|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 12:46 pm | |
| kiedyś pojawi się zdjęcie albo nawet dwa |
| | | Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 1:26 pm | |
| /początek!
Był dość praktycznym człowiekiem, który niezbyt przepadał za wprowadzaniem do swojego ułożonego życia zmian. Gdyby to wszystko zależało od niego to pewnie w tej chwili wciąż mieszkałby w Czwórce ukrywając się przed światem razem ze swoją nową rodziną. Owszem, musiał zrezygnować z kilku rzeczy, które uwielbiał, wliczając w to wystawne przyjęcia na Kapitolu, na których wyprawiano naprawdę dziwne rzeczy. Nieczęsto poświęcał cokolwiek na rzecz innych, ale tym razem zrobił dość spory wyjątek. Życie w oddalonym od stolicy dystrykcie dawało mu pozory bezpieczeństwa i spokoju, a właśnie tego na starość potrzebował. Przynajmniej wmówił to sobie sądząc, że jest w stanie pogodzić się z utratą wszystkich wpływów i możliwości realizacji nieco chorych potrzeb. Malująca się na horyzoncie perspektywa wybuchu rebelii była impulsem do podjęcia ostatniej próby powrotu do dawnego życia. Współpraca z Coin i jej ludźmi miała otworzyć mu drogę do powrotu na szczyt, z którego sam przecież zrezygnował. Uważał się za stratega, który przewiduje do przodu kilka ruchów wroga. Mylił się. Nienawidził porażek, zwłaszcza, gdy te były tak dotkliwe. Śmierć Maddie i Laury ostatecznie przekonała go o tym, że dawny przyjaciel przestał nim być w chwili, gdy Rufus opuścił Kapitol. Ułatwiło mu to też decyzję przyłączenia się do powstania i poparcia Almy. Skoro nie miał już niczego, to pozostało mu już tylko umrzeć otoczonym bogactwem i młodymi trybutami. Nie był idiotą i zdawał sobie sprawę z tego, że najbezpieczniej będzie dla niego, gdy przez całą rebelię nie będzie opuszczał bezpiecznego domu w Czwórce. Dopiero propozycja zajęcia stanowiska jednego z doradców prezydent była tym, na co czekał. Nie zastanawiał się dwa razy porzucając natychmiast willę rzuconą gdzieś na rubieżach Dystryktu Czwartego i powrócił do, już nowej, stolicy. Miasta, w którym nie było już jego przyjaciół. Znajdzie nowych, zawsze tak robił. Nie mniej niż samo stanowisko, interesowały go organizowane igrzyska, w których dostrzegł pierwszą szansę do odzyskania dawnego życia. Sponsoring był tym, czego najbardziej mu brakowało i liczył, że wciąż będzie mógł oddawać się temu specyficznemu hobby. Ze szklaneczką dobrej szkockiej siedział przed ekranem oglądając wywiady z trybutami. Miał mało czasu na poznanie ich wszystkich na tyle, by móc zorientować się kogo chciałby dołączyć do swojej kolekcji. Piękne młode dziewczęta i równie urodziwi chłopcy wydawali się niezwykle interesujący. Może nie wszyscy, ale z pewnością było w czym przebierać... |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 1:46 pm | |
| Podczas przyłączania się do Coin i jej ideałów (które nie obchodziły go ani trochę), dał się poznać jako człowiek ze wszystkich miar niebezpieczny. Nie chodziło już o to, że mordował niewinnych, torturował przegranych i gwałcił niewiasty - te drobne grzeszki mogły zostać mu wybaczone - ale o fakt, że Gerard zdobył poparcie pani prezydent i jej osobiste względy poprzez donosicielstwo. Popisowe akcje w Kapitolu nie były niczym innym jak dekonspiracją swoich dawnych przyjaciół i wydawaniu ich prosto w objęcia Rebeliantów, którzy byli żądni krwi i bogactwa mieszkańców stolicy. Niektórzy dostrzegali absurd tej sytuacji - w końcu Ginsbergowie byli jedną z najbogatszych rodzin w mieście i sprzyjali prezydentowi - ale inni musieli przyznać, że dokonanie zmian stron opłaciło się Gerardowi. Zamiast szaleństwa w Kwartale, wiódł on życie całkiem szanowanego obywatela i naczelnika, przed którym uginały się kolana, choć nie było w tym ani cienia sympatii. Sporo członków rządu za dobrze pamiętało jego nawyki i skłonność do nienawiści, która sprawiała, że nie hołdował żadnych więzi rodzinnych bądź przyjacielskich, traktując wszystkich z zaciętą sprawiedliwością. Z tego też powodu, nie był osobą, do której zwraca się zbyt często, jeśli nie widzi się w tym interesu. Nie zaskoczyło go jednak wcale to, że informacja o powrocie jego ojca z martwych dotarła do niego lotem błyskawicy. Każdy był ciekaw, jak na ten powrót zapatruje się sam Gerard i jakie stosunki będą łączyć panów. Nikt nie znał historii, która niegdyś rozpaliła ówczesny Kapitol. Ginsberg zadbał, by żaden ze świadków nie przeżył przewrotu i mógł całkiem bezpiecznie rozpocząć etap, w którym powraca do widm przeszłości. Właśnie teraz, na dzień przed urodzinami swojego syna, kiedy już wszystko w jego życiu rodzinnym i zawodowym układało się na tyle, że mógł uważać się za szczęśliwego człowieka, powracała osoba, którą już dawno pogrzebał żywcem. Nie, Gerard wiedział doskonale, że jego ojciec żyje i prędzej czy później powróci do swojego życia, próbując wyszarpnąć mu jeszcze więcej majątku i tocząc z nim podjazdowe wojny o błahostkę, któa niegdyś ich podzieliła. Nie sądził, że stanie się to tak prędko, ale jego nominację na stanowisko rządowe przyjmował bez mrugnięcia okiem i bez zbędnego wzruszenia czy też poruszenia. Był wychowany perfekcyjnie, skoro nic nie mogło go wytrącić z równowagi i skoro w niecałą dobę odnalazł adres jego prywatnego mieszkania, nie zastanawiając się ani chwili przed złożeniem mu wizyty. Grzecznej, synowskiej, zapewne dlatego wchodził tu bez pukania, korzystając z otwartych drzwi (spodziewał się kolejnej dziwki?) i stawał przed obliczem swojego marnotrawnego ojca z kpiącym uśmiechem, w którym czaiła się zarówno groźba (pistolet miał w kieszeni wewnętrznej), jak i coś w rodzaju zgody, której udzielał samemu sobie na obserwację seniora. Czas jednak był okrutny i wyrwał wszystkie oznaki świadczące o tym, że byli spokrewnieni. Całe szczęście, w innym wypadku mógłby sobie współczuć niezdarności starego Ginsberga, który oddawał się ulubionym rozrywkom. Najwyraźniej zmieniła się tylko powłoka, a całe wnętrze (zgniłe i splamione krwią) pozostawało bez zmian. - Jednak żyjesz - odezwał się po swojemu, nie zdejmując rękawiczek i nadal trzymając w pogotowiu kluczyki od samochodu. Nie zamierzał zostawać na dłużej. |
| | | Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 3:44 pm | |
| Rufus mógłby być szczerze dumny z syna, w końcu kontynuował rodzinną tradycję zastraszania i niszczenia wrogów, ale nie mógł wybaczyć mu jednego. Stary Ginsberg nigdy nie kochał żadnej ze swoich żon, ale Julie przez lata stała się towarzyszką jego chorych zabaw, którymi lubił wypełniać sobie dnie. Podwójnie zabolała go zdrada ze strony tej dwójki. Ona, żona i powierniczka, on, syn i przyszły spadkobierca spuścizny, którą Rufus zamierzał po sobie zostawić. Jedna ciąża, która zmieniła na zawsze losy rodziny. Tak, mógłby poklepać syna po plecach i stwierdzić, że dobrze wykonał powierzone mu zadanie, ale tego nie zrobi. Zdrada była tym, czego nie byłby w stanie wybaczyć nikomu. Wprawdzie Snow pod koniec swoich rządów zaczął nazywać zdrajcą, ale nienawiść, którą Ginsberg do niej żywił działała tylko w jedną stronę. Wszystko było dobrze, dopóki to on łamał dane słowo, czy wydawał na śmierć przyjaciół. Problemy zaczynały się w chwili, gdy ktoś śmiał uczynić to w stosunku do jego skromnej osoby. Alma dała się poznać jako przewidujący polityk, ale posiadała tę jedną wadę, która sprawiła, że wśród swoich najbliższych pracowników zapragnęła mieć obu Ginsbergów. Nie wiedziała, że o ile współpraca z jednym mogła się jej dobrze układać, to jednoczesne zaufanie obojgu przekracza znacznie normy zdrowego rozsądku. Rufus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że relacje obu mężczyzn są tym, o czym będzie mówić się w stolicy od chwili, w której ten starszy otrzymał nominację na stanowisko w rządzie. Czy go to interesowało? Niekoniecznie. Ludzie od zawsze mówili i był do tego przyzwyczajony, poza tym, jeżeli jego syn wyniósł z domu choć trochę przydatnej wiedzy, to zadbał o to, by cała afera z jego matką została zduszona w zarodku. Nie było mu spieszno do spotkania, do którego prędzej, czy później dojść musiało. Z pewnością obaj wiedzieli, że na wyjaśnianie czegokolwiek sobie nawzajem było już za późno. Gerard zdecydował o tym w chwili, gdy przespał się z matką, Rufus w momencie, gdy podjął decyzję o ucieczce z Kapitolu. Kłótnie o utracony majątek będą bez wątpienia tym co zajmie im najbliższe miesiące, ale przecież obaj byli ludźmi, którzy nigdy nie działali otwarcie. Walka podjazdowa, knucie za plecami i zdrada były orężem, który każdy z nich opanował do perfekcji. Łączyło ich również dążenie do zachowywania rodzinnych spraw i niesnasek wyłącznie w gronie najbliższych, każde inne rozwiązanie czyniło ich słabymi w oczach przeciwników. Nie był zaskoczony tym, że Gerard postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Rzucił mu krótkie pogardliwe spojrzenie, po czym wrócił do oglądania wywiadów. Odwiedziny syna nie były powodem, dla którego miałby przerywać sobie taką przyjemność! Jednak żyjesz Mógłby powiedzieć to samo w stosunku do niego, ale powstrzymał się z tym komentarzem. Odczekał chwilę aż śliczna blondyneczka na ekranie zakończy swój wywiad, upił łyk ze szklanki i w końcu przemówił nie odrywając jednak wzroku od ekranu. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że jesteś tym zaskoczony - obojętny ton jakim poczęstował syna mógł wydać się okrutny, ale przecież nie było tajemnicą, że każdy z nich najchętniej widziałby drugiego sześć stóp pod ziemią. - Przyszedłeś stwierdzać fakty, czy jest jakiś konkretny cel tej wizyty? - zapytał nieco już zniecierpliwiony. Właśnie zaczynał się wywiad z jakimś chłopakiem, który miał dość zgrabnie zarysowane kości policzkowe. Oddałby wiele, by móc zobaczyć je bez tej całej otoczki z mięśni i skóry. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 4:10 pm | |
| Wiedział, że żyje. Z jego znajomościami i wpływami nietrudno było odnaleźć człowieka, który szastał majątkiem - jego pieniędzmi, zresztą - z taką fantazją. Ginsberg umiał się bawić na całego i Gerard mógłby przysiąc, że wykaz jego bankowych kont jest równie pasjonującą historią jak niektóre z jego okultystycznych ksiąg; więc łatwo przyszło odnaleźć go w stogu siania, jakim było całe państwo. Nie robił jednak niczego, by spróbować odnowić ich relacje czy też uzyskać przebaczenie. Nie czuł się winny - taka była kolej rzeczy, jego matka zachowywała się zgodnie z postępującym cyklem natury, wybierając kogoś młodszego i zdolnego do reprodukcji. Jego ojciec mógł nienawidzić tego faktu, ale starzał się zaskakująco szybko i nic dziwnego, że Julie położyła na szali ich małżeństwo. A także rodzinę, o którą tak naprawdę naczelnik więzienia nie dbał. Należała przecież do reliktów przeszłości, a ta nie wydawała mu się jakoś szczególnie bliska. Gerard zwykle patrzył w przyszłość, wspominanie minionych dziejów wydawało mu się zajęciem pozbawionym sensu, więc nie zamierzał kultywować tradycji rodzinnych. Po ojcu odziedziczył bardzo pragmatyczne podejście i skłonność do stawiania polityki na pierwszym miejscu. Niezależnie od tego których obecnie polityków przyszło im popierać - Ginsberg wiedział, że muszą współpracować ściśle, bo prędko znajdą się ludzie, którzy będą próbowali na ich konflikcie wydeptać sobie odpowiednią pozycję w rządzie. Obaj natomiast nadal chcieli rozdawać karty w Kapitolu, więc nie pozostawało nic innego... jak spotkać się po cichu, choć Gerard najchętniej wyszedłby od razu, dostrzegając włączony telewizor. Był nieco zawiedziony. Cóż, po nestorze rodu, który niegdyś zdobył ogromny majątek spodziewał się czegoś więcej niż podglądania trybutów, z których i tak większość zostanie rozszarpana. Mógłby zatroszczyć się o osobiste spotkanie z dziećmi, już po ich ewentualnym zwycięstwie, ale przecież nie zamierzał go pouczać ani tym bardziej zachęcać do działania. Nie potrzebował jego wrodzonej gonitwy za hedonizmem i chęci pokazania, że nadal pozostaje w grze, podczas gdy ta już dawno toczyła się bez niego. Usiadł na fotelu naprzeciwko, nie próbując nawet zwracać uwagi na telewizor. Miał przyjemność poznać te ofiary na żywo i miał też swoje upatrzone gwiazdki. Niedaleko pada jabłko od jabłoni? Chyba po raz pierwszy od dawna nie miał ochoty kogoś zabić - jego ojciec zasługiwał na tortury, na rozrywanie zwiotczałego ciała żywcem, na bycie eksponatem w eksperymentach Evena i na gwałt przez więźniów, którzy zapewne potem pożrą go żywcem, zupełnie jak w kiepskiej historii mordercy Suskinda. Zaśmiał się ze swojej wizji cicho, słysząc jego głos. Urocze urzeczywistnienie marzeń, które musiał chwilowo pozostawić na dalszy etap ich znajomości. Odradzającej się na nowo, nie potwierdzał jeszcze oczywistości, zapalając papierosa i czekając aż zacznie kontynuować swoją wypowiedź. - Przyszedłem po moje pieniądze, ale... - zawiesił głos - nie będę wykorzystywać materialnie inwalidy na rencie. Zrób z nich pożytek - wygłosił wielkodusznie i kpiąco, ukrywając obelgę za wielką łaskę. Każdy wiedział, że Gerard może i jest żadnym władzy i wpływów potworem, ale pod względem materialnym pozostawał nieskalany. Być może dlatego, że cierpienia nie dało się kupić, a widok ofiary (na przykład, ukochanego tatusia) bywał bezcenny. Zamilknął, pozwalając nacieszyć się mu wątpliwym widowiskiem. Był niedobrym synem, mógłby już dziś zaprowadzić go do Ośrodka Szkoleniowego, ale przecież nie zamierzał wprowadzać tego trupa w rozkładzie do towarzystwa. Sam Rufus pogrzebał się żywcem i powinien pozostawać w strefie nienaruszonych (przez syna) wspomnień. |
| | | Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 7:16 pm | |
| Rufus w przeciwieństwie do Gerarda nie bardzo interesował się losem swojego potomka. W zasadzie to wolał myśleć, że spotkał go taki los na jaki zasłużył. Był słaby, bo powinien był pozbyć się Gerarda, Julie i ich nienarodzonego dziecka. Niekoniecznie własnymi rękoma, bo ciężko byłoby mu się wytłumaczyć z potrójnego morderstwa. Znał jednak ludzi, którzy za odpowiednią sumę byliby w stanie pozbyć się niepokornych członków jego rodziny. Nie zdecydował się na taki krok i zamiast tego po prostu uciekł jak szczur z okrętu, na którym rozlało się wiadro z wodą a ten wziął to za oznakę rychłego zatopienia. Czasami żałował, że nie był na tyle silny, by wyrżnąć całą trójkę i wieść dalej spokojne życie na Kapitolu. Były oczywiście tego plusy, bo udało mu się w ten sposób uniknąć krwawej zemsty rebeliantów, którzy zapewne nie mieliby litości dla starego Rufusa. Tym sposobem nadal żył i teraz na nowo mógł zacząć coś znaczyć w stolicy. Pozostawała oczywiście kwestia jego syna, ale na razie nie zamierzał sobie tym zaprzątać głowy. Tym bardziej, że na tym drobnym nieporozumieniu skorzystać chciałoby wielu, w końcu posada w rządzie to całkiem niezły interes, a w ten sposób mogliby pozbyć się obydwu Ginsbergów. Może i za sobą nie przepadali, ale każdy z nich przekładał nad wzajemną nienawiść wygodne życie, które zapewniała im obecna sytuacja. Starość niszczyła ludzi w najlepszym dla nich okresie życia. Duchem Ginsberg wciąż chciałby wieść życie czterdziestolatka, ciało jednak coraz częściej odmawiało współpracy. Lata stosowania wszelkiego rodzaju używek odbiły się dość mocno na jego zdrowiu i nawet współczesna medycyna nie bardzo była w stanie czegoś z tym zrobić. Ot, jego czas powoli się kończył, ale na razie nie zamierzał nikomu dawać tej satysfakcji i odchodzić z własnej woli. Może i brakowało mu dawnej werwy, ale wciąż jeszcze potrafił uderzyć w czuły punkt. Natomiast spotkań z trybutami na razie nie planował, dopiero co pojawił się w mieście i jeszcze nie do końca zdążył się zaaklimatyzować. Kolejna niedogodność związana z wiekiem, długie podróże męczyły. Nie proponował mu siadania na fotelu ani tym bardziej niczego do picia, ale najwidoczniej to pierwsze Gerard postanowił sobie sam znaleźć. To dziwne, ale z czasem Rufus stracił zainteresowania uśmiercaniem ofiar na rzecz utrzymywania ich jak najdłużej przy życiu. Szczególnie spodobała mu się ta część medycyny, która zajmowała się wszelkiego rodzaju hybrydami. Na razie wyłącznie zwierzęcymi, ale z małą pomocą i odpowiednimi funduszami dałoby się uruchomić badania nad tworzeniem krzyżówek ludzi ze zwierzętami. Trybut z głową byka, współczesny minotaur, od którego Rufus mógłby zacząć gromadzenie swojej nowej kolekcji. - Twoje pieniądze? - zerknął na niego krzywiąc się przy tym - Miałeś chyba na myśli MOJE pieniądze - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, po czym znów przeniósł wzrok na telewizor. Nie zamierzał w żaden sposób przedłużać niepotrzebnie rozmowy, której od samego początku nie miał ochoty toczyć. W kwestii podejścia do spraw materialnych różnili się i to znacznie. W przeciwieństwie do syna Rufus nie mógłby przedłożyć przyjemności z tortur nad kwestię posiadania. To dzięki pieniądzom mógł sobie przez lata pozwalać na wszelkie zachcianki i wiedział, że bez nich był nikim. - To wszystko? Chodzi ci tylko o pieniądze? - zapytał nieco podirytowany. Gdyby chodziło tylko o nie to na jego miejscu nie fatygowałby się tu osobiście tylko wysłał jakiegoś prawnika, czy kuriera z pudełeczkiem wypełnionym jagodami łykołaka i krótką notatką. Tak to się przynajmniej robiło za czasów starego Ginsberga. Widać młodzi działali teraz inaczej, ale o ile jeszcze choć trochę znał swojego syna, to chodziło o coś więcej. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sro Wrz 10, 2014 7:57 pm | |
| Nie obawiał się jego zemsty. Ani teraz, kiedy stali się sobie równi, ani wówczas, kiedy był teoretycznie od niego słabszy. Tylko tak mogło się wydawać, bo Rufus zbyt mocno wierzył w potęgę rodziny i dziedzictwa, by zatracić ją przez coś tak nieistotnego jak uczucia. Niezależnie od tego, czy jego duma została zraniona - tylko o nią przecież chodziło - to nie był w stanie poświęcić jedynego potomka. Być może jednak za wiele czasu spędził z Julie, która nauczyła go, że nie przelewa się własnej krwi. Przynajmniej tę lekcję od ich wspólnej kobiety zabrał za sobą dalej, szanując Maisie na tyle, by ją torturować i niszczyć psychicznie; ale nie zabijać, pamiętając, że jest nietykalna poprzez pokrewieństwo, które ich łączyło. Wiedział też bardzo dobrze, że ojciec nie narazi na szwank opinii publicznej, która przestałaby mu sprzyjać, gdyby naraził się jej śmiercią swojego pierworodnego syna. Do tego trzeba było być człowiekiem do szpiku kości złym i okrutnym, nie mającym absolutnie żadnych skrupułów i potrafiącym jednocześnie oczarować publiczność łzawą historyjką - przykład takiego osobnika stał przed nim samym. W końcu, Ralph - duma Gerarda i spadkobierca - był pierwszą ofiarą rewolucji. Ogromnie żałował, że nie zapędził się dalej w czynieniu niegodziwości stosowanej i nie zgładził również swojego dogorywającego ojca, który powracał do Kapitolu na ostatnie tchnienie. Całkiem romantyczny i nostalgiczny powrót do przeszłości, który zapewne powinien okupić chwilowym wzruszeniem, ale nigdy nie był dobry w te sentymentalne klocki i nie kwapił się do wyznania mu zduszonym głosem, że żałuje, że mama nie doczekała tych chwil. Właściwie to mogłoby być całkiem zabawne - wspominanie nieboszczki, która miała ich w ustach obu, wycieczki do krainy zachwalania jej całkiem rozjechanych części ciała i podziwianie skłonności do niedozwolonych substancji, które pobudzały te rejony mózgu, o których żaden z nich nie miał pojęcia. O tym chyba myślał, kiedy zajmował fotel i zaczynał bawić się rękawiczkami, które towarzyszyły mu od zawsze. Nie szukał już cech, automatem odziedziczonych po ukochanym ojcu - władcy wszystkich trybutów, ale przynajmniej mógł sobie wytłumaczyć z łatwością, dlaczego ciągle bliski jest mu pościg za młodością i brakiem zużycia. Wszystko zawdzięczał temu człowiekowi, który zapewne już knuł w głowie ekspresowe pomysły na wykorzystanie tych dzieci. Mógłby być z niego całkiem dumny, gdyby rozmowa nie zeszła na tory finansowe - te były śmiertelnie nudne dla wyuzdanego Gerarda, ale westchnął. - Pieniądze matki - uściślił. - A więc moje, przed śmiercią przepisała mi całą fortunę, pozostawiając cię na lodzie. Pewnie dlatego, że potrafiłeś przeznaczyć wszystko na dziwki, więc nie wróżyłeś sukcesu dla firmy, którą postawiłem na nogi - wyjaśnił, nie zamierzając jednak dyskutować o finansach. Pozostawił mu wolną rękę, pozwolił skorzystać ze swojego dobytku, a jego księgowy zajmie się resztą. Nie przewidywał również, że zacznie zachowywać się jak skąpiec - jego ojciec musiał prezentować się godnie - ale postanowił to załatwiać od dziś z jego sekretarzem. Mniej zachodu... i oczywiście, że chodziło o coś więcej. - Nie bądź idiotą, Rufusie - skarcił go spojrzeniem. - Dobrze wiesz, że musimy odbyć rozmowę o naszej rodzinnej polityce, bo chyba się pogubiłem w twoich sympatiach i antypatiach - zauważył, nie zamierzając zwracać się do niego "tato". Nie lubił hipokryzji i nie wykazywał jej w ogóle, choć przewidywał, że to właśnie ona stanie się motorem ich działania przez najbliższy czas. |
| | | Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Czw Wrz 11, 2014 11:08 pm | |
| Zemsta na Gerardzie była niezwykle kusząca i wielokrotnie takową stary Ginsberg rozważał, ale niczego poza zwykłą satysfakcją na tym by nie ugrał. Ba, zważywszy na to, że jego syn znaczył teraz naprawdę wiele w rządzie, to takowa mogłaby się źle skończyć także dla Rufusa. Nie był głupcem, który dla wyrównania rachunków poświęcałby samego siebie. Był pragmatykiem i przez całe swoje życie kierował się zasadą, że nie warto podejmować działań, które mogą przysporzyć więcej problemów. Jakakolwiek zemsta na naczelniku więzienia z pewnością do tego typu rozwiązań się zaliczała. Jedynie duma nie pozwalała mu zostawić tej sprawy w spokoju. Świadomy burzy, która rozpętałaby się nad ich domem w chwili, gdy świat dowiedziałby się o ciąży jego żony podjął jedyną słuszną decyzję. Ucieczka wydawała się ratunkiem od problemu. Nie zniósłby wykluczenia ze społeczeństwa, na które zostali przecież i tak skazani. Ale Rufusa przy tym nie było. Zbiegł zostawiając rodzinę na pastwę tłumu, który był dla nich wszystkich bezlitosny. Nie pomogły pieniądze i polityczne konotacje. Byli skończeni. Julie zagnieździła w jego umyśle przekonanie o bezsensowności przelewania własnej krwi, która z pewnością po części płynęła w żyłach Gerarda. Wielokrotnie Rufus zastanawiał się, czy przypadkiem jego żona nie oddawała się za jego plecami praktykom, których owocem mógł być młody Ginsberg. Za każdym jednak razem dochodził do wniosku, że taka możliwość była całkowicie wykluczona. Bez wątpienia był jego synem i tylko to sprawiło, że wciąż jeszcze żył. Była to wyłączna zasługa jego matki, która być może przezornie zdołała wcześniej przekonać męża do swoich poglądów. Właśnie ze względu na głęboki sentyment, który czuł do Julie, pozwolił jej żyć i nosić w swym łonie bękarta, choć może należało podać jej wino doprawione łykołakiem. Wszystko to jednak pozostawało w sferze czysto teoretycznych rozważań, którymi za często zaprzątał sobie ostatnio głowę. Przyjęcie nominacji na stanowisko jednego z doradców miało być wstępem do odzyskiwania dawnego życia i nie potrzebował dodatkowych problemów. Siedzieli teraz naprzeciwko siebie żałując, że żaden z nich nie zdecydował się uśmiercić tego drugiego. Ojciec i syn, którzy pałali do siebie nienawiścią i życzyli sobie śmierci. Wywiady zaczęły dobiegać końca, a to oznaczało, że doskonała wymówka do ignorowania Gerarda również. Cóż, będzie musiał w końcu spojrzeć mu w twarz, choć wcale tego nie chciał. Może nie był podobny tak bardzo do matki, ale Rufus widział w jego rysach te należące do Julie. Kobiety, która go zdradziła i zmusiła do porzucenia rodziny i ratowania się ucieczką. Dwie znienawidzone osoby w jednej, tego było za wiele nawet jak na niego. Wyłączył w końcu telewizor milcząc jeszcze przez chwilę. Zakręcił resztką alkoholu w szklance, po czym wypił jej zawartość. - Mojej ŻONY - kąciki jego ust uniosły się w ironicznym uśmieszku - Nie zapominaj, że aż do momentu, w którym postanowiła zakończyć swoje żałosne życie, pozostawaliśmy małżeństwem - podniósł wzrok znad pustej szklanki spoglądając na Gerarda - Jesteś na tyle rozsądny, by wiedzieć, że zapisy dokonywane przez osoby niezrównoważone psychicznie są dość... - znów posłał mu niezbyt przyjemny uśmiech - Niezbyt wiążące - westchnął wstając i kierując się do barku, przy którym ponownie nalał sobie szkockiej wrzucając do niej kilka kostek lodu. - Przyszedłeś martwiąc się, że nie będę miał za co opłacać swoich kolejnych dziwek? - odwrócił się w jego stronę - Tym nie musisz się przejmować - może nie nadawał się za bardzo do pomnażania fortuny, czy w ogóle zarabiania, ale udało mu się dobrze zainwestować pieniądze, które wywiózł ze sobą do Czwórki. Na te kilka ostatnich lat życia w dostatku z pewnością wystarczy. Nie zamierzał jednak rezygnować z przyjemności, której dostarczą mu batalie o fortunę syna. Sam fakt patrzenia jak ten drży przed jej utratą będzie wystarczająco satysfakcjonujący, nawet jeśli Rufus nie dostanie z niej ani centa. Wrócił na swoje miejsce upijając ze szklanki kolejny łyk. - Rodzinnej polityce? - ściągnął brwi - Darujmy sobie te gierki - prychnął lekko zakładając nogę na nogę, by po chwili zamieszać zawartością trzymanego w dłoni szklanego naczynia - Możesz być spokojny, nie zamierzam mieszać w twoich... politycznych planach - cokolwiek Gerard chciał robić, mógł być pewien, że dopóty nie będzie wchodził ojcu w drogę, ten pozostanie obojętny na jego działania. Ciężko też było mówić Rufusowi o tego typu sprawach, bo nie zdążył jeszcze odpowiednio dobrze zaznajomić się z panującymi tu zasadami. Znalezienie informatora było niezwykle trudne, gdy nie miało się w mieście dosłownie żadnych powiązań. Całą sieć wzajemnych relacji musiał odbudować na nowo i nie chciał wykorzystywać do tego Gerarda, który mógłby przez to zbyt wiele się dowiedzieć. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Pią Wrz 12, 2014 2:44 pm | |
| W ciągu ostatniego roku również miał możliwość do usunięcia problemu, którym w dalszych etapach mógł okazać się jego ojciec. Byłby niezwykle głupim człowiekiem, jeśli nie przypuszczałby, że w umyśle Rufusa aż roi się od wysmakowanych pomysłów na sprawienie mu cierpienia. Być może już szykował truciznę i wzmacniał dawne szeregi, a Gerard wiedział dobrze, że znalazłby wielu popleczników, którym naczelnik więzienia zdążył zajść za skórę. Mimo wszystko nie wpadał tu po pracy w celu wzmocnienia swojej ochrony bądź uczynienia wszystkiego, by ojciec wybaczył mu tę straszliwą, towarzyską zbrodnię. Zbyt mocno bawiło go to, że jego staruszek zareagował na tę wpadkę tak gwałtownie, próbując uciekać przed ostracyzmem społeczeństwa. Gerard nie miewał takich problemów - to on wyznaczał tory zachowania dla Kapitolińczyków i nie zamierzał zwracać uwagę na ten drobny grzeszek, który wówczas znaczył dla niego zbyt wiele. Nie wiedział, czy ojciec nawet zdawał sobie z tego sprawę. Zapewne tak, w końcu był jego niedorodnym synem i nie potrzebował do tej pewności żadnych badań genetycznych. Nawet teraz, kiedy Ginsberg przyoblekł szaty dojrzałego starca, Gerard w jego rysach twarzy odnajdywał tę samą zaciętość i wrodzoną upartość, która śmiesznie korespondowała z matczyną gwałtownością i zapatrzeniem w dawne rytuały, zwłaszcza te związane z krwią. Obaj dobrze zdawali sobie sprawę, że chroni ich pradawna magia i dlatego tylko stoją tu jeszcze we względnie pokojowych zamiarach, próbując udawać, że nie patrzą w tył, choć odwracali się gwałtownie, jakby nadal bawili się z kobietą swojego życia w Ciuciubabkę. A przecież Julie już nie żyła. Mógł mu o tym zaświadczyć, w końcu to on rozpoznawał strzępy jej spalonego ciała w kostnicy. Chętnie powtórzyłby mu tę samą tajemnicę, którą usłyszał od niego patolog - poszła na stos za swoim mężem, bo była przekonana, że nie żyje i chciała dopełnić rytuału kochającej żony - ale Rufus na to nie zasługiwał, więc nadal bawił się z nim w symfonię przemilczeń, czując, że z każdą sekundą będzie miał problem z opanowaniem. Zwłaszcza, kiedy jego ojciec wyciągał w jego obecności truchełko żony i straszył nim syna, który jeszcze (pomimo tych pieprzonych trzydziestu lat) nie umiał pogodzić się ze złością, którą odczuwał do tej kobiety. Zostawiła go, wybrała w ostateczności śmierć, ugięła się pod jarzmem publicznej opinii i sprawiła, że musiał urządzać dwa pogrzeby, czując się dziedzicem nie tylko rodzinnej fortuny - pieniądze naprawdę nie miały dla niego znaczenia - ale przede wszystkim, rytuałów, którym oddawał się przez pozostałe wiosny swojego życia. Nie przejmował się tym, że to może źle wpłynąć na jego rozwijającą się karierę polityczną, liczyło się tylko to odczucie jej obecności, które sprawiało, że przestawał mieć jakiekolwiek uczucia. Do momentu, kiedy nie pojawiła się córka, a historia zatoczyła niebezpieczny skręt. - TWOJEJ żony - powtórzył za nim kpiąco, w końcu nigdy nie chciał, żeby Julie stała się dla niego partnerką. Wystarczyło, że urodziła go i do tego łona wracał każdej nocy, kiedy Rufus znikał. Nie mógł pojąć, że to właśnie był gwóźdź programu, podmiot, który sprawiał, że Gerard z łatwością dopuścił się tego grzechu przeciwko każdemu z bóstw - jeszcze dziś na myśl o tym, że trzymał w ramionach swoją matką i był z nią jednym, czuł tę samą piorunującą ekstazę i mało brakowałoby, a za tę palącą żądzę podziękowałby ojcu, który powracał do tego tematu tak bardzo usilnie, próbując go zranić. Niepotrzebnie, westchnął, prostując się na fotelu i sypiąc popiołem prosto na jego dywan. - To, że przestała cię kochać, nie oznacza, że była niespełna rozumu. Wręcz przeciwnie - dokończył, czując, że po raz pierwszy od dawna czuje się zmęczony rozmową z kimkolwiek i wypowiedzenie każdego kolejnego słowa przyniesie coś w rodzaju fantomowego bólu, którego nie chciał odczuwać. Nie, kiedy tak świetnie sobie radził bez namiętności, zżerających go zwykle od środka. Był za stary i zbyt racjonalny na takie gierki, więc pokręcił głową. - Myślisz, że wystarczy mi twoje zapewnienie, że nie będziesz się mieszać? Zwykle inaczej postępuję z wrogami,...tato - uśmiechnął się lekko, wypowiadając groźbę, kiedyś może bez pokrycia, ale skoro grali tak nieczysto, to nie było mowy o żadnym rozejmie z jego strony. Wolał zabezpieczyć swoją przyszłość i przeszłość, zwłaszcza, kiedy z tak wielkim mozołem budował swoją rodzinę i pozycję. Nie zamierzał pozwolić sobie na zniszczenie tego z powodu grzechów młodości, które ożywały w każdym milimetrze tego pokoju przez pamięć o Julie. |
| | | Wiek : 75 Zawód : chwilowo bezrobotny Przy sobie : leki przeciwbólowe, morfalina (1 gram)
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Sob Wrz 13, 2014 8:46 pm | |
| Rufus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w bezpośredniej potyczce z Gerardem jest bez szans. Ten był znacznie młodszy, posiadał jeszcze z pewnością sporo sił, a do tego mógł poszczycić się ugruntowaną pozycją wśród tutejszych elit. Staremu Ginsbergowi tego wszystkiego brakowało, a najgorsze z tego było to, że mógł liczyć jedynie, że uda mu się w końcu zdobyć to ostatnie. Czy tak ma wyglądać teraz jego życie? Zostanie jednym z tych opasłych snobów, którzy żyją od jednego bankietu do drugiego, a w ich życiu nie ma miejsca na chociażby odrobinę okrucieństwa? Nie. Wolałby zjeść garść jagód łykołaka, czy innej, bardziej skutecznej trucizny. Odzyskiwanie pozycji było procesem długotrwałym i wymagającym wyjątkowych zdolności, których wiek nie zdołał Rufusowi odebrać. Może i stracił dawną werwę i zdrowie, ale w jego umyśle wciąż jeszcze było sporo na obmyślanie okrutnych zabaw, czy sposobów na pozbywanie się wrogów. Nie narzekał. Wiedział, że w tej chwili nie mógł sobie pozwolić na wiele wobec Gerarda. Zbyt wiele znaczył i jego śmierć nie przeszłaby bez echa. Należało działać spokojnie i czekać. Na szczęście lata odosobnienia w Czwórce nauczyły starego Ginsberga cierpliwości, która w tej chwili była tak cenna. Przyglądał się Gerardowi z uwagą, pierwszy raz tak dokładnie od chwili, gdy ten pojawił się w apartamencie swojego ojca. Podobieństwo między nimi nie było takie oczywiste, ale w tych rysach twarzy Rufus dostrzegał siebie. Młodszego, wciąż jeszcze gotowego do walki, bardziej mściwego i okrutnego. Bardziej niż spoglądanie na odbicie samego siebie sprzed lat bał się tego, że dostrzegał w nim Julie. Kobietę, którą mógł nazywać swoją towarzyszką, powierniczką i żoną. Miłość to jedno z tych górnolotnych uczuć dla plebejuszy, którzy myślą, że jeżeli się kochają to wszystko jakoś im się ułoży. Ginsbergowie nigdy tego nie mieli, a mimo to żyli szczęśliwie. Chciał zapomnieć o pradawnych rytuałach i wierzeniach, którym Julie hołdowała przez całe swoje życie przekonując do nich w końcu także swojego męża. Próbował wyprzeć to wszytko ze świadomości, ale gdzieś w głębi wciąż jeszcze pamiętał stare inkantacje i mógłby je bez większego problemu powtórzyć. Nie interesował się jej losem, a wiadomość o śmierci pierwszej małżonki dotarła do niego już wówczas, gdy zdążył założyć nową rodzinę. Namiastkę tej dawnej, choć nigdy nie dorównującej swojemu pierwowzorowi. Czy chciałby wiedzieć, że w ostatnim geście oddania mężowi zdecydowała się poświęcić swoje życie? W imię przekonań, które podzielali. Nie, wolał żyć w przekonaniu, że była to raczej decyzja tchórzliwej wariatki, która w końcu pojęła swój błąd. Tak było łatwiej, obwiniać innych, nigdy siebie. - Daruj już sobie ten ton - mruknął podirytowany - Była moją żoną, a twoją matką - zachowywał względny spokój, nieokazywanie emocji dawało przewagę - Ten 'incydent'... - skrzywił się nieco wspominając o bękarcie, który spłonął razem z Julie, a o którym nie był w stanie mówić pomimo tych wszystkich lat - Niczego nie zmienia - upił kolejnego łyka, by uspokoić serce, które zaczęło mu silniej bić. Obserwował spadający na dywan popiół. Chciał wyprowadzić go z równowagi czymś takim? Naprawdę? Uśmiechnął się do siebie ironicznie unosząc po chwili głowę. - Jesteś rozsądnym człowiekiem... - zaczął - A przynajmniej mam taką nadzieję - był jego synem, więc należało się spodziewać, że tak było - Nie sądzisz chyba, że ty i twoje siostry jesteście owocem jakiejś miłości - zaśmiał się lekko - Nie mogła przestać mnie kochać, bo nigdy nie zaczęła - westchnął, choć wiadomość ta jakoś niespecjalnie zrobiła na nim wrażenie. Widać obaj mieli jednak dość tematu i wyciągania z grobu zwłok Julie. - Nic innego nie dostaniesz - odparł, znów upijając trochę alkoholu z trzymanej w dłoni szklanki - Wrogami? - pokiwał głową ściągając po raz kolejny brwi - Dobrze, że chociaż w tej kwestii jesteśmy w stanie dojść do porozumienia - czy Gerard mu zagrażał? Z pewnością bardziej niż Rufus jemu, ale kto wie, czy za miesiąc, czy dwa sytuacja nie ulegnie zmianie? Z pewnością w stolicy jest sporo osób, które chętnie przyłożyłyby rękę do upadku naczelnika więzienia. Jeśli Gerard był choć trochę podobny do ojca to miał wielu wrogów. Rufus może i nie miał w tej chwili na Kapitolu sprzymierzeńców, ale przeciwników także, co dawało mu nad synem pewien rodzaj przewagi. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Rufus Ginsberg Nie Wrz 14, 2014 2:08 pm | |
| Ginsberg junior był tak zapatrzony w siebie, że trudno było mu przyznać się przed samym sobą, że cokolwiek zawdzięcza temu człowiekowi, który obecnie był cieniem dawnego potentata finansowego i przyjaciela Snowa. Wiedział, że nie chodzi o sam majątek, raczej o nieugięty charakter i wielką zachłanność, jeśli przyszło im spełniać własne niezdrowe zachcianki. Wyrazem niesamowitej nieskromności było to, że nie był mu wdzięczny za koligacje, które sprawiały, że większość domu w Kapitolu - zarówno tym przed panowania Coin, jak i obecnie - stały przed nim otworem. Mógł poszczycić się rozległymi znajomościami, ale nie zamierzał dziękować mu za to ani też witać go z otwartymi ramionami w mieście, które należało do niego. Przyszedł upewnić się tylko, że jest na tyle stary, by wycofać się ze świata publicznego i nie będzie robił problemów, których i bez niego Gerard miał sporo. Wprawdzie tłumienie buntów w Kwartale sprawiało mu niesamowitą rozkosz, a knowania polityczne miał we krwi dzięki ojcu, ale po raz pierwszy od dawna mógł stwierdzić, że nie żyje do końca tylko dla siebie i to budziło w nim irracjonalny lęk. Na tyle mocny, że racjonalnie zaczynał rozmyślać poważnie o zamknięciu córki w piwnicy, by przynajmniej zachować pozory bezpieczeństwa. Był słaby, wiedział to już od chwili, kiedy dotarło do niego, że nie jest w stanie zabić Maisie, a na taką ułomność charakteru nie mógł sobie pozwolić. Pewnie dlatego zjawił się tutaj, chcąc dokładnie poznać zamiary kogoś, kto niegdyś miał być mu wzorem, a stał się niezdrowym elementem w podstawowej komórce społecznej, którą był Gerard z matką. Nie potrzebował do niej ojca, nie zamierzał dzielić się wpływami bądź osobami ze swojego środowiska z człowiekiem, który po trzydziestu latach wracał z tułaczki. To nie była Odyseja, Penelopa już dawno oddała się w ręce zalotników, a Gerard nie zamierzał udawać, że nie minęły te wszystkie lata. Pewnie, gdyby był jednak bardziej podobny do matki, to przeżywałby w tej chwili namiętności, które doprowadziłby go do rytualnego mordu Rufusa na stole ofiarnym, ale zamiast tego nadal tu siedział, czując tylko coraz większy niesmak. Spodziewał się przynajmniej próby sił, a dostawał marną namiastkę pyskówki, którą mógłby toczyć jako gówniarz, nie natomiast jako człowiek mający własną rodzinę i dziecko w drodze. Uśmiechnął się, kiedy wspomniał o tym incydencie. Nie wytrzymał, Gerard nigdy nie bawił się w powstrzymywanie emocji, to one napędzały jego chorą wyobraźnię i choć dobrze wiedział, że w polityce musi zachować kamienną twarz, to wśród bliskich bywał dość... porywczy. Jego ojciec powinien zdawać sobie sprawę z tego zagrożenia, które zwykle rozpoczynało się całkiem niewinną wymianą informacji. - Jaki ton? - wygiął usta w uśmieszku, sycąc się jego niespodziewaną słabością. - Doskonale wiem, że była moją matką, nie rozumiesz? To mnie w niej podniecało, że znajdowałem się w miejscu, w którym już byłem. Uwielbiałem ją rżnąć i czuć, tego chce, nawet jeśli udawała świętą. Nie mogłeś tego doświadczyć, bo nie była twoją krewną i dlatego tak bardzo cię to denerwuje - zakończył, rozkoszując się nadal słodkimi wspomnieniami, które wreszcie znalazły ujście. Nie pozwalał sobie na komfort myślenia o Julie przez te wszystkie lata, a teraz upajał się na nowo zapachem i smakiem jej ciała, nie wspominając już dramatycznych gwałtów, kiedy doszło do niej, że zachowują się wbrew woli bogów. Nieistniejących, zbyt mocno sprzyjał mu Los, obdarzając go córką i synem w jej łonie. Nie zamierzał dać sobie tego zniszczyć, nie za pomocą tej wybrakowanej marionetki, która postanowiła dać mu wykład z miłości. Inspirujące, niemal skłonił głowę jak na błogosławieństwo, bo dotarło do niego, że Rufus błądzi, jak zwykle. Ciągle pozostawał nieomylnym starcem, którego do życia napędzały tylko eksperymenty i młode ciała. Szkoda tylko, że chwilowo cierpiał na ich niedostatek - cóż, już nie był osobą, która przyciąga trybutów. Zaśmiał się krótko i zimno, wstając i zabierając mu szklankę, którą wycelował prosto w jego szczękę, nie obserwując nawet, czy trafił i czy szkło rozprysło się po jego brodzie. - Jeśli chcesz odzyskać pieniądze na dalsze uciechy - wskazał na telewizor, wiedząc, że każde spojrzenie na jego ojca zakończy się natychmiastowym zgonem Rufusa - to skontaktuj się z moim prawnikiem. Jeśli chcesz poznać wnuczkę - zawiesił głos, nie zastanawiając się, czy w ogóle chce przedstawić Maisie tego człowieka, odpowiedź pozostawała zawsze przecząca - to wpadnij na kolację. Jakakolwiek zemsta bądź próba otrucia mnie zakończy się dla ciebie publiczną egzekucją. Już skazałem na śmierć syna, więc nie będę miał żadnych skrupułów - dodał lojalnie i szczerze, obserwując na jasnym dywanie krople krwi. Jednak trafił, uśmiechnął się jak dziecko, po czym wyszedł, zabierając odłamek szkła na rękawiczce. Szczęśliwa pamiątka z przeszłości.
zt
|
| | |
| Temat: Re: Rufus Ginsberg | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|