IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
[P2] Przedsionek

 

 [P2] Przedsionek

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptySob Lis 15, 2014 1:13 am



Chociaż samo przejście przez metalowe drzwi bunkra jest stosunkowo proste, to po ich pokonaniu znajdujemy się w przedsionku. Po prawej mamy klatkę schodową, łączącą wszystkie trzy poziomy, natomiast przed sobą... zabezpieczone elektrycznym zamkiem, pancerne wrota, prowadzące do korytarza głównego. Otworzyć można je jedynie na dwa sposoby - od wewnątrz, bądź wstukując siedmiocyfrowy kod, zmieniający się co dwa tygodnie.

Podobnie działające, choć znacznie mniejsze drzwi znajdują się przy wejściach z klatki schodowej na poziom pierwszy i trzeci.

Wychodząc z przedsionka, trafimy przed bunkier.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptyCzw Gru 04, 2014 6:00 pm

// zaginanie czasoprzestrzeni <33

Tik- tak.
Byłam czujna jak zwierzę, kiedy przeprowadzili mnie przez drzwi. Tyle ludzi, i wszyscy byli uzbrojeni, co przez chwilę sprawiło, że pożałowałam wcześniejszej decyzji o zostawieniu broni w mieszkaniu. Zaufanie było ważne, tego nie śmiałam kwestionować, ale ciężko było o nim mówić w obecnych czasach, szczególnie, kiedy chodziło o zupełnie nieznajomych ludzi.
A może jednak nie wszyscy byli nieznajomymi...?
Napięcie szybko jednak zostało wyparte przez nieznośną, dziecięcą ciekawość i zachwyt. Nie wiedziałam, czego spodziewałam się po wejściu. Zabryzganych krwią plakatów? Piętrzących się na podłodze karabinów? Czarnych, wilgotnych tuneli? W obliczu wszystkich tych opcji to, co naprawdę zastałam, stanowiło szczyt moich prywatnych marzeń. Szare, chłodne i gładkie ściany, po których kilkakrotnie przesunęłam dłońmi, tylko po to, żeby upewnić się, że nie były kolejnym pięknym snem, z którego miałam się szybko obudzić. Ciche echo naprzemiennie oddalających i przybliżających się kroków i głosów, niewyraźnych szmerów, które informowały mnie o tym, że być może Kolczatka liczyła sobie więcej członków, niż w najgorszych przewidywaniach rządu. Kolczatka. Słynna organizacja terrorystyczna, wróg publiczny numer jeden. Tylko jakiej publiki? Nie wiedziałam jeszcze, co miałam sądzić o Adlerze, jednak do czasu. Wieści o zmianach w dawnym Kwartale przesądziły, a moją powoli podsycaną nienawiść wzmagał jeszcze fakt własnej bezsilności. Właśnie tam znajdowała się większość moich przyjaciół, otoczona murem i żyjąca pod groźbą łapanki albo wywózki z Kapitolu. A ja byłam na zewnątrz, sama i całkiem bezsilna wobec tego, co się tam działo.
Kiedy zrozumiałam, że istniała tylko jedna możliwość pomocy mieszkańcom dawnego Kwartału, nie wahałam się ani chwili dłużej.
Nerwowo poprawiłam spływające na ramiona włosy i przestąpiłam z nogi na nogę. Nie wiedziałam jeszcze, kto miał zapoznać mnie z panującymi zasadami i bunkrem, ale już nie mogłam się go doczekać. Pod tym względem cieszyłam się jednak, że nie wzięłam ze sobą broni; to chyba nie byłoby mile widziane, gdyby jednak zechcieli mnie przeszukiwać. W tym wypadku nie miałam ze sobą nic podejrzanego. Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka i medalion ze zdjęciem rodziców i Casa. Miałam ogromną ochotę zapalić, ale wiedziałam, że to też nie byłoby zbyt mile widziane. Pozostawało mi tylko czekanie.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptyCzw Gru 04, 2014 9:17 pm

Z jakiegoś powodu trudno było mu dopasować postać Sonei do otoczenia podziemnego bunkra, więc kiedy zobaczył ją w towarzystwie uzbrojonych członków Kolczatki, odruchowo zmarszczył brwi. Nie wiedział, dlaczego; poznał ją przecież w trakcie szkolenia wojskowego, a więc w warunkach całkiem przypominających obecną sytuację organizacji. Nie raz i nie dwa miał okazję obserwować ją z bronią w ręku albo podporządkowującą sobie grupę szeregowych i wiedział, że akurat w jej przypadku, nie należało sugerować się niepozornym wyglądem.
Bo faktycznie, stojąc w przestronnym przedsionku, wyglądała niepozornie; kojarzyła mu się bardziej z elegancko ubraną dziewczyną z bankietu w Kapitolińskiej Galerii Sztuki, niż z żołnierzem i przez chwilę zaczął się zastanawiać, dlaczego Lophia postanowiła ją zwerbować, dopóki nie przypomniał sobie o oczywistych faktach. Przyspieszył kroku, zrównując się z eskortującymi ją członkami Kolczatki i witając się z nimi krótko skinieniem głowy. Do Sonei się uśmiechnął; wyciągnął rękę, obserwując wyraz jej twarzy, ciekaw, czy skojarzyła go już jako dowódcę, czy może zapyta go za moment, co tu robi. - Sonea - przywitał się. Nie było sensu bawić się w udawanie, że widzą się po raz pierwszy. - Witaj w naszych skromnych progach - dodał, rzucając spojrzenie w stronę szerokich drzwi, zza których właśnie wyszedł.
Właściwie to rzadko osobiście zajmował się przyjmowaniem nowych członków do Kolczatki. Nadzorował proces rekrutacji, owszem; mimo że organizacja się rozrastała, wciąż starali się być maksymalnie ostrożni, jeśli chodziło o wprowadzanie ludzi do Kwatery Głównej. Już raz prawie zostali ujawnieni - pierwszy z patroli Strażników Pokoju dotarł do starej siedziby dosłownie dzień po tym, jak zniknął z niej ostatni ślad po obecności poszukiwanych przez rząd, niechcianych lokatorów. Mimo jednak całej konspiracyjnej otoczki, sam Malcolm nie był już w stanie sprawdzać każdego osobiście, dlatego zazwyczaj zajmowały się tym wyznaczone przez niego osoby, pozostawiając jedynie raporty i sprawozdania. Czasy, w których cała Kolczatka liczyła kilkunastu zapaleńców minęły i bez odpowiedniej organizacji, pogrążyliby się w chaosie.
Powody, dla których zdecydował się wprowadzić Soneę osobiście, były dwa: po pierwsze, i tak był akurat na miejscu. Po drugie, znał ją nie od dzisiaj i najzwyczajniej w świecie był ciekaw jej reakcji na strukturę Kolczatki. Zastanawiał się też, co skłoniło ją do szukania alternatywy; w końcu żołnierze działający w służbie Kapitolu byli zazwyczaj całkiem oddani sprawie.
Nie zadał jednak jeszcze żadnego z tych pytań, zamiast tego dając jej chwilę na przyswojenie nowych informacji. Szedł więc obok w milczeniu, przynajmniej dopóki nie znaleźli się przy drzwiach do korytarza głównego; tam zatrzymał się przed pilnującym wejścia strażnikiem.
- Musisz zostawić tu wszystko, co masz przy sobie. Przynajmniej dopóki nie jesteś oficjalnie w organizacji - wyjaśnił, czekając, aż dziewczyna opróżni kieszenie na niewielki, metalowy blat stolika. Nie wydawało mu się co prawda, żeby miała zamiar wnieść do środka granat ani cokolwiek innego, co spowodowałoby unicestwienie całej populacji Kwatery Głównej, ale zasady były zasadami i zazwyczaj wydawały się sensowne. A przynajmniej były takie, kiedy je tworzyli.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptyPią Gru 05, 2014 5:38 pm

Oczekiwanie było męczące. Nie tylko ze względu na towarzyszącą mi obstawę, która sprawiała, że mimowolnie spinałam wszystkie mięśnie w wyuczonym wiele lat temu odruchu. Przede wszystkim ta nieznośna ciekawość nie pozwalała mi w spokoju pozwalać sekundom płynąć ich własnym tempem. Byłam spragniona świata, który czekał na mnie za zamkniętymi drzwiami. Frustrowało mnie wpatrywanie się w ich gładką powierzchnią z cichą nadzieją, że miały zamiar nareszcie się otworzyć i pozwolić mi chociażby zajrzeć do środka. Poza tym nie mogłam się doczekać osoby, która miała wprowadzić mnie w struktury Kolczatki. Czułam się dość poddenerwowana, nie znając jego (a może jej?) personaliów, bo nie uśmiechało mi się powierzanie własnego życia (nie chciałam nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać po dekonspiracji) w ręce być może całkowicie nieznajomej albo nieprzyjaznej mi osoby.
Nie byłam też pewna, kogo spodziewałam się zobaczyć. Może Lophię, która w końcu pomogła dostać mi się do Kolczatki, i o której myśl nie budziła we mnie sprzeciwu. Ufałam jej i wiedziałam, że nie mogłaby mnie zawieść. Może któregoś z najbardziej poszukiwanych przestępców w Panem. Ich twarze widniały w końcu w każdej gazecie i programie telewizyjnym jako twarze tych okrutnych terrorystów z Kolczatki, więc chyba nawet nie zdziwiłby mnie ich widok tutaj. Może barczystego dryblasa z karabinem przerzuconym noszalancko przez ramię, co świadczyłoby o tym, że chyba zbytnio udzielała mi się kreowana przez rząd postać kolczatkowego typowego przestępcy.
Ale na pewno nie spodziewałam się jego.
- Sonea. Witaj w naszych skromnych progach.
Potem długo wypominałam sobie niezbyt trafne słowa powitania, poprzedzone płytkim, świszczącym wdechem.
-Chyba żartujesz- rzuciłam, mimowolnie otwierając szerzej oczy i w ostatnim odruchu powstrzymując się od ułożenia ust w idealnie okrągłe, zdziwione ,,o''. Zamrugałam szybko, ale nie zniknął, będąc tak samo materialnym, jak i chwilę wcześniej. Malcolm Randall we własnej osobie. Ten sam Malcolm, którego poznałam w Trzynastce i z którym widziałam się na bankiecie. Zwycięzca i pozornie przykładny mieszkaniec Kapitolu, raczej nie wychylający się zza politycznych kulis. Chociaż wiedziałam już od dawna, że większość zwycięzców pozostawała w chłodnych stosunkach z władzami, nie spodziewałam się, że spotkam akurat jego. Szybko zreflektowałam się i roześmiałam z zażenowaniem, po czym ścisnęłam jego rękę, krótko i pewnie.
-Chciałam powiedzieć: miło Cię widzieć, Malcolm. Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś.- W myślach przeklinałam po stokroć własny niewyparzony język. Uśmiechnęłam się, usiłując naprawić prawdopodobnie zniszczone doszczętnie dobre pierwsze wrażenie.- Nie spodziewałam się, że Cię tu zobaczę. Uznaj to za komplement, niezgorszy z Ciebie aktor. A może powinnam powiedzieć- niezgorszy z pana aktor, panie dowódzco..?
Ostatnie słowa zaakcentowałam pytająco, próbując wybadać jego miejsce w grupie, chociaż swobodne zachowanie podpowiadało mi, że faktycznie stał gdzieś bardzo wysoko, jeśli nie najwyżej, w hierarchii Kolczatki.
Posłusznie przemierzyłam z nim i całą resztą fragment korytarza, czując narastającą z każdym krokiem ciekawość. Opanowałam jednak wszystkie niepotrzebne radosne reakcje, kiwnięciem głowy akceptując fakt, że musiałam zostawić przed wejściem wszystko, co ze sobą miałam. Bez większego ociągania wyciągnęłam z kieszeni zapalniczkę, którą położyłam na stoliku. Potem paczka papierosów, którą otworzyłam, żeby mogli się przekonać, że nie miałam tam niczego oprócz siedmiu papierosów. W końcu dobrze o nich świadczyło, że sprawdzali każdego przed wejściem.
Byłam już gotowa postąpić kolejny krok, kiedy przypomniałam sobie o jeszcze jednym dość istotnym szczególe. Powoli i niechętnie sięgnęłam dłonią do zawieszonego na szyi złotego łańcuszka, chłodnego i gładkiego w dotyku, i zdjęłam go przez głowę. Wahałam się jeszcze chwilę, zanim ostrożnie położyłam go koło papierosów i zapalniczki. Nigdy się z nim nie rozstawałam, i świadomość, że musiałam go zostawić wśród obcych ludzi, budziła we mnie automatyczny sprzeciw. Spróbowałam go zwalczyć, uśmiechając się nieco wymuszenie i otwierając zawieszony na łańcuszku złoty medalion.
-To tylko zdjęcia.- Rzuciłam, nie wiedząc, czy chciałam przekonać o tym ich, czy raczej samą siebie. Trzy małe zdjęcia. Trzy małe części mnie. Ojciec, poważny i jeszcze dość młody, z ciemnymi włosami i okularami w rogowych oprawkach na nosie, czytający przy stole gazetę. Matka, piękna i roześmiana jak zawsze, siedząca na huśtawce w błękitnej sukience w białe grochy i z białą piwonią wpiętą w jasne włosy. I Casper, zdjęcie sprzed kilku lat, na którym ogląda się za siebie i śmieje podczas jazdy na rowerze.
Opuściłam wzrok, powoli odejmując palce od medalionu i tłumacząc sobie, że przecież zostawiałam go w rękach osób, którym powinnam była ufać.
Kłamstwo po raz pierwszy od bardzo długiego czasu przychodziło mi z trudem.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptySob Gru 06, 2014 12:59 am

Przez to, że Sonea przewijała się przez jego życie na różnych jego etapach, nie był w stanie wychwycić jednego momentu, w którym się poznali. Miał wrażenie, że zawsze istniała gdzieś na krawędzi kadru, chociaż oczywiście było to niemożliwe; wykluczała to różnica wieku i fakt, że pochodzili z zupełnie innych miejsc. Poza tym tak naprawdę, nie licząc kilku oczywistości, wiedział o niej niewiele. W pamięci miał jedynie urywki - kojarzył szacunek, jakim mimo młodego wieku cieszyła się wśród żołnierzy oraz to, że od zawsze odruchowo budziła w nim zaufanie. Cecha o tyle rzadka, co niebezpieczna; nie czuł jednak potrzeby specjalnego pilnowania się w jej obecności - skoro Lophia była pewna, co do jej intencji, to on nie miał zamiaru ani chęci tego podważać.
Uśmiechnął się, widząc jej zaskoczenie. Ludzie często tak reagowali, zwłaszcza jeśli pamiętali go z czasów po jego własnych igrzyskach. Ciężko było przypasować obrazek wiecznie pijanego podrostka, bawiącego się w najlepsze na bankietach u prezydenta, do dowódcy podziemnej organizacji. On sam czasami nie mógł w to uwierzyć i jeśli dwa lata temu ktoś powiedziałby mu, że będzie stał na czele tajnej opozycji, śmiałby się z naiwnego bajkopisarza długo i złośliwie.
Świat zmieniał się nadzwyczaj szybko.
- Wystarczy Malcolm - odpowiedział automatycznie. Nigdy nie odczuwał potrzeby stawiania się na piedestale władzy; czułby się wręcz dziwnie, gdyby traktowano go tutaj jako kogoś ponad. Jasne, starał się dbać o posłuch wśród innych członków Kolczatki, ale wszelkie tytuły czy konwenanse uważał za zbędne, a wręcz szkodliwe. Wszyscy przecież walczyli o to samo z takim samym zaangażowaniem. - Chociaż faktycznie podobno tu dowodzę - dodał po chwili, jedynie w celu rozjaśnienia tej kwestii. Nie wiedział, jak wiele o strukturze organizacji zdążyła zdradzić jej Lophia, więc z góry zakładał najbardziej oszczędną wersję - najwyżej niektóre rzeczy po niej powtórzy.
Kiedy podeszli do metalowego stolika, zaczekał cierpliwie, aż Sonea opróżni kieszenie, od czasu do czasu zerkając na wykładane przez nią przedmioty z dosyć umiarkowanym zainteresowaniem. Nie podejrzewał jej o skrywanie kałasznikowa w skarpetce ani żyletek w rękawie, więc postój przed wejściem do bunkra traktował jako zwyczajne odbębnienie zasad. Na medalion ze zdjęciami spojrzał wręcz przelotnie, niezbyt zwracając uwagę na widniejące na nich twarze. A przynajmniej dopóki jednej z nich nie rozpoznał.
Zamrugał szybko, marszcząc odruchowo brwi i zatrzymując wzrok na niewielkiej fotografii. Jasne włosy, drobna, naturalna twarz, szarobłękitne oczy. Serce zabiło mu niespokojnie, kiedy imię kobiety zakołatało mu w głowie. Była starsza niż ją zapamiętał, ale i tak nie było mowy o pomyłce. Nie zapomina się twarzy swojej pierwszej miłości, nawet jeśli minęło ponad dwadzieścia lat od czasu, kiedy widziało się ją po raz ostatni.
Poczuł się dziwnie - jak uderzony tępym narzędziem w głowę. Chociaż zdawał sobie sprawę, że przypatruje się medalionowi już nieco zbyt długo, nie potrafił jeszcze oderwać wzroku od rysów Pansy. Niby lekko zmienionych, ale wciąż znajomych. Uśmiechnął się prawie bezwiednie, przypominając sobie, jak spotkał ją po swoich zwycięskich igrzyskach; była pierwszą osobą w Kapitolu, która wydała się normalna. Bez operacji plastycznych i wyzywającego makijażu, kojarzyła mu się z domem, z Dziewiątką. Mimo że w świetle prawa była mężatką, nigdy nie poznał jej męża. Był wiecznie nieobecny, a sama kobieta nie mówiła o nim zbyt wiele, więc Malcolm w myślach nazywał go po prostu Głupcem. Przynajmniej dopóki pewnego dnia nie oznajmiła mu, że do niego wraca. Bez wyjaśnienia, bez jasnego powodu. Nie awanturował się, pozostawił jej wolny wybór, a potem zapomniał, wylewając z siebie uczucia razem z litrami alkoholu z butelek.
Teraz wspomnienia wróciły, przywołane przez miniaturową fotografię, jakby tylko czekały na znalezienie klucza do drzwi, za którymi je zamknął. Przeniósł wzrok z szarobłękitnych tęczówek na Soneę. Nie wiedział, że Pansy miała córkę, ale właściwie nie wiedział o niej nic - nawet tego, czy wciąż żyła.
- To twoja mama? - zapytał, chociaż był pewien, że zna odpowiedź. Czuł jednak, że powinien coś powiedzieć, żeby wytłumaczyć się z tej wzmożonej ciekawości jej prywatnymi rzeczami. - Znałem ją. Kiedyś - dodał dla wyjaśnienia, uśmiechając się, tym razem świadomie i po raz ostatni zerkając w stronę medalionu. Już miał powiedzieć coś więcej, kiedy kolejna myśl uderzyła w niego nagle i niespodziewanie.
W pierwszej chwili z miejsca ją odrzucił. Wydała mu się absurdalna i nierealna już w sekundzie, w której pojawiła się w jego głowie, ale im dłużej się nad tym zastanawiał, tym mniej był pewien. Znowu zamilkł, podczas gdy racjonalne argumenty walczyły w jego umyśle z samoistnie składającymi się w całość faktami, które nagle zaczęły pasować do siebie niepokojąco; jak puzzle w układance, które nagle odnalazły odpowiedni wzór na odwrocie pudełka. Wystarczyła mu minuta, żeby od niemożliwe, przejść do muszę wiedzieć.
- Jeszcze dowód tożsamości - mruknął głucho, wskazując na pozostawione na stoliku przedmioty i ignorując zdziwione spojrzenie strażnika. Blefował, rekruci zawsze przychodzili do siedziby już sprawdzeni, więc składanie przed wejściem dokumentów było nieuzasadnione, ale potrzebował jeszcze jednej informacji.
Potrzebował daty urodzenia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptySob Gru 06, 2014 1:12 pm

Właściwie nie mogłam powiedzieć, że poznałam Malcolma. Owszem, znałam go, chociażby właśnie z Trzynastki, ale nie zostaliśmy przyjaciółmi- może ze względu na różnicę wieku, może przez przesypujący się przez ręce czas, którego nie sposób było zatrzymać. I to właśnie ze względu na czas nie mogłam twierdzić, że go poznałam- wciąż wiedziałam zbyt mało, żeby potrafić dokładnie go określić, o czym świadczył chociażby fakt jego dowodzenia Kolczatką. Pamiętałam, że był uprzejmy i sympatyczny, kiedy się poznaliśmy, i że potrafił dopiąć swego. Widziałam też fragmenty Igrzysk, które wygrał, ale nie traktowałam tego jako kryterium poznania człowieka. Zresztą nie wiedziałam, i chyba nie chciałam się dowiedzieć, czy ludzie na arenie na czas trwania Igrzysk pozostawali ludźmi. Wspomnienie pustych i lodowatych oczu Katy chyba dalej podświadomie mnie prześladowało.
W duchu właściwie ucieszyłam się, że to on wyszedł mi na spotkanie. Może było to trochę naiwne i w przyszłości mogło niekorzystnie zaowocować, ale lubiłam Malcolma, i chyba w pewien pokrętny sposób nawet mu ufałam. Nie wyglądał jak terrorysta, nie mierzył do mnie z broni ani nie zaczął wypytywać, co sprawiło, że część napiętych nerwów nieco złagodniała. Skoro to on był dowódcą, dalej nie mogło być już tak źle.
Chyba.
Pokiwałam krótko głową, akceptując fakt zwracania się do niego po imieniu, jak i ten, że to on faktycznie dowodził Kolczatką, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Jeszcze nie do końca przyswoiłam sobie ten fakt, chyba pozostając zbyt bardzo przejętą ogółem wydarzeń, żeby skupić się na tym jednym i przemyśleć wszystkie nasze rozmowy w poszukiwaniu jakiś sygnałów, które być może przeoczyłam. Jeśli takowych nie było, tym lepiej świadczyło to o nim, jak i o organizacji. Potrzebowałam dyskrecji, i to chyba było dla mnie najważniejsze. Może czasem bywałam bezmyślna, ale nie chciałam ginąć z rąk władzy. Samolubnie walczyłam o własne życie, próbując to jakoś uzasadnić. Byłam zbyt młoda. Zbyt wiele miałam do zrobienia. I niewiele do stracenia, ale to w obliczu instynktu przetrwania niemalże nie miało najmniejszego znaczenia. Raz już uznano mnie za zmarłą, zaraz po pierwszej wojskowej akcji jeszcze za czasów, kiedy czasowo przebywałam w podziemiach Trzynastki przed rozpoczęciem rebelii. Jednak mylili się, źle zidentyfikowali ciało, i znaleźli mnie niedługo później. Podobno byłam w strasznym stanie, ale nie pamiętałam zbyt wiele z tamtego okresu. Głuche dudnienie w uszach i okropny, palący ból, który pozostawił po sobie długą bliznę na mojej nodze. I metalową protezę w kości, która już na stałe pozbawiła mnie możliwości zostania zawodowym żołnierzem. Podobno  przyznano mi tytuł szkoleniowca, żeby wynagrodzić moje zasługi dla kraju. Pieprzenie. Zrobiono to, bo tak nakazywała troska o opinię publiczną, i był to dla nich tytuł zupełnie pozbawiony znaczenia.
Ale nie dla mnie.
Dopiero po chwili zauważyłam zagadkowy wyraz twarzy Malcolma, który wpatrywał się w medalion. Prześledziłam tor jego spojrzenia, chociaż już od początku podejrzewałam, kto przykuł jego uwagę. Moja matka. To musiała być ona. Była piękna, na tyle piękna, że od zawsze przyciągała spojrzenie wielu mężczyzn. Nigdy nie uległa modzie Kapitolu, pozostając naturalną i delikatną aż do końca, który zgotowało jej miasto, którym tak się brzydziła. Uśmiechnęłam się lekko, próbując odsunąć smutne wspomnienia na cześć tych, w których się śmiała, bo było ich przecież tak wiele. Po chwili radość jednak powoli zaczęła przeradzać się w niepokój, kiedy Malcolm nadal nie odrywał wzroku od zdjęcia. Przestąpiłam niepewnie z nogi na nogę, jednak ubiegł mnie, zanim zdążyłam się odezwać.
-To twoja mama?- Zagryzłam wargę i pokiwałam powoli głową, dopiero po chwili decydując się odezwać.
-Tak. Miała na imię Philippa, ale wszyscy mówili na nią Pansy. Ten mężczyzna obok niej to mój ojciec, a ten chłopak to mój brat.- Dodałam jeszcze, starając się mówić na tyle rzeczowo, o ile to było tylko możliwe. Drgnęłam lekko, słysząc następne słowa mężczyzny. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się szeroko. Nie spodziewałam się, że miał okazję poznać moją matkę. Jak długo się znali? Ufała mu? Ufałaby mu na tyle, żeby teraz powierzyć w jego ręce życie swojej córki?
-Nie wiedziałam.- Przyznałam szczerze, żeby zaraz po tym westchnąć cicho. Spróbowałam powstrzymać drżenie głosu, bo pomimo upływu lat to jedno wspomnienie dalej bolało.- Ona... zginęła podczas rebelii. Podobno była przypadkową ofiarą, ale chyba w to nie wierzę.
Odwróciłam wzrok od medalionu i pospiesznie sięgnęłam po schowane w głębi kieszeni dokumenty.
-Przepraszam, gapa za mnie- rzuciłam krótko, wyciągając je w stronę Malcolma. Mogłam się spodziewać, że zamierzali je sprawdzić, zresztą wcale im się nie dziwiłam. Nie niepokoiło mnie przekazywanie ich Malcolmowi, którego przecież znałam i któremu musiałam zaufać, co nie wydawało mi się specjalnie trudnym zadaniem. Dla pewności sprawdziłam ponownie kieszenie, ale cała ich zawartość znajdowała się już na stoliku. Wyglądało na to, że po raz pierwszy od dawna nie miałam niczego do ukrycia.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptyNie Gru 28, 2014 2:09 pm

przepraszaaaaaaam ;______;

Miała na imię Philippa, ale wszyscy mówili na nią Pansy. Ona... zginęła podczas rebelii.
Zamrugał. Słowa Sonei obijały mu się o czaszkę niemal boleśnie, a każde tępe uderzenie odłupywało fragment jakiegoś dawno zapomnianego muru, zza którego zaczynały prześwitywać mgliste smugi wspomnień. Poblakłych, pozbawionych kolorów i jakby ciemniejszych, odkąd dowiedział się, że osoba, której dotyczyły, nie żyła już od jakiegoś czasu. Nie żeby specjalnie go to zdziwiło; ludzie ginęli i znikali każdego dnia, a w trakcie rebelii tysiące Kapitolińczyków oddało życie... właściwie za nic. W imię niczego. Bo to, na co patrzyli dzisiaj, z całą pewnością nie było ani odrobinę lepsze od świata pozostawionego za podziurawionymi pociskami plecami, pogrzebanego gdzieś pośród pyłu i gruzów Ziem Niczyich.
Dlaczego więc czuł się, jakby nagle coś mu odebrano? Nie powinno to nim wstrząsnąć aż tak bardzo; minęło ponad dwadzieścia lat odkąd po raz ostatni widział Pansy. Nie była ani osobą, która zaprzątała jego myśli w trakcie codziennych czynności, ani nawet nie należała do zjaw przeszłości, powracających do niego czasami w snach. Jeśli miałby być szczery sam ze sobą, musiałby przyznać, że o niej zapomniał - pozwolił, by rozpłynęła się w i tak rozmytej przez alkohol i czas nicości, aż w którymś momencie przestało mu jej brakować, a w innym przestał też o niej myśleć. Nigdy nie oczekiwał, że kiedykolwiek spotka ją ponownie, a już na pewno nie, że jego ścieżki przetną się ze ścieżkami jej córki.
Ich córki?
Powstrzymał odruch potrząśnięcia głową, bezcelową próbę uwolnienia się od natrętnej myśli, która po tym, jak raz pojawiła się w jego umyśle, nie chciała się od niego odczepić. Nawet pomimo całej swojej absurdalności; dziwił się, że coś takiego w ogóle mogło mu zaświtać, bo przecież takie rzeczy się nie zdarzały. Nie w prawdziwym życiu. Może w książkach, może w tanich powieściach obyczajowych, w których twoja matka okazywała się być twoją córką, a twój ojciec potomkiem pradawnego księcia nieistniejącej wyspy. Czy coś w tym stylu. Ale to była fikcja, a prawdziwe życie było inne, realniejsze... łaskawsze? W to ostatnie szczerze wątpił, co nie zmieniało faktu, że w głowie miał chaos, kompletną sieczkę. Były sekundy, kiedy miał ochotę roześmiać się histerycznie, by za chwilę parsknąć ze złością nad swoją własną głupotą. Nie zrobił jednak żadnej z tych rzeczy; przelewając cały wysiłek w zachowanie neutralnego wyrazu twarzy, postarał się, by cała ta mieszanina emocji miała miejsce jedynie w środku, podczas gdy na zewnątrz wciąż przekonująco się uśmiechał i tylko uważny obserwator byłby w stanie dostrzec lekkie napięcie w mięśniach i nieznaczną sztywność w mimice twarzy.
Ręka drgnęła mu delikatnie, gdy brał od niej dowód tożsamości i przenosił spojrzenie z jej jasnych oczu na niewielki, plastikowy prostokącik, jakby spodziewał się wyczytać z niego wszystkie odpowiedzi. Zerknął na imię i nazwisko, następnie na miejsce urodzenia i zdjęcie, jakby celowo odciągając nieuchronny moment w czasie, ale w końcu spojrzał i na datę narodzin. Serce stanęło mu na ułamek sekundy w miejscu, gubiąc jedno uderzenie, w czasie, gdy odejmował w myślach miesiące i cofał się w przeszłość, gubił w datach, by w końcu znaleźć w tym wszystkim potwierdzenie, którego szukał. Osiem cyfr. Czarno na białym. Nadal jednak nie wierzył.
- Wszystko jest w porządku - rzucił w końcu, prostując się i oddając Sonei jej własność. Nie był jednak pewien, czy jego słowa odnosiły się do dokumentu. Sam głos wydawał mu się za to dochodzić jakby z oddali. Rozejrzał się na boki, przez moment spodziewając się, że ściany bunkra zaczną zapadać się do środka, a ziemia zatrzęsie się w posadach, ale nic takiego się nie stało. Strażnik przy wejściu nadal rzucał mu nieco dziwne spojrzenia, jakby nie rozumiejąc, dlaczego dowódca nagle zmienił procedury, a samo pomieszczenie wyglądało tak samo spokojnie, jak zawsze. Jedyne zniszczenia zdawały się dokonywać w głowie Malcolma, na szczęście lub nieszczęście, niewidoczne dla nikogo innego. Odchrząknął. - Gotowa? - zapytał, zwracając się do dziewczyny i gestem prosząc Strażnika, by otworzył potężne drzwi do korytarza głównego, przez cały czas zmuszony do przypominania sobie w myślach, że jest tylko członkiem Kolczatki, który oprowadza nowego rekruta po kwaterze. Jednocześnie nie mógł pozbyć się irytującego, dziwnego i irracjonalnego wrażenia, że w sekundzie, w której przejdą przez te drzwi, zawrą jakąś nieodwracalną i opłakaną w skutkach umowę, w żaden sposób niemożliwą do cofnięcia. A jednak, gdy wejście stanęło przed nimi otworem, zrobił krok do przodu, oglądając się za siebie i czekając, aż Sonea do niego dołączy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek EmptySob Sty 17, 2015 1:31 pm

Słowa przebrzmiały między nami, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że ich wypowiedzenie zabolało.
Nie, to nie był porażający ból, który sprawiłby, że miałabym ochotę rozpłakać się, paść na kolana i wołać o pomstę z głową uniesioną ku suficie bunkru. Zabolało raczej jak policzek, jak kawałek drzazgi w ranie, o której istnieniu człowiek nie zdawał sobie sprawy, dopóki na nią nie nastąpił. Krótkie, paraliżujące ukłucie, i potem znowu pustka. Wymowna.
Pierwszy raz od dłuższego czasu rozmawiałam z kimś o mojej rodzinie.
Do tamtej pory skutecznie omijałam ten element mojej biografii, odciągając uwagę słuchaczy opowieściami o Trzynastce, feralnej walce i pomyłce, o początkach jako szkoleniowca. I nikt nigdy nie zapytał, co naprawdę stanowiło dla mnie wielką ulgę. Właściwie to nawet nie wypowiadałam ich imion, oprócz jednego- oprócz Casa, który zawsze był swoistego rodzaju wyjątkiem. Rodzina była tematem tabu. Trzymałam wspomnienia o nich niemalże kurczowo, zupełnie tak, jakby miały prysnąć, gdybym się nimi z kimś podzieliłam. Jednak tak nie było. Wspomnienie przy Malcolmie o mojej matce nie sprawiło, że rozmyła się w moich myślach, wręcz przeciwnie; jedno imię sprowadziło lawinę wspomnień, tych mglistych i tych wyraźnych, które obrysowały jej postać wyraźnym konturem. Philippa. Pansy. Zawsze młoda, zawsze piękna i już na zawsze daleka. Dlatego zabolało. Paradoksalnie, chyba wolałam, żeby oni wszyscy pozostali wyblakłą łatą gdzieś w głębinach mojej psychiki, niż żeby znowu wracali do mnie w snach. Tak było łatwiej, i musiałam przyznać przed sobą, że czułam się z tym dobrze, chociaż stawiało mnie to w niekorzystnym świetle tchórza, który ucieka nawet od własnych myśli, i dlatego chyba wolałam się nad tym nie zastanawiać.
Nie wiedziałam, czy wiadomość o jej losach jakoś poruszyła Malcolma; nie kontynuował tematu, więc z pewną ulgą poszłam w jego ślady, obserwując, jak przegląda moje dokumenty. Nie martwiłam się, wiedząc, że nie było w nich niczego niepokojącego. Znacznie bardziej intrygowały mnie drzwi, które, jak się domyślałam, prowadziły wgłąb bunkru. Niemalże siłą powstrzymywałam się od ruszenia w ich kierunku, cierpliwie czekając na zakończenie kontroli, które zresztą nadeszło szybko. Odebrałam dokumenty i uśmiechnęłam się w stronę Malcolma, odruchowo chowając je do kieszeni.
-Jak nigdy wcześniej- odparłam w odpowiedzi na jego pytanie, biorąc głęboki wdech, ściągając wodze emocji i robiąc krok do przodu. Jeden. Potem drugi, tak, żeby zrównać się z Malcolmem. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie z ukosa i roześmiałam się cicho.
-Niecierpliwe panie przodem?- Zapytałam z rozbawieniem, widząc, że na mnie poczekał, i nie mogąc już dłużej się powstrzymywać, przestąpiłam przez drzwi razem z towarzyszącą nam obstawą, oglądając się przez ramię i szukając wzrokiem swojego nowego dowódcy.
Od dawna nie czułam się tak uszczęśliwiona perspektywą czegoś, co było tak niebezpieczne i wspaniałe zarazem.

Tym razem to ja bardzo przepraszaaaaam! ;______;
Powrót do góry Go down
Sponsored content

[P2] Przedsionek Empty
PisanieTemat: Re: [P2] Przedsionek   [P2] Przedsionek Empty

Powrót do góry Go down
 

[P2] Przedsionek

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Cypriane Sean

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Dzielnica Południowa :: Bunkier-