IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3

 

 Rory Carter i Jack Caulfield

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptySro Mar 19, 2014 3:20 pm

First topic message reminder :

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo2_250 Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo1_250
Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo3_250 Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo6_250
Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo4_250 Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Tumblr_ngdx258nsm1qmxjxqo5_250

Kontynuacja wątku z nieczynnego parkingu nadziemnego oraz dalsze perypetie Jacka & Rory, które nie znalazły się w regularnej fabule.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:39 pm

Koniec maja 2283

Trzy proste powody, tylko tyle powstrzymywało mnie przed wdaniem się w bójkę. A może aż tyle? W końcu były one racjonalne, ważne, dosadne. Kurwa, to nie było zwykłe widzimisię. Trzy mocne argumenty. Po pierwsze fakt, iż nie powinienem zwracać na siebie uwagi – coś, zdawać by się mogło, oczywistego, w końcu jako nielegalny mieszkaniec Dzielnicy powinienem wystrzegać się każdej sytuacji, która naraziłaby mnie na kontakt ze Strażnikami Pokoju i konsekwencje z nim związane. Po drugie, nie powinienem szargać swojej opinii wśród ludzi, którym zdarzało się mnie zatrudniać, w końcu to w ich towarzystwie zostałem wyprowadzony z równowagi. Nieodpowiednie zachowanie mogło zaważyć na przyszłej chęci bądź raczej niechęci do ponownego przyjęcia mnie do wykonania jakiegoś drobnego zlecenia. Po trzecie… i w sumie chyba najważniejsze… nie chciałem robić kłopotów Rory. Moja wpadka mogłaby się na niej źle odbić. Tak samo strata choćby tych drobnych zarobków nie byłaby niczym przyjemnym, nie mógłbym wtedy jej pomagać.
Dlaczego więc wdałem się w tę pierdoloną bójkę? Cóż, chyba przez wrodzony idiotyzm i jebaną dumę, która nie pozwoliła mi znosić więcej obelg rzucanych pod adresem zapijaczonej matki i niszczenia jednych z nielicznych dobrych wspomnień związanych z dzieciństwem. Nie mogłem powstrzymać się od zmazania pięścią tego parszywego uśmiechu, wybicia zżółkłych od papierosowego dymu zębów, podbicia oczu błyszczących od szyderczej satysfakcji. Kurwa, nie potrafiłem. I teraz miałem za swoje. Skurwiel też umiał celować, o czym dobitnie uświadamiała mnie obolała szczęka. A widoczne w lustrze otarcia na kości policzkowej, rozcięty łuk brwiowy i pęknięta warga tylko dopełniały tego uroczego obrazku nieszczęścia i rozpaczy. Łącznie z nosem, który zdawał się puchnąć, choć, na szczęście, najwyraźniej nie był złamany. Uniosłem rękę i ponownie przejechałem palcami po wszystkich tych obrażeniach, zaciskając usta w ponurym grymasie, by przekonać się czy obite kości nie zostały uszkodzone w bardziej dobitny sposób, wszystko jednak wskazywało na to, że nie miałem żadnego złamania. Tyle, kurwa, dobrego wyszło z tej sprawy. To i fakt, że udało mi się chujowi złamać klika palców. Nie mogłem mu darować, nie tego. Powinien się cieszyć, że cała sprawa skończyła się w tak łagodny dla niego sposób. Bo stojąc przed nim miałem ochotę go zabić.
Przez chwilę stałem jeszcze przyswajając sobie skutki tej małej bijatyki, w końcu jednak westchnąłem, odkręciłem wodę i – starając się nie podrażnić obić jeszcze bardziej – obmyłem obolałą twarz. A następnie odsunąłem się od umywalki, rozejrzałem po łazience zastanawiając się czy czegoś jeszcze nie potrzebuję z łazienki, po czym wycofałem się z niej swoje kroki kierując do kuchni. Przymrużyłem oczy – w tym stanie popołudniowe światło mnie drażniło – przykucając przy zamrażarce; otworzyłem ją i sięgnąłem do pierwszej z brzegu szuflady przerzucając całą jej zawartość w poszukiwaniu czegoś przydatnego – lodu, wygodnego opakowania z zamrożoną żywnością, czegokolwiek co mógłbym przyłożyć do twarzy by zapobiec powstawaniu opuchlizny i złagodzić odrobinę ból. Potrzebowałem dobrej chwili by zlokalizować w końcu woreczek wypełniony po brzegi lodowymi kostkami, który niemal natychmiast wylądował przy moim prawym policzku, najbardziej poszkodowanej podczas bójki części ciała. Odetchnąłem cicho z ulgą, jeszcze przez chwilę nie ruszając się, pierdoląc to, że pracujące urządzenie ciągnie więcej prądu, gdy jest otwarte – tym bardziej bez powodu, w końcu jednak wyprostowałem się, kopnięciem zamykając drzwiczki.
Teraz, kiedy wykonałem jedno proste zadanie, które postawiłem przed sobą od wejścia do domu ponownie poczułem nawracające emocje. Starałem się je zignorować, jednak nic nie dałem rady zrobić z powracającym wciąż zniechęceniem i rozgoryczeniem. Pierdolony chuj, musiał wszystko zjebać.


Ostatnio zmieniony przez Jack Caulfield dnia Czw Lis 20, 2014 9:47 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:40 pm

Maj 2283

Trzy sygnały, po zauważeniu których powinna wycofać się na bezpieczną odległość i nie kontynuować tej znajomości w ten sposób, po raz kolejny były dziś widoczne jak na dłoni.
Po pierwsze, powrót z pracy do domu nie był już zwykłą codziennością, bo towarzyszyło mu miłe uczucie podekscytowania na samą myśl, że ktoś tam jednak na nią czeka. Nie skłamałaby, gdyby przyznała, że wylewa w redakcji siódme poty, starając się przygotowywać jak najlepsze artykuły, a jednocześnie próbując jakkolwiek wpłynąć na cenzurę, która zaległa nad Capitol’s Voice z polecenia Almy Coin. Czy Lowell aż tak bardzo bał się pani prezydent? Wszyscy wiedzieli, że jest jej kanapowym pieskiem, a gdy przejął stanowisko Nicka, nikt już nawet nie wątpił w to, że Coin musi mieć na niego jakiegoś haka. Czy jednak nie miał w sobie ani grama dziennikarskiego zacięcia, skoro zgadzał się na takie traktowanie współpracowników i, co gorsza, czytelników? Rory nie była głucha i ślepa, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ludzie z Dzielnicy już zaczynają kręcić nosem na okrojoną wersję prawdy, którą karmił ich najpoczytniejszy magazyn Kapitolu. Jak długo jeszcze miała się ciągnąć ta cała farsa?
Carter chciała uciekać od takiej atmosfery jak najdalej, ale dotychczas w domu nie czekało jej w sumie nic o wiele lepszego. Do czasu… od wprowadzenia się Jacka jej życie faktycznie obróciło się o kilkanaście stopni, obierając kurs, którego za dobrze nie znała, ale była gotowa go sprawdzić. Co tym razem przygotował Caulfield, czy znowu zjedzą coś pysznego, a może po raz kolejny to ona miała popisać się wątpliwą znajomością kulinarnych zwyczajów? Nikt nie wiedział, jak tym razem skończy się ich wspólny wieczór, ale gdyby ktoś miał się o to zakładać, lepiej założyć bezpieczną wersję, czyli niewinny flirt i jego nie-tak-niewinny finał.
Cała w skowronkach przekroczyła próg mieszkania, nie od razu odnajdując wzrokiem swojego współlokatora. Na samym wejściu zrzuciła z nóg szpilki, które dawały jej dziś w kość, a następnie z łoskotem odstawiła torebkę na szafkę w korytarzu.
- Kochanie, wróciłam! – ten żart nie miał jej się nigdy znudzić, więc gdy wypowiadała go już któryś raz z rzędu, tym razem wędrując do kuchni i próbując związać włosy w koński ogon, nie musiała nawet zastanawiać się, jak zareaguje Jack.
Za to jej reakcja już chwilę później nie była chyba taka, jakiej on by oczekiwał. Rory zatrzymała się w pół kroku, gdy ujrzała wreszcie jego pokiereszowaną twarz i zbolało-wkurwioną minę. Na jej widok aż sama zaklęła pod nosem, ale doświadczenie w takich sprawach nie pozwoliło jej wrosnąć w ziemię jak słup soli. Natychmiast znalazła się obok niego, przyglądając z bliska każdej ranie na twarzy, której jednak nie odważyła się dotknąć. Sięgnęła za to po dłoń mężczyzny i wiedziała już, że nie był wcale tak bezbronny i na pewno odpłacił się pięknym za nadobne.
W tym właśnie momencie pojawił się drugi z wspomnianych sygnałów: bardziej przejęła się tym, że Jack jest ranny niż faktem, że ktoś w ogóle postanowił tak go urządzić. Czyżby wpadł, został zdekonspirowany? Czy kryjówka była spalona, a Rory razem z nią? Nie interesowało jej to w tej chwili, jedyne o czym myślała, to przyniesienie ulgi mężczyźnie.
- Chodź – pociągnęła go za sobą do salonu i bez słowa usadziła na kanapie, używając jedynie swojego wzroku i nieznoszącej sprzeciwu miny do wymuszenia na nim kolejnych działań. Gdy już usiadł, nie obejrzała się nawet tylko od razu powędrowała do łazienki, skąd wyciągnęła waciki i wodę utlenioną, a chwilę później wracała już do salonu. Lód był dobry, ale należało oczyścić rany.
Rory wiedziała, że ostatnie, czego Jack teraz potrzebuje, to spojrzenie pełne współczucia lub litości, dlatego w milczeniu zabrała się do roboty.
Czas na trzeci sygnał! Mogła przynieść mu wodę i waciki i postawić je na stoliku, a później jedynie obserwować, jak radzi sobie sam z własnymi ranami. Ale nie. Zamiast tego wybrała opcję full serwis i postanowiła zająć osobiście jego łukiem brwiowym, wargą i nosem. Zajęła miejsce na kanapie, tuż obok niego i spokojnie wykonywała swoją pracę, oczywiście na tyle, na ile on zdecydował się jej to umożliwić.
- Mógł jeszcze chodzić, jak już z nim skończyłeś? – zapytała dla rozładowania atmosfery, ale wcale nie było jej do śmiechu.
Oczywiście, że się o niego martwiła, nie chciała żeby stało mu się coś złego. Skoro nie zdecydował się wdać w szczegóły na samym początku, oznaczało to, że w tej chwili nic im nie groziło i potyczka miała zapewne charakter personalny. Być może później Rory o to zapyta, teraz jednak wolała skupić się na przemywaniu ran swojego dzielnego współlokatora.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:42 pm

Czasami zastanawiałem się skąd, do kurwy nędzy, ona ich brała? Swoich kochanków, ludzi wartych mniej niż śmieci walące się po ulicach; facetów, których należało się jedynie pozbyć umożliwiając społeczeństwu zdrowsze funkcjonowanie. Byli wrzodami na dupie społeczeństwa, szczurami plączącymi się wśród najgorszych ścieków; aż dziw brał, że mimo swej nędzności utrzymywali się, przetrwali wśród tłumu. Jedynym zaś celem ich życia zdawało się być niszczenie, wszystkiego – rodzin, ich szczęścia, pielęgnowanych od lat wspomnień.
Nie wiedziałem, którym z kolei fagasem mojej matki był ten konkretny. Jego twarz zacierała mi się we wspomnieniach wśród morza innych, które nie raz o niebo więcej zasłużyły na uwagę. Najpewniej należał do tych nielicznych, którzy nie odchodzili z hukiem, wyrzuceni przez matkę, bądź najczęściej przeze mnie, z połamanymi nosami i zdeptaną godnością. Nie, on był tym gorszym rodzajem szkodnika, który wycofywał się po cichu, niby nie zostawiając po sobie żadnych śladów, jednak po czasie atakując jeszcze silniej niż początkowo. Nawrót pierdolonej choroby.
Powinienem wyczuć, że coś takiego się szykuje, wycofać się szybko, ignorując zupełnie fakt, iż mężczyzna zdawał się skory do rozmowy. To powinno wystarczyć bym zrobił się nieufny, bym odszedł nim wszystko zapędziło się zbyt daleko, jednak… przegrałem z narastającą ciekawością. Bo, w końcu, cóż takiego mogło spowodować, że gnój pokroju tego mężczyzny postanowił się do mnie odezwać? Jako pierwszy? Zapłaciłem za to cenę większą niż obita twarz, na skutek rozmowy bardziej ucierpiała moja duma i – co najważniejsze – wspomnienie, którego kiedyś uczepiłem się uporczywie, licząc na to, że pomoże mi ono przetrwać najgorszy okres.
Nie byłem do końca pewien co przeważyło, sprawiając, że straciłem nad sobą panowanie. To, że nazwał moją matkę kłamliwą suką, choć taki skurwiel jak on nie miał najdrobniejszego nawet prawa by w ten sposób się o niej wypowiadać, czy może fakt, iż w drobnej mierze miał rację. To, że uświadomił mnie ile lat żyłem naiwnie wierząc w pierdolone kłamstwo. Jakbym nie wiedział do czego ta kobieta jest zdolna.
A teraz, każdy z sińców na mojej twarzy był niezaprzeczalnym potwierdzeniem na to jak wielkim idiotą byłem. I w sumie nadal jestem.
Zatracenie się w swoich uczuciach i zgorzkniałych myślach było kolejnym dowodem na moją głupotę, bo w ten oto sposób zapomniałem o upływającym czasie i nieuchronnie zbliżającym się powrotem Rory. Zupełnie na to nieprzygotowany drgnąłem zaskoczony słysząc jej głos i huk odstawianej torebki (plecaka?) odwracając spojrzenie w stronę pokoju, nerwowo oczekując na jej pojawienie się. Jakbym obawiał się słów krytyki z ust kobiety tak samo, jak małe dzieci obawiają się nagany za swój błąd. Kurwa, powinienem się wziąć w garść. To nie był jej jebany interes, ja nie miałem nawet najmniejszego powodu by spinać się patrząc na pojawiającą się współlokatorkę, byłem tego w pełni świadomy. Jednak nic nie poradziłem na to, iż trwałem bez ruchu obserwując zmianę jej mimiki i to jak zamiera, klnąc cicho, by następnie szybko zbliżyć się do mnie. Bez najmniejszego słowa protestu poddałem się jej oględzinom, patrząc przy tym tempo w przestrzeń, zaciskając usta w wąską kreskę. Nie odezwałem się też wtedy, gdy poprowadziła mnie do salonu, bez oporu zajmując wskazane miejsce i spokojnie czekając na jej powrót. W myślach wciąż na nowo odtwarzając słowa pierdolonego chuja, który, jak mam nadzieję, z trudem próbował się teraz wylizać z sytuacji. Złamane palce, obita twarz, obtłuczone kolano. Miałem nadzieję, że skurwiel cierpiał.
Skrzywiłem się nieznacznie, gdy kobita w końcu wróciła, a trzymany przez nią wacik dotknął mojej twarzy. Milczałem przy tym jednak nadal, uparcie wpatrując się w ścianę, jakikolwiek dźwięk wydając z siebie dopiero, gdy dotknęła najbardziej obolałej prawej kości policzkowej, nie pozwoliłem sobie jednak by syk trwał zbyt długo, okazywanie słabości nie było tym na co miałem ochotę.
Słysząc pytanie kobiety w końcu spojrzałem na nią, chwilę jeszcze kalkulując w głowie odpowiedź. Czy mógł chodzić? Tak, chyba tak. Ale inną kwestią było, że niezbyt dobrze.
- Ledwo – mruknąłem, ponownie przenosząc wzrok na ścianę. Mój głos zabrzmiał bardziej zgorzkniale niż każda z moich myśli, mimo iż było to tylko jedno słowo.
Zacisnąłem usta, po czym zakląłem w myślach, starając się odzyskać panowanie nad sobą. Choć w niewielkim stopniu, byleby tylko zdobyć się na ironiczny uśmiech, zbyć Rory znanym nam od dawna gestem. To co jednak pojawiło się na mojej twarzy w najlepszym wypadku można by było nazwać grymasem zniechęcenia.
Kurwa mać.
- Zasłużył – wyjaśniłem jeszcze. Nie chciałem by Rory wiązała z moją bójką jakieś niepotrzebne obawy. Czy też by obwiniała mnie o nierozsądne zachowanie, choć to, zdawałby się mogło, powinno być mi obojętne.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:44 pm

Nawet żyjąc z kimś tak blisko, jak to obecnie działo się z Jackiem, Rory nie odkrywała od razu kart swojej przeszłości, udzielając tylko tyle informacji, by zaspokoić podstawową ciekawość. Sama też nie wymagała, by ktoś opowiadał jej historię swojego życia, ale nie ukrywała, że lubiła znać takie szczegóły, więc śmiało można by ją w tym względzie nazwać hipokrytką. Nie wymienili się opowiastkami, spędzając noce zgoła inaczej, niż na długich rozmowach o sensie życia i tym, co przywiodło ich akurat do tego momentu, w którym aktualnie się znajdowali. Żadne z nich tego nie potrzebowało, tak było wygodniej i właściwie lepiej, choć kto wie, czy na dłuższą metę taki sam układ nie byłby dla nich zadrą w oku.
Gdyby jednak opowiedzieli sobie swoje historie na pewno zauważyliby, że to nie styl życia dzielił ich na najbardziej, a konflikty na linii Trzynastka – Kapitol były tylko klasycznym schematem. To sytuacja rodzinna różniła ich najbardziej. Choć w obu przypadkach na horyzoncie nie widać było ojców, relacje z matkami były dosłownie jak ogień i woda. Ophelia Carter miała jedną miłość swojego życia, a była nią jej własna córka Rory. Nawet gdy zdecydowała się związać z kimś po raz drugi, zadbała o to, by jej partner został zaakceptowany, inaczej nigdy nie zgodziłaby się na taką relację. Rory miała więc tylko jednego pseudo ojczyma, który na dodatek szybko stał się jej dobrym przyjacielem, autorytetem i nauczycielem. Czuła się bezpiecznie w jego towarzystwie, podziwiała relacje jego i swojej mamy, swoje nastoletnie marzenia budując właśnie na takim wzorze rodziny i miłości, jaki prezentowali. Choć była już wtedy dorosła, bardzo przeżyła ich śmierć, naiwnie poprzysięgła doprowadzenie do sprawiedliwości i od tego czasu pielęgnowała w sobie tę małą zemstę.
Nie była to wstydliwa historia, ale po prostu nie lubiła jej opowiadać. Znały ją osoby, które przewinęły się przez Trzynastkę, ale znajomi i przyjaciele z Kapitolu pozostawali w niewiedzy. Jasne, ktoś tam kiedyś zasłużył na opowieść o przeszłości, ale zabrał ją przy okazji do grobu, ginąc na moście nad Moon River. Rudowłosa nie wierzyła w żadne fatum, jednak bezpieczniej było już po prostu milczeć, tak na wszelki wypadek. Nie wtajemniczyła Jacka dlatego, bo nie spodziewała się, że przyjdzie im mieszkać ze sobą na tyle długo, by nawiązała się między nimi jakakolwiek przyjacielska nić. Nie zakładała też opowiedzenia mu wszystkiego w przyszłości, dlatego nie mogli teraz wymienić się spostrzeżeniami i uwagami na temat matek i mężczyzn w ich życiach. Carter chyba nawet nie czułaby się swobodnie w takiej rozmowie.
Dalej odgrywała więc pielęgniarkę w najlepsze, ostrożnie przemywając wacikami twarz mężczyzny, nie reagując na jego wzdrygnięcia i grymasy. Oczywiście, że było jej go żal, ale nie mogła tego okazać, mając na uwadze jego męską dumę, którą przecież udowodnił i która doprowadziła go do stanu, w jakim obecnie się znajdował. Nawet na nią nie patrzył, zawieszając wzrok gdzieś na ścianie i stosując swoje sztuczki mające wmówić jej, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. A nie było.
Próbując mieć lepszy widok na ten nieszczęsny, prawy policzek, Rory nie zawahała się przed wygodnym usadowieniem się okrakiem na kolanach mężczyzny. Odsunęła torebkę z lodem od jego twarzy i kontynuowała przemywanie, pragnąc skończyć jak najszybciej, by Jack nie musiał dłużej zgrywać twardziela.
- Nie wątpię – odpowiedziała na jego wyjaśnienia, bez śladu przygany w głosie.
Skoro już dowiedziała się, że sprawa była personalna i najprawdopodobniej w najmniejszym stopniu nie dotyczyła jego zamieszkania w jej domu, mogłaby odetchnąć spokojnie, jednak od tego wciąż była daleka. W mieście był ktoś, kto podpadł Calufieldowi i choćby bardzo chciała, nie potrafiła przewidzieć, czy dzisiejszy pojedynek był ostatnim, czy może dopiero otwierał serię kolejnych. Znała siebie i wiedziała, że na miejscu mężczyzny nie odpuściłaby tak łatwo, ale w tym momencie trudno jej było odgadnąć, jakie są plany Jacka.
Ostatni zużyty wacik wylądował na stole, ale Rory ani myślała się odsuwać. Chciała, by Jack wreszcie na nią spojrzał i dowiedział się, że absolutnie go w tym momencie nie ocenia, a jedynie troszczy się o jego samopoczucie. Buźka szybko powinna dojść do siebie, ale paskudny humor mógł potrwać jeszcze trochę.
Niewiele myśląc, powędrowała za radą własnej matki, którą usłyszała jeszcze jako mała dziewczynka. Pocałuj, a nie będzie bolało. Nachyliła się więc nieco do przodu i delikatnie cmoknęła w obolały i kiepsko wyglądający prawy policzek, a następnie w miejsce na czole, tuż nad łukiem brwiowym. Wargi wolała sobie darować, w końcu nie miała na myśli nic innego, poza próbą rozluźnienia atmosfery bez prowokowania jakichkolwiek… zachowań, tak to nazwijmy.
- Skończone – oznajmiła z opóźnieniem, wciąż nie schodząc z jego kolan, próbując wybadać, czego tak naprawdę Jack może teraz potrzebować najbardziej. Była kiepską pocieszycielką, ale nie chciała przecież słuchać wyjaśnień, a jedynie podpowiedzi odnośnie tego, co mogłaby zrobić, żeby poczuł się lepiej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:44 pm

Milczenie było najłatwiejsze. Nie musiałem się tłumaczyć, nie musiałem ciągnąć na siłę rozmowy, choć nie miałem na nią ochoty, nie musiałem udawać, że wcale mój głos nie drży od wciąż tłoczącej się we mnie niechęci, wściekłości. Że każde słowo nie ocieka rozgoryczeniem i pierdolonym smutkiem, na który nic nie mogłem na razie poradzić. Choć usilnie starałem się wyprzeć go z umysłu, wmówić sobie, iż kłamstwo matki (zresztą jedno z wielu) mnie obeszło, nie mogłem nic poradzić na to, że złamane wspomnienia były dla mnie niczym drzazga w oku, której za chuja nie potrafiłem wyciągnąć. Jego odłamki obijały się po moim umyśle, raniąc za każdym razem, gdy tylko sięgałem w ich kierunku. To było wkurwiające, to nie pasowało do mnie, doprowadzało mnie do szału, gdy przekonywałem się, że nie potrafię zapomnieć.
Tak jakby reszta całe życie nie było wystarczająco popierdolone. Nie kurwa, musiałem jeszcze masochistycznie je komplikować skupiając się na takich sytuacjach. A przecież mogłem uniknąć. Rozbicia rzeczywistości, obitej twarzy, wystarczyłoby bym odszedł we właściwym momencie, nie wdał się w czczą dyskusję, trzymany w miejscu przez dumę. Nie chciałem wyjść na tchórza, oddalać się od tego skurwiela kładąc uszy po sobie, kiedy zaczął rzucać niewybredne uwagi na temat naszej przeszłości. Moje przeszłości. Tego co działo się z moją matką. Musiałem zostać, musiałem odpowiedzieć, musiałem dać mu jebaną satysfakcję i pozwolić na to by widział mnie wyprowadzonego z równowagi. Jednym zdaniem. Zlepkiem pierdolonych słów.
Zacisnąłem zęby jeszcze silniej nie przejmując się bólem w obtłuczonej szczęce, przynajmniej, kiedy on się pojawiał miałem coś innego na czym mogłem skupić swoją uwagę. Pulsowanie nosa i lekkie zawroty głowy też były tym co pozwalało mi uwolnić myśli, po części więc byłem zadowolony z mojego stanu. Wiedziałem jednak, że ucieczka ta nie będzie trwała długo, wystarczyło bym nałożył maść na obicia i następnego dnia wszystkie obrażenia miałby zniknąć. Nie byłem pewien czy jestem z tego zadowolony.
Unikałem patrzenia na Rory, wzrok z uporem wbijałem w ścianę, w oparcie kanapy, w każde możliwe miejsce byleby tylko nie być zmuszonym do obserwowania jej twarzy. Nie byłem do końca pewien dlaczego to robiłem, kurwa, czyżbym obawiał się jej reakcji na moje czyny? A może tego, że gdy nasze spojrzenia się spotkają kobieta dostrzeże wyraźnie to co teraz siedziało w mojej głowie, cały ten pojebany burdel, który targał mną od środka? Cokolwiek by to nie było, przestało mieć znaczenie, w chwili gdy poczułem jej ciężar na swoich kolanach, bo czemu miałem przejmować się powodem, skoro i tak teraz nie mogłem już unikać kontaktu wzrokowego? A przynajmniej nie do tego stopnia w jakim bym chciał? Uśmiechnąłem się do niej krzywo, bez nawet cienia radości, gdy ponownie zajęła się moim policzkiem, nadal milcząc. Starając się jedynie by moje spojrzenie nie zdradzało niczego poza chłodną obojętnością, gdy tak wodziłem wzrokiem po jej twarzy, nadal unikając patrzenia jej prosto w oczy.
Milczałem nawet wtedy, gdy skończyła już pracę. I, kiedy pocałowała mnie w najbardziej poszkodowane części twarzy, tak jakbym był małym dzieckiem. W końcu to im mówiło się, że pocałunek zabiera ze sobą ból. Oddychałem spokojnie wsłuchując się w ciszę między nami, po raz pierwszy od dawna tak dobitną i ciężką, przynajmniej dla mnie. A potem jedno słowo zniszczyło efekt, a ja nie mogłem powstrzymać westchnienia, skwitowanego jeszcze wewnętrznym przekleństwem, gdy ponownie opuściłem wzrok, tym razem odszukując nim jej dłoni, luźno leżącej na jej udzie, tej, która jeszcze chwilę temu dzierżyła wacik. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio ktoś przejął się moim stanem do tego stopnia by mi tak pomagać, większość przywykła do moich ciągłych bójek i najzwyczajniej w świecie zostawiała mnie w spokoju, pozwalając bym lizał rany w samotności. Przez to wszystko co zrobiła kobieta wydawało się zaskakująco... miłe.
Kierowany bardziej impulsem niż logicznym działaniem sięgnąłem po dłoń kobiety, jednak nie ująłem jej, zamiast tego rozchyliłem jej palce i zacząłem się nimi bawić, w tym małym geście szukając uspokojenia.
- Dziękuję – mruknąłem, w końcu podnosząc wzrok i patrząc jej prosto w oczy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:45 pm

Milczenie było łatwiejsze, ale Rory nie znała jeszcze przypadku, w którym pomogłoby ono rozwiązać jakikolwiek problem. Zamiatanie takowych pod dywan zawsze kończyło się widowiskowym potknięciem i bolesnym upadkiem, więc postanowiła być dobrą namiastką przyjaciółki i zadbać o to, by Jackowi nie przydarzyło się nic z tych rzeczy. Nie chciała siłą naciągać go na zwierzenia i truć nad uchem o oczyszczających właściwościach szczerej rozmowy. Wywalenie wszystkich żalów raz na jakiś czas naprawdę pomagało, sama była tego najlepszym przykładem, ale znała Caulfielda na tyle, by nawet nie próbować mierzyć go w tej kwestii swoją miarą. Jeśli chciał pomilczeć – dobrze. Jeśli zmieni zdanie – jeszcze lepiej. W obu przypadkach Rory była na miejscu, gotowa go wysłuchać lub dołożyć swoją cegiełkę do ogarniającej ich ciszy.
Taki moment, jak ten, powinien jasno i wyraźnie uzmysłowić jej, że już dawno przestała postrzegać mężczyznę tylko i wyłącznie jako współlokatora i partnera do łóżka (pod prysznic). Przywiązywanie się do ludzi zawsze oznaczało kłopoty, zwłaszcza dla rudowłosej, która już nie raz oberwała za to po tyłku od losu. Nie mogła sobie pozwolić na kolejną osobę, na której zaczęłoby jej zależeć, bo z każdym człowiekiem na tej, nie takiej wcale krótkiej, liście, odsłaniała się coraz bardziej i stawała coraz słabsza. Rebelia już się skończyła, ale rebelia trwała w najlepsze. Przynależność do Kolczatki, działalność w ruchu oporu narażała ją na niebezpieczeństwo, ale niczego nie bała się bardziej od straty ludzi, których kochała (platonicznie, oczywiście).
Mogłaby teraz przeprowadzić mały wykład, mogła spróbować podejść Jacka i jakąś boczną drogą wydobyć od niego informacje, które chciała poznać. Była przekonana, że ulży mu wtedy wreszcie, ale jednocześnie nie chciała zmuszać go do porzucania postawy, z którą czuł się bezpiecznie i swobodnie. Wykraczanie poza własną strefę komfortu nie kończyło się dla niektórych najlepiej.
Jego podziękowanie było sygnałem, że jej tok rozumowania szedł dobrym torem. Oczywiście, że nie miał na myśli wyłącznie pomocy przy pokiereszowanej twarzy, Rory była tego absolutnie pewna i właściwie nie musiała się nad tym specjalnie zastanawiać. Jej palce dołączyły do zabawy, jednak ona także nie zamierzała ujmować jego dłoni w przesadnie romantycznym geście, to byłby bardzo tani chwyt, zamiast tego zaczęła wyznaczać niewidzialne zygzaki w okolicach jego nadgarstka. Dobrze, że zdecydował się odezwać, bardzo ułatwiło jej to podjęcie decyzji w sprawie swoich następnych czynów.
Przez chwilę patrzyła mu w oczy i uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, ale już zaraz pochyliła się jeszcze bardziej, przylegając do jego klatki piersiowej. Zsunęła się z jego ud bardziej na kolana, wcisnęła ręce pomiędzy oparcie kanapy a plecy Jacka i złączyła dłonie, umiejscawiając głowę w okolicy obojczyka mężczyzny , po czym sprezentowała mu jeden ze swoich misiowych uścisków – początkowo trochę niepewny, stopniowo coraz silniejszy. Nie zamierzała odpuścić nawet, gdyby zamierzał wyrwać się z jej objęć, choć oczywiście miała wielką nadzieję, że tak się nie stanie, bo to postawiłoby ją w raczej niezręcznej sytuacji. Nic tak nie robiło dobrze na smutki, jak pocałunek i mocny uścisk, prawda? Gdyby go nie odwzajemnił, nic by się przecież nie stało, świat by się nie zawalił, ale musiała po raz kolejny dać znać, że naprawdę się troszczy.
- Jeśli chcesz o tym pogadać to wiesz, do kogo się zwrócić – oznajmiła, ale zaraz po tym wydało jej się nagle, że to wszystko zabrzmiało jakoś zbyt oficjalnie, dlatego szybko sięgnęła po posiłki w postaci niewinnego żarciku – A jeśli nie, to jest jeszcze parę innych rzeczy, które można robić w takiej pozycji.
Nie mógł zobaczyć, jak uśmiecha się pod nosem, a Rory była z tego powodu bardzo rada, bo przecież mógł to wszystko opacznie zrozumieć. Nie śmiała się z jego niedoli ani wewnętrznej walki, którą zapewne teraz toczył, była po prostu szczęśliwa, że nie stawiał do tej pory żadnego oporu i dał sobie pomóc. A to był zdecydowany progres w ich relacji.
- Nad łukiem brwiowym zostanie ci blizna, ale opuchlizna przy wardze zejdzie już niebawem. Dla równowagi połamię ci teraz wszystkie żebra, okej? – zagaiła, wtulając się niego nieco mocniej. Tryb gaduły skutecznie uniemożliwiał zapadnięcie względnej ciszy, ale rudowłosa miała nadzieję, że Jack nie będzie miał jej tego za złe.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:46 pm

Powinienem się wycofać, już w chwili, gdy Rory postanowiła oczyścić moje otarcia, a może nawet wcześniej, mogłem nie dać jej poprowadzić się z powrotem do salonu, usadzić na kanapie. Nie dać się odsłonić. Bo tak to, do kurwy nędzy, dla mnie wyglądało. Nie ważne jak bym się nie starał nie mogłem nic poradzić na to, że pewne oznaki słabości zaczęły się przebijać przez moją zaporę. A ten fakt wkurwił mnie niezmiernie, na chwilę zalał mój umysł falą wściekłości, jednak absolutnie nie na kobietę, a na samego siebie. Już dawno nauczyłem się jak radzić sobie na własną rękę, dlaczego więc znowu miałem być zależy – nawet w tak niewielkim stopniu – od kogoś innego? Dlaczego, do kurwy nędzy, miałem pozwalać by ktoś sterował mną.
...troszczył się o mnie.
Odetchnąłem głęboko, spychając nadmiary dumy na skraj umysłu równie szybko jak się ona pojawiła. Nie mogłem być przecież idiotą, który po podziękowaniach odepchnie od siebie pomocną dłoń, zachowa się jak skończony chuj; nie ważne, że to było w moim zwyczaju. Rory nie zasłużyła sobie teraz na takie zachowanie, na chamstwo, do którego lubiłem się uciekać, gdy czułem się nieswojo. Dlatego zniosłem to, patrzyłem jej przez chwilę w oczy, wiedząc, że zna mnie już na tyle dobrze by zrozumieć co oznacza ten chwilowy gniew. A przynajmniej na to liczyłem, jeden jedyny raz miałem nadzieję, że komuś, że jej udało się rozgryźć mnie na tyle by wiedzieć, że krótki przebłysk emocji nie jest skierowany w jej stronę.
Skomplikowane interakcje międzyludzkie nie były nigdy moją najmocniejszą stroną, w zasadzie, nie odnajdowałem się w tych wymagających bliższego kontaktu, zawsze ich unikałem, od pieprzonych szczenięcych lat. I o ile potrafiłem jeszcze poradzić sobie z zabawą palcami kobiety, jej kreśleniem zygzaków na moim nadgarstku, o tyle to jak przytuliła się do mnie, tak po prostu, sprawiło, że zesztywniałem cały, ponownie zaciskając zęby. Nie przywykłem do tego, nie w takim kontekście, nie wtedy, gdy takie zbliżenie nie oznaczało dążeń do bardziej konkretnych działań, nie, gdy nie towarzyszyło temu wpijanie paznokci w ciało i gwałtowne pocałunki. Jedyną osobą w moim życiu, która kiedykolwiek próbowała mnie przyzwyczaić do takiej formy bliskości była Lo, a i w jej wypadku nie wydawało mi się to najłatwiejsze, mimo tak długiego stażu znajomości.
Potrzebowałem dłuższej chwili by w końcu się rozluźnić, dlatego też pierwsze uwagi Rory skwitowałem jedynie nerwowym uśmiechem, dopiero gdy wtuliła się we mnie mocniej odetchnąłem głębiej, wyrwany z transu lekkim bólem w uciskanych żebrach i kolejnymi słowami kobiety. Odchrząknąłem, po czym uniosłem dłoń i w trochę niepewnym geście sam objąłem ją w pasie, drugą dłoń przenosząc na jej włosy, zanurzając w nie palce by położyć je na karku.
Nie byłem do końca pewien co robić dalej. Czułem się nieswojo z Rory na kolanach, czując jej ciepły oddech nawet przez materiał T-shirtu. Siedziałem w ciszy, obejmując ją, w myślach szukając jakiegoś rozwiązania. No bo, do kurwy nędzy, jak miałem się zachować? Zwierzyć jej się z pieprzonej przeszłości? Opowiedzieć o tym jak kurewsko bolały złamane wspomnienia? A może po prostu zacząć płakać jak jakiś pierwszy lepszy ciota? Na samą myśl o tej ostatniej opcji wzdrygnąłem się lekko, krzywiąc wargi z obrzydzenia. To nie był mój styl, nie mój sposób na radzenie sobie z problemami. Powinienem gdzieś wyjść, rozwalić coś lub schlać się i zapomnieć, to byłoby najłatwiejsze, nie zaś pozwalać sobie na powstanie jakiś niezręcznych sytuacji. Powinienem odsunąć Rory od siebie, dla świętego spokoju, a następnie wrócić do starych utartych schematów. Ale, z drugiej strony, byłem zbyt wdzięczny dziewczynie za to co robi, paradoksalnie i wbrew wszystkiemu, więc w końcu zakląłem ponownie w duchu i opuściłem twarz, na chwilę wtulając ją w włosy towarzyszki, wdychając zapach jej szamponu.
- Dlaczego to robisz, Rory? - spytałem po chwili, nie cofając jednak głowy.
Nie było w tym niczego złośliwego, pytanie było raczej szczere. Nie mogłem nie zauważyć, że troszczy się o mnie, jednak... byłem ciekaw czemu. Czemu stara się aż tak, skoro byłem po prostu wrednym chujem, który tak często doprowadzał ją do szału.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:48 pm

Wiedziała, że jego wcześniejsza złość nie była skierowana w jej kierunku, dlatego nie roztrząsała jej specjalnie. Jeśli zechce, opowie jej o wszystkim. Jeśli nie, rudowłosa jakoś to przeżyje.
Nie chciała nim sterować, nie chciała mu niczego narzucać ani sprawiać, by czuł się niezręcznie i nieswojo. Gdyby Rory dokładnie wiedziała, przez co w tej chwili przechodzi Jack, bardzo możliwe, że zaniechałaby swoich starań, ale teraz… po prostu nie mogła odpuścić. Chciała, by poczuł się lepiej, chciała przynieść mu ulgę, bo czy nie tak powinien postępować każdy dobry człowiek? Postrzegała siebie w tych kategoriach, była pieprzoną altruistką, już zwłaszcza w tym momencie, ale nie żałowała tego. A już na pewno nie w chwili, gdy Jack wreszcie rozluźnił się i objął ją w pasie, a jego dłoń wplotła się w jej włosy i spoczęła na karku.
Satysfakcjonujący uśmiech zatańczył na jej ustach i poluzowała lekko swój uścisk, będąc pewna, że mężczyzna już nie spróbuje się z niego uwolnić. Nie czuła się niezręcznie i nie widziała już powodu, dla którego on także mógłby się tak czuć. Przytulenie się do kogoś było przecież zwykłą, przyjacielską próbą poprawienia samopoczucia. Rory nie robiła tego od dawna, ale z doświadczenia wiedziała, że to po prostu pomaga. I nawet teraz pomagało jej samej, gdy uspokajała oddech i zrównywała go z oddechem Jacka.
W miarę możliwości, zaczęła przebierać palcami po plecach mężczyzny, zupełnie instynktownie i nieprzemyślanie, ot, kolejny odruch. Mogłaby tak trwać w tej pozycji do wieczora, wbrew pozorom było jej naprawdę wygodnie. Czułą bicie jego serca (choć nie wsłuchiwała się w nie przesadnie, takie rzeczy były odpowiednie dla heroin romansideł) i ten specyficzny, męski zapach, którym zdążyła już przesiąknąć kanapa i niektóre ubrania Rory. No dobra, głównie bielizna, w której spała tuż obok niego, od czasu do czasu.
Dlaczego to robisz, Rory?
Nie wiedziała, czy to był jego głos, czy może jej sumienie, które jak zwykle odzywało się w najmniej pożądanym momencie. Nie podniosła głowy tylko dlatego, że na jego czubku wyczuła jego brodę i nie chciała przypadkiem urazić którejś części jego obitej twarzy. Korzystając z komfortu jakim było ukrycie własnej miny przed twarzą Caulfielda, zarumieniła się delikatnie, w myślach dziękując za piegi, które mogłyby choć częściowo ukryć jej zmieszanie.
Nie wiem? Bo jesteś moim przyjacielem? Bo mi na Tobie zależy? Bo nigdy nie widziałam Cię w takim stanie i spanikowałam, bo nie wiem, co tak naprawdę powinnam zrobić, skoro nie jesteśmy dla siebie nikim więcej?
Każda z tych odpowiedzi byłaby prawdziwa, ale żadna nie przeszłaby jej przez usta. Zamiast tego, dopiero po dłuższej chwili Rory zdecydowała się przemówić niemalże prosto do jego klatki piersiowej, mając jednak pewność, że Jack ją usłyszy i zrozumie:
- Wykorzystuję twoją chwilową słabość, żeby móc się wreszcie porządnie przytulić – potarła nosem o jego obojczyk, w kolejnym nieprzemyślanym do końca geście.
Domyśliła się, że w pewnym momencie cierpliwość mężczyzny do jej żartów może się wyczerpać, dlatego po chwili odchrząknęła cicho i już poważniejszym tonem odpowiedziała:
- Marna ze mnie pocieszycielka, ale chciałam się wreszcie do czegoś przydać – nie tylko wieczorem, w nocy, na kanapie, pod prysznicem, na balkonie czy kuchennym blacie – I absolutnie nie wyobrażam sobie niczego, żeby była jasność. Pomyślałam po prostu, że to właściwa rzecz do zrobienia.
Wzruszyła lekko ramionami i ostrożnie wysunęła głowę spod jego brody, by w następnym momencie spojrzeć Jackowi prosto w oczy i wyrazić nieme pytanie. Jedno słowo wystarczyło w tej chwili, by zsunęła się z jego kolan i zajęła sprzątnięciem bałaganu po zabawie w pielęgniarkę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:48 pm

To wszystko było... inne, wręcz obce. To w jaki sposób Rory się do mnie przytulała, jak wodziła palcami po moich plecach, ogłupiało mnie w pewnym stopniu, w jakiś pierdolony sposób odsuwało się od racjonalnego podejścia, które sobie do tej pory wykształciłem. Nie przywykłem do tego rodzaju delikatności, wręcz czułości, która zaczęła się pojawiać bez mojej kontroli; może gdybym panował nad tym od początku, gdyby cokolwiek z tych rzeczy wyszło z mojej inicjatywy łatwiej byłoby mi się odnaleźć w ty wszystkim, a moje gesty nie byłyby tak niepewne jak wtedy gdy nieporadnie zacząłem gładzić kark kobiety opuszkami palców. Krótko, bo już po chwili przymknąłem oczy i ponownie odetchnąłem głębiej nakazując sobie rozluźnienie się już do końca. Kurwa, tak czy siak nie miałem jak przed tym uciec, dlaczego miałem więc utrudniać to jeszcze sobie i Rory?
Oddychałem powoli starając się odepchnąć od siebie wszelkie myśli, wyrzucić z pamięci bójkę i słowa, które przed nią padły, uspokoić się na tyle by całość wreszcie przestała być dla mnie krępująca. Nie mogłem w końcu zachowywać się cały czas jak skończony idiota, tchórzliwy dzieciak, który ucieka od ludzi, bo oferują mu coś nowego. To, że nie przywykłem do przytulania nie oznaczało, iż od razu musiałem się cały spinać, jakbym nie wystarczająco okazał już dzisiaj słabości. Żaden z grymasów, żadne wzdrygnięcie nie powinno być możliwe do zauważenia przez publikę, nawet jeśli odbiorcą miała być jedynie siedząca na moich kolanach kobieta.
Walcząc z odruchem, który kazał mi jak najszybciej ukrócić tę sytuację uścisnąłem ją trochę mocniej, w pełni oddychając już jej zapachem, tym do którego zdążyłem już przywyknąć, który kojarzył mi się zaskakująco dobrze. Dłonią na jej pasie nieznacznie podważyłem materiał jej bluzki, palcami dotykając ciepłej skóry, jednak nie mając przy tym na celu prowokowania jej. Do czegokolwiek. Szukałem pewnych punktów zaczepnych, bodźców, które pozwolą mi zapanować na sobą i nad tym wszystkim. Przyzwyczaić się.
W zasadzie nie spodziewałem się odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. To fakt, byłem ciekaw jej intencji, jednak... nie uważałem by dziewczyna była zmuszona do wyjaśniania mi czegokolwiek. I tak robiła już więcej niż mógłbym po niej kiedykolwiek oczekiwać, dlaczego więc miałaby spełniać jeszcze jakieś moje kaprysy, tłumaczyć swoje zachowania? Dlatego słysząc jej głos zmarszczyłem brwi zaskoczony, uśmiechając się nawet niemrawo w odpowiedzi. To co robiła Rory było dla mnie wręcz niepojęte. Kurwa, przecież nie miała mieć z tego żadnych jebanych korzyści, nie musiała siedzieć teraz ze mną i dbać o moje samopoczucie. A jednak.
Obserwowałem ją uważnie, gdy ostrożnie odsuwała się od mojego torsu, uśmiechając się do niej krzywo, gdy przyglądała mi się pytająco. Właściwie, mimo tego całego pierdolonego dyskomfortu, wcale nie chciałem by kobieta się ode mnie odsuwała. Choć wolałbym tego nie przyznawać, jej towarzystwo, a raczej jej bliskość, pozwalały mi okiełznać te pierdolone myśli, odsunąć od siebie ostre skrawki rozbitych wspomnień. Z każdą chwilą szło mi to coraz lepiej, rozgoryczenie co prawda nie znikało, ale stawało się znośne, a umysł nie szalał już próbując na siłę wyszukać jakiś wyjaśnień do słów tamtego skurwiela. Nie chcąc przed nią okazywać słabości po części zostałem zmuszony do zapanowania nad sobą, a to wychodziło mi, a w sumie nam obojgu, na dobre. Nie chciałem rozpierdolić niczego w mieszkaniu.
Westchnąłem cicho, po czym wyplątałem dłoń z jej włosów, przesuwając ją z jej karku na policzek, a następnie jej usta, przejeżdżając palcami po jej wargach, opuszczając je na jej podbródek, aż w końcu zupełnie ją cofając. Gest nie do końca przemyślany, nie byłem nawet pewien czego oczekiwałem w zamian, o ile w ogóle czegoś. Chciałem po prostu zapomnieć o tym pierdolonym incydencie, a skoro już cokolwiek mi się udawało, czemu miałem nie pozwolić temu trwać? Kurwa, przecież nie robiłem niczego złego, a nawet jeśli tak, egoistycznie miałem to w dupie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:49 pm

Gdyby miała obstawiać, co mogło powodować taką, a nie inną reakcję na jej uścisk, zapewne wskazałaby jakieś negatywne doświadczenia z przeszłości lub właśnie czucie się nieswojo z powodu braku kontroli nad sytuacją. To drugie było całkiem zrozumiałe, każdy, kto wychodził ze swojej strefy komfortu, nie mógł się tak nagle przyzwyczaić do nowego odczucia i musiało minąć kilka dłuższych chwil, by to wszystko przestało być tak stresujące. A jeśli jednak to jakaś trauma ze wcześniejszych lat spowodowała, że wszelkie czułości były mu obce… cóż, Rory spodziewała się tego i dopełniało jej to obraz Jacka, który zdążył jej się wyklarować od momentu jego wprowadzenia się.
Musiałaby być głupia, gdyby nigdy nie zastanawiała się nad jego przeszłością, nad doświadczeniami, które ukształtowały go w taki, a nie inny sposób. Jednocześnie nie była tak beznadziejnie nietaktowna i wścibska, by zaraz się o wszystko dopytywać. Sama nie chciałaby, żeby ktoś wałkował jej historię przy niej, nawet gdyby miał to robić w myślach. Nie mogłaby się wtedy pozbyć wrażenia, że jest osądzana, a tego nie znosiła najbardziej.
Ale czyż nie każdy potrzebował przytulenia się od czasu do czasu? Poczucie komfortu, radości, ucieczka od wszystkich stresów – oto co był w stanie zdziałać uścisk od właściwej osoby. Rudowłosa nie miała wielkiego doświadczenia na tym polu, a już na pewno nie z mężczyznami, ale w tej sytuacji wszystko przychodziło jej naturalnie. Nie chciała niczego dla siebie, nie była samolubna i może dlatego nie wyszło jej to wcale tak tragicznie.
Czuła, że Jack jest coraz bardziej rozluźniony, jednak mimo wszystko wciąż pomagał sobie drobnymi gestami i nie miała nic przeciwko temu. Czym było wsunięcie palców pod jej koszulkę, jeśli nie powodem do przebiegnięcia przyjemnego dreszczu po piegowatych plecach? Nie odbierała tego jako próby zaczepki czy dążenia do czegokolwiek. Choć ich wzajemna relacja była zazwyczaj dość ognista i bezpruderyjna, tym razem sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej i oboje o tym wiedzieli. Czy inaczej znaczyło gorzej? O tym też mieli się przekonać.
Tak jak Jack nie spodziewał się odpowiedzi na pytanie, tak Rory nie oczekiwała żadnego komentarza z jego strony, ale milczenie wcale jej nie przeszkadzało. Jasne, obawiała się, czy aby nie została opacznie zrozumiana, a Caulfield nie pomyślał sobie czegoś, czego absolutnie nie powinien, ale już po chwili z jego oczu i miny odczytała, że nie ma się o co martwić. Zrozumiał.
Tym bardziej zaskoczył ją jego gest, gdy palce powędrowały od karku, przez policzek i usta, aż do podbródka. Przez cały ten czas rudowłosa starała się utrzymać kontakt wzrokowy i nie wyjść na speszoną panienkę, ale nie do końca wiedziała, jak powinna to odczytywać. Na szczęście instynkt nie pozwolił jej się nad tym długo zastanawiać, bo oto jej ręce wysunęły się ze szczeliny między kanapą a plecami Jaka, by po chwili dłonie kobiety mogły zostać złączone na jego karku, który zaczęła delikatnie masować palcami, wspinając się po szyi do granicy wytyczonej przez ciemne włosy mężczyzny.
Przeciągająca się cisza nie była może zbyt komfortowa, jednak dziwne uczucie podekscytowania, które zaczęło nagle towarzyszyć Rory, bardziej ją zaintrygowało niż zniechęciło. To było tak, jakby nagle stała się kimś innym, bo nie wiedziała, czego tak naprawdę chce i na co ją w tej chwili stać. Nie wiedziała, co robić i w którą stronę się ruszyć, bo dookoła zrobiło się nagle tak… poważnie? Uroczyście? Nie była jeszcze z Jackiem w tym miejscu i wszystko, co nowe, w tym momencie ją peszyło.
Drgnęła nagle i pochyliła głowę do przodu, w ślad za jego cofającymi się palcami, które przecież już dawno zniknęły z pola widzenia. Zatrzymała się kilka centymetrów przed jego twarzą, a na jej własnej musiało teraz malować się spore zaskoczenie, bo naprawdę nie miała pojęcia, co chciała właśnie zrobić. Zamrugała, wpatrując się w jego oczy, w których szukała odpowiedzi. I nawet nie zorientowała się, że od kilku sekund wstrzymuje powietrze.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:50 pm

Tyle razy powtarzałem sobie, że nie dam się złamać, że nie ugnę się więcej pod kolejnymi działaniami matki, jej aktualnych i byłych kochanków. Obiecałem sobie, że będę od tego niezależny, że ograniczę wszelkie wpływy przeszłości, że teraźniejszość nie będzie silnie uzależniona od tego co dzieje się z moją rodzicielką. Mówiłem sobie to za każdym razem, gdy działo się coś złego. Gdy się ponownie spiła, gdy ostałem w mordę od jednego z jej facetów, gdy sam takowych wypierdalałem z domu przyłapawszy ich na kradzieży, czy po prostu mają dość ich zapijaczonych głosów, pełnych pych i kurewskiej wyniosłości. Jakby byli jebanymi władcami świata. Powtarzałem sobie to też później, kiedy już cały świat znany mi od dziecka posypał się, rozbity na miliony kawałków, gdy matka ponownie, niczym pierdolona pijawka, przyczepiała się mnie tylko po to bym pomógł jej przetrwać. Po każdej z tych sytuacji z uporem twierdziłem, że każde następne takie zdarzenie już mnie nie ruszy. A jednak, jak zwykle musiałem okazywać się jebanym idiotą, który nie potrafił, tak po prostu, przyjąć faktu, iż kolejna rzecz w moim życiu była kłamstwem. Nie, musiałem to masochistycznie rozpatrywać, musiałem rozbijać wszystko na kolejne kawałki zastanawiając się dlaczego, co było powodem do takowego jej działania. Czemu nie potrafiła choć raz w życiu być w pełni szczera ze mną.
Drążyłem to jak jakiś skończony debil, w zasadzie nie widząc nawet szansy na jakiś bodziec, który pozwoli mi to porzucić.
I oto w końcu pojawiło się coś co było tak potrzebne od oderwania się od ponurych myśli i pierdolonego incydentu. Odskocznia zaserwowana niczym na srebrnej tacy, niemal dosłownie podsunięta pod sam nos. W tej chwili zbytnio skupiłem się na wszystkim co działo się na miejscu, na utrzymaniu poprzednich emocji na wodzy, na próbach rozluźnienia się, odnalezienia się w tak nowej dla mnie i odmiennej sytuacji. Kurwa, przecież nigdy nie byłem zmuszony do kroczenia po tak cienkim lodzie, do tej pory wszystkie moje relacje z kobietami, ba, wszystkie relacje z Rory były przejrzyste, proste. To co działo się teraz za to znacząco odchodziło od wyuczonego schematu. Przytulanie się, ta niemalże ckliwa atmosfera, cisza, która przestała być ciężka, zaś przyjęła sugestywne znamiona, ale zbyt delikatne jak na te do których przywykłem. W tym momencie po raz kolejny miałem ochotę się wycofać, pierdolić to, spiąć się i nie próbować dostosować do nowości, jednak... Chęć zapomnienia popołudniowego spotkania okazała się o wiele silniejsza.
Obserwowałem Rory, jej reakcje na moje gesty, skupiałem się na jej mimice i spojrzeniach, w duchu ciesząc się przynajmniej z jednego – wyglądało na to, że i ona nie była do końca pewna tego co się działo w tym momencie. Uśmiechnąłem się ironicznie, już bardziej szczerze, gdy jej palce zawędrowały na mój kark, zaś sama kobieta pochyliła się w moją stronę, wyraźnie zaskoczona swoją własną reakcją. Oddychałem spokojnie, patrząc na nią z tak małej odległości, w końcu bez problemu odsuwając od siebie rozgoryczenie i ból związany ze złamanymi wspomnieniami. Skupiłem się na tym co było teraz, na wbijaniu spojrzenia w jej oczy, bez pierdolonego rozmyślania nad powodami naszych działań. Moja ręka ponownie wróciła do jej twarzy, tym razem jednak już nie tylko w geście łagodnej pieszczoty. Stanowczo ująłem ją za podbródek, kciukiem gładząc jej skórę, unieruchamiając jej twarz. Chwilę trwałem jeszcze tak, obserwowałem ją, w końcu jednak westchnąłem, po czym sam wychyliłem się odrobinę w stronę kobiety i pocałowałem ją, mocno wpijając się w jej usta, ignorując ból pękniętej wargi.
Nie piłem do niczego więcej, nie byłem w nastroju na gwałtowne ściąganie z siebie ubrań, jednak...
Skoro tak miało wyglądać zapomnienie czemu miałbym się opierać?
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:52 pm

Zapomnienie nie zawsze szło w parze z wybaczeniem, zarówno sobie, jak i komuś innemu. Przeszłości nie dało się odciąć ot tak, w końcu to ona tworzyła znaczną część bagażu, który trzeba było dźwigać przez całe życie. Istniała tylko jedno dobre wyjście na poradzenie sobie z nim – należało się z kimś podzielić, zaufać komuś i wpuścić do swojego życia. Niektórym łatwo było kroczyć w parze, inni odnajdywali problem już w samym otworzeniu się, tym samym czyniąc wspólny spacer przez życie praktycznie niemożliwym.
Rory miała wielu znajomych i garstkę przyjaciół, jednak nie odnalazła jeszcze tej jednej, właściwej osoby. Nie szukała na siłę, bo była święcie przekonana, że ma jeszcze mnóstwo czasu. Młoda, ambitna dziennikarka powinna piąć się po szczeblach kariery, a nie rozglądać za bratnią duszą. A jednak, od czasu wprowadzenia się Jacka miała wrażenie, że zaczyna się zapełniać jakaś pustka, której wcześniej nie odczuwała. Czy byłą to tylko potrzeba posiadania współlokatora i codziennego kontaktu z drugą osobą, kimś, kto w żaden sposób nie był związany z jej pracą? Tak początkowo sądziła, ale gdyby zastanowiła się nad tym teraz, nie byłaby już taka pewna.
Na szczęście zbliżenie się do Caulfielda ułatwiło wyłączenie myślenia, dlatego teraz nie rozkładała już niczego na części pierwsze, nie roztrząsała własnej przeszłości i nie dbała o jego historię – liczył się tylko ten jeden moment. I właściwie nie miała pojęcia, jak w ogóle do tego doszło. Jakim cudem współlokatorzy z przywilejami, para tak niecodzienna, zazwyczaj sprawdzająca się doskonale przy okazji zaspokajania potrzeb cielesnych, mogła dobić do chwili, w której zrobiło się nagle dziwnie ckliwie i niemalże romantycznie?
Rory nie zdawała sobie sprawy, że praktycznie nie panuje już nad własnymi odruchami. Skąd przyszło jej do głowy, że dobrą formą pocieszenia będzie muskanie kogoś palcami po szyi? Nie mogła przewidzieć, że władowanie się Jackowi na kolana skończy się tak, a nie inaczej, dlatego w momencie, gdy ich twarze zbliżyły się niebezpiecznie do siebie, spanikowała.
Władczy gest przytrzymania jej za podbródek zadziałał połowicznie, mężczyźnie udało się złożyć pocałunek na ustach rudowłosej, jednak ta była na tyle skonfundowana, że odwzajemniła go tylko przez kilka sekund, po czym odsunęła lekko głowę, biorąc przy okazji głęboki wdech. Opierała teraz swoje czoło o jego, a jej serce przyspieszyło nagle.
Nie wiedziała, co strzeliło jej do głowy, by przerywać to zbliżenie, a zaskoczenie wymalowane na jej twarzy skomponowało się z rumieńcem, którego tym razem nie mogła ukryć.
Zachowała się jak spłoszona nastolatka, jakby to był jej pierwszy pocałunek. Czego się przestraszyła? Zranienia jego wargi jeszcze bardziej? Bliskości, czułości, czy może siebie samej? Już sekundę po przerwaniu pocałunku, głęboko tego pożałowała, bo dopiero teraz atmosfera w salonie zrobiła się naprawdę niezręczna. Oddech Rory przyspieszył, ale ona wciąż wpatrywała się Jackowi prosto w oczy, jakby ta abstrakcja miała miejsce tylko w jej głowie, a nie w rzeczywistości.
- Nie musisz mi dziękować w ten sposób – zdołała wyszeptać niemalże w jego usta, rozłączając swoje dłonie i z karku przesuwając je na ramiona mężczyzny.
Wiedziała już, dlaczego przerwała tak nagle. Nie chciała, by Jack zmuszał się do czegokolwiek, by był jej coś winny i próbował odpłacić się w swoim pokręconym stylu. Jeśli miał całować ją w taki sposób, niech wywodzi się to wyłącznie z pożądania.
Delikatnie, uważając by nie urazić bolących miejsc, przytrzymała dłońmi jego twarz, a potem powtórzyła ścieżkę, którą wytyczyła ustami już wcześniej. Ponownie pocałowała go w policzek, łuk brwiowy oraz kącik nieszczęsnej, zranionej wargi. Wysyłanie tak sprzecznych sygnałów wcale nie musiało wyjść jej na dobre, ale była już tak zmieszana, że sama nie wiedziała, czego chce. Pchnąć go na kanapę i oddać się przyjemności? Jasne. Przytulać się do wieczora, nie mówiąc ani słowa? Tak. Rudowłosa chciała w tej chwili tylko wszystkiego, ale decyzja nie należała do niej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:52 pm

Nie zamierzałem wybaczać, a przynajmniej nie tak jak pojmowała to większość ludzi; w przeciwieństwie do wielu ja po prostu zapominałem o emocjach w danym momencie, nie wyrzucając jednak z głowy popełnionej winy. Wszystkie one żarzyły się w głębi mojego umysłu, pozostawały żywe, z każdą kolejną sprawiając, że relacje z daną osobą stawały się dla mnie coraz cięższe. Było w ty coś kurewsko masochistycznego. Byłem jebanym debilem, który wypaczył sobie definicje przywiązania, trzymającym się bliskich nawet wtedy, gdy już im nie ufałem, gdy miałem ochotę rozszarpać ich na strzępy za każdym razem, gdy się odzywali, zawsze, gdy wykonywali w moją stronę jakikolwiek gest. Tak było i z matką, nie kochałem jej, nigdy, jednak sam fakt istnienia między nami więzów krwi był dla mnie niczym stalowe kajdany spinające nasze losy. Nie potrafiłbym porzucić jej, odmówić jej pomocy, nie ważne jak bardzo swym zachowaniem nie zasłużyłaby sobie na wsparcie ja zawsze pojawiałem się obok niej, klnąc rozwścieczony, zaciskając zęby by nie powiedzieć słów, których później bym żałował. Stałem tuż przy niej, ignorując zdrowy rozsądek, fakt, że po raz kolejny wystawiam się jak na tacy, że najpewniej w końcu i wyjdzie na to, że matka spierdoli, że kolejna kropla wpadnie do i tak przepełnionej już czary. Jednak, nie ważne jak mocno by ona się nie przelewała, ja nie odpuszczałem.
Dlatego teraz, siedząc z Rory szukałem w tym jedynie pierdolonego zapomnienia, odskoczni dla tłoczących się w mojej głowie emocji, których i tak nie zamierzałem wypuścić na wolność. Musiałem je wyciszyć, zrobić cokolwiek by nie zwariować, nie zacząć ciskać każdą rzeczą, która wpadnie mi w ręce, musiałem złapać głębszy oddech, by zapanować nad pierdolonymi zapędami, które mogłyby się dla mnie źle skończyć, które mogłyby mieć przykre konsekwencje dla Rory. Nie wierzyłem, że kolejna bójka jednego dnia uszłaby mi płazem, że tym razem nie wylądowałbym na posterunku Strażników Pokoju rujnując wszystko co kobieta wypracowała przez ostatnie dwa miesiące. Jakże cudowną byłoby to odpłatą za wszystko co jej zawdzięczałem...
Chcąc uniknąć tego wszystkiego skupiłem się jak najmocniej na działaniach, na tym co działo się między nami, nie próbując nawet rozmyślać nad każdym kolejny gestem. Nie przemyślałem zmniejszenia dystansu, nie zastanawiałem się nad pieprzonym pocałunkiem, nie mogłem jednak nie wyłapać nagłej zmiany w nastroju siedzącej na moich kolanach Rory, która choć chwilę wcześniej zdawała się działać na podobnych co ja zasadach teraz odsunęła się ode mnie po ledwie chwili, przerywając pocałunek i rumieniąc się nagle. Spojrzałem na nią zaskoczony, zaciskając usta i marszcząc brwi z niedowierzaniem, zupełnie nie rozumiejąc jej zachowania. Tego w jaki sposób patrzyła mi w oczy, tego co w końcu wyrzuciła z siebie szeptem.
W pierwszym odruchu wzruszyłem ramionami,cofając odrobinę dłoń, która jeszcze parę chwil temu tkwiła na podbródku kobiety. Milczałem czekając, nie wiedząc właściwie co mam zrobić, pozwalając by to ona podjęła pierwszy krok, nie do końca pewien czy to wszystko właśnie zaraz się nie skończy, a nam nie pozostanie nic innego jak rozejść się w swoje strony. Bo nie wyobrażałem sobie bym w takim nastroju miał jeszcze radzić sobie z pierdoloną niezręczną atmosferą. Wszelkie rozmyślania na ten temat skończyły się jednak z chwilą, gdy dłonie Rory ujęły moją twarz. Spojrzałem na nią z oczekiwaniem, a gdy jej usta ponownie odnalazły drogę do najbardziej obolałych po bojce miejsc westchnąłem cicho, sam – na krótką chwilę – kładąc dłoń na jej zarumienionym policzku, delikatnie go głaszcząc, by w końcu objąć ją ponownie, tym razem jednak mocniej przyciągając do siebie, a następnie odwrócić się i opaść na kanapę, ciągnąc ją za sobą, tak by po chwili leżała wraz ze mną, na moim torsie.
Jedna z moich dłoni, jak poprzednio, ponownie przesunęła się na jej włosy, tym razem jednak nie wplątując się w nie. Zacząłem przesuwać między palcami rude kosmyki, bawiąc się nimi, oddychając spokojnie, ponownie szukając kurewskiego zapomnienia. Ignorując fakt, iż jeszcze chwilę temu byliśmy w dość niezręcznej sytuacji.

tak, tak Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 108288635


Ostatnio zmieniony przez Jack Caulfield dnia Czw Lis 20, 2014 10:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:54 pm

Dla każdego, kto z boku obserwowałby tę sytuację, wszystko w końcu stałoby się jasne – zamiary zarówno Jacka, jak i Rory, ich motywy, a przede wszystkim uczucia. Widz oglądający ich na ekranie westchnąłby w tym momencie, a czytelnik odnajdujący ich historię na kartach książki skwitowałby to zdarzenie jednym, krótkim nareszcie. A jednak, sama Carter nie mogła dostrzec tego, co zauważyłaby większość. Była przekonana o nieomylności swojego toku rozumowania i przez myśl nawet jej nie przeszło, że jej zachowanie, ich zachowanie mogło być wywołane czymkolwiek poza krótką chwilą słabości. On potrzebował pocieszenia, ona postarała się mu go udzielić – o czym tutaj jeszcze dyskutować? Co z tego, że w ten sposób nie przytulali się nigdy wcześniej, że pocałunki były stonowane, a ich dłoniom nigdzie się nie spieszyło? To nie miało najmniejszego znaczenia, nie było nawet warte uwagi czy poświęcenia myśli. Nie teraz i na pewno nie w najbliższym czasie.
Opadając do pozycji leżącej, Rory nie myślała więc już o tym, jak to przed chwilą dała popis swojego babskiego niezdecydowania. Skutecznie zepchnęła to wspomnienie gdzieś na skraj umysłu i o ile dobrze odczytała ostatnią z min Jacka, była pewna, że on zrobił to samo. Tyle mówiło się o magicznym i nieistniejącym wyłączniku wszelkich uczuć, ale użycie go przyszło Carter z zadziwiającą łatwością. Wydawać by się mogło, że to popołudnie mieli i tak w przyszłości wymazać ze swojej pamięci. Ignorancja miała zostać błogosławieństwem po raz kolejny.
Gdy bawił się jej włosami, postanowiła zrównać swój oddech z jego, w końcu to bardzo ułatwiłoby znajdowanie się właśnie w takiej, a nie innej pozycji. Wiedziała, że na dłuższą metę nie będzie to zbyt wygodnie, zwłaszcza po wzięciu pod uwagę obolałych żeber mężczyzny, ale te kilka minut mogła chyba wykorzystać. Skoro zawiązali już niewerbalną umowę o tym, że odkładają niezręczność na bok, Rory nie mogła tego tak po prostu zostawić. Kiedy indziej będzie miała taką okazję?
Nie miała zbyt wielu opcji do manewrów, jej ręce były przyciśnięte do jego torsu, a dłonie wciąż spoczywały na ramionach. Oczywiście, że mogłaby zacząć się wiercić, ale nie chciała psuć atmosfery, którą wreszcie udało im się osiągnąć. Zamiast tego, uniosła nieznacznie głowę i ponownie wykorzystała swoje usta do niesienia komfortu Jackowi. Delikatnie i bardzo powoli zaczęła wytyczać pocałunkami trasę od jego obojczyka do linii szczęki i z powrotem. Nie mogła dosięgnąć wyżej i wcale się nie starała, po prostu muskała dalej jego skórę, nie wypróbowując przy tym żadnej ze swoich stałych zagrywek. Wiedziała, że akurat dzisiejsze popołudnie nie znajdzie takiego finału, jak większość ich akcji, dlatego pozostawała spokojna, choć właśnie zaczęło jej towarzyszyć miłe uczucie w podbrzuszu, znajome i kojarzone do tej pory właściwie tylko z jednym.
Po jakimś czasie przewidywania odnośnie pozycji zaczęły się sprawdzać, więc rudowłosa wysunęła ręce i uniosła się na nich tuż nad Jackiem, planując ułożyć się przy jego boku. Nie mogła jednak nie wykorzystać sytuacji na małe zadośćuczynienie, więc w momencie, gdy jej twarz znalazła się nad twarzą mężczyzny, tym razem to ona wpiła się w jego wargi, zachłannie, namiętnie i… wyjątkowo krótko.
- Jesteśmy kwita – oznajmiła z uśmiechem, trącając jego nos swoim własnym i wreszcie lądując na kanapie obok mężczyzny.
Wsunęła się pod jego ramię, nogę zgiętą w kolanie zarzuciła mu na wysokości uda i znowu wtuliła się w niego, kontynuując terapię sprzed chwili.

acoto?
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:55 pm

Nie rozmyślałem nad tym, nie próbowałem zrozumieć naszego zachowania, doszukać się w nim sensu, doskonale wiedząc, że w takich sytuacjach nie było o niego łatwo. W końcu, czy tego chciałem czy nie, dzisiejsze popołudnie było popisowym pokazem słabości w moim wykonaniu, czymś czego wolałem uniknąć, a co teraz, do kurwy nędzy, zdominowało sytuację. W innym wypadku żadne z naszych gestów nie byłyby tolerowane, ba, najpewniej w ogóle by się nie pojawiły; teraz były jedynie spełnieniem chwili, innym niż te, do którego przywykliśmy, jednak – zdawać by się mogło – idealnie pasujące do aktualnych wydarzeń.
Byłem pewien, że jutro już zapewne uznam to za pierdolony błąd, teraz jednak nie przejmowałem się tym faktem. Wyłączyłem wpojone odruchy choć na chwilę, przestałem się spinać w odpowiedzi na tego typu bliskość, ignorowałem to, że normalnie nie potrafiłem się w tym odnaleźć. Jeden wieczór przecież nie zmieni niczego. Nie było takiej pierdolonej możliwości. Żadne z nas przecież nie uzna tego za początek zobowiązań, nie zinterpretuje sytuacji w jakiś nieodpowiedni sposób.
A przynajmniej taką miałem nadzieje.
Pozwalałem trwać temu wszystkiemu, powoli sam odzyskując kontrolę nad sobą. Kolejne moje gesty, chociaż nie do końca przemyślane, nie były jedynie wynikiem prób dostosowania się, oddałem się sytuacji, spokojnie znosząc jej konsekwencje. Nie przewidziałem tylko jednego, opadając na kanapę nie wziąłem pod uwagę kondycji moich żeber, więc już po paru chwilach odezwał się w nich tępy ból. W pierwszym odruchu zacisnąłem mocno zęby, dusząc w gardle cichy jęk, jednak, gdy tylko Rory dostosowała swój oddech do mojego mojego dolegliwość stała się znośniejsza, mogłem ją już spokojnie ignorować. Tym bardziej, że sama kobieta zadbała o odciągnięcie moich myśli delikatnie wodząc ustami wzdłuż mojej szyi. Westchnąłem cicho skupiając się na jej pocałunkach, na zabawie jej włosami, zdumiony wręcz faktem jak bardzo to wszystko pomagało, ile zapomnienia kryło się za tymi gestami. Dziś, wyjątkowo, żadne z nas nie piło do znanego nam finiszu i w tym momencie wcale mi to nie przeszkadzało.
Oddychałem spokojnie czerpiąc jak najwięcej korzyści z obecności kobiety, z kojącego ciepła jej ciała i – wbrew pozorom – przyjemnego ciężaru; mimo iż już po paru kolejnych chwilach ponownie zaczął być on uciążliwy nie chciałem wcale by się oddalała. Dlatego też, w pierwszym momencie, gdy Rory uniosła się nade mną wbiłem w nią niezdecydowane spojrzenie, rozważając ponowne jej przyciągnięcie do siebie, nie zdążyłem jednak wykonać żadnego ruchu, gdy ta ponownie zmniejszyła odległość między naszymi twarzami, tym razem sama zaczynając pocałunek. Zachłanny, silny, sprawiający, że ponownie poczułem smak krwi w ustach, zamiast jednak się wycofać odpowiedziałem na niego w podobny sposób, na tą krótką chwilę ponownie zaciskając palce na jej karku.
Uśmiechnąłem się, gdy wszystko się skończyło, trochę niemrawo, jednak zdecydowanie bardziej szczerze niż parę minut temu. Nie skomentowałem w żaden sposób jej uwagi, jedynie przesunąłem się odrobinę, pozwalając jej opaść koło siebie, posłusznie unosząc rękę do góry, przytulając ją do siebie mocniej, gdy tylko ułożyła się wygodniej. To było tak kurewsko nietypowe, zdawać by się mogło, wręcz zbyt nierzeczywiste jak na realia mojego świata, a jednak... Leżeliśmy obok siebie, w ciszy, bez żadnych zapędów, palce mojej prawej dłoni niemal jak w wyuczonym odruchu krążyły po ramieniu dziewczyny, kreśląc na nim cholera wie jakie wzorki, usta odnalazły drogę do jej czoła, składając na nim krótki pocałunek.
Obrazek iście uroczy, w normalnych warunkach zapewne wręcz odrzucający, dzisiaj był jednak tym czego najbardziej potrzebowałem.
- Dziękuję, Rory, naprawdę – powtórzyłem, po dłuższej chwili milczenia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:57 pm

Co dzieje się na kanapie, zostaje na kanapie. Taką decyzję podjęli już jakiś czas temu, jednogłośnie i bezsprzecznie, choć do tej pory tyczyła się nieco innych aspektów ich wzajemnej relacji. Czułości, które dziś sobie zafundowali, miały odpłynąć w zapomnienie już następnego dnia. Rory miała ten komfort, że  była w stu procentach pewna, iż Jack nie pomyśli sobie czegoś, czego nie powinien, jego nastawienie nie zmieni się i mężczyzna nie zaproponuje nagle przeniesienia ich znajomości na wyższy poziom. O nie, ta wizja była tak abstrakcyjna, że rudowłosa aż prychnęła pod nosem, gdy tylko jej skrawek pojawił się w myślach. Carter miała też nadzieję, że sama też nie sprawiła wrażenia przesadnie zaangażowanej. Jedno popołudnie, kilka chwil słabości – przecież to wszystko było bardzo łatwe do wymazania z pamięci, a póki sumienie nie odzywało się na ten temat, niech przedstawienie trwa dalej!
To wszystko było bardzo przyjemne, choć niecodzienne. Rory nie widziała tego w swoim stałym repertuarze, choć musiała przyznać, że taki powiew świeżości nie okazał się absolutnie nietrafiony. Nie wyobrażała sobie momentu, w którym jedno z nich zaproponowałoby drugiemu sesję przytulania na kanapie. To nie było w ich stylu i to nie byli oni, jednak chwilowe wyjście z roli zdawało się całkiem nieźle pasować im w tym momencie.
W pocałunku udało jej się przemycić tę cząstkę siebie, którą prezentowała zazwyczaj – wargi Jacka musiały zaboleć go trochę bardziej, ale Rory nie wyobrażała sobie, że miałaby go tak po prostu cmoknąć, to byłoby prawdziwe marnotrawstwo okazji. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet porzucając swoje przyzwyczajenia, byli wyjątkowo zgrani w czymś, co rzekomo miało być tylko jednorazową, przygodną słabością. To, jak zsynchronizowali swoje oddechy, jak Jack posłusznie uniósł rękę, by Rory wsunęła mu się pod ramię, jak przysunęli się do siebie w tym samym momencie…
Pocałunek w czoło sprawił, że rudowłosa przymknęła oczy i zamyśliła się na chwilę, do rzeczywistości wracając dopiero, gdy kolejne podziękowanie mężczyzny zdążyło już dawno przebrzmieć. Nie chciała przerzucać się zwrotami grzecznościowymi, dlatego postanowiła milczeć, jednak na dłuższą metę cisza wcale nie sprawiała, że czuła się zrelaksowana. Bez większego celu wędrowała palcami po torsie Jacka, ale każda następna minuta bez wypowiedzianego słowa skazywała ją na rozmyślanie o sytuacji, w której się znalazła. A to nie było dobre, ani zdrowe, a już na pewno nie poprawiłoby wstrzemięźliwości odnośnie obiecanego samej sobie wstrzymania się od roztrząsania czułości, jakich dziś oboje się dopuścili.
Przesunęła głowę tak, by lepiej widzieć Jacka i już miała zapytać go, o czym tak intensywnie rozmyśla, jednak w porę ugryzła się w język. Zamiast tego jej wzrok powędrował do gitary, opartej swobodnie o szafkę nieopodal, a przed rudowłosą automatycznie stanął obraz sprzed kilku(nastu?) dni, przypominając dobrą zabawę i piosenkę, jaką wtedy grał Jack.
- Crawling back to you – zanuciła, próbując przypomnieć sobie tekst, który słyszała tylko kilka razy. Nie słynęła z popisywania się swoimi umiejętnościami wokalnymi, właściwie dotąd śpiewała tylko pod prysznicem, ale w tym momencie po prostu nie mogła się powstrzymać - Ever thought of calling when you've had a few? 'Cause I always do – jej palce już dawno przestały błądzić po torsie mężczyzny, wspięły się po szyi i wsunęły w jego włosy, przesuwając się w uspokajająco-kojącym geście - Maybe I'm too busy being yours to fall for somebody new? Now I've thought it through, crawling back to you.
Nie zastanawiała się specjalnie nad znaczeniem tekstu, który właśnie zaśpiewała, skoro gesty sprzed chwili miały odejść w zapomnienie, tym bardziej nie powinni teraz zajmować się analizą utworu literackiego. Przez tę całą mruczankę zrobiła się nagle dziwnie senna i natychmiast domyśliła się, co mogłoby ją obudzić, ale nie chciała przeciągać struny dzisiejszego wieczoru.

The end <3
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyCzw Lis 20, 2014 9:57 pm

Wyciszałem się, z każdą chwilą coraz bardziej, wyłączałem myśli, odsuwałem od siebie emocje, byłem trochę jak maszyna wykonująca tylko wkodowane zadania. Oddychałem powoli, krążyłem palcami po ramieniu Rory, w sumie ograniczając swoją aktywność jedynie do tego. Oczy miałem przymknięte, umysł zaskakująco spokojny, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że było mi nawet dobrze, mimo obitej twarzy, wcześniejszego wkurwienia, raniącej prawdy, która po tylu latach wreszcie wyszła na światło dnia. Kurwa, jeszcze nigdy nie udało mi się tak szybko ochłonąć, zawsze potrzebowałem o niebo więcej czasu, rozwalonych naczyń (czy czegokolwiek kruchego, co wpadło mi w dłonie) oraz długich wiązanek przekleństw. W podobnych sytuacjach najczęściej lądowałem w jakimś barze, piłem, chwilami ćpałem, odcinałem się od ludzi, ewentualnie socjalizowałem się z nimi w sposób dość gwałtowny, wybijając im zęby, obijając żebra, wyżywając się na nich w jak największym stopniu.
Chociaż początkowo czułem potrzebę pójścia dawnym scenariuszem, poradzenia sobie z emocjami na stary, sprawdzony sposób, teraz ta myśl wydawała mi się już niedorzeczna. Kolejne takie działania sprowadziłyby na mnie kłopoty, na nas, na Rory, a to nie był już stary Kapitol, gdzie wystarczyło czasem mieć dobry argument by wyłgać się od kary. Odpowiednia kaucja, wysoko postawieni znajomi, umiejętność manipulowania słowami, to były karty przetargowe, które swobodnie pozwalały wymigać się od konsekwencji niektórych czynów. W dzielnicy jednak nie miałem takich możliwości, tutaj trafiając na posterunek skazałbym na nieprzyjemności nie tylko siebie, ale przede wszystkim moją współlokatorkę. A tego nie chciałem.
Zresztą, przy skuteczności działań kobiety wcale nie umiałem nawet nad tym rozważać. Nie czułem potrzeby wyjścia z domu, ba, nie czułem nawet takowej, która kazałaby mi się podnieść z kanapy. Byłem zadowolony, kurewsko zadowolony, z tego w jakim stanie znajdował się mój umysł i choć było to co najmniej zaskakujące i, zapewne, powinno wywołać u mnie jakieś głębsze przemyślenia, nie zamierzałem tego niszczyć. Czerpałem z chwili, zbierając te pozytywniejsze żniwa okazania jebanej słabości.
Uniosłem odrobinę głowę, otwierając oczy, gdy usłyszałem ciche nucenie Rory, przyglądając jej się uważnie, podczas gdy kobieta powtarzała śpiewaną przeze mnie jakiś czas temu piosenkę. Pewnie, gdyby sytuacja była inna, zastanowiłoby mnie czemu wybór padł akurat na nią, czemu na tę pieprzoną zwrotkę, której echo pobrzmiewało w mojej głowie nawet wtedy, gdy jej głos ucichł. Zmarszczyłem lekko brwi, po czy wyciągnąłem wolną dłoń, przejeżdżając palcami po wyciągniętej ręce, która jeszcze chwilę temu błądziła po moim torsie, teraz zaś tkwiła zanurzona w moich włosach. Kąciki ust uniosły mi się w cieniu szelmowskiego uśmiechu, gdy tak przyglądałem się twarzy kobiety, sam powtarzając niemal całkowicie, trasę, którą jej palce chwilę temu wytyczyły na moim ciele. Przejechałem dłonią po jej szyi, policzku, aż w końcu dotarłem do linii włosów, nie wsunąłem jednak palców między rude kosmyki, a jedynie przesunąłem nimi wzdłuż ich granicy, by w końcu wycofać rękę całkowicie, kładąc ją z powrotem na kanapie.
- Skoro tak Ci się spodobało, postaram się przypomnieć sobie jeszcze jakieś kawałki tego zespołu – powiedziałem w końcu, w miarę możliwości wzruszając ramionami. Jeśli tylko chciała spokojnie mogłem jakiś jej zagrać, to nie był dla mnie żaden problem.
Resztę popołudnia spędziłem w umiarkowanej ciszy, z każdą chwilą robiąc się bardziej śpiący. Atmosfera i wzięty przed powrotem Rory lek  przeciwbólowy w końcu sprawiały, że zasnąłem.

Finish!
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyWto Maj 12, 2015 7:20 pm

Rozgrywka przeniesiona z ruin osiedla na obrzeżach.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyPią Maj 15, 2015 3:14 pm

Lepiej późno, niż wcale.
#motto


19 października

Oczywiście, że mogłaby poprowadzić z Bertramem jeszcze długą rozmowę o tym, co tak naprawdę może mu zaoferować Kolczatka, co mężczyzna ma do stracenia, a co do zyskania. Mogłaby dołożyć też parę słów wybitnie od siebie i być może nawet trochę pożalić się na organizację, która ostatnio trochę chyba posypała się w swoich założeniach. Nie było już w tym jednak najmniejszego sensu, jako iż Graveworth swoimi słowami, a przede wszystkim czynami, oznajmił jasno, co myśli o propozycji Rory. Czy była to wina jakiegoś rządowego prania mózgu (prawdopodobne, ale chyba zbyt piękne), czy po prostu długo ukrywana nienawiść do opozycji i wielomiesięczne maskowanie swojej prawdziwej twarzy – nie miało to większego znaczenia w sytuacji, w której zamiast słów postanowił użyć siły. I być może rudowłosa zdołałaby się cofnąć, gdyby tylko szybciej podjęła decyzję, że naprawdę chce skrzywdzić mężczyznę.
Nie zrobiła tego, w konsekwencji zarabiając cios tak mocny, że aż zabrakło jej tchu i nieomal utraciła równowagę, zdołała jednak przemienić bliskość Bertrama na swoją korzyść. Wywiązała się szarpanina, każde z nich usiłowało zapanować nad pistoletem, a Carter wiedziała już, że nie będzie dwa razy zastanawiać się przed wypaleniem z niego. I wtedy właśnie pojawił się Jack.
Nie miała pojęcia, co on tutaj robił, skąd wiedział o tym spotkaniu. Być może został nawet oddelegowany do śledzenia nieposłusznej członkini Kolczatki, jednak rudowłosa nie miała czasu i ochoty się nad tym zastanawiać. Nie mogła pozwolić sobie nawet na chwilę nieuwagi, całą siłę woli skierowała na wyrwaniu się z uścisku Bertrama i zyskaniu pistoletu dla siebie. Było to wyjątkowo trudne zadanie, nie wiedziała, jak długo będzie się z nim w stanie szamotać, ale w tej chwili nie przejmowała się swoim stanem oraz ewentualnymi obrażeniami.
Wykorzystała moment, w którym mężczyzna zajął się obrażaniem jej w ripoście do Jacka – udało jej się wykręcić jeden z nadgarstków Gravewortha, wolną ręką mocniej chwyciła za pistolet i nacisnęła spust, modląc się w duchu, by strzał okazał się celny. Miała w nosie groźby przeciwnika, nie uwierzyła im nawet na chwilę. Jego zleceniodawcy nie wiedzieli o tym spotkaniu, inaczej opuszczone osiedle zostałoby wcześniej obstawione, a to przecież sprawdziła. Wydawało jej się, że kiedyś wiedziała, kiedy mówił prawdę, a kiedy kłamał – tym razem nie pozostawił jej złudzeń.
Zerknęła w dół i okazało się, że trafiła celnie. Nie w ziemię, nie w siebie, a prosto w udo Bertrama. Krew trysnęła niemalże natychmiast, jednakże rudowłosa zdołała cofnąć się o dwa kroki. Wciąż ciężko jej było oddychać, najprawdopodobniej nie miałaby siły na kolejną szarpaninę, dlatego prosiła wszystkie znane sobie bóstwa, by ta potyczka dobiegła już końca. Niezależnie od tego, czy to ona miała władować jeszcze jedną kulkę w swojego wroga, czy może zajmie się tym Caulfield.
Spojrzała na Jacka po raz pierwszy, odkąd pojawił się w polu widzenia. Miała ochotę mu podziękować, a przy okazji rozerwać go na strzępy. Czuła się jednak zbyt słabo, by i z nim wdawać się w jakiekolwiek potyczki, nawet słowne. Kolejna kłótnia musiała więc nieco odwlec się w czasie, a Rory odwróciła wzrok, spoglądając na rannego Bertrama.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptyPią Maj 15, 2015 9:13 pm

W chwili, w której Bertram zbierał się w sobie, gotów nawstawiać Jackowi i uderzyć Carter, pistolet wystrzelił, trafiając mężczyznę dokładnie w tętnicę udową. Na skutek strzału oddanego z taki niewielkiej odległości, doszło do rozerwania aorty, na skutek której mężczyzna wykrwawił się. Nie zdołał zaatakować, nie zdołał wypowiedzieć choćby jednego słowa - z wypisanym na twarzy zaskoczeniem przewrócił się na ziemię i zamknął oczy, a po chwili umarł.


    Jack, jak widzisz, Twój strzał nie jest wymagany, ale mała kulka w czaszkę nie zaszkodzi - tak na wszelki wypadek. Rory, wypadałoby pogratulować Ci duszyczki na sumieniu... Ale masz większe problemy. Cios, który otrzymałaś, spowodował odklejenie się łożyska i silny krwotok, który czujesz od razu - bo jak można nie poczuć takiego bólu...? Wszyscy wiemy, co to oznacza. Możesz pożegnać się z pieluszkami, radosnym gaworzeniem i małym brzdącem, który zapewniłby Ci wiele radości. Niechaj Los zawsze Ci sprzyja i pamiętaj o wizycie u doktora c:
    PMG zmarłego trafiają na konto Rory Carter



Jeden.


Ostatnio zmieniony przez Nightlock dnia Sob Maj 16, 2015 11:04 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptySob Maj 16, 2015 7:37 pm

Nie tak wyobrażałem sobie pierwsze kolczatkowe zadanie. Tym bardziej, że to, jak się zdawało, miało być po prostu rutynowym działaniem, siedzeniem na ogonie temu skurwielowi, pilnowanie go, obserwowanie jego działań. Dziecinada. A jednak, gdzieś po drodze wszystko się spierdoliło, doprowadzając mnie do sytuacji, w której nie chciałem się znajdować. Nie chciałem patrzeć na ich rozmowę, ani tym bardziej na to co później nastąpiło. Nie mogłem się jednak wycofać. Nie, kiedy wszystko zagotowało się we mnie od wściekłości wymieszanej z przerażeniem, a umysł przestał logicznie pracować. Jebany idiota przekroczył granicę i za chuja nie zamierzałem pozostawać bezczynnie.
Nie rozmyślałem nad tym co robię. Wychylając się zza ściany marzyłem jedynie o tym by faktycznie rozstrzelić mózg mężczyzny na ścianie za nim, ledwo się powstrzymując, by palec leżący na spuście nie zacisnął się na nim z taką samą siłą, jak reszta zapleciona wokół uchwytu. Niewiele dzieliło mnie od wystrzału. I może właśnie dlatego, w pierwszym momencie, słysząc huk wypuszczanego pocisku zgłupiałem na chwilę, zerkając nerwowo na broń trzymaną w ręku. Rozkwitając na udzie mężczyzny plama krwi nie miała jednak niczego wspólnego z moim pistoletem, dlatego opuściłem go powoli, z trudem wypuszczając powietrze z płuc. Wcześniej nawet nie zauważyłem, że je wstrzymałem. Patrzyłem na powalonego bólem skurwiela, przez moment szczerze żałując, że jednak nie ja zdobyłem się na wystrzał, w końcu jednak oderwałem od niego wzrok, odwracając się w stronę Rory.
Żyła.
- Musisz mi wyja... - zacząłem, starając się złapać myśli, która pomoże mi się w pełni uspokoić, rozwiązać tajemnice związaną ze spotkaniem kobiety w tym właśnie miejscu, szybko jednak urwałem, gdy mój wzrok przyciągnęła kolejna szkarłatna plama, pojawiająca się nie na tych spodniach co trzeba. - Rory...?
Rzuciłem się w jej kierunku, czując jak panika ponownie rozkwita w moim umyśle, nie próbując nawet zrozumieć w pełni tego co widziałem. Bałem się, że zaaferowany całą sprawą mogłem przegapić moment, w którym to Graveworth wystrzelił.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptySob Maj 16, 2015 9:13 pm

Gdy dosiadał się do niej kilka miesięcy temu, tego pamiętnego wieczora w Cave, nie podejrzewała nawet, że kiedyś będzie spoglądać na jego martwe ciało – przecież zagrożenie rebelią już minęło, nowi znajomi z Kapitolu nie mieli prawa skończyć tak, jak ci z Trzynastki czy zaprzyjaźnionych Dystryktów. A jednak, Bertram Graveworth wyzionął ducha, a ona przyłożyła do tego rękę. Błąd, pozbawiła go życia zupełnie sama, głupio i nieprzemyślanie, po krótkiej walce o przetrwanie.
Nie był pierwszą osobą, którą zastrzeliła, a obecna sytuacja nie była nawet w połowie tak dramatyczna, jak wojenne przeżycia, a jednak już w tej chwili Rory była pewna, że to zdarzenie będzie ją prześladować jeszcze w dalekiej przyszłości. Nie miała nawet głowy do tego, by pomyśleć, że wszystko i tak może obrócić się na jej korzyść, perfekcyjnie utkana sieć kłamstw nie pozwoliłaby jej znaleźć się na dnie. Nie interesowały ją konsekwencje, nie interesowała jej Kolczatka ani Jack, nawet misja odbicia broni, która okazała się zasadzką, nie była już w stanie skupić jej myśli. W tej chwili rudowłosa pragnęła już tylko znaleźć się we własnym mieszkaniu, paść na własne łóżko i najlepiej hibernować do wiosny.
Była już zmęczona całym tym opozycyjnym zamieszaniem, podejmowaniem fatalnych decyzji, ufaniu niewłaściwym ludziom i fundowaniu sobie kolejnej karuzeli emocji. Była obolała na zewnątrz i w środku, i wiele dałaby za możliwość naprawienia tego, w jakim stanie się obecnie znajdowała. Ale nie mogła tego zrobić, to jeszcze nie był koniec, należało doprowadzić sprawę do końca. Przeszukać Bertrama, pozbyć się ciała, zbyć jakoś Jacka, dotrzeć do domu nie natykając się po drodze na żadne problemy… ni stąd, ni zowąd, ta lista rzeczy do zrobienia wydała jej się nagle wyjątkowo długa. I niewykonalna.
- Nic nie muszę – odwarknęła, nawet nie spoglądając na mężczyznę, który już śmiał zwracać jej uwagę.
W normalnych warunkach pewnie nawet podziękowałaby mu za współpracę, jednak w tej chwili walczyła z nasilającym się bólem brzucha i nie miała siły ani ochoty na wymuszone grzeczności. I już, już miała go opieprzyć za kolejną rzecz, której tak bardzo nienawidziła, ale złapała jego przerażone spojrzenie i podążyła za nim, zatrzymując wzrok na własnych spodniach, początkowo nie rozumiejąc, o co Caulfieldowi właściwie chodzi. A później zrozumiała.
- Och – skomentowała więc tylko, wciąż za bardzo zszokowana, by wyrazić się inaczej na temat krwi, spływającej po jej udach.
Nie czuła jej, naprawdę nie czuła, gdyby nie czerwone plamy na niebieskich jeansach, najpewniej nie zwróciłaby na nią w ogóle uwagi. Działo się coś bardzo niedobrego, ale ocenić to mogła tylko po minie i zachowaniu mężczyzny, który natychmiast pojawił się u jej boku. Rory wydawała się przebywać w zupełnie innej rzeczywistości.
Nie wiedziała co robić, nogi jakby wrosły jej w ziemię. Nie widziała już nawet martwego ciała Bertrama, leżącego przecież niemalże tuż obok. W mimowolnym odruchu machnęła ręką w stronę fotela, jak gdyby chciała sięgnąć po swoją torebkę, ale właściwie nie wyartykułowała żadnego zapotrzebowania. Spojrzała na Jacka pytająco, jakby za chwilę miał udzielić jej odpowiedzi na wszystkie pytania, które powinny kłębić się teraz w jej głowie. Jedną rękę zacisnęła na jego ramieniu, drugą próbowała wmasować cały odczuwany ból z powrotem do podbrzusza. Niech już przestanie boleć, obojętnie jakim kosztem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 EmptySob Maj 16, 2015 9:56 pm

Czułem się jakbym trafił prosto z deszczu pod rynnę, nie zdążyłem się nawet otrząsnąć po pierwszym wydarzeniu, emocje ledwo zaczęły przygasać, niosąc ze sobą dopiero lekkie znamiona ulgi, a już po chwili pojawiły się nowe, o niebo gorsze niż te poprzednie. Na chwilę wmurowały mnie w ziemię, nie pozwalając mi się ruszyć, odbierając zdolność logicznego myślenia. Nie zarejestrowałem nawet tego co mówiła do mnie kobieta, potrafiłem jedynie patrzeć się na coraz to większe plamy krwi, z przerażeniem dochodząc do wniosku, że nie jest dobrze. Wręcz przeciwnie. Było kurewsko źle.
Porażony tą myślą odzyskałem wreszcie władze nad mięśniami, zbliżając się do Rory jak najszybciej byłem w stanie. Gdzieś po drodze zabezpieczyłem pistolet, a następnie rzuciłem go na podłogę, zupełnie nie przejmując się teraz jego losem. Potrzebowałem tylko chwili na ocenienie sytuacji, wędrujący po udach kobiety wzrok nie odnalazł żadnego śladu po kuli, domyśliłem się więc, że sytuacja może być nawet gorsza niż w pierwszym momencie się spodziewałem. Tym bardziej, że mojej uwadze nie mogło ujść to z jakim uporem rudowłosa trzyma rękę na swoim brzuchu.
- Zaraz się tym zajmiemy - zapewniłem ją, podnosząc wzrok i przywołując na twarz nerwowy uśmiech. Mój głos, mimo iż lekko ochrypły od emocji, był znacznie spokojniejszy, niż moje myśli i tego zamierzałem się trzymać. Nie chciałem straszyć kobiety. Nie mogłem dowalać jej dodatkowego stresu.
Odetchnąłem głębiej obejmując ją w pasie, podążając spojrzeniem w stronę wskazanego chwilę wcześniej fotelu. Nie wiedziałem czy takowe rozwiązanie jest dobre, jednak nic innego, bardziej logicznego nie przychodziło mi teraz do głowy, dlatego podprowadziłem Rory do mebla, sadzając ją na nim delikatnie, by następnie odszukać telefon wepchnięty wcześniej do kieszeni.
Nie miałem innego wyjścia niż zadzwonić po kogoś z Kolczatki. Stan Rory wyraźnie wskazywał na to, iż potrzebna jest szybka interwencja lekarza, sam zaś nie byłem w stanie dostarczyć jej do szpitala w odpowiednim czasie. Nie mogłem też zadzwonić po karetkę, wezwanie w te okolice wzbudziłoby podejrzenia, a ciało, które znajdowało się obok mogło skazać nas na o wiele paskudniejszy los. Nie pozostało mi więc nic innego jak poprosić o pomoc osobę z którą miałem się kontaktować w razie problemów z misją.
W chwili, w której usłyszałem głos po drugiej strony linii szybko wyrzuciłem z siebie niezbędne informacje, krótko opisując sytuację i na koniec proszą o transport, a gdy uzyskałem potwierdzenie odetchnąłem ponownie, rozłączając się i odwracając w stronę towarzyszki.
- Zaraz ktoś po nas przyjedzie - zapewniłem, zbliżając się w jej stronę. Ponownie uśmiechnąłem się nieznacznie, pochylając się nad fotelem. - Zbieramy się stąd, Kocie - dodałem, a następnie nie czekając na zgodę kobiety złapałem ją pewniej i podniosłem do góry, pośpiesznym krokiem ruszając w stronę schodów. Lepiej było poczekać na dole.

***

Kilka godzin później

Wciąż zdenerwowany ponownie stanąłem w zrujnowanym budynku z zaciśniętą szczęką przyglądając się leżącemu na brudnej podłodze ciału i resztkom zaschniętej krwi. Nie mogłem tego tak zostawić, więc, mimo iż całym sobą pragnąłem wrócić do szpitala, czekając na dalsze wieści o stanie Rory, nie pozostało mi nic innego jak wziąć się do roboty. Podniosłem pistolet, który nadal leżał tam, gdzie go wcześniej zostawiłem, po czym odetchnąłem głębiej i sięgnąłem w stronę ciała. Musiałem pozbyć się go w taki sposób, by nie sprowadzić żadnych podejrzeń na siebie ani Rory, wybrałem więc - zdawać by się mogło - najprostsze możliwe rozwiązanie. Przerzuciłem przez ramię to co pozostało z Bertrama, krzywiąc się w odpowiedzi na jego ciężar, po czym ruszyłem przed siebie. Moon River powinna załatwić sprawę.

[zt] x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter i Jack Caulfield   Rory Carter i Jack Caulfield - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Rory Carter i Jack Caulfield

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Jack Caulfield, Rory Carter i Mistrz Gry
» Jack Caulfield
» Jack Caulfield
» Jack Caulfield
» Jack Caulfield i Lophia Breefling

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Rejestr Ludności :: Osobiste :: Retrospekcje :: Rozgrywki-