IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Daisy Daignault & Royce Peterson

 

 Daisy Daignault & Royce Peterson

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySob Sie 09, 2014 1:19 pm







Wspólny salon, dwie oddzielne łazienki i dwie sypialnie - oto komponenty apartamentu trybutów. Ośrodek znajduje się pod ziemią, ale dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii okna w pomieszczeniach są w stanie ukazywać rzeczywisty obraz sprzed głównego wejścia.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyPon Sie 11, 2014 8:44 pm

Za każdym razem dochodził do wniosku, że nie wytrzyma tego bez kieliszka wina. Przypomniały mu się poprzednie Igrzyska, w których teoretycznie udziału nie brał, ale każdego ich dnia był równie zmęczony, jakby przebiegł kilkadziesiąt kilometrów z kilkukilogramowym bagażem na plecach. Tamtego razu był także bliski pobicia rekordu - nikt do tej pory nie zabił jeszcze trójki trybutów. Nikt nie był takim idiotą, aby jawnie afiszować się sympatią do piętnastoletniej dziewczyny, a potem pozwolić, a nawet przyłożyć rękę do tego, by zniknęła. Wbrew wszystkiemu - złe wspomnienia (nie tak złe, jak jednak sobie wmawiał) wcale mu nie dokuczały, nie było Czwórki i mile spędzonych nocy, nie było Isabelle, która karciłaby go i obrzuciła kilkoma sarkastycznymi uwagami, które wbiłyby go w ziemię do końca dnia. Nie było niczego, co mogłoby zaprzątnąć jego głowę, co mogłoby przerwać ten idylliczny stan zobojętnienia. Nawet gdy zaczęły padać poprawne politycznie nazwiska, on śmiał się w głos i słuchał, jak ten wdzięczny głos śmieje się razem z nim. Tęsknił za tym. Za tym śmiechem. Dlatego czasami sobie wyobrażał, że ona się śmieje. W międzyczasie napisał do Cordelii, jakby to co się zaraz miało stać, było istotne. Nieprzyjemne, bo musiał wstać z kanapy i ustąpić miejsca istocie tak złudnie przypominającej wyrzuconą na brzeg morską syrenkę, że przez jakiś czas smakował drinka zastanawiając się, czy rzeczywiście uprzejmym byłoby budzić ją z tego bez wątpienia pięknego snu i przywołać do ponurej i jakże ironicznej rzeczywistości.
Podszedł do barku odliczając minuty od końca Dożynek i zastanawiając się, kiedy do apartamentu wbije kolejny rozwydrzony mutant, którego krzyki, płacze i jęki będzie musiał nosić przez kolejne dni. Można zwariować. Czerwone wino. Tak jak poprzednio. Dwa pełne kielichy i trzeci pusty, oczekujący niespodziewanego gościa, który lada moment mi się zjawić. Może jednak nie? Może zgubi drogę, trafi na złe piętro i nie będzie wiedział, jak obsłużyć windę. Cudowna perspektywa. Wieczór spędzony sam na sam ze Śpiącą Królewną. Usiadł na stoliku popijając bez zainteresowania wino i zastanawiając się, w jaki sposób mógłby ją obudzić. W jaki sposób powinien, bo rozsądek miał zwyczaj pojawiać się wówczas, kiedy był trzeźwy. Na szczęście wciśniętej w ciasną przyjemną dla oka sukienkę dziewczyny, znajdował się między stanem błogości a jeszcze względną interesownością. W porę przypomniał sobie, po co się tu znalazł, przynajmniej zanim kanapa przewróciła się na drugi bok, a ona uderzyła w podłogę z wdzięcznym pluskiem godnym Małej Syrenki. Oparł więc nogę na siedzeniu, pochylił się nad nią nadal siedząc na brzegu stolika i obrócił twarz w swoim kierunku, jakby bał się, że przy najmniejszym dotknięciu się rozleci. Jak porcelanowa lalka, tak ją pamiętał. Krucha dziewczynka, roześmiana, coś w tym było. Mógł się tylko uśmiechać, żeby ją zadowolić, czasem przytaknąć. Długie monologi były nużące, opowieści czasem niezrozumiałe, ale często do tego wracał, do odskoczni od niesamowicie brutalnej klienteli, z którą zwykł mieć do czynienia. Odpierając chęć pogładzenia długich złotych włosów, poklepał ją delikatnie po policzku, uśmiechnął się, jakby sam też chciał ujrzeć, tuż po przebudzeniu, czyiś uśmiech. To zdecydowanie pomaga, gdzieś słyszał, że poprawia nastrój.
Jemu dodawało czasami otuchy, bo potrafił już rozpoznawać uśmiechy, akie widział ten właściwy, było dobrze.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyPon Sie 11, 2014 9:09 pm

|z domu Cordelii

Świat chwiał się w posadach. Dość mocno i jednostajnie. Gdzieś brzęczała rozpalająca się powoli żarówka, stukały kieliszki, szumiała lodówka, trzaskały drzwiczki barku. Światło błyskało i gasło gdzieś za grubą watą. Wata zalegała też na języku Daisy, słodka i nieco dusząca. Próbowała wypchnąć ją językiem, ale bezskutecznie: dalej zatykała jej gardło. Oddychała więc powoli, sennie, próbując chociaż odrobinę przebić się przez to różowe otępienie. Różowe jak jej skóra - nie, Daisy, twoja skóra jest złota! - różowa jak wnętrze powiek poprzetykane niebieskimi żyłkami i jak...
Sukienka. Nowa sukienka, stanowczo za krótka, kupiły ją z Cordelią przedwczoraj. Niedorzeczne falbanki, śliczny wzorek, nazwisko znanego projektanta, błysk platynowej karty kredytowej, smak malinowego alkoholu i...tej okropnej, słodkiej waty. Znów wysunęła język między zęby, będąc pewną, że gdy wypchnie odurzającą chmurkę cukru będzie w stanie otworzyć oczy i...
Hałas, trzask, łomot, głuchy odgłos uderzenia o podłogę.
Oprzytomniała natychmiastowo. Cóż, nie był to może ulubiony sposób opuszczania objęć Morfeusza, ale nie sposób było odmówić mu skuteczności. Daisy otworzyła szeroko niebieskie oczy lalki, wpatrując się z nagłą i wręcz brutalną trzeźwością w wiszącego nad nią Finnicka.
Przed trzema godzinami pewnie zareagowałaby dzikim piskiem, wrzaskiem i nerwowym chichotem, ale teraz...Teraz było całkiem różne od wcześniej. Wcześniej nie była trybutką, wcześniej siedziała na kanapie w domu Cordelii, wcześniej piła szampana, wcześniej cieszyła się z Igrzysk, wcześniej była gotowa rozebrać się przed ulubionym mentorem w ciągu sekundy. W młodości świat szybko się zmienia i Daisy boleśnie się o tym przekonała, przez krótką chwilę leżąc bez ruchu na ziemi z oczami wlepionymi wręcz trupio w idealną twarz Finnicka. Krótki kurs hipnotyzowania i...pulsujący ból. Nie, nie w skopanym przez Strażników ciele, nie z pokłutej ręki a z buzi.
Wysuwanie języka w celu pozbycia się cukru, połączone z wywróceniem kanapy poskutkowało ostrymi ranami na duszy i ciele. Bardzo krwistymi.
Poderwała się do pozycji siedzącej tak gwałtownie, że prawie wyrżnęłaby w brodę chłopaka. Zawsze to jakiś kontakt fizyczny, obchodzący ją teraz dość mało, bo...
- Odgryzłam sobie język - wychrypiała, jeszcze nieco otępiała. Wychrypiała niewyraźnie, więc pewnie Finn usłyszał coś w rodzaju ohyryhzalm ohjen ehnzyn. Na całe szczęście sztuka rozpoznawania głosu nie była potrzebna: nawet idiota zrozumiałby, że krew buchająca spomiędzy spierzchniętych warg dziewczynki nie jest wynikiem furii albo urazów wewnętrznych. Nawet Di pojęła to dość szybko, wpatrując się w cieknącą z brody ciecz, kapiącą na przód sukienki i barwiącą jej rozczochrane włosy, owinięte wokół niej jak złoty całun. Środek uspokajający działał jeszcze odrobinę, inaczej pewnie zerwałaby się na nogi z panicznym piskiem (i pluciem wokół siebie krwią), ale już widać było, że źrenice Daisy wracają do normalnych rozmiarów a krew wypływa coraz szybciej. Krążenie przywrócone,wspaniale; wsunęła do ust palec, szukając odgryzionej części ciała, ale nic nie znalazła i dopiero ta informacja wywołała w niej prawdziwe przerażenie. Mogła go połknąć...albo po prostu histeryzowała. Naprawdę ciężko stwierdzić.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyWto Sie 12, 2014 8:16 am

Nie chciał jej budzić. To po pierwsze. Wiedział jak to się skończy. Tak? Przeczuwał, że nie skończy się to najlepiej. Młodzież kapitolska bywała niezwykle nieznośna, upierdliwa i strachliwa, zwłaszcza gdy czas okazywał się płynąć szybciej, niż się tego spodziewali, dotąd zawieszeni między życiem a śmiercią - żywe trupy włóczące się za dnia po szarych ulicach, a noce kulące w brudnych zimnych łóżkach. Dwanaście miesięcy jak wieczność. Czasem żałował, że nie odpuścił sobie tych wizyt, czasem żałował, że nie odszedł z Annie do Czwórki, nie odciął się od Kapitolu, który nadal stanowił źródło wszelkich problemów. Zaczął doceniać spokój i ciszę, gdy zaczęło mu ich brakować. Zwłaszcza w takich momentach jak ten, kiedy nic nie mogło pójść po myśli, gładko i szybko, kiedy rzeczywistość przerosła naiwne oczekiwania.
Odsunął się odruchowo, gdy dziewczę się poderwało. Był gotów przeskoczyć nad stolikiem i w trosce o swoje bezpieczeństwo schować w jednej z dwóch wolnych łazienek, ale szybko zorientował się, że z tej dokładnie strony nie musi się niczego obawiać. Ale pojawił się kolejny problem, a on skołowany, nawet nie potrafił go nazwać, ani zareagować w jakiś logiczny i godny zwycięzcy sposób. Wpatrywał się w dziecię wyprostowany przykładając do ust kielich i dochodząc do wniosku, że to wcale nie taki głupi pomysł. Jeśli wykrwawi się na śmierć, będzie miał jeden problem z głowy, a jeśli nie... hm, wówczas jego kolejne dni mogą okazać się bardzo trudnymi i pełnymi ciężkiej roboty dniami. Ale w kącie nadal siedziała cichutka nadzieja, że jednak odgryzła sobie ten język i ciężkie dni takimi ciężkimi nie będą, sto jeden żalów mniej na następny tydzień. Cudowna perspektywa. I gorzka rzeczywistość, jak wino, dotarła, ale z niezłym opóźnieniem. Zawsze dobierał w taki sposób, zawsze wierzył, że jeśli będzie pozbawione smaku lub nasączone jego ohydą nie będzie mógł się uzależnić. To były tylko luźne przypuszczenia, pojedyncze myśli pojawiające się pomiędzy stanami błogostanu a chwilami spędzonymi na romansach z deską klozetową. Gdzieś zapomniał o zaparciu i ostrożności, jakim powinien był się wykazać. Ale to były ciężkie dni. Na początku. Takie jak ten. Nie było, owszem, odgryzionych języków, rozhisteryzowanych nastolatek ani obowiązku, który na nim spoczywał i nie pozwolił siedzieć bezczynnie, choć szczerze powiedziawszy kompletnie nie wiedział, jak ma się zachować. Najchętniej zadzwoniły do Merry i spytał, czy nie wie, jak tamuje się krwotok z języka, ale wziął kolejny łyk, po czym odłożył naczynie na stolik, aby w końcu zainterweniować.
Jeśli jeszcze żyła. A miał nadzieję, że nie.
I cichą, że jednak nie będzie miał na sumieniu kolejnej duszyczki, ale to tylko naiwne marzenia, zdążył zapomnieć już, bo minęły ten dni, że wygrywał.
Jego dłonie spoczęły na ramionach dziewczyny twardo, potrząsnął nią i rzucił ostro, wręcz stanowczo, a zabrzmiało to co najmniej komicznie:
-Spokój - dlaczego nie mogli rozpocząć od rozmowy? - Nic Ci nie jest, pokaż mi to - potem był już spokojniejszy, wewnątrz zirytowany, ale to ustępowało, dotknął jej podbródka delikatnie i jakby dla zachęty, nawet nie sądził, że na cokolwiek się to zda, uśmiechnął się. Znowu. Stare przyzwyczajenia będą wisieć nad nim do końca życia, maska zawsze będzie aktualna i gotowa, aby zarzucić ją na zachmurzoną twarz - Daisy, czy mogłabyś...?
...otworzyć usta? Proszę?
...odejść, nie zwracać mi już głowy?

...umrzeć w jak najmniej bolesny sposób, najlepiej od razu? Błagam?

-...otworzyć usta? Muszę to obejrzeć.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyWto Sie 12, 2014 10:12 am

Czerwona panika, rozścielająca się przed oczętami Daisy nie miała (na razie) nic wspólnego z igrzyskowym skazaniem na śmierć. Wcale nie myślała teraz o tych całych Dożynkach, zapomniała o bójce ze Strażnikami i o rozpaczliwym, nieprzytomnym pożegnaniu z Cordelią. Bodziec w postaci odciętego języka brutalnie zablokował wszelkie inne problemy, zamieniając Daisy w zwierzaczka pokrytego ciągle niezakrzepłą krwią. Ściekała jej po brodzie i równiutkim strumyczkiem obmywała wszystkie falbanki sukienki. Czy skapywała na długie nagie nogi i czy zostawiała za sobą wstydliwy ślad czerwonej mazi - tego nie potrafiła dojrzeć, zakręcona, zdezorientowana i owinięta swoimi posklejanymi włosami.
Idealna prezentacja na pierwszą randkę z Finnickiem.
Na razie jednak nie odczuwała pulsującego podniecenia (obożedotknąłmnietymiswoimimęskimidłońmi) tylko tępy ból płynący z buzi. Na całe szczęście - w innym wypadku bezpośredni kontakt ze swoim bóstwem pewnie skończyłby się próbą gwałtu i honorowym odstrzelaniem trybutki jeszcze przed Areną. Finn zagrał więc całkiem sensownie - w takim stanie nie mogła go nawet polizać.
Inna sprawa, że mocne ręce trzymające ją za ramiona uspokoiły ją na tyle, by przestała coś bulgotać pod nosem, wizualizując sobie swoją potworną drogę do szpitala. Miała sztuczne nogi, sztuczny język nie stanowił więc jakiejś nowości. Myśl o tym, że najwyżej zostanie obdarowana diamentowym mięśniem ssąco-liżącym (czy nie było dopłat do tego sprzętu dla panien z Violatora? protezy, te sprawy?) także podziałały znieczulająco. Zbawienny wpływ miała jednak cała obecność Finnicka, jego palce na jej podbródku i tak zmysłowy ton, że przez falę cierpienia i dezorientacji (hej, czemu mam pokłute przedramię?) przebiła się w końcu dawna Daisy.
Przez naprawdę długą chwilę rozważała filmowe odgięcie się do tyłu jak do romantycznego pocałunku, jednak gdy tylko nieco pochyliła głowę (tylko na próbę, słowo harcerza) krew napłynęła jej do gardła i zakrztusiła się, widowiskowo opryskując świeżą, ciepłą krwią koszulę Finnicka. I jego szyję. Cóż, najbliższy kontakt z płynami ustrojowymi mieli i tak za sobą, szkoda, że w taki sposób, ale Di nie zamierzała narzekać, za bardzo skupiona na łapaniu powietrza i...drętwieniu po seksownej prośbie Odaira.
Daisy, czy mogłabyś otworzyć usta? Czy istniało piękniejsze pytanie, mogące paść z ust tego Finnicka O.? Czy istniało bardziej erotyczne połączenie tych niewinnych słów? Daignault nigdy nie była ckliwą romantyczką i nawet oświadczyny nie wzbudziłyby w niej takiej gamy emocji jak to subtelne preludium do gry wstępnej. Wpatrywała się więc w jego oczy z niebezpiecznie bliskiej odległości, zaczynając myśleć trochę...sensowniej. Padanie na kolana w stanie zakrwawienia kompletnego i przy nieobecności języka...Do tego była oralną dziewicą a Finn przywykł pewnie do widowiskowej akrobatyki...No i czy nie widzi w niej dalej ośmioletniej trzpiotki, każącej mu pić wyimaginowaną herbatę z wyimaginowanego kubka? Na twarzy Daisy pojawiła się czysta rozpacz: raz, związana z myśleniem (naprawdę musiała przetworzyć sporo informacji), dwa: z zrozumieniem, że nawet gdyby chciała, to by nie mogła i trzy: chyba nie o to Odairowi chodziło.
Westchnęła więc z mieszaniną ulgi i potwornego zawodu - przy okazji znów obdarzając go czerwoną mgiełką, osiadającą drobną siateczką na jego brodzie i ustach - po czym...wywinęła się zgrabnie. Co jak co, ale nie mogła pozwolić by Finnick oglądał jej Absolutny Brak Języka. Nie po tym, jak prawie zaproponował jej wyuzdany namiętny seks, wspólne mieszkanie i spłodzenie wspólnie idealnych dzieci. Well, that escalated quickly.
Ruszyła więc chwiejnie w kierunku wielkiego lustra przy barze, mało przejmując się tym, że zakrwawiona kieca znów podjechała jej na biodra (przywykła; powinna wprowadzić nową modę na odsłonięte pośladki) i rozdziawiła zakrwawioną mordkę. Krew. Dużo krwi. Zakrwawione zęby i...wystawiła język (a więc jednak, przeżył!) i przyjrzała się idealnemu wzorowi kłów odciśniętemu w połowie. Z wyrwy sączyła się czerwona maź, ale już wolniej, co nie oznaczało zmniejszenia bólu. Na szczęście wszystko trzymało się na swoim miejscu i Daisy poczuła kolejną falę radości, tak intensywnej, że ucałowała swoje wymęczone odbicie, zostawiając odcisk krwistej szminki na lustrzanej powierzchni. Cóż, ich apartament powoli zamieniał się w ubojnie jelonków. Dziwne, ile tej ostrej w zapachu substancji może być w języku.
- Miałeś rację, nic mi nie jest - przyznała, odwracając się z powrotem w kierunku Mężczyzny Z Jej Pierwszych Erotycznych Snów. Mówiła ostrożnie i odrobinę niewyraźnie, ale naprawdę się starała układać w usta w odpowiedni sposób. Żeby Finnick miał gwarancję, że jest sprawna w te klocki, to oczywiste. Myśli same krążyły wokół rozpiętego kołnierzyka jego zakrwawionej koszuli i już podchodziła do niego z zmysłowym uśmiechem (o ile ktoś uważa za zmysłową osobę zalaną krwią), coby pozbyć się brudnego materiału i zaproponować wspólne wejście pod prysznic, kiedy w jej umyśle impuls elektryczny dotarł w końcu do odpowiedniego miejsca. Musiał przejść długą drogę pomiędzy zakopanymi skarbami (Finnick, seks, zniszczona sukienka, gdziesąmojebuty, czy jest tu fryzjer, Cordelia zna dobrego fryzjera, gdzie jest Cordelia, Cordelia była w salonie, kiedy Finnick, trybuci, mentor... o c h .) kiedy w końcu natrafił na korę mózgową przeznaczoną do myślenia o rzeczach poważniejszych. Korę dość nieużywaną, dlatego Daisy zrobiła jeszcze trzy kroki-zombie w jego kierunku, zanim zatrzymała się z wyrazem poważnego wkurwienia na twarzy.
Nie, nie zamierzała szlochać ani rzucać się na podłogę z piąstkami; tak postąpiłaby przed Kwartałem. Po trudach zamurowskiego życia jej spazmatyczna histeria przerodziła się w arsenał dziewczęcej wściekłości. Niszczącej wszystko na swojej drodze, nawet jeśli znajdywał się tam Bóg Panienek we własnej, nieco zakrwawionej osobie.
- PORWALI MNIE Z WŁASNEGO DOMU, WYWLEKLI SIŁĄ I UŚPILI JAK ZWIERZĘ. CZY JA WYGLĄDAM NA ZWIERZĘ? ALMA COIN TO ZWIERZĘ, JAKIŚ POTWORNY OŚLIZGŁY ROGATY REKIN CZY INNY PIEPRZONY WODNY SSAK Z ROGIEM NA CZOLE - wrzasnęła naprawdę potężnie i pewnie kontynuowałaby krzyki i dosadne porównania, gdyby nie ból języka. Przycisnęła więc dłoń do ust jak mała dziewczynka, zawstydzona przypadkowym przekleństwem. Skrzywiła się także mocno, drżąc z tłumionej wściekłości. Niemożliwej do wyrażenia w normalny sposób - przekleństwami, wyciem i mordowaniem - opuściła więc dłoń, łapiąc Finnicka za ramię. - To nie był błąd losowania, prawda? Nic się już nie da zrobić. Mogę tylko wybierać kieckę do trumny, bo przecież jestem kuzynką Cordelii. Drugi raz Alma nie pozwoli na zwycięstwo kogoś w kogo żyłach płynie KREW ZWYCIĘSKICH SNOWÓW - wychrypiała cicho i ostrożnie, acz z wielką emfazą, ostatnie słowa znów wykrzykując jak dramatyczna aktorka, omdlewająca w ramionach swojego wybawcy. Cóż, to nie ta bajka, wbiła paznokcie w materiał i skórę Finna niemal do krwi. - Powiedz chociaż, że będę tutaj mieszkała z jakimś niewiarygodnie wysokim, seksownym i potrafiącym zabijać mężczyzną a nie czternastoletnim knypkiem dobierającym mi się do majtek przed śmiercią. Albo i po. - dodała już zupełnie błagalnie, prawie wieszając się na Finnicku. Przez to całe zamieszanie nie pamiętała czyje nazwisko pojawiło się tuż przy jej na ekranie. Może to i dobrze?
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyCzw Sie 14, 2014 3:36 pm

Przyglądał się reakcjom na bodźce, które jej dostarczał, słyszał oddech, przerywany, potem bardziej równomierny i spokojny. To nie zwiastowało nic dobrego - tak podpowiedział mu cichy głosik osadzony głęboko w podświadomości i uaktywniający się, kiedy niebezpieczeństwo było naprawdę bardzo blisko. Na jego nieszczęście był także jednym z tych trybutów, którzy w szale pościgu za sławą i pieniędzmi pokonali dwudziestu trzech przeciwników, aby wyjść z tego bez szwanku, jako piękni, cudowni, nieskazitelnie czyści, ale z jedną małą ułomnością, którą nazywa się brakiem instynktu samozachowawczego. Gdyby ten rzeczywiście tkwił w jego splątanym dziesiątkami konkluzji umyśle, w tym momencie siedziałby w swoim aucie kierując się w stronę swojego pięknego wiecznie słonecznego mieszkania, gdzie wpadłby w ramiona ciepłe i przytulne. W tej czasoprzestrzeni dane mu było romansować jednak z samą Almą Coin, tego wieczoru ich związek przeżywał poważny kryzys, a on jeszcze nie skrył się z żadnej z sypialni, choć powinien. ale nie odczuwał strachu, może niepokój przed tym, że jego twarz zaleje krwista maź, która nie wyglądała najlepiej w połączeniu z niebieską jasną koszulą, którą aktualnie miał na sobie. Co prawda niewiele go to obchodziło, jeśli Daisy nie pluła jadem, a miał dziwne przeczucie, nadal nierozłączne, że i tak może być.
Pomyślał, że Śpiąca Królewna mogła pozostać Śpiącą Królewną, a on mógł pozostać biernym obserwatorem i nie musiał, oj, wcale nie musiał, brać udziału w tej komicznej bajce, której szczęśliwe zakończenie byłoby tak dalekie od szczęścia jak jemu daleko do występu na okładce magazynu "Najbrzydsi panowie świata". Ale jedna nieroztropna decyzja napędzona chęcią napicia się w towarzystwie pewnej uroczej damy, którą pamiętał o wiele mniej krwawo i zdecydowanie milej, niż okazała się być w rzeczywistości. To był miły wieczór, nie ten, poprzedni, mogłaby mieć te dziesięć lat, a on mógłby rozmawiać z nią o czymś równie przyjemnym jak poprzednia edycja programu dla dzieci lub dyskutować o tym, czy ryby rzeczywiście mają mamy/tatusiów/ciocie/babcie/siostry/braci. Ale nie, Finnick Odair był zbyt niesamowity na to wszystko, był zbyt idealny, aby jego życie mogło takowe być, więc los rzucał mu pod nogi kłody. Tym razem ową kłodą była Daisy, kolejna trybutka, prawdopodobnie szalona, rozwydrzona, na swój sposób urocza, ale jeszcze nie miał okazji się o tym przekonać, ale zamiast odrzucić ją na bok, zapomnieć chwilę po, że ktoś taki istnieje, on zarzucił ją sobie na plecy i postanowił dźwigać jeszcze przez jakiś czas. Aż do momentu, w którym nie zginie lub wygra - potem będzie jeszcze ciężej.
Ale nie było tak źle, jakby się tego nie spodziewał. Dostrzegał strach, olśnienie, szczęście - krzywizny formujące się w poszczególne uczucia, zmarszczki podkreślające negatywne emocje i uśmiechy wyodrębniające te dobre. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim obryzgała go krwią i przyszło mu na myśl, kiedy odgryzie mu palce (które swoją drogą prędko odsunął z jej brody) lub rzuci się na twarz. Nie mylił się, nie tak bardzo, jak sądził. Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie, opadł na kanapę nawet nie patrząc na wyginającą się twarzowo przed lustrem Daisy i otwarł brodę ni to z obrzydzeniem, ni z niechęcią, jakby właśnie został ochlapany wodą.
-Doprawdy? - mruknął pod nosem, gdy usłyszał jej głos. Wino stało na stoliku, ale chwilę potem trzymał je z powrotem w dłoni, aby powoli opróżniać duszkiem zawartość butelki. Zastanawiał się, czy Daisy zniknęłaby, gdyby przestał zwracać na nią uwagę. Lub gdyby upił się do nieprzytomności. Też dobra perspektywa. Rose wcale nie siedzi tak daleko, a wiedział, że byłaby chętna. Już zapewne dostaje kurwicy na widok rozhisteryzowanych trybutów wgryzających się w jej stopy z rozpaczy. Zastanawiał się, podczas gdy ona krzyczała, dalej pił to wino i zastanawiał się, kiedy pojawi się drugi trybut. Ten chłopak.
To piękna historia, ledwie się wzruszył, ale czekał do spotkania z Cordelią, aby poznać bardziej jasną i zrozumiałą wersję zdarzeń. Póki co nie oceniał, nie lekceważył, uśmiechał się, kiedy uznawał, że tak należy. Nic poza tym. Dopóki go nie dotknęła i nie zaczęła krzyczeć mu prosto w twarz, spokój i chłód wypełzły z niego i schowały się pod kanapą, a cichy głosik w głowie powiedział stanowczo "dobra, dość". Policzył tylko do dziesięciu, w nadziei, że wszystko wróci do normy, ale wszystko było takie samo jak przedtem.
-Zam... - kiedy - ...knij... - ona - ...się... - przestanie...
...krzyczeć?
-Kurwa - rzucił w powietrze z irytacją wstając, spychając z siebie dziewczynę, odchodząc na bezpieczną odległość i znów sięgając ustami do rozkosznego napoju, który choć na chwilę ucieszyłby ryk wściekłości zalegający we wnętrzu. Nie, nadal miał ochotę pchnąć w nią tym piekielnym stolikiem, dlatego odszedł jeszcze dalej, aby w razie konieczności zdążyła uciec - Teraz. Zamknij. Się. Proszę - wycedził z siebie uśmiechając się przy tym olśniewająco, odchrząknął i dodał nieco spokojnie, słodkim niczym miód głosem - Opowiem Ci historię o tym, że nie będzie pogrzebu, nie będzie trumny ani sukienki, bo zdechniesz, a twoje ciało ułożą w symbolicznym rządku wśród trofeów Almy Coin, a wszystko za moją sprawą i jeśli jeszcze raz podniesiesz głos, a mnie roboli głowa, twoją śmierć opiszą jako jeden z tych nieszczęśliwych przypadków przed wstąpieniem na arenę, a ja będę miał o jeden problem z głowy, bo mnie i-ry-tu-jesz. Tak, teraz milczysz, po prostu milczysz, a ja ci powiem, co zrobimy - był gotów w każdej chwili, gdyby znów podniosła alarm, podnieść do niej i strzelić w twarz, to niekulturalne, nie po męsku, ale znajdował się na granicy pomiędzy wściekłością a rozpaczą, a wolał wpaść w sidła tego pierwszego. Ściszył głos - Pójdziesz się umyć, ubierzesz coś normalnego i wybierzemy się do lekarza, aby obejrzał twoją... - mordę -... buzię - znów ten uśmiech.
Nie mógł się doczekać spotkania z Cordelią i podejrzewał, że wróci z jego sypialni z obolałymi od klęczenia kolanami.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyCzw Sie 14, 2014 5:44 pm

Mogła się go posłuchać. Naprawdę mogła. To nie było aż tak daleko poza zasięgiem jej głupiutkich możliwości. Wystarczyło grzecznie przytaknąć i faktycznie zamknąć usta, ewentualnie zrobić smutną minkę.. M o g ł a b y. Byłoby to zachowanie człowieka dojrzałego, rozsądnego i normalnego. Ale Daisy nie spełniała żadnego z tych kryteriów i ze wszystkich mądrych opcji (przeprosić, uspokoić się i przedyskutować strategię przetrwania na Arenie) wybierała oczywiście tą najdurniejszą. Bojakżebyinaczej.
No, może jednak nie tą z czołówki listy (wdaj się w bójkę z mentorem i podpisz na siebie wyrok śmierci, wydłubując mu oczy), ale na pewno jej reakcja mieściła się wysoko w odpowiedziach ankietowanych na pytanie Jak spieprzyć i tak beznadziejną sytuację? Daignault chyba odruchowo stawiała wszelkie oszczędności na przegrane sprawy, wykazując się przy tym patriotyczną martyrologią i skłonnościami samobójczymi. Które mogła wykorzystać w jakiś mądry sposób - rozszlochać się i opaść na ziemię, wzbudzając w Finnicku wyrzuty sumienia? - jednak to było równie nieprawdopodobne co wulgarna reakcja Odaira na jej doskonałe zachowanie.
Właściwie osiągnął swój cel, bo po tym całym syczeniu, odpychaniu i odsuwaniu jej naprawdę zamilkła. Nie było to jednak milczenie zawstydzonego i skarconego dziecka, wpatrzonego w swoje stopy i rumieniącego się nagle. Oczywiście na policzki Daisy wstąpiły ostre kolory, pięknie współgrające ze złotą cerą, ale były to barwy wojenne. Zapowietrzyła się z urazy i niedowierzania - jak śmiał odezwać się w ten sposób do KOBIETY! - drętwiejąc w miejscu, jakby faktycznie już ją spoliczkował. Albo wylał lodowaty kubeł na jej pokrwawioną główkę. Co przyniosło rezultat odwrotny od zamierzonego, bo po dłuższej chwili spokoju i ciszy, w której wybrzmiała jego sensowna i podyktowana troską (napewnonapewno) propozycja, Di zareagowała z podwójną mocą.
- Wcale nie jesteś taki przystojny! – wypiszczała bardzo nieprzyjemnym tonem małej pijaczki, orientującej się, że jej mąż-od-lat-dwudziestu okazuje się obrzydliwym starcem z parchem i trzydziestokilogramową nadwagą. Cóż, przynajmniej nie byli po ślubie a Finnick nie zrobił jej dziecka. Biorąc pod uwagę dokonania Finna mogła uznać to za swój wielki, nieświadomy sukces. - I jesteś najgorszym mentorem jakiego miałam! - dodała jeszcze wyższym, prawie płaczliwym tonem, nie zamierzając rozwijać tematu i orientować się, że jednocześnie Odair nosi miano najlepszego mentora jakiego miała. Smutna logika, niedostępna dla modelu Daisy Daignault, opętanego wręcz robotyczną furią, kiedy z grymasem nieznośnego dziecka kopnęła szklany stolik.
Zapewne gdyby była normalną dziewczynką po prostu rozwaliłaby sobie nogę do krwi, lecz..Cóż, niewiele osób wiedziało o jej protezach, tak wytrzymałych, że blat pękł w trzech miejscach, niestety nie roztrzaskując się na widowiskowe kawałki. Usta Daisy wygięły się w podkówkę - zarówno z żalu, że nie będzie dane jej dramatyzować na podłodze zasłanej filmowo szkłem, jak i z nagłego wzburzenia i potwornego podejścia Finnicka do niej samej. Niesprawiedliwego, pogardliwego i po prostu nie. Tupnęła mocno, żeby dopełnić obrazu rozkapryszonego dziecka i kafelkowa płytka także pękła na dwie połowy, jakby skakała po niej mała słonica a nie nienaturalnie wysoka piętnastolatka z furią w niebieskich oczach morderczej laleczki. Bardziej dotkniętej lekceważeniem niż wizją smutnej śmierci i zamknięcia w trumnie. W tej chwili czuła się tak nienaturalnie żywa, że powinna podziękować Finnowi za ten zastrzyk adrenaliny, ale zamiast tego splunęła krwią gdzieś pod jego nogi.
- I już nigdy się do ciebie nie odezwę! - krzyknęła w końcu donośniej, próbując powstrzymać drżące kąciki ust. I cały asortyment skomplikowanych przekleństw, którymi chętnie by się pochwaliła, ale obiecała sobie, że nie zniży się do poziomu Finnicka. Morze, dno i kilometr mułu - całkiem w klimatach jego Czternastki, w której powinien sobie gnić. Tak brzmiały oficjalne życzenia (ślubne) od Daisy do Odaira z wyrazami szacunku i nadzieją na jego rychłą śmierć. Wszystko doskonale widoczne w jej wrogim spojrzeniu. - I nie potrzebuję twojej łaski, zginę to zginę, ale przynajmniej nie będę dawała się rżnąć jakimś oblechom przez kolejne dziesięć lat mojego życia! - zakończyła histeryczną litanię do Byłego Bóstwa, odwracając się na pięcie i zmierzając w kierunku drzwi do apartamentu. Które zamierzała zatrzasnąć z hukiem, najlepiej wyrywając je w ogóle z futryny. Szkoda, że nie odcięto jej też rąk.


zt
Powrót do góry Go down
the victim
Royce Peterson
Royce Peterson
https://panem.forumpl.net/t2457-royce-peterson
https://panem.forumpl.net/t2462-the-king
https://panem.forumpl.net/t2461-royce-peterson
Wiek : 15 lat
Zawód : Ociekanie zajebistością
Obrażenia : Brak

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyNie Sie 17, 2014 6:55 pm

//dworzec
Niech los zawsze Wam sprzyja!
Jakże ironicznie brzmiały te słowa, dotychczas kojarzące się wyłącznie z beztroskim dzieciństwem, gdy razem z Paige zasiadali przed telewizorem, teraz zaś boleśnie świdrujące jego umysł. Upływający czas, odmierzany przez wiszący na ścianie apartamentu zegar bezlitośnie odliczał czas do walki o przetrwanie rodzeństwa Petersonów.
Od momentu wylosowania prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu unikał towarzystwa siostry.
Spotkanie z Paige mogłoby tylko pogłębić powstały podczas Dożynek mętlik w jego głowie - co miałby jej powiedzieć? Jakich słów użyć? Przyznać, że przez ostatnie miesiące oboje łapczywie karmili się mrzonkami? Wiedziała to, zawsze szybciej od niego kojarzyła fakty. Łatwowiernie zapewnić, że nie pozwoli nikomu na arenie jej skrzywdzić? Dopóki żył, bez chwili zawahania zabiłby każdego, kto ośmieliłby się choćby ją drasnąć. Nie był jednak aż na tyle przekonany o własnej wszechmocy, by liczyć na zapewnienie siostrze ochronnego płaszcza do samego końca Igrzysk. 
Nie mieli szans na powrót z areny, dzierżony przez rebeliantów nóż nieubłaganie zbliżał się do ich gardeł, zadanie decydującego ciosu było tylko kwestią czasu.
Z drugiej strony, nie mógł ignorować faktu obecności Paige w ośrodku w nieskończoność.
Royce, co się z Tobą dzieje? Pora zachować się jak król, a nie jak zbity, zawszony kundel. - skarcił się w myślach. Jeśli chciał utrzymać Paige przy życiu, musieli przełknąć dumę i wspólnie poszukać pomocy u innych. Sojusze arenowe były zazwyczaj zbyt nietrwałe, by zajmować się nimi na pierwszym miejscu, najważniejszym celem było pozyskanie sponsorów na otwierającej Igrzyska paradzie. Dlatego tłumiąc jęk zirytowania, wiążący się z koniecznością odstawienia szopki przed bandą skretyniałych rebeliantów, podniósł się z łóżka i dostojnym krokiem pomaszerował w stronę Centrum Odnowy.
W teorii powinien odnaleźć swoją partnerkę i wspólnie z nią zastanowić się nad strojem, ale na wspomnienie jej imienia wykrzywiało jego przystojną twarz. Daisy, jak jakiś marny kwiatek, kto mógł tak skrzywdzić dziecko? Znając życie to jakaś zalękniona czternastolatka, bawiąca się cudem zdobytymi lalkami i kochająca się w różu. Przynajmniej szybko zginie.
Mimo wszystko, musieli przynajmniej udawać jedność, dlatego Royce zaczął się zastanawiać nad uniwersalnym strojem. Wybrał wyeksponowany na wprost wejścia prosty, czarny garnitur - dla jednych nudny, dla innych klasyczny - i uzupełnił go krawatem ozdobionym nienachalnym złotym ornamentem. Czerń, jak wspaniale ten kolor pasuje do najbliższych dni. - zakpił w myślach, przeglądając się w lustrze po raz ostatni i zadowolony ze swego wyglądu zjechał windą do poczekalni rydwanów.
//Poczekalnia rydwanów/plac przed ośrodkiem
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptyPon Sie 18, 2014 10:37 am

Ceremonia Otwarcia rozpoczęła się. Korzystając z nieobecności trybutów, w ich apartamentach pojawiają się Strażnicy Pokoju, którzy otrzymali nakaz przeszukania kwater i skonfiskowania wszystkich rzeczy osobistych, które udało się dzieciakom przemycić do Ośrodka. Telefony, używki, pamiątki i wiele innych rzeczy - tego nie zastaną już po powrocie do pokoi.


Wasze ekwipunki zostają wyzerowane z przedmiotów materialnych, pozostają jedynie podwyższone szanse i wszelakie kursy. Mentorzy i pracownicy Ośrodka mogą pomagać Wam w uzyskaniu potrzebnych rzeczy. Do Zwycięzcy Igrzysk ekwipunek powróci oczywiście w stanie nienaruszonym.
Prosimy o zaktualizowanie pola Przy sobie.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 2:46 pm

bilokacja wieczorna, po spotkaniu z Pandorą i masażu terapeutycznym

Nie zapomniał o niej - raczej odłożył ją na później, bo był przekonany, że spotkanie z nią w stanie lekkiej paniki, która towarzyszyła mu od chwili, kiedy postawiono go na nogi (wyrażenie na wyrost) może skończyć się kolejną ostrą wymianą zdań albo próbami ucieczki stąd. Póki oboje jeszcze oddychali, choć Alexander dużo dałby, by zaprzestać tej życiodajnej czynności na kilkanaście godzin. Los jednak nie sprzyjał mu ani trochę i każda próba zaczerpnięcia tlenu kończyła się nieznośnym bólem, który podobno miał ustąpić po kilku dniach. W sam raz na Arenę, nigdy wcześniej nie czuł się tak upokorzony jak wtedy, kiedy składali go na nowo w człowieka pełnego sił witalnych, który miał za kilkadziesiąt godzin umierać na oczach telewidzów. Pewnie dlatego zamiast iść błagać o przebaczenie na jej wycieraczce (tym razem on się spóźnił) dewastował dach w niepokojącym towarzystwie Pandory. Wszystko było lepsze niż ten niespotykany zawód, kiedy uświadamiał sobie, że właśnie czas zaczął odmierzać jego czyny, myśli i słowa.
Dlatego zrobiło się nagle tak cicho. Nie mógł wrócić do apartamentu, by wysłuchiwać mów Cordelii - mentorką była nieziemską, ale chyba nie potrzebował pocieszenia - ani tym bardziej strategii przetrwania Adah. Wszystko się rozmyło w tej potrzebie bycia ze sobą samym, by nie zwariować na tyle, żeby nie szukać zemsty na tych, którzy postanowili potraktować go jak kundla. Po raz pierwszy miał komuś odpuścić czyny niegodne i tak bardzo karygodne, że aż włos jeżył mu się na głowie. Nie, już nie bał się wcale, był wyprany do cna z tego uczucia, ale nienawiść zawsze sprawiała, że stawał się nieobliczalny. Niezależnie od tego, czy dewastował mienie publiczne czy tylko groził napastnikowi - zawsze szanse były wyrównane i Amitiel zwyciężał. Tak powinno być i teraz, a był zmuszony tylko i wyłącznie do odłożenia broni i poświęcenia się w imię zasad.
Które jasno mówiły, że musi dożyć Igrzysk i dlatego składali go śpiesznie, nie przejmując się jego protestami czy próbą ucieczki od zastrzyków. Bolesnych, tak mówili, ale Alex i tak wydawał się na tyle obolały, że wszelkie sugestie lekarzy spełzły na niczym i nie czuł już kolejnej igły w ciele, która miała sprawić, że żebra zrosną się szybko. Medycyna na wysokim poziomie, która utrudniała normalne funkcjonowanie na tyle, że do apartamentu Daisy raczej się czołgał.
Mogła być dumna, że doprowadziła go na kolana tak szybko (tylko metaforycznie), ale wokół panowała niezmącona cisza i przez chwilę pożałował, że zmuszał się do wyglądania porządnie i zdrowo; wszystko na nic, bo jego (przyszła? niedoszła?) dziewczyna spała na kanapie, do której doszedł już o własnych, wątpliwych siłach, próbując nie kaszleć krwią raz jeszcze. Dziwnie by to korespondowało z białym odcieniem jej skóry i sukienki, która odcinała się pod biustem. Wyglądał jak psychol, kiedy tak siedział na podłodze i tylko na nią patrzył, ale...tego było mu trzeba. Żadnych pytań, sugestii obalenia rządu czy nachalnego gratulowania mu cywilnej odwagi - potrzebował ciszy i jej zapachu nad sobą.
Westchnął z ulgą i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć bądź obudzić ją pocałunkiem... Już kaszlał krwią, zalewając czerwoną cieczą jej nową sukienkę i swoją ledwo mytą i ogoloną twarz. Chyba nie miał szczęścia w subtelnej ars amandi.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 3:33 pm

| wieczór po paradzie; ostatnia ekspresowa gra

Kiedy ceremonia otwarcia zakończyła się z hukiem i wszyscy powrócili do hangaru w swoich szarych mundurach - obrzucała bardzo krytycznym spojrzeniem osoby, które nie należały do spisku - Daisy poczuła się zmęczona. Nieziemsko. Endorfiny gdzieś uleciały, triumf zniknął i nawet krzywe miny Strażników nie mogły znów postawić Daignault na nogi. Bose; nie miała przecież butów. Ani sukienki z czarnego materiału. Ani drogich kolczyków. Właściwie wyglądała jak w nieco za dużej, szarej piżamie, pachnącej szafą i sierścią kotów. Okropność; tkanina drażniła jej nagą skórę - przynajmniej pozostała tak złota, jak tylko się dało, błyszcząc w półmroku hali - i co chwila sięgała dłonią do pleców, żeby się podrapać. Bezskutecznie; równie bezsensownie rozglądała się dookoła, próbując wyłapać z tłumu szarokolorowych trybutów wysoką postać Alexandra. Nieobecnego; pewnie pobiegł od razu do swojego apartamentu, czekając na nią, jak przystało na zakochanego kawalera.
To określenie zabrzmiało w głowie Daisy tak głupiutko, że zachichotała, przeciskając się pomiędzy ludźmi i również zmierzając w dół ośrodka. Do amitielowskich drzwi. O ile przez całą dość długą wędrówkę - omijała windy, musiała przecież wyrobić sobie kondycję przed bieganiem... na treningach; o Arenie przecież nie myślała - czuła się mile podekscytowana, to kiedy stanęła na progu apartamentu jej humor nagle się popsuł. Zastygła z dłonią na klamce, zupełnie ignorując biegających w te i wewte Strażników. Może ten uśmiech Alexa na koniec był uśmiechem pożegnalnym; może jego słowa o tym, by nie pokazywać się mu na oczy były tymi prawdziwymi? Zacisnęła wargi z niepokoju, po czym odetchnęła głęboko i pchnęła drzwi. Zamknięte.
Trzeba przyznać, że nie poddała się od razu. Normalnie uniosłaby się typową dla siebie dumą i z prychnięciem odeszłaby od razu, jednak...Coś się w Di zmieniło. Spróbowała więc drugi raz. I trzeci. I dziesiąty. Pokręciła klamką, popukała, pokopała. W końcu oparła czoło o framugę, starając się zaakceptować zwijające się w węzeł wnętrzności. Na co liczyła? Przez chwilę postała tak w pozie zupełnej rozpaczy, szczęśliwa, że nikt jej nie widzi, po czym odwróciła się na pięcie i wręcz pobiegła do swojego apartamentu. Nie zamknęła drzwi; po prostu wpadła do środka i ruszyła pod gorący prysznic, chcąc zmyć z siebie popiół, zapach Trzynastki i ciężar zawiedzionych, dziecięcych nadziei. Udało się tylko w dwóch pierwszych przypadkach; naciągnęła na siebie pierwszą z brzegu sukienkę i powróciła do salonu, kładąc się na kanapie. W dość trupiej pozycji; wpatrywała się w sufit, próbując ułożyć sobie wydarzenia z ostatnich intensywnych godzin. Była bliska wykorzystania maksymalnych zdolności swojego blond mózgu, ale...zasnęła. Momentalnie.
Odzyskując przytomność dużo później w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Trzaśnięcie, kaszlnięcie i...poderwała się do siadu prostego natychmiastowo (przydatny sposób pobudek na arenie), rozczochrana i zarumieniona, wpatrując się w Alexandra z zabójczą trzeźwością, jakby wcale nie drzemała a tylko czekała na jego pojawienie się. nie było to jednak spojrzenie czułe i miłosne, jakie pewnie zaserwowała mu przed kilkoma godzinami. Wystawił ją i teraz prawie wystawiała białe zęby w złowróżebnym grymasie wściekłego kociaka, nawet nie zauważając plam krwi na jego buzi i swojej sukience. Była zbulwersowana, urażona i zrozpaczona...a przy tym groźna, co z pewnością mógł wyczytać na jej zaspanej twarzyczce.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 3:53 pm

Medycy ostrzegali go przed szkodliwością niektórych mieszanek, które miały pomóc mu w ostateczności, ale nadal pozostawały truciznami - chemia została wtłoczona do jego ciała w celach czysto rozrywkowych. Organizatorzy dbali o zachowanie zasad, które nie pozwalały na wcześniejsze poszkodowanie trybuta, więc mieli zawiązane ręce. Tylko dlatego zgodził się na udział w tym pieprzonym spisku, który kosztował go dwa żebra i odbicie wojskowych butów na klatce piersiowej. Całe szczęście, że nie zamierzał zdejmować koszulki przed śmiercią, więc mógł przeboleć szpecące blizny. Gorzej z urażoną dumą, która właśnie kuliła się za rogiem, oczekując na rychłą śmierć. Nie sądził, że komukolwiek uda się ją złamać, ale najwyraźniej śledczy byli całkiem biegli w swoim fachu.
Odczuwał to całym sobą, występując w roli poszkodowanego księcia, który zamiast przybywać na białym koniu (nienawidził tych zwierząt po paradzie i marzył o przerobieniu ich na pasztet), dzierżąc w dłoni bukiet stokrotek (historia się lubi powtarzać), trzymał w kieszeniach dwa pogięte papierosy i raczył swoją wybrankę potokiem krwi na dzień dobry, która zlepiała palce jego dłoni. Nie rozumiał, czemu zawsze w jej towarzystwie musiał występować jako upaprany nieszczęśnik, który nie ma gdzie podziać wzroku. Najgorsze było to, że nawet jego pewność siebie i zachwiana nieco buta znikały jak zaczarowane w jej obecności i prezentował się nieszczególnie.
Zwłaszcza, kiedy krwotok wewnętrzny nakazał mu opuścić ją natychmiast. Znikał za drzwiami łazienki, nie przejmując się jej spojrzeniami - tak, rozumiał, że czuje się zawiedziona i nie tak wyobrażała sobie ich randkę - bo fizyczność właśnie przyprawiała go o silne zawroty głowy, które sprawiały, że miał problem z byciem idealnym chłopakiem na godziny, który pyta troskliwie o samopoczucie po paradzie. Zresztą dbał o nią - w końcu po to znajdował sobie sojuszników i nie dawał się zabić na przesłuchaniu - i to powinno jej na razie wystarczyć.
Przynajmniej tak zapewniał siebie, kiedy wychodził już do niej z powrotem nieco chwiejnym krokiem, ale przynajmniej z czystymi rękami, które kontrastowały z biało-czerwoną koszulką, której nie udało się mu doczyścić w warunkach polowych. Czuł, że powinien w końcu zacząć zakładać te śmieszne ciuszki, którym im przygotowano, ale czułby się nieswojo, właściwie tak samo jak teraz, kiedy zbliżał się do Daisy jak do nieoswojonego kociaka, siadając obok niej na kanapie. Wiedział, że należą się jej wyjaśnienia - ba, powinien spłonąć ogniem piekielnym za to, że od parady nie wypowiedział ani jednego słowa - ale nadal nie wiedział, czy powinien jej cokolwiek tłumaczyć. Był zbyt dojrzały, by zrzucać na jej barki ów ciężar, który przed chwilą zakończył się strumykiem krwi w jej łazience.
Dlatego złapał nieśmiało za jej dłoń - tyle spokoju i niesamowitego ciepła w okolicy brzucha - i odetchnął głęboko, krzywiąc się niesamowicie na ten odruch. Mówili, że to pomaga, ale czuł się właśnie jak wypluty z wielkiej ryby, która nadal ostrzyła na niego zęby.
- Coś mi wypadło - wyjaśnił zdecydowanie, nie zagłębiając się w szczegóły tego, CO dokładnie wydarzyło się po paradzie.
To było nieistotne, nie tak jak oni - stawiający pierwsze kroki w chmurach. Niestety, całkiem dosłownie, już w niedalekiej przyszłości, która zapewne bolałaby go bardzo, gdyby nie te pieprzone żebra.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 4:51 pm

Najchętniej ofuczałaby go jak rozwścieczona kotka, ale nie zdążyła nawet otworzyć ust, by wywalić go za drzwi - pewnie łamiąc mu serce po raz trzeci i tym razem ostatni - bo Alex wstał i zniknął w łazience. Pozostawiając ją w sukience ubrudzonej kropelkami krwi. Intensywnej, czerwonej; dopiero kiedy zniknął za drzwiami korytarza zerknęła na biały materiał i skrzywiła się jeszcze bardziej. Teraz wyglądała jak jeszcze bardziej tandetna wersja Delilah.
Aż się wzdrygnęła, próbując zetrzeć czerwone plamki z przodu ubrania. Bezskutecznie, powiększyła tylko przestrzeń zabrudzoną krwią Alexa. Czyściła jednak dalej; skupiając się na tragedii outfitowej odsuwała od siebie myśli o tym, skąd pochodziła owa krew i dlaczego Amitiel zjawia się tutaj jak gdyby nigdy nic, podglądając ją w trakcie snu.
Wyglądało to na trochę perwersyjne zagranie i Daisy spłoniła się aż po czubki uszu, zarzucając włosy na buzię, by nie było widać czerwono-złotych policzków. Była zła, i to bardzo, a jej negatywne uniesienie zakrawało na morderczy wstęp do wściekłości, ale...postanowiła, że zamorduje Alexa jak wróci z łazienki. Nie zamierzała przecież iść za nim - to było niemoralne - i błagać go o cokolwiek. Właściwie powinna już teraz wstać z kanapy i zamknąć się w swojej sypialni na cztery spusty. To jednak sprawiłoby, że nie zobaczyłaby Amitiela ponownie i...Och, życie i wybory nastolatki były naprawdę bardzo skomplikowane i frustrujące.
Poprawiła więc sukienkę i usadziła się wygodnie na kanapie, zakładając obronnie ręce na piersi i obrzucając wychodzącego z łazienki Alexandra wrogim spojrzeniem. Na razie bez słowa, chociaż nie spuszczała z niego urażonego wzroku. Dopiero gdy zasiadł obok niej przeniosła obrażone spojrzenie na ścianę naprzeciwko, zaciskając pełne usta w wąską linię. Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie po tym, co działo się w hangarze. Miłosny blitzkrieg źle wpływał na stabilność emocjonalną Di i kiedy złapał jej dłoń w pierwszej chwili chciała rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Wstrzymała jednak oddech - dość sztucznie - i...po chwili niechęć i wściekłość zupełnie jej przeszła.
No, prawie, bo dalej siedziała obok niego cała sztywna, skupiając się na cieple bijącym od jego dużej dłoni. Taki dotyk był całkiem przyjemny; znów zarumieniła się całkowicie, na szczęście oddzielona od niego kurtyną włosów. I własnymi uprzedzeniami. I niesfornością umysłu, bo zamiast zarzucić go typowymi dla Daisy słodziutkimi oskarżeniami, piskiem lub/i zacząć wić się na kanapie i trzepotać rzęsami to...po prostu siedziała w milczeniu, pąsowiejąc coraz bardziej, kiedy wzmagał uścisk swojej dłoni na jej szczuplutkich palcach.
Kompletnie nie wiedziała jak ma się zachować. Wzorce filmowe i kapitolińskie nakazywały jej sięgnięcie do jego rozporka i zabawę w prowokacje, ale to wydawało się jej tak nieodpowiednie do obecnego stanu uczuć, że wewnętrznie przeżywała spory atak paniki. I kompletny zanik mózgu, stąd też brak pytań o jego krwawe przygody, o jego słowa z hangaru i w ogóle o wszystko, co sensowne.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 5:11 pm

Skłamałby, gdyby stwierdził, że nie wyobrażał sobie tego momentu. Zawsze gdzieś tlił się maleńki płomyk nadziei - choć to w głowie brzmiało mu tandetnie i miałko - że Daisy wreszcie zrozumie, że wtedy, w szpitalu potrzebował zaborczo jej obecności i że wróci do niego na tych swoich magicznych protezach, kiedy uświadomi sobie, ze był z nią od samego początku.
Nic takiego jednak się nie działo. Dorastał w zastraszającym tempie, zmieniał swoje chłopięce marzenia w męską (już nieco perwersyjną) rzeczywistość i zapominał o delikatnych wyobrażeniach, które i tak projektował jako niemożliwe do spełnienia marzenia. Musiał o niej zapomnieć, więc robił to każdego dnia, próbując się opamiętać na tyle, by nie wodzić na pokuszenie własnej fantazji, która podsyłała mu takie obrazki.
Dziwnie tkliwe i nieprawdziwe. Miał wrażenie, że przez te Igrzyska oboje uczestniczą w jakimś łzawym melodramacie, w którym nie brak krwi i łez, a byle batonik może doprowadzić do kolejnej wojny. Nie podobało mu się to wcale - o ile bardziej pragnął zabrać Daisy do kina i śmiać się z jej rozpusty językowej (bez skojarzeń) niż czuć się tak niezręcznie i niebezpiecznie. Zupełnie jakby to przesłuchanie było nieważne, a prawdziwy spacer po linie rozgrywał się teraz wraz z krwią, która poplamiła jej sukienkę.
Nie przeprosił. Obserwował jej reakcję na jego dotyk, pozwalając sobie na coraz odważniejsze ruchy palców, które wędrowały spokojnie po jej nadgarstku. Nigdy nie był dobry w mówieniu, jeśli to nie były przekleństwa i obelgi, więc cisza nie przeszkadzała mu wcale, o ile nie była sztuczna. Nie umiał tego orzec w tej chwili, zatracił w sobie wszelkie odruchy empatii i mógł tylko uspokajać swoje ciało, które wyrywało się ku marzeniom.
Wiedział, że to nastąpi. Od samego początku, od pięciu lat zdawał sobie sprawę, że pewnego dnia będzie obok niego, na wyciągnięcie ręki, z tym, że w swoich śmiałych marzeniach jednak zabawiał ją rozmową i sprawiał, że śmiała się tak samo jak wówczas, kiedy jeszcze brylowała na kapitolińskich przyjęciach. Teraz jednak był zniechęcony, poturbowany i śpiący, więc nie zamierzał silić się na głębokie wyznania i równie płytkie flirty.
Po prostu zagarnął ją do siebie - żebra zaczęły piec niesamowicie - i przytulił do siebie, całując jej złote włosy, które opadały kapryśnie na odkryte ramiona. Nie wiedział, czy to już podniecenie czy jakaś nastoletnia czułość, ale zdał sobie sprawę, że nie da skrzywdzić tej dziewczyny nikomu i czuł się nieziemsko przerażony tą myślą. Jak i podniosłością tej chwili, kiedy leżała na nim, a on próbował odgonić jej myśli od przesłuchania i swojego niegodziwego występku.
- Zabrali ci wszystko? - zapytał więc konkretnie. - Rozwalimy automat, znam się na tym. Dostaniesz tyle batoników, że wystarczy ci do Areny - zapewnił ją beztroskie, najmniej romantyczne wyznanie miłosne pod słońcem... A raczej w podziemiach, które powoli zaczynały przejmować go grozą.
Czuł, że klaustrofobia jest na wyciągnięcie ręki.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 6:07 pm

W tej chwili w ogóle nie przypominała typowej Daisy. Żadnego chichociku, powłóczystych spojrzeń i wydętych ust. Żadnych prowokujących tekścików, trudnych słów i przypadkowego odkrywania swojego ciała. Wręcz przeciwnie; czuła się wręcz nieskromnie odsłonięta w przykrótkiej sukience i dlatego nerwowo zarzuciła włosy na ramiona, zakrywając dekolt, perłowe obojczyki i prawie pół zakrwawionego materiału. Kompletna zmiana zachowania z wyuzdanej lolitki w zawstydzoną dziewczynkę, pierwszy raz trzymającą się z chłopcem za rękę.
Dokładnie tak przecież było - wielokrotnie siadała mężczyznom na kolanach, prowokowała ich, dotykała i ocierała się o ich twarde ciała. Żaden jednak nie trzymał jej małej dłoni w swoich palcach i ten niewinny gest doprowadzał ją na skraj wytrzymałości. Nie, nie z podniecenia - na to była przecież jeszcze za młoda i zbyt skrzywiona pewnym wydarzeniem - ale z czystej niemocy. Żałowała, że wybudziła się tak gwałtownie, bo zrobiło się jej chłodno. Stąd dreszcze na nagich ramionach i jeszcze mocniejsze spięcie ciała. Martwiła się, że jej dłoń może zacząć się pocić albo że zaraz powie coś głupiego, by przerwać niezręczną ciszę. Niespotykane zjawisko, zawsze przecież paplała jak najęta, a teraz nie potrafiła wydobyć z siebie nawet piskliwego chichociku.
Na szczęście ten stan poddenerwowania nie trwał długo, bo zanim naprawdę zdążyła zrobić coś idiotycznego (zacząć wrzeszczeć z napięcia i wściekłości, że ją zostawił) poczuła jego mocne ręce na swoich ramionach i...
Och, to było chyba najprzyjemniejsza chwila w jej całym życiu. Bez przesady: rodzice nigdy jej nie przytulali, producenci i styliści też, tak samo sztuczni przyjaciele, a dziewczyńskie wzajemne ściskanie chudych żeberek z Cordelią wyglądało zupełnie inaczej. Po raz pierwszy ktoś ją objął tak władczo a jednocześnie delikatnie, przyciskając do swojego ciała i całując po włosach. Prawie zapadła się w sobie z nadmiaru uczuć, ale w końcu przestała siedzieć tak sztywno i wręcz się rozpłynęła, wtulając się w jego bok i opierając buzię o nieco wilgotną koszulę. Słyszała bicie jego serca, beztroskie słowa i...musiała zagryźć usta, żeby nie wzbogacić tej ekspresowej komedii romantycznej (od nienawiści do ślubnego kobierca?) o porcję kobiecego płaczu. Wzięła tylko nieco chrapliwy oddech i nieśmiało objęła go rękami w pasie, dalej zakryta włosami jak jakiś dziki stworek z zbyt długą sierścią. Nawet nie zauważyła, że odebrano jej telefon i papierosy; to średnio się liczyło. Miała przecież obok siebie Alexandra i uspokajała się szybko, ba, nawet uśmiechnęła się niewidocznie na wspomnienie o słodyczach. - Orzechowe. Dużo orzechowych - wymamrotała niewyraźnie, przesuwając palcami po jego koszuli i wyczuwając pod nimi bandaże. Zmarszczyła brwi i w końcu odważyła się na podniesienie głowy do góry i spojrzenie mu w oczy z bardzo bliska. Spłoszyła się znów tą intymną odległością i teraz już zarumieniła się na całego, zagryzając złotą wargę. - Co się stało? - spytała najrozsądniej jak potrafiła, dotykając jego żebra mocniej, jak niezbyt rozumne dziecko. Którym przecież była, całkowicie otępiała serotoniną, endorfinami i całym tym chemiczno-miłosnym narkotykiem.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySro Sie 20, 2014 6:43 pm

W jego wieku przechodziło się już się z etapu niewinnego ściskania za rączkę do czegoś bardziej zaangażowanego i mniej platonicznego, ale Alexander wyjątkowo nie czuł się na siłach, by nawet myśleć mniej grzecznie. Zupełnie jakby kontakt ze Strażnikiem (na całe szczęście, mało seksualny)wyprostował ścieżki jego erotycznego żywota i mógł pochwalić się nieskazitelnie dobrymi intencjami, nawet w kontakcie z dziewczyną swoich marzeń, która po raz pierwszy go dotykała.
A raczej on ją - zwykle wydawała mu się bardziej śmiała, chętnie poigrałby z jej nagłą wstydliwością, ale sam nie czuł się od niej lepszy. Nie, kiedy przez jego ciała przebiegały delikatne nitki podniecenia, które mimowolnie spinały jego ciało i sprawiały, że zagarniał ją bliżej siebie. Też tego potrzebował - bliskość i dla Alexa była towarem deficytowym, więc teraz cieszył się jak dziecko z tej minutowej dawki spokoju, której nie zamierzał przerywać głupimi wyznaniami.
Zresztą, już raz wyczerpał limit na kapryśne i podniosłe zachowanie urażonego królewicza, który całkiem sprawnie dorównuje kroku swojej młodszej koleżance. Trzymanie jej w ramionach (samo to stwierdzenie wydawało mu się męskie) uświadomiło mu, że jest o cztery lata młodsza, że właściwie według prawa Panem nie ma prawa tknąć ją palcem i... To chyba sprawiało, że jeszcze mocniej zaciskał palce na jej talii, wdychając zapach, coś pomiędzy lolitką, a rodzącą się powoli kobietą.
Uśmiechnął się nieznacznie, przymykając oczy i prawie zasypiając po tym zaklęciu, które miało zapewnić im szczęśliwe zakończenie - naprawdę zapomniał, że znajdują się w Ośrodku Szkoleniowym - więc zwlekał z odpowiedzią.
- Przecież wiem - nie mogło być innej, znał ją od piaskownicy (wysadzanej drogimi kamieniami) i mógłby powiedzieć o niej sporo. Nie rozumiał więc zupełnie, czemu w kontakcie z jej ciałem pozostaje tak bezradny, zupełnie jakby jakaś czarownica rzuciła na niego urok i odbierała mu wrodzoną pewność siebie. Która i tak nakazywała mu patrzeć jej uporczywie w oczy, kiedy przejechała dłonią po jego bandażach (długi wdech i nagły żal, że jej ręce nie zjechały niżej) i zażądała odpowiedzi na całkiem inne pytanie.
Nagle głos uwiązł mu w gardle, poczuł suchość w ustach... To zapewne przez dotyk Daisy, niekoniecznie przez niemożność okłamania ją twarzą w twarz. To zawsze wychodziło mu najlepiej - ile razy powtarzał, że ją nienawidzi - ale pokręcił powoli głową, unikając jej wzroku.
Skrzywił się tylko popisowo, zabierając jej ręce i kładąc je sobie na ramionach, tak bezpieczniej i mniej boleśnie. Spojrzał na nią ponownie, nie zamierzał dokładać sobie punktów na zajebistość, próbując wzbudzić w niej litość, więc wzruszył ramionami.
- Nic. Walczyłem o batoniki, te piętnastki są nieznośne, muszę się zastanowić nad przejściem na dietę. Jak parada? Mogę ci wyprać tę Pradę albo inne chujostwo - dotknął materiału jej sukienki nieporadnie, odsuwając złote udo i zakrywając je natychmiast, zupełnie jakby jej nagość parzyła - ale chyba będzie jeszcze bardziej krótkie - zauważył fachowo, patrząc zahipnotyzowany w jej usta.
Była śliczna. Jedyne mądre zdanie, które mogło mu przemknąć w tej chwili w myślach. I jedyne absolutnie poprawne politycznie.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson EmptySob Sie 30, 2014 4:25 pm

| tam powyżej zt a Daisy z czasoprzestrzeni po treningach

Ciężka praca fizyczna była wykańczająca. B a r d z o. Daisy nie spodziewała się, że po trzech dniach treningów (właściwie po jednym dniu, ale zaokrąglała w górę) będzie aż tak zmęczona. Nawet po całodniowych zakupach w wielkim centrum handlowym czy też po podróży do tego dystryktu, gdzie kręcono jej syrenkową reklamę (czyż to nie finnickowa czternastka?) czuła się lepiej niż po godzinach spędzonych na sali treningowej. Irytowało ją tam wszystko, począwszy od zdeterminowanych i krwiożerczych trybutów, poprzez nudne zabawy w rozpalanie ognia aż po drętwych trenerów. Tylko ten od strzelania z łuku zachwycił ją na tyle, żeby mogła przekonać się do zabaw w złotą amazonkę. Feministkę, kierowniczkę własnego losu...kompletnie zakochaną.
Po raz pierwszy, co wydawało się jej jednocześnie niesamowicie piękne jak i przerażające. Od zawsze kreowała się na małą niewyżytą lolitkę, ubóstwiającą towarzystwo mężczyzn i okręcającą sobie ich wokół palca z dziecinną (dosłownie?) łatwością. Śmiała, odważna, prowokująca Daisy nikła jednak natychmiastowo przy Alexandrze, jakby prawdziwe uczucia czyściły ją z niemoralnych i słodkich naleciałości, pozostawiając prawdziwą Daignault. Nieco zakłopotaną i zestresowaną wielkimi problemami wieku nastoletniego. Pierwszy pocałunek, trzymanie za rękę, rozmowy o niczym i nagłe rumieńce - wszystko to zajmowało blond główkę Di, dokładnie blokując poważniejsze myśli o śmierci i nauce zabijania. Wyrzucała perspektywę Areny z głowy, odliczając godziny do codziennego wieczornego spotkania z Amitielem a nie dni do Igrzysk. Te właściwie nie istniały, przyćmione dziewczęcą radością i niepokojem, kiedy zerkała nerwowo na zegarek wiszący nad kanapą, poprawiając nerwowo czarną sukienkę. Po raz pierwszy ubrała się dla niego tak elegancko, porzucając wyzywające spódniczki na rzecz kreacji wręcz stonowanej. Upięła nawet blond włosy w dość nieporadny kok na czubku głowy, raczej przypominający gniazdo os niż wypracowaną godzinami fryzurę. Szykowała się jednak naprawdę długo - trybuci uczyli się walczyć, rozpoznawać trujące jagody i dusić przeciwników a ona spędziła całe popołudnie na ogarnianiu swojej złotej piękności. Odrobinę płytkie, chociaż uczucia buzujące w Daisy czyniły z niej istotkę ciężko pracującą dla swojej największej, ekspresowej miłości.
Spóźniającej się lekko i w normalnych warunkach Di obraziłaby się śmiertelnie, ale teraz tylko ekscytowała się jeszcze mocniej, wstając w końcu z kanapy i poprawiając dekolt sukienki. Nieco nieskromny; westchnęła ciężko, zastanawiając się, czy dziś pocałują się po raz pierwszy czy też znowu przeleżą całą noc obok siebie, śmiejąc się i opowiadając głupiutkie historie. Uwielbiała tą czułą beztroskę, w jakiej spędzali ostatnie cztery wieczory, ale dzisiaj...dzisiaj powinno wyglądać wyjątkowo. Tak jak ona sama: z ukontentowaniem przejrzała się raz jeszcze w lustrze, uśmiechając się szeroko, kiedy usłyszała dość natarczywe pukanie do drzwi. Posłała swojemu odbiciu jeszcze jedno szczęśliwe, poddenerwowane i podekscytowane jednocześnie spojrzenie, po czym pognała w kierunku korytarza, nieco ślizgając się bosymi stopami na posadzce. Z cichym chichocikiem dopadła w końcu do drzwi, otwierając je na całą szerokość, gotowa rzucić się Alexandrowi na szyję i wciągnąć go do apartamentu od razu.
Była pewna, że to Alexander a jej mózg potrzebował nieco więcej czasu na reakcję, dlatego już-już łapała Amitiela za przód koszuli, kiedy...coś w umyśle zaskoczyło i po ułamku sekundy zorientowała się, że owszem, przed drzwiami stoi ktoś wysoki, owszem: przystojny, i owszem: płci męskiej, ale...zdecydowanie nie jest to Alexander. Wyhamowała na całe szczęście swoje czułe przywitanki i zanim zdążyła zrobić coś w stylu normalnej, niewstydliwej Daisy (ręka za pasek spodni?) stanęła jak wryta. Dość zaskoczona mina ustąpiła jednak grymasowi smutnego zawodu, zastąpionego znowu lekką irytacją. Miała przed sobą Yvesa, bożka wszystkich kapitolskich koleżanek i naczelnego wroga duetu Snow-Daignault. Przynajmniej oficjalnie, bo za kulisami dziecięcych rywalizacji Daisy lubiła patrzeć na Redditcha i wyobrażać go sobie jako seksownego bohatera w jakiejś filmowo-ckliwej scenerii...komedii, nie dramatu w trzech aktach pod tytułem Głodowe Igrzyska. Oczywiście widziała go w relacji z Ceremonii Otwarcia i nie czuła się zdziwiona jego uczestnictwem w tak kiepskim przedsięwzięciu, ale...w tej chwili spodziewała się kogoś innego, zaplotła więc ręce na piersi i oparła się o framugę, kompletnie pozbywając się aury poddenerwowanej zakochanej dziewczynki oczekującej na swojego księcia. Teraz miała do czynienia raczej ze smokiem. Albo z ogierem. Uśmiechnęła się nieco zawadiacko do swoich myśli, łatwo ukrywając miłosne smutki.
- Przyszedłeś pożyczyć spódniczkę? - spytała słodko, zjeżdżając wzrokiem z jego przystojnej twarzyczki aż do materiału spodni. Zero spłonienia się; Daisy-bez-towarzystwa-Alexa stawała się bezpruderyjna, lolitkowata i bezmyślna tak mocno jak to tylko możliwe. I (nie) akceptowane przez społeczeństwo. - Właściwie powinnam zachwycić się twoim strojem na paradzie, wzbudzanie litości swoimi cielesnymi brakami było sprytnym posunięciem - dodała radośnie, niedojrzale uderzając w dziecięce przekomarzanki o niedostatkach w centymetrach. Albo w innych głupiutkich tekścikach, w jakich Daisy odnajdywała się perfekcyjnie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Daisy Daignault & Royce Peterson Empty
PisanieTemat: Re: Daisy Daignault & Royce Peterson   Daisy Daignault & Royce Peterson Empty

Powrót do góry Go down
 

Daisy Daignault & Royce Peterson

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Daisy Daignault
» Daisy Daignault
» Daisy Daignault
» Daisy Daignault
» Royce Peterson

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy :: Kwatery Trybutów-