-
Policz do trzech, Wróbelku, policz do trzech, a potem otwórz oczy.-
Raz...Serce zabiło mi gwałtownie, zacisnęłam powieki starając się nie ulec wszelkim pokusom, pokonać odruchy, które kazały mi czuwać nawet w takich sytuacjach. A może szczególnie w takich sytuacjach, w końcu wiedziałam, że czeka mnie kolejna próba.
-
Dwa…Nie mogłam powstrzymać rosnącego podekscytowania. Krew huczała mi w uszach niemal zagłuszając subtelne odgłosy żyjącego miasta. Musieliśmy być blisko okna, czułam to mimo otaczającej mnie ciemności. Delikatna bryza na skórze, stłumione szmery, odległe echo niezrozumiałych dla mnie rozmów.
Nie byliśmy jednak w centrum, zatem gdzie…?
-
Trzy.Otworzyłam oczy, powoli, by jakieś odległe źródło światła nie oślepiło mnie na chwilę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu skąpanym w mroku oddychając głębiej, pozwalając by wszystkie bodźce przepływały przeze mnie, by umysł spokojnie połączył informacje. Patrzyłam, słuchałam, smakowałam i wąchałam powietrze. Oceniałam.
-
Nie przypuszczałabym , że dotrzemy aż tutaj – powiedziałam w końcu i wyprostowałam się, gdy wreszcie dotarło do mnie gdzie się znajdujemy.
Powoli podeszłam do okna i oparłam dłoń na szybie wyglądając na zewnątrz. Znajome uliczki, znajome zakamarki. Poczułam silny ucisk w gardle, który zniknął dopiero po paru długich chwilach spokojnego oddychania.
-
Przeszłość nie może cię stopować.-
Wiem.-
Wróbelku, po tylu latach, najwyższy czas byś otrząsnęła się ze starych wspomnień. To miejsce jest idealnym punktem obserwacyjnym.Skinęłam głową, nie maiłam zamiaru więcej dyskutować, nie mogłam. Zbyt wyraźnie wyczułam pobrzmiewającą w głosie Ojca irytację, cichą, na razie nie stanowiącą jeszcze faktycznego zagrożenia, jednak zbyt dobrze wiedziałam jak szybko potrafi się to zmienić. Dlatego otrząsnęłam się i zepchnęłam na skraj umysłu wszelkie nieodpowiednie teraz myśli, odrzuciłam od siebie wizję uśmiechniętej twarzy brata, tej którą ostatni raz widziałam ledwo trzy budynki dalej. Minęło jedenaście lat, jedenaście lat w ciągu których dawno powinnam pogodzić się z jego śmiercią. Nie czas na mazanie się.
-
Co mam robić, Ojcze?-
Obserwować.Nie zdążyłam nawet spytać o szczegóły bo już obrócił się na pięcie. Przez chwilę patrzyłam na jego oddalające się plecy, na sylwetkę znikającą w mroku klatki schodowej, w końcu jednak obróciłam się w stronę okna i – westchnąwszy cicho – przykucnęłam przy nim, wbijając czujne spojrzenie w ulicę.
* * *-
Znasz już jego zwyczaje?-
Przychodzi tam co drugi wieczór, zawsze o tej samej godzinie, niemalże jakby z zegarkiem w ręku. Przygarbiony przemyka się między budynkami i znika w drzwiach. Po równo dwóch minutach zapala się światło, tuż naprzeciwko, 2 piętro, sądząc po czasie ma problem ze wspinaczką, co wydaje się dziwne po tym jak zwinne wydają się być jego ruchy. Najpewniej jest czymś obciążony, unoszenie ciężaru zawsze było gorsze od brnięcia z nim do przodu.Zamilkłam na chwilę, po czym sięgnęłam ręką w stronę leżącej na stole łyżeczki i osłodziłam nalaną chwilę temu herbatę. Obserwowałam jak zaczarowana falę rozchodzące się po powierzchni płynu, jednocześnie zbierając w całość resztę informacji.
-
Po piętnastu minutach przychodzi drugi mężczyzna, niewysoki, ciemnowłosy, zawsze ubrany tak samo – ciemne jeansy i wytarty podkoszulek. W pokoju znajduje się po około minucie, spędza tam maksymalnie dziesięć minut i wychodzi. Zejście zajmuje mu więcej czasu niż powinno przy jego kondycji. Po kolejnym kwadransie wychodzi również pierwszy mężczyzna, tym razem nie potrzebuje nawet minuty na opuszczenie klatki schodowej.-
Więc?-
Więc coś sobie przekazują. Jakiś nielegalny handel? Kartel narkotykowy? Mafia? Nie mam pojęcia, Ojcze.Uśmiechnął się w ten najbardziej przerażający sposób, odsłaniając wszystkie zęby i mrużąc oczy jak kot, który właśnie upatrzył sobie ofiarę. Głodny wrażeń i świeżej krwi.
-
Mamy jakieś dziesięć minut na przejęcie tego co sobie przekazują bez zbytniego narażania się na dekonspirację.-
A kto mówił o przejęciu czegoś?Uniosłam zaskoczona wzrok.
* * *
-
To nie nasz spos…Ugryzłam się w język nim dokończyłam zdanie i opuściłam wzrok, patrząc na trzymaną w ręku broń. Nie miałam prawa mówić o tym, w jaki sposób działała organizacja, kiedy jej przywódca zlecił mi takie zadanie. Zamrugałam starając się zapanować nad skołowanymi nerwami i przytomniej spojrzeć na sprawę. Na pewno w tym działaniu był jakiś większy sens, sens który mi umykał bo za krótko była między nimi, zbyt mało wiedziałam. Zacisnęłam palce na chłodnej powierzchni karabinu i wyprostowałam się powoli.
-
Zawsze uczyłeś mnie szacunku do życia – przypomniałam ustawiając się w odpowiedni sposób.
-
Oraz tego, że czasem czyjeś życie jest czymś co trzeba poświęcić dla większego dobra.Odetchnęłam powoli przez zęby, wypuszczając z siebie powietrze tak ostrożnie jakby zbyt mocny podmuch oddechu mógł wybić mi je wszystkie. Poruszyłam ramionami próbując rozluźnić sztywniejące i protestujące mięśnie, pokręciłam głową szukając ulgi dla obolałego od nerwowego napięcia karku.
-
Mam go zastrzelić? – upewniłam się, zerkając kątem oka w stronę Ojca.
Liczyłam na to, że zaprzeczy, że wreszcie powie, iż wszystko jest żartem.
Żołądek zaczął mi się boleśnie skręcać z nerwów, poczułam narastające mdłości.
-
Zabić – potwierdził, a w jego głos wkradło się zniecierpliwienie.
Od dłuższego czasu próbowałam wymigać się od nieuniknionego,mimo iż wiedziałam, że od tego nie ucieknę. Nawet wolałam nie myśleć o konsekwencjach jakie czekałyby mnie za niewykonanie zadania.
Przyklęknęłam i zbliżyłam oko do celownika, drżący palec nakładając na spust. Starałam się nie myśleć o tym co robię. Starałam się wmówić sobie, że wcale nie celuje właśnie w głowę mężczyzny, który zniecierpliwiony kręcił się na dole. Przyszedł dzisiaj wcześniej, tak jak przewidział Ojciec.
-
Daj mi znać, kiedy mam strzelić – poprosiłam.
Był moimi oczami, moim pomocnikiem, on miał kontrolować wszystko, dbać bym oddała strzał w najodpowiedniejszym momencie, by był on czysty.
Był moim katem…
Nie mogłam oddychać, jednak nie pozwoliłam sobie na drgnięcie, nawet na próby spazmatycznego łapania powietrza, wiedziałam, że to tylko mój umysł się buntuje, że muszę się wyłączyć.
I tak też zrobiłam. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy tutaj trafiliśmy, gdy po raz pierwszy po tylu latach znalazłam się tak blisko mojej przeszłości.
A potem stało się, szept, ledwo szelest niedaleko mego ucha. Nie myślałam. Nacisnęłam spust.
Tylko po to by usłyszeć głuchy, cichy odgłos. Nic się nie stało, broń nie wystrzeliła.
Trwałam przez chwilę bez ruchu, próbując zrozumieć to co się właśnie wydarzyło, w końcu jednak odpuściłam i opadłam na ziemię, usiadłam, czołem opierając się o zimną ścianę, czując jak wcześniejsza pustka i panika przeradzają się we wściekłość. Oszukał mnie!
-
Dlaczego? Mój głos był nadzwyczaj spokojny, jak na emocje, które targały mną od wewnątrz. Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego zmusił mnie do przeżywania każdej tej pieprzonej sekundy? Do nienawidzenia siebie i jego?
-
Ponieważ, Wróbelku, musisz zrozumieć, że czasem świat zmusza nas do zrobienia czegoś czego nigdy byśmy nie chcieli. I tobie kiedyś przyjdzie zabić, Sabriel.Mdłości wróciły.