|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Opuszczona fabryka Pią Maj 03, 2013 6:26 pm | |
| Zespół budynków, w których za czasów prezydenta Snowa produkowano lekarstwa. Częściowo zniszczony w trakcie rebelii, dzisiaj jest całkowicie opuszczony i nie licząc mieszkańców Ziem Niczyich, szukających tu schronienia, nikt nie pojawia się na jego terenie. Magazyny z lekami zostały gruntownie wyczyszczone przez Strażników Pokoju, a resztki przywłaszczone przez włóczęgów i szabrowników. |
| | | Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Pon Lip 15, 2013 11:51 pm | |
| Dzięki za akcję, trochę za dużo trupów ale było ciekawie <3 Rei, już Ci się nie wcinam <3
//Wyjście X4
Connor wciąż trzymając Atenę za rękę wychodzi na światło dzienne, z dawno nieodczuwanym zadowoleniem, wręcz zachwytem oddychając świeżym powietrzem. - Widzisz, udało się. Mówiłem Ci, że się uda. Teraz tylko musimy zaczekać na Twojego tatę i wszystko się ułoży. - mówi z uśmiechem do Ateny, jednak po chwili przypomina sobie o jej ranie na głowie. Przydałaby się jakaś apteczka, zdecydowanie. Mam nadzieję, że May uda się szybko wrócić. Zaczynają krążyć po zbiorowisku opuszczonych budynków, aż w końcu Connorowi udaje się całkiem przypadkowo odnaleźć jedną z kanciap pod schodami, która służyła jemu i jego złodziejskiej szajce jako przechowalnia skradzionych łupów. Wyciąga klucz z pobliskiego rowu i otwiera skrzypiące drzwi, zapraszając Atenę do nieco zakurzonego, ale i tak o niebo czystszego od kanałów miejsca. Oby tylko May udało się nas znaleźć. Znajdzie, na pewno znajdzie, nie ma innej możliwości. Zna te okolice jeszcze lepiej ode mnie. Dopiero w tym momencie uświadamia sobie, jak bardzo jest głodny i jak głodna zapewne musi być też Atena. Jednak jako że nie mają przy sobie nic do jedzenia, będą musieli zaczekać na pomoc z zewnątrz. Niech oni się trochę pośpieszą... |
| | | Wiek : 12 lat Zawód : Trybutka
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Pon Lip 15, 2013 11:57 pm | |
| Uśmiechnęła się, choć go nie widziała. Trochę jej to poprawiło humor. Przytuliła się do jego pleców i pocałowała go delikatnie w policzek. Ciężko sobie wyobrazić jaką ulgę poczuła gdy byli już na zewnątrz. Ale bała się wyjścia z tuneli. Co jeśli wyjdą na samiuśkim środku KOLCa, wprost pod nogi Strażników? Aż jej ciarki przebiegły po plecach. Dlatego ociągnęła się z pobiegnięciem za bratem. Przytuliła się do ściany i niepewnie stąpała krok za krokiem. Ciężko się było jednak opierać silniejszemu chłopcu (matko jak to zabrzmiało) . Obserwowała Connora nie potrafiąc zacząć się cieszyć. - Skąd May będzie wiedziała, że tu jesteśmy? A jeśli nie uda się mojemu tacie przejść przez tunele? On jest chory... - ogarniała ją panika. Powinna była być spokojna a zamiast tego panikowała. Na domiar złego w jakiejś kałuży zauważyła swoje odbicie... krew. W głowie jej się zakręciło i musiała usiąść na ziemi, żeby nie upaść. Była głodna i zmarznięta. Ale żyła. - Dziękuję, że mi pomogłeś. - zreflektowała się po chwili. - Gdyby nie Ty to pewnie teraz robiłabym z siebie pośmiewisko na szkoleniu trybutów. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 1:49 pm | |
| // Emerald Park
Nie rozumiałem jego rozbawienia, być może zbyt zajęty własnymi przemyśleniami. Cholera, dlaczego w ogóle do niego podszedłem? Dlaczego nie mogłem napatrzeć się na niego z daleka, widząc, że jest cały i zdrowy? Kilka razy udało mi się tego dokonać w KOLCu, jeśli tylko udało mi się tam wymknąć. Obiecałem sobie, że prędzej skoczę z mostu i dam się sponiewierać wodzie niż zaprzestanę pomocy tym biednym ludziom. Słowo. Czy to nie straszne, że tak gwałtownie zamieniliśmy sie miejscami? My, tyle lat męczeni pod ziemią lub na ziemi pracą i smutkiem wywołanym Igrzyskami, teraz byliśmy okrutnymi bogaczami, którzy z własnej woli te Igrzyska inicjują. Wszystko to zakrawa na idiotyzm, o którym chętnie bym wszystkich poinformował. Kiedyś zagrałem na jednym ze swoich koncertów Etiudę Rewolucyjną op. 10 nr 12 c-moll. Można mi wierzyć, że wkładałem w ten utwór cały swój ból związany z tą wojną. Grając ostatnie takty, kiedy ręce wyuczone odpowiednich ruchów nie potrzebowały by na nie zerkać, rzuciłem spojrzenie na widownię. Czy zdajesz sobie sprawę jak wielką złość wywołało u mnie przyjęcie tej muzyki? Proszę nie myśleć, że nikt nie zwrócił uwagi ani na piękno dźwięków, ani na moje umiejętności techniczne. Prawdziwe oburzenie wzbudził u mnie fakt, że wszyscy ci znawcy muzyki wydawali się tak bardzo przejęci moim recitalem, ach, jakże przeżywali, jakie emocje! Fryderyk Chopin, którego zawsze podziwiałem, kiedy skomponował ten utwór, myślał o powstaniu listopadowym w ... Polonii? Pol... Polsce, już sobie przypominam. Odwoływało się to do wojny, która przecież wzbudza takie poruszenie. Dlaczego, cholera jasna, jej nie zaprzestaną? Z uśmiechem wstałem od fortepaniu i skłoniłem się nisko, a tłum zaczął oklaskiwać tego młodego dżentelmena, który przed chwilą swoją grą wyrzucił im wszystko, co miał do powiedzenia w sprawie ich postępowania. Boskie dźwięki dla kogoś, kto oklaskiwań oczekuje.
Mówiąc o tym mam na myśli wciąż istotę wojny, której ofiarą stał się nawet mój ukochany, przy którego boku szedłem, chcąc jednak pozostawać wciąż w tyle. Dziękowałem w duchu, że nie drążył tematu i zgodził się naszą poważną rozmowę odłożyć na potem. W myślach zacząłem układać już całą mowę, którą pragnąłem mu przekazać. Rufus Frobisher, młody kompozytor oraz kretyn, którego elokwencja ucieka w najmniej oczekiwanych momentach. I choć le Brun stwierdził, że dziewczyna nie żyje, miałem wrażenie, że kłamie. Le Brun, po co miałbyś się tu włóczyć gdybyś nie wierzył, że Twoja siostra przeżyła? Ty tumanie! To nie ma sensu! Jednak przemilczałem to, po prostu idąc przed siebie.
Docieraliśmy na obrzeża, rozglądając się na wszystkie strony. Milczałem, chcąc nasłuchiwać. A jednak prócz osobliwych, choć nic nie znaczących dźwięków nie słyszałem nic, co mogłoby zwrócić moją uwagę. Nie opuszczałem Mathiasa na krok, naiwnie idąc w każde miejsce, w które i on chciał iść.
– Gdzie może być? – zapytałem, a wtedy zaprowadził mnie w miejsce, które kojarzyłem jak przez mgłę. Choć nie znaleźliśmy tam Katy, natknęliśmy się na dwójkę innych dzieci, na widok których moje oczy rozszerzyły się nieznacznie.
– Nic wam nie jest? – zapytałem. – Co wy tu robicie? – dodałem zaraz. – Connor, wszystko w porządku? – spojrzałem na chłopaka, wzdychając ciężko. Nietrudno wyobrazić sobie można moje zdenerwowanie! Czułem się tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz pojawiłem się w Kapitolu – a proszę mi wierzyć, że strach przed zdemaskowaniem nie należał do najprzyjemniejszych.
Ostatnio zmieniony przez Rufus Frobisher dnia Wto Lip 16, 2013 3:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 2:04 pm | |
| Khem, zabrzmiało pięknie xD
Buziak w policzek był dosyć nieoczekiwany, jednak poprawia Hendersonowi nastrój na następne kilkanaście minut. Jednak naprawdę było warto. Słysząc obawy dziewczynki jedynie uśmiecha się pogodnie, próbując jej pokazać że nie ma się o co martwić. - Znajdzie nas, nie takie rzeczy udawało jej się robić. Znam ją od kilku lat i możesz mi wierzyć, że jest sprytniejsza od wielu dorosłych. Nie sądzę, żeby prowadziła Twojego tatę kanałami, raczej pokaże mu jakąś inną drogę. Nie przejmuj się, niedługo już wszyscy będziemy bezpieczni. Przynajmniej musimy w to wierzyć. - Nie ma za co, naprawdę, zresztą w pociągu obiecałem że Cię nie zostawię, gdybym uciekł sam byłbym najgorszą świnią. - odpowiada nieco speszony i nagle słyszy czyjeś szybkie kroki. Cholera, strażnicy! - Atena, chowaj się do tamtej szafki, szybko. - szepcze chłopak, a zaledwie moment później drzwi otwierają się ze skrzypnięciem. Henderson staje w progu, blokując dostęp do swej towarzyszki, jednak ku swojemu zdumieniu zamiast strażnika dostrzega starego znajomego, który czasami oferował mu swoją pomoc. Rufus? A jego skąd tutaj przywiało? - Nic Wam nie jest? Co Wy tu robicie? Connor, wszystko w porządku? - Hm, opalamy się? - odpowiada zbieg bezczelnie na to dosyć idiotyczne pytanie, jednak nie da się ukryć, że cieszy się z pojawienia starego znajomego. - A tak na serio, to jak zapewne możesz się domyślić, jesteśmy ściganymi uciekinierami ze wspaniałej parady Trybutów. Lepsze byłoby pytanie, co Ty tu robisz, jakoś nie wyobrażam sobie konieczności dla której miałbyś tutaj przyjść. Czy wszystko w porządku... Nie do końca, ale najważniejsze że udało nam się przeżyć. Po chwili przypomina sobie o obecności Ateny i przedstawia ją znajomemu. - Atena, Rufus, mój stary znajomy. Rufus, Atena, tej panienki chyba przedstawiać nie muszę. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 4:04 pm | |
| Katy na pewno żyje. Ale niedługo umrze. To pewne. Jakiś głosik podpowiadał Mathiasowi, że nie uciekła, została na rydwanie i pozwoliła się odprowadzić do Ośrodka. Nie rozumiał, dlaczego. On walczyłby, zrobiłby wszystko, aby w końcu się stamtąd wydostać. Nie, nie, nie, po pierwsze i na samym wstępie na pewno planowałby wygrać i to bez żadnych wątpliwości. Gdyby teraz trafił na arenę, czułby się tam jak w domu, może rzec, niczym na ulicach Kapitolu, gdzie każdy nieostrożny krok kończył się tragicznie. W końcu mógłby się wyżyć emocjonalnie, dać upust wszystkiemu, co drzemało w nim od samego początku. Nie był psychopatą, nigdy, nie był mordercą, po prostu nieszczęśliwym dzieckiem, które szukało jakiegoś celu. I znalazło. Gdyby teraz miał możliwość cofnięcia czasu, zapewne zmieniłby kilka rzeczy, ale na pewno nie to, co go ukształtowało. Rodzina: matka prostytutka i ćpunka oraz ojciec morderca z problemami psychicznymi, do tego młodsza siostra, którą wbrew wszystkiemu należy kochać. I jak już ktoś mu kiedyś powiedział, że jeśli się już kogoś kocha to do woli i najmocniej. Od czasów Rebelii nie był tak daleko poza KOLCem, dlatego trudno było mu się w pewnym momencie zorientować, którędy iść. Kilka razy zboczył z trasy i trafił na ulicę, którą ledwo znał, choć wciąż kojarzył. Budynki były podniszczone, a sklepy oraz lokale, które kiedyś były symbolem danej ulicy zniknęły, pozostały jedynie ruiny, słabo zaludnione i puste od Strażników. Przez krótką chwilę le Brun zapragnął uciec z Kwartału, nawet tam nie wracać, po prostu tu zostać. Zapewne był uważany za zmarłego, może nawet w jego papierach znajduje się już data zgonu. Kto więc by go szukał? Może niektórzy mieszkańcy, tacy jak Frans czy Fred, może Michelle tęskniłaby za nim. Ale pytanie - czy on pamiętałby o nich? Przecież tak słabo się przywiązywał, unikał zobowiązał on raz przy każdej okazji oraz ekstremalnej chwili potrafił zostawić druha w potrzebie. Być może dlatego, że wcześniej nie tyle co zbliżył, jak zżył się z pewnymi osobami. Mieszkał kilka razy z Zanem, ale nie przepadali za sobą, a teraz dzieląc dach z Alfonsem i jego gromadką, czuł się jak w rodzinie. Momentami. Były kobiety, bywały bezczelne i chamskie, ale je uwielbiał, często razem popijali, śmiali się i wciągali. Nie był pewien, czy chce odejść. Kapitol wydawał się bliski choć daleki, a wspomnienia z chwil spędzonych na tych ulicach sprzed kilku miesięcy były przysłonięte mgłą. Może dlatego, że wiele rzeczy wydarzyło się do tej pory, zrozumiał niektóre kwestie i postanowił sprostować niektóre winy. I tu nie chodzi tylko o spłacenie długu czy powinności, a po prostu chęć zrobienia czegoś z samego siebie. Nie był jej nic winien, nie musiał nawet się martwić o Ashe, bo już raz uratował jej skórę, a że ona potem mu pomogła to całkiem inna kwestia. Choć tak naprawdę przybycie Fransa nie wpłynęło ani trochę na uwolnienie Mathiasa, który tylko sobie zawdzięcza brawurową ucieczkę zsypem na śmieci i w stroju Strażnika. Co innego Sigyn. Rebeliantka. Wiedział, że przy kolejnym spotkaniu przeprosiłby ją, na pewno. Ale czy jeszcze kiedykolwiek będzie mieć ku temu okazję? Jeśli jednak natknął się na Froba, to czy i to nie jest możliwe? Mathias rozglądał się po okolicy, lustrował fabrykę wzrokiem szukając śladu Katy i kiedy doszedł od wniosku, że i tu jej nie ma, zaklął ponownie w duchu i rzucił do Froba: -Nie ma jej... - usłyszał głosy i bez słowa przemknął kilkoma korytarzami stając koło mężczyzny. Przez moment miał wrażenie, że zamiast Ateny na podłodze siedzi Katy, ale nie mógł mieć takiego szczęścia - Co za chujnia - skwitował krótko spoglądając na Connora tak, jakby ten przed chwilą zamordował mu siostrę. Została w Ośrodku. Mówili o nich, na pewno. Jaki jednak sens był w tym, aby denerwować się na dwójkę dzieciaków, które ledwo ocalały przed rzezią? Zwłaszcza, że jednego znał i gdyby nie okoliczności, zapewne ucieszyłby się na jego widok z mniejszym lub większym stopniu. -Niech zgadnę, że potrzebujecie pomocy - stwierdził z zsunął plecak z ramion. Nie miał nic do stracenia. Podszedł do Ateny i ukląkł przy niej uznając, że dziewczynce powinien pomóc jako pierwszej - Jestem Mathias, ale mów mi Mathy... umiesz mówić, prawda? - uśmiechnął się do niej, swoim zdaniem, uprzejmie, ale na jego twarzy chyba wciąż odbijał się zawód. Chłopak wyjął z plecaka apteczkę i ją otworzył zwracając się do Connora - Co jej konkretnie jest? - spytał dla pewności, choć nie miał większych wątpliwości. |
| | | Wiek : 12 lat Zawód : Trybutka
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 9:20 pm | |
| ale się Was namnożyło
Kolejne minuty prawie przyprawiły Atenę o zawał. Z pewnością byłaby najmłodszym człowiekiem w historii który umarł na atak serca. No ale cóż... zdążyła się zrelaksować po słowach Connora i nagle kazał jej się schować. Nie zdążyła kiedy ktoś obcy... Nie! Dwóch obcych weszło do środka. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Connor ich zna i chyba im ufa. A skoro on im ufał, to jej nie pozostawało nic innego, jak też zaufać i się odprężyć. Popatrzyła zaskoczona na Mathiasa. Jego pytanie zbiło ją z tropu... zachciało jej się śmiać, ale się opanowała, bo dziewczynki dobrze wychowane, a do takich należała, nie śmiały się z byle powodu. - Umiem mówić. I to dość dobrze. Mam dwanaście lat proszę pana, nie trzy. Miło mi panów poznać. Jestem Atena Sky. - uśmiechnęła się miło. - Uderzyłam się w głowę. - trochę ją irytowało to, że mężczyzna traktuje ją z góry. Nie była małym dzieckiem... w sumie była już nastolatką, na samym początku nastoletniego życia, ale jednak nastolatką. Niedługo pewnie się po raz pierwszy zakocha, przeżyje pierwszy pocałunek itd. O ile dożyje. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 10:23 pm | |
| Znowu żałowałem, że tak bezsensownie postawiłem się Petrusowi, nie chcąc oglądać z nim Parady. Być może wówczas dowiedziałbym się o tym co stało się z tymi dzieciakami wcześniej. Jednakże równie szybko, jak podobne myśli mnie naszły, tak szybko odeszły – warto bowiem zauważyć, że gdybym się o tym dowiedział, najpewniej ruszyłbym na pomoc jak najszybciej, wówczas nie spotkał Mathiasa, a także nie trafił tutaj. Przyłapałem się także na tym, że myślę za dużo, co utrudnia mi prędkie działanie. Nie mogłem wprost powstrzymać uśmiechu, słysząc tej bezczelnej wręcz odpowiedzi chłopca. Mathiasowi rzuciłem tylko karcące spojrzenie, mając ochotę skorygować jego wypowiedź aby stała się bardziej kulturalna. Powstrzymałem się jednak, przenosząc znów wzrok na Connora.
– Nie oglądałem Parady i nie wiedziałem o uciekinierach. – odpowiedziałem spokojnie, choć moje emocje nie przestawały szaleć we mnie wewnątrz. Kiedy nawiązał do tego, jak znalazłem się w tym obskurnym i nieprzyjemnym miejscu, zupełnie odruchowo rzuciłem spojrzenie Mathiasowi, na którego widok znowu lekko się uśmiechnąłem. – Powiedzmy, że przyszedłem komuś na pomoc, hm? – przeniosłem wzrok na Connora, a następnie jego towarzyszkę, którą odruchowo zmierzyłem spojrzeniem.
– Mów mi Frobisher, przywykłem do mówienia po nazwisku, młoda damo. – powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać od tego ciekawego, moim zdaniem zwrotu. Ponownie rzuciłem Mathiasowi spojrzenie kiedy ten zapytał Ateny czy umie mówić – rozbawione jednak, bo nie wyglądała na dziewczynkę, która tej umiejętności była pozbawiona. Westchnąwszy, kucnąłem i oparłem się o pierwszą lepszą ścianę.
– Jakie mieliście plany, Connor? – zapytałem, nie wątpiąc, że jednak wiedzieli, co chcąc począć dalej. Zrozumiałbym też jednak gdyby porwali się na ucieczkę bez konkretnych zamiarów.
|
| | | Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Wto Lip 16, 2013 10:57 pm | |
| Zauważając Mathiasa wchodzącego do pomieszczenia, Connor nie może powstrzymać uśmiechuu, chociaż z drugiej strony wydaje mu się nieco dziwne, że dwójka jego znajomych znajduje się w tym samym, dosyć nietypowym miejscu w tym samym czasie. Kto by pomyślał, że Śledź wciąż będzie się zapuszczał w te okolice... Tak właściwie, to ciekawe po co się tu znalazł. Ach tak, Katy... Zupełnie wyleciało mi z głowy, że jesgo siostrę też wylosowano do Igrzysk. - Przepraszam, że o niej nie pomyślałem, nie było już czasu. Wiem, że to słaba wymówka, zwłaszcza że teraz mi pomagasz, ale czasu już nie cofnę. - kończy czymś co miało być przepraszającym uśmiechem, ale wyszedł z tego jedynie niewyraźny grymas zbitego szczeniaka. My jesteśmy wolni, a jego siostra za zaledwie kilka dni umrze na arenie... Jestem idiotą, dlaczego nie zabrałem jej razem z nami? - Jakie mieliście plany, Connor? Plany? A jakie plany może mieć ktoś, kto bez jakiegokolwiek udziału rozsądku porywa dwunastolatkę z rydwanu i zaciąga ją w najgorsze miejsce świata? - Connor lekko marszczy brwi, jednak po chwili odpowiada na pytanie. - Zwiać z parady, nie dać się złapać strażnikom i znaleźć się jak najdalej od ośrodka. Ach, i jeszcze przetrwać jakieś kilkanaście najbliższych dni. Ta decyzja była spontaniczna, skorzystałem z okazji i przedostaliśmy się kanałami aż tutaj. Zdecydowanie nie polecam, mało przyjemne miejsce, ale przynajmniej dobrze, że udało nam się przetrwać. I dobrze, że Wam się udało nas znaleźć, nie spodziewałem się żadnej pomocy, a już na pewno nie tak szybko. Jednak los czy cokolwiek innego nam sprzyja. - mówi z wdzięcznością, po czym zwraca się do Ateny - Wszystko co najgorsze za nami, teraz już nic nam nie grozi. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sro Lip 17, 2013 3:07 pm | |
| Nie był na niego zły, może tylko nieco zirytowany, że Katy nie była na tyle spostrzegawcza, aby zorientować się, że coś jest nie tak. Nawet nie przeszło mu przez myśl to, że mogła próbować ale jej się nie udało. A nawet jeśli tak było, to uczył ją takich rzeczy, które na pewno przydałyby się w ucieczce. Teraz jednak było już po wszystkim i nie mógł ciągle obwiniać siebie za to, że nie udało mu się jej wychować i odpowiednio nią zaopiekować. A najgorsze dla niego było to, że tamtego feralnego dnia nie poszedł z nią na Dożynki. Wówczas ominęłyby go niechciane kłopoty i przy okazji chociaż pożegnałby się z nią i dał kilka dobrych rad, które na pewno przydałyby się jej na arenie. Dalej wierzył w to, że mogłaby wygrać, ale pozostawało pytanie - czy chciała? I w jaki sposób? Miała czternaście lat i jej zadaniem było konkurowanie z takimi chłopakami jak Booker. Swoją drogą... Jeśli ktoś miałby wygrać, miał nadzieję, że nie będzie to ktoś kogo zna, bo wówczas miałby opory przed rozerwaniem "szczęśliwca" na strzępy. Może nie...? W imię siostry. Swoją drogą pomoc dziewczynce zwanej Ateną sprawiała mu pewną przyjemność. Przypominała mu okres, kiedy to jego młodsza siostra miała dwanaście lat i on, także przy niej klęcząc, zajmował się jej obrażeniami. Ale Katy była małym złośliwcem. Wyklinała go i kopała lub szczypała, kiedy zabolało. Natomiast jego obecny pacjent wydawał się o wiele bardziej łagodniejszy i milczy, mała bezradna owieczka i zapewne to nie ona wpadła na pomysł z ucieczką. Inicjatorem całej wyprawy był Connor. -Ktoś jeszcze zbiegł? - spytał się otwarcie, choć miał ochotę dodać "...oprócz Katy oczywiście.", ale te słowa zbyt wiele by go kosztowały. Wymienienie jej imienia byłoby w tym przypadku i na tą chwilę zbyt wielkim wyzwaniem, bo zapewne Mathias od razu wpadłby w szał. I chyba nie miał mu za złe, Connor ratował siebie i nie miał obowiązku zajmować się czyjąś siostrą, nawet kogoś z kim bardzo dobrze się zna. Doktor Le Brun (drżyjcie narody) dotknął delikatnie głowy dziewczynki w miejscu, które się uderzyła. Poczuł pod palcami lepką maź i zrozumiał, że miał do czynienia z krwią. Kiedy jednak spojrzał na ranę okazało się, że to było tylko pęknięcie skóry i bardziej zaniepokoił go rozległy siniak. W tym przypadku mógł zrobić niewiele, więc oczyścił ranę, aby nie wdało się zakażenie następnie przykładając gazę zakleił ją plastrem. -Pamiętasz, jak mówiłem, że mam na imię Mathias? -spytał łagodnie próbując odwrócić jej uwagę od głębokiego rozcięcia na kolanie. Uśmiechnął się nawet do niej zabierając się za dezynfekcję rany -Będzie boleć - dodał chwilę przed przemywaniem rozcięcia wacikiem, po chwili jednak kontynuował - Dlatego tak mnie nazywaj, dobrze? - nie patrzył na jej kolano na którym już pojawił się właściwy opatrunek - Jesteś naprawdę odważna, ale nie bój żaby, to już prawie koniec - próbował być miły, milszy nawet niż w stosunku do Katy. Tym razem musiał zachowywać się inaczej, to nie była tą twarda dziewczyna, to była mała zagubiona dziewczynka. Kiedy zajął się wszystkimi zadrapaniami, podszedł do Connora. Pospiesznie obejrzał ranę na jego głowie i mruknął - Kiepsko, co? Chyba będę musiał was nawiedzić kiedyś wizytą kontrolną. Ale mogło być gorzej... Szliście podziemnymi tunelami? - powtórzył całą czynność i na samym szarym końcu stwierdził - Śmierdzicie. W czym wyście się tarzali?
|
| | | Wiek : 12 lat Zawód : Trybutka
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Czw Lip 18, 2013 1:48 am | |
| Będzie słabo i nie wiem czy Mathias jest jeszcze z nami czy już nie
Była kompletnie zdezorientowana. Obcy faceci rozmawiający z Connorem na niezrozumiałe, nieznane jej tematy. O kim Connor nie pomyślał. Nawet nie miała siły się nad tym zastanowić. Chciała pójść spać. Była zmęczona, głodna, zziębnięta. Do tego wszystko ją bolało. Miała ochotę uświadomić Connora, że wcale nie jest tak, że im nic nie grozi. Groziło im wszystko. I zaczynała odnosić wrażenie, że tylko ona sobie z tego zdaje sprawę. Mathias zajął się jej raną. Wolała nie patrzeć na to co robił. Wystarczyło jej, że czuła zapach krwi. Nuciła sobie pod nosem jakąś piosenkę, żeby tylko nie myśleć o tej czerwonej cieczy. - Raczej nie jestem odważna, panie Mathiasie. Odważny jest Connor. - stwierdziła. - Nie wiem co to znaczy boić żabę. W czym się tarzali... - Proszę lepiej nie pytać, bo odpowiedź brzmi we wszystkim... dosłownie. - ściągnęła brwi i skrzywiła się na samo wspomnienie. Wstała z ziemi i podeszła do Connora. - Mogłabym pójść spać? Chociaż na chwilę... - zapytała przybranego brata. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Czw Lip 18, 2013 9:37 am | |
| Przyglądałem się Connorowi, kiedy ten przepraszał, a potem przeniosłem wzrok na Mathiasa, chcąc widzieć jego reakcję. Pierwotny strach, jaki ogarnął mnie na jego widok już minął, miło rzec, choć wciąż nie potrafiłem być w jego obecności naprawdę swobodny. Moja wyobraźnia w całym swym okrucieństwie i bezwstydzie momentalnie przypomniała mi ból po stracie Evangeliny. Smutna to była scena i przywodziła mi na myśl popularną Sonatę Księżycową numer 14 cis-moll op. 27 nr 2 znaną także jako "Sonata quasi una fantasia”. Była pierwszym utworem, jaki nasunął mi się na myśl i – bogu dzięki! – że nie było to requiem d-moll W.A.Mozarta, bo zacząłbym się obawiać sam siebie. Z bólem tym przyglądałem się jeszcze chwilę chłopakowi, następnie całą swą jakże cenną uwagę poświęcając Connorowi.
Być może wyszedłem na głupca, zadając podobne pytanie, ale proszę zrozumieć, sądziłem, że nie robili wszystkiego tak spontanicznie, a ja i Mathias nie jesteśmy jedynymi istnymi aniołami w tej pełnej grozy chwili. Mam na myśli oczywiście pomoc ratowniczą, bowiem sam zacząłem się już zastanawiać nad sposobem, w jaki Connor i Atena mieliby dalej sobie radzić. Samemu zapewne daleko nie zajdą, a przynajmniej nie jako „oni”. Nieświadomie wbiłem wzrok w dziewczynkę, jakby chcąc wyłapać melodię z jej ust. Och, muzyka zawsze mnie dekoncentruje. Słowa, jakie skierował do dziewczynki były wielce urocze, choć wydały mi się dosyć naiwne. Niebezpieczeństwo wciąż istniało, niestety, dla nas wszystkich.
– „Nie bać żaby” znaczy tyle ile „Nie bój się”. Tudzież że masz się nie bać żaby. Osobiście uważam, że chodzi o to pierwsze. – odpowiedziałem od niechcenia w lekkim zamyśleniu, za chwilę spoglądając znowu na le Bruna niemal spłoszonym spojrzeniem. A tak w ogóle, dziękowałem w duchu, że nie zainteresował go fakt mojej znajomości z Connorem. Moje wyrzuty sumienia wystarczająco mnie sponiewierają i nie potrzebuję dodatkowych bodźców, będących równie bolesnych jak dźwięk bezczelnie gwałconych skrzypiec.
– Nie możecie tu zostać. – Powiedziałem błyskotliwie, pokrzywdzony przez bezsens wypowiedzianych słów, a raczej ich oczywistość. – Wy jako wy na pewno nie zajdziecie daleko. Musielibyście mieć nową tożsamo... – urwałem, patrząc przed siebie i opierając głowę na ścianie. Zaraz potem wstałem szybko jak oparzony, patrząc przez ramię na – niestety brudne przez moją nieuwagę – plecy. – Szlag. – warknąłem pod nosem. Proszę nie myśleć, że martwił mnie fakt brudnego płaszcza. Bardziej zatrważająca była myśl o pytaniach Petrusa czemu wyglądam jak świnia. Brud był niczym w porównaniu z zagrożeniem. Te dzieciaki najwyraźniej doskonale o tym wiedziały.
Ostatnio zmieniony przez Rufus Frobisher dnia Czw Lip 18, 2013 5:34 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Czw Lip 18, 2013 10:47 am | |
| Wybaczcie, że tak krótko ;_;
- Ktoś jeszcze zbiegł? - Connor wzrusza ramionami. - Szczerze mówiąc nie wiem, nie zwróciłem uwagi czy komuś jeszcze udało się przedostać przez ten durny tłum. Po pytaniu zadanym przez Mathiasa wywraca oczami i się odgryza. - Nie, urządziliśmy sobie radosny pochód przez miasto, w kostiumach z wcale nie rzucającymi się w oczy skrzydłami. Tak, szliśmy kanałami, zdecydowanie tego nie polecam. Dzięki za komplement, Ty też pięknie pachniesz. A dużo lepsze byłoby pytanie, w czym myśmy się nie tarzali. Tam było wszystko. - urywa i spogląda na Atenę. Szlag, mogłem powściągnąć język, teraz sobie o wszystkim przypomni. ...już przypomniała. - Nie możecie tu zostać. Wy jako wy na pewno nie zajdziecie daleko. Musielibyście mieć nową tożsamo... - Odkrycie stulecia. - Connor kwituje jakże błyskotliwy tekst Frobishera podirytowanym parsknięciem - Tylko kto mógłby nam ją załatwić? Raczej zbiegła z KOLC-a dwójka dzieciaków nie ma aż tak szerokiego grona znajomych. Zresztą zawsze istnieje ryzyko, że ktoś zechce nas wydać. A żadne miejsce nie chroni nas w 100% przed strażnikami, tutaj przynajmniej mamy gdzie spać. Chyba że macie dla nas jakąś lepszą propozycję? - pyta z powątpiewaniem, po czym odwraca się w stronę Ateny i lekko kiwa głową. - Możesz, ale gdyby coś się działo będziemy musieli Cię obudzić. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Czw Lip 18, 2013 11:46 am | |
| Atena zachwiała się, a zmęczenie sprawiło, że nie potrafiła z powrotem złapać równowagi. Przewróciła się, rozbijając sobie głowę. Kto wie, jak groźnie i jakie poniesie to za sobą skutki? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sob Lip 20, 2013 12:52 am | |
| Uprzejmie i lojalnie ostrzegam, że jeśli w ciągu dwóch następnych rzeczywistych dób nie zostaną podjęte żadne działania, mające na celu udzielenie pomocy Atenie, obrażenia mogą okazać się znacznie poważniejsze, niż były na początku.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sob Lip 20, 2013 1:22 am | |
| Mathias być całkowicie pochłonięty Connorem, więc nawet nie słuchał wymiany zdań na jakikolwiek sposób by się nie toczyła. Oczywistym faktem było to, że nie wiedział o, z pewnością będących dla niego objawem dziwactwa, spojrzeniach Froba. To dobrze, bo wówczas zapewne jeszcze bardziej wystraszyłby się chłopaka i szybciej niż prędko zwinąłby żagle i zostawił tę dwójkę samym sobie. Tymczasem pokornie zajmował się ranami chłopaka, zarówno tymi na rękach jak i na głowie, z czym zresztą niewiele mógł zdziałać, bo był tylko słabo doświadczonym dzieciakiem potrafiącym samemu zszywać sobie rany oraz nastawiać palce, nic więcej. Nawet resuscytacja oddechowa mu nie szła, bo nigdy... nie próbował. Jakby mu to było potrzebne, w cholerę. Ale to le Brun, on się uczy na własnych błędach, nigdy na niczyich i podejrzewam, że gdyby przytrafiło mu się coś przykrego w związku z uduszeniem siostry lub czymś podobnym - wtedy dopiero dołożyłby starań, aby zdobyć potrzebną wiedzę. Taki był, właśnie, lekkomyślny, żyjący chwilą, bo, czego został nauczony przez życie, ta dobra chwila zawsze może się skończyć. Co z tego, że teraz było więcej złego niż lepszego, co z tego...! Dalej się toczy, będzie dobrze, potem na pewno, kiedyś. Tak, to naiwne, iście dziecięce spojrzenie na świat, ale kto by rzekł, że ten chłopak kiedyś do końca wydoroślał, a nie stanął na etapie dojrzewania, skłamałby. Wciąż się uczył, nabierał doświadczeń, czasem lepszych, a innym razem gorszych i choć miał już dwadzieścia dwa lata, to na ojca, dobrego odpowiedzialnego męża w życiu by się nie nadawał. Nie spełniłby się w tej roli nawet za pieniądze. Ba, powiem wam nawet, że gdyby teraz nie miał sprzątaczek, które polerowałyby jego pokój, to żyłby w brudzie oraz syfyliźmie albo, gdyby ktoś nie gotował mu obiadów (taki kochany Fred zwany Palem chociażby!), to... nie, nic by się nie zmieniło, bo oboje panów ma to do siebie, że niszczą wszystko na swojej drodze i bez obaw - gdyby Mathias zabrałby się za coś zwanego kuchenką, zapewne Violator dawno zjarałby się na czarno, a Frans zdążył utłuc biednego chłopaka do nieprzytomności lub... po prostu pomińmy sposoby, w którym biedny le Brun miałby skończyć swój żywot. Mathias uśmiechnął się słysząc odpowiedź chłopaka, bo doskonale znał ten zapach, a przynajmniej tak mu się wydawało. Co jak co, ale wielokroć trafiał do mieszkań, w których jacyś wpół już zjedzone przez robaki oraz szczury zwłoki leżały na łóżku lub siedziały na fotelu. Nic jednak nie powiedział na ten temat dochodząc do wniosku, że należy on od tych, których nie należy poruszać. Poza tym Connor miał dopiero czternaście lat, w jego wieku Mathias na widok trupa zapewne dostałby palpitacji serca na samo wspomnienie o swojej pierwszej ofierze. W tmy przypadku zachował się nader nieodpowiedzialnie, ale na tym chyba koniec. -Zaraz puszczę strzałkę do tej pizdy Coin, może załatwi wam jakiś apartament w swojej wiekopomnej willi - rzucił posyłając w kierunku chłopaka kwaśny uśmiech, podniósł się spoglądając na opatrzonego dzieciaka dochodząc do wniosku, że jest dumny ze swego dzieła - Wybacz - rozłożył ręce w bezradnym geście - mieszkam w burdelu, ćpam, rucham, sram i rzygam, tyle ode mnie, Nie mam nic więcej do zaoferowania. Mogę ci najwyżej spróbować dostarczyć kiedyś jedzenie lub ubrania - wzruszył ramionami i odłożył apteczkę na bok. Zamierzał ją tu zostawić, aby mogli z niej jeszcze skorzystać, chociaż tyle mógł zrobić. I w tym właśnie momencie Atena zachciała się i upadła. Mathias z początku zamarł przyglądając się ranie na głowie dziewczyny, a potem po prostu parsknął śmiechem. Nie wiedział, dlaczego go tak bardzo to rozbawiło, pewnie przerosła go cała ta sytuacja. On, poza KOLCem, z ranami postrzałowymi, wciąż dokuczającymi przy każdym ruchu, Connor i Atena, ledwo uciekli przed śmiercią, ledwo a ledwo, przemierzyli tunele, tarzali się w śmierdzących zwłokach i... Frob, ten Frob, który miał nie istnieć. Co oni tu robili? To jakiś żart? -To jest aż śmieszne- powiedział z mieszanką irytacji oraz rozbawienia w głosie, podszedł do dziewczyny spoglądając na jej twarz, a potem na ranę, wziął ją w ręce i rozłożył na swojej kurtce - Chyba będzie potrzebny lekarz. |
| | | Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sob Lip 20, 2013 9:26 am | |
| Zmiana narracji.
Na początkowe słowa Mathiasa reaguję ostrym śmiechem, po czym na moich wargach wykwita dosyć nieprzyjemny uśmieszek. - Marzenie, o takich luksusach to ja nigdy w życiu nie śniłem. Byłoby szkoda, jakby któregoś pięknego dnia ta jej rezydencja się spaliła, prawda? - Wybacz. Mieszkam w burdelu, ćpam, rucham, sram i rzygam, tyle ode mnie, Nie mam nic więcej do zaoferowania. Mogę ci najwyżej spróbować dostarczyć kiedyś jedzenie lub ubrania - Człowieku, opanuj się przy dziecku! - syczę - Jedzenie by się przydało, nie powiem, ale ubrania mamy. Właśnie, ubrania. Będę zaraz musiał przejrzeć to, co udało się zgromadzić May. Gdy podchodzę do rzuconego w kąt plecaka słyszę za sobą średnio głośny łoskot. Momentalnie odwracam się w tamtą stronę i przerażony podbiegam do nieprzytomnej Ateny, próbując nieudolnie sprawdzić co jej jest. Kiedy Mathias zaczyna się śmiać, w pierwszym odruchu mam ochotę najzwyczajniej w świecie wymasować mu twarz, jednak zaciskam zęby gdy dociera do mnie, że tak naprawdę próbuje pomóc dziewczynce. Pytanie tylko, czy przy użyciu dostępnych nam środków uda się jej pomóc... Klękam przy Atenie, z niepokojem wpatrując się w jej głowę. Niech ktoś ją uratuje, błagam, niech ktoś ją uratuje. Siostra, żyj... - Chyba będzie potrzebny lekarz. Spoglądam błagalnym wzrokiem na Frobishera, wiedząc że zapewne tylko on może znać kogoś, kto byłby w stanie pomóc Atenie. -Frob? |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Nie Lip 21, 2013 6:17 pm | |
| Dalsze kontemplacje nad losami tych dwojga - czy właściwie trojga jeśli wziąć pod uwagę, że Moja Przeszłość nieustannie wtrącała się w moje myśli - zajęły mnie kompletnie. Z zamyślenia tego wyrwały mnie dopiero słowa Mathiasa, przez które spojrzałem na niego z osobliwą mieszanką kpiny, rozbawienia i politowania, a przy tym irytacji. To nie było wcale zabawne, ale za to podsunęło mi pomysł. Oszczędziłem sobie także komentarz na temat samej Almy, który nasunął mi się dosyć niespodziewanie. Wszak znałem ją osobiście. Ponownie ogarnęły mnie niewyobrażalne wyrzuty sumienia jako jednego z jej współpracowników. Zadziwiające jakim stałem się zdrajcą w parę lat. Ciekawe po kim to mam, tak swoją drogą. Mamie, która wolała odpocząć po swoich pobytach w Kapitolu zamiast spędzić czas z synem czy po swoim kochanym ojczulku, który niemal zbił mnie po tym, jak dowiedział się o moich kapitolińskich znajomościach? Wyjątkowo nie mówię o Mathym.
Milczałem jeszcze chwilę, nie pozwalając sobie ni na słowo kiedy słuchałem tej jakże ciekawej wymiany zdań. Szczególnie interesującej przy tych pełnych - jak miałem wrażenie - goryczy słowach Mathiasa, które wstrząsnęły mną nieco. Spojrzałem na niego wzrokiem, którego sam nie potrafiłbym zidentyfikować. W sobie zaś poczułem ból i był to ból bardzo ciężki, a także irytację. Nie musiał tego mówić. Mógł chwilę zastanowić się nad swoimi słowami. Chociażby ze względu na Atenę, a nie na mnie. Tymczasem miałem ochotę dać mu w twarz albo przytulić. Wyciągnij z tego naukę. Gdyś zagubiony w emocjach, zajmij myśli czymś bardziej istotny, mówiąc sobie w duchu, abyś o emocjach pamiętał.
- Myślę, że już zrobiłeś co do ciebie należało. Możesz spokojnie wrócić do ćpania i ruchania. - powiedziałem spokojnie na tyle, na ile mi to wyszło. Nietrudno wytłumaczyć moje zdenerwowanie. Spróbowałem się jednak opanować, wyciągając z kieszeni telefon. W tym samym też momencie Atena upadła. Rzuciłem się ku dziewczynce krótko przed tym, jak zrobił to Connor. Kiedy Mathias zaczął się śmiać, spróbowałem nie zwracać na niego uwagi.
- Zaiste, przekomiczne. - odparłem, zdejmując z szyi chustkę. Obwiązałem nią głowę Ateny, uznając to za odpowiedni sposób na zatamowanie krwawienia czy też jakąkolwiek pomoc. - Poczekajcie chwilę. - mruknąłem niechętnie, odchodząc na bok. Zadzwoniłem wtedy do znajomej, prosząc ją o przybycie na określone miejsce. Po szybkiej wymianie zdań wróciłem i wziąłem Atenę na ręce z cichym stęknięciem. - Connor, idziemy. Zatrzymacie się u mojej przyjaciółki. Lekarz już tam jedzie, przynajmniej z tego co wiem. - odwróciłem się zaledwie na chwilę. - Nie sądzę abyś był dłużej nam potrzebny, Mathiasie. Do widzenia. - skłoniłem głowę i szedłem dalej, stawiając dość duże kroki. Łączyło sie to z dość dużym wysiłkiem fizycznym, któremu bałem się, że nie podołam. Przemykaliśmy się bocznymi uliczkami, bardzo rzadko stając na moment w nasłuchiwaniu bądź odpoczynku, którego wymagało ode mnie niesienie dziewczynki.
zt. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Nie Lut 15, 2015 10:41 pm | |
| / dzień po przesłuchaniu Nicky
Znacie ten motyw z filmów, kiedy główny bohater dostaje wiadomość od nieznanego adresata, który chce się z nim spotkać sam na sam, w jakimś odludnym miejscu? Tak właśnie czuła się Avery, zatrzymując samochód kawałek poza granicami dzielnicy wolnych obywateli - jakby grała byłego szpiega w jakiejś podrzędnej produkcji i właśnie wybierała się na spotkanie z grupą porywaczy, a od nawet najmniejszego jej kroku zależało życie kogoś ważnego. Stary motyw kina akcji, przepracowany już tyle razy, że każdy widz doskonale wiedział, jak się skończy. Niestety to właśnie odróżniało życie od filmu - nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć. Nie była jakoś szczególnie zdenerwowana, nie pierwszy raz przecież dostała podobną wiadomość, nie pierwszy też raz informator chciał spotkać się z nią osobiście czy nawet poza granicami zabudowań. Jednak do tej pory nikt nigdy nie mieszał w to jej siostry. Zupełnie nie rozumiała ostatniego zdania. Gwen od prawie trzech miesięcy była poszukiwana, a nawet jeśli by nie była, bez względu na sytuację już nigdy nie odczuwałaby wobec Avery ani krzty wdzięczności. Ich drogi rozeszły się dawno temu, a do tego żadnej z nich nie zależało na powrocie do dobrych relacji. Nawet podczas spontanicznych rozmów, które od czasu do czasu zdarzało im się przeprowadzać, nie kryły wzajemnej niechęci i czym prędzej je kończyły. Mimo to śledczej ciągle nasuwały się na myśl dwa pytania: kto wysłał wiadomość i czy ten ktoś utrzymywał jakikolwiek kontakt z jej młodszą siostrą? Jak wiadomo odpowiedź mogła uzyskać tylko w jeden sposób: musiała tam pojechać. Mimo że po przesłuchaniach miała pełno pracy, oczyściła biurko z wszelkich papierów (możliwe, że po tej rozmowie będzie ich jeszcze więcej, ale lubiła utrzymywać porządek w mieszkaniu), przebrała się, zabrała torebkę, kluczyki od auta i wyszła. Starała się prowadzić ostrożnie i spokojnie oraz nie wciskać zbyt mocno pedału gazu, ale nie panowała w pełni nad palcami, które same z każdą chwilą coraz bardziej zaciskały się na kierownicy. Wynikało to tylko i wyłącznie z tego, że nie lubiła sytuacji niejasnych, że denerwowała ją sprawa Vernon wydawająca rozwlekać się dosłownie we wszystkie możliwe strony i że ktoś obcy mieszał się w jej życie prywatne. W ogóle nie lubiła, gdy ktoś wtrącał się w jej życie, nie wspominając o odwoływaniu się do siostry, która chcąc nie chcąc, należała do rodziny. Rodziny, której już dawno nie było. Zdecydowała się zaparkować parę metrów przed wyznaczonym miejscem. Fabryka nie znajdowała się daleko od granicy z dzielnicą, więc nie przejmowała się aż tak bardzo pozostawionym samochodem. Miała nadzieję, że mieszkający na obrzeżach uciekinierzy nie są na tyle głupi, aby zbytnio zbliżać się do terenów, na których stacjonowali strażnicy. Pod sam cel też przecież nie mogła podjechać - nigdy nie wiadomo, kto kręci się w pobliżu, a szkoda byłoby wydawać całą wypłatę na naprawę pojazdu albo jeszcze gorzej - na kupno nowego. Chciała już wysiadać, jednak kiedy sięgała po torebkę leżącą na siedzeniu pasażera, przypomniała sobie o broni leżącej tuż obok niej. Spojrzała na nieduży pistolet z wyjętym magazynkiem, aż proszący, żeby załadować go amunicją. Czy zabranie go nie byłoby rozsądnym posunięciem? Mówiono jedynie o przyjściu samemu, ale jeśli nadawcą wiadomości był ktoś z Kolczatki? Może to pułapka, a ona nikomu nawet nie wspomniała, że udaje się po informacje do śledztwa. Czy było za późno, aby wysłać wiadomość chociaż do Blaise i powiadomić go o nowym informatorze? Błyskawicznie wybiła sobie tę myśl z głowy. Zaczynała dramatyzować, przejmować się, a przecież miało to być zwykłe spotkanie dotyczące jedynie morderstwa. Wygłupiłaby się, gdyby potraktowała je inaczej. Tym dopiskiem ktoś zapewne pragnął zagwarantować sobie, że Avery na pewno zjawi się w umówionym miejscu, próbował zaciekawić ją, a nie rozzłościć. Oparła czoło o chłodną od deszczu szybę samochodową i przez moment siedziała tak z zamkniętymi oczami, próbując odpędzić od siebie wszelkie skojarzenia, które przychodziły jej na myśl. Najwidoczniej za dużo czasu spędziła wśród dokumentów, doszukując się w nic nie wiadomo czego (przeczytała je tyle razy, że potrafiłaby powiązać z zabójstwem nawet Adlera). No i oczywiście, widziała stanowczo zbyt wiele filmów. Ostatecznie schowała przedmiot do torebki, ale na razie nie załadowała go. Wysiadła wprost na deszcz zacinający z taką siłą, że musiała zapiąć płaszcz, szczelniej owinąć się szalem i schować zimne dłonie do kieszeni. Niestety ani o kapturze ani o parasolu nie pomyślała, więc już po kilku minutach mokre włosy zaczęły przyklejać się do twarzy oraz ubrania. Starała się nie zwracać na nie uwagi, szła przed siebie, kierując się prosto do fabryki majaczącej w oddali. Dotarcie do niej zajęło jej niecałe pięć minut, ale miała wrażenie, że szła ponad godzinę. Prochowiec robił się coraz bardziej wilgotny i nie pomagał w utrzymywaniu ciepła. Z ulgą powitała pierwszy suchy, osłonięty przed kroplami fragment ziemi. Weszła do środka, ale zdecydowała się nie robić kolejnych kroków. Wnętrze nie należało do najjaśniejszych i nie liczyła, że dalej działa tu oświetlenie. Skrzyżowała ramiona na piersi, rozglądając się dookoła, lecz nie dostrzegała żadnego ruchu. Jedynie cisza otaczająca ją ze wszystkich stron. Westchnęła, po czym wyjęła z torebki papierosa oraz zapalniczkę. Nie zamierzała czekać wieczność, ale z drugiej strony nie chciała też stać tam bezczynnie, próbując wyłapać jakikolwiek odgłos i nie zwariować przy tym.
Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Nie Lut 22, 2015 1:40 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : ścigany Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów Obrażenia : rana na plecach
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Nie Lut 22, 2015 12:51 pm | |
| z niebytu
Ciągle padało. Docierały do niego szczątkowe informacje o stanie powodziowym, ludzie zaczynali wariować, a członkowie Kolczatki wpadali do siedziby wyjątkowo rzadko, pogłębiając tylko wrażenie samotności. Ta zawsze była mu bliska, ale ostatnio czuł się z nią wyjątkowo zaprzyjaźniony, zupełnie jakby tylko ona mu została. Tak właściwie było. Im wnikliwiej przyglądał się swojemu życiu i dokonywał oceny sytuacji, okazywało się, że jest skazany tylko na siebie. Nie szukał jednak wzorem innych – nieodżałowana Gwen – ratunku w ekspresowym ślubie, nie próbował też przeniknąć do organizacji, choć zapewne to pozwoliłoby na wrażenie, że kogoś jeszcze obchodzi. Był realistą, jako sierota – fizycznie i mentalnie – nie mógł liczyć na żadne wsparcie. Nikt nie zainteresował się tym, że wychodzi, nawet jeśli jego ostatnia rana mogła okazać się śmiertelna. Był tylko cieniem, który przemykał się po ścianach bunkra, oczekując, że wreszcie ich znajdą i przestanie udawać uciekiniera. Tak naprawdę złapany został dawno temu, jeszcze w czasach, kiedy kapitolińskie sierocińce pełne były dzieci na sprzedaż. Wiedział, że miał szczęście – mógł trafić do kamieniołomów i tam zgnić marniej niż pies, którego rozstrzelał jeden ze Strażników Pokoju – ale nie tak wyobrażał sobie życie w rodzinie, którą obiecała mu Beatrice Ginsberg, chrzcząc go jako syna Gerarda. Dawno i nieprawda, nawet to nazwisko pokryło się patyną i nawet w jego niepokornych myślach brzmiało archaicznie, choć na to nowe nie reagował wcale. Nadal czuł się jako członek tamtej rodziny i dlatego bolało tak bardzo. Miał wrażenie, że cierpi kiczowate męczarnie, przypominało mu to historie o ukrzyżowaniu żywcem, kiedy każdy gwóźdź przebijał skórę, tworząc rany nie do zarośnięcia. Zdawał sobie sprawę, że ten ból, który rozchodził się po jego całym ciele, nie był spowodowany urazami fizycznymi. Chodziło o podartą psychikę, o tę rysę na idealnym planie pozbycia się Ginsberga, której nie przewidział od początku. Był przekonany, że sama nienawiść i to ta z gatunku najgorszych, bo obsesyjnych, wystarczy, by wywołać zemstę i oddać się w ręce sprawiedliwości z uśmiechem wygranego. Musiał być głupcem, skoro nie zdał sobie sprawy, że uczucia do Maisie były tak silne i że odrzucenie z jej strony stanie się kamieniem węgielnym pod budowę jego własnego mauzoleum. Któremu przecież stawiał już fundamenty, pomagając w ucieczce i próbując wmówić sobie, że robi to z porywu serca. Bezskutecznie, nadal pozostawał człowiekiem, dla którego liczyła się tylko siostra i to właśnie dla niej chciał przynieść chaos w państwie, strącając ze stołka urzędowego swojego ojca i kata. Nadal, mogły minąć całe epoki, a on nadal pamiętał odgłos bata, mokrego sznura i kabla od żelazka. Potrafił z samego słuchu rozpoznawać te narzędzia tortur, umiał co do sekundy przewidzieć czas uderzenia o jego trzęsącą się skórę. Chciał nauczyć się przebywania w innym wymiarze, pozbycia się fizyczności, która wówczas zapalała się do czerwoności, a i tak pozostawał człowiekiem reagującym na ból. W sposób najbardziej upokarzający, bo krzykiem. I ten właśnie skowyt skrzywdzonego dziecka rozchodził się po tej starej fabryce. Był świadomy, że to tylko głosy w jego głowie, te, które ostatnio wyciszył do zera, mając nadzieję, że pomoże przynajmniej jednej osobie. Ale kiedy Maisie tak stanowczo odmówiła jego pomocy, zostając z osobą, która zadawała jej ból, one powróciły i teraz rozsadzały jego potylicę, przypominając wszystko, co usiłował ze znużeniem uczynić znośnym. Nie było to możliwe i uświadamiał to sobie właśnie dziś, pozwalając jego ciału moknąć. Nie miał już blizn, a mimo to potrafił z niesamowitą dokładnością podać miejsce, w którym Gerard znalazł sobie upodobanie. Wiedział, że nic go nie podnieca tak bardzo jak cierpienie i to sprawiało, że nie mógł znieść myśli, że jego siostrzyczka – mała, z ciężkimi warkoczami, które opadały jej na chude plecy – pozostała tam całkowicie sama. Z resztkami świadomości, których nie mogła złożyć w całość, bo to ją zabije. Dlatego postanowił spotkać się z Avery, uciekając się do postępu. Wiedział, że jest członkiem rządu i nie obawiał się tego wcale, choć mogłaby jeszcze dziś dostarczyć go ojcu. Który przyjąłby go z otwartymi ramionami, obdarzając pocałunkiem zdrajcy, na chwilę przed oddaniem go na gilotynę. Już znał tę historię, więc ze znużeniem obserwował płomień jej papierosa, podchodząc z tyłu i kładąc dłoń na jej ramieniu z dozą lekkiej czułości. Znali się dobrze za czasów, kiedy on był tylko projektantem, nie zdrajcą, choć młoda śledcza nie wiedziała o nim wszystkiego. Na przykład tego, że jej siostra znała go jako Ralpha Ginsberga. - Jesteś sama. To głupota – zauważył, dając jej się oswoić z faktem, że właśnie widzi przed sobą zbiega i ma prawo, wręcz obowiązek go pojmać, a nawet zabić. Na to liczył i dlatego uśmiechał się szeroko, lustrując go uważnym wzrokiem człowieka, któremu już dawno przestało na czymkolwiek zależeć.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Nie Mar 01, 2015 7:34 pm | |
| Cisza panującą w opuszczonej fabryce działała na nią w dwojaki sposób: z jednej strony koiła zszargane nerwy, uspokajała, stanowiła odskocznię od głośnego, pełnego ludzi miasta, a z drugiej wyostrzała zmysły, pozwalała skoncentrować się na nienajlepiej widocznym otoczeniu oraz zachować czujność. Przypominało to pierwszy meldunek w Dwójce, kiedy pomimo uczucia zmęczenia i nieprzespanej nocy, jej umysł nie tracił na czujności ani przez moment. Spokój letniego wieczoru niósł ze sobą zapach zagrożenia, był jak sól trzeźwiąca podawana nieprzytomnemu. Ona sama miała wrażenie, że już ledwie minuty dzieliły ją od opadnięcia z sił, podczas gdy świadomość roztaczającego się niebezpieczeństwa napędzała jej nogi oraz umożliwiała pełne skoncentrowanie się na zadaniu. Bez znaczenia stało się to, że nie dowodziła, skoro z każdą chwilą coraz bardziej czuła jak gdyby to na niej ciążyła odpowiedzialność za całą grupę. Przeszywające na wskroś spojrzenie, wyjątkowo rażąca biel munduru, broń przypięta do paska, sfałszowane dokumenty oraz świadomość paru niedociągnięć wcale nie sprzyjały wierze w szczęśliwe zakończenie, choć przecież każda komórka mózgowa podpowiadała Arrington, że tak naprawdę wszystko było już przygotowane, strażnicy pokoju wiedzieli o nich i nie miała czego się obawiać. Ostrożność najwyraźniej płynęła w jej żyłach razem z krwią, rozlewając się po całym ciele i nakazując właścicielce zawsze zachowywać czujność. Nawet teraz nie zdecydowała się oddalić od wątpliwego źródła światła (niewielkiego okna tuż za nią), aby zapuścić się w głąb ciemnego budynku, którego nawet nie znała. Nie chodziło jednak o strach. Jego wyzbyła się już wiele lat temu, w ciągu niecałych dwóch minut, pozbywając się go razem z kulą wylatującą z lufy jej glocka, która potem utkwiła w ciele jednego z mężczyzn. Pewnych błędów nie popełnia się dwa razy. Fakt że postanowiła nie ruszać się z miejsca, nie oznaczał też, że zamierzała czekać wieczność na informatora. O swojej obecności dała znać w nieco bardziej subtelny sposób - jasnym, duszącym dymem oraz niewielkim płomykiem na końcu papierosa. Paliła powoli, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów wśród ciszy opuszczonej fabryki. W którymś momencie usłyszała nawet kroki gdzieś z tyłu, ale cierpliwie zaczekała, czując w torebce ciężar niezaładowanej broni. Czy w razie czego zdążyłaby ją wyjąć i włożyć naboje? Na pewno. Mimo że sama nie czuła już tak wielkiej potrzeby zrobienia tego, wewnętrznie czuła się zagrożona. Nadal spokoju nie dawała jej końcówka wiadomości i informacja o zbiegłej siostrze. Nie była w stanie wyczuć, czy chodziło jedynie o sprowokowanie jej czy też ktoś naprawdę miał kontakt z Gwen. Czekając na ujawnienie się informatora, czuła się prawie jak wychodzący z Hadesu, stęskniony, pragnący ujrzeć ukochaną Orfeusz. Z tą różnicą, że ona nie odwróciła się, być może podświadomie obawiając się, że poszukiwana, w chwili spotkania ich oczu, rozpłynie się w powietrzu zupełnie niczym Eurydyka. Dlatego też dłoń, zupełnie inna niż siostrzana, opadająca na jej ramię była czymś, czego się nie spodziewała. Zanim jednak zdążyła ją zdjąć, ujrzała przed sobą kogoś, kogo w tamtej chwili chciała widzieć najmniej. Henry Winston, zbieg, poszukiwany za zamach na Coin, porwanie trybutów, kradzież poduszkowca i przynależność do Kolczatki. Znała ten wierszyk na pamięć, tak samo jak parę innych, dołączając do tego wiek oraz rysy twarzy. Należała do Rządu, a co ważniejsze, była śledczym- złapanie oraz doprowadzenie go przed wymiar sprawiedliwości należało do jej obowiązków, a on tak po prostu stał, uśmiechając się szeroko jakby tylko na to czekał. Nie do końca rozumiała, co się stało. Do tej pory ukrywał się, uciekał przed organami ścigania, a teraz tak po prostu podawał się im na tacy? Ściągnęła brwi, rzuciła tlący się niedopałek na ziemię, po czym przydeptała go butem. Te parę czynności oraz zadane przez niego pytanie dały jej chwilę na zebranie myśli. Zdecydowanie coś jej nie grało. Nie rozumiała motywów mężczyzny, ale przeczuwała, że chodzi o coś więcej. Spojrzała na niego ponownie dopiero po minucie, oczekując, że powie coś jeszcze i próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Kiedy nic więcej się nie wydarzyło, zrozumiała, że teraz pora na nią. - Chciałam, żeby moja siostra była mi wdzięczna – odpowiedziała, uśmiechając się krzywo oraz od razu nawiązując do jego wiadomości i jednocześnie poruszając najbardziej interesującą ją kwestię. Czy faktycznie rozmawiał z Gwen? Wiedziała, że istniały na to spore szanse, ale nie zamierzała pytać bezpośrednio. Zastanawiała się też, ile powiedziała mu młodsza Arrington. Wiedział o panujących między nimi stosunkach czy naprawdę myślał, że przyszła tutaj, bo tamta by tego pragnęła? – Najwidoczniej jednak była to tylko przynęta. Chciałeś zagwarantować sobie, że się pojawię? Nie trzeba było aż tak się trudzić. Muszę zamknąć sprawę Vernon, przyszłabym – zapewniła go chłodno. Niestety śledztwo miało swoje reguły, zgodnie z którymi nie mogła pominąć niczego, co może mieć znaczenie. Z kolei zgodnie z zasadą „nigdy nie wiesz, co ci się przyda”, zwykle zbierała wszystko, co tylko wpadło w jej ręce, a to oznaczało, że poświęcała nawet swój wolny czas na rozmowy z informatorami i przeszukiwanie dokumentacji. Ostatnia informacja z wiadomości sprawiła jedynie, że zdenerwowała się nieco. - A skoro już o tym mowa, możesz od razu powiedzieć co wiesz – dodała, robiąc dwa kroki w tył. – I mam nadzieję, że nie liczysz przy tym na żadne złagodzenie wyroku. Twoja sytuacja jest kiepska, a ja nie będę wstawiać się za zamachowcem – uprzedziła go, dalej nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia. Chciała podkreślić, że sytuacja jest poważna oraz że naprawdę nie ma z czego się śmiać, tym bardziej, że to spotkanie może wcale nie zakończyć się w miły sposób. Prawo jest prawem i żadne znajomości nie mają prawa głosu w tej kwestii.
Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Pią Mar 13, 2015 8:54 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : ścigany Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów Obrażenia : rana na plecach
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sob Mar 07, 2015 6:17 pm | |
| Wydawać by się mogło, że świadomość nieuchronności śmierci obudzi w nim tęsknotę za życia i naturalną chęć rozliczenia się z przeszłością, by przekonać się, że tak naprawdę nie był człowiekiem do końca przegranym. Nic bardziej mylnego. Gdy inni ludzie szukaliby na gwałt pociechy w ostatnich minutach swojego młodego życia, Henry przyjmował z pokorą to, co czekało go po drugiej stronie. Chciałby mieć ojcowskie przekonanie o istnieniu zaświatów, gdzie wszyscy bogowie przyjdą, by przytrzymać go za rękę, kiedy będzie powracał do przeszłości i odkrywał swoje błędy, ważąc życie na szali Ozyrysa przy dobrej Izydzie, Demeter bądź Matce Boskiej, która miała wyrażać kobiecą dobroć; ale doskonale zdawał sobie sprawę, że po zamknięciu oczu nie czeka go nic. Pesymistyczne dla wielu wrażenie było dla Winstona ukojeniem. Nie spodziewał się niczego poza wiecznym spokojem, co dla człowieka uwikłanego w piekło od dziecka, było wybawieniem. Czuł się niejako jak Mistrz, który na samym końcu oczekiwał już tylko odpoczynku. Wiecznego, niezwiązanego w żaden sposób ze zbawieniem duszy. Dla tej już nie było ratunku, bo Henry wiedział, że została ona potargana i rozrzucona na cztery kąty świata przez kogoś, kogo należał się jego szacunek. Nawet teraz, gdy stawał jedną nogą nad grobem, próbując zmusić swoje ciało do zdecydowanych reakcji, musiał przyznać, że zawsze podziwiał swojego ojca. Za to, że potrafił tak beznamiętnie i bezlitośnie zabrać im życie, czyniąc je swoim. Nie był jego prawowitym rodzicem, ale Stwórcą już tak – z sieroty uczynił marnotrawnego syna, który pokornie wracał do domu. Tego przeznaczonego mu przez Gerarda rok temu, kiedy skazywano go na śmierć. Wówczas sądził, że będzie w stanie odwrócić wyroki, zatrzymać fatum, które nakazywało mu ustąpić z drogi, którą obrał; ale był głupcem – musiało się dopełnić i Henry jak nigdy, czuł dziwny spokój na myśl o tym, że nareszcie postępuje właściwie. Nie powinien próbować sabotować działań Ginsberga i teraz miała go spotkać za to zasłużona kara, choć zapewne właściwszym określeniem byłoby to związane z nagrodą. Otrzymał w darze wieczny spokój i wytchnienie od polityki, która nigdy nie była mu szczególnie bliska. Był człowiekiem, który chciał kochać, uczynił to o dwa razy za dużo i choć dziś był znany głównie z przewrotu w Panem, tak naprawdę nigdy nie aspirował do roli rewolucjonisty. Ta etykietka uwierała go tak bardzo, że na widok Avery jeszcze mocniej zacisnął nóż w swojej kieszeni, pozostając nadal wycofanym. Nie miał jej za wiele do powiedzenia, ale chciał, by ona była świadkiem jego śmierci. Nie mógł tego zrobić drugiej z sióstr – wydawała się bardziej krucha – i nie zamierzał pozwolić przypisać komukolwiek zasługi doprowadzenia go na szafot. Musiał być ciągle niezależny i rozdawać karty do tego ostatecznego rozdania, które dopiero miało nastąpić. - Twoja siostra wyjdzie za mąż i uwolni się od podejrzeń. Dobrze wiesz, że za tym zamachem stoję ja i wykorzystałem ją – dodał beznamiętnie, wreszcie prowadząc rozmowę, która mogłaby jednak sporo zmienić. – Zrobiła to, bo ją uwiodłem. Nie wiedziała, że w moim życiu nie ma miejsca na jakąkolwiek kobietę – wytłumaczył, marszcząc brwi i bawiąc się nadal swoim nożem. Chętnie zrobiłby to w mniej teatralny sposób, ale nie otrzymał wystarczających narzędzi do czynienia sobie krzywdy. - Malcom Randall przetrzymuje ich wszystkich w bunkrze. Znajdziecie ich, więc nie rozumiem twojego niepokoju – dodał pewnie, wzruszając ramionami. Dla niego już to naprawdę nie było istotne. Odetchnął głęboko. – Wierzę, że twoje śledztwo jest w decydującej fazie, ale przeoczyłaś jeden fakt. Obecność kogoś w życiu Ginsbergów, kogoś, kto już dawno powinien być martwy, ale w Kapitolu zdarzały się nie takie cuda – zadrwił i zanim zdołała połączyć wiadomości w całość, podciął sobie nożem żyły, patrząc na krew, która spływała wprost do jego kieszeni. Zbladł, ale Avery mogła widzieć tylko mężczyzną nie do końca wychowanego. Trzymającego ręce w spodniach przy damie, ojciec byłby szalenie zawiedziony. - Ralph Ginsberg, stracony przed rokiem jako zdrajca rewolucji. Wydany za poleceniem naczelnika więzienia. Szykujący na nim zemstę, gwałcący jego córkę… - kontynuował, nie dbając o to, że nie wszystko jest zgodne z prawdą i kluczowe. – Stoi tu przed tobą – dokończył pro forma, czując osłabienie, to smakowało jak seks z ojcem, ten w Trzynastce, kiedy jeszcze myślał, że go kocha i będą żyli długo i szczęśliwie z siostrą. Pozostała jedynie śmierć, która powoli rzucała bielmo na jego oczy, czyniąc z niego jeszcze jednego desperata, który w tym kluczowym momencie nie chciał być sam i robił wszystko, by Avery dotrzymała mu kroku. Nawet jeśli to oznaczało zdradę swoich niedawnych sojuszników.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Czw Mar 19, 2015 7:47 pm | |
| Słowo „niezależność” w słowniku Arringtonów od zawsze było problematyczne. Zaczęło się od Avery, której wymazano z pamięci jego znaczenie, a skończyło na Gwen, która wykradła je z ksiąg zakazanych, na nowo umieściła w głowie i zaczęła utożsamiać ze swoją osobą. Dwie zupełnie odmienne sytuacje spotykające się pod jednym dachem, na przestrzeni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. To nie miało prawa skończyć się dobrze, a dalsze losy sióstr jedynie potwierdziły te przewidywania, sprowadzając ich relacje na samo dno. Jednak cokolwiek wydarzyło się między nimi, bez względu na przeszkody, które obie musiały pokonywać, „niezależność” przetrwała ten kryzys, towarzysząc im w kolejnych wędrówkach. I o ile w przypadku starszej nabrała ona nieco innego znaczenia, tak Gwen mogła poszczycić się tym, że przez wszystkie te lata zachowała ją w niezmienionej formie. Pomimo mieszkania w Trzynastce, zamknięcia w więzieniu, a potem w siedzibie Coin, wydawało się, że nadal zachowuje swoją odrębność i jest ponad jakimikolwiek pętami. Dlatego też Avery nie potrafiła wziąć na poważnie słów Henry’ego. Znała swoją siostrę na wylot, wiedziała, że tamta za nic nie chciałaby zrezygnować z czegoś, o co walczyła praktycznie przez całe życie. Małżeństwo za cenę wolności? Nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby upaść tak nisko. Porzucać wszystkie lata starań, żeby powrócić do szarej (w dodatku dość wątpliwej) codzienności w Dzielnicy? Pokręciła głową, dalej nie wierząc własnym uszom. Właściwie, jakie miała podstawy, aby ufać temu, co mówił? Prawie żadne. Teraz był zamachowcem, jego słowa nie były nic warte. Jednak jeśli to okazałoby się to prawdą… będzie musiała dokładnie przyjrzeć się swojemu szwagrowi. I oczywiście udać się do młodszej Arrington, żeby złożyć jej gratulacje. Z kolei słysząc, że Winston uwiódł kobietę i namówił do zamachu, uśmiechnęła się pobłażliwie. Czy on właśnie próbował chronić jej siostrę? Naprawdę urocze, ale po co mówiłby to, gdyby naprawdę nie przejmował się losem byłej rzeczniczki? A może to właśnie w życiu Gwen nie było miejsca dla żadnego mężczyzny, a w szczególności dla tego jednego, który ryzykował tak wiele, aby wyciągnąć ją z kłopotów? – Przykro mi, Henry, ale ta kwestia ma akurat niewielkie znaczenie – prawie autentycznie było jej go żal. Avery doskonale znała prawo, wiedziała, że istniał paragraf mówiący o działaniu pod wpływem pewnych… czynników, ale nie było tam mowy o uniewinnianiu. O złagodzeniu kary tak, ale tylko jeśli znalazłyby się odpowiednio silne dowody albo gdyby ktoś bardzo wpływowa zechciał się za nią wstawić. Oczywiście ona sama nawet o tym nie myślała. Nie tylko dlatego, że nie przepadała za siostrą, ale głównie z powodu komplikacji, których wolałaby uniknąć. No i oczywiście z powodu dochodzenia, którego nie prowadziła. Nazwisko Randall odbijające się od ścian opuszczonej fabryki zabrzmiało dziwnie, a już szczególnie w kontekście, w jakim zostało użyte. W przeciągu tygodnia słyszała je tyle razy, że przywykła do myśli, iż jednak coś jest na rzeczy. Co? Sama nie wiedziała. Winston niestety nie zechciał wyjaśnić jej, o co dokładnie chodziło. Skrzyżowała ramiona na piersiach, a przy słowie „śledztwo” uniosła jedynie wyżej brew, lecz nie przerwała mu. Była ciekawa, gdzie zaprowadzi ją tą historią i nie chciała wytrącać go z transu. W końcu mogła to być jedna z jego ostatnich dłuższych wypowiedzi przed aresztowaniem. Lub śmiercią. Wysłuchała krótkiej relacji z życia Ginsbergów (nawet nie drgnęła na dźwięk tego nazwiska), ale nie wzbudziła ona w niej wiele emocji. Od początku wiedziała, że nie wszystko jest z nimi w porządku, a z każdym dniem coraz bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu. Sam fakt zmartwychwstania Ralpha Ginsberga, bo kojarzyła, że został skazany w Trzynastce, przyjęła dość obojętnie. Nie takie rzeczy zdarzały się w Panem. Sama nie raz była świadkiem kilku spektakularnych powrotów do żywych, a to był jedynie kolejny przypadek. Właściwie tylko jedna sprawa nie dawała jej spokoju. – Gerard nie aspiruje na ojca roku, prawda? – zapytała, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. – Nie wiedział o tym, że gwałcisz własną siostrę? Potrafił skazać jedynego syna na śmierć? - Jakoś nie wierzyła, że wszystko to rozeszło się bez echa. Naczelnik wyglądał na osobę rozgarniętą, która panuje nad tym, co dzieje się w jego domu. Zamilkła na chwilę, powracając myślami do sprawy Kolczatki. – I nie jestem niczym zaniepokojona, ale ty chyba nie do końca wiesz, co tu robisz. Nie zajmuję się śledztwem Randalla, a Vernon. Jednak fakt, że przekazujesz mi informacje o bunkrze, który rzekomo jest zamieszkany przez co najmniej jedną zbiegłą osobę, na pewno „im” się nie podoba – stwierdziła, próbując rozpoznać po jego zachowaniu, czy faktycznie ma rację. – Nie wydaje mi się, żebyś nagle zmienił front, więc po co to robisz? Po co tu przyszedłeś?
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : ścigany Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów Obrażenia : rana na plecach
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Sro Mar 25, 2015 9:28 pm | |
| Doskonale zdawał sobie sprawę, że spotkanie z nią tutaj było bezcelowe. Nie był idiotą, który łudził się, że zamkną jego ojca i wreszcie sprawiedliwość zapanuje na tym świecie. Wręcz przeciwnie, Henry wiedział, że z chwilą umieszczenia Gerarda w więzieniu, Panem stanie się cmentarzem dla istoty, która była mu najdroższa. Maisie nie przeżyłaby braku zerwania swoistej symbiozy ze swoim opiekunem i powoli docierało do niego, czemu była taka ważna, choć bał się nazywać rzeczy po imieniu. Nigdy nie powiedziałby Avery o swoich podejrzeniach, które dotyczyły biologicznego pokrewieństwa Ginsbergów, które wykluczało go z tej rodziny na dobre. Nie zrobiłby niczego, by przerwać ową życiodajną więź, która powoli truła jego siostrę, ale utrzymywała ją w jednym kawałku. Przynajmniej teraz, kiedy oczekiwała na urodzenie jego bratanka. Kobieta musiała rozumieć, że nie ma większej miłości niż ta braterska i nie ma głębszej relacji niż ta, kiedy dzieli się wspólne wychowanie. Wiedział jedynie, że trudnością dla niej mogłoby być uświadomienie sobie, czym jest bycie kształtowanym na wzór i podobieństwo kogoś takiego jak Gerard Ginsberg. Mógł już wygłosić największą ze skarg, ale jego usta milczały, zajmując się rzeczami niepotrzebnymi. Tak naprawdę nie zależało mu nigdy na losie sióstr, a Gwen była mu bliska jeszcze w Trzynastce, obecnie nie mógł na nią spojrzeć, czując to samo przygniatające poczucie winy. Nie tylko nie zdołał jej uratować – jak niegdyś Maisie, która padała mu w ramionach, prosząc, żeby zabrał ją od tego człowieka – ale i też skłonił do zamachu, czując się dobrze jako człowiek, który przynosi niepokój. Kiedyś czytywał im Fausta przed zaśnięciem, Winston nie pamiętał już tego uczucia błogości, z jaką zaciskał powieki, wiedząc, że będzie zawsze częścią siły, która zła pragnąc… Dziwne, że takie wspomnienia wracały, osaczały go, utrudniały normalną rozmowę, czuł się niesamowicie, mając wrażenie, że krew z jego żył wsącza się w jego mózg, tworząc obrazy, które przejmowały nad nim kontrolę. Nie wszystkie były miłe i odpowiednie, ale wiedział, że to ostatni przystanek. Coś w rodzaju męki przed odpoczynkiem, zasługiwał na spokój i właśnie jego poszukiwał, słaniając się na nogach. - Zrób wszystko, by ją z tego wyciągnąć. Nie zasłużyła. Zamknijcie Randalla, ale ją zostawcie – poprosił, wiedząc, że Avery ma gdzieś jego ostatnie życzenia. Nie zamierzał jednak umierać w samotności. Usiadł, nadal trzymając ręce w kieszeni i zaśmiał się tubalnie na jej słowa o Gerardzie. Gdyby tylko wiedziała, że dotyka prawdy, że błądzi już niemal po znajomych terenach… Westchnął. - Ale wy jesteście głupi – pokręcił głową. – On nas nauczył przetrwania. Był najlepszym ojcem na te czasy, bo nie uczył nas współczucia i miłości, ale radzenia sobie za wszelką cenę. Maisie umie pływać i strzelać, bo poświęcał długie godziny, by ją tego nauczyć. Ja znam się na mechanice tylko dlatego, że on był obok – oparł głowę o ścianę. – Ale masz rację, nie był cudownym tatą, który głaszcze nas po główce, kiedy zrobiliśmy źle. Zdradziłem go, zasłużyłem na śmierć, powinienem umrzeć wtedy… - słowa wybiegały nieco bez ładu i składu, ale skupił się tylko na tym, by przymknąć powoli powieki i dać sobie spokój. Tego pragnął. A widział ciągle ją, płaczącą i wołającą ją, by zabrał ich daleko. Mogli mieć dzieci, ale tego już nie widział. Miało być cicho, miało nie rwać tak bardzo, miał nie czuć jej łez na swojej koszuli, która znowu była mokra i miał nie dostrzegać śladów siniaków na jej ciele. A mimo to milczał zawzięcie, oddawał się na całego tej wizji piekła doskonałego, w którym nie mógł ukoić płaczu kobiety, którą kochał. Chyba nie było gorszej pokuty. - Chciałem przy kimś umrzeć – oznajmił wreszcie na jej ostatnie pytanie, zaczął już zapadać mu zmrok przed oczami, a Maisie, jego mała szesnastoletnia Maisie wołała coraz głośniej, oczekując ratunku. Po raz kolejny stchórzył, oddając ją ojcu. I tylko to pamiętał, to był jego ostatni oddech, kiedy ręce wypadły z kieszeni i Ralph Ginsberg wreszcie przestał istnieć razem z bólem, który do niedawna promieniował w jego okaleczonych naczyniach, zamieniając jego ostatnie chwile w tortury. Spędzone z nią.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczona fabryka Pią Mar 27, 2015 9:42 pm | |
| Mimo że nie sprawdzała zegarka, podskórnie wyczuwała, że czas spotkania powoli dobiegał końca. Zdawało się, że nawet temat, na który spadła rozmowa, sugerował, iż w końcu należałoby podjąć jakieś sensowne kroki w związku z obecnością poszukiwanego. Avery, oczywiście, nie zamierzała puścić go wolno. Nie kierowała się w życiu żadnymi sentymentami i nawet jeśli dawniej dość dobrze dogadywała się z Winstonem, nie pozwalała, aby teraz miało to jakikolwiek wpływ na sytuację, w jakiej się znaleźli. Wiedziała, że skoro sam wpadł w jej ręce, powinna aresztować go, a potem doprowadzić do rządowego więzienia, gdzie, zapewne, spędziłby parę ostatnich godzin przed egzekucją. Jednak za nim to zrobi, powinna też upewnić się, że za całym tym spotkaniem nie kryje się nic więcej. Musiała poznać prawdziwy powód wizyty w tym miejscu, dlatego na razie jeszcze cierpliwie czekała, oczekując, że Henry w pewnym momencie powie jej to z własnej woli. Niestety, on najwyraźniej wolał drążyć temat Gwen, który dla Arringotn od dawna był już zakończony. Mimowolnie westchnęła, słysząc kolejne słowa padające z jego ust, lecz tym razem postanowiła milczeć. Nie zamierzała spełnić jego prośby, a już tym bardziej w jakikolwiek sposób pomagać swojej siostrze. Obecna sytuacja była śledczej bardzo na rękę i tak długo, dopóki tamta przebywała poza dzielnicą, Avery pozostawała najszczęśliwszą osobą w Panem. Z kolei tematu Randalla miała powoli po dziurki w nosie. Ostatnimi czasy dosłownie za co by się nie złapała, wszędzie pojawiało się jego nazwisko. Jeszcze gdyby miała jakiekolwiek prawo głosu w tej sprawie to pewnie, chętnie zajęłaby się Malcolmem i udowodniła wszystkim wokół, że faktycznie ma na sumieniu coś więcej niż paru trybutów, którym mentorował. Niestety (lub stety) to nie ona prowadziła kolczatkowe śledztwo i raczej nie powinna wtrącać się w nie tak długo, dopóki ktoś sam nie poprosi jej o pomoc. Chwilowo również miała aż zanadto obowiązków związanych z Vernon, więc nie mogła (i częściowo też nie chciała) zajmować się niczym innym, dopóki nie zamknie tego dochodzenia. Przy kolejnych rewelacjach dotyczących Ginsberga, również postanowiła milczeć. Ta cała bajka o wielkoduszności (a zarazem i bezduszności) naczelnika więzienia nie chwytała jej za serce, podobnie jak cudowne nawrócenie, którego musiał doznać dawny Ralph po paru latach. Właściwie średnio ją to interesowało, miała jedynie nadzieję, że dowie się czegoś ciekawego o starszym Ginsbergu, a skoro nic takiego nie padło, nie zamierzała kontynuować tematu. Przyglądała się jedynie swojemu rozmówcy, dalej czekając na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia i zastanawiając się, co zrobić, żeby szybko wyciągnąć i załadować broń, która cały czas ciążyła w jej torbie. Zaczęła myśleć już o zadaniu kolejnego pytania, wciągnięciu mężczyzny w rozmowę, a najlepiej monolog, którym zajmie swoją głowę. Chciała nawet pociągnąć temat jego poprzedniego życia, jednak wtedy on znów się odezwał, a jego słowa sprawiły, że musiała jeszcze raz przetrawić je w swojej głowie, aby w końcu zrozumieć. Najwidoczniej jednak było trochę za późno. Dopiero teraz zauważyła nienaturalnie bladą cerę, zrozumiała, dlaczego usiadł w trakcie. Trucizna? Jeszcze raz dokładnie się mu przyjrzała, postanawiając na razie nie podchodzić bliżej. Nie zamierzała próbować przywrócić mu przytomność, sprawdzać czy oddychał czy cokolwiek innego. Był poszukiwany, czyli stał się osobą równie bezwartościową co mieszkańcy getta. Może nawet bardziej, bo on z góry skazany był na śmierć, bezprawni z kolei dostali szansę zrehabilitowania się w Dwunastce. Dopiero po chwili zauważyła, że cały czas miał dłonie schowane w kieszeniach. Podeszła bliżej, wyciągając z torebki chusteczkę i przez nią wyjęła ręce na wierzch. Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Najwidoczniej podciął sobie żyły już na początku ich spotkania, ale wcale nie musiał się z tym aż tak ukrywać. Właściwie taka sytuacja byłaby to bardzo na rękę Avery. Dzięki temu miałaby o wiele mniej pracy. Teraz mogłaby powiedzieć, że dostała zgłoszenie, przybyła na miejsce i odnalazła martwego poszukiwanego, co było korzystniejsze, ponieważ ilość papierów, którą musiałaby wypełnić była o wiele mniejsza. Mimo to zdecydowała się, że nie będzie kłamać. Nie miała po co. Nie zrobiła nic złego, a Winstona tak czy tak zamierzała aresztować. Wybrała więc odpowiedni numer na posterunek strażników, opowiedziała o znalezionym ciele, podała miejsce pobytu i zaczekała, aż oni przyjdą się tym zająć.
zt |
| | |
| Temat: Re: Opuszczona fabryka | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|