IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Wyjście na taras

 

 Wyjście na taras

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptyWto Sie 19, 2014 5:42 pm

Wyjście na taras 7dfxmYW

Wyjście na taras BMENRCq
Powrót do góry Go down
the victim
Pandora Rouse
Pandora Rouse
https://panem.forumpl.net/t2361-pandora-rouse#33494
https://panem.forumpl.net/t2362-puszka-pandory#33498
https://panem.forumpl.net/t2363-pandora-rouse#33502
Wiek : 14
Zawód : mała miss
Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2
Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptyWto Sie 19, 2014 5:43 pm

    | z parady.


Rzadko kiedy byłam szczęśliwa i jeszcze rzadziej dopuszczałam szczęście do siebie, kiedy pukało do moich drzwi. Nie tylko wydawało mi się bezużyteczne, ale też zbędne; często pozbawiające trzeźwości myślenia i chłodnej kalkulacji. Odurzało mnie jak alkohol, którego nigdy nie piłam i było (wygasającą!) chorobą cywilizacji, jak miłość, w której miałam nadzieję nigdy się nie babrać.
Topiłam się w nim teraz i nic nie mogłam na to poradzić - ogłupiała na chwilę w ogóle zapominałam, że próbuję nieustannie wyeliminować je ze swojego życia, aby doszczętnie pozbyć się jakichkolwiek emocji i stać się zimnym ideałem. Uczucia są zbyt przyziemne.
Najgorsze miało dopiero nastąpić, bo po zbyt dużej dawce endorfin zawsze w końcu nadchodził moment, w którym musiałam wrócić do czekającej na mnie rzeczywistości, szykującej w prezencie powitalnym kolejne rozczarowanie - i im większa była radość, tym boleśniejszy upadek, kiedy byłam sprowadzana na ziemię.
Wciąż zdawało mi się, że unoszę się parę centymetrów nad nią, a w środku wypełnia mnie cudowna lekkość, kiedy szłam korytarzem w stronę mojego apartamentu. Po zakończeniu parady wymknęłam się jak najszybciej z tej Sodomy i Gomory, aby znaleźć się w swoim pokoju zanim pojawi się tam drugi współlokator. Dlaczego nie mógł zostać mi przydzielony któryś z rebeliantów? Z dwojga złego to oni byli w lepszej kondycji i mieli chociaż pojęcie o higienie osobistej - jeżeli już w ogóle musiałam myśleć o zawarciu sojuszu, to na przypieczętowanie naszego paktu chciałam uścisnąć czystą dłoń.
Wciąż też wmawiałam sobie, że na spoufalanie się z innymi przyjdzie jeszcze pora. Póki co musiałam się zregenerować i ukryć się w ciszy, bo chociaż wiwaty tłumu były przyjemne, to w końcu okazały się być bardziej wyczerpujące, niż myślałam.
Oparłam się bokiem o drzwi i uśmiechnęłam lekko do siebie, chyba po raz pierwszy szczerze, odkąd się tutaj znalazłam - i zupełnie odruchowo. Nie grałam w żadnej scenie, ani nie chowałam się za kurtyną fałszywości, po prostu chciałam jeszcze przez chwilę upajać się tym wieczorem. Samotnością, częściowym sukcesem i pieniędzmi, które być może już wpływały na moje konto.
Westchnęłam krótko i w końcu zdecydowałam się na otwarcie drzwi do apartamentu. Po omacku odszukałam dłonią włącznik światła i nacisnęłam go, mrużąc nieco oczy, kiedy ciemny pokój oblała sztuczna jasność, nijak nie pasująca już do mojego nastroju. Tak jak się obawiałam, właśnie zderzyłam się z paskudną rzeczywistością.
Jeszcze przez chwilę stałam w progu; zamarłam i czułam, że gdybym wykonała jakiś ruch, to iluzja malująca się przede mną stałaby się realna. Zajęło mi to chwilę, aby zorientować się co się stało, bo ktokolwiek był tutaj przede mną, wykonał swoją pracę całkiem schludnie. Gdybym sama wielokrotnie nie pozorowała swojej ucieczki z domu, tak, aby wyglądało, że poszłam jedynie do sąsiedniego pokoju - na pewno nie zauważyłabym żadnej zmiany.
Przykładałam wyjątkową uwagę do szczegółów i teraz mogłam dostrzec, że para krzeseł była odsunięta, jedna ze zasłon zaczepiła się niedbale o zatrzaśniętą szufladę, a inna szafka w ogóle nie została domknięta. Może jednak przeceniłam intruza, teraz każde uchybienie rzucało się w oczy jeszcze bardziej.
Przeklinając o wiele za głośno rzuciłam się biegiem do swojego pokoju, musząc potwierdzić swoje obawy. Zdarłam z łóżka narzutę, kołdrę, prześcieradło i przedzierając się w końcu przez wszystkie warstwy, prawie warcząc ze złości, podniosłam do góry materac.
Pusto. Jedynie parę desek zbitych ze sobą i nic poza tym.
Z całej siły przygryzłam dolną wargę ze wściekłością, aby powstrzymać się od krzyku, który tylko zwabiłby Strażników Pokoju; zamiast tego z całej siły wymierzyłam kopniaka w ramę łóżka i pisnęłam krótko, kiedy przeszyła mnie fala tępego bólu.
Przysłoniłam dłońmi oczy i szepcząc tylko sobie zrozumiałe wyzwiska pod nosem, zatoczyłam parę nerwowych kółek dookoła pokoju.
Nie chodziło tylko o skradziony nóż, który i tak mógł być użyteczny jedynie w Ośrodku. Chodziło o to, ze jedyna broń, jaką miałam przy sobie przez cały ten czas- spryt -, okazała się niewystarczająco dobra. Traciłam grunt pod nogami i zostałam cudownie oświecona, że cokolwiek zrobię, zawsze ktoś jest o krok przede mną.
Więcej już nie miałam, i nie mogłam, popełnić tego błędu, bo następnym razem na pewno przypieczętowałabym go swoim życiem.
Złość wciąż trawiła mnie od środka, kiedy przeszłam do salonu, nadal wędrując po apartamencie bez celu. Trzęsłam się jeszcze niespokojnie, kiedy znalazłam sobie kolejną ofiarę. Szarpnęłam i zrzuciłam na ziemię, zaczepioną o szufladę zasłonę, psującą idealistyczną harmonię w pokoju. Część złości znalazła swoje ujście i dopiero teraz zwróciłam uwagę na zawartość mebla, który wysunął się podczas tego zamieszania. Szafka stała obok barku i oprócz zestawu wymyślnych szklanek znajdowało się w niej kilka paczek ekskluzywnych papierosów, za pewne na użytek mentorów i ewentualnych, pełnoletnich trybutów. Ale nie na ten wieczór miałam już dość manier, niewystarczająco za to było złamanych zasad.
Skrzywiłam się lekko w grymasie i sięgnęłam dłonią po jedno z opakowań, przesuwając dłonią po pudełeczku, wyczuwając pod palcami drobne wytłoczenia w nazwie.
Westchnęłam cicho, podnosząc wzrok na swoje odbicie w szybie gablotki. Oczy miałam zbyt zmęczone, źrenice rozszerzone w przypływie złości, z koczka wysunęło się parę kosmyków, czerwień szminki ledwo ostała się na moich ustach, a sukienkę nadal zastępował szary uniform mieszkańca Trzynastki. Byłam sobą rozczarowana. W środku i na zewnątrz, nie mogło tak zostać.
Ale póki co moim priorytetem było wydostanie się z tego miejsca zbrodni.
Wrzuciłam paczkę do kieszeni spodni, razem ze znajdującą się obok zapalniczką i obracając się na pięcie wyszłam szybkim krokiem z pokoju.
Ostrożnie przymknęłam drzwi, rozglądając się na boki, chcąc upewnić, czy korytarz był pusty; a zaraz potem biegiem i właściwie bez celu puściłam się schodami przeciwpożarowymi do góry.
Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami prowadzącymi na dach i opadłam na schody. Wzięłam głębszy wdech i oparłam głowę o ścianę. Nie pamiętam, kiedy czułam się tak okropnie, co jedynie przypominało mi o tym, jak daleko od ideału naprawdę byłam i ile razy dziennie biłam się z tą świadomością, robiąc wszystko, aby ludzie nie dostrzegli prawdy.
Byłam sobą rozczarowana.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptySro Sie 20, 2014 11:34 pm

Do tej pory nie zastanawiał się bardzo, co będzie w przyszłości. Żyło mu się przecież całkiem wygodnie i ciasno w tym nowym świecie, w którym nie Alma, a jej współpracownicy rozdawali karty. Dzięki temu zawsze mógł zarzucić jokerem w ostatniej chwili i wyjść obronnie z sytuacji, które zazwyczaj kończyły się tragicznie.
Nic dziwnego, że mając informacje o wszystkich Kapitolińczykach (tak, przechwalał się niesamowicie) mógł czuć się całkiem beztrosko i długo unikać brania odpowiedzialności za swoje czyny – lubieżne, głupie, zdawało się, że Alexander całkiem zatracił się w dziwnym poczuciu bycia dzieckiem i nie zamierzał przestać. Mógł szumnie świętować dziewiętnaste urodziny w Kwartale (matka podała mu mięso, podejrzewał, że ze szczura); ale w głębi duszy nadal pozostał tym rozkosznym nastolatkiem, który z nudów podpala swoją szkołę i dziwi się, że jeszcze ktokolwiek ma do niego pretensje, skoro tak ładnie poszła z dymem.
Nic dziwnego więc, że po przejściu na drugą stronę muru i po mało odważnej akcji sprzedania matki za możliwość opuszczenia tego zgniłego miejsca, jakim stawał się Kapitol, nie zrobił absolutnie niczego, by poczuć się choćby odrobinę starszym. Wprawdzie znalazł pracę, ale polegała ona dokładnie na tym, czym przyszło mu się zajmować od zawsze – donoszenie, oszukiwanie, drobne kradzieże – więc trudno było mówić o jakimkolwiek postępie. To był raczej regres- Amitiel wypuszczony z rąk matki – opiekunki prawnej i moralnej – czuł się coraz bardziej bezkarny.
Na efekty nie trzeba było długo czekać – wystarczyła jedna wybita szyba w samochodzie rządowca, a już załapał niebezpiecznego bakcyla rewolucji, która szerzyła się w jego organizmie w przerażającym tempie. Nie chodziło o zasady czy o jakąś potrzebę wolności – to był zwykły, młodzieńczy bunt, który z czasem zaczął tylko przybierać na sile.
Alexander przestał pamiętać, o co rozchodziło się na samym początku, wpadł w ciąg niespodziewanej gorączki, która trawiła jego ciało i zaczął rozwijać się jak ten, który zna jedynie siłę i potęgę destrukcji.
Zabójczej dla każdego, ale przede wszystkim dla samego chłopaka, który w ciągu niecałego roku stał się jednym wielkim kłębkiem nerwów. Dosłownie, wystarczyła mała nitka, a rozwijał się w nim gniew tak chory i zaślepiający, że wszystko, co stało na jego drodze i przedstawiało jakąkolwiek wartość ulegało natychmiastowej likwidacji. Nic dziwnego, że z miłego i uczynnego chłopca (epoka przed Daisy) awansował do grona największych chuliganów.
Tacy jak on, nie powinni bać się Igrzysk.
I właściwie wszystko szło w dobrym kierunku – miał wejść na Arenę, miał pozabijać kilka osób (dzieci) i w końcu paść zwycięsko na samym środku, będąc szczęśliwym, że chociaż raz udało mu się ukoić ten wieczny niepokój i głód agresji. Zamiast tego jednak wplątał się… Najpierw w przebieranki, potem w pyskówkę i w efekcie lądował w pokoju medycznym, gdzie okazywało się, że ma żebra w opłakanym stanie.
Nie mógł pokazać się Daisy – to właśnie ona sprawiła, że wszystko poszło nie tak i w tej chwili czuł na równi w stosunku do niej nienawiść i tę niedostrzegalną miłość, która sprawiała, że przestały się liczyć Igrzyska i umieranie w popisowy sposób.
Właściwie nie liczyło się nic prócz blondwłosej dziewczyny, którą postanowił tchórzliwie unikać, zaraz po tym, kiedy postawiono go na nogi i mógł trząść się z nieujarzmionej złości, którą postanowił wykorzystać w samotności.
Znowu, nie chodziło altruizm czy próbę uniknięcia konfliktu z innymi trybutami- Alexander, po prostu, działał po swojemu i znajdował drogę na dach samemu, nie zastanawiając się już wcale nad sojuszami. Zbyt mocno bolało go obolałe ciało i decyzja, którą podejmował. Mógł przecież siedzieć z nią, a zamiast tego spotykał na schodach dziwną dziewczynkę, którą przyszło mu kojarzyć z parady.
Nie wiedział, czy los postanowił się do niego uśmiechnąć czy to może kolejna prowokacja z jego strony, ale zrobił kilka bolesnych kroków na przód.
- Dasz mi fajkę? Zostawiłem wszystko w pokoju, więc pewnie już nie uświadczę papierosa do końca życia – zauważył dobitnie, odpowiadając samemu sobie. Wieści dotarły do niego w zastraszającym tempie, ponoć trybuci zostali ogołoceni z dobytku, który udało im się zachować po przyjściu tutaj. Co za ironia losu, mieli ginąć na obcej ziemi z obcymi przedmiotami i z obcymi ludźmi obok siebie.
Chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia roześmiał się, zasłaniając ręką usta. Nadal leciała z nich krew.
- Pierdolona rzeź, widziałaś kiedy lepsze przedstawienie? – zagadnął znowu, przypatrując się jej po raz pierwszy dokładniej i wyczuwając coś w rodzaju porozumienia dusz. To były rzadkie chwile w jego życiu – przyjaciół mógł policzyć na palcach jednej ręki (Daisy nigdy się do nich nie zaliczała, była raczej ZAUROCZENIEM) – ale kiedy już zdarzało mu się poznać kogoś tak bliskiego, to odczuwał niemal fantomowe napięcie elektryczne, które towarzyszyło takim momentom.
Tak było i teraz, kiedy stał o schód niżej od Pandory i czekał na odpowiedź w sprawie papierosów i ich marnej egzystencji na kilka dni przed śmiercią. Chyba powinien podziękować organizatorów – znalazł miłość i przyjaźń jednocześnie na sekundę przed umieraniem w męczarniach.
Chyba znowu miał przejebane i pierwszy raz nie sprowokował tego sam.
Powrót do góry Go down
the victim
Pandora Rouse
Pandora Rouse
https://panem.forumpl.net/t2361-pandora-rouse#33494
https://panem.forumpl.net/t2362-puszka-pandory#33498
https://panem.forumpl.net/t2363-pandora-rouse#33502
Wiek : 14
Zawód : mała miss
Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2
Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptySro Sie 27, 2014 10:49 pm

Przepraszam, że dopiero teraz, ale już wracam do gry. <3

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam. Kiedy moją twarz zalewały łzy, pojedyncze albo cały ich wodospad. Kiedy miałam zaczerwienione oczy i zapuchniętą twarz, od swoich ujawnionych słabości. Kiedy poczułam prawdziwą pustkę w środku i kiedy ten sztorm agresji został ostatnim razem ukojony. Kiedy moja dusza została oczyszczona?
Może w tym leżał mój problem, nigdy nie potrafiłam wyzbyć się tego, co buzowało w moim wnętrzu. Ból i nienawiść zżerały mnie od środka, ale nawet w chwilach największych tragedii i załamań nerwowych po mojej twarzy nie przebiegał nawet pojedynczy impuls. Brwi pozostawały rozluźnione, usta nieugięte, a oczy zobojętniałe. Scena, którą odegrałam przed chwilą była jedynie niedociągnięciem w scenariuszu. I powoli zaczynałam zastanawiać się, w jakim stopniu napisane zostają one przeze mnie samą.
Nic nie było w stanie mi pomóc. Jedynie zadawanie bólu i sprawianie przykrości innym było w stanie na chwilę przyciągnąć do mnie moją ludzką, zagubioną stronę. Nawet zmuszając się do płaczu, modląc się o chwilę ulgi nie byłam w stanie wydusić z siebie prawdziwych uczuć. Czułam się jak marionetka, niemalże martwa w środku. Ze sznurkami trzymanymi przez wpływowych i bogatych.
Kiedyś to ja miałam mieć swoją kolekcję takich zabawek. Ale przyszłość nigdy nie była bardziej niepewna. Przygody chyba to już do siebie mają.
Zakryłam twarz dłońmi, czując zimno ściany na skroni i wciąż tak samo suche policzki. Jedyną przewagę jaką miałam nad otaczającą mnie hołotą było to, że nie cierpiałam przez samotność i z tęsknoty za domem, za przyjaciółmi, za rodzicami. Cierpiałam bo świat okazał się być sprytniejszy ode mnie i byłam po prostu... rozczarowana. Zarówno nim jak i swoimi niedoskonałościami. Ale to wszystko mogło być jeszcze naprawione.
Odetchnęłam głębiej i przeczesałam dłońmi włosy, kiedy oderwałam je od buzi - tylko po to, żeby dostrzec stojącego przede mną chłopaka.
Podciągnęłam brwi do góry, słysząc jego pytanie, ale w końcu nadal drżącymi dłońmi wyciągnęłam pojedynczego papierosa i wetknęłam go sobie do ust, starając się udawać, że wiem, co robię.
- Możesz zatrzymać resztę; w miejscu takim jak to, przyda mi się chociaż jedna przychylna osoba - rzuciłam mu paczkę, sama okręcając w palcach swoją fajką i mierząc ją wzrokiem.
Dopiero obserwując jak chwyta łapówkę zawiesiłam wzrok na jego twarzy na dłużej, niż tylko przelotną chwilę. Udało mi się połączyć parę faktów, chociaż może stało się to dzięki jego późniejszym słowom. Był trybutem, chyba pochodzącym z tego lepszego brzegu i bynajmniej nie spoglądał na mnie lekceważąco. Nie było to wystarczające, abym wykrzesała w sobie nawet śladowe pokłady zaufania, ale trochę sympatii w obliczu możliwej śmierci w przeciągu najbliższych dni nie mogło być przesadą. O dziwnym rodzaju szacunku po dzisiejszym występie nie mówiąc. Chyba sobie na niego zasłużył, nawet jeżeli moje poglądy polityczne wciąż były raczej nieukształtowane, to mała dawka buntu i pogardy zawsze była dobra. Obojętnie na jaką ofiarę skierowana.
- Ładne zagranie na paradzie, ale musisz poza tym mieć jeszcze jakiegoś asa w rękawie, skoro puścili Cię żywego - uśmiechnęłam się lekko, chcąc zdjąć maskę fałszywości, którą nosiłam na twarzy przez cały długi dzień; ale miałam ją na sobie już tak długo, że nie byłam pewna, co zastanę pod nią. - Pandora - przedstawiłam się w końcu i wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Podobno łatwiej jest zabić kogoś anonimowego, ale chyba mogę zerwać z tą zasadą dla paru wyjątków - skrzywiłam się ponuro w półuśmiechu. Zapominałam stopniowo, jak prowadzi się przyjazną pogawędkę. To jedna z niewielu dobrych manier, z których nie zdałabym egzaminu. Tylko czy ktoś o to dbał, kiedy cała dwudziestka trójka skończy w przeciągu dwóch tygodni w piachu?
Na krótką chwilę więc mogłam zwyczajnie odpuścić. Mniej zgryźliwych komentarzy, ironicznych min i teatralnych westchnień. Nie musiałam nienawidzić każdego. Przynajmniej to próbowałam sobie wmówić, walcząc o sojusz.
Problem stanowiło dla mnie to, że o wiele łatwiej było kogoś nie cierpieć, niż kochać. A obydwa uczucia w końcu doprowadzały do upadku.
- Moje życie jest przedstawieniem, ale zazwyczaj jest nudne i ma złych aktorów drugoplanowych - więc nie, to była najlepsza scena ale wiem, że uda mi się ją przebić na arenie - zaśmiałam się krótko, podciągając kolana pod brodę.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptyPią Sie 29, 2014 4:57 pm

Nie miewał rodziny. Jasne, że w jego życiu istniała święta mateczka, która potrafiła zaliczyć całą służbę w ich kapitolińskim domu i to sprawiło, że miał starszą siostrę, ale nigdy nie traktował tej dziewczyny w sposób, który przystoi starszemu bratu.
Nie chodziło o to, że jej nie lubił bądź uważał, że lepiej byłoby mu żyć w pojedynkę - przecież wywlekł ją z Kwartału, załatwiając jej lewe dokumenty i szkolenia w wojsku (musiał zgromadzić sporo informacji, by mu się udało) - ale wolał działać samotnie. Nie skupiał się na tym, że może otaczać się ludźmi i jakoś przetrwać nawałnicę polityczną, dla Alexandra ważna była jego osobista siła i to właśnie ona sprawiała, że wydostał się sam z miejsca, które zafundowała mu matka.
Może dlatego, kiedy przyszło co do czego, to zwyczajnie zepchnął ją na sam margines społeczny, nie wahając się ani chwili przed wyborem między nią, a rudowłosą i przyrodnią siostrzyczką, która zapewne już cieszyła się, że odziedziczy po nim mieszkanie. Przyszłość rysowała mu się w samych czarnych barwach, więc uczepiał się jak szponami przeszłości, obserwując dziewczynkę, która zapewne była młodsza od Daisy.
Niewiele, rok różnicy na jego bystre oko i to jeszcze raz przypomniało mu, że mieli się spotkać, ale zamiast tego... Czuł się dokładnie jak Pandora, która wydawała się być w opłakanym stanie. Bezimienna dziewczynka na dachu, który raczej nie powinien tu istnieć, skoro znajdowali się pod ziemią... Najwyraźniej Alma miała w zanadrzu same takie niespodzianki, które miały ich dobić.
Urocze preludium zaliczył na osobistym spotkaniu ze Strażnikami, ślady po ich miłości nosił jak ordery wojenne, próbując opanować chłód i chęć zwymiotowania krwią na posadzkę, świeżo wyczyszczoną, cały Ośrodek pachniał nowością, najwyraźniej komuś zależało, żeby pokazać się z najlepszej strony. Nawet jeśli trybuci nie pochwalą się tym, jak było i co zobaczyli.
Włożył papierosa do ust i roześmiał się wesoło, widząc jej wzrok prześlizgujący się po jego twarzy, jakby był gwiazdą rocka, a nie buntownikiem, którego wywlekali prosto z Parady. Może on tak naprawdę marnował się tutaj, a gdzieś czekała na niego szalona kariera i dziewczyna o złotych włosach gratis.
Zapalił papierosa i nagle zamarł w bezruchu, czując każdy atom krwi na jego filtrze, czuł metaliczny, fantomowy posmak i to sprawiło, że schował paczkę do kieszeni (będzie dla Daisy!), podejmując heroiczną decyzję o zaprzestanie palenia na wiek wieków, amen. Czyli w szalonej perspektywie ich życia przez najbliższy tydzień, bo potem już nie będzie czego zbierać.
- Ludzie nazywają to sojuszem. Chcę grać z tobą - zauważył szybko, nie przejmując się jej odmową - nie był przecież szaleńczą dziewuszką, która roztkliwia się nad tym, że chłopczyk nie zadzwoni - ani ewentualnymi wykrętami. Krótka i łatwa piłka, która tak naprawdę miała podłoże psychologiczne. Pandora wydawała się osobą, którą mógłby się zaopiekować, głównie dlatego, że tej wariackiej opieki nie potrzebowała, więc nie musiał się martwić, że prędzej czy później zawali.
Usiadł na płaskiej powierzchni, stukając palcami do rytmu.
- Zagranie? - powtórzył. - Nie, oni nas nie mogą zabić. Dlatego chodzę jeszcze koślawo, ale poza tym jestem nie do zdarcia i... Jestem Alex - wyjaśnił jej z obłędnym uśmiechem, przypatrując się jej, jakby odprawiał jakieś wybory miss albo szukał nowej aktorki do serialu, który nakręci, kiedy już wyrzucą ich z tych Igrzysk. Nadal nie umiał się przestawić na tryb maszyny do zabijania, która oceni ludzi pod kątem przydatności do siekania toporem.
Dlatego pokręcił głową na jej przypomnienie. Dziś mieli zapomnieć o śmierci last minute i skupić się na czymś bardziej konkretnym i prawdziwym.
- Co powiedzieć dziewczynie, która na mnie czeka i nie wie, że mnie pobili? Może wystarczy sama paczka fajek, co? - zapytał rzeczowo, ignorując jej wypowiedź tylko trochę, bo poklepał miejsce obok siebie, jakby szykując się do dziewczyńskich zwierzeń i plecenia warkoczyków.
O ile ktoś nie widział jego zawziętości, która odbijała się ponuro na jego twarzy.
Może przeżyje wściekłą Daisy i uda mu się zobaczyć jej przedstawienie.
Powrót do góry Go down
the victim
Pandora Rouse
Pandora Rouse
https://panem.forumpl.net/t2361-pandora-rouse#33494
https://panem.forumpl.net/t2362-puszka-pandory#33498
https://panem.forumpl.net/t2363-pandora-rouse#33502
Wiek : 14
Zawód : mała miss
Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2
Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptyWto Wrz 02, 2014 6:12 pm

Nigdy nie lubiłam cofać się myślami do przeszłości. Zazwyczaj nie znajdywałam w niej nic dla siebie. Była jedynie martwym, ale wciąż ciepłym wspomnieniem, które z biegiem czasu mogło przekształcić się w nawiedzające mnie widmo. To znaczy, jeżeli wystarczająco dużo czasu od losu otrzymam.
Zazwyczaj pozwalałam dryfować historii jako osobny byt gdzieś pod kopułą mojego umysłu i starałam trzymać z daleka przynajmniej o parę kroków – chociaż tyle, aby nie mogła mnie dosięgnąć, inaczej nieuchronnie wpadłabym w jej zasadzkę.
Nie miała ona w sobie nic, co mogłoby pomóc mi w chwili obecnej, a przyszłość i bez niej rysowała się niejasno i jakby było mało, to bynajmniej nie w kolorowych barwach.
Przeszłość była dobra wyłącznie w jednej rzeczy – w rozdrapywaniu starych, zabliźnionych już przez czas, ran. A to nigdy nie był mój cel. Mogłam być socjopatką, ale nie miałam skłonności do zostania również masochistką. W końcu byłam jedną z niewielu osób na tym świecie, dla których nosiłam w sobie jeszcze ostatki emanującego z trudem przez warstwy zobojętnienia – szacunku.
Niemniej jednak teraz demony przeszłości wyciągnęły w moją stronę swoje ręce i niemal mogłam poczuć zadrapania ich pazurów na swojej skórze.
Przypomniały mi o istotnym fakcie, że tak naprawdę zawsze żyłam w otoczeniu kobiet i dziewczyn. Odkąd tylko moja pamięć rozbudowała się na tyle, aby jakieś dni mogły zaczepić się na jej siatce, znajdowały się na niej tylko takie wspomnienia.
Teraz więc przyglądając się z boku obcemu trybutowi próbowałam rozgryźć emocje pojawiające się i znikające z jego twarzy, tak samo jak gesty i słowa – ale przychodziło mi to co najmniej z trudem.
W końcu skrzywiłam się niemal niezauważalnie w odpowiedzi na swoje myśli i bariery, których nie byłam w stanie przekroczyć. Westchnęłam tylko bezgłośnie, na powrót opierając skroń o zimną, betonową ścianę i pozwalając jej w delikatny sposób ukoić gonitwę, mającą miejsce w mojej głowie.
- Ludzie lubią wszystkiemu przylepiać etykietki – posłałam chłopakowi półuśmiech, który już mógł zdradzać, że bynajmniej nie pogardzę jego propozycją. – Ale podoba mi się brzmienie tego słowa – dodałam po chwili wzruszając lekko ramionami i nie chcąc dawać po sobie poznać, że byłam mu poniekąd, i tylko w sobie znany sposób, wdzięczna za to, że sama nie musiałam wyjść tą propozycją. Proszenie leżało w moim słowniku niebezpiecznie blisko płaszczenia się, nawet jeżeli w jego ustach nie brzmiało to wcale w ten sposób. Zresztą, chyba nie dopuszczał do siebie odmowy, a ja nie byłam na tyle głupia, aby w ogóle ją rozważać. Mógł nie mieć dobrych intencji, ale kto z nas je miał?
Uśmiechnęłam się jedynie lekko, ale bez większych sentymentów, kiedy usłyszałem jego imię. Dystans pomiędzy nami mógł minimalnie się zmniejszać od jednych wymienionych słów do kolejnych, ale działo się to tak subtelnie, że jego zanikanie nie przynosiło ze sobą uczucia zagrożenia. Przynajmniej jeszcze nie. Chyba pierwszy raz od przybycia do Ośrodka poczułam się naprawdę dobrze. Bez fanfar czy spektakularnych emocji, po prostu dobrze i spokojnie.
- Raczej nie jestem osobą, którą powinieneś o to pytać. Mam czternaście lat i przewiduję, że związki mogą zacząć interesować mnie, za jakieś kolejne dziesięć – zaśmiałam się krótko przez nos i odpaliłam papierosa, próbując wyglądać na wprawną palaczkę, w efekcie musiałam jednak nie sprawiać nawet podobnego wrażenia. – Mówiłeś jej już, co do niej czujesz? Teraz jest chyba dobra pora; i może przy okazji odwrócisz jej uwagę od tego pobicia. – Zakaszlałam lekko przy ostatnim słowie, krztusząc się drapiącym papierosowym dymem. Może już nigdy nie będę miała okazji, żeby nauczyć się, jak robić to poprawnie. – Nie wolisz być w sojuszu z nią? – dodałam po chwili, świadoma, że być może właśnie sama kopię pod sobą dołek.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras EmptySob Wrz 06, 2014 6:04 pm

W przeszłości rokował jeszcze jakieś nadzieje. Nie był przekonany, oczywiście, że powtórzy sukces matki i stanie się śpiewakiem operowym (nie ta skala głosu) czy zacznie udzielać porad ludziom jako psychiatra (to marzenie sponsorował akurat tatuś), ale był pewien, że prędzej czy później odnajdzie swoje powołanie i zacznie cokolwiek znaczyć w społeczeństwie.
Wprawdzie lata mijały zaskakująco szybko – choć Alexander zatrzymał się i tak na etapie pięciolatka – i czas kurczył mu się w dłoniach, ale nadal pozostawał idealistą, który czeka na jedną wyjątkową okazję, by zdobyć sukces i pokazać całemu światu środkowy palec.
Niezależnie od tego, czy tym owym triumfem miała być dziewczyna jego marzeń, do której wzdychał od tak dawna, że nawet najstarsi Kapitolińczycy nie pamiętali czy też zawodowy awans na szczeblach najbardziej pedalskiej i zakłamanej gazety, z jaką miał do czynienia. Tak czy siak, był nastawiony na to, że pewnego dnia stanie się gwiazdą. Nie przejmował się zbyt tym, w której specjalizacji przyjdzie mu rozwinąć skrzydła i czy to na pewno będą skrzydła (istniało zagrożenie fascynacji jego inną częścią ciała), najważniejsze przecież było osiągnięcie sukcesu, który teraz skurczył się do jednego znaczącego punktu.
Który sprawiał, że Amitiel lekceważył wszystko. Niegdyś mógł jeszcze snuć dorosłe wizje o swojej pokracznej egzystencji w którymś z dystryktów, o drinkach z palemką w Czwórce u boku pewnej cycatej blondyny, a obecnie… Mógł tylko przetrwać i to sprawiało, że był jednocześnie przerażony i wściekły, a to nie była dobra mieszanka dla panicza, który niegdyś otrzymywał wszystko podane prosto pod nos.
Mało kto pamiętał przecież, że był niegdyś mieszkańcem tej zepsutej społeczności, która wymyśliła Igrzyska i która właśnie dogorywała w Kwartale. Razem z jego ukochaną mateczką – Panie, świeć nad jej duszą – i innymi szczęśliwymi mieszkańcami, którzy nie musieli zawierać podejrzanych znajomości w Ośrodku Szkoleniowym z młodszymi o kilka lat dziewczynami. Do tego gatunku (albo rodzaju) miał podejście typowe dla chłopców w wieku przedszkolnym – lubił dziewczynki, z którymi mógł się pobawić (wcale nie myślał o cyckach), ewentualnie pociągnąć za warkocze, cała reszta natomiast pozostawała dla niego królewsko obojętna.
Wychodził z założenia, że (jeszcze) jest w stanie poradzić sobie bez obecności kobiet w jego życiu, ale Pandora intrygowała go i wprowadzała zamęt w jego uporządkowanym świecie zabawek. Była swojego rodzaju nowością, która sprawiała, że czuł się ożywczo, choć to za dużo powiedziane, biorąc pod uwagę jego połamane żebra i przypalone ramię.
- Nie chcę nic mówić – zaczął więc rozmowę, którą przeszło mu przerwać z powodu zamyślenia – ale w kontekście tej imprezki z dźwiękiem wystrzału, etykietki mają znaczenie – dodał wieloznacznie, znowu powracając do widoku, który pamiętał jeszcze z dawnego Kapitolu. Jego matka kochała sponsorować trybutów, zżyła się z tą imprezą tak bardzo, że pewnie urządzała w Kwartale imprezę z powodu wybrania go w grono laureatów, choć tak naprawdę mogła tylko trzymać za niego kciuki. Pewnie nawet, jeśli wygra (to niemożliwe, ale przeszło mu to przez myśl), nie będzie mógł zwrócić się do niej z prośbą o poradę sercową. Nie dziwnego, że celował całkiem ślepo, wybierając pierwszą lepszą z dziewczyn, które zasiliły grono trybutek. Być może dlatego, że poczuł to platoniczne dopasowanie, które miało być zaczątkiem przyjaźni – oczywiście, Dożynki musiały przyśpieszyć procedurę, która naturalnie zajęłaby lata – a może to z powodu wieku dziewczyny. Wypowiedzianego teraz, na co przyszło uśmiechnąć mu się uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów.
- Ona ma piętnaście lat – wyjaśnił, machając dłonią i postanawiając nie zlekceważyć ostatniego pytania, choć bywał żałośnie nietowarzyski i mało rozmowny. Ból zbyt szybko rozchodził się po jego ciele. – Chcę ciebie…. I chcę ją. Jeszcze jakiegoś kolegę, ale nie muszę ci mówić, że potrzebujemy sponsoringu, a myślę, że macie warunki, by go zdobyć. Jesteście ładne, a ja sobie przejebałem u władzy – wykrzywił twarz w grymasie, który miał oznaczać kłamliwie niezdecydowanie.
Prawda była taka, że zrobiłby to ponownie, gdyby mógł cofnąć czas. Uwielbiał dopiekać Coin na wszystkich frontach.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Wyjście na taras Empty
PisanieTemat: Re: Wyjście na taras   Wyjście na taras Empty

Powrót do góry Go down
 

Wyjście na taras

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Taras
» Taras widokowy
» Lophia Breefling
» Taras na dachu
» Wyjście X7

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy-