Czechow twierdzi, że jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi broń, to w ostatnim na pewno wystrzeli. Tu ściany są gołe a mimo wszystko ktoś wybuchnie. Kto pierwszy? Jasno oświetlone, wygłuszone pomieszczenie bez okien, na środku duży stół. Siedzi przy nim mężczyzna w przyciasnej marynarce i okularach z rogową oprawką. Przy drzwiach stoi dwóch strażników. Na przeciwko grubawego mężczyzny siedzi młodszy, ogolony na łysko i skuty kajdankami bohater tej opowieści. Na stoliku leżą papierowe akta, zniszczone i niekompletne. Mężczyzna trzyma w rękach także coś na wzór tabletu, którego wyraźnie nie potrafi dobrze obsługiwać. Nieistotne.
Na jednej z rozrzuconych po biurku kart widnieje:
"Søren James Royce
mężczyzna
data urodzenia: 22 lipca 2250 roku
wiek: 28
wzrost: 180cm
waga: 87 kg
stan pacjenta przed przyjęciem na oddział: objawy psychotyczne, nerwica natręctw, zaburzenia osobowości.
data poprzedniej hospitalizacji: 14.12.2265 - 01.01.2275"
Mężczyzna w marynarce, która dawno już wyszła z mody, otwiera karty szpitalne po kolejnym niepowodzeniu z tabletem i przegląda zachowane raporty lekarzy (ku jego zdziwieniu także tych wojskowych). Skuty mężczyzna z drugiego końca stołu obserwuje go z uwagą, śledząc każdą zmianę wyraz na jego twarzy. Otyły człowiek blednie, przełyka ślinę i nerwowo stuka palcami w podniszczone dokumenty.
-Tak... Panie Royce, może zaczniemy od początku? - oznajmił w końcu kładąc lekko pulchne dłonie na stół, zdjął też okulary i wsunął je w kieszonkę na klapie tweedowej marynarki.
-Panie Royce, mogę liczyć na Pana?
Rzekomy Royce nie odpowiada, wpatruje się z uporem w swojego rozmówcę i usiłuje bujać się na krześle. Jego ręce są splecione za oparciem krzesła i spięte kajdankami, żeby tym razem nikomu już nie zrobił krzywdy. Nie jest skłonny do współpracy. Chcą przekonać się, że jest świrem? Że już do niczego się nie nadaje? Chcą uznać go za niepoczytalnego? Nie da się sprowokować. Nie będzie zwierzeń. Jest tylko spisek i konfabulacja. GDZIE JEST KURWA RAKEL?! Royce szybko się denerwował, nozdrza rozchylały mu się wtedy przy każdym wydechu zbyt mocno, widać było po nim złość i nie potrafił nad tym zapanować. Mężczyzna westchnął i ponownie otworzył teczkę z papierami. Odchrząknął i zaczął czytać...-Søren James Royce, dystrykt 13, 28 lat, do 2277 zatrudniony jako sanitariusz w szpitalu im. Helojzy w Dystrykcie Czwartym. U pacjenta stwierdzono...
Royce zaczyna cicho się śmiać, jednak szybko jego śmiech przybiera na sile i mężczyzna nie jest już w stanie czytać. Próbuje jakoś opanować swojego pacjenta, zerka rozpaczliwie na strażników i dopiero po chwili wybucha.
-PANIE ROYCE, JESTEM PAŃSKIM LEKARZEM, JEST PAN TU, ŻEBY PANU POMÓC, ALE PAN TEŻ MUSI Z NAMI WSPÓŁPRACOWAĆ. Nic w Pana aktach się nie zgadza, nic. Kompletne bzdury, które mogłoby wypisywać dziecko. Wszędzie są jakieś sprzeczności, wszędzie jest inna data, miejsce urodzenia, inne nazwiska, pochodzenie, zatrudnienie, zgadza się tylko pierwsze imię, więc czy może pan przestać i ...
-To nie jest moje imię. Używam go od zawsze, ale to nie jest moje imię - westchnął przeciągle powstrzymując wreszcie śmiech. To od nazwiska mojego ojca - Sørensen. Albo od Kierkegaarda. Możesz sobie wybrać. Nazywam się James Royce, mam 28 lat i urodziłem się w Kapitolu. Mój ojciec był zadzierającym nosa doradcą dziadka Snowa a matka dziwką. I wariatką. I chyba w obawie, że w końcu podpali mu dom, zaatakuje jego rodzinę, czy wyśpiewa ubarwioną historyjkę o ich wielkiej miłości mediom, stary umieścił ją w psychiatryku poza Kapitolem, nie pamiętam nawet który to był dystrykt. Nie, żeby za karę. Ona naprawdę była szalona. Tam urodziła dziecko, MNIE, żeby nie było wątpliwości i początkowo nawet pozwolili mi tam z nią mieszkać. Były dni, kiedy naprawdę rozumiała co się z nią stało i kim jestem i wtedy było chyba nawet gorzej niż wtedy, jak jej mózg zżerała psychoza. Nigdy nie zrozumiem dlaczego nie odesłali mnie po prostu do jakiejś placówki. Długo nie mogłem się od niej uwolnić, od niej i od tego chorego miejsca. Mogłem za to wychodzić na podwórko, więc korzystałem z tego przywileju, wybierałem największy kamień i uderzałem nim we wszystkie napotkane robaki, aż żóltordzawy płyn nie wyciekał z nich barwiąc przy tym beton. Odprężało mnie to - tu zrobił chwilę przerwy i rozciągnął się na krześle.
- Kilka lat później odkryłem, że to dawało mi jakieś wytchnienie, ulgę, której wtedy potrzebowałem. Jakiś czas później utopiłem wypieszczonego kota kobiety mieszkającej nieopodal szpitala. Potem trafiłem do 13. Ojciec odesłał mnie, żebym oficjalnie przestał istnieć. I sprawiać problemy. Przygarnęła mnie wtedy Lou, najmniej sympatyczna starucha pod słońcem, która nie miała pojęcia co to znaczy sprzątać. Jej dom lepił się i kleił od brudu i zawsze śmierdziało tam stęchlizną, dlatego jedno czy dwa kocie truchła w piwnicy nie robiło żadnej różnicy. Kroiłem żaby, koty i wszelkie inne stworzenia, które wpadły w moje ręce i którym udawało się żyć pod ziemią. Trzeba przyznać, że znalezienie jakiegoś graniczyło tam z cudem.
Nie pamiętam teraz za dobrze jak z dziwnego chłopca zaaferowanego mordem stałem się kimś, komu płacą za to, żeby to robił. To pewnie przez te leki, którymi mnie ostatnio faszerujecie... - urwał a mięśnie przy jego powiece mimowolnie skurczyły się kilkukrotnie.
-Nie robiłem tego dla idei, nie dla sprawiedliwości, chwały, pieniędzy... Dla przyjemności. Pozbawianie życia było przyjemne.
Wiemy już, że mężczyzna siedzący na przeciwko Royce'a to lekarz. Od teraz tak więc będziemy go też nazywali. Lekarz więc, początkowo lekko zaszokowany, po jakiejś chwili rzucił się w kierunku swojego tabletu, żeby zacząć nagrywać swojego rozmówcę. Zaczął porównywać też jego słowa z aktami, które miał przed sobą. To zdenerwowało naszego bohatera.
-Słuchasz mnie? Nic nie denerwuje mnie bardziej niż brak zainteresowania.
Lekarz zamknął akta, zerknął kontrolnie na nagrywający rozmowę tablet i ponownie zwrócił swoje spojrzenie w kierunku młodego mężczyzny.
-Pierwsze zlecenie było proste. Miałem 17 lat a Lou poprosiła mnie, żebym zrobił coś z psem naszej sąsiadki. Ta dbała o niego jak o dziecko a i tak wiecznie zasrywał nasz ganek. A przypominam Ci, że w Trzynastce trzeba było trzymać porządek. Moja przyszywana matka nie sprzątała w domu, ale tam przynajmniej nikt jej nie zaglądał. Nie miała zamiaru odpowiadać za fanaberie jakiejś wariatki z mieszkania obok... - Royce prychnął i znowu bujnął się na krześle. Jego tik nerwowy znów zaczął mu przeszkadzać. Zauważył, że lekarz się temu przegląda.
-Oznaka świra, nie? Psychol nie utrzymuje z Tobą kontaktu wzrokowego, tylko strzela miny. Książkowy przykład, zanotuj - warknął, ale po chwili uspokoił się.
-To porażenie nerwu powieki, podobnież da się coś z tym zrobić, ale potrzeba na to funduszy. A ja zmieniłem branżę i nie zarabiam już tak dobrze...- zaśmiał się, ale wkurzony tym, że mężczyzna nie odwzajemnia jego rozbawienia mruknął tylko - Gbur. I przestał się odzywać.
-Skąd więc Søren?
-W psychiatryku zostało wspomnienie Jamesa. Søren narodził się już jako 15-letni dzieciak. Jest ze mną, właściwie stał się mną. To on zaczął mordować, brać za to pieniądze, eliminować tych, którzy nie mieli już więcej oglądać słońca. Tych, którzy przestawali być potrzebni - wyszczerzył się.
-A więc Søren, wiesz czemu się tu znalazłeś?
-Bo macie mnie za świra.
-Bo niejaka Rakel Fauke oskarżyła Cię o gwałt i napaść. A biegły psycholog uznał, że jesteś niepoczytalnym...
-BZDURA! - wrzasnął- GDZIE ONA JEST? - krzyknął - Pozwólcie mi z nią porozmawiać. Rakel? Rakel?!
Søren zaczął z paniką rozglądać się po pomieszczeniu, wrzeszczał i podniósł się, chociaż zablokowało go krzesło. Dostrzegł kamerę w rogu pokoju i zaczął wydzierać się w jej kierunku.
-To jakieś popierdolone szkolenie?! RAKEL?! Gdzie Ty kurwa jesteś? O co w tym wszystkim chodzi? Nazywam się Søren James Royce, urodziłem się w dystrykcie czwartym, mój ojciec był lekarzem, matka sanitariuszką. RAKEEEL!!! Powiedz im, powiedz, że prowadziliśmy razem bar w Trzynastce! FAUKE KURWA! Powiedz im, że jesteś moją siostrą, że urodziliśmy się w Kapitolu, powiedz im, że nasz ojciec był operatorem, opowiedz im o całych dniach spędzonych w studiu, RAAAAKEEEEL!!!
Lekarz zatrzymał nagrywanie. Skinął na strażników, podał im nazwę leku i proporcje, jakie należy podać jego pacjentowi. Kiedy wyprowadzono Royce'a odtworzył nagranie. I otworzył akta.
"Søren James Royce
mężczyzna
data urodzenia: 22 lipca 2250 roku
wiek: 28
wzrost: 180cm
waga: 87 kg
stan pacjenta przed przyjęciem na oddział: objawy psychotyczne, nerwica natręctw, zaburzenia osobowości.
data poprzedniej hospitalizacji: 14.12.2265 - 01.01.2275
Pacjent do 25 roku życia przebywał w ośrodku zamkniętym. Między innymi stwierdzono u niego rozdwojenie osobowości. Pacjent nie potrafi odróżnić swoich rojeń od prawdziwych wydarzeń. Jest agresywny, brak z nim kontaktu.
Akta wybrakowane, do uzupełnienia. Lekarz westchnął i podpisał kartę przyjęcia Royce'a na oddział. Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Wydawało mu się, że problem leży w psychice Sørena. Prawda jest jednak taka, że istnieją ludzie, którym na rękę jest to, że oficjalnie nie wiele o nim wiadomo. Że był czas, kiedy był im potrzebny i przestał, kiedy naprawdę jego umysł zaczął chorować. I że jego szaleństwo wpisało się w aktualne potrzeby jego były pracodawców. Nikt w nic mu nie wierzy. I może właściwie tylko dlatego do tej pory żyje.
Lekarz nie wiedział też, że Søren James Royce pierwszy raz opowiedział mu całą prawdę o swoim życiu. I że kiedy poznał Rakel , stworzyli śmiertelnie zgrany duet. I że w pracy o takim charakterze mogli być dla siebie i innych kimkolwiek tylko zechcieli.
Lekarz zabiera swoje rzeczy, podsuwa krzesło i opuszcza pomieszczenie. Nie ma pojęcia, że szalonego młodzieńca z zakładu dla obłąkanych wyciągnie go tym razem Alma Coin, ponownie zmienią się jego akta i tym razem zostanie jej chłopcem na posyłki. Strażnikiem pokoju, jej człowiekiem na właściwie fikcyjnym stanowisku, naprawdę - opłacanym mordercą. Przydał się w czasie rebelii. Wymordował kogo trzeba.
Akt skończony, ale kurtyna jeszcze nie opadła.