czekać na powitanie albo tylko skromnie dygnąć, ale nigdy nie była zbyt lotna w zasadach dobrych manier. Przynajmniej nie usiadła od razu na krześle a grzecznie czekała na zaproszenie, martwiąc się głównie tym, że nie ubrała się jednak w duże, wygodne dresy.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Sty 24, 2015 11:42 pm

Kiedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, siedział za biurkiem; z nogami wyprostowanymi wygodnie przed sobą, wyciągnięty w skórzanym fotelu, z wystającym spomiędzy ust cygarem, które kopciło jak zdezelowana lokomotywa, wypełniając zamkniętą przestrzeń pomieszczenia siwym dymem. Głowę oparł wygodnie o zagłówek, odchylając ją do tyłu. Powieki miał przymknięte i bynajmniej nie otworzył ich na dźwięk głosu jakiejś dziewczyny, reagując na jej pojawienie się jedynie nagłym ściągnięciem brwi. Ze stojącego na biurku gramofonu wydobywały się ciche nuty muzyki klasycznej, pasujące do reszty gabinetu jak przysłowiowa pięść do nosa. Zresztą - tylko dosyć uważny obserwator zorientowałby się od razu, skąd dobiega podniosły utwór, bo każdy milimetr kwadratowy blatu zarzucony był różnego rodzaju gratami: czarnym, eleganckim laptopem, aktówką, czterema filiżankami z ciemnymi smugami po kawie i przepełnioną popielniczką. Resztę przestrzeni zajmowały piętrzące się w wysokie i nierówne stosy dokumenty oraz szare teczki, niektóre opisane, inne nie, również noszące na sobie ślady po kawie i gdzieniegdzie przyprószone popiołem. Sam gabinet zresztą przedstawiał się podobnie; roślinki doniczkowe na parapecie wyglądały, jakby nie widziały wody od ostatnich Głodowych Igrzysk, a poruszając się po biurze, trudno było nie potknąć się o wszechobecne, grube segregatory. Drugie biurko, mniejsze i stojące po lewej stronie drzwi wejściowych, było zza nich ledwie widoczne - gdyby nie wąska przerwa, w którą wciśnięto komputer, trudno byłoby je w ogóle zauważyć.
Po słowach Farrah w gabinecie zapadła chwilowa cisza, podczas której siedzący za biurkiem mężczyzna zdawał się w ogóle nie rejestrować jej obecności. Oparte o blat palce wystukiwały równy rytm, podczas gdy spomiędzy jego warg wydobywały się kolejne chmury dymu, a słupek popiołu zwisający z końcówki cygara robił się coraz dłuższy i dłuższy. Dopiero kiedy aktualnie odgrywany utwór dobiegł końca, Mendez uchylił łaskawie powieki, zaszczycając spojrzeniem stojącą w wejściu blondynkę i na dzień dobry taksując ją wzrokiem od stóp do głów, nieco na dłużej zatrzymując się na okolicach jej klatki piersiowej i bioder. Zmrużył oczy. - Czego tu chcesz, kwiatuszku? - rzucił dosyć oschle, ostatnie słowo nasycając wyraźną ironią i wyginając wargi w asymetrycznym uśmiechu, spowodowanym lekkim drganiem jednego z kącików ust. - Podania o zmianę statusu na lewo, odpisy z urzędu cywilnego na prawo. Nie, nie cofamy decyzji o przesiedleniach. Odpowiedzi oczekuj w ciągu trzydziestu dni roboczych - wyrecytował znudzonym głosem, nadal przyglądając jej się otwarcie i w zamyśleniu, jakby próbował wystawić jej ocenę. - Albo dłużej. Ostatnio mamy opóźnienia we wprowadzaniu danych do systemu, bo NIKT W TYM BIURZE NIE POTRAFI NAPRAWIĆ PIERDOLONEGO KOMPUTERA - dorzucił, ostatnie zdanie wypowiadając podniesionym głosem, który z całą pewnością było słychać za ścianą. Następnie leniwym ruchem strzepnął popiół z cygara na podłogę, poprawiając się wygodnie w fotelu. Z gramofonu rozbrzmiał kolejny utwór; mężczyzna zamilkł na kilka sekund, po czym odezwał się ponownie, tym razem z lekkim zniecierpliwieniem. - Jesteś tu jeszcze, bo?.. - zapytał, zerkając ostentacyjnie w stronę drzwi wyjściowych.
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyNie Sty 25, 2015 12:28 am

Teczka z informacjami o Mendezie, jaką otrzymała kilka dni temu, była naprawdę pękata i kusząca, jednak odmówiła sobie (wątpliwej) przyjemności przedzierania się przez przerażające szczegóły i szczególiki, decydując się na pojawienie się przed obliczem Sawyera wolna od uprzedzeń. I zbędnych faktów. Wątpiła, by prawdziwa kandydatka na to stanowisko potrafiła wyrecytować biografię swojego pracodawcy, ze szczegółami deklamując poematy o poszczególnych szczeblach jego kariery zawodowej. Chciała przecież wypaść jak najnaturalniej, a przy swojej wrodzonej prawdomówności i kompletnym braku doświadczenia w kłamstwach nadmiar naukowego researchu mógł tylko zaszkodzić. Wkraczała więc w nieznane z typową dla siebie odwagą - pokonywała gorszych bossów na końcu każdego arcytrudnego levelu - próbując powstrzymać się od rozpoczęcia konwersacji histerycznym atakiem kaszlu.
Nienawidziła dymu tytoniowego, nienawidziła cygar i nienawidziła tej gęstej, smrodliwej zawiesiny, jaka unosiła się w powietrzu gdzieś pomiędzy jednym zapchanym regałem a okopconą ścianą, czyniąc z przytulnego biura jaskinię przemytników. Czasami bywała w takich melinach, głównie po niezbyt legalny sprzęt teleinformatyczny albo pieniądze za wykonane profesjonalne, hakerskie usługi. Nie przywykła jednak do tak tragicznych warunków i do kompletnego burdelu, jaki przywitał ją po przekroczeniu progu. Może jednak nie myliła się tak bardzo z tym Violatorem?
Tam przynajmniej grała bardziej rozrywkowa muzyka; tutaj jej uszy atakowały zbyt wysokie i podniosłe tony, kojarzące się jej natychmiastowo z epilogami wszystkich gier, kiedy to jej ukochana postać wzlatywała do wirtualnego nieba, by zasiąść po prawicy Gracza Numer Jeden. Mendez chyba stanowił niezłą metaforę podobnego bóstwa w tym swoim zabałaganionym światku, więc po swoim sympatycznym powitaniu kulturalnie zamilkła, czekając aż wybrzmią ostatnie dźwięki klasycznego utworu. Już zaczynało drapać ją w gardle, wytrzymywała jednak dzielnie niekorzystne warunki środowiskowe, nawet kiedy Sawyer w końcu się odezwał. Nieco zaskoczyła ją wyraźna niewiedza swojego potencjalnego szefa, ale to także przyjęła z tym samym, dziecięcym uśmiechem, nie zauważając nawet jego lepkiego spojrzenia.
- Przyszłam tutaj w sprawie pracy. Chodzi o posadę pańskiej...asystentki. Dostałam wiadomość z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną - powiedziała od razu, bardzo konkretnie, starając się utrzymać kontakt wzrokowy z mężczyzną, jednak przy jej pedantycznej nerwicy natręctw było to trudne - jej spojrzenie ciągle uciekało na wszystkie segregatory, kubki i walające się wszędzie papiery. Zacisnęła dłonie za swoimi plecami, żeby tylko nie sięgnąć do najbliższego chwiejącego się stosu i nie zacząć go porządkować. Ewentualnie – żeby nie przesunąć się w stronę biurka i nie wyrwać śmierdzącego cygara z pajęczych dłoni Mendeza, co zapewne mogłoby się jednak ziścić, gdyby nie uspokajające słowo, padające (dość głośno) z jego ust. Komputery. Cudownie.
- Myślę, że potrafiłabym go naprawić. – powiedziała z autentyczną wesołością i nieco naiwną dumą, odgarniając odruchowo blond włosy, opadające jej na czoło. – I z pewnością pomóc przy usprawieniu całego systemu. I odciążyć pana w obowiązkach – kontynuowała, pozwalając sobie w końcu na omiecenie całego pomieszczenia dość krytycznym spojrzeniem, powracając jednak wzrokiem do bladej twarzy Sawyera, posyłając mu szeroki, dziewczęcy uśmiech. Zapomniała już o resztkach zdenerwowania, o jakiejś odgórnej misji i (nawet!) o dekolcie McAllister. Była typową pracoholiczką i widząc taki chaos czuła się niemalże zmuszona do ogarnięcia całego tego bałaganu.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyPon Sty 26, 2015 10:23 pm

Przepraszam za poślizg!
Sawyer Mendez nie był człowiekiem oddanym swojej pracy. Po latach służby wojskowej i lojalnym trwaniu u boku obecnego prezydenta, spodziewał się co najmniej przytulnego kąta gdzieś bliżej gabinetu jego osobistego bóstwa; mógłby nawet polerować mu lśniące buty i przynosić parującą kawę prosto do dębowego biurka. Może kiedyś przez przypadek zamiast cukru dosypałby do niej cyjanku potasu, ale przynajmniej byłby bliżej czegoś, co można było nazwać władzą. Tymczasem wygnano go do papierkowej roboty, której tony wylewały się właśnie ze stosów zajmujących każdy kawałek płaskiej powierzchni w gabinecie; roboty, której nienawidził i którą gardził, tak samo jak gardził zresztą płaszczącymi się u jego stóp zawszonymi mieszkańcami getta, zdzierającymi sobie kolana o szorstki dywan przed jego fotelem. Pod jego opieką Rejestr może i działał, ale na pewno nie robił tego sprawnie i zapewne dlatego z Góry słano upomnienia, walające się gdzieś między rozpaczliwymi prośbami o pięć metrów kwadratowych mieszkania w Dzielnicy Wolnych Obywateli. Pomysł z zatrudnieniem asystentki też przyszedł odgórnie; pozornie jako sugestia, podczas gdy w rzeczywistości sam Mendez niewiele miał na ten temat do powiedzenia.
Oprócz, oczywiście, samodzielnego doboru odpowiedniej kandydatki.
Wyprostował się nieznacznie na krześle, słysząc słowa dziewczyny i przyglądając jej się z nieco większą uwagą. Długo i bez skrępowania, wydmuchując przy tym z siebie kolejne porcje dymu i w końcu wznosząc oczy w kierunku sufitu.
- Nie czytałem twojego CV - stwierdził sucho, jakby informował ją o aktualnej pogodzie albo niespecjalnie interesujących nowinkach z Jedenastego Dystryktu. Przysunął się nieco bliżej biurka, nogi krzesła zgrzytnęły nieprzyjemnie o podłogę; wolną ręką przesunął stertę papierów, które już wcześniej balansowały niebezpiecznie na krawędzi, a teraz zsunęły się na podłogę, niknąc w ogólnym bałaganie. Sam mężczyzna zdawał się tego jednak nawet nie zarejestrować. Obrócił spoczywający na blacie ekran komputera w stronę Farrah. - Przysuń sobie krzesło - burknął, wskazując głową na fotel, ledwie widoczny spod leżących na nim gratów. - Od paru dni cokolwiek próbujesz zrobić w systemie, wszystko się wiesza. Mówiłem im, że ilość brudu zapchała serwery, ale upierają się, że to nasz problem. - Zaśmiał się sucho z własnego żartu, ponownie odchylając się na krześle. - Ile normalnie powinna trwać rozmowa kwalifikacyjna? Piętnaście minut? Pięć minut już minęło, masz dziesięć, żeby udowodnić, że jesteś warta więcej, niż ta tępa idiotka, którą odesłałem rano.
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyWto Sty 27, 2015 8:16 pm

Dym, bałagan i zblazowany mężczyzna - połączenie najgorsze z możliwych, wprawiające zazwyczaj Farrie w stan lekkiej wewnętrznej histerii. Także fizycznej, kłęby puszystej nikotyny wpływały powoli do jej ust i oczyma wyobraźni widziała piszczące z przerażenia pęcherzyki płucne. I smolistą substancję obklejającą jej wręcz nienaturalnie białe zęby. I ogólną zapaść organizmu, sfrustrowanego do granic możliwości otaczającym go chaosem.
Dobrze, że była silną dziewczynką, potrafiącą radzić sobie z przeciwnościami losu. Najchętniej sięgnęłaby przez blat biurka i wyciągnęła z wąskich warg Mendeza śmierdzące ohydztwo, gasząc je w doniczce z wysuszonym kwiatkiem (nie lubiła roślin), ale to na pewno nie zachwyciłoby potencjalnego pracodawcy. Pilnowała się więc doskonale, z radością przyjmując pociągnięcie komputerowego tematu. Nic tak dobrze nie wpływało na morale Risley jak koncentracja uwagi na ukochanym, zerojedynkowym sensie życia. Jej podekscytowania pojawiającym się problemem nie mógł zniszczyć nawet suchy ton Sawyera. Trudno, jej CV pewnie stanowiło teraz element nowoczesnego dywaniku z pobrudzonych kartek.
Kiedy mężczyzna odwrócił ekran nowoczesnego komputera w jej stronę, zapomniała nawet o otaczającym ją bałaganie. Rozwiązywanie informatycznych zagadek potrafiło zaślepić ją naprawdę mocno - na razie trzymała się jednak zdrowego rozsądku i nie zaczęła dopytywać o szczegóły problemów, po prostu przysuwając się do biurka. A właściwie przed nim klękając. Wystarczyło jedno krótkie spojrzenie na przysypany stertą gratów fotel, żeby zrezygnować z prób jego odgruzowania i wzniecania kolejnego tumanu kurzu, który byłby dla chorej na astmę Farrie zabójczy. Wątpiła, by Sawyer chciał udzielić jej pierwszej pomocy, a nawet jeśli okazałby się człowiekiem empatycznym, wizja dotykania jego oślizgłych warg wydała się jej odstręczająca. Bardziej niż nieprzyjemny parkiet, na którym się znalazła, ale...to znów pozostawało gdzieś w domyśle - Risley koncentrowała się teraz wyłącznie na tym, co widziała na komputerze.
Jeśli Mendez sądził, ze zacznie bezsensownie klepać po ekranowej klawiaturze (koniecznie przy akompaniamencie dziwnych pisków i pojawiania się ciągu zielonych cyfr) to pewnie nieco się zdziwił. Informatyka wiązała się głównie z logicznym myśleniem i ocenianiem problemów: dopiero później przechodziło się do faktycznych działań. Poświęciła więc kilka długich minut na powolne przejrzenie bazy danych, wyglądając jak nieco wyrośnięty dzieciak, oglądający ulubioną kreskówkę - łokcie na biurku, buzia oparta na przedramieniu i zafascynowany wzrok utkwiony w migających pikselach.
- To faktycznie jeden wielki informatyczny burd...bałagan - wygłosiła w końcu z mieszaniną niedowierzania i pewnego podziwu dla umiejętności rozsypania takiej bazy danych. Będącej w kompletnym nieładzie, co zauważała od razu. Nie, nie była najlepszym informatykiem na świecie - pewnie gdyby widziała system po raz pierwszy, nie mogłaby zorientować się w niuansach błędów. Pracowała jednak jako rządowy informatyk i sporadycznie zaglądała do KRESowej działalności - nigdy bezpośrednio, dostęp chroniony był osobnymi hasłami, ale mogła obserwować tworzący się informacyjny zator. I wyciągać teraz odpowiednie wnioski, zerkając ponad ekranem na Sawyera. - Pomieszane kwerendy, mnóstwo śmieci, przeciążony serwer. Powinniście przenieść dane na te ogólne rządowe, pewniejsze. Wtedy można zająć się porządkowaniem, poprawianiem kodu i naprawianiem błędów. - kontynuowała bardzo rzeczowo, typowy człowiek-informatyk, starający się brzmieć jak najprościej. Jeremy pewnie ująłby to w bardziej wyszukany sposób, ale Farrah nigdy nie udziwniała swojej wiedzy. Nawet w takiej sytuacji: potencjalnie stresującej, lecz niepokoju nie czuła już wcale, myślami będąc przy ogarnięciu systemu a nie ewentualnego rozstrzelania za szpiegostwo dla terrorystów. Pewnie dlatego posyłała Mendezowi naturalny, szeroki uśmiech, podnosząc się szybko z kolan i otrzepując dżinsy z jakichś posklejanych karteczek i kłębków kurzu. Ugh.
Podobne ugh poczuła po ostatnim zdaniu Sawyera. Nigdy nie była dobra w autoprezentacji a już udowadnianie, że nie jest się idiotką wykraczało poza zdolności poznawcze Risley. Przełknęła zakamuflowaną obelgę (bo jakże inaczej odebrać takie słowa, będąc młodziutką megalomanką), prostując się przed biurkiem i przekręcając ekran znów w stronę siedzącego na fotelu mężczyzny. - Potrafię wskrzesić cały system w ciągu trzech dni. Będę na bieżąco usuwać problemy, dbać o wartościowość wprowadzanych danych. I o ich weryfikację. - zaczęła całkiem pewnie siebie, odgarniając jasne włosy, opadające jej na twarz. Powinna jakoś lepiej sprzedawać swoje umiejętności, ale nie odziedziczyła w genach nawet odrobiny uroku swojej matki. Westchnęła więc tylko ponownie, nie przestając się uśmiechać. Zero sztuczności. - A poza kwestiami informatycznymi...jestem do dyspozycji. Szybko się uczę. - zakończyła w końcu nieco kulawo, odkasłując w końcu lekko i mrużąc oczy w dymie, spowijającym cały gabinet.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyCzw Sty 29, 2015 6:49 pm

Widok Farrah klęczącej przy zagraconym blacie biurka zmusił Mendeza do zgaszenia cygara w przepełnionej popielniczce i wyprostowania się na fotelu. Założył nogę za nogę, kompletnie rozluźniony, leniwie przyglądając się pracującej dziewczynie i bez skrępowania oceniając każdą część ciała okrytą i odkrytą przez białą bluzkę. Kilka niespecjalnie niewinnych komentarzy przeszło mu przez głowę, ale żadnego z nich nie wypowiedział na głos, wykrzywiając jedynie wargi w dwuznacznym uśmiechu. Może naprawdę powinien ją zatrudnić, skoro już od wejścia była taka skora do uginania przed nim kolan, nawet jeśli tym razem robiła to jedynie by pochylić się nad komputerem.
Do jej słów przykładał uwagę raczej pobieżną. Nie rozumiał połowy zdań, które z siebie wyrzucała, wyłuskując jedynie ogólny sens wypowiedzi - i to z trudem. Był żołnierzem, nie informatykiem, i większość życia spędził w terenie, dlatego pluł na niewdzięczników, którzy po tylu latach posadzili go za biurkiem, zmuszając do tarzania się w brudzie. Dosłownie i w przenośni, chociaż za ten drugi odpowiadał sam, umyślnie nie wypełniając połowy obowiązków bądź wypełniając je po swojemu. Uwielbiał, gdy nieznani mu ludzie przychodzili błagać go o ratunek; dawało mu to namiastkę poczucia władzy, do której przywykł przez długie godziny spędzone z twarzą przytkniętą do lufy broni. Uważał się za pana życia i śmierci, a satysfakcję z umieszczenia czyjegoś imienia i nazwiska na liście poszukiwanych trudno było porównać z czymkolwiek innym. W drugą stronę to już nie działało, dlatego uprzyjemniał sobie życie na inne sposoby.
Odchylił się w fotelu, przetrawiając przez moment to, co powiedziała. Szczerze powiedziawszy, nie miał najmniejszej ochoty zatrudniać żadnej asystentki, irytująco obijającej się po jego gabinecie; użyteczność kobiet ograniczała się w jego mniemaniu do znacznie innych obszarów, ale Góra naciskała i podejrzewał, że kogoś i tak w końcu będzie musiał przyjąć. Z drugiej strony, nie miał też ochoty na przeprowadzanie kolejnych rozmów kwalifikacyjnych, jeśli wyrzucanie następnych kandydatek za drzwi po uraczeniu ich kilkoma niesmacznymi komentarzami i propozycjami można było nazwać w ten sposób. W jego głowie coś kliknęło, kiedy decyzja mimowolnie została podjęta. Jeśli mu się uprzykrzy, to najwyżej ją zwolni.
- Zaczynasz od jutra - powiedział krótko, jakby to zamykało dyskusję. Przyjrzał się jej krytycznie raz jeszcze, wodząc wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. - Wszystkie podania przechodzą przez ciebie. Będzie ich zdecydowanie więcej niż chcę widzieć na oczy, więc pod koniec dnia zostawiasz mi na biurku skrócony raport, reszta może przez przypadek się zgubić, nie obchodzi mnie to. Informatycy z pokoju obok podadzą ci wszystkie hasła. Kristin wyjaśni ci procedury. Przy okazji powiedz jej, żeby mi już nikogo więcej nie przysyłała, jak zobaczę tu jeszcze jedną młodą siksę, która myśli, że zrobi karierę w rządzie ścierając kurze z biurek, to ją wyślę do Dwunastki. - Wyjął kolejne cygaro z leżącego na biurku pudełka. - A, i sprzątaj i baw się komputerem ile chcesz, ale pracujesz tu na stanowisku asystentki, nie będę ci płacił za dodatkowe usługi - dorzucił na koniec, uśmiechając się dziwnie do siebie, jakby właśnie powiedział coś niebywale zabawnego.
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Sty 31, 2015 8:52 pm

Może powinna zwracać nieco większą uwagę na Sawyera - w końcu potencjalnie miał stanowić jej żywiciela i szefa - ale z każdą minutą przebywania w tym królestwie bałaganu coraz silniej skupiała się na opanowywaniu swojej nerwicy a nie na spisywaniu w głowie tików Mendeza. Albo jego słabych punktów. Albo numerów dokumentów, jakie piętrzyły się tuż przed nią na biurku. Zawierając jakieś szalenie ważne akta sprawy któregoś z poszukiwanych współmieszkańców tajemniczego bunkra. Cóż, Farrie nie nadawała się na bohaterkę filmów akcji - jej zdrowy rozsądek i niemalże chłopięce pragnienie przeżywania przygód potrafiły zniknąć w ciągu sekundy, przytłumione zbliżającym się atakiem kaszlu albo napadających znienacka natręctw. Musiała wykręcać sobie palce - oznaka poddenerwowania przed decyzją Szefa Wszystkich Szefów? - żeby nie zacząć bawić się w kompletnie niezmysłową pokojówkę. Mendez nie szukał przecież sprzątaczki i takie zakusy na jego własność prywatną mogłyby zostać źle odebrane. Postanowiła jednak w duchu, że jeśli już otrzyma lukratywną posadkę i opanuje informatyczny kryzys, to pewnego pięknego dnia wpadnie do gabinetu Sawyera i zrobi tutaj porządek.
Bardzo buńczuczne myśli pomogły jej przetrwać zbyt długą chwilę ciszy - na co się tak patrzy? pobrudziłam bluzkę? ups - i w końcu zaprezentowanie ostatecznego werdyktu. Osobiście wolałaby dostać gromkie oklaski; megalomania Risley zapłakała tkliwie, licząc na jakieś okrzyki zachwytu nad jej zdolnościami, ale przetrwała i tę chwilę słabości, nie pozwalając zniknąć z swojej twarzy szerokiemu uśmiechowi.
Kiwając głową wysłuchała wytycznych Mendeza, czując pomieszanie autentycznej satysfakcji (jej pierwsza praca bez polecenia mamusi, postęp) i żalu, że zdołała wygrać wyścig szczurów z głupimi siksami a nie godnymi przeciwnikami. Bywa, postanowiła posmęcić nad tym później, teraz układając w głowie kolejne pracownicze działania. I znów tłumiąc astmatyczny kaszelek, wzmagający się, kiedy Sawyer sięgnął po kolejne cygaro. Wystarczający sygnał, by nie nadwyrężać jego cierpliwości i posłusznie zmyć się z tego piekła pedantów o nadreaktywnych oskrzelach.
- Świetnie. Jutro rano stawię się niezawodnie - podsumowała radosnym, chociaż nieco przytłumionym tonem, wykorzystując jedną z niezrozumiałych formułek, jakie wyczytała wczorajszego wieczora w internecie. Na pewno pokazała się ona po wpisaniu jakiegoś niezbyt mądrego hasła o zachowaniach na rozmowie kwalifikacyjnej, ale niedoświadczona życiowo Farrah wzięła sobie wszelkie rady do serca, niewinnie odwzajemniając nieco podejrzany uśmiech Sawyera, po czym pożegnała się nad wyraz grzecznie i opuściła gabinet. Dopiero za drzwiami zdołała sobie przypomnieć dlaczego właściwie zmieniła stanowisko - dopływ świeżego powietrza do mózgu naprawdę działał cuda.

zt
Powrót do góry Go down
the pariah
Gavin Annesley
Gavin Annesley
https://panem.forumpl.net/t2869-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2873-cos-poprawic
https://panem.forumpl.net/t2874-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2875-dazed-confused
https://panem.forumpl.net/t2876-gavina
https://panem.forumpl.net/t2892-gavin-annesley
Wiek : 35 lat
Zawód : chirurg plastyczny na odwyku
Przy sobie : zwłoki jeża, scyzoryk wielofunkcyjny
Znaki szczególne : sporo cm w spodniach, wychudzony, trzęsące się dłonie
Obrażenia : cukrzyca, liczne nałogi, szaleństwo

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyNie Mar 29, 2015 10:52 pm

W Kwartale roiło się od legend i podań, które przekazywano sobie z ust do ust, traktując jak najczystszą prawdę. Plotki rosły wprost proporcjonalnie do poziomu głodu, jakby ludzie byli przekonani, że ulżą sobie w cierpieniu, zastanawiając się, co i kiedy zrobione miała Alma i czy Adlerowi jeszcze staje coś poza włosami w spodniach. Społeczność karmiła się jak mogła przypuszczeniami i wcale nie uważał tego za coś złego czy dziwnego. Tak wiele czasu spędził w starym i błyszczącym (dzięki jego sprawnym paluszkom) Kapitolu, że jak mało kto rozumiał tę grupę społeczną. Wiedział, że niegdyś ci sami ludzie żyli szeptami na przyjęciach, orgiach czy innych imprezach, więc i teraz zachowywali się jak grono przekupek na targu, wieszcząc hiobowe wieści dla każdego, kto miał na tyle szczęścia – według rządu, oczywiście – żeby zamieszkiwać tę piękną krainę, gdzie prąd i telekomunikacja istniały tylko w teorii, a rozrywkę na poziomie dla chirurga plastycznego zapewniał martwy jeż, kot i… Nie, pies nadal pozostawał żywy i tego dnia, kiedy wreszcie wyroki niebios okazały się łaskawe i stawał u wrót piekieł, by jak mityczny Orfeusz ratować Eurydykę, stał z nim u nogi, ujadając w najlepsze przed gabinetem szefa wszystkich szefów i szui tak ogromnej, że nie milkły o nim wieści kwartalne.
Całe szczęście. Gavin zdążył już zorientować się, że ma do czynienia z przełożonym Farrie i że piśnięcie o niej słówka byłoby gwoździem do jej trumny, więc kulturalnie milczał, czekając na wezwanie i układając sobie w głowie plan diabelski w swej prostocie. Nie mogli go skierować na roboty, bo jego żona była kimś ważnym. Niesamowite, zawsze wydawało mu się, że ze zdolnościami oralnymi Mercy świat (i jego portfel) stoi przed nią otworem, a ona zatrzymała się w rozwoju jako jedna z podwładnych prezydenta. Zapewne gra była warta świeczki, ale musiałby być skrajnym debilem, żeby myśleć, że jej to wystarcza. Na pewno gdzieś tu czaił się podstęp i postanowił zastanowić się nad tym, kiedy już stanie się obywatelem lepszej klasy.
Na razie został wezwany do gabinetu, pies wściekł się i zaczął szarpać jego nogawkę od garnituru, więc kopnął go tak, że przeleciał przez cały korytarz, uderzając w ścianę – co nie zabije jego psa, to go wzmocni (?) – a on wkroczył w świat wielkich łapówek. Z jeżem i kotem w kieszeni, które pewnie były atrakcją dla garnituru sprzed epoki Aldera.
- Miałem się tutaj zgłosić do rejestru. Chcę się ubiegać o status wolnego obywatela – wygłosił szalenie szarmancko, przypominając sobie, że uprzejmość jest zawsze mile widziana.
Nawet w piekle, do którego wstępował odważnie.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyCzw Kwi 02, 2015 6:56 pm

Ostro zakończona rzutka przecięła ze świstem powietrze, trafiając prosto w zawieszoną na drzwiach tablicę korkową. Czy może raczej - w jeden z papierowych kartoników do tejże tablicy przypięty, a będący jedynie kroplą w morzu, czy może prostokątem w wielkim zbiorze innych prostokątów. Każdy identyczny, a jednak różniący się znacznie, jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie jednostkowe czy też sentymentalne.
Człowiek siedzący za biurkiem nie przejmował się ani jednostkami, ani sentymentami. Właściwie to nie przejmował się niczym; uśmiechnął się za to szeroko, wydmuchując spomiędzy trzymających papierosa ust sporą porcję dymu i  odczytując przebite rzutką nazwisko. Na szczęście wzrok wciąż miał doskonały, podobnie jak celność (lata w wojsku nie poszły na marne), więc nie musiał nawet wstawać zza biurka, żeby zniszczyć komuś życie. A to właśnie robił, w następnej sekundzie odnajdując odpowiednie dane personalne na ekranie komputera (który o dziwo już od tygodni działał bez zarzutu, nie miał pojęcia, jakie czary odprawiała nad nim Risley) i z jakąś chorą satysfakcją wymalowaną na twarzy przeciągając je na wydłużającą się listę oznaczoną datą następnego transportu. Na monitorze standardowo wyświetliło się zdjęcie i jakiś rudzielec z zapadniętymi policzkami spojrzał na niego jakby z wyrzutem. - Szerokiej drogi - powiedział do niego głośno i wyraźnie, zamykając okienko i biorąc z pudełka kolejką rzutkę.
Sam gabinet przedstawiał się o wiele porządniej niż miesiąc temu, chociaż wciąż nosił w sobie niepodważalne oznaki bytności Mendeza, których nie udało się usunąć nawet zorganizowanej Farrah. Jego biurko nadal było więc zasłane papierami (zabronił jej go dotykać), spośród których najmocniej w oczy rzucało się ostatnie wydanie Capitol's Voice, z jego zdjęciem na pierwszej stronie, na którym niedawno zgasił papierosa, wypalając przez przypadek dziurę w miejscu, gdzie powinno znajdować się jego oko. Była też wiecznie przepełniona popielniczka i okrągłe ślady po kawie, ale oprócz tego biuro wyglądało jak każdy inny urząd w siedzibie. Saywer płacił swojej nowej pracownicy stanowczo zbyt mało, biorąc pod uwagę ilość pracy, jaką brała na siebie, ale dopóki sama się nie upomniała, nie miał zamiaru podnosić jej standardów.
Odchylił się nieznacznie w fotelu, przymykając jedno oko i biorąc na cel korkową tablicę. Plastikowo-metalowy pocisk przeszył powietrze i już miał zakończyć swój lot w nazwisku kolejnego (nie)szczęśliwca, kiedy drzwi nagle się otworzyły, ukazując brodatą twarz Gavina. Rzutka świsnęła mu zaraz obok ucha (kilka centymetrów na prawo i byłby zmuszony posługiwać się od tej pory jednym okiem) i wbiła się w tynk na ścianie korytarza, przez kilka sekund kołysząc się jeszcze na boki. Mendez zaklął cicho pod nosem, machając ręką na mężczyznę i dając mu znak, żeby zamknął drzwi.
- Nazwisko! - rzucił na powitanie, mierząc przybysza oceniającym spojrzeniem, szczególnie podejrzliwie przyglądając się dziwnym wypukłościom w materiale podrzędnej klasy garnituru.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gavin Annesley
Gavin Annesley
https://panem.forumpl.net/t2869-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2873-cos-poprawic
https://panem.forumpl.net/t2874-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2875-dazed-confused
https://panem.forumpl.net/t2876-gavina
https://panem.forumpl.net/t2892-gavin-annesley
Wiek : 35 lat
Zawód : chirurg plastyczny na odwyku
Przy sobie : zwłoki jeża, scyzoryk wielofunkcyjny
Znaki szczególne : sporo cm w spodniach, wychudzony, trzęsące się dłonie
Obrażenia : cukrzyca, liczne nałogi, szaleństwo

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyCzw Kwi 02, 2015 8:18 pm

Wiedział, że ludzie z Dzielnicy są… pojebani. Szukał określenia mniej uwłaczającemu temu podgatunkowi istot żywych, które spędziły lata w podziemiu pod władzą feministki i wiecznej dziewicy po menopauzie, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Rozumiał, że każdemu odwaliłaby korba, gdyby musiał nosić identyczne stroje – dla Gavina miało to niebagatelne znaczenie – i mieszkać w jakiejś klitce, gdzie nie dało się oddychać, uprawiać wolnej miłości i być hippisem, ale na dziadka Snowa, ci ludzie naprawdę sprawiali, że miał ochotę cofnąć się do getta i tam spędzić życie jako oprawca zwierząt i fanatyk niezdrowego trybu życia. Wszystko, absolutnie wszystko byłoby lepsze od uchylania się przed rzutką, która mknęła w jego stronę z zabójczą prędkością. To był zamach na jego życie i mało brakowało, a zakończyłby się sukcesem. Chwilę zastanawiał się, czy wrodzony refleks, który nakazał mu schylić głowę, był jego szczęściem czy przekleństwem, ale nie udzielił sobie wystarczającej odpowiedzi.
Znacznie bardziej wolał skupić swoją uwagę na zdegenerowanym przypadku, który nazywał się Mendezem i który wywołał postrach w duszach jego sąsiadów. Nie umiał oprzeć się wrażeniu, że srodze się rozczarował, bo spodziewał się kogoś bardziej postawnego i ziejącego ogniem od progu. Może i był żałosny, ale liczył na smoka, który gdzieś chowa księżniczkę (Farrie?), obdarzając rycerzyka stalowym uściskiem na początek, a dostał marnego urzędnika, który bawił się rzutkami jak dziecko.
Mało brakowało, a Annesley zaklaskałby rozkosznie jak chłopiec, który właśnie dostaje prezent gwiazdkowy. Nie mógł nic poradzić na to, że na widok strzałek i zdjęć mógł tylko przemienić się w brzdąca, który aż prosi się o wspólną zabawę. Wyglądało to komicznie, ale wyleciał jak z procy z gabinetu, by wyjąć z tynku świeży grot i nim dotarło do niego, że jest tu w celach służbowych, już strzałka przecięła powietrze, trafiając w nos Adlera, który zaplątał się wśród portretów.
Cudownie, teraz już na pewno załatwi sobie przeniesienie do Kapitolu. Zdobędzie nowy adres i celę. Westchnął jednak i zamknął drzwi za sobą z miną łobuza, który nabroił, choć prezydentowi całkiem ładnie było z grotem, który zasłaniał paskudny nos.
- Mógłbym mu to zoperować – wskazał Mendezowi na ubytek twarzy prezydenta, przechylając głowę, by ocenić jego strukturę kostną. Chyba nie była ona zadowalająca – nic nowego – bo zmarszczył czoło, powstrzymując się siłą woli przed wygłoszeniem opinii na temat jego twarzy. Musiał pamiętać, że walczy o coś więcej.
Usiadł naprzeciwko, pocierając kieszeń z jeżem.
- Annesley Gavin, Dystrykt Czwarty, chirurg plastyczny, mąż Mercy Rosenthal – wygłosił jak z automatu, nadal natarczywie skanując go wzrokiem. Gdyby tylko jego ręce były sprawne, to Mendez już mógłby wyglądać odrobinę ładniej. Przynajmniej tyle mógłby zrobić dla tego biedaka, który postradał zmysły po bliskim spotkaniu z mieszkańcami Trzynastki. Już mu współczuł, choć nie dał tego po sobie poznać, unosząc pachę i wąchając się. Śmierdział czymś. Bardzo. Właściwie miał wrażenie, że w jego atmosferze rozgościł się rozkład i było mu przykro, gdy stwierdził, że to jego ulubione zwierzątko przechodzi do krainy odpadów. Chyba powinien zutylizować je do reszty, kiedy już dostanie szansę na nowe życie. O ile jeszcze taką miał.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Kwi 04, 2015 5:54 pm

Mendezowi wystarczyłoby dwadzieścia sekund, żeby odesłać wydzielającego dziwną woń Kapitolińczyka dokładnie tam, skąd przyszedł. Zmuszony do ośmiogodzinnego wpatrywania się w zdjęcia tych brudasów, nabawił się ostrej alergii na ubłocone buty i garnitury z recyklingu, które zazwyczaj przywdziewali zaraz po otrzymaniu tymczasowej przepustki na wizytę w biurze KRESu. Od pełnych nadziei spojrzeń robiło mu się niedobrze, a nic nie irytowało go bardziej, niż puste pogróżki, zatruwające nieskażone powietrze jego osobistej przestrzeni. Z Gavinem miał zamiar postąpić tak samo; decyzja zapadła już w sekundzie, w której zobaczył go w drzwiach swojego gabinetu, artykułującego wstęp do tej durnej bajeczki, którą nowy prezydent Panem opowiadał niczym kiepski artysta komediowy: status Wolnego Obywatela, panemski capitol dream, zadośćuczynienie za krzywdy, nagroda za lojalność. Et cetera, et cetera.  
I wszystko to byłaby prawda, gdyby nie fakt, że Tibalt Adler na owej wymarzonej drodze do wolności postanowił postawić strażnika, pełniącego wcześniej rolę jego osobistego podnóżka. Zamysł szczytny i wspaniałomyślny, tyle że nieprzemyślany, bo Mendez prędzej sam zamieszkałby w getcie, niż pozwolił wydostać się z niego Kapitolińczykom - niegodnym zamiatania ulic stolicy, a co dopiero chodzenia po nich. Annesley nie miał być w tym przypadku wyjątkiem i urzędnik już kierował rękę w stronę wzywającego strażników guzika, gdy... zmienił zdanie. Czy może raczej - zmieniła je jego własna rzutka, dyndająca wesoło z czubka nosa jego niedawnego mistrza. A także subtelne i pełne gracji samej w sobie nazwisko Rosenthal, stanowiące już zupełnie inną historię.
Przyjrzał się przybyszowi uważniej, odruchowo marszcząc nos, gdy towarzysząca mu już od drzwi woń zgnilizny jeszcze się nasiliła. Osobiście wolał nie zastanawiać się, skąd pochodziła, odsuwając się jedynie nieznacznie do tyłu, a przynajmniej o tyle, na ile pozwoliły mu zacinające się kółka obrotowego fotela. Wiedział, że mężczyzna mówił prawdę odnośnie swojego małżeństwa z Mercy - w innym wypadku nigdy nie znalazłby się nawet po tej stronie muru, nie mówiąc już o wejściu do siedziby Rządu, zresztą: mógłby przysiąc, że Risley zostawiała mu na biurku ostatnio jakieś papiery z jego nazwiskiem - ale w żaden sposób nie był w stanie przypasować emanującej klasą nimfy, przechadzającej się czasami korytarzami budynku, do siedzącego naprzeciw niego jegomościa. To go zaintrygowało (być może odnalazł w tym subtelnym paradoksie nadzieję dla siebie) na tyle, by nie zgnieść Gavina jak robaka w pierwszej sekundzie rozmowy, bo bardzo powolne procesy myślowe przekonywały go właśnie, że być może będzie w stanie wyciągnąć z tej sytuacji coś dla siebie. Nie od samego zainteresowanego zapewne, ale skoro małżonka znajdowała się tak wysoko...
Zerknął na panoszący się na blacie biurka stos teczek, dosyć szybko odnajdując tę właściwą. Otworzył ją na pierwszej stronie, nawet nie starając się sprawiać wrażenia, że nie widzi na jej na oczy po raz pierwszy i pobieżnie przeglądając starannie opisane przez Farrah dokumenty. Skrócone odpisy aktów urodzenia, zaakceptowane podanie o przepustkę, uzasadnienie złożenia wniosku, akt zawarcia związku małżeńskiego.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku - powiedział w końcu, odkładając teczkę na biurko i uśmiechając się szerzej. - Ale jest pewien problem - dodał po chwili, z jawną satysfakcją dźwięczącą w głosie. - Wie pan, procedura zmiany statusu... trwa. To mnóstwo papierkowej roboty, trzeba zapłacić odpowiednim ludziom, dokumenty przechodzą z rąk do rąk, czasami coś się gubi... - Odchylił się na krześle, oblizując wargi i przenosząc spojrzenie na sufit, jakby nad czymś się zastanawiał. - A panu nie pozostało chyba aż tyle czasu, z tego, co widziałem, jest pan zaklasyfikowany do następnego transportu. W tym wypadku... może być już za późno. - Urwał, pozwalając, by do jego rozmówcy dotarła ta informacja. - No chyba, że spróbowalibyśmy co nieco przyspieszyć - dodał z wystudiowanym namysłem, w myślach meblując już swój nowy domek letniskowy w Dziewiątce.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gavin Annesley
Gavin Annesley
https://panem.forumpl.net/t2869-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2873-cos-poprawic
https://panem.forumpl.net/t2874-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2875-dazed-confused
https://panem.forumpl.net/t2876-gavina
https://panem.forumpl.net/t2892-gavin-annesley
Wiek : 35 lat
Zawód : chirurg plastyczny na odwyku
Przy sobie : zwłoki jeża, scyzoryk wielofunkcyjny
Znaki szczególne : sporo cm w spodniach, wychudzony, trzęsące się dłonie
Obrażenia : cukrzyca, liczne nałogi, szaleństwo

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Kwi 04, 2015 8:30 pm

Nie bał się. Stwierdzenie godne największemu głupca, bo i tylko tacy nie odczuwali ani grama strachu i fakt, Gavin nie bronił się przed tym, by tak go określać, bo nie było żadnej fizycznej odrazy i niepewności, która towarzyszyłaby mu na widok Mendeza. Wręcz przeciwnie, czuł się cudownie zrelaksowany, jakby wcale nie rozchodziło się o jego przyszłość. Ta przecież istniała, tak czy siak miał przed sobą jakieś jutro i żaden podły urzędas rodem z Kafki nie mógł tego zmienić. Inna sprawa, że człowiek, który przeżył niezadowolenie pani Morgan z powodu asymetrii jej sztucznego, silikonowego biustu, wiedział, że nic gorszego nie może go spotkać. Przedsionek piekła od tamtego czasu nie stał się tylko zwykłą przenośnią, a miejscem realnie istniejącym i rozciągającym się między ustami tej potwornej baby, która zdawała się wiać czystą nienawiścią razem z paskudnym odorem rozkładającego się podniebienia. Pewnie chodziło o to, że nie umyła zębów, ale Annesley – niegdyś fanatyk higieny i wielki elegant – odczuwał to całym sobą, ryzykując przy bliższym kontakcie z nią życie. Od tamtej pory nic nie mogło go wytrącić z tej chochlikowej i samczej pewności siebie, którą teraz emanował równie żałośnie jak… Odorem zgniłych jajek albo czymś gorszym. Był przekonany, że wspomnienie pani Morgan miało tylko charakter refleksyjno-sentymentalny, ale potem dotarło do niego, że to jego organizm szarpie go za brodę (tylko metaforycznie) i próbuje mu przekazać hiobową wieść. Śmierdział.
Cuchnął tak niesamowicie i to nie spod pachy, która nadal pozostawała świeża jak majowa łąka w Czwórce. Chodziło o jego małego przyjaciela. Dotarło to do niego powoli, zupełnie jak w tych wszystkich kreskówkach, kiedy bohater odkrywa grawitację, kiedy spojrzy w dół i wówczas spada prosto w przepaść, po której beztrosko chodził. Dokładnie tak było z Gavinem, który odkrywał, że zapach, który wywoływał u niego mdłości, był związany z jego ukochanym i martwym zwierzątkiem. Nie, wyjątkowo nie chodziło o penisa, który wprawdzie nie wykazywał żadnego ruchu i pozostawał tylko wiszącą i smętną dekoracją samca alfa, którym był do czasu, kiedy Alma, nałóg i martwa żona nie wykastrowali go psychicznie, ale o jeża, który miał czelność rozłożyć się bez jego zgody i wydzielać z siebie te zabójcze i toksyczne dla każdego organizmu substancje. Pod nosem (dosłownie!) urzędnika, z którym przyszło mu grać w rzutki i przejmować się deportacją. Całe szczęście, że zachowywał zimną krew i w chwili, w której Mendez pochylał się nad notatkami, on wyciągnął tę śmierdzącą bombę z kieszeni i rzucił ją przez okno. Idealny refleks szachisty, który czuł się w obowiązku, by oczyścić atmosferę między nimi.
Kiedy urzędnik znowu uniósł głowę do góry, problem jeża został rozwiązany, a Gavin przybrał ten cudowny uśmiech jak z reklamy pasty do zębów. I on właśnie spełzał mu powoli z warg, przemieniając go w amebę albo inne morskie stworzenie. Nigdy nie był w tym dobry w faunie z Czwórki, więc nic dziwnego, że został chirurgiem. Szanowanym, mającym respekt… i śmierdzącym martwym jeżem. Nie było trudno zauważyć swój własny upadek, choć nie przejąłby się tak tym, gdyby nie oślizgła propozycja łapówki.
Świat najwyraźniej upadł na głowę i jeszcze postanowił wywinąć mu koziołka. To on był człowiekiem, który brał pod stołem koperty! To on był lekarzem, który miał powrócić do zawodu, choćby dla Farrie, która zapewne gdzieś trzymała za niego kciuki. Dlatego teraz spojrzał na niego raz jeszcze i całkiem pewnie.
- Myślę, że Mercy zapłaci… - zatrzymał się, nie mówili tak wprost o pieniądzach – każdą cenę, by ukochany mąż powrócił na łono rodziny – bo i tylko takie mógł mieć na myśli. To lesbijskie wydawało mu się zgniłe, ale tego nie powiedział głośno, dając Mendezowi rychłą nadzieję na niezłą wypłatę. Był gotów na wiele, by nie musieć już bawić się zdechłymi zwierzątkami.
Powrót do góry Go down
the odds
Sawyer Mendez
Sawyer Mendez
https://panem.forumpl.net/t1247-postacie-prowadzone-przez-mg
Wiek : 38
Zawód : kandydat na prezydenta Kapitolu, szef Biura ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptyWto Kwi 07, 2015 10:36 pm

Wielokrotnie zastanawiał się, czy próby ratowania Kapitolu miały jeszcze jakikolwiek sens. Gnijący przez dziesiątki lat, pozbawiony zewnętrznej, uroczej maski przez rebelię i zapuszczony, wydawał się sprawą w oczywisty sposób przegraną i nie rozumiał, dlaczego Adler - który w trakcie ich wspólnych, spędzonych na podróżach miesięcy, urósł w jego oczach co najmniej do rangi (znienawidzonego) półboga - nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Gdyby to Mendez został prezydentem (jego talent, polot i inteligencja tak bardzo marnowały się za tym biurkiem, dlaczego nikt jeszcze tego nie dostrzegł?), natychmiast zacząłby od zera. Nowa stolica, nowe miejsce, świeże fundamenty. Kapitolińczyków zostawiłby w Kapitolu, gdzie mogliby umrzeć wszyscy na raz, zaraz po wydobyciu broni nuklearnej z gruzów Trzynastki. Czysto, gładko, bez zbędnego bałaganu.
Ale Adler postanowił inaczej; siedzieli więc na szczycie butwiejącego wysypiska, ze smrodem rozkładu (dosłownie) unoszącym się w powietrzu. Co tak, do kurwy nędzy, śmierdziało? Zerkał podejrzliwie na Gavina, upewniając się tylko w przekonaniu, że mieszkańcy getta nie mieli w sobie za grosz kultury osobistej i zastanawiając się nad sposobem spławienia go jak najszybciej. Kusiło go podarcie dokumentów i wezwanie Strażników, żeby odprowadzili go, skąd przyszedł (a najlepiej - od razu do Ginsberga, mógł przecież unieważnić mu przepustkę i oskarżyć o ucieczkę z Kwartału), ale... cóż, chciwość siedziała w jego charakterze dosyć mocno. Bez problemu potrafił wyczuć choćby najsubtelniejszy zapach ewentualnych korzyści, a ten przebijał się nawet przez woń gnijącego trupa. Za nic nie przepuściłby też możliwości ubicia interesu z Mercy, nawet jeśli chodziło (tylko) o nieruchomość w Dziewiątce. Co prawda chętnie zaproponowałby jej wyrównanie rachunku w inny sposób, ale - niestety! - potrafił rozróżnić zbyt wysokie progi od tych osiągalnych. Rosenthal mogłaby przy zerowych staraniach zabić go stężeniem klasy i uroku osobistego, a na śmieszność narażać się nie miał zamiaru. Co oczywiście nie ujmowało w żaden sposób jemu samemu, chociaż nadal zachodził w głowę, jak nazwisko takiej kobiety jak ona, mogło w ogóle znaleźć się na tym samym arkuszu papieru, co personalia siedzącego przed nim Annesleya.
Zapewnienie o gotowości do pokrycia potencjalnych... opłat administracyjnych przyjął z pełnym zadowolenia z siebie uśmieszkiem. Chociaż myśl o wypuszczeniu z getta kogokolwiek wciąż sprawiała, że wzdragał się wewnętrznie (a może to po prostu odruchy wymiotne wywołane zbyt dużym stężeniem trupiego jadu?), a sięgająca po plik czystych blankietów (jeszcze nieużywanych) ręka groziła uschnięciem, w myślach już obiecywał sobie różnorakie rozrywki, pomocne w odbudowywaniu strat moralnych. - Wypiszę panu tymczasową przepustkę, ważną do jutra - powiedział, smarując długopisem po arkuszu. - Rozumiem, że zatrzyma się pan u małżonki - kontynuował, bardziej stwierdzając fakt, niż pytając - więc potwierdzenie o pozytywnym rozpatrzeniu podania zostanie przesłane na jej adres. Zaraz po telefonicznym... potwierdzeniu wszystkich faktów. - Podpisał się zamaszyście, po czym wyrwał świstek i rzucił go niedbale w stronę Gavina. Nie chciał ryzykować choćby minimalnego kontaktu; i tak podejrzewał, że pozbycie się zapachu trupiarni z gabinetu będzie wymagało tygodnia i ekipy odkażającej, nie miał zamiaru narażać na potrzebę dezynfekcji samego siebie. - Nowe dokumenty otrzyma pan w ciągu czternastu dni roboczych, oczywiście jeżeli rozmowa z panią Rosenthal nie wzbudzi naszych wątpliwości - dodał, odchylając się na krześle i dosyć ostentacyjnie zerkając w stronę zegarka.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gavin Annesley
Gavin Annesley
https://panem.forumpl.net/t2869-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2873-cos-poprawic
https://panem.forumpl.net/t2874-gavin-annesley
https://panem.forumpl.net/t2875-dazed-confused
https://panem.forumpl.net/t2876-gavina
https://panem.forumpl.net/t2892-gavin-annesley
Wiek : 35 lat
Zawód : chirurg plastyczny na odwyku
Przy sobie : zwłoki jeża, scyzoryk wielofunkcyjny
Znaki szczególne : sporo cm w spodniach, wychudzony, trzęsące się dłonie
Obrażenia : cukrzyca, liczne nałogi, szaleństwo

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa EmptySob Cze 06, 2015 3:36 pm

Powoli docierało do niego, że ma zbyt głęboko gdzieś to, co się z nim stanie, byle by uniknął pracy w kamieniołomach. Poza tym nadal był człowiekiem, który nie zamierzał mieszać się do polityki, religii – a nie, tą wyplenili dość zdecydowanie z życia Panem – czy społeczeństwa, które pozostawało tak obrzydliwie brzydkie, że nie mógł powstrzymać grymasu całkowitego niesmaku na swojej zaoranej przez królową wódkę twarzy. Inna sprawa, że poza tym estetycznym szaleństwem nie był człowiekiem złym. Mogli mu wiele zarzucać, sam czuł, że z jego moralnością jest coś wyjątkowo nie halo – trywialne określenie dla człowieka, który zdradzał żonę z kolejną żoną i zastępem dziewic, do których przejawiał wyjątkową słabość – ale przecież jeszcze nikogo nie zabił. Na stole operacyjnym owszem, wypadki zdarzały się nawet w chirurgii plastycznej, ale mógł czuć się o niebo lepszy od człowieka, który robił wszystko, by wyciągnąć z niego każdy nominał, choć tak naprawdę musiał dostrzec (choćby po zapachu biednego i cuchnącego już niesamowicie) jeża, że nie przelewa mu się. Dosłownie, biedne zwierzątko wyschło na wiór i zastanowił się nawet, czy uda mu się go znaleźć i zalać nim nową odmianę kwartalnego alkoholu, który zapewne wówczas dawałby większego kopa.
Potem jednak uświadomił sobie, że nie wraca do rodzinnego domu, płynącego fekaliami i krwią głupich Kapitolińczyków, którzy w większości jeszcze mieli jego nosy. Otwierał przed sobą nową przygodę, w której miał znaleźć ludzi podobnych do Mendeza. Obrzydliwe, sprzedajne kurwy, nie wytrzymał i splunął do doniczki, kiwając się na krześle jak dziecko w stanie sierocym albo ćpun, który potrzebuje prędko kolejnej dawki. Albo złotego strzału. Tak właśnie podchodził do spotkania z żoną po latach, ale teatr jednego aktora wciągnął go na tyle, że uśmiechnął się szeroko, nie dbając o to, że ostatniej nocy został szczerbaty po jednej z bitew o papierosy.
- Mercy będzie zachwycona – rzucił, zdając sobie sprawę, że nawet jeśli ma gdzieś swoje kwartalne przenosiny, to nic nie poprawi mu tak humoru jak wściekłość jego żony, która raz jeszcze będzie musiała znosić jego towarzystwo, jeśli zamierzała nadal zatrzymać jego majątek.
Miał na nią haczyk, choć i tak był pewien, że wyjdzie z martwym jeżem, tak na wszelki wypadek.
Nie ufał cywilizowanym metodom, choć z gracją dawnego szanowanego lekarza podnosił papierek i wychodził z gabinetu Mendeza po upragnioną wolność, która czaiła się w ponurym świecie Dzielnicy Wolnych Obywateli. Do których wkrótce miał należeć.
Niesamowite.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty
PisanieTemat: Re: Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa   Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa Empty

Powrót do góry Go down
 

Biuro ds. Krajowego Rejestru Ewidencji Społeczeństwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Krajowy Rejestr Ewidencji Społeczeństwa
» Biuro
» Biuro generała
» Biuro Piątego Dystryktu
» Biuro Szóstego Dystryktu

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Dzielnica Północna :: Siedziba Rządu :: 1. piętro-