IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Windy

 

 Windy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Windy Empty
PisanieTemat: Windy   Windy EmptyPią Sie 08, 2014 12:03 am

Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyPią Sie 15, 2014 11:55 pm

|apartament Mayi, dzień po rozmowie z Rei i Tylerem/dzień Parady
Myślała, że rozmowa z przyjacielem jej pomoże. Liczyła na to, że poczuje się lepiej niż wcześniej i że jego głos zadziała cuda, lecząc niewidoczne rany, które powstały przecież nie tak dawno temu. Zawiodła się, ale chyba nawet nie na nim, a na samej sobie. Pesymizm, tak można nazwać jej postawę? Choć może w tym wypadku bardziej pasowałby czysty realizm, z tą nutką pesymistycznego spojrzenia na świat, które nosiła w sobie od zawsze. On za to postanowił patrzeć w przyszłość, jakby wizualizowanie pragnienia mogło pomóc w jego spełnieniu. Niestety, wizje nie zawsze mają taką moc i dziewczyna wiedziała, że Tyler to rozumie. Chciał jednak wierzyć i ona też chciała, jednak nie potrafiła. Bo to ona właśnie tkwiła w Ośrodku Szkoleniowym z widem śmierci przed oczyma i jej chłodnym oddechem na karku. Chciała z nim wyjechać i to bardzo. Nad morze, żeby wsłuchiwać się w szum fal, oglądać zachody słońca i czuć piasek pod bosymi stopami. Nie przejmować się niczym, żyć tak, jakby nie liczyło się nic więcej poza ich dwójką. Pragnęła tego, aby zapomnieć, znaleźć ukojenie w jego głosie i silnych ramionach oplatających jej szczupłą sylwetkę. Jednak nie potrafiła po prostu wmówić sobie, że wszystko się ułoży, kiedy wciąż znajdowała się w jednym miejscu z wizją najgorszego, dręczona czarnymi myślami i pytaniami, na które odpowiedzi prawdopodobnie nie będzie dane jej poznać. Oddałaby wszystko, aby zapytać go oto, co oznaczał ten pocałunek. Chciała, aby pomógł odnaleźć jej drogę do własnych uczuć, ponieważ pierwszy raz poczuła się tak bardzo zagubiona. Więc gdy w końcu wszystko dookoła zaczęło ją przytłaczać, ściany pokoju napierały na nią coraz bardziej, pozbawiając tchu, a wrażenie, że głowa zaraz eksploduje pod natłokiem myśli stawało się jeszcze silniejsze, zmusiła samą siebie do ruszenia się z miejsca. Potrzebowała ciszy, ale jednocześnie musiała coś robić. Wielu możliwości nie miała, dlatego po prostu poszła przed siebie, wychodząc na korytarz z postanowieniem odbycia bezcelowego spaceru po Ośrodku, który prawdopodobnie był ostatnim przystankiem w drodze do Piekła.
Tym właśnie sposobem trafiła do niewielkiego holu z dwoma windami i zdecydowała się sprawdzić, dokąd one prowadzą. Stanęła, nasłuchując zbliżających się kroków kogoś, kto najprawdopodobniej byłby jej wrogiem. Przez jakiś czas nic się nie działo, dlatego ostrożnie wcisnęła guzik przywoływania i obserwując na wyświetlaczu zmieniające się numerki pięter wsłuchiwała się w otaczającą ją ciszę. Była ona jej wrogiem, przeciwnikiem i katem. Sprawiała, że Maya pozostawiana była sama sobie, z własnymi przemyśleniami, które wolałaby raczej wyrzucić z umysłu. Nie kontrolowała samej siebie i czuła, jak z każdą chwilą coraz szybciej wymykają jej się z rąk wodze, którymi mogła utrzymywać swój umysł i serce w ryzach. Kolejny obraz jego twarzy, kolejny skręt w żołądku i ciepło, które towarzyszyło jej przy pocałunku. Strażnicy pokoju, rozmowa z Reiven. I krew, która zalewała wszystkie obrazy, pokrywała wyświetlanie w jej głowie zdjęcia wielkimi szkarłatnymi planami. Oznaka strachu czy determinacji? A może te dwie rzeczy łączyły się ze sobą, tworząc śmiertelny duet mając zaprowadzić ją jeszcze dalej, aż na sam skraj przepaści, z którego jedynym wyjściem będzie samobójczy skok. Chociaż miała wrażenie, że znalazła się już dawno, a ostatni krok nie będzie skokiem a pchnięciem, wykonanym przez Almę Coin i jej żołnierzyków.
Winda przyjechała i odjechała, nie zabrawszy brunetki ze sobą. Była zbyt zajęta, aby to zauważyć i zbyt skonfundowana własnymi myślami, aby wykonać jakikolwiek ruch. Nie słyszała nawet echa kroków dobiegających z jednego z korytarzy. Była tylko ona i wizje, wyświetlane po kolei jak filmy, nieme i przerażające, pełne dramatyzmu i cierpienia, którego na dobrą sprawę jeszcze nie miała okazji doświadczyć. Jej wyobraźnia działała zbyt mocno i wyraźnie, wpędzając ją w kozi róg i przybijając do dna. Cholera jasna, Maya. Dość!
Zamrugała, rozglądając się dookoła po miejscu, w którym się znalazła. Była wściekła na siebie, że pozwalała na pojawienie się tych wszystkich myśli. Musiała je kontrolować, tak jak kiedyś. Zmieniły się jedynie okoliczności, wszystko inne pozostawało wciąż takie samo.
- Pieprzone Igrzyska - mruknęła, po raz kolejny wciskając guzik przywołujący windę.


Ostatnio zmieniony przez Maya Griffin dnia Sob Sie 16, 2014 3:11 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Sie 16, 2014 12:21 pm

Biali ludzie na tle białych ścian. Śnieżne uśmiechy na tle białych ludzi. I gałki oczne, kto by się tego spodziewał, schematycznie białe na tle białych ludzi, z tą różnicą, że te miał ochotę wyłupać, jak zęby wybić, a piękne jasne twarze zamienić w rozdartą bólem masę. Dlatego uśmiechnął się tak szeroko jak tylko potrafił do przechodzącej obok niego pani wyobrażając sobie miliony pięknych zgonów na sekundę w jej wykonaniu. Zastanawiał się, kiedy jego pozorne maniery puszczą wodzy irytacji i zamiast schodzić z drogi tym wygłaskanym jak nowiusieńkie futro ludziom zacznie zatrzaskiwać im drzwi na twarzy. Ale ta myśl trzymała go na duchu, dlatego się uśmiechał, bo wierzył, że nadejdzie taki dzień, kiedy go wyrzucą. Nic fantastycznego, jeśli spojrzy się na to z perspektywy takiego obdarciucha i ćpuna, ale też nic, co mogłoby go zasmucić, bo miał za siostrę triumfatorkę-psycholkę-alewciążpogaczkę i nie musiał, wcale nie musiał, czyścić oplutych przez rebeliantów podłóg. Dlatego też zastanawiał się, po co bawił się w tym gównie, skoro najlepszym co mogło go spotkać, to sam Gerard Ginsberg torujący mu drogę i zaciągający do schowka na miotły. Obiecująca perspektywa, ale resztę perwersów zakopał głęboko w zeszłorocznym śniegu, aby skupić się na czymś o wiele przyjemniejszym.
Igrzyska. Prawie go nie obchodziły. Prawie, bo był zły, bo musiał brać w tym udział, bo Daisy miała zginąć, a on nie miał zamiaru nic z tym robić. W dodatku nie wiedział, czy zacząłby się śmiać czy płakać, jeśli napotkałby ją na korytarzu i spojrzał w zapewne obłąkane już oczęta, nie wiedział i nie chciał sprawdzać własnej odporności na ludzkie obłąkania, z którymi ostatnimi czasy miał od czynienia w nadmiarze.
Tym razem szedł przed siebie z miotłą w ręku tak szybko, jakby biegł komuś wpierdolić. Nie, to tylko jego instynkt samozachowawczy, który podpowiedział mu cichutko, że znajduje się na piętrze, gdzie swoje nauki i prawdy wykładają mentorzy. Był ciekaw, ale obawiał się, że ją spotka, jakie opowieści wciskała tym biednym dzieciom do głowy Rose. Zastanawiał się, czy wśród rad znajdzie się i taka brzmiąca równie ironicznie jak "nie zadawajcie się z brudnymi i popierdolonymi ćpunami, którzy nie mają Wam nic do zaoferowania" lub (w wersji dla złośliwych) "nie wypinajcie dupy na prawo i lewo, bo życie i tak znajdzie sposób, żeby was wyruchać". Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, jak szybko byłby w stanie uciekać przed jej spojrzeniem, jeśli spotkałby ją na korytarzu. Lub jak szybko goniłaby go, aby skopać dupę i wyrzucić przez okno, choć (!), co ciekawe, w Ośrodku nie ma okien. A poza tym drobnym szczegółem, który niszczył cały obraz sytuacji - i poza łydką, która nadal rozkosznie swędziała, dokuczała i dawała o sobie znać co jakiś czas, lub dawała znać o Fransie, hm - było cudownie.
Pieprzone igrzyska.
Parsknął śmiechem. To było jednak zabawne.
Pieprzona Coin, pieprzone Igrzyska. Ten świat jest cały popieprzony.
-Nie mów tak - rzucił z wyrzutem - Ja mam okazję zarobić, a ty pojąć sens życia, którym... - przewrócił oczami opierając się o miotłę - ...jest śmierć. Ale halo, śmierć na wizji, za rączkę będzie trzymać Cię całe panem, wszyscy będą cieszyć się, bo zdychasz, czy to nie wspaniałe?
Nie?
-Które piętro?
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Sie 16, 2014 1:00 pm

Nie spodziewała się usłyszeć żadnego głosu, podobnie jak nie spodziewała się wrócić do domu. To pierwsze jednak się wydarzyło, na drugie chyba nie było żadnej szansy. Spojrzała na mężczyznę, który był najwyraźniej nadawcą słów, które tak bardzo ją rozśmieszyły. Aż roześmiała się w głos, obserwując go z uwagą, co jakiś czas przenosząc wzrok na trzymaną w jego dłoni miotłę. Sprzątacz? Poważnie?
- Oh, cieszę się twoim szczęściem, naprawdę - parsknęła - Chociaż ja osobiście wolałabym umierać z głodu niż robić cokolwiek dla tej zawszonej bandy Coin... - dodała jak najbardziej ironicznym tonem, mrużąc delikatnie oczy. Zaczynała się cieszyć, że na niego wpadła, a właściwie on na nią. Jeszcze chwila nieustającej ciszy i samotności, a prawdopodobnie by zwariowała, próbując dopuścić się samobójczej misji pod postacią ucieczki z Ośrodka. Co może nie koniecznie skończyłoby się od razu śmiercią z rąk Strażników, ale znalazło swoje odbicie na arenie. Dlatego powinna być wdzięczna nieznajomemu za zjawienie się w odpowiednim momencie i być może przedłużenie jej życia o te kilka minut - O niczym innym nie marzę, tylko o cudownej śmierci w ręku fleszy z poczuciem, że pierwszą część mojego życia zmarnowałam, drugą przebalowałam a trzecia nigdy nie nadejdzie. Żyć nie umierać, a właściwie umrzeć jak najszybciej. Powinnam się przygotować do Parady. Więc chyba pracownia stylistów, które to piętro? - skrzywiła się, wchodząc do widny, która właśnie przyjechała i opierając się o barierkę. Pierwszy raz tak bardzo zależało jej na podtrzymaniu rozmowy, dlatego przyjrzała się uważniej mężczyźnie, chcąc znaleźć jakiś temat.
- Więc robisz za sprzątacza? Latasz z mopem i pucujesz wszystko dookoła, aby jakoś umilić nam egzystowanie przed śmiercią... Wiesz, co jest naprawdę wspaniałe?  - nie mogła wyzbyć się tej ironii wypowiadając ostatnie słowo i złośliwego uśmieszku, który wskoczył na jej twarz - Wspaniałe jest to, że tkwię zamknięta w tym miejscu jak w klatce, miejscu, które jest prawdopodobnie ostatnim, które zobaczę przed śmiercią. Umierający ludzie woleliby znajdować się w domu, w otoczeniu bliskich im osób. A ja, my, zrzuceni zostaliśmy tutaj, mamieni luksusami i wygodą, pozostawieni sami sobie ze świadomością, że za parę dni nasze życie skończy się równie szybko jak się zaczęło, po prostu zgaśniemy, zdmuchnięci z tego świata jak płomyk świeczki - ją samą zaskoczyła ta przemowa. Zastanawiała się, co o niej pomyśli. Głupia, napuszona idiotka, która uważa, że zasługuje na coś lepszego? Wszystko, dosłownie wszystko, jest lepsze niż to, w czym musi brać udział. Ona i 23 innych osób - Nawet gdy któreś z nas wygra, zwycięzca nie będzie już taki sam. Jego życie skończy się  chwilą, gdy zada zwycięski cios - no proszę, zaczynała już nawet przedstawiać poglądy mentorki. Do czego to doszło, człowiek w obliczu śmierci robi rzeczy, których nigdy by się nie spodziewał - To jest dopiero wspaniałe. Pozostaje wyjąć butelkę szampana, choć na tą uroczystość może być za słaby i świętować to, że zostaliśmy wybrani aby z dumą podtrzymywać tradycję Panem. Błogosławić Almę Coin za jej pomysł i być dumnymi z tego, że to właśnie na nas spadł ten zaszczyt - skrzywiła się, w jej słowach było tyle goryczy, ironii i żalu. Co innego jednak mogła zrobić? Powinna żartować i ironizować ile się da, byle tylko tak bardzo nie przejmować się tym wszystkim. I myśleć o morzu, szumie fal i Tylerze. Bo przecież wszystko jeszcze może potoczyć się inaczej.
Chwilę po swoim krótkim lecz treściwym wykładzie zmieniła zupełnie wyraz swojej twarzy na bardziej przyjazny i ciekawski, uśmiechając się lekko do nieznajomego. Może jednak miała trochę racji - powinna cieszyć się z ostatnich chwil tej pozornej wolności i nie zadręczać się wizjami. W końcu życie nie kończy się wraz z wejściem na arenę. Miała szansę, takie jak każdy inny i zamierzała ją wykorzystać.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Sie 16, 2014 4:46 pm

Nic nadzwyczajnego, kolejna osoba, na którą wpadł i powiedział o słowo za dużo, tylko tym razem spodziewał się schematycznego obrzucenia błotem, zmieszania z gruzem, a nie poematu, którego chętnie wysłuchałby zawsze, gdyby nie był w pracy, a jego rzeczywistym obowiązkiem nie byłoby zamiatanie podłóg. Naprawdę? Czasem, czyli przez ostatnie kilka dni, zastanawiał się, co on tutaj właściwie robi i czego szuka. W tej chwili dowiedział się, dowiedział się już, że jest na tyle popapranym człowiekiem, aby rzucić się w wir dyskusji na temat dla niego delikatnie bolesny, ale równie niezwykle bliski. Ten konkretny dzień coraz bliżej. Masochista lubujący się w polepszaniu innym nastroju, nie bytu życia, bo wątpił, aby ktokolwiek miał okazję poprawić coś w swojej egzystencji pod jego czarującym wpływem, ale nadal nie rozumiał, dlaczego nie podszedł do innej i mniej oblężonej windy, a nadal towarzyszył tej miłej i ładnej dziewczynie. Ładnej, więc głupiej. Wszyscy ładni są głupi. Ludzie brzydcy mają jakąś wartość. Dlatego on był najpiękniejszym przykładem ściery do podłogi, z której Strażnicy często lubili robić użytek. Kiedyś. Nie dziś. Znajdował się po tej właściwej stronie muru, a nadal miał wrażenie, jakby gdzieś po drodze zgubił cel, do którego dążył. I nie chodziło o nią, nie chodziło o Katy.
-Masz rację, to wspaniałe... - uśmiechnął się delikatnie, gdy skończyła, gdy jego uszy odetchnęły z ulgą, że koniec. Nic więcej go już nie zasmuci, przecież to nie jego dziecko, nie jego siostra, nie jego życie, nic nie przeszkadzało mu, aby przyglądał się spokojnie kolejnej śmierci losowej dziewczyny. To przecież tylko świnka, którą mentorzy najpierw spasą, aby następnie zarżnąć na arenie. Zastanawiało go tylko, jak długo wytrzyma i czy wytrzyma w ogóle. Niektórzy pękają. Będzie przyglądał się tym morderczym zmaganiom tak samo jak pewnego uroczo zagubionego pana i czekał, aż, tak jak on niedługo, pęknie. Ta chwila nie chciała nadejść. Szkoda, bo wtedy zdecydowanie by mu ulżyło. Jedna działka w tą czy w tamtą to jak jeden krok w stronę przepaści, jeśli stoi się nad nią - ...to wspaniałe, że ludzie pod presją śmierci są tacy wylewni, czasem wzrusza, innym razem krępuje, ale lepiej wylewać swoje żale na kogoś, po kim spływa to jak po kaczce.
...a nie wsiąka jak w gąbkę.
Chyba się do tego nadawał, do wysłuchiwania opowieści i opinii, których nie wypadało lub nie chciało się wygłaszać publicznie. To wzbogacało, w jakiś sposób, i uświadamiało, że ludzie są krusi i słabi jak porcelana i jeśli pchnie się ich odrobinę za mocno, rozsypią się na najdrobniejsze kawałki. Igrzyska to asumpt do poznania samego siebie, czasem żałował, że nie brał w tym bezpośrednio udziału, dopóki nie miał okazji, aby stracić coś, co kocha najbardziej. Cierpienie uszlachetnia, tak słyszał, ale on nie czuł się ani trochę lepiej, nigdy, nic się nie polepszyło, a ona zwariowała, zbzikowała i już nie wróci. Teoretycznie ją stracił. Gdzieś tam w głębi wśród tony znieczulicy powinna znajdować się nienawiść do jedynego obiektu, który mógł oskarżyć o odebranie najdrogocenniejszego skarbu, jaki posiadał. Ale, hm, czyżby miał wyjebane i tym razem?
-Minus jeden w takim razie - mruknął uśmiechając się do niej w ten swój mathiasowy nieprzyjemny sposób.

[zt x2]
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyPią Sie 29, 2014 1:25 am

//po drugim dniu treningów, przed treningiem Mandy

Czuła coś, co bardzo jej się podobało. W sumie czuła coś, co bardzo jej się podobało i dodatkowo też coś, co akurat nie przypadało jej do gustu. Taki peszek, który najwyraźniej nie mógł zostawić jej w spokoju, bo bardzo lubił jej przezajebistą osobę. Nie dziwiła się mu, bo sama uwielbiała przebywać w swoim towarzystwie, a jako że mogła to robić dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem razy w tygodniu, o każdej porze dnia, w każdy codzienny dzień i w każde święto, sprawiało, że czuła się z tym jeszcze lepiej. Kto nie chciałby być Amandą Gautier? Jedynie kompletni debile, którzy nie posiadają wyczucia stylu, humoru, prezencji... Właściwie wszystkiego. Takich to od razu wysłać do Koła Meneli Zgonowych lub jakichś praczek, które zajmują się mini armią umorusanych dzieci czy coś. Tam właśnie przydaliby się tacy ludzie, którzy nie chcieliby być nią. To odłam społeczeństwa, który kompletnie nie nadawał się do egzystowania w jej pobliżu i który, w niektórych przypadkach, chciałaby pozbawić życia z litości. Dokładnie tak.
W sumie chyba lubiła zabijać. Tak jej się wydawało, zwłaszcza po przemyśleniach, które nastąpiły po spotkaniu się twarzą w twarz z Ginsbergiem. No, może nie dosłownie twarzą w twarz, bo starała się unikać go wzrokiem, ale po spotkaniu jak najbardziej. Ona tam była, on przywlekł tam swoje cztery litery i niestety to właśnie przez niego musiała się tyle namęczyć, nie zabijając go, mimo że bardzo chciała to zrobić.
To było straszne. Nadal pamiętała te negatywne i potężne uczucia, które jej wtedy towarzyszyły i obrazy, które pojawiały się w jej głowie, chcąc ją powstrzymać przed popełnieniem morderstwa. A może właśnie do niego skłonić? Te maki były tak, boleśnie dla jej oczu, wyblakłe, jakby je porzucono, jakby nikt ich nie kochał, a przecież Mandzia kochała swoje kwiatki. Pragnęła je przytulać, głaskać, wraz z nimi spać i robić wśród nich fikołki, piruety, gwiazdy, przewrotki i inne takie dziwne, które zwykła robić. Nigdy by nawet nie pomyślała o tym, by je porzucić, zostawić same sobie i... Zamierzała je nakarmić na arenie, gdy każde dokonane morderstwo miało ją oblewać w chwale. To Amanda! Ta, co to zabiła tego... Ona zabiła tę dziewczynę, prawda? Gdyby wczoraj zabiła Ginsberga, to raczej mogłaby się pożegnać z treningami i pewnie też ze swoim cudownym ciałem, które nie nadawało się do tego, by je torturować. I tak cierpiała, widząc siniaki na swoim biednym brzuszku! Biedne lusterko w jej łazience też musiało je oglądać.
Hah! Treningi! To właśnie przez nie odczuwała te dwa, konkurujące ze sobą i jednocześnie żyjące w idealnej parze, skrajne uczucia. Podniecenie! Bożesze, to było coś takiego, co tworzyło jej na plecach parę skrzydeł. Miała wrażenie, że jeszcze trochę, a odleci z tego korytarza daaaleko i nikt, ani nic, nie zdoła jej schwytać, by wiatr nie porwał jej dalej. Nie mogła się doczekać treningów z Previą, które miały się już niebawem zacząć, dlatego też postanowiła odwiedzić restaurację. Poziom zero! Już nie zamierzała się gubić w Ośrodku, by przysparzać kłopotów...
Mathias. Ciekawe, co z nim się stało po tym drastycznym rozdzieleniu. Torturowano go? Skazano na śmierć? Czy tylko posiedzi w więzieniu? A może wrócił już do pracy i znów mogła gdzieś na niego trafić w tym budynku? O raaany, ile by dała za to, by się dowiedzieć, że jest calutki i zdrów, że nic mu nie jest, a ten mężczyzna wcale nie był poza tą treningową kamerą taki zły. Ten film naprawdę wyglądał okropnie, a jeśli gdzieś, gdzie go zabrano, było jeszcze gorzej?
Normalnie na tę myśl miała ochotę ruszyć na poszukiwanie tego Ginsberga, by pokazać mu swoje paznokcie, które ładnie spiłowała na kształt pazurków i pomalowała wzmacniającym lakierem. Oczywiście lepiej byłoby, gdyby jej się zrobiły coś na wytrzymałość tytanu... Może był taki lakier, który robił z paznokci mocne i wytrzymałe materiały? Przydałby jej się, zwłaszcza że przez ciągłe ćwiczenia rzucania nożami o mało co sobie ich nie połamała. Między innymi dlatego musiała się nimi natychmiastowo zająć, bo jak nic popękałyby wszystkie. A tak nie dość, że miała pazurki, które ładnie, równiutko i drapieżnie były przycięte, to w dodatku ćwiczyła rzucanie nożami, co BYŁOWRĘCZZAJEBIŚCIEPRZEZAJEBISTE! Pokochała to dosłownie. Najbardziej... I coraz łatwiej jej było trafiać w cel, mimo że noże przemycono jej wczoraj i to dosyć późno... Ale jako że nie mogła być dziś na treningach, to jakoś pożytkowała ten czas. Genialne! I to spróbowała w nich sił dzięki Mathiasowi! Była jego dłużniczką! I jeszcze kogoś...
Wspominała, że uwielbiała Malcolma? Nie mógł jej się trafić genialniejszy, bardziej kochany i odważny mentor! I w dodatku był mądry, dawał racjonalne wskazówki, których zamierzała się trzymać i dbał o nią, mimo że odwaliła niezbyt mu przychylny numer z tą trenerką. Specjalnie go ściągano do Ośrodka i kochała go za to, że przybył. Jeśli przeżyje Igrzyska, to z pewnością będzie z nim utrzymywała kontakt. Nie mógł im się urwać. Za nic, a Amanda nawet nie zamierzała na to pozwolić...
Jak na to, by zjadła ją niecierpliwość, która była drugim uczuciem z tych dwóch wspominanych przez nią wcześniej. Ćwiczyła rzucanie nożami, ale chciała zobaczyć, co powie na to jej osobista trenerka. Nie mogła się też doczekać tego, czego miała się jeszcze nauczyć. Szły Igrzyska, które pragnęła wygrać, a przez to chłonięcie wszelkiej wiedzy było dla niej jak zakup nowej kreacji na jej urodziny. Nie wyrabiała w swoim pokoju, wiedząc, że zaraz, za parę godzin, zmierzy się z Previą i jej wymaganiami.
Wpadła do windy, wcisnęła guzik i chciała jechać. Szybko, szybko, szybko. Do restauracji! Chciała się czymś zająć, bo miała wrażenie, że jeszcze trochę, a eksploduje z nadmiaru emocji. W dodatku była głodna, bo nie jadała śniadania zgodnie ze swoją dietą, którą chyba powinna dopracować. Obiadu miała zamiar zjeść połowę i połowę kolacji, by drugą połowę zostawić na poranek. A może zje połowę kolacji i zje też połowę śniadania? Albo ćwierć kolacji i połowę śniadania!
Wcisnęła guzik niecierpliwie jeszcze dwa razy. Czemu ta winda jeszcze nie ruszała? Chciała być już w restauracji, by szybko zjeść i wrócić do noży, które czekały na nią świetnie ukryte. Rany, kto by pomyślał, że będzie kochała nimi rzucać równie mocno, co bawić się w akrobacje, które też pragnęła sobie przypomnieć. Miała niemałe problemy przy niektórych wygibasach, ale szło jej nieco lepiej. Choć strój arenowy... Czemu wcześniej nie pomyślała o stroju? Mógł ją przecież ograniczać. Powinna więc też odwiedzić projektantów i wypytać ich o to. Może mogła zażyczyć sobie odpowiedniego materiału?
Powrót do góry Go down
the victim
Matthew Turner
Matthew Turner
https://panem.forumpl.net/t2425-matthew-turner
https://panem.forumpl.net/t2444-matt
https://panem.forumpl.net/t2443-matthew-turner
Wiek : 19
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy
Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Sie 30, 2014 6:09 pm

/po drugim dniu treningów

Jeżeli chodzi o wyczucie stylu, humor i prezencję to Matt nie miał chyba za bardzo czym się pochwalić. Na modzie się zupełnie nie znam, co udowodnił swoim wystąpieniem na paradzie. Jego poczucie humoru również pozostawiało wiele do życzenia, a zazwyczaj jedyną osobą śmiejącą się z jego kawałów był on sam. Jeżeli chodzi natomiast o samą prezencję to też nie można było powiedzieć, żeby było u niego z nią najlepiej. Na praczkę się jednak nie nadawał, więc ta opcja raczej odpadała. Ale czy chciałby być Amandą Gautier? To pytanie byłoby nie na miejscu, zważywszy, że jego jeden z niewielu wiedział przez co dziewczyna przeszła i z pewnością nie chciałby doświadczyć czegoś takiego. Bez wątpienia nie mógł powiedzieć, że dziewczyna była mu obca.
Różnili się między sobą podejściem do kwestii zabijania innych trybutów. O ile Amanda odkrywała, że być można sprawiało jej to przyjemność, to Matt z każdą godziną spędzoną na treningu coraz bardziej upewniał się w przekonaniu, że to chory pomysł na rozrywkę. Gdyby mógł zrezygnowałby z uczestnictwa w igrzyskach, ale jedynym na to sposobem było samobójstwo, a tego popełnić nie zamierzał.
Późnym wieczorem po treningu marzył już tylko o tym, by wrócić do znienawidzonego apartamentu, wziąć szybki prysznic i położyć się w łóżku, które miało być jego jeszcze tylko przed dwie noce. Niestety, świadomość konieczności walki na arenie zmuszała go do zwiększenia intensywności ćwiczeń i tak zamiast każdego ranka, robił to przynajmniej dwa razy dziennie. Zaraz po przebudzeniu i chwilę przed pójściem do łóżka, w którym tak naprawdę mało spał. Leżał wgapiając się tępo w sufit i rozmyślając. To była chyba najgorsza z możliwych tortur jakie mógł sobie zafundować.
Nie mógł narzekać na trenerów, bo ci dzielili się posiadaną wiedzą w stopniu daleko wykraczającym poza pytania, które zadawał. Rozwiewali wszelkie wątpliwości i dawali wskazówki, które z pewnością okażą się niezwykle przydatne, gdy cała dwudziestka czwórka znajdzie się już na arenie. Miejscu, które dla większości z nich będzie ostatnim przystankiem w życiu. Bał się śmierci, zwłaszcza takiej. Co innego zginąć w powstaniu, w trakcie wojny, czy na ulicy, a co innego zostać zabitym dla przyjemności ślepo wierzących w nieomylność Coin tłumów. Starał się trzymać z daleka od polityki, na czym nie wyszedł najlepiej, bo zamknięcie w KOLCu nie było tym, czego rozsądny człowiek oczekiwałby od życia, ale jak dla Matta wszystko to dało się jakoś ze sobą połączyć. Praca, małe mieszkanko i motocykl. Więcej do szczęścia nie potrzebował, ale i tę odrobinę szczęścia kochana prezydent postanowiła mu odebrać. Były chwile kiedy nachodziły go myśli o tym, że w sumie dobrze byłoby szybko zginąć i mieć to wszystko za sobą. Na szczęście oprzytomnienie przychodziło szybko, a wola walki zwiększała się proporcjonalnie do siły z jaką pragnął umrzeć. Jak długo jeszcze będzie w stanie to znosić?
Po kolejnym dniu treningów skierował się w stronę wind nie mając już ochoty na żadne spotkania, ani tym bardziej rozmowy, gdy dostrzegł kilka metrów od siebie wsiadającą do jednej z kabin znajomą sylwetkę. To była ona! W końcu ją znalazł, ale czy zdążyłby dobiec do windy zanim ta się przed nim zamknie? Postanowił spróbować przyspieszając kroku tak, że w następnej chwili już biegł.
- Amanda! - krzyknął za dziewczyną i w ostatniej chwili nacisnął przycisk, a zamykające się już drzwi na nowo się otworzyły.
- Jesteś... - przytrzymał dłonią jedno ze skrzydeł windy uniemożliwiając w ten sposób jej zamknięcie. Uśmiechał się lekko na widok znajomej twarzy nie będąc pewnym, czy dziewczyna w równym stopniu będzie cieszyła się z tego spotkania. Nie zmieniało to jednak faktu, że musieli ze sobą porozmawiać. Istniała możliwość, że w końcu na arenie staną przed kwestią walki ze sobą nawzajem, a tego Matt chciałby za wszelką cenę uniknąć. Jakoś ten problem musieli rozwiązać, najlepiej jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk...
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Sie 30, 2014 10:36 pm

Musiał być odpowiednio elastyczny. To właśnie od tego zależało, czy przydadzą jej się te nieliczne umiejętności, które przecież w takiej sytuacji mogła wykorzystać. Może akrobacje, a zwłaszcza te cieszące oczy, które wykonywano w cyrku, wyglądały jak zlepek nic nie wartych, ale wyjątkowych ruchów, jednakże Amanda sama miała okazję się przekonać, i to na własnej skórze, jak ćwiczenia i uwolnienie swojego ciała mogło wpłynąć na zdrowie, kondycję, zwinność i humor. W zdrowym ciele zdrowy duch! – jak mawiała pewna wredna trenerka, gdy miała dobry humor. Zdarzało się to rzadko. Zazwyczaj zwykła mówić, że bez bólu nie pójdziesz dalej, debilko! Chcesz być podziwiana? Nie chcesz być już sierotą? To, kurwa, czuj ból. I za nic nie skarż się staremu, bo cię zapisze do chórku, a tam jeszcze większe debile! Potem gwizdała w ten swój gwizdek i kazała ćwiczyć dalej. Na początku nie otaczała jej pozytywna aura i zwykła się wydzierać oraz krzywić na widok każdego, kogo zobaczyła, ale potem... Cóż, widząc postępy, bardzo spore postępy, patrząc na resztę, u takiej osoby, jaką była Amanda, a dla niej była blondi-typiarko-denerwiarką, to nie mogła potem nie chodzić dumnie i jej adorować. Amanda wtedy zaczęła starać się jeszcze bardziej, bo kochała być wyróżniana. Niestety, jej treningi przerwał ślub. Grrr...
Strój zaliczał się więc do bardzo istotnych rzeczy w jej przypadku. Nie każdy mógł się pochwalić taką zwinnością i umiejętnością wyginania tak ciała jak Amanda. Ten szok Alvertusa, gdy zaczęła o wiele bardziej odważnie podchodzić do ich łóżkowych spotkań. Bezcenne. Potem pragnął, by mu robiła dobrze ustami, wykręcona prawie że w precla.
A winda, cholera, nie ruszała! Wcisnęła jeszcze kilka razy guzik i uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy w końcu raczyła zechcieć zamknąć te swoje drzwi, czy jak to tam się zwało. Nigdy nie wnikała w budowę windy. Choć w nawołujące ją głosy już tak... Tylko że czemu w takiej chwili, gdy się spieszyła? Gdy była głodna, a ta pieprzona winda działała jej na nerwy... O raaany!
- Jestem bardzo zaskoczona. Mile zaskoczona – powiedziała powoli, patrząc na Matta. TEGO Matta. Rzadko kiedy ktoś sprawiał, że nie miała pojęcia, co powiedzieć. Trochę bardzo dziwne uczucie. I takie nie na miejscu, bo zamiast coś powiedzieć, to stała sobie w tej windzie i patrzyła na chłopaka, którego przecież znała. Cholera, była Amandą Gautier! TĄ Amandą Gautier.
- Matt – powiedziała, opierając się o ścianę windy i dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że przez to nagłe spotkanie rozlała nieco swojego eksperymentalnego soku. Miał rzekomo dobrze wpływać na przemianę materii w jej organizmie, nie uzależniając go jednocześnie od większych ilości wody. – Jedziesz do restauracji? Chodź, zjemy coś razem. Dawno cię nie widziałam – zauważyła, uśmiechając się do niego i niezręcznie wskazując na sok. – Rany, niezdara ze mnie. Pokaleczyłam sobie nieco dłonie, gdy rozrywałam bukiety kwiatów – rzuciła, unosząc jedną dłoń do góry, jej wnętrzem do Matthew. Było na niej kilka niewielkich zadrapań. – Nie przeszkadza mi to jednak w treningach. A jak twoje treningi? Nauczyłeś się czegoś ciekawego? Kogo masz za mentora? Mogłam w sumie sama poczytać, ale jakoś nie miałam czasu. Tyle się dzieje. Dużo, nieprawdaż? – Spytała, podrywając się nagle z miejsca, łapiąc go za rękę i wciągając do środka. Potem ponownie kilka razy kliknęła odpowiedni przycisk. No co? Głodna była, zniecierpliwiona i nie, nie miała okresu.
Powrót do góry Go down
the victim
Matthew Turner
Matthew Turner
https://panem.forumpl.net/t2425-matthew-turner
https://panem.forumpl.net/t2444-matt
https://panem.forumpl.net/t2443-matthew-turner
Wiek : 19
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy
Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyNie Sie 31, 2014 5:12 pm

Matt bez wątpienie wolałby pozostawać w nieświadomości jakie upodobania łóżkowe posiadał jego ojciec, choć poniekąd i tak je znał. W ich domu do tych spraw podchodziło się dość swobodnie i prawdę mówiąc nikt nie przejmował się tym co chłopak widział, czy słyszał. Najważniejszy od zawsze był Alverus i jego zachcianki, o których można było opowiadać godzinami, ale zdecydowanie już w chwili, gdy wszystkie dzieci będą w łóżkach. Długo trwało zanim zamknął w swojej świadomości ten rozdział swojego życia, który pomimo przeróżnych prób wciąż nawiedzał go w snach. Chyba tylko igrzyska były w stanie stłumić te koszmary, bo teraz śnił o dziwnych lasach, pustyniach, potworach i własnej śmierci. Jego ojciec już się w nich nie pojawiał, choć niekiedy Mattowi wydawało się, że staruszek stoi za którymś drzewem.
Wciąż pozostawała tą samą dziewczyna, którą zostawił na progu jej rodzinnego domu, choć wtedy była psychicznym wrakiem. Setki razy chciał się z nią zobaczyć, ale w głowie dźwięczały mu słowa ojca Amandy, który dość jasno dał mu do zrozumienia, że jeżeli kiedykolwiek ich dwójka znów się spotka jedno z nich nie wyjdzie z tego w całości. Mężczyzna jako jeden z nielicznych osobistości na Kapitolu wiedział co wydarzyło się w domu Darcy'ego, zwłaszcza znaczący wydawał się tutaj fakt, że za śmierć Alvertusa można było bezpośrednio obciążyć Matta. Gdyby w nocy odwiedziliby go Strażnicy Pokoju nie zaprzeczyłby oskarżeniom. Wylądowałby w więzieniu Ginsberga, w którym nikt nie chciałby się nigdy znaleźć.
Uśmiech na jego twarzy zwiększył się, gdy Mandy przemówiła.
- Nie pomyślałbym, że znowu się zobaczymy - westchnął - Nie w takich... okolicznościach - skrzywił się zdając lekko. Igrzyska wszystko komplikowały i być może to była ich ostatnia okazja do normalnej rozmowy. Oczywiście na arenie Matt zrobi co tylko w jego mocy, by ją chronić, ale nie mógł obiecać nawet sobie, że mu się to uda. Kto w ogóle pozwolił, by ktoś w jej stanie został wylosowany jako uczestnik?!
Nie jechał do restauracji, ale przecież mógł o nią zahaczyć. To znaczy, oczywiście, że to zrobi, nie darowałby sobie, gdyby zrobił inaczej.
- Tak - skłamał - Miałem zamiar coś zjeść, we dwójkę będzie weselej - znów się lekko uśmiechnął, po czym dostrzegł trzymany przez dziewczynę sok, a następnie wsłuchując się w wywód na temat kwiatów. Kochana Mandy. Wciąż żyła w swoim świecie i właśnie z tego powodu nie powinna brać udziału w tej maskaradzie zwanej Głodowymi Igrzyskami.
- Powinny się szybko zagoić - stwierdził przyglądając się zadrapaniom - Treningi? Myślę, że dobrze. Chyba - miał nadzieję, że czegoś się nauczył, ale pewnym tego nie był, choć bez wątpienia wiedział teraz o trujących roślinach i zasadach walki znacznie więcej niż na początku - Sean. Cypriane Sean - mentorka była jedyną osobą, która szczerze chciała jego dobra, a w najgorszym wypadku bardzo dobrze udawała - A twoim? - czy to dziwne, że wolałby, żeby jej mentor znał się na rzeczy lepiej niż jego mentorka? Cypriane znała się idealnie na rzeczy i jeżeli miałoby się okazać, że osoba szkoląca Amandę była w tym gorsza od panny Sean to Matt chętnie by się z nią zamienił. Tak, zdecydowanie coś nie tak z nim było.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyPon Wrz 01, 2014 12:14 am

Matthew Darcy, syn Alvertusa i... jej przybrany syn. Nieźle, czyż nie? Między nimi nie było chyba nawet roku różnicy. Matt właściwie był od niej młodszy o kilka miesięcy, choć jeśli patrzeć na roczniki, to można było powiedzieć, że o ten rok, a mimo to była jego macochą. Ciekawa relacja, którą zasponsorował im Alvi.
I właściwie nie miała pojęcia, jaki miała aktualnie stosunek do Matta. Pamiętała, że na początku, gdy pojawiła się w domu Alvertusa, usilnie unikała tego chłopaka. Starała się na niego nie wpadać, a gdy już go widziała, to odwracała wzrok, udawała, że go nie widzi, że nie istnieje i jest jedynie powietrzem. Nie istniał dla niej... Powietrze. Nic więcej.
Niestety, Matta nie dało się traktować jak powietrze. W sumie to chyba właśnie przez niego samego zaczęła z nim gadać, a jak zaczęła z nim gadać, to też i polubiła, bo był uroczy. Mogła nawet powiedzieć, że się z nim zaprzyjaźniła, choć tę przyjaźń psuła jego upartość i przeświadczenie, że powinna zostawić Alvertusa i uciec daleko od tego domu. Wtedy właśnie nie widziała już innego wyjścia, prócz robienia za maskotkę swojego męża do zabaw seksualnych. Zaczynała się godzić z tym, że teraz już tak będzie wyglądało jej życie i między innymi dlatego zaczęła w nim szukać tych kropelek, które sprawiały, że od czasu do czasu pojawiał się uśmiech na jej twarzy. Taki szczery. Wiele tych kropelek radości zrodziło się właśnie dzięki Mattowi, więc lubiła go. Za spędzanie z nią czasu w inny sposób niż ciągłe pieprzenie się z nią w łóżku, jak to zwykł robić Alvi. Zaś dla dobra siebie i Matta wpuszczała jego słowa jednym uchem i zaraz wypuszczała drugim. Te, które dotyczyły porzucenia takiego życia.
Potem się między nimi pogorszyło, a ona wpadła w pewnego rodzaju depresję. Do swoich psychicznych bolączek dorzuciła zazdrość o to, że Matthew mógł się wychowywać u boku ojca, a jej dzieci nie. Zazdrościła mu, że mógł tu mieszkać i jednocześnie nienawidziła, że przez niego żadne z jej dzieci... Na koniec, gdy została zamknięta w piwnicy, kontakt kompletnie się urwał.
Ale to była przeszłość! To chyba, bo nie była tego pewna, właśnie on uratował ją przed spłonięciem. Ach, ten pożar... Nie miała ochoty tego wspominać, choć dobrze, że pomszczono Alviego i podpalacz już nie żył. Pożarów nie wspominała. Baj, baj!
Uśmiechnęła się, mimo tych wszystkich myśli. Teraz, mimo przeszłości, czuła do niego coś z pewnością pozytywnego. I sentymentalnego. Nie wiedziała jeszcze, co dokładnie, ale się dowie.
- Oj tam, okoliczności. Wszyscy tylko by narzekali i smutali z powodu tych Igrzysk. Powinno się czerpać maksymalną radość z ostatnich chwil życia albo – skomentowała na luzie, zaraz ściszając głos – knuć, jak tu może wygrać więcej niż jedna osoba – szepnęła mu praktycznie na ucho, bo nie chciała już robić więcej kłopotów. Sobie i Malcolmowi. Takie knowania, podsłuchane!, mogły narobić. - Mam tu wielu znajomych, na których mi zależy - przyznała.
O!, a winda w końcu raczyła się ruszyć! Oklaski dla małpy!
- Trzymam nadal kolcową dietę, by nie przyzwyczajać organizmu do większych porcji jedzenia. Wiadomo, arena i te sprawy. W sumie nie mam pojęcia, jak przetrwać choćby w takiej dżungli, ale na szczęście po posiłku lecę na trening. Indywidualny – powiedziała, nie kryjąc się z niczym. Mogła ufać Mattowi. Tak przynajmniej myślała, ale co, jeśli on to widział inaczej? Cóż, i tak pewnie trybutom była znana już ta historyjka z nożem, i pewnie większość zauważyła jej nieobecność, o ile mieli oczy. Spostrzegawcze paczały... Spostrzegawcze paczały! Awrrr! – No, mam nadzieję, że czegoś się na nich nauczę...
- Moim mentorem jest Malcolm Randall. Świetny facet. Praktycznie pokochałam go od pierwszej rozmowy. Jest mi jak starszy brat, którego nigdy nie miałam lub jak ojciec. Niesamowite... A jak wcześniej go widywałam, wiesz, kiedyśkiedyśkiedyś, to wydawał mi się jakimś przerażającym panem alkoholikiem. Taki błądzik w postrzeganiu. Nie ocenia się podobno książki po okładce – odpowiedziała bardzo skromnie i wcale niewyczerpująco, po czym upiła łyk magicznej zawartości swej szklanki.
- Myślisz, że windy mają dusze? – Spytała, unosząc na niego wzrok i nagle zauważając lustro! Mandy kochała lustra! Oczywiście zaraz zaczęła się w nim przeglądać. – Jeśli mają, to ta mnie nie lubi i się na mnie uwzięła. NA MNIE! Gdy Mandy przecież wszyscy kochają i miziają, a nie denerwują! Skandal!
Podeszła bliżej do lusterka, oglądając twarz z każdej strony, potem patrzyła na swój dzióbek, następnie na przymrużone w rzekomej złości oczka, by następni spojrzeć na odbicie chłopaka w lustrze i stwierdzić, że...
- Na małe pumiątka! Mattie, jakie ty masz gęste włosy! Też takie chcę! - Stwierdziła, obracając się zgrabnie niczym baletnica w jego kierunku. – I to takie świetne do czochrania! – Pisnęła z szaleńczym błyskiem w oku, by zaraz stanąć na paluszkach i przejść wolną ręką do czynów. Potargała Matta możliwie jak najbardziej i po chwili wyszczerzyła się szeroko, podziwiając swoje dzieło. – Jakie to urrrocze - podsumowała, śmiejąc się beztrosko.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyPon Wrz 01, 2014 1:17 am

Winda wreszcie ruszyła, wydając przy tym z siebie dziwnie trzeszczące dźwięki. Nie było to jednak nic specjalnie podejrzanego, bowiem sprawą dosyć naturalną było to, że tworom takim jak ten od czasu do czasu towarzyszyły dziwne dźwięki. Tak czy inaczej, nie był to z pewnością powód do jakiegokolwiek większego zainteresowania, a tym bardziej już niepokojenia się.
Przynajmniej do czasu, w którym światło poczęło nieznacznie migać, zaś dźwięki z zewnątrz zaczęły przypominać te wydawane przez paznokcie przejeżdżające po tablicy. I to zdecydowanie nie jednej. W tym momencie Amanda i Matthew mogli się już zorientować, że coś było stanowczo nie tak. Zwłaszcza w chwili, w której winda szarpnęła nagle w górę, prawie zwalając ich przy tym z nóg, by wydać z siebie kolejny nieprzyjemnie metaliczny dźwięk, a następnie...    
Stanąć w miejscu i to zdecydowanie nie w tym docelowym. Nie był to jednak koniec windowych atrakcji, bowiem w windzie, która zatrzymała się gdzieś między piętrami, zaczęło coraz bardziej migać światło... Wreszcie znikając na dobre i pozostawiając pomieszczenie pogrążone w całkowitych ciemnościach.    
Na próżno było im wyczekiwać włączenia zapasowego zasilania lub czegoś w tym rodzaju, o czym już po dłuższej chwili młodzi mogli się przekonać na własnej skórze. Bardzo możliwe, że obsługa już zaczynała pracować nad przywróceniem sprawności i prądu, jednak nic nie zwiastowało szybkiego wydostania się na zewnątrz. Para trybutów nie mogła powiedzieć nawet, czy był to czysty przypadek, czy może też czyjeś celowe działanie. To była tylko kolejna niewiadoma, nad którą mogli co najwyżej rozmyślać w mrocznej kabinie. Rozmyślać i liczyć na to, że ktoś szybko im pomoże...

3.
Powrót do góry Go down
the victim
Matthew Turner
Matthew Turner
https://panem.forumpl.net/t2425-matthew-turner
https://panem.forumpl.net/t2444-matt
https://panem.forumpl.net/t2443-matthew-turner
Wiek : 19
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy
Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyPon Wrz 01, 2014 9:37 pm

Od lat nie używał już nazwiska ojca. Zmienił je na to matki kilka dni po pożarze rodzinnej posiadłości i przeprowadzce do rodziny rodzicielki. Starał się zerwać ze wszystkim przez co można było ich połączyć, choć przeszłość przez cały czas do nawiedzała. Jakkolwiek starałby się, prędzej czy później martwy Alvertus przypominał o sobie w jakiś pokrętny sposób. Z Amandą było inaczej. Gdyby to zależało od niego to wciąż utrzymywaliby kontakty, co wcale nie było proste, bo dziewczyna, jakby dziwacznie to nie brzmiało, była jego macochą i o tym Matt nigdy nie potrafił zapomnieć. Szczególnie w pamięci zapadło mu jej oddanie Darcy'emu.
Nie przeszkodziło im to jednak, by się zaprzyjaźnić. Amanda była pierwszą jego rówieśniczką, którą chłopak mógł poznawać do woli. Początkowo oczywiście ich znajomości nie można było nazwać udaną, głównie za przyczyną samej dziewczyny, ale Matt pozostawał nieugięty. Naprzykrzał się jej tak długo aż ta uległa i w końcu zaczęła z nim rozmawiać. Wtedy też Matthew zrozumiał, że nie powinna zajmować miejsca u boku jego ojca. Była na to zbyt dobra i czysta, a Darcy... cóż, powiedzmy, że był wszystkim poza tymi dwiema cechami. Nie mógł jej darować tego, że nigdy nie posłuchała jego nieustannych błagań na temat opuszczenia Alvertusa i ucieczki. Na szczęście nadarzyła się okazja, z której skorzystał, choć poświęcił znacznie więcej niż sądził. Zabójstwo ojca może nie było najgorsze, w zasadzie to spalenie domu zadziałało na niego w pewien sposób oczyszczająco, ale pozostawiło głęboką ranę na psychice.
Z pewnością, gdyby dziewczyna dowiedziała się, że to Matt zabił jej 'ukochanego' męża nie wybaczyłaby mu tego do końca życia (które prawdę mówiąc może się niedługo skończyć). Na szczęście nie było powodu, by o tym wspominać.
- Coś w tym jest - przytaknął na pierwszą część zdania o igrzyskach, a chwilę później znieruchomiał, gdy się do niego zbliżyła - Myślisz o... - ściszył głos, ale nie dokończył. Oboje doskonale wiedzieli o co chodzi - Nie tylko ty - westchnął. Może nie miał na myśli tak wielu osób co Amanda, ale jedną konkretną stojącą teraz obok niego. Czy nie byłoby miło, gdyby oboje mogli wyjść żywi z areny? Winda nie była jednak dobrym miejscem na takie rozmowy, właściwie to w całym ośrodku nie było kąta, w którym mogliby spokojnie o tym mówić. Nie zauważył nawet, gdy drzwi za nim się zamknęły, a winda ruszyła, był chyba zbyt zaaferowany spotkaniem.
- Szczerze mówią to niewiele tu jem - z innym trybutem nie dzieliłby się czymś takim, ale w końcu to była Amanda - Mój organizm niezbyt chce cokolwiek przyswajać - uśmiechnął się krzywo - Ale masz chyba rację. Na arenie nie mamy się co spodziewać zbyt wielkich racji żywnościowych. O ile w ogóle jakieś uda nam się zdobyć - róg obfitości wydawał się być dobrym miejscem na szukanie takowych, ale jednocześnie było niezwykle ryzykownym przedsięwzięciem.
- To dobrze - wyznał szczerze - Prywatny trening powinien ci sporo dać - naprawdę chciał, by przeżyła to wszystko, cokolwiek znaczyłoby to dla niego. Raz już się dla niej poświęcił...
- Randall? - kojarzył nazwisko, ale nie był pewien, czy dobrze połączył je z twarzą. Nie miał okazji poznać gościa, choć z opowieści Mandy wynikało, że całkiem porządny z niego facet - Najważniejsze, że przypadł ci do gustu - uśmiechnął się, choć mina zrzedła mu trochę, gdy wspominała jak bardzo go polubiła. Zwłaszcza zabolały go słowa o bracie, choć chyba nie powinny, prawda?
Zastanawiało go co też ma w butelce z dziwnym płynem, ale postanowił o to nie pytać, nie było to aż tak ważne.
- Dusze? - zapomniał już jak bardzo zaszkodziło jej małżeństwo z jego ojcem - Nie, nie sądzę, ale mogę się mylić - pytanie szczerze go zaskoczyło co próbował zamaskować uśmiechem, ale na szczęście dziewczyna zauważyła lustro i najwyraźniej już zapomniała o czym rozmawiali, a jej umysł zajęło co innego. Szybko przekonał się, że jednak wciąż rozmawiali o duszach i windach.
- To nie do pomyślenia, żeby ktoś, czy w tym wypadku coś, mogło się na ciebie uwziąć - pokręcił głową próbując jednocześnie brzmieć jak oburzony - Co? - komentarzem o włosach zaskoczyła go bardziej niż pytaniem o duszę windy, odruchowo chciał nawet zrobić krok w tył, ale nie było już na to miejsca. Skończył z potarganymi włosami śmiejąc się całkowicie tracąc nad tym kontrolę. Po raz pierwszy od chwili, gdy usłyszał, że został trybutem szczerze się czymś cieszył. Zachowywała się jak mała dziewczynka, choć dla niego taką przestała być już dawno.
- Nie bardziej niż ty - wymsknęło mu się, ale jakiś dobry duch postanowił wybawić go od niezręcznych tłumaczeń. Chwilę po wyznaniu winda gwałtownie się zatrzymała, a chłopak stracił równowagę, którą odzyskał dopiero po podparciu się ręką o ścianę.
- Co do cholery? - warknął pod nosem spoglądając na dziewczynę, a następnie unosząc głowę do góry ku migającemu światłu. To chwilę później zgasło pogrążając ich w ciemności.
- Ta winda ma wyjątkowo złośliwą duszę - nie powinno go aż tak to bawić i dopiero głęboki wdech go uspokoił - Ktoś zaraz powinien nam pomóc - dodał natychmiast obawiając się, że dziewczyna może spanikować, choć udowodniła już nieraz, że jest wyjątkowo silną kobietą.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyWto Wrz 02, 2014 1:29 pm

No tak... Miałam genialny plan, by odegrać Romea i Julię, ale ktoś wybił mi ten pomysł z głowy. W sensie wypijanie trucizny... Faktycznie to głupie – stwierdziła, myśląc o tym jak łyka nieznaną sobie substancję, ufając innym ludziom. Mogłoby dojść do umyślnego podłożenia śmiertelnej trucizny, sabotażu, który skończyłby się śmiercią prawdziwą lub nawet pomyłki. Wypadki deptały ludzi z diabelskim uśmiechem na twarzy. Więc co nawet myśleć tu o przekupywaniu ludzi z poduszkowca, skoro miało się tam dotrzeć prawdopodobnie definitywnie martwym?
Choć nadal uważała, że Sebastian nie powinien był reagować w taki sposób. Mógł jej to przekazać delikatniej, grzeczniej i zdecydowanie nie aż tak brutalnie. Mimo tych wygłupów w jego apartamencie, nadal miała mieszane uczucia co do jego osoby i zastanawiała się, czy Delilah aby na pewno powinna się kręcić w jego pobliżu. Nie była przekonana do Lyberga - tyle w temacie.
- Właśnie, kiepsko, że ciężko jest zdobyć samemu jakiekolwiek jedzenie, nie nabawiając się przypadkiem jakiejś paskudnej choroby, od której miało się prędzej czy później umrzeć. Ten Róg Obfitości mógłby być świetną sprawą, ale zdobycie go wymaga drużyny i ofiar. Ale pomyśleć, że ktoś mógłby mieć w garści te wszystkie zapasy. Może powinnam zebrać Drużynę A? Choć drużyna to zaufanie... Też kiepsko – podzieliła się swoimi przemyśleniami z Mattem. Zdobyć królestwo, a potem tropić resztę, co mogłoby być nawet świetną zabawą, jeśli wziąłby ich wszystkich za wrogów, czyż nie? Tylko że nie chciałaby, by Delilah stawała na aktywnym wulkanie pod morzem makowym. Mogłaby przez przypadek utonąć, a tego by sobie nie wybaczyła. I to nie tylko przez Morgańce. – Hmm... Jednakże to zbyt ryzykowne. Nie chciałabym zbyt szybko zwijać się z imprezy.
Zachowywała spokój, jakby nie wisiała nad nią wizja jej własnej śmierci, a koścista Śmierć nie czaiła się za jej plecami z kosą. Choć pojawiła się w jej głowie myśl, by zaprzyjaźnić się ze Śmiercią... Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad tym, bo Mattie skończył z artystycznym nieładem na głowie, co wywołało u niego śmiech. U Mandy też, ale u niej to była codzienność, a u niego chyba nie, patrząc na to, jaką minę miał, gdy wspomniała o windowych duszach.
- No, i o to chodzi! Czyż radość nie dodaje skrzydeł? Wiesz, że szaleństwo jeszcze większych? – Spytała, puszczając do niego oko. – I żeby nie było, żartowałam o duszach. Ta winda to jedynie okaz kiepskiej pracy nędznych ludzi, którzy nie potrafili się przyłożyć do swojej roboty na tyle, by stworzyć coś porządnego, co nie będzie zawodziło. A to? To nie dzieło rąk ludzkich, a kupa złomu, którą należałoby każdemu, kto miał wkład w jej „działanie” – mówiła, robiąc cudzysłów z paluszków w powietrzu – cisnąc im w te nieprofesjonalne twarzyczki. Nienawidzę jak coś się chrzani, bo ktoś nie przyłożył się do swojej roli. Kupa złomu – powiedziała i zamilkła, bo nagle winda drgnęła. Tak podejrzanie. Potem drugi raz, trzeci... To ją przerastało. Nie chciała umrzeć w windzie! Nie chciała tu utknąć! A co, jeśli w tej chwili jechałaby nią sama...?!
Nadzieję na dobry koniec zniszczyło jej kompletne zniknięcie światła. Pisnęła przerażona, a jej oczka natychmiastowo zaszkliły się od łez. Dopadła się do mattowej piersi, jakby miało ją to obronić przed nieistniejącymi mackami chłodnego metalu. Łypała na nią ze wszystkich stron, śmiejąc się z niej. Słyszała jej rechot godny starej czarownicy z czyrakami, miotłą, pazurami koloru paskudnego i strasznym nosem.
- Ona mnie nienawidzi. Chce mojej śmierci! Nie chcę umierać w tej paskudnej windzie! W mroku. Mattie, ja nic nie widzę – jęknęła, starając się powstrzymać płacz. Łzy jednak postanowiły się porządzić i same zacząć spływać po jej policzkach. – Co, jeśli nikt nam nie pomoże? Nie lubią mnie, bo zaatakowałam trenerkę.
Nastała godzina amandokalipsy. Dziwki miały zacząć śmiać się w Hadesie, wyciągając ku niej swe zakrwawione łapska, ojciec z Alvertusem przygotowywać dla niej wrzątkową kąpiel w wielkim czarnym kotle, do którego nie docierałoby światło, zaś Tudor miała wpaść tu zaraz z rydwanem i wywlec ją z windy, ciągnąc jej drobne ciałko za sobą do bram piekielnych. A Amanda? Nic nie mogłaby zrobić, bo była pieprzoną  marionetką Śmierci, która zamknęła ją w tej tymczasowej trumnie. Tymczasowej, bo Gautier oczywiście chciała mieć piękną dębową trumnę z dziesiątkami warstw delikatnej koronki, która otaczałaby jej jeszcze bardziej delikatną od koronki bladą cerę. Do jej pogrzebowej sukienki nie powinni też zapomnieć dodać różowych akcentów. Marzyła o takich.
- MATTIE! Nie pomogą mi - powtórzyła z jeszcze większa paniką w głosie. Nie mogła umrzeć tak wcześnie! TAK MŁODO! Nie zaliczyła nawet jednego procenta mieszkańców Kapitolu, a co tu mówić o dobiciu do połowy?! Tyle seksu jeszcze na nią czekało! Nie mogła odejść! To było wykluczone.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyWto Wrz 02, 2014 11:07 pm

Zdążyło minąć prawie pięć minut nim, najwyraźniej wyjątkowo zalatani przez tysiąc innych spraw na głowie, odpowiedni ludzie zauważyli, że coś było nie tak. No właśnie… Coś, lecz nie mieli nawet nikłej pewności, cóż to mogło być, co tylko dodatkowo utrudniało sprawę, zajmując dodatkowy czas. Tak cenny i, przyznajmy szczerze, potrzebny dwójce trybutów jak mało co.
Ciemna winda zdecydowanie nie była bowiem idealnym miejscem do przygotowywania się na Arenę. No, może szło jeszcze jakoś potrenować przyzwyczajanie swojego wzroku do nagłych ciemności, lecz i tak z pewnością nie było to to samo, co normalny trening czy też choćby poświęcenie kilku swoich chwil na zjedzenie czegoś. Powietrzem najeść się przecież nie mogli.
Za to poczuć jego braki już tak, bowiem kabina, mimo że przecież wentylowana, z natury nie była miejscem, w którym przebywało się zbyt długi czas, o wiele nawet dłuższy niż było to konieczne. Wraz z utratą zasilania, przestała działać nawet zwykła klimatyzacja, co uwięzieni mogli poczuć nad wyraz mocno. Wyjątkowo ciepłe powietrze dosłownie stało w miejscu, dając wrażenie, że brakuje go coraz bardziej. A może to nie było tylko samo wrażenie i faktycznie trybuci zaczynali się tutaj powoli dusić?
Cóż, jedno jest pewne… Technicy rozpoczęli działania mające na celu ponowne uruchomienie windy, która nawet w pewnym momencie ponownie szarpnęła w górę, zatrzymując się znowu w ułamku sekundy. Nawet wykwalifikowani ludzie nie mieli jednak bladego pojęcia, kiedy uda im się coś zrobić. Do tego czasu sytuacja w ciasnej kabinie mogła zrobić się co najmniej nieprzyjemna…

3.
Powrót do góry Go down
the victim
Matthew Turner
Matthew Turner
https://panem.forumpl.net/t2425-matthew-turner
https://panem.forumpl.net/t2444-matt
https://panem.forumpl.net/t2443-matthew-turner
Wiek : 19
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy
Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySro Wrz 03, 2014 11:35 pm

Trucizny? Zrobił wielkie oczy nie bardzo wiedząc, czy ma brać jej słowa na serio, bo zdążył się już przyzwyczaić do tego, że czasami nie należało doszukiwać się w nich rozsądku. Uważał to za niezwykle urocze, ale chwilami tracił nadzieję, że kiedykolwiek będą w stanie 'normalnie' porozmawiać.
- Trucizna nie jest najprostszym rozwiązaniem - odparł cicho, choć zupełnie nie miał o tym pojęcia. Zajmował się raczej podpalaniem, a nie trucicielstwem.
- Nie liczyłbym na róg obfitości... - westchnął, w pamięci wciąż miał rzezie, które miały tam miejsce jeszcze za czasów, gdy mieszkał na Kapitolu i nikt nie spodziewał się ataku rebeliantów - To najprostsza droga do szybkiego zakończenia igrzysk, zwłaszcza, gdy działasz w pojedynkę - nie był znawcą, ale wiedział jedno: jeśli chciało się zwiększyć szanse na przeżycie to od rogu, przynajmniej na początku, lepiej było trzymać się z daleka. Z czasem zdobycie zapasów stawało się łatwiejsze, ale ich różnorodność mniejsza. Cokolwiek się zrobi prędzej czy później okaże się, że była to błędna decyzja. W ich sytuacji nie było dobrego wyjścia. Chyba, że wspomniane przez Mandy otrucie, ale tego na razie Matt wolałby raczej uniknąć.
- Właśnie o tym mówię, na tej imprezie lepiej utrzymać się jak najdłużej... - przytaknął dość ponuro. Imprezę, na którą zostali siłą wepchani, często wbrew własnej woli.
Nie był pewien już co mówi na poważnie, a co jest tylko żartem. Na wszelki wypadek starał się nie dziwić się zanadto ze wszystkiego co mówiła, nie chcąc jej w jakiś sposób urazić. Choć może trochę był na tym punkcie przewrażliwiony.
- Wydawało się, że przynajmniej ośrodek, w którym nas umieszczą będzie się do czegoś nadawał, a tymczasem... - rozejrzał się wkoło po ciemnym pomieszczeniu - Dostaliśmy to - kopnął nogą w ściankę przed sobą - Kupa niedziałającego żelastwa - nie chciałby, żeby okazało się, że będą tu tkwić przez kilka godzin. Istniały chyba jakieś systemy, które poinformują o tej 'małej' awarii.
W ciemności nie dostrzegł jak Amanda pada ku niemu, ale wyraźnie poczuł, że go obejmuje, co było niezwykle przyjemne. Może trochę za bardzo. Musiałby być idiotą, żeby nie domyślić się, że dziewczyna jest przerażona całą sytuacją.
- Nie! Spokojnie! - objął ją ramieniem - Nikt nie chce twojej śmierci, a już zwłaszcza ta blaszana skrzynka - pocieszanie nie było tym, w czym był najlepszy, ale trzeba docenić jego starania - Zaraz ktoś się tym zajmie, przecież mają jakieś systemy... coś, już na pewno wiedzą o tym, że widna stanęła - rozejrzał się dookoła, ale mrok skutecznie uniemożliwiał skuteczne dojrzenie czegokolwiek. Cholera! Nie powinno tu być świateł awaryjnych?! Z pewnością. W takim razie, dlaczego nie działały? Wyjątkowo go ten fakt zaniepokoił, ale postanowił nie dzielić się z Amandą tym spostrzeżeniem.
- Mandy, wszystko będzie dobrze. Nikt nie pozwoli, by coś nam się stało przed igrzyskami - niezbyt optymistyczne, ale wyjątkowo prawdziwe. Trybuci mogli być pewni, że organizatorzy za wszelką cenę będą dbać o ich bezpieczeństwo zanim nie trafią na arenę, choćby miało od tego zależeć ich życie. W zasadzie to tak było. Odpowiadali swoimi głowami przed prezydent, która nie zawaha się ich o nie skrócić, gdyby okazało się, że coś poszło nie tak, na przykład dwóch trybutów straciło życie w wypadku z windą.
Wprawdzie Nie bardzo wierzył w swoje słowa, bo kto wie, czy winda nie postanowi nagle się zerwać? Upadek nie byłby zbyt przyjemny i niekoniecznie znaczyłby, że zginą, a chyba połamanie wszystkich możliwych w ciele kości jest znacznie gorszą opcją niż śmierć. Starał się raczej o tym nie myśleć, a atak paniki, którego dostała Amanda skutecznie mu to ułatwiała.
- Mandy, nie martw się o nic - objął ją ściślej ramieniem - Zaraz nas stąd wydostaną - zabawne. Amanda nie mogła umrzeć, bo nie zaliczyła chociażby połowy Kapitolu, a on, bo nigdy jeszcze nikogo nie zaliczył. Dobrali się idealnie.
Czas wydawał się dłużyć niemiłosiernie, każda sekunda była niczym godziny spędzone w kompletnej ciemności z płaczącą mu na ramieniu dziewczyną. Nie, żeby narzekał, że tkwili w takiej pozycji, ale wolałby, gdyby działo się to w znacznie przyjemniejszych okolicznościach. Z tego wszystkiego zrobiło mu się gorąco, a przynajmniej myślał tak przez jakiś czas, dopiero po chwili zorientował się, że wentylacja w windzie przestała działać. Powietrza też zaczynało im brakować.
- To... - zaczął ocierając z czoła kropelki potu, ale nie skończył, bo winda nagle poderwała się do góry. Zdążył już nawet w duchu podziękować niebiosom, ale jego nadzieja szybko zgasła, gdy znowu nimi szarpnęło.
- Cholera! - warknął, jeżeli dotąd starał się zachowywać względny spokój to teraz panika zaczynała udzielać się także mu, choć starał się tego nie okazywać.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptySob Wrz 06, 2014 10:38 pm

Co jednak, jeśli każdy zakładał niezbliżanie się do Rogu Obfitości i na sam start omijanie go wielkim łukiem? Co, jeśli nikt nie odważyłby się walczyć o łupy, a ruszyłby od razu przed siebie byle tylko znaleźć się z dala od tego wszystkiego? Wiadomo, że było to założenie prawie że nieprawdopodobne, ale wszystko się mogło zdarzyć, czyż nie? Właśnie, więc to nie było aż tak absurdalne. Każdy chciał przeżyć, utrzymać się przy życiu możliwie jak najdłużej, a ucieczka należała do rozsądniejszych wyjść z takowej sytuacji. Prawdopodobieństwo jednak, że tak się wydarzy, było bardzo małe. Pozostawało więc tchórzowskie usunięcie się i próba poradzenia sobie samemu w lesie, o ile byłby to las. No, a przy tym teoretyczne dłuższe pozostanie na tej imprezie, gdy chciała mieć choć jeden nóż. Kiepsko.
Jakie jednak mogła mieć szanse przy Rogu? Znikome, patrząc na jej drobną budowę i strach, który sprawił, że teraz tuliła się przerażona do Matthew, gdy powinna właśnie okazać, że nic nie jest jej w stanie zaskoczyć, przerazić czy wyrzucić ze ścieżki zachowywania cierpliwości. Ale to wszystko... Ciemności, winda, zaskoczenie i te wrażenie, że ta winda chce ją zabić... Słowa Matta jednak pozwoliły jej nieco odetchnąć i się wyluzować. Czemu miała się bać tej kupy żelastwa, skoro wszystko zależało od ludzi, a nie od niej. Ona była jedynie martwym urządzeniem w ich rękach. Nie puściła go jednak.
- Nic nam nie będzie. Naprawią to. Pójdziemy na późny obiad lub wczesną kolację i będziemy się z tego śmiać, a potem zapomnimy, bo to nic wartego zapamiętania. Jest dobrze – powtórzyła, starając się przyjąć właśnie takie spojrzenie na zaistniałą sytuację. Tak właśnie było. Cała prawda o całym tym padnięciu windy. Naprawią to, a oni pójdą w swoją stronę.
- Też nie myślałam, że się jeszcze kiedykolwiek spotkamy – wyznała po chwili milczenia. – Myślałam, że przeszłość minęła i już nic mnie z nią nie łączy, prócz wspomnień. Jednakże spotkałam wpierw Delilah, a teraz ciebie... Wy wróciliście, ale on... On już nie wróci – stwierdziła przytulona do boku Matta. – Wiesz, że teraz czuję jedynie niesmak lub irytację, gdy myślę o tym wszystkim, co do niego czułam? Popełniłam błąd, nie słuchając cie wtedy, ale... Wszystko wydawało mi się takie niemożliwe. Nigdy nie decydowałam o swoim losie, jakoś nie potrafiłam tego zrobić... Wybacz, że cię zbywałam – mówiła, chcąc zająć myśli czymkolwiek innym, byle tylko nie windą, ani napojem, który gdzieś jej upadł, zapewne się rozlewając. Nie lubiła wychodzić na nieelegancką bałaganiarę. I nie lubiła też wychodzić na kogoś, kto popełnia błędy, ale uznała, że chłopak powinien o tym wiedzieć. Zwłaszcza, że mieli niebawem umrzeć. I nie, nie myślała teraz o umieraniu w windzie, a na arenie... Mieli umrzeć. Nic jeszcze nie udało jej się wymyślić sensownego.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy EmptyNie Wrz 07, 2014 12:45 am

Wbrew pozorom, było zaskakująco wiele opcji, z których mogła w tejże chwili skorzystać para trybutów. Przeczekanie i poddanie się losowi było niewątpliwie jedną z nich, lecz czy najlepszą… To akurat zaliczało się do kwestii dosyć wątpliwych, bowiem z jednej strony gwarantowało, a przynajmniej w pewnym sensie, bezpieczeństwo w razie nagłej naprawy systemu i gwałtownego ruszenia windy w górę lub dół. Jednak uwięzieni ryzykowali jednocześnie poduszeniem się w niewielkiej kabinie.
Powietrza zaczynało brakować bowiem coraz bardziej, przez co młodzi po jakimś czasie mogli poczuć coraz wyraźniejsze zawroty głowy oraz towarzyszącą im chęć przytulenia, wciąż przyjemnie chłodnej, lecz niekoniecznie czystej, podłogi. Zupełny brak dobrej wentylacji sprawiał, że powietrze praktycznie stało w miejscu, dając wrażenie jeszcze gorszego braku tlenu. A pomoc wciąż nie nadchodziła. I gdy wszystko wskazywało na to, że to już najprawdopodobniej definitywny koniec ich wątpliwej przygody, a oni sami uduszą się już zaledwie za kilka chwil, winda ponownie szarpnęła w górę.
Tym razem jednak w towarzystwie zapalającego się światła oraz powolnego szumu klimatyzacji. Trybuci nie mieli jednak czasu rozkoszować się tym wszystkim, bowiem automatyczne drzwi otworzyły się nadzwyczaj szybko, wpuszczając do środka rozhisteryzowaną recepcjonistkę oraz dwóch mężczyzn wyglądających na medyków, którzy to dosłownie wyciągnęli na zewnątrz niedawnych więźniów windy, zasypując ich przy tym gradem pytań i jednoczesnych przeprosin za zaistniałą sytuację.
Młodym nie dano nawet dojść do słowa, pomimo logiki wskazującej na to, że pytania powinny wiązać się z odpowiedziami na nie, ciągnąc ich uparcie do gabinetu lekarskiego, by tam dokładnie przebadać. Niezależnie od tego, czy było to tylko lekkie podduszenie, czy może zawroty głowy i coś jeszcze innego. Wypuszczono ich dopiero dobre półtorej godziny po trafieniu tam, męcząc przy tym jeszcze bardziej niż zrobiła to winda.

[z/t dla trybutów]

3.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Windy Empty
PisanieTemat: Re: Windy   Windy Empty

Powrót do góry Go down
 

Windy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Windy
» Windy
» Windy
» Windy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy-