IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Maisie i Gerard

 

 Maisie i Gerard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 6:03 pm


    pewnie wszystko dozwolone od lat osiemnastu. albo i nie   Maisie i Gerard 108288635     


13 SIERPNIA 2272, DYSTRYKT JEDENASTY

Ten dzień nie był i nie miał być w żaden sposób wyjątkowy. Kolejna doba egzystencji na tym świecie; egzystencji wyjątkowo radosnej i spokojnej, ubranej w zapachy rozgrzanych słońcem jabłek i drobne ukłucia drzazg z wiklinowych koszy, których całe stery zalegały po prawej stronie wąskiej ścieżki do domu.
Maisie nie mogła sobie przypomnieć, kiedy w ten sposób zaczęła myśleć o tej niewielkiej chacie, oddalonej znacznie od centrum miasteczka. Żadnych natrętnych (pomocnych?) sąsiadów, rzadkie wizyty Strażników, wysoki i zaniedbany żywopłot, oddzielający zarośnięte podwórko od drogi, znikającej o tej porze roku w wysokich na pół metra chwastach. Z daleka mogłoby się wydawać, że jest to miejsce całkowicie opuszczone, bliskie pochłonięcia przez niedaleki las i opuszczony sad, pełen skarłowaciałych i nieurodzajnych czereśni, ale przecież Maisie spędziła pod tym nieco krzywym dachem już ponad sześć lat. Chociaż...poniekąd było to miejsce nawiedzone, niebezpieczne i puste: ojciec nie zapraszał żadnych gości, nie organizował przyjęć dla przyjaciół i nie pozwalał nikomu obcemu otworzyć zardzewiałej furtki, skrzypiącej przy każdym podmuchu wiatru.
Nieobecnego o tej porze roku; powietrze było gorące, ciężkie, przytłaczające i osiadało słoną mgiełką na odkrytych i spalonych słońcem ramionach Maisie. Może powinna ubierać się bardziej odpowiedzialnie, ale perspektywa przebywania w pracy, w ciągłym upale w ubraniach z długim rękawem wydawała się jej bardziej przerażająca niż schodząca skóra. Na razie tylko ostro czerwona, ale przecież była przyzwyczajona do piekącego bólu, bardziej przejmującego niż ten naturalny. Kwestia przyzwyczajenia i wychowania; po wydarzeniach z ubiegłego roku była przekonana, że już nigdy nie poczuje się dobrze; że zawsze będzie czuła histeryczne mdłości i zanosiła się szlochem za każdym razem, kiedy minie tamto drzewo przy rozwidleniu dróg, prowadzących do magazynów. Błąd, tata miał rację, czas leczył wszystkie rany i najbardziej bolesne lekcje wydawały się najbardziej ważne. Z tej ostatniej wyciągnęła wiele wniosków; w dzień swoich urodzin wracała więc ze zbiorów całkiem sama, z ulgą myśląc o perspektywie schowania się w cieniu dużej gruszy przy domu i ewentualnej wycieczki nad pobliskie, ukryte jezioro. Którego już się nie obawiała; Gerard nauczył ją praktycznie wszystkiego i nie było niczego i nikogo, kogo mogłaby się naprawdę bać. Z jednym, najważniejszym w jej życiu, wyjątkiem.
Tata przecież znów był wspaniały, łaskawy i w dobrym nastroju. Minęły już tamte długie trzy miesiące od samobójstwa Fredericka, które Maisie wspominała jako najgorszy koszmar. Wszystko uległo poprawie, z każdym tygodniem odsuwała tamten dzień coraz bardziej, zamiatając obrzydzenie pod dywan i wypalając wszystkie klisze z pamięci. Teraz prawie czystej, przecież nie zagłębiała się w podświadomość - nie chciała przecież zwariować. To dałoby ojcu kolejny powód do...smutku, a przecież była córką idealną, równie idealnie przerażoną wizją powrotu złego humoru Gerarda. Miała jednak nadzieję, że tamten okres został zamknięty na zawsze, od dłuższego czasu wszystko się układało, czuła się w końcu bezpiecznie i...i w duchu odliczała dni do osiemnastych urodzin. Wtedy odejdzie, tak jak Ralph - Gerard nie zatrzymywał go przecież na siłę - z tym, że odejdzie dużo dalej, szukać rodzeństwa i...nie mogła się tego doczekać. Czego nie pokazywała w żadnym stopniu, przekraczając próg domu z zamiarem szybkiego przygotowania zwykłego obiadu. W dystryktach nie świętowało się urodzin, nie spodziewała się więc jakiejkolwiek zmiany rutyny domu Ginsbergów.
Może dlatego prawie pisnęła z zaskoczenia, kiedy poczuła wodę kolońską taty i jego mocne ręce, przytrzymujące ją i zawiązującą na jej oczach czerwoną wstążkę. Prawie pisnęła, nie była przecież głupia, hamowała odruchy i instynkty perfekcyjnie. W pewnym stopniu, nie mogła jednak ukryć zdziwienia, kiedy usłyszała w swoim uchu cichy głos Gerarda, nucący jej dziwnie znajomą melodię.
- Tato...? - rzuciła pytająco, próbując gorączkowo przypomnieć sobie skąd zna urywaną piosenkę i dopiero po dłuższej chwili i przekroczeniu po omacku progu niewielkiego salonu uśmiechnęła się lekko. Wszystkiego najlepszego, jednak pamiętał; resztki zdezorientowania przestały ciążyć jej na ramionach i odetchnęła lekko, dając prowadzić się jego dłoniom. Całkowicie swobodna, dotyk jego rąk przestał przeszkadzać już dawno, kiedy zorientowała się, że tata wyznaje całkiem inne...preferencje; według niej początkowo obrzydliwe, ale przecież zapewniały jej nietykalność i powalały czuć się zupełnie dobrze w krótkiej sukience, prawie zsuwającej się z chudego ciała. Nie wyglądała na przekształcającą się szesnastolatkę; rówieśniczki z sadu przybierały na wadze, zaokrąglały się; miękkie, rumiane, pełne dziewczęta, przy których Maisie wydawała się wygłodzonym, wiecznie rozczochranym chłopcem z wyjątkowo długimi włosami.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 7:33 pm


Inaczej liczył lata, które mijały niepostrzeżenie obok niego, zupełnie tak jak wcześniej dni, Gerard musiał przyznać, że starzeje się nieuchronnie i pewnie za kilka lat dołączy do tych śmiesznych kalek, którzy doprowadzali go do szału podczas zbiorów. Tego nieukrywanego, gdy całkiem przypadkowo zahaczył ciężkim, wojskowym butem o ich pomarszczone policzki i tego całkiem tajonego, gdy szeptał zarządcy różne tajemnice i potem z satysfakcją obserwował likwidację słabszych na polu. Nie był zbytnim entuzjastą trzymania na pastwę losu takich bezproduktywnych istot, eutanazja wydawała się mu aktem łaski, zwłaszcza w takie dni jak dziś, gdy pot skapywał obficie z jego pleców i kilka razy musiał wyżymać koszulkę, kończąc pracę i tak wcześniej. Znajomości (a raczej donosy) pomagały i teraz mógł planować dzień, który zarysował się mu już przed oczami kilka lat temu. Dzień, w którym jego córka i największy skarb zostanie kobietą. Pewnie opowiadanie o tym przy zbiorach wywołałoby wzruszenie starszych kobiet (tych, których jeszcze nie skopał jak psa) i chęć natychmiastowej pomocy przy organizowaniu urodzin, ale Gerard preferował świętowanie we własnym zaciszu, celebrację najdoskonalszą i tak bardzo bluźnierczą, że samo powtarzanie sobie tego przed lustrem pomagało mu przetrwać lata.
Ciężkie, nie sądził, że w tym wypadku czas okaże się tak bardzo bezlitosny i ślamazarny, miał wrażenie, że każda sekunda dzieląca do tego hańbiącego procederu ciągnęła się wolno jakby faktycznie świat był wielkim zegarem, w który grono tytanów przesuwa powoli wskazówki, robiąc na przekór jemu - Ginsbergowi, oszalałemu zawsze wtedy, gdy przypadkiem dotykał jej anemicznego ciałka, ciepłego od snu i tęsknoty za prawdziwym domem. Wyczuwał ją instynktownie, to było zagrożenie, więc Gerard jako idealny myśliwy ją dostrzegał, nie dając jednak poznać Maisie swojej prawdziwej przyczyny złego humoru. Była przecież tylko jego, zagarnął ją za pomocą nowych dokumentów i traktował jak biologiczną córkę, a ona okazywała po swojemu niewdzięczność, brnąc w podejrzane układy z chłopakiem z jabłoni. Nie omieszkał poinformować ją pewnego dnia, zaraz po cudownej wizycie w kostnicy, że ludzie go tak ochrzcili i że zamieszkają zrobić tabliczkę, która będzie upamiętniać to romantyczne wydarzenie. Przecież powiesił tylko i wyłącznie przez nią, za jej przyczyną i interwencją i miał nadzieję, że po rocznym przekonywaniu jej, że jest winna śmierci tego biedactwa wreszcie to do niej dotrze i przestanie obwiniać ojca o jego krew na swoim penisie. Szekspir w wydaniu pornograficzno- psychopatycznym, miał ochotę już wtedy przycisnąć ją do ściany i przerżnąć tak dotkliwie, by nie miała najmniejszych wątpliwości do kogo tak naprawdę należy i komu powinna składać ofiary ze swojego dziewictwa.
Dość naciągane i megalomańskie, ale powstrzymywał się przecież perfekcyjnie przez te wszystkie lata, nie tłumiąc erekcji, gdy leżała między nim, a Ralphem, będąc ich najukochańszą córką i siostrą; nie dając się zagiąć poczuciu wstydu, gdy pomimo jej wieku kąpał ją i mył jej długie włosy; nareszcie nie łapiąc samego siebie na tym, że fantazjuje o swojej jedynaczce w sposób jak najbardziej karygodny - widział ją spętaną, położoną na wielkim kuchennym stole i gotową na każdy paroksyzm ciała, który miał zafundować jej opiekuńczy ojciec. Przecież chciał dla niej wszystkiego co najlepsze; chciał ją mieć do bólu, do łez i do krwi, która pewnie odznaczy się równie mocno, co jej czerwona wstążka. Wszystko było symbolem - nie tylko kolor, który widziała zaraz przed zaciśnięciem powiek (była taka dzielna) i nie tylko chrapliwe słowa piosenki, które wieszczyły najlepsze i najbardziej szczęśliwe urodziny. Dla Gerarda Ginsberga.
Może pamiętał archiwalne nagrania programu dla nastolatek, może chciał sprawić jej przyjemność zanim odbierze ją sobie samej na zawsze; a może zwyczajnie nigdy nie czuł się tak rozluźniony, bo data, którą wyrył na czerwono w swojej głowie właśnie zaczęła obowiązywać i mógł cieszyć się nieplatonicznym dotykiem swojego przedmiotu tak długo jak tylko naszła go ochota.
Nie wspominał na razie o dodatkowych atrakcjach (wyjątkowo, nie miał na myśli baloników), próbując nakierować ją do salonu, w którym znajdował się wielki tort z koślawą szesnastką, pokrytą lukrem. Niewinność, słodycz i nuta alkoholu, która psuła owe wrażenie; musiała się rozluźnić, to był ich wielki dzień i mógłby wydać całe złoto Panem, by go celebrować w ten wyjątkowy sposób. Może dlatego teraz zaciskał palce zbyt mocno na jej opalonych ramionach, zastanawiając się jak zareagowałby na pośpieszny pocałunek. Widziała przecież swojego brata w konfiguracji klęczącej, widziała chłopca, który oblizywał się z jego spermy, a dziś to ona miała stać się bohaterką wieczoru, więc musnął ustami jej szyję.
- Jesteś już taka duża - zauważył z prawdziwie ojcowską dumą, odsłaniając czerwoną płachtę tak, by otworzyła (metaforycznie?) oczy i spojrzała na świat z innej perspektywy, a to był tylko i wyłącznie początek, od którego już czuł dreszcze czystego pożądania, wspinające się po kręgosłupie. Najwyraźniej, starość potrzebowała tylko jednego lekarstwa, o którym wiedzieli już starożytni i wyjątkowo nie była to rodzicielska miłość, a czysta żądza, która rozpłomieniała go do czerwoności w ten upalny dzień. Na który czekał całe sześć lat.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 7:57 pm

To nie tak, że nie lubiła niespodzianek - raczej do nich nie przywykła, życie w Jedenastce było do bólu (dosłownie) przewidywalne i ułożone. Pory roku następowały po sobie bez żadnych anomalii, starsi ludzie umierali po cichu na pełnych słońca polach, w prowizorycznym szpitalu rodzili się kolejni obywatele, słońce wstawało nieznośnie wcześnie i chowało się za horyzontem za późno: wszystko toczyło się bardzo powoli, ale nieubłaganie. A Maisie była cierpliwa; nie zamierzała przebierać nerwowo nogami jak źle wychowane dziecko, wariujące z tęsknoty za wyczekiwaną datą. Ta dzisiejsza nic nie znaczyła, nie różniła się niczym od wczorajszej i jutrzejszej. Była tylko kolejnym niewielkim stopniem do pełnoletności i wolności, której mimo wszystko pragnęła wręcz histerycznie.
Nie skupiała się jednak na odliczaniu. Po prostu żyła, pewna, że dzień, w którym dostanie do ręki odpowiednie dokumenty w końcu nadejdzie i będzie mogła bezboleśnie uwolnić się od okresu dorastania. Dosłownie, w przenośni, jak zawsze ambiwalentnie: przecież jednocześnie kochała i nienawidziła właściwie każdy aspekt swojego życia. Uwielbiała Jedenastkę, rozległe pola pszenicy, ciepło, kolory i przestrzeń i zarazem przerażał ją zaostrzony rygor i bezlitośni Strażnicy. Wyczekiwała każdego poranka, możliwości wspięcia się na drzewa i jednocześnie tłumiła wrzask przerażenia, kiedy kolejny raz wywlekano buntownika z milczącego tłumu. Zachwycał ją maleńki domek, żywopłot, zerwana huśtawka i stare, skrzypiące łóżko z materacem idealnym do skakania, ale przecież przekraczając próg chaty ledwie powstrzymywała mdłości. Ciągle była rozdarta, niepewna; szarpały nią różne siły, wymagania i powinności, roztrzaskując w proch osobę, jaką powinna się stać. Użalanie się nad sobą nie wchodziło jednak w grę, musiała być silna, spokojna i uśmiechnięta i takie wrażenie sprawiała, skupiając się wyłącznie na pracy.
Ciężkiej, zwłaszcza dla dorastającej dziewczyny. Mdlała podczas okresu, słaniając się pod ciężkimi koszami, wypluwała płuca w fabrykach rozdzielających plony i miała wrażenie, że wysiłek fizyczny wysysa z niej wszystko, co powinno uformować z niej kobietę. Taką prawdziwą, dorosłą, za którą oglądaliby się starsi pracownicy. Gdzieś w skrytości ducha chciała poczuć na sobie spojrzenia mężczyzn, być choć raz tą dziewczyną, którą ktoś wyręcza z pracy - upadlające, ale całkowicie nieosiągalne dla wychudzonej Maisie. Już bez adoratora, ale...nie mogła o tym wspominać, tak samo jak o swoich płytkich, dziewczyńskich pragnieniach, którymi nie dzieliła się z nikim. Była posłuszną córką, odbierającą w końcu jakiś rodzaj pokręconej nagrody za zasługi.
Nie spodziewała się, zupełnie; obdarzający prezentem Gerard wydawał się jej tak nierzeczywisty, że dość opornie stawiała niepewne kroki w salonie, wyciągając przed siebie ostrożnie ręce. Nic jednak nie zapowiadało ostrego kontaktu ze ścianą albo wykręcenia ręki; głos przy jej uchu brzmiał spokojnie, ciepło i słonecznie: tak też wyglądał skromnie urządzony pokój, kiedy wstążka zsunęła się z jej oczu. Czysty stół, skąpany w późnopopołudniowym blasku, tort, świeczki i...nawet nie poczuła jego oddechu na szyi, skupiona tylko na gwałtownym wdechu.
Bardzo dziecięcym; dalej była naiwna i młoda, powinna przerazić się tak nagłej hojności (ile musiał zapłacić za coś takiego!) i powiązać ją jakoś z faktem, że nic nie było za darmo, ale zalała ją zbyt silna fala prostej radości. Niespotykanej od dobrych dziesięciu lat. Nie ruszyła się więc z miejsca, zaciskając spierzchnięte od upału usta w wąską linię i oddychając dość nerwowo, jakby miała zaraz rozpłakać się ze wzruszenia. Bo tak było, wszystkie przerażające wspomnienia wyparowały i idealizacja ukochanego ojca osiągnęła najwyższy poziom.
Wyczyszczający umysł Maisie tak perfekcyjnie, że aż zadrżała, wtulając się odruchowo w jego ramiona na krótką chwilę, wdychając jego intensywny zapach, pomieszany z nieco gryzącym dymem świeczek i omdlewająco słodkim aromatem ciasta. - Pamiętałeś...ja...nie wiem co powiedzieć, dziękuję, nie trzeba było, to nic takiego, nie jestem pełnoletnia - wyrzuciła z siebie nagle na jednym wydechu, zarumieniona, jednocześnie zawstydzona, radosna, zdezorientowana i po dziewczęcemu podekscytowana. Ludzie z Kapitolu pewnie wyśmialiby zachwyt tak przeciętnym dziełem kulinarnym, ale w głodującym Jedenastym Dystrykcie tort wydawał się ucieleśnieniem wszystkich marzeń.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 8:38 pm

Gerard jak nikt potrafił sprawiać sobie drobne przyjemności, które jednak planował z ogromnym wyprzedzeniem. Bywał żałosnym perfekcjonistą, który nawet w tak niespokojnych i niesprzyjających planowaniu czasach potrafił wszystko zapinać na ostatni guzik, okręcając w nieskończoność pętelkę wokół zabrudzonego palca z uśmiechem, skierowanym w przyszłość. Zupełnie jakby był marzycielem, a nie stąpającym po ziemi twardym obywatelem ciemiężonego Dystryktu; zupełnie jakby dawny Kapitol odbijał mu się czkawką nadal i zabawa była jedyną domeną, w której Ginsberg spełniał się doskonale.
To były dość krzywdzące plotki, był przecież świetnie wykształconym rolnikiem; jako jeden z nielicznych znał budowę wszystkich maszyn rolniczych i potrafił z równą pasją wertować techniczne instrukcje jak Dostojewskiego przed laty; miał też rzadki zapał u ludzi w tym wieku i nie wdawał się w polityczne dywagacje, dając sobie cierpliwie kilka lat zanim zwariuje do cna i zacznie donieść na każdego kto krzywo spojrzy w jego stronę. Na razie jednak mu to nie groziło wcale, dawał się ponieść fali ogłupiającej satysfakcji z porządnie wykonanej pracy i nie przejmował się opinią sąsiadów, którzy już dawno szykowali widły, skierowane w jego stronę. Zdawał się być pracownikiem idealnym - cichy, dokładny, z wielką wiedzą na temat każdego pracującego robaczka. Tak jawili się mu wszyscy, insekty, które mógł wdeptać w ziemię dla byle kaprysu, ale wyjątkowo starał się walczyć ze swoimi uprzedzeniami i zajmować się wychowaniem córki idealnej.
Na początku (gdy zmusili go, by ją wziął) był pewien, że nie różni się to zanadto od tresury psa, który potrafił rozszarpać ostatnie strzępy człowieczeństwa Ginsberga, ale z czasem odkrył, że wychowanie może być trudniejsze - możliwe, że ze względu na płeć, która sprawiała, że na początku dostawał migren z powodu jej długich wypowiedzi i płaczu (pamiętał, że to był pierwszy raz, gdy dostała kablem od niedziałającego żelazka); a może ze względu na przeświadczenie, że jej nie mógł po prostu zakopać w ogródku, nie wzbudzając podejrzeń sąsiadów. Był na nią skazany i po latach, w których absolutnie nie widział w niej swojego biologicznego członka rodziny, stała się kimś w rodzaju bliskiej nieznajomej, którą próbował nauczyć swojego kodeksu przetrwania, karząc znacznie mocniej niż nagradzając.
Dopiero po kilku latach (żart Ralpha?) odkrył, że faktycznie, w przyszłości mógłby ją wziąć i złączyć się z nią w ten najbardziej upokarzający i dogodny dla Gerarda sposób, który od tamtej pory zawładnął jego myślami. Bardziej niż dotyk ust swojego pierworodnego (choć też nie z urodzenia) syna na swoim penisie, chyba dlatego tak szybko musiał go pożegnać - był zazdrosny o rodzącą się w bólach (podczas okresu) kobietę, która właśnie stawiała nieświadomie kroki nad przepaścią, oglądając się w lustrze z perspektywy zakompleksionej dziewczynki.
Przyczyniał się do tego sam jej ojciec, nie szczędząc jej nagan o jakość sukienki (jakby to od niej zależało!) czy fatalną postawę, którą ukrywała odciskające się pod sukienką piersi. Czuł się jak pedofil, patrząc na nią w ten sposób - i doprawdy, nie rozumiał granicy, którą wyznaczył sobie sam, ścierając krew z jej ud podczas pierwszego okresu. Wtedy już wiedział, że nie ma doskonalszego uwiązania, każda smycz zrywała się prędzej czy później - zdawał sobie sprawę, że dziewczyna będzie chciała uciec do rąk, które ją nie biją - ale ta miała pozostać nienaruszona. Zupełnie jak jej błona dziewicza, do tej chwili, czuł jak jego świszczący, lekki oddech niemal gasi świeczki na torcie, ale jakimś cudem udało się im przetrwać. Tliły się jasnym płomieniem, ledwo widocznym w świetle dnia, który i tak chylił się ku wieczorowi. Zmiana pory - zmiana nastroju i położenia? Z bezpieczeństwa w rozpacz?
Chyba faktycznie był starym Kapitolińczykiem, który lubował się w nagłych zwrotach akcji, bo przycisnął ją mocno do swojego ciała, nie składając bezsensownych życzeń, które mogły zabrzmieć fałszywą nutą. Nie był jednak zdesperowanym pedofilem, który czyha w ukryciu na dziewczątko w za ciasnej bluzeczce, był ojcem, który powoli odgarnął wszystkie kosmyki z czoła Maisie.
- Wykąp się - chyba nie myślała, że weźmie ją brudną i spoconą? - Pokroję tort i będziemy dalej świętować - poinstruował, nie dodając klauzuli o tym co stanie się, gdy nie wykona tego prostego polecenia. Przecież nie chciała nabawić się siniaków w szesnaste urodziny, a Gerard dawno nie miał niczego pod ręką i odczuwał fizyczną tęsknotę za tego typu dotykiem. Zupełnie jak za orgazmem, ale ten będzie prezentem dla niego w to święto.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 9:15 pm

Sześć lat wychowania pod opieką Gerarda pozbawiło ją praktycznie wszystkich cech dawnego charakteru. Wrażliwości, płaczliwości, chwiejności, poczucia bezpieczeństwa, uroczej nieporadności - zniknęły całkowicie; jedynym reliktem dawnej Maisie pozostała święta naiwność. Wykorzeniana stopniowo acz bezskutecznie: dalej wierzyła w ideały, w niezachwianą moralność i jakąś wyższą siłę, która zawsze obroni ją przed czymś złym. Wcześniej utożsamiała ją z osobą starszego brata, opoki i ochrony przed niegodziwościami, ale teraz musiała idealizować kogoś innego, w zupełnie inny sposób.
Gerard jawił się jej przecież jako osoba odpowiedzialna, racjonalna, niezwykle mądra i zdolna - przekazał jej całą swoją wiedzę, nauczył czytać, rozpoznawać ślady zwierząt, rozpalać ognisko i uciekać tak, by nie zostać złapanym. Zaszczepił w niej szacunek do literatury i dziwną ciekawość przeszłości, która nie liczyła się dla ludzi w Panem, martwiących się tylko o przetrwanie a nie o niezrozumiałe problemy psychiczne kogoś sprzed tysiąca lat. Dziwne, ale takie było życie z Ginsbergiem, które ubarwiała w swojej głowie tak intensywnie, że wszystkie siniaki blakły, wydając się jakimś niedorzecznym, mało zabawnym żartem.
Zwłaszcza w tak wybielających ojca okolicznościach: świętował urodziny przybranej córki. Bez marudzenia i przypominania o nich, bez najmniejszego spojrzenia pełnego nadziei ze strony Mai, dość obojętnej na kolejny, upalny dzień. Którego - po raz pierwszy od dłuższego czasu - nie chciała kończyć tak szybko. Przypominał jej dawne czasy z prawdziwą rodziną - oczywiście szczątkowo, twarze rodziców pokrywały się mgłą i wyraźnie widziała jedynie uśmiech Malcolma, ale to wystarczyło, by poprawić jej humor niemal ekstremalnie. Tak mocno, że zdawała się wręcz niedojrzale (w końcu miała już swoje lata!) beztroska, odsuwając się od niego posłusznie i zdmuchując przy okazji świeczki. Na jednym wydechu, z roziskrzonymi oczami, prawie zapominając o pomyśleniu życzenia.
Które jednak powtarzała jak mantrę zamykając się w prowizorycznej łazience, ściągając z siebie przepoconą sukienkę i wchodząc do nieco zardzewiałej wanny z zimną wodą, wywołującą przyjemne dreszcze na jej nagiej, brudnej skórze. Całej w siniakach, taki urok otarć o korę drzewa i twardego, dystryktowego wychowania, ale nie narzekała zupełnie, zmywając z siebie kurz i pył, osiadający nawet na jej ciemnych włosach. Które lubiła w sobie najbardziej, nawet jeśli w lecie nabierały jaśniejszego odcienia zbożowej kawy, podawanej wyłącznie raz w tygodniu. Odliczała dni do tego wyjątkowego wystawnego śniadania, ale teraz myślami była tylko przy spokojnym wieczorze i drugim posiłku tego drugiego dnia. Odkąd pamiętała była łakoma i wizja czekoladowego tortu rozpływającego się na czubku języka wywoływała szeroki uśmiech na jej twarzy. Wręcz nienaturalnie rozświetlonej i lekko wilgotnej, kiedy wracała do salonu w jedynej białej sukience, którą miała od dobrych trzech lat. Nie myślała jednak o wymianie prezentu, była szalenie rozkojarzona nagłym szczęściem i wilczym głodem. Powstrzymała się jednak od rzucenia na jedzenie i usiadła obok Gerarda, posłusznie sięgając po kawałek tortu, wcześniej podsuwając go jednak ojcu. Nawet w chwili dziewczyńskiego odurzenia pamiętała o byciu posłuszną córką. Skromną i wdzięczną, aż do przesady, kiedy posyłała mu radosny uśmiech znad pierwszego kawałka czekoladowego ciasta - nie jadła niczego słodkiego od ponad czterech lat, nic dziwnego, że było to idiotycznie naiwnym świętem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 9:45 pm


Był tak bardzo niecierpliwy, że liczył każdy jej oddech, zastanawiając się, czy będzie tak samo spazmatycznie łapać powietrze jak teraz, gdy zdmuchiwała szesnaście świec - za dużo, by uznać ją za dziecko (jednak nie był pedofilem) i za mało, by mogła uchodzić za osobę pełnoletnią i wyjętą spod prawa. Wyjątkowo o nim nie myślał, kiedy wizualizował sobie jej usta rozchylone w błagalnym geście. Wiedział, że nie jest płaczliwą dziewczynką, którą musiał resocjalizować, a raczej przystosowywać do życia z samym sobą. Była jego nieodrodną córką, która zachowuje się idealnie powściągliwie.
Tak bardzo, że zaczął się obawiać, że jeszcze zamieni się w idealną kopię ojca i nie będzie miał za co wymierzać coraz mocniejszych razów albo dojdzie do precedensu i zmiany zasad o całe sto osiemdziesiąt stopni. Wdrążenie nowych praw Ginsbergów mogło być jednak na tyle długotrwałe i bolesne, że Maisie zacznie wreszcie czuć się czyjaś i przestanie myśleć o utopijnym planie ucieczki. Z całego serca nienawidził marzycieli, ale nie chciał znienawidzić ukochanej córki, która właśnie wkraczała w zupełnie inny poziom jej relacji. Powinna cieszyć się, że czekał tak długo - naprawdę żałował, że rok temu nie wziął ją przy tym chłopcu, zadowalając się już wtedy gnijącym ciałem (bo przecież nie da sobie wmówić, że powiesił się na skutek drobnego kontaktu cielesnego - a nie kimś kogo znał perfekcyjnie i nad kim czuwał od najmłodszych lat, dbając o to, by w przeciwieństwie do innych dziewczynek znała porządną literaturę i umiała odnaleźć się w gąszczu, nie tylko leśnym, choć to i tak zawdzięczała Gerardowi. Był przekonany, że nie okaże się niewdzięczna i nie zacznie kaprysić z powodu powrotu na łono rodzinne. Przecież miała znacznie lepszą rodzinę, oboje byli samowystarczalni i czasami nachodziły go całkiem poważne myśli o wybiciu jej rodzeństwa, ale to byłoby... za łatwo. Kto ja kto, ale Ginsberg uwielbiał wyzwania, więc wolał podchodzić ją psychologicznie i długotrwale, rysując w jej głowie dużo bardziej sugestywne obrazy niż te rodzinne sielanki, które uprawiała w innym Dystrykcie.
Wiele się zmieniło, nie tylko dla niej, ale rzadko opowiadał o sobie, skupiając się na niej nawet teraz, kiedy zdmuchnęła świeczki i stała się w jego oczach godną scenariusza, który rozpisał już na role kilka lat temu i który teraz spełniał się powoli. To było piękne - obserwować jak sama wydaje na siebie wyrok niemal dziecięcej śmierci, godząc się na poważne (bo krwawe) rany i na możliwość blizny w postaci ICH dziecka. Myśl, która rozpaliła go na tyle, że pozwolił jej uciec do łazienki, nie biegnąc za nią wcale.
Nie był przecież rozpasanym erotomanem, czekał tyle sekund, że parę kolejnych, skumulowanych w minutach (na szczęście, nie godzinach) nie robiło mu zbytniej różnicy. Mógł pokroić tort, który będzie pewnie za słodki, za kiczowaty i zbyt dziecinny, by zachwycić kogokolwiek innego poza szesnastolatką. pewnie będzie nim wymiotować przez pół nocy, ale nie mieli psa, żeby oddać mu połowę tego smakołyku, więc postanowił heroicznie wcisnąć jej go do gardła, nawet jeśli będzie je zaciskać niemożliwie po tym, co wsadzi jej najpierw.
Dość prozaiczne i racjonalne myślenie, którego nie przerwały nawet jej kroki i pojawienie się przy stole, pokręcił głową, dając jej rozkoszować się tym smakiem do końca, przeświadczony radośnie, że odtąd ból będzie kojarzył się Maisie z czekoladą, po czym wstał, zaciskając palce na jej nadgarstkach i kierując ją w stronę sypialni. Ignorując spazmy, niepotrzebne pytania retoryczne co robi i przeświadczenie, że zaraz dostanie to co na czekał przez długie lata. Najpierw jednak ustawił ją, bezradną przed łóżkiem, całując po raz pierwszy jak kobietę - głęboko, boleśnie i bez możliwości odrzucenia; uczono go, żeby tak traktować je wszystkie, bo nie było znacznej różnicy między kurewkami, a szesnastolatkami. I tak był za łagodny, trzymał ją za ramiona, bojąc się, że w razie jej ucieczki, po prostu zedrze z niej tą białą płachtę i weźmie ją siłą, rozrywając ją od środka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 10:27 pm

Ciasto rozpływało się jej na języku i Maisie była przekonana, że jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek próbowała. Dodatkowo miała wrażenie, że słodkość trafia od razu do jej żył i nerwów, wślizgując się do mózgu i rozsyłając po ciele endorfiny (czytała o nich w jednej z grubych książek, leżących na samym dole półki). Sprawiające, że czuła się szczęśliwa i...potwornie roztkliwiona, jakby ten dobroczynny i czysto ojcowski gest Gerarda już definitywnie wymazał ciemną stronę osobowości, nakładając na jego skronie wieniec laurowy dla najlepszego opiekuna w całym Panem.
Właściwie od razu pożałowała, że nie przygotowała jakiejś dziękczynnej przemowy albo nie zaoferowała dodatkowego sprzątania, mycia okien i naprawienia skrzypiącej furtki. Miała jednak dobrą wymówkę, nie spodziewała się, że dzisiejszy wieczór spędzi w takiej atmosferze, zajadając się czymś tak niesamowicie smacznym i wręcz rozpływając się w uśmiechach tak łatwo, jak czekolada na jej ustach. W końcu wilgotnych, oblizywała je raz za razem, pochłaniając ciasto jak głodzone latami dziecko. Odpowiednie porównanie, biała sukienka wisiała na niej bardziej niż kilka lat temu, i gdyby nie doskonałe wychowanie sięgałaby po kawałek ciasta rękami. Czystymi, zero brudu pod krótkimi paznokciami, cała lśniła, przyglądając się Gerardowi znad stołu.
Też się uśmiechał; rzadko widziała go tak zadowolonego, chociaż od kilku dni wyczuwała wyjątkowo pozytywne wibracje, płynące od opiekuna. Częściej gładził ją po włosach, nie ukarał jej ani razu, nawet za mocne przewinienie (spóźniła się cały kwadrans ze zbioru jabłek, nie ze swojej winy, ale...przecież mogła biec) i...był dużo łagodniejszy. Starała się nie zastanawiać co spowodowało tę zmianę; wiedziała, że myślenie nie prowadzi do niczego dobrego (tego też ją nauczył) i po prostu przyjmowała jego dobry nastrój tak samo, jak przyjmowała wyjątkowo słoneczny dzień, przyjemnie chłodny wiatr albo kiełkujący w końcu kwiatek w jej sekretnym ogródku. Ze spokojem, bez większej ekscytacji...której jednak teraz nie mogła powstrzymać, kończąc drugi kawałek ciasta. W którym zaczynała czuć dziwny, ostrzejszy posmak, ale nie wierzyła swoim kubkom smakowym, wariującym po tylu latach przeżuwania niezbyt świeżego chleba i twardych, kwaśnych jabłek.
Tym bardziej chciała skomplementować prezent Gerarda i już otwierała usta (jednocześnie marząc o kolejnej porcji), kiedy poderwał ją z krzesła za nadgarstki.
W normalnych okolicznościach odruchowo skuliłaby się ze strachu, starając się zniknąć, ale...to nie był zwykły dzień, zwalczyła nawet odruch przymknięcia oczu, typowy dla często policzkowanego dziecka i swobodnie dała pociągnąć się mu do sypialni, nakręcona i pewna, że czeka ją kolejna niespodzianka.
Przyjemna, może wymarzona nowa sukienka, może wygodne buty, a może coś większego? Nie protestowała zupełnie, dając się ustawiać i przestawiać, rozglądając się jednak dość niecierpliwie po najmniejszym pomieszczeniu, próbując zorientować się gdzie jest schowana kolejna niespodzianka. Była zbyt rozkojarzona, żeby prawdziwie poczuć pierwszy pocałunek, który zdezorientował ją na tyle mocno, że nawet nie zdrętwiała, tylko była bliska krótkiego roześmiania się. Ot, niezdarny tata nie trafił w czoło albo w nos i...świadomość przyszła odrobinę za szybko, bolesny uścisk dłoni otrzeźwił ją natychmiastowo, wizja otrzymania wartościowego prezentu i powrotu do tortu prysła w ciągu sekundy i jej rozluźnione ciało spięło się natychmiast. Wręcz spazmatycznie; zacisnęła wargi, próbując wyswobodzić się z nieodpowiedniego uścisku i odsunąć jak najdalej, z histerycznie szybko bijącym sercem i milionem myśli w głowie. Nie dającym jej wyartykułować żadnego sprzeciwu, wargi drżały jej dość płaczliwie i ciągle czuła słodki posmak w kącikach ust.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Mar 27, 2014 11:20 pm

W ciągu sześciu lat, które minęły od przygarnięcia Maisie wiódł żywot niemal absolutnie homoseksualny, pozwalając zaspokajać się biednej sierotce, która miała czelność nazwać się jego synem i spadkobiercą jego wiedzy, umiejętności i doświadczenia, które zdobył jeszcze przed laty. W Jedenastce żył nad wyraz skromnie, wyciszając swoje naturalne popędy niemal do minimum i stając się ascetą w każdym tego słowa znaczeniu. Nie mógł przecież okazać zbytniej rozwiązłości, nie tutaj, gdzie wartością była ciężka praca, a nie skłonność do popadania w hedonistyczną przesadę.
Bo Gerard nade wszystko cenił zmysłową rozkosz, możliwość epatowania nagim ciałem i jednoczesne badanie odruchów warunkowych osoby obok, pod nim, w nim (niedosłownie), tej, którą mógł w trakcie aktu bez mrugnięcia okiem zabić i taką, którą sama prosiła się o śmierć (tę duchową), co w efekcie raz skończyło się skręceniem karku z czystej ekstazy. Nie panował nad sobą zupełnie i mógłby przysiąc, że widząc trupa obok siebie, czuł tylko i wyłącznie niepokój, związany z brakiem powtórzenia wyśmienitego aktu z końcowym, mocnym finałem w jej ustach, z których odebrał ostatni oddech. Od tego czasu jednak starał się nie być aż tak gwałtowny, a i tak wychodziło mu to marnie, co nie przeszkadzało wielu łasić się do jego stóp, zupełnie jakby był bogiem seksu, któremu trzeba było składać siebie w ofierze, a nie starszym mężczyzną z kucykiem, który uwielbiał perwersje. Pewnie to przyciągało do niego jak magnes; nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo szybko nudziły go te przelotne miłostki, w Jedenastce zrozumiał, że tęskni ciągle za tym co nieuchwytne i jeśli ma kogokolwiek pieprzyć to powinien wybierać ludzi, którzy tego się nie spodziewają.
To nie były gwałty, nie napadał przecież nikogo w ciemnej uliczce i nie przystawiał pistoletu do skroni; on porywał młodszych od swojego niby- syna i tłumaczył im całkiem serio, że nie mają innego wyjścia. Dużo płaczu, sporo niecierpliwych ruchów jego rozporka i już mógł uznać kolejny dzień za udany, wiodąc jednak życie puste i bezbarwne; bez orgii usychał i był o krok od zaproszenia Ralpha na te urodziny.
Pewnie Maisie ucieszyłaby się, że tak ważne dla niej święto obchodzą rodzinnie, w trójkę, pewnie znowu położyliby się na łóżku i byłoby tak jak dawniej z małą zamianą miejsc na dole, ale chyba wolał... mieć ją tylko dla siebie; to chyba o to chodziło, kiedy stał i pochylał się nad nią, penetrując jej wargi i nie dając się odsunąć. Dość sugestywny obraz kolejnych minut, których nie zamierzał liczyć jak stoik. Nie tym razem, gdy wreszcie zaczął ssać jej język, rozbierając ją z sukienki jednym ruchem i przysiadając się na wersalce.
Skrzypiącej, powinna o tym pamiętać, kiedy ciągnął ją na kolana. O tym i o byciu grzeczną dziewczynką, która nie próbuje się odsunąć, gdy tata rozpina jej biustonosz i zachwyca się małymi piersiami, które przed nim chowała. Nie chciał jej krzywdy, wręcz przeciwnie, Ginsberg dawał jej okazję do przeżycia tak paskudnego i krwawego wydarzenia z kimś najbardziej zaufanym na świecie. I z kimś kto kochał ja ponad wszelaką miarę, była przecież jego małą córeczką i dlatego pochylał się nad nią, ssąc jej pierś i patrząc jej prosto w oczy. Wyzywająco, zbyt mocno ją trzymał, by mogła uciec, więc mogła już tylko ulec, ewentualnie znowu leczyć zadrapania i nie liczyć na trening z nowym łukiem, który zdobył dla swojej ukochanej córeczki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyPią Mar 28, 2014 9:23 am

Życie było proste z wiecznie przymrużonymi oczami. Nie trzeba było obawiać się porażenia ostrymi promieniami słońca, złapania zbytnej ostrości na wywołującym mdłości szczególe, obsypania drażniącym pyłem wywołującym szloch; można było ignorować wszystko, co nie mieściło się w wąskim polu widzenia. A jeśli już znalazło się tam coś nieodpowiedniego, nie pasującego do narracji świata należało tylko przymknąć oczy jeszcze odrobinę. Łatwe i proste.
Tę sztukę pojęła Maisie bardzo szybko, dołączając do tego wrodzoną skłonność do idealizacji. Zawężony świat był więc pięknym miejscem, spokojnym, słonecznym, z czułym ojcem, roześmianym przybranym bratem i sielankową aurą miejsca idealnego: przyroda, praca fizyczna, spokój. Wszystko inne zepchnęła na dalszy plan, w te ciemne plamy, które ciążyły coraz bardziej, nie brudząc jednak perfekcyjnego obrazu. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, więc mantra o wdzięczności w stosunku do Gerarda - mogła przecież zgnić w domu dziecka albo zostać zastrzelona od razu, jako nieprzydatna i nieefektywna - i o niezwykłym szczęściu, jakie jej podarował, wbiła się w jej świadomość niezwykle mocno. Wręcz patologicznie, skoro gwałtownie rozbierana z sukienki mogła myśleć wyłącznie o tym, co zrobiła źle i czym zasłużyła sobie na ból.
Bo przecież o to chodziło, twarde wychowanie wymagało odrobiny przemocy i mała Ginsberg nie liczyła razów, którymi obdarzał ja hojny ojciec. Starała się wszystko zrozumieć i wybaczyć, małe dziecko o wielkim sercu i powiekach zaciśniętych tak kurczowo, że nie widziała praktycznie nic. Nie potrzebowała żadnej opaski na oczy ani ściśle zawiązanej chusty; oślepiała się sama, na własne życzenie, będąc przekonaną, że cienie zepchnięte poza pole widzenia znikną samoistnie. Typowo dziecięce myślenie; bawiła się w chowanego w pustym pokoju, sama ze sobą, wmawiając sobie, że nigdy nie uczestniczyła w bardziej pasjonującej grze.
Mogłaby ją docenić z perspektywy lat; tak głębokie poddanie się komuś i wystawienie na manipulację byłoby wręcz zachwycające dla teoretyka psychologii, ale Maisie była tylko szesnastoletnią dziewczyną, zepchniętą w kilka sekund ze świata niewinnych i nieco aroganckich fantazji o słodkich urodzinach kilkaset pięter niżej, do starogreckiej tragedii, które Gerard kiedyś jej czytał, gładząc ją po włosach. Kiedyś ten gest wydawał się jej największą łaską, teraz wszystkie przypadkowe dotknięcia stały się pulsującymi ranami, otwierającymi się w jednej chwili. Tak szybko jak jej powieki, wszystko, co do tej pory spychała na dalszy plan wróciło, w końcu niszcząc niebezpieczną naiwność. Może za to też powinna podziękować, ale jej ciało spięło się całkowicie, tak ściśle, że nawet przestała drżeć, kiedy dotykał ją w ten najgorszy sposób. Mogła dalej się wyrywać albo zacząć wrzeszczeć, ale nie była w stanie nawet podnieść ręki ani odwrócić wzroku. Przerażonego i w końcu rozumiejącego: co tylko nakręcało jej wewnętrzną histerię jeszcze bardziej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyPią Mar 28, 2014 1:30 pm

Nie musiał się usprawiedliwiać przed samym sobą z tego, co właśnie zamierza zrobić. Tłumaczyli się tylko ludzie słabi albo ci, którym postawiono konkretne zarzuty i musieli się bronić przed surowym wymiarem kary. Tymczasem tutaj, w tej marnej chatce na końcu świata i Dystryktu Jedenastego był tylko on - kat i ona - ofiara, która właśnie poznawała gorycz dorastania, przed którą troskliwy tatuś bronił ją jeszcze przed rokiem.
Co nie znaczyło, że nagle zacznie przedstawiać sobie i jej propagitę ze swoich poczynań i pokazywać je w jedynym, słusznym świetle. Wręcz przeciwnie, był absolutnie przekonany, że wówczas straciłyby cały smak - słony (miał nadzieję, że nie zacznie mu wyć) i zakazany, zupełnie tak jakby chodziło o zerwanie jabłka z Drzewo Poznania. Może tak właśnie było - Maisie miała poznać go dogłębnie, miała stać się nareszcie jedną krwią z nim i miała przestać wzywać tamtej rodziny nadaremno. Dokumenty adopcyjne, podpisane przed przymusem nie miały żadnej funkcji sprawczej, również akty intencjonalne nie miały takiego znaczenia - dla Ginsberga liczyło się tylko i wyłącznie naznaczenie jej, coś w rodzaju ofiary, złożonej w słusznym celu. Kłaniał się wszelkim mitologiom świata, które opisywały zagładę niewinnych przez silniejszych. Tylko ignorant mógł być przekonany o tym, że prawdziwą mocą jest degradacja równych siebie, więcej odwagi wymagało plugawe bezczeszczenie dziecka, które mu ufało i które wyciągało do niego rączki, próbując przemóc jego obojętność sakramentalnym tato, które go zachwyciło znacznie później.
Kiedy ją bił i kiedy pies uciekał z podkulonym ogonem, wyczuwając, że szykuje się kolejna jatka. Starał się nie dotykać jej twarzy - dzięki temu mógł teraz ująć śliczny podbródek bez śladu blizn - ale i tak nie powstrzymywał uderzeń, będąc nakręconym tak bardzo jak to tylko możliwe. Właściwie, Maisie powinna być mu wdzięczna, bo teraz nadchodziły bez wątpienia lepsze czasy, w których jej ojciec - samiec alfa doskonały będzie mógł szastać testosteronem i mizoginizmem w sposób bardziej wyrafinowany i przynoszący jej szczątkową przyjemność.
Później, nie liczył teraz na cudowny orgazm na kolanach u ojca, kiedy wędrował palcami po jej udach i wbijał paznokcie w ich wewnętrzną stronę, sprawdzając jej psychiczną kruchość. Był szalenie zaintrygowany tym, czy rozpadnie mu się od razu na kawałki i będzie mógł ją złączyć w najbardziej prymitywnym akcie czy też dopiero po wszystkim zacznie się trząść jak osika i wyzywać go od szaleńców, zboczeńców i tym podobne. Uśmiechnął się wyrozumiale, była taka grzeczna.... nic nie wkurwiało go bardziej jak jej sztywna sylwetka, miał wrażenie, że za moment zacznie pieprzyć bez opamiętania manekina, a aż takich dziwnych perwersji seksualnych nie posiadał.
Przygryzł jej ucho, dotykając nareszcie jej bielizny, jej dziewczęcej niewinności, prowokująco, śpiesznie, to na pewno nie była czuła pieszczota kochanka, a twarda ręka karzącego ojca.
- Pamiętasz Freddy'ego? To właśnie chciał ci zrobić. Ale wolał mnie, sama zobaczysz dlaczego - szepnął jej do ucha uspokajająco (wzór!). - Jak będziesz nadal taka sztywna to oddam cię Benowi bez zęba i reszcie jego kolegów. Nie chcesz chyba zawstydzić tatusia? - zapytał retorycznie, dotykając ją coraz szybciej i znowu pochylając się nad jej żebrami. Ciężko było w niej doszukać kobiety, ale wcale mu to nie przeszkadzało.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyPią Mar 28, 2014 1:59 pm

Była tak spięta, że miała problem z wzięciem normalnego, głębokiego oddechu. Wysuszone gardło zacisnęło się zupełnie, wszystkie mięśnie także, jakby dopadło ją przedwczesne stężenie pośmiertne. Nawet oczy miała szeroko otwarte, przerażone, z rozszerzonymi źrenicami, wpatrzone prosto w jego niebieskozielone tęczówki.
Dziwne, nigdy nie zastanawiała się nad ich kolorem, ale teraz mogła myśleć wyłącznie o profesjonalnej nazwie barwy; najważniejsza rzecz pod słońcem, pozwalająca pozostać jej przy względnie zdrowych zmysłach. Otępiałych, a przecież w takiej chwili powinny być wyostrzone, czujne, pozwalające jej na ucieczkę albo jakąkolwiek reakcję. Płacz, szloch, silne mdłości - pulsujące przerażenie musiało znaleźć ujście, czuła, że zaraz zwariuje albo imploduje z nadmiaru świadomości. Poznanie prawdy było najgorszym uczuciem na świecie, zwłaszcza jeśli okłamywało się samego siebie z tak ślepą wiarą w szczęśliwe zakończenie.
Teraz wiedziała, że nie ma na nie szansy, że teraz nie pomoże zaciśnięcie oczu i wyobrażanie sobie zupełnie innego wszechświata, gdzie wszystko toczy się w normalnym porządku. Bez bolesnych wspomnień o Fredericku.
Chyba one otrzeźwiły ją zupełnie, jak mocny policzek, odrzucający głowę do tyłu i wywołujący ostry rumieniec na bladej skórze. Nie mogła poczuć większych mdłości nawet wtedy, kiedy dotykał jej ud - nawet nie zwracała na to uwagi, zaciskając znów drżące usta. Przywoływanie kogoś, kto był dla niej dobry, znaczący i ważny nie zagrało tak, jak zapewne Gerard sobie wyobrażał. Zamiast przerazić jeszcze bardziej i ugiąć jej kolana (dosłownie? w przenośni?), włączyło w Maisie uśpiony instynkt. Walki o swoje, przetrwania, jakkolwiek to nazwać; ważne, że przestała trząść się ze strachu i spijać posłusznie słowa z jego ust.
Które może powinna pocałować, kokieteryjnie, ale nigdy nie nauczono jej gry i manipulacji. Była przecież dalej sobą, zwinną dziewczyną, postawioną pod ścianą. I ostatecznym rozwiązaniem, nie mogła być więc bierna, nie wtedy, kiedy całe ciało wrzeszczało o ucieczce. Jak najdalej, skąd będzie mogła jednak wrócić i roztrzaskać Gerardowi głowę. Ta wizja pojawiła się w jej umyśle nagle, niemalże widziała fantomowe strumienie krwi, spływające z kącików jego ust i...nie zawahała się ani chwili, uderzyła go z całej siły łokciem w skroń, zsuwając się boleśnie z jego kolan i kopiąc go dość metodycznie. Nie jak rozzłoszczone dziecko - już na takie nie wyglądała, plując mu w twarz. Przez co straciła sekundę przewagi, ale i tak wywinęła się szybko spod jego ręki, łapiąc sukienkę leżącą na ziemi i znikając za progiem sypialni. Było jej niedobrze, ledwie powstrzymywała wymioty, nie planowała żadnego sensownego działania, ale widziała jedno: musiała opuścić ten chory dom jak najszybciej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyPią Mar 28, 2014 5:39 pm


Mógł być szalenie dumny z takiej córki - posłusznej i patrzącej prosto w oczy ojca i napastnika, nie zgłaszającej żadnego sprzeciwu, próbującej zamienić się w kamień jakby miała do czynienia z Meduzą o wężowych włosach i stawiła jej czoło, a potem zmieniała stan skupienia bez żadnej skargi. Bezszelestnie, cicha śmierć, zadana przez ukochane ręce tatusia.
Zamiast tego czuł się wściekły z powodu jej nieobecności, nie chciał chyba być uznany za nieistotny element wykończenia wnętrz, który dla Maisie stanowi jedynie pretekst do kolejnej ucieczki. Pewnie niektórzy sądzili, że jego megalomania bierze się z jakiegoś kompleksu niższości (wielkości?), ale Gerard był po prostu przekonany, że razem z podpisaniem umowy własności tej dziewczynki zagarnął ją dla siebie całkowicie i mógł zabić każdego kto zbliżył się do niej o krok. Frederick był na tyle inteligentny, by zrobić to samemu - wcale nie poczuł ulgi, gdy widział go bezwładnego na gałęzi. To on powinien pociągnąć za spust, zakopując ciało w lesie i grzebiąc w ten sposób nadzieję Maisie na normalne, dziewczyńskie zakochanie. Erę bycia dziewczynką na kolanach ojca kończyła definitywnie ostatnim aktem wtulenia się w opiekuna, podczas gdy on zaciskając palce coraz mocniej, zastanawiając się, czy fizycy mają rację i czy każda akcja wywołuje reakcję.
To był przecież tylko i wyłącznie eksperyment, prowokacja, nikt nie lubił zwierzyny, przybranej na talerzu i gotowej do postrzału; Gerard nie lubił uległych kobiet, nie zostawiały niczego dla jego wybujałej wyobraźni - zupełnie jak z tymi brzydkimi, które były przeznaczone dla mężczyzn z fantazją; Ginsberg wybierał zazwyczaj te niepokorne, gotowe do ucieczki i zadania mu... ciosu w skroń?
Nie mógł oblizać płynącej krwi, widział jak czerwona zasłona zaczyna rozdzierać się na strzępy, zupełnie jak w Biblii, apokryf dla niewierzących, którzy właśnie odzyskują sprawność umysłu po kopnięciu przez własną córkę. Nie czuł się zawstydzony, zażenowany, że do tego dopuścił i że Maisie nie miała wyjścia; nie, Gerard czuł jedynie pulsujące wkurwienie, które stawiało go na nogi szybciej niż postępująca erekcja i które właśnie zawładnęło jego umysłem tak bardzo, że jego wychowanka mogła już tylko się modlić.
Bo ją złapał, za długa refleksja nad białą sukienkę przerodziła się w tragedię w trzech aktach, kiedy zamiast oczyszczającego prologu fundował jej exodus. A przecież przyciskał ją do drzwi, by w nią wejść; jedyne o czym pamiętał w tej chwili to zadanie jej bólu maksymalnego, rozdzierał jej bieliznę i rozdzierał ją, uderzając rytmicznie głową o framugę, na której zapisywał jej postępy w centymetrowej przewadze nad dziewczynką od Jonesów. Teraz też mogła pochwalić się doświadczeniem, gdy jej ukochany tatuś fundował jej bolesny, pierwszy raz, dbając, by za każdym pchnięciem uderzyć jej głową o nową kreskę i nie dbając, czy przypadkiem nie łamie jej kręgosłupa.
- Widzisz, Freddie bardzo cierpiał. Przez ciebie - wycharczał jej do ucha, zatrzymując się w jej ciele i czując jak powoli zaczyna żyć; skrwawiony potwór z najgorszego dziecięcego koszmaru, oblizujący się dokładnie i czujący metaliczny posmak krwi na języku. Jego czy jej, nieważne, miał ochotę krzyczeć jej do ucha, że bardzo ją kocha tego dnia, ale grusza jeszcze nie została wycięta.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptySob Mar 29, 2014 1:51 pm

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się w ten sposób: przerażona, obrzydzona do granic możliwości i jednocześnie nakręcona dziwną formą pewności siebie, wręcz agresywnej i dzikiej. Minął już krótki etap petryfikacji związanej z szokiem i kroki na skrzypiącej podłodze w kuchni były pewne i szybkie; zero zachwiania się, zero wystraszonego oglądania się przez ramię i sprawdzania, czy dziecięcy potwór już wypełzł spod łóżka i czy zniknie, gdy zaśmieje się mu prosto w twarz. Nikt przecież nie karmił ją takimi bajkami, czytadła na dobranoc zawierały całkiem inne historie, równie niedorzeczne i brutalne. Powinna je teraz wspominać i wyciągać wnioski, ale już dawno porzuciła styl myślenia płaczliwej dziewczynki, marzącej o idealnym mężu i gromadce dzieci. Przejęła chłodną logikę Gerarda i zamiast przewrócić się przy stole, wyjąc z upodlenia zastanawiała się, do kogo może uciec. Surowy plan, nawet przez chwilę nie poddała wątpliwości tego, że uda się jej przekroczyć próg domu. Sięgała przecież po klamkę, była już w zasięgu jej dłoni i niemalże czuła chłód metalu na swojej skórze. Ułamki sekund dzielące ją od nagrzanej trawy przed małą chatka, od złamania drzwiami ręki Ginsberga, narzucenia na siebie sukienki i zniknięcia za zardzewiałą furtką już na zawsze. Jasne przeznaczenie, serce biło jej jak szalone, wybijając swoim rytmem obrzydzenie, skondensowane w żyłach, ale...Klamka była już poza zasięgiem.
Żadnego wrzasku; mogła tylko głucho jęknąć, kiedy została przyciśnięta do drzwi jego mocnym ciałem i powietrze uleciało spomiędzy jej zmiażdżonych żeber. Złapał ją, tyle, koniec kolejnej opowiastki na dobranoc, kończącej się bardzo źle i zarazem początek najgorszego koszmaru, którego jeszcze nie była świadoma, otumaniona bólem. Ostrym, miała wrażenie, że kości czaszki wibrują jej przy każdym uderzeniu, wprawiając całe ciało w niebezpiecznie drżenie. Ale przecież trzymał ją mocno, kurczowo, chociaż jego dłonie schodziły na dalszy plan i próbowała tylko opanować zawroty głowy, kiedy raz po raz słyszała przytłumiony trzask skroni o pełne drzazg drewno.
Gdyby dalej idealizowała Gerarda, mogłaby wręcz rozpłakać się ze wzruszenia: przecież uderzenia prowadziły do utraty przytomności a ona do znieczulenia kompletnego, czyli ukochany ojciec dalej o nią dbał i...nie, nie potrafiła dłużej myśleć o nim w tych kategoriach, zresztą, nie straciła świadomości. Wręcz przeciwnie, nagły, rozdzierający i przerażający ból otrzeźwił ją tak mocno, że pomimo braku tchu wrzasnęła z całych sił, spinając odruchowo wszystkie mięśnie, co prowadziło do wzmocnienia cierpienia i błędnego koła krzyku, potwornego bólu i nieudanych prób ucieczki. Histerycznej, wyrywała się z całych sił, nieracjonalnie. Może powinna zachować klasę, zamienić się w obojętnego manekina, ale nie potrafiła. Obrzydzenie, jakie ją wypełniło, zmieniło ją w zachrypniętą ofiarę, gotową wygryźć sobie drogę do wolności przez drzwi. Zupełny brak panowania nad swoim ciałem i same zwierzęce odruchy - bez płaczu, to było zbyt ludzkie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptySob Mar 29, 2014 3:14 pm

Został wychowany i przystosowany do życia w Kapitolu i nic co grzeszne, brudne i perwersyjne nie było mu obce. jako dziecko widywał zepsucie i zgniliznę czasów obecnych, jako młodzieniec wertował grube księgi, uświadamiając sobie, że to już było; nareszcie jako dorosły grzązł w podobnych schematach, wyrastając z gniazda rodzinnego jako nieodrodny syn, wnuk - mało powiedziane, miał wrażenie, że uczeń przerósł mistrzów i może bez cienia wątpliwości uważać się za eksperta w dziedzinie rozpusty. Co wcale nie sprawiło mu satysfakcji - im dalej w las, tym drzew było coraz mniej; czuł, że za każdą bramą kryje się ostateczna tajemnica i dojdzie do kresu poznania jak Faust, który musiał uskutecznić pakt z diabłem, żeby spróbować czegoś nowego. Z tym, że żyli obecnie w czasach bez Szatana, jedyną namiastką Złego Ducha był Snow i  nie mógł dać mu niczego więcej niż tego co brał sam, zachłannie. Czuł się histerycznie uwięziony między potrzebą zaspokojenia swoich rozszalałych zmysłów, a jednocześnie obawą, że niedługo zostanie mu już tylko smutne celebrowanie tradycji, a ta wprawdzie była kusząca - te wszystkie rytuały okultystyczne - ale jednocześnie nie dawała mu tylko rozkoszy, co odkrywanie. Był jak wieczne dziecko, głodne doznań, czerpiące energię z tego co łechtało jego sumienie (wyrzuty?) i przerażone tym, że dorosłość czai się mu za plecami i jest gotowe do uderzenia.
Ofiara, która stawała się myśliwym. Dziwne, że nie roztrząsał sytuacji z Maisie po swojemu, budując konteksty. On po prostu działał, boleśnie, nakręcony i pewny, że oto właśnie spotkał kolejny zamek, który trzeba było sforsować i kolejną tajemnicę do odkrycia za wszelką cenę. Nie był ojcem, nie był też kochankiem, był wszystkim czego obawiała się najmocniej na świecie, czując jak kipi w nim dawne życie Kapitolu i zabiedzona chatka nabiera rozmachu pałacu w stolicy. A była tylko ona, na drzwiach, wciskał ją z całej mocy, czując za każdym pchnięciem jak eksploduje w jego umyśle milion bodźców, nie dał sobie nigdy wmówić, że orgazm to zdarzenie fizyczne czy biologiczne - czuł się absolutnie przekonany, że ten seks przeżywa jak kobieta, miał pod sobą swoją idealną zabawkę i to go nakręcało do reszty. Nie do pchnięć, najchętniej zatrzymałby się, by móc być w niej dłużej i rozkoszować się tą władzą, gdy czuł jej krew na udach i na policzkach, ale nie mógł się powstrzymać. Był tylko mężczyzną, odbierającym swój prezent po sześciu latach oczekiwania i postu zupełnego. Nic nie równało się z tym odkryciem, nic nie sprawiało, że był tak naprawdę jedną wielką fizycznością, skumulowaną na zaspokajaniu się przy jednoczesnym bólu Maisie.
Cóż, tak doniosły akt wymagał ofiar, wgryzł się w jej skórę (jeszcze wilgotną), znacząc ją po swojemu jakby każdym zaciśnięciem zębów wskazywał, że jest jego i że nawet teraz, gdy sperma zmieszała się z krwią na udach pozostaje roztrzęsionym agresorem, który odtąd będzie zabierał swoją dolę każdego dnia. Dość ekonomiczne podejście do postorgazmowej czułości totalnej, wyglądała tak ślicznie, będąc przesiąknięta nim bez reszty.

zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptySob Kwi 26, 2014 8:00 pm

17 LISTOPADA 2272, DYSTRYKT JEDENASTY
(WĄTEK DLA PUBLICZNOŚCI DOROSŁEJ I TEJ O WYJĄTKOWO WYTRZYMAŁYCH NERWACH.)

Gerard Ginsberg jako dziecko nie posiadał zabawek. Fakt absolutnie absurdalny, jeśli wziąć pod uwagę bogactwo jego rodziców i skłonność do rozrzutności w każdej dziedzinie życia - nieważne, czy chodziło o Igrzyska czy coraz bardziej wystawne przyjęcia ze znajomymi - ale w przypadku wychowania syna (jedynego wśród trójki dzieci) było zupełnie inaczej. Wszystko przez matkę, która pewnego słonecznego dnia (lubił wyobrażać sobie, że było upalne popołudnie, a tumany kurzu unosiły się w powietrzu) wyczytała o zagubionej metodzie Montessori, która stawiała na samodzielny rozwój dziecka. To powinno bawić się tym, co samo sobie stworzyło, więc mały Gerard na początku dostawał spazmów, bo nieźle wychodziło mu tylko niszczenie. Po pewnym czasie nauczył się jednak wykorzystywać do cna tę umiejętność i zamiast zająć się budową swojego zestawu klocków, nauczył się ciosać ludzi w ten sposób, aby mu służyli. Podziękował matce, która nie doczekała triumfu syna (niech jej ziemia lekką będzie!) o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści pięć, kiedy dostał wiadomość o Maisie.
Znikającej z jego domu zaraz po wydarzeniach z sierpnia. Pamiętał celebrowanie jej urodzin bardzo dokładnie, ale codziennie zachowywał się tak jakby dostał amnezji i musiał przeżywać to na nowo - pamięć krótkotrwała, którą mogło jedynie przywrócić dobre obciąganie, którego jeszcze nie doświadczył - więc dręczył ją seksem nieustannie, dziwiąc się, że przestała płakać i krwawić. Niestety, wpędzało go to czasami w szał, który przeradzał się w czyste wyrachowanie, kiedy okładał ją kijem (grubym palem, który sam wyciosał), przysięgając, że jeszcze chwila, a włoży go jej tak głęboko, że ich przyszłe dzieci się nim udławią. Pomagało, zaczynała go znowu słuchać i początkowy chaos wracał do stanu harmonii, w której poruszali się dość płynnie. Przecież byli tacy szczęśliwi, zwłaszcza Gerard, który już na dobre przestał wykazywać anielską cierpliwość i mógł oddawać się z radością czynom lubieżnym, które wywoływały w nim nie tylko dreszcze podniecenia - te były zarezerwowane także dla Ralpha - ale jakąś zwierzęcą chęć przekraczania kolejnych granic, nie bacząc na to, że jego pierworodne dziecko pozostaje w tyle i nie nadąża. Wiedział, że nauki w jego wykonaniu potrafiły być ciut bolesne, ale wierzył w jej upór w osiąganiu celu... i nie mylił się - już nie wyła, kiedy wdzierał się między jej uda, prosząc ją cicho, by mówiła do niego {i]tatusiu[/i] i łamiąc żebro za każde inne określenie.
Był niemal przekonany, że oto przed nimi rozpościera się szczęśliwa Arkadia, w którym będą sobie żyli po (nie)bożemu i dzielili się sobą jak chlebem ofiarnym. Chrześcijaństwo w wydaniu grzesznika totalnego, łapiącego się na tym, że największą przyjemność sprawia jemu - jej Ojcu i bogowi jednocześnie - wrzask z jej płuc, kiedy sprawia jej ból analnie, tworząc z niej hybrydę córki i syna jednocześnie. Może tęsknił za jej bratem, a może chciał jak zawsze, mieć WSZYSTKO i nie mógł sobie pozwolić na żadne odstępstwo od tej reguły, kiedy już kalał wszystkie świętości, dotykając ją nawet na gorącym pol, na którym zbierali owoce. Biedna Maisie, poczuła się na tyle upokorzona, że zwróciła się do kogoś kto.... powinien jej pomóc, ale zadzwonił pod jedyny, słuszny numer i teraz otwierał drzwi wszystkim Czterem Jeźdźcom Apokalipsy w jednej osobie, które na sekundę spojrzały w jego (również) błękitne oczy.
- Tato, ona... Jest młoda, przerażona, nie powinieneś - plątał mu się język, miał swoje dziewiętnaście lat i jeszcze niczego się nie nauczył poza zapalczywą miłością do stojącego naprzeciwko rudego mężczyzny, który trzymał w ręku ten sam pręt ze świętą obietnicą w myślach, że tym razem ją na niego nadzieje i będzie obserwować jak kwiczy. Zupełnie jak zarzynana świnia.
- Trzydzieści srebrników wystarczy? - zapytał z podłym uśmiechem, poklepując go po twarzy jak niesfornego psiaka, którym rzeczywiście był. Podły kundel, przekonany, że zrobił słusznie, donosząc na siostrę. Nic dziwnego, że Ginsbergowi plątał się Judasz przed pijanymi z wściekłości oczami. - Chodź, obudzimy ją - dodał cudownie optymistycznie, kolejna zabawa, która rozpoczęła się zaraz po przekroczeniu sypialni Ralpha, w której spała nieświadoma niczego Śpiąca Królewna, czekająca na pocałunek księcia. Na próżno, złapał ją za włosy i zaczął ciągnąć do góry, trzymając linkę w dłoni. Co ma wisieć, nie utonie.
- TATO! - najwyraźniej Ralph zaczynał mieć słuszne wątpliwości do sceny, która miała przypominać tę biblijną. Ależ będzie, Sodoma i Gomora nadciągała wielkimi krokami, więc nie dbał o to, czy jego ukochana córka już się obudziła czy może jest nieświadoma, że wiąże ją u sufitu i podstawia taboret, którego nie była w stanie zamiast podciąć.
Zadbał, by była przytomna do końca przedstawienia, uśmiechając się promiennie.
- Pożałujecie - obiecał, zastanawiając się, dlaczego Ralph jeszcze nie ucieka, skoro właśnie na ziemi rozpętała się apokalipsa w wydaniu chłopca, któremu jedna z zabawek postanowiła się zbuntować.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptySob Kwi 26, 2014 8:59 pm

Trzy miesiące. Trzy długie, ciągnące się całymi epokami miesiące, kilkaset godzin, miliony sekund; może powinna je liczyć, odmierzać każdą chwilę pełną bólu, upokorzenia, spisywać histeryczne życzenia śmierci i na tej podstawie budować w sobie dziką chęć zemsty. Może powinna w końcu bronić się na poważnie, a nie tylko szlochać i zaciskać zęby do krwi, starając się nie przepuścić przez usta słowa, które na niej wymagał. W końcu - może powinna uciec wcześniej, kiedy jeszcze letnie słońce rozjaśniało jej włosy i kiedy mogła nieporadnie modlić się do nieistniejących bóstw o przedłużenie dnia pracy.
Kiedyś wyczekiwała tylko ostatniego gwizdka każdego dnia, pozwalającego jej na wyprostowanie obolałych, spalonych pleców i powrót do chłodnego domu. Do obiadu, skromnego ale jednak, do zimnej kąpieli w nieco zardzewiałej wannie, do zabaw z przybranym bratem i do czytania przerażających bajek na dobranoc, po których jednak spała idealnie, pewna, że w życiu nie spotka ją żaden koszmar. Przecież w żadnym z dystryktów nie istniały tak dzikie wilki czy tak niegodni ludzie, gotowi robić krzywdę dziewczynkom, spotkanym przypadkowo w lesie. Potwory także nie przenosiły się z krainy wyobraźni, mogła więc poczuć się chociaż przez chwilę szczęśliwa. Nierozumiejąca ostrych kar za nieposłuszeństwo i bałagan, ale...widocznie tato miał rację. Ufała mu zupełnie, ekstremalnie, wdzięczna za coraz rzadsze uderzenia i większą swobodę ruchów. Wymazała nawet z pamięci postać Fredericka - było to łatwiejsze niż sądziła, wystarczyło zacisnąć powieki, kiedy przechodziła obok drzewa na końcu pola pszenicy. Zachowywała się jak dziecko, dystansujące się od problemów przez ich negowanie.
Może dlatego nie potrafiła sobie poradzić z ciężarem grzechu i bólu, jaki spadł na nią w dniu szesnastych urodzin i z każdym dniem stawał się bardziej zabójczy, przyginający do ziemi i odbierający dech. Każdy wieczór zlewał się jej w jeden ekstatycznie kolorowy spektakl najgorszego cierpienia, promieniującego przez całe ciało. I umysł; właściwie wolała, kiedy to się działo. Ból niekiedy odbierał jej świadomość, a nawet jeśli była przytomna skupiała się tylko na odczuciach fizycznych. Dopiero potem przychodził prawdziwy koszmar, o którym nie mogła przeczytać w żadnej z bajek. Nie pomagało szorowanie się do krwi, wymioty i żenująco nieudane próby podcięcia sobie żył. Wszystko tylko wpędzało ją mocniej w spiralę przerażenia. I otumanienia zarazem, potrafiła egzystować tylko w dwóch stanach: zupełnej obojętności na wszystko, wręcz katatonii i totalnej histerii, z wyciem i spazmatycznym szlochem. Nie istniały stany pośrednie; w czasie coraz krótszego dnia pracy wydawała się chodzącym trupem, wykonującym zadania dużo wolnej, bez wcześniejszej radości z przebywania tak blisko przyrody. Nie cieszyła się z odkrycia gniazda kosogłosów i nie przygotowywała już wianków z polnych kwiatów. Każda godzina bez dotyku przyszywanego ojca powinna być dla niej krainą szczęśliwości, ale była takim samym koszmarem. Z wyciszoną fonią, z rozmazanym widokiem; mogła tylko tłumić przerażenie przed kolejną nocą i porankiem.
Spirala najgorszych, najbardziej upadlających emocji nie mogła zaprowadzić ją gdzieś indziej. Nie miała kogo prosić o pomoc, była zagubiona i osamotniona, pewna, że na jej czole widoczny jest jakiś stygmat, etykieta kogoś zniszczonego i splugawionego. Strażników obawiała się tylko odrobinę mniej niż ojca, ale...nie miała już siły. To nie był jeden przełomowy moment, jedno wydarzenie i jedna konkretna porcja bólu, która dodała jej odwagi. Cały proces trwał w nieskończoność i po prostu pewnego poranka nie była już w stanie tego znieść.
Nie miała żadnego planu, nie przygotowała się zupełnie; po prostu ruszyła na inną część pola niż zwykle, wsiadając do innej ciężarówki z pracownikami innego sektora i tak znalazła się pod drzwiami Ralpha. Uderzająco podobnymi do tych z jej domu, ale nie porównywała wystroju wnętrza, rozszlochując się od progu. Wcześniej nie płakała, Gerard oduczył ją tej fizjologicznej słabości - teraz nadrabiała całe trzy miesiące, mocząc ciepły sweter przybranego brata słonymi łzami. Zasychającymi na jej twarzy dopiero w chwili, w której zasnęła w jego łóżku, pewna, że kolejny dzień przyniesie ucieczkę.
Chyba po raz pierwszy od owych mitycznych trzech miesięcy spała spokojnie, kamiennym snem, przykryta pod brodę czystą kołdrą, w flanelowej koszuli Ralpha na sobie. Nieco gryzącą, ale nie przeszkadzało jej to zupełnie. Nawet początkowe głaskanie po włosach (nocna mara?) nie wywołało żadnego niepokoju; dopiero mocne szarpnięcie rozbudziło ją na tyle, że mogła zacząć zastanawiać się co się dzieje.
To jeszcze nie był strach i przerażenie; była zbyt zaspana i wyrwana z innego świata (jej mięśnie w końcu się rozluźniły), żeby zareagować instynktownie. Zamroczona poddała się dziwnie znajomym dłoniom i dopiero gdy linka zacisnęła się wokół jej szyi była w stanie zorientować się dokładnie w sytuacji. Bez wyjścia, jasno widziała twarz Gerarda przed sobą, odległość stóp od podłogi i chwiejny stołek pod stopami, na który przed snem zrzuciła swoje stare, brudne od ziemi dżinsy. Leżały teraz w kącie, zmięte i zwinięte; dziwne, że ogniskowała wzrok na takich szczegółach, stając na palcach i bezradnie próbując rozsupłać linę, owiniętą wokół jej karku. Już nie było wokół niej potworów z książek, raczej szekspirowskie opuszczone piekło, przeniesione na wyższe realia. Niemal zapomniała, w którym kotle smażą się zdrajcy i rozpustnicy; wiedziała tylko, że w tej jednej sekundzie, w której złapała wzrok przyszywanego brata nienawidziła bardziej tych pierwszych.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 10:19 am

Tylko ludzie słabi poddawali się emocjom, które napędzały najbardziej niedorzeczne działania. Gerard widywał często owe pomieszanie zmysłów, kiedy trybuci (w końcu dzieci) zostali poddawani ostatecznej próbie, przekonani, że i tak nie mają nic do stracenia. Tak też było - umierali w mało widowiskowy sposób, na swoje życzenie, zachowując się lekkomyślnie. Nigdy nie podziwiał odwagi tych, którzy już nosili powróz na szyi, więc brzydził się działaniom, opartym na uczuciach, które buzowały mu obecnie w żyłach.
Przyjechał tu od razu, pierwszy błąd. Nie przemyślał strategii, która miałaby pokazać jego dzieciom, że są dwójką oszustów, zdrajców i skazą na jego łonie, błąd drugi. Wreszcie zamiast racjonalnie zastanowić się nad dobraniem poziomu kary do przewinienia, miał tylko w głowie prosty nakaz rozstrzelenia. Całkiem humanitarna śmierć, dlaczego więc widział smugi krwi na ścianie. Relikwia współczesności, dziewiętnastoletni syn przestał już protestować i wpatrywał się obojętnie w siostrę, którą wydał na pewną kaźń. Maisie, laleczka, dla której chciał najlepiej - to dlatego rozdziewiczał ją sam, nie ufając nikomu poza sobą - stała wyprostowana na krześle. To zabawne, że myślał właśnie o grawitacji, z którą jej ciało właśnie podejmowało nierówną walkę. Wszystkie mięśnie buntowały się przed naturalnym odruchem strącenia nóg z krzesła i zaznania nareszcie świętego spokoju - szkoda, że to tylko wymysł egzystencjalistów, motywujących bezcelowe życie, zmierzające do kresu. Pamiętał, że po jednym ze zbliżeń (kiedy przycisnął ją za włosy do swojego ciała) obiecał jej z uśmiechem, że jeśli zrobi sobie krzywdę - jakąkolwiek - to jej rodzeństwo prędko dołączy do niej w tym chaosie dnia wiecznego. Nie liczył na sposób jej duszy, wszak była skalana tak bardzo jak to było możliwe i to była (oczywiście) jej wina - wszystko rozpoczęło się od Ewy i kończyło na kobiecie, wiszącej rozkosznie jak wahadło zegara, które odmierzało ciężkie godziny.
Najciemniej jest zawsze przed świtem, dwudziesta czwarta i trzy kwadranse, spojrzał na nią, śmiejąc się gorzko i próbując odetchnąć. Był na tyle dobrze wychowany, by przyznać się do błędu przed samym sobą. Musiał znaleźć więc siłę, by zachować spokój. Czuł, że jego ciało oplata czysta wściekłość, rozbuchana do monstrualnych rozmiarów i przemawiająca przez niego. Coś w rodzaju opętania, z tym, że to nie Ginsberg był ofiarą, on raczej świadomie wnikał w tę krainę mściwości wszelakiej, próbując mimo wszystko znaleźć powód, dla którego miał ich oboje nie zatłuc jak zwierzęta.
Zawsze mógł kupić sobie następne dziecko. Sporo sierot błąkało się pod jego oknami, okruszki już czekały, nie tylko Jaś i Małgosia byli w lesie... Odliczał od dziesięciu do zera, oddychał spokojnie i podjął decyzję już jak on, wyrachowany, pewny siebie człowiek, który właśnie przeżył zawód życia, bo jego córka postanowiła zwrócić się przeciwko niemu. Za grzechy dzieci zawsze płacą ojcowie, zaburzona równowaga w przyrodzie domagała się najwyższej kary i Maisie powinna wiedzieć jak bardzo jest mu przykro z tego powodu, kiedy uderzał ją pięścią w brzuch, wprawiając jej ciało w drżenie.
Cóż, nie chciała innych pieszczot, więc dostawała te - szalenie czułe preludium, które było niezłym przedstawieniem dla jej bohatera, zagryzającego wargę i próbującego powstrzymać wzrokiem rozszalałego tatusia. A przecież w tym pokoju nie było kogoś bardziej spokojnego od Ginsberga, uśmiechającego się z każdym uderzeniem jakby właśnie oglądali kolejną komedię, bijąc się poduszkami. Tak też było, uderzał pięściami, zastanawiając się, czy już wytłukł z niej własne dziecko czy może czyni z niej istotę bezpłodną.
Nieważne, na chwilę przed śmiercią mogła być nawet meduzą, byle by tylko nie mazała się, bo to nie przystoi córce Ginsberga.
- Wystarczy - odrzekł Ralph słabo. Widział jak skulił się pod ścianą, próbując przestać się trząść jak osika. Jemu też powinien znaleźć drzewo, na którym zawisnąłby po wszystkim? Gerard podszedł bliżej Maisie, podstawiając jej usłużnie stołek pod nogi. Nie mogła przecież przegapić takiego przedstawienia.
- Coś ty kurwa powiedział? - zapytał, przeklinając chyba po raz pierwszy w ich obecności. Właśnie dostawał apopleksji z powodu nieprzestrzegania jego zasad, więc równie dobrze mógłby wydłubać mu oczy z oczodołów, ale starał się pokazać jak bardzo kochający z niego ojciec.
Podchodził do syna powoli, gotów na oczach swojej ukochanej córki zerżnąć go raz jeszcze - wyglądał bardzo inspirująco w tym otoczeniu zdrajczyni - ale to nie było takie proste. Oboje byli winni, Maisie uciekła - już raz potępiona nie miała powrotu na łono wyrozumiałego rodzica - a Ralph ją wydał, obracając w pył wszelkie moralne prawa tej Ziemi. Powinien być z niego dumny, wszak sam nieraz donosił i tym sposobem roznosił śmierć jak ospę (syn był jego godnym następcą), ale to nie on miał sprawować tę rolę. To zadanie należało do kogoś, kogo krew (ich krew) płynęła po taborecie, pewnie coś jej pękło.
Jak to dobrze, że nie serce na widok brata, którego złapał za kark i dosłownie zderzył ze ścianą.
- Wydałeś ją. Na śmierć. Byłeś zazdrosny. Nie jesteś godny noszenia mojego nazwiska - cedził słowa spokojnie, razem z uderzeniami buta o jego ciało. Bardziej wytrzymałe, był mężczyzną, więc powinien być z kamienia. Nie do pokonania, a przecież zasłabł mu w rękach jak dziecko, jakim był, gdy przyprowadził go do domu przed laty, rżnąć na progu w ramach przywitania. Maisie nie doświadczyła jego gościnności, a i tak zachowała się jak szmata, zawierzając się jego opiece. Postanowił więc uczynić jej zadość, ciągnąc Ralpha (a raczej sine ciałko) pod jej stopy.
- Mam go zabić? - zwrócił się po raz pierwszy o niej, potrącając jej krzesło jego bezwładną głową. - Chcesz mieć kolejnego mężczyznę na sumieniu? Wiesz jak nazywa się takie kurwy? Modliszkami. Zasłużyłaś - wygłosił swoje oświadczenie, nie spuszczając z niej wzroku i jednocześnie nie podnosząc głosu. Zwykłe spotkanie rodzinne, zakończone mocnym kopniakiem, gdy jego syn usiłował się podnieść i uciekać.
Na próżno, miał ich w swojej nocy do świtu i wcale nie chodziło o porę dnia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 11:50 am

Stanie w wyprostowanej do niemożliwości pozie chwiejnej baletnicy powinno przychodzić Maisie z łatwością. Była przecież smukła, wysoka, spędzała cały wolny czas w ruchu i wysiłek fizyczny, nawet najbardziej upadlającego sortu, stanowił dla niej przykrą codzienność. Tak jak wyszarpywanie ze snu, ciągnięcie za włosy i sprawianie bólu. Nic nowego, mogłaby wzruszyć ramionami i przetrzeć zaspane oczy jak dziecko, budzące się z koszmaru, ale chyba dopiero w takowy wchodziła. Od razu mocno, bez słodkiej fazy nieprzytomności i próby zdecydowania, w którym świecie chciała naprawdę istnieć. Nie mogła już sobie przypomnieć o czym śniła w wygodnym i bezpiecznym łóżku; mętne otumanienie zostało jej od razu odebrane i chyba wolałaby lodowaty prysznic niż powrócenie do życia - sen małą śmiercią? - w ten sposób.
Z tymi osobami obok siebie, nieznośnie wyraźnymi; niemalże nie mogła znieść widoku twarzy Gerarda i Ralpha, zbierało się jej na mdłości i najchętniej zgięłaby się w pół i skuliła jak zaszczute zwierzątko, ale przezorny opiekun uniemożliwił jej to w najgorszy sposób. Lina zaciśnięta na jej szyi wrzynała się boleśnie w skórę, Maisie miała wrażenie, że pojedyncze włókna już przebijają się do żył i potem zanieczyszczają jej krew, sprawiając, że dusi się od środka a nie przez tchórzliwy krok w tył, po którym straci równowagę. Nigdy by nie podjęła takiej decyzji, nagłe przypływy szaleńczej odwagi wycieńczały ją z sił i zdarzały się niezwykle rzadko: swój limit wyczerpała już wczoraj (dzisiaj? czas się nie liczył) i mogła tylko oddychać spazmatycznie, zaciskając palce na swojej szyi.
Dalej nie patrząc na szczęśliwą, idylliczną rodzinę; dość szybko dotarło do niej co tak naprawdę się stało i kto sprowadził najgorszy koszmar do miejsca, które uważała za najbezpieczniejsze na świecie. Nie mogła udać się nigdzie indziej, ufała Ralphowi wręcz do szaleństwa i przekonała się boleśnie, że czułość, widoczną w jego oczach odkąd się poznali, była tylko kłamstwem. I grą; nie wsłuchiwała się w zdecydowany i przerażająco spokojny głos Gerarda, ale już po szkodzie mogła wyciągnąć własne wnioski. Przyrodni brat nigdy nie był dla niej przyjacielem, wszystko było jakimś chorym teatrem, mającym zaspokoić potrzeby ojca i w konsekwencji wyrzucić ją poza nawias patologicznych więzi. Dopiero zdając sobie z tego sprawę była bliska płaczu albo raczej: histerycznego szlochu. Nie ze strachu, raczej z bliskości całkiem innej perspektywy. Mogli przecież rozegrać to inaczej, nie chciała zostawać w tym pokręconym trójkącie, odeszłaby i zniknęła, gdyby tylko jeden z mężczyzn jej życia dał jej chociaż zalążek szansy. Tak się nie stało i piekący ból po straconej szansie – przecież jutro mogło już tu jej nie być – całkowicie ją oślepił. Na krótszą chwilę, bo znów łaskawie Gerard zaserwował jej otrzeźwienie.
Pierwszego uderzenia praktycznie nie poczuła, kolejnego także, dopiero przy trzecim – czy też trzydziestym, po szesnastych urodzinach przestała przywiązywać się do liczb i ich przemijania – zgięła się z bólu. A właściwie zgięłaby się, ale w tej pozycji było to niemożliwe. Tak wystawiona na jego ciosy nie była nigdy wcześniej i może dlatego każda porcja bólu wydawała się nie do zniesienia – aż do momentu następnej. Metodycznie, ostro, nawet nie zorientowała się, że przestał: w tej jednej sekundzie liczyło się tylko złapanie gruntu pod stopami. Chwiejnie stanęła więc na podsuniętym taborecie, w ogóle nie słysząc zbawiennego wystarczy z ust Ralpha. Miała wrażenie, że wszystkie jej zmysły uległy nagłemu stępieniu, czuła tylko ból przy każdym oddechu i gdyby nie trzymała się histerycznie liny przy swojej szyi pewnie przesunęłaby dłonią po żebrach, sprawdzając czy nie są połamane. Były, Gerard nauczył ją rozpoznawania urazów, trucizn i wszystkiego, co mogło przydać się jej w samodzielnym życiu. Do którego nigdy jej jednak nie dopuści, była świadoma swojego uwięzienia i uwiązania jednocześnie. Dosłownie i w przenośni, mógł zrobić z nią wszystko, bez zemsty z jej strony. Znała swój próg bólu, wiedziała, że za podniesioną na jego rękę byłby gotów jej ową dłoń odrąbać. Poddawała się więc wszystkiemu zazwyczaj ciszy, tylko jedna aktywność mogła wywołać u niej spazmatyczne wrzaski, ale…nie wspominała tego teraz, żałując z całego serca, że nie jest samobójczynią. Wystarczyłby krok do tyłu i…i na samą myśl o tym nogi drżały jej jeszcze bardziej, napinając linę i odcinając ją od tlenu. Sytuacja bez wyjścia, mogła tylko zaciskać mocno powieki, starając się zagłuszyć wrzaskiem myśli krzyki realne, dobiegające gdzieś spod jej stóp.
Nie była w stanie otworzyć oczu nawet wtedy, kiedy wyczuła chwilową pauzę i kiedy krzesło zachwiało się znacząco, zmuszając ją do przesunięcia się w drugą stronę. Co wywołało kolejną falę pulsującego bólu; gdyby nie spięte mięśnie i strach przed uduszeniem pewnie zemdlałaby już dawno. Tatuś zadbał o jej przytomność i wyprostowaną sylwetkę – sylwetkę dziecka, obolałego, z lekko spuchniętymi od snu ustami i włosami opadającymi miękko na plecy. Może powinna błagać go o litość albo kopnąć – tak zrobiłaby jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz została już wychowana i wiedziała, że byłyby to dwie najgorsze decyzje. Prawie tak samo jak obojętność i wmawianie sobie, że to nie dzieje się naprawdę. Nie potrafiła jednak pozbyć się tego ostatniego odruchu obronnego, zanegowania wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut.
Jednak zignorowanie bezpośredniego pytania byłoby skończoną głupotą; musiała w końcu otworzyć oczy, ale nie patrzyła mu prosto w twarz, ciągle wbijając wzrok gdzieś w przeciwległą ścianę, na której wykwitła krew z złamanego nosa Ralpha. Który ją zdradził i który teraz leżał metr pod nią. Z całych sił chciała kiwnąć głową, powiedzieć, że najchętniej sama zacisnęłaby dłonie na jego szyi, ale…nie potrafiła. Widocznie resztki człowieczeństwa i czystej, dziewczęcej, nieco dziecięcej czułości i moralności zostały nietknięte i dopiero na kolejny cichy pytajnik rozpłakała się bezgłośnie. Nie przez ból, nie przez strach przed uduszeniem i przed tym, co jeszcze planował Gerard. Płakała chyba nad własną słabością i bezsilnością, nie pozwalającą jej na bycie stuprocentowym tchórzem. Podniosła w końcu wzrok na Gerarda i pokręciła głową kilkakrotnie, niezdolna do wypowiedzenia żadnego słowa przez zaciśnięte gardło. Nie zniosłaby powtórki z Fredericka, nawet, jeśli nienawidziła Ralpha prawie tak mocno jak własnego-obcego ojca.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 1:09 pm

Obserwowanie dziecka, które przeżywa najgorsze katusze, powinno być dla rodzica szalenie trudne. Wiele słyszał o matkach, które są gotowe poświęcić swoje życie dla kruchej istoty z własnej krwi (słyszał, sam takiej matki nie miewał) i ojcach, którzy szukają sprawiedliwości w imię poszkodowanego dziedzica wbrew wszystkiemu (jego tato zaprzepaścił karierę polityczną dla wyjaśnienia zagadki śmierci siostry), ale nigdy nie myślał, że sam stanie przed takim widokiem. Pewnie kilkanaście lat temu, kiedy był jeszcze nastolatkiem i roiła mu się przed oczami klasyczna rodzina, uznałby to wydarzenie za bolesne i traumatyczne, ale teraz odczuwał coś zaskakującego i mało brakowałoby, a wybuchnąłby gromkim śmiechem.
Dawno nie czuł się tak odprężony i radosny jak w tej chwili, kiedy ważyły się losy jego dzieci, nie błagających go nawet o zmiłowanie. Może i był nimi rozczarowany, nienawidził ich w tej chwili równie mocno i jednostajnie, ale radował się wizją zgładzenia ich po swojemu, nie omieszkując zapewnić im wcześniej odrobiny bólu. To było tak irracjonalne, że niektórzy w takich sytuacjach mogliby odczuwać zawód i rozczarowanie - Gerard Ginsberg karał z radością, przekonany o słuszności decyzji, którą podjął.
Maisie zachowała się paskudnie. Uciekła. Naraziła na niebezpieczeństwo siebie, ojca i brata, więc logicznym było, że musiała ponieść srogą karę, która nie miała nic wspólnego z miłością. To była czysta, wyzbyta z uczuć chęć sprawiedliwości, która nakazywała jej stać prosto i być jego żołnierzem, gotowym na każdy rozkaz. To Ralph słaniał się na nogach, prosząc go o przebaczenie i po raz kolejny go nie otrzymując, Maisie miała zostać na nowo przyjęta na łono tej jakże szczęśliwej familii po pokucie, które rysowała mu się pod powiekami.
Uśmiechnął się więc promiennie, zupełnie tak jakby zabrał ich na spacer, choć jego ukochany syn nadal mu się wyrywał, a córka trzęsła się, usiłując zachować równowagę. Oboje wyglądali jak siedem nieszczęść i grzechów głównych, jednocześnie, więc pochwycił kamerę, wypuszczając Ralpha z objęć (biedaczek zaliczył ścianę, po której osunął się z hukiem) i nastawiając idealny kadr. Scena pierwsza, miłość rodzeństwa, które jest gotowe uciec spod jarzma nękającego ich ojca, którego jedyną winą jest to, że kochał ich za bardzo.
Westchnął, czyszcząc obiektyw i nakierowując go na Maisie, która nadal chwiała się jak na wietrze. Dziwne, okno pozostawało zamknięte, do wschodu było jeszcze daleko, a Gerard zaczynał przedstawienie tylko dla widzów dorosłych.
- Zabiłaś go - odezwał się znowu do niej, pozostawiając urządzenie nagrywające - może powinien się bać, że owa tragedia ujrzy światło dzienne i skończy jako kastrat w Panem, ale wyłączył fonię i kierował obiektyw tylko w stronę zapłakanej, małej dziewczynki - na półce i sugerując jej palcami, że płacz nie będzie tolerowany. Właściwie na liście tego, co nie powinno ujść płazem, znalazło się wszystko; Maisie stała się narzędziem do ostrzenia jego dobrego humoru, który po gwałtownym spadku po południu (nie było jego córki) nagle zaczął wzrastać tak bardzo, że mało brakowało, a urządziłby ich własne dożynki, dzieląc się jedzeniem, winem (po które poszedł dla siebie) i ciałami.
To ostatnie wydawało mu się najbardziej wyrazistym pomysłem do zrealizowania, więc rzucił butelką w stronę Ralpha.
- Wstawaj, Romeo. Najwyższa pora się zabawić - zaśmiał się, obserwując kolejny strumyczek krwi. Wszędzie było bardzo purpurowo - symbolika władzy królewskiej - zawsze zwracał uwagę na takie kolory jakby był impresjonistą, a nie sadystą, który budzi syna za pomocą silnego uderzenia. Obdarzając go jednocześnie porcją czułości ekstremalnej, bo podszedł do niego, wkładając mu bezpardonowo rękę do spodni. Nie odrywał od niego spojrzenia, równie dobrze Maisie mogłaby już zawisnąć, a ta dwójka dotykałaby się w tej woni śmierci, posoki i zdrady, której Ginsberg nie wybaczał nigdy. Pewnie dlatego wyjął dłoń zanim Ralph zdążył mu jęknąć przeciągle w usta i popchnął go w stronę siostry.
- Pieprz ją - okazał, erekcja chyba (już) nie była problemem, zresztą nie zamierzał przecież ich pozabijać w akcie seksualnym. Chciał im dać namiastkę prawdziwej siostrzano-braterskiej miłości, której się wyparli. Ona - kiedy uciekła do niego i on - kiedy wykręcił numer do ojca. Nie skupiał się na przerażeniu Maisie, jej emocje rejestrowała taśma, jeszcze obejrzą to sobie przy niedzielnym obiedzie. Liczył się tylko Ralph, który wpatrywał się w niego. Niezdecydowany, słaby, chwiejny.
Podszedł i uderzył go z niesmakiem w twarz.
- Rusz się albo ją zabiję - zagroził, rozsiadając się przy kamerze z kieliszkiem dobrego wina. Właśnie rozpoczynało się odkupienie grzechów za pomocą grzechu rozpusty. Całkiem niezła lekcja dla dwójki gówniarzy, którzy nie przewidzieli tego, że Ginsberg nie wybacza i za każde potknięcie, odpowiedzą krwią.
Tym razem jednak bardziej winna była Maisie i to ona została uwolniona ze sznura tylko po to, by Ralph (nieodrodny syn tatusia?) zacisnął palce na jej szyi i zaczął zdzierać z niej ubrania, przeistaczając się na jej oczach z dobrego i kochanego braciszka w gwałciciela, którego do szaleństwa doprowadza nie tyle jej sprzeciw , co aprobata w oczach ojca, barwiącego sobie usta czerwonym płynem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 2:45 pm

A mogła przecież podjąć inną decyzję, odsunąć od siebie mitologiczny kielich goryczy i wylać żrącą zawartość na twarz zdrajcy. Metafory towarzyszyły Maisie coraz częściej, coraz głębiej wpadała w świat książek i alternatywnych światów, rozpoznając w nich jakieś cząstki koszmaru, w którym przyszło jej żyć. Gerard cenił jej umiejętność, sam nauczył ją składać litery w słowa i słowa w zdania, pozwalając jej na jedyną formę ucieczki. Żałosnej, dość starodawnej. Większość ludzi z gnębionego dystryktu wolała otumaniać się alkoholem, morfaliną albo innymi używkami klasy teoretycznie wyższej: Mai wolała schować się z książką w wysokim zbożu, chociaż przez sekundę udając, że wszystko jest w porządku.
Owo udawanie weszło jej w krew tak dokładnie, że już nie pamiętała siebie z epoki przed Gerardem, siebie pięcioletniej, siebie dziewięcioletniej, siebie nietkniętej. Ojciec sprawił, że prawie zupełnie zapomniała o nieistniejącej, prawdziwej rodzinie i o słodkich czasach pod opieką kogoś innego. Może to i lepiej, cierpiałaby pewnie milion razy mocniej, mając przed oczami twarze rodziców. Teraz została odcięta od wszystkich, na których jej zależało. Ralph był ostatnim pierwiastkiem i ostatnią niewiadomą w bolesnym równaniu, którego wynikiem okazała się kolejna porcja bólu.
Początkowo wszystkie potworne bodźce płynęły do jej mózgu tak samo. Nie rozróżniała bólu złamanej kości, przypalonej skóry, wyrwanych włosów czy niewygodnego wygięcia ciała. Odczuwała wszystko identycznie, broniąc się przed cierpieniem histerycznie i tym samym sprowadzając na siebie jeszcze większą jego porcję. Czas jednak płynął nieubłaganie, coraz częściej mocne ręce Gerarda przyciskały ją do podłogi albo stołu i zaczęła wręcz doceniać całe spektrum bólu, jaki jej łaskawie serwował. Nie, to nie było jeszcze świadome rozkoszowanie się, dalej marzyła o końcu podręcznikowej gehenny, ale przynajmniej mogła skupić się na wszystkich bodźcach a nie na ciężkim ciele przyszywanego opiekuna nad sobą. I w sobie; fantomowo czuła go nawet w tej chwili, podwieszona u sufitu, walcząca ze skurczami mięśni nóg, wyczerpanych długą stójką. Widowiskową, posłuszny zwierzak na paradzie różności, gotowy spełnić każdą zachciankę swojego właściciela. W obronie własnej, w obronie kogoś bliskiego? Zupełnie straciła poczucie własności i czasu, stojąc dalej w niewygodnej pozycji na krawędzi krzesła i nie mogąc – cóż za zmiana po zaciśniętych powiekach – oderwać wzroku od Gerarda, pieszczącego jej kiedyś przyjaciela i kiedyś brata. Była jeszcze naiwna, mocno: przez dłuższą chwilę sądziła, że to czas oddechu, preludium przed zemstą na Ralphie. Nie wiedziała za co, ale gorąco modliła się w duchu do nieistniejących bóstw o łaskę zapomnienia dla siebie. Chciałaby zniknąć, zostawiając ich samych sobie – tak przecież robiła zawsze, ignorując ich bezpośrednią bliskość w każdym aspekcie wspólnego życia. Najpierw ją to brzydziło, potem: przynosiło ulgę i gwarant bezpieczeństwa. Wyświechtany i nieprawdziwy, przecież teraz znajdowała się na straconej pozycji, tuż przed kamerą, dalej zalewając się łzami, zasychającymi na jej policzkach i sinej od sznura szyi.
Bliska letargu albo pewnego zawieszenia; tylko ćmiący ból pozwalał jej na zachowanie przytomności, ból napiętych mięśni, poranionej skóry i złamanego (obtłuczonego?) żebra. Oddychała płytko i cicho, prawie się nie poruszając. Nie zareagowała zupełnie na słowa ojca, zbyt skupiona na własnym, słabym ciele. Uderzającym w końcu o twardą podłogę: dopiero teraz jęknęła głośno i nieco ochryple, od razu próbując się podnieść i zerwać z szyi dalej zawiązaną linę. To wydawało się jej największym zagrożeniem i znów popełniła błąd. Niewielki, i tak nie dałaby rady uciec z przytulnej i rozkosznej sypialni, bo zanim zdążyła sięgnąć palcami do powrozu już poczuła na sobie mocne ręce, zdzierające z niej koszulę. I – w końcu – ciężki całun nieprzytomności, skupionej za zaczerpnięciu oddechu. Wszystkie klocki trafiły na swoje miejsce, rozjaśniając obraz przed jej oczami i pozwalając na brutalne oświecenie. I ustawienie całego zaplecza teatru na odpowiednim miejscu; Gerard obok kamery, z kieliszkiem wina, Ralph nad nią i echa słów opiekuna sprzed kilkunastu sekund.
Nie krzyknęła jednak, nie rozpłakała się jeszcze bardziej. Wręcz przeciwnie, łzy przestały zalewać jej twarz i mogła spojrzeć prosto w oczy przyszywanego brata. Po raz pierwszy zupełnie błagalnie; tak nie patrzyła nawet na Gerarda, gdy krzywdził ją w najgorszy możliwy sposób. Nie potrafiła teraz postąpić inaczej, chociaż nienawidziła Ralpha najmocniej na świecie i…miała ku temu kolejny powód, dalej czuła jego gorące ciało na sobie i zamiast zdrętwieć ze strachu i upodlenia zaczęła się wyrywać. Histerycznie, ale słabo; każdy ruch sprawiał jej ból a linka zaciśnięta wokół szyi nie ułatwiała oddychania. I tak spazmatycznego, zdławionego ponowionym szlochem. Źle wyglądającym przed kamerą.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 8:14 pm

Nie tak wyobrażał sobie tę noc, która mogła przywoływać na myśl tylko to urocze święto Bożego Narodzenia, które odeszło wraz z powstaniem Kapitolu. Pamiętał, że to była jedna z tradycji, której nie mógł zrozumieć, choć bardzo chciał. Ten napływ czułości, radości i wspólnego dzielenia się z bliskimi kojarzyły mu się nader pejoratywnie. Może, dlatego, że nie odczuwał takiej gamy emocji nigdy, będąc boleśnie nieczułym na sprawy swojej ukochanej żony, która traciła jego płody z równą łatwością, co kilogramy w talii, a może po prostu… potrzebował czasu, by odkryć magię tego już przestarzałego zabobonu i całkiem nietypowych okoliczności.
Które właśnie miały miejsce – Gerad Ginsberg dosłownie czuł się tak jakby właśnie rozwiązywał wielką czerwoną kokardę z ozdobionego brokatem pudełka, które kryło za sobą upominek, o którym marzył przez całe dzieciństwo. Taki prezent, który śnił mu się po nocach, który niemal wymodlił, wyprosił albo wybłagał ze łzami mocnym tupnięciem nogi. Tak czuł się ten czterdziestolatek, oglądając swoją córkę na zaimprowizowanej uprzęży swojego syna, gotową do spełnienia najskrytszych fantazji każdego mężczyzny.
Dziwne, że akurat teraz taka wizja przyszła mu do głowy – mogli przecież wcześniej tak się zabawiać, a nie grać w jakieś niewinne gry, – ale zawładnęła nim do reszty, podobnie jak drogi sprzęt, który już trzymał w swoich dłoniach, robiąc zbliżenie na Maisie.
To niedorzeczne, że coś tak absurdalnie drogiego miał w zasięgu swoich rąk, pewnie mogliby kupić za to masę jedzenia, ale Gerard szanował pamiątki, przywiezione do nowego miejsca zamieszkania z Kapitolu i przechowywane w wielkim kufrze. Jego córka powinna być mu wdzięczna, bo chował przed nią zawartość tej skrzyni skarbów, zupełnie jakby mieli jeszcze pożyć długo w tym chorym układzie. A przecież wyznaczał datę ich śmierci bardzo dokładnie. Wiedział, że musi prędzej czy później zatracić się w seksie z nią i zaciskając swoje grubiańskie, mocne ręce; pozbawić jej tchu na dobre. Nie dbając o wyrzuty sumienia (odczuwał kiedyś takie?), które pojawią, kiedy już przytomnieje na tyle, by stwierdzić, że ze swojej pięknej córki uczynił kaleką.
I beksą doskonałą, na miejscu Ralpha zadbałby o to, by miała, co innego przełykać niż tylko swoje łzy, ale on wydawał się bardzo nieporadny w tym, co robił, pozbawiając jej koszuli i majtek z wyrazem twarzy, który sugerował, że żałuje. Ginsberg zaczynał się nudzić i to nie było zbyt dobre rozwiązanie, bo zamiast zachować się jak przystało na dobrego reżysera (i tylko śledzić grę aktorów po wcześniejszym poinstruowaniu) po prostu do nich podszedł, zaciskając usta z niesmakiem.
Nie życzył sobie takiego prezentu, czuł jak wzbiera w nim ponownie obrzydzenie, które nigdy nie było dobrą zapowiedzią dla kogoś przebywającego w jego towarzystwie. Wiedział, że Ralph bardzo się stara, że Maisie skamieniała mu w ramionach jak cierpiąca Niobe po stracie dziecka (czyżby tak zależało jej na cnocie?), ale to nie było przedstawienie, na jakie sobie zasłużył i jakie wykreował w swojej głowie, zatrważająco radosnej i pełnej radości.
Atmosfera była przesycona płaczem, krwią, wkrótce spermą, a Gerard uśmiechnął się do swoich dzieci i podszedł do Maisie od tyłu, zadzierając jej nogę do góry i wchodząc w nią analnie, tak jak lubił. Wreszcie rodzina była w komplecie, nie liczyło się już rejestrowanie tych cudownych chwil, a moment, w którym ponad głową swojej ukochanej córki łączył się w czułym pocałunku z synem, wybaczając mu wszystkie przewinienia.
Maisie też miała dostąpić tego zaszczytu, ale po latach; na razie miał ją w sposób najbardziej szorstki, brudny i bolesny, starając się nie jęczeć z czystej rozkoszy, kiedy słyszał odbijające się echem pchnięcia Ralpha i ponawiał własne, przyprawiając się o zawał w wieku czterdziestu lat.
Był przekonany, że po raz pierwszy jest również w niebie, wraz ze swoimi dziećmi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyNie Kwi 27, 2014 10:10 pm

W tej jednej chwili nie wiedziała, co pokierowało jej krokami wczoraj; co podyktowało jej ucieczkę w ten a nie inny sposób. Uczucia, chwilowy poryw serca, kropla krwi, która przeważyła szalę? Cała motywacja rozmywała się jej w gorącym upokorzeniu, zalewającym całe ciało. Powinna przywyknąć, Gerard od dnia jej szesnastych urodzin serwował najbardziej wyrafinowane cierpienia, codziennie zaskakując ją jakimś nowym, wykwintnym rodzajem bólu. Z taką częstotliwością stosunków powinna była zostać natychmiastową koneserką, prawdziwą miłośniczką takiego traktowania, ale widocznie kręgosłup moralny nie uległ zupełnej degradacji i zamiast poddawać się ojcu z posłuszeństwem godnym kapitolińskiej dziwki broniła się zaciekle. Do utraty przytomności albo do takiego poziomu bólu, kiedy nie była już sobą tylko kłębkiem rozpalonych nerwów, błagających o ulgę. Cudownie nieprzytomne chwile, które powracały jedynie w koszmarach (tym razem tych prawdziwych, sennych). Budziła się z nich z płaczem, najcichszym, ale i tak budził ojca, powracającego by ukoić jej nocne strachu. Błędne koło katorgi i wymiotów. Z wyrzutów sumienia, z nienawiści do samej siebie. Była zbyt słaba (jeszcze?), żeby kierować ostrze tego najsilniejszego obok miłości uczucia w jego stronę; wymierzała więc karę sama sobie. W najprostszy sposób, nie uciekając i odpowiadając - mniej lub bardziej biernie - na wszystkie wyzwania.
Tak traktowała też to niespodziewane spotkanie; już nie była zaskoczona, pulsująca nienawiść do Ralpha usunęła się w cień, kiedy dotykał ją śpiesznie i wręcz nerwowo, szarpiąc ją do pionu. Obite żebra zabolały tak mocno, że musiała chwycić się histerycznie jego ramion, próbując złapać oddech. Znów skradziony, prosto z jego ust, w które powinna agresywnie się wgryźć zamiast po prostu mu siebie oddawać. Już się nie wyrywała, z każdym mocniejszym ruchem przy swoim ciele dystansowała się od siebie coraz bardziej, bliska już stanu typowej katatonii, w jaką zapadała w chwili, w której Gerard torował sobie drogę do jej ciała. Tym razem role się zmieniły, miała przed sobą, nad sobą i w sobie kogoś innego, młodszego, wręcz nieporadnego, ale nie czuła się przez to lepiej. Nie zacisnęła nawet oczu, tępo wpatrując się w ścianę za jego plecami, zapominając o kamerze i obecności kogoś jeszcze...kto jednak się pojawił, szybko, mignął cieniem gdzieś za jej plecami i - jak zawsze - brutalnie sprowadził ją na ziemię. W przenośni, ciągle przecież stała wyprostowana jak struna, zesztywniała ze strachu, którego słodki zapach poczuła w chwili, w której Gerard dotknął jej nagiej skóry. W tej jednej sekundzie oprzytomniała, gotowa do ucieczki, do rozgryzienia czyjejś tętnicy aż do krwi, ale...było już za późno. Ger znów karmił ją upodleniem i najstraszniejszym rodzajem bólu, unieruchamiając ją szybko między dwoma ciałami. Napierającymi, rozrywającymi; odruchowo wbiła paznokcie w ramiona Ralpha, odzyskując przytomność aż za mocno. Czuła wyraźnie każdy ruch w swoim ciele, każde rozpalone pchnięcie i każdy spazmatyczny, chrypliwy oddech, którego nie mogła wziąć do końca, zakleszczona zupełnie. I wyrywająca się mimo tego, co powodowało kolejną spiralę cierpień, jakich nie doświadczyła jeszcze nigdy. Lepiej dla niej byłoby, gdyby nie poruszała się wcale, ale już dawno straciła resztki rozsądku, próbując histerycznie wyrwać się kochającemu bratu i ojcu. Bezskutecznie, mogła tylko rozszlochać się niezwykle głośno, uderzając na oślep niegroźnymi pięściami i z całych sił pragnąc stracić przytomność. Co było niemożliwe przy takim bólu i przy ostrym zapachu krwi, spływającej jej powoli po udach.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyPon Kwi 28, 2014 12:05 pm

Z całej puli niegodnych uczynków, które serwował jej dla większego dobra – cel łagodził środki jak powiedział Machiavelli – ten miał charakter najbardziej rozkoszny dla samego kata. Nie planował tej sytuacji od początku do końca. Wiedział, że musi powstrzymać gniew, który skończyłby się rozerwaniem tętnic swojej ukochanej córce i sprowadzeniu jej ciała do domu. Może gniłaby się pod płotem jako ponure memento największej i jedynej miłości, którą obdarzył kogoś, kto nie był nim samym.
A może to właśnie o to chodziło i nie miał na myśli platońskiej legendy o jednym ciele, które bogowie rozdzielili, skazując ludzi na szukanie połówki tego samego jabłka. Nigdy nie był romantykiem, nie trafiały do niego podania o miłości, która jest równie potężna jak śmierć i w ostatecznym rozrachunku tylko z niej będzie rozliczany. To brzmiało jak propaganda nieskończonego dobra, które pozostawiał dla ludziom bez wyobraźni.
Wieź z Maisie miało charakter czysto biologiczny i tylko to mogło zaprzątać jego uwagę – miał wrażenie, że podobna pula genów w tym przypadku przeważyła szalę i jego wychowanka z cudownie niewinnej dziewczynki stała się doskonałą kochanką, tą, którą opiewano w pieśniach, idealizując cudowne przymioty ciała. W tym przypadku, chudego, drżącego pod jego pchnięciami, spalonego idealnym słońcem rozgrzanej Jedenastki, wyćwiczonego poprzez ciężką pracę i szkolenia z ojcem; wreszcie niewinnego i dostępnego tylko dla niego.
Wiedział, że mógłby zabić z zimną krwią każdego, kto ośmieliłby się ją tknąć, choćby palcem i że teraz zezwala na seks tylko, dlatego, że trzyma ją kurczowo w swoich ramionach. To nie było wzniosłe i czyste uczucie, raczej obsesja, która przepalała każdy jego nerw. Chyb dopiero teraz, kiedy pchał ją, rozrywając wewnątrz i czując wilgotność jej ud; uświadamiał sobie, że mógłby ją stracić i był przekonany, że wówczas mógłby po raz pierwszy w swoim życiu dopuścić się czegoś lekkomyślnego. To było tak przerażające, tak bardzo niepodobne do niego, że złapał za powróz, który otulał jej miękką, łabędzią szyję i ukręcił go tak, by odebrać jej oddech. Wszystko działo się jednocześnie, jego przyśpieszone ruchy lędźwi, Ralph, który chyba usiłował krzyczeć, ale został odepchnięty od Maisie na chwilę przed orgazmem (i jej śmiercią?) i uczucie chwilowego szczęścia i pewności, że nie będzie musiał nigdy się nią dzielić i zostaje jego na zawsze.
A może to było czysto fizyczne uczucie orgazmu, który niwelował wszelkie urazy i spory, pozostawiając ich oboje w żelaznym uścisku, wspomaganym przez linkę, która musiała ją boleć jeszcze bardziej niż zalew spermy. Całe szczęście, że tylko jego – czuł frajdę, że pozostanie taka nieskażona, (choć z mocnym, metalicznym zapachem wokół) i niewinna i chyba to w ostatniej chwili powstrzymało jego wyroki, bo puścił ją z całej siły na podłogę, rozwiązując sznur wisielca.
- Zabiję cię, jeśli zrobisz to raz jeszcze – odparł ze smutkiem, wpatrując się z w nią tylko przez chwilę. Nie zamierzał przecież jej tu zostawiać, podszedł do tego prawie-trupa, który był miłością jego życia, (dlatego przeżyła?) jego córką i osobą, którą nienawidził najbardziej na świecie. Wszystko naraz, wziął ją na ręce jak księżniczkę, która omdlała po balu z księciem (a nie rżnięcia przez tatusia) i zabrał do domu.

zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Maj 08, 2014 2:35 pm

wrzesień, 2278 r.

Nie było ukochanych przez niego książek bez motywu wędrówki głównego bohatera, szukającego szczęścia na odległych ziemiach nieznanych, za siedmioma górami, morzami i lasami, gdzie czekała upragniona księżniczka z połową królestwa w zanadrzu i umierającym (zawsze można było go dobić) królem. Mógł uważać te historie za banały, mógł próbować znienawidzić ten rodzaj literatury i zanurzać się jedynie w tym, co potwierdzone dowodami, ale wówczas nigdy nie wyruszyłby w podróż do mitycznego Dystryktu, zmiecionego z powierzchni ziemi. Na początku uważał, że chodzi właśnie o drogę – tak dawno nie czuł dreszczu emocji, który promieniował aż do krzyża (miał wrażenie, że nawet ekscytujący seks przestaje mu wystarczać) - ,ale z czasem przekonał się, że nie interesuje go zupełnie to, co wydarzy się w drodze. Chciał dotrzeć do konkretnego celu, który rysował mu się pod powiekami tak wyraźnie, że mógł już dziś wyrysować na kartce swój własny projekt podbicia dawno zaprzyjaźnionego Kapitolu, który teraz miał stanowić cel Rebelii.
O tym szeptano przecież, gdy schylał się w pocie czoła, próbując nie zwariować od chłodu, deszczu, upału; czasami ogromna susza przywodziła mu na myśl plagi egipskie, ale końca gniewu Boga nie było widać, więc musiał wziąć sprawy w swoje spracowane ręce. Nie chodziło przecież o wysiłek; ten z czasem stał się jedynym przyjacielem Ginsberga – czując drżenie ciała po całym dniu potwornej orki chciał jeszcze mocniej czerpać z dóbr naturalnych, jakimi była jego córka -, ale Gerard czuł się absolutnie znudzony tym, co zostało zasiane w Jedenastce i nie mógł powstrzymać tej narastającej frustracji. Znajdowała ona upust w coraz gorszym traktowaniu Maisie (a jednak sprawiało jej to radość) i próbach obrócenia w proch każdej politycznie podejrzanej znajomości przed ucieczką do Trzynastki, która nie tak dawno zaczęła śnić mu się po nocach. Faktycznie wystarczyła tylko kropla, która drążyła skałę; jedna iskra, zdolna podpalić całe domostwo i Ginsberg zaczynał wariować, próbując znaleźć w wertowanych księgach coś, co naprowadziłoby go na wydarzenia w Panem
Bezskutecznie, historia nie znosiła aktualizacji i nie znalazł żadnej wzmianki, która mogłaby sugerować, że rzeczywiście nie postradał zmysłów. Mógł zaufać tylko sobie i swojemu trafnemu osądowi, który już raz wywiódł go na manowce, sprowadzając tutaj. Nie był nieszczęśliwy, miał wszystko, czego potrzebował (co zauważyła jego córka), ale miał wrażenie, że wędruje w kółko, po utartych przez przodków (niekoniecznie swoich) schematach. Dlatego pewnego dnia wyruszył o świcie, budząc wcześniej spakowaną Maisie – zabiłby ją za próbę ucieczki – i tym sposobem postanowił wcielić się w rolę swojego ulubionego bohatera z przeszłości, szukającego antycznych skarbów, zakopanych gdzieś pod ziemią.
To wydawało się tak fantastyczne i pozbawione sensu, że przez pierwsze tygodnie czekał usilnie na znak, który każe mu zawrócić i pokajać się (umownie) przed strażnikami, żeby znowu mogli wieść swój grzeszny żywot, ale nic takiego się nie wydarzyło. Wręcz sprzyjało im ogromne szczęście i na nowo zaczął wierzyć w cudowne pochodzenie Trzynastki i ich życie w tej dusznej, podziemnej krainie, gdzie już nie będą musieli udawać, że są rodziną i będzie mógł pieprzyć Maisie publicznie, być może nawet przed szeroką widownią.
O tym myślał dziś, uśmiechając się leniwie, kiedy pocierał dłonie nad ogniskiem i wpatrywał się w skłębione chmury, sugerujące potwornie chłodną noc, która jednak nie zakończy się burzą. Po upływie kilku miesięcy w tej głuszy (cisza nigdy nie była mu wrogiem) umiał przewidzieć każdą ewentualność i sobie z nią poradzić po swojemu. Do tej pory nie spotkali nikogo i mógłby już świętować zwycięstwo (w końcu niebawem mieli dotrzeć do celu), ale wolał dmuchać na zimne (gorące?) i obserwować swoją piękną córkę, której wiatr podwiewał długie włosy, odsłaniając bliznę na karku po jego ugryzieniu i sparzeniu tego miejsca papierosem. Słodkie czasy, kiedy jeszcze miał tytoń przy sobie i kiedy wyrywała mu się tak jakby tego nie chciał, a on mógł ją gwałcić, słuchając jej krzyków.
- Powinienem znowu zaplatać ci je w warkocze – odrzekł, przykładając drewna do ogniska i zastanawiając się, czy aby na pewno wytrzymałby seks bez szarpania i wyrywania jej włosów z każdym oślepiającym pchnięciem, którym penetrował jej ciało równie dotkliwie jak za pomocą noża, trzymanego w dłoni. Na wszelki wypadek, oczywiście.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard EmptyCzw Maj 08, 2014 4:07 pm

Wędrówka w poszukiwaniu straconego czasu faktycznie sprzeciwiała się wszystkim prawom, rządzącym normalnym światem. Kiedyś Maisie także nie liczyła dni, ale dopiero teraz pojęła tak zupełnie instynktowną mądrość wolnego świata. Bez usystematyzowanego dnia pracy, bez Strażników za plecami, bez warkotu ciężarówek dowożących więźniów, bez rozpylanych przyśpieszaczy wzrostu i bez ludzi.
W Jedenastce byli oczywiście odludkami - ten długowłosy, oślizgły donosiciel i jego wychudzona, adoptowana córka-niemowa - ale i tak codziennie stykali się z swoimi biologicznymi odpowiednikami, pracującymi w tym samym sektorze. Maisie najpierw do nich lgnęła, ale po tym, co spotkało Freddiego odsunęła się do wszystkich jeszcze mocniej, doskonale wpisując się w przypiętą etykietę. Nie odzywała się do nikogo, zamknięta w swoim małym świecie i umyśle o coraz szerszych horyzontach. Mimo wszystko nie była jednak w stanie uwierzyć w bajkę, którą opowiedział jej pewnego wieczora Gerard, snując opowieść o wolnym dystrykcie, bez reżimu, bez pracy i bez Strażników. Wtedy po raz pierwszy poczuła, że ojciec wpada w dzielone z nią szaleństwo. Próbowała go więc przekonać, ale kiedy podjął ostateczną decyzję nie protestowała. Nie czuła się też przerażona - dobrze wiedziała, że za ucieczkę z Jedenastki groziła im kara śmierci i nawet znajomości Gerarda nie pozwoliłyby uniknąć im stryczka. Szła jednak za nim zupełnie na ślepo, mając wrażenie, że kręcą się w kółko. Najpierw obce miejscowości, potem trudne przeprawy głównym szlakiem: o dziwo te dwa pierwsze etapy trwały niezwykle krótko w porównaniu z tym ostatnim, w którym ciągle się znajdywali. Maisie jednak chyba nigdy wcześniej nie czuła się równie szczęśliwa.
Dość...niezrozumiałe. Od kilku miesięcy dzień w dzień pokonywała wiele kilometrów, spała na ziemi i obmywała się w strumieniu, jedząc to, co udało im się upolować, do tego w towarzystwie swojego kata. Z racjonalnego punktu widzenia cała ta pokręcona wędrówka w poszukiwaniu nieistniejącego raju wydawała się najgorszym koszmarem, ale z każdym przebytym kilometrem i z każdym tygodniem w drodze Maisie czuła się coraz bardziej spokojna.
Nie zawsze taka była; najpierw była płaczliwym, rozhisteryzowanym dzieckiem, potem torturowaną dziewczynką, następnie idealną, aktywną zabawką do najgorszych praktyk, pozostawiających setki blizn na jej ciele. Teraz jednak zostawiała to wszystko za sobą, dosłownie i w przenośni, stając się jeszcze bardziej milcząca i wycofana. Nie pamiętała już ostatniego etapu mieszkania w Jedenastce, kiedy była zupełnie inną osobą - chociaż nie, była tylko przedmiotem, perfekcyjnie zaprogramowanym, łaszącym się do nóg i błagającym o kolejną porcję cierpienia. Teraz to wszystko znikało gdzieś za mgłą, mogła patrzeć na ostatnie dwa wyuzdane i upadlające lata z dystansu. Z dziwki w kobietę doskonale radzącą sobie w ekstremalnych warunkach. Wszystko dzięki naukom Gerarda; w końcu mogła wykorzystywać swoje umiejętności strzelania z kuszy i odnajdywania się w dzikim środowisku, które pokochała. Ciche, nieprzewidywalne, wręcz opiekuńcze; czasami miała wręcz dziką ochotę zamordować Gera i zostać na zawsze gdzieś pomiędzy. Pomiędzy dystryktami, pomiędzy byciem dziewczynką a kobietą, zabawką a partnerką, buntowniczką a niewolnicą, ofiarą a zwycięzcą. Wszystkie granice były płynne, przesuwały się nieustannie, jednak ta emocjonalna chwiejność była i tak bardziej ustabilizowana niż kiedyś.
Dlatego nie zachowywała się już przy nim nerwowo, nie zamykała oczu i nie budziła się z płaczem; czuła się w końcu na swoim miejscu a obecność najbardziej znienawidzonej osoby na świecie, która jednocześnie była gwarantem bezpieczeństwa zdawała się być wielką łaską.
Nie patrzyła więc na niego cały czas - tak robiła, kiedy czuła się zagrożona; pamiętała, że dopiero niedawno zaczęła ufnie odwracać się do niego plecami bez ataku paniki - stojąc niedaleko ogniska. Całą uwagę skupiała na czyszczeniu i przygotowywaniu kuszy; włosy miała wyjątkowo rozpuszczone i czyste (błogosławiony strumyk kilka kilometrów wcześniej). Schły na wieczornym, nieco chłodnym powietrzu: zdecydowanie za długie jak na taki surwiwal. Sięgały jej prawie do pasa i przeszkadzały przy każdym ruchu, zwłaszcza w tak kobiecej, wolnej formie bez żadnego uwiązania.
- Radzę sobie sama - odparła tylko spokojnie, sprawdzając ostrożnie łoże kuszy i w końcu odkładając ją obok siebie, bardzo ostrożnie. Najdoskonalszy prezent, kojarzący się jednak w przerażający sposób. O którym nie myślała; podniosła w końcu wzrok na Gerarda, przeczesując palcami wilgotne włosy. - Może...może powinnam je ściąć? Są niepraktyczne - zaproponowała bardzo poważnie, uderzając w proste rozwiązania, które tak uwielbiał. Przynajmniej jeśli chodziło o życie codzienne, bo w niektórych aspektach jej ojciec wolał wyrafinowane metody.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Maisie i Gerard Empty
PisanieTemat: Re: Maisie i Gerard   Maisie i Gerard Empty

Powrót do góry Go down
 

Maisie i Gerard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Maisie i Charlie
» maisie
» Maisie Ginsberg
» Maisie & Victor
» Cinnamone i Gerard

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-