IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Colton Profice

 

 Colton Profice

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Colton Profice
Colton Profice
https://panem.forumpl.net/t3375-colton-profice
https://panem.forumpl.net/t3377-colton#53590
https://panem.forumpl.net/t3376-colton-profice#53589
Wiek : 26
Zawód : Pilot poduszkowców
Znaki szczególne : tatuaże i paskudna blizna na plecach 2/10

Colton Profice Empty
PisanieTemat: Colton Profice   Colton Profice EmptyNie Cze 14, 2015 11:38 pm


Colton Profice
ft. Rafael Lazzini
data i miejsce urodzenia
27 lipca 2257, dystrykt 6
miejsce zamieszkania
Dzielnica Wolnych Obywateli
zatrudnienie
pilot poduszkowca
Rodzina

Otto Profice – Prawie dobry ojciec. Prawie wychował dwóch synów. Prawie mechanik idealny. Prawie mąż. Kochał naprawdę. Zależy kogo.
Geneviève Profice – Typowa, zahartowana przez życie kobieta z szóstki. Mimo oschłego usposobienia była mocno związana ze swoim mężem oraz synami. Zmarła krótko po urodzeniu drugiego syna.
Brian Profice – Najmłodszy w rodzinie, wychowany praktycznie przez Coltona, równie kochany co irytujący, zginął w czasie 68. Głodowych Igrzysk w wieku lat 13


Historia


A story:

Rodzina to słowo, które już dawno wykreśliłem ze swojego słownika. Owszem, każdy jakąś ma, inaczej nie byłoby go na świecie. Rodzina, która, jakby nie patrzeć, jest rzeczą ma tendencję do tego, co wszystkie inne rzeczy, a mianowicie do psucia się.
Oczywiście nigdy nie wiadomo, kiedy owo zepsucie nadejdzie. Życie widocznie cholernie lubi nas zaskakiwać. Do pierwszego pęknięcia nikt o tym nie myśli. Później już tylko zlęknieni rozglądamy się dookoła, chroniąc niedobitki naszych bliskich i oczekując kolejnego ciosu od losu.
Tymi ogólnikami zdołałem już z grubsza opowiedzieć historię mojego życia. Nie jest to jednak dobra opowieść, nie taka, która interesuje czytelnika. Domeną dobrej opowieści są bohaterowie, ich imiona, zwyczaje i zażyłości. Czytelnik musi przywiązać się do takiej postaci, żeby potem silnie odczuć jej stratę. Wtedy to jest dobra powieść. Tak przynajmniej mówił mój dowódca Lennox, gdy grzaliśmy się nocą przy ognisku czekając na instrukcje. Facet był widocznie zakręcony na punkcie literatury, a nawet pisał wiersze. Naprawdę nie wiem jak osiągnął tak wysoki stopień.
Ale mniejsza, to przez niego stwierdziłem, że chcę przejść przez ten syf od nowa, rozdrapać źle zagojone rany w celu uleczenia. Jakbym kurwa wierzył w jakiekolwiek możliwe uzdrowienie. Jednak nie będę się wycofywał z raz powziętego zadania. Lennox w swoim pseudonaukowym bełkocie przytoczył słowa jakiegoś gościa, które zapadły mi w pamięć. "Jeśli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się". I tego się trzymam.
Tak więc wszystkie postaci są równie prawdziwie, co tragiczne, lepiej się do nich nie przywiązywać. Do mnie zresztą też nie.

A man fires a rifle for many years

Moja historia zaczyna się w niezbyt kolorowym, a na pewno brudnym dystrykcie szóstym. To kolebka transportu całego Panem. Naprawdę całkiem fajne miejsce dla małych chłopców. Moi rodzice to szczęściarze. Dziewczynki nie miały tu szczególnie udanego życia. Albo asymilowały się jakoś i interesowały mechaniką, albo wiodły życie pełne obrzydzenia dla otoczenia. Więc mały, ale zdrowy Colton był prawdziwym błogosławieństwem dla Geneviève i Otto Profice. Stanowiliśmy więc wspaniałą, typową rodzinę z szóstki. Ojciec od zawsze był mechanikiem, tak jak jego rodziciel, który oddał życie w pierwszej rebelii, początkującej Igrzyska. Widocznie bunt przeciwko systemowi został mi przekazany genetycznie. W każdym razie te pierwsze skojarzenia z Ottem to dotyk jego szorstkich, spracowanych dłoni, które zawsze wydzielały specyficzną woń mydlin, oleju i potu. Był ze mnie dumny, bo szybko nauczyłem się siadać i chodzić, a jeszcze szybciej polubiłem małe samochodziki oraz poduszkowce, które przynosił z pracy. Najostrzejszym, a co ważniejsze dobrym wspomnieniem, jakie z nim mam to wypad na ryby. Zabrał mnie nad jezioro, gdzie zawsze wędkował w niedzielę ze swoimi kumplami. Miałem zaledwie pięć lat, ale pamiętam ten kwietniowy dzień jakby to było wczoraj. Jezioro było bezkresną, nieruchomą taflą, która odbijała szare, poranne niebo, zza którego przebijało się słońce. Stojąc w gumowych kaloszach niepierwszego użytku z wędką domowej roboty w ręku oraz otoczony przez palących, przeklinających i śmiejących się mężczyzn byłem przekonany, że przechodzę swoisty rytuał dorastania, że staję się mężczyzną. Teraz gorzko śmieję się z siebie, że chciałem tak szybko dorosnąć, bo jako ta mała glizda nie zdawałem sobie sprawy, że życie wkrótce zabierze mi dzieciństwo.
Moja matka za to była typową kobietą zasymilowaną. Taką udało mi się ją zapamiętać przez sześć lat życia. Momentami zachowywała się bardziej jak ojciec niż matka. Była nauczycielką, więc pewnie rzesze dzieciaków przede mną zdążyły już ją trochę zahartować. Nigdy niczego nie udało mi się od niej wymusić płaczem, bardzo ubolewam nad tym faktem. Swoje blond włosy spinała gładko z tyłu, przez co cały czas wyglądała surowo, zwłaszcza, że rzadko się uśmiechała. Jako dzieciak musiałem przywyknąć, że nie przybiera tego wyrazu twarzy, bo mnie kara, ale taką ma mimikę. Naprawdę kochałem tę kobietę. Na ten prosty, dziecinny, nieprzekłamany sposób. Pamiętam czas, kiedy była w ciąży i byłem śmiertelnie przerażony, że puchnie jej brzuch. Podobno zabrałem kiedyś śrubokręt z torby z narzędziami ojca i zaproponowałem mamie przebicie brzucha. Ze śmiechem wytłumaczyła mi, że tam mieszka mój brat. Byłem szczerze zaszokowany, ale zaniechałem prób ratunku. Dziś wiem, że Brian nie był planowanym dzieckiem. Posiadanie więcej niż jednego dziecka w dystrykcie wiązało się z trudem prowadzenia godnego życia, ale także bardzo długim okresem trzęsienia się nad losem czeladzi w czasie dożynek. Nie był to jednak powód, aby kochali mojego brata mniej czy bardziej niż mnie. Mieliśmy być szczęśliwą, typową rodziną, ale w modelu dwa plus dwa. Cholernie dużo bym oddał, żeby tak się stało.

and he goes to war

Kochałem matkę nadal, gdy umarła zostawiając mnie, Otto i Briana samych. Chociaż kiedy lekarz poinformował nas o komplikacjach, a potem o zgonie wykazałem się całkiem niezłą znajomością przekleństw, które zasłyszałem od ojca i jego kolegów. Miałem jednak tylko sześć lat i to, że mama odeszła z aniołkami do lepszego miejsca za cholerę do mnie nie przemawiało. Chciałem jej z powrotem w domu, razem z zaciętym wyrazem twarzy i nawet razami, które wymierzała mi pasem, gdy na kolację przybiegałem cały umazany błotem albo smarem. Rzeczywistość, która mnie otaczała nagle zmieniła się nie poznania, zachwiało się dosłownie wszystko. Po powrocie do domu z małym, wrzeszczącym zawiniątkiem i załamanym ojcem nadal czuć było jej obecność. Długi czas przesiadywałem w ciasnym przedpokoju, moimi rosnącymi nogami dosięgając prawie drzwi i czekając, a raczej oszukując się, że matka wróci. Nie byłem w tym czasie zbytnio pomocy, ale nikt raczej tego ode mnie nie oczekiwał. Sąsiadki, znudzone monotonią życia prostych gospodyń, rzuciły się ojcu na pomoc. Podczas, gdy on pracował na nasze utrzymanie, one zajmowały się berbeciem oraz pilnowały, żebym chodził do szkoły i jadł.
Wróciłem ze świata melancholii do świata żywych w okolicy moich siódmych urodzin. Zatroskanych sąsiadek było coraz mniej, znudził je altruizm, więc po lekcjach coraz częściej zostawałem z berbeciem sam na sam. Nie mogłem już beztrosko biegać po ulicach z innymi chłopakami, chociaż i tak ostatnio robiłem to o wiele rzadziej. Siedziałem więc, bujałem kołyskę i prowadziłem rozmowy z nierozumiejącym niczego bratem. Dużo opowiadałem mu o mamie. Zresztą z jego winy, bo wyglądał jak ona. Im starszy był tym bardziej ją przypominał. Blond włosy opadały na duże, zielone oczy, które wydawały się zajmować całą jego twarz. Myślę, że już wtedy zdołałem się z nim zaprzyjaźnić, zdobyć jego zaufanie. Zaufanie, które doszczętnie zawiodłem.
Z roku na rok było gorzej. Młody przypominał matkę, a także zaczął chodzić i mówić, zmuszać do interakcji. Ojciec nie mógł tego wytrzymać. Spotkała go najgorsza rzecz na świecie - śmierć za życia. Katem była jego własna miłość do kobiety, której już nie mógł kochać. Więc widok Briana był dla niego za każdym razem jak cios prosto w serce. Mało kto potrafi żyć z takimi jątrzącymi się ranami, a on i tak długo się trzymał. Otto zaczął pić, gdy miałem jakieś jedenaście lat i oczami, dokładnie w tym samym kolorze, co jego, umiałem dostrzec pewne rzeczy. Widziałem jak tacie nie zależy na którymkolwiek synu, co bolało najbardziej, jak przepija kolejne wypłaty, jak Brian wpatruje się we mnie z nadzieją, że wyczaruję mu skądś kawałek chleba. Ale ja nie byłem pierdolonym magikiem tylko zaledwie zaczynającym dojrzewać dzieciakiem, któremu nawet nie zaczął rosnąć zarost. Nie miałem jednak zbytniego wyboru, sam też nie chciałem umrzeć z głodu. Początkowo udawało mi się wyżebrać trochę od sąsiadów, ale szybko zaniechali tego procederu, bo nie potrzebowali kolejnej gęby do wyżywienia. Zacząłem więc sprzedawać niepotrzebne w domu przedmioty, głównie ubrania mamy. Robiłem to z bólem, nie chciałem się rozstawać z rzeczami, które po upływie pięć lat nadal pachniały nią. Nie miałem jednak wyboru, bo oczy berbecia cały czas skierowane były na mnie. Już wtedy byłem dla niego większym autorytetem niż nasz nachlany ojciec. Doprawdy doceniam fakt, że będąc tak nalanym dawał radę wytrzeźwieć do rana i pójść do pracy. Przynajmniej na początku. Kiedy skończyły się rzeczy, które mogłem opchnąć na czarno zacząłem łowić ryby. Ojciec już dawno nie pojawił się na niedzielnym wędkowaniu, więc mogłem zabrać wędkę. Wstawałem skoro świt i jechałem na rowerze nad wodę modląc się po drodze, żeby ryby brały. Spocony, zmoczony, niewyspany i cuchnący rybami pojawiałem się na lekcjach. Często dostawałem za to po łapach, ale musiałem wykarmić mojego małego braciszka. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu to jestem pełen podziwu, że nikt mnie wtedy nie podkablował strażnikom. Jednak już wtedy byłem świadom, że to nie jest plan na dłuższą metę. Pewnego dnia wyczują od ojca alkohol i wyleją go z pracy. Słyszałem, że zaczął się zadłużyć za flaszkę. Postanowiłem rzucić naukę jak tylko skończę dwanaście lat, tak jak zresztą wielu chłopaków w szóstce. Nie pozwoliły mi na to jednak nauczycielki. Znały one moją mamę, wiedziały, że liczyło się dla niej wykształcenie. Jakimś cudem udało im się załatwić darmową naukę dla mnie w Szkole Średniej, pomagały mi przy Brianie. Ten okres mogę nazwać naprawdę sprzyjającym w moim życiu. Chociaż byłem zmuszony do wzięcia kilku astragali to moje imię nie zostało wypowiedziane na żadnych dożynkach. Myślałem, że los się do mnie uśmiecha, a on tylko się ze mnie śmiał, bo nie wiedziałem, co przygotowuje.

And afterward he turns the rifle in at the armory, and he believes he's finished with the rifle.

Po skończeniu edukacji udało mi się znaleźć pracę, jako pomocnik mechanika przy produkcji poduszkowców. Mogłem pracować dłużej, bo nie martwiłem się, że Brian siedzi sam z tym uchlejtusem, ojcem od siedmiu, kurwa, boleści, ponieważ w końcu poszedł do szkoły. Zresztą często pomagała nam Rylee, córka jednej z nauczycielek, dawnych znajomych mojej mamy. Znała cały ten syf i mimo to nie odwróciła się. Byłem jej za to wdzięczny. Na tyle, że zostałem jej chłopakiem.
Chce mi się śmiać, gdy o tym myślę. Udawałem, że potrafię bawić się w życie. Przez krótki okres czasu zdawało mi się, że mogę coś osiągnąć, przerwać tę linię nieszczęść. Przy Rylee wszystko wydawało się prostsze, łatwiejsze do zniesienia. Uspokajał mnie dotyk jej miękkich blond włosów między palcami, delikatne krzywizny ciała pod moimi dłońmi, kojący szept w moim uchu. Oczywiście to też musiałem spierdolić, ją też musiałem zawieść i skrzywdzić.
To ruszyło lawinowo. Była późna wiosna, w pracy był zastój, chwilowo poduszkowców było wystarczająco dużo. Wszyscy cierpieli z powodu jakiegoś kryzysu, który bez uprzedzenia zawitał do szóstki. Nie mogłem już wziąć astragalu, byłem za stary. Nie to co Brian. Chłopak miał w tym roku świętować dopiero trzynaste urodziny. Bez szwanku przeszedł swoje pierwsze dożynki, podczas których moje serce prawie stanęło. W tym roku miał mieć dopiero dwie kartki, przekonywał mnie, że trzecia wiele nie zmieni. Może nawet nie zdążą jej wydrukować na czas i dołączyć do puli. Zgodziłem się, podjąłem najgorszą decyzję w moim życiu, pozwoliłem by pierdolony głód doszedł do głosu. Przecież tak wiele razy byłem już głodny, nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
Te dożynki pamiętam jak zasnute mgłą. Słyszę dźwięki, ale nie rozumiem, co przekazują, widzę sylwetki, ale nie wiem czy chcą mi pomóc czy obezwładnić. Spotkanie z Brianem na chwilę przed jego odjazdem pamiętam za to doskonale. Obraz jego przerażenia wżarł mi się w mózg, nigdy się go nie pozbędę. Do dziś ten widok nawiedza mnie w koszmarach, razem z duszącym wspomnieniem jego dłoni zaciskających się na moich przedramionach i szeptem, bym nie pozwolił im go zabrać. Miał tylko trzynaście lat, całe, kurwa, życie przed sobą.
Nie widziałem jego śmierci, nigdy się nie przemogę by to zobaczyć. Usłyszałem jedynie głos prowadzącego oznajmiający, że dzielny chłopaczek z szóstki na pewno nie wygra już 68. Głodowych Igrzysk. Kolejną rzeczą, jaką usłyszałem to rzężący, zapity głos mojego ojca, który chwilowo doświadczył światłości umysłu w alkoholowym. Oliwa zawsze sprawiedliwa, zabił smark matkę to i sam długo nie pożył. Pierwszy cios wymierzyłem na odlew, niemal automatycznie. Umiałem się bić, w szóstce takie rzeczy są całkiem potrzebne. To jednak nie była walka, a ubój. Bardzo żałuję, że nie zdołałem gnoja zatłuc na śmierć. Sąsiedzi usłyszeli nasze krzyki i poinformowali o tym strażników pokoju. Gdy wywlekali mnie z mieszkania ojciec był mocno potłuczony, zapewne połamałem mu parę kości, wybiłem kilka zębów, ale sukinsyn nadal był przytomny. Widocznie pędzony na lewo bimber miał właściwości znieczulające. Matka by się ciebie wstydziła. To ostatnie słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem do tego człowieka. Nigdy więcej nie widziałem go na oczy.

But no matter what else he might do with his hands

Następny rok minął mi w otępieniu. Rylee odeszła, bo nie panowałem nad sobą. Mój mózg zamknął te wspomnienia w jakiejś szufladce, odciął się od nich, jakby bardzo się ich wstydził, więc nawet gdybym bardzo chciał nie umiem ich dokładnie przytoczyć. Wiem, że padły słowa, na które nigdy sobie nie zasłużyła. To ja byłem zepsuty. Doszedłem do wniosku, że miłość zniszczyłaby mnie jeszcze bardziej, zrobiłaby ze mnie takiego potwora jak ojciec. Zrezygnowałem z tego uczucia dla dobra siebie i reszty otoczenia. No może nie całkiem. Moją kochanką stał się poduszkowiec. Zrobiłem licencję pilota, bo władze ogłosiły nabór na darmowe szkolenie. Pilot, który w razie potrzeby zajmie się stroną techniczną widocznie był pożądany. Oderwanie się od podłoża było oderwaniem się od problemów. Kontrolowałem wszystko własnymi rękoma, nikt nie miał na mnie wpływu i to mi się podobało.
Nadal jednak pielęgnowałem nienawiść do Kapitolu za odebranie mi brata. Takich rzeczy się nie zapomina. Nie zrobiła na mnie wrażenia barwna stolica, w której przyjąłem z honorami licencję pilota wojskowego. Wyrobiłem sobie dobrą opinię, a przynajmniej takie sprawiałem wrażenie dopóki, dopóty nie trafiłem na strażnika Lennoxa. Tak, tego samego skurczysyna, przez którego uzewnętrzniam się jak jakaś panienka. Na początku nasza relacja polegała na przysłowiu „kto się czubi ten się lubi” z naciskiem na czubienie się. Dogryzaliśmy sobie prawie na każdym kroku do momentu, gdy on spytał się prześmiewczo o tatuaż na moim przedramieniu. Krótko po odebraniu licencji wytatuowałem na przedramieniu datę narodzin i śmierci Briana. Wyżej, na ramieniu, po całej szerokości feniksa odradzającego się z popiołów. To miał być symbol tego, że nie dałem się zniszczyć miłość do Rylee i do brata, że mimo wszystko przetrwałem. Lennox ze swoim cholernym humanistycznym zamysłem musiał dobrze rozszyfrować mój gorzki ton, bo któregoś wolnego dnia zdzielił mnie prętem w tył głowy. Gdy odzyskałem przytomność siedziałem w jakiejś stęchniętej dziurze pytany, czy będę wstanie opowiedzieć się po odpowiedniej stronie, kiedy przyjdzie na to czas.
To było rok przed wybuchem powstania. Z czystej nienawiści dołączyłem do ruchu oporu, który kształtował się wśród podstawionych strażników w dystrykcie szóstym. Trzeba było cholernie uważać na tych rzeczywiście wiernych Kapitolowi, ale udało nam się wyjść bez szwanku do pierwszych akcji dywersyjnych. Nie zabijałem ludzi, bynajmniej nie na początku. Mimo tego całego gniewu nie umiałem się zmusić do odbierania życia innym, nie czułem się odpowiednim człowiekiem do sądzenia, kto powinien umrzeć, a kto nie. Robiłem to, co umiałem najlepiej – pilotowałem poduszkowce. Do momentu, gdy podłożono nam świnię. Któryś z rządowych piesków podłożył bombę. Nie zdążyliśmy nawet oderwać się od ziemi. Rozerwało praktycznie cały środek maszyny, łącznie z moim fotelem. Dosłownie, od siły wybuchu sfajczyło się oparcie mojego fotela. Nie spodziewałem się tego, kto by się kurwa spodziewał?, więc jak miałem w zwyczaju prawie leżałem na swoim miejscu. Podpalił się tył mojego kombinezonu, parząc mi plecy. Człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie takiego bólu. Przeżyłem dwa ogromne, rozpierdalające złamania serca, ale ból psychiczny to zupełnie inny wymiar niż ból fizyczny. Byłem pewny, że umrę. Zaczął się nawet zastanawiać jak to jest po śmierci. A potem straciłem przytomność.
Przez dłuższy czas nie byłem w stanie pilotować. Nie miałem żadnego urazu do latania, ale gojenie się trwało całkiem długo. Nawet na ukradzionych środkach z Kapitolu. Ruszyłem więc do walki wręcz, zacząłem zabijać ludzi zupełnie bezwiednie. Widziałem wroga, strzelałem, biegłem dalej. Byłem dobrze naoliwioną maszyną, pionkiem. Nie przeszkadzało mi to za bardzo. Broniłem chłopaków, towarzyszy broni, którzy też utracili coś przez ten popierdolony system. To było słuszne. Ząb za ząb. Oko za oko.

love a woman, build a house;

W czasie ostatnich podrygów Kapitolu znów wróciłem do kierowania poduszkowcem. Liczyłem, że przejęcie rządów przez Coin zapewni na jakiś czas upragnioną stabilizację. Za zasługi w walce oraz odniesione rany wojenne przyznano mi mieszkanie w Dzielnicy Wolnych Obywateli, całkiem niezłe cztery ściany jak dla kogoś, kto wychował się w ubogich warunkach szóstki. Zrezygnowałem ze służby, nie chciałem już więcej mieszać się w walki o władzę. Wolałem przyglądać się z wygodnej kanapy cywila na przejęcie urzędu prezydenta przez Adlera. Było mi zdecydowanie przyjemniej i wygodniej. Nie porzuciłem jednak latania, a urlop kiedyś się skończy, wojsko przypomni sobie, że potrzebuje jakiegoś barana, żeby podrzucił pionki na planszę
Aktualnie zajmuję się wszystkim, czym zajmują się żołnierze po wojnie – zapominaniem. Nie chcę budzić się co noc z koszmaru, w którym rozstrzeliwałem swojego brata, obok innej kobiety, którą wcześniej związałem i wypieprzyłem. Nie umiem być delikatny, ta część mnie umarła razem z moim bratem i odejściem Rylee. Nie potrzebuję miłości, przecież to tylko cholerny zapalnik do samozniszczenia, prawda? Prawda?

his hands remember the rifle.

Wpierdolę Lennoxowi, jak niby spisanie wszystkiego miało mi pomóc? Dostanie w mordę jak tylko znów stanie z flaszką w moich drzwiach.

We are still in the desert.


Charakter


Charakter Coltona jest jak kształt gruszki. Spróbuj zdefiniować kszatłt gruszki.


Ciekawostki


~Jest wyuczonym mechanikiem poduszkowców, ale także samochodów;
~Po rebelii kupił sobie motocykl;
~Oprócz tatuaży na prawej ręce ma nad lewą piersią wytatułowane słowo 'brotherhood';
~Prawą połowę pleców pokrywają blizny po oparzeniu;
~Od wybuchu poduszkowca panicznie boi się ognia;
~Lubi wędkować.


Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Colton Profice Empty
PisanieTemat: Re: Colton Profice   Colton Profice EmptyPon Cze 15, 2015 10:13 am

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz motocykl, gram morfaliny i kurs pilotażu samolotów i poduszkowców. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.

Uwagi:Czytanie takich smutnych kart w poniedziałkowe poranki to masochizm. Ale szybko wsiąknęłam w historię, zaczęłam współczuć Coltonowi, a później go rozumieć, więc to chyba właśnie tak powinno działać. Enyłej, wszystko jest na swoim miejscu, fabularne szczegóły się zgadzają, nie mam się naprawdę do czego przyczepić. Uciekaj do fabuły i baw się dobrze!


Powrót do góry Go down
 

Colton Profice

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Colton Profice
» Colton

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-