|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pon Mar 31, 2014 4:53 pm | |
| Nakręciła się. Widziałem to, czułem to, żadna z jej reakcji nie umknęła mojej uwadze, żadne oznaki przyjemności. W tym momencie byłem skupiony tylko na niej i, do kurwy nędzy, w dupie miałem to, że chwilę temu chciałem się zebrać. W tym momencie już nie myślałem w takich kategoriach. Pocałunki były zbyt interesującą alternatywą, zęby, usta i dłonie krążące po naszych ciałach zbyt mnie nakręcały. A potem z jej ust wyrwał się jeszcze ten cichy jęk. Niemalże warknąłem i zaatakowałem ją gwałtowniej, wietrząc okazję ku zwycięstwu. Chciałem by wiła się z przyjemności pod moimi rękami, by z jej gardła wydobywały się dźwięki o wiele głośniejsze, by usta jej drżały, a oczy zasnuła mgiełka przyjemności. I wtedy, dopiero wtedy, mógłbym przejść naprawdę do rzeczy. Teraz po prostu zjeżdżałem ustami niżej, znacząc cały szlak czubkiem języka, podgryzając jej skórę od czasu do czasu. A gdy dotarłem do granicy wyznaczonej przez spodnie zamarłem na chwilę, by później skierować swoje palce na guzik, rozpiąć go, gotów ściągnąć z niej tą część ubrania, doprowadzić ją do szału. Koncepcja zmieniła się jednak wraz z jej dłońmi, które pociągnęły mnie za ramiona w górę. Ponownie wpiłem się w jej usta, odpowiadając na jej pocałunki brutalnie, palcami wolnej dłoni powędrowałem znów na jej brzuch, a potem wyżej, aż odnalazłem krawędź jej biustonosza i zanurzyłem pod niego dłoń. Jeśli tak miały wyglądać nasze kłótnie z chęcią mógłbym przystać na kolejne. Zdecydowanie. Mruknąłem zadowolony, poczułem jak przygryza moją wargę, uśmiechnąłem się, kiedy jej zęby zostawiły ślady na mojej szyi, zaś dłonie badały moje ciało. A potem, w totalnym zapomnieniu, pomogłem ściągnąć z siebie koszule, ciskając ją byle gdzie i wyszczerzyłem zęby zadowolony, gdy palce dziewczyny powędrowały w stronę mojego paska, po czym jeszcze namiętniej ją pocałowałem, myśląc już tylko o tym, by pozbawić ją ubrań do końca. Moje ręce wróciły do podciągania bluzki, a... Co jest, kurwa? Oddychałem ciężko, patrząc na nią z pełnym niezrozumieniem, gdy tak nagle odsunęła moją twarz od swojej. W pierwszym momencie nie dotarło do mnie nawet znaczenie jej słów, po prostu trwałem tak, mrugając, próbując zrozumieć co się właśnie zdarzyło. Walcząc z pożądaniem, które skutecznie pozbawiało mnie zdolności logicznego myślenia. A potem coś zaskoczyło w mojej głowie, a do mnie wreszcie dotarło, iż Rory wypowiedziała to jedno imię. Lenny, coś wiedziała o Lennym. Odsunąłem się od niej powoli, po chwili usiadłem na kanapie obok. Serce nadal mi dudniło, krew w żyłach huczała, a zapięty rozporek sprawiał dyskomfort, jednak wiedziałem, że sprawa jest już przegrana. Odetchnąłem głębiej starając się uspokoić, choć naprawdę nie było to łatwe. Przejechałem dłonią po twarzy, po czym, wreszcie, zapiąłem spodnie, pasek i podniosłem się po koszulę. Nie odezwałem się słowem, póki nie znalazła się na moich ramionach zapięta na tyle, na ile pozwalało mi częściowo pozbawione guzików ubranie. - Jakie informacje? Kurwa, Caulfield, możesz być dumny, twój głos nawet nie zabrzmiał tak jakbyś dopiero co dostał lodowaty prysznic. Skup się na myśli o tym idiocie. Co Kit mógł jej przekazać? - Wiesz co się dzieje z Lennartem? |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pon Mar 31, 2014 11:20 pm | |
| Nie rzuciła mu przepraszającego spojrzenia, nie pogłaskała po głowie, ale nie próbowała też zatrzymać, gdy wstawał z kanapy. Rory podciągnęła nogi do siebie, a brodę ułożyła na kolanach i przez krótką chwilę rozmyślała, obserwując ubierającego się Jacka. Miała nadzieję, że tym razem nie przegięła struny w dziedzinie droczenia się, a mężczyzna nie pomyśli, że specjalnie zwabiła go na kanapę, by zafundować mu później zimny prysznic. Przecież czuł doskonale, że jej też się podobało i aż płonęła z pożądania. Nie oczekiwała też, że po tym wszystkim Jack usiądzie obok i zacznie ją prowokować do dalszej zabawy, jak gdyby nigdy nic. Szansa była stracona, a przy okazji przekroczyli pewną granicę i rudowłosa była pewna, że między nimi nie będzie już tak, jak dawniej. Co nie znaczyło, że nie mogło być lepiej. Jej serce powoli zwalniało, a oddech uspokajał się. Na ustach Rory pojawił się szelmowski uśmieszek, gdy śledziła palce Jacka, zapinającego koszulę. Ani przez chwilę nie żałowała tego, co się stało. Mogła zarzucić sobie niekonsekwencje i zbytnią uległość, ale przyjemność, jakiej doznała, całkowicie to równoważyła. Przynajmniej na razie. - Nie wiedziałam, że chodzi ci o niego, dopóki nie zobaczyłam cię z obrazem w ręku – przyznała, prostując powoli nogi i zapinając rozporek spodni bez śladu jakiegokolwiek wstydu, że robi to przed nosem mężczyzny – Kit nazwał go twoim przyjacielem i powiedział, że będziesz wiedział, jeśli tylko o tym wspomnę. Carter zastanowiła się przez chwilę, jak dużo będzie w stanie znieść Jack, żeby usłyszeć kompletną historię. Koniec końców, nie dostał jeszcze swojej kary za złamanie jedynej panującej w domu zasady. Nazwijcie to mściwością, ale ruda chciała go po prostu sprawdzić. Podniosła się z kanapy i przyjrzała wymiętej bluzce, a potem wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic ściągnęła ubranie przez głowę, pozostając w samym staniku. Złapała wzrok Jacka i przez chwilę przytrzymała spojrzenie, a zawadiacki uśmieszek nie schodził z jej ust. Powolnym krokiem wyminęła mężczyznę i podeszła do stojącej za nim szafy, wyciągając nową część garderoby. Musiała się przebrać, bo przecież nie mogła iść do pracy w pogniecionej bluzce, prawda? - Udało się wydostać go z więzienia, nie znam okoliczności, ale ponoć był cały i zdrowy, gdy wychodził – przyznała wreszcie, nie chcąc trzymać Jacka w dalszej niepewności, bo wydawał się być szczerze przejęty losem przyjaciela – Ale potem zniknął Kitowi z radarów. Na pewno nie wrócił do Kwartału, bo już by o tym wiedzieli. Wybrała nową koszulę i zarzuciła ją na ramiona, jednak guziki zapinała powoli, prowokującym spojrzeniem wpatrując się w mężczyznę przed sobą. Przez chwilę obserwowała, jak przetrawia wszystkie informacje, ale w końcu zdecydowała się odezwać, by wyjaśnić wcześniejsze nieporozumienie. - Poznałam Lenny’ego w getcie, pomogłam mu któregoś razu na ulicy, później przyniosłam farby – uciekła wzrokiem w bok, obejmując dłońmi ramiona, bowiem wspomnienia z KOLCa nie były najradośniejsze – I jakoś tak dalej poszło.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Kwi 05, 2014 12:57 am | |
| Nie przejmowałem się jej spojrzeniem. A raczej, specjalnie nie zwracałem na nie uwagi, ba, nawet nie patrzyłem w jej stronę. Musiałem się wyciszyć, uspokoić mój organizm, a szansa na to, iż dostrzegę w oczach dziewczyny cień wcześniejszego pożądania była zbyt wielka bym był gotów podjąć to ryzyko. W końcu nie ułatwiłoby mi to zapanowania nad własnymi rządzami. A musiałem to zrobić chcąc w jakiś logiczny sposób kontynuować tę rozmowę, tak by cały jej sens w pełni do mnie dotarł. A w końcu temat był ważny. Rory posiadała informacje na których poznaniu bardzo mi zależało, w stopniu o wiele większym niż na czymkolwiek innym. Skinąłem tylko głową, usłyszawszy jej kolejne słowa, w końcu się odwracając, przywołując na twarz zdystansowaną i lekko ironiczną maskę. Nie miałem ochoty pokazywać jej więcej emocji i tak już zbytnio zdradziłem się z tym co naprawdę czuje. A tego nie lubiłem. I to cholernie. Miała racje, Kit miał rację, nie potrzebowałem nazwiska ani imienia by zorientować się o kogo chodzi. Zazwyczaj ludzie mówiąc o moim przyjacielu mieli na myśli tylko jedną osobę. Lennarta. Dlatego właśnie wbiłem w dziewczynę lekko zniecierpliwione spojrzenie czekając na rozwinięcie kwestii. Co wiedziała? Co się z nim działo? Czy miałem jakąś pieprzoną szansę spotkać się z nim i wpierdolić mu za to co odwalił? Jednak kobieta nie wydawała się zbyt chętna na szybsze podzielenie się informacjami, wręcz przeciwnie, droczyła się ze mną każdym swoim ruchem doprowadzając mnie do szału. Nadszarpując moją cierpliwość do granic możliwości, wystawiając nerwy na prawdziwą próbę. Zacisnąłem zęby próbując ignorować jej uśmiech i gesty, wyrzucić z głowy fakt, iż właśnie zaserwowała mi widok, który mógłbym i tak uświadczyć parę chwil temu, gdyby Rory tak brutalnie nie sprowadziła nas na ziemię. Jednak nie odrywałem od niej wzroku, nie dałem się pokonać, nie tak łatwo. Nie zmieniło to fakt, że z każdą chwilą, ponownie, narastał we mnie gniew. - Nie prowokuj mnie, Rory, inaczej naprawdę nie wypuszczę cię do pracy - ostrzegłem ją chłodnym tonem, zatrzymując wzrok na jej palcach powoli zapinające guziki koszuli, jednocześnie próbując strawić to co powiedziała. Czyli faktycznie był w więzieniu. I udało mu się uciec. Poczułem coś na kształt rosnącej dumy. Nigdy bym nie przypuszczał, iż ten idiota ma na tyle rozumu we łbie by samemu zdołał wyrwać się z murów karceru. No proszę, widać niepotrzebnie postawiłem na nim kreskę w tej kwestii. Tylko pytanie... gdzie teraz jest? Potarłem nerwowo skronie i westchnąłem głośno zastanawiając się co mogę zrobić w zaistniałej sytuacji. Lennart gdzieś się przyczaił, to było pewne. Jednak... pytanie gdzie? I jak mógłbym go odnaleźć. Machnąłem rękę słysząc wyjaśnienia Rory. Prawda była tak, że ich nie potrzebowałem. Nie teraz. W sypialni zadziałałem pod wpływem emocji, przekonania o własnej przegranej. Kurwa mać, nie powinienem był tego robić. - Przepraszam - burknąłem zatem, wciskając ręce do kieszeni spodni. Jedną dłonią natrafiłem na fajkę, którą wyciągnąłem szybko i zacisnąłem zęby na jej filtrze, jednak jej nie zapalając. Sam gest musiał mi wystarczyć. - Za tę sypialnię. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Kwi 05, 2014 1:07 pm | |
| Przez te kilka chwil Rory mogła podziwiać prawdziwą twarz Jacka, bez żadnej maski, bez ironicznego uśmieszku, wykrzywioną w autentycznym wyrazie zmartwienia. A potem wszystko zniknęło, mężczyzna opanował się i przywołał swoją zwyczajną minę, ale było już za późno, bo sekundy wystarczyły, by rudowłosej naprawdę zrobiło się go żal. Nie mogła tego okazać w oczywisty sposób, zbyt dobrze znała męską dumę by teraz pochylić się nad Jackiem i zacząć go pocieszać albo wbijać mu do głowy, że wszystko będzie dobrze. Miała szczerą ochotę podejść i objąć go, tak zwyczajnie, po przyjacielsku, ale nawet ten gest wydawał jej się w danej chwili przesadzony. - Znajdziemy go – zapewniła po prostu, bez najdrobniejszego zająknięcia w głosie. Powstrzymała się przed okazaniem empatii, udając że nie widziała emocji wymalowanych na twarzy Caulfielda, wróciła do poprawiania swojego stroju i włosów, kątem oka zerkając jednak w stronę swojego… towarzysza? Kolegi? Przyjaciela z przywilejami? No właśnie, kim teraz dla siebie byli? Po przekroczeniu tych niewielu granic, jakie narzucili na samym początku, nic już nie mogło być pewne. - Nie prowokuj mnie, Rory, inaczej naprawdę nie wypuszczę cię do pracy. Choć jego ton był chłodny, a spojrzenie ostre, rudowłosa zwróciła uwagę jedynie na drugie dno wypowiedzianych słów. A więc istniała opcja powtórki? Czy nie wszystko było jeszcze stracone? I jak mają wyglądać teraz ich relacje? Ktoś mógłby pomyśleć, że dwa tygodnie spędzone pod jednym dachem mogą zbliżyć dwoje ludzi w sposób oczywisty, z całą tą romantyczną otoczką i wyznaniami wypowiadanymi w chwilach uniesienia. A prawda była taka, że choć Rory spodziewała się, że prędzej czy później dojdzie między nimi do jakiegoś fizycznego zbliżenia (w tej kwestii znała się zbyt dobrze), nigdy nie podejrzewała, że do głosu dojdą jakiekolwiek uczucia. A przecież okazanie współczucia mogłoby być tylko początkiem, przynajmniej z jej strony. Wniosek nasuwał się więc sam – jeśli nie chciała później płakać w poduszkę, musiała trzymać emocje na wodzy. Nie spodziewała się przeprosin od Jacka, być może dlatego wywarły one na niej tak duże wrażenie. Wiedziała jak trudno jej samej było przyznać się do błędu, dlatego teraz podwójnie doceniła jego starania. Poczuła przy tym satysfakcję, no jasne, ale o wiele bardziej cieszył ją fakt, że wszystko zaczęło wracać do normy. - Przeprosiny przyjęte – uśmiechnęła się delikatnie, wygładzając dłonią dół koszuli i stwierdzając, że jest już gotowa do ponownego wyjścia z mieszkania – Chociaż nie obraziłabym się też za jakąś pyszną kolację. Świetnie gotujesz, ale jak tak dalej pójdzie to za jakieś dwa tygodnie nie będziesz mnie już w stanie tak udźwignąć. Uczucia swoją drogą, ale nikt nie mówił o wyłączeniu zadziorności. Szelmowski uśmiech zakwitł na twarzy Rory, a gdy wymijała Jacka, postanowiła zakończyć poranną rozmowę w swoim stylu. Szybko wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w policzek. - Miłego dnia – kilka chwil później była już przy drzwiach i nawet się nie obejrzała, a wyszła z mieszkania i już zbiegała po schodach w dół. Oficjalnie mogła zaprzeczać ile wlezie, ale nie wyobrażała sobie momentu, w którym Jack miałby się wyprowadzić. Bez niego to już nie byłoby to samo.
| RORY OUT |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pon Sie 04, 2014 2:01 pm | |
| || Jakiś tydzień po prysznicowej akcji
To nie było tak, że planowałem to działanie. Zresztą, rzadko kiedy coś planuje, nauczyłem się już, że ostatnimi czasy nie ma miejsca na jebane pewniki w życiu, nawet Rory doskonale potrafiła zadbać o to by moje założenia rozsypały się jak domek z kart. Dlatego też w pewny momencie po prostu odłożyłem gitarę i spojrzałem na siedzącą niedaleko dziewczynę, pogrążoną w pracy czy cholera wie czym przy laptopie, tasując w myślach za i przeciw pomysłu, który właśnie przyszedł mi do głowy. Właściwie, to nie była żadna rewelacja, byłem dzisiaj kurewsko znudzony, a i tak wcześniej zostałem poproszony o taki gest, czemu więc nie zapewnić sobie jakiejś rozrywki? Siedzenie w domu dzisiaj wydawało mi się najgorszą możliwą perspektywą, w końcu ile można patrzeć się na te same ściany, ile razy jeszcze uderzać w struny budząc je do życia? Miałem ochotę na coś innego, dlatego w końcu podniosłem się, odstawiłem instrument i w paru krokach znalazłem się przy kobiecie, po czym – w sumie zupełnie nie przejmując się celem w jakim klikała w klawisze – wyłapałem szybko okazję i jednym ruchem zamknąłem jej laptopa – przypuszczalnie usypiając sprzęt – i uśmiechnąłem się trochę prowokacyjnie. - Masz pół godziny – rzuciłem, przyglądając jej się uważnie. – Pół godziny na to wasze całe kobiece czary-mary czy co tam chcesz robić, a potem wychodzimy – zarządziłem tonem nie znoszącym sprzeciwu, po czym – nim zdążyła zaprotestować – sięgnąłem po paczkę papierosów i wyszedłem na balkon zapalić. Nawet nie liczyłem czasu, na dobrą sprawę nie koniecznie interesowało mnie to ile Rory będzie się szykować, po prostu chciałem by potraktowała to wszystko na serio, a nie doszła do wniosku, iż nie ma ochoty na wyjście, tym bardziej, że było już dość późno. Prawda była jednak taka, że każda upływająca minuta działała na naszą korzyść, a przynajmniej w kontekście planowanego przeze mnie wypadu. Tam gdzie zamierzałem zabrać dziewczynę najlepiej było się wybrać w nocy, inaczej miejsce to traciło wiele ze swego specyficznego uroku. Nie byłem do końca pewien czym się kieruje szykując się na tę wyprawę. To wszystko w końcu miało być czymś średnio przyjemnym, rozdrapywaniem starych ran, wbijaniem paznokci we własne mięśnie. W tamtych okolicach nie byłem od ponad roku, właściwie od momentu wybuchu rebelii, wtedy to cały Kapitol stanął na głowie, kiedy wszystko się spierdoliło, a życie mieszkańców miasta zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dopaliłem papierosa, po czym westchnąłem, cisnąłem peta w przestrzeń i rozejrzałem się po balkonie. Mój wzrok dość szybko zatrzymał się na leżącym na stoliku szaliku, a sam rzecz podsunęła mi kolejny pomysł. Uśmiechnąłem się ironicznie do swoich myśli, sięgając po kawałek materiału, składając go i chowając do kieszeni, po czym raźnym krokiem wracając do pokoju. Założyłem szybko buty na wyjście, z szafy wyciągnąłem koszule, po czym rozsiadłem się czekając. Uśmiechnąłem się koślawo do Rory, kiedy ta wreszcie gotowa stanęła w przedpokoju, otworzyłem drzwi gestem zapraszając ją na zewnątrz, po czym zamknąłem mieszkanie na klucz i korzystając z okazji, iż uwaga kobiety skupiona była teraz na czymś innym niż zawartość moich kieszeni wyciągnąłem szalik, po czym zbliżyłem się do dziewczyny i nie czekając nawet na jej protesty zawiązałem jej go na oczach. - Nawet nie próbujmy się okłamywać, nie wierzę, że jeśli powiem Ci, że masz nie podglądać to faktycznie mnie posłuchasz – rzuciłem ironicznym tonem, po czym złapałem Rory za ramię, sprowadzając ją na dół, gdzie – na szczęście – czekała już zamówiona chwilę wcześniej taksówka. – Tylko bądź grzeczna, Carter, bo wywiozę cię gdzieś i zostawię w środku niczego – rzuciłem groźnym tonem, otwierając przed nią drzwi i nakierowując ją na tylne siedzenie. Sam najpierw cicho podałem kierowcy adres nim zająłem swoje miejsce. Miałem kurewską ochotę podroczyć się z Rory i nic mi tego nie mogło utrudnić. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 1:01 pm | |
| Spędzanie wieczorów w domu, nad niedokończonym artykułem i z kubkiem herbaty na podorędziu, nie należało do jej ulubionych metod gospodarowania wolnego czasu. O wiele bardziej wolałaby dziś zaszaleć w klubie, barze czy nawet w plenerze, z alkoholem lub bez niego. Tak się jednak złożyło, że planów na dziś nie zrobiła, a środek tygodnia i spontaniczne spotkania z przyjaciółkami funkcjonowały ostatnio jakom oksymorony. Niestety. Tym większe było zdziwienie Rory, gdy ekran laptopa, przed którym spędziła ostatnie pół godziny, opadł nagle. Wcześniej nawet nie zauważyła Jacka, stojącego teraz tuż przed nią, a przecież przebywali w jednym pomieszczeniu. To dziwne, kiedyś wydawało jej się, że nie będzie umiała współdzielić z nim mieszkania, a teraz czuła się już tak swobodnie, przyzwyczajona do obecności mężczyzny. Nawet się nie odezwała, rzuciła mu tylko zaciekawione spojrzenie, a na jej ustach dosyć szybko zatańczył delikatny uśmiech. Nie zamierzała protestować, skoro odnalazła właśnie pretekst by odłożyć pracę na później. Cóż takiego knuł Caulfield, że nie mógł jej o tym powiedzieć? Przecież już kilka razy wychodzili razem na miasto, pomimo jego statusu uciekiniera, spędzając wieczory na wspólnej dobrej zabawie. Bez żadnych zobowiązań, z maksymalnym dozowaniem przyjemności. Czy ta cała tajemnica oznaczała, że tym razem szykuje coś innego? Pojęcie randki funkcjonowało w słowniku Rory tylko po to, by mogła drażnić nim Jacka. Nie mogła sobie nawet wyobrazić sceny, podczas której przez jego gardło przeszłoby to słowo. Jego spontaniczność spodobała jej się na tyle, że nie skomentowała tego swoistego zaproszenia, a jedynie podniosła się stosunkowo szybko z krzesła i zniknęła w sypialni, by przyszykować się na wieczór. Dał jej pół godziny, a taki krótki czas nie był dla niej żadnym wyzwaniem. Nigdy nie spędzała przed lustrem długich godzin, dlatego teraz przygotowania zajęły jej mało czasu. Zdążyła jeszcze odwiedzić łazienkę (on palił na balkonie, więc mogła swobodnie przebiec w samej bieliźnie od drzwi do drzwi), szybko wybrała ubrania, które określiła jako wygodną elegancję (puff) i właściwie była gotowa do wyjścia. Ciekawa tego, co szykuje dla niej Jack, nie mogła odpuścić sobie okazji do prowokacji, więc z pełną premedytacją zdecydowała się nie zakładać stanika pod cieniutki, bordowy sweterek. Z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy wyłoniła się z sypialni, a mężczyzna czekał już na nią przy drzwiach. Szybko opuścili mieszkanie, a gdy Rory zajęta była przeszukiwaniem własnej torebki i upewnianiem, że wzięła ze sobą telefon, Jack wykorzystał moment nieuwagi i po chwili na oczach rudowłosej wylądowała apaszka całkowicie ograniczająca widoczność. - Naoglądałeś się pornosów i teraz ja mam być narzędziem do spełniania Twoich fantazji, tak? – zażartowała, bo zawiązanie oczu i jego słowa nieodmiennie kojarzyły jej się z grą wstępną, z filmów dla dorosłych. Dała się jednak wyprowadzić przed kamienicę, a lekki uśmieszek nie schodził z jej ust. Taksówka była przewidywalnym elementem, ale rudowłosa i tak czuła dziwne podekscytowanie oraz to znajome, niezmiernie przyjemne uczucie gdzieś w dole brzucha. Usadowiła się wygodnie, uprzednio witając z kierowcą i wkrótce samochód ruszył, wioząc ich w nieznane. Małe dzieci zasłaniając oczy, są przekonane, że ich nie widać. Apaszka na oczach dodawała Rory śmiałości, bo choć nie byli w taksówce sami, nie widząc kierowcy, nie mogła poczuć się w żaden sposób zażenowana tym, co właśnie zaczynała uskuteczniać. Jak chciał się droczyć, a ona natychmiast podjęła jego grę i nie miała zamiaru być w niej gorsza. Z najbardziej niewinnym uśmieszkiem, na jaki ją było stać, przybliżyła się lekko w jego stronę, położyła mu rękę na kolanie i powoli zaczęła przesuwać ją wyżej i wyżej. Nie mogła widzieć jego miny, ale kto powiedział, że wyczucie reakcji nie było równie satysfakcjonujące? Ścisnęła lekko wewnętrzną stronę jego uda, ale głowę wciąż trzymała prosto, jak gdyby nigdy nic. Trafił swój na swego. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 1:39 pm | |
| - Spełniania fantazji, wyżywania się w każdy możliwy sposób, różne rzeczy dla Ciebie planuje, Kocie – zapewniłem ją ironicznym tonem, po czym uśmiechnąłem się szeroko do jej pleców. Byłem zadowolony, że się nie ociągała, ani też nie protestowała, a jedynie spokojnie dala się poprowadzić na dół, a następnie bez słowa dyskusji wsiadła do samochodu. Byłem przygotowany na pewne formy buntu, ba, nawet na to, iż wkurwi się ze względu na zamknięcie laptopa czy też zawiązanie jej oczu, w razie czego gotów użyć o wiele mocniejszej argumentacji, albo po prostu przerzucić ją przez ramię i wynieść z tego pieprzonego mieszkania. Choć z tego powodu już na pewno by się wściekła. W sumie, dawno nie pokazała swoich pazurków. Byłem wdzięczny kierowcy za dyskrecję i za to, jak luźno podszedł do naszego towarzystwa. Na jego twarzy pojawił się jedynie nieznaczny uśmiech, gdy w lusterku wyłapał odbicie twarzy Rory, gdy ta się z nim witała. Ruszył bez słowa, a ja mogłem wygodnie się rozsiąść czekając aż podróż dobiegnie końca. Mimo iż wybieraliśmy się na drugi koniec Dzielnicy nie spodziewałem się, że potrwa ona długo, o tej porze nie powinno być raczej korków, tym bardziej, że rebelianci zdawali się prowadzić o niebo grzeczniejszy styl życia od starych mieszkańców Kapitolu. Co prawda, nie spodziewałem się, że Rory będzie grzeczna, jednak nie przypuszczałem również, że zachowa się w taki, a nie inny sposób. Kiedy jej dłoń wylądowała na moim kolanie zmarszczyłem brwi i wbiłem spojrzenie w jej palce przyglądając się ich wędrówce, wypuszczając powoli powietrze z ust, gdy te zacisnęły się na moim udzie. No, no, proszę bardzo, znalazła się prowokatorka. Uśmiechnąłem się szeroko, tylko kątem oka zerkając w stronę kierowcy (kurwa, zdecydowanie będę musiał zapłacić gościowi z napiwkiem za to jak wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie obchodzi go to co się dzieje na tylnych siedzeniach jego auta), po czym pochyliłem się w stronę dziewczyny i sam wsunąłem dłoń między jej nogi przesuwając ją powoli do góry, szczerząc się jak głupi, gdy moje palce zniknęły pod materiałem jej spódnicy. - Droga Rory, zdajesz sobie sprawę, że dla mnie to żaden problem? – wyszeptałem w tym samym momencie, w którym moje palce zacisnęły się na jej ciele. – Pseudowidownia mi nie przeszkadza – dodałem, wchodząc bardziej w mruczące, ironiczne tony, trącają nosem płatek jej ucha, po czym wyprostowałem się, jakby nigdy nic i zerknąłem przez okno. Pięć, góra sześć minut i będziemy na miejscu. Nie cofnąłem ręki. Już dawno przywykłem do podobnych zagrań, Kapitol pełen był ludzi, którzy nie bawili się w pierdoloną pruderię, seks w miejscu publiczny, otwarte prowokowanie się, nie były i raczej nie będą na liście rzeczy, które odrzuciłbym ze względu na jakąś udawaną etyczność. Już dawno zaliczyłem obydwie rzeczy, nie zamierzałem więc teraz udawać grzecznego. W zasadzie nie odezwałem się już do momentu, w którym dojechaliśmy w okolicę mojego celu, a wtedy, doszedłszy do wniosku, że krótki spacer nie jest niczym złym, pochyliłem się w stronę kierowcy i poprosiłem go o zatrzymanie się. Zerknąłem na licznik i wyświetlaną na nim cenę, po czym wyciągnąłem z kieszeni banknoty i podałem je mężczyźnie odmawiając przyjęcia reszty. A następnie szybko wysiadłem z samochodu i okrążyłem go, by pomóc wyjść również Carter. Nie ważne za jak samodzielną i zwinną by się nie uważała, z zawiązanymi oczami w bardzo szybkim tempie mogła się spotkać z ziemią. Uchwyciłem ją za łokieć i delikatnie pociągnąłem w wybranym kierunku. - Przejdziemy się kawałek – poinformowałem ją, zatrzymując wzrok na oddalonym może o trzy minuty spaceru budynku, który był celem całej tej wyprawy. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 2:16 pm | |
| Przyzwyczaiła się już do bycia nazywaną kotem, przywykła do obecności Jacka, jego ciętego języka (użytecznego nie tylko w rozmowach) i niemal nieustającego przerzucania się dwuznacznościami. Być może na dłuższą metę takie zabawy i droczenie się nie sprawdzały, ale oni przecież nie byli w żadnym związku, nikt nie mówił, jak długo będzie trwała ich relacja, więc należało korzystać, póki można było jeszcze prowokować się choćby dla sportu. - Oby to nie były tylko puste słowa – pogroziła mu palcem żartobliwie, czując przyjemną satysfakcję z tego, że potrafiła tak luźno podchodzić do całej sprawy, w perspektywie mając zapewne niezłe korzyści. Taksówkarz nie odezwał się słowem, a rudowłosa była pewna, że spogląda na drogę, a nie zerka co chwile w lusterko by upewnić się, że na tylnej kanapie jego auta nie dzieje się nic zdrożnego. Dodatkowe punkty za dyskrecję mogły przemienić się w wyższe wynagrodzenie za trudy podróży, wystarczyło tylko, by nie oglądał się za siebie. Zresztą i tak nie mógłby zobaczyć wędrujących dłoni Jacka i Rory, zapewniała do typowa przegródka między przednimi, a tylnymi siedzeniami. Carter mogłaby założyć się o miesięczną pensję, że Jack przywdział ten swój sławny szelmowski uśmieszek, gdy nachylał się, by szeptać jej do ucha. A przecież wcale nie chciała mu przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Miała zamiar jedynie nieco go rozproszyć i dać znać, że nie przeszkadza jej miejsce, w jakim właśnie się znajdują. - Taką miałam nadzieję – odszepnęła, delikatnie rozszerzając nogi i pozwalając mu na nieco śmielsze poczynania. Dreszcz przyjemności przebiegł po plecach rudowłosej, gdy Jack mruczał jej do ucha. Przygryzła wargę, by się nie zdradzić, a jednocześnie nie przerywała wędrówki własną dłonią, która teraz całkiem śmiało zagalopowała się na skraj jego koszuli. Palcem obrysowała delikatnie okolice pępka i zeszła niżej, zaczepiając o pasek, dotykając śmiało skóry na kościach biodrowych mężczyzny. Jednocześnie wciąż utrzymywała minę niewiniątka, chociaż taksówkarz już na pewno zauważył, w co grają jego pasażerowie. Dalsza droga minęła im w ciszy, ale bynajmniej nie był to czas zmarnowany. Gdy samochód zatrzymał się, Rory odczekała stosowną chwilę bo była pewna, że Jack zechce zabawić się w dżentelmena. I rzeczywiście, otworzył przed nią drzwi, złapał za łokieć i delikatnie pociągnął w sobie tylko znanym kierunku. Dookoła panowała względna cisza, a Rory zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem nie opuścili Dzielnicy Rebeliantów. Gdyby jednak tak było, podróż trwałaby dłużej, musieli być więc gdzieś na obrzeżach. Nawet przez chwilę do głowy nie przyszło jej, by bać się tego, co przygotował dla niej Jack. Zaufała mu i nie miała nawet najmniejszego złego przeczucia co do celu podróży oraz nadchodzących godzin. - Caulfield, jaki ty jesteś dziś władczy – wymruczała z udawanym uwielbieniem , choć faktycznie podobało jej się to, co mężczyzna dziś sobą reprezentował. O ile oczywiście nie prowadził ją na jakąś orgię, wtedy chyba podziękowałaby grzecznie i usiadła, by tylko się przyglądać. Przez chwilę miała ochotę wyszarpnąć łokieć i po prostu złapać ją za rękę, ale dla świętego spokoju dała się dalej prowadzić przed siebie, nie mogąc doczekać się momentu, w której apaszka zniknie z jej oczu. W następnym momencie pożałowała, że to się jeszcze nie stało, bowiem jej stopy zaplątały się o siebie i gdyby nie wczepiła się mocno w ramię Jacka, najprawdopodobniej wylądowałaby na ziemi. - W zeszłym tygodniu obtarłam dla ciebie kolana. Zlituj się, zanim wyrżnę na ziemię i zrobię to drugi raz – oznajmiła fałszywie oburzona, ale po chwili zaniosła się śmiechem.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 2:42 pm | |
| Jej reakcje sprawiały, że z każdą chwilą uśmiech na mojej twarzy stawał się coraz bardziej drapieżny, a gdyby nie fakt, że w perspektywie mieliśmy coraz szybciej zbliżający się koniec podróży zapewne pozwoliłby sobie na śmielsze działania, niż te, które tez praktykowałem. Na razie jednak powstrzymałem się przed zanurzeniem palców pod kolejną warstwą materiału na ciele Rory, zadowalając się jedynie spokojnym drażnieniem się z nią, krążeniem palcami i nieznacznym prowokowaniem. Sam również zadowolony z tego co kobieta robiła ze swoją dłonią. Siedziałem wygodnie, do końca podróży kątem oka obserwując reakcje kobiety na mój dotyk, zadowolony, że moja ocen co do niej jeszcze zza czasów naszego pierwszego spotkania wcale nie okazała się daleka od rzeczywistości. Rory nie dość, że miała pazurki, to jeszcze nie była sztucznie pruderyjną czy też zbyt nieśmiała osobą, a nie mogłem zaprzeczyć, że ostatnimi czasu trudno znaleźć takowe. O ile oczywiście liczyło się na to, że przy tym zachowają pewną klasę. Od momentu w którym wysiedliśmy niemal na każdym kroku spotykałem dowody na to, iż rebelianci żyli inaczej niż dawni mieszkańcy Kapitolu. Co prawda, okolica w której się znaleźliśmy była cicha i spokojna, tak jak jeszcze zza czasów jej świetności, jednak dawniej wszystko to dookoła tętniło życiem, specyficznym, nie krzykliwym życiem, nie tą wkurwiającą formą pełną dźwięków i ostrych neonów. Szedłem przed siebie niemal czując na języku tę gorycz związaną ze zmianą, wątpiłem, że szybko – o ile kiedykolwiek – przywyknę do tego wszystkiego. Na swój sposób tęskniłem za starymi czasami. Zamyślony ledwo zanotowałem pierwsze słowa dziewczyny, w odpowiedzi na nie jedynie uśmiechając się półgębkiem, jednak, kiedy poczułem gwałtowne szarpnięcie i zaciskające się na moim ramieniu palce Rory natychmiast wróciłem do rzeczywistości i skoncentrowałem na niej spojrzenie zatrzymując się na chwilę. - Pierdoła – westchnąłem, po czym pokręciłem głową z niedowierzaniem. Przyciągnąłem ją o siebie mocniej, przez chwilę rozważając zdjęcie z jej oczu jebanego szalika, skoro przez niego dziewczyna miała mieć aż taki problem z utrzymaniem równowagi, w końcu jednak zmieniłem zdanie, dochodząc o wniosku, że i po takim czasie już nie zepsuje jej niespodzianki i ponownie nie dając jej czasu na dyskusje, ba, nawet nie pytając jej o zdanie, pochyliłem się kładąc jej rękę na wewnętrznej stronie kolan, po czym podciągnąłem ją i – po prostu – wziąłem na ręce, wybierając chyba najprostsze możliwe rozwiązanie. - Spokojnie, twoje kolana dzisiaj będą całe, Kocie. Trzeba je oszczędzać na inne okazje – odpowiedziałem ironicznie, chwytając ją w pewniejszym uścisku, po czym ruszając żwawym krokiem w stronę budynku. – I ani się waż podglądać, bo pogadamy sobie inaczej. Uśmiechnąłem się przy tym rozbawiony, szybko przemierzając ostatnie metry. Wchodząc do budynku przywitałem się z portierem – stary znajomy, który pracował tutaj jeszcze zza czasów świetności Kapitolu – uświadomiłem go, że pojawiłem się tutaj w tym samym celu co zawsze, po czym skierowałem się w stronę windy. Co prawda nie było to najłatwiejszym zadaniem, jednak po paru chwilach udało mi się wybrać odpowiedni numer, nie wypuszczając dziewczyny nadal z rąk i zamknąć za nami drzwi. - Jeszcze chwilę – zapewniłem, gdy poczułem to lekkie szarpnięcie zawsze towarzyszące jeździe w górę. Zatrzymaliśmy się na ostatnim piętrze, potem były już tylko schody – ten odcinek był kurwa najcięższy – jeszcze jedne drzwi i w końcu zatrzymałem się na dachu budynku, zadowolony wystawiając twarz na podmuch wiatru. Odstawiłem Rory na ziemię. - Możesz zdjąć chustę – powiedziałem, nie obserwując jej jednak, wzrok niemal natychmiast przeniosłem na niebo, zadziwiająco wyraźne i czyste jak na to widziane w granicach Kapitolu. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 4:00 pm | |
| Seks w miejscu publicznym stanowił jedną z jej wymarzonych fantazji. Taksówka, przymierzalnia, park, winda… możliwości było wiele, a samo myślenie o tym, że można zostać przyłapanym, powodowało już lekki dreszczyk emocji. Oczywiście nie powiedziałaby tego Jackowi wprost, a przynajmniej nie na trzeźwo. Bezpruderyjność swoją drogą, ale nie każdym fetyszem należało się od razu dzielić, podtrzymywanie atmosfery tajemniczości leżało w interesie kobiet, które prowadziły z mężczyznami grę zwaną flirtem. Zabawa na tylnym siedzeniu musiała niestety dobiec końca, ale rudowłosa czuła, że po tej nocy może spodziewać się naprawdę wiele, więc była dobrej myśli, jeśli chodzi o ewentualne przyjemności. Jak to dobrze, że akurat pod tym względem dobrali się z Jackiem naprawdę nieźle. Mężczyzna zdecydowanie wchodził jej na ambicję, jeśli chodziło o umiejętności w sferze seksualnej, a miała wrażenie, że jego też kręciło to, co działo się często między nimi. Gdy obie strony były zadowolone, czy trzeba czegoś więcej? Już miała się odwdzięczyć za tę pierdołę, ale niewiele mogła zrobić z zasłoniętymi oczami, a poza tym już po chwili poczuła, jak jej stopy odrywają się od ziemi, a ona sama ląduje na rękach Jacka. Zachichotała rubasznie, bo wiedziała doskonale, że wykorzysta tę pozycję by jeszcze trochę się z nim podroczyć. Przerzuciła rękę za jego szyję, ale dłonią powoli powędrowała do włosów, delikatnie przeczesując je palcami. Gdyby pozwoliła sobie na więcej, wkrótce mogłaby wylądować tyłkiem na ziemi, wolała więc nie igrać z wytrzymałością Caulfielda i dalej już spokojnie dała się donieść do jakiegoś budynku. Znowu z kimś rozmawiał, a po chwili Rory usłyszała znajome piknięcie i wiedziała już, że kierują się do windy. Jej ciekawość powoli sięgała zenitu i niewiele brakowało, by po prostu ściągnęła apaszkę żeby zobaczyć gdzie się znajduje i co tu na nią czeka. I w tym momencie, gdy tak czekała na rękach Jacka, zniecierpliwiona, bardzo naiwna myśl przyszła jej do głowy. A co jeśli to faktycznie jest randka i mężczyzna coś przyszykował? Niemożliwe, przecież znała go na tyle dobrze by wiedzieć, że romantyczne zagrania są mu tak obce, jak współczucie prezydentowi Snow. Pragnąć przegonić zalążek paniki ze swoich myśli (nie chciała żadnych randek, nie z nim, nie mogła sobie pozwolić na przejście na wyższy poziom znajomości), nie zauważyła nawet, że już dawno wysiedli z windy. Poczuła wiatr na swojej twarzy, a chwilę później jej stopy dotknęły podłoża. Słysząc, że może już pozbyć się apaszki, uczyniła to czym prędzej, nie martwiąc się nawet jej rozwiązywaniem; po prostu ściągnęła ją przez włosy. Pierwsze spojrzenie skierowała na Jacka, jednak on był już zajęty wpatrywaniem się w gwiazdy, które po chwili również przykuły uwagę Rory. W mieście nie było dobrego punktu obserwacyjnego do podziwiania nieba nocą, dlatego teraz widok mógł rzeczywiście wydawać się po prostu magiczny. A na pewno był taki, dla wychowanej pod ziemią Carter. Jej twarz rozjaśnił szczerzy, szeroki uśmiech, wciąż wodziła oczami po niebie, wyszukując tych kilku konstelacji, które znała z opowiadań matki. Zanim w ogóle się odezwała, minęła dłuższa chwila, podczas której zdążyła nawet odejść kilka kroków od Jacka, zafascynowana nieboskłonem. - Jeśli to jest twój sposób na podryw to cieszę się, że założyłam spódnicę – oznajmiła z rozbrajającą szczerością, spoglądając na niego po raz pierwszy, odkąd znaleźli się na dachu – Świetne miejsce. Rozejrzała się dookoła, a gdy nie zauważyła nic, co przypominałoby jej koc i piknikowy koszyk (podświadomie czuła, że do tego nie dojdzie, ale wolała się upewnić), odetchnęła cicho i całkowicie przegoniła z głowy natrętne myśli i strach przed romantyczną atmosferą, która mogłaby zagrozić temu spotkaniu. Co oczywiście nie znaczyło, że nie mogła mu dogryźć, bo przecież to wychodziło jej dzisiaj całkiem nieźle. - Słuchaj, jeśli masz zamiar się oświadczyć, to lojalnie uprzedzam żebyś nie nadwyrężał kolan – śmiertelnie poważny głos kontrastował wyraźnie z jej rozbawioną miną – W końcu ty też musisz je oszczędzać na inne okazje. Niech swoboda, którą ciągle czuła, świadczy o luźnym podejściu do sprawy. Gdyby nagle zrobiło się niezręcznie, mogło to o czymś świadczyć, ale póki co nadeszła kolej Jacka, by odbić piłeczkę.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 4:36 pm | |
| Nie dyskutowała, nie protestowała, nie bulwersowała się, była w sumie zaskakująco uległa jak na samą siebie i przez chwilę nawet zacząłem zastanawiać się nad powodem takowego zachowania. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że w głównej mierze wszystkiemu winna jest ciekawość, na tyle silna, że nawet tak uparta istota jak Rory trzymała swoje reakcje na wodzy. Nawet wtedy, gdy niosłem ją na rękach, a odległość między nami zmalała do największej możliwej teraz minimalnej. Byłem ciekaw jej reakcji, ciekaw tego jak spodoba jej się widok z dachu, czy należy do tych którzy lubią podziwiać niebo, zresztą, była dziewczyną z Dystryktu, dla niej coś takiego mogło być czymś najnormalniejszym w świecie, kiedy dla każdego mieszkańca Kapitolu wyraźnie widoczne gwiazdy były rzeczą niesamowitą. Dlatego też, mimo iż samego kusiło mnie by długo stać tak z zadartą głową, myślami pogrążając się w dawnych czasach, w końcu opuściłem wzrok i spojrzałem na kobietę. A jej uśmiech i zachwyt w oczach przyprawił mnie o atak dzikiej satysfakcji. Wyszczerzyłem się zatem zadowolony, po czym odwróciłem i podszedłem do barierki otaczającej cały dach i oparłem się o nią, wbijając wzrok w panoramę miasta. Po chwili namysłu zmieniłem jednak zdanie i – uśmiechając się prowokacyjnie w stronę Rory – podciągnąłem się na barierce i przerzuciłem przez nią nogi rozsiadając się na niej wygodnie. Pamiętałem czasy, kiedy pierwszy raz przyjechałem tu z kumplem, wtedy jeszcze pierdolone czterdzieści metrów w dół zdawało mi się barierą nie do pokonania, nie odważyłem się wychylać nad ogrodzeniem, co dopiero na nie wspinać, jednak z czasem, stopniowo, oswajałem się z miejsce. Im częściej tu bywałem tym bardziej przekonywałem się, że wysokość to rzecz, której akurat najmniej powinienem bać się w życiu, w końcu, w samym moim domu więcej było prawdziwych zagrożeń niż tutaj, na skraju dachu piętnastopiętrowego budynku. Ponownie zerknąłem na kobietę, uświadamiając sobie, że gdzieś pomiędzy moimi wspomnieniami rzuciła parę zdań. Przez chwilę marszczyłem brwi starając sobie przypomnieć to kurestwo, w końcu jednak wyszczerzyłem szelmowsko i sugestywnie, kiwając zadowolony głową. - Tutaj muszę się z tobą zgodzić, spódnica była trafnym wyborem – przyznałem, uśmiechając się bezczelnie. Gdyby nie spódnica te parę chwil w taksówce nie byłoby aż taki miłe. Albo aż tak proste. - A co do oświadczyn… No proszę, Carter, od kiedy to jakieś pieprzone słówka i głupie zobowiązania są ci potrzebne w życiu? – zaszydziłem, puszczając jej prowokacyjnie oczko. Po chwili też – ponownie – wróciłem do obserwowania miasta i nieba. Dawniej naprawdę uwielbiałem to miejsce, spędzałem tutaj dużo czasu, pisałem tutaj, czytałem książki, grywałem na gitarze. Szczególnie w noce, w które moja matka znowu była pijana w sztok, a miejsce przy jej boku zajmował jakiś kolejny fagas, któremu najchętniej – na starcie – połamałbym wszystkie palce, kosteczka po pierdolonej kosteczce. I wybił zęby; większość z nich miała paskudny uśmiech. Wkurwiający niezmiernie. - Poprosiłaś żebym zabrał cię w jakieś swoje ulubione miejsce, zatem… Voilà – mruknąłem, unosząc jedną ręką i wykonując nią niekonkretny gest, który – najprawdopodobniej – miał służyć celu podkreślenia wagi tego miejsca. – Może nie jest to te najlepsze, ale zawsze… Swego czasu spędziłem tutaj naprawdę wiele wieczorów. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 5:09 pm | |
| Kapryszenie, marudzenie i przeciwstawianie się Jackowi byłoby niczym odmówienie sobie przyjemności. Rory lubiła niespodzianki i czuła, że ta może okazać się naprawdę miła. Czemu więc miałaby psuć tę aurę tajemniczości? W alternatywie miała przecież siedzenie w domu i kończenie artykułu, nietrudno więc zrozumieć decyzję, jaką podjęła podnosząc się z kanapy i dając się zaprowadzić na dach. Jako wychowanka Trzynastki nie miała zbyt wielu okazji, na podziwianie gwiazd, podczas rebelii nadrobiła swoje braki, wykorzystując noce na obserwację nieba, choć z poziomu okopów czy lasu pełnego rannych te widoki nigdy nie mogły być tak malownicze, jak powinny. W Kapitolu miejsca dżungla skutecznie odcięła ją od tej romantycznej i wrażliwej strony, nie szukała więc nawet takich miejsc, jak to, a balkon musiał jej wystarczyć za punkt obserwacyjny. Spędziła więc dłuższą chwilę na chłonięcie tej małej cząstki magii, która teraz ją otaczała. Gdyby nie miała towarzystwa, zapewne rozłożyłaby ręce i cieszyła się jak dziecko, jednak na obnażanie się Jackowi z tej strony jeszcze kiedyś być może przyjdzie pora. Rory pomyślała, że bardzo chciałaby się teraz wyrwać ze stolicy, odwiedzić dowolny Dystrykt i spędzić noc w głuszy, całkiem sama, za przewodniczki mając właśnie gwiazdy. Proste, dziewczęce marzenia, które nie miały szansy ziścić się w najbliższym czasie. Z rozmyślenia wyrwał ją widok Jacka, przerzucającego nogi przez barierkę, a także obdarzającego rudowłosą najbardziej prowokacyjnym z uśmiechów. Jeśli to miało być wyzwanie, nie zamierzała go podejmować. Nie bała się spojrzeć w dół, ale takie balansowanie na krawędzi też nie było dla niej. Ani, jak szybko zadecydowała, dla niego, dlatego niemal natychmiast znalazła się przy mężczyźnie, łapiąc go asekuracyjnie za ramię i stając bokiem do barierki. Gdyby poprosiła lub (co gorsza!) rozkazała mu zejść, mogłaby otrzymać efekt dokładnie odwrotny od pożądanego, Caulfield chciałby się popisać kolejną głupotą, a jej skutki mogły być opłakane. Dlatego temat siadania na barierce przemilczała, zajęła się za to innym, wcześniej już poruszonym. - Nie są, dlatego właśnie byłabym zmuszona odmówić, nawet twój urok nie sięga tak daleko – spojrzała na niego z politowaniem, nie cofając ręki, a nawet wczepiając swoje palce mocniej w jego koszulę – Pociesz się tym, że i tak nosisz już moje nazwisko – zaśmiała się, nawiązując oczywiście do fałszywych dokumentów Jacka, wyrobionych jakiś czas temu, w których wyraźnie podawał się za jej kuzyna ze strony matki. Tent temat nieustannie budził w niej ochotę do żartów. Słysząc, że zabrał ją tutaj na podstawie wniosków wyciągniętych po tej sławetnej (lekko upokarzającej) rozmowie, Rory spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie spodziewała się, że w mężczyźnie odzewie się sentyment, że zapamiętał cokolwiek tej krótkiej wymiany zdań, która doprowadziła przecież do znacznie lepszego finału. Ale przecież stali teraz na dachu, na który ją zaprowadził, na który przyprowadzał w swoim czasie pewnie mnóstwo dziewczyn, ale nie to liczyło się w tej chwili. Jack właśnie odkrył przed nią kawałek swojej przeszłości, a biorąc pod uwagę jego ogólne nastawienie do życia, nie mogła tego nie docenić. Minęła więc kolejna chwila ciszy, zanim rudowłosa odezwała się ponownie. - Kto by pomyślał, że z ciebie taki romantyk – szepnęła, nachylając się w stronę mężczyzny i zmniejszając odległość dzielącą ich twarze do minimum – Oczekujesz jakiegoś specjalnego podziękowania? – nie przerywała kontaktu wzrokowego, uśmiechając się sardonicznie i niemalże stykając swój nos z jego.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 6:36 pm | |
| Przez chwilę czułem się jak w tamten wieczór, gdy po raz pierwszy przekonałem się, że barierka przestała być dla mnie problemem. Gdy przełamałem ten pierdolony lęk, przekonując samego siebie, że jednak potrafię panować nad moim życiem. Co prawda teraz nie zamierzałem poderwać się jak głupi, te szczenięce lata już minęły, ale echo tamtego okrzyku swobody zadrapało mnie teraz w gardło, jakby domagając się ponownego wyrwania na zewnątrz. Zamknąłem oczy i westchnąłem przywołując się do rzeczywistości. Tamte dni minęły, nie byłem już tak wolny jak mi się wtedy wydawało, na dodatek moja obecność na tym dachu była jeszcze mniej legalna niż wcześniej. Ten oto zasrany świat o to zadbał. Otworzyłem ponownie oczy i wbiłem niechętne spojrzenie w całe pojebane roztaczające się przede mną miasto, odległe budynki, jedne sporo niższe, inne wyższe niż ten na dachu, którego byliśmy, w świetlistą aurę bijącą od centrum dzielnicy. Rebelianci byli idiotami. Nie tylko nas zepchnęli do klatki, sami też uwięzili się w świecie, który powoli wyżerał ich od środka i, który zmieni ich bardzo szybko. Wątpiłem by chociaż połowa z nich ceniła te same wartości co dawniej, była ludźmi podobnymi do tych sprzed wojny. I nie chodziło mi tu o fakt, że część z nich stwardniała po tym co widzieli podczas licznych starć wojsk, a raczej to, że możliwości, które teraz kwitły im przed oczami psuły ich od środka. Nie wiele im brakowało do tego by powoli zaczęli staczać się w tym samym kierunku, w którym popędzili kiedyś dawni mieszkańcy Kapitolu. Zmarszczyłem brwi zaskoczony, gdy poczułem jak palce Rory zaciskają się nagle na moim ramieniu. Podniosłem na nią wzrok, szybko przywołując na twarz dość ironiczny uśmiech, kto by pomyślał, że młoda Carter w jakikolwiek sposób zdradzi choćby szczątkowe zaniepokojenie związane z moim zachowaniem. Jakże urocza troska. - Noszenie Twojego nazwiska jest ciężarem, z którym niestety muszę sobie jakoś poradzić – odparowałem w odpowiedzi na jej uwagę, rzucają jej przy tym wyzywające spojrzenie. Od początku byłem niezbyt zadowolony z faktu, że dostało mi się to samo nazwisko co kobiety, nie mogłem jednak zbytnio marudzić. Cała ta szopka, pierdolona zabawa przy papierkach dawała mi chociaż złudne poczucie swobody, dzięki nim mogłem poruszać się po Dzielnicy w miarę spokojnie, nie przejmując się tym, że przy pierwszej lepszej próbie legitymowania będę musiał – najprawdopodobniej – spierdalać co sił w nogach. Dzięki temu wszystkiemu mogłem choć trochę sobie dorobić, wspomóc Rory w utrzymaniu mieszkania. Ba, koszula, którą miałem na sobie była właśnie moim pierwszym zakupem, znalazłem ją na stoisku ze starociami, kiedy wracałem do mieszkania po jednej z moich prac. Co prawda, to nie było nic wielkiego, pomagałem przy rozkładaniu straganu, sąsiadom pomogłem przy nałożeniu gładzi na ścianę i wymalowaniu pokoi, drobne robótki za które jednak zawsze coś wpadało do kieszeni. A ja się z tego cholernie cieszyłem. Wzruszyłem ramionami, gdy kobieta spojrzała na mnie z tym niedowierzaniem na twarzy po ostatniej mojej wypowiedzi. Zdawałem sobie sprawę, że to zagranie nie było absolutnie w moim stylu, jednak – do kurwy nędzy – czułem się winny spełnienia chociaż jakieś drobnej prośby z jej strony. W końcu znosiła moje towarzystwo, mimo iż żarliśmy się nieustanie, wkurwieni na siebie większość czasu i nawet nie próbowała wywalić mnie z mieszkania. - Romantyk? – prychnąłem i posłałem jej pełne politowania spojrzenie. Dobre sobie. – Kocie, zapukałaś nie do tych drzwi co trzeba – dodałem szyderczym tonem, zupełnie nie przejmując się malejącym dystansem. Chciała się ze mną podroczyć? A proszę bardzo. Tyle, że ja miałem ochotę na coś podobnego, dlatego za chuja nie zamierzałem dać się sprowokować. Kiedy zadała pytanie, na chwilę udałem, że zastanawiam się głęboko nad odpowiedzią, by w końcu unieść jedną dłoń i złapać ją za podbródek, odciągając odrobinę jej twarz od swojej by mieć lepszy wgląd w jej oczy. Uśmiechnąłem się ironicznie. - Nie pogardziłbym poranną kawą. Z dwóch łyżeczek, czarna, bez żadnej śmietanki czy cukru. Do tego mogą być herbatniki cytrynowe, dawno takich nie jadłem. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 8:06 pm | |
| Nie znał historii jej matki (wiedział tylko, że pochodziła z Trzynastki), nie podzieliła się nim przeżyciami z Dystryktów, choć o rebelii i tak pewnie wolałby nie słuchać. Anegdotki z młodości starannie analizowała, zanim dzieliła się nimi z kimkolwiek, tym bardziej z Jackiem. Nie zaprowadziła go do swoich ulubionych miejsc w stolicy, nie przedstawiła mu swoich znajomych. Ale otworzyła przed nim drzwi swojego domu i bez gadania zaprosiła do środka, a to równało się naprawdę dużej dozie zaufania, na które nie miał nawet czasu wcześniej zasłużyć. Chociaż bezsprzecznie była osobą otwartą i towarzyską, wprowadzanie obcych w meandry swojej przeszłości wciąż uważała za ważny krok, niemalże pewną granicę, której przekroczenie równało się z przeniesieniem znajomości na nieco wyższy poziom. Nie miała pojęcia, czy Jack oceniał to wszystko tak samo, ale naprawdę była mu wdzięczna, że zdecydował się na taki krok. Choćby zasłaniał się nawet najbardziej ironicznym uśmiechem, Carter pod skórą czuła, że potrzebował teraz nie tylko rudowłosej złośnicy, partnerki do kłótni i do łóżka, ale również namiastki przyjaciela. Jeśli ocenił, że właśnie ona zasługuje na takie wyróżnienie, nie był takim jednowymiarowym dupkiem, za którego można by go było wziąć przy pierwszym spotkaniu. Myśli Rory nie potoczyły się w podobnym kierunku, nie chciała teraz myśleć o rebeliantach, o podbitej stolicy i utraconych możliwościach. To był idealny moment by odetchnąć, zrelaksować się, a nie zaprzątać sobie głowę problemami, które i tak zaatakują już następnego ranka, razem z odgłosem budzika. - Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno – dzielnie wytrzymała pojedynek na spojrzenia, choć jego stwierdzenie lekko drasnęło jej dumę. Gdyby nie ten ciężar, Jack nie mógłby teraz wyjść swobodnie z domu, nie mógłby podjąć się żadnej z tych prac, dzięki którym był w stanie dołożyć się do czynszu (a przecie nawet o to nie prosiła!). W głębi duszy wiedziała, że i tak jest jej wdzięczny, na swój pokręcony sposób, dlatego nie czuła się urażona. Przecież tylko się droczyli, jak zawsze. Gdyby od razu dał się podejść, to byłoby zbyt proste. Rory wiedziała, że chęć rywalizacji jest w nim zbyt duża, by swobodnie poddał się jej sugestii, dlatego nie spodziewała się tak naprawdę żadnego pocałunku. Jeszcze nie teraz. Zamiast tego rzucił jej wyzwanie, które bardzo chętnie podjęła. - Tak, tak, mów co chcesz – machnęła ręką, jakby była kompletnie głucha na jego wcześniejszą wypowiedź – Ale przypomnij mi jeszcze, jak wiele dziewczyn przyprowadziłeś na ten dach? Gdyby miała osiem lat, pewnie wystawiłaby mu język, ale na razie ograniczyła się do wymownego uniesienia brwi w górę. Czegokolwiek by nie odpowiedział, ona i tak wiedziała swoje. Jeśli okazałaby się którąś z kolei, nazwałaby go tanim romantykiem. A gdyby miała być tutaj pierwsza… no cóż, tego wolała już nie nazywać, bo jeszcze biedak zamknąłby się w sobie. - Jeszcze jakieś życzenia? – prychnęła cicho, słysząc jego listę. Wykorzystując fakt, że mężczyzna wciąż trzymał ją za podbródek, szarpnęła lekko głową i już po chwili trzymała lekko w zębach jego palec wskazujący. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, uniosła jedną brew w geście perwersyjnym, być może tanim, ale za to jakże podniecającym. Nie minęło pięć sekund, a rudowłosa puściła go i obracając się zgrabnie, obeszła dookoła, stając tym razem z drugiej strony, ale tym razem w niewielkiej odległości. Zanim się obejrzał, podskoczyła zwinnie i już siedziała na barierce, plecami do miasta i piętnastopiętrowej przepaści. Trzymała się pewnie, w końcu nie z takimi ćwiczeniami miała do czynienia przed rebelią, Jack jednak nie mógł tego wiedzieć. Jak gdyby nigdy nic, wyprostowała nogi i odchyliła się lekko do tyłu, by móc spojrzeć mu w oczy. - Na co masz ochotę dziś wieczorem? – zapytała najbardziej niewinnym tonem, na jaki było ją stać, dokładając do tego szczerze zaciekawioną minę – Bo ja, szczerze mówiąc, nie pogardziłabym dobrym drinkiem. Obdarzyła go sugestywnym spojrzeniem, bo przecież to on z nich dwojga potrafił czynić cuda z szejkerem. Powrót do domu nie musiał oznaczać końca dobrej zabawy, wręcz przeciwnie – mogła się ona dopiero rozkręcić.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Wto Sie 05, 2014 9:57 pm | |
| Uśmiechnąłem się do Rory, nawet dość przyjaźnie, gdy zamiast obrazić się i zacząć parskać na moją uwagę, po prostu wytrzymała moje spojrzenie odpowiadając sama w podobny sposób. Czasem żałowałem, że nie było więcej takich ludzi, że wiele osób chowało się za pierdoloną pruderyjnością, udając tak grzecznych i posłusznych konwenansom. Irytowała mnie, nie, wręcz wkurwiała, przesadna delikatność, ckliwość, upychanie głębszego sensu w słowa i gesty, kiedy nie było takie potrzeby; wkurwiało odstawianie teatrzyków, zachowywanie się czysto pod publikę. Większość ludzi wolała ukrywać to co naprawdę myśli, czego pragnie, bo po prostu tak wypadało. Dlatego też, tym bardziej, cieniłem sobie charakter kobiety. Czasem zastanawiałem się jakim cudem jeszcze wytrzymywałem z Lennartem, skoro obydwoje reprezentowaliśmy sobą zupełnie odmienne nastawienia do życia. Ten dupek – którego, przysięgam, uduszę jak tylko wreszcie wpadnie mi w ręce - zdecydowanie był fanem wszelkich konwenansów i zasad moralnych narzucanych przez środowisko, nawet tych najdurniejszych. Obydwoje dawno powinniśmy się pozagryzać, zamiast tego jednak narażałem się tylko po to by chronić tyłek tego idioty; i właśnie ze względu na niego tkwiłem teraz w Dzielnicy, po środku tego gówna, z którym do tej pory nie chciałem mieć do czynienia. Los bywa kurewsko przekorny i ironiczny, nie ma co, lubił sobie pożartować z ludzi. Wywróciłem oczami słysząc jej komentarz do moich słów, jednak kiedy padło następne pytanie zmarszczyłem brwi i zamyśliłem się na chwilę rozważając nad tym jak mam zareagować. W zasadzie nie byłem pewien czy chcę by dziewczyna znała prawdę, fakt ile osób wiedziało o znaczeniu tego miejsca wydawał mi się zadziwiająco prywatną kwestią, w końcu jednak zdecydowałem się na szczerość. Raz się kurwa żyje, skoro już ją tu przyprowadziłem to przynajmniej dokończę sprawę. - Poza moim kumplem jesteś jedyną osobą, która tu ze mną przyszła – przyznałem, po czym wzruszyłem ramionami. Dawniej ten dach służył mi po prostu za miejsce odpoczynku, oderwania się od tego co na co dzień mnie otaczało. Tutaj mogłem spokojnie grać, tutaj mogłem pisać nie przejmując się niczym. I właśnie dlatego nie dzieliłem się z ludźmi moją ostoją. Jedynymi wyjątkami od specyficznej, zajebistej na swój sposób, samotności, która wiązała się z tym dachem były wizyty tutaj z tym idiotą, który zawsze balansował na barierce bez trzymania się, prowokując mnie do przełamania wszelkich blokad w umyśle. Szkoda, że od wybuchu rebelii nie miałem z nim kontaktu. - Hm, no w zasadzie był taki fajny krem budyniowy, nie pamiętam nazwy, ale dobrze smakował z tymi ciastkami. Rozejrzę się w sklepię i dam ci znać. To była tak szczenięca forma wygłupów, że nie mogłem uwierzyć, iż nadal w nią brnąłem, uśmiechając się ironicznie i wciskając kpinę niemal w każde słów. A przynajmniej dopóki nie poczułem jak zęby Rory zaciskają się na moim palcu. Wbiłem w jej oczy ostrzegawcze spojrzenie, jednocześnie pozwalając by uśmiech na mojej twarzy z każdą chwilą stawał się coraz bardziej szelmowski. Kobieta lubiła prowokować i balansować na krawędzi, i już sam ten fakt wystarczył by rozbudziła we mnie chęć przyciśnięcia jej do barierki i rozpoczęcia na nowo jednej z naszych gierek, nadal jednak nie zamierzałem się tak łatwo poddawać, kiedy więc wypuściła moją rękę odłożyłem ją ponownie na barierkę i wbiłem spojrzenie w miasto, ignorując to, że dziewczyna usiadła obok mnie i ponownie spróbowała złapać kontakt wzrokowy. Jej pytanie – w pierwszej chwili – zignorowałem, przeciągając chwilę oczekiwania na odpowiedź jak zresztą większość rzeczy tego dnia. Jedynie siedziałem w ciszy, odchylony lekko do tyłu, przenosząc wzrok na niebo, śledząc oczami znane mi konstelacje. To była chyba jedyna rzecz, która nie zmieniła się podczas trwania mojego życia, ich układ i sama obecność. - Drinki nie są złe – odpowiedziałem, w końcu przenosząc wzrok na towarzyszkę. – Choć nie musimy na nich poprzestać – dodałem, uśmiechając się sugestywnie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 06, 2014 12:17 am | |
| Lubiła czasem udawać kogoś, kim nie była, ale na szczęście ta zabawa kończyła się po wyjściu z klubu lub kawiarni, gdzie pozostawiała za sobą tłum zupełnie obcych ludzi, w towarzystwie których jeszcze niedawno brylowała. Przy znajomych nie zakładała masek, była prawdziwa i nie miała zamiaru zmieniać swojego zachowania, by komuś się przypodobać. Jeśli nie lubili ją za to, jaka była, żadna ze stron nie powinna tracić wtedy czasu na sztuczne podtrzymywanie kontaktu. Dlatego odstawianie teatrzyków i granie pod publikę nie było jej obce, jednak zdecydowanie nie pochwalała, gdy w tych aspektach zacierała się granica między zabawą, a prawdziwym życiem. Być może właśnie dlatego polubiła Jacka, mimo iż nieustannie działał jej na nerwy, prowokował, irytował i doprowadzał do szewskiej pasji. Do wielu rzeczy mieli podobne podejście i nawet czasem skrajne poglądy nie były w stanie zmienić tego, że się dogadywali. Z którym innym facetem mogła pozwolić sobie na taką dawkę ironii i przytyków na spotkaniu, a potem i tak wylądować na kanapie, zabawiając się w najlepsze? Dla ludzi bez dystansu do siebie życie musiało być strasznie ponure i nudne. Szczerze zdumiona jego wyznaniem, zamilkła na chwilę. Naprawdę nie spodziewała się, że jest jedyną kobietą, którą tutaj przyprowadził. W pierwszym odruchu chciała nawet prychnąć ironicznie i nazwać go oszustem, ale jego mina wystarczyła, by tego zaniechała. Rory poczuła się nagle po prostu dobrze, zadowolona z tego, co usłyszała i co bardzo mile połechtało jej ego. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, nie komentując już więcej kwestii gości na dachu, dała się jednak ponieść tej dziecinnej grze, na która oboje z Jackiem mieli wyraźną ochotę. - Poza jedzeniem istnieją jeszcze inne przyjemności, ale skoro wolisz budyń, kimże ja jestem, by cię od tego odwodzić – westchnęła, wzruszając ramionami i robiąc minę, która oznaczała, że decyzja w sprawie podziękowania już zapadła oraz jest nieodwołalna i ostateczna. Wciąż trzymając się mocno barierki, odchyliła głowę do tyłu, by przekonać się, czy jest w stanie zobaczyć Kapitol do góry nogami. Akrobacja mogła okazać się ryzykowna, ale przecież miała obok siebie dzielnego i doświadczonego mężczyznę, który w razie czego nie zawahałby się jej pomóc. A przynajmniej taką miała nadzieję, bo równie dobrze mogła go pociągać za sobą w dół. Wróciła do poprzedniej pozycji, a włosy załopotały jej na wietrze. - Co poza drinkami masz na myśli? – zapytała słodko, jakby nie wiedziała, do czego pije jej towarzysz. To wszystko zamykało się teraz w drobnych dwuznacznościach, ironicznych uśmieszkach i wyzywających spojrzeniach. Rory uwielbiała ten stan, gdy po jej ciele przebiegały przyjemne dreszcze wywołane już samym sposobem, w jaki spoglądał na nią mężczyzna. Lubiła czuć się pożądana, lubiła prowokować. Choć nie nazwałaby siebie hedonistką, spełnianie własnych pragnień było dla niej bardzo ważne, a skoro miała nieodparte wrażenie, że dziś może się to stać po raz kolejny, dlaczego nie miałaby pójść na całość? - Może tym razem to ty chcesz mieć zawiązane oczy? – wymruczała do ucha Jacka, do którego zdążyła nachylić się przed chwilą. A potem, zanim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować lub odpowiedzieć, zeskoczyła z barierki i powolnym krokiem zaczęła iść w kierunku wyjścia, nie oglądając się za siebie. Zatrzymała się dopiero przy drzwiach i oparła się o nie, odwracając twarzą w kierunku Caulfielda. Skrzyżowała ręce za plecami, piętę podparła o ścianę, a w takiej pozycji brak stanika i krótka spódnica naprawdę mogły zadziałać na jej korzyść.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 06, 2014 2:53 am | |
| W przeciągającej się przez chwilę ciszy uświadomiłem sobie jak bardzo odstąpiłem od zwyczajowych scenariuszy normalnego zachowania i podejścia do życia. Takie wyjście nie były w moim stylu, więc nawet nie miałem go końca pojęcia jak właściwie mam się zachowywać, w zasadzie, liczyłem na to, że Rory nie uważała, iż taki wieczór jest zapowiedzią czegoś… więcej. Jakkolwiek by tego nie nazwała. Wydarzył się tylko raz i nie miał się powtórzyć nigdy w przyszłości, tym bardziej, że spełniłem jej prośbę. Przy tym ile jej zawdzięczałem nie mogłem tak po prostu zignorować fakt, iż o coś mnie prosiła, jednak nie miałem też zamiaru udawać, iż jest to coś bardziej trwałego. Nie i kurwa koniec. Dlatego też właśnie nie próbowałem się tłumaczyć, ani usprawiedliwiać mojego zachowania, robiłem to co w danej chwili wydawało mi się najbardziej odpowiednie, nic poza tym. Dlatego też, gdy usłyszałem kolejne słowa kobiety przez chwilę przyglądałem jej się z ciekawością, w końcu jednak parsknąłem śmiechem, ironicznym i wesołym jednocześnie, po czym pokręciłem głową z niedowierzaniem. No tak, prowokatorka nie mogła sobie odpuścić niczego, nawet teraz starała się mnie przekonać do zmiany frontu. Na jej pieprzone nieszczęście bywałem całkiem uparty, dlatego też uśmiechnąłem się grzecznie, pokiwałem głową, nie komentując nawet jej wypowiedzi, w ten sposób pozostawiając za nami specyficzną gierkę słowną. Przyglądałem się Rory, jak wychyla się za barierkę, trochę ryzykownie i nierozsądnie, ale kim ja kurwa byłem by zwracać jej na to uwagę. Sam nie zachowywałem się jakoś specjalnie bardziej odpowiedzialnie siedząc z nogami po drugiej stronie ogrodzenia, wpatrzony w powoli usypiające miasto. Nie byłem aż taki hipokrytą by przypierdlać się do jej wyskoków, kiedy moje nie były specjalnie mniejsze. - Same przyjemne rzeczy – odpowiedziałem na jej pytanie, gdy ponownie skupiła na mnie uwagę. Na jej słodki ton odpowiedziałem moim dość prowokacyjnym, na ironiczny uśmieszek podobnym u siebie. Wędrowałem przy tym pożądliwym spojrzeniem po jej ciele, na chwilę popuszczając wodzę wyobraźni by stworzyć obraz perfekcyjnego zakończenia tej wizyty na dachu. Nie pozwoliłem jednak by którakolwiek z fantazji wzięła nade mną górę, zepchnąłem je na skraj umysłu, obiecując sobie, że kiedyś jeszcze je wykorzystam, ale na pewno nie dzisiaj. Teraz nie mogłem dać się sprowokować tak łatwo. Nawet kiedy jej zapach zaczął drażnić mnie w nozdrza, gdy – ponownie – dystans między nami został tak bardzo zmniejszony. Pozwoliłem Rory na odsunięcie się i odejście od barierki, samemu sobie zostawiając chwilę na pozbieranie się do końca – i upewnienie się, że gdy w końcu przy niej się znajdę, nie przycisnę ją całym ciężarem ciała do ściany, w tempie ekspresowym pozbawiając ją ubrań. Uniosłem się w końcu i przerzuciłem nogi nad krawędzią ogrodzenia, a widok, którym poczęstowała mnie kobiet sprawił, że niemal natomiast zmieniłem zdanie, pozwalając sobie na nieznaczne odstąpienie od postanowień. Podszedłem do Carter i – nim ta zdecydowała się uciec – zamknąłem ją w klatce ze swoich ramion, pochylając się w jej stronę, nosem przejeżdżając wzdłuż jej szyi. - Zdecydowanie wole widzieć wszystko – mruknąłem, gdy moje usta w końcu znalazły się na wysokości jej ucha, po czym uśmiechnąłem się szelmowsko i odbiłem od ściany otwierając przed Rory drzwi, starając się zignorować pokusę jaką stanowiło jej ciało ubrane w taki sposób. – Wracajmy do mieszkania.* * * Tego samego wieczoru – dwie (?) godziny późniejUśmiechnąłem się ironicznie, stawiając na blacie stołu dwa kolejne drinki, tym razem postawiłem na klasykę – Sex on the Beach – wódka, likier brzoskwiniowy, sok żurawinowy i pomarańczowy, całkiem smaczne połączenie. W następnej kolejności szykowałem w myślach już trochę bardziej ognisty drink, na razie jednak musiała wystarczyć nam ta zawartość szklanek. - Naprawdę musimy popracować nad twoją mocną głową – zaszydziłem lekko, patrząc na Rory, której alkohol – najwyraźniej – uderzył już trochę do głowy. Można by było pomyśleć, że miesiąc mieszkania ze mną wyrobił jej lepszą kondycję, a jednak… - Za co pijemy? – spytałem, unosząc napój do góry. /aaa, wybacz za kupę |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 06, 2014 5:51 pm | |
| Raz na jakiś czas można było sobie pozwolić na odstępstwo od normy, odejście od określonego kanonu zachowania. Dla zabawy, z chęci przerwania monotonii w swoim życiu lub zaskoczenia kogoś (choć zdarzało się i tak, że zaskakiwało się głównie samego siebie). Czym innym było zmienianie się dla drugiej osoby, a czym innym odkrywanie takiej strony swojej natury, o której nie miała ona pojęcia. Jack-romantyk, Jack-sentymentalny… Rory nie miała pojęcia, że akurat te dwie strony uda jej się odkryć tak szybko. Bo w to, że w końcu je odkryje, nawet nie wątpiła. Drobnymi kroczkami należało dążyć do celu i nigdy się nie poddawać, jak to mówiła jej mama. Jednocześnie rudowłosa nie łudziła się, że od teraz będą ją zaskakiwały podobne niespodzianki. Oficjalnie w ich relacji nic się nie zmieniało, co zdecydowanie pasowało obojgu, więc żadne deklaracje ani tłumaczenia nie były potrzebne. Gdyby miała dopatrywać się ukrytych znaczeń we wszystkim, co robi Jack, już dawno straciłaby rozum. Pozwoliła mu wędrować wzrokiem po swoim ciele, a sama w tym czasie obserwowała jego reakcje. Wiedziała, że mężczyzna jest już na skraju wytrzymałości, ale jednocześnie podziwiała jego wstrzemięźliwość. Sama ledwo powstrzymywała się, by go nie dotknąć, nie pocałować i nie wziąć tu i teraz. Odkładanie jakiegokolwiek kontaktu fizycznego na później było doskonałym rozwiązaniem na dawkowanie przyjemności, które później mogły uderzyć ze zdwojoną siłą. Nic lepiej nie wyrażało pożądania, jak prawie-muśnięcia i niemalże-pocałunki. A jednak, dał się sprowokować. Carter nie zdążyła nawet mrugnąć, a Jack już pokonał odległość od barierki do drzwi, pochylając się nad nią nieznacznie. Przymknęła oczy, witając ten znajomy dreszcz na swoim ciele, gdy mężczyzna szeptał jej do ucha. Czy miał szansę zobaczyć dzisiaj wszystko? Jak najbardziej, pod warunkiem, że przejście do rzeczy zajmie im jeszcze mnóstwo czasu, który będą mogli wykorzystać na najlepszą, prowokująco-perwersyjną grę wstępną w swoim życiu. Rory pozostawała czujna, dlatego na jego nagłe odsunięcie się i otworzenie przed nią drzwi zareagowała szybko, odbijając się lekko od ściany i kierując się na schody. Szelmowski uśmieszek zatańczył na jej ustach, nie odwróciła się jednak do swojego towarzysza, nie mógł on więc dojrzeć jej miny, która aż krzyczała nowy wynik w ich grze. Jeden zero. *** Barman w domu mógł okazać się błogosławieństwem, ale także przekleństwem i to właśnie ta druga opcja rozgrywała się teraz w salonie mieszkania rudowłosej. Wprawiony w bojach Jack wyglądał na względnie trzeźwego, mimo iż kilka drinków zdążyli już razem wypić. Za to Rory była już widocznie wstawiona, jeszcze bardziej rozluźniona niż zwykle i trochę bardziej… rozchichotana. Weseliło ją niemalże wszystko, co działo się w pomieszczeniu, od koloru trunków, po ćmę zaplątaną w jedną z firanek. Najwidoczniej po alkoholu stawała się wesołkiem, co i tak było chyba najlepszą z możliwych opcji. Gdyby zamieniała się w płaczkę lub milczka, atmosfera na pewno poleciałaby na łeb, na szyję i nici z udanego wieczoru. - A co właśnie robimy? – nie bełkotała, jeszcze nie; oparła za to głowę na dłoniach i na widok drinków uśmiechnęła się jak dziecko na widok wymarzonej zabawki – Nie samą teorią człowiek żyje – odpowiedziała na jego szyderstwo, może trochę zbyt zadziornie i dwuznacznie poruszając brwiami, ale w tym momencie miała to już naprawdę gdzieś. - Za przystojnych mężczyzn, może wreszcie jacyś przyjdą – zastosowała jedną ze swoich stałych kart przy toastach, zasłyszaną gdzieś w barze, podczas imprezy z koleżankami. Mrugnęła jednak do Jacka porozumiewawczo, chociaż i bez tego na pewno by się nie obraził. Upiła ze swojej szklanki, nie komplementując tym razem smaku napoju, Caulfield był pewną siebie bestią i doskonale wiedział, jak pyszne rzeczy potrafił wyczarować. Odstawiła drink na stolik i oparła się wygodnie na kanapie, nie spuszczając swojego współlokatora z oczu. Miała ochotę na psoty, a jej obecny stan bardzo ułatwiał zaproponowanie takowych. - Wyzywam Cię – powiedziała więc pewnym głosem, wskazując Jacka palcem i mając gdzieś zasady dobrego wychowania – Do gry w prawdę czy wyzwanie. Ze mną. Teraz. Uśmiechnęła się prowokująco, będąc w stu procentach przekonana, że nie usłyszy z jego ust odmowy. Gdyby jednak wciąż się wahał, postanowiła go jakoś zachęcić. - Masz nawet prawo do zadania pierwszego pytania, więc nie bądź cykorem tylko wal – skrzyżowała ręce na piersiach i oczekiwała na rozpoczęcie gry, a sama jej perspektywa sprawiała nieopisaną radość. Nie martwiła się o konsekwencje, choć brakowało jeszcze dwóch, trzech drinków, a opowiedziałaby mu całą historię swojego (po)życia, z najdrobniejszymi szczegółami. Na razie jednak miała ochotę poznać smaczki życia Jacka. Im pikantniejsze, tym lepsze. | Nie wybaczam. Nie gram z Tobą więcej i w ogóle mi już nie odpisuj. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sro Sie 06, 2014 11:53 pm | |
| To jak wesoła była Rory zdecydowanie mnie bawiło. Jej reakcje, śmianie się z niemal wszystkiego, wręcz chichotanie, którego w normalnych warunkach jakoś nie mogłem uświadczyć. Sam uśmiechnąłem się ironicznie, obserwując ją, patrząc jak opiera się o blat stołu i bawi się szyderstwem. Zupełnie nie zważając na to jak ryzykowne w takim stanie są gierki słowne. Uniosłem jedną brew do góry, gdy usłyszałem toast padający z ust kobiety, powstrzymując się od ironicznego prychnięcia, zaś widząc jak puszcza mi oczko jedynie westchnąłem, pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym uniosłem szklankę. No proszę, proszę, zadziorna bestia się znalazła. Nie dość, że – do kurwy nędzy – prowokuje to na każdym kroku, to jeszcze dzisiaj postawiła sobie chyba na szczycie listy zbadanie granic mojej cierpliwości i zrozumienia. Upiłem łyk drinka, nadal nie spuszczając wzroku z kobiety, nie odzywając się w ogóle, gdyż nie widziałem ku temu powodu. W myślach jedynie rozważałem na konsekwencjami kompletnego spicia towarzyski. Zdawało mi się, że dwa drinki mogłyby wystarczyć, pytaniem jednak było, czy warto doprowadzać Rory do takiego stanu. Jeśli miała należeć do dziewczyn, które po zdecydowanie za dużej ilości alkoholu zaczynają płakać nie chciałem być tego świadkiem, zaś jeśli jej język miałby się rozplątać jeszcze bardziej… Uśmiechnąłem się do swoich myśli, rozważając nad tym by kolejny drink był jednak mocniejszy, do rzeczywistości przywołał mnie jednak pewny siebie głos kompani. Zmarszczyłem jeszcze mocniej brwi, zbity z tropu propozycją. Gra w prawda czy wyzwanie? Kurwa, skończyłem z takimi zabawami na długo przed ukończeniem szkoły. Już miałem zaprotestować – jeszcze mnie tak nie pojebało, bym łatwo ulegał takim propozycjom, jednak prowokacyjne zachowanie Rory i jej kolejne propozycje zatrzymały mi słowa w ustach. Była wstawiona, a w kuchni czekało jeszcze więcej alkoholu, ta zabawa mogła się okazać kurewsko ciekawa. Ponownie uniosłem drink i sącząc go szybko zacząłem kalkulować nad dobrymi i słabymi stronami tego pomysłu dochodząc szybko do wniosku, że może jednak, tym razem, mogłem sobie pozwolić na jeszcze trochę szczenięcej zabawy. Zacząłem rozmyślać nad pytaniem, nadal mocząc usta w napoju. - Twój pierwszy seks? – rzuciłem w końcu, odstawiając szklankę i wygodniej rozsiadając się na kanapie. – Wiesz, w jakim był wieku, z kim? Co możesz o nim powiedzieć? Spytałem, zaczynając w sumie jeszcze łagodnie. Jednocześnie wbiłem w kobietę pełne wyczekiwania spojrzenie, nie zamierzając jej ułatwiać sprawy, sama zaoferowała tę grę, niech więc teraz radzi sobie z konsekwencjami sprawy. I moim pełnym wyczekiwania spojrzeniem, towarzyszącym ironicznemu uśmieszkowi. Chyba nie myślała, że w takiej sytuacji zdecyduje się na łagodne pytania. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 07, 2014 12:54 am | |
| Wyczynianie głupot przychodziło jej teraz niezmiernie łatwo. Być może wpływ na to miało towarzystwo, czyli Jack we własnej osobie, którego nieustannie starała się sprowokować i przechytrzyć, by jej racja była zawsze na wierzchu. A może winne było lato, zbliżające się nieuchronnie, ciągnące za sobą zapowiedź zmian dla całego społeczeństwa Kapitolu. Rory była młoda, a ta noc miała potencjał, czego chcieć więcej do niewinnych wygłupów? W ich wydaniu nawet zabawa, podpatrzona na szkolnym korytarzu wiele lat temu, miała szansę przerodzić się w rywalizację i okazję do przetestowania wzajemnie swoich wytrzymałości. Alkohol, który uderzał jej do głowy sprawiał, że jeszcze bardziej chciała kusić, nęcić i prowokować swojego towarzysza. Nigdy nie miała dosyć tej ich gry, wciąż chciała więcej, a przekraczanie granic wpisane w zasady tylko dodatkowo ją nakręcało. Prychnęła więc głośno, chwilę później zanosząc się śmiechem. Mogła się spodziewać takiego pytania, powinna wiedzieć, że ono nadchodzi i rzeczywiście wiedziała. Tylko Jack mógł od razu wyczuć jej humor i nastawić się na perwersyjne pytania. Skoro jednak sama to wszystko zaproponowała, chciała grać fair i musiała odpowiedzieć szczerze. Na całe szczęście nie była jeszcze aż tak wstawiona, by stracić umiejętność zgrabnego zatajenie niektórych faktów. Pochyliła się do przodu, opierając łokcie na kolanach. - Och, jak oryginalnie – zakpiła, sięgając ręką do szklanki z drinkiem, ale nie przyciągnęła jej do niebie, zamiast tego zaczęła wodzić palcem po brzegach – Widzę, że nie możesz się doczekać odpowiedzi. Miałam prawie osiemnaście lat, on był starszy, pewnego razu odwiedziłam go w gabinecie… Miał żonę, był ojcem dwójki dzieci, w tym mojego przyjaciela. - Nie miało to wiele wspólnego z magią, w którą wierzą naiwne nastolatki, ale było całkiem przyjemnie. I z każdym następnym razem coraz lepiej. Wspominanie Franka w stanie lekkiego upojenia alkoholowego mogło być jej zgubą, wystarczyło jedno pytanie zadane w momencie nieuwagi i ten haniebny sekret mógłby wyjść na jaw. Uznając, że wystarczająco wyczerpała temat, upiła łyk drinka, zastanawiając się przy okazji, jakie pytanie powinna zadać teraz Jackowi. Odbicie piłeczki było przewidywalne, a jego życie erotyczne za czasów świetności Kapitolu niekoniecznie ją interesowało. Chciała dowiedzieć się czegoś, co miała szansę wykorzystać w przyszłości. - Jaka jest twoja największa fantazja seksualna? – zapytała, wskazując przy okazji na jego drinka i zachęcając go do wypicia. Ta zabawa nie mogła się udać, jeśli on miał pozostać całkowicie trzeźwy. Choć pytanie należało do gatunku tych oczywistych, rudowłosa wciąż była ciekawa odpowiedzi. W oczekiwaniu na nią oparła się z powrotem na kanapie i nie spuszczając oczu z Jacka, delikatnie rozsunęła kolana, prowokująco poprawiając przy tym spódnicę. Jeśli miała ochotę na zagrania, które mogłyby nawet zyskać miano dziwkarskich, teraz była jedna z niewielu okazji, by zaprezentować je bez żadnych przeszkód i wyrzutów sumienia. Raz się żyje. Chciała, by Jack zapłonął z pożądania, chciała zobaczyć je w jego oczach i w tym szelmowskim uśmieszku, który gościł na jego ustach tuż przed tym, jak spotykały się one z jej własnymi. Zobaczyć, jak puszczają mu wszelkie hamulce, a żądza przejmuje władze… z każdą kolejną chwilą jej pragnienia stawały się coraz łatwiejsze do spełnienia. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 07, 2014 6:33 pm | |
| Siedziałem obserwują kobietę niezrażony, zupełnie nie przejmując się jej prychnięciami czy też śmiechem, nie ważne jak by nie zareagowała, nie zamierzałem zmieniać pytanie – nie ważne jak by nie było ograne, ani tym bardziej w ogóle się wycofać. Wpatrywałem się w nią spokojnie, mając w dupie te całe kpiny, reagując uniesieniem brwi dopiero, gdy dziewczyna wreszcie rozjaśniła mi sytuację. No proszę, młoda, ze starszym facetem (przypuszczałem, że więcej niż trzy, cztery lata skoro uwzględniła to w wypowiedzi), kto by się spodziewał. Kiwnąłem głową przyjmując informację do wiadomości, po czym rozsiadłem się jeszcze wygodniej czekając na moje pytanie. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy dziewczyna nie pójdzie na łatwiznę i po prostu nie odbije pytania, jednak kiedy tak się nie stało nie poczułem wcale zawodu, wręcz przeciwnie, uśmiechnąłem się rozbawiony i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Już nie chodziło o sam fakt przewidywalności tego pytania, ono po prostu było… no kurwa. Upiłem spory łyk drinka próbując ułożyć sobie w głowie jakoś odpowiedź na pytanie. Przez chwilę kalkulowałem w myślach ile mam powiedzieć, jak szczerze i otwarcie odpowiadać, jednak gdy podjąłem już wstępną decyzje i właśnie rozchyliłem usta by wyrzucić z nich zbitek słów moje spojrzenie przyciągnęła ręka Rory wygładzająca spódnicę i rozchylone lekko kolana. Cholerna prowokatorka. Nie dość, że wciągała mnie w taką pierdoloną grę, to jeszcze zamierzała utrudniać mi zbieranie myśli. Zacisnąłem usta, nie pozwalając sobie by nawet najlżejszym drgnięciem mięśni zdradzić emocji, które wraz z rządzą rozpaliły mi żyły - Widzisz, Kocie, problem jest taki, że staram się spełniać swoje fantazję przy każdej możliwej okazji – powiedziałem w końcu, możliwie jak najbardziej ironicznym tonem, powoli unosząc wzrok na jej twarz. – Ale do głowy przychodzi mi parę rzeczy, jedna z nich to fantazja z gówniarskich czasów… Miałem wtedy straszną ochotę na dziewczynę mojego kumpla. Chciałem ją przelecieć, najlepiej w gabinecie dyrektora, by zagrać temu staremu debilowi na nosie. Druga rzecz… no, cóż, moja droga, tutaj pewnie cię zawiodę, ale jak każdy facet chciałbym się kiedyś przespać z lesbijką. Zaś trzecia… - urwałem na chwilę przeskakując wzrokiem na biust kobiety, w myślach tworząc już obraz tego co najchętniej bym z nią teraz zrobił. – Trzecią na razie zostawię dla siebie. Uśmiechnąłem się szelmowsko, po czym sięgnąłem po drinku, zupełnie odwracając wzrok od Rory, znudzonym spojrzeniem przejeżdżając po całym pomieszczeniu. Co by tu..? Zamyślony wypiłem resztę drinka, dlatego – by zyskać też trochę na czasie – podniosłem się i skierowałem do kuchni by zrobić sobie kolejny. Trochę zaczynało mi się już kręcić w głowie, jednak w tym momencie niewiele się tym przejmowałem. Ba, wręcz miałem na to najzupełniej w świecie wyjebane. Dopiero gdy napełniona szklanka ponownie trafiła na stolik w salonie, a ja sam rozsiadłem się wygodnie na kanapie, w końcu zdecydowałem o co teraz sam zapytam. - Jaka jest twoja ulubiona pieszczota? – rzuciłem, w sumie naprawdę ciekaw odpowiedzi. Fakt, iż miałem na ten temat wyrobione zdanie, nie musiał oznaczać, iż w pełni pokrywało się ono z rzeczywistością. Chciałem się przekonać na ile potrafiłem ją wyczuć. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 07, 2014 10:32 pm | |
| Seksu nie ma. Ale robi się perwersyjnie, więc lojalnie ostrzegam. Jak już mnie wsadzą za pedofilię, nie będą mogli wykorzystać tych postów przeciwko mnie.
Alkohol usprawiedliwiał zarówno te najgłupsze, jak i najpikantniejsze pytania, które miały szansę paść w dzisiejszej grze. W jakich innych okolicznościach Rory zdecydowałaby się na takie zwierzenia i byłaby na tyle śmiała, by pociągnąć Jacka za język? Co innego siedzieć z koleżankami w sypialni i z wypiekami na twarzy opowiadać sobie o miłosnych uniesieniach, wyobrażeniach i marzeniach, a co innego opowiadać o swoich upodobaniach mężczyźnie, znajdując się na dodatek we flirciarskim nastroju. Dawniej było jednak lepiej, pomyślała Rory dopijając resztkę drinka. Kiedyś jedynym problemem, który analizowała w towarzystwie przyjaciółek, były właśnie te wszystkie sprawy z tematyki około miłosnej. Która doszła do najdalszej bazy, gdzie najlepiej urządzać potajemne schadzki, który kolega najlepiej całuje… nawet teraz brakowało jej takich zwyczajnych pogawędek; obecnie do ulubionych tematów jej rozmówców należała obecna sytuacja polityczna oraz sto pomysłów na to, jak można byłoby ją zmienić. Może dlatego właśnie w towarzystwie Jacka czuła się dziś wyjątkowo wyluzowana (nie tylko alkohol był tego przyczyną), powróciły wszystkie dawne wspomnienia, a myśli o rebelii uciekły gdzieś daleko. Nawet te o Franku, po chwili nie pamiętała już, że o nim wspominała, a widok jego przystojnej twarzy rozmył się równie szybko, jak pojawił w jej głowie. Obserwując reakcje Caulfielda, czuła się coraz bardziej z siebie dumna. Nie umknęła jej ta wąska kreska, w którą ułożyły się jego usta, zaraz po tym jak wzrok mężczyzny zaczepił się na chwilę na jej kolanach. Rudowłosa nie dała się oszukać, pragnął jej tak samo, jak ona jego i tylko od nich zależało, jak długo jeszcze będą się tak droczyć. Ale kto powiedział, że długie gry wstępne nie mogą być ciekawe? Zwłaszcza tak specyficzne, jak ta. Skinęła głową z widoczną aprobatą, słysząc pierwsze słowa z jego odpowiedzi. Wyznawała przecież podobną zasadę – jeśli miała ochotę spełnić jakąś swoją seksualną fantazję (i oczywiście kogoś, kto by jej w tym pomógł), nie czekała długo przed jej realizacją. Kiedy indziej będzie mogła tak zaszaleć, po czterdziestce? - Ha! Podobał mi się kiedyś pewien facet, biseksualista jak sądzę, ale niestety nie miał ochoty na nic poza zwykłą znajomością – oznajmiła swobodnie, ale wspomnienie Lowella zasługiwało na kolejny łyk alkoholu. Niestety, szklanka okazała się być pusta, Rory zrobiła więc smutną minę i podała ją Jackowi, by ten szybko uzupełnił braki. – Ale życzę ci powodzenia, naprawdę. Zanim zdążyła zareagować z oburzeniem na jego ostatnie słowa i zatajenie trzeciej fantazji, mężczyzna już podnosił się z pufy i maszerował w stronę kuchni, nie mógł więc zobaczyć jej zawiedzionej miny. Mógł za to doskonale usłyszeć jak chwilę później krzyknęła: - Ej! Co to ma być za zatajanie? Natychmiast wyjawiasz mi ostatnią albo czeka cię wyzwanie! – wierciła wzrokiem dziury w jego plecach, obserwując go bezpiecznie z kanapy – Trzeba było nie wspominać, że jest jakaś trzecia, ale znasz zasady. Z miną mędrca przywitała go z powrotem w salonie, a jej uwadze nie umknął fakt, że tym razem Jack nie usiadł już na pufie, ani nawet na fotelu tylko na kanapie, obok niej. Uśmiechając się z satysfakcją, odebrała od niego drinka, upiła łyk i odstawiła szklankę na stolik. Nie mogła nie wykorzystać sytuacji, w jakiej się znaleźli, dlatego już po chwili, jak gdyby nigdy nic, przerzuciła swoje łydki nad jego udami, opierając plecy na boku kanapy, teraz już praktycznie na niej półleżąc. - Całowanie po szyi – odpowiedziała automatycznie, bo tego jednego była pewna w stu procentach – Z bonusem w postaci zabawy włosami. Od pasa w górę też mogą się dziać ciekawe rzeczy – mrugnęła zaczepnie, zastanawiając się, czy Caulfield myśli o tym samym, co ona. W końcu pewne rzeczy mieli już okazję na sobie przetestować. - A Twoja ulubiona pozycja? – autentycznie zaciekawiona, skupiła się na obserwowaniu zmian na jego twarzy. Za wspomnienie prysznicowej sceny mógłby zarobić kilka punktów, ale przecież tyle jeszcze było przed nimi, na pewno istniały jeszcze jakieś nieodkryte rejony seksualności, które mogli badać razem. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Czw Sie 07, 2014 11:49 pm | |
| Słuchajcie Agi, mówi dobrze
W zasadzie nie bawiłem się w takie pierdoły od… Kurwa, nawet nie pamiętałem kiedy ostatni raz z kimś rozmawiałem w ten sposób. Pytanie za pytanie, z każdą chwilą odrzucając coraz bardziej jebane konwenanse w kąt. W zasadzie, chyba nigdy nie potrzebowałem czegoś takiego, ba, nigdy nie trafiła mi się jeszcze osoba, która mogłaby mnie naciągnąć na jakieś głupie zwierzenia. Zazwyczaj mnie i moim znajomym po alkoholu zupełnie inne rzeczy chodziły po głowie, a jeśli chodzi o kobiety… Będąc w takim stanie byłem zajęty zgoła czymś innym w ich towarzystwie, a to nie koniecznie miało cokolwiek wspólnego z mówieniem. Dlatego w zasadzie nie mogłem pozbyć się pieprzonego uczucia, że to jedna wielka głupota, gówniarskie zachowanie, które, mimo wszystko, w jakiś sposób mnie nakręcało. Bo jednak naprawdę chciałem usłyszeć odpowiedzi z ust Rory, a jej zachowanie i cały ten teatrzyk – mimika, sugestie, gesty – które towarzyszyły rozmowie tym bardziej sprawiały, że miałem ochotę popchnąć ją na kanapę i zedrzeć z niej ciuchy. Nie przejmując się żadną subtelnością. Zamiast tego jednak starałem się nad sobą panować, w myślach obiecując sobie, że jeszcze odpłacę się dziewczynie za te prowokacje. Zgarnąłem od kobiety pustą już szklankę zabierając ją razem ze sobą do kuchni, zupełnie nie przejmując się krzykami, które po chwili zaczęły mi towarzyszyć. Wcale nie musiałem rozwijać mojej wypowiedzi i kobieta dobrze o tym wiedziała, odpowiedziałem i tak więcej niż zażądała mówiąc jej o dwóch fantazjach zamiast jednej, nie miałem w obowiązku rozwijać informacji o trzeciej. Dlatego, kiedy wróciłem spojrzałem tylko na nią rozbawiony i zupełnie zignorowałem jej napomnienia, zamiast tego rozsiadając się wygodnie i upijając łyk drinka. Nie zdecydowałem się jednak na odstawienie szklanki. Zmarszczyłem brwi, kiedy nogi kobiety wylądowały na moich udach, przez chwilę zastanawiając się czego tak naprawdę oczekuje w tym momencie, czy liczyła, że moja cierpliwość ma niewyczerpane zapasy? Albo, może, że nie postanowię jej się odpłacić za te wszystkie prowokacje? Słuchając jej odpowiedzi leniwie przesunąłem wolną dłoń z oparcia kanapy na zagięcie jej stopy, odwróciłem wzrok w jej stronę, przyglądając się jej uważnie, jakby próbując zarejestrować każdą możliwą reakcje, jednocześnie przejeżdżając opuszkami palców wzdłuż jej nogi, powoli, aż do samej krawędzi spódnicy i z powrotem. Nie zanurzałem palców pod ubranie, nie rzucałem sugestywnych uśmiechów, jedynie prowokowałem w najbardziej czysty i spokojny sposób jaki przyszedł mi do głowy. W sumie, odpowiedź dziewczyny na moje pytanie wcale mnie nie zaskoczyła, wręcz przeciwnie, spodziewałem się tego. Nie dało się ukryć, że na pocałunki na szyi Rory reagowała bardzo entuzjastycznie, na te inne ciekawe rzeczy również. Uśmiechnąłem się zatem do siebie, zadowolony z faktu, iż nie pomyliłem się w swojej ocenie. Kolejne pytanie dziewczyny sprawiło, że mój uśmiech zrobił się o wiele bardziej szelmowski. No proszę, czyli coraz bardziej zagłębiamy się w temat. Jednak ta pierdolona gierka mogła mieć jakiś smaczek. Nie przestając wodzić palcami wzdłuż jej nóg – obydwu na zmianę – przekrzywiłem lekko głowę przyglądając się kobiecie bezczelnie. - Ja, kobieta na moich rękach i cokolwiek do oparcia za jej plecami – wyjaśniłem rozbawiony, niemal natychmiast przypominając sobie noc sprzed tygodnia i naszą wspólną rozrywkę pod prysznicem. Tak, ta akcja zdecydowanie była w moim stylu. – Ewentualnie trzymanie na rękach można zastąpić przez stoły lub blaty. Kuchenne dla przykładu. Wziąłem większego łyka drinka, po czym odstawiłem szklankę na stół, rękę swobodnie kładąc na oparcie kanapy. Co by tutaj zapytać. - A Twoje ulubione miejsce do seksu? Poruszyłem prowokacyjnie brwiami, ciekaw co taki Kociak jak Rory zdecyduje się wybrać. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Pią Sie 08, 2014 11:53 pm | |
| Także tego.
Nie mogła dać po sobie poznać, że bycie zignorowaną zapiekło ją do żywego. Wystarczyła jedna, drobna zmarszczka między brwiami, a Jack uznałby, że dopiął swego. Ewidentnie miał w nosie zasady tej gry, co właściwie nie powinno być dla Rory nowością, ale i tak nie miała zamiaru puścić mu tego płazem. Chociaż chodziło o głupotę, alkohol spotęgował błahą sprawę do rangi niemalże walki o własny honor, dlatego rudowłosa z miejsca zaczęła kombinować, co powinna powiedzieć i zrobić żeby osiągnąć swój cel. Chciała znać jego trzecią fantazję, po prostu musiał jej powiedzieć, mógł nawet pokazać, jeśli tak byłoby wygodniej. Miała tylko chwilę na decyzję o tym, jaką kartą zdecyduje się zagrać. Przechytrzenie Jacka w tym stanie wydawać by się mogło rzeczą niemalże niewykonalną, jednak Carter, przekonana o tym, że sprawiedliwość na tym świecie (a na pewno w tym mieszkaniu) jeszcze istnieje, nie zamierzała się poddawać. Jak sprawić, żeby mężczyzna się przełamał? Prośby, groźby i błagania były w takim wypadku nieskutecznie, a najprawdopodobniej jeszcze powiększyłyby ten jego ironiczny uśmieszek. Istniał jednak jeden sposób, który rudowłosa mogła wykorzystać, a skoro czas uciekał, sięgnęła po niego niemalże natychmiast po tym, jak wpadł jej do głowy. - Tchórzysz bo wiesz, że nie sprostałbyś mojemu wyzwaniu – wyszczerzyła się w jego stronę, podnosząc szklankę do ręki i upijając spory łyk, nie przerywając przy tym kontaktu wzrokowego. Teraz mógł albo olać ją ponownie (byłoby jej przykro, ale następny drink wystarczył, by zapomniała o takiej porażce) lub wręcz przeciwnie. Igranie z urażoną męską dumą zawsze sprawdzało się w takich okolicznościach. Rory nie była ekspertką, ale swoje jednak wiedziała. Z tego wszystkiego nie zwróciła nawet uwagi, w którym momencie palce Jacka zaczęły wędrować po jej nogach. To było przyjemne, jasne, kobieta nawet uśmiechnęła się zawadiacko, zanim dotarły do krańca spódnicy, jednak gdy do niczego nie doszło, nie zdradziła się zawiedzioną miną. Podejrzewała, że Caulfield i tak trzyma na podorędziu coś, co będzie mógł przeciwko niej wykorzystać. Myśl ta dziwnie ją podniecała. Tak jak myślała, opisał sytuację bliźniaczo podobną do ich zeszłotygodniowych wyczynów pod prysznicem. Przyjemnie było dowiedzieć się, że dało mu to nawet więcej satysfakcji, niż wtedy myślała. Jak widać pojawiało się coraz więcej aspektów, które czyniły ich do siebie podobnymi. - Oczywiście tylko sypialnia, seks w innych miejscach powinien być zakazany – odpowiedziała zadziornie, wciąż lekko obrażona za unik na jej pierwsze pytanie – Zgaszone światło, świece, romantyczna muzyka, bita śmietana… Nie mogła długo utrzymać parsknięcia, bo większej głupoty nie powiedziała już dawno. Może jako trzynastolatka była święcie przekonana, że jedynie na łóżku powinno się uprawiać seks, jednak dziesięć lat później była już pewna, że nadaje się praktycznie każde inne miejsce. Tak, z własnego doświadczenia też wiedziała różne rzeczy. - Wszystko zależy od okoliczności – mruknęła w końcu, wracając do uwodzicielskiego tonu, na który jeszcze było ją stać. Trzy drinki później zamieniłby się on pewnie w nieskładne bełkotanie – Może być prysznic, może być kanapa… Urwała swoją wypowiedź i przygryzła wargę, ręką przejeżdżając po oparciu kanapy, niemalże tuż przy głowie Jacka. Jedna z jej stóp powędrowała w dół i zaczęła delikatnie przesuwać się po jego łydce. Rory darowała sobie wszelkie niewinne minki, tym razem prowokowała już otwarcie. - Moja kolej na pytanie, Jackie. Powiedz mi… - zawahała się na chwilę, niepewna tego, jak może za chwilę zabrzmieć – Co w tej chwili o mnie myślisz? Poruszyła wymownie brwiami, wyzywając go do szczerej odpowiedzi. Chciała usłyszeć z jego ust to, co tak bardzo starał się zamaskować swoim zachowaniem. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield Sob Sie 09, 2014 12:49 am | |
| Wiedziałem, że Rory mnie będzie zadowolona z mojego wymigiwania się od odpowiedzi, że będzie nie prowokować i zachęcać do tego bym zdradził to co krążyło mi po głowie, gdy patrzyłem na nią dokładnie w tym momencie. Fantazja ta była wytworem danej chwili i z każdą pierdoloną minutą coraz mocniej zakorzeniała się w mojej głowie. Miałem ochotę spełnić ją teraz, zaraz, w tym momencie, zamiast tego jednak zepchnąłem tego typu myśli na bok, starając się trzymać je na uwięzi, obiecując sobie, że jeszcze odegram się na kobiecie za to prowokowanie – i to sromotnie odegram, jednak, by to osiągnąć, musiałem dobrze panować nad swoimi pragnieniami i jebanym pożądaniem, które z każdą chwilą narastało. I to w zastraszającym tempie. W zaistniałych okolicznościach nie było więc dla mnie żadnym zaskoczeniem to, co stało się ledwo parę chwil po moim powrocie z kuchni; kiedy z ust dziewczyny padł zbitek tych kilku prowokujących słów w pierwszej chwili miałem ochotę parsknąć ironicznym śmiechem i olać jej zapędy. W końcu, to mogłoby być skuteczne, faktycznie, tym bardziej, że już teraz poczułem pewne ukucie zszarganej dumy, jednak Rory nie wykorzystała pełnego potencjału sytuacji i… na dobrą sprawę… byłem w stanie to przetrawić. Po chwili rozważań, jednak doszedłem do wniosku, że może jednak warto spróbować. Chociażby dlatego, że fakt, iż ja przyjmę wyzwanie dawał mi pełne podstawy do tego by i kobiecie takowe rzucić. Zatem wyszczerzyłem się ironicznie i skinąłem głową. - Śmiało, powiedz co wymyśliłaś, Kocie – rzuciłem, upijając ponownie drinka. Z każdym kolejnym łykiem szum w mojej głowie narastał, jednak w tym momencie zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wodziłem palcami po nogach Rory, coraz częściej pozwalając by wędrowały one dłużej przy samej krawędzi spódnicy, jednak nawet nie próbując podważyć materiału. Na razie musiał mi wystarczyć półsmaczek i świadomość tego, że kobieta pewnie też oczekiwała więcej. A przynajmniej tak przypuszczałem. Prychnąłem w pierwszym momencie, gdy usłyszałem hasło sypialnia w odpowiedzi dziewczyny. Czy ona naprawdę sądziła, że jestem tak głupi i tak naiwny by uwierzyć w takie słowa? Romantyczny nastrój, świece…i co kurwa jeszcze. Patrzyłem na nią z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami i zmarszczonymi brwiami, gdy ta śmiała się w najlepsze, najwyraźniej uznając, że zabawne był takie oszukiwanie. Już miałem zagrozić jej zadaniem – które swoją drogą coraz wyraźniej krystalizowało mi się w głowie – gdy wreszcie zdobyła się na szczerą odpowiedź, a ta z kolei, nie da się ukryć, miło połechtała moją dumę. Prysznic i kanapa, och, z pewnością mogła liczyć, że jeszcze nie raz wykorzystam te miejsca. Te oraz inne. Nie odrywałem od niej wzroku, a gdy Rory przygryzła wargę w taki a nie inny sposób (ja pierdole, czy ona musi wyglądać tak kurewsko seksownie?!) musiałem mocno skarcić się w myślach by przywołać się do porządku i nie przyciągnąć jej zaraz do siebie wpijając się łapczywie w jej usta. I chociaż moja mina pozostawała obojętna, w duchu stoczyłem ostrą batalie nim w końcu udało mi się na tyle skupić by wyłapać sens jej pytania. Choć to co robiła ze swoją stopą i cała jej mimika wcale mi tego nie ułatwiały. - Myślę, że jesteś podłą prowokatorką – odezwałem się chłodnym tonem, ignorując jej wymowne zachowanie. – I, że lubisz zabawiać się cudzym kosztem. Przez chwilę tasowałem ją zdystansowany spojrzeniem, w końcu jednak uniosłem jedną brew do góry, uśmiechnąłem się szelmowsko i pochyliłem trochę w stronę dziewczyny, zaciskając palce na jej udzie. - Myślę również, że najchętniej pozbawiłbym Cię tych ubrań. A co za tym idzie, sądzę, że nie wymigasz się teraz od wyzwania. Moje już było, teraz twoja kolej. – Poruszyłem wymownie brwiami. – Ale nie bój się, będzie bardzo proste. Chcę jedynie byś zatańczyła – piosenkę możesz wybrać sama – powoli ściągając z siebie każdy swój ciuch… Kotku. |
| | |
| Temat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield | |
| |
| | | | Rory Carter i Jack Caulfield | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|