|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:57 pm | |
| Co dzieje się na kanapie, zostaje na kanapie. Taką decyzję podjęli już jakiś czas temu, jednogłośnie i bezsprzecznie, choć do tej pory tyczyła się nieco innych aspektów ich wzajemnej relacji. Czułości, które dziś sobie zafundowali, miały odpłynąć w zapomnienie już następnego dnia. Rory miała ten komfort, że była w stu procentach pewna, iż Jack nie pomyśli sobie czegoś, czego nie powinien, jego nastawienie nie zmieni się i mężczyzna nie zaproponuje nagle przeniesienia ich znajomości na wyższy poziom. O nie, ta wizja była tak abstrakcyjna, że rudowłosa aż prychnęła pod nosem, gdy tylko jej skrawek pojawił się w myślach. Carter miała też nadzieję, że sama też nie sprawiła wrażenia przesadnie zaangażowanej. Jedno popołudnie, kilka chwil słabości – przecież to wszystko było bardzo łatwe do wymazania z pamięci, a póki sumienie nie odzywało się na ten temat, niech przedstawienie trwa dalej! To wszystko było bardzo przyjemne, choć niecodzienne. Rory nie widziała tego w swoim stałym repertuarze, choć musiała przyznać, że taki powiew świeżości nie okazał się absolutnie nietrafiony. Nie wyobrażała sobie momentu, w którym jedno z nich zaproponowałoby drugiemu sesję przytulania na kanapie. To nie było w ich stylu i to nie byli oni, jednak chwilowe wyjście z roli zdawało się całkiem nieźle pasować im w tym momencie. W pocałunku udało jej się przemycić tę cząstkę siebie, którą prezentowała zazwyczaj – wargi Jacka musiały zaboleć go trochę bardziej, ale Rory nie wyobrażała sobie, że miałaby go tak po prostu cmoknąć, to byłoby prawdziwe marnotrawstwo okazji. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet porzucając swoje przyzwyczajenia, byli wyjątkowo zgrani w czymś, co rzekomo miało być tylko jednorazową, przygodną słabością. To, jak zsynchronizowali swoje oddechy, jak Jack posłusznie uniósł rękę, by Rory wsunęła mu się pod ramię, jak przysunęli się do siebie w tym samym momencie… Pocałunek w czoło sprawił, że rudowłosa przymknęła oczy i zamyśliła się na chwilę, do rzeczywistości wracając dopiero, gdy kolejne podziękowanie mężczyzny zdążyło już dawno przebrzmieć. Nie chciała przerzucać się zwrotami grzecznościowymi, dlatego postanowiła milczeć, jednak na dłuższą metę cisza wcale nie sprawiała, że czuła się zrelaksowana. Bez większego celu wędrowała palcami po torsie Jacka, ale każda następna minuta bez wypowiedzianego słowa skazywała ją na rozmyślanie o sytuacji, w której się znalazła. A to nie było dobre, ani zdrowe, a już na pewno nie poprawiłoby wstrzemięźliwości odnośnie obiecanego samej sobie wstrzymania się od roztrząsania czułości, jakich dziś oboje się dopuścili. Przesunęła głowę tak, by lepiej widzieć Jacka i już miała zapytać go, o czym tak intensywnie rozmyśla, jednak w porę ugryzła się w język. Zamiast tego jej wzrok powędrował do gitary, opartej swobodnie o szafkę nieopodal, a przed rudowłosą automatycznie stanął obraz sprzed kilku(nastu?) dni, przypominając dobrą zabawę i piosenkę, jaką wtedy grał Jack. - Crawling back to you – zanuciła, próbując przypomnieć sobie tekst, który słyszała tylko kilka razy. Nie słynęła z popisywania się swoimi umiejętnościami wokalnymi, właściwie dotąd śpiewała tylko pod prysznicem, ale w tym momencie po prostu nie mogła się powstrzymać - Ever thought of calling when you've had a few? 'Cause I always do – jej palce już dawno przestały błądzić po torsie mężczyzny, wspięły się po szyi i wsunęły w jego włosy, przesuwając się w uspokajająco-kojącym geście - Maybe I'm too busy being yours to fall for somebody new? Now I've thought it through, crawling back to you. Nie zastanawiała się specjalnie nad znaczeniem tekstu, który właśnie zaśpiewała, skoro gesty sprzed chwili miały odejść w zapomnienie, tym bardziej nie powinni teraz zajmować się analizą utworu literackiego. Przez tę całą mruczankę zrobiła się nagle dziwnie senna i natychmiast domyśliła się, co mogłoby ją obudzić, ale nie chciała przeciągać struny dzisiejszego wieczoru.
The end <3 |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:57 pm | |
| Wyciszałem się, z każdą chwilą coraz bardziej, wyłączałem myśli, odsuwałem od siebie emocje, byłem trochę jak maszyna wykonująca tylko wkodowane zadania. Oddychałem powoli, krążyłem palcami po ramieniu Rory, w sumie ograniczając swoją aktywność jedynie do tego. Oczy miałem przymknięte, umysł zaskakująco spokojny, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że było mi nawet dobrze, mimo obitej twarzy, wcześniejszego wkurwienia, raniącej prawdy, która po tylu latach wreszcie wyszła na światło dnia. Kurwa, jeszcze nigdy nie udało mi się tak szybko ochłonąć, zawsze potrzebowałem o niebo więcej czasu, rozwalonych naczyń (czy czegokolwiek kruchego, co wpadło mi w dłonie) oraz długich wiązanek przekleństw. W podobnych sytuacjach najczęściej lądowałem w jakimś barze, piłem, chwilami ćpałem, odcinałem się od ludzi, ewentualnie socjalizowałem się z nimi w sposób dość gwałtowny, wybijając im zęby, obijając żebra, wyżywając się na nich w jak największym stopniu. Chociaż początkowo czułem potrzebę pójścia dawnym scenariuszem, poradzenia sobie z emocjami na stary, sprawdzony sposób, teraz ta myśl wydawała mi się już niedorzeczna. Kolejne takie działania sprowadziłyby na mnie kłopoty, na nas, na Rory, a to nie był już stary Kapitol, gdzie wystarczyło czasem mieć dobry argument by wyłgać się od kary. Odpowiednia kaucja, wysoko postawieni znajomi, umiejętność manipulowania słowami, to były karty przetargowe, które swobodnie pozwalały wymigać się od konsekwencji niektórych czynów. W dzielnicy jednak nie miałem takich możliwości, tutaj trafiając na posterunek skazałbym na nieprzyjemności nie tylko siebie, ale przede wszystkim moją współlokatorkę. A tego nie chciałem. Zresztą, przy skuteczności działań kobiety wcale nie umiałem nawet nad tym rozważać. Nie czułem potrzeby wyjścia z domu, ba, nie czułem nawet takowej, która kazałaby mi się podnieść z kanapy. Byłem zadowolony, kurewsko zadowolony, z tego w jakim stanie znajdował się mój umysł i choć było to co najmniej zaskakujące i, zapewne, powinno wywołać u mnie jakieś głębsze przemyślenia, nie zamierzałem tego niszczyć. Czerpałem z chwili, zbierając te pozytywniejsze żniwa okazania jebanej słabości. Uniosłem odrobinę głowę, otwierając oczy, gdy usłyszałem ciche nucenie Rory, przyglądając jej się uważnie, podczas gdy kobieta powtarzała śpiewaną przeze mnie jakiś czas temu piosenkę. Pewnie, gdyby sytuacja była inna, zastanowiłoby mnie czemu wybór padł akurat na nią, czemu na tę pieprzoną zwrotkę, której echo pobrzmiewało w mojej głowie nawet wtedy, gdy jej głos ucichł. Zmarszczyłem lekko brwi, po czy wyciągnąłem wolną dłoń, przejeżdżając palcami po wyciągniętej ręce, która jeszcze chwilę temu błądziła po moim torsie, teraz zaś tkwiła zanurzona w moich włosach. Kąciki ust uniosły mi się w cieniu szelmowskiego uśmiechu, gdy tak przyglądałem się twarzy kobiety, sam powtarzając niemal całkowicie, trasę, którą jej palce chwilę temu wytyczyły na moim ciele. Przejechałem dłonią po jej szyi, policzku, aż w końcu dotarłem do linii włosów, nie wsunąłem jednak palców między rude kosmyki, a jedynie przesunąłem nimi wzdłuż ich granicy, by w końcu wycofać rękę całkowicie, kładąc ją z powrotem na kanapie. - Skoro tak Ci się spodobało, postaram się przypomnieć sobie jeszcze jakieś kawałki tego zespołu – powiedziałem w końcu, w miarę możliwości wzruszając ramionami. Jeśli tylko chciała spokojnie mogłem jakiś jej zagrać, to nie był dla mnie żaden problem. Resztę popołudnia spędziłem w umiarkowanej ciszy, z każdą chwilą robiąc się bardziej śpiący. Atmosfera i wzięty przed powrotem Rory lek przeciwbólowy w końcu sprawiały, że zasnąłem.
Finish! |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Maj 12, 2015 7:20 pm | |
| |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pią Maj 15, 2015 3:14 pm | |
| Lepiej późno, niż wcale. #motto
19 października
Oczywiście, że mogłaby poprowadzić z Bertramem jeszcze długą rozmowę o tym, co tak naprawdę może mu zaoferować Kolczatka, co mężczyzna ma do stracenia, a co do zyskania. Mogłaby dołożyć też parę słów wybitnie od siebie i być może nawet trochę pożalić się na organizację, która ostatnio trochę chyba posypała się w swoich założeniach. Nie było już w tym jednak najmniejszego sensu, jako iż Graveworth swoimi słowami, a przede wszystkim czynami, oznajmił jasno, co myśli o propozycji Rory. Czy była to wina jakiegoś rządowego prania mózgu (prawdopodobne, ale chyba zbyt piękne), czy po prostu długo ukrywana nienawiść do opozycji i wielomiesięczne maskowanie swojej prawdziwej twarzy – nie miało to większego znaczenia w sytuacji, w której zamiast słów postanowił użyć siły. I być może rudowłosa zdołałaby się cofnąć, gdyby tylko szybciej podjęła decyzję, że naprawdę chce skrzywdzić mężczyznę. Nie zrobiła tego, w konsekwencji zarabiając cios tak mocny, że aż zabrakło jej tchu i nieomal utraciła równowagę, zdołała jednak przemienić bliskość Bertrama na swoją korzyść. Wywiązała się szarpanina, każde z nich usiłowało zapanować nad pistoletem, a Carter wiedziała już, że nie będzie dwa razy zastanawiać się przed wypaleniem z niego. I wtedy właśnie pojawił się Jack. Nie miała pojęcia, co on tutaj robił, skąd wiedział o tym spotkaniu. Być może został nawet oddelegowany do śledzenia nieposłusznej członkini Kolczatki, jednak rudowłosa nie miała czasu i ochoty się nad tym zastanawiać. Nie mogła pozwolić sobie nawet na chwilę nieuwagi, całą siłę woli skierowała na wyrwaniu się z uścisku Bertrama i zyskaniu pistoletu dla siebie. Było to wyjątkowo trudne zadanie, nie wiedziała, jak długo będzie się z nim w stanie szamotać, ale w tej chwili nie przejmowała się swoim stanem oraz ewentualnymi obrażeniami. Wykorzystała moment, w którym mężczyzna zajął się obrażaniem jej w ripoście do Jacka – udało jej się wykręcić jeden z nadgarstków Gravewortha, wolną ręką mocniej chwyciła za pistolet i nacisnęła spust, modląc się w duchu, by strzał okazał się celny. Miała w nosie groźby przeciwnika, nie uwierzyła im nawet na chwilę. Jego zleceniodawcy nie wiedzieli o tym spotkaniu, inaczej opuszczone osiedle zostałoby wcześniej obstawione, a to przecież sprawdziła. Wydawało jej się, że kiedyś wiedziała, kiedy mówił prawdę, a kiedy kłamał – tym razem nie pozostawił jej złudzeń. Zerknęła w dół i okazało się, że trafiła celnie. Nie w ziemię, nie w siebie, a prosto w udo Bertrama. Krew trysnęła niemalże natychmiast, jednakże rudowłosa zdołała cofnąć się o dwa kroki. Wciąż ciężko jej było oddychać, najprawdopodobniej nie miałaby siły na kolejną szarpaninę, dlatego prosiła wszystkie znane sobie bóstwa, by ta potyczka dobiegła już końca. Niezależnie od tego, czy to ona miała władować jeszcze jedną kulkę w swojego wroga, czy może zajmie się tym Caulfield. Spojrzała na Jacka po raz pierwszy, odkąd pojawił się w polu widzenia. Miała ochotę mu podziękować, a przy okazji rozerwać go na strzępy. Czuła się jednak zbyt słabo, by i z nim wdawać się w jakiekolwiek potyczki, nawet słowne. Kolejna kłótnia musiała więc nieco odwlec się w czasie, a Rory odwróciła wzrok, spoglądając na rannego Bertrama. |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pią Maj 15, 2015 9:13 pm | |
| W chwili, w której Bertram zbierał się w sobie, gotów nawstawiać Jackowi i uderzyć Carter, pistolet wystrzelił, trafiając mężczyznę dokładnie w tętnicę udową. Na skutek strzału oddanego z taki niewielkiej odległości, doszło do rozerwania aorty, na skutek której mężczyzna wykrwawił się. Nie zdołał zaatakować, nie zdołał wypowiedzieć choćby jednego słowa - z wypisanym na twarzy zaskoczeniem przewrócił się na ziemię i zamknął oczy, a po chwili umarł. Jack, jak widzisz, Twój strzał nie jest wymagany, ale mała kulka w czaszkę nie zaszkodzi - tak na wszelki wypadek. Rory, wypadałoby pogratulować Ci duszyczki na sumieniu... Ale masz większe problemy. Cios, który otrzymałaś, spowodował odklejenie się łożyska i silny krwotok, który czujesz od razu - bo jak można nie poczuć takiego bólu...? Wszyscy wiemy, co to oznacza. Możesz pożegnać się z pieluszkami, radosnym gaworzeniem i małym brzdącem, który zapewniłby Ci wiele radości. Niechaj Los zawsze Ci sprzyja i pamiętaj o wizycie u doktora c: PMG zmarłego trafiają na konto Rory Carter
Jeden.
Ostatnio zmieniony przez Nightlock dnia Sob Maj 16, 2015 11:04 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Maj 16, 2015 7:37 pm | |
| Nie tak wyobrażałem sobie pierwsze kolczatkowe zadanie. Tym bardziej, że to, jak się zdawało, miało być po prostu rutynowym działaniem, siedzeniem na ogonie temu skurwielowi, pilnowanie go, obserwowanie jego działań. Dziecinada. A jednak, gdzieś po drodze wszystko się spierdoliło, doprowadzając mnie do sytuacji, w której nie chciałem się znajdować. Nie chciałem patrzeć na ich rozmowę, ani tym bardziej na to co później nastąpiło. Nie mogłem się jednak wycofać. Nie, kiedy wszystko zagotowało się we mnie od wściekłości wymieszanej z przerażeniem, a umysł przestał logicznie pracować. Jebany idiota przekroczył granicę i za chuja nie zamierzałem pozostawać bezczynnie. Nie rozmyślałem nad tym co robię. Wychylając się zza ściany marzyłem jedynie o tym by faktycznie rozstrzelić mózg mężczyzny na ścianie za nim, ledwo się powstrzymując, by palec leżący na spuście nie zacisnął się na nim z taką samą siłą, jak reszta zapleciona wokół uchwytu. Niewiele dzieliło mnie od wystrzału. I może właśnie dlatego, w pierwszym momencie, słysząc huk wypuszczanego pocisku zgłupiałem na chwilę, zerkając nerwowo na broń trzymaną w ręku. Rozkwitając na udzie mężczyzny plama krwi nie miała jednak niczego wspólnego z moim pistoletem, dlatego opuściłem go powoli, z trudem wypuszczając powietrze z płuc. Wcześniej nawet nie zauważyłem, że je wstrzymałem. Patrzyłem na powalonego bólem skurwiela, przez moment szczerze żałując, że jednak nie ja zdobyłem się na wystrzał, w końcu jednak oderwałem od niego wzrok, odwracając się w stronę Rory. Żyła. - Musisz mi wyja... - zacząłem, starając się złapać myśli, która pomoże mi się w pełni uspokoić, rozwiązać tajemnice związaną ze spotkaniem kobiety w tym właśnie miejscu, szybko jednak urwałem, gdy mój wzrok przyciągnęła kolejna szkarłatna plama, pojawiająca się nie na tych spodniach co trzeba. - Rory...? Rzuciłem się w jej kierunku, czując jak panika ponownie rozkwita w moim umyśle, nie próbując nawet zrozumieć w pełni tego co widziałem. Bałem się, że zaaferowany całą sprawą mogłem przegapić moment, w którym to Graveworth wystrzelił. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Maj 16, 2015 9:13 pm | |
| Gdy dosiadał się do niej kilka miesięcy temu, tego pamiętnego wieczora w Cave, nie podejrzewała nawet, że kiedyś będzie spoglądać na jego martwe ciało – przecież zagrożenie rebelią już minęło, nowi znajomi z Kapitolu nie mieli prawa skończyć tak, jak ci z Trzynastki czy zaprzyjaźnionych Dystryktów. A jednak, Bertram Graveworth wyzionął ducha, a ona przyłożyła do tego rękę. Błąd, pozbawiła go życia zupełnie sama, głupio i nieprzemyślanie, po krótkiej walce o przetrwanie. Nie był pierwszą osobą, którą zastrzeliła, a obecna sytuacja nie była nawet w połowie tak dramatyczna, jak wojenne przeżycia, a jednak już w tej chwili Rory była pewna, że to zdarzenie będzie ją prześladować jeszcze w dalekiej przyszłości. Nie miała nawet głowy do tego, by pomyśleć, że wszystko i tak może obrócić się na jej korzyść, perfekcyjnie utkana sieć kłamstw nie pozwoliłaby jej znaleźć się na dnie. Nie interesowały ją konsekwencje, nie interesowała jej Kolczatka ani Jack, nawet misja odbicia broni, która okazała się zasadzką, nie była już w stanie skupić jej myśli. W tej chwili rudowłosa pragnęła już tylko znaleźć się we własnym mieszkaniu, paść na własne łóżko i najlepiej hibernować do wiosny. Była już zmęczona całym tym opozycyjnym zamieszaniem, podejmowaniem fatalnych decyzji, ufaniu niewłaściwym ludziom i fundowaniu sobie kolejnej karuzeli emocji. Była obolała na zewnątrz i w środku, i wiele dałaby za możliwość naprawienia tego, w jakim stanie się obecnie znajdowała. Ale nie mogła tego zrobić, to jeszcze nie był koniec, należało doprowadzić sprawę do końca. Przeszukać Bertrama, pozbyć się ciała, zbyć jakoś Jacka, dotrzeć do domu nie natykając się po drodze na żadne problemy… ni stąd, ni zowąd, ta lista rzeczy do zrobienia wydała jej się nagle wyjątkowo długa. I niewykonalna. - Nic nie muszę – odwarknęła, nawet nie spoglądając na mężczyznę, który już śmiał zwracać jej uwagę. W normalnych warunkach pewnie nawet podziękowałaby mu za współpracę, jednak w tej chwili walczyła z nasilającym się bólem brzucha i nie miała siły ani ochoty na wymuszone grzeczności. I już, już miała go opieprzyć za kolejną rzecz, której tak bardzo nienawidziła, ale złapała jego przerażone spojrzenie i podążyła za nim, zatrzymując wzrok na własnych spodniach, początkowo nie rozumiejąc, o co Caulfieldowi właściwie chodzi. A później zrozumiała. - Och – skomentowała więc tylko, wciąż za bardzo zszokowana, by wyrazić się inaczej na temat krwi, spływającej po jej udach. Nie czuła jej, naprawdę nie czuła, gdyby nie czerwone plamy na niebieskich jeansach, najpewniej nie zwróciłaby na nią w ogóle uwagi. Działo się coś bardzo niedobrego, ale ocenić to mogła tylko po minie i zachowaniu mężczyzny, który natychmiast pojawił się u jej boku. Rory wydawała się przebywać w zupełnie innej rzeczywistości. Nie wiedziała co robić, nogi jakby wrosły jej w ziemię. Nie widziała już nawet martwego ciała Bertrama, leżącego przecież niemalże tuż obok. W mimowolnym odruchu machnęła ręką w stronę fotela, jak gdyby chciała sięgnąć po swoją torebkę, ale właściwie nie wyartykułowała żadnego zapotrzebowania. Spojrzała na Jacka pytająco, jakby za chwilę miał udzielić jej odpowiedzi na wszystkie pytania, które powinny kłębić się teraz w jej głowie. Jedną rękę zacisnęła na jego ramieniu, drugą próbowała wmasować cały odczuwany ból z powrotem do podbrzusza. Niech już przestanie boleć, obojętnie jakim kosztem. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Maj 16, 2015 9:56 pm | |
| Czułem się jakbym trafił prosto z deszczu pod rynnę, nie zdążyłem się nawet otrząsnąć po pierwszym wydarzeniu, emocje ledwo zaczęły przygasać, niosąc ze sobą dopiero lekkie znamiona ulgi, a już po chwili pojawiły się nowe, o niebo gorsze niż te poprzednie. Na chwilę wmurowały mnie w ziemię, nie pozwalając mi się ruszyć, odbierając zdolność logicznego myślenia. Nie zarejestrowałem nawet tego co mówiła do mnie kobieta, potrafiłem jedynie patrzeć się na coraz to większe plamy krwi, z przerażeniem dochodząc do wniosku, że nie jest dobrze. Wręcz przeciwnie. Było kurewsko źle. Porażony tą myślą odzyskałem wreszcie władze nad mięśniami, zbliżając się do Rory jak najszybciej byłem w stanie. Gdzieś po drodze zabezpieczyłem pistolet, a następnie rzuciłem go na podłogę, zupełnie nie przejmując się teraz jego losem. Potrzebowałem tylko chwili na ocenienie sytuacji, wędrujący po udach kobiety wzrok nie odnalazł żadnego śladu po kuli, domyśliłem się więc, że sytuacja może być nawet gorsza niż w pierwszym momencie się spodziewałem. Tym bardziej, że mojej uwadze nie mogło ujść to z jakim uporem rudowłosa trzyma rękę na swoim brzuchu. - Zaraz się tym zajmiemy - zapewniłem ją, podnosząc wzrok i przywołując na twarz nerwowy uśmiech. Mój głos, mimo iż lekko ochrypły od emocji, był znacznie spokojniejszy, niż moje myśli i tego zamierzałem się trzymać. Nie chciałem straszyć kobiety. Nie mogłem dowalać jej dodatkowego stresu. Odetchnąłem głębiej obejmując ją w pasie, podążając spojrzeniem w stronę wskazanego chwilę wcześniej fotelu. Nie wiedziałem czy takowe rozwiązanie jest dobre, jednak nic innego, bardziej logicznego nie przychodziło mi teraz do głowy, dlatego podprowadziłem Rory do mebla, sadzając ją na nim delikatnie, by następnie odszukać telefon wepchnięty wcześniej do kieszeni. Nie miałem innego wyjścia niż zadzwonić po kogoś z Kolczatki. Stan Rory wyraźnie wskazywał na to, iż potrzebna jest szybka interwencja lekarza, sam zaś nie byłem w stanie dostarczyć jej do szpitala w odpowiednim czasie. Nie mogłem też zadzwonić po karetkę, wezwanie w te okolice wzbudziłoby podejrzenia, a ciało, które znajdowało się obok mogło skazać nas na o wiele paskudniejszy los. Nie pozostało mi więc nic innego jak poprosić o pomoc osobę z którą miałem się kontaktować w razie problemów z misją. W chwili, w której usłyszałem głos po drugiej strony linii szybko wyrzuciłem z siebie niezbędne informacje, krótko opisując sytuację i na koniec proszą o transport, a gdy uzyskałem potwierdzenie odetchnąłem ponownie, rozłączając się i odwracając w stronę towarzyszki. - Zaraz ktoś po nas przyjedzie - zapewniłem, zbliżając się w jej stronę. Ponownie uśmiechnąłem się nieznacznie, pochylając się nad fotelem. - Zbieramy się stąd, Kocie - dodałem, a następnie nie czekając na zgodę kobiety złapałem ją pewniej i podniosłem do góry, pośpiesznym krokiem ruszając w stronę schodów. Lepiej było poczekać na dole.
***
Kilka godzin później
Wciąż zdenerwowany ponownie stanąłem w zrujnowanym budynku z zaciśniętą szczęką przyglądając się leżącemu na brudnej podłodze ciału i resztkom zaschniętej krwi. Nie mogłem tego tak zostawić, więc, mimo iż całym sobą pragnąłem wrócić do szpitala, czekając na dalsze wieści o stanie Rory, nie pozostało mi nic innego jak wziąć się do roboty. Podniosłem pistolet, który nadal leżał tam, gdzie go wcześniej zostawiłem, po czym odetchnąłem głębiej i sięgnąłem w stronę ciała. Musiałem pozbyć się go w taki sposób, by nie sprowadzić żadnych podejrzeń na siebie ani Rory, wybrałem więc - zdawać by się mogło - najprostsze możliwe rozwiązanie. Przerzuciłem przez ramię to co pozostało z Bertrama, krzywiąc się w odpowiedzi na jego ciężar, po czym ruszyłem przed siebie. Moon River powinna załatwić sprawę.
[zt] x2 |
| | |
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield | |
| |
| | | | Rory Carter i Jack Caulfield | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|