|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Wspomnienia Cassiana Czw Kwi 03, 2014 2:22 pm | |
| Wczesna wiosna 2266r. - Mama prosiła byśmy nie odchodzili za daleko… Lacey? – zawołałem, rozglądając się dookoła. Siostra co jakiś czas ginęła mi z pola widzenia, mimo iż szła kilkanaście metrów przede mną. Na szczęście w oczy rzucały się jej płomieniste włosy, więc po chwili bez problemu ją odnajdywałem. Dziewczynka zwolniła i zaczęła iść z opuszczoną głową, jakby dokładnie coś obserwowała. Wykorzystałem to i przyśpieszyłem, a po chwili szedłem tuż obok niej. Od razu zorientowałem się, co robi. Uważnie obserwowała ślady jakiegoś zwierzęcia na topiącym się śniegu i podążała za nimi. - Powinniśmy wracać. To może być lis albo co gorsza wilk – powiedziałem, zatrzymując ją jednocześnie. Ona spojrzała się na mnie w ten sposób, który dawał mi do zrozumienia, że powiedziałem właśnie coś bardzo głupiego. Lacey uwielbiała przebywać w lesie, wykorzystała każdą wolną chwilę na śledzeniu zwierząt czy poznawaniu roślinności. Ja też uwielbiałem las, ale mimo wszystko nie czułem się w nim tak bezpiecznie ze względu na wypadek, który kiedyś miał w nim miejsce. - To nie jest ani lis ani wilk to… pies! – Ostatnie słowo wykrzyczała, unosząc głowę i patrząc się na wielkiego, puchatego psa zwiniętego w kłębek i leżącego pod wielkim drzewem. Nie zdążyłem jej nawet zatrzymać, bo ona już biegła w jego kierunku. Oczywiście, nie brała pod uwagę, że mogło to być dzikie zwierzę albo mogło ją zaatakować. Lacey widziała tylko pozytywy świata i zakładała, że wszędzie kryje się dobro. - Jaki cudowny! Musi tu być mu strasznie zimno… Cassian, możemy go zabrać do domu? – Dziewczynka przytuliła się do psa, który był tak duży jak ona albo nawet i większy. Wydawało się, że to mu wcale nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Gdy Lacey zaczęła go głaskać to ten przysuwał głowę. - Tata nie byłby zadowolony. Zresztą, skąd wiesz, że on komuś nie uciekł. Niewiele osób ma tak dobrze oswojone psy. Pewnie go szukają – zainsynuowałem. Caspian miał psy i to nawet trzy, ale on mógł sobie na to pozwolić. Nasze kuzynostwo też miało różne zwierzaki i to dobrze zadbane. Ale większość ludzi, która posiadała te zwierzaki nie trzymała ich dla zabawy. Psy zazwyczaj pilnowały domostwa przed złodziejami i miały na celu odstraszać dzikie zwierzęta, które licznie zamieszkiwały las. - Może i jest oswojony, ale jest też wychudzony. Musi się tu błąkać od dłuższego czasu, a gdyby komuś zaginął pies to dowiedzielibyśmy się o tym w szkole. Nie możemy go tak zostawić, Cass. A tata… możemy go ukryć w składziku, a gdy tata się dowie to powiemy, że będzie pilnował domu. – Lacey miała odpowiedź na wszystko. To nie było tak, że ja nie chciałem tego psa. Po prostu wiedziałem, że to nie będzie takie proste jak mogłoby się wydawać. Będziemy musieli przemycać mu resztki jedzenia, a jak ojciec się już dowie to będzie musiał zrzucić na kogoś winę. Mimo to, przyglądając się siostrze, która ściskała tak mocno psa, że mogłaby go udusić stwierdziłem, że muszę się zgodzić. - W takim razie jak go nazwiemy? – zapytałem, a w odpowiedzi dostrzegłem szeroki uśmiech dziewczynki. Zbliżyłem się do psa i pogłaskałem go po głowie. Po chwili leżał już na boku, merdając ogonem i pukając mnie łapą, żebym nie przestawał go drapać. - Może… Snow – zaproponowała Lacey, a ja spojrzałem się na nią karcąco. Dziewczynka wcale się tym nie przejęła, wręcz przeciwnie zaczęła się śmiać. Nie wiedziała jeszcze czym są Głodowe Igrzyska i kojarzyła Prezydenta Snowa jako tego starszego, siwego człowieka, który czasem pojawiał się by ogłosić coś ważnego. - To za dobre stworzenie, żeby go tak nazywać… zresztą to jest suczka – odpowiedziałem od razu. Nie chciałem jej tłumaczyć, że gdyby ktoś zauważył, że wołamy na naszego psa „Snow” to najprawdopodobniej zwierze zostałoby z miejsca zabite, a i nas dosięgłyby pewne represje. - Skąd wiesz, że suczka? – zapytała niezrozumiale Lacey. Spojrzała się na mnie, a potem przeniosła wzrok na pieska. Ja zaśmiałem się tylko pod nosem, nie miałem zamiaru jej tego tłumaczyć. Ona patrzyła się na mnie w tej chwili, jak na wariata. Ale ostatecznie po prostu przyjęła do wiadomości moje słowa. – Więc może Śnieżka? - Co ty masz z tym śniegiem?! – zapytałem i jednocześnie chwyciłem jakieś jego resztki, które pozostały na ziemi i rzuciłem w stronę siostry. Lacey uśmiechnęła się szeroko i przysunęła się do psa. Przesunęła dłonią po jego sierści, mówiąc spokojnym głosem. - Bo ona jest śnieżnobiała. A imię jest ważne, powinno być dobrze dopasowane – stwierdziła dziewczynka, a ja przeniosłem na nią wzrok. Tutaj miała racje. Imiona – szczególnie w naszej rodzinie odgrywały dużą rolę. Moja mama była pierwszym dzieckiem Caspiana. Jej imię – Lana – oznaczało drogocenny, ukochany. Lacey można było odczytywać jako wesoły, pogodny. Podobnież, gdy się tylko urodziła to nie płakała. Była spokojna, a potem pierwsze dźwięki takie zaczęły od niej pochodzić to był śmiech. Jakiś czas później gdy na świat przyszli bliźniaki ich imiona też zostały bardzo dokładnie dobrane. Największą rolę odegrał Caspian, który jak ich tylko zobaczył to po kilku sekundach obserwacji potrafił stwierdzić jakie będzie moje rodzeństwo. Ariel – lew, choć w tym przypadku raczej lwica i Killian – mały wojownik. Ich opisy całkowicie się zgadzały i odzwierciedlały ich osobowości. Pozostawałem jeszcze ja – Cassian – czyli dosłownie pusty, próżny. Jak to się miało do mojego charakteru? Nie miałem pojęcia, widocznie jeszcze nie odkryłem swojej prawdziwej twarzy. Choć z drugiej strony w swoim przypadku nie szukałbym czegoś istotnego w znaczeniu imienia, wiem że wybrał je Caspian. Chodziło pewnie oto, że nie mógł przebaczyć wtedy matce, że urodziła syna drwalowi z podrzędnej rodziny. Chciał w ten sposób nadać mi piętno, które miało mi do końca życia przypominać kim jestem… - Cass, więc może być Śnieżka? – zapytała Lacey. Wpatrywała się we mnie swoimi ogromnymi, błękitnymi oczami, a ja musiałem wrócić do rzeczywistości. Pokiwałem jej jedynie głową, a ona po raz kolejny roześmiała się. Uwielbiałem, gdy to robiła. - To bierzmy Śnieżkę i wracajmy do domu – zaproponowałem po chwili. Było już zimno i robiło się późno. Prócz tego musieliśmy ukryć naszego nowego kompana przed powrotem taty z pracy. Wiedziałem, że wkrótce się zorientuje, że coś jest nie tak, ale nie chciałem odbierać Lacey teraz radości z posiadania nowego zwierzaka.
Ostatnio zmieniony przez Cassian Joshua Waters dnia Nie Kwi 06, 2014 12:57 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Wspomnienia Cassiana Nie Kwi 06, 2014 12:54 pm | |
| Jesień 2280r. - To u ciebie normalne, że po spędzonej nocy z mężczyzną zamiast leżeć spokojnie w łóżku to czytasz jego ulubioną książkę? – mówiąc to wystraszyłem kobietę, która wydawała się bardzo zaczytana w lekturze. Siedziała na fotelu naprzeciwko łóżka ubrana w swoje wczorajsze ciuchy i przykryta cienkim kocem. W dłoniach trzymała książkę, która zawsze leżała na moim stoliku nocnym, bo sięgałem po nią zawsze, gdy nie mogłem spać. - To jest naprawdę dobre, miałeś racje. I większość mężczyzn nie ma dziadka-burmistrza, który umożliwia im korzystanie ze swoich prywatnych zbiorów, więc pozwól mi dokończyć ten rozdział – powiedziała i znowu schowała się za książką. Susie pochłaniała praktycznie wszystko. Nie ważne, czy były to opowieści, tomiki z wierszami czy instrukcje dotyczące stolarstwa. Uwielbiała czytać, była wręcz od tego uzależniona. To było nieco zabawne, bo gdyby ktoś na nią spojrzał to nie powiedziałby, że jest typem mola książkowego, ale cóż Susie była osobą pełną wewnętrznych sprzeczności. Wychowywana niczym księżniczka, ponieważ była najmłodsza w rodzinie, a prócz tego miała jedynie starszych braci. Rodzice rozpieszczali ją i traktowali z największą, możliwą delikatnością. Jednocześnie dorastanie w towarzystwie samych braci sprawiło, że Susie wyrosła na pewną siebie, odważną i nieco ekscentryczną kobietę. Była też wyjątkowo silna, nie raz wręcz pchała się do pomocy w zakładzie stolarskim swojego ojca – jednym z największych w całym dystrykcie – lecz zawsze była odsuwana od ciężkiej pracy. Miała dobre pochodzenie, a jej rodzina była pracowita i to zapewniło jej zdanie egzaminów, które tak jak mi umożliwiły nauczanie w szkole. Mówi się, że każdy nauczyciel powinien być opanowany, cierpliwy, dojrzały, empatyczny, wyrozumiały… Susie była całkowitym zaprzeczeniem tych wszystkich cech. Ale ponad wszystko kochała dzieci i książki. Właśnie dlatego podążyła tą ścieżką i zdecydowała się na wykonywanie tego zawodu. - Pożyczam to, jestem ciekawa jak się skończy. Oddam ci w poniedziałek w pracy – odezwała się w końcu, zamykając jednocześnie lekturę. Odłożyła ją na bok i przeniosła na mnie swoje spojrzenie. Po chwili znalazła się już obok mnie, ale usiadła tylko na brzegu łóżka. – I czy ty śmiałeś wcześniej zainsynuować, że ja często nawiązuje niezobowiązujące relacje z mężczyznami? - Ja? Skądże. Bardzo dobrze pamiętam twoich starszych braci i wolałbym uniknąć nieprzyjemnego spotkania z nimi – odpowiedziałem i po chwili oboje zaśmialiśmy się. Blondynka miała duży dystans do siebie jak i do całego świata. Lubiłem ją za to. Nie robiła problemu z tego, co się wydarzyło. Miło było spędzić trochę czasu z osoba, która nie ma tak okropnie sztywnych zasad jak większość. - Kiedy wstaje nasz burmistrz? Nie chciałabym się na niego natknąć w korytarzu – powiedziała kobieta, choć tak naprawdę pewnie w ogóle nie przejęłaby się takim spotkaniem. Może byłoby trochę niezręcznie, bo w końcu zamieszkiwałem dom Caspiana, ale był on na tyle duży, że istniało małe prawdopodobieństwo, że Susie by się z nim spotkała. - On pewnie już dawno siedzi w swoim gabinecie albo bibliotece, więc tym się nie przejmuj. Zresztą, on cię lubi. Ucieszyłby się gdyby cię tu zobaczył. Nie raz wspomina o twoim ojcu, wychwala go i jego zakład. Nawet miałem wrażenie, że on chce nas chyba zeswatać. – Swoimi słowami wywołałem szeroki uśmiech na twarzy kobiety. Śmiała się przez dłuższą chwilę, aż w końcu mi samemu to też się udzieliło. Prawda była taka, że Caspian miał momentami nieco ekstrawaganckie pomysły i nie lubił jak były one poddawane dyskusji. - Jakby mnie znał to by mnie nie lubił. Nie oszukujmy się, dla niego jestem po prostu partią z dobrego domu dla jego wnuczka. Tu chodzi tylko i wyłącznie o interesy – skomentowała, a ja przyznałem jej racje. Caspian tylko tym się kierował, ale za bardzo się nie narzucał, więc nie miałem mu tego za złe. Zresztą nie mógłbym być z Susie. Była piękną kobietą, o której większość facetów mogłaby tylko pomarzyć. Była silną, energiczną, otwartą, namiętną kochanką. Trudno było ją zdominować, ale to dodawało jej tylko uroku. Prócz tego była osobą, z którą można było porozmawiać na różne tematy. To głównie wynikało z jej chęci pochłaniania wiedzy z książek. Dobrze się dogadywaliśmy. Nasze rodziny zapewne byłyby szczęśliwe gdybyśmy się pobrali, każda ze stron miałaby z tego jakieś korzyści. Jednak mimo wszystkich zalet, które w niej dostrzegałem było coś, co sprawiało że nie mogłem jej pokochać. I miałem wrażenie, że ona ma takie same odczucia względem mnie. – Wiesz, dostałam teraz klasę bliźniaków. Ogólnie pracuje mi się z nimi dobrze, ale za każdym razem gdy patrzę na Ariel to widzę… - Lacey – dokończyłem za nią. Jej ton od razu się zmienił, nie był już tak pewny i spokojny jak wcześniej. Kobieta od razu mi przytaknęła. Ja miałem dokładnie tak samo. Ariel była praktycznie taka sama jak jej starsza siostra. Różniły się z charakterów, ale gdy tylko obserwowałem ją gdy szła, jadła, śmiała się, spała to miałem wrażenie, że to ta sama dziewczynka, którą kilkanaście lat temu ganiałem po lesie. I to była właśnie ta sprawa, która uniemożliwiała mi czyste, szczere i bezbolesne pokochanie Susie. Za każdym razem, gdy spędzałem z nią więcej czasu to zaczynałem myśleć o Lacey. Ona musiała przeżywać coś podobnego, gdy przebywała ze mną. - Czy dzieci w ogóle ją pamiętają? – zapytała w końcu. Widziałem, że poruszanie tego tematu przychodzi jej z trudnością. Miała opuszczony wzrok, kąciki ust były stale skierowane ku dołowi, a w dłoni ściskała fragment pościeli, by dać ujście swojej wewnętrznej frustracji. - Praktycznie nie, byli za mali – odpowiedziałem. Nie wiem, czy dla Ariel i Killiana było to błogosławieństwo czy przekleństwo, że nie kojarzyli Lacey. Z jednej strony nie mogli odczuwać tęsknoty za nią, z drugiej muszą żyć ze świadomością, że mieli siostrę, której nigdy nie poznają. Nie rozmawiałem nigdy z nimi o tym, czasem z trudem patrzyło mi się na młodszą siostrę, nie wspominając o poruszaniu tego delikatnego tematu. Nie wiem, co sprawiło, że Susie nawiązała tę rozmowę. Mogłem się jedynie domyślać, że mimo upływu czasu tęskniła za Lacey tak samo mocno jak ja. Susie i Lacey przyjaźniły się od samych początków szkoły. Były zupełnie inne, ale to im właśnie pomagało. Blondynka przy mojej siostrze zaczęła zachowywać się jak normalna dziewczynka, która nie marzyła tylko o tym by biegać za braćmi i się z nimi bić. Z kolei Lacey była zbyt wrażliwa i delikatna jak na dziewczynę z Dystryktu Siódmego. Przy Susie czuła się bezpieczniej, lepiej. Potem dziewczyny się zaprzyjaźniły i były nierozłączne… aż do Dożynek. - Cały czas wracam myślami do tamtego dnia. Szłyśmy tam, byłyśmy przestraszone jak zawsze, ale pewne że nic nam się nie stanie. Istniało tak małe prawdopodobieństwo, że padnie na którąś z nas. Stałyśmy tam i trzymałyśmy się za ręce. Mówiłyśmy sobie, że większość jest już za nami i niedługo będziemy wolne od tego wszystkiego. I wtedy wyczytano jej imię – Susie przerwała swoją opowieść. Miała zamknięte oczy. Nie wiedziałem, czy to dlatego, że widzi obraz z tamtego dnia czy po prostu próbuje zahamować napływające do jej oczu łzy. Jej głos zacząć drżeć. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. – Byłam w szoku, jak poszłam się z nią pożegnać to nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Zaczęłam płakać, a ona cały czas do mnie mówiła. Żebym nie zagłębiała się w wschodnie krańce lasu, bo tam jest niebezpiecznie. Nigdy nie jadła dziko rosnących jagód. Nie dała się zaszufladkować i robiła w życiu to, co chce robić. Była zawsze sobą i nie próbowała się zmieniać, bo nawet jeśli ludzie będą próbowali mi wmówić coś innego to mam pamiętać, że jestem idealna wtedy gdy jestem sobą… A na koniec mnie o coś poprosiła. Powiedziała, żebym nie pozwoliła ci się załamać. Bym była przy tobie kiedy będziesz tego potrzebował. Nawet w tamtej chwili nie myślała o sobie, chciała być pewna, że gdy odejdzie to wszyscy będą bezpieczni. A ja… nawet nie zdołałam wypełnić jej jednej prośby. Ale to było dla mnie za trudne, za każdym razem, gdy chciałam się do ciebie zbliżyć to zaraz myślałam o niej. A to ja zawsze byłam ta silna. Zawiodłam ją – Ostatnie słowa ledwo co wypowiedziała. Miała całe mokre i czerwone policzki, trudem łapała powietrze, a jej wargi cały czas drżały. Ja zaciskałem mocno zęby, ale było mi równie ciężko i wewnętrznie toczyłem walkę z samym sobą. Widziałem, że Susie nie da sobie sama rady, więc przyciągnąłem ją do siebie. Kobieta przylgnęła do mnie i popadła w rozpacz, dając ujście emocjom, które od tak długiego czasu kłębiły się w niej. - W takim razie oboje zawiedliśmy. Bo mnie poprosiła dokładnie oto samo – powiedziałem po chwili ciszy. Nikomu nigdy wcześniej o tym nie opowiadałem. To była ostatnia rozmowa pomiędzy mną a Lacey i chciałem żeby została prywatną, ale w tym momencie musiałem się odezwać. Powinienem czuć się tak samo winny jak Susie. I na początku tak było, ale po pewnym czasie coś zrozumiałem. Lacey nie uważała, że sami nie damy sobie rady po jej odejściu. Dokładnie wiedziała, że jesteśmy silni i będzie nam trudno, ale przetrwamy to. Jednak dostrzegła to, że razem byłoby nam łatwiej. W końcu byliśmy dokładnie w takich samych sytuacjach, więc powinniśmy odnaleźć nić porozumienia. A kto wie, może w ten sposób Lacey chciała nas do siebie zbliżyć. Siostra dobrze mnie znała i wiedziała, że Susie jest osobą, która na pewno mi się spodoba. Może w tej trudnej sytuacji chciała dać mi do zrozumienia, że prawdziwa miłość jest tuż pod moim nosem, a ja muszę tylko ją zauważyć i pozwolić się jej rozwinąć. Pewnie gdyby nasze losy potoczyły się inaczej to teraz naprawdę byłbym z blondynką. Po zakończeniu szkoły dziewczyny nie mogłoby być już tak nierozłączne i każda musiałaby znaleźć w swoim życiu miejsce na miłość. Z Susie łączyło mnie tyle, że zapewne ona byłaby tą jedyną. Teraz pewnie bylibyśmy już po ślubie i może oczekiwali swojego pierwszego dziecka. To mogłoby się wydarzyć. Mogłoby, gdyby nie śmierć Lacey. Po jej odejściu nic nie było takie jak dawniej. A Susie przestała być dla mnie piękną przyjaciółką mojej siostry. Stała się fragmentem mojej przeszłości, który nieustannie przypominał mi o tym, co straciłem i czego już nigdy nie odzyskam. |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|