|
| Dziura w murze otaczającym KOLC | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 02, 2013 9:06 pm | |
| |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Pon Maj 27, 2013 11:12 pm | |
| /zaczynamy!
W wąskiej uliczce dało się słyszeć echo kroków Cordelii, która nadchodziła powoli z północnej części KOLCa. Tup, tup, tup. Raz głośniej, raz ciszej. Kroki ustały, potem nagle przyspieszyły, a potem jeszcze raz ustały. Niezawodna metoda sprawdzenia, czy za rogiem nie czai się ktoś niepowołany, ale także jawna próba zwrócenia na siebie uwagi. Panna Snow wiedziała, że z okien starej kamiennicy obserwuje ją teraz niejedna para oczu, zbyt przestraszonych by wyjrzeć, a z drugiej strony na tyle zaciekawionych, by trwać w tej obserwacji. Cordelia lubiła być w centrum uwagi. W starym Kapitolu codziennie miała do tego okazję, tutaj, w swoistym obrazie nędzy i rozpaczy, nie wyróżniała się tak bardzo na tle innych. Każda okazja była dobra, aby zaznaczyć swoją obecność, nawet ta dziecinna zabawa z krokami. Dziewczyna wychyliła się zza rogu i ujrzała wreszcie cel swojej wyprawy - sporych rozmiarów dziurę w murze otaczającym KOLC. Nie odważyła się podejść bliżej, po drugiej stronie mógł przecież spacerować patrol. Dopóki tylko ją słyszeli, nie obchodziła ich. Gdyby ją zobaczyli, sprawy mogłyby potoczyć się inaczej. Przeszła jeszcze parę kroków chodnikiem, po czym zeskoczyła z niego z głuchym tąpnięciem. Przez ułamek sekundy myślała, że z drugiej strony dobiegł ją jakiś głos, jednak to tylko wiatr postanowił zaświszczeć nieco głośniej. Skoro jej specyficzne hałasy nie wzbudziły żadnego zainteresowania, oznaczało to, że żadnego patrolu nie było. Dziewczyna nie odważyłaby się jednak przejść na drugą stronę, jeszcze nie teraz. Być może kiedyś przyjdzie pora na opuszczenie KOLCa w taki sposób, jednak ten czas jeszcze nie nadszedł. Należałoby przygotować wszystko po drugiej stronie, zdobyć fałszywe dokumenty, znaleźć zaufanych ludzi... No tak, wszyscy po tamtej stronie Ci teraz sprzyjają. Panna Snow prychnęła i wymamrotała coś cicho pod nosem, a z jej ust uniosła się charakterystyczna para. Energicznie obróciła się na pięcie, jej szara, gruba wełniana spódnica aż zafalowała, po czym ruszyła powoli w kierunku, z którego nadeszła (Cord, nie spódnica). Cisza wydawała się niepokojąca, jednak dla Cordelii nie miało to większego znaczenia. Przyszła tu w jednym celu, nie zamierzała wchodzić w paradę nikomu ani niczemu innemu. Z mieszkania z uchylonym oknem dobiegł ją dźwięk zegara z kukułką (Kto normalny zostawia okno otwarte w środku zimy? No tak, czyli to kolejne z mieszkań bez właściciela). A więc to już, wybiła umówiona godzina? Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na mur, po czym na powrót schowała się za ścianą budynku. Policzyła do dziesięciu i zagwizdała na palcach. Jedna z niewielu pożytecznych rzeczy, których nauczył mnie ojciec. Nadstawiła uszu i oczekiwała na sygnał z drugiej strony. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Maj 28, 2013 5:02 pm | |
| / Start!
Wolnym krokiem ruszyła w stronę getta. Dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać jak normalny spacer Nowego Kapitolińczyka pochodzącego z Nowego Panem. Nowego, bo dawniej nie było żadnego takiego podziału. Przynajmniej w Kapitolu większość była sobie równa, a przynajmniej nikt nie nosił na sobie plakietki: „ Zabrałem innym to co należało do nich i przywłaszczyłem to sobie. A teraz wy siedźcie grzecznie w więzieniu i patrzcie jak się tym chełbię”. I pomyśleć, że dawniej te osoby były zwykłymi ludźmi, mieszkańcami Dystryktów nienawidzącymi Kapitolu, a teraz sami stali się tymi, których tak nie lubili. I to nie tylko z miejsca zamieszkania, ale również z charakteru. Co im więc przyszło z całej rebelii? Tylko więcej zła i ofiar. Tego oczekiwali? W pewnym momencie dotarła do granicy KOLCa. Większość pewnie uciekłaby teraz przed brudem i ubóstwem, w którym jeszcze niedawno sami żyli. Jednak zamiast tego Alys ruszyła dalej wzdłuż muru. W końcu dotarła do jednego budynku. Był stary i widać było, że jego lata świetności już dawno minęły. Aż dziw bierze, że i ta budowla nie znalazła się w obrębie getta. Ruszyła powoli w wyznaczonym kierunku przybierając na twarz wyraz zamyślenia. Jeśli teraz zatrzymałby ją strażnik mogłaby spokojnie udawać, że zamyśliła się i nie zauważyła gdzie doszła. Kiedy znalazła się już w środku, usłyszała gwizd. Może gdyby była tutaj przez przypadek pomyliłaby ten dźwięk z wiatrem, ale nie teraz i nie panienka Marberry. Z resztą trudno byłoby pomylić skrzętnie ułożony znak. Wyszła przez okno z boku domu i powoli skradła się do muru i zagwizdała dwa razy w odpowiedzi. Każde gwizdnięcie było przerwane sekundą ciszy jak ustalono. Całość jednak wyszła trochę nieporadnie , ponieważ Alyssa nigdy nie nauczyła się jak porządnie wykonywać tę sztuczkę. Stanęła lekko z boku tak, żeby osoby przechodzące przez ulicę po drugiej stronie nie mogły jej zobaczyć. Niestety tym sposobem odsłaniała się ze swojej strony. W tej sytuacji nie mogła zrobić nic innego poza modleniem się, aby nikt jej nie zauważył. Zawsze ciekawiło ją jak wygląda życie po tamtej stronie. Jednak nigdy nie miała odwagi zapuścić się głębiej niż do samego muru. Co jeśli później nie mogłaby wrócić? Co jeśli okazałby się, że tych, których szuka tam nie ma? Już lepiej żyć w niewiedzy, przynajmniej na razie. Może jednak wmawiała sobie to wszystko tylko dlatego, że nie chciała się przyznać do tego, iż nie posiada tyle odwagi ile by chciała.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Maj 28, 2013 9:20 pm | |
| Przez chwilę wydawało jej się, że nikt nie odpowie, a ona dalej będzie tu stała jak głupia, oczekując na coś, co nigdy nie nastąpi. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała dwa gwizdy. Niezbyt głośne, oddzielone sekundą ciszy, czyli tak, jak ustalono. To musiała być Alyssa. Cordelia w głębi duszy ucieszyła się jak dziecko, mając nadzieję, że kuzynka oprócz dobrych wieści przyniosła jej także coś do jedzenia, do przeżycia a może nawet do zabicia nudy? Sama panna Snow dysponowała jedynie swoim starym odtwarzaczem mp3, a oszczędzała go, jak tylko mogła. Dziewczyna wyłoniła się zza rogu i postąpiła kilka kroków ku Alyssie, którą natychmiast rozpoznała, pomimo ciepłego odzienia. Szybko wskazała jej głową stare, zniszczone drzwi prowadzące do pomieszczenia na parterze, będącego kiedyś sklepem. Nie zamieniły słowa dopóki nie znalazły się w środku. Było ciemno, jedynym źródłem światła było okno, przez które wpadało światło ulicznej latarni. -Udało Ci się - stwierdziła, co w jej wykonaniu było równoznaczne z pochwałą wystosowaną ku kuzynce - Nie miałaś większych problemów? Jasne, że chciała wiedzieć, co słychać u Alyssy, ale nie byłaby sobą, gdyby to o to martwiła się najbardziej. Starając się być jak najbardziej znośną, odczekała kilka chwil, aż rudowłosa odpowie jej na pytanie, a potem prosto z mostu wywaliła: -Masz jakieś wieści? Czy on żyje? Gdzie go trzymają? ON. Prezydent Snow, dziadek Cordelii i wujek Alyssy. Osoba Nieporządana Numer Jeden. Dało się poznać, że blondynka jest zniecierpliwiona, ale przecież odkąd tylko trafiła do KOLCa, nie miała kontaktu z nimi z rodziny. Cudem udało jej się przekazać wiadomość pannie Marberry. Mimowolnie zaczęła przyglądać się uważniej swojej towarzyszce. Czy ma jakiś plecak? Czy cokolwiek jej przyniosła? Nie miała zamiaru się prosić, gdyby było inaczej, miała przecież swoją dumę. Lub ośli upór, jak zwykli nazywać to niektórzy. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Sro Maj 29, 2013 8:39 pm | |
| Czy nie popełniła błędu? Czy za ścianą stoi na pewno Cordelia? Może był to tylko zwykły przechodzień, a kiedy usłyszał gwizdy postanowił sprawdzić skąd pochodząc? Te i inne wątpliwości huczały w głowie Alyssy dopóki zza rogu nie wyjrzała znajoma twarz. Kuzynka nie zmieniła się aż tak bardzo z wyglądu od ich ostatniego spotkania, które odbyło się… pół roku temu? Rok? Na pewno minęło dużo czasu od ich ostatniego widzenia. Może jedynie trochę wydoroślała. Oraz oczywiście nie nosiła już tych samych ubrań jak dawniej. Nie obnosiła się tak ze wszystkim, bo nie miała prawie nic. W tej chwili Alys zaczęła trochę żałować, że nie zabrała ze sobą żadnych ubrań. Może była to lekcja pokory dla Cor, ale sama nie chciałaby się znaleźć na jej miejscu. - Oczywiście, że nie. I jak widzę ty też nie. Jesteśmy zbyt sprytne dla nich. – uśmiechnęła się na te słowa. Budynek był zimny, ciemny oraz było czuć w nim wilgoć. Miała nadzieję, że teraźniejszym władzom nie udało się jeszcze dostać do podsłuchów, które dawniej znajdowały prawie że w każdym miejscu. Miała jednak nadzieję, że wilgoć i zimno zrobiły swoje i sprawiły, że wszystkie tego typu urządzenia przestały działać. - Nie mam o niczym pojęcia. Nie mam jeszcze dostępu do tego typu informacji. Są to jedne z najbardziej tajnych wiadomości. Ale myślę, że żyje, w przeciwnym razie nie ukrywaliby tego. – odpowiedziała kuzynce ważąc każde słowo. Jak powiedziała, nie posiadała zbyt wielu informacji, a nie chciała robi Cor nadziei jakimś głupim sformułowaniem. Odwróciła się w stronę okna pod uważnym wzrokiem dziewczyny. Czego jeszcze od niej oczekiwała? Dostała przecież informacje, które tak pragnęła. A Alys nie mogła jej wydostać. Sama miała wątpliwości czy stąd wyjdzie. Nie chciała narażać siebie na dodatkowe niebezpieczeństwo zabierając stąd kuzynkę. - Czy tutaj dzieje się coś ciekawego? Masz jakieś przydatne wiadomości? Znasz osoby, których pomoc może być przydatna? – spytała nagle po chwili.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Sro Maj 29, 2013 11:58 pm | |
| Zbyt sprytne, taak. I dlatego właśnie Cordelia żyła po tej stronie muru, a Alyssa po tamtej. Bo ktoś okazał się być bardziej sprytny, niż ustawa przewidywała i zabawił się w rebelię. Dziewczyna wzruszyła ramionami. -Chyba mamy to we krwi - powiedziała, bez przekonania, wpatrując się w kuzynkę. Zauważyła, że ta rozgląda się uważnie, jednak budynek był sprawdzony. Cordelia dowiedziała się od nim od pewnego chłopaka, który przemycał jedzenie do getta. No dobra, może 'dowiedziała się' było za dużym słowem, bo panna Snow po prostu podsłuchała jego rozmowę z jakąś przekupką z targu, jednak informacja to informacja. Sama już wcześniej odwiedziła ten stary sklep i na tyle, na ile potrafiła, sprawdziła go. -Wyślij mi wiadomość, jeśli tylko czegoś się dowiesz - powiedziała, jakby nie była to oczywista sprawa - Tą samą drogą, tamten posłaniec jest zaufany. 'Zaufany' oznaczało w tym przypadku kogoś dobrze opłaconego. Cordelia sprzedała jeden z pierścionków, który matka przeszmuglowała do getta, oczywiście nic jej o tym nie wspominając. Maureen Snow i tak nie zauważy jego braku, niby kiedy miałaby go założyć? -O tak, idę o zakład, że zrobiliby z tego niezłe show. Już widzę te nagłówki! 'Prezydent Snow skazany na śmierć!' Może jeszcze zafundowaliby mu takie atrakcje, jak przed Igrzyskami? Ostatni, przedśmiertny wywiad z Flickermanem! Cordelia szybko pozbyła się tej myśli z głowy i zacmokała ze zniecierpliwienia. Jasnym było, że Alyssa nic jej nie przyniosła. Panna Snow nie zamierzała jej tego wypominać, choć miała największą ochotę to zrobić. Na pytanie kuzynki uniosła brwi wysoko, jakby nie dowierzała w to, co przed chwilą usłyszała. -Ciekawego? Pomyślmy... - założyła ręce na piersiach i zrobiła zamyśloną minę - Ludzie się nudzą, o tak. Są na tyle znudzeni, że skaczą z balkonu piątego piętra, jak mój sąsiad wczoraj. Do teraz nie mogła się pozbyć wspomnienia jego ciała, leżącego na chodniku, na którym po chwili pojawiła się czerwona kałuża krwi. -Co do przydatności niektórych osób... - Cordelia zastanowiła się, jak ma przekazać kuzynce następną wiadomość, ale postanowiła zabawić się jej kosztem. Zupełnie jak za starych czasów - Obecnie pracuję w burdelu, a tam zawsze usłyszy się najwięcej, no nie? Oczywiście nie mówię o tych wszystkich jękach i sapaniu, nie myśl sobie. Starała się aby jej mina nie wyglądała na podejrzaną. Powiedziała w końcu prawdę, no nie? Pracowała u Fransa, jako ktoś w rodzaju pokojowej. Miło jednak było zażartować sobie ze swojej sytuacji, bo to ostatnie, co jej teraz zostało.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 12:43 am | |
| Wszystko polegało na tym jak kto potrafił ustawił ustawić się w życiu. I naturalnie na szczęściu, ale to tylko taka ładna (bardzo ważna) ozdóbka. Tu akurat trzeba było przyznać, że Alysssa, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, w czasie ataku nie znajdowała się w Kapitolu. A raczej znajdowała tyle, że po tej wygranej stronie. Ale to nie jej wina, że wysłano ją akurat wtedy na tajną misję. - Oczywiście – tak brzmiała jej wyczerpująca odpowiedź. Po kilku minutach uświadomiła sobie jednak, że pokój jest czysty. Sprawiało to, że ten budynek był tylko tak samo nudny, brudny i monotonny jak pozostałe. Nie było w nim żadnej rozrywki. Włożyła ręce do kieszeni, aby je ugrzać i zarazem sprawdzić czy to co tam włożyła nadal znajduje się na swoim miejscu. - W tych czasach nie można ufać nikomu, ale jeśli tak uważasz… -może Cor miała jakieś specjalne sposoby na zdobycie zaufania u innych, kto wie. Poza tym i tak nie miała zamiaru zmieniać informatorów, im mniej osób wie o tym wszystkim tym lepiej. Zaangażowanie większej ilości osób byłoby niebezpieczne, więcej osób mogło donieść na nie obie. - Nie o tego rodzaju informacje mi chodziło. – zamilkła na chwilę kiedy Cordelia kontynuowała swój monolog. Burdel, powiadasz kuzyneczko? – Skoro pracujesz w tak interesującym miejscu to na pewno będziesz miała mi wiele do powiedzenia na ten temat, prawda? Możesz podać jakieś przykłady tego co zasłyszałaś? A tak z drugiej strony, to nigdy nie sądziłam, że upadniesz tak nisko. Powinnaś mieć przynajmniej trochę więcej godności jako wnuczka prezydenta. – po tych słowach uśmiechnęła się lekko do kuzynki. Jeszcze nie do końca rozumiała intencje Cor kiedy wymawiała te słowa, ale wszystko najpewniej wyjdzie z czasem. Wystarczy trochę poczekać. - Coś jeszcze? – ponownie odczekała chwilę dając swojej rozmówczyni czas na odpowiedź. – Plany chcesz zacząć tworzyć już teraz czy przy następnym spotkaniu? Ja na razie mam czas, ale nie chciałabym wcinać ci się w twój grafik, który jest na pewno bardzo napięty.- ostatnie słowa aż ociekały sarkazmem. Plany, plany i jeszcze raz planowanie. Minęło już sporo czasu, a wszystko nadal stało w miejscu, ponieważ nikt nie chciał się za to zabrać. W końcu wypadałoby się zebrać i to wykonać, ale nic na siłę. Jeśli nie teraz to można to zrobić w ciągu kilku najbliższych dni, może miesięcy, byle nie lat. Poza tym takich planów nie tworzyło się w kilka minut. Na to potrzeba godzin, dni.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 10:01 am | |
| Niektórym się udało, innym nie. Cordelia na zamknięcie w KOLCu zasłużyła sobie tylko swoim nazwiskiem i pochodzeniem. Niedobitki z ostatnich Igrzysk i biedota z dystryktów mogły chodzić wolno po Kapitolu, bo jakiś nowy dyktator wyrósł spod ziemi (dosłownie) i postanowił, że czas przejąć władzę. Czym rządy Coin różniły się od rządów prezydenta Snowa? No tak, nie było Igrzysk, ale Cordelia nie wiedziała, czy ma to traktować na plus, czy może na minus (och, słodka ironio!). -Chcesz mi coś zasugerować? - zapytała, trochę za bardzo opryskliwie. Może Alyssa dlatego przyszła tutaj bez niczego, bo miała jej oznajmić, że nie panna Snow nie ma co na nią liczyć? No, to by było piękne dopełnienie sytuacji, w której się znajdowała. -Pracuję tam, co nie znaczy, że sprzedaje swoje ciało. Nigdy nie upadnę tak nisko - powiedziała, unosząc dumnie głowę i spoglądając kuzynce w oczy, jakby rzucała jej wyzwanie - Ścielę łóżka, sprzątam, pomagam malować niektóre dziewczyny.Taki burdel szybko stał się namiastką starego Kapitolu dla wszystkich dookoła. Nie dodawała już, że dla niej samej także była to odskocznia od szarej rzeczywistości. No i był jeszcze Frans, ale teraz nie pora to roztrząsać. -Konkretnych informacji jeszcze nie usłyszałam, ale badam nastroje. Zdziwiłabyś się, jak wielu ludzi jest, mimo wszystko, przeciwko Coin. Jeszcze dwa, trzy miesiące i ktoś na bank postawi się jej oficjalnie. Gdy wypowiadała te słowa, rosła w niej satysfakcja z tego, że rządy Starej Almy mogą nie potrwać za długo. -Wydaje mi się, że nie ma co planować, no nie? Nie wiemy, gdzie go trzymają ani kto może w tej sprawie pomóc. Nie wierzę, że to mówię, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość. Poczekać na rozwój wydarzeń. Chyba, że masz już jakiś plan? Cordelia spojrzała na Alyssę podejrzliwie, po czym zaczęła rozcierać zmarznięte ręce. Chociaż pokój był sprawdzony i bezpieczny, nie podwyższało to temperatury w nim i wciąż było tutaj cholernie zimno. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 2:14 pm | |
| Problem polegał na tym, że rządy Coin nie różniły się zbytnio od rządów Snowa. Słyszała jak wielu ludzi nazywało dziadka Cordelii tyranem. Ale kim była Alma jeśli właśnie nie nim. Zmiana polegała jedynie na zastąpieniu starego tyrana nowym i zburzeniem systemu, który był budowany przez dziesiątki lat. A powód? Ponieważ jednostce nie podobało się coś. Tylko, że nie istnieje rząd idealny. Nigdy nie będzie takiego, nieważne co chce utworzyć Coin. Zawsze znajdzie się coś uciążliwego dla jednych, a sprzyjającego dla innych. Co więc było złego w tym starym systemie? - Ja? Skądże znowu. – Dlaczego niby miała coś sugerować? Nie miała takiej potrzeby. Nawet na zwykłą odpowiedź dziewczyna reagowała aż nader opryskliwie. Po co więc dolewać jeszcze oliwy do ognia? - Mam taką nadzieję. –odpowiedziała przyglądając się Cordelii - Muszę jednak przyznać, że to dziwne miejsce na wspomnienia o Starym Kapitolu. Ruiny Pałacu Sprawiedliwości zrozumiałabym, ale burdel? Zresztą nieważne, jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Jej kuzynka sprzątaczką? Ta myśl była na tyle zabawna, że na twarzy Alyssy pojawił się lekki uśmiech. Ta sam, która dawniej tak ochoczo rozkazywała innym teraz była osobą, której rozkazywano. - Postawić się może, ale wątpię, żeby odniosło to efekt jakiego będzie się oczekiwać. Coin jest teraz bardzo ostrożna i nie da się pierwszemu lepszemu rebeliantowi. Mam jednak nadzieję, że to będzie po prostu zapalnikiem, iskra, która wzbudzi prawdziwy bunt. Tylko jeśli będzie to wyglądało tak, że każdy weźmie łom i będzie biegał wymachując nim dookoła głowy, rezultat nie będzie zadowalający. Przynajmniej taka jest moja opinia. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie szukając jakichkolwiek oznak życia. Jednak ulica wyglądała tak jakby jej jedynym mieszkańcem była tylko samotność i smutek.. - Nie mam. – pokręciła ze smutkiem głową. Bardzo pragnęła coś wymyślić, cokolwiek byle dałoby się to wykorzystać. Jednak nie mogła na tym skupić myśli. Być może, gdyby miała przynajmniej jedną, małą informację mogłaby ułożyć do niej plan, ale jak na razie nie posiadała zbyt przydatnych wiadomości. -Może nie ma co planować, ale właśnie w ten sposób Coin udało się wygrać. Wszystko przemyślała i nic nie mogło jej zaskoczyć. Ale poczekać możemy. Wybadam w tym czasie grunt i postaram się zdobyć jak najwięcej informacji. Ty też się postaraj. Zobaczymy się jak coś znajdziemy. - Coś jeszcze? – ponowiła pytanie. Czas to pieniądz, a ona musiała załatwić jeszcze parę rzeczy. Choć raczej jej się nie śpieszyło. Zapytała raczej, ponieważ chciała usłyszeć jeszcze jedną rzecz.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 3:28 pm | |
| Na tematy polityczne można by się rozwodzić i rozwodzić, jednak główne tezy zostały już postawione: Coin jest gorszą wersją Snowa. Nie zrozumcie tego źle, nie chodzi o to, że jest bardziej okrutna, bo jeszcze niczego (oficjalnie) nie zrobiła. Jej ambicje po prostu ją przerosły. Prezydent Snow przez kilkanście lat nie dał sobie w kaszę dmuchać, a Stara Alma już ma się czego bać. Nie jest to jednak odpowiedni czas i miejsce aby się nad tym roztrząsać, zwłaszcza, że Cord nie znała żadnych konkretnych planów politycznych zagrywek. Kiwnęła tylko głową na znak, że temat podejrzeń o rozłam wśród kuzynek uważa za niebyły. Skoro Alyssa zaprzeczyła, nie było co go ciągnąć. Nie oznaczało to wcale, że Cordelia ufa jej całkowicie, co to, to nie. Przecież panna Marberry miała w sobie krew Snow'ów! Na pewno wiedziała, że to o własny interes powinna się najbardziej troszczyć. -Otóż to - przytaknęła, kończąc także temat okołoburdelowy - Postaram się wyciągnąć z tego coś więcej, to jedyne, co mogę teraz zrobić. Zirytował ją uśmiech i spojrzenie, którym obdarzyła ją Alyssa. Czyżby pojawiło się w nim coś na kształt kpiny? Do tej pory to przecież panna Snow rozstawiała ludzi po kątach, a teraz ewidentnie była od kogoś zależna. Tak być nie powinno, to ją wkurzało, ale nic nie mogła z tym zrobić. Z drugiej jednak strony, miała swoją dumę, a obecność członka rodziny i w ogóle kogoś, kto ustawił się lepiej od niej, od początku sprawiała, że Cordelia była w nie najlepszym humorze. -Nie mówię o pierwszym lepszym rebeliancie - warknęła, po czym oparła się o starą sklepową ladę - To ktoś z rządu może chcieć ją obalić. Rozwalić od środka. Pewnie się tego spodziewa, ale co z tego, nóż w plecy zawsze boli. I może ją wytrącić z równowagi. Obserwowała rudowłosą, która podeszła do okna i przez chwilę panowała między nimi względna cisza. Obie wiedziały, że nie mogą tu siedzieć nie wiadomo jak długo, dlatego gdy Alyssa odezwała się po raz kolejny, Cordelia już miała przygotowaną formułkę. -Tak, tak, wybadaj grunt, a ja wyciągnę coś od grubych ryb odwiedzających przybytek Fransa. Zbliżał się koniec ich spotkania, a pannę Snow aż korciło aby zadać jeszcze jedno pytanie. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie starała się aby zabrzmiało ono jak najbardziej oschle. -Następnym razem mogłabyś przynieść ze sobą coś pożytecznego, dobra? - zapytała, jakby to była winna panny Marberry, że Cord musiała zadać takie pytanie - Nie potrzebuję łaski, ale miło by było mieć coś na wymianę, no wiesz, za informacje. Była z siebie dumna, żadne z jej słów nie zabrzmiało rozpaczliwie. Cordelia nie cuchnęła desperacją na kilometr, jak większość mieszkańców KOLCa. Nadal pozostawała lepsza od innych, a przynajmniej to wmawiała sobie po każdej pobudce i przed każdym snem. Rzeczywistość przedstawiała się jednak zupełnie inaczej, ale to do panny Snow nie docierało. Jeszcze.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 5:10 pm | |
| Obie dziewczyny nie należały do osób, którym można powierzyć bezpiecznie własne sekrety. W dodatku obie dziewczyny nie ufały sobie nawzajem. No bo kto byłby na tyle głupi, aby zaufać przynajmniej jednej z nich? Tym młodym, bezbronnym dziewczętom o czystych sercach? - Może i w rządzie są osoby, które chcą obalić Coin, ale większość z nich to tchórze. Poza tym mało kto zaryzykuje stratę pozycji albo nawet życia za zamach jeśli ten się nie powiedzie. A osoby zamieszkujące KOLC nie mają tego problemu. Prawie żadna z tych osób nie posiada czegoś co trzymałoby ją tutaj, poza rodziną oczywiście, ale znajdzie się osoba, która poświęci własne życia dla dobra bliskich. Nie kłóćmy się jednak. Każda z nas ma odmienne zdanie na ten temat i nic tego nie zmieni. Nie było sensu prowadzić dalej tej dyskusji. Obie dziewczyny należały do upartych, a dalsza dyskusja mogłaby doprowadzić tylko do kłótni między nimi. - Coś przydatnego? Nie potrzebujesz łaski? Ach, coś na wymianę za informacje? – zaśmiała się cicho. Cordelia była doprawdy mistrzynią okręcania tematu w bawełnę.- Na taką wymianę najlepsza jest jakaś wiadomość. Informacja za informację. Na pewno znajdziesz coś co będzie interesujące dla twojego rozmówcy. Nawet jeśli nie, to jestem przekonana, że uda ci się coś wymyślić. Tylko pamiętaj, że najlepsze kłamstwo to to, w którym jest szczypta prawdy. – Aż trudno było przestać jej się śmiać widząc Cordelię. Tak świetnie się z nią droczyło, jak za starych czasów. Z kieszeni wyjęła dwie małe rzeczy. Jedną z nich była puszka konserw, a drugą niewielki bochenek chleba, taki, że idealnie mieścił się w kieszeni. Rzuciła oboma przedmiotami w dziewczynę mając nadzieję, że jej refleks nie ucierpiał. - A to gdyby zabrakło ci weny twórczej. Myślę, że wiele osób w KOLCu tego właśnie potrzebuje. A jeśli uda ci się zdobyć informacje od jakiejś grubej ryby, podziel się tym z rodziną. Na pewno Maureen się z tego ucieszy. I musisz mi powiedzieć jakich pożytecznych rzeczy Ci potrzeba. Następnym razem nie chcę cię zawieść. Tak przyjemnie było zobaczyć w końcu kuzynkę. Bardzo niewiele zmieniła się od czasów dzieciństwa. Nadal pozostała tym małym tyranem, którym była dawniej i nawet zabranie jej starego domu i przeniesienie do getta jej nie złamało. Jeszcze. Nie wiadomo ile uda się wytrzymać tej dziewczynie, z która spędziła wspólnie dzieciństwo i u boku, której dorastała. Będzie musiała jak najszybciej znaleźć sposób aby ją stąd zabrać. Tyle że to nie było takie proste jak wydawać się mogło na pierwszy rzut oka. Słyszała o wielu próbach ucieczek lub uwolnienia mieszkańców KOLCa przez Kapitolończyków. Jak na razie większość z marnym skutkiem. Jednak niektórym ta sztuka wyszła, ale zaraz po tym osoby te, uciekinierzy jak i ich pomocnicy, znikali bez śladu. Sama nie wiedziała czy to z powodu złapania, czy prawdziwej ucieczki. Nie chciała jednak ryzykować dopóki nie będzie pewna powodzenia całej akcji. - To do zobaczenia. – pożegnała się po czym ruszyła w drogę powrotna.
[zt]
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Maj 30, 2013 6:13 pm | |
| O tak, serce Cordelii było nieskazitelnie czyste, zupełnie jak reputacja jej dziadka. Alyssa też nie była niewinną i bezbronną dziewczynką, a przychodząc do KOLCa udowodniła swoją odwagę. Dziewczyny nie ufały sobie, jednak coś kazało im przecież dziś tutaj przyjść, prawda? Czy to więzy krwi, chęć przetrwania z jednej, a ciekawość z drugiej strony... nie ważne. Obie stały teraz w tym zimnym i brudnym pomieszczeniu, a to już progres. -Nie aż tak odmienne, wierz mi - Cord uśmiechnęła się pod nosem i przytaknęła, kończąc dywagacje na tematy polityczne. Sytuacja zmieniała się zapewne z dnia na dzień, a one o tym i tak nie wiedziały. A przynajmniej nie panna Snow, całkowicie odcięta od jakichkolwiek sensownych informacji. Do teraz. Dziewczyna miała szczerą nadzieję, że kuzynka nie zawiedzie i od tej pory wymiana newsów między nimi będzie przebiegać płynnie i bez żadnych komplikacji. -Dobrze się bawisz? - zapytała poddenerwowana, gdy tylko usłyszała śmiech rudowłosej. Ach, gdyby tylko to był ktokolwiek inny... Cordelia pokazałaby mu wtedy, gdzie sobie może wsadzić swoje kpiny. -Świetnie, skoro tak stawiasz spra... - zaczęła, mając w zamiarze strzelenie potężnego focha, gdy kuzynka wyciągnęła puszkę konserwy i chleb i rzuciła jej to wszystko w ręce. Snow złapała je w locie i zamarła. Czuła napływającą wściekłość, a na usta cisnęło się jej słowo kompletnie odmienne od podziękowania. Przez chwilę myślała, że została potraktowana jak zwierzątko, które za wykonanie poprawnej sztuczki zostało nagrodzone jedzeniem. Zauważyła jednak zmianę na twarzy kuzynki, a gdy ta wspomniała o jej matce, cała wściekłość zaczęła z niej powoli wyparowywać. -Wiedziałam, że pod tym względem nie zawiedziesz - mruknęła, wgapiając się w podłogę, bo mimo wszystko czuła się trochę (odrobinkę!) winna wszystkich swoich wcześniejszych wybuchów i warknięć. Jednak panna Marberry znała ją na tyle, by nie mieć jej tego za złe. -Głównie jedzenia, jego zawsze brakuje. Z resztą jakoś sobie radzę - oznajmiła, a w myślach już wymyślała sto różnych sposobów wykorzystania puszki, którą właśnie dostała - Pozdrowię od Ciebie mamę. Po raz pierwszy w czasie trwania tej rozmowy, Cordelia uśmiechnęła się szczerze do swojej towarzyszki. Akurat na odchodne, bowiem rudowłosa właśnie ruszyła do wyjścia. -Powodzenia! Gdy za kuzynką zamknęły się drzwi, blondynka odczekała chwilę, a potem z wielkim impetem kopnęła w stojący obok stół. Na jej nieszczęście noga, w którą trafiła, była chyba spróchniała, bowiem chwilę później mebel runął na ziemię, wydając straszliwy łoskot. Ups! Cordelia schowała konserwę i chleb do wewnętrznej kieszeni starego płaszcza, który miała na sobie, a potem dyskretnie wyjrzała na ulicę. Gdy nie zauważyła ani nie usłyszała nikogo, szybkim krokiem zaczęła się przemieszczać w kierunku domu. Dotarła tam kilka minut później, zastając oboje rodziców zdrowych i całych. Czyli ten dzień można zaliczyć do udanych.
[zt] |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Cze 11, 2013 3:55 pm | |
| Ludzie to zabawki. Wszyscy są tylko idiotami, marionetkami w czyjś rękach. Nawet Ci, którzy „dzierżą berło” są zależni od swych poddanych. To wszystko współgra… od zawsze są gorsi, słabsi i biedniejsi, od zawsze ci drudzy będą stanowić podporę i właściwy głos świata. Ale co się stanie, kiedy szept zamieni się w krzyk i Ci, którzy do tej pory znajdowali się w podstawie hierarchii, wspinają się na sam szczyt. Wówczas powstaje coś takiego zwane cyrkiem pełne klaunów rozśmieszających publiczność oraz komicznych sytuacji, w anarchii, chaosie i po prostu bezprawiu. To niedouczeni ludzie chwytają za władzę, wykorzystują ją w ten sposób, aby tym, którym do tej pory było źle, w końcu się poszczęściło. To złe. Po prostu złe – tych, którzy do tej pory byli u władzy lub po prostu mieszkali ramię w ramię z nią, są zrzucani do getta, a tam dręczeni i porzuceni, zapomniani. A irytujące, przynajmniej dla Mathiasa, było to, że pojawiali się czasami w Violatorze, śmiali się i żartowali w „iście Kapitolinskin stylu”. Ach ta wykwintność i peruki, ten sztuczny, podrabiany akcent. Nikt, kto wychował się w jakimkolwiek dystrykcie, nigdy nie będzie rasowym Kapitolinczykiem. W tym mieście zagłady i strachu trzeba się po prostu urodzić i wychować, w samym centrum piekła, wśród ludzi o pięknych kolorowych twarzach – jak klauni, straszni przerażający klauni, obecnie po prostu ludzie-zombie pałętający się po KOLCu w poszukiwaniu sensu życia, które utracili wraz ze stratą stanowisk. A Mathias po prostu żył, starał się kiedyś dostosował, gdy był mały, ale żył zbyt daleko tłumów i przepychu, na uboczu i nawet czasami, jakby się mocno postarał, mógłby wyzbyć się przeciągania spółgłosek i przeróżnego rodzaju sztuczkom językowym stosowanym przez Kapitol. Tym razem jednak był zmęczony, nieco poirytowany ostatnimi wiadomościami i generalnymi czystkami robionymi przez Strażników. I w sumie… uznał, że skoro wszyscy są zajęci z pozoru ważną sprawą jak zbieranie się na Dworcu, on wykorzysta tę chwilę nieuwagi i przemyci coś z Dzielnicy Rebeliantów. Dobra – po prostu usłyszał o tej dziurze i uznał, że cudownie byłoby ją wypróbować. Co prawda niebezpieczna i czasami czai się tu jakiś Strażnik, ale chyba nic go nie zaskoczy, nie dziś, nie po ostatnich wydarzeniach. -Mathias le Brun – próbował wymówić swoje imię i nazwisko bez znajomego mu przeciągania, a w jego wersji brzmiało to co najmniej komicznie „Matijaas Lee Bręę”. W końcu chciał jakoś wypaść, wtopić się w tłum, a z plączącym się na wszystkie boki językiem raczej nie wyjdzie mu to na dobre. I w końcu doszedł do wniosku, że wymyśli sobie jakieś odjechane imię i nazwisko, takie jak – Stuart Dwight – wymówił je na głos i uznał, że można byłoby to jakoś elegancko skrócić – po prostu Stu – tak, mruczący do siebie chłopak, oczywiście, że to normalne, w dodatku taki, który niezauważenie skradał się w kierunku dziury. To jest to.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Cze 11, 2013 4:37 pm | |
| Wiem, wiem, nie wyszłam jeszcze z Violatora, za moment to zrobię.
Gdy tylko Ashe usłyszała komunikat dotyczący jakiegoś superważnego zebrania kapitolińskich dzieciaków na dworcu, wiedziała, że nadeszła idealna okazja, na którą czekała. Nastawiła więc budzik (wcale nie kradziony) na dziewiątą i wtopiła się w tłum zmierzających w wiadomą stronę nastolatków. Właściwie nie musiała się nawet specjalnie starać, bo o ile kiedyś wzięliby ją za dwudziestopięciolatkę, o tyle teraz, w płaskich butach, bez makijażu i kilka kilo szczuplejsza, wyglądała na maksimum szesnaście. Plan był prosty. Ponieważ dzieciaków w Kwartale było sporo, wszyscy strażnicy powinni zostać odesłani do pilnowania porządku na dworcu, a to pozostawiało resztę miejsc (w tym dziurę w murze) bez nadzoru. Wystarczyło więc w odpowiednim momencie odłączyć się od tłumu i bocznymi uliczkami przemknąć do uszkodzonego fragmentu ogrodzenia. Bułka z masłem. Przemykając się wzdłuż muru, odruchowo sprawdziła kieszenie. Karta identyfikacyjna była na swoim miejscu - tym razem nie miała zamiaru zostać ofiarą kontroli dokumentów. Przez cały czas rozglądała się też uważnie na boki, bo choć okolica wydawała się opuszczona, ostrożności nigdy za wiele. Co kilka metrów przystawała, chowając się za ceglanym załomem, nasłuchując przez moment i ruszając dalej. Czaiła się właśnie za jednym z nich, zaledwie kilka metrów od dziury, kiedy... - Mathias le Brun. Co do...? Wychyliła się lekko, obserwując kawałek odsłoniętego terenu. W stronę muru faktycznie zmierzał Mathias, a w dodatku Mathias mruczący coś do siebie pod nosem. Zmarszczyła brwi. – Stuart Dwight. Po prostu Stu. Przewróciła oczami, wyszła zza załomu i oparła się o niego nonszalancko, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Mathias le Brun, czy ciebie do reszty popieprzyło od tych prochów? - zapytała, unosząc do góry jedną brew i nie ukrywając nawet rozbawienia. Przekrzywiła głowę w jedną stronę i po prostu przyglądała się jego reakcji, zupełnie jakby obserwowała ciekawy okaz w zoo.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Cze 11, 2013 5:13 pm | |
| Po prostu Stu. I tak brzmiało dziwnie, może nie tyle dziwnie, jak po prostu śmiesznie. Jak ludzie mogą się tak przedstawiać? „Cześć, jestem Stu, jak leci?” „Siema, wpieprzam orzeszki i na imię mi Stu, alej AK powiesz do mnie Stuart to dostaniesz w mordę, kapi?” Co? Nie, nie. Mathias generalnie uważał swoje imię za zbyt Kapitolinskie, takie – za wdzięczne i czasami za śmieszne, dlatego wolał jak ludzie wracali się do niego po nazwisku lub po prostu „Mathy”. Choć mógłby sobie je zmienić, prawda? Na jakieś milsze dla ucha, może bardziej dogodne, przecież nie urodził się jako Mathias, ktoś musiał mu nadać takie imię (i biorąc pod uwagę, że jego ojciec był człowiekiem bez rozsądku i wzroku w przyszłość – zapewne wina należy do niego). Więc w czym problem? No tak, po prostu się przyzwyczaił, poza tym ta wersja mu odpowiada i nikt przynajmniej nie myli go z innymi ludźmi i wszyscy wiedzą, że jeśli chodzi o Mathiasa, to chodzi o tego dilera spod burdelu. Oczywiście na samym końcu swej wycieczki wyluzował, zamiast potajemnie skradać się do dziury, po prostu się wyprostował, rozejrzał i rozpoczął wewnętrzny monolog na temat sensu życia, o tym jak jest mu źle i niedobrze, a zaraz być może jego sytuacja się poprawi – bo zgarnie kilka ciepłych bułeczek i smakołyków. Przy okazji analizował wszelkiego rodzaju przeszkody, które mógłby natrafić po drodze i układał historyjki, które mogłyby mu się przydać i przy okazji były w miarę wiarygodne. I chyba właśnie przez to, że wewnątrz niego panował spokój, a on sam nie oczekiwał, że ktokolwiek będzie na tyle sprytny i też wykorzysta tą okazję, po prostu się przestraszył, gdy najpierw usłyszał, a potem zobaczył Ashe. Po pierwsze – ucieczka. Mało brakowało, a po prostu rzuciłby się w odwrotnym kierunku i zniknął za jakimś gruzem, i tyle by po nim było. Ale z drugiej strony, kiedy już zobaczył uroczą pannę Cradlewood, której nazwisko było jeszcze bardziej dziwniejsze od nazwiska le Brun, uśmiechnął się nerwowo. -Nie, widzisz… to z tobą jest coś nie tak, bo mnie tu nie ma – pstryknął palcami, a jego wesoły uśmieszek wrócił – To tylko illu-illu-illusion. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i po prostu czmychnąć, ale wyprostował się ostentacyjnie poprawił swoje lśniące i wspaniałe wzmocnione przez picie koziego mleka włosy. A tak naprawdę po prostu był zbyt wesoły i uszczęśliwiony nadarzającą się okazją, aby psuć tę chwilę jakimikolwiek dyskusjami. -To jak ma łuno niebieska – zdusił w sobie śmiech – zaszczycisz mnie swą szlachetną obecnością w wędrówce ku Dzielnicy Rebeliantów, czy dalej będziesz naigrywać się z moich prób przeżycia w tym okrutnym świecie? Albo po prostu... - urwał na moment - ...pójdę sam
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Cze 11, 2013 5:36 pm | |
| Ashe zamilkła na moment, właściwie nie wiedząc, czy cieszy się z widoku Mathiasa, czy może jest zirytowana. Najprawdopodobniej jedno i drugie, chociaż niektórzy pewnie by stwierdzili, że tak nietypowe połączenie emocji nie jest możliwe. Jednak jeśli coś można było stwierdzić o Ashe na pewno, to to, że to co niemożliwe, w jej przypadku stawało się całkiem normalne. Zwłaszcza, jeśli chodziło o dziwne procesy myślowe, które zachodziły w jej głowie. - Dzielnicy Rebeliantów, powiadasz? - zapytała, odrywając ramię od muru i podchodząc do niego niespiesznym krokiem. Jednocześnie przez cały czas nie traciła czujności, bacznie nasłuchując, czy ktoś się do nich nie zbliża, wyczulona głównie na dźwięk kroków i... przeładowywania broni. Takich właśnie nawyków nabierało się, przez całe życie igrając z ogniem. Czy tam... z władzą. Przyjrzała mu się uważniej, nadal nie do końca pewna, czy się z niej nabija, czy faktycznie jest nie do końca trzeźwy na umyśle. W sumie obie opcje były chyba tak samo prawdopodobne. Chyba jednak bardziej się cieszę, niż jestem zirytowana, zadecydowała w końcu, dziwiąc się lekko. Zazwyczaj unikała towarzystwa, aczkolwiek przy takiej wyprawie, jaką miała w planach, ktoś, kto będzie krył twoje plecy, może być wyjątkowo użyteczny. Pod warunkiem, że rzeczywiście będzie to robił, a nie spieprzy w razie niebezpieczeństwa gdzie pieprz rośnie. - Tak się składa, że właśnie się tam wybierałam, więc chyba... tak czy siak jesteśmy na siebie skazani - powiedziała, mrużąc oczy i uśmiechając się zaczepnie. - Swoją drogą, jak to jest, że zawsze na ciebie wpadam? Pytam serio. To jakiś naukowo wytłumaczalny zbieg okoliczności, czy po prostu mnie śledzisz? - zapytała, ruszając w stronę ziejącej w ceglanym murze dziury i odwracając się przez ramię, żeby cały czas widzieć Mathiasa. Kiedy w końcu do niego dotarła, bez trudu przecisnęła się na drugą stronę, błogosławiąc swój niski wzrost. Następnie wyprostowała się jak struna, rozejrzała uważnie po terenie i stwierdziwszy, że niczego podejrzanego nie widać, zajrzała przez otwór na wciąż pozostającego w Kwartale mężczyznę. - To jak, idziesz, czy czekasz na strażników? - rzuciła, puszczając mu oko.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Wto Cze 11, 2013 11:33 pm | |
| W takich okolicznościach, gdyby Mathias był zabłąkaną i biedną dziewczyną, zapewne nie cieszyłby się z widoku takiego chłopca. To znaczy… jeśli by znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że dostarcza drogiej Ciotce Dorze towar do je wyśmienitych ciasteczek plus… nie, chyba to wszystkie straszne fakty z jego życia, oczywiście prócz wzmianek o dilerce, ale to akurat w oczach wielu stało się porządkiem dnia, tak samo jak igraszki w burdelu kumpla. Super, po prostu cudowne życie, ktoś mógłby pomyśleć. Masz pieniądze? Jasne, że masz. W końcu nie po to ciągle nastawiasz karku nosząc przy sobie prochy. A prochów już nie ma, bo wszystko zostało wyrzucone do ścieków. Może od początku – Mathias nie jest aż tak bardzo szczęśliwy ze swojego życia, teraz już przywykł, narażanie życia, ciągłe ucieczki i ukrywanie się oraz sprytne przechowywanie towaru to dla niego normalna kolej rzeczy. Na początku owszem, panicznie się bał, miał wrażenie, że wszyscy znają jego sekret i tylko czekają, aby go wydać, a kiedy wróci do domu, będą czekać tam na niego Strażnicy Pokoju. Potem, z czasem, nabrał wprawy, przestał miewać lęki przed ludźmi, podejrzewać ich o niecne knowania i po prostu zaczął zwyczajne życie równocześnie pracując na czarnym rynku wspominając o tym, że wcześniej połączenie tego wszystkiego wydawało się dla niego niemożliwe. Myślał, że ciągle będzie musiał się ukrywać, że nikomu nie będzie mógł ufać, że w każdym rogu czai się jakiś szpieg Kapitolu. Więc początki były trudne i bywały momenty, że po prostu się załamywał. Obecnie to był tylko dodatek w pakiecie jego codziennych robót, nie zajmował się tylko handlem, czasami załatwiał inne interesy, pomagał Fransowi oraz czasami się puszczał, ale tylko w KOLCu. Przy okazji palił, pił i ćpał, no i zapewne byłby w tym momencie w błogim stanie ponarkotykowym, gdyby jego wspaniały towar nie pływał w ściekach. Nigdy nie ryzykowałby życia, żeby zebrać trochę jedzenia, tylko wtedy, gdyby okazało się to konieczne. A w tej sytuacji, kiedy nie miał czym handlować, było. I jeśli Ashe myślała, że będzie chronił jej plecy… to zapewne nieco się myliła, bo szybciej wziąłby nogi za pas. Naprawdę. Mimo ciągłej nieuwagi, dbał o swoje życie, bo wiedział, że gdyby nie on, Anna nie miałaby dachu nad głową. Generalnie po prostu sobie egzystował, niby było wesoło, ale gdy wracał mu trzeźwy umysł – ponuro i bez recepty na szczęście. -Nie śledzę Cię. Mam ludzi, którzy robią to za mnie – puścił jej oczko, zanim się odwróciła i przeszła przez dziurę. Przy okazji zagwizdał gapiąc się perfidnie na jej tyłek, gdy zgrabnie przemknęła między gruzami. Miało ją to zirytować? Nie, to chyba kolejne głupie przyzwyczajenie. Ale za chwilę nie miało być tak wesoło, bo choć nie był jakoś niezwykle wysoki i nie mierzył dwóch metrów, to i tak przeciśnięcie się przez szczelinę mogło być nieco trudne. Zdjął plecak, przeszedł nabywając przy okazji kilka nowych zadrapań i uderzając się w głowę, po czym chwycił torbę za krawędzi i zarzucił ją sobie na ramię. No tak, przekroczeniu granicy miała towarzyszyć ekscytacja, w końcu pierwszy raz od miesięcy był po drugiej stronie, po tej, w której panowała wolność i pseudo Kapitolinskie zwyczaje. Ale on jedynie uśmiechnął się do siebie i rozejrzał sprawdzając teren. Pusto, tak by się mogło wydawać, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Gdzieś niedaleko mogli znajdować się Strażnicy i być może już ich dostrzegli. Ale to nie strach, tylko puste i beznamiętne wewnętrzne analizy. -Ale gówno – mruknął pochylając się za jednym z odłamków gruzu. Chciał dodać jeszcze, że wolałby wrócić, ale ugryzł się w język, zanim cokolwiek z siebie wydusił – Nie rozumiem, po co narażasz życie. Brakuje ci nowych szmatek do twojej dziewczęcej garderoby czy pragniesz dowartościować niedowartościowane kobiece ego?
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Cze 13, 2013 12:48 pm | |
| Wciąż zastanawiając się, czy dobrze robi, godząc się na towarzystwo Mathiasa, stała z założonymi rękami, obserwując, nie bez rozbawienia, jego niezdarne próby przeciśnięcia się przez dziurę. Jednocześnie rozważała wszystkie za i przeciw, chociaż miało to charakter bardziej filozoficzny, gdyż decyzja jako taka została już podjęta. Nie oznaczało to oczywiście, że Ashe ufała swojemu przypadkowemu towarzyszowi. Byłaby idiotką, gdyby tak było. Przez ostatnie miesiące nauczyła się nie ufać nikomu, i to bezwzględnie. Za każdym bowiem razem, kiedy zdecydowała się złamać tę zasadę, życie kopało ją w tyłek i omal nie wysyłało na drugą stronę, tęczy... czy gdzieś tam. Teraz także, choć zachowywała się względnie przyjacielsko, w środku pozostawała czujna, gotowa, by w razie potrzeby umknąć przed wymierzonym w plecy nożem. - Gdybym wiedziała, że zamierzasz spędzić tu popołudnie, zabrałabym prowiant - rzuciła, przewracając oczami, kiedy Mathias przecisnął się w końcu przez szczelinę i stanął obok. Następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę miasta, nie oglądając się za siebie. Wiedziała, że tak czy inaczej, pójdzie za nią. Słysząc jego pytanie, prychnęła cicho. Początkowo miała zamiar je zignorować, ale w końcu postanowiła się odezwać. - Muszę się z kimś zobaczyć - rzuciła wymijająco, nie zatrzymując się. Przez jakiś czas szli w ciszy, którą ponownie przerwała Ashe, wypowiadając na głos myśl, która właśnie przyszła jej do głowy. - Swoją drogą, ciekawe, że jesteś tutaj, a nie na dworcu. Twoja siostra musi być na dożynkach, myślałam, że będziesz z nią. - Urwała na chwilę. - Bo wiesz, że to są dożynki, prawda? Nie ma innej opcji. - Nie miała wątpliwości, że ma rację. Dzieci w wieku od 12 do 18 lat, zebrane w jednym miejscu? Brzmiało aż nadto znajomo. I choć do tej pory nie podejrzewała, że Coin zdecyduje się na tak drastyczny krok, było to logiczne. Skrzywiła się lekko, przypominając sobie pełne podniosłych wyrażeń wypowiedzi o nowej rzeczywistości, która miała nastać w stolicy po przejęciu jej przez rebeliantów, i w których aż za często przewijały się takie słowa jak wolność, czy równość. Sama Ashe ani przez chwilę w to nie wierzyła. Nie wierzyła w to zresztą nawet osiem miesięcy temu, kiedy Mammon zaproponował jej ucieczkę do Trzynastki w zamian za cenne informacje. Wtedy miała na uwadze tylko i wyłącznie dobro Dominika. Los Kapitolińskich dzieciaków ani trochę jej nie obchodził. - I pomyśleć, że sama im pomogłam - mruknęła, bardziej do siebie niż do Mathiasa, przeskakując nad niskim krawężnikiem i wychodząc na równy chodnik. Zapewne zmiana lokacji, Kam, chcesz wybrać? ;>
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 04, 2013 8:50 pm | |
| Prawy brzeg rzeki, i chyba bilokacja, bo brat mi wyparował. c:
Kiedy w końcu dotarła do dziury w murze, było późne popołudnie, a jej organizm domagał się tylko jednej rzeczy: snu. Zmysły miała nieco przytępione, a nogi bardziej powłóczyły po śniegu, niż stawiały kroki. Nie była jednak na tyle ogłupiona, żeby kilkanaście metrów przed przejściem nie przystanąć, nasłuchując uważnie. I niezbyt spodobało jej się to, co usłyszała. Pierwszy wniosek z pobieżnych oględzin był oczywisty: teren nie był czysty. Zaledwie dwa budynki od miejsca, w którym się ukryła, usłyszała przyciszone głosy dwóch mężczyzn. Z tej odległości nie była w stanie rozróżnić słów, ale nie wyglądało na to, żeby planowali szybko odejść. O co chodziło? Wyjrzała ostrożnie zza załomu i zaklęła cicho pod nosem. Nie miała do czynienia ze zwyczajnymi mieszkańcami, muru pilnowali strażnicy. Cofnęła się natychmiast, przyciskając plecy do chłodnych cegieł. Czy coś jeszcze mogło dzisiaj pójść nie po jej myśli? Miała wrażenie, że minął co najmniej tydzień, odkąd razem z Mathiasem opuściła Kwartał. Zacisnęła na moment powieki, gorączkowo zastanawiając się nad planem działania, ale chyba wyczerpały jej się możliwości. Mogła, rzecz jasna, poczekać, aż mężczyźni najzwyczajniej w świecie sobie pójdą, ale nie miała żadnej pewności, że nastąpi to w przeciągu najbliższych godzin. Próba przekupienia ich też wydawała się całkowicie bez sensu, co zresztą miałaby im zaoferować? Myśl, Ashe. Myśl, do cholery. Wyjrzała zza załomu jeszcze raz, przyglądając się strażnikom dokładniej i zauważając więcej szczegółów. Obaj nie wyglądali na zachwyconych, że przyszło im stać na mrozie, nie byli też chyba zbytnio zaaferowani pilnowaniem muru. Szczerze powiedziawszy, żaden z nich nawet nie patrzył w tamtą stronę. Przesunęła się kilkanaście centymetrów w ich kierunku. Dziurę i miejsce, w którym stała, dzieliło jakieś dziesięć metrów odkrytego terenu. Zwyczajne przebiegnięcie byłoby chyba zbyt śmiałe, biorąc pod uwagę, że zapewne byli dobrze uzbrojeni, ale jeśli udałoby jej się odwrócić na chwilę ich uwagę, być może zdążyłaby znaleźć się po drugiej stronie, zanim którykolwiek z nich sięgnąłby po pistolet. Rozejrzała się uważnie. Jakieś cztery metry na lewo od mężczyzn zauważyła przeszkloną wystawę sklepową. Gdyby dorzuciła tam kamieniem, hałas rozbijanego szkła zająłby strażników na jakieś trzy sekundy. W tym czasie dałaby radę pokonać połowę potrzebnej odległości. Zanim któryś z nich by ją zauważył, znajdowałaby się już przy murze. A jeśli przecisnęłaby się wystarczająco szybko, pierwsza kula doleciałaby do dziury w momencie, kiedy ona byłaby już na terenie Kwartału. Dalszy pościg raczej byłby utrudniony, bo obaj strażnicy byli co najmniej dwa razy więksi od niej i przedostanie się na drugą stronę, z pewnością nie byłoby dla nich takie proste. Kiedy już przemyślała to wszystko, podjęcie decyzji zajęło jej ułamek sekundy. Schyliła się ku ziemi i z leżącej u jej stóp sterty gruzu wybrała średniej wielkości, kanciasty kawałek cegły. Zważyła go w dłoni, oceniając odległość i przeliczając ją na własne możliwości. A następnie zamachnęła się i z całej siły cisnęła odłamkiem w stronę wystawy. Nie czekała na dźwięk rozbijanego szkła, właściwie do samego końca nie będąc pewna, czy pocisk trafi do celu. Rzuciła się przed siebie, zgięta w pół, nasłuchując świstu ewentualnych naboi. Przez chwilę panowała cisza, następnie rozległ się upragniony huk, brzęk tłuczonego szkła i niewyraźne okrzyki mężczyzn. Zanim to nastąpiło, była już w jednej trzeciej. Mur zdawał się zbliżać w jej stronę z ogromną prędkością, a jednocześnie miała wrażenie, że nigdy nie dosięgnie celu. - Hej, stój! - usłyszała za sobą. Za wcześnie. O wiele za wcześnie. Dopadła do dziury i podciągnęła się, przerzucając przez nią prawą nogę, kiedy pierwsza kula rozłupała cegłę nad jej głową. - Kurwa - zaklęła pod nosem, ale nie zatrzymała się. Jeszcze jeden oddech i druga noga znalazła się w otworze. Szybkie podciągnięcie i wylądowała po drugiej stronie. Kolejny pocisk przeciął powietrze i dosłownie musnął jej ramię, rozrywając materiał kurtki. Nie tracąc ani chwili, rzuciła się przed siebie, zagłębiając się w pierwszą lepszą uliczkę. Uliczka przed domem Flickermanów
|
| | |
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 4:35 pm | |
| // zezwolona bilokacja- załóżmy, że dwa dni po spotkaniu z Doratheą :)
Wolność. To słowo zawsze pozostawiało po sobie gorzki posmak, szczególnie tutaj, w KOLCu. Kwartał Ochronny Ludności Cywilnej, kto by pomyślał, drodzy państwo, cóż za burżuazja! Droga i troskliwa Pani Prezydent Coin ponownie wykazała się wylewną troską i roztoczyła nad nami, nikczemnymi i złymi do szpiku kości Kapitolińczykami, swoją cudowną opiekę. Do końca życia miałem zapamiętać tamten dzień. Prowadzili nas grupami, szybko, wywlekali z domów i tylko szczęśliwcy zdążali złapać cokolwiek, ubrania albo żywność, które pomagały im na starcie. Strażnicy Pokoju raz po raz trącali spóźnialskich, popędzali nas bluźnierczymi okrzykami, rzucali obelgami i pluli pod stopy. Zaiste, wymarzony korowód pożegnalny. Potem wpędzili nas do zniszczonego i biednego do granic możliwości getta, zaryglowali bramy i kazali przetrwać. Tak, oni, dawni Dystryktczycy, którzy piali peany na temat tego, jak bardzo nienawidzą Igrzysk, wpędzili nas na pewnego rodzaju arenę i z murów obserwowali z satysfakcją krwawe rozgrywki o przeżycie. Nie obchodziło ich to, kim byli trybuci; równie winni byli zagorzali zwolennicy Snowa, zupełnie neutralni politycznie dorośli i małe dzieci. Chcieli widzieć, jak oni wszyscy upadają na kolana i błagają o litość, tylko po co, skoro i tak nie mieli zamiaru im jej udzielić? Tęskniłem za dawnym życiem, to było chyba oczywiste. Nie, nie brakowało mi Igrzysk i całego związanego z nimi szumu, ani luksusowych apartamentowców czy też szkaradnie zmodyfikowanych twarzy w miejskim tłumie. Najbardziej tęskniłem za możliwością wyjścia z domu, tak po prostu, bez obawy, że ktoś złapie mnie i wsadzi do więzienia, za spontanicznymi pokazami na rogach ulic, za roześmianymi tłumami, które w podzięce wrzucały mi do uchylanego kapelusza drobne, za które mogłem kupić sobie wodę do nawilżenia zmęczonego od mówienia gardła. Brakowało mi zieleni drzew za oknem, świeżego powietrza bez woni rozkładu i brudu, ciepłej pajdy chleba, której nie musiałem kraść, a mogłem kupić, znajomych i przyjaciół, którzy nie chcieli się mnie pozbyć za obietnicę noclegu i czegoś do jedzenia. Nigdy nie popierałem ani Snowa, ani Igrzysk, jednak trudno mi też popierać Coin po tym, jak rozdeptała mnie i moje życie jak nic nie znaczącą mrówkę. To ona odebrała mi Cynthię i ojca, a tego nigdy, przenigdy nie zamierzałem jej wybaczyć. Jedynym miejscem, w którym od czasu do czasu udawało się odetchnąć i odsunąć zwyczajową atmosferę KOLCa, była znana nielicznym dziura w murze. Nigdy nie próbowałem przez nią uciec; nie mogłem zostawić moich niewielu przyjaciół, matki albo wiernej widowni, której może potrafiłem od czasu do czasu polepszyć humor. Ale zawsze mogłem tu przemknąć, chyłkiem, uliczkami, nie ścigany przez nikogo i przez chwilę chociażby obserwować to, co dzieje się z dala od getta i wszystkiego, co było z nim związane. I to była jedna z takich chwil. Oparłem dłoń o mur i odetchnąłem świeższym powietrzem, a potem do dłoni przyłożyłem lekko głowę, czując chłód podniszczonych przez czas cegieł. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 5:13 pm | |
| // mieszkanie Johanny.
Chyba nie wiesz, gdzie jesteś, Cypri. Musi w tym tkwić jakaś prawda, skoro z każdą upływającą minutą odnoszę wrażenie, że zgubiłam się tak, jak nigdy dotąd. Po wyjściu z mieszkania Jo planowałam jedynie powłóczyć się trochę po dzielnicy rebeliantów, jednak tknięta nie wiadomo czym, zaczęłam podążać wzdłuż torów kolejowych w nieznanym mi kierunku. Co gorsza, jak się teraz okazuje, w jednym z najmniej trafnych kierunków. Śnieg skrzypi cicho pod moimi stopami, gdy z pewnym niepokojem kroczę w odległości trzech metrów od wysokiego muru, który otacza - jak ku swemu przerażeniu zdążyłam się już domyślić - Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej. Czyli po prostu KOLC, z pewnością figurujący na liście miejsc, do których nie zaciągnięto by mnie nawet siłą. Na myśl o tym, że za jego murem, zupełnie niedaleko, znajdują się Kapitolińczycy, po skórze przebiega mi dreszcz. Zagłębiam zmarznięte z powodu braku rękawiczek dłonie w kieszeniach płaszcza, nadal nie spuszczając muru ze wzroku. Gdyby nie bliskość torów kolejowych, które prowadzą przecież do bezpiecznej dzielnicy rebeliantów, zapewne wpadłabym w histerię, bo oprócz nich i KOLCa nie ma tu nic. Na pustkowiu, jakie rozciąga się po mojej prawej stronie, nie dostrzegam żadnej żywej duszy, ale powód jest zapewne taki, że wszystkie, na które mogłabym natrafić w tej okolicy, uwięziono przecież w Kwartale. Na samą tę myśl z ust wydobywa mi się nieco histeryczny chichot, jednak przestaje mi być do śmiechu, gdy orientuję się, że mógł on zabrzmieć zbyt głośno. Nagle moje spojrzenie natrafia na coś zupełnie niespodziewanego - dziurę w murze o średnicy około dwóch metrów. Zadziwia mnie to tak, że aż przystaję, jednak nie dane jest mi zastanawiać się, jakim cudem Strażnicy Pokoju jeszcze jej nie zauważyli, bo tuż obok niej, od strony KOLCa, dostrzegam jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, na pierwszy rzut oka może kilka lat starszego ode mnie. Kapitolińczyk. Człowiek Snowa. Mieszkaniec getta. Otwieram szeroko oczy, czując, jak ogarnia mnie panika, a wzrasta ona jeszcze bardziej, gdy orientuję się, że nie mam gdzie się schować. - To wpadłam - wykrztuszam mimowolnie, jednak słowa, które miały zostać wypowiedziane szeptem, rozbrzmiewają wyraźnie jękiem. |
| | |
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 5:58 pm | |
| Może gdybym nie dał się tak pochłonąć panującej dookoła aurze spokoju i niezmąconej, aczkolwiek przyjemnej samotności, usłyszałbym ciche, jakby niepewne kroki. Może gdybym przez chwilę przestał zatracać się w nienawistych wspomnieniach na temat rzeczy, na które już dawno nie miałem wpływu, zarejestrowałbym roznoszący się w mroźnym powietrzu śmiech, a raczej chichot, należący bez wątpienia do osoby płci pięknej. Może miałbym wtedy czas, żeby się zmyć, nie martwiąc się o to, kim była osoba zza muru i czy miała zamiar donieść na mnie i na wyrwę, przy której obecnie się znajdowałem, najpewniej zsyłając mnie do aresztu i pozbawiając możliwości kontaktu ze światem spoza getta. Może wszystko potoczyłoby się nieco inaczej, ale Los najwyraźniej bywa kapryśny i lubi sprawiać nam figle. Tak więc kiedy usłyszałem dwa słowa, wypowiedziane głosem bliskim jęknięcia, było za późno na ucieczkę. Poderwałem się dość gwałtownie i otworzyłem oczy, a mój krajobraz nagle zmienił się z jednolicie czarnego na kolorowy, wyostrzony i wyraźny. -To wpadłam. Zatem zapewne miałem przyjemność z rebeliantką, bo żadna Strażniczka nie użyłaby w tej sytuacji takiego doboru słów, zamiast tego pewnie traktując mnie przekleństwem albo nakazem podniesienia wysoko obu dłoni. Odjąłem dłoń od muru i przechyliłem lekko głowę, decydując, że nie mam nic do stracenia. Moim oczom ukazała się dziewczyna; dość drobna, szczupła, zagubiona w ciepłym i obszernym płaszczu, zapewne młodsza o kilka lat. Twarz lekko owalna, ładna, blada, chociaż policzki delikatnie zaróżowione od panującego mrozu. Oczy błękitne, splątane włosy w kolorze jasnego blondu, lekko rozchylone po wypowiedzeniu słów usta i długie rzęsy. Tyle przynajmniej mogłem zaobserwować z bezpiecznej pozycji, ale właściwie jeśli miałaby mnie wydać, zrobiłaby to tak, czy siak. Równie dobrze mogłem ułatwić jej sprawę i przynajmniej zabłysnąć czymś na kształt kultury przed trafieniem za kratki. -No to wpadłaś.- Odparłem rześko, postępując krok do przodu, tak, żeby znaleźć się dokładnie naprzeciw niej. Rozłożyłem szeroko ręce, jednocześnie ukazując, że nie trzymam w nich nic, co mogłoby jej w jakiś sposób zagrozić. Nie czułem strachu, raczej lekki niepokój i... zaciekawienie. Rzadko kiedy rebelianci zapuszczali się aż tak daleko od swojej cudownej i bezpiecznej dzielnicy w centrum Kapitolu. -Ale skoro już wpadłaś, to pewnie z jakiegoś powodu. Zabłądziłaś aż tu, pod wrota raju, a może szukasz kogoś?- Zapytałem po chwili, siląc się na ukrycie pobrzmiewającego w moim głosie zainteresowania. Po chwili przyciągnąłem ręce z powrotem do siebie i skryłem dłonie w kieszeni znoszonego płaszcza, chcąc choć w małym stopniu uchronić je przed mrozem. Skądś znałem jej twarz, chociaż przebłyski pamięci były niewyraźne, a kontury zamazane. -Tak nawiasem, mam na imię Will i będę niezmiernie zobowiązany, jeśli nie wezwiesz Strażników.- Dorzuciłem jeszcze, siląc się na niepewny, aczkolwiek sympatyczny uśmiech. A przynajmniej takim miał być w moich myślach. Uśmiech zwykłego człowieka, a nie zwyrodnialca zasługującego na trafienie za kratki. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 7:16 pm | |
| W życiu, choć póki co raczej krótkim, doświadczyłam już tylu dziwnych, przykrych i dołujących przypadków, niespodziewanych i tych całkiem spodziewanych zdarzeń oraz wszystkiego, co w najróżniejszy sposób miało wpływ na mnie i na moje poglądy, że los powinien dać mi już w końcu spokój. Ten w pełni zasłużony spokój. Jednak akurat teraz, w tym momencie, postanawia dorzucić do tej mieszanki coś jeszcze. "Coś jeszcze" ma czasami tyle znaczeń, że trudno nadać wszystkim odpowiednie nazwy czy chociażby określić, gdzie mają podłoże. O ile to możliwe, tak jest też w moim przypadku, gdy głowa chłopaka, który widocznie usłyszał moje nieszczęsne słowa, wyłania się zza muru. Oprócz typowej, lekkiej paniki, że mam przed sobą przebywającego w KOLCu Kapitolińczyka, odzywają się we mnie nieznane dotąd bodźce, które jakby odruchowo próbuję od siebie odegnać. Lecz co najdziwniejsze, nie czuję też przemożnej ochoty, by wziąć nogi za pas, jak zwykłam robić w sytuacjach, które albo skończą się dla mnie źle, albo bardzo źle. Mimo wszystko jednak coś mówi mi, żebym zrobiła przynajmniej krok w tył, bo przecież nie znam ani chłopaka, ani jego zamiarów. - No to wpadłaś - odzywa się nieznajomy, zbliżając się powoli w moją stronę. Machinalnie chcę go uprzedzić, by się nie zbliżał, jednak głos jakoś nie chce wydobyć mi się z gardła, a sam zamiar rozwiewa się zupełnie nagle. Błądzę lekko zaciekawionym spojrzeniem po jego przystojnej twarzy, skupiając spojrzenie na szaroniebieskich oczach, które - z jakiegoś zupełnie niewiadomego powodu - uznaję nagle za wyjątkowo piękne. Gdy nieznajomy rozkłada szeroko ręce, pokazując, że nie jest w żaden sposób uzbrojony, czuję pewną ulgę, choć od chwili, kiedy go zobaczyłam, nawet nie pomyślałam o tym, by wdawać się w jakąkolwiek walkę. Co więcej, po raz pierwszy, gdy spotykam kogoś obcego, nie czuję na sobie cienia niepokoju. Nawet atmosfera nie jest napięta, co sprawia, że w jakiś sposób podoba mi się towarzystwo nieznajomego. Jest zupełnie tak, jakbyśmy na kilka chwil odgrodzili się od wszystkiego, co nas otacza, prowadząc z pozoru zwyczajną pogawędkę. - Ale skoro już wpadłaś, to pewnie z jakiegoś powodu. Zabłądziłaś aż tu, pod wrota raju, a może szukasz kogoś? - wyrywa mnie z zamyślenia głos chłopaka, a ja łapię się na tym, że nadal stoję jak słup soli, wpatrując się w jego twarz. - Tak nawiasem, mam na imię Will i będę niezmiernie zobowiązany, jeśli nie wezwiesz Strażników. Will mi posyła lekki, ale sympatyczny uśmiech, na którego widok kąciki moich ust również unoszą się ku górze. Jednak gdy tylko uświadamiam sobie, o czym przed chwilą myślałam i że właśnie uśmiecham się jak głupia do jakiegoś obcego Kapitolińczyka, po mojej twarzy przemyka wyraz lekkiego oszołomienia, a może nawet strachu. Nie próbuję nawet przywołać swoich poprzednich myśli, obawiając się, że okażą się gorsze, niż przypuszczam. - Bez obaw - odpowiadam jednak po chwili, opanowując się szybko. - Sama nieźle bym sobie nagrabiła, gdyby dowiedzieli się, że tu jestem. A w ogóle nazywam się Cypriane. Lub Cypri. W pierwszej chwili mam ochotę wyciągnąć dłoń na powitanie i jestem tego nawet bliska, jednak w ostatnim momencie powstrzymuję się. Rozsądek podpowiada mi, a raczej wrzeszczy na mnie jak opętany, że zachowuję się więcej niż nierozważnie, co trochę mnie ostudza. - A odpowiadając na twoje pytanie... nie, nie szukam nikogo, ale wydaje mi się, że trochę zabłądziłam - mówię w końcu, wciąż bezwiednie przypatrując się Willowi. - Wyszłam, żeby trochę się przejść, ale nie spodziewałam się, że taki ze mnie piechur, skoro dotarłam aż tutaj. Wzruszam lekko ramionami, po czym milknę, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. Raczej nie zapytam, jak tam życie, bo nie dość, że to pytanie zapewne byłoby trudne dla Willa, to jeszcze skutecznie zepsułoby nastrój i jego, i mój. Trudne dla Willa? Nastrój Willa? Od kiedy aż tak zaczęłaś przejmować się jego losem? To Kapitolińczyk, znasz go mniej niż pięć minut. Przyhamuj. - A ty... co tu właściwie robisz? - wyduszam po chwili, pragnąc ze wszystkich sił zagłuszyć swoje myśli. A może dokładniej je rozważyć? |
| | |
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 8:43 pm | |
| Przez te kilka krótkich sekund panującej między nami ciszy miałem odrobinę czasu, żeby dokładniej się jej przyjrzeć. Po usłyszeniu moich słów odwazjemniła się uśmiechem, który nadał jej twarzy czegoś... czegoś tak delikatnego i uroczego, że zapragnąłem, żeby pozostał na niej dłużej. Niestety, złudne były moje nadzieje, gdyż uśmiech zniknął tak szybko, jak i się pojawił, pozostawiając po sobie skrzywienie, lekki grymas, który w niepokojącym stopniu przypominał mi strach. On jednak też szybko zniknął, pozostawiając twarz dziewczyny wygładzoną i pozbawioną emocji zarówno negatywnych, jak i tych pozytywnych. Mimo tego, że nie potrafiłem już dłużej odczytywać jej mimiki, w jakiś pokrętny sposób czułem, że jest inna. Nie była typem pyskatej panienki, która widziała w nas wszystkich, w brudzie Kapitolu, jedynie coś, co trzeba zgnieść na tyle szybko, żeby nie zdążyło się gdziekolwiek zasiedlić. Nawet atmosfera pomiędzy nami była... inna. Nie nienawistna, nie przepełniona lękiem. Dziwiło mnie to, że nie czułem do niej nawet odrobiny złości, która pulsowała w moich myślach, kiedy tylko dryfowały one w stronę rebelii i jej uczestników. Nie, nie potrafiłem jej winić. Tak samo, jak i ona prawdopodobnie nie winiła mnie, bo jej wzrok nie przytłaczał mnie odrazą albo niechęcią. -Bez obaw. Sama nieźle bym sobie nagrabiła, gdyby dowiedzieli się, że tu jestem. A w ogóle nazywam się Cypriane. Lub Cypri. Imię też wydało mi się znajome, jakbym słyszał je wielokrotnie, ale prześledzenie trasy imienia do konkretnego związanego z nim zdarzenia było na razie wyjątkowo nieefektowne. Posłałem jej uśmiech, skłaniając się lekko. -Zatem miło Cię poznać, Cypriane. Bądź Cypri, jeśli pozwolisz. To zdrobnienie pasuje do Ciebie zdecydowanie bardziej.- Rzuciłem lekko, wciąż tonem swobodnej rozmowy. Może nawet bardziej swobodnej niż przed chwilą, wziąwszy pod uwagę fakt, że nie musiałem się już dłużej obawiać patrolu Strażników goniącego mnie przez cały Kwartał. - A odpowiadając na twoje pytanie... nie, nie szukam nikogo, ale wydaje mi się, że trochę zabłądziłam. Wyszłam, żeby trochę się przejść, ale nie spodziewałam się, że taki ze mnie piechur, skoro dotarłam aż tutaj. -Fakt, stąd do Dzielnicy Rebeliantów- skąd, jak mniemam, pochodzisz- jest niezły kawałek drogi.- Skwitowałem bezwiednie, dodatkowo potakując skinieniem głowy.- Nie, żebym tam bywał, oczywiście. Dodałem po chwili z lekkim rozbawieniem, noszalancko wzruszając ramionami. Jak już wspominałem, miałem zbyt wiele do stracenia, żeby tak po prostu odwrócić się na pięcie i odejść, chociaż podczas niektórych bezsennych nocy było to jedyne marzenie, jakie ośmieliłem się posiadać. -A ty... co tu właściwie robisz? To było już nieco trudniejsze pytanie, na które ciężej było mi znaleźć neutralną odpowiedź. Próbuję uciec? Nie, źle. Próbuję nasycić się samym widokiem Waszego świata, do którego Wasza prezydent zabroniła mi wstępu? Jeszcze gorzej. Odruchowo przeczesałem ręką włosy. O czapce nie miałem co marzyć- znoszony czarny płaszcz i zbyt długi granatowy szalik na zimę i tak były szczytem moich życzeń, a zdobycie ich wiązało się z dużym trudem i dość długą historią, o której ciężko mi było myśleć, a jeszcze ciężej opowiadać. -Oddycham wolnością i świeżym powietrzem.- Odparłem tylko, co właściwie nie mijało się o wiele z prawdą. Ponownie oparłem się lekko o mur, ale w dalszym stopniu w takiej pozycji, żebym mógł ją widzieć, i żeby ona mogła widzieć mnie. Nie chciałem jej w jakikolwiek sposób wystraszyć bądź też zrazić- nie jedynej osoby, którą miałem okazję poznać bez politycznych uprzedzeń. -Tu, w KOLCu, ciężko o takie luksusy. Zresztą, tu ciężko o jakiekolwiek inne luksusy, nawet nie używamy tego słowa. Nie, żebym nadmiernie narzekał. Wciąż mamy kawę i trochę wolnej przestrzeni. I dziurę w murze. Przede wszystkim ją.- Dorzuciłem po chwili w roli wyjaśnienia, zanim odetchnąłem głębiej chłodnym powietrzem. Zazdrościłem jej tego, że może mieć je na codzień, chyba właśnie tego najbardziej. -Wybacz mi bezpośredniość, ale wciąż mam wrażenie, że skądś znam Twoją twarz i Twoje imię. Powinienem je znać?- Odważyłem się wkońcu powiedzieć, wciąż nie spuszczając z dziewczyny wzroku i mając nadzieję, że w żaden sposób jej nie urażę. Może to dziwne, ale nie tęskniłem za samotnością, którą wcześniej tak wychwalałem. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC Czw Lip 18, 2013 10:08 pm | |
| Prawdę powiedziawszy, gdyby ktoś zapytał mnie teraz, czy chcę wracać z powrotem do mieszkania Johanny, bez namysłu odpowiedziałam "nie", kręcąc głową dla podkreślenia tego słowa. Choć z racjonalnego punktu widzenia wydaje się to być niedorzeczne, skoro jeszcze parę chwil temu szczerze żałowałam, że tu przyszłam, jestem prawie stuprocentowo pewna, iż odpowiedziałabym właśnie tym jednym, krótkim słowem. Jednak wówczas, gdy ten ktoś chciałby usłyszeć wyjaśnienie, nie potrafiłabym znaleźć absolutnie żadnych słów, w których mogłabym upchnąć swoje uczucia niczym ubrania w przeładowanym bagażu. "Nie" pozostawałoby zatem jedyną zaporą pomiędzy rzeczywistością, w jakiej kontakty z Kapitolińczykami jawią się jako przestępstwo, a obecną chwilą, która zdaje się zupełnie zaprzeczać i rzeczywistości, i moim wcześniejszym wyobrażeniom o mieszkańcach Kwartału. Jest dla mnie jasne, że w pewien niewytłumaczalny sposób stoi za tym Will, Will, który pojawił się na scenie zaledwie kilka minut temu i o którym nie wiem prawie nic, podczas gdy sam chłopak zdążył już zrobić podkop pod moimi poglądami i myślami, uznawanymi dotąd przeze mnie za jedyną słuszność. - Zatem miło Cię poznać, Cypriane. Bądź Cypri, jeśli pozwolisz. To zdrobnienie pasuje do Ciebie zdecydowanie bardziej - mówi chłopak, kłaniając się lekko niczym dżentelmen z innej epoki i posyłając mi uśmiech. - Fakt, stąd do Dzielnicy Rebeliantów - skąd, jak mniemam, pochodzisz - jest niezły kawałek drogi. Nie, żebym tam bywał, oczywiście. Will wzrusza lekko ramionami, a ja uśmiecham się, również lekko rozbawiona, choć w głębi ducha czuję, że rozmawiając o moim miejscu zamieszkania, możemy niebezpiecznie zbliżyć się do granicy, za którą czekają tuziny bolesnych spraw dzielących szeroką i głęboką przepaścią Kapitolińczyka z Kwartału i rebeliantkę z dystryktu. - Oddycham wolnością i świeżym powietrzem - odzywa się po chwili Will w odpowiedzi na moje pytanie. - Tu, w KOLCu, ciężko o takie luksusy. Zresztą, tu ciężko o jakiekolwiek inne luksusy, nawet nie używamy tego słowa. Nie, żebym nadmiernie narzekał. Wciąż mamy kawę i trochę wolnej przestrzeni. I dziurę w murze. Przede wszystkim ją. Dobrze wiem, że temat Kwartału nie należy do najłatwiejszych i cokolwiek bym o nim powiedziała, możliwie, że nieświadomie popełniłabym błąd. Równocześnie czuję też współczucie, że Will musi w nim mieszkać i choć znam go żałośnie krótko, już odnoszę wrażenie, że na to nie zasłużył. - Wybacz mi bezpośredniość, ale wciąż mam wrażenie, że skądś znam Twoją twarz i Twoje imię. Powinienem je znać? Pytanie chłopaka skutecznie sprowadza mnie na ziemię, powodując, że rzeczywistość odzywa się nagle i uświadamia mi, kim tak właściwie jestem - byłą trybutką. Will musiał zapewne oglądać zeszłoroczne Igrzyska i może nawet kibicować Zawodowcom, do których należałam, więc jestem przekonana, że rozpoznanie mnie to tylko kwestia czasu. Na samą myśl o moich poczynaniach i w ośrodku, i na arenie zaczynam czuć się wyjątkowo bezradnie. Nie ukrywam, że wstydzę się swojej przeszłości i chciałabym się jej wyprzeć, jednak w obecnej sytuacji alternatywa skłamania i wymyślenia na poczekaniu jakiejś historyjki nie chce do mnie dotrzeć. A może to ja nie chcę, by dotarła. Marszczę brwi i przygryzam dolną wargę, zerkając na Willa. - Obawiam się, że powinieneś - odpowiadam w końcu, ledwo rejestrując, jak cicho i słabo brzmi mój głos. - Brałam udział w zeszłorocznych Igrzyskach jako trybutka z Dystryktu Czwartego. Pewnie kojarzysz... ta nieco nieobliczalna. Przerywam na moment, po czym po raz pierwszy spuszczam wzrok i wbijam go w iskrzący się w nielicznych promieniach słońca śnieg. - Ale to już przeszłość - odzywam się po chwili. - A do przeszłości czasem lepiej jest nie wracać. Popełniłam kilka błędów w życiu, których będę już zawsze żałowała i za które słono zapłaciłam. Gdy wypowiadam te słowa, od razu przypominam sobie o brakującym palcu lewej dłoni, a z kłębowiska wspomnień wynurzają się wszystkie momenty, w których moja przyjaźń z Noah była już praktycznie przeszłością. Dopiero to uświadamia mi, że od rzeczywistości nie dzieli mnie tylko słowo "nie". To coś zdecydowanie mniej znaczącego, ledwo zarysowującego się niewyraźnym konturem na tle mojego życia. |
| | |
| Temat: Re: Dziura w murze otaczającym KOLC | |
| |
| | | | Dziura w murze otaczającym KOLC | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|