IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
[runda #3] Malcolm & Rosemary

 

 [runda #3] Malcolm & Rosemary

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the prophet
Złota Palma
Złota Palma
Wiek : prawie 3 lata!
Zawód : celebryta

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptySro Paź 29, 2014 10:32 pm

Lokacja docelowa to kasyno 'Lucky Coin'. Całą rozgrywkę przeprowadzacie w jednym temacie, więc o przejściach do kolejnych pomieszczeń musicie informować w postach.

Link do zadania: *klik*

Powodzenia!
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyCzw Paź 30, 2014 9:16 pm

Czasoprzestrzeń gdzieś przed porwaniem Almy.

Nie mógł uwierzyć, że w ogóle się tam zjawił. Siedział przy nieprzyzwoicie kolorowym barze, w towarzystwie równie kolorowych ludzi i wpatrywał się w ozdobną, wystającą z jego drinka parasolkę, z nadrukowaną na niej podobizną Almy Coin.
Almy Coin.
Zaśmiał się po nosem, poprawiając rękawy szafirowego garnituru (miał nie rzucać się w oczy) i pociągając łyk napoju o fantazyjnej nazwie, której nie potrafił nawet poprawnie przeczytać barmance, a co dopiero powtórzyć. Targowisko próżności, tak podobne do tego na bankiecie w Kapitolińskiej Galerii Sztuki, choć wtedy budziło niesmak, dzisiaj go bawiło. Wpływ wzrastającego stężenia alkoholu we krwi, czy po prostu było mu już wszystko jedno? Może jedno i drugie.
Spojrzał na zegarek na nadgarstku, zastanawiając się, ile czasu musi minąć, żeby jego ulotnienie się nie wydało się nikomu podejrzane. Zjawił się dzisiaj w kasynie z tylko jednego powodu - był umówiony z informatorem, który (mimo protestów) upierał się na wybór dokładnie tego miejsca spotkania. Po czym nie przyszedł, na co Malcolm klął siarczyście pod nosem, z pozycji barowego stołka obserwując rozwój zabawy na cześć urodzin pani prezydent. Jak za dawnych dobrych czasów; uśmiechnął się kwaśno, przypominając sobie te wszystkie bankiety i obficie zakrapiane imprezy, na które z taką chęcią chodził. Dawno; dzisiaj takie spędy nie stanowiły już dla niego żadnej rozrywki. Być może były dużo gorsze od tych organizowanych przez dziadka Snowa, a może Randall po prostu się starzał; chcąc czy nie chcąc, dobiegał właśnie czterdziestki i miał na głowie znacznie więcej, niż jeszcze kilkanaście lat temu.
Jak choćby rozrastającą się w zastraszającym tempie rodzinę.
Opróżnił szklankę do dna, odstawiając ją z głośnym brzęknięciem na blat i ostatecznie zsunął się ze stołka, postanawiając po angielsku opuścić przyjęcie. Było niewiele rzeczy, które miał ochotę świętować, a narodziny prezydent Panem z pewnością nie były jedną z nich. Nie miał więc czego u szukać, dlatego pewnym krokiem kierował się do wyjścia, by kątem oka zauważyć kogoś, kogo stanowczo nie spodziewał się tu spotkać.
Ciemne włosy, jasna skóra, skośne oczy. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy wieczór w ciągu sekundy jeszcze bardziej zaczął przypominać stare bankiety z okazji dotarcia Głodowych Igrzysk do półmetku, a jego nogi same skręciły z powrotem w stronę baru. Zmaterializował się obok Rose, opierając łokcie na blacie i nawet nie zastanawiając się, co w ogóle robi. - Long live the president - przywitał się, początkowo planując tylko tyle; powiedzieć cześć, zapytać, co słychać. W końcu oboje byli zwycięzcami, łączyła ich niewidzialna więź tworzona przez niewinnie odebrane życia, otaczająca szczelnym pierścieniem wszystkich triumfatorów. Nie był pewien, w którym momencie stwierdził, że być może impreza nie musi się jeszcze kończyć, a skoro już na nią trafił, może przynajmniej napić się na koszt władzy. - Przyszłaś życzyć Almie długich rządów, czy zasłużonego odpoczynku na emeryturze? - zapytał, przysiadając na stołku obok i ledwie rejestrując chwilę, w której pojawiła się przed nim kolejna, wypełniona barwnym płynem szklanka.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyCzw Paź 30, 2014 10:01 pm

/nie mam zielonego pojęcia, ok

Przyszła się tu tylko upić. Bo w domu było jej smutno. Nie miała bladego pojęcia o odbywającej się tu imprezie, czego niezmiernie żałowała. Bo zamiast się relaksować, walczyła sama ze sobą, by czasem nie trafił ją szlag. Było niezmiernie blisko, pulsujący ból skroni od zbyt dużej ilości nazwiska Almy Coin tego wieczoru niechybnie zwiastował zbliżający się atak kurwicy. Nie była osobą cierpliwą, bo choć potrafiła przemilczeć wiele spraw, jeszcze więcej wylatywało z jej ust jak z karabinu, często okraszone wiązką słów mocno niecenzuralnych. Miała już dosyć, przestała dbać o słownictwo, które ponoć nie przystoi damie. Ogólnie rzecz biorąc, w głębi duszy nie była już taka elegancka i wytworna jak kiedyś, te czasy już minęły. Stwarzała jedynie pozory dobrze ułożonej kobiety, wyrachowanej, ale piekielnie poukładanej. Była świetnym przykładem na to, żeby nie oceniać książki po okładce, bo ta może być mylna. W końcu to tylko element, który ma zachęcić do zakupu, by zachwycić oko i przyćmić mdłą treść. Dlatego głupie i zakompleksione dziewczęta tyle się malowały i wydawały mnóstwo pieniędzy na ubrania - by sprzedać się społeczeństwu, by cieszyć ich oczy, zapobiegając krzywdzącym plotkom. Na które Rose stała się totalnie odporna, bo nie posiadała zbyt wielu uczuć, które zmusiłyby ją do martwienia się o cudzą opinię. Sumienie siedziało cicho, jakby agresja Garroway ucięła mu język.
Może dlatego miała absolutnie gdzieś, że na jakże wesołych, szampańskich wręcz, urodzinach naszej drogiej pani prezydent, siedziała przy barze i wyglądała jak zwiastun śmierci i apokalipsy.
To nie była pierwsza szklanka jakiej puste dno zdołała dzisiaj ujrzeć. Nawet nie druga. Zapewne trzecia, albo kolejna, nie miała w zwyczaju by liczyć, ile ich potrzeba do stracenia kontaktu z rzeczywistością. Nie lubiła liczyć. Ani na szczęście, ani na lepsze jutro, ani trupów, po które przeszła w drodze do wyimaginowanego celu. To dołowało, a już teraz była kłębkiem nerwów, który tłukł się od ściany do ściany, które były równie zimne i twarde co jej serce.
Ludzie są śmieszni.
Podniosła wzrok, gdy tuż obok niej zjawił się Malcolm, patrząc na niego pytająco. Na usta cisnęło jej się "czego chcesz", ale była jeszcze na tyle trzeźwa, by uznać to za niepotrzebne i niegrzeczne wobec niego. Ale słysząc jego słowa zaczęła żałować, że stłumiła zwierzęcy instynkt.
- A idź, kurwa. - syknęła, po czym szybko poderwała szklankę z whiskey z blatu. Niewiele brakowało, by część zawartości rozlało się dookoła, jednak nie zwróciła na to w żaden sposób uwagi. Po prostu pociągnęła spory łyk, by zniwelować narastający w jej wnętrzu gniew.
Ach tak, Igrzyska. Nie ma zwycięzców, tylko ci, którzy przetrwali, a i tak wszyscy to celebrują. Kilkunastu jeszcze żyjących wybrańców, którzy najwidoczniej musieli być w czepku urodzeni, skoro udało im się wydostać z tego piekła. Taka była ogólna opinia, mało kto zauważał, że ucieczka od śmierci pakowała ich w otchłań, która jednak ku śmierci ich popychała. Cóż za paradoks.
- Zasłużonego odpoczynku dwa metry pod ziemią. - powiedziała, gapiąc się w przestrzeń, jakby chciała sobie to zmaterializować przed oczyma. Piękna wizja. Ale niezbyt realna. - A ty? Szukasz szczęścia wśród neonów, czy tak bardzo się nudzisz, że aż zagadałeś do wraku człowieka w ciemnozielonej sukience? - zapytała, spoglądając na niego kątem oka. Chciała wiedzieć, czy rzuca się w oczy ze względu na wygląd, czy na aurę depresji, która falowała wokół niej.


Ostatnio zmieniony przez Rosemary Garroway dnia Pią Paź 31, 2014 7:24 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyCzw Paź 30, 2014 11:05 pm

Roześmiał się, kiedy mu odpowiedziała, ani trochę nie zniechęcony. Wprost przeciwnie; zwyczajne a idź, kurwa, było pierwszą prawdziwą i szczerą rzeczą, jaką tego wieczoru usłyszał i stanowiło wręcz muzykę dla jego (nieco już zamroczonych alkoholem) uszu. Grzecznościowe uwagi, jakie wymieniał do tej pory, stanowiły głównie wymuszone i sztucznie rozentuzjazmowane rozmowy na temat (a jakże) wspaniałej pani Prezydent, a ponieważ technicznie rzecz biorąc wciąż był czynnie działającym mentorem (niestety już połowicznie, śmierć Amandy kosztowała go rozbity telewizor i wymianę dwóch okien w mieszkaniu), nie wypadało mu po prostu rozbić szklanki na głowie kolejnej zbyt mocno wymalowanej kobiety po sześćdziesiątce. Dlatego z niespecjalnie skrywaną ulgą i prawie radością przywitał towarzystwo Rose, nawet jeśli ona nie wyglądała na zbytnio szczęśliwą jego pojawieniem się. Może jednak wypił za dużo? Znajdował się już bowiem w tym stanie, w którym to, co pomyślą o nim ludzie, przestawało go obchodzić. Niebezpiecznym, biorąc po uwagę, że miał pod sobą walczącego na arenie Emrysa oraz całą sypiącą się organizację terrorystyczną opozycyjną.
- Właściwie miałem zamiar - odpowiedział szczerze, zamiast jednak grzecznie zsunąć się ze stołka i zakończyć wieczór w taksówce wiozącej go do pustego mieszkania (Nicole wolał nie odwiedzać w stanie mocno nietrzeźwym), wychylił postawioną przed nim szklankę, pociągając spory łyk słodkawego alkoholu. Co oni tu podawali?
Przyjrzał jej się uważniej. Uwaga na temat spoczywającej pod ziemią Coin powinna go chyba zszokować, ale nie chciało mu się udawać oburzenia, zwłaszcza że upojony mózg podsuwał mu właśnie niezwykle szczegółowy i realistyczny obraz siedzącej przed nim kobiety, fundującej pani prezydent radosną wiwisekcję w rytm muzyki elektronicznej. Błogi wyraz zagościł na sekundę na jego twarzy, zanim uświadomił sobie, że inni obecni nie mogą zobaczyć jego osobistej, wewnętrznej projekcji.
A Rose wcale nie wyglądała jak wrak, chociaż jej sukienka rzeczywiście była przyjemnie ciemnozielona. Podobno patrzenie na zielone jest zdrowe.
Nie żeby kiedykolwiek dbał o swoje zdrowie.
- Wypiję za to - powiedział, pociągając ze szklanki kolejny łyk alkoholu, chyba nieco za szybko po poprzednim, ale czas stał się dziwnie lekki i zaczął płynąć w zabawny sposób, zakrzywiając się i biegnąc w kilku różnych kierunkach jednocześnie. - Ale szczęścia nie mógłbym tu znaleźć, wysysasz je z całego budynku - dodał trochę złośliwie, odstawiając naczynie na blat, jednak szybko podnosząc je z powrotem. Z każdą chwilą jego głowa robiła się jakby coraz bardziej pusta i nie mógł powiedzieć, żeby nie podobało mu się to uczucie. Mimo że plątało język, to sprawiało też, że świat ograniczał się do tego jednego kolorowego baru, od którego co prawda było mu niedobrze, ale przynajmniej nie spływał krwią trybutów, ani nie groził mu otwarcie.
Z drugiej strony słyszał, że siedząca przed nim kobieta też potrafiła być mordercza, co w połączeniu z nieco psychodeliczną muzyką płynącą w tle, mogło niepokoić. O ile było się trzeźwym.
- Przyszedłem ci pomóc - stwierdził poważnym tonem, wyciągając z drinka parasolkę z podobizną Almy Coin i z dziwną satysfakcją przebijając ją wykałaczką. - Zatańczysz? - zapytał, podnosząc nagle głowę i wyciągając dłoń (wciąż trzymającą przebitą panią prezydent). - Na cześć solenizantki - wyjaśnił, a myśli znów nawiedziła mu wizja barwnego morderstwa.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyPią Paź 31, 2014 9:23 pm

Tak, Rose była szczera, czasami nawet do bólu. Gdzieś nawet czytała, że osoby, które przeklinają, w oczach innych wydają się bardziej prawdomówni. Po tych wszystkich latach przymilania się wśród Kapitolińczyków miała tego serdecznie dosyć, nie znosiła pozerów. W końcu mogła cieszyć się wolnością słowa, przynajmniej częściową, bo naprawdę myślała, że na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które mogą jej obecnie podskoczyć. I wbrew pozorom nie była to Alma Coin, bo na własne oczy widziała, że posada prezydenta nie jest bezpieczna i jej właściciel może zniknąć przy najgłupszym spisku. Albo nalotu bombowego.
I naprawdę miała absolutnie gdzieś, że przez chwilę była mentorką - ku chwale ojczyzny obydwoje jej trybutów zginęło przy rogu, przez co miała wyjebane wolne do końca igrzysk. Których w ogóle nie oglądała, nie słuchała o nich, nie czytała; miała totalnie gdzieś, że dzieciaki się wyżynają na arenie w tym momencie. Widziała już tyle edycji, większość miała takie samo zakończenie, więc ta cała szopka była dla niej zwyczajnie nudna. Każdy film, program czy serial obejrzany któryś raz z rzędu prędzej czy później się przeje.
Nie miała nic do Malcolma. Nie powinien brać tej niechęci do siebie, ona po prostu tak reagowała na ludzi. Miała dość obecności innych wokół niej, zawracania jej dupy, kiedy wszystko ma gdzieś. Tak bardzo polubiła swoje towarzystwo, że każde inne wydawało jej się męczące. Funkcjonowanie w społeczeństwie było dla niej udręką, ale wiedziała, że musi. Nie można się od tak wyłączyć ze świata, zaszyć w mieszkaniu i nigdy nie wyjść. Obowiązki, obietnice, potrzeby - to wszystko wołało o wypełnienie, bo są rzeczy, których nikt za nią nie może zrobić. Miała dosyć, ale zaciskała zęby i robiła to, co musiała. Bo zawsze tak jest; mówi się trudno, żyje się dalej.
- Ja też. - przyznała, również biorąc łyk alkoholu. Może ich życzenie się spełni, kto wie, czasem los się uśmiecha. Zaśmiała się pod nosem na posądzenie ją o wyjątkową formę wampiryzmu (czyżby awansowała na dementora?), co była niewątpliwie rzadkim widokiem. To znaczy, że alkohol zaczął działać. - Staram się. - wyznała z udawaną skromnością, bo sarkazm i tego typu humor płynął w jej żyłach.
Popatrzyła dziwnie na niego, kiedy zaproponował jej taniec. Dawno nie tańczyła. Nie, żeby nie umiała, po prostu nie było okazji. I partnera, w końcu tańczenie z krzesłem albo szklanką wódki nie było zbyt normalne w oczach ludzi. Przedmioty jednak miały przewagę, bo nie gadały zbyt wiele i nie deptały ci po stopach, jak to często się zdarzało.
- W sumie... Co mi szkodzi. - powiedziała, wstając ze stołka, uprzednio opróżniając szklankę do końca, po czym chwyciła jego rękę. Czasem trzeba się rozruszać. Od wiecznego siedzenia można się zamienić w kamień, czy coś, a to przykre. - Ale wspomnij jeszcze raz o tej siwej siksie, a moje kolano całkiem przypadkiem powędruje między twoje nogi. Taki tam ruch taneczny. - ostrzegła Malcolma, posyłając mu anielski uśmiech. Gdyby jej nie znał, na pewno by się nabrał.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyPią Paź 31, 2014 10:32 pm

Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem zrobił coś skrajnie nieodpowiedzialnego i najprawdopodobniej dlatego perspektywa upicia się do nieprzytomności wydawała mu się taka kusząca. Przez ostatnie tygodnie przebywał na nieustannym czuwaniu, wciąż i wciąż oglądając się za siebie, i niemal zapomniając o zbawiennym działaniu alkoholu, który potrafił w kilka chwil skutecznie rozpuścić wszystkie uciążliwe myśli. Tak jak teraz; zmartwienia i niepewność poddawały się łatwo i bez walki, mieszając się z kolorowym płynem, blednąc i znikając w krwioobiegu, rozmyte i nieistotne. Miały wrócić rankiem, z podwójną siłą; trudno było jednak o tym myśleć, gdy umysł robił się przyjemnie lekki i pusty.
Poza tym, do wschodu słońca wciąż pozostało co najmniej kilka godzin.
Również opróżnił swoją szklankę za jednym razem, mimo że wypełniona była prawie w połowie i uśmiechnął się szeroko, gdy Rose chwyciła go za rękę. Zsunął się ze stołka, jeszcze w biegu ściągając z ramion marynarkę, bo zrobiło mu się jakoś za ciepło. Nie do końca zarejestrował, gdzie wylądowała jego część garderoby - rzucił nią w stronę barowego krzesła, ale nie zatrzymywał się, żeby sprawdzić, czy trafił, zresztą - było mało prawdopodobne, żeby zdarzyło mu się jeszcze kiedykolwiek ją założyć.
- To groźba karalna - odpowiedział jej, rozbawiony, idąc za nią na parkiet. Fakt, że wyrzucała z siebie obelgi pod adresem Coin, będąc gościem na imprezie tematycznej z okazji prezydenckich urodzin, wydawał mu się niezwykle zabawny, co tylko świadczyło o stanie, w jakim się znajdował. Na szczęście dla nich obojga, pozostała część gości również zdawała się wykazywać mocno przyćmioną percepcją i raczej nie zwracała uwagi, co dzieje się wokół nich. Skoczna muzyka skutecznie ich zresztą zagłuszała - jeśli on musiał się postarać, żeby zrozumieć, co kobieta do niego mówiła, to co dopiero inni? - Ale przyjąłem, ani słowa o Tej, Której Imienia Nie Wolno Wymawiać - zapewnił, kiedy dotarli gdzieś w okolice środka sali.
Chyba nie do końca pamiętał, jak się tańczy, ale wyjątkowo mu to nie przeszkadzało, kiedy odnajdywał rytm w psychodelicznej muzyce, nawet jeśli takowego tam nie było, przypominając sobie kapitolińskie wesela. Organizowane na cześć osób, których już wtedy nie znał; a dzisiaj nie był w stanie nawet przywołać z pamięci ich twarzy. Wyjątkowo dziurawej; jego pierwsze lata w stolicy zawsze wydawały się dziwnie poszatkowane i zmieszane razem, jak wyjątkowo drobna mozaika, a dzisiaj już całkiem zlały się ze sobą, przymglone krążącym w żyłach alkoholem. - Więc - zaczął, przekrzykując muzykę i z coraz większym trudem łapiąc oddech - skoro najwidoczniej nie zjawiłaś się tutaj, żeby świętować narodziny Lorda Voldemorta, jakie mroczne plany cię przywiały? - zapytał z czystej ciekawości i dla potrzeby podtrzymania rozmowy, pociągając Rose do przodu i tym samym ratując ich oboje od stratowania przez pijaną parę, która najwidoczniej postanowiła urządzić sobie dwuosobowy turniej Tańca z Gwiazdami.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptySob Lis 01, 2014 10:02 pm

Robiła różne nieodpowiedzialne rzeczy, bo nie miała być za kogo odpowiedzialna. Nie czuła się zobowiązana do otaczania opieką nikogo, a jeśli chodziło o nią samą... Nie miała szacunku do swojego życia, do swoich decyzji, do siebie. Dlaczego więc miała się przejmować swoimi słowami, które i tak zawsze są rzucane na wiatr, bo nie docierają do niczyich uszu? A jeśli już dotrą, to każdy je ignoruje, zupełnie jakby rozmawiała ze ścianami. Czuła się olana przez świat, więc była taka sama w stosunku do niego. Zdawała sobie doskonale sprawę, że gdyby nie było to niemoralne, nikt by się nie oszczędzał, opisując jak wielką jest porażką. Na pewno byli na tym świecie ludzie, którzy ją doceniali, którzy czasem myśleli o niej, a nawet tęsknili. Niektórzy przejawiali nawet troskę, ale Garroway i tak tego nie widziała. W końcu potrzebujesz światła tylko wtedy, gdy nadchodzi zmrok, tęsknisz za słońcem, gdy pada śnieg. Ona nie czuła niczego, bo przestała rozróżniać lepsze momenty od gorszych. Przestała wierzyć, że po burzy nadejdzie słońce, zbyt długo stała w deszczu, który spływał tylko i wyłącznie po jej policzkach. Ale one znikały, z dnia na dzień było ich coraz mniej. Nie można ukryć, że bardzo pomógł w tym alkohol.
Zmarszczyła brwi, widząc jak Malcolm rzuca w przestrzeń swoją marynarkę. Jakby nie dbał o to, że coś stłucze, że w kogoś rzuci - czyżby aż tak mu śpieszyło tańczyć z Rose? A może atmosfera stała się aż tak gorąca? Na pewno nie za jej sprawą.
- Wiesz co jest również karalne? - zapytała, po czym ściszyła głos - Partyzantka i morderstwa. - posłała mu anielski uśmiech, jakby wcale nie mówiła o jakże chlubnych zajęciach ich obydwojga. Żadne z nich nie było bez winy i już nie chodziło tutaj o przeszłe igrzyska. To co było, minęło, runęło jak pół Kapitolu i niektóre dystrykty. Po co rozgrzebywać coś, co leży pod gruzami, wiedząc, że i tak nie żyje.
Lata ćwiczeń przed igrzyskami i po nich sprawiły, że była dosyć sprawna i gibka, ale nadal czuła się niezręcznie w tańcu. Nie potrafiła się wczuć w muzykę, jedyne melodie jakie ją zadowalały, to te, do których upijasz się podczas depresji albo słuchasz po rozstaniu. Zresztą, tańcząc wydawała się delikatna, a to ją dobijało. Nie wiedziała czemu, po prostu miała dość wyglądania na słabą. Dziwna trauma przeszłości.
- Przyszłam upić się tak bardzo, żeby wpaść w śpiączkę i obudzić się, jak już wszystko będzie w porządku. - powiedziała wprost do jego ucha, kiedy już ją przyciągnął do siebie. Nie lubiła krzyczeć, a musiałaby to zrobić, jeśli chciałaby, by usłyszał ją przez tę wariacką muzykę.
Nie znosiła hałasu.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptyPon Lis 03, 2014 7:24 pm

Pamiętał, że kiedy pierwszy raz po wygranych Igrzyskach trafił do Kapitolu, jedynym, czego pragnął, było wyróżnienie się z tłumu. Nie wiedział, skąd mu się to wzięło; w rodzinnej Dziewiątce wszyscy wydawali się do siebie podobni i tam nigdy nie przyszłoby mu do głowy, żeby zmienić ten stan rzeczy. Ale stolica przywitała go różnorodnością; kolorów włosów, ubrań, nawet barwionej różnobarwnie skóry. Z miejsca, gdzie każdy zajmował się tym samym - uprawą roli - trafił do krainy nieskończonego wyboru zawodów, w której wyróżnikiem tego, co robiło się w życiu, był charakter własny, a nie dystryktu. Widział artystów, inżynierów, naukowców, polityków; całą gamę osobowości, może i zepsutych, ale tak interesujących, że on sam - zwycięzca z przypadku, niewidzialny trybut Głodowych Igrzysk - poczuł się nagle jeszcze bardziej przezroczysty niż gdy przemykał przez gęsty las w towarzystwie jedynie zakamuflowanego plecaka.
Zabawne, dzisiaj zrobiłby wszystko, żeby ponownie schować się w tłumie; stać się częścią tej rebelianckiej masy, niewrażliwej na przewroty na arenie politycznej i obserwującej wszystko z boku. Nie zastanawiającej się codziennie po wstaniu z łóżka, czy przypadkiem poranna poczta nie przyniesie ze sobą wezwania na przesłuchanie, i nie zmuszonej do odnajdywania po latach swojego rozproszonego po Panem rodzeństwa, a wieczory spędzającej na kiczowatych wieczorkach z okazji urodzin prezydenta, a nie snuciu planów o zamachach. Zwyczajnej, normalnej, funkcjonalnej; ale czy w ogóle by tak potrafił?
Odpowiedź nasuwała mu się automatycznie, wraz z sugestywną wypowiedzią Rose, która - mimo wysokiego stężenia alkoholu w krążącej w jego żyłach krwi - i tak wywołała lekki niepokój. Czyżby już wszyscy w kraju wiedzieli, że parał się partyzantką, czy może kobieta strzelała w ciemno? Zapewne zastanowiłby się nad tym dłużej, gdyby myśli nie uciekały mu z głowy tak szybko. Tymczasem uśmiechał się jedynie znacząco, obracając partnerką dookoła i za jedyne swoje zmartwienie uznając uniknięcie stratowania przez nieuważne pary.
- To skoro ustaliliśmy już zakres naszych zainteresowań - odpowiedział, nie zatrzymując się nad tymi słowami ani na moment - to co nielegalnego proponujesz na dzisiaj? - zapytał, idąc za jej przykładem i nachylając się do jej ucha. Jej słowa o upiciu się do nieprzytomności, mimo że na pozór lekkie i niezobowiązujące, wydały mu się nagle w jakiś sposób przykre. On sam także wiele by dał, by przeczekać powojenne lata gdzieś w ukryciu, w nieświadomości; obudzić się w Kapitolu bez Kwartału i najlepiej bez Kapitolińczyków, stanowiących niewyczerpane źródło wyrzutów sumienia. - Bo pewnie minie jeszcze chwila zanim zapadniesz w tę śpiączkę - dodał, a gdy piosenka się skończyła, odciągnął ją nieco na bok, biorąc z tacy kelnera dwie szklanki alkoholu i jedną z nich podając Rose. Wciąż miał w głowie kilka myśli, których z chęcią by się pozbył, ale nadal był na to za trzeźwy.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary EmptySro Lis 05, 2014 9:04 pm

Po wygranej wszystko w Kapitolu wydawało się fajne. Przytłaczające, ale piękne; czy było coś lepszego niż te wszystkie twarze zwrócone w twoją stronę lub uznanie dobiegające zewsząd? Przez pewien czas wszystko było wspaniałe, ale w końcu stało się męczące. Nigdy nie dążyła do bycia w centrum uwagi, więc po pewnym czasie ją to po prostu znudziło. Była bardzo młoda, przechodziła trudny okres dojrzewania. Choć trzeba przyznać, że bardzo szybko musiała stać się dorosła i odpowiedzialna. Zabrali jej dzieciństwo. Wyrwali cały rozdział z jej historii i jeszcze liczyli, że będzie im za to wdzięczna. To było pewne, że prędzej czy później ich za to znienawidzi i będzie miała gdzieś, że każdy patrzy na nawet najmniejszy ruch, jaki wykona. Zabiła piętnaście osób na oczach całego kraju, a miałaby się przejmować, że zachowała się niestosownie? To jakaś kpina. I kiedy zdała sobie z tego sprawę, nagle wszystko stało się łatwiejsze.
Teraz nie próbowała się kamuflować. Nie chciała się zlewać z tłumem, ani się wyróżniać. Niech się dzieje, co chce. Nie miała takiej mocy ani posłuchu, by zmienić swoją opinię w społeczeństwie, na której zresztą wcale jej nie zależało. Miała to wszystko absolutnie gdzieś. Nie żałowała tego, co czyniło ją w oczach innych złą osobą. Gdyby zesłali ją jeszcze raz na arenę, nie blokowałaby się i tym razem. Ba, pobiłaby swój własny rekord. Zabiłaby wszystkich trybutów. Wyrżnęła ich w pień.
Łącznie ze sobą.
Dwadzieścia czworo martwych dzieciaków, czyż to nie piękny wynik?
Rose wiedziała sporo o dzisiejszym systemie politycznym Panem. Zarówno tym oficjalnym jak i podziemnym. Doskonale wie, jak się ustawić i nie być przy tym podejrzaną. Wiedziała jak przewodzić zamachowi, by nie było na nią żadnych dowodów. Potrafiła pozbyć się pięciu osób tak, by nikt nawet o nich nie pytał. Nikt nie wiedział, po czyjej stronie jest i to ją niezmiernie bawiło. Mogła balansować na granicy barykady, przechylając się na obydwie strony, ale nie stając po żadnej z nich. Czy była dwulicowa? Z pewnością. Ale ten, kto tego nie wiedział musiał być głupcem albo ślepcem. Była jak kameleon - zmieniała kolory, by zapewnić sobie bezpieczeństwo i byt.
Zresztą - nie ona jedna.
- To zależy jak daleko jesteś gotowy się posunąć. - odpowiedziała szeptem, nie odsuwając swoich ust od jego ucha nawet na centymetr. Czy rzuciła mu wyzwanie? Alkohol sprawiał, że robiła się strasznie zadziorna. Nad ranem zawsze tego żałowała, kiedy wyblakłe wspomnienia uprzedniej nocy wracały falami przed jej oczy. Czyżby i dzisiaj stanie się femme fatale, która doprowadzi biednego Malcolma do zguby? Czy może będzie odwrotnie? To zależy, które z nich się bardziej upije. A to trudno było przewidzieć. - Przed nami jeszcze cała noc. - odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem, odbierając od niego napój. Pociągnęła głęboki łyk, pozostawiając na szklance ślad czerwonej szminki, której było coraz mniej na jej ustach. - Nie jest ci gorąco? - zapytała nagle, opierając się o pobliską ścianę. Przemawiał przez nią alkohol, więc na próżno było tłumaczyć cel jej pytań i ewentualnych czynów.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

[runda #3] Malcolm & Rosemary Empty
PisanieTemat: Re: [runda #3] Malcolm & Rosemary   [runda #3] Malcolm & Rosemary Empty

Powrót do góry Go down
 

[runda #3] Malcolm & Rosemary

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» [runda #1] Cypriane & Charlie
» [runda #1] Ichabod & Miranda
» [runda #4] Christina & Avery
» [runda #2] Gerard & Charles
» [runda #4] Reiven & James

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Wydarzenia :: 2 urodziny :: Panem Challenge-