IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Główna przystań - Page 2

 

 Główna przystań

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 3:11 pm

First topic message reminder :



Główna przystań, poza pełnieniem oczywistej funkcji, stanowi też miejsce do spacerów, z którego chętnie korzystają mieszkańcy. Po obu stronach szerokiego pomostu roztacza się ładny widok na miasto, a latem rozkładają się tu maleńkie kramiki i stoiska z przekąskami.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySob Mar 29, 2014 7:12 pm

W końcu oderwała od niego wzrok i przeniosła nad jego ramię.
Westchnęła.  Wyprawa z Kapitolu… Przez chwilę usiłowała skojarzyć, o co chodzi. W końcu przypomniała sobie akcję o której mówił – kilka razy gdzieś przewinęły się jakieś krótkie, nieszczegółowe informacje albo ona nie zwróciła na to większej uwagi. Tak czy tak chodziło o dwa poduszkowce, które wyruszyły po lekarstwo na szerzącą się epidemię. Jeden z nich zaginął.
Spojrzała na swoje dłonie leżące na kolanach. Miała nadzieję, że nieznajomy nie należy do fanów teorii spiskowych i nie zacznie wypytywać jej, jak duże jest prawdopodobieństwo, że to spawka Coin albo jej przeciwników w zależności od tego, do którego obozu należy. Zresztą, co ona mogłaby mu odpowiedzieć? Z pewnością nic, co byłoby wystarczająco satysfakcjonujące. Nie chciała się wypowiadać na ten temat. Nie do niego i nie w tym miejscu.
Na szczęście w końcu przeszedł do sedna sprawy. Gdy powiedział, że chodzi o jakąś znajomą, kamień nieznacznie spadł jej z serca. Potem było już tylko lepiej. Uwierzyła, że pyta o to, bo się martwi. Że robi to z dobroci serca. Uśmiechnęła się pod nosem i znów na niego spojrzała. Coś w środku nadal podpowiadało jej, że powinna wiedzieć kim jest.
– Wszystkie poduszkowce posiadają systemy naprowadzające – odpowiedziała. – Przed wylotem powinny być dokładnie sprawdzone: czy działają i jak działają. Teoretycznie, jeśli coś jest nie tak, powinno się odwołać lot. Teoretycznie, bo nie każdy stosuje się do tej procedury. I do tego zdarzają się piloci, którzy ich nie używają, ale to raczej samobójcy. Skoro była to misja rządowa, na pewno ich używali. – Przypomniała sobie samą siebie. Czy ona też kiedyś leciała bez tego? Raczej nie, choć zdarzyło się, że raz czy dwa nie było czasu sprawdzić czy wszystko poprawnie działa. Ale przecież nic się nie stało, żyje, jest w Kapitolu. Nawet jeśli coś było nie tak, udało się. Wszystko musiało być w porządku. – Co do samego zniknięcia… – Wzięła głębszy oddech. – Mogło być różnie. W trakcie lotu coś się wydarzyło... – Spojrzała przed siebie. – Może problem z silnikiem?- rzuciła.  
Nie przychodziło jej nic do głowy. Takie sprawy zwykle były bardziej skomplikowane. Byle jaka drobnostka nie mogła przeszkodzić. Z drugiej strony może bardzo się spieszyli i nie sprawdzili czegoś dokładnie? A może to nie to. Ale skoro miało to polepszyć stan w Kapitolu, czy ktokolwiek tak chciałby zaprzepaścić szanse na powodzenia zadania? W sumie tak. Jednak nie powiedziała już tego na głos.
– Coś takiego nie powinno się stać – powiedziała na wpół do siebie. – Technologia jest już na naprawdę wysokim poziome i pozostaje nam już tylko mieć nadzieję, że jeszcze się znajdą. Ewentualnie zaczekać właśnie aż coś o tym napiszą. – Uśmiechnęła się do niego smutno. Chciała pomóc, ale wiedziała, że cokolwiek jeszcze powie, nie sprawi, że będzie szczęśliwszy. - A wie pan, co z tym drugim poduszkowcem? Wszystko się udało?
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySob Mar 29, 2014 10:43 pm

Mimo że wcześniej wielokrotnie przećwiczyłem w głowie każde pytanie, z niemal przesadną precyzją wybierając miejsca, w których należało wstawić pauzy, akcenty i zawahania, oraz rozważając nad wyższością jednych sformułowań nad innymi, i tak nie mogłem powstrzymać przeczucia, że zachowuję się podejrzanie. Zanim dziewczyna odpowiedziała, zdążyłem już porządnie wykląć się w myślach za to, że w ogóle wepchnąłem się w tą sprawę. Wmawiałem sobie, że szukałem sposobu, żeby pomóc, ale czy w rzeczywistości nie chodziło o zwyczajną... nudę? Zastanowiłem się nad tym przez chwilę. Kolczatka co najmniej od miesiąca nie zorganizowała żadnej większej akcji. Kontrole i patrole były tak wzmożone, że bałem się wysyłać ludzi gdziekolwiek, nawet z fałszywymi przepustkami. Nasza działalność ograniczała się więc do pełnych gdybania narad w Kwaterze Głównej, produkowania kolejnych podrobionych dokumentów i niekończącego się planowania, które kiedyś - w bliżej nieokreślonej przyszłości - miało przynieść jakiś tam skutek. Czy było możliwe, że pozbawiony adrenaliny, podświadomie szukałem jej na siłę, nie bacząc na możliwe ryzyko? Nie, odpowiedziałem sobie od razu. Nie mógłbym być takim idiotą. A jednak, im dłużej nad tym myślałem, tym więcej luk w swoim postępowaniu odnajdywałem.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej towarzyszki, który z miejsca wywołał u mnie uczucie ulgi. Nie podejrzewała niczego, a przynajmniej tak mi się wydawało; być może moja rola naprawdę wypadała wiarygodnie, a może miałem po prostu do czynienia z osobą na tyle uczciwą, że nie węszyła podstępów u innych. Tak czy inaczej, przybrałem na twarz skupiony wyraz, starając się wyłapać każde słowo, które wypowiadała, chociaż nie mogłem powiedzieć, żeby ich przekaz mnie usatysfakcjonował. Wbrew temu, co mówiła, ani przez sekundę nie wierzyłem, że zaginiona wraz z załogą maszyna ma jakiekolwiek szanse na odnalezienie. Jej wrak? Możliwe. Ludzie, którzy byli na pokładzie? Mało prawdopodobne, ale kto wie. Trupy?..
Wzdrygnąłem się nieprzyjemnie.
- Niestety, nie mam pojęcia - odpowiedziałem na jej ostatnie pytanie, jednocześnie wzruszając ramionami. Naprawdę nie wiedziałem - nie byłem członkiem rządu, a moje kontakty nie sięgały aż tak daleko. Wiedza, którą miałem, była bardzo szczątkowa i niewiele większa niż strzępki informacji, które można było wyczytać między wierszami śmieciowych artykułów z Capitol's Voice.
Westchnąłem cicho, rozważając, czy nadeszła już pora na poruszenie głównej kwestii, która tak naprawdę mnie nurtowała. Miałem co prawda dłuższą listę pytań, ale moja rozmówczyni nieświadomie odpowiedziała na nie, zanim jeszcze zdążyłem je zadać. Dłoń znowu odruchowo powędrowała w stronę kieszeni, ale zatrzymałem ją w połowie drogi, odkładając na ławkę.
- Jakie szanse na przeżycie mają członkowie załogi w wypadku rozbicia się poduszkowca? - rzuciłem, starając się nie przelewać w wypowiedź większych emocji, ale nie byłem pewny, w jakim stopniu mi się to udało, bo oto mój mózg już podsuwał mi wizje z tych wszystkich filmów katastroficznych, którymi karmiłem go jako nastolatek. - Są na to jakieś oficjalne... statystyki? - Przeniosłem spojrzenie na jej oczy, i znów nawiedziło mnie to dziwne uczucie, że nie były mi obce. Gdzieś w okolicach lewej skroni pojawił się mały impuls pulsującego bólu, który najprawdopodobniej zwiastował nadchodzącą migrenę. Zmarszczyłem brwi, potrząsając lekko głową. Ostatnio stanowczo brakowało mi snu.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Mar 30, 2014 1:42 pm

Może jeśli nie wspomnieli nic o drugim poduszkowcu to wszystko poszło jak należy? Właśnie, czy one nie powinny się komunikować między sobą? Czy raczej misja miała wspólny cel, ale każda z grup miała działać indywidualnie i bez wzajemnej pomocy?
Libby żałowała, że nie zwróciła na to wszystko większej uwagi. Może wcześniej podawali jakieś szczegóły lotu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że właśnie ta sprawa może być głównym tematem rozmowy. I tak dobrze, że wypytywał ją o to wszystko od strony technicznej. W tej kwestii przynajmniej była w stanie coś odpowiedzieć. Jednak i tak czuła, że to nie wszystko. Albo o czymś zapomniała albo coś nie zostało jeszcze głośno powiedziane.
Z tego wszystkiego zrobiło jej się gorąco i rozpięła kurtkę. Zerknęła na błyszczącą od Słońca wodę i stwierdziła, że musi przestać dumać. Powinna skupić się na faktach, bo tylko one w tej chwili mają jakąkolwiek rację bytu. Nie wiadomo, co się stało z ludźmi? I co z tego. Nawet nie znała całego składu, więc po co sama zaczęła zastanawiać się, dlaczego ich nie znaleziono. Jej rola w tej rozmowie nie jest aż tak rozległa: miała tylko odpowiedzieć na kilka pytań, a nie samej roztrząsać, co się stało. Takie głupie rozwiązywanie problemów całego świata sprawiało, że ludzie stawali się szaleńcami, mieli problemy z wyjściem z mieszkania, a potem zamykano ich w pokojach bez drzwi i okien. Ona chyba miała jeszcze w sobie na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie przekroczyć granicy.
Szybko zebrała myśli i znów skupiła się na nieznajomym, tym razem starając się mówić tylko o tym, o co poprosi. Gdy skończył, znów spojrzeli w swoje oczy, jednak tym razem Libby szybko odwróciła wzrok. Miała dość okropnego uczucia bezsilności, które towarzyszyło jej od początku spotkania. Nie wiedziała, jaką rolę odegrał w jej życiu, ale skoro była zła na swoją niepamięć to musieli się kiedyś poznać. Jednak dlaczego żadne z nich tego nie pamięta?
– Czy są jakieś statystyki? – Uniosła wyżej brwi. – Nie wiem. Nigdy się tym nie interesowałam. Właściwie wszystkimi sprawami rozbić tak konkretnie zajmuje się specjalna komisja, która je bada pod wszystkimi możliwymi aspektami. Pilotów, tak jak resztę, interesuje już tylko, co było przyczyną. – Wzruszyła ramionami. Splotła palce rąk i zapatrzyła się na nie. Dopiero po kilku minutach znów się odezwała.
– Wiem, że to wszystko zależy od tego… Jak bardzo załoga jest świadoma katastrofy. – Zacisnęła usta w linię, by po chwili znów były normalne. Nie lubiła o tym mówić. – Kiedyś widziałam podobne badania. Sprawdzali, ile czasu potrzebują ludzie na ucieczkę z poduszkowca, jeśli wiedzą, że lada moment nastąpi katastrofa. Wiadomo – im wcześniej zauważą jakieś problemy, tym większa szansa, że uciekną i przeżyją. Ale czasem granica między nieszczęściem a chęcią przeżycia jest zbyt wąska. – Westchnęła. Zaraz potem dodała. – Ale nie takie cuda się zdarzały.
Znów usiłowała go pocieszyć. Nie potrzebnie osobiście angażuje się w jego tragedię. Przecież nawet nie zna jego imienia! Żadne z nich nie wie o sobie nic, a jednak jej wyraźnie go szkoda. Prawie jakby był jej bliski.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Mar 30, 2014 2:33 pm

Im dłużej trwała nasza rozmowa, tym mniej byłem pewien, po co właściwie tak nalegałem na spotkanie. Nie to, żeby informacje, które przekazywała mi dziewczyna były nieprzydatne - jej odpowiedzi były szczegółowe i precyzyjne, i gdyby ktoś faktycznie chciał uzyskać wiedzę na ten temat, z pewnością byłby usatysfakcjonowany. Problem w tym, że gdzieś między słowami 'katastrofa', a 'cud', zorientowałem się, że nie to chciałem usłyszeć; jak dziecko, naiwnie liczyłem na zapewnienie, że w dwudziestym trzecim wieku śmierć tak prozaiczna, jak rozbicie się o ziemię w metalowej, ważącej kilka ton, szczelnej puszce, nie może zaistnieć. Co więcej, moja rozmówczyni wydawała się zorientować w tym fakcie wcześniej niż ja - bo choć możliwe, że była to tylko kwestia wybujałej wyobraźni, to odniosłem wrażenie, że mi współczuła.
Nawet nie zauważyłem, kiedy mojej ręce udało się w końcu dotrzeć do kieszeni kurtki, a w dłoni pojawił się papieros. Obróciłem go między palcami, ani go nie zapalając, ani nie wkładając do ust - najwidoczniej potrzebowałem czegoś, czym mógłbym się zająć, odwracając jednocześnie uwagę od bezsilności, która zaczynała na mnie padać; powoli, jak wydłużający się cień, ale też tak samo jak on, odbierający ciepło.
- Rozumiem - powiedziałem krótko, na znak, że w ogóle słuchałem. Zerknąłem na dziewczynę, a do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł, za który prawie natychmiast zgromiłem się w myślach, wyzywając własne ja od idiotów i bezmózgów. Chociaż... dlaczego nie? Najwyraźniej już i tak miała mnie za zatroskanego przyjaciela, który liczył na cud; mogłem się mylić, ale w dziewięćdziesięciu pięciu procentach byłem pewien, że moja bajka się sprzedała. Co najgorszego mogło się stać, oprócz otrzymania zwyczajnej odmowy?
Założyłem nogę za nogę, sekundę później odstawiłem ją z powrotem, i założyłem jeszcze raz. Zachowywałem się nerwowo, przekręcając papieros w palcach coraz szybciej, ale taki właśnie był mój zamiar. Odchrząknąłem, oczyszczając gardło i pierwszy raz decydując się zadać pytanie spoza oficjalnej listy.
- Chyba nie powinienem o to pytać... - zacząłem. Wyświechtana formułka, której ludzie używali, gdy byli pewni, że stanowczo nie powinni się odzywać, idealnie pasowała. - Ale jako osoba z, że tak powiem, branży... Pewnie ma pani kontakt z ludźmi, którzy dysponują szerszymi informacjami na temat tego konkretnego przypadku? - Kula w płot, Malcolm. - To znaczy - poprawiłem się, jeszcze raz odchrząkując. - Nie chcę się narzucać ani prosić o rzeczy, które wykraczają poza pani możliwości. Ale może byłaby pani w stanie przyjrzeć się sprawie bliżej? - wyrzuciłem z siebie, rzucając jej jeszcze jedno spojrzenie, i zanim zdążyła zaprotestować, albo zareagować w jakikolwiek sposób, wepchnąłem papierosa z powrotem do kieszeni, zamiast niego wyjmując maleńką karteczkę i krótki, stępiony ołówek. Pospiesznie zapisałem na niej swoje imię, nazwisko i numer telefonu. - Tu jest kontakt do mnie, gdyby się pani udało - dodałem, wyciągając świstek przed siebie i prawie wkładając go dziewczynie w ręce. Może współczuła mi na tyle, żeby wyrazić niechętną zgodę, choćby tylko po to, żeby się mnie pozbyć. A może właśnie podpisywałem na siebie nakaz aresztowania. Wóz albo przewóz, Randall.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Mar 30, 2014 4:09 pm

Nigdy nie miała żadnych nałogów. Uważała, że są one jak gwoździe do własnej trumny. Oczywiście kiedyś próbowała zapalić, ale nie polubiła tego. To samo było z alkoholem – wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Sama też unikała ludzi uzależnionych czy tych, którzy zbyt często namawiali ją na drinka. Nie lubiła przebywać w towarzystwie osób palących, bo dym zawsze drażnił jej zmysły. Zwykle odsuwała się wtedy na pewną odległość albo prosiła, żeby nie robić tego przy niej. Kiedy więc nieznajomy niespodziewanie wyciągnął z kieszeni papierosa, w pierwszej chwili, zmarszczyła brwi. Zastanawiała się, czy zapali nie pytając wcześniej, czy ma coś przeciw. Na szczęście na nic takiego się nie zapowiadało – tylko trzymał go, obracał między palcami. A ona nieświadomie patrzyła na te ruchy. Dopiero jego głos ściągnął ją na ziemię.
Pomyślała, że chyba nie mają już sobie nic do powiedzenia. Oparła się plecami o ławkę, zastanawiając jednocześnie, czy powinna już pójść i zostawić go samego ze swoimi, z pewnością, szarymi myślami. Z jednej strony chciała to zrobić – podzieliła się swoją wiedzą, więc, można powiedzieć, jest o jeden dobry uczynek do przodu. Mogłaby z czystym sumieniem oddalić się, nie pytając o jego dane, czyli po prostu zapomnieć, że kiedykolwiek się spotkali. Ale jednak została. Trzymało ją już nie tylko współczucie, którego nie potrafiła wyjaśnić. Było coś jeszcze – ciekawość. Biła się z myślami, czy powinna zapytać go, czy, na przykład, nie był kiedyś w Trzynastce? Czy nie wydaje mu się, że gdzieś już się spotkali? Chciała zebrać się w sobie i chociaż pod koniec przedstawić, czego nie zrobiła do tej pory i było jej z tym strasznie dziwnie, ale wtedy mężczyzna odchrząknął. Znów odwróciła się w jego stronę.
Uważnie słuchała każdego jego słowa, zwróciła uwagę na niepewność w głosie, wzrok. Chciała mieć pełny obraz tego, jak się czuł w tamtej chwili, bo to już nie była zwykła rozmowa. To była prośba. I prośba na miarę kogoś więcej niż zwykłych przypadkowych znajomych, jeśli można było ich tak określić. Libby wiedziała, że o takie rzeczy nie wypada prosić byle kogo.
Przez chwilę rozważała w myślach to, co powiedział. Wygląda uczciwie, tylko spójrz na niego! Faktycznie – wszystko wydawało się autentyczne. Ale wiadomo – łatwiej myśleć, że ten świat jest pełen dobrych, troskliwych ludzi. Gorzej, jak się na tym przejedzie i potem ten ktoś bezczelnie cię wykorzysta. Na jakiej przyjaciółce może mu tak zależeć? Żona, kochanka, siostra, a może szpieg? Kto wie, co tak naprawdę może siedzieć w jego głowie?
Westchnęła. Mimo tych wszystkich wątpliwości chciała mu wierzyć. Tą jedną rozmową zrobił na niej wrażenie. Wydawał się uczciwy. I w dodatku to wszystko podpowiadał jej szósty zmysł. Rozsądek z kolei został na swoim dawnym miejscu i nakazywał ufać tylko sobie. Ale ona już się zdecydowała. Otworzyła usta, a on niespodziewanie prawie wcisnął jej karteczkę w dłonie, a potem wyjaśnił, że dzięki temu się z nim skontaktuje.
Spojrzała na świstek papieru i powoli, uważnie rozwinęła go.
Stało się coś niespodziewanego. Poczuła, jak jej serce zaczyna gwałtownie przyspieszać. Ręce zaczęły się nieznacznie trząść, a w uszach szumiała krew. Wydawało się, że brakuje jej powietrza. Nie była w stanie oddychać. Przeczytała pierwszą linijkę jeden, potem drugi i potem trzeci raz i za każdym razem tak samo nie wierzyła własnym oczom.
Malcolm Randall.
To było niemożliwe.
To jakiś cholerny żart.
Zgniotła kartkę i szybko uniosła na niego oczy. Patrzyła spod przymrużonych powiek. Robiło jej się coraz bardziej gorąco, próbowała wydobyć z gardła głos. Dopiero po dłuższej chwili udało jej się.
– Myślałam, że jest pan inny - wyszeptała, nie spuszczając z niego wzroku. Nie wierzyła, że ktoś może mieć taki tupet. Podszywać się pod jej brata, żeby zdobyć jej zaufanie i potem, żeby pomogła w jakimś bezsensownym zdobywaniu informacji? O nie. – Nie wie pan, że to niegrzecznie podszywać się pod innych? I jeszcze wykorzystuje pan czyjąś tragedię. – Ostatnie zdanie bardziej wywarczała niż powiedziała.
Czekała na jego reakcję. Oj, lepiej, żeby była właściwa. Nie zostawi tego tak po prostu.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Mar 30, 2014 6:47 pm

Wciśnięcie dziewczynie kartki do rąk było impulsem. Natychmiastową reakcją na ledwie zarysowaną w głowie ideę, kompletnie nieprzemyślaną; taką, której nie rozkłada się na czynniki pierwsze, a i tak ma się wrażenie, że była właściwa. Niektórzy nazywają to podążeniem za intuicją, inni - głupotą, ale nikt z nich nie jest w stanie przewidzieć skutków takiego działania. I ja też nie byłem, chociaż prawdę mówiąc, nie spodziewałem się żadnych. A już na pewno nie tak gwałtownych.
Zatrzymałem wzrok na twarzy mojej towarzyszki, zaalarmowany nagłą zmianą w panującej wokół atmosferze. Zupełnie jakby powietrze w ciągu sekundy oziębiło się o kilka stopni, choć przecież słońce nadal świeciło, w najlepsze ciesząc się późną wiosną. Nigdzie obok nie nastąpiła eksplozja, nie ogłoszono przez megafon stanu wojennego, kolejnych Igrzysk ani spowodowanej epidemią kwarantanny. Ludzie spacerowali wzdłuż przystani, ani na chwilę nie wypadając z ustalonego rytmu, a oddalająca się flotylla małych łódeczek nie zmieniła swojego kursu. Jeśli więc gdzieś rozgrywała się właśnie wojna, to miała ona miejsce tylko i wyłącznie w siedzącej naprzeciwko mnie dziewczynie. A wypowiedziałem ją ja sam, choć nie miałem zielonego pojęcia, w jaki sposób.
Zmarszczyłem brwi, myśląc intensywnie i próbując zrozumieć, co do jasnej cholery mogło pójść nie tak. Mógłbym przysiąc, że jeszcze chwilę temu byłem bliski przekonania jej do udzielenia mi pomocy, nawet jeśli sam ani przez moment nie wierzyłem, że moja przemowa może przynieść pozytywny skutek. Ale przecież widziałem emocje na jej twarzy, nie było mowy, żebym je sobie tylko wyobraził - były tam, zaraz pod skórą, a ona sama już otwierała usta, żeby odpowiedzieć na moje pytanie. Co więc stało się w ciągu tego ułamka sekundy, podczas którego ręce zaczęły jej drżeć, a wyraz twarzy zmienił się nie do poznania? Odpowiedź wydawała się prosta - przeczytała nabazgrane na kartce papieru dane - ale sama w sobie nie wyjaśniała niczego. Podobnie jak jej słowa, które nie trzymały się kupy do tego stopnia, że nawet nie podjąłem próby ich zanalizowania.
Myślałam, że jest pan inny? Podszywać się? Tragedię?
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy, więc po chwili milczenia ponownie je zamknąłem. Wpatrywałem się w dziewczynę, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, po cichu dopuszczając do siebie myśl, że była nie do końca stabilna emocjonalnie. Z drugiej strony szaleństwo pasowało do niej jak pięść do nosa, zwłaszcza, że jeszcze minutę temu udzielała mi logicznych, jasnych i klarownych informacji. Coś musiało ją więc wytrącić z równowagi. Tylko co?
- S-słucham? - wydukałem w końcu, odzyskując zdolność mówienia. Miałem ochotę złapać ją za ramiona i potrząsnąć, nie zważając już na nic; szansa na pomoc przepadła, to było jasne, ale mimo wszystko nie zamierzałem stąd odejść przed uzyskaniem odpowiedzi na pytanie co, do cholery, poszło nie tak. - To chyba jakieś nieporozumienie - dodałem niepewnie, teraz nie musząc już udawać zagubienia; celowo, czy nie, dziewczynie udało się całkiem skutecznie zbić mnie z tropu. Wszystkie przewidywania poszły w łeb, bo moja rozmówczyni zachowywała się tak niespodziewanie, że nie mogłem mieć pewności, czy zaraz nie wyciągnie z torebki broni palnej i nie zacznie mi grozić. Albo nie zawoła najbliżej stacjonujących Strażników Pokoju, wyzywając mnie od oszustów. W tych okolicznościach, najbezpieczniejszą opcją byłoby zapewne oddalenie się na neutralną odległość, ale nie miałem zamiaru jeszcze odpuścić. Odsunąłem się nieco na ławce, jednocześnie unosząc otwarte dłonie na wysokość klatki piersiowej, w geście powszechnie znanym jako: nie mam złych zamiarów.
- Nie rozumiem, o czym pani mówi - powiedziałem jeszcze, bardzo powoli, z autentycznym zdziwieniem tak wyraźnym, że nawet nie próbowałem go ukrywać.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Mar 30, 2014 9:36 pm

Kiedy ona wreszcie dorośnie?
Ma 25 lat, a nadal zachowuje się jak mała dziewczynka, która nie rozumie zasad, jakimi rządzi się ten świat. Nie powinna ufać komu popadnie. Dzisiejsi ludzie są świetnymi kłamcami. Co więcej przekonała się o tym już nie raz, nie dwa, ale kilkadziesiąt. I co z tego, skoro dalej niczego się nie nauczyła? Nadal bezgranicznie wierzy wszystkim na ładne oczy czy słowa. Beznadziejny przypadłość, z której nie potrafi się wyleczyć. A okazji już miała nie mało.
Widziała niepewność narastającą w jego oczach z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, ale tym razem postanowiła nie wierzyć. Mógł robić zdziwione miny, patrzeć na nią jak na wariatkę, a nawet uciec – nic by na nią nie zadziałało. Nie dość, że czuła się głupio przez swoją naiwność to jeszcze miała pozwolić mu udawać, że nic takiego się nie stało. To nie w stylu Libby. Nikt nie będzie robił z niej idiotki. I wykorzystywał bezkarnie.
Słysząc „to chyba jakieś nieporozumienie” nie powstrzymała prychnięcia. Naprawdę myślał, iż jest na tyle głupia, że nadal będzie kontynuować jego głupią grę? Że nie zauważy podstępu? Czy on nie wie, że bogacenie się kosztem czyjejś straty to też łamanie prawa?
Nie musiał się odsuwać, bo zaraz potem ona sama wstała. Potrzebowała opanować narastający w niej gniew. Schowała na chwilę twarz w dłoniach i odetchnęła głębiej. Nie miała zamiaru wplątywać nikogo w tę sprawę. Sama doprowadzi to do końca, ale najpierw musi się uspokoić. Żeby myśleć racjonalnie, potrzebny jest opanowanie.
Nie rozumiem, o czym pani mówi.
I cała próba poszła na marne. Spojrzała na uniesione w górze dłonie i poczuła ogromną ochotę, aby go wyśmiać. Na szczęście powstrzymała się. W zamian za to zaplotła ręce na piersi, odwróciła twarz w stronę wody, a potem znów spojrzała na niego. W końcu odezwała się znowu. – Doskonale wiesz, o czym mówię! Mógłbyś chociaż teraz przestać udawać.
Nieświadomie przestała zwracać się do niego „pan” chociaż starszy był o parę dobrych lat. W tej chwili jednak nie obchodził jej szacunek, bo do nieznajomego już go nie miała. Nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że w tym kraju mogą żyć aż takie kanalie. Pewny kolejny kapitoliński szczur, któremu Trzynastka uratowała wielki, tęczowy tyłek.
– Nie jest ci choć trochę głupio? – zapytała retorycznie, bo już zaraz kontynuowała swoją wypowiedź. – Najpierw odgrywasz przede mną swój teatrzyk zatroskanego przyjaciela, potem prosisz o to, żebym  ci pomogła, a na koniec jeszcze udajesz kogoś innego. – Starała się nie podnosić głosu, bo nie chciała zebrać wokół niepotrzebnej publiczności, ale czasem już nie mogła się powstrzymać. Nienawidziła, gdy ktoś wtrącał się w jej życie prywatne, a szczególnie, gdy zahaczał o tematy rodziny. Czuła się urażona. – Mógłbyś chociaż powiedzieć dla kogo działasz. Jakoś nie wydaje mi się, żebyś osobiście wpadł na taki pomysł. - A może? Może dlatego go kojarzyła?
Usiadła z powrotem na ławce, ale wszystko w niej chodziło. Po raz kolejny zapatrzyła się na swoje dłonie, nie mogą spojrzeć na mężczyznę. – To był cios poniżej pasa. Podszywać się, żeby zdobyć jakieś cholerne informacje. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – A wystarczyłoby po prostu być miłym, poprosić. Mniej by cię to kosztowało. Nie musiałeś uderzać od razu w mojego brata. – Szepnęła bardziej już smutna i zmęczona niż zła.


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Pon Mar 31, 2014 11:16 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPon Mar 31, 2014 12:38 am

Były dwie rzeczy na tym świecie, które irytowały mnie do granic możliwości. Ludzka hipokryzja oraz kobiety, wpadające w furię bez wyraźnego powodu.
Odchyliłem się ze zniecierpliwieniem na ławce, odruchowo masując sobie skronie, bo zalążek bólu, który kilka minut temu stanowił zaledwie delikatne pulsowanie, zaczynał rozrastać się do naprawdę trudnych do zignorowania rozmiarów. Przymknąłem na moment powieki, po czym przetarłem je lekko, próbując odpędzić zmęczenie. Słowa dziewczyny to przelatywały gdzieś obok, to wprost przeciwnie - wwiercały mi się prosto w mózg. Mniej więcej w połowie jej wypowiedzi zapomniałem już, czego w ogóle od niej chciałem i pragnąłem już tylko jednego - żeby w końcu zamknęła usta.
Kiedy poderwała się z ławeczki, przez chwilę miałem już nadzieję, że po prostu odejdzie, ale ona nie miała zamiaru odpuścić. Uroiwszy sobie coś w tej głowie wariatki (z każdą chwilą byłem coraz bardziej przekonany o jej szaleństwie, mimo że początkowo je odrzuciłem; jak widać, pozory myliły), nie przestawała rzucać oskarżeń, których nawet nie starałem się zrozumieć. Przechodzący przystanią ludzie zaczęli oglądać się w naszą stronę, rzucając mi nieprzychylne spojrzenia, jakbym to ja był winny furii mojej towarzyszki. Okej, prawda - może faktycznie nagiąłem trochę fakty, chcąc sprawić, żeby spojrzała na mnie przychylniej, ale zarzucanie mi oszustwa było przegięciem - zwłaszcza, że nic takiego nie powiedziałem. Co ona wyczytała w tym pieprzonym świstku, że poczuła się śmiertelnie zraniona?
- Byłoby mi naprawdę łatwiej odpowiedzieć na którekolwiek z twoich pytań, gdybyś raczyła wyjaśnić, o co ci do cholery chodzi - powiedziałem, ostrzej niż zamierzałem, wynajdując krótką lukę w jej monologu. Nawet nie zwróciłem uwagi, w którym momencie również przeszedłem na ty. Może po prostu dostosowałem ton do jej własnego, a może byłem już zbyt zirytowany, żeby przejmować się konwenansami. Bo rzeczywiście - przedłużająca się dezorientacja, jak zawsze, zaczęła powodować u mnie nieukierunkowaną w żadną konkretną stronę złość. Obserwując, jak siada z powrotem na ławce, wyciągnąłem z kieszeni upchniętego tam wcześniej papierosa, zapaliłem go, po czym zaciągnąłem się dymem. W tamtym momencie miałem już gdzieś, czy będzie jej to przeszkadzało - jeśliby sobie poszła, lepiej dla mnie.
Nic z tego. Co prawda już ciszej, ale wciąż mówiła, nadal posługując się tymi samymi, niezrozumiałymi argumentami. Przewróciłem oczami, biorąc głębszy wdech i starając się opanować nieco nerwy. Choć nie mogłem przyznać jej racji, nadmiar emocji w niczym mi nie pomagał, nie przybliżał też ani o milimetr w stronę rozwiązania problemu, jeśli w ogóle mogliśmy zaistniałą sytuację w ten sposób nazwać.
- Nie zrozumiałem ani słowa z tego, co powiedziałaś - odparowałem, kiedy w końcu zamilkła, wkładając sporo wysiłku, żeby moja wypowiedź nie zabrzmiała jak warknięcie. Znałem doskonale mechanizm kłótni - agresja budziła agresję, a każda kolejna jej dawka, jeszcze bardziej nakręcała obie strony. Co prawda nie wiedziałem, co sprowokowało dziewczynę, ale nie miałem zamiaru naciągać struny jeszcze bardziej. - I nie mam pojęcia, kim jest twój brat - dodałem, łapiąc się jej ostatnich słów, nadal jednak nie mając bladego pojęcia, o co mogło chodzić. Wciąż częściowo wytrącony z równowagi, rzuciłem do połowy wypalonego papierosa na ziemię, dogaszając niedopałek butem. - Wydaje mi się, że nasza rozmowa jest skończona - rzuciłem, postanawiając jednak zrobić jeszcze jedną rzecz. Z kieszeni spodni wyciągnąłem portfel, a z niego - dowód tożsamości. - Masz - mruknąłem, niedbale ciskając plastikowym prostokątem na ławkę między nami. - Żeby przypadkiem moje karygodne oszustwo nie spędzało ci snu z powiek.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPon Mar 31, 2014 6:12 pm

Okay, może faktycznie trochę przegięła z tym całym zamieszaniem. Za bardzo dała się ponieść emocjom, publicznie nawrzeszczała na mężczyznę, którego widziała po raz pierwszy w życiu. Fala złości już powoli mijała, co jednak nie oznaczało, że dała sobie spokój. Nadal miała mu za złe to, co usiłował zrobić. A sytuacji nie polepszał fakt, że, zdaniem Libby, facet najzwyczajniej udawał głupiego i nadal nie odpowiedział na jej pytania.
Gdy skończyła mówić, pozostał w niej już tylko jakiś wewnętrzny smutek oraz zmęczenie. Miała ogromną ochotę sobie pójść, zapomnieć o wszystkim i wrócić do swojego codziennego, spokojnego życia, gdzie nikt nie wtrąca się w nie swoje sprawy. Ale wtedy odezwał się znowu on. Już kiedy usłyszała pierwsze słowa, westchnęła na głos. Ale nie przerwała. Zauważyła z kolei, że on również zdawał się stracić cierpliwość. Jego głos był trochę ostrzejszy w porównaniu do tego z początku rozmowy. Jednak nadal żadnych słów wyjaśnień, jakiegoś wstydu… Czegokolwiek. I jeszcze twierdził, że nie wie nic o jej starszym bracie, choć dosłownie 4 minuty temu podał jej kartkę z jego imieniem i nazwiskiem. Nadal nic nie odrzekła.
I kiedy myślała, że po raz kolejny spróbuje jej wmówić, że nie rozumie, co tu się stało, dał wyraźny znak, iż nie będą już dłużej rozmawiać. Widać on też nie mógł jej dłużej znieść. Chciała wstać, ale wtedy rzucił między nich plastikową kartę. Nie skomentowała tego, co powiedział, lecz po prosu sięgnęła dowód, dodając wyraźnie zaakcentowane „dziękuję”. Mimo to w środku nie była już taka pewna.
Za nim na niego zerknęła, wyjęła swój z wewnętrznej kieszeni kurtki. Była świadoma, że ten dokument, jak każdy inny można było podrobić. Miała nadzieję, że, w razie czego, jeśli będzie mogła porównać go z oryginałem, wychwyci pewne nieścisłości.
Pierwsze, co zrobiła to sprawdziła nazwisko. Faktycznie – należał do Malcolma Randalla, co wywołało u niej swego rodzaju niepokój, który starała się ukryć przed mężczyzną. Przesunęła palcem po dowodzie, obejrzała każdy szczegół, numer, podpis, ramki i tak dalej, ale nie zerknęła na resztę danych. Podświadomie tego obawiała się najbardziej. Kiedy jednak stwierdziła, że nie widzi nic nadzwyczajnego, zerknęła na właściciela. To było niemożliwe. Musiała wrócić do karty – sprawdziła daty, miejsce urodzenia, zdjęcie oraz jeszcze kilka innych szczegółów. Nie wierzyła, więc obejrzała wszystko od nowa. Nadal nie miała przywidzeń, chociaż bardzo chciała. Nie miała też już prawie żadnych wątpliwości. Prawie.
Była świadoma, że trzyma dokumenty stanowczo za długo. Dłużej nawet niż Strażnicy Pokoju. Bała się oddać mu jego własność. Nawet nie chodziło tu o przyznanie się do winy, bo z tym nie miała takich problemów. Chodziło o to, co wyszło na jaw przy okazji. I w co za nic nie mogła uwierzyć, chociaż stał przed nią jako żywo.
Odchrząknęła. Próbowała wyglądać obojętnie, jeszcze panować nad sobą, nad tym wszystkim, co w tamtej chwili chciało z niej ulecieć. Podniosła na niego oczy i pomyślała, że już chyba rozumie, dlaczego wydawał jej się znajomy. Chociaż może to wszystko tylko jakiś poprany sen? Jeśli tak, chciałaby się już obudzić. – Co byś zrobił, gdybym powiedziała ci, kim jestem? – zapytała, ale zaraz potem zmieniła zdanie. – Nie, opowiem ci coś. Krótki fragment historii, ale powinien wszystko wyjaśnić. Potem zrobisz, co zechcesz – pójdziesz sobie i zapomnisz o naszej rozmowie czy cokolwiek innego, ale wysłuchaj mnie. – Nie oddała mu dokumentów. To był celowy zabieg. Musi się chociaż dowiedzieć. Czy uwierzy? Pewnie nie, ale przynajmniej spróbuje. To i tak dużo, że ona domyśla się prawdy.
– Urodziłam się w Dziewiątce w dystrykcie zbóż i łąk, choć sama tego nie pamiętam. Byłam najmłodsza spośród pozostałej trójki mojego rodzeństwa – dwóch braci i jednej siostry. Najstarszy z nich w wieku piętnastu lat został wylosowany do wzięcia udziału w Głodowych Igrzyskach. I wygrał je. Potem zabrał naszą całą rodzinę do Kapitolu, gdzie mieszkaliśmy przez kilka lat. – Wzięła głęboki oddech, bo mówiła coraz ciszej. – Powinieneś wiedzieć, co stało się potem – stwierdziła i wyciągnęła do niego obie dłonie: w prawej leżał jego dowód, a w lewej jej.


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Wto Kwi 01, 2014 7:23 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyWto Kwi 01, 2014 5:54 pm

Krew wciąż głośno szumiała mi w uszach, kiedy dziewczyna rzuciła krótkie 'dziękuję' i wzięła do ręki dowód. Oparłem się plecami o ławkę, patrząc to na jej ręce, to na wyraz twarzy, i starając się oddychać w miarę równo. Nie powinienem dawać się tak łatwo wytrącić z równowagi - nerwy i zbyt intensywne emocje stanowiły słabość, którą każda bardziej rozgarnięta osoba była w stanie wykorzystać. Dlatego czas, jaki moja towarzyszka poświęciła na uważne przyglądanie się dokumentom (z niewiadomych przyczyn - i swoim, i moim), ja wykorzystałem na uspokojenie zbyt szybko bijącego serca.
Powoli, z każdą porcją wciąganego do płuc powietrza, nerwowe drżenie rąk mijało, a w głowie zaczęło mi się rozjaśniać. Nadal co prawda nie potrafiłem poskładać do kupy elementów układanki, którą zaserwowała mi nieznajoma (obserwowanie jej przedłużających się, szczegółowych oględzin, też bynajmniej nie pomagało), ale przynajmniej odzyskałem część kontroli nad sytuacją. Niestety, tylko tę, która dotyczyła wyłącznie mojej osoby.
Kiedy zerknęła na mnie znad plastikowych kart, uniosłem wyżej brwi, rzucając jej pytające spojrzenie, ale jeśli liczyłem na jakiś komentarz, czy może słowo wyjaśnienia - musiałem zadowolić się kolejnymi minutami oczekiwania. Odchrząknąłem cicho, mając ochotę zapytać, CO właściwie miała nadzieję znaleźć na wydanych przez Kapitol blankietach, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Z dwojga złego, od bezsensownych oskarżeń, wolałem milczenie.
Nie wiem, jak długo tam siedzieliśmy; ani razu nie spojrzałem na zegarek, a czas, sam w sobie, zdawał się biec tylko sobie znanym rytmem. Może było to kilka sekund, które w mojej wyobraźni urosły do rangi długich minut, a może spędziliśmy na ławce pół dnia. Tak czy inaczej, kiedy już wydawało się, że panująca między nami cisza nie zostanie przerwana, dziewczyna zdecydowała się odezwać.
Co byś zrobił, gdybym powiedziała ci, kim jestem?
Zmarszczyłem brwi, po raz kolejny nie rozumiejąc pytania, ale nie zdążyłem nawet pomyśleć o otworzeniu ust, bo jak się okazało, jej wypowiedź doczekała się ciągu dalszego. Ciągu, który choć powinien wyjaśnić wszystko, w rzeczywistości był bombą, podłożoną pod mój starannie poukładany światopogląd; a gdy dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dwa opatrzone tym samym nazwiskiem dowody tożsamości, po prostu podpaliła lont.
Przeniosłem wzrok z jej twarzy na dokumenty powoli, z ociąganiem. Prawda już zaczynała przeciągłym wyciem dzwonić mi w głowie, choć zdrowy rozsądek wciąż jeszcze ją ignorował, ciesząc się ostatnimi chwilami błogiego zaprzeczenia. Ale nadrukowane na sztywnym prostokącie znaki były zbyt wyraźne, żeby można było mówić o pomyłce. Lizbeth Randall.
Libby.
Moja mała Libby.
To niemożliwe.

- To niemożliwe - powtórzyłem cicho za własnymi myślami. Po co - sam nie wiedziałem. Nie chodziło tu przecież o zaprzeczenie niezaprzeczalnego - było to zwyczajnie coś, co ludzie zwykli mówić w takich chwilach. Zacisnąłem na moment powieki, może licząc na to, że kiedy ponownie je otworzę, obudzę się w innym miejscu, albo stwierdzę, że coś mi się przywidziało; ale nie, ciemne litery wciąż tam były, tak samo ostre jak przed chwilą. Nie mogłem nawet podejrzewać, że śnię - gdzieś przeczytałem przecież, że w snach nie można było czytać. A więc to było prawdziwe, realne, a jednak nie potrafiłem nie węszyć podstępu. Tyle lat spędziłem przecież na szukaniu jakiegokolwiek śladu po rodzeństwie, bez skutku. A tymczasem siostra, moja rodzona siostra, siedziała obok mnie na ławce, a ja nagle zacząłem się zastanawiać - jak mogłem nie zorientować się od razu, w pierwszej sekundzie? Przecież jej oczy były takie same, co prawda okolone inną twarzą, ze zmienionymi rysami i dłuższymi włosami, ale wciąż jej.
Odłożyłem dokumenty na bok, jednocześnie wstając z ławki, bo wiedziałem, ze nie usiedzę ani chwili dłużej. Podszedłem do barierki, oddzielającej przystań od wody i zacisnąłem dłonie na chłodnym metalu, zupełnie jakbym chwytał się rzeczywistości. O czaszkę obijało mi się co najmniej pięć tysięcy pytań jednocześnie, tworząc bezładną kakofonię i sprawiając, że nie miałem pojęcia, które zadać najpierw. A może żadne? Co powinienem zrobić? Gdyby to był jeden z kapitolińskich melodramatów, nadawanych na wątpliwej jakości stacjach telewizyjnych, zapewne rzucilibyśmy się sobie w ramiona, wylewając potoki rzewnych łez, ale szczerze mówiąc, była to ostatnia rzecz, która przychodziła mi do głowy. Gdzieś w klatce piersiowej zapaliło się bowiem nowe uczucie, które celnymi ukłuciami nie pozwalało mi w pełni ucieszyć się ze spotkania.
Wyrzuty sumienia.
Przetarłem ponownie powieki. Mimo że od kilku dni nie mogłem spać, dawno nie czułem się bardziej rozbudzony. Nierozwiązane kwestie aż prosiły się o wyjaśnienie, pchając mi się na usta. Pierwszą z nich było zwyczajne jak, później - co z resztą? Maisie, Hugh, rodzicami? Czy żyją, gdzie byli przez cały ten czas, jak udało jej się wrócić do Kapitolu, a może nigdy z niego nie wyjechała? Odwróciłem się z powrotem w stronę Libby, chcąc zapytać o to wszystko, ale kiedy moje spojrzenie zahaczyło o jej twarz, nawiedziła mnie inna wizja - obraz drobnej pięciolatki, która wielkimi jak ćwierćdolarówki oczami wpatrywała się w przecinające jasne niebo poduszkowce. I może dlatego pierwsze słowa, które w końcu opuściły moje usta, brzmiały tak, a nie inaczej.
- Jesteś pilotem - powiedziałem, po raz pierwszy od dłuższego czasu pozwalając sobie na uśmiech; z kilkuletnią Libby wciąż majaczącą mi przed oczami.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyWto Kwi 01, 2014 9:18 pm

Chwila, gdy zamilkła był najgorszą częścią całej tej rozmowy. Już wtedy to wiedziała.
Wstrzymała oddech, ale mimo to czuła jak serce mało nie rozsadza klatki piersiowej. Bała się, że słychać je w całym Kapitolu i już za minutę przechodnie po kolei zaczną zwracać swoje oczy w jej stronę. Czy się denerwowała? Okropnie. Ten moment mógł stać się punktem zwrotnym w życiu dziewczyny lub kolejną porażką na linii Libby-rodzeństwo. Nie wiedziała, co się działo w głowie Malcolma. Przecież równie dobrze mógł zachować się tak jak ona wcześniej, nie uwierzyć i uciec. Mógł stwierdzić, że nadal nie rozumie o czym mówi. Opcji było wiele – jedne bardziej, a inne mniej prawdopodobne. A czego chciała ona? Chyba najbardziej odzyskać go. Wiedziała, że po tylu latach może nie być łatwo, jednak był to już jakiś zalążek rodziny. Ktoś naprawdę bliski. I do tego dochodziło jeszcze jedno – nadzieja, która, jak wydawało się jej do tej pory, znikła bezpowrotnie. Takie mały, ale jasny punkcik w ciemnym tunelu.
Obserwowała go uważnie. Jego mózg przetwarzał kolejne informacje, szybko łączył fakty, a to odbijało się w twarzy. Zaciskała palce na dokumentach, mając nadzieję, że wszystko idzie w dobrą stronę. I chyba właśnie tak było. Wyglądał tak jak ona parę minut temu – zszokowany jak gdyby właśnie zobaczył ducha. W pewnym sensie było w tym sporo racji.
- To niemożliwe – powiedział. Miała zamiar kiwnąć głową, ale nie udało się przełamać siły spiętych mięśni. Była w stanie tylko rejestrować jego kolejne reakcje. Chciała, aby w końcu się odezwał – powiedział coś, co da jej całkowitą pewność. Z drugiej strony bała się mu przeszkodzić. Sama miała okropny mętlik w głowie, a do niego dopiero wszystko docierało.
Czy w tamtej chwili czuł się tak samo nieswojo jak ona? Pomyślała o całej tej rozmowie – o niezobowiązujących formułkach zarezerwowanych dla nieznajomych, o zaufaniu, jakie wzbudził w niej w pierwszych chwilach, o przeczuciu, że kiedyś już gdzieś się spotkali i w końcu o tym, jak publicznie oskarżyła go o to, że podszywa się pod samego siebie. Na samą myśl skrzywiła się z niesmakiem, ale Malcolm tego nie zauważył – odwrócił się do niej plecami, jednocześnie dając chwilę na pozbieranie się. Odłożyła dokumenty na bok i zamykając oczy, oparła się o ławkę. Przeczesała włosy palcami na czole i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak te wszystkie emocje ją wyczerpały. Ale nie fizycznie – po dzisiejszych wydarzeniach była tak pobudzona, że pewnie przez najbliższych kilka nocy będzie miała problem z zaśnięciem.
No właśnie. Pozostawało sporo kwestii do omówienia, a właściwie do opowiedzenia. Ile to było… 20 lat się nie widzieli? Głośno wciągnęła powietrze do płuc – 20 lat to kawał czasu, co zresztą widać po ich obojgu. Przez ten okres jej brat mógł kilka razy ożenić się, mieć dzieci… Albo inaczej: mógł jak ona walczyć w rebelii, uciekać, ścigać zbrodniarzy wojennych. Może spotkał kiedyś resztę rodzeństwa? Postanowił zmienić świat? Wszystko, dosłownie wszystko. W tej chwili ona nawet nie wie, czym zajmuje się w życiu. Otworzył własny biznes albo związał się z Rządem? Tyle pytań, tyle czasu do nadrobienia.
„Jesteś pilotem.”(A teraz look na nowy avatar Libby <33) Szybko otworzyła oczy. Nie umknęło jej, że ton jego głosu stał się bardziej pogodny. Czyli zaakceptował to? – Gdzieś tam w środku wiedziała, że tak było, ale niepewność nie chciała opuścić Libby. Zbyt dużo się wydarzyło w zbyt krótkim czasie.
Na początku tylko kiwnęła głową. Zaraz jednak zreflektowała się – Pilotem w zawieszeniu, jeśli istnieje coś takiego – sprecyzowała. Raczej „bezrobotnym pilotem” albo „pilotem, jeśli kiedyś znów najdzie taka potrzeba, czytaj, jeśli wybuchnie wojna”. W tej chwili ten zawód był najbardziej bezsensowny spośród całej masy innych. Grunt, że w ogóle przynosił zysk, choć teoretycznie nie powinien. – Wydaje mi się albo cię to nie dziwi? – Również się uśmiechnęła. Od małego podziwiała samoloty i marzyła, że kiedyś znajdzie się wśród chmur. Wcześniej miała ambicje na zostanie rycerzem, ale to już inna historia i nie warto tego roztrząsać.
– A Ty?- Spojrzała na niego ciekawie. – Czym się zajmujesz? że do tej pory się nie spotkaliśmy?
To wszystko było okropnie absurdalne i wiedziała to aż za dobrze. Gdyby usłyszała o czymś podobnym, pomyślałaby, że z tymi ludźmi jest coś nie tak. Ale ta sytuacja była wyjątkowa i dotknęła jej samej, więc nawet nie dopuszczała opcji, że mogłoby wyglądać inaczej. Bezsens zrzuciła na karb przeszłości, a to, że czuła się niepewnie na to, iż nadal nie mogła uwierzyć.
– Malcolm. – Zmieniła temat. Poczuła się nieco dziwnie znów wypowiadając to imię na głos do osoby, z którą najczęściej je utożsamiała. To trochę jakby uczyła się mówić i smakowała nowych słów. – Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe tego zamieszania, które wywołałam kilka minut temu. – Tak, w tamtej chwili najbardziej czuła się winna właśnie tego. Że nie poznała rodzonego brata. Że nie uwierzyła, że to on. Chciała, aby ostatnie zdanie zabrzmiało jak najzwyczajniej, ale wtedy fala ciepła  zalała jej policzki. Nie żeby miała jakieś problemy z przepraszaniem czy przyznawaniem się do błędów… po prostu było jej  strasznie głupio.


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Sro Kwi 02, 2014 5:26 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySro Kwi 02, 2014 2:24 am

Tadaaa, po co spać, skoro można pisać posty?

Dawno już nie czułem się tak skołowany.
Miałem wrażenie, że w mojej głowie obudziła się jednocześnie setka różnych ludzi, po czym każdy z nich zaczął chaotycznie wywrzaskiwać swoją opinię, której z jednej strony nie chciałem wysłuchać, ale z drugiej - nie byłem w stanie zignorować. Przez chwilę próbowałem je uciszyć, przywołując na myśl coś innego, a w rzeczywistości sprawiając tylko, że głosy zaczęły jeszcze agresywniej dopominać się o moją uwagę. W efekcie nie wiedziałem już, co właściwie czuję w związku z niespodziewanym odnalezieniem Libby. Jakaś część mnie cieszyła się jak głupia, ignorując wszelkie konsekwencje i przekonując, że przecież tego właśnie chciałem; że nie tylko dostałem z powrotem kogoś, kogo spisałem już na straty; że moja siostra była zdrowa, cała i najwyraźniej miała się dobrze. Ta część namawiała mnie do przytulenia jej, zabrania w jakieś spokojne miejsce, przeprowadzenia długiej rozmowy i nie spuszczania z oka już nigdy więcej. Ale była też inna, twardo stąpająca po ziemi, która przypominała mi o tym, że jak wszystko, i ten medal miał dwie strony. Perspektywa posiadania rodziny była cudowna, ale wiązała się też z ryzykiem. Mogła stanowić zarówno silny punkt, jak i największą słabość, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia.
Przełknąłem głośno ślinę, kiedy przed oczami stanęła mi twarz Davida, czując się, jakby do żołądka wpadła mi nagle kostka lodu. Mężczyzna, psychol, który co prawda nie pokazał się od ostatniego miesiąca, ale który obiecał mi też jedną rzecz - zemstę za to, że dwadzieścia cztery lata temu zabiłem na arenie jego siostrę. Co by się stało, gdyby dowiedział się o Libby? Spojrzałem na nią; mimo, że minęły dwie dekady, wciąż widziałem w niej drobną, młodszą siostrzyczkę. Nawet jeśli wiedziałem, że była twardsza, niż wyglądała (w końcu nie byle kto zostaje pilotem w służbie Kapitolu), to nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której ktoś robi jej krzywdę z mojego powodu. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nigdy więcej nie spojrzałbym w lustro.
Wróciłem powoli na ławkę, opadając na nią z cichym westchnięciem i przez ułamek sekundy dopuszczając do siebie myśl, że lepiej byłoby dla niej, gdybyśmy nigdy się nie spotkali. Niestety - tylko przez ułamek. Moje samolubne 'ja' nie pozwoliło mi rozważać tej kwestii ani chwili dłużej.
Uśmiechnąłem się, po raz kolejny starając się odepchnąć od siebie myśli, żeby wyciszyć szalejący w głowie huragan.
- Odnoszę wrażenie, że teraz już nic mnie nie zdziwi - powiedziałem, nadal jej się przyglądając, jakbym chciał nadrobić te wszystkie lata, kiedy mogłem oglądać jej twarz jedynie na wyblakłym, skrajnie nieaktualnym zdjęciu. Podświadomie wciąż czekałem, aż ktoś wyskoczy zza latarni krzycząc 'Mamy cię!', bo choć wiedziałem, że takie rzeczy się zdarzały, nigdy nie przypuszczałem, że spotkają akurat mnie.
Słysząc jej pytanie, zawahałem się. Ale tylko na moment.
- Jestem mentorem w zawieszeniu, jeśli istnieje coś takiego - odparłem, celowo parafrazując jej własne słowa, ale tym razem się nie uśmiechnąłem; miałem nadzieję, że owo 'zawieszenie' będzie dożywotnie. - Czyli można powiedzieć, że aktualnie jestem bezrobotny. - Oprócz tego, że po godzinach dowodzę tajną organizacją, Kolczatka - może o nas słyszałaś?, dodałem w myślach, rzecz jasna nie wypowiadając niczego z tego na głos, choć po cichu marzyłem, żeby móc być z nią szczerym. Zdawałem sobie jednak sprawę, że mimo odkrytego pokrewieństwa, wszystkie poprzednie wątpliwości pozostawały jak najbardziej realne - wciąż nie wiedziałem, czy nie pracuje dla rządu, nie popiera Coin, nie donosi Strażnikom. Nie oszukujmy się - nie mogłem z góry wykluczyć takiej opcji tylko dlatego, że chodziło o moją siostrę.
Drgnąłem, kiedy z jej ust padło moje imię. Być może była to tylko moja wyobraźnia, ale coś w jej głosie - sposób, w jaki wypowiadała sylaby, znajomy akcent, barwa - znów wywołało z mojej pamięci dom. A przez chwilę, krótki jak mrugnięcie powieką moment, czułem się, jakbym gdzieś należał - nawet jeśli tym czymś była tylko samotna ławka przy kapitolińskiej przystani.
Chyba na starość stawałem się coraz bardziej sentymentalny.
- Za złe? - powtórzyłem, jakby nie rozumiejąc, bo na początku faktycznie nie dotarło do mnie, że miała na myśli to, co najprawdopodobniej miała. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, a palące wyrzuty sumienia w klatce piersiowej powiększyły nieco swoje rozmiary. - Libby, oboje wiemy, że jeśli któreś z nas może mieć drugiemu cokolwiek za złe, to nie jestem to ja - powiedziałem, może trochę zbyt gorzko. Jej imię wymówiłem celowo, mimo że z oczywistych względów wcale nie musiałem zwracać się bezpośrednio do niej; zupełnie jakbym chciał sprawdzić, czy jeszcze potrafię poprawnie je wyartykułować.
Na pół minuty uciekłem wzrokiem gdzieś w bok, przypominając sobie o czymś, o czym nigdy nie miało mi być dane tak naprawdę zapomnieć - że to ja ponosiłem winę za rozpad naszej rodziny. Gdybym nie ściągał ich na siłę do Kapitolu, gdybym zwyczajnie wrócił do Dziewiątki, wyjeżdżając do stolicy tylko na Igrzyska, być może wciąż bylibyśmy wszyscy w komplecie.
- Posłuchaj - zacząłem, uświadamiając sobie, że przecież Libby z nimi była - przynajmniej przez jakiś czas, ale na pewno była. - Muszę o to zapytać. - Ponownie przeniosłem na nią spojrzenie. Miałem ochotę złapać ją za rękę, ale powstrzymałem ten odruch. - Co się z wami działo? Czy Maisie, Hugh, rodzice... wiesz, gdzie są teraz? - zapytałem, w ostatniej chwili zastępując ostatnie zdanie, które pierwotnie brzmiało: wiesz, czy jeszcze żyją?
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySro Kwi 02, 2014 7:30 pm

Atmosfera wokół z każdym słowem poprawiała się. Nawet pogoda zdawała się nasłuchiwać ich rozmowy i słońce, które wychyliło się zza chmur, coraz mocniej oświetlało Kapitol, jednocześnie niosąc ze sobą majowe ciepło. Z kolei pomarszczona powierzchnia wesoło mieniła się od tych jasnych promieni. Nawet pozostali mieszkańcy, przebywający akurat na przystani, z daleka wydawali się szczęśliwsi i co najważniejsze przestali zwracać na nich uwagę.
Malcolm powrócił obok niej na ławkę, co przyjęła z uśmiechem. Jednocześnie domyślała się, że ich spotkanie jeszcze trochę potrwa. Nawet jeśli mieliby rozmawiać o błahostkach. Stwierdziła, że to pewnie przez chęć nadrobienia przeszłości. Niedosłownie oczywiście. Na tamtą chwilę nie wiedzieli o sobie nic i radość z ponownego spotkania napędzała w nich obopólną ciekawość. To prawie jakby byli dawnymi znajomymi ze szkoły i niespodziewanie spotkali się po wielu latach z tą różnicą, że łączyły ich więzy krwi. Jednocześnie wiedziała, że nie będą w stanie opowiedzieć wszystkiego. W sumie bałaby się to zrobić. Przez te kilkadziesiąt lat zdarzyło się wiele rzeczy, z których nie była dumna. Co więcej nie chciałaby też znać każdego szczegółu z jego życia. Czasem po prostu lepiej jest nie wiedzieć. A przynajmniej do momentu, aż oboje jakoś nie poradzą sobie z nową sytuacją.
Tak jak on przyglądał się jej, ona również nie mogła oderwać od niego wzroku. Nie potrafiła nie próbować sobie przypomnieć ostatnich obrazów z Kapitolu, a potem nakładać je na osobę, którą miała przed sobą. Co prawda była wtedy jeszcze mała, ale już wiedziała, że wspomnienia należy pielęgnować, utrwalać, bo wszystko przemija. Miała przed oczami nieliczne przebłyski wysokiego, dziewiętnastoletniego chłopaka o smutnej albo poważnej twarzy. Po za tym niewiele więcej. Jakiś wieczór, gdy akurat przebywał w domu… Ile byłaby w stanie oddać, żeby to nie było tak dawno temu.
Usłyszawszy odpowiedź na swoje pytanie, pomyślała, że nie tego się spodziewała.
Oczywiście wiedziała, że nadal jest mentorem i nie to ją zdziwiło, ale fakt, że nie zajął się też czymś innym. To by oznaczało, iż w tej chwili jego dni wyglądają podobnie do jej – są pełne lenistwa i nudy, którą próbuje się wyeliminować różnymi sposobami. Chociaż z drugiej strony on mógł pomyśleć o niej w ten sam sposób. Dlaczego nie chwyciła się innej pracy? Bo kochała to, co robiła i nie wyobrażała sobie siebie nigdzie indziej. A on? Mentorowanie wiąże się z braniem udziału w Igrzyskach, a to przecież nie powinno należeć do najmilszych przeżyć. Nie chciał zająć się też czymś innym? Wątpiła, że zdążył zapomnieć przykre wspomnienia z własnego dzieciństwa, dlatego nie do końca rozumiała, co nim kierowało. Może to ona nie była w stanie zrozumieć jego sytuacji? No, nie ważne. Już o to więcej nie pytała ani drążyła tematu. Najwidoczniej dobrze było mu tak jak było.
Kolejnymi swoimi słowami niechcący sprowadziła rozmowę na zupełnie inne tory niż zamierzała. Nie chciała prowokować tego tematu, ale najwidoczniej sam nasunął się Malcolmowi. Pomimo początkowego niezrozumienia, pomyślał o czymś, o czym i ona nie lubiła rozmawiać. Już kiedy wypowiedział jej imię, wyczuła, że stąpają po niebezpiecznym gruncie. I mimo że starała się tego nie rozpamiętywać, musiała coś powiedzieć: – Nic nie mów, proszę. To było dawno, minęło. Ważne, że teraz wszystko wraca na swoje miejsce.
Zawsze, gdy myślała o przeszłości pierwsze, co przychodziło jej na myśl to pozostawienie małej dziewczynki w Trzynastce. Nie była w stanie wymazać go ze swojej pamięci. Musiała szybko pomyśleć o czymś innym.
Okazało się, że tym razem nie będzie tak łatwo odwrócić uwagę od tamtych wydarzeń. Malcolm musiał już gdzieś w swojej głowie przywrzeć do tego tematu. I chociaż wiedziała, że dla niego jest tak samo trudny jak dla niej i kiedyś, prędzej czy później, będą musieli go poruszyć, to i tak chciał to odłożyć na jak najdłuższy czas.
„Czy Maisie, Hugh, rodzice... wiesz, gdzie są teraz?” – odbijało się echem w jej głowie. Zasługiwał na prawdę, tak Libby?
– Nie. – Powoli ubierała w słowa kolejne myśli, bo wiedziała, że Malcolm czeka na ciąg dalszy ich historii. Przemyślała sobie to wszystko i kontynuowała. -  Kilka dni po ucieczce z Kapitolu ojciec zaczął mieć wątpliwość, czy dobrze zrobiliśmy. Za szybko podjęta decyzja, mało czasu na przygotowania i trójka dzieci na karku. Domyślasz się, o co chodzi. – Spojrzała mu w oczy i po chwili znów mówiła. – Coś niewyobrażalnego, ale mimo to nie mogliśmy wrócić.Raczej nie chcieliśmy albo nam nie pozwalano. – Kilka razy zgubiliśmy drogę, zapasy się kończyły i z każdym dniem byliśmy w coraz gorszych nastrojach. W końcu coś pękło i Hugh nie dał rady. Znaczy… - zawahała się na moment. Chciała być precyzyjna, ale w tej kwestii łatwiej było o pomyłkę niż prawdę. - Tej części bardziej się domyślam, bo niczego mi nie powiedział. Pewnego razu po prostu zostaliśmy sami. Nigdzie nie było rodziców ani Maisie. Przez kilka dni szukał ze mną czegoś, w czego istnienie chyba sam nie do końca wierzył, ale się nie poddał. Chyba to nas uratowało. W końcu dotarliśmy do Trzynastki. A dalej... Może to było kilka dni, a może kilka godzin, ale Hugh też zniknął bez żadnego słowa. Ja zostałam i do tej pory nie widziałam nikogo z nich. A przynajmniej ich nie rozpoznałam.
Przez cały czas starała się, aby jej głos brzmiał jak najnormalniej, ale tak skupiła się na sensie, że w końcu nie wiedziała jak to wyszło. Znów zerknęła na Malcolma i powoli się uśmiechnęła, próbując dać do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPią Kwi 04, 2014 4:10 pm

Przepraszam za tą kupę i za zwłokę, czwartki chronicznie przepuszczają mój mózg przez maszynkę do mielenia mięsa. :c

W głosie Libby nie było wyrzutu.
To była pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę, zanim jeszcze zacząłem uważniej wsłuchiwać się w słowa. Potarłem bezwiednie skroń, przyglądając się jej twarzy - jakbym sprawdzał, czy poszukiwane przeze mnie emocje nie ukryły się właśnie tam - ale nie dopatrzyłem się żalu ani w znajomych tęczówkach, ani w błądzącym gdzieś po ustach uśmiechu. Pewnie powinno to poprawić mi humor, sprawić, bym poczuł się lepiej; w końcu mogłem mieć świadomość, że przynajmniej jedna osoba wybaczyła mi mój błąd, nawet jeśli ja sam nie byłem w stanie tego zrobić. Ale w rzeczywistości było kompletnie na odwrót i z dwojga złego wolałabym chyba, żeby dziewczyna znowu zaczęła krzyczeć.
Kiedy opowiadała, przymknąłem na chwilę powieki, usiłując wyobrazić sobie to wszystko - rodziców z plecakami, ciągnących za sobą trójkę dzieci, z których tylko jedno miało więcej niż siedem lat; Hugh, próbującego pocieszać młodsze siostry, a w rzeczywistości zachowującego czujność, oceniającego szanse, obserwującego rozhisteryzowaną matkę i targanego wątpliwościami ojca, aż wreszcie tracącego cierpliwość i wyruszającego we własną wędrówkę do mistycznej Trzynastki. Co działo się z nim teraz? Co takiego kazało mu zostawić cel podróży, gdy w końcu go osiągnął, razem zresztą z Libby, która przecież była wtedy tylko dzieckiem? Gdzie była Maisie i rodzice, skoro wiedziałem, że żadne z nich nigdy nie dotarło do Dziewiątki?
Lista pytań wydawała się nieskończona, a choć każde jedno z nich zadawałem sobie już wcześniej, to dzisiaj, odkurzone i wyciągnięte z otchłani świadomości, nabrały nowego znaczenia. Wiedziałem, że to źle - że nie powinienem znów roztrząsać zamkniętych spraw, rozdrapywać starych ran i zaczynać ślepej pogoni za niedoścignionym od początku, ale od dzisiejszego ranka coś się zmieniło - i nie mogłem już nic na to poradzić. Bo Libby, choć zapewne nieświadomie i na pewno nie celowo, dała mi coś, czego w tamtej chwili potrzebowałem najmniej, ale czego jednocześnie nie byłem w stanie nie przyjąć - nadzieję. Naiwną i głupią, która już wtedy zaczęła powoli rozrastać się gdzieś w sercu, na razie niezbyt zauważalna, ale już dająca o sobie znać. Pogrzebana dawno temu, teraz podlana nowymi wydarzeniami - bo skoro jednemu z nich się udało, to dlaczego nie reszcie? Może Maisie i Hugh też znaleźli gdzieś w Panem swoje miejsce? Potrząsnąłem głową. To, co robiłem, nie prowadziło donikąd, ale raz zasianej myśli nie da się tak łatwo wykorzenić. Oczywiście wiedziałem, że nadzieja w końcu ponownie zniknie. Może po roku, może po pięciu, a może po ponownym przeszukaniu wszystkich dystryktów i przekopaniu Kapitolu wzdłuż i wszerz - ale zniknie. Pytanie tylko, ile szkód zdąży wyrządzić po drodze.
Kiedy zamilkła, nie odpowiedziałem od razu. Nie miałem pojęcia, jakie słowa nadawałyby się do wypowiedzenia, poza tym - nie chciałem zasypywać jej kolejnymi pytaniami, które same cisnęły mi się na usta, mimo że nieustannie przypominałem sobie, że mamy czas; że teraz, kiedy już się odnaleźliśmy, nie utracę jej ponownie; że będę mógł zadzwonić do niej w każdej chwili. Dlatego po prostu przeniosłem wzrok na spacerujących po przystani ludzi, zastanawiając się, jak to możliwe, że są tak bardzo nieświadomi tego, co właśnie rozegrało się w moim życiu. Gdzieś w środku mnie tkwiło bowiem przekonanie, że świat powinien w jakiś sposób odpowiedzieć, podczas gdy on trwał sobie w najlepsze, kompletnie nie przejmując się ludzkimi problemami. Z jednej strony czułem się z tego powodu głupio, ale z drugiej - czy nie wszystkim nam czasem się wydaje, że nasze małe tragedie dotyczą też wszystkich dookoła?
Nawet nie zorientowałem się, w którym momencie moje palce zacisnęły się lekko na dłoni Libby; nie do końca zdawałem sobie też sprawę dlaczego. Być może chciałem w ten sposób dodać jej otuchy i odgonić wspomnienia, które sam wyciągnąłem na światło dzienne. A może nie. Może po prostu potrzebowałem fizycznego potwierdzenia, że była prawdziwa, a nie stanowiła jedynie wytworu mojej wyobraźni.
- Nie wierzę w przeznaczenie - powiedziałem cicho, lekko zachrypniętym głosem. To była prawda - nigdy nie przekonywała mnie idea jakiejś wyższej siły, kierującej naszymi ścieżkami. Kiedyś - bo byłem zbyt butny, żeby przyznać, że ktoś może mieć nade mną władzę; dzisiaj - bo zbyt wiele napatrzyłem się na dobrych ludzi, których spotykały ciągle i ciągle złe rzeczy. - Ale cokolwiek sprowadziło nas dzisiaj tutaj, cieszę się, że to zrobiło - dodałem, posyłając jej uśmiech. Prawda była taka, że powód, dla którego spotkałem się z młodą pilotką nad Moon River, już jakiś czas temu zniknął mi z pola widzenia. Zapewne kiedyś miał tam wrócić, na chwilę obecną jednak nic nie było w stanie przyciągnąć mojej uwagi bardziej, niż fakt, że nie byłem już tak samotny, jak jeszcze kilka godzin temu.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySob Kwi 05, 2014 3:41 pm

Teraz i ja przepraszam za poślizg i ewentualne błędy, ale spieszyłam się

Gdy była młodsza, wybaczanie wydawało się o wiele trudniejsze. Bo niby dlaczego miałaby zapomnieć czyjeś przewinienia, ponownie zaufać, a potem znów dać się oszukać? Cały ten proces przypominał jej błędne koło, z którego nie ma ucieczki. Nie ma ideałów i każdy prędzej czy później zawodzi. Zachowanie urazy dawało, jak jej się wtedy wydawało, swego rodzaju bezpieczeństwo – ci, którzy naprawdę zranili byli odsuwani na dalszy plan, czyli prawdopodobieństwo, że znów ktoś ją opuści stawało się mniejsze. Jednocześnie przez ten sposób myślenia stawała się coraz bardziej wyobcowana. Początkowo nie przejmowała się tym – w ciszy znajdowała spokój i ukojenie. Do tego nikt nie przeszkadzał jej, gdy pogrążała się w swoich myślach.
Minęło kilka miesięcy, gdy dorosła do myśli, że już na zawsze zostanie sama. Potem kilka lat, aby zrozumiała, że to wszystko było bez sensu. Zmarnowała życie przez swoje chowanie urazy, której nawet nikomu nie okazała. Pewnego dnia wybaczenie przyszło samo i zdjęło z chudych ramion ciężar smutku i samotności. To był moment oczyszczenia. Od tamtej pory obiecała sobie, że nigdy już się tak nie zachowa.
Właśnie przez to nie byłaby w stanie krzyczeć na Malcolma, nie ważne jak bardzo by tego chciała. Zresztą nie czuła się na siłach, aby to robić – przez te wszystkie emocje miała wrażenie, że gdy tylko wróci do domu, położy się na kanapie i nie wstanie przez najbliższy tydzień. Nie chodziło o to, iż się nie cieszyła. Cieszyła się i gdzieś tam w środku niemalże skakała z radości. Najchętniej wyściskałaby wszystkich napotkanych ludzi. Już nie była sama. Miała brata, osobę bliższą niż ktokolwiek inny. Mogła się do niego zwracać w razie jakichkolwiek wątpliwości, dzwonić, spotykać, wspominać i planować. Jednak temu wszystkiemu towarzyszyło też niedowierzanie. Przyzwyczaiła się do swojej samotności i teraz nie mogła uwierzyć, że się odnaleźli. Że obydwoje są zdrowi i chyba całkiem nieźle się mają. I nie ważne jak bardzo chciała przełamać w sobie tą niepewność. Musiało po prostu minąć trochę czasu.
Powoli kiełkowało w niej coś na kształt nadziei. To uczucie zapuściło korzenie już dawno, ale po jakimś czasie stwierdziła, że uschło. Jednak w promieniach dzisiejszego dnia mała roślinka znów wydawała się odżyć. Bo skoro oni się odnaleźli to dlaczego nie mogłoby być tak samo z resztą? Razem mieli większe szanse – mogli szukać dłużej i dokładniej, chociażby miałoby to zająć kilka lat. Czuła, że Malcolm nie odmówiłby jej tego. Z pewnością kiedyś próbował na własną rękę, ale nie znał faktów, które teraz przedstawiła mu ona. Mogłoby być łatwiej. Ale to plany na przyszłość. Powie mu kiedy indziej, gdy oboje naprawdę nacieszą się swoim towarzystwem i wyjaśnią sobie kilka innych spraw.
Akurat, gdy o tym myślała, poczuła jak jego palce zaciskają się lekko na jej dłoni. Nie spojrzała w tamtą stronę i nie zabrała ręki. Uśmiechnęła się pod nosem. Dobrze było mieć go przy sobie. Nie musiał nic mówić, żeby była szczęśliwa w jego towarzystwie. Naprawdę szczęśliwa. Zamknęła oczy, błagając w myślach, aby właśnie w tej chwili czas się zatrzymał. Albo zatrzymał się chociaż na pewien czas. Przez to wymsknęło jej się ciche westchnięcie ulgi.
Kiedy się odezwał, gwałtownie otworzyła oczy i spojrzała na niego. Nie musiała długo czekać na resztę wypowiedzi, ale właśnie ta reszta sprawiła, że odpowiedziała mu uśmiechem. Sama też nie wierzyła w przeznaczenie, lecz fakt, że spotkali się tutaj, nie mając o sobie zielonego pojęcia był niezwykły. – Myślę, że oboje możemy być wdzięczni pewnemu znajomemu – zażartowała. Gdy wypowiedziała to na głos, przyszło jej coś do głowy: - Myślisz, że on wiedział o nas? Ktoś gdzieś musiał znać nazwiska, ale nie skojarzył nas. A może w Panem jest więcej Randallów niż nam się wydawało? – Z pewnością jest. Ale że nikt nigdy nie wpadł na to, że mogą być rodzeństwem… Chętnie poznałaby resztę, która nosi ich nazwisko. A może wśród nich kryje się Hugh albo Maisie? A może wręcz przeciwnie – zmienili nazwiska i nie chcą powrotu do korzeni?
- Właśnie – rzuciła, spoglądając na niego ciekawie. – Wyjawisz mi, kim jest ta przyjaciółka, o którą tak się troszczysz? Jakaś żona, dziewczyna? – Puściła do niego oko. Nie żeby była wścibska, ale ten temat akurat ją interesował. Pomyślała, że fanie byłoby mieć jakąś porządną, miłą bratową. Kolejny Randall do kolekcji i kochania.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Kwi 06, 2014 1:28 am

To wszystko wydawało mi się takie surrealistyczne. My, przystań, słońce nad głowami, nawet pospiesznie mijający nas przechodnie. Z jednej strony - nie było w tym nic nadzwyczajnego: brat i siostra, siedzący na ławce i rozmawiający o pracy, rodzinie, głupotach. Najnormalniejszy w świecie obrazek, który równie dobrze mógłby odbywać się w tysiącu różnych miejsc i u nikogo nie spowodowałby nawet chęci zatrzymania się w miejscu, ani wybicia z codziennego rytmu. Postronny obserwator może by się uśmiechnął, ale na pewno nie dostrzegłby nic wartego uwagi. A jednak - to właśnie ta zwykłość sprawiała, że nasze spotkanie było tak niezwykłe. I nie wiedziałem, czy ta myśl powinna wywołać u mnie radość, czy przerażenie. Bo skoro tak normalne rzeczy wprawiały mnie w osłupienie, skoro to dobre wydarzenia budziły niepokój, a złe stanowiły rutynę, to do jakiego punktu dotarło właśnie moje życie?
Przecież z Nicole było tak samo. Przez długi czas nie mogłem uwierzyć, że w mojej rzeczywistości mógł pojawić się ktoś, kto zamiast mroku wniósł do niej światło i nadzieję. A może oba te spotkania były w jakiś sposób ze sobą powiązane? Może zło przyciągało zło, a teraz, kiedy otrzymałem choć cząstkę dobra, miało być tylko lepiej?
Za dużo myślisz, powiedziałem sobie stanowczo. Za dużo i za głupio.
Przeniosłem wzrok na Libby. Podświadomie nadal czekałem na jakiś sygnał zwątpienia czy niepewności, ale nic takiego nie nadchodziło; musiała więc albo faktycznie przyjąć nasze spotkanie do wiadomości, albo naprawdę dobrze ukrywać swoje emocje. Spojrzałem jej w oczy, nagle mając ochotę zadać tak prozaiczne pytanie jak: o czym myślisz? W jakiś sposób chciałem wiedzieć. A w inny się tego bałem. Bo co jeśli wcale nie chciała, żeby ktoś taki jak ja wywracał jej poukładane życie do góry nogami? Ludzie odruchowo bali się zmian, nawet tych na lepsze - ja także często się na tym łapałem. Znajomy świat, jakkolwiek zły by nie był, zawsze wydawał się bardziej przyjazny, niż mglista obietnica lepszego.
- Myślę, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że nie domyślił się, że możemy mieć zaginione przed dwudziestu laty rodzeństwo - odpowiedziałem, w połowie żartując, w połowie zachowując poważny ton. Rzadko zresztą pozwalałem sobie na całkowitą beztroskę. Choć starałem się z tym walczyć, mój głos często brzmiał bardziej gorzko, niżbym tego chciał.
Zastanowiłem się nad jej sugestią, ale tylko przez moment.
- Mam taką nadzieję - przyznałem cicho, po raz pierwszy odważając się wymówić to zdanie głośno. A kiedy już to zrobiłem - wiedziałem, że nie było odwrotu. Zupełnie jakby ubranie myśli w dźwięki zacementowało jakąś niepisaną umowę, że od tej pory, przez długi jeszcze czas, nie przestanę sobie zadawać pytania, czy gdzieś w tym znienawidzonym mieście, znajduje się reszta mojej rodziny.
Żegnajcie dobrze przespane noce.
Na kolejne pytanie nie odpowiedziałem od razu, głównie dlatego, że nie byłem pewien, jak dużo mogę powiedzieć. I szczerze - nienawidziłem tego faktu. Miałem świadomość, że mam przed sobą swoją rodzoną siostrę i najprawdopodobniej ostatniego członka rodziny, jaki mi został; i wierzcie mi, niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak wtajemniczyć ją w zawiłe ścieżki mojego życia. Ale nie mogłem. Oczywiście, że nie mogłem, i to nawet nie dlatego, że jej nie ufałem, bo w rzeczywistości zaufałem jej w chwili, w której ją zobaczyłem, choć w pierwszej sekundzie nie zrozumiałem, dlaczego, więc i automatycznie temu zaprzeczyłem. Ale jakkolwiek samolubny bym nie był, nie mogłem wciągnąć jej w ten cały bałagan, przynajmniej dopóki nie uda mi się usunąć z niego tych najbardziej podstępnych fragmentów. Bo choć mówi się, że wiedza to władza, to dzisiaj bardzo często zbyt wiele informacji zamiast na szczyt, mogło pociągnąć nas na samo dno.
- Tylko przyjaciółka - powiedziałem w końcu, uśmiechając się lekko. Zauważyłem, że w jej towarzystwie uśmiechałem się więcej niż zazwyczaj. - Córka osoby, na której mi bardzo zależało. Czuję się trochę w obowiązku ją chronić - dodałem po chwili, jakbym chciał się wytłumaczyć, chociaż przecież nie musiałem. Odwróciłem głowę, sięgając wzrokiem ku wysokim budynkom Kapitolu. Zawahałem się na moment. - Osoba, którą chyba mogę nazwać dziewczyną, na całe szczęście jest bezpieczna - powiedziałem. Z jakiegoś powodu, samo wypowiedzenie tego zdania poprawiło mi humor. Ponownie przeniosłem spojrzenie na Libby. - Ale powiedz mi lepiej, czy powinienem już zacząć wczuwać się w rolę starszego brata i potrenować zastraszanie twoich przyjaciół? Chcę się odpowiednio przygotować - zaśmiałem się. Zabawne, jak łatwo mi to przyszło.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Kwi 06, 2014 8:50 pm

Po wypowiedzi Malcolma zaczęła zastanawiać się, co ona by zrobiła, gdyby miała umówić na spotkanie dwie nieznające się osoby o tym samym nazwisku. Hm, już sama taka sytuacja wydawała się dziwna. Pewnie próbowałaby powiedzieć chociaż jednemu z nich, że może to być ciekawe doświadczenie. A może wręcz przeciwnie - nie pisnęłaby ani słówkiem, aby zrobić im niespodziankę? Albo uznałaby, że to właściwie bez znaczenia, skoro oni sami nie wydają się zainteresowani swoim kontaktem? W końcu chodziło o poważną sprawę, a nie poznawczą pogawędkę nad wodą z kawą i ciastkami. Pomyślała o tym, jak sama zachowała się kilka dni temu - w ogóle nie interesowało ją, czy na głównej przystani pojawi się uciekinier z KOLCa czy nawet sama pani prezydent. Najważniejsze było, że ktoś znów jej potrzebował.
Niespodziewanie zorientowała się, że patrząc teraz na to całe wydarzenie, zaczyna zastanawiać się, czy powinna śmiać się czy płakać. Przecież już w pierwszych minutach zdążyła odnieść wrażenie, że widziała tę twarz, co więcej, podświadomie zaufała mu, chociaż tak naprawdę nie miała podstaw. A to cały czas był jej rodziny brat. Rozmawiała z nim z jak pierwszym, lepszym przechodniem w centrum Kapitolu. Czy kwestia wielu lat, jakie minęły od ich ostatniego widzenia, mogła ją w tej chwili usprawiedliwić? Pamięć ludzka jest ulotna, ale uczucia zostają.
Pomyślała też, że to dobrze, że czasem jest tak bezsensownie głupia, a zaraz potem podejrzliwa.
Słysząc że Malcolm też w głębi serca myśli o Maisie i Hugh, poczuła się trochę lepiej. Jednocześnie dostrzegając ton głosu brata, ścisnęła lekko jego dłoń. Chciała powiedzieć mu, że nie jest z tym sam i dodać otuchy. Teraz byli oni dwoje i ramię w ramię mogli zmierzyć się z tym problemem. Co dwie głowy to nie jedną i ona na pewno nie zostawi go z tym samego.
Jednak kolejna odpowiedź ją zdziwiła. Opiekuje się czyjąś córką? Ale po co? Nie zadała żadnego z tych pytań na głos z jednego ważnego powodu. Wiedziała, że jeśli będzie chciał jej o czymś powiedzieć to zrobi to sam. Nie miała zwyczaju ciągnąć nikogo za język. Sama zresztą nie lubiła, gdy ktoś zachowywała się tak wobec niej. Gdzieś tam w środku miała cichą nadzieję, że jednak wyjawi jej, o co chodzi, ale on przeszedł już do następnego tematu. I właśnie w tamtym momencie zapomniała o dziwnej przyjaciółce i skupiła się na tym, że jej brat ma dziewczynę. Tak naprawdę, gdy policzyła, ile ma lat, spodziewała się, że powie jej o swojej żonie. Jednak z drugiej strony to nawet lepiej - mogłaby kiedyś być na ich ślubie! To dopiero byłoby coś fantastycznego! Stwierdziła, iż chciałaby kiedyś poznać jego partnerkę... No ale oczywiście nie powie mu tego teraz. Miała tylko nadzieję, że są że sobą naprawdę szczęśliwi.
Na kolejne jego stwierdzenie roześmiała się na głos. - Myślę, że możesz na razie się wstrzymać, chociaż odrobina ćwiczeń nikomu jeszcze nie zaszkodziła - odpowiedziała. Obecnie nikogo nie miała, ale nie przeszkadzało jej to.
Spojrzała przed siebie i uśmiech powoli spełzł z jej ust. Powróciła do niej myśl, że pomimo całego szczęścia płynącego z ich spotkania, wciąż pozostawało wiele niewypowiedzianych kwestii. I to ich się bała. Że przez nie zniszczy swój wizerunek młodszej, miłej siostry w jego oczach. To z kolei mogło ponieść że sobą kolejne nieprzyjemne konsekwencje. Już raz straciła rodzinę i nie pozwoliłaby, aby stało się to jeszcze raz.
Zdała sobie sprawę, że radość jej przeszła i teraz pozostał tylko smutek i pełno wątpliwości. Nie chciała okazać mu, że nie cieszy się z ich spotkania. Cieszyła się, ale teraz, widząc jego twarz, nie potrafiła też odpędzieć się od całej masy pytań i nieprzyjemnych myśli. Zresztą czuła się lekko zagubiona w tym wszystkim. To spotkanie i tak kiedyś trzeba było zakończyć.
Odsunęła się od niego, a po chwili wstała z ławki. Spojrzała na niego powoli. - Przepraszam, powinnam się już zbierać. Chętnie posiedziałabym z Tobą dłużej, ale potrzebuję odrobiny odpoczynku po tych wszystkich emocjach.
Miała nadzieję, że nie pomyśli, że nie ma ochoty spędzać z nim czasu. Że zrozumie, że potrzebuje czasu, aby to przetrawić. Sprawdziła jeszcze, czy ma w kieszeni karteczkę od niego, a potem pocałowała go w policzek, obiecała, że wkrótce się odezwie i ruszyła w stronę wyjścia z przystani.
[zt] x2


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Pon Cze 23, 2014 10:06 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Cassian Joshua Waters
Cassian Joshua Waters
https://panem.forumpl.net/t2081-cassian-joshua-waters
https://panem.forumpl.net/t2083-cassian-joshua-waters#26651
https://panem.forumpl.net/t2082-cassian-joshua-waters#26650
https://panem.forumpl.net/t2089-wspomnienia-cassiana#26698
Wiek : 27
Zawód : Nauczyciel
Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Kwi 27, 2014 1:50 pm

| Start.

- Zdajesz sobie sprawę, że wypalenie każdego papierosa to skrócenie swojego życia o jakieś dziesięć do trzydziestu minut. Może wydaje to się niewiele, ale jakby to wszystko skumulować to trochę tego będzie. Nie jestem tu po to, żeby cię szantażować. Nie doniosę twojemu wychowawcy w szkole. Wybieraj… - powiedział i przeniósł wzrok na chłopaka. Gdy wybierał się na spacer w celu rozprostowania kości, a dokładnie zbolałego kolana to nie miał pojęcia, że przyjdzie mu do odbywania moralizatorskiej rozmowy z kimś kto nie będzie jednym z jego młodszego rodzeństwa. Zdziwił się, gdy na jednej z ławek dostrzegł chłopaka, którego widział poprzedniego dnia, ale w jednej z ławek w szkole na swoich zajęciach. Miał on może z czternaście lat, był chudy. A jego młodzieńcza twarz nie pasowała do głosu, który przeszedł już mutacje. Siedział tam i popalał jednocześnie rozkoszując się widokiem, gdy Cassian nagle się do niego przysiadł. Wydawał się przestraszony, najprawdopodobniej ze względu na to, że bał się iż mogą go dosięgnąć pewne konsekwencje. Jednak nie to chciał osiągnąć mężczyzna. Cassian próbował dotrzeć do jego rozsądku. Po długim monologu, przeniósł wzrok do chłopaka i wyciągnął papierosa, który znajdował się w jego palcach. Chłopak mimo wszystko się zawahał, ale ostatecznie zabrał go. Cass poczuł, że osiągnął porażkę i już chciał wstać i odejść, gdy dostrzegł, że ktoś przed nimi stoi. Uniósł tylko głowę, próbując dostrzec postać, która była nieco rozmazana, gdyż promienie słoneczne go oślepiały.
Powrót do góry Go down
the civilian
Beth Randall
Beth Randall
https://panem.forumpl.net/t1683-elisabeth-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1744-beciakowe#21775
https://panem.forumpl.net/t1687-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1753-telefon-beth#21901
Wiek : 23

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPon Kwi 28, 2014 6:13 pm

Beth akurat przechodziła obok. Nie była świadkiem wcześniejszej sytuacji ale widziała tylko jak młody bierze od mężczyzny papierosa. Właściwie miała się odwrócić i odejść. W końcu sama miała pełno problemów odkąd się tutaj pojawiła no i nie zapomniała o zatargu jaki miała z Clinem. W duchu przeklinała siebie. Powinna odwrócić głowę i udawać, że nic nie widzi. Jednak nie potrafiła. Jakieś podskórne mrowienie mówiło jej, że znowu wpakuje się w kłopoty.
Westchnęła ciężko i podeszła do tej dwójki. Z znienacka wyrwała papierosa z dłoni i zadeptała go ciężkim butem, który miała na nodze. Spojrzała ze złością w brązowych oczach na mężczyznę.
- Nie ma pan co robić? Nie widzi pan, że to jeszcze dziecko a pan go częstuje papierosami. Powinien się pan wstydzić.- oparła dłonie na biodrach i zadarła głowę do góry. Taki już jej los, że zawsze musiała na swoich rozmówców spoglądać z dołu. Teraz chciałaby mieć choć z dziesięć centymetrów więcej. Może wtedy jej słowa miałyby większą siłę przebicia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cassian Joshua Waters
Cassian Joshua Waters
https://panem.forumpl.net/t2081-cassian-joshua-waters
https://panem.forumpl.net/t2083-cassian-joshua-waters#26651
https://panem.forumpl.net/t2082-cassian-joshua-waters#26650
https://panem.forumpl.net/t2089-wspomnienia-cassiana#26698
Wiek : 27
Zawód : Nauczyciel
Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 9:52 pm

Zanim zdążył otworzyć usta i powiedzieć coś w miarę sensownego to kobieta zrobiła to za niego. Był trochę zdziwiony, bo gdyby miał ją na ulicy to nie powiedziałby, że kobieta o twarzy anioła potrafi odezwać się do nieznajomej osoby i to jeszcze z taką pewnością siebie. Nie wiedział, czy bardziej jest skrępowany tą całą sytuacją czy jest pod wrażeniem. Przeniósł wzrok na chłopaka, który znajdował się obok, ale jak się okazało już go nie było. Zawinął się szybko, jakby nie chciał być częścią tego całego przedstawienia.
- Zaszła okropna pomyłka – zaczął się tłumaczyć. Nie wiedział, co jeszcze powie, bo chciał, żeby zabrzmiało to nieco sensownie. Bał się, że wytłumaczenie tego co zaszło zgodnie z prawdą mogłoby zabrzmieć mało wiarygodnie. Ale z drugiej strony kłamanie nie było dobrym rozwiązaniem.
- Ja nie namawiałem go do palenia, sam nie palę. Próbowałem mu przemówić do rozsądku i dać wybór. Dokonał złego, niestety – powiedział pokrótce, chcąc ewentualnie zapobiec napadowi paniki ze strony kobiety.
Powrót do góry Go down
the civilian
Beth Randall
Beth Randall
https://panem.forumpl.net/t1683-elisabeth-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1744-beciakowe#21775
https://panem.forumpl.net/t1687-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1753-telefon-beth#21901
Wiek : 23

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyPią Maj 02, 2014 2:12 pm

Beth czuła jak na policzki wypełza jej rumieniec. W swoich działaniach kierowała się impulsem ale teraz chyba żałowała, że się wplątała w tą całą sytuację. Nie mogła się jednak wycofać, bo to by chyba było jeszcze gorsze rozwiązanie. Stał więc przez nieznajomym z policzkami pałającymi czerwienią ale wzroku nie odwróciła. Do momentu, kiedy ten nie zaczął się tłumaczyć. Wtedy zrobił się jej bardzo, bardzo głupio tym bardziej, że dzieciak korzystając z zamieszania opuścił „miejsce zbrodni”.
Dziewczyna zdjęła ręce z bioder i nieco się przygarbiła jednocześnie posyłając mężczyźnie przepraszające spojrzenie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię albo schować w misiej dziurze.
- Jaaa bardzo pana przepraszam. To … ten.. to wyglądało zupełnie inaczej, w przeciwnym wypadku nie ośmieliłabym się wtrącać. Ja wiem, że to nie było rozsądne, ale widzi pan on byłą taki młody i wpadanie w szpony nałogów.- Beth nauczona życiowym doświadczeniem wiedziała, że nie ma nic gorszego niż nałogi, które niszczą życie. Przykład ojca był aż nadto dobitny.
- Sam pan rozumie... Nie mogłam przejść obojętnie. Mam nadzieję, że pan mi wybaczy.- uśmiechnęła się delikatnie, nieśmiało, zakładając, że ktoś kto usiłował palącemu małolatowi przemówić do rozsądku nie zrobi jej krzywdy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cassian Joshua Waters
Cassian Joshua Waters
https://panem.forumpl.net/t2081-cassian-joshua-waters
https://panem.forumpl.net/t2083-cassian-joshua-waters#26651
https://panem.forumpl.net/t2082-cassian-joshua-waters#26650
https://panem.forumpl.net/t2089-wspomnienia-cassiana#26698
Wiek : 27
Zawód : Nauczyciel
Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySob Maj 03, 2014 7:52 pm

Słysząc zakłopotanie w głosie kobiety i widząc jej zawstydzenie mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Był zaskoczony jak to szybko potrafi się ona zmienić. Teraz nie dostrzegał w niej tej pewności siebie, co przed chwilą. Kobieta była chyba zbyt bardzo zażenowana tą sytuacją, ale Cassian miał zamiar obrócić to  w żart.
- Proszę nie przepraszać, zapewne zareagowałbym podobnie, widząc taką sytuacje. Sam byłem zszokowany gdy go tutaj zobaczyłem. Znam go, jest moim uczniem i nigdy bym nie pomyślał, że może palić. Młode pokolenia są teraz w całkiem innej sytuacji, ich życie tak nagle się zmieniło, że teraz nie wiadomo, czego się po nich spodziewać… Nie to, żebym uważał się za stare pokolenie – Jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Może nie był już najmłodszy, ale chyba dzięki przebywaniu z dzieciakami czuł się praktycznie jak ich równolatek, może tylko trochę starzej wyglądał i miał więcej doświadczenia życiowego.
- Nie ma czego wybaczać, należy chwalić za taką aktywną postawę społeczną. I proszę przestać zwracać się do mnie na per pan, tak tylko robią moi uczniowie. Cassian J. Waters – Przedstawił się i wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń.
Powrót do góry Go down
the civilian
Beth Randall
Beth Randall
https://panem.forumpl.net/t1683-elisabeth-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1744-beciakowe#21775
https://panem.forumpl.net/t1687-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1753-telefon-beth#21901
Wiek : 23

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptySob Maj 03, 2014 9:53 pm

Nauczyciel? Doskonale panno Randall tylko ty możesz się tak wpakować.  A miałaś tym razem pilnować swojego nosa. Niestety łajanie się w duchu nie przyniesie żadnego dobrego efektu. Będzie musiała wypić piwo, którego sobie nawarzyła. Ze swoją tendencją ( a może to był talent) do pakowania się w kłopoty powinna już dano nauczyć się jak w sprytny i przebiegły sposób z nich wybrnąć. Tylko, że wtedy to nie byłaby ona. Beth zawsze stawiała na uczciwość, co też nigdy na dobre jej nie wychodziło. W sumie cokolwiek by nie postanowiła to w ostatecznym rozrachunku i tak zawsze kopniaka od życia dostała.
Teraz jednak widocznie los się do niej uśmiechnął w jakiś pokrętny sposób bo mężczyzna wcale nie wydawał się zły z jej powodu a wręcz przeciwnie najwidoczniej jej „głupota” trochę mu zaimponowała. Trzeba przyznać, że Beth to pochlebiło. Jak by nie patrzyć była tylko głupią „wieśniarą”,  która przybyła z 11 dystryktu i nie umiała sobie poradzić z otaczającą ją rzeczywistością. Tym milej było jej spotkać kogoś kto zamiast ją rugać promiennie się do niej uśmiechał.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i dopiero wtedy jej twarz nabrała uroku, oczy rozbłysły i z niewyraźnej sierotki pokazała się naprawdę ładna istota. Sama dziewczyna nie był świadoma tej przemiany.
-Mimo wszystko nie powinnam się do tego mieszać.- pokręciła lekko głową.- Jestem Beth Randall.- przedstawiła się jednocześnie ujmując dłoń mężczyzny i zerkając na niego. Musiał być tylko kilka lat starszy od niej. Jako nauczyciel musiał mnóstwo rzeczy wiedzieć. Szkoda, że ona nie miał możliwości kształcenia się. Chętnie pracowałaby z dzieciakami bo przecież je lubiła.
- Zepsułam panu tą rozmowę. Mam nadzieję, że skoro chłopak jest pana to znaczy twoim uczniem to będziesz miał jeszcze okazję porozmawiać z nim na ten temat. Chociaż pewnie papierosy to i tak najmniejszy nałóg w jaki może wpaść.- lekko wzruszyła ramionami, bo wiedziała, że człowieka mogą spotkać dużo gorsze rzeczy na tej ziemi. - Co nie znaczy, że można mu odpuścić.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cassian Joshua Waters
Cassian Joshua Waters
https://panem.forumpl.net/t2081-cassian-joshua-waters
https://panem.forumpl.net/t2083-cassian-joshua-waters#26651
https://panem.forumpl.net/t2082-cassian-joshua-waters#26650
https://panem.forumpl.net/t2089-wspomnienia-cassiana#26698
Wiek : 27
Zawód : Nauczyciel
Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Maj 04, 2014 1:53 pm

- Randall? – powtórzył po chwili. – Moja sąsiadka ma tak na nazwisko. Libby, ma na imię Libby, to może twoja jakaś rodzina czy jedynie zbieg okoliczności? – zapytał od razu. Nie tylko on przeniósł się z rodziną do Kapitolu, więc było prawdopodobieństwo, że natrafił na kogoś bliskiego Libby. Pamiętał, że Libby ma rodzeństwo, choć często o nim nie opowiadała, bo był to delikatny temat.
- Zapewne będę miał na niego oko. Lepiej, żeby moda na palenie nie rozprzestrzeniła się w szkole tylko tego nam potrzeba. I tak jest stosunkowo mało nauczycieli i opiekunów w stosunku do dzieci. Nie potrzeba nam, żeby ludzie zaczęli odchodzić z powodów problemów wychowawczych. – Mówił szczerze. Nawet mało było chętnych do pracy z dziećmi z pierwszych klas Szkoły Podstawowej. Chodziło oto, że większość nauczycieli była wykwalifikowana w konkretnych dziecinach. Ci z Czwórki wiedzieli wszystko na temat połowów ryb, ci z Dwunastki na temat węgla i energii, ale mało kto kształcił się w kierunku matematyki, języka, ekonomii itd. Wychodziło na to, że byli przyjmowani praktycznie wszyscy i później wysyłani na określone kursy czy nawet uczyli się u innych wykładowców.
- Jednak najczęściej od tego się zaczyna. Ja wolę zapobiegać, może tak mnie po prostu wychowano. Zasady w Siódemce, skąd pochodzę są ściśle określone, nie to co teraz. – Wzruszył bezradnie ramionami i wskazał na drogę, proponując tym samym spacer. – A ty czym się zajmujesz?
Powrót do góry Go down
the civilian
Beth Randall
Beth Randall
https://panem.forumpl.net/t1683-elisabeth-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1744-beciakowe#21775
https://panem.forumpl.net/t1687-beth-randall
https://panem.forumpl.net/t1753-telefon-beth#21901
Wiek : 23

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 EmptyNie Maj 04, 2014 5:05 pm

Beth lekko pokręciła głową w przeczącym geście.  Nie znała żadnej Libby. W sumie nie znała nikogo kto by nosił to samo nazwisko co ona, ale przecież nie mogła oczekiwać,  że jest jedyna i wyjątkowa. Pewnie Randallów było jak psów w Kapitolu.
- To tylko zbieg okoliczności. Twoja znajoma, nie jest ze mną spokrewniona w żaden sposób. – Lekko westchnęła.- Nie mam rodziny.- dodała gwoli wyjaśnienia a w jej oczach mignął smutek. To, ze pogodziła się z tym, że jest na świecie sama jak palec wcale nie znaczyło, iż nie cierpiała z tego powodu. Penie do końca życia będzie czuła ten ból w swoim sercu. Miała tylko nadzieję, że posiadanie własnej rodziny kiedyś to wszystko złagodzi. I szczerze mówiąc trochę zazdrościła tej  nieznajomej Libby jej własnej rodziny.
-Jestem pewna, że odniesiesz pełen sukces w tej materii.- zapewniła nowego znajomego, no bo skoro ten uczył chłopaka to pewnie ma na niego stały wpływ , co powinno przynieść odpowiedni skutek. – Jako nauczyciel na pewno wiesz po jakie metody i środki sięgnąć by młody już nie sięgał po papierosy.- posłała mu spokojny uśmiech. Pewnie za niedługo sam zauważy, że Beth często się uśmiechała i był a przyjazną istotą. Niestety trafiali się ludzie którzy to wykorzystywali. Cassian był jednak nauczycielem, więc na pewno tego nie zrobi.
- Ja?Nic?- zaczerwieniła się, kiedy zorientowała się jak to może zabrzmieć.- To znaczy szukam pracy,a le jest ciężko dla kogoś kto przyjechał tutaj z jedenastki i  nie zna się na niczym poza rolnictwem. Od czasu do czasu udaje mi się znaleźć coś dorywczego by się utrzymać, ale chciałabym mieć coś na stałe.- zaczęła tłumaczyć nerwowo a potem urwała, bo wyglądało to tak jakby się żaliła obcemu mężczyźnie a tego przecież nie chciała.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Główna przystań - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Główna przystań   Główna przystań - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Główna przystań

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Główna Przystań
» Główna ulica
» Główna ulica
» Brama główna
» Główna ulica

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Moon River-