|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Nie Sie 10, 2014 1:29 am | |
| Wolałabym Ci to nagrać, niż opisać D: Proszę nie sugerować się tłumaczeniem piosenki.
Oczy rozbłysły jej już w momencie, w którym Jack odwracał głowę w jej stronę i obdarzał rudowłosą tym swoim firmowym, ironicznym uśmieszkiem. Chociaż Rory dawno już zdała sobie sprawę, że uważa swojego tymczasowego współlokatora za naprawdę przystojnego faceta, teraz pomyślała, że to właśnie ta buntownicza postawa sprawia, że tak bardzo zyskuje w jej oczach. No cóż, już dawno wysnuto tezę, że typ badboya jest tym, który kręci całą rzeszę kobiet. - Poczekaj, najpierw muszę to sobie wyobrazić – przymknęła oczy, gdy tylko usłyszała, że jednak się zgadza i ruda otrzyma swoje wyzwanie, na które tak długo czekała. Kilka pomysłów krążyło jej już po głowie, o dziwo każdy z nich zakładał pozbycie się choć jednej części garderoby Caulfielda. Otworzyła oczy, wzdychając z rozmarzeniem, ale zaraz potem pacnęła go w rękę, z którą zapędził się trochę za wysoko i wyprostowała się, zabierając mu swoje nogi sprzed nosa. Wielka szkoda, że uważał ją za podłą prowokatorkę, ale cóż mogła poradzić na to, że wystawianie go na pokuszenie ją samą kręciło w równym stopniu, co jego? A ile miała przy tym frajdy, to też mógł wiedzieć jedynie sam Jack. W stanie, w jakim obecnie się znajdowała, nie trudno było zgadnąć, że ma na niego ochotę. - Nie jestem podła, może tylko trochę podstępna – nie udawała oburzenia, była raczej rozmawiona jego oceną – Nie lubię zabawiać się z czymś. Znacznie bardziej wolę z kimś. Zachichotała cicho, sięgnęła pod drinka i już miała wypić go do końca, gdy mężczyzna wygłosił swoją prośbę (wyzwanie? rozkaz?), a ona niemalże się zadławiła. Spojrzała na niego, w połowie zdumiona, w połowie rozbawiona, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie żartował. Właściwie nie miał żadnej podstawy, by zażądać tego wyzwania, odpowiadała mu wszakże na wszystkie pytania, na dodatek ze szczegółami. Była jednak już na tyle wstawiona, by ani przez chwilę nie zastanawiać się nad tego typu zadaniem. Striptiz? Co to dla niej! Była pewna, że świetnie sobie poradzi, a kto wie, być może sprowokuje go na tyle, że jednym ruchem wygra całą ich grę i zgarnie główną nagrodę? Zaśmiała się więc perliście, podniosła z kanapy i w podskokach podbiegła do głośników, do których podłączony był jej odtwarzacz muzyczny. Od razu wiedziała, do jakiej piosenki chce zatańczyć, więc szybko odszukała ją na playliscie. Zerknęła jeszcze na Jacka przez ramię, rzucając mu ostatnie prowokacyjne spojrzenie, nacisnęła play i wyprostowała się. Stała naprzeciwko kanapy, oboje mieli na siebie doskonały widok, ale nie zapominajmy, że Rory pod cienkim sweterkiem nie miała kompletnie nic, musiała więc kombinować, jak tu podtrzymać atmosferę, skoro do zdejmowania nie zostało jej zbyt wiele. Pierwsze dźwięki powitała delikatnymi ruchami ramion, chwilę potem dołączyły do nich biodra, a Rory, wpatrując się w Jacka zalotnie, odgarnęła włosy za ucho i ponownie przygryzła dolną wargę, bo wiedziała doskonale, jak to na niego działa. She was holdin' a pair but I had to try. Her Deuce was wild but my Ace was high! Uniosła ręce do góry i powoli, w rytm muzyki, zaczęła zjeżdżać nimi w dół, dłońmi wodząc po swoim ciele. Palcami zahaczyła o krawędź spódnicy, przejechała nimi po udzie, a chwilę później odnalazła zamek i bardzo, bardzo wolno pozwoliła dolnej części garderoby zsunąć się po jej długich nogach. She'd have the card to bring me down If she played it right! Starała się nie uśmiechać przy tym głupio, a wręcz być jak najbardziej uwodzicielską, ale mina mężczyzny siedzącego na kanapie wcale jej nie pomagała. Kręcąc biodrami do rytmu, odwróciła się tyłem do Jacka. Przesuwając dekolt sweterka, odkryła lewe ramię i na chwilę odwróciła się, by zaobserwować reakcję na zbliżającą się powoli finałową scenę ściągania górnej części garderoby. She play'd 'em fast and she play'd 'em hard. She could close her eyes and feel every card. Skrzyżowała ręce przed sobą, złapała za dół sweterka i wciąż bujając się razem z muzyką, zaczęła powoli zdejmować ciuch. Caulfield mógł widzieć już dół jej pleców, wcięcie w talii, łopatki, ramiona, szyję… bordowy ciuch wylądował na podłodze, a Rory z dłońmi we włosach zaczęła kiwać głową w rytm ostatnich taktów. She's got the Jack, she's got the Jack, she's got the Jack! Nie podejrzewała nawet, że to zadanie sprawi jej tyle frajdy. Gdy piosenka dobiegła końca, chwilę jeszcze stała tyłem do kanapy, ale na jej ustach już tańczył wesoły uśmieszek. Zakrywając piersi dłonią (co z tego, że on i tak już wszystko widział), odwróciła się wreszcie w stronę Jacka, pragnąc spotkać się z nim spojrzeniami i tryumfować na widok jego miny. Nie miała wątpliwości, że tak właśnie będzie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 12, 2014 12:17 am | |
| Dozwolone od wieku właściwego, maturalnego
Przekrzywiłem głowę przyglądając się jej, nawet zaciekawiony tym co mnie czeka. No bo, proszę, pod tą rudą czupryną mogło zrodzić się wszystko, łącznie z planami na tyle złośliwymi, że nawet wolałem nie myśleć o takich możliwościach. Choć starałem się być przygotowany na wszystko. Dlatego też zmarszczyłem brwi, ostrożnie przyglądając się kobiecie po jej prośbie, odruchowo napinając trochę mięśnie. Nie byłem pewien czy to co krąży po głowie dziewczyny przypadnie mi do głowy, wiedziałem jednak, że nie ważne co by ode mnie nie zażądała wykonam to zadanie. Pierdolona duma nie pozwoli mi działać inaczej. Kurwa mać. W co ja się wpakowałem? Skrzywiłem się z zawodem, gdy Rory zabrała swoje nogi z moich ud, po czym prychnąłem słysząc jej kolejne słowa. Jakby była jakakolwiek różnica między podstępną a podłą w takiej sytuacji, obydwie formy zachowania odbijały się czkawką nie na niej, a na mnie, było mi więc nad wyraz obojętne jak to zostanie nazwane. Tym bardziej, jeśli doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak mocno zabawia się moim kosztem. Przyglądałem się jej w myślach rozważając różne aspekty tego w jaki sposób sam będę mógł się odegrać. A byłem pewien, że tak łatwo jej nie odpuszczę. Jednak… jeszcze nie teraz. Na razie skupiłem się na jej reakcji na moją ofertę, uśmiechając się prowokacyjnie, w pierwszych chwilach jej zdumienia, nie spuszczając z niej wzroku, gdy zaśmiała się, upijając kolejne łyki drinka, podczas gdy kobieta poderwała się z kanapy i ruszyła w stronę odtwarzacza. Rozsiadłem się przy tym wygodnie, jednak już pierwsze ruchy kobiety, następujące w rytm idealnie pasującej do tego muzyki uświadomiły mi jak wielki błąd popełniłem. Szybko odstawiłem szklankę na blat stołu, nie mogąc oderwać wzroku od Rory, od jej twarzy, gdy po raz kolejny w ten sposób przygryzła wargę, gdy wpatrywała się we mnie w sugestywny sposób. Odetchnąłem głębiej przez nos śledząc dokładnie ruchy jej dłoni, czując jednocześnie zazdrość (to ja powinienem wodzić rękoma po jej ciele, do kurwy nędzy!) i narastające podniecenie. To w jaki sposób dotykała siebie nakręcało mnie o wiele bardziej, niż pierdolone podteksty, czy gierki odgrywane jeszcze chwile wcześniej na kanapie. Jak oczarowany patrzyłem na zsuwającą się z jej nóg spódnicę, czując niechęć nawet do pierdolonego materiału, który jakimś jebanym prawem był bliżej jej ciała niż ja. Szybko jednak straciłem zainteresowanie ciuchem przejeżdżając pożądliwym wzrokiem po jej smukłych łydkach i udach, aż w końcu zatrzymując wzrok na wysokości jej pośladków, gdy dziewczyna odwróciła się do mnie tyłem. W zasadzie, nie wiedziałem gdzie podziać oczy, tak kurewsko chciałem pochłaniać dokładnie każdy szczegół, każdy ruch kobiety. Przesuwający się dekolt jej swetra, kuszące ruchy jej bioder, powoli unoszący się ku górze ciuch, z każdą chwilą odsłaniający coraz większy fragment jej skóry, zadziwiająco ciepłej jak na temperaturę powietrza w pomieszczeniu, byłem tego pewien. Ledwo rejestrowałem muzykę, która grała w tle, nie przejąłem się nawet bordową smugą opadającą na podłogę, jedyne co mnie interesowało to Rory, prawie całkowicie już naga, nadal stojąca do mnie tyłem, kręcąca się w rytm ostatnich taktów piosenki z rękoma uniesionymi do góry. Chciałem się poderwać i łapać ją, przycisnąć do ściany, ustami przejechać po jej ramionach i szyi, obrócić ją i pocałować gwałtownie i namiętnie. Chciałem by była moja, tutaj i teraz, w tym właśnie momencie. A potem muzyka się skończyła, a Rory przestała tańczyć, nadal jeszcze, przez przeciągającą się chwilę, nie odwracając się w moją stronę. A gdy w końcu już to zrobiła doskonale zadbała o to bym poczuł jeszcze większą chęć na wyrwanie się w jej stronę. Chciałem zmusić ją do opuszczenia dłoni, doprowadzić ją do szału pocałunkami i własnym dotykiem. Oddychałem ciężko wodząc wzrokiem po jej ciele, starając się zignorować nieprzyjemny ucisk w okolicy rozporka (jebane spodnie, kurwa mać), w końcu jednak zmusiłem się do oderwania wzroku i zaciśnięcia zębów, próbując nad sobą zapanować. Moja dłoń uciekła natychmiast w kierunku szklanki, unosząc drink w kierunku ust; jednym duszkiem wypiłem resztę trunku, jednak to nic nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Stan upojenia podpowiadał mi, że nie ma nic złego w schowaniu dumy w buty i ulegnięciu pokusom. Szczególnie w takich momentach. I, kurwa mać, chciałem go posłuchać. Jeszcze chwilę walczyłem ze sobą wpatrując się w dno szklanki, w końcu jednak się poddałem, odstawiłem naczynie z hukiem na blat i nim przemyślałem to co robię już znalazłem się przy dziewczynie, zaciskając palce na nadgarstku jej dłoni chroniącej jej biust przed moim wzrokiem, patrząc na nią z pożądaniem. Jej ulubione miejsce zależy od sytuacji, tak? Świetnie, ta wiedza się przydawała w takich momentach. Popchnąłem ją na stolik, nie przejmując się tym, że w momencie w którym jej ciało znalazło się na blacie odstawiona tam chwilę wcześniej szklanka zleciała na podłogę. Wpiłem się gwałtownie w jej usta, całując ją namiętnie, napierając na nią całym ciałem, przekonując ją by częściowo położyła się na meblu, ustami zaraz uciekając na jej szyję (kolejna cholernie przydatna wiedza), dłońmi zaś błądząc po jej ciele, zaciskając palce na jej udzie, piersiach. Dopiero po paru chwilach zdołałem zapanować nad sobą na tyle by odsunąć od niej twarzy i spojrzeć jej w oczy z pożądaniem, które coraz bardziej utrudniało mi logiczne myślenie. - Zadanie..? – wychrypiałem pytająco, mając oczywiście na myśli wyzwanie, które przyjąłem. I chociaż kurewsko pragnąłem zostać przy tym stoliku z prawie całkowicie nagą Rory zdawałem sobie sprawę, że to był ostatni moment, w którym mógłbym jeszcze dojść do siebie. Przekroczenie tej pierdolonej granicy uniemożliwiłoby mi wywiązanie się z mojej części umowy. Ba, najpewniej uniemożliwiłoby również Rory próbę jej egzekwowania. Jeszcze chwila i nie wypuściłbym jej ze swoich ramion już na dłuższy czas. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 13, 2014 2:11 am | |
| Soft, seriously.
Oczekiwanie na jego reakcje nie dłużyło jej się wcale, nie było ciągnącą się męką, a raczej przyjemnie ją nakręcało. Liczyła sekundy, które dzieliły ją od złączenia swoich ust z ustami Jacka, bo była pewna, jak jeszcze nigdy wcześniej, że tym razem mężczyzna da się sprowokować, przełamie swój upór i zaraz znajdzie się obok niej. Nie przeszkadzało jej to wcale w utrzymaniu wyzywającego spojrzenia – patrzyła, jak Jack chwyta szklankę, wypija ją do dna i jeszcze przez chwilę spogląda na naczynie, jednak jego mina świadczyła o tym, że myślami był już zdecydowanie gdzieś indziej. Podniósł się wreszcie z kanapy i przeciął pokój w takim tempie, że Rory ledwo zdążyła mrugnąć, a jej nadgarstek już znajdował się w stalowym uścisku Caulfielda. Nie było czasu na słowa, chwilę później rudowłosa poczuła, jak mężczyzna popycha ją na stolik, nie przejmując się absolutnie, że ten nie był pusty. Szklanki poleciały na podłogę, na szczęście ich obie już bez zawartości, a oni połączyli się wreszcie w pełnym pasji pocałunku. Alkohol plus pożądanie równa się zatracenie. Właściwie tak można byłoby nazwać to, co działo się teraz z Rory. Mocno i namiętnie oddawała Jackowi pocałunki, nie bojąc się nawet użyć zębów, bo wiedziała doskonale, że taka mała brutalność tylko go nakręcała. Ich języki w końcu się spotkały, podobnie jak ciała, rudowłosa przylgnęła odruchowo do pochylającego się nad nią mężczyzny i momentalnie oplotła go nogami w pasie, pocierając biodrami o jego biodra. Nie otwierała już oczu, tylko oplotła go ciasno rękami i całowała zachłannie, zapominając całkowicie o tym, co działo się chwilę temu. Nie zwracała uwagi na to, że jest prawie naga, a on kompletnie ubrany, nie obchodziło ją, że półleży na stoliku doskonale widocznym przez szeroko otwarte okno. Gdyby ktoś z drugiego piętra kamiennicy z naprzeciwka zdecydowałby się teraz wyjść na balkon… cóż, świadomość o możliwości zostania przyłapanym nakręciła ją jeszcze bardziej. Przeniosła się z pocałunkami na jego szyję, linię szczęki, przygryzła płatek ucha i już miała wyszeptać lub wyjęczeć jakieś perwersyjno-miłosne wyznanie, gdy to Jack podniósł głowę i wychrypiał jedno zdanie, które sprawiło, że Rory otworzyła oczy i powoli zaczęła powracać do rzeczywistości. Ach, ile musiał mieć w sobie samozaparcia, by przerwać w takim momencie? Rudowłosa westchnęła głęboko i lekko potrząsnęła głową, na dobre wydostając się z krainy zatracenia, którą przemierzała jeszcze chwilę wcześniej. Szkoda tylko, że nie pamiętała już, o co takiego miała go poprosić. Galopujące serce i urwany oddech powoli się uspokajały, a Carter spojrzała na Calufielda z niedowierzaniem. - Jak mogłeś przerwać w takim momencie? – zapytała z wyrzutem, ale także lekkim uśmieszkiem, po czym nie dała mu szansy na naprawienie tego błędu, bo zgrabnie wysunęła się z jego ramion, by usiąść na skraju stolika. Nie zasłaniała się już więcej, przecież Jack i tak zdążył już wszystko zobaczyć (i nawet dotknąć), więc nie było potrzeby uciekania się do pruderyjnych zachowań, które potępili w rozmowie chwilę wcześniej. Uważała jednak, że powinna zapanować jakaś sprawiedliwość i ona nie może być jedyną niemalże nagą osobą w pomieszczeniu. Zerknęła więc na swojego towarzysza, przejechała spojrzeniem od czubka głowy, aż po same stopy (oczywiście, że zatrzymała wzrok na dłużej w okolicy jego krocza, nie mogła przecież zerwać z prowokacjami tak łatwo) i chwilę później wiedziała już, jakie zadanie będzie wykonywał Jack. - Rozbierz się. Całkowicie – rozkazała, tonem nieuznającym sprzeciwu i miała nadzieję, że nie będzie musiała mu tłumaczyć, że całkowicie oznacza także brak bielizny – Zrobisz mi masaż, bo od tego rzucenia na stolik rozbolały mnie plecy. Dotknęła ręką do szyi, rozmasowując ją lekko, ale zaraz potem przesunęła dłonią niżej, na ramię, na pierś, na biodro… uwielbiała jego ironiczne uśmiechy, ale ten moment, w którym po jego minie można było poznać, że ledwo powstrzymuje się przed rzuceniem na nią, był naprawdę bezcenny. Rory podniosła się ze stolika i w dwóch krokach znalazła się przy kanapie, na której już po chwili rozłożyła się wygodnie – oczywiście na brzuchu. Ułożyła ręce pod głową, policzek oparła na dłoniach i mrugając dwa razy, zerknęła na Jacka by sprawdzić, jak sobie radzi ze zdejmowaniem ubrań. Zgięła nogi w kolanach i zamachała łydkami w powietrzu, powoli i spokojnie. Mieli przed sobą całą noc i nigdzie nie musieli się spieszyć. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 13, 2014 12:01 pm | |
| Nawet nie starałem się ograniczać. Moje usta był cholernie zachłanne, dłonie dotykały każdego skrawka rozgrzanej nagiej skóry, który tylko mogły dosięgnąć. Uśmiechnąłem się szelmowsko czując zaciskające się na mojej wardze zęby kobiety, mruknąłem zadowolony i intensywniej odpowiedziałem na pocałunki, zasmakowałem jej języka, z każdą chwilą czując się coraz bardziej nakręcony. Pożądanie paliło mi od środka, wraz z krwią roznoszone po całym organizmie, pierdolone spodnie coraz bardziej uwierały i nie marzyłem już niczym tak jak o tym by i ich się pozbyć, a później pójść na całość ze – zdawać by się mogło – równie nakręconą rudowłosą. Tak często jak się dało uciekałem ustami na jej skórę, wodząc nimi po szyi, obojczykach, piersiach, swoją drogę znacząc czubkiem języka i delikatnymi skubnięciami. Piłem do czegoś więcej i tego nie trzeba było nawet ukrywać, pragnąłem Rory, chciałem sprawić, że zacznie wić się i pojękiwać w rozkoszy, jednak chciałem również wziąć ją na przetrzymanie, choć odrobinę odpłacić się jej za te gierki, dlatego mimo iż moje gesty i pocałunki miały na celu jak największe jej pobudzenie nie uciekałem się jeszcze do akcji bardziej otwartych i sugestywnych. Dlaczego jednak, do kurwy nędzy, musiałem sobie przypomnieć o tym jebanym wyzwaniu i unieść się dumą na tyle by postanowić jak najszybciej dotrzymać słowa? Dlaczego nie mogłem spokojnie igrać sobie z jej cierpliwością, walczyć z moim pożądaniem, jednak czerpiąc przy tym jak najwięcej satysfakcji? Oddychałem ciężko przyglądając się kobiecie, jednocześnie zazdroszcząc jej tego jak szybko odzyskała nad sobą panowanie i czując ukucie urażone dumy na samą świadomość tego, że jednak tak łatwo się oparła. Wyprostowałem się zaciskając zęby i starając się wmówić sobie, że potrafię to zrobić, że ucisk na wysokości rozporka zaraz zmaleje, a ja będę mogłem zająć się tym pierdolonym zadaniem. Jednak dziewczyna mi tego nie ułatwiała, nie kiedy przyglądała mi się w taki sposób, nie kiedy siedziała przede mną niemal kompletnie naga, w pełni świadoma atutów swojego ciała i prowokująca w każdy możliwy dla niej sposób. A tym bardziej nie, kiedy wreszcie usłyszałem jak ma wyglądać moje zadanie. Przyglądałem jej się przez chwilę z niedowierzaniem, zszokowany trochę słowami, które parę chwil temu padły z jej ust. Kurwa mać, czy ją popierdoliło? Czy naprawdę aż tak bardzo chciała mi dać w kość i udowodnić, że może się zabawiać moim kosztem ile tylko dusza zapragnie?! A może sądziła, że wykonując to jebane zadanie zostanę zupełnie obojętny, że wcale nie będzie to igranie z moją wytrzymałością i cierpliwością? Ponownie zacisnąłem zęby, sztywno skinąłem głową na potwierdzenie, że zrozumiałe i bez słowa zacząłem rozpinać koszulę, kiedy jednak uwolniłem się od materiału (gniewnie ciśniętego na podłogę) uświadomiłem sobie, że nie dam rady tego ogarnąć, nie w tym stanie, dlatego też szybko zgarnąłem szklanki z podłogi i – nadal milcząc – ruszyłem do kuchni. Pośpiesznie przygotowałem dwa drinki, dla siebie robiąc zdecydowanie mocniejszego, w sumie, nie czekając nawet z wyjściem z pomieszczenia by wypić swój. Duszkiem. A potem doszedłem do wniosku, że to jednak może nie wystarczyć, dlatego oprócz dwóch szklanek złapałem w rękę butelkę z wódką i tak wyposażony wróciłem do pokoju. Lekkie już problemy z ogarnianiem sytuacji przyjmując z otwartymi ramionami. Odstawiłem wszystko co miałem ze sobą na blat, po czym zerknąłem na kanapę i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. A może więcej niż coś, bo Rory zamiast leżeć – tak jak to było na chwilę przed moim wyjściem do kuchni – siedziała, ubrana w moją koszulę. Zmarszczyłem brwi przyglądając jej się zaskoczony, nie do końca pewien co mam teraz zrobić. Do kurwy nędzy, czy ona musiała dzisiaj wszystko komplikować? Tak jak teraz, gdy przyglądałem się jak materiał, który dopiero co miałem na sobie układa się na niej, dotyka jej skóry i przesiąka jej zapachem. Zacisnąłem zęby, ledwo powstrzymując się od potrząśnięciem głową, próbując przywołać się do porządku, po czym podszedłem do kanapy. - Co jest? – spytałem, może trochę zirytowanym tonem, złością próbując zniwelować znowu narastające pożądanie. Widok Rory w mojej koszuli był chyba nawet bardziej ponętny niż widok jej w samej tylko dolnej bieliźnie, teraz tym bardziej miałem ochotę ją rozebrać, tym bardziej chciałem przycisnąć ją, nawet do pierdolonej kanapy, nie dając jej szansy na ucieczkę. Zamiast tego jednak stałem, przyglądając się jej, oddychając trochę ciężko, skupiając się na narastających objawach nietrzeźwości, byleby tylko nie sprawić, że fakt zapiętego rozporka nadal będzie mi tak ciążyć. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 13, 2014 10:24 pm | |
| Soft.
W jej głowie już układały się wizje idealnego zakończenia wieczoru, a choć wersji było kilka, każda z nich kończyła się tak samo. Nic więc dziwnego, że z twarzy Rory praktycznie nie schodził zadziorny uśmieszek; wiedziała już, co chce zrobić Jackowi i czego od niego oczekuje. Opowieści o życiu seksualnym i fantazjach nie mogły przecież przejść bez echa, część z nich po prostu trzeba było wykorzystać. Póki co, działania zostały odroczone w czasie, ale przecież po wykonaniu zadania przez Caulfielda będą mieli przed sobą jeszcze całą noc. Rory uwielbiała, gdy mężczyzna angażował się tak mocno, jakby chciał scałować z jej ciała każdy pieg, wiła się wtedy pod jego dotykiem z przyjemności, a zaraz potem przychodził moment, w którym mu się odwdzięczała, bo przecież zawsze musieli ze sobą rywalizować, nawet w łóżku. Już za pierwszym razem dało się wyczuć, że Jack wie, co robi, musiał mieć więc niezłe doświadczenie w tych kwestiach. Absolutnie nie przeszkadzało to rudowłosej, nawet wręcz przeciwnie – skoro był doskonale zaznajomiony z kobiecymi potrzebami i wiedział gdzie całować, jak dotykać – dlaczego miałaby narzekać? Jego zszokowaną minę początkowo zignorowała, domyślała się, że może być zaskoczony tym wyzwaniem, ale mógł przecież nie przerywać i dokończyć to, co zaczął, finalizując wieczór znacznie wcześniej, niż oboje się tego spodziewali. Jednak sposób, w jaki zdejmował koszulę, niekoniecznie spodobał się Rory. Jack wyglądał na wkurzonego, zaciskał zęby i patrzył wszędzie, tylko nie na nią, a gdy odrzucił ubranie na ziemie i wyszedł z salonu… Carter zamrugała z niedowierzaniem i możliwe, że jej usta rozchyliły się lekko. Co to miało znaczyć? Dlaczego zrezygnował? Czy zamierzał w ogóle wrócić? Rudowłosa zastanawiała się, czy powiedziała coś złego, a może to jej mina a jakiś sposób go uraziła? Nie mogła jednak doszukać się skazy w swoich działaniach, być może za dużo już wypiła, a może to właśnie jej stan upojenia przestał nagle podobać się Jackowi? Prychnęła pod nosem, wpatrując się z wyrzutem w drzwi od kuchni, ale przecież nie mogła przewiercić ich wzorkiem i podejrzeć, dlaczego Jack tak nagle uciekł z salonu. Podniosła się na łokciach, a chwilę później już siedziała na kanapie. Mężczyzna nie wracał, a Carter robiła się już lekko zniecierpliwiona. Sięgnęła stopą po jego koszulę, podniosła ją z ziemi i założyła na siebie, chcąc za chwilę powędrować do kuchni i u źródła dowiedzieć się, co do cholery mu nie grało, ale ledwo poprawiła sobie kołnierzyk, Jack pojawił się w salonie. Niósł ze sobą szklanki i wódkę, więc sytuacja wyjaśniła się dość szybko, dlatego Rory nie zarzucała go gradobiciem pytań tylko uśmiechnęła się lekko na widok trunków (no dobra, na widok jego nagiego torsu także). - Myślałam, że odpuściłeś – wzruszyła ramionami, ponownie obrzucając go pożądliwym spojrzeniem i nie czekała już, aż wykona pierwszy ruch. Wyciągnęła rękę, chwyciła Jacka za pasek od spodni i przyciągnęła mocno przed siebie, zmuszając mężczyznę do pokonania tych dwóch kroków, które ich dzieliły. Wciąż siedziała na kanapie, więc jego rozporek znajdował się mniej więcej na wysokości jej nosa, co bardzo ułatwiało sprawę. Podniosła wzrok i poruszyła wymownie brwiami, jakby informowała mężczyznę, że ma zamiar pomóc mu w wykonaniu zadania. Szybko rozpięła sprzączkę i jednym, zręcznym ruchem wyszarpnęła pasek ze wszystkich szlufek. Pilnując, by nie omsknęły jej się palce, rozpięła guzik jego spodni, rozsunęła rozporek i… przerwała. Odczekała sekundę, po czym powoli podniosła się z kanapy. Znajdowała się tak blisko Jacka, że nie mogła uniknąć delikatnego otarcia się o niego, ich niemalże stykające się nagie ciała dzielił tylko cienki materiał jego koszuli, znajdującej się na jej ramionach. Spojrzała mu w oczy, rozchyliła lekko wargi i złożyła w kąciku jego ust najdelikatniejszy pocałunek, ledwo muśnięcie. - Kontynuuj – chwilę później znajdowała się już za nim, chwytając w dłonie butelkę wódki i podchodząc do odtwarzacza. Wybrała piosenkę i odwróciła się, by ujrzeć reakcję mężczyzny. Skoro ona mogła rozbierać się przy muzyce, dlaczego nie on? Uśmiechnęła się szeroko i obracając się do rytmu otworzyła butelkę, by po chwili napić się prosto z niej. Skrzywiła się, oczywiście, ale wytrzymała dzielnie bez popijania czymkolwiek. Drinki były dobre dla słabeuszy, a przynajmniej na takim etapie upojenia. - Jeśli potrzebujesz zachęty, mogę obrzucić cię dolarami – zachichotała po własnym dowcipie i podała mu alkohol udając, że butelka jest jej mikrofonem. Była w wybitnym nastroju i miała ochotę na zabawę, nie przejmowała się już tym, jak zareaguje Jack. Równie dobrze mógłby teraz polec na kanapie, a Rory dalej tańczyłaby na środku pokoju i udawała, że jest wirtuozem swojej niewidzialnej gitary. Mało seksowne? Cóż, teraz priorytetem była ona sama i jej dobre samopoczucie, które polepszało się z sekundy na sekundę. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 14, 2014 12:47 am | |
| Ding dong
To było niczym tortura, obserwowanie jej, świadomość tego jak faktura materiału rozkłada się na jej ciele, w jaki sposób je dotyka. Tortura dla umysłu, w którym już tworzyły się wizje tego jak moje dłonie krążą po miejscach, w których koszula najmocniej styka się z jej skórą, oraz dla ciała, które gwałtownie reagowało na wizję, którymi sam siebie obdarzyłem, na ton jej głosu i pożądliwe spojrzenie. Pokręciłem przecząco głową na jej pierwsze słowa, w milczeniu dając się przyciągnąć do kanapy, nie odrywając wzroku od jej dłoni zręcznie radzących sobie z paskiem, następnie równie skutecznie rozpinając moje spodnie. Nozdrza zadrgały mi nerwowo od gwałtownego wciągnięcia powietrza, a przez kręgosłup przebiegł dreszczy silnego podniecenia, gdy tak, przez krótką chwilę, jej dłonie była tak blisko upragnionego przeze mnie celu. Pożądanie zawrzało w moich żyłach, zaś ja sam ledwo się powstrzymałem by ponownie pochylić się nad kobietą. Stałem jedynie, zaciskając zęby, patrząc na nią z żarem w oczach, śledząc jej ruchy, gdy podnosiła się z kanapy, starając się zignorować o to jak jej ciało, ukryte jedynie pod cienką warstwą MOJEJ koszuli ociera się o mój brzuch i tors. Oddychałem ciężko, gdy wspięła się na palce by pocałować mnie, tak delikatnie jak chyba nigdy dotąd, w zaskakujący sposób pobudzając mnie tym jeszcze bardziej. Pierwsze parę chwil od momentu, w którym odeszła ode mnie poświęciłem na nędzne próby zapanowania nad sobą, uspokojenia swojego organizmu i przypomnienia mu, że teraz nie ma szans na spełnienie jego potrzeb. Próbowałem powstrzymać jebane pożądanie, udawać sam przed sobą, że nie jestem kurewsko nakręcony i, że wcale nie fantazjuję teraz o dziewczynie, w myślach tworząc kolejne to scenariusze tego co mógłbym z nią zrobić. Jak mógłbym doprowadzić ją do szału, jak wydobyć z jej ust te słodkie jęki, jak sprawić, że będzie się wiła ze wzrokiem zamglonym od przyjemności. Nie tym powinienem się zajmować teraz, do kurwy nędzy. Westchnąłem i odwróciłem się w stronę dziewczyny, w sam raz by zobaczyć jak ponownie wybiera piosenkę. I zamrugać zaskoczonym. A po chwili rozchylić usta w niedowierzaniu i wbić w nią zaskoczone spojrzenie. Czy ona naprawdę oczekiwała, że zacznę… tańczyć? Kurwa jedynego mać, na to nadal byłem za trzeźwy. Potrząsnąłem bezradnie głową słysząc jak chichocze rzucając tekstem, który dla nie zabawny mi wydawał się w tym momencie kompletnym szyderstwem. Odebrałem od niej butelkę i pociągnąłem dużego łyka – ba, kurwa – parę łyków palącego w gardło w trunku, czekając aż w głowie zacznie mi szumieć mocniej. Popijając trunek nie oderwałem jednak wzroku od kobiety, a jej wygłupy, nie ważne jak bym się temu nie opierał, sprawiły, że po chwili kącik moich ust zawędrował w górę, ja zaś, oprócz na razie uspokajającego się w miarę pragnienia poczułem powoli rosnące rozbawienie. Pociągnąłem jeszcze kolejny, zdrowy łyk, po czym odstawiłem butelkę na stół i nie zdejmując jeszcze spodni ruszyłem na środek pokoju. Złapałem dziewczynę w pasie i przyciągnąłem ją do siebie, przywierając do jej pleców, kręcąc się z nią razem w rytm muzyki, nosem przejechałem po jej karku szczerząc się wesoło, powoli wietrząc okazję do choć lekkiego odegrania się. Położyłem dłonie na biodrach Rory jeszcze chwile trzymając ją blisko siebie, po chwili jednak przesunąłem dłonią wzdłuż jej boku, po ramieniu, aż w końcu uchwyciłem ją za łokieć i okręciłem tak by teraz stała przodem do mnie. Uśmiechnąłem się do niej zadziornie, wręcz prowokująco, jedną rękę kładąc jej na szyi, palce drugiej wbijając w jej udo, przyciskając jej biodra do swoich by przy każdym poruszeniu kierować trochę jej ciałem. Patrzyłem jej prowokacyjnie w oczy, przy każdym drgnięciu jej ciała coraz bardziej zadowolony, rękę z jej szyi zacząłem powoli opuszczać, najpierw muskając palcami jej biust, brzuch, talię, przesuwając ją w końcu na jej plecy. Twarz opuściłem nisko, wodząc nosem po jej szyi, drażniąc ją oddechem, kłuciem dwudniowego zarostu. Gdy piosenka w końcu ucichła przeniosłem jedną dłoń na policzek Rory, uśmiechając się szelmowsko, wbijając spojrzenie głęboko w jej oczy. Palcem przejechałem po jej ustach, naciągając trochę jej skór, by następnie pochylić się w jej stronę i - w ostatnim momencie – zmienić zdanie, unosząc odrobinę twarz i całując ją w czoło zamiast w ciepłe i kuszące wargi. - Chyba powinnaś ściągnąć koszulę i się położyć, jeśli naprawdę chcesz ten masaż – zauważyłem, uciskając delikatnie jej ramiona, po czym uśmiechnąłem się prowokacyjnie i wycofałem nim zdążyła zareagować. Unosząc jeszcze jedną brew w lekko kpiarskim wyrazie zdjąłem z siebie resztę ciuchów, po czym zerknąłem wyczekująco wskazując dziewczynie na łóżko. Oczekując jak aż się ułoży złożyłem spodnie i rzuciłem je na pufę. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 14, 2014 1:43 am | |
| Po striptizie była w stu procentach pewna, że Jack dołączy do niej niebawem, nie mogąc się powstrzymać. Przewidziała jego ruch z łatwością i faktycznie wszystko poszło po jej myśli. Teraz jednak nie była już taka pewna tego, co może zrobić mężczyzna. Wiedziała, że w Kapitolu nie żałował sobie rozrywki, na pewno był częstym bywalcem klubów i barów, ale przecie to, co teraz mu proponowała, nie podchodziło pod klasyczne, imprezowe spędzanie wieczoru. Nie przejmowała się jednak; jeśli nie zechciałby do niej dołączyć i tak dotańczyłaby piosenkę sama, bo bawiła się naprawdę przednio. Radosna, wstawiona i trochę nakręcona, to prawda, ale przecież w perspektywie wciąż pozostawał masaż, więc co szkodziło poczekać jej kilka minut dłużej na cudowne doznania, jakich mogły dostarczyć jej dłonie Jacka? A jednak, zdecydował się do niej przyłączyć; gdy przyciągnął ją do siebie, przyjemny dreszcz rozszedł się po całym jej piegowatym ciele, a na ustach zakwitł uśmiech satysfakcji. Poczuła oddech mężczyzny na swojej szyi, jego dłonie na swoich plecach i przymknęła oczy, oddając się całkowicie muzyce i swojemu partnerowi. Zakołysała biodrami, prowokując go jeszcze bardziej i jęknęła głucho z pożądania, gdy jednym, zdecydowanym ruchem okręcił ją dookoła i przysunął tak, ze teraz stali do siebie przodem. Wyglądało na to, ze na chwilę zamienili się rolami, a przynajmniej tak widziała to Rory. Teraz czuła dokładnie to samo, co musiał odczuwać Jack, gdy prowokowała go przez cały wieczór. W głowie już lekko jej szumiało, a wszystko to, co mężczyzna wyprawiał ze swoimi dłońmi, podniecało ją do granic możliwości. Powiodła wzrokiem za jego dłonią obserwując, jak muska jej piersi, brzuch, ucieka na uda… gdy ścisnął ją tam mocniej, schyliła głowę, starając się schować nos w zagłębieniu jego obojczyków. W przeciwnym razie, gdyby spojrzała mu w oczy, byłaby stracona. I rzeczywiście była, bo oto dłoń Caulfielda znalazła się na policzku rudowłosej, a ona sama nie mogła dłużej uciekać wzrokiem. Zapatrzyła się na jego usta, tak wiele obiecujące, takie ciepłe, będące tak blisko… wydęła już nawet lekko własne, szykując się do pocałunku, gdy nagle mężczyzna cofnął głowę i cmoknął ją w czoło. Nie usłyszała nawet tego, co do niej powiedział, była tak zaskoczona brutalnym powrotem do rzeczywistości. Już po raz drugi tej nocy Jack z własnej woli przerwał ich grę, co prowadziło Rory do nieprzyjemnych wniosków – remisowali. Nie mogła na to pozwolić, chciała się zemścić, chciała się ponownie czuć tak, jak jeszcze przed chwilą, gdy nie liczyło się nic więcej tylko ich rozgrzane ciała, stykające się ze sobą. Zamrugała i zdała sobie sprawę, że mężczyzna pozbył się już spodni i oto czekał w samych bokserkach na to, aż Carter położy się na kanapie, by mógł wykonać swoje zadanie. Jeden rzut oka na jego pośladki wystarczył, by rudowłosa poprzysięgła sobie, że wcale nie ułatwi mu tego masażu. Odgarnęła włosy na plecy i ruszyła się z miejsca, ale wcale nie podeszła do kanapy, a do Jacka. Dłonią przejechała po jego nagim torsie i pchnęła go do tyłu tak, ze przeszli razem kilka kroków, a łydki mężczyzny uderzyły o kanapę. Rory rzuciła mu jeszcze ostatnie zadziorne spojrzenie, zanim nie złapała go za ramiona i nie usadziła na kanapie. Nie musiał czekać długo na jej reakcję, kobieta już po chwili usadowiła się okrakiem na jego udach, wcale nie przypadkowo ocierając się bielizną o lekkie wybrzuszenie w jego bokserkach. Popchnęła go na oparcie kanapy, ale sama siedziała wyprostowana, nie pochylając się w żadną ze stron. Odczekała kilka sekund, podczas których tak intensywnie wpatrywała mu się w oczy, że ledwo sama wytrzymała przed rzuceniem wszystkiego w diabły. Najchętniej dokończyłaby sprawę tu i teraz, na kanapie, w końcu nie byłby to pierwszy raz. Pomimo stanu wskazującego na lekkie alkoholowe upojenie pamiętała jeszcze o swojej dumie, nieco może rozbuchanej tego wieczora, więc zebrała w sobie resztki wstrzemięźliwości i kontynuowała wodzenie Jacka na pokuszenie. Nie odrywając wzroku od jego twarzy, zdecydowanym ruchem ściągnęła z siebie koszulę i odrzuciła ją gdzieś na podłogę. Jej nagie piersi znajdowały się więc na wysokości jego twarzy, ale Rory profilaktycznie ułożyła dłonie na nadgarstkach mężczyzny tak, aby nie mógł dosięgnąć rękami. Uśmiechnęła się szelmowsko i odczekała kilka sekund katuszy, potem ostatni raz poruszyła biodrami i osunęła się na bok, przekręcając w ten sposób, że już po chwili ponownie leżała na brzuchu, a jej zgięte w kolanach nogi stykały się z jednym udem Jacka. Wyciągnęła rękę i wymacała butelkę stojącą na stoliku. Upiła jeszcze jeden łyk i przeżyła jeszcze jedno pieczenie w gardle, zanim zerknęła przez ramię, dając mężczyźnie znać, że może już zabierać się do roboty. - Musimy to robić częściej – oznajmiła wesoło, trącając go stopą – Też chciałabym ci kiedyś zawiązać oczy – przyznała z rozbrajającą szczerością, a później zachichotała pod nosem i zamilkła, układając policzek na złączonych dłoniach. Zawartość butelki wódki malała w zastraszającym tempie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 14, 2014 4:34 am | |
| **
Choć przez chwilę mogłem obserwować jak to Rory poddaje się moim działaniom, jak nakręca się coraz bardziej – w końcu jęk był doskonałym potwierdzeniem jej podniecenia – jak ulega moim gestom, jak z łatwością daje się oszukać, niczym ryba łapiąca przynętę nabitą na ostry hak. Kiedy już myślała, że wszystko układa się właśnie tak jak by tego chciała pozwoliłem sobie na zmianę taktyki. A raczej, dla niej zmianę, gdyż od momentu w którym przyciągnąłem do siebie tańczącą kobietę w mojej głowie rodził się plan zemsty, okraszonej podnieceniem i gwałtownym powrotem do rzeczywistości. W końcu nie zamierzałem ustępować łatwo, ani też bez żadnej dyskusji dawać sobą pomiatać. Z zaskoczenia – a wręcz szoku – wypisanego na jej twarzy czerpałem chyba większą satysfakcję niźli z całego tego tańca. Świadom tego, że choć w drobnym stopniu dałem radę odpłacić się kobiecie pięknym za nadobne uśmiechnąłem się szeroko dopisując to do mojej listy sukcesów. Kurewsko skromne jak na moje standardy, nie mogłem jednak zaprzeczyć, iż wygrana z Rorsem nie była łatwa. Wreszcie trafiłem na przeciwniczkę wartą uwagi i – pomijając fakt, jak często przez to cierpiała moja duma – naprawdę się z tego cieszyłem. Dzięki temu wszystko co się między nami działo było o niebo ciekawsze, nabrało specyficznego smaku, nawet jeśli tak często przy tym towarzyszyła mi gorycz porażki. Albo chociażby cichą, niepewną satysfakcję remisu. Która zaskakująco szybko zaczęła mi uciekać już w momencie, gdy Rory zamiast w stronę kanapy skierowała się do mnie, przejeżdżając palcami moim torsie i pchając mnie na kanapę. Starałem się być obojętny – kurewsko starałem – i może nawet by mi się to udało, gdyby nie fakt, że w dziewczyna tak szybko znalazła się na moich kolanach, ocierając się o mnie w sposób najbardziej prowokacyjny, sprawiając, że ponownie musiałem zacisnąć zęby by tylko nie odwalić jakieś głupoty. I nie dać jej wygrać. Jebane zagrywki. Na jej wyzywające spojrzenie odpowiedziałem moim butnym, niemo obiecując jej, że tak łatwo się nie poddam, pożądanie mogło mnie zżerać od wewnątrz, jednak urażona duma pozwalała mi kontrolować je na tyle by, oprócz wybrzuszenia w bokserkach nie zdradzać się w inny sposób. Nawet wtedy, gdy tak prowokacyjnie ściągnęła z siebie moją koszulę, ciskając ją gdzieś w bok i ponownie wystawiając swoje ciało na widok, prezentując się przede mną w całej okazałości. Choć mój umysł wręcz płonął od kolejnych wizji, w których przyciskałem kobietę do kanapy wpijając się gwałtownie w jej usta, zajmując się całym jej ciałem, zaciskając dłonie na jej biuście, ściągając z niej ostatnią część ubioru, nie drgnąłem nawet ręką, nadal hardo utrzymując spojrzenie na jej twarzy, chociażby dlatego, iż wiedziałem, że zboczenie choć odrobinę niżej mogło się dla mnie źle skończyć. Moment, w którym dziewczyna wreszcie zsunęła się z moich kolan przyjąłem z ulgą – w końcu wytrzymałem, nie mogła mi zarzucić przegranej – wymieszaną z żalem. Chciałem by dalej siedziała okrakiem na moich udach. Kurwa, chciałem żeby mnie prowokowała i chciałem ulec, poddać się i z kretesem przegrać tę walkę, jednak zamiast tego osiągnąć coś o niebo lepszego. Z drugiej jednak strony duma zupełnie mi na to nie pozwalała, przez co mogłem jedynie trwać w impasie licząc na to, że fakt, iż w tym momencie coś się skończyło, nie oznaczał, że dzisiaj nie będziemy mogli jeszcze do tego wrócić. Słysząc słowa Rory skrzywiłem się niechętnie i wzruszyłem ramionami, szybko sięgając ręką w stronę butelki. Powtórzyć, kurwa mać, dalej bawić się w igranie cudzą cierpliwością i wytrzymałością? Och, byłem pewien, że jeśli kiedykolwiek jeszcze do tego dojdzie znajdę sposób na to, by to dziewczyna wiła się niecierpliwie nie mając szansy na otrzymanie togo co chce. Upiłem spory haust wódki, zacisnąłem oczy, próbując odgonić spod powiek obrazy możliwych innych zakończeń tego wieczoru, po czym w końcu, po kilku pierdolonych chwilach – zdawać mogłoby się piekielnie długich - podniosłem się z kanapy, odstawiłem butelkę i przykucnąłem przy boku dziewczyny. Przez chwilę jeszcze zbierałem resztki opanowania, by następnie położyć dłonie na jej ramionach i powoli zacząć je ugniatać. Najpierw delikatnie, zaczynając tuż nad łopatkami, krążąc dłońmi po mięśniach spokojnie, po paru chwilach jednak wzmacniając ucisk i powoli zjeżdżając coraz niżej. Wodziłem dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa, na dłużej zatrzymując się w miejscach, gdzie mięśnie pod moimi palcami były wyraźnie spięte. Starałem się wczuć by jak najlepiej wykonywać swoje zadanie, w końcu nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z masażem, dlatego taż teraz uważnie obserwowałem reakcje Rory starając się upewnić, że to co robię jest właściwe. Z okolic kręgosłupa przejechałem na jej lędźwie, delikatnie uciskałem mięśnie, innymi chwilami ledwo gładziłem skórę, wodząc palcami tuż przy krawędzi jej bielizny. Po paru minutach pracy minutach przerwałem na chwilę, zastanawiając się czy na tym nie skończyć, przecież rzucając wyzwanie Rory wspomniała jedynie o masażu pleców, jednak po chwili zmieniłem zdanie i uległem planowi powoli krystalizującemu mi się w głowie. Przeniosłem się parę kroków dalej i tym razem położyłem dłonie na stopach kobiety, zacząłem je masować, powoli i stopniowo pnąc się coraz bardziej w górę, przez łydki, zagłębienie kolan, któremu poświęciłem odrobinę więcej uwagi, uda, tutaj pozwalając by moje dłonie rozchyliły odrobine jej nogi, bym spokojnie mógł dosięgnąć również ich wewnętrznej strony. Uśmiechałem się przy tym szelmowsko, starając się każdym kolejnym dotknięciem skóry nakręcić dziewczynę coraz bardziej, sam przy ty też ledwo trzymając nerwy na wodzy. Szczególnie w momentach, gdy moje palce zahaczały o skraj jej bielizny. Oddychałem ciężko przez nos, gdy chwilę poświęciłem również na delikatne masowanie jej pośladków, przez materiał, nie pozwalając sobie przy tym na wiele, by następnie, ponownie, wspiąć się wzdłuż jej pleców, aż po sam kark, któremu też poświęciłem parę chwil uwagi. - Odwróć się – mruknąłem zachęcająco, mając oczywiście na myśli położenie się na plecach, gdy w końcu doszedłem do wniosku, że przynajmniej ta strona jest dostatecznie dopieszczona. Pochyliłem się przy tym w jej stronę i uśmiechnąłem prowokacyjnie, ciekaw czy zgodzi się na dalszą akcję, czy może postanowi sobie odpuścić. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pią Sie 15, 2014 1:32 am | |
| różowe kółeczko.
W takich chwilach zapominała kompletnie, co przywiodło ją do tego momentu. Zapominała o rebelii i o Kolczatce, o nieszczęśnikach w gettcie i o planach ich wydostania. A przede wszystkim zapominała o tym, że nie poznała Jacka w klubie, barze, czy choćby na ulicy. Poznali się na misji, udzieliła mu schronienia, zamieszkali razem i i właściwie nie mieli zostać nikim więcej. A jednak, po pamiętnej prysznicowej nocy nastąpiły kolejne, które szybko przedefiniowały znaczenie słowa współlokator. Rory nie mogła go nazwać nawet przyjacielem z przywilejami, bo znali się zbyt krótko, by w grę wchodził ten pierwszy człon. Przy pierwszym spotkaniu oznajmiła mu, że nic z tego nie będzie, a teraz… cóż, na szczęście żadne z nich nie było pamiętliwie. Momenty takie jak ten, w których zatracała się niemalże całkowicie, opływając w przyjemności, odwdzięczając się, drocząc i kusząc były warte każdego złamanego postanowienia. Spodziewała się, że przy wykonywaniu swojego zadania Caulfield postanowi odwdzięczyć się, po raz kolejny, za tę zabawę w kotka i myszkę. Wiedziała, że spróbuje ją sprowokować i czuła z tego powodu nieopisaną frajdę. Nie mogła się doczekać, co takiego wymyśli mężczyzna, by doprowadzić ją do szaleństwa. Z jednej strony obiecała sobie, że będzie czujna, ale decydowanie się na kolejny łyk wódki chyba nie najlepiej świadczyło o jej konsekwencji. Jack był dobrym barmanem, gitarzystą, a teraz okazywało się, że jako masażysta też radził sobie nienajgorzej. Gdyby nie te wszystkie minione kłótnie i nieporozumienia na tle ideologicznym, rudowłosa śmiało mogłaby stwierdzić, że jest współlokatorem idealnym. Odprężyła się zupełnie, czując, jak jego sprawne dłonie przesuwają się po jej ciele – początkowo jedynie na plecach, w końcu także coraz niżej i niżej, potem wyżej i znowu… Rory nie zorientowała się, gdy zaczęła wydawać z siebie ciche pomruki, najwidoczniej faktycznie zasługiwała na kocią ksywkę, którą nadał jej mężczyzna. Raz czy dwa jego palce zahaczyły o skraj jej majtek, chichotała wtedy i ściskała mocniej butelkę, ale nie odwracała głowy, nie mogła więc widzieć jego miny. Jedyne, co zmieniłabym w tej chwili to cisza – po alkoholu stawała się gadułą i nie mogła już wytrzymać bez zamienienia choć słowa ze swoim masażystą. Niewiele myśląc, podjęła pierwszy temat, który wpadł jej do głowy. - Gdzie się tego nauczyłeś? – zapytała, gdy przestała się już krzywić po kolejnym łyku – Nie wmówisz mi, że to twój pierwszy raz. Jego ekspartnerki musiały być szczęściarami, jeśli dopieszczał je w podobny sposób. Carter musiała przyznać, że miło było mieć pod nosem (określenie ‘na stałe’ wybitnie tu nie pasowało) kogoś, kto spełniał większość jej seksualnych zachcianek bez mrugnięcia okiem. Zwykłe, jednonocne przygody niosły ze sobą ograniczenia, na przykład nieznajomość ciała partnera, a skoro oni znali już swoje preferencje, co stało na przeszkodzie przed ich wykorzystywaniem? - Przyznaj się, byłeś kiedyś kochankiem jakiejś starej kocicy, która nauczyła cię wszystkiego, co wiesz – trzepotała językiem w najlepsze, wizualizując sobie w głowie scenariusze rodem z telenowel lub tanich romansideł. Nie musiał prosić dwa razy, by odwróciła się na plecy – zrobiła to od razu po usłyszeniu jego niskiego głosu tuż nad swoim uchem. Nie zasłaniała się, nie robiła miny niewiniątka. Podała mu butelkę, dotychczas trzymaną w rękach, bo dzisiejszego wieczoru postanowiła nie pić już więcej. Zrobiło jej się zdecydowanie zbyt wesoło, a język rozplątał jej się na tyle, by… - Wiesz co, chyba się poddaję – mruknęła, spoglądając na niego kątem oka – Przestańmy się droczyć i pocałuj mnie wreszcie. Musiał zauważyć, że jest wstawiona, ale sam przecież nie trzymał się o wiele lepiej. Drinki i wódka zrobiły swoje, a ewentualny satysfakcjonujący finał łóżkowy tej nocy, odpływał coraz dalej z każdym łykiem. Rory chciała więc wykorzystać ostatni moment, nim będzie na tyle nakręcona, by roześmiać się na widok jego nagich pośladków. Lub innych części ciała.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pią Sie 15, 2014 4:26 am | |
| soft, jakby nie patrzeć
To było w sumie ciekawe doświadczenie. Jej ciało ulegające moim dłoniom, zupełnie innemu rodzajowi dotyku niż normalnie przywykłem, trochę bardziej stanowczego chwilami, przy tym dziwnie… kuszącego? Kurwa mać, zacząłem żałować, że wcześniej nie doceniłem wartości jakie niósł ze sobą dobrze wykonany masaż. Mogłem się zarzekać w cholerę długo, że taka forma kontaktu mnie nie nakręcała, prawda jednak była taki, iż z każdą kolejną mijającą sekundą miałem na Rory coraz większą ochotę, tyle że, ten rodzaj pożądania łatwiej było mi przełknąć. Satysfakcje czerpałem z samych jej reakcji, pomruków – istnie kocich, udowadniających, że dziewczyna w pełni zasłużyła sobie na swój przydomek. Dźwięki te obijały się przyjemnym echem w moim umyśle, co prawda nie sprawiając mi aż takiej radości jak pojękiwania, jednak nie będąc od nich zbyt daleko w skali. Łatwo wyczułem, że kobieta jest już całkiem wstawiona. Bo, kurwa, nikt mi nie wmówiłby, że będąc trzeźwa zaczęłaby chichotać w momencie, w którym moje palce zahaczały o materiał jej bielizny. Dlatego też starałem się ignorować te dźwięki, skupić na ulegającym moim dłoniom ciele, nie chcąc by takie drobne niedogodności zepsuły mi humor. Jednak słów, które w końcu przecięły ciszę już nie mogłem pominąć. Westchnąłem więc cicho i pokręciłem z niedowierzaniem głowę, w myślach kalkulując nad zabraniem dziewczynie butelki. - Pierwszy – odpowiedziałem na jej pytanie z naciskiem, rozmijając się co prawda z jej oczekiwaniami, jednak zachowując szczerość. Nie przerwałem przy tym ruchów moich dłoni nie chcąc się wybić z rytmu. Rory mogła mi nie wierzyć, w sumie, nie obchodziło mnie to czy w tej kwestii mi zaufa, prawda była jednak taka, że większość z tego co robiłem było zwykłą jazdą na wyczucie. Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z masażem, a przynajmniej nie w takiej formie. Jedynymi zagrywkami były faktyczne próby rozluźnienia kogoś, jednak wtedy obydwie strony zawsze były ubrane, a dotyk nie miał na celu pobudzenia. To nie była jebana gra wstępna. Słysząc kolejne słowa kobiety przerwałem na chwilę i zamrugałem gwałtownie przyglądając się jej włosom – w końcu z tego miejsca nie miałem jak zerknąć na jej twarz. Przez chwilę trwałem bez ruchu jakby chcąc upewnić się, że jej słowa dotarły do mnie w pełnej krasie, a kiedy dziewczyna nie podała jednak żadnego sprostowania pokręciłem głową – ponownie – i zaśmiałem się krótko. - Jesteś jedynym Kotem, w mojej karierze – rzuciłem, uśmiechając się szelmowsko. Nie dodałem jednak nic więcej, nie chciałem strzępić języka na zbędne słowa. Odsunąłem się od niej na chwilę pozwalając jej się okręcić, z podanej butelki pociągnąłem zdrowy długi łyk, który miał na celu pomóc mi się ogarnąć – im bardziej kręciło mi się w głowie, tym lepiej radziłem sobie z pieprzonym pożądaniem i uciskiem w bokserkach (powoli nawet ten materiał zaczynał mi przeszkadzać). Odstawiłem naczynie obok siebie i już położyłem dłonie na jej brzuchu, gotów dalej spełniać swoje wizje, gdy nagle usłyszałem kolejny pomruk wydobywający się z ust Rory. Tym razem nie mogłem jednak nie błysnąć zębami już po pierwszym zdaniu. Spojrzałem na nią z satysfakcją, mając ochotę jeszcze chwilę się z nią podroczyć, pokazać jej jak ja się czułem, gdy ona rozpoczynała swoje pierdolone gierki. Moje dłonie powoli przejechały w górę jej ciała, zatrzymując się na chwile na biuście, pieszcząc go delikatnie, przejeżdżając potem przez jej obojczyki na szyję, aż w końcu ujmując jej twarz. Pochyliłem się w jej stronę nadal uśmiechając się szelmowsko, z błyskiem tryumfu i samozadowolenia w oczach, przyglądając się jej niczym myśliwy ofierze. Kalkulujący czy właśnie nadszedł ten etap polowania, w którym czysty strzał nie zabije resztek frajdy z całej sytuacji. - Zatem mam kolejne pytanie – szepnąłem jej na ucho, w oczywisty sposób przypominając jej o grze, która sprawiła, że właśnie teraz masowałem jej ciało. Jedną dłonią zacząłem gładzić jej usta, ciepłe i wilgotne, kuszące jak cholera. – Jak bardzo pragniesz odpuścić sobie te gierki, hm? Przygryzłem płatek jej ucha, po czym wyprostowałem się z zadziorną miną, kciukiem drugiej dłoni gładząc skórę jej policzka. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:39 pm | |
| Koniec maja 2283
Trzy proste powody, tylko tyle powstrzymywało mnie przed wdaniem się w bójkę. A może aż tyle? W końcu były one racjonalne, ważne, dosadne. Kurwa, to nie było zwykłe widzimisię. Trzy mocne argumenty. Po pierwsze fakt, iż nie powinienem zwracać na siebie uwagi – coś, zdawać by się mogło, oczywistego, w końcu jako nielegalny mieszkaniec Dzielnicy powinienem wystrzegać się każdej sytuacji, która naraziłaby mnie na kontakt ze Strażnikami Pokoju i konsekwencje z nim związane. Po drugie, nie powinienem szargać swojej opinii wśród ludzi, którym zdarzało się mnie zatrudniać, w końcu to w ich towarzystwie zostałem wyprowadzony z równowagi. Nieodpowiednie zachowanie mogło zaważyć na przyszłej chęci bądź raczej niechęci do ponownego przyjęcia mnie do wykonania jakiegoś drobnego zlecenia. Po trzecie… i w sumie chyba najważniejsze… nie chciałem robić kłopotów Rory. Moja wpadka mogłaby się na niej źle odbić. Tak samo strata choćby tych drobnych zarobków nie byłaby niczym przyjemnym, nie mógłbym wtedy jej pomagać. Dlaczego więc wdałem się w tę pierdoloną bójkę? Cóż, chyba przez wrodzony idiotyzm i jebaną dumę, która nie pozwoliła mi znosić więcej obelg rzucanych pod adresem zapijaczonej matki i niszczenia jednych z nielicznych dobrych wspomnień związanych z dzieciństwem. Nie mogłem powstrzymać się od zmazania pięścią tego parszywego uśmiechu, wybicia zżółkłych od papierosowego dymu zębów, podbicia oczu błyszczących od szyderczej satysfakcji. Kurwa, nie potrafiłem. I teraz miałem za swoje. Skurwiel też umiał celować, o czym dobitnie uświadamiała mnie obolała szczęka. A widoczne w lustrze otarcia na kości policzkowej, rozcięty łuk brwiowy i pęknięta warga tylko dopełniały tego uroczego obrazku nieszczęścia i rozpaczy. Łącznie z nosem, który zdawał się puchnąć, choć, na szczęście, najwyraźniej nie był złamany. Uniosłem rękę i ponownie przejechałem palcami po wszystkich tych obrażeniach, zaciskając usta w ponurym grymasie, by przekonać się czy obite kości nie zostały uszkodzone w bardziej dobitny sposób, wszystko jednak wskazywało na to, że nie miałem żadnego złamania. Tyle, kurwa, dobrego wyszło z tej sprawy. To i fakt, że udało mi się chujowi złamać klika palców. Nie mogłem mu darować, nie tego. Powinien się cieszyć, że cała sprawa skończyła się w tak łagodny dla niego sposób. Bo stojąc przed nim miałem ochotę go zabić. Przez chwilę stałem jeszcze przyswajając sobie skutki tej małej bijatyki, w końcu jednak westchnąłem, odkręciłem wodę i – starając się nie podrażnić obić jeszcze bardziej – obmyłem obolałą twarz. A następnie odsunąłem się od umywalki, rozejrzałem po łazience zastanawiając się czy czegoś jeszcze nie potrzebuję z łazienki, po czym wycofałem się z niej swoje kroki kierując do kuchni. Przymrużyłem oczy – w tym stanie popołudniowe światło mnie drażniło – przykucając przy zamrażarce; otworzyłem ją i sięgnąłem do pierwszej z brzegu szuflady przerzucając całą jej zawartość w poszukiwaniu czegoś przydatnego – lodu, wygodnego opakowania z zamrożoną żywnością, czegokolwiek co mógłbym przyłożyć do twarzy by zapobiec powstawaniu opuchlizny i złagodzić odrobinę ból. Potrzebowałem dobrej chwili by zlokalizować w końcu woreczek wypełniony po brzegi lodowymi kostkami, który niemal natychmiast wylądował przy moim prawym policzku, najbardziej poszkodowanej podczas bójki części ciała. Odetchnąłem cicho z ulgą, jeszcze przez chwilę nie ruszając się, pierdoląc to, że pracujące urządzenie ciągnie więcej prądu, gdy jest otwarte – tym bardziej bez powodu, w końcu jednak wyprostowałem się, kopnięciem zamykając drzwiczki. Teraz, kiedy wykonałem jedno proste zadanie, które postawiłem przed sobą od wejścia do domu ponownie poczułem nawracające emocje. Starałem się je zignorować, jednak nic nie dałem rady zrobić z powracającym wciąż zniechęceniem i rozgoryczeniem. Pierdolony chuj, musiał wszystko zjebać.
Ostatnio zmieniony przez Jack Caulfield dnia Czw Lis 20, 2014 9:47 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:40 pm | |
| Maj 2283
Trzy sygnały, po zauważeniu których powinna wycofać się na bezpieczną odległość i nie kontynuować tej znajomości w ten sposób, po raz kolejny były dziś widoczne jak na dłoni. Po pierwsze, powrót z pracy do domu nie był już zwykłą codziennością, bo towarzyszyło mu miłe uczucie podekscytowania na samą myśl, że ktoś tam jednak na nią czeka. Nie skłamałaby, gdyby przyznała, że wylewa w redakcji siódme poty, starając się przygotowywać jak najlepsze artykuły, a jednocześnie próbując jakkolwiek wpłynąć na cenzurę, która zaległa nad Capitol’s Voice z polecenia Almy Coin. Czy Lowell aż tak bardzo bał się pani prezydent? Wszyscy wiedzieli, że jest jej kanapowym pieskiem, a gdy przejął stanowisko Nicka, nikt już nawet nie wątpił w to, że Coin musi mieć na niego jakiegoś haka. Czy jednak nie miał w sobie ani grama dziennikarskiego zacięcia, skoro zgadzał się na takie traktowanie współpracowników i, co gorsza, czytelników? Rory nie była głucha i ślepa, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ludzie z Dzielnicy już zaczynają kręcić nosem na okrojoną wersję prawdy, którą karmił ich najpoczytniejszy magazyn Kapitolu. Jak długo jeszcze miała się ciągnąć ta cała farsa? Carter chciała uciekać od takiej atmosfery jak najdalej, ale dotychczas w domu nie czekało jej w sumie nic o wiele lepszego. Do czasu… od wprowadzenia się Jacka jej życie faktycznie obróciło się o kilkanaście stopni, obierając kurs, którego za dobrze nie znała, ale była gotowa go sprawdzić. Co tym razem przygotował Caulfield, czy znowu zjedzą coś pysznego, a może po raz kolejny to ona miała popisać się wątpliwą znajomością kulinarnych zwyczajów? Nikt nie wiedział, jak tym razem skończy się ich wspólny wieczór, ale gdyby ktoś miał się o to zakładać, lepiej założyć bezpieczną wersję, czyli niewinny flirt i jego nie-tak-niewinny finał. Cała w skowronkach przekroczyła próg mieszkania, nie od razu odnajdując wzrokiem swojego współlokatora. Na samym wejściu zrzuciła z nóg szpilki, które dawały jej dziś w kość, a następnie z łoskotem odstawiła torebkę na szafkę w korytarzu. - Kochanie, wróciłam! – ten żart nie miał jej się nigdy znudzić, więc gdy wypowiadała go już któryś raz z rzędu, tym razem wędrując do kuchni i próbując związać włosy w koński ogon, nie musiała nawet zastanawiać się, jak zareaguje Jack. Za to jej reakcja już chwilę później nie była chyba taka, jakiej on by oczekiwał. Rory zatrzymała się w pół kroku, gdy ujrzała wreszcie jego pokiereszowaną twarz i zbolało-wkurwioną minę. Na jej widok aż sama zaklęła pod nosem, ale doświadczenie w takich sprawach nie pozwoliło jej wrosnąć w ziemię jak słup soli. Natychmiast znalazła się obok niego, przyglądając z bliska każdej ranie na twarzy, której jednak nie odważyła się dotknąć. Sięgnęła za to po dłoń mężczyzny i wiedziała już, że nie był wcale tak bezbronny i na pewno odpłacił się pięknym za nadobne. W tym właśnie momencie pojawił się drugi z wspomnianych sygnałów: bardziej przejęła się tym, że Jack jest ranny niż faktem, że ktoś w ogóle postanowił tak go urządzić. Czyżby wpadł, został zdekonspirowany? Czy kryjówka była spalona, a Rory razem z nią? Nie interesowało jej to w tej chwili, jedyne o czym myślała, to przyniesienie ulgi mężczyźnie. - Chodź – pociągnęła go za sobą do salonu i bez słowa usadziła na kanapie, używając jedynie swojego wzroku i nieznoszącej sprzeciwu miny do wymuszenia na nim kolejnych działań. Gdy już usiadł, nie obejrzała się nawet tylko od razu powędrowała do łazienki, skąd wyciągnęła waciki i wodę utlenioną, a chwilę później wracała już do salonu. Lód był dobry, ale należało oczyścić rany. Rory wiedziała, że ostatnie, czego Jack teraz potrzebuje, to spojrzenie pełne współczucia lub litości, dlatego w milczeniu zabrała się do roboty. Czas na trzeci sygnał! Mogła przynieść mu wodę i waciki i postawić je na stoliku, a później jedynie obserwować, jak radzi sobie sam z własnymi ranami. Ale nie. Zamiast tego wybrała opcję full serwis i postanowiła zająć osobiście jego łukiem brwiowym, wargą i nosem. Zajęła miejsce na kanapie, tuż obok niego i spokojnie wykonywała swoją pracę, oczywiście na tyle, na ile on zdecydował się jej to umożliwić. - Mógł jeszcze chodzić, jak już z nim skończyłeś? – zapytała dla rozładowania atmosfery, ale wcale nie było jej do śmiechu. Oczywiście, że się o niego martwiła, nie chciała żeby stało mu się coś złego. Skoro nie zdecydował się wdać w szczegóły na samym początku, oznaczało to, że w tej chwili nic im nie groziło i potyczka miała zapewne charakter personalny. Być może później Rory o to zapyta, teraz jednak wolała skupić się na przemywaniu ran swojego dzielnego współlokatora. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:42 pm | |
| Czasami zastanawiałem się skąd, do kurwy nędzy, ona ich brała? Swoich kochanków, ludzi wartych mniej niż śmieci walące się po ulicach; facetów, których należało się jedynie pozbyć umożliwiając społeczeństwu zdrowsze funkcjonowanie. Byli wrzodami na dupie społeczeństwa, szczurami plączącymi się wśród najgorszych ścieków; aż dziw brał, że mimo swej nędzności utrzymywali się, przetrwali wśród tłumu. Jedynym zaś celem ich życia zdawało się być niszczenie, wszystkiego – rodzin, ich szczęścia, pielęgnowanych od lat wspomnień. Nie wiedziałem, którym z kolei fagasem mojej matki był ten konkretny. Jego twarz zacierała mi się we wspomnieniach wśród morza innych, które nie raz o niebo więcej zasłużyły na uwagę. Najpewniej należał do tych nielicznych, którzy nie odchodzili z hukiem, wyrzuceni przez matkę, bądź najczęściej przeze mnie, z połamanymi nosami i zdeptaną godnością. Nie, on był tym gorszym rodzajem szkodnika, który wycofywał się po cichu, niby nie zostawiając po sobie żadnych śladów, jednak po czasie atakując jeszcze silniej niż początkowo. Nawrót pierdolonej choroby. Powinienem wyczuć, że coś takiego się szykuje, wycofać się szybko, ignorując zupełnie fakt, iż mężczyzna zdawał się skory do rozmowy. To powinno wystarczyć bym zrobił się nieufny, bym odszedł nim wszystko zapędziło się zbyt daleko, jednak… przegrałem z narastającą ciekawością. Bo, w końcu, cóż takiego mogło spowodować, że gnój pokroju tego mężczyzny postanowił się do mnie odezwać? Jako pierwszy? Zapłaciłem za to cenę większą niż obita twarz, na skutek rozmowy bardziej ucierpiała moja duma i – co najważniejsze – wspomnienie, którego kiedyś uczepiłem się uporczywie, licząc na to, że pomoże mi ono przetrwać najgorszy okres. Nie byłem do końca pewien co przeważyło, sprawiając, że straciłem nad sobą panowanie. To, że nazwał moją matkę kłamliwą suką, choć taki skurwiel jak on nie miał najdrobniejszego nawet prawa by w ten sposób się o niej wypowiadać, czy może fakt, iż w drobnej mierze miał rację. To, że uświadomił mnie ile lat żyłem naiwnie wierząc w pierdolone kłamstwo. Jakbym nie wiedział do czego ta kobieta jest zdolna. A teraz, każdy z sińców na mojej twarzy był niezaprzeczalnym potwierdzeniem na to jak wielkim idiotą byłem. I w sumie nadal jestem. Zatracenie się w swoich uczuciach i zgorzkniałych myślach było kolejnym dowodem na moją głupotę, bo w ten oto sposób zapomniałem o upływającym czasie i nieuchronnie zbliżającym się powrotem Rory. Zupełnie na to nieprzygotowany drgnąłem zaskoczony słysząc jej głos i huk odstawianej torebki (plecaka?) odwracając spojrzenie w stronę pokoju, nerwowo oczekując na jej pojawienie się. Jakbym obawiał się słów krytyki z ust kobiety tak samo, jak małe dzieci obawiają się nagany za swój błąd. Kurwa, powinienem się wziąć w garść. To nie był jej jebany interes, ja nie miałem nawet najmniejszego powodu by spinać się patrząc na pojawiającą się współlokatorkę, byłem tego w pełni świadomy. Jednak nic nie poradziłem na to, iż trwałem bez ruchu obserwując zmianę jej mimiki i to jak zamiera, klnąc cicho, by następnie szybko zbliżyć się do mnie. Bez najmniejszego słowa protestu poddałem się jej oględzinom, patrząc przy tym tempo w przestrzeń, zaciskając usta w wąską kreskę. Nie odezwałem się też wtedy, gdy poprowadziła mnie do salonu, bez oporu zajmując wskazane miejsce i spokojnie czekając na jej powrót. W myślach wciąż na nowo odtwarzając słowa pierdolonego chuja, który, jak mam nadzieję, z trudem próbował się teraz wylizać z sytuacji. Złamane palce, obita twarz, obtłuczone kolano. Miałem nadzieję, że skurwiel cierpiał. Skrzywiłem się nieznacznie, gdy kobita w końcu wróciła, a trzymany przez nią wacik dotknął mojej twarzy. Milczałem przy tym jednak nadal, uparcie wpatrując się w ścianę, jakikolwiek dźwięk wydając z siebie dopiero, gdy dotknęła najbardziej obolałej prawej kości policzkowej, nie pozwoliłem sobie jednak by syk trwał zbyt długo, okazywanie słabości nie było tym na co miałem ochotę. Słysząc pytanie kobiety w końcu spojrzałem na nią, chwilę jeszcze kalkulując w głowie odpowiedź. Czy mógł chodzić? Tak, chyba tak. Ale inną kwestią było, że niezbyt dobrze. - Ledwo – mruknąłem, ponownie przenosząc wzrok na ścianę. Mój głos zabrzmiał bardziej zgorzkniale niż każda z moich myśli, mimo iż było to tylko jedno słowo. Zacisnąłem usta, po czym zakląłem w myślach, starając się odzyskać panowanie nad sobą. Choć w niewielkim stopniu, byleby tylko zdobyć się na ironiczny uśmiech, zbyć Rory znanym nam od dawna gestem. To co jednak pojawiło się na mojej twarzy w najlepszym wypadku można by było nazwać grymasem zniechęcenia. Kurwa mać. - Zasłużył – wyjaśniłem jeszcze. Nie chciałem by Rory wiązała z moją bójką jakieś niepotrzebne obawy. Czy też by obwiniała mnie o nierozsądne zachowanie, choć to, zdawałby się mogło, powinno być mi obojętne. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:44 pm | |
| Nawet żyjąc z kimś tak blisko, jak to obecnie działo się z Jackiem, Rory nie odkrywała od razu kart swojej przeszłości, udzielając tylko tyle informacji, by zaspokoić podstawową ciekawość. Sama też nie wymagała, by ktoś opowiadał jej historię swojego życia, ale nie ukrywała, że lubiła znać takie szczegóły, więc śmiało można by ją w tym względzie nazwać hipokrytką. Nie wymienili się opowiastkami, spędzając noce zgoła inaczej, niż na długich rozmowach o sensie życia i tym, co przywiodło ich akurat do tego momentu, w którym aktualnie się znajdowali. Żadne z nich tego nie potrzebowało, tak było wygodniej i właściwie lepiej, choć kto wie, czy na dłuższą metę taki sam układ nie byłby dla nich zadrą w oku. Gdyby jednak opowiedzieli sobie swoje historie na pewno zauważyliby, że to nie styl życia dzielił ich na najbardziej, a konflikty na linii Trzynastka – Kapitol były tylko klasycznym schematem. To sytuacja rodzinna różniła ich najbardziej. Choć w obu przypadkach na horyzoncie nie widać było ojców, relacje z matkami były dosłownie jak ogień i woda. Ophelia Carter miała jedną miłość swojego życia, a była nią jej własna córka Rory. Nawet gdy zdecydowała się związać z kimś po raz drugi, zadbała o to, by jej partner został zaakceptowany, inaczej nigdy nie zgodziłaby się na taką relację. Rory miała więc tylko jednego pseudo ojczyma, który na dodatek szybko stał się jej dobrym przyjacielem, autorytetem i nauczycielem. Czuła się bezpiecznie w jego towarzystwie, podziwiała relacje jego i swojej mamy, swoje nastoletnie marzenia budując właśnie na takim wzorze rodziny i miłości, jaki prezentowali. Choć była już wtedy dorosła, bardzo przeżyła ich śmierć, naiwnie poprzysięgła doprowadzenie do sprawiedliwości i od tego czasu pielęgnowała w sobie tę małą zemstę. Nie była to wstydliwa historia, ale po prostu nie lubiła jej opowiadać. Znały ją osoby, które przewinęły się przez Trzynastkę, ale znajomi i przyjaciele z Kapitolu pozostawali w niewiedzy. Jasne, ktoś tam kiedyś zasłużył na opowieść o przeszłości, ale zabrał ją przy okazji do grobu, ginąc na moście nad Moon River. Rudowłosa nie wierzyła w żadne fatum, jednak bezpieczniej było już po prostu milczeć, tak na wszelki wypadek. Nie wtajemniczyła Jacka dlatego, bo nie spodziewała się, że przyjdzie im mieszkać ze sobą na tyle długo, by nawiązała się między nimi jakakolwiek przyjacielska nić. Nie zakładała też opowiedzenia mu wszystkiego w przyszłości, dlatego nie mogli teraz wymienić się spostrzeżeniami i uwagami na temat matek i mężczyzn w ich życiach. Carter chyba nawet nie czułaby się swobodnie w takiej rozmowie. Dalej odgrywała więc pielęgniarkę w najlepsze, ostrożnie przemywając wacikami twarz mężczyzny, nie reagując na jego wzdrygnięcia i grymasy. Oczywiście, że było jej go żal, ale nie mogła tego okazać, mając na uwadze jego męską dumę, którą przecież udowodnił i która doprowadziła go do stanu, w jakim obecnie się znajdował. Nawet na nią nie patrzył, zawieszając wzrok gdzieś na ścianie i stosując swoje sztuczki mające wmówić jej, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. A nie było. Próbując mieć lepszy widok na ten nieszczęsny, prawy policzek, Rory nie zawahała się przed wygodnym usadowieniem się okrakiem na kolanach mężczyzny. Odsunęła torebkę z lodem od jego twarzy i kontynuowała przemywanie, pragnąc skończyć jak najszybciej, by Jack nie musiał dłużej zgrywać twardziela. - Nie wątpię – odpowiedziała na jego wyjaśnienia, bez śladu przygany w głosie. Skoro już dowiedziała się, że sprawa była personalna i najprawdopodobniej w najmniejszym stopniu nie dotyczyła jego zamieszkania w jej domu, mogłaby odetchnąć spokojnie, jednak od tego wciąż była daleka. W mieście był ktoś, kto podpadł Calufieldowi i choćby bardzo chciała, nie potrafiła przewidzieć, czy dzisiejszy pojedynek był ostatnim, czy może dopiero otwierał serię kolejnych. Znała siebie i wiedziała, że na miejscu mężczyzny nie odpuściłaby tak łatwo, ale w tym momencie trudno jej było odgadnąć, jakie są plany Jacka. Ostatni zużyty wacik wylądował na stole, ale Rory ani myślała się odsuwać. Chciała, by Jack wreszcie na nią spojrzał i dowiedział się, że absolutnie go w tym momencie nie ocenia, a jedynie troszczy się o jego samopoczucie. Buźka szybko powinna dojść do siebie, ale paskudny humor mógł potrwać jeszcze trochę. Niewiele myśląc, powędrowała za radą własnej matki, którą usłyszała jeszcze jako mała dziewczynka. Pocałuj, a nie będzie bolało. Nachyliła się więc nieco do przodu i delikatnie cmoknęła w obolały i kiepsko wyglądający prawy policzek, a następnie w miejsce na czole, tuż nad łukiem brwiowym. Wargi wolała sobie darować, w końcu nie miała na myśli nic innego, poza próbą rozluźnienia atmosfery bez prowokowania jakichkolwiek… zachowań, tak to nazwijmy. - Skończone – oznajmiła z opóźnieniem, wciąż nie schodząc z jego kolan, próbując wybadać, czego tak naprawdę Jack może teraz potrzebować najbardziej. Była kiepską pocieszycielką, ale nie chciała przecież słuchać wyjaśnień, a jedynie podpowiedzi odnośnie tego, co mogłaby zrobić, żeby poczuł się lepiej. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:44 pm | |
| Milczenie było najłatwiejsze. Nie musiałem się tłumaczyć, nie musiałem ciągnąć na siłę rozmowy, choć nie miałem na nią ochoty, nie musiałem udawać, że wcale mój głos nie drży od wciąż tłoczącej się we mnie niechęci, wściekłości. Że każde słowo nie ocieka rozgoryczeniem i pierdolonym smutkiem, na który nic nie mogłem na razie poradzić. Choć usilnie starałem się wyprzeć go z umysłu, wmówić sobie, iż kłamstwo matki (zresztą jedno z wielu) mnie obeszło, nie mogłem nic poradzić na to, że złamane wspomnienia były dla mnie niczym drzazga w oku, której za chuja nie potrafiłem wyciągnąć. Jego odłamki obijały się po moim umyśle, raniąc za każdym razem, gdy tylko sięgałem w ich kierunku. To było wkurwiające, to nie pasowało do mnie, doprowadzało mnie do szału, gdy przekonywałem się, że nie potrafię zapomnieć. Tak jakby reszta całe życie nie było wystarczająco popierdolone. Nie kurwa, musiałem jeszcze masochistycznie je komplikować skupiając się na takich sytuacjach. A przecież mogłem uniknąć. Rozbicia rzeczywistości, obitej twarzy, wystarczyłoby bym odszedł we właściwym momencie, nie wdał się w czczą dyskusję, trzymany w miejscu przez dumę. Nie chciałem wyjść na tchórza, oddalać się od tego skurwiela kładąc uszy po sobie, kiedy zaczął rzucać niewybredne uwagi na temat naszej przeszłości. Moje przeszłości. Tego co działo się z moją matką. Musiałem zostać, musiałem odpowiedzieć, musiałem dać mu jebaną satysfakcję i pozwolić na to by widział mnie wyprowadzonego z równowagi. Jednym zdaniem. Zlepkiem pierdolonych słów. Zacisnąłem zęby jeszcze silniej nie przejmując się bólem w obtłuczonej szczęce, przynajmniej, kiedy on się pojawiał miałem coś innego na czym mogłem skupić swoją uwagę. Pulsowanie nosa i lekkie zawroty głowy też były tym co pozwalało mi uwolnić myśli, po części więc byłem zadowolony z mojego stanu. Wiedziałem jednak, że ucieczka ta nie będzie trwała długo, wystarczyło bym nałożył maść na obicia i następnego dnia wszystkie obrażenia miałby zniknąć. Nie byłem pewien czy jestem z tego zadowolony. Unikałem patrzenia na Rory, wzrok z uporem wbijałem w ścianę, w oparcie kanapy, w każde możliwe miejsce byleby tylko nie być zmuszonym do obserwowania jej twarzy. Nie byłem do końca pewien dlaczego to robiłem, kurwa, czyżbym obawiał się jej reakcji na moje czyny? A może tego, że gdy nasze spojrzenia się spotkają kobieta dostrzeże wyraźnie to co teraz siedziało w mojej głowie, cały ten pojebany burdel, który targał mną od środka? Cokolwiek by to nie było, przestało mieć znaczenie, w chwili gdy poczułem jej ciężar na swoich kolanach, bo czemu miałem przejmować się powodem, skoro i tak teraz nie mogłem już unikać kontaktu wzrokowego? A przynajmniej nie do tego stopnia w jakim bym chciał? Uśmiechnąłem się do niej krzywo, bez nawet cienia radości, gdy ponownie zajęła się moim policzkiem, nadal milcząc. Starając się jedynie by moje spojrzenie nie zdradzało niczego poza chłodną obojętnością, gdy tak wodziłem wzrokiem po jej twarzy, nadal unikając patrzenia jej prosto w oczy. Milczałem nawet wtedy, gdy skończyła już pracę. I, kiedy pocałowała mnie w najbardziej poszkodowane części twarzy, tak jakbym był małym dzieckiem. W końcu to im mówiło się, że pocałunek zabiera ze sobą ból. Oddychałem spokojnie wsłuchując się w ciszę między nami, po raz pierwszy od dawna tak dobitną i ciężką, przynajmniej dla mnie. A potem jedno słowo zniszczyło efekt, a ja nie mogłem powstrzymać westchnienia, skwitowanego jeszcze wewnętrznym przekleństwem, gdy ponownie opuściłem wzrok, tym razem odszukując nim jej dłoni, luźno leżącej na jej udzie, tej, która jeszcze chwilę temu dzierżyła wacik. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio ktoś przejął się moim stanem do tego stopnia by mi tak pomagać, większość przywykła do moich ciągłych bójek i najzwyczajniej w świecie zostawiała mnie w spokoju, pozwalając bym lizał rany w samotności. Przez to wszystko co zrobiła kobieta wydawało się zaskakująco... miłe. Kierowany bardziej impulsem niż logicznym działaniem sięgnąłem po dłoń kobiety, jednak nie ująłem jej, zamiast tego rozchyliłem jej palce i zacząłem się nimi bawić, w tym małym geście szukając uspokojenia. - Dziękuję – mruknąłem, w końcu podnosząc wzrok i patrząc jej prosto w oczy. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:45 pm | |
| Milczenie było łatwiejsze, ale Rory nie znała jeszcze przypadku, w którym pomogłoby ono rozwiązać jakikolwiek problem. Zamiatanie takowych pod dywan zawsze kończyło się widowiskowym potknięciem i bolesnym upadkiem, więc postanowiła być dobrą namiastką przyjaciółki i zadbać o to, by Jackowi nie przydarzyło się nic z tych rzeczy. Nie chciała siłą naciągać go na zwierzenia i truć nad uchem o oczyszczających właściwościach szczerej rozmowy. Wywalenie wszystkich żalów raz na jakiś czas naprawdę pomagało, sama była tego najlepszym przykładem, ale znała Caulfielda na tyle, by nawet nie próbować mierzyć go w tej kwestii swoją miarą. Jeśli chciał pomilczeć – dobrze. Jeśli zmieni zdanie – jeszcze lepiej. W obu przypadkach Rory była na miejscu, gotowa go wysłuchać lub dołożyć swoją cegiełkę do ogarniającej ich ciszy. Taki moment, jak ten, powinien jasno i wyraźnie uzmysłowić jej, że już dawno przestała postrzegać mężczyznę tylko i wyłącznie jako współlokatora i partnera do łóżka (pod prysznic). Przywiązywanie się do ludzi zawsze oznaczało kłopoty, zwłaszcza dla rudowłosej, która już nie raz oberwała za to po tyłku od losu. Nie mogła sobie pozwolić na kolejną osobę, na której zaczęłoby jej zależeć, bo z każdym człowiekiem na tej, nie takiej wcale krótkiej, liście, odsłaniała się coraz bardziej i stawała coraz słabsza. Rebelia już się skończyła, ale rebelia trwała w najlepsze. Przynależność do Kolczatki, działalność w ruchu oporu narażała ją na niebezpieczeństwo, ale niczego nie bała się bardziej od straty ludzi, których kochała (platonicznie, oczywiście). Mogłaby teraz przeprowadzić mały wykład, mogła spróbować podejść Jacka i jakąś boczną drogą wydobyć od niego informacje, które chciała poznać. Była przekonana, że ulży mu wtedy wreszcie, ale jednocześnie nie chciała zmuszać go do porzucania postawy, z którą czuł się bezpiecznie i swobodnie. Wykraczanie poza własną strefę komfortu nie kończyło się dla niektórych najlepiej. Jego podziękowanie było sygnałem, że jej tok rozumowania szedł dobrym torem. Oczywiście, że nie miał na myśli wyłącznie pomocy przy pokiereszowanej twarzy, Rory była tego absolutnie pewna i właściwie nie musiała się nad tym specjalnie zastanawiać. Jej palce dołączyły do zabawy, jednak ona także nie zamierzała ujmować jego dłoni w przesadnie romantycznym geście, to byłby bardzo tani chwyt, zamiast tego zaczęła wyznaczać niewidzialne zygzaki w okolicach jego nadgarstka. Dobrze, że zdecydował się odezwać, bardzo ułatwiło jej to podjęcie decyzji w sprawie swoich następnych czynów. Przez chwilę patrzyła mu w oczy i uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, ale już zaraz pochyliła się jeszcze bardziej, przylegając do jego klatki piersiowej. Zsunęła się z jego ud bardziej na kolana, wcisnęła ręce pomiędzy oparcie kanapy a plecy Jacka i złączyła dłonie, umiejscawiając głowę w okolicy obojczyka mężczyzny , po czym sprezentowała mu jeden ze swoich misiowych uścisków – początkowo trochę niepewny, stopniowo coraz silniejszy. Nie zamierzała odpuścić nawet, gdyby zamierzał wyrwać się z jej objęć, choć oczywiście miała wielką nadzieję, że tak się nie stanie, bo to postawiłoby ją w raczej niezręcznej sytuacji. Nic tak nie robiło dobrze na smutki, jak pocałunek i mocny uścisk, prawda? Gdyby go nie odwzajemnił, nic by się przecież nie stało, świat by się nie zawalił, ale musiała po raz kolejny dać znać, że naprawdę się troszczy. - Jeśli chcesz o tym pogadać to wiesz, do kogo się zwrócić – oznajmiła, ale zaraz po tym wydało jej się nagle, że to wszystko zabrzmiało jakoś zbyt oficjalnie, dlatego szybko sięgnęła po posiłki w postaci niewinnego żarciku – A jeśli nie, to jest jeszcze parę innych rzeczy, które można robić w takiej pozycji. Nie mógł zobaczyć, jak uśmiecha się pod nosem, a Rory była z tego powodu bardzo rada, bo przecież mógł to wszystko opacznie zrozumieć. Nie śmiała się z jego niedoli ani wewnętrznej walki, którą zapewne teraz toczył, była po prostu szczęśliwa, że nie stawiał do tej pory żadnego oporu i dał sobie pomóc. A to był zdecydowany progres w ich relacji. - Nad łukiem brwiowym zostanie ci blizna, ale opuchlizna przy wardze zejdzie już niebawem. Dla równowagi połamię ci teraz wszystkie żebra, okej? – zagaiła, wtulając się niego nieco mocniej. Tryb gaduły skutecznie uniemożliwiał zapadnięcie względnej ciszy, ale rudowłosa miała nadzieję, że Jack nie będzie miał jej tego za złe. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:46 pm | |
| Powinienem się wycofać, już w chwili, gdy Rory postanowiła oczyścić moje otarcia, a może nawet wcześniej, mogłem nie dać jej poprowadzić się z powrotem do salonu, usadzić na kanapie. Nie dać się odsłonić. Bo tak to, do kurwy nędzy, dla mnie wyglądało. Nie ważne jak bym się nie starał nie mogłem nic poradzić na to, że pewne oznaki słabości zaczęły się przebijać przez moją zaporę. A ten fakt wkurwił mnie niezmiernie, na chwilę zalał mój umysł falą wściekłości, jednak absolutnie nie na kobietę, a na samego siebie. Już dawno nauczyłem się jak radzić sobie na własną rękę, dlaczego więc znowu miałem być zależy – nawet w tak niewielkim stopniu – od kogoś innego? Dlaczego, do kurwy nędzy, miałem pozwalać by ktoś sterował mną. ...troszczył się o mnie. Odetchnąłem głęboko, spychając nadmiary dumy na skraj umysłu równie szybko jak się ona pojawiła. Nie mogłem być przecież idiotą, który po podziękowaniach odepchnie od siebie pomocną dłoń, zachowa się jak skończony chuj; nie ważne, że to było w moim zwyczaju. Rory nie zasłużyła sobie teraz na takie zachowanie, na chamstwo, do którego lubiłem się uciekać, gdy czułem się nieswojo. Dlatego zniosłem to, patrzyłem jej przez chwilę w oczy, wiedząc, że zna mnie już na tyle dobrze by zrozumieć co oznacza ten chwilowy gniew. A przynajmniej na to liczyłem, jeden jedyny raz miałem nadzieję, że komuś, że jej udało się rozgryźć mnie na tyle by wiedzieć, że krótki przebłysk emocji nie jest skierowany w jej stronę. Skomplikowane interakcje międzyludzkie nie były nigdy moją najmocniejszą stroną, w zasadzie, nie odnajdowałem się w tych wymagających bliższego kontaktu, zawsze ich unikałem, od pieprzonych szczenięcych lat. I o ile potrafiłem jeszcze poradzić sobie z zabawą palcami kobiety, jej kreśleniem zygzaków na moim nadgarstku, o tyle to jak przytuliła się do mnie, tak po prostu, sprawiło, że zesztywniałem cały, ponownie zaciskając zęby. Nie przywykłem do tego, nie w takim kontekście, nie wtedy, gdy takie zbliżenie nie oznaczało dążeń do bardziej konkretnych działań, nie, gdy nie towarzyszyło temu wpijanie paznokci w ciało i gwałtowne pocałunki. Jedyną osobą w moim życiu, która kiedykolwiek próbowała mnie przyzwyczaić do takiej formy bliskości była Lo, a i w jej wypadku nie wydawało mi się to najłatwiejsze, mimo tak długiego stażu znajomości. Potrzebowałem dłuższej chwili by w końcu się rozluźnić, dlatego też pierwsze uwagi Rory skwitowałem jedynie nerwowym uśmiechem, dopiero gdy wtuliła się we mnie mocniej odetchnąłem głębiej, wyrwany z transu lekkim bólem w uciskanych żebrach i kolejnymi słowami kobiety. Odchrząknąłem, po czym uniosłem dłoń i w trochę niepewnym geście sam objąłem ją w pasie, drugą dłoń przenosząc na jej włosy, zanurzając w nie palce by położyć je na karku. Nie byłem do końca pewien co robić dalej. Czułem się nieswojo z Rory na kolanach, czując jej ciepły oddech nawet przez materiał T-shirtu. Siedziałem w ciszy, obejmując ją, w myślach szukając jakiegoś rozwiązania. No bo, do kurwy nędzy, jak miałem się zachować? Zwierzyć jej się z pieprzonej przeszłości? Opowiedzieć o tym jak kurewsko bolały złamane wspomnienia? A może po prostu zacząć płakać jak jakiś pierwszy lepszy ciota? Na samą myśl o tej ostatniej opcji wzdrygnąłem się lekko, krzywiąc wargi z obrzydzenia. To nie był mój styl, nie mój sposób na radzenie sobie z problemami. Powinienem gdzieś wyjść, rozwalić coś lub schlać się i zapomnieć, to byłoby najłatwiejsze, nie zaś pozwalać sobie na powstanie jakiś niezręcznych sytuacji. Powinienem odsunąć Rory od siebie, dla świętego spokoju, a następnie wrócić do starych utartych schematów. Ale, z drugiej strony, byłem zbyt wdzięczny dziewczynie za to co robi, paradoksalnie i wbrew wszystkiemu, więc w końcu zakląłem ponownie w duchu i opuściłem twarz, na chwilę wtulając ją w włosy towarzyszki, wdychając zapach jej szamponu. - Dlaczego to robisz, Rory? - spytałem po chwili, nie cofając jednak głowy. Nie było w tym niczego złośliwego, pytanie było raczej szczere. Nie mogłem nie zauważyć, że troszczy się o mnie, jednak... byłem ciekaw czemu. Czemu stara się aż tak, skoro byłem po prostu wrednym chujem, który tak często doprowadzał ją do szału. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:48 pm | |
| Wiedziała, że jego wcześniejsza złość nie była skierowana w jej kierunku, dlatego nie roztrząsała jej specjalnie. Jeśli zechce, opowie jej o wszystkim. Jeśli nie, rudowłosa jakoś to przeżyje. Nie chciała nim sterować, nie chciała mu niczego narzucać ani sprawiać, by czuł się niezręcznie i nieswojo. Gdyby Rory dokładnie wiedziała, przez co w tej chwili przechodzi Jack, bardzo możliwe, że zaniechałaby swoich starań, ale teraz… po prostu nie mogła odpuścić. Chciała, by poczuł się lepiej, chciała przynieść mu ulgę, bo czy nie tak powinien postępować każdy dobry człowiek? Postrzegała siebie w tych kategoriach, była pieprzoną altruistką, już zwłaszcza w tym momencie, ale nie żałowała tego. A już na pewno nie w chwili, gdy Jack wreszcie rozluźnił się i objął ją w pasie, a jego dłoń wplotła się w jej włosy i spoczęła na karku. Satysfakcjonujący uśmiech zatańczył na jej ustach i poluzowała lekko swój uścisk, będąc pewna, że mężczyzna już nie spróbuje się z niego uwolnić. Nie czuła się niezręcznie i nie widziała już powodu, dla którego on także mógłby się tak czuć. Przytulenie się do kogoś było przecież zwykłą, przyjacielską próbą poprawienia samopoczucia. Rory nie robiła tego od dawna, ale z doświadczenia wiedziała, że to po prostu pomaga. I nawet teraz pomagało jej samej, gdy uspokajała oddech i zrównywała go z oddechem Jacka. W miarę możliwości, zaczęła przebierać palcami po plecach mężczyzny, zupełnie instynktownie i nieprzemyślanie, ot, kolejny odruch. Mogłaby tak trwać w tej pozycji do wieczora, wbrew pozorom było jej naprawdę wygodnie. Czułą bicie jego serca (choć nie wsłuchiwała się w nie przesadnie, takie rzeczy były odpowiednie dla heroin romansideł) i ten specyficzny, męski zapach, którym zdążyła już przesiąknąć kanapa i niektóre ubrania Rory. No dobra, głównie bielizna, w której spała tuż obok niego, od czasu do czasu. Dlaczego to robisz, Rory? Nie wiedziała, czy to był jego głos, czy może jej sumienie, które jak zwykle odzywało się w najmniej pożądanym momencie. Nie podniosła głowy tylko dlatego, że na jego czubku wyczuła jego brodę i nie chciała przypadkiem urazić którejś części jego obitej twarzy. Korzystając z komfortu jakim było ukrycie własnej miny przed twarzą Caulfielda, zarumieniła się delikatnie, w myślach dziękując za piegi, które mogłyby choć częściowo ukryć jej zmieszanie. Nie wiem? Bo jesteś moim przyjacielem? Bo mi na Tobie zależy? Bo nigdy nie widziałam Cię w takim stanie i spanikowałam, bo nie wiem, co tak naprawdę powinnam zrobić, skoro nie jesteśmy dla siebie nikim więcej? Każda z tych odpowiedzi byłaby prawdziwa, ale żadna nie przeszłaby jej przez usta. Zamiast tego, dopiero po dłuższej chwili Rory zdecydowała się przemówić niemalże prosto do jego klatki piersiowej, mając jednak pewność, że Jack ją usłyszy i zrozumie: - Wykorzystuję twoją chwilową słabość, żeby móc się wreszcie porządnie przytulić – potarła nosem o jego obojczyk, w kolejnym nieprzemyślanym do końca geście. Domyśliła się, że w pewnym momencie cierpliwość mężczyzny do jej żartów może się wyczerpać, dlatego po chwili odchrząknęła cicho i już poważniejszym tonem odpowiedziała: - Marna ze mnie pocieszycielka, ale chciałam się wreszcie do czegoś przydać – nie tylko wieczorem, w nocy, na kanapie, pod prysznicem, na balkonie czy kuchennym blacie – I absolutnie nie wyobrażam sobie niczego, żeby była jasność. Pomyślałam po prostu, że to właściwa rzecz do zrobienia. Wzruszyła lekko ramionami i ostrożnie wysunęła głowę spod jego brody, by w następnym momencie spojrzeć Jackowi prosto w oczy i wyrazić nieme pytanie. Jedno słowo wystarczyło w tej chwili, by zsunęła się z jego kolan i zajęła sprzątnięciem bałaganu po zabawie w pielęgniarkę. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:48 pm | |
| To wszystko było... inne, wręcz obce. To w jaki sposób Rory się do mnie przytulała, jak wodziła palcami po moich plecach, ogłupiało mnie w pewnym stopniu, w jakiś pierdolony sposób odsuwało się od racjonalnego podejścia, które sobie do tej pory wykształciłem. Nie przywykłem do tego rodzaju delikatności, wręcz czułości, która zaczęła się pojawiać bez mojej kontroli; może gdybym panował nad tym od początku, gdyby cokolwiek z tych rzeczy wyszło z mojej inicjatywy łatwiej byłoby mi się odnaleźć w ty wszystkim, a moje gesty nie byłyby tak niepewne jak wtedy gdy nieporadnie zacząłem gładzić kark kobiety opuszkami palców. Krótko, bo już po chwili przymknąłem oczy i ponownie odetchnąłem głębiej nakazując sobie rozluźnienie się już do końca. Kurwa, tak czy siak nie miałem jak przed tym uciec, dlaczego miałem więc utrudniać to jeszcze sobie i Rory? Oddychałem powoli starając się odepchnąć od siebie wszelkie myśli, wyrzucić z pamięci bójkę i słowa, które przed nią padły, uspokoić się na tyle by całość wreszcie przestała być dla mnie krępująca. Nie mogłem w końcu zachowywać się cały czas jak skończony idiota, tchórzliwy dzieciak, który ucieka od ludzi, bo oferują mu coś nowego. To, że nie przywykłem do przytulania nie oznaczało, iż od razu musiałem się cały spinać, jakbym nie wystarczająco okazał już dzisiaj słabości. Żaden z grymasów, żadne wzdrygnięcie nie powinno być możliwe do zauważenia przez publikę, nawet jeśli odbiorcą miała być jedynie siedząca na moich kolanach kobieta. Walcząc z odruchem, który kazał mi jak najszybciej ukrócić tę sytuację uścisnąłem ją trochę mocniej, w pełni oddychając już jej zapachem, tym do którego zdążyłem już przywyknąć, który kojarzył mi się zaskakująco dobrze. Dłonią na jej pasie nieznacznie podważyłem materiał jej bluzki, palcami dotykając ciepłej skóry, jednak nie mając przy tym na celu prowokowania jej. Do czegokolwiek. Szukałem pewnych punktów zaczepnych, bodźców, które pozwolą mi zapanować na sobą i nad tym wszystkim. Przyzwyczaić się. W zasadzie nie spodziewałem się odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. To fakt, byłem ciekaw jej intencji, jednak... nie uważałem by dziewczyna była zmuszona do wyjaśniania mi czegokolwiek. I tak robiła już więcej niż mógłbym po niej kiedykolwiek oczekiwać, dlaczego więc miałaby spełniać jeszcze jakieś moje kaprysy, tłumaczyć swoje zachowania? Dlatego słysząc jej głos zmarszczyłem brwi zaskoczony, uśmiechając się nawet niemrawo w odpowiedzi. To co robiła Rory było dla mnie wręcz niepojęte. Kurwa, przecież nie miała mieć z tego żadnych jebanych korzyści, nie musiała siedzieć teraz ze mną i dbać o moje samopoczucie. A jednak. Obserwowałem ją uważnie, gdy ostrożnie odsuwała się od mojego torsu, uśmiechając się do niej krzywo, gdy przyglądała mi się pytająco. Właściwie, mimo tego całego pierdolonego dyskomfortu, wcale nie chciałem by kobieta się ode mnie odsuwała. Choć wolałbym tego nie przyznawać, jej towarzystwo, a raczej jej bliskość, pozwalały mi okiełznać te pierdolone myśli, odsunąć od siebie ostre skrawki rozbitych wspomnień. Z każdą chwilą szło mi to coraz lepiej, rozgoryczenie co prawda nie znikało, ale stawało się znośne, a umysł nie szalał już próbując na siłę wyszukać jakiś wyjaśnień do słów tamtego skurwiela. Nie chcąc przed nią okazywać słabości po części zostałem zmuszony do zapanowania nad sobą, a to wychodziło mi, a w sumie nam obojgu, na dobre. Nie chciałem rozpierdolić niczego w mieszkaniu. Westchnąłem cicho, po czym wyplątałem dłoń z jej włosów, przesuwając ją z jej karku na policzek, a następnie jej usta, przejeżdżając palcami po jej wargach, opuszczając je na jej podbródek, aż w końcu zupełnie ją cofając. Gest nie do końca przemyślany, nie byłem nawet pewien czego oczekiwałem w zamian, o ile w ogóle czegoś. Chciałem po prostu zapomnieć o tym pierdolonym incydencie, a skoro już cokolwiek mi się udawało, czemu miałem nie pozwolić temu trwać? Kurwa, przecież nie robiłem niczego złego, a nawet jeśli tak, egoistycznie miałem to w dupie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:49 pm | |
| Gdyby miała obstawiać, co mogło powodować taką, a nie inną reakcję na jej uścisk, zapewne wskazałaby jakieś negatywne doświadczenia z przeszłości lub właśnie czucie się nieswojo z powodu braku kontroli nad sytuacją. To drugie było całkiem zrozumiałe, każdy, kto wychodził ze swojej strefy komfortu, nie mógł się tak nagle przyzwyczaić do nowego odczucia i musiało minąć kilka dłuższych chwil, by to wszystko przestało być tak stresujące. A jeśli jednak to jakaś trauma ze wcześniejszych lat spowodowała, że wszelkie czułości były mu obce… cóż, Rory spodziewała się tego i dopełniało jej to obraz Jacka, który zdążył jej się wyklarować od momentu jego wprowadzenia się. Musiałaby być głupia, gdyby nigdy nie zastanawiała się nad jego przeszłością, nad doświadczeniami, które ukształtowały go w taki, a nie inny sposób. Jednocześnie nie była tak beznadziejnie nietaktowna i wścibska, by zaraz się o wszystko dopytywać. Sama nie chciałaby, żeby ktoś wałkował jej historię przy niej, nawet gdyby miał to robić w myślach. Nie mogłaby się wtedy pozbyć wrażenia, że jest osądzana, a tego nie znosiła najbardziej. Ale czyż nie każdy potrzebował przytulenia się od czasu do czasu? Poczucie komfortu, radości, ucieczka od wszystkich stresów – oto co był w stanie zdziałać uścisk od właściwej osoby. Rudowłosa nie miała wielkiego doświadczenia na tym polu, a już na pewno nie z mężczyznami, ale w tej sytuacji wszystko przychodziło jej naturalnie. Nie chciała niczego dla siebie, nie była samolubna i może dlatego nie wyszło jej to wcale tak tragicznie. Czuła, że Jack jest coraz bardziej rozluźniony, jednak mimo wszystko wciąż pomagał sobie drobnymi gestami i nie miała nic przeciwko temu. Czym było wsunięcie palców pod jej koszulkę, jeśli nie powodem do przebiegnięcia przyjemnego dreszczu po piegowatych plecach? Nie odbierała tego jako próby zaczepki czy dążenia do czegokolwiek. Choć ich wzajemna relacja była zazwyczaj dość ognista i bezpruderyjna, tym razem sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej i oboje o tym wiedzieli. Czy inaczej znaczyło gorzej? O tym też mieli się przekonać. Tak jak Jack nie spodziewał się odpowiedzi na pytanie, tak Rory nie oczekiwała żadnego komentarza z jego strony, ale milczenie wcale jej nie przeszkadzało. Jasne, obawiała się, czy aby nie została opacznie zrozumiana, a Caulfield nie pomyślał sobie czegoś, czego absolutnie nie powinien, ale już po chwili z jego oczu i miny odczytała, że nie ma się o co martwić. Zrozumiał. Tym bardziej zaskoczył ją jego gest, gdy palce powędrowały od karku, przez policzek i usta, aż do podbródka. Przez cały ten czas rudowłosa starała się utrzymać kontakt wzrokowy i nie wyjść na speszoną panienkę, ale nie do końca wiedziała, jak powinna to odczytywać. Na szczęście instynkt nie pozwolił jej się nad tym długo zastanawiać, bo oto jej ręce wysunęły się ze szczeliny między kanapą a plecami Jaka, by po chwili dłonie kobiety mogły zostać złączone na jego karku, który zaczęła delikatnie masować palcami, wspinając się po szyi do granicy wytyczonej przez ciemne włosy mężczyzny. Przeciągająca się cisza nie była może zbyt komfortowa, jednak dziwne uczucie podekscytowania, które zaczęło nagle towarzyszyć Rory, bardziej ją zaintrygowało niż zniechęciło. To było tak, jakby nagle stała się kimś innym, bo nie wiedziała, czego tak naprawdę chce i na co ją w tej chwili stać. Nie wiedziała, co robić i w którą stronę się ruszyć, bo dookoła zrobiło się nagle tak… poważnie? Uroczyście? Nie była jeszcze z Jackiem w tym miejscu i wszystko, co nowe, w tym momencie ją peszyło. Drgnęła nagle i pochyliła głowę do przodu, w ślad za jego cofającymi się palcami, które przecież już dawno zniknęły z pola widzenia. Zatrzymała się kilka centymetrów przed jego twarzą, a na jej własnej musiało teraz malować się spore zaskoczenie, bo naprawdę nie miała pojęcia, co chciała właśnie zrobić. Zamrugała, wpatrując się w jego oczy, w których szukała odpowiedzi. I nawet nie zorientowała się, że od kilku sekund wstrzymuje powietrze. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:50 pm | |
| Tyle razy powtarzałem sobie, że nie dam się złamać, że nie ugnę się więcej pod kolejnymi działaniami matki, jej aktualnych i byłych kochanków. Obiecałem sobie, że będę od tego niezależny, że ograniczę wszelkie wpływy przeszłości, że teraźniejszość nie będzie silnie uzależniona od tego co dzieje się z moją rodzicielką. Mówiłem sobie to za każdym razem, gdy działo się coś złego. Gdy się ponownie spiła, gdy ostałem w mordę od jednego z jej facetów, gdy sam takowych wypierdalałem z domu przyłapawszy ich na kradzieży, czy po prostu mają dość ich zapijaczonych głosów, pełnych pych i kurewskiej wyniosłości. Jakby byli jebanymi władcami świata. Powtarzałem sobie to też później, kiedy już cały świat znany mi od dziecka posypał się, rozbity na miliony kawałków, gdy matka ponownie, niczym pierdolona pijawka, przyczepiała się mnie tylko po to bym pomógł jej przetrwać. Po każdej z tych sytuacji z uporem twierdziłem, że każde następne takie zdarzenie już mnie nie ruszy. A jednak, jak zwykle musiałem okazywać się jebanym idiotą, który nie potrafił, tak po prostu, przyjąć faktu, iż kolejna rzecz w moim życiu była kłamstwem. Nie, musiałem to masochistycznie rozpatrywać, musiałem rozbijać wszystko na kolejne kawałki zastanawiając się dlaczego, co było powodem do takowego jej działania. Czemu nie potrafiła choć raz w życiu być w pełni szczera ze mną. Drążyłem to jak jakiś skończony debil, w zasadzie nie widząc nawet szansy na jakiś bodziec, który pozwoli mi to porzucić. I oto w końcu pojawiło się coś co było tak potrzebne od oderwania się od ponurych myśli i pierdolonego incydentu. Odskocznia zaserwowana niczym na srebrnej tacy, niemal dosłownie podsunięta pod sam nos. W tej chwili zbytnio skupiłem się na wszystkim co działo się na miejscu, na utrzymaniu poprzednich emocji na wodzy, na próbach rozluźnienia się, odnalezienia się w tak nowej dla mnie i odmiennej sytuacji. Kurwa, przecież nigdy nie byłem zmuszony do kroczenia po tak cienkim lodzie, do tej pory wszystkie moje relacje z kobietami, ba, wszystkie relacje z Rory były przejrzyste, proste. To co działo się teraz za to znacząco odchodziło od wyuczonego schematu. Przytulanie się, ta niemalże ckliwa atmosfera, cisza, która przestała być ciężka, zaś przyjęła sugestywne znamiona, ale zbyt delikatne jak na te do których przywykłem. W tym momencie po raz kolejny miałem ochotę się wycofać, pierdolić to, spiąć się i nie próbować dostosować do nowości, jednak... Chęć zapomnienia popołudniowego spotkania okazała się o wiele silniejsza. Obserwowałem Rory, jej reakcje na moje gesty, skupiałem się na jej mimice i spojrzeniach, w duchu ciesząc się przynajmniej z jednego – wyglądało na to, że i ona nie była do końca pewna tego co się działo w tym momencie. Uśmiechnąłem się ironicznie, już bardziej szczerze, gdy jej palce zawędrowały na mój kark, zaś sama kobieta pochyliła się w moją stronę, wyraźnie zaskoczona swoją własną reakcją. Oddychałem spokojnie, patrząc na nią z tak małej odległości, w końcu bez problemu odsuwając od siebie rozgoryczenie i ból związany ze złamanymi wspomnieniami. Skupiłem się na tym co było teraz, na wbijaniu spojrzenia w jej oczy, bez pierdolonego rozmyślania nad powodami naszych działań. Moja ręka ponownie wróciła do jej twarzy, tym razem jednak już nie tylko w geście łagodnej pieszczoty. Stanowczo ująłem ją za podbródek, kciukiem gładząc jej skórę, unieruchamiając jej twarz. Chwilę trwałem jeszcze tak, obserwowałem ją, w końcu jednak westchnąłem, po czym sam wychyliłem się odrobinę w stronę kobiety i pocałowałem ją, mocno wpijając się w jej usta, ignorując ból pękniętej wargi. Nie piłem do niczego więcej, nie byłem w nastroju na gwałtowne ściąganie z siebie ubrań, jednak... Skoro tak miało wyglądać zapomnienie czemu miałbym się opierać? |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:52 pm | |
| Zapomnienie nie zawsze szło w parze z wybaczeniem, zarówno sobie, jak i komuś innemu. Przeszłości nie dało się odciąć ot tak, w końcu to ona tworzyła znaczną część bagażu, który trzeba było dźwigać przez całe życie. Istniała tylko jedno dobre wyjście na poradzenie sobie z nim – należało się z kimś podzielić, zaufać komuś i wpuścić do swojego życia. Niektórym łatwo było kroczyć w parze, inni odnajdywali problem już w samym otworzeniu się, tym samym czyniąc wspólny spacer przez życie praktycznie niemożliwym. Rory miała wielu znajomych i garstkę przyjaciół, jednak nie odnalazła jeszcze tej jednej, właściwej osoby. Nie szukała na siłę, bo była święcie przekonana, że ma jeszcze mnóstwo czasu. Młoda, ambitna dziennikarka powinna piąć się po szczeblach kariery, a nie rozglądać za bratnią duszą. A jednak, od czasu wprowadzenia się Jacka miała wrażenie, że zaczyna się zapełniać jakaś pustka, której wcześniej nie odczuwała. Czy byłą to tylko potrzeba posiadania współlokatora i codziennego kontaktu z drugą osobą, kimś, kto w żaden sposób nie był związany z jej pracą? Tak początkowo sądziła, ale gdyby zastanowiła się nad tym teraz, nie byłaby już taka pewna. Na szczęście zbliżenie się do Caulfielda ułatwiło wyłączenie myślenia, dlatego teraz nie rozkładała już niczego na części pierwsze, nie roztrząsała własnej przeszłości i nie dbała o jego historię – liczył się tylko ten jeden moment. I właściwie nie miała pojęcia, jak w ogóle do tego doszło. Jakim cudem współlokatorzy z przywilejami, para tak niecodzienna, zazwyczaj sprawdzająca się doskonale przy okazji zaspokajania potrzeb cielesnych, mogła dobić do chwili, w której zrobiło się nagle dziwnie ckliwie i niemalże romantycznie? Rory nie zdawała sobie sprawy, że praktycznie nie panuje już nad własnymi odruchami. Skąd przyszło jej do głowy, że dobrą formą pocieszenia będzie muskanie kogoś palcami po szyi? Nie mogła przewidzieć, że władowanie się Jackowi na kolana skończy się tak, a nie inaczej, dlatego w momencie, gdy ich twarze zbliżyły się niebezpiecznie do siebie, spanikowała. Władczy gest przytrzymania jej za podbródek zadziałał połowicznie, mężczyźnie udało się złożyć pocałunek na ustach rudowłosej, jednak ta była na tyle skonfundowana, że odwzajemniła go tylko przez kilka sekund, po czym odsunęła lekko głowę, biorąc przy okazji głęboki wdech. Opierała teraz swoje czoło o jego, a jej serce przyspieszyło nagle. Nie wiedziała, co strzeliło jej do głowy, by przerywać to zbliżenie, a zaskoczenie wymalowane na jej twarzy skomponowało się z rumieńcem, którego tym razem nie mogła ukryć. Zachowała się jak spłoszona nastolatka, jakby to był jej pierwszy pocałunek. Czego się przestraszyła? Zranienia jego wargi jeszcze bardziej? Bliskości, czułości, czy może siebie samej? Już sekundę po przerwaniu pocałunku, głęboko tego pożałowała, bo dopiero teraz atmosfera w salonie zrobiła się naprawdę niezręczna. Oddech Rory przyspieszył, ale ona wciąż wpatrywała się Jackowi prosto w oczy, jakby ta abstrakcja miała miejsce tylko w jej głowie, a nie w rzeczywistości. - Nie musisz mi dziękować w ten sposób – zdołała wyszeptać niemalże w jego usta, rozłączając swoje dłonie i z karku przesuwając je na ramiona mężczyzny. Wiedziała już, dlaczego przerwała tak nagle. Nie chciała, by Jack zmuszał się do czegokolwiek, by był jej coś winny i próbował odpłacić się w swoim pokręconym stylu. Jeśli miał całować ją w taki sposób, niech wywodzi się to wyłącznie z pożądania. Delikatnie, uważając by nie urazić bolących miejsc, przytrzymała dłońmi jego twarz, a potem powtórzyła ścieżkę, którą wytyczyła ustami już wcześniej. Ponownie pocałowała go w policzek, łuk brwiowy oraz kącik nieszczęsnej, zranionej wargi. Wysyłanie tak sprzecznych sygnałów wcale nie musiało wyjść jej na dobre, ale była już tak zmieszana, że sama nie wiedziała, czego chce. Pchnąć go na kanapę i oddać się przyjemności? Jasne. Przytulać się do wieczora, nie mówiąc ani słowa? Tak. Rudowłosa chciała w tej chwili tylko wszystkiego, ale decyzja nie należała do niej. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:52 pm | |
| Nie zamierzałem wybaczać, a przynajmniej nie tak jak pojmowała to większość ludzi; w przeciwieństwie do wielu ja po prostu zapominałem o emocjach w danym momencie, nie wyrzucając jednak z głowy popełnionej winy. Wszystkie one żarzyły się w głębi mojego umysłu, pozostawały żywe, z każdą kolejną sprawiając, że relacje z daną osobą stawały się dla mnie coraz cięższe. Było w ty coś kurewsko masochistycznego. Byłem jebanym debilem, który wypaczył sobie definicje przywiązania, trzymającym się bliskich nawet wtedy, gdy już im nie ufałem, gdy miałem ochotę rozszarpać ich na strzępy za każdym razem, gdy się odzywali, zawsze, gdy wykonywali w moją stronę jakikolwiek gest. Tak było i z matką, nie kochałem jej, nigdy, jednak sam fakt istnienia między nami więzów krwi był dla mnie niczym stalowe kajdany spinające nasze losy. Nie potrafiłbym porzucić jej, odmówić jej pomocy, nie ważne jak bardzo swym zachowaniem nie zasłużyłaby sobie na wsparcie ja zawsze pojawiałem się obok niej, klnąc rozwścieczony, zaciskając zęby by nie powiedzieć słów, których później bym żałował. Stałem tuż przy niej, ignorując zdrowy rozsądek, fakt, że po raz kolejny wystawiam się jak na tacy, że najpewniej w końcu i wyjdzie na to, że matka spierdoli, że kolejna kropla wpadnie do i tak przepełnionej już czary. Jednak, nie ważne jak mocno by ona się nie przelewała, ja nie odpuszczałem. Dlatego teraz, siedząc z Rory szukałem w tym jedynie pierdolonego zapomnienia, odskoczni dla tłoczących się w mojej głowie emocji, których i tak nie zamierzałem wypuścić na wolność. Musiałem je wyciszyć, zrobić cokolwiek by nie zwariować, nie zacząć ciskać każdą rzeczą, która wpadnie mi w ręce, musiałem złapać głębszy oddech, by zapanować nad pierdolonymi zapędami, które mogłyby się dla mnie źle skończyć, które mogłyby mieć przykre konsekwencje dla Rory. Nie wierzyłem, że kolejna bójka jednego dnia uszłaby mi płazem, że tym razem nie wylądowałbym na posterunku Strażników Pokoju rujnując wszystko co kobieta wypracowała przez ostatnie dwa miesiące. Jakże cudowną byłoby to odpłatą za wszystko co jej zawdzięczałem... Chcąc uniknąć tego wszystkiego skupiłem się jak najmocniej na działaniach, na tym co działo się między nami, nie próbując nawet rozmyślać nad każdym kolejny gestem. Nie przemyślałem zmniejszenia dystansu, nie zastanawiałem się nad pieprzonym pocałunkiem, nie mogłem jednak nie wyłapać nagłej zmiany w nastroju siedzącej na moich kolanach Rory, która choć chwilę wcześniej zdawała się działać na podobnych co ja zasadach teraz odsunęła się ode mnie po ledwie chwili, przerywając pocałunek i rumieniąc się nagle. Spojrzałem na nią zaskoczony, zaciskając usta i marszcząc brwi z niedowierzaniem, zupełnie nie rozumiejąc jej zachowania. Tego w jaki sposób patrzyła mi w oczy, tego co w końcu wyrzuciła z siebie szeptem. W pierwszym odruchu wzruszyłem ramionami,cofając odrobinę dłoń, która jeszcze parę chwil temu tkwiła na podbródku kobiety. Milczałem czekając, nie wiedząc właściwie co mam zrobić, pozwalając by to ona podjęła pierwszy krok, nie do końca pewien czy to wszystko właśnie zaraz się nie skończy, a nam nie pozostanie nic innego jak rozejść się w swoje strony. Bo nie wyobrażałem sobie bym w takim nastroju miał jeszcze radzić sobie z pierdoloną niezręczną atmosferą. Wszelkie rozmyślania na ten temat skończyły się jednak z chwilą, gdy dłonie Rory ujęły moją twarz. Spojrzałem na nią z oczekiwaniem, a gdy jej usta ponownie odnalazły drogę do najbardziej obolałych po bojce miejsc westchnąłem cicho, sam – na krótką chwilę – kładąc dłoń na jej zarumienionym policzku, delikatnie go głaszcząc, by w końcu objąć ją ponownie, tym razem jednak mocniej przyciągając do siebie, a następnie odwrócić się i opaść na kanapę, ciągnąc ją za sobą, tak by po chwili leżała wraz ze mną, na moim torsie. Jedna z moich dłoni, jak poprzednio, ponownie przesunęła się na jej włosy, tym razem jednak nie wplątując się w nie. Zacząłem przesuwać między palcami rude kosmyki, bawiąc się nimi, oddychając spokojnie, ponownie szukając kurewskiego zapomnienia. Ignorując fakt, iż jeszcze chwilę temu byliśmy w dość niezręcznej sytuacji. tak, tak
Ostatnio zmieniony przez Jack Caulfield dnia Czw Lis 20, 2014 10:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:54 pm | |
| Dla każdego, kto z boku obserwowałby tę sytuację, wszystko w końcu stałoby się jasne – zamiary zarówno Jacka, jak i Rory, ich motywy, a przede wszystkim uczucia. Widz oglądający ich na ekranie westchnąłby w tym momencie, a czytelnik odnajdujący ich historię na kartach książki skwitowałby to zdarzenie jednym, krótkim nareszcie. A jednak, sama Carter nie mogła dostrzec tego, co zauważyłaby większość. Była przekonana o nieomylności swojego toku rozumowania i przez myśl nawet jej nie przeszło, że jej zachowanie, ich zachowanie mogło być wywołane czymkolwiek poza krótką chwilą słabości. On potrzebował pocieszenia, ona postarała się mu go udzielić – o czym tutaj jeszcze dyskutować? Co z tego, że w ten sposób nie przytulali się nigdy wcześniej, że pocałunki były stonowane, a ich dłoniom nigdzie się nie spieszyło? To nie miało najmniejszego znaczenia, nie było nawet warte uwagi czy poświęcenia myśli. Nie teraz i na pewno nie w najbliższym czasie. Opadając do pozycji leżącej, Rory nie myślała więc już o tym, jak to przed chwilą dała popis swojego babskiego niezdecydowania. Skutecznie zepchnęła to wspomnienie gdzieś na skraj umysłu i o ile dobrze odczytała ostatnią z min Jacka, była pewna, że on zrobił to samo. Tyle mówiło się o magicznym i nieistniejącym wyłączniku wszelkich uczuć, ale użycie go przyszło Carter z zadziwiającą łatwością. Wydawać by się mogło, że to popołudnie mieli i tak w przyszłości wymazać ze swojej pamięci. Ignorancja miała zostać błogosławieństwem po raz kolejny. Gdy bawił się jej włosami, postanowiła zrównać swój oddech z jego, w końcu to bardzo ułatwiłoby znajdowanie się właśnie w takiej, a nie innej pozycji. Wiedziała, że na dłuższą metę nie będzie to zbyt wygodnie, zwłaszcza po wzięciu pod uwagę obolałych żeber mężczyzny, ale te kilka minut mogła chyba wykorzystać. Skoro zawiązali już niewerbalną umowę o tym, że odkładają niezręczność na bok, Rory nie mogła tego tak po prostu zostawić. Kiedy indziej będzie miała taką okazję? Nie miała zbyt wielu opcji do manewrów, jej ręce były przyciśnięte do jego torsu, a dłonie wciąż spoczywały na ramionach. Oczywiście, że mogłaby zacząć się wiercić, ale nie chciała psuć atmosfery, którą wreszcie udało im się osiągnąć. Zamiast tego, uniosła nieznacznie głowę i ponownie wykorzystała swoje usta do niesienia komfortu Jackowi. Delikatnie i bardzo powoli zaczęła wytyczać pocałunkami trasę od jego obojczyka do linii szczęki i z powrotem. Nie mogła dosięgnąć wyżej i wcale się nie starała, po prostu muskała dalej jego skórę, nie wypróbowując przy tym żadnej ze swoich stałych zagrywek. Wiedziała, że akurat dzisiejsze popołudnie nie znajdzie takiego finału, jak większość ich akcji, dlatego pozostawała spokojna, choć właśnie zaczęło jej towarzyszyć miłe uczucie w podbrzuszu, znajome i kojarzone do tej pory właściwie tylko z jednym. Po jakimś czasie przewidywania odnośnie pozycji zaczęły się sprawdzać, więc rudowłosa wysunęła ręce i uniosła się na nich tuż nad Jackiem, planując ułożyć się przy jego boku. Nie mogła jednak nie wykorzystać sytuacji na małe zadośćuczynienie, więc w momencie, gdy jej twarz znalazła się nad twarzą mężczyzny, tym razem to ona wpiła się w jego wargi, zachłannie, namiętnie i… wyjątkowo krótko. - Jesteśmy kwita – oznajmiła z uśmiechem, trącając jego nos swoim własnym i wreszcie lądując na kanapie obok mężczyzny. Wsunęła się pod jego ramię, nogę zgiętą w kolanie zarzuciła mu na wysokości uda i znowu wtuliła się w niego, kontynuując terapię sprzed chwili.
acoto? |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Lis 20, 2014 9:55 pm | |
| Nie rozmyślałem nad tym, nie próbowałem zrozumieć naszego zachowania, doszukać się w nim sensu, doskonale wiedząc, że w takich sytuacjach nie było o niego łatwo. W końcu, czy tego chciałem czy nie, dzisiejsze popołudnie było popisowym pokazem słabości w moim wykonaniu, czymś czego wolałem uniknąć, a co teraz, do kurwy nędzy, zdominowało sytuację. W innym wypadku żadne z naszych gestów nie byłyby tolerowane, ba, najpewniej w ogóle by się nie pojawiły; teraz były jedynie spełnieniem chwili, innym niż te, do którego przywykliśmy, jednak – zdawać by się mogło – idealnie pasujące do aktualnych wydarzeń. Byłem pewien, że jutro już zapewne uznam to za pierdolony błąd, teraz jednak nie przejmowałem się tym faktem. Wyłączyłem wpojone odruchy choć na chwilę, przestałem się spinać w odpowiedzi na tego typu bliskość, ignorowałem to, że normalnie nie potrafiłem się w tym odnaleźć. Jeden wieczór przecież nie zmieni niczego. Nie było takiej pierdolonej możliwości. Żadne z nas przecież nie uzna tego za początek zobowiązań, nie zinterpretuje sytuacji w jakiś nieodpowiedni sposób. A przynajmniej taką miałem nadzieje. Pozwalałem trwać temu wszystkiemu, powoli sam odzyskując kontrolę nad sobą. Kolejne moje gesty, chociaż nie do końca przemyślane, nie były jedynie wynikiem prób dostosowania się, oddałem się sytuacji, spokojnie znosząc jej konsekwencje. Nie przewidziałem tylko jednego, opadając na kanapę nie wziąłem pod uwagę kondycji moich żeber, więc już po paru chwilach odezwał się w nich tępy ból. W pierwszym odruchu zacisnąłem mocno zęby, dusząc w gardle cichy jęk, jednak, gdy tylko Rory dostosowała swój oddech do mojego mojego dolegliwość stała się znośniejsza, mogłem ją już spokojnie ignorować. Tym bardziej, że sama kobieta zadbała o odciągnięcie moich myśli delikatnie wodząc ustami wzdłuż mojej szyi. Westchnąłem cicho skupiając się na jej pocałunkach, na zabawie jej włosami, zdumiony wręcz faktem jak bardzo to wszystko pomagało, ile zapomnienia kryło się za tymi gestami. Dziś, wyjątkowo, żadne z nas nie piło do znanego nam finiszu i w tym momencie wcale mi to nie przeszkadzało. Oddychałem spokojnie czerpiąc jak najwięcej korzyści z obecności kobiety, z kojącego ciepła jej ciała i – wbrew pozorom – przyjemnego ciężaru; mimo iż już po paru kolejnych chwilach ponownie zaczął być on uciążliwy nie chciałem wcale by się oddalała. Dlatego też, w pierwszym momencie, gdy Rory uniosła się nade mną wbiłem w nią niezdecydowane spojrzenie, rozważając ponowne jej przyciągnięcie do siebie, nie zdążyłem jednak wykonać żadnego ruchu, gdy ta ponownie zmniejszyła odległość między naszymi twarzami, tym razem sama zaczynając pocałunek. Zachłanny, silny, sprawiający, że ponownie poczułem smak krwi w ustach, zamiast jednak się wycofać odpowiedziałem na niego w podobny sposób, na tą krótką chwilę ponownie zaciskając palce na jej karku. Uśmiechnąłem się, gdy wszystko się skończyło, trochę niemrawo, jednak zdecydowanie bardziej szczerze niż parę minut temu. Nie skomentowałem w żaden sposób jej uwagi, jedynie przesunąłem się odrobinę, pozwalając jej opaść koło siebie, posłusznie unosząc rękę do góry, przytulając ją do siebie mocniej, gdy tylko ułożyła się wygodniej. To było tak kurewsko nietypowe, zdawać by się mogło, wręcz zbyt nierzeczywiste jak na realia mojego świata, a jednak... Leżeliśmy obok siebie, w ciszy, bez żadnych zapędów, palce mojej prawej dłoni niemal jak w wyuczonym odruchu krążyły po ramieniu dziewczyny, kreśląc na nim cholera wie jakie wzorki, usta odnalazły drogę do jej czoła, składając na nim krótki pocałunek. Obrazek iście uroczy, w normalnych warunkach zapewne wręcz odrzucający, dzisiaj był jednak tym czego najbardziej potrzebowałem. - Dziękuję, Rory, naprawdę – powtórzyłem, po dłuższej chwili milczenia. |
| | |
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield | |
| |
| | | | Rory Carter i Jack Caulfield | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|