|
| Apartament na pierwszym piętrze | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| | | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Czw Cze 20, 2013 6:02 pm | |
| /pociąg
Cordelia wpadła jak burza do apartamentu i nie zważając na to, czy jej mentorka już jest, czy też jeszcze nie raczyła się pojawić, rzuciła się z impetem na sofę w salonie. W nosie miała wystrój jak za czasów Kapitolu, piękne zapachy rozchodzące się po całym pomieszczeniu. Jak na rozpieszczoną dziewczynę przystało, zaczęła okładać pięściami poduszkę, a odgrywała taki scenariusz za każdym razem, gdy coś jej się nie podobało. Cóż to było tym razem? Podział mieszkańców apartamentów. I nie, bynajmniej nie chodziło o piętro, na którym ją umieścili, bo z jej lękiem wysokości pierwsze było w porządku. Jednak dopiero na liście z rozpiską zauważyła nazwiska reszty trybutów. Candelaria, Deion i nawet Artur mieli teraz stać się jej przeciwnikami w walce o przetrwanie. Jak najlepiej eliminować swoje słabości? Należy stawiać im czoła, to jasne. Co jednak, gdy słabością może okazać się przywiązanie do drugiej osoby? Panna Snow byłaby gotowa wyprzeć się znajomych, odepchnąć ich, a wszystko to dla własnego dobra. Ale czy byłaby w stanie ich zabić? Miała nadzieję, że do sytuacji, w której przyszłoby jej zdecydować, nigdy nie dojdzie, jednak ta nieznośna myśl zapewne będzie jej towarzyszyć przez resztę pobytu w ośrodku. Podniosła się do pozycji siedzącej i starała opanować wściekłość. Dopiero teraz zauważyła, że jest w apartamencie sama. Wystrój przypominał jej o starym Kapitolu i szczerze mówiąc tego właśnie się spodziewała. Nie była głodna ani spragniona, zaspokoiła te potrzeby już w pociągu. Jedyne, czego pragnęła, to długa kąpiel w wannie i sen. Kto wie, może gdy się obudzi, ta cała farsa z Igrzyskami okaże się tylko koszmarem? |
| | | Wiek : 13 Zawód : Człowieczek łażący z reklama po targu i wnerwiający przechodniów
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Pią Cze 21, 2013 5:56 pm | |
| Do pokoju wszedł zryczany, pochlipujący i ewidentnie przestraszony dzieciak. któż to taki? Oczywiście Florian. Bo tylko on jest w stanie płakać dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. W środku siedziała już druga trybutka, którą prawdopodobnie była wnuczka byłego prezydenta Snowa. który w opinii trzynastolatka był o niebo lepszy niż obecna prezydent Coin. Chłodna kalkulacja - wcześniej był Snow i było dobrze, teraz jest Coin i jest źle. Kto jest lepszy? Oczywiście panie i panowie rebelianci są pewnie innego zdania, chociaż oni też chyba aż tak biedni nie byli. A w kość dostało się pozostałym dystryktom, które teraz są zniszczone. To wie nawet takie dziecko jak Florian. Który swoją drogą mrucząc jakieś wymagane przez etykiete "cześć" do panny Snow przeszedł jak burza przez pokój i najzwyczajniej na świecie padł na łóżko. Ktore za bardzo przypominało mu dom. W ogóle cały apartament, ktory był urządzony w stylu dawnego Kapitolu, doprowadzał Floriana do rozpaczy. Bo to miał takie jak w domu, bo to tez miał w domu, a to przypomina mu coś, co miał w domu, a tu wystrój jest podobny do wystroju w domu... A, uwaga, przeszedł tylko przez dwa pokoje. Przejdzie przez cały apartament i sie rozpłacze. Jak teraz. Jak godzinę temu. I jak dwie godziny temu. I jak tylko się ocknął. I jak go zabierali do KOLCa. I jak... No dobra, nie wspominajmy względnie strasznych i smutnych wydarzeń z jego dzieciństwa, które tak naprawdę były błahostkami. W porównaniu z jego aktualna sytuacją. Która jest po prostu do dupy. Ale ćśś. Koniec. Dobra, może jakoś wytrzyma do trafienia na arenę. Potem pójdzie gładko, co nie? Byleby szybko. Byleby nie trafił na jakiegoś sadystę, który uwielbia cudze cierpienie. I tak wystarczająco nie chce mu się żyć. Tak, oto trzynastolatek, który niedługo trafi na rzeź, z której wyjdzie jedna osoba. I ten trzynastolatek ma pełną świadomość, że to nie będzie on. Dobra, zły humor złym humorem. Tragiczna sytuacja tragiczną sytuacją. Nic tego nie zmieni. Chyba, że... nie, nie chybajmy, bo wyjdzie z tego film science-fiction. Florian w końcu doszedł do wniosku, ze coś by zjadł. A po co się głodzić, skoro można przynajmniej umrzeć najedzonym. Z trudem zwlekł się z łózka i polazł do kuchni. Z miną człowieka idącego na szubienicę, bo w sumie tak się czuł. Dotarł do kuchni i wziął pierwsze lepsze coś, co wyglądało na coś zjadliwego. I nawet smacznego. Nawet nie chciało mu się wnikać co to, ale okazało się, ze to jakiś jogurt z BógJedenWieCzego. Kiedy zjadł rzucił opakowanie do kosza, łyżeczkę na blat i wrócił do użalania się nad sobą w swoim pokoju. Co prawda nikt nie powiedział, ze jest jego…. Ale co tam, już sobie go zajął. Nie przesadziłam? *-* |
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Wto Lip 02, 2013 3:56 pm | |
| Nie, nie przesadziłaś :D Przepraszam, że odpis dopiero teraz, ale powrót Cor mi dał kopa motywacji do naskrobania czegokolwiek :) Zakładam że Florian jest gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku, ale zawsze może do nas dołączyć w salonie :)
//Pomieszczenia główne
Sala powoli pustoszeje, a ja ostatkiem woli zmuszam się do wstania z miejsca. Kolejni wychodzący mentorzy jasno dali mi do zrozumienia, że nadeszła pora spotkania z trybutami. Nadszedł czas, by spojrzeć moim podopiecznym w oczy i powiedzieć im, że pomimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie im pomóc. Bo tak właśnie wyglądała prawda - zaledwie rok temu sama szłam na arenę, nie do końca pewna co mnie tam czeka, a teraz miałam poprowadzić trybutów do zwycięstwa? Zadanie nie do wykonania. Może gdybym wylosowała kogoś innego, istniałaby jakakolwiek nadzieja - w przypadku Snowówny i Crane'a oczywistym wydaje się fakt, że Coin ich zniszczy. Przygryzam wargę i wolno idę w stronę windy, gdzie wciskam przycisk z numerem jeden. Pierwsze piętro. Pierwszy Dystrykt. Zawodowcy. Jednak w przeciwieństwie do nich, moi trybuci mają nikłe szanse na przeżycie, odebrano im ją jeszcze przed startem. Ta para będzie na celowniku od samego początku Igrzysk. Biedne dzieciaki. Przestań! - karcę się w myślach - Rozczulaniem się w żaden sposób im nie pomożesz. Najważniejsze to się nie łamać. Oni mogą się bać, ty powinnaś stanowić ich ostoję. Zero emocji. Niezależnie od tego jak bardzo nienawidziłam starego systemu, uporczywy głos w mojej głowie wciąż powtarza, że one nie zasłużyły na śmierć. A już na pewno nie na kilkanaście dni katorgi na arenie. Lekko naciskam klamkę i wchodzę do luksusowego apartamentu, który jeszcze świeci pustkami. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca i przesiadając się z kanapy na fotel, z fotela na poduszkę, z poduszki znowu na kanapę, w końcu mocno już podirytowana wychodzę na balkon pooddychać mroźnym powietrzem. Z rozmyślań wyrywa mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Błyskawicznie odwracam się i dostrzegam blondynkę, która wpada do salonu i zaczyna wierzgać na kanapie, niczym dziecko któremu odebrano ukochaną zabawkę. Muszę przyznać, że spodziewałam się każdej reakcji, z wyjątkiem tej. Mogła płakać (rzecz jasna w rozsądnych ilościach), trząść się, milczeć, zniosłabym nawet krzyki - ale nie zachowywać się jak rozpuszczony bachor. Cały mój profesjonalizm trafił szlag. Przez chwilę mierzę dziewczynę, która najwyraźniej nawet nie zauważyła mojej obecności lodowatym spojrzeniem, aż w końcu pęka we mnie jakaś tama. Podchodzę do niej, pochylam się na tyle, na ile pozwala mi ogromny brzuch i zdecydowanym, ale nie brutalnym ruchem podnoszę ją do pozycji siedzącej. - Słuchaj. - mówię zimno, podnosząc głos - Jeżeli masz zamiar się zachowywać jak trzyletnia dziewczynka, którą właśnie zabrano z krainy różowych jednorożców, to proszę bardzo, ale nie tutaj. Drzwi są tam. - wskazałam wyjście ruchem głowy - Jeśli się za chwilę nie uspokoisz, możesz wyjść i nie wracać. Jestem tu, żeby pomóc Tobie i drugiemu trybutowi, który najwyraźniej zaginął w akcji. Podkreślam - pomóc, nie użerać się. Po chwili wpatrywania się w dziewczynę wracam na kanapę i tym razem przybieram nieco sympatyczniejszy ton. - A tak w ogóle, jestem Chan. Przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałam, ale to była jedyna droga, żebyś się ogarnęła. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sro Lip 03, 2013 11:59 am | |
| Głośniki, rozmieszczone na terenie całego Ośrodka Szkoleniowego wydają z siebie ciche trzeszczenie, a po chwili rozlega się komunikat: - Wszyscy trybuci proszeni są o natychmiastowe udanie się do Centrum Odnowy, gdzie ich zadaniem będzie przygotować się do dorocznej Ceremonii Otwarcia Głodowych Igrzysk. Tym razem jednak, zasady ulegają lekkim zmianom. Ponieważ wychowując się w Kapitolu, mieli wystarczająco dużo czasu na poznanie kanonów tutejszej mody, do oficjalnej parady muszą przygotować się sami, korzystając z artykułów i ubrań przygotowanych wcześniej przez Organizatorów. Numery sal w Centrum Odnowy odpowiadają numerom apartamentów. W każdej sali stacjonuje dwóch stylistów, którzy w razie potrzeby pomogą w przygotowaniach i doradzą, ale całość stroju musi zostać zaprojektowana przez samego trybuta. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja! Zt dla wszystkich. Trybuci udają się do Centrum Odnowy, gdzie ich zadaniem jest opisanie zaprojektowanego przez siebie stroju. W razie problemów mogą zwracać się do stacjonujących tam stylistów, będą oni sterowani przez Mistrza Gry. Macie na to dokładnie 24 godziny rzeczywiste. Jutro w południe rozpocznie się Ceremonia Otwarcia. Za najlepszej jakości projekty, zostaną przyznane pierwsze punkty, które przydadzą się Wam na arenie. Mentorzy na chwilę obecną są wolni. Jeśli mentor nie zjawił się w apartamencie, nie zjawił się tam także fabularnie i z tego zostaną wyciągnięte konsekwencje - również fabularne.
|
| | | Wiek : 13 Zawód : Człowieczek łażący z reklama po targu i wnerwiający przechodniów
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sro Lip 03, 2013 1:44 pm | |
| Prawda jest taka, że Florianowi przez leżenie i użalanie się nad sobą powieki zaczęły ciążyć. Tak bardzo, że po jakimś czasie po prostu usnął. Nie spało mu się najlepiej, śnił mu się jakiś koszmar, który przerwała wrzawa w pokoju obok wywołana przybyciem mentorki. Przetarł zaspanie i zapłakane oczy i zebrał się z łóżka. Cicho podszedł i wysłuchał krzyków mentorki opierając się o framugę drzwi prowadzących z salonu do pokoju. Mentorka nawet go nie zauważyła. W końcu kobieta skończyła swój wykład skierowany do... Cornelii? Cordelii? Mniejsza z tym, do trybutki. - Em... Dzień dobry? - powiedział niepewnym głosem i już miał się przedstawiać, kiedy głośniki zaczęły trzeszczeć i po całym ośrodku rozniósł się komunikat. Jego treść zdziwiła go. Sami mają sobie przygotować ubrania? Florian wzruszył ramionami i powłócząc nogami z rezygnacja wyszeł z apartamentu. Bez słowa. poza tym stwierdził, ze jesli chodzi o stroje, to najwyżej od kogoś coś zgapi. Albo zaprojektuje jakiś zwykły garnitur czy coś. Nie chciało mu się iść tam, wymyślac tego wszystkiego... Nie chciało mu sie dosłownie nic.
//zt do gabinetu odnowy |
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Pią Lip 05, 2013 9:15 pm | |
| Gdy rozległ się komunikat „zapraszający” trybutów do udania się w stronę Centrum Odnowy odruchowo podrywam się z miejsca, jakbym zapomniała że w tym roku to nie mi w udziale przypadło bycie trybutką. Po chwili jednak siadam z powrotem, nie zamierzając towarzyszyć moim rozpieszczonym podopiecznym w dobieraniu stroju. W tym dawni mieszkańcy Kapitolu poradzą sobie sami, a ja w ich przedłużającej się obecności mogę jedynie stracić cierpliwość. Zamiast tego z nudów przechadzam się po apartamencie, zaglądając w każde odremontowane pomieszczenie. Biel tego miejsca powoli zaczyna mnie irytować, zważywszy na to, że na zewnątrz dominuje ten sam kolor, postanawiam więc skupić swoją uwagę na czymś innym. Z jednej z półek wyciągam opasłą książkę o historii Panem i mimo że wcześniej niekoniecznie mnie to interesowało, zaczynam z uwagą wczytywać się w opisy dawnych wydarzeń i biografie poprzednich prezydentów. Przekręcając kolejne pożółkłe kartki, w mojej głowie coraz jaśniej klarują się myśli, których być tam z pewnością nie powinno. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Pią Lip 05, 2013 11:17 pm | |
| //apartament na siódmym piętrze.
To nie była złość, właściwie… to już nic nie było. Sabriel widział wczoraj, wymienili kilka zdań, to wszystko. Było to neutralne, zaliczające się do tych zwykłych nie mających żadnego wpływu na jego życie spotkań. To absurdalne, ale tak naprawdę nie potrafił określić, co, jeśli w ogóle cokolwiek, czuł po poznaniu jednej ze swoich trybutek. Mimo wszystko wolał skupić się na drugim z pary, który pojawił się nieco później i jak się okazało – nietrzeźwy. Nie, to mało powiedziane, po prostu zaćpany, zarzygany oraz kładący się na własnych nogach. Finnick nie chciał tego komentować, nie miał nawet zamiaru się temu przyglądać, więc po prostu, co było naprawdę bezlitosne oraz niesamowicie chamskie, jak potem udało mu się wywnioskować, wyszedł. To było dla niego trudne? Zapewne, ale emocje tak go przydusiły, że jego nastroje zmieniały się równie często, co u kobiety w ciąży. Wczoraj jeszcze pragnął jej pomóc, obiecał sobie zrobić wszystko, nie bacząc na koszty. Zwykły impuls, bo wtedy, naprawdę, wierzył, że mu się uda. Ale po przekroczeniu pokoju apartamentu uderzyła go szara rzeczywistość. To na nic. Nie uda mu się. Ona i tak umrze. A nawet jeśli byłby w stanie narazić siebie, to nigdy… nigdy Annie. Musiał sobie postawić priorytety, wskazać hierarchię, którą miał się kierować, a Panna Cresta znajdowała się zdecydowanie na samym szczycie, ponad wszystkim i wszystkimi. Musiał to przed sobą przyznać, bo czym dłużej oszukiwałby się, że jest inaczej, tym bardziej i głębiej popadałby w obłęd. Ale w końcu sobie coś wyjaśnił, tylko przed sobą i dla siebie – kochał ją i nic się nie liczyło, ale nie wiedział, czy po raz kolejny byłby w stanie udźwignąć ciężar, jej ciężar. Nie wiedział… I też nie wiedział, czy chce, ale często musiał wybierać pomiędzy uciążliwym ale szczęśliwym życiem, a tym, którego resztki prześladowałyby jego niespokojny umysł do końca życia. Nie chciał być kolejną imitacją człowieka, wrakiem, chciał walczyć, w jakikolwiek sposób. Ale niestety, sięganie po whisky czy Burbon w takich momentach nigdy nie było uważane za nazbyt dojrzałe, zwłaszcza, kiedy mówi się o powrocie do normalności i niepoddawaniu się. Zapukał. Stał przed apartamentem kogoś, kto nie wiedział o nim na tyle duże, aby móc rozszyfrować jego babskie wahania nastroju. Miał nadzieję, że to dobre drzwi, że nie wstąpi do jakiegoś ponurego zakątka kolejnej z wyczerpanych życiem osób. Nie, ona była dobra. Dobra? To znaczy? Nieustępliwa? Twarda? Dziwne, posępne określenia. Dlaczego posępne? Bo nieprawdziwe. Każdego można złamać, każdy w końcu odpuszcza, wystarczy uderzyć w czuły punkt. A czy Igrzyska były jej czułym punktem, cholernie czułym…? Niby powinien mieć wyrzuty sumienia. Nie zakrzątaj głowy ciężarnej, jestem idiotą, samolubnym szmatławcem snującym się z kąta w kąt, jak bezdomny wygłodniały pies, który żeruje na słabszych. Wszedł, bez ostrzeżenia. Drzwi były otwarte. Chyba zrobił to dlatego, że przez swoje wewnętrzne i szybkie myśli zapomniał o tym, że pukał. Po cholerę? -Jeśli do tej pory nie zwariowałaś, szykuj się na otumaniającą dawkę szaleństwa – mruknął ponuro, gardłowym głosem, chyba specjalnie, bo widać, że był nieco podchmielony, ale tylko troszkę, jeszcze nie kręciło mu się w głowie… aż tak bardzo, prawda? – To niezdrowe… Nie dokończył, bo urwał, jakby coś niesamowitego wpadło mu do głowy, uśmiechnął się do niej wesolutko.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 12:03 am | |
| Przez chwilę przeszukuję torebkę w celu wydobycia z niej telefonu, a gdy w końcu mi się to udaje, wkładam słuchawki do uszu i nastawiam minimalną głośność, w razie mało prawdopodobnej ewentualności, że kogoś najdzie ochota na złożenie mi wizyty. Na moment zerkam w okno, ponownie przeklinając w myślach wciąż padający śnieg, po czym powracam do lektury. Właśnie z ciekawością wczytuję się w krótką biografię Malcolma Kestnera, panującego przed sześćdziesięcioma laty prezydenta zlinczowanego przez tłum Kapitolińczyków po ujawnieniu swych zamiarów dotyczących złagodzenia Igrzysk, gdy słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Odchylam się do tyłu przez oparcie niskiej kanapy i lekko uśmiecham na widok starego znajomego. Proszę, proszę... kogo to do mnie przywiało. Finnick Odair, żywa legenda Panem, jakiż to zaszczyt mnie kopnął. - Cześć Finnick! - nie podnosząc się z miejsca, radośnie witam się ze znajomym, wpatrując się w niego z mieszanką rozbawienia i lekkiego współczucia. Nietrudno dostrzec, że tego wieczoru nawiązał przyjacielskie relacje z butelką bądź nawet dwiema, ale jeśli mam być szczera, prawdopodobnie nie było innego sposobu na pogodzenie się z dzisiejszymi wydarzeniami. A już na pewno bez kilkudziesięciu procentów nie nastąpiłoby ono tak szybko. Nie mam zatem zamiaru nikogo potępiać, zwłaszcza że nawet sama przed sobą uczciwie przyznaję, że mam ogromną ochotę by napić się wina, postanowiłam tego nie robić wyłącznie ze względu na dzieci. - Nie, na szczęście jeszcze nie zwariowałam, ale podejrzewam że po spędzeniu dodatkowych kilku minut w gronie moich ukochanych trybutów byłabym temu bliska. - rozkładam się wygodniej na kanapie, jednocześnie gestem zachęcając nieoczekiwanego gościa do zajęcia miejsca na którymś z pobliskich siedzeń. Ktoś mógłby stwierdzić, że jestem niewychowana, pozwalając sobie na taką swobodę, jednak w tym momencie niewiele mnie to obchodzi. Finnick był jedną z niewielu osób przy których czułam się naprawdę wolna i nie musiałam udawać, że magicznym sposobem naszła mnie chęć na przestrzeganie jakichkolwiek reguł. - Wyobrażasz sobie dorosłą dziewczynę zachowującą się jak pięciolatka? Nie? Ja dzisiaj taką poznałam. Mówię Ci, jej inteligencja całkowicie odmieniła moje życie. - dodaję po chwili, kończąc swoją wypowiedź kwaśnym uśmiechem. Po chwili dochodzi do mnie, że najprawdopodobniej Finnick wcale nie przyszedł tu by rozmawiać o mnie. Dlatego szybko reflektuję się i postanawiam przenieść temat na jego osobę. - Wybacz, że Cię nie obsłużę, ale to najwyraźniej potrafisz zrobić sam. A propos, jak poszło u Ciebie? Zakładam, że dostałeś pod swe skrzydła wesołą gromadkę, skoro przychodzisz tu w tak zabawowym nastroju? - stwierdzam z beztroskim uśmiechem, chociaż w głębi serca naprawdę martwię się o to, jak sobie z tym wszystkim radzi. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 10:48 am | |
| Tak, zaraz okaże się, że jedyny Finnick zachowuje się jak nadzwyczaj zakochany i wrażliwy nastolatek ze złamanym serduszkiem i jako jedynie jeszcze nie wziął się w garść. Tak, chyba tak, bo wszyscy, nawet jeśli źle to przyjęli, jakoś dal sobie radę, wyrwali się z Ośrodka Szkoleniowego, poszli gdzieś i po prostu… przestali myśleć o Igrzyskach. Po co zaprzątać sobie głowę czymś, co tylko i wyłącznie potrafi wbić w kiepski dół i jeszcze utrudnia jakiekolwiek wygrzebanie się z niego? Pokrętna logika a la Finnick Odair, który w jednym momencie ma ochotę zeskoczyć z dachu (o tak, zapewne dawno już by to zrobił, w takim niesamowicie apetycznym obniżeniu instynktu samozachowawczego, ale cóż, po uświadomieniu sobie, że istnieje pole siłowe – raczej był zmuszony zrezygnować z tych jakże szalonych i pięknych planów), a w drugim rwało go wręcz aby wywlec się z tego przeklętego Kapitolskiego miejsca, wyjechać do Czwórki i mieć głęboko w poważaniu, co będzie się działo dalej. Ale rozum podpowiadał mu, że to chyba źle, że nie powinien nigdzie iść, za względu na Annie, ze względu na Reiven, ze względu na całą resztę… chociażby taką Channy, którą znał, ona znała jego i może liczyła, ba… na pewno nie, ale może miała go za człowieka, który w pewnym stopniu wie, jak sobie z tym poradzić, ze względu na siebie i… Sabriel. Sabriel, która chciała przeżyć. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby po prostu podeszła, przyznała, że ma dosyć i zaproponowała jakiś uroczy kolor nagrobka albo rodzaj kwiatów do wiązanki. Nie, ona chciała żyć, nie była typową Kapitolinką, rozpieszczoną, zadufaną w sobie, nie była głupia, a świadoma tego, co ją czeka. To chyba było gorsze od Crane’a, ćpającego, pijącego Crane’a. Niech go diabli wezmą. Kiedyś Odair powiedziałby „Na nic się nie przyda”, ale teraz po prostu „chuj z nim, niech sobie radzi”. Finnick usiadł we wskazanym miejscu, ale niestety, jakoś nie naszła go chęć, aby wstać i zrobić sobie herbatę lub kawę. Ba. Napiłby się wody, ale kran znajdował się tak daleko, daleko, daleko… -To nic złego – szaleć. Ale trzeba umieć zaprowadzić nad tym kontrolę. – tak, iście filozoficzne podejście do sprawy. Tak to jest, jak ma się procenty zamiast mózgu – Trafili ci się Snow i Crane? Pytanie retoryczne, bo znał prawdę. Młody niewinny Crane, tak, budził jego współczucie, ale to uczucie było przysłonięte przez chęć zemsty, chęć rewanżu na Kapitolczykach, na tych prawdziwych, nie dzieciach, które mieszkały w Kapitolu i po prostu egzystowały. Nie chciał taki być, próbował to stłumić, ale kiedy przypominał sobie o Cordelii, czuł swego rodzaju niesmak. Nie złość, ale po prostu irytację, irytację ich podstawą, dumą, którą próbowali się reprezentować. -Crane Ćpun i dziewczyna, która chce przeżyć. Ta druga stawia mnie w kłopotliwej sytuacji, bo za cholerę nie potrafię jej pomóc w dodatku… sprawia, że chciałbym, ale nie potrafię. Może po prostu sobie wmawiam, ale powiedz, jakie szanse ma piętnastoletnia dziewczyna, które jedyne co posiada, to silną wolę przetrwania? - przez chwilę poczuł się nad wyraz samolubny, opowiadając o sobie, dlatego spojrzał na nią z leciutkim, nie figlarnym, nie zawadiackim, po prostu uśmiechem - A jak ty sobie radzisz...? Z ciążą i nie odpowiadaj, jeśli jesteś zmęczona tymi pytaniami, ale rozumiesz, wszyscy się martwią, nie wiem, ja się martwię - zmarszczył brwi. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 12:00 pm | |
| - Jakżeby inaczej. - stwierdzam z teatralnym westchnieniem. - Królewicz i królewna dawnego Kapitolu, założę się że w tym momencie przymierzają najbardziej idiotyczne, przeładowane stroje jakie kiedykolwiek widziałam na oczy. W końcu po żadnym z nich nie spodziewałabym się umiaru, skoro po kilku tygodniach dostali do ręki swoje ukochane zabawki zapewne nie będą się mogli zdecydować na jedną z nich. Wiem, że nie powinnam tak mówić o swoich trybutach, ale ciężko nie zwariować chociażby już na nich patrząc, co dopiero z nimi rozmawiając. - przewracam oczami z wyraźną irytacją. Crane Ćpun i dziewczyna, która chce przeżyć... Wszyscy chcą przeżyć, pytanie tylko w jakim stopniu potrafią zawalczyć o swoje przetrwanie. Czy jak Florian zapewne zemdleją pod Rogiem i bez żadnego oporu pozwolą się zabić, czy niczym zaledwie kilka jednostek z tegorocznych igrzysk wykażą się tą iskierką życia mogącą ich doprowadzić do szczęśliwego finału. - To widzę, że obojgu nam się poszczęściło. Ty dostałeś ćpuna, ja rozpieszczonego, mdlejącego na każdym kroku smarkacza, który od razu zaczął się mazać. Wesoła rodzinka, ciekawe czy będą razem w sojuszu. Jeśli tak... Nie wróżę im wielkiego powodzenia. Co do Snowówny... niezależnie od tego, co sądzę o jej irytujących zachowaniach, wbrew pozorom ma potencjał. Jest strasznie zawzięta na punkcie spełniania przez innych jej zachcianek, ale w tym przypadku to nawet zaleta - jeśli będzie czegoś potrzebować, zrobi wszystko żeby to osiągnąć. Ale że najprawdopodobniej będzie jedną z pierwszych osób przeznaczonych na odstrzał, nie mamy o czym mówić. - stwierdzam pozornie beztrosko, jakby nawet nieco mnie bawiła ta sytuacja, jednak zaciskam wargi w wąską linię. Mimo że potrafiła człowieka po pięciu sekundach doprowadzić do szewskiej pasji, nie życzyłam jej śmierci. Nie życzyłam jej żadnemu z tegorocznych trybutów, ale nie miałam żadnej możliwości, by zatrzymać tą morderczą machinę która wystartowała w dniu ślubu Reiven. - A wracając do Twojej trybutki... nie lekceważ jej możliwości. Wola przetrwania w rzeczywistości jest największym skarbem jaki ta dziewczyna może mieć. Zamiast z góry założyć swoją porażkę, będzie próbowała zwyciężyć. Rzecz jasna ma równie niewielkie szanse na wygraną co reszta, ale nie ma żadnego powodu, dla którego miałoby się nie udać. Nie musi umieć walczyć, jeśli tylko naprawdę się zaweźmie będzie w stanie się uratować nawet dzięki głupiej garści piachu sypniętej przeciwnikowi w oczy. Byłabym dobrej myśli. - uśmiecham się krzepiąco do Finnicka, po czym podnoszę się z miejsca i nalewam wody do dwóch szklanek. Gdy podaję jedną z nich Finnickowi i z powrotem wracam na kanapę, w udawanej złości przewracam oczami i odpowiadam na ostatnie pytanie znajomego. - Nie masz o co, wszystko jest w jak najlepszym porządku, a skoro udało mi się przetrwać całą wojnę bez szwanku dla siebie i ciąży, nic więcej nie może się przytrafić. Już nie mogę się doczekać, nie wiem jak wytrzymam najbliższe dwa tygodnie, chociaż w sumie powinnam korzystać z ostatnich chwil, kiedy mam dostęp do dzieci. - odpowiadam z uśmiechem - Bo znając życie, od razu po porodzie zostaną otoczone wianuszkiem osób urządzających sobie prywatne igrzyska o to, kto jako pierwszy ma się nimi zająć. Ostatnie słowa oczywiście wypowiadam z pewną dozą ironii, jednak mam nadzieję, że nawet mimo podsłuchu prawdopodobnie założonego w pomieszczeniu udało mi się zachować twarz wiernej rebeliantki. Bo gdyby Coin dowiedziała się, co tak naprawdę myślę o jej rządach, zapewne nie pozwoliłaby mi dożyć nawet do narodzin dzieci... |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 1:14 pm | |
| Królewicz i królewna dawnego Kapitolu. Popaprane. Finnick nie chciał o tym myśleć, o poprzednim życiu wypranym z wszelkich przyjemności oraz nadziei, bo teraz, gdy stawał w obliczu przeszłości, zdawał sobie sprawę, że był po prostu naiwny i głupi, ciągle ufając Snowowi. Dawno powinien był odejść, wyjechać, zabrać Annie daleko stąd i mieć głowę pozbawioną tego rodzaju problemów, co ten. Nie chciał tak żyć, ale rząd go zmuszał, przycisnął do ściany rozkazując… właśnie, jaki to miało sens, w jakim celu to robili? Mieli zaspokajać zachcianki Rebeliantów, dostarczać im rozrywki w postaci umierających, walczących o życie dzieci. Jaki to ma sens? Żadnego. Wyjechałby, po prostu by wyjechał, uciekł, dałby sobie radę. Nie miałby problemu z ukryciem się w jednym z dystryktów, ale po raz kolejny władza trzymała w garści to, co było dla niego najważniejsze. Ta sama sytuacja, co sprzed lat, a uważają się za lepszych, za tych, którzy mają zaprowadzić nowy porządek. -Gówno prawda – rzucił nagle, ni stąd ni zowąd, zerknął na Channy nieco zaskoczony ostrością swojego głosu oraz złością, którą był przesycony. Jednak szybko odwrócił wzrok, udając puste zainteresowanie niewidzialnym punktem znajdującym się na przeciwległej ścianie – Ty sobie jakoś radzisz, a masz większe problemy. Czasami odnoszę po prostu wrażenie, że jestem z góry skazany na porażkę, to… zajebiście egoistyczne, przychodzę do kobiety w ciąży, która ma własne rozterki i narzucam jej na ramiona swoje. Z wdzięcznością odebrał od niej wodę i znowu odważył się na nią spojrzeć. Nie czuł się winny temu, że nieświadomie pragnął zemsty, ale… mimo wszystko wiedział, że to złe, bo część niego czuła pewną satysfakcję. To chore, ale nie potrafił tego odrzucić, a nie zamierzał tępić czegoś, co należy do niego i siedzi głęboko we wnętrzu. To tak jak powoli zabijać samego siebie, wyniszczać od środka. A już był w gorszych stanie, niż powinien i zdawał sobie z tego sprawę, że powoli się rozklejał. Nad Sabriel. Ale dlaczego? Przez ten głupi szalik? Przez to, że zaryzykowała nawet życiem próbując mu pomóc? To nie dawało mu spokoju, ciągle szukał źródła jego niewyobrażalnej chęci pomocy, szukał punktu zaczepienia, żeby mógł przed samym sobą powiedzieć jasno i wyraźnie „dlatego”. Ale nie mógł, nawet jeśli chciał, Kent była zagadką, była dziewczyną, która chciała ŻYĆ. Sama to powiedziała, wyraźnie dała mu do zrozumienia, że musi wygrać. Miał wtedy ochotę ją wyśmiać, ale milczał. Nie jest jedyna, ale fakt, z jakim zaangażowaniem do tego podchodzi, dawał mu do myślenia. A jeśli… jeśli jej się uda? -To jest o wiele cięższe, gdyby po prostu… była kolejnym przegranym. Teraz z kolei nie potrafię jej pomóc, dać gwarancji, że wygra i kiedy obiecałbym, że zrobię wszystko, aby do tego doszło, czuję się jak oszusta, bo daję jej nadzieję, a to ponure oszustwo, zaraza, która… nie daje spokoju. Nie warto marzyć, trzeba po prostu z góry być zwycięzcą, a ona… - zaśmiał się nagle i wziął głęboki łyk wody – To żałosne, ale ją znam, poznałem.. i to po prostu sentyment, chcę, aby żyła, ale przez to nie potrafię dać jej żadnej dobre rady i… powinienem ci się zwierzać, to znaczy… nie powinienem. Zaczniesz się niepotrzebnie denerwować, a zresztą – urwał na moment i podniósł naczynie z wodą nieco do góry – Za nasze dzieci, a szczególnie Twoje, aby urodziły się silne, zdrowe, pełne wigoru i miały na tyle rozumu w głowie, że gdy dorosną, wyniosą się stąd w jakieś normalniejsze miejsce.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 1:46 pm | |
| - Słuchaj. - tłumaczę wolno Finnickowi, wpatrując się w niego uważnie. - Możesz tu przychodzić, ilekroć zechcesz, jasne? I nawet nie myśl o sobie w tych kategoriach - żadne z nas nie jest skazane na porażkę. Życie nie jest różowe i w niektóre rzeczy nawet nie warto się angażować, ale jeśli do czegoś naprawdę dążysz, to to otrzymasz. I szczerze mówiąc, aktualnie nie czuję się wybitnie pokrzywdzona przez los, a to na pewno nie jest najlepsza perspektywa dla mojego zdrowia psychicznego, jeszcze nie daj boże zostanę optymistką! A tak szczerze, jedyną egoistką z naszej dwójki jestem ja, jedyną przyczyną dla której sobie radzę jest myśl, że inni prawdopodobnie mają jeszcze gorzej. Sentymenty... pojęcie, które do zeszłego roku było mi obce, ale od ostatnich Igrzysk uderza we mnie blisko codziennie. Może właśnie dlatego przestałam je uważać za taki idiotyzm? Zresztą, jeśli sentymenty mogą komuś dać chociaż namiastkę szczęścia, chyba nie mogą być niczym złym. - Bez nadziei nie wygra na pewno. A przynajmniej w chwili śmierci będzie mogła powiedzieć, że byłeś dla niej prawdziwym przyjacielem, który wierzył kiedy inni zdążyli zwątpić. I nawet jeśli umrze moim zdaniem powinieneś być dumny z samego tego faktu. Po jego następnych słowach odruchowo marszczę brwi. Matko, znowu się zaczyna. Jesteś ciężarna, nie możesz się denerwować, blah blah blah. Coin jakoś o tym nie myślała, kiedy ustanawiała mnie mentorką, a wszyscy inni przeżywają to niczym mrówka okres. Kiedy to się skończy... - Mów. - niemalże rozkazuję, rzucając mu groźne spojrzenie. - Zacznę się naprawdę denerwować, jak nie wyrzucisz z siebie wszystkiego, co Ci leży na sercu. Na jego dziwny, bo bezalkoholowy toast początkowo reaguję radością, jednak po chwili dociera do mnie sens jego ostatnich słów. Próbuję obrócić wszystko w żart, starając się jakoś odkręcić sytuację mogącą się dla niego skończyć niebezpiecznie. - Za nasze dzieci. Jeśli pod „normalne” rozumiesz jakiś odbudowany dystrykt, w pełni się z Tobą zgadzam. Trochę tęsknię za Trójką, mimo że w porównaniu do Kapitolu wydaje się niemalże wsią. - mówię radośnie, jakbym była jedynie pustą idiotką zachwyconą obecnymi rządami, jednak po chwili chwytam kartkę papieru i piszę na niej krótkie ostrzeżenie. Apartament może być na podsłuchu, uważaj na słowa. - rzucam Finnickowi zatroskane spojrzenie i podaję mu notkę. - A co u Annie? Jak ona to przyjęła? - dodaję szybko, by chwilowa cisza nie wydała się nikomu podejrzana. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 2:08 pm | |
| Szklanka wyślizguje się z ręki Chantelle, spada na kanapę, a pozostała jeszcze w środku woda, zalewa leżący obok niej telefon komórkowy. W urządzeniu następuje zwarcie i choć po gruntownej naprawie nadawałoby się jeszcze do użytku, to wszystkie zapisane w nim dane zostają utracone.Chantelle traci tym samym wszystkie numery telefonów, jakie były zapisane na karcie pamięci. Aby móc wysyłać wiadomości bądź dzwonić do innych postaci, musi na nowo zdobyć ich namiary - oczywiście, fabularnie. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Doradca ds. technologii Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 2:17 pm | |
| Przepraszam Kama za wbijanie się przed Ciebie, ale być może będzie zt więc nie ma sensu żebyś pisała dwa posty :D
- KURWA! - stwierdzam poetycko, kiedy szklanka wyślizguje mi się z dłoni i natychmiast przystępuję do reanimowania swojego telefonu. Po kilku nieudanych próbach uruchomienia go i rozłożeniu aparatu dochodzę jednak do wniosku, że samo wysuszenie w tym wypadku nie wystarczy. Świat jest piękny, zgubiłam prawie wszystkie numery. Niech to szlag. - Finnick, masz jakieś plany na dzisiejsze popołudnie? Najwyraźniej muszę się zaopatrzyć w nowy telefon, a niespecjalnie mam ochotę iść do salonu sama. Po drodze moglibyśmy dokończyć naszą rozmowę, co Ty na to? - uśmiecham się do chłopaka, uznając że jednak uszkodzenie telefonu nie okazuje się taką tragedią, skoro mam pretekst do tego, by się stąd zmyć i móc wreszcie porozmawiać całkowicie szczerze.
//prawdopodobnie wycieczka do jakiegoś salonu z komórkami. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Sob Lip 06, 2013 9:07 pm | |
| Przyjaźń. Miał ochotę się zaśmiać. Nie wyobrażał sobie tego, nawet nie chciał dopuścić myśli o tym, że mogłoby pojawić się coś więcej, coś takiego właśnie jak przyjaźń. Chyba sam był zbyt samolubny, ale nie potrafił się do tego przyznać, wiedział tylko, że to byłoby dla niego za wiele. Zapewne cały swój strach tłumaczył tym, że i tak przegra, że nie uda jej się dotrwać do końca, w rzeczywistości po prostu nie chciał się przywiązywać, po raz kolejny wierzyć i się zawieść. To nader egoistyczne, nawet jak dla niego. Nie będzie przyjaźni. Po co? Po cholerę miałby być miły i niesamowicie dobry, po co dać jej choć odrobinę szczęścia w te ostatnie dni, skoro on sam potem będzie musiał zderzyć się z rzeczywistością. Nie da jej nadziei, bo zanim zrobiłby to, sam musiałby uwierzyć, a kiedy uwierzy, po raz kolejny się zawiedzie… Więc po prostu lepiej się odciąć, tak, lepiej. Ale tym razem już nie potrafił, bo sprawy zaszły za daleko i chyba uczucia także. -Już się lepiej nie denerwuj – uśmiechnął się aż zbyt elegancko, bo… nie chciał być miły, a może nieco uszczypliwy, jakby kolejny raz podkreślając, że jest kobietą w ciąży, w rozumieniu niektórych kobietą z obciążeniem. Po chwili zrozumiał, tą częścią umysłu, która wciąż kontaktowała ze światem rzeczywistym ujrzał aluzję, a jego przypuszczenia potwierdziła kartka. Od razu ją zgniótł i wsadził do kieszeni, tak, aby ktoś przypadkiem jej potem nie wygrzebał. Nieważne, zachowywał się tak, jak chciał, nie… źle, tak, po prostu tak, jakby niewiele rzeczy go obchodziło, ale chyba czas spoważnieć, na ten moment. -Tak, właśnie to miałem na myśli –potwierdził obojętnie i miał już wspomnieć o Annie, kiedy Channy wypadła szklanka z dłoni. Automatycznie wstał i znalazłby się tuż przy niej, gdyby nie zaklęła głośno i nie dała jasno do zrozumienia, że chyba prócz zepsutego telefonu nie ma innych zmartwień. I chyba pozostało mu wiernie za nią podążać, co zresztą przyjął z niemałą ulgą, bo miał największą ochotę wyrwać się z tego więzienia i wyjść na świeże powietrze.
//uciekamy gdzieś hen daleko stąd, za góry i za las, gdzie stoi sklep z telefonami i innymi superaśnymi gadżetami. adios. |
| | | Wiek : 12 Zawód : przegrzebywacz brudów, stalker, detektyw, piromanka Przy sobie : gaz pieprzowy, zapalniczka
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze Wto Lip 23, 2013 1:22 pm | |
| | Apartament na drugim piętrze. Gdziekolwiek był Florian, mało obchodziło to Hope. Obrabowała jego łazienkę tak samo bezwzględnie, jak pozostałem cztery. „Worek” robił się coraz cięższy, ale hala była już niedaleko. Po przepakowaniu wszystkiego do prześcieradła w ostatniej łazience, Hope poprawił rozczochrane włosy w lustrze. Szósta łazienka została okradziona. Szybki powrót na sale i… akcja! Przy wyjściu dostrzegła sukienkę, która wisiała na szafie. Cordelia nosiła ją na paradzie. Nawet bez dziewczyny robiła duże wrażenie. Flickerman niedbale ściągnęła ją na ziemię. Za ciężka.To, że akurat ta sukienka była za ciężka nic nie znaczyło. Trudno, nie weźmie jej. Otworzyła szafę i wybrała kilka rzeczy, które na pewno się spalą. A materiał może się przydać. Wrzuciła wszystko do wypakowanego po brzegi prześcieradła i pociągnęła za sobą w stronę schodów. Chyba zostawiała po sobie trochę bałaganu, ale kto by się tym przejmował… Leżąca na ziemi bluzki, sukienki, spodnie. Wypełnione po brzegi orek materiałami łatwo palnymi uderzało raz po raz o każdy kolejny stopień. Dziewczynka zbliżała się do hali. |
| | |
| Temat: Re: Apartament na pierwszym piętrze | |
| |
| | | | Apartament na pierwszym piętrze | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|