IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Bar 'Spirit' - Page 3

 

 Bar 'Spirit'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyPią Gru 27, 2013 8:14 pm

First topic message reminder :



To nowoczesne wnętrze to bar i klub położony w centrum Kapitolu, do którego uczęszcza głównie zamieszkująca stolicę młodzież. Lokal może pochwalić się szerokim wyborem alkoholi i dobrymi didżejami, organizuje też sławne na całą okolicę, imprezy tematyczne.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the victim
Christopher Réamonn
Christopher Réamonn
https://panem.forumpl.net/t2440-christopher-reamonn#35022
https://panem.forumpl.net/t2441-christopher-reamonn#35024
Wiek : 31
Zawód : Barman
Przy sobie : Paczka papierosów, broń palna, magazynek (15 nabojów), zapalniczka, para kastetów, telefon komórkowy, Zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), prawo jazdy, zezwolenie na posiadanie broni, paczka prezerwatyw 3 szt.

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptySro Sie 20, 2014 2:22 pm

Lucky Coin, tak to kasyno. Choć trzeba przyznać, że bar mają niczego sobie, przerasta wiele tutejszych klubów, choćby swoją bogatą zawartością, czy nawet doświadczeniem barmanów. Jak widać, tutaj barman młodziutki, ledwo co stanął za barem, zaś w Lucky bez doświadczenia raczej nikogo by nie przyjęli. Nie w tych czasach kiedy kasyno zdobyło niezwykłą sławę i potrzebni ludzie zaufani, którzy poradzą sobie z niezwykle dużym ruchem.
Delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy. Nawet po całej sytuacji, która wynikła z jego słów. Wiadomo, mógł zareagować o wiele lepiej, mieć to po prostu w czterech literach, cokolwiek. Jednakże czy udając stoicki spokój nie dałby do myślenia, że coś może mieć na sumieniu? Toć oczywiste, że lepiej panikować jak normalny człowiek. Nawet jeśli zdradził swój sekret, to nadal nie wychodzi na złego człowieka. Tylko na dobroduszną istotkę, która po prostu w młodości narobiła problemów, a teraz żyje sobie w spokoju, a przynajmniej się stara. Taki mamy klimat, whatever.
- Trzydziestka to bardzo fajny okres w życiu, polecam. Nie jest się już gówniarzem, ale też jakimś staruchem by nic nie robić. Nadal można się zabawić.
Szarmancki wyszczerz, kilka mrugnięć i nagły śmiech jakby to był jakiś kabaretowy, dobry żarcik. Podrapał się delikatnie w tył głowy, ściągnął ostatniego bucha w płuca i wyrzucił kiepa gdzieś na ulicę. Spoko, nie musiał przygasać, szybko został rozjechany przez jedno z przejeżdżających aut.
- Zatem, proszę panią za mną.
Zostawił temat igrzysk i tego kto, kim jest. Ot, by przyjemniej się rozmawiało. Może jeszcze tego wieczoru wróci do rozmowy o tym, ale na razie po co ma zaprzątać myśli rudowłosej kobiety? Odwrócił się i powolnym krokiem zaczął iść, oglądając się za sobą, by się upewnić, że Vivian w ogóle idzie za nim. I poszli sobie razem, gdzieś tam zniknęli w otchłaniach ciemności tego miasta.

z.t x2
Powrót do góry Go down
the civilian
Freya Fawn
Freya Fawn
https://panem.forumpl.net/t2265-freya-fawn#31098
https://panem.forumpl.net/t2268-frejkowe#43129
https://panem.forumpl.net/t2267-freja-fawn#31118
https://panem.forumpl.net/t2269-wspomnienia-frejki
Wiek : 26 lat
Zawód : Instruktorka sztuk walki
Przy sobie : leki przeciwbólowe, gaz pieprzowy, fałszywe dokumenty, Śpiwór, Telefon, nóż zdobiony

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyNie Wrz 14, 2014 3:42 pm

Cały dzisiejszy dzień spędziła w łóżku nie robiąc nic szczególnego. Był dziś ostatni dzień weekendu i po prostu nie miała pomysłu na dzisiejszy dzień. No ale kiedyś musiała wstać ogarnąć życie i wyjść z mieszkania. Chodziła po mieście, po prostu by coś porobić no i zatrzymała się dopiero w jakimś barze. Zamówiła jakimś tam wielo-procentowy alkohol i usiadła przy wolnym stoliku w jakimś kącie. Nie miała dziś pomysłu na dzień, więc trochę popije. Nigdy tak nie reagowała na nudę, no ale kiedyś ten pierwszy raz musi być. Zastanawiała się nad całym życiem. Nad pracą, nad wszystkim. Ostatnio w ogóle nie miała żadnego fajnego zajęcia, tak nudno jest na tym chujowym świecie. Wypiła głęboki łyk i kaszlnęła. Ostatnim razem, gdy piła alkohol inny od piwa minęło około dwóch lat.
Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyCzw Maj 28, 2015 2:52 pm

czasoprzestrzeń

Szukała miejsca, w którym nic nie przypominałoby jej o teraźniejszości. To, że miałam dość, to mało powiedziane. Nadal dręczyły ją wspomnienia niedawnej misji przechwytu broni. Dwie martwe osoby, w tym jedna zostawiona przez samą Lophię na pewną śmierć. O dwa życia mniej przez fakt, że nie rozpoznali podstawionej akcji. Gdyby nie Jack, wszyscy siedzieliby w tej chwili w więzieniu albo wąchali kwiatki od spodu. Właśnie, więzienie. Twierdza, w której przebywało dwoje członków Kolczatki, którzy w każdej chwili mogli powiedzieć dokładnie wszystko o organizacji. Dostanie się do niewoli było czasem najstraszniejszą z cen, jaką ponosili żołnierze. Mimo wszystko byli przecież żołnierzami. Wojownikami.
A ja jestem tylko niekompetentną małolatą, która zgubiła telefon w trakcie ucieczki.
Kolejny dowód, zablokowała co prawda numer, poprosiła najlepszych informatyków o wyczyszczenie maksymalnie dużej ilości danych z telefonu, ale nie miała pojęcia, ile udało się odczytać zanim dotarła do Kwatery.
Jasne, jej najbliżsi przyjaciele przeżyli, egoistyczna część Loph cieszyła się, że Lenny i Sonea najedli się tylko strachu, ale nie mogła pozwolić sobie na zadowolenie z siebie. Nawaliła. Zginęli ludzie. Naraziła ich. Rozważała rezygnację z posady, ale wiedziała, że wyszkolenie nowej osoby zajęłoby zbyt dużo czasu, którego nie mieli. W dodatku przeżywała kryzys zaufania do swoich podwładnych po tym, jak jedna osoba okazała się zdrajcą. Zdarza się, oczywiście.
Nawaliła. Zginęli ludzie.
Mogli zginąć kolejni.
Listy gończe straszyły, a ona mogła obracać wszystko w żart, ale tak naprawdę nigdy nie byli całkowicie bezpieczni.
Dlatego przyszła właśnie tutaj, a nie do "zaufanego" 'Cave'. To miejsce kojarzyło jej się z młodością, beztroską, hektolitrami alkoholu i dobrą zabawą. Ale kojarzyło się też z Jackiem i Lennym, z którymi spędziła tu czas wiele miesięcy temu, w bezpieczniejszych dla niej czasach, w czasach, kiedy była tylko dziewczyną ze sklepu, a nie zastępczynią szefa organizacji antyrządowej (lub terrorystką, jak określiłby ją miłościwie panujący pan prezydent, nie cierpiała gada).
- Dużą whiskey z lodem - odezwała się do barmana, lekko zdziwionego zamawianym trunkiem. Dziewczyny ubrane jak ona zamawiały zazwyczaj kolorowe drinki. Zmierzyła mężczyznę wzrokiem, więc unosząc dłonie w obronnym geście ruszył do ściany z alkoholami, po czym nalał jej płynu do szklanki. Pociągnęła porządny łyk i odwróciła się w stronę sali, rozglądając się w poszukiwaniu znajomych elementów. Czuła się niemal jakby witała się ze starym przyjacielem, którego ostatnio rzadziej odwiedzała.
Witaj w domu, Lo. Może sprzedałabyś sklep i kupiła tę ruderę?
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyCzw Maj 28, 2015 8:04 pm

kilka dni po zgodzie z Rory
taki o outfit

Powinienem być szczęśliwy. W końcu wszystko zaczęło się układać, życie nabrało właściwego tempa, powoli odnajdowaliśmy się z Rory w nowej sytuacji. Kurwa, przecież to był powód do radości. A jednak, nie potrafiłem tego docenić tak jak należało. Nie wtedy, kiedy byłem sam, a cień nieprzyjemnych zdarzeń ponownie zaczął obijać się po moim umyśle. Zbyt długo pozwoliłem pewnym emocjom kotłować się poza zasięgiem myśli, nie dałem im ujścia, przez co kiedy wreszcie do mnie wróciły czułem się skołowany do granic możliwości. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, wszystko mnie irytowało, nie miałem ochoty patrzeć na otaczających mnie ludzi. Nic więc dziwnego, że w końcu zarzuciłem na ramiona kurtę i opuściłem Kwaterę, w myślach poszukując już miejsca, w którym mógłbym zaszyć się do samego rana. Bądź chociaż do późna w nocy. Nie zamierzałem wracać do bunkra przed świtem.
Zdążyłem już dotrzeć niemal do centrum dzielnicy, nim wreszcie podjąłem decyzje. Chciałem pójść w miejsce, w którym będę mógł zapomnieć, wyrzucić z siebie wszystko co najgorsze raz na zawsze, chciałem znaleźć punkt zaczepny z dawnym życiem, poradzić sobie z problemami tak jak kiedyś, nic więc dziwnego, że w końcu zdecydowałem się na odwiedziny w barze "Spirit". W lokalu, który pamiętał wiele z moich cięższych dni, kiedy to - w towarzystwie bądź nie - zaglądałem na dno kieliszka, w idealny sposób odcinając się od myśli. Dzisiaj zamierzałem więc wrócić do tej tradycji, decydując się na jedyny znany mi, skuteczny, sposób na poukładanie wszystkiego w głowie.
Przekraczając próg baru nie mogłem powstrzymać pojawiającego się na twarzy gorzkiego uśmiechu. Pomieszczenie wzbudzało wspomnienia, zarówno te odległe (mimo iż od czasu, w którym ostatni raz parkiet uginał się pod szalejącymi młodymi Kapitolińczykami wiele się tu zmieniło), jak i całkiem niedawne. W końcu to właśnie tutaj zawędrowaliśmy z Lophią i Lennym parę miesięcy wcześniej. Wtedy, kiedy wszystko wydawało się łatwiejsze, życie, mimo iż już wtedy dopierdalało nam jak tylko było to możliwe, nie niosło ze sobą tylu trudnych decyzji. Getto było po prostu miejscem zamieszkania, o oprócz matki, jedynie o Lennarta musiałem się troszczyć. Nie mogłem marudzić na to co miałem teraz, ba, kurwa, nie chciałem tego robić, jednak...
Wspomnienie konsekwencji wydarzeń na obrzeżach było czymś, czego najchętniej pozbyłbym się raz na zawsze.
- Whisky - rzuciłem, gdy tylko stanąłem przy barze. Czekając na alkohol odwróciłem się i obojętnym wzrokiem przetasowałem salę poszukując wolnego stolika, jednak nim takowy znalazłem moją uwagę przyciągnęło coś innego. A raczej ktoś inny.
Przez chwilę się wahałem, w końcu tak kurewsko chciałem być sam, poradzić sobie z problemami w zakamarkach własnego umysłu, z drugiej strony jednak, bardzo często zdarzało mi się spijać w jej towarzystwie. I razem z nią potem szaleć. Westchnąłem cicho.
- Dzięki - mruknąłem w stronę barmana, gdy ten postawił szklankę obok mnie, zapłaciłem za trunek, po czym, nie zastanawiając się już więcej ruszyłem w stronę Lophii.
- Ponoć lód jest największym problemem w każdym alkoholu i on odpowiada za wszelkie szkodliwe działania - powiedziałem zamiast powitania, zajmując miejsce koło kobiety. Uniosłem szklankę w pesudotoaście po czym upiłem łyka, a następnie wbiłem uważne spojrzenie w towarzyszkę. - Co tutaj robisz, Lo?
Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyCzw Maj 28, 2015 8:31 pm

Przez ostatnie lata zrobiłam się cholernie nietowarzyska - pomyślała, pociągając kolejny, spory łyk alkoholu. Nie zależało jej na trzeźwości. Nikt na nią nie czekał.
Nikt, Lo.
Nie było już matki, która skarciłaby ją spojrzeniem. Brata, wrzeszczącego jaka jest nieodpowiedzialna, a potem przynoszącego tabletki na ból głowy.
Nie było Javiera. Tak naprawdę nie było go nigdy, wmawiała sobie, że jakimś cudem uda im się kiedyś wspólnie zamieszkać, w jakichś lepszych czasach. Tymczasem facet, któremu zaufała zdradził ją, narażając na śmierć. Nadal nie mogła uwierzyć w uczucie bezpieczeństwa, które ogarniało ją za każdym razem, kiedy przyciągał ją do siebie. Ani w to, że niedługo po rozbiciu jej poduszkowca narzucał jej na ramiona kurtkę i pomagał wrócić do domu. To się po prostu nie trzymało kupy.
Moje irracjonalne uczucia nie trzymają się kupy, bądźmy dokładni.
Mogła wspominać, prawda? Nikt jej nie widział, jej dawni znajomi nie zapuszczali się już w to miejsce, należało do przeszłości.
Tak jak moje zdrowie psychiczne.
Poza garstką przyjaciół została całkiem sama. Poza maleńką, niespokrewnioną rodziną nie został jej nikt, kto dbałby o jej życie. Nie jako kogoś, kto może przydać się w akcji, ale wartościową, potrzebującą pomocy osobę.
Mimo wszystko była silna. Na co dzień żyła tak, jak pozwalały jej warunki: pracowała, pracowała, pracowała, wypalała kolejne paczki papierosów, spotykała się z ludźmi w Kwaterze, pracowała, pracowała. A czasem, wieczorami tęskniła za osobami, za które oddałaby życie.
Właśnie dlatego w momencie, w którym usłyszała znajomy głos, niemal westchnęła z ulgą. Odwróciła się w kierunku przyjaciela i uśmiechnęła się krzywo.
- Na coś trzeba umrzeć, prawda? - zaśmiała się, salutując mu szklanką. Dawno nie mieli okazji porozmawiać poza Kwaterą. - Pozwól, że odpowiem pytaniem: czy Ty też przyszedłeś samotnie utopić smutki w znajomym miejscu? Uciekamy od rzeczywistości?
Teraz uśmiechnęła się smutno, spoglądając mu prosto w oczy. W czasach ograniczonego zaufania jemu mogła wierzyć. Nikt z żyjących na świecie osób nie znał jej tak dobrze jak siedzący tu mężczyzna.
- Proponuję toast za cały shit, który spada na nas każdego dnia - dodała wstając i zaprosiła Jacka do najbardziej oddalonego od baru stolika, zamawiając wcześniej drugą kolejkę. Jeśli chciała porozmawiać, wolała uniknąć przypadkowych słuchaczy, jeśli coś chlapnie, wiele osób z chęcią zaciągnie ją za włosy do pana prezydenta i oznajmi, że schwytał niebezpieczną terrorystkę i jej współpracownika.
Nie miała pojęcia, czy chciała być tego wieczoru sama, ale Jack stanowił element łączący historię z teraźniejszością, kiedyś wielokrotnie ratowali sobie nawzajem tyłki. A niedawno on ocalił jej życie, chciała mu w jakiś sposób podziękować, nie miała tylko pojęcia, jak to zrobić. Zacisnęła obie dłonie na szklance i wpatrzyła się w blat lekko porysowanego stolika. Niegdyś ten bar był synonimem młodości, najbardziej rozrywkowi nastolatkowie lądowali tu na pewno co tydzień, czasem częściej. Zdarzały się weekendy, kiedy przychodziła tu w piątek wieczorem, budziła się w sobotę popołudniu na zapleczu, po czym ruszała do dalszej zabawy i wracała do domu dopiero w niedzielę około południa. Na szczęście nie rozwaliła sobie wątroby.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyNie Maj 31, 2015 8:22 pm

Odwiedziny w miejscu, które łączyło mnie z dawnymi latami chyba najlepiej uświadomiły mnie jak bardzo w przeciągu tak krótkiego czasu zmieniło się moje życie. Byłem w związku, byłem wyjęty spod prawa, tak samo zresztą jak moi najbliżsi, niedawno straciłem dziecko... Które nawet nie zdążyło się urodzić... I któremu i tak mogłem nie ojcować. Wszystko to, mimo iż całość powoli trafiała na właściwe tory, wydawało mi się przygnębiające. Przybijające w ten najbardziej możliwy sposób. Dawno straciłem kontrolę nad tym co działo się z moim życiem i nie mogłem zaprzeczyć, że trochę mnie to przerażało. Bo przecież, do kurwy nędzy, jeszcze dwa lata temu byłem pewien, że wszystko będzie wyglądać inaczej. Jeszcze dwa lata temu zachowywałem się jak skończony chuj, którego kwintesencją życia były imprezy. Bo tylko tam potrafiłem wyrzucić z siebie emocje. Tylko zaglądając na dno kieliszka w kolejnym klubie, tylko wyrywając kolejną laskę, czułem, że mam pełną władzę nad tym co robię. W innych chwilach wszystko wymykało mi się z rąk.
Choć może nie w tak dużym stopniu jak teraz.
Nie zmieniało to faktu, że dawniej było łatwiej. I może właśnie dlatego wybrałem "Spirit", nie inne miejsce. Choć na chwilę chciałem stworzyć sobie ułudę kontroli z dawnych lat. Naprawdę odległych sądząc po tym, kto miał mi towarzyszyć tego wieczoru.
Przyglądałem się twarzy Lophi uważnie, podczas gdy ona, uśmiechając się krzywo, uniosła do góry szklankę powtarzając mój gest, po czym zarzuciła mnie pytaniami. W pierwszym odruchu wzruszyłem ramionami, nie mówiąc jej niczego. Zresztą, wszystko wskazywało na to, że nie musiałem, znaliśmy się na tyle dobrze, mimo tej kilkuletniej przerwy, by dostrzec pewne schematy. A czyż ucieczka przed rzeczywistością i zapijanie pierdolonych smutków nie było schematem towarzyszącym nam od lat?
- Nic nie wskazuje na to, że samotnie - powiedziałem, odpowiadając na jej uśmiech podobnym, choć trochę bardziej ironicznym. - A toast bardzo dobry. Wypijmy za to - dodałem jeszcze, również się podnosząc, duszkiem wypijając zawartość szklanki.
Ruszyłem za towarzyszką, tak jak ona zamawiając po drodze kolejną whisky, tym razem podwójną, nie miałem ochoty biegać jak pojebany za każdym razem, gdy ta niewielka ilość trunku zniknie w moim gardle. Osunąłem się na krzesło przy wybranym przez kobietę stoliku, chwilę wcześniej jeszcze wieszając na jego oparciu kurtkę. Rozsiadłem się wygodnie, początkowo w ciszy obserwując przyjaciółkę, powoli sącząc trunek, w alkohol, w końcu jednak odstawiłem szklankę na blat stołu i westchnąłem cicho. Wiedziałem, że coś wisi w powietrzu. I, że żadne z nas nie da rady utrzymać problemów dla siebie, nie jeśli faktycznie scenariusz miał się potoczyć choć odrobinę podobnie do dawnych lat, a nasza trzeźwość miała pozostać wątpliwą kwestią.
- Co cię trapi, Lo? - spytałem w końcu, nieznacznie unosząc brwi do góry. - Tylko mów szczerze.
Ta cisza i to jak intensywnie wpatrywała się w blat nie mogły w końcu nic nie oznaczać.
Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyPon Cze 01, 2015 1:23 pm

^^
Uniosła rękę, wzywając kogoś z obsługi i zamówiła butelkę whisky, przyda się zarówno jej jak i Jackowi. Nie oszukujmy się, od razu wyczuła nastrój przyjaciela, za długo go znała. I już w momencie, w którym pojawił się obok niej była pewna, że nie zdoła utrzymać języka za zębami i powie mu wszystko, co leżało jej na sercu.
Wychyliła kolejną szklankę trunku, z zadowoleniem uznając, że jest wart swojej ceny.
- Częstuj się, trzeba oblać to gówniane życie - parsknęła, przesuwając butelkę na środek stołu. Odetchnęła głęboko, podnosząc wzrok znad stołu po to, żeby spojrzeć Jackowi prosto w oczy. - Zabrzmi źle i patetycznie, ale...
Wahała się. Wiedziała, co powiedzieć, ale znała z góry reakcję przyjaciela na takie słowa. Nie mniej jednak męczyło ją to od dłuższego czasu.
- Dziękuję za uratowanie życia - dokończyła cicho bez cienia ironii w głosie. Rozejrzała się i ściszyła nieco głos, mimo że nikt nie mógł ich podsłuchiwać. - Spieprzyłam misję, nie upewniłam się, że jest bezpiecznie i gdyby nie twoja wiadomość, zginęłoby jeszcze więcej osób. Nie mniej jednak to ja ich zabiłam. Zabiłam ich i zgubiłam telefon, jeśli technicy miłościwie panującego dobrali się do niego szybciej niż nasi, to, cóż... To siedzimy na beczce prochu, która w każdej chwili może wybuchnąć. Jeśli Layla sypnie, jest po nas, a na pewno po mnie. Nie nadaję się do szefowania, moja matka była w tym lepsza - wyrzuciła z siebie jednym tchem. Serce waliło jej jak oszalałe, nie miała pojęcia, że w głębi duszy boi się jego komentarza, że obawia się, że ją oceni, że wyda wyrok, potwierdzi jej zdanie o niej. - Nazywają nas terrorystami, bo próbujemy ratować wolność. Czasami sama nie wierzę, że te małe akcje mogą coś jeszcze dać - dokończyła, po czym pociągnęła kolejny łyk whisky. Odstawiła szklankę na blat i znów spojrzała w oczy przyjaciela.
- W dodatku moje życie uczuciowe ssie, wiesz, że Javier... - Wzięła kolejny głęboki oddech. To wszystko wydawało się minimalnie łatwiejsze, kiedy nie musiała werbalizować myśli. W dodatku zdecydowanie nie była już całkowicie trzeźwa. - To on sabotował misję w Trzynastce, przez niego rozbił się poduszkowiec, którym leciałam, przez niego mogłam zginąć. A on śmiał wyrzucać mi po tym wszystkim udział w misji. Pieprzony egoista!
Znowu spuściła wzrok, wściekła na siebie i na mężczyznę, który złamał jej serce. I którego nadal kochała. Co dzień zastanawiała się, czy nie potrzebuje pomocy, wyzywając go przy tym w myślach.
Dawno nie miała łez w oczach.
- K**** - warknęła sama do siebie, mrugając zawzięcie, byle tylko się ich pozbyć. Zachowywała się jak porzucona nastolatka. - Wybacz, popieprzyło mnie chyba, przejmuję się facetem.
Zdanie pełne ironii na pewno nie przekonało Jacka.
- A Ciebie co tu sprowadza? - zapytała wreszcie po chwili milczenia i kolejnym łyku. Mogli zarzucać się swoimi problemami pod warunkiem, że zachowywali w tym równowagę. Skoro mieli się nawalić, to przydałoby się najpierw wszystko z siebie wyrzucić.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyPon Cze 01, 2015 10:23 pm

Lophia, podobnie do mnie, miała za sobą nieciekawą przeszłość. Byłem tego świadom, świadom piętna jakie to na niej odcisnęło, wszelkich konsekwencji, które później ujawniały się w jej relacjach z innymi ludźmi. Doskonale pamiętałem jak bardzo podobne było nasze nastawienie do życia, jak łatwo potrafiliśmy się zagubić na tych samych zakolach, popełniać podobne błędy. Być może dlatego pozwoliłem sobie na zbliżenie się do niej na tyle, by poznała mnie lepiej. W końcu nie musiałem tłumaczyć jej swoich intencji, nie musiałem mówić co leży u podłoża moich relacji z innymi. Podobnie jak i ona. Nigdy nie strzępiliśmy języków na zbędne słowa i wszystko wskazywało na to, że mimo upływu lat niewiele się zmieniło. Co prawda, w tym momencie pojawiły się w naszych życiach rejony, o których nie wiedzieliśmy za dużo, o ile cokolwiek, jednakże..
Cóż, Lophia nadal pozostawała osobą, która, najprawdopodobniej, najlepiej mnie znała.
Butelkę trunku postawioną na stole skomentowałem jedynie lekko uniesionymi do góry brwiami. Byłem pewien, że nie przetrwa ona za długo, tym bardziej, że intencje nas obu były krystalicznie czyste. Żadne z nas nie chciało pozostać trzeźwym tej nocy. Na razie jednak nie sięgnąłem po alkohol zadowalając się tym co miałem w szklance, w ciszy wysłuchując słów przyjaciółki. Jej słowa uświadomiły mi jak blisko byłem stracenia kolejnej osoby. I to jak bardzo większość z nas ryzykowała swoim życiem.
Do tej pory byłem zbytnio skupiony na tym co działo się między mną a Rory by dostrzec powagę sytuacji, która miała miejsce podczas misji.
- Nie gadaj głupot - mruknąłem chłodno, gdy minęła pierwsza fala słowotoku przyjaciółki, wbijając w nią twarde spojrzenie. - To nie twoja wina, nie mogłaś tego przewidzieć.
Jeszcze parę miesięcy temu po prostu ochrzaniłbym ją za to, skrytykował za udział w misji, za głupie wystawianie się jak na tacy władzy i ryzykowanie wszystkim. Przez ten czas jednak wiele się zmieniło, powoli zacząłem dostrzegać sens w pewnych poczynaniach Kolczatki i, mimo iż nadal nie popierałem zbędnego ryzyka, nie potrafiłem mieć za złe Lo za udział w karkołomnych akcjach. Wiedziałem, że ciągnie tam za przekonaniami i, że one w większym stopniu nadawały sens wszystkiemu co teraz się działo. Nie mogłem jednak zrozumieć jakim cudem w tej porażce dostrzegała jedynie swój błąd. Wpadli w pułapkę, pułapkę zastawioną przez rząd, ludzi bystrych, nic więc dziwnego, że pojawiły się problemy. Należało się cieszyć, że obyło się bez większej ilości ofiar.
Kolejne jej słowa sprawiły, że zmarszczyłem mocniej brwi, po chwili krzywiąc się nieznacznie. Jak widać nie tylko mnie dotknęły rozterki związkowe, ale, o ile moje rozwiązały się dobrze, o tyle jej spierdoliły się w najgorszy możliwy sposób. Pokręciłem głową, prychając pod nosem gniewnie, na myśl o tym jak bardzo musiał zranić dziewczynę. W końcu, kurwa, od dawna nie widziałem by w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie zasłużył na ciebie, Lo. Nie przejmuj się skurwielem - mruknąłem gniewnie.
Nie wiedziałem co poza tym zrobić. Nigdy nie byłem najlepszym pocieszycielem, bardziej nadawałem się do wysłuchiwania i ironizowania, niż głoszenia podnoszących na duchu przemówień. Zawsze wolałem czyny niż słowa, jednak teraz nasza relacja była inna niż wcześniej, nie mogłem więc przyciągnąć do siebie dziewczyny i pocałować jej by odwrócić uwagę od przykrych myśli. Nie mogłem i, kurwa, nie chciałem. Odchrząknąłem nerwowo, chcąc jakoś wyjaśnić fakt, iż zupełnie nie wiem co powiedzieć, jednak pytanie padające z ust przyjaciółki odciążyło mnie od tego obowiązku.
Przez chwilę milczałem jeszcze, zbierając w głowie myśli, zastanawiając się jak przedstawić jej to co mnie gnębiło. Nie lubiłem się zwierzać, to fakt, jednak wiedziałem, że dzisiaj to mnie nie ominie. Lepiej więc chyba było wyrzucić z siebie wszystko, póki byłem jeszcze w miarę trzeźwy i kontrolowałem to co mówiłem.
- Utrata kontroli nad własnym życiem - powiedziałem w końcu, po czym westchnąłem i pociągnąłem zdrowego łyka ze szklanki. - Należę do organizacji, którą wcześniej potępiałem, pozwoliłem na to by zależało mi na kimś do tego stopnia, że nie umiem o tej osobie zapomnieć, ba, nawet związałem się z nią... - Urwałem na chwilę uśmiechając się ironicznie. - Wyobrażasz to sobie Lo? Mam dziewczynę... - prychnąłem, po czym roześmiałem się krótko, ironicznie i dość gorzko. - Odzyskałem Rory, ale nie mogłem nic zrobić by uratować dziecko. Ot, cała historia.
Ponownie uniosłem szklankę w parodii toastu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptySro Cze 03, 2015 2:29 pm

Kuźwa, prawie się przy nim popłakała. I to, do jasnej cholery, przez faceta. Chwilami nie poznawała siebie.
Chwilami myślała, że naprawdę sobą była tylko przy Jacku.
- Kochałeś kiedyś kogoś, kogo nie powinieneś? - zapytała cicho, nie komentując jego wypowiedzi na temat winy bądź niewinności, jeśli chodziło o misję. Wiedziała, że zawaliła, ale nie miała pojęcia, jak mogłaby temu zapobiec. Chciała mu podziękować, zrobiła to, chociaż żadne słowa nie potrafiły wyrazić tego, jak wdzięczna mu była. Uratował jej pieprzone, pozbawione znaczenia (w jej mniemaniu) życie przed rządem, uznającym ją za terrorystkę.
Pieprzona rzeczywistość.
Spójrz na siebie w lustrze, co ze sobą zrobiłaś?

Cieni pod oczami nie dało się zamaskować nawet najlepszym makijażem. Straciła kilka kilogramów. Za długie włosy opadały jej na czoło gęściejszymi falami. Nadal była ładna, nadal faceci gwizdali za nią na ulicy, była świadoma swoich atutów, ale właściwie w ogóle o tym nie myślała. Wstawała rano, ubierała się, malowała i wychodziła do pracy. Wypełniała swoje obowiązki, wracała do domu albo spędzała noc w Kwaterze, jeśli miała wyjątkowo dużo zajęć. Czasem zdarzały się misje, a po nich dręczące wyrzuty sumienia.
Lophia Breefling się zmieniła. Czuła się dziesięć lat starsza.
Jack Caulfield także nie był już tym samym człowiekiem. Omal nie został ojcem. Wcześniej Loph niemal rozwaliła jego związek kilkoma żartami nie na miejscu, choć przyjaciel nigdy by tego nie przyznał. Dlatego zaczęła oddychać z ulgą, kiedy usłyszała, że wrócili do siebie z Rory. Zamarła jednak w chwili, w której dowiedziała się o stracie dziecka. Nie były z dziewczyną na tyle blisko, żeby ta opowiadała jej o poronieniu, poza tym traktowała Loph jak kochankę Caulfielda. Wszystko było bardziej pokręcone niż wyglądało.
Breefling odruchowo chwyciła dłoń Jacka i delikatnie ścisnęła swoimi palcami. Mógł ją odsunąć, mógł spojrzeć na nią morderczym wzrokiem, ale mimo swojej niechęci do okazywania emocji musiał pojąć przekaz tego gestu.
- W innym życiu powiedziałabym, że nie znam lepszego ojca dla swoich hipotetycznych dzieci, niż ty, Jack - powiedziała pewnym głosem. - W innej rzeczywistości, w której ludzie nie tracą tego, co kochają.
Zamilkła na chwilę, puszczając dłoń faceta, który teraz był dla niej jak brat. Kiedyś... Sypiali ze sobą, to prawda. Ale teraz kochała go jak brata.
Zamrugała oczami, po czym parsknęła ironicznym śmiechem w momencie, w którym dotarły do niej jej własne słowa.
- To zabrzmiało inaczej, niż miało, nie oświadczam ci się przecież - dokończyła, chwytając szklankę i opróżniając ją całkowicie. W innym życiu zdecydowanie nie dałaby sobie wrócić do Kapitolu kiedy tylko wybuchła rebelia. Mądrzejsza o obecne doświadczenia wolałaby zginąć w bombardowaniu dystryktu czwartego, nie zaznać straty, bólu zdrady, śmierci kolejnych osób.
Ale żyła. Była tu teraz, w barze 'Spirit', w punkcie wyjścia, w miejscu, w którym odreagowywała bycie gwałconą nastolatką. Gdyby się lepiej zastanowić, żadna zmiana życiowego wyboru nie pomogłaby jej uniknąć cierpienia. Zadawany ból w większości przypadków nie zależał od niej.
- Jesteśmy terrorystami, prawda? Najgorszymi ludźmi w Panem, za nasze głowy wiele osób dostałoby awans albo przynajmniej premię. Oboje się do tego nie pchaliśmy, samo nas znalazło - szepnęła, choć rzeczywiście nikt nie mógł ich usłyszeć.
Lophia i Jack wstępując do Kolczatki otworzyli drzwi, których nie dało się już zamknąć. Wystąpienie z organizacji nie wchodziło w grę, za dużo wiedzieli, do zbyt wielu spraw przyłożyli rękę. Płacili każdego dnia.
- Trzymaj się Rory. Ale pamiętaj: przywiązanie ciągnie nas czasem na dno.
Wiedziała o tym najlepiej, jak głupia myślała, że jej związek z Javierem ma jakiekolwiek szanse, wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom, nawet wbrew temu, że stali po dwóch stronach barykady i formalnie walczyli na śmierć i życie. Wierzyła, że nie zdołałby jej zabić. Wierzyła do strasznego dnia, w którym okazało się, że próbował.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyCzw Cze 18, 2015 8:36 pm

Zadane cicho pytanie było o niebo trudniejsze niż zapewne Lophia się spodziewała. Proste słowa, zdawać by się mogło, nic wielkiego, odpowiedź powinna być równie prosta. Tak lub nie, wybór był łatwy. Pozornie. Bo naprawdę nie wiedziałem co odpowiedzieć, a przynajmniej nie w pierwszej chwili. Kurwa, całe życie unikałem przywiązania, oddzielałem się od wszystkiego, co wiązało się z głębszymi emocjami, do tej pory nie mogłem powiedzieć, że zależało mi na kimś, nie w ten związkowy sposób, nie póki poznałem Rory, co więc dopiero powiedzieć o czymś taki jak... Miłość? Nigdy w życiu nie byłem zakochany, nigdy nie pragnąłem sprawić, że ktoś będzie nierozłączną częścią mojego istnienia na zawsze. A jednak, zaprzeczenie okazałoby się wierutnym kłamstwem...
Sięgnąłem po butelkę, w milczeniu napełniając po brzegi moją szklankę, by następnie unieść ją do ust i pociągnąć zdrowy łyk. Były pewne tematy, o których nie potrafiłem mówić na trzeźwo. Tematy, których kurewsko nienawidziłem ruszać, pierdolone wspomnienia i myśli, które nie powinny wychodzić na wierzch. Odstawiłem naczynie na blat dopiero, kiedy było wreszcie puste.
Kurwa, jak bardzo chciałbym teraz zapalić.
- Kochałem - odparłem w końcu, gdy przedłużająca się cisza zaczęła mi już zbytnio ciążyć, a szum w głowie uświadomił mi, że przy pewnej dozie wysiłku dam radę zmusić się do wypowiedzenia tego słowa. Choć pozostawiało na języku bardzo nieprzyjemny posmak. - Moją matkę - dodałem, po czym skrzywiłem się, wbijając jednak twarde spojrzenie w Lophię. Znała moją historię, a przynajmniej całkiem sporą jej część, musiała więc wiedzieć, że nie chce kontynuować tego tematu. I tak, w tej kwestii, powiedziałem już za dużo.
Odchyliłem się na krześle, wzdychając lekko, zmuszając się do pozostawienia nieprzyjemnych myśli za sobą. Zbyt wiele rzeczy gnębiło mnie teraz, by dopuszczać do siebie głosy z przeszłości.
Kolejny gest przyjaciółki skomentowałem zmarszczeniem brwi, nie cofnąłem jednak ręki, na której zacisnęły się drobne palce przyjaciółki, zamiast tego pozwoliłem meblowi opaść, po czym wyprostowałem się i wbiłem spojrzenie w kobietę przede mną. Chyba nie było osoby, która znała mnie tak dobrze, mimo tego jak wiele lat przerwy wisiało między nami, mimo tego jak bardzo się zmieniliśmy (nie potrafiłem nawet powiedzieć czy na lepsze, czy gorsze). Przyglądałem się jej, gdy wypowiadała te patetyczne słowa, które w ustach każdej innej mojej znajomej zabrzmiałyby wręcz śmiesznie. Zapewne nawet przy niej, w innej sytuacji, parsknąłbym ironicznym śmiechem, tym razem jednak nie zrobiłem tego, doskonale wiedząc co za nimi się kryje. Próba pocieszenia, której, o dziwo, naprawdę potrzebowałem. Choć za chuja nie przyznałbym tego na głos.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, dopiero, gdy usłyszałem kolejne jej słowa, ponownie chwytając za butelkę i napełniając puste szklanki, moją i przyjaciółki.
- Cholera wie, Lo - mruknąłem, w odpowiedzi na jej następną wypowiedź, potrącając stojące przede mną naczynie palcem i przyglądając się, jak płyn rozlewa się po jego ściankach. Nie potrafiłem się w tym odnaleźć, odnieść swojej osoby do działań Kolczatki. W końcu, jeszcze tak niedawno nie byłem jej zwolennikiem, jeszcze tak niedawno byłem gotów obedrzeć Lenny'ego żywcem ze skóry za pakowanie się w kolejne kłopoty, wdać się z Rory w kłótnie na temat misji. Ba, nawet kiedy wstępowałem do organizacji nie pchała mnie do przodu chęć działania w obronie większego dobra, nie kierowałem się pierdolonymi patetycznymi przesłankami. Chciałem po prostu chronić ich dupy, dbać o moich przyjaciół. Dopiero gdzieś po drodze, nawet nie wiem, w którym momencie, zacząłem dostrzegać ziarna prawdy w tym co wcześniej wydawało mi się największą głupotą. Teraz, po dwóch miesiącach? Może trochę więcej? Po tym czasie nabrałem przekonania, że nie wszystko jest tak czarno-białe jak kiedyś chciałem to widzieć. - Ale powiem ci jedno, chuj z tym, będziemy robić to w co wierzymy i nie będziemy przejmować się draniami, którzy próbują udowodnić wszystkim wokół, że życie w getcie jest piękne, a każdy Kapitolińczyk to zwykły śmieć.
A przynajmniej dopóki rzeczywistość nie pogrzebie nas razem z naszymi przekonaniami.
Lepsza taka śmierć niż zgnicie w ciasnych murach Kwartału.
Uśmiechnąłem się gorzko, słysząc kolejną wypowiedź przyjaciółki, która była kwintesencją całych moich obaw. Przez wiele lat nie pozwoliłem sobie na przywiązanie, z politowaniem obserwując ludzi, którzy komplikowali sobie życie wchodząc w związki. Pozwalając sobie na przywiązanie, które było częstokroć wyrokiem dla nich. Ograniczało swobodę, zmuszało do zmiany trybu życia, czy też niosło za sobą o wiele poważniejsze konsekwencje. Uważałem ich za głupków, którzy sami zakładają sobie stryczek na szyje. A teraz, po latach, sam zrobiłem to samo.
- Wiem - mruknąłem w końcu, wzruszając ramionami, po czym skrzywiłem się ironicznie. - Miejmy nadzieję, że uda mi się nie zatonąć.
Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptySro Lip 22, 2015 1:21 pm

Jakby czytając w myślach przyjaciela, wyciągnęła z torebki paczkę papierosów i położyła na stoliku pomiędzy nimi. Wygrzebała zapalniczkę, po czym odpaliła jednego i przez chwilę rozkoszowała się dymem wypełniającym płuca. Dla zwiększenia kaca oczywiście, wcale nie dlatego, że była maksymalnie uzależniona. Pociągnęła łyk ze szklanki i spojrzała Jackowi w oczy. Nawet w półmroku zdołała odczytać, jak wielką trudność sprawia mu mówienie o matce. Doskonale pamiętała dzień, kiedy dowiedziała się o tym, co jej faceci wyprawiają w domu. Nadal widziała przed oczami twarz nastoletniego Jacka, pojawiającego się w parku z sinym policzkiem i podejrzeniem wstrząśnienia mózgu (Loph znała się już wtedy trochę na leczeniu). Pomagała mu. Ale ta przyjaźń zdecydowanie nie była czymś jednostronnym. Jack z kochanka (jakkolwiek miałoby to nie zabrzmieć) stał się dla niej bratem, niemal najdroższą osobą na świecie. Tak, usilnie starała się czasami myśleć, że to wcale nie Javier stał na szczycie w hierarchii ważności. Kochała kogoś, kto próbował ją zabić.
Nie zwolniła uścisku, potrzebowała ciepła drugiego człowieka bardziej, niż w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Alkohol nieźle już uderzył jej do głowy i z trudem powstrzymywała się przed złożeniem głowy na stoliku i wybuchem płaczu. Od początku ich znajomości zmieniło się wiele, świadomość Loph wypełnił ból, cierpienie, pojawił się także instynkt obrony najbliższych. Nie zdołała ochronić brata, nie udało jej się uratować matki, lecz nadal wierzyła, że nie straci kolejnej tak ważnej osoby. Dlatego bała się, kiedy brał udział w misjach, przerażona, kiedy przewodziła misji, w której brał udział Lenny i Sonny. Tęskniła za bezpieczeństwem, ale nawet pijanej trudno było jej się do tego przyznać. Za bardzo przywykła do życia w ciągłym strachu o jutro.
- Ale powiem ci jedno, chuj z tym, będziemy robić to w co wierzymy i nie będziemy przejmować się draniami, którzy próbują udowodnić wszystkim wokół, że życie w getcie jest piękne, a każdy Kapitolińczyk to zwykły śmieć - odparł Jack.
Dziewczyna na ułamek sekundy zupełnie wytrzeźwiała. Żyła w Kapitolu, przesiąkła kapitolińskim stylem życia, który miała pamiętać chyba do samej śmierci, tu od pokoleń mieszkała jej rodzina. Tu cierpiała jej rodzina. Tu ginęła jej rodzina. Tu jej nowa rodzina walczyła o wolność. Może ona czuła się jak produkt uboczny nowej rewolucji, ale nie zamierzała się poddać. Choćby miała oddać życie za honor matki, ojca i brata, za złamane przez zdradę Javiera serce, chciała walczyć z niesprawiedliwością. Kto by się spodziewał, że z tak zepsutej narkomanki wyrośnie antysystemowiec z konstruktywnymi poglądami?
- Nie powiem, że na pewno nie zatoniesz, ale masz na to spore szanse. Jedno z nas musi utrzymać się na powierzchni tego bagna, nie?
Kolejny łyk whiskey. Kolejny papieros. I jeszcze jeden. Nie mogła zaprzeczać, że była pijana.
- Jack? Obijesz mordę temu ch*****? - zapytała, opierając twarz na dłoni. Nie myślała o tym na serio, ale w tej chwili ta opcja wydawała się jedynym sposobem na uleczenie jej zranionej dumy. Pomysł godny nawalonej dziewczynki oczywiście.
- I tonę, ale w morzu whiskey - wymamrotała, wypijając do dna kolejną szklankę. Nagle zrobiło jej się niewymownie smutno. Wstała więc z krzesła i chwiejnym krokiem przybliżyła się do przyjaciela. Już wyciągała dłonie, żeby go przytulić, ale przebłysk myślenia przypomniał jej, że chłopak nie będzie z tego zadowolony. Poklepała go więc niezdarnie po plecach i oparła się o stolik.
- Życzę Ci szczęścia, Jacky, wiesz o tym, prawda? - dodała trochę ciszej, wbijając wzrok w swoje dłonie. Nie była zazdrosna o jego małe szczęście, wiedziała, że cierpiał, stracił dziecko, odciął się od matki, omal nie stracił samej Rory. I to przez głupie żarty Loph, która teraz z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Dawno tego nie zrobiła. Alkohol pomógł tylko zwolnić hamulce, a dziewczyna bardzo potrzebowała teraz kogoś, komu na niej zależało.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 EmptyCzw Lip 23, 2015 8:01 pm

Wątek przeniesiony do retrospekcji.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Bar 'Spirit' - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Spirit'   Bar 'Spirit' - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Bar 'Spirit'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Klub 'Spirit'

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-