IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Zefir van Dort

 

 Zefir van Dort

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Zefir van Dort
Zefir van Dort
https://panem.forumpl.net/t3368-zefir-van-dort
https://panem.forumpl.net/t3379-i-don-t-wanna-your-kisses
https://panem.forumpl.net/t3378-zefir-van-dort
https://panem.forumpl.net/t3399-zefir#53927
https://panem.forumpl.net/t3398-zefir-van-dort#53926
Wiek : 27
Zawód : Personal shopper
Przy sobie : paczka prezerwatyw, karty do gry
Obrażenia : ni ma

Zefir van Dort Empty
PisanieTemat: Zefir van Dort   Zefir van Dort EmptyPią Cze 12, 2015 4:32 pm


Zefir van Dort
ft. Kit Harington
data i miejsce urodzenia
11 stycznia 2256 - Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Wolnych Obywateli
zatrudnienie
Personal shopper
Rodzina

Ophelia van Dort - przykład modelowej mamy. Piękna kobieta łącząca pracę zawodową z opieką nad dzieckiem. Energiczna, zdecydowana, surowa, ale wobec synka zawsze traciła swoją zasadniczość - wychowywała go raczej bezstresowo. Zefir był jej oczkiem w głowie i ta mała paskuda doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Drżące usteczka wygięte w podkówkę oraz oczka pełne łez wystarczyły, by dostał od matki wszystko, czego zechciał. Matka załatwiła mu przyjęcie na uczelnię, profesjonalną sesję zdjęciową, pierwszą pracę w charakterze modela... Z biegiem lat stosunki między nimi nie ulegały zmianie - Ophelia widziała w swoim synku nowe bóstwo i nie zwracała uwagi na najbardziej niepokojące sygnały płynące z otoczenia. Ignorowała i usprawiedliwiała każdy jego wybryk, od wybicia szyby w samochodzie sąsiada przez zabijanie gołębi w miejskim parku po uliczne bójki. Matka darzyła chłopca miłością bezgraniczną, natomiast on - nie szanował jej zupełnie, a po rebelii obojętnie patrzył, jak Strażnicy zaciągają wyrywającą się kobietę do świata zza murem.

Raegan van Dort - głowa rodziny, kochający mąż i ojciec, zawodowo - kreator image'u najwyżej postawionych członków rządu, w tym samego prezydenta Snowa. Mężczyzna swego synka uważał za największy cud, ze względu na trudności z jego poczęciem i skomplikowany poród żony. Raegan w domu bywał rzadko i nie interesował się Zefirem, dopóki ten nie wyrósł z niemowlęctwa. Później starał się wybudować więź z synem, grając z nim w piłkę, bawiąc się w zapasy i pozwalając bezkarnie grzmocić się po twarzy, wspólnie oglądając Igrzyska i... czytając bajki na dobranoc.
Dawno, dawno temu, żyła sobie księżniczka, którą porwał zły i okrutny smok...
Czy ją potem zjadł? Zjadł ją, prawda tato?
Nie, to przecież bajka. One zawsze kończą się dobrze.
To nędza, nie bajka, tato.

Gdy Zefir wszedł w okres dojrzewania, relacje między nimi stały się burzliwe. Mlody van Dort był zbyt nieokiełznany, nie darzył go respektem i zamiast wypełnić świętą wolę rodzica, podążył własną drogą. Nie żałował w ogóle jego śmierci, a podczas publicznej egzekucji stał w pierwszym rzędzie, mrużąc oczy i uśmiechając się radośnie. Wówczas zamknął za sobą wrota przeszłości oraz pożegnał jedyną osobę, która mogła mu zagrozić.

Historia


Polały się łzy me czyste, rzęsiste
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie


Urodziłem się jako pierworodny i jedyny syn państwa van Dortów, przekonany, iż ten fakt czyni mnie kimś wielkim i wyjątkowym. Nasza rodzina była znana, ceniona w Kapitolu, gdzie przecież trendy zmieniały się błyskawicznie, a my pomimo tego wciąż utrzymywaliśmy się na szczycie. Van Dortowie mieli wszystko - pieniądze i prestiż - a ja miałem szczęście, że mogłem tytułować się ich nazwiskiem. Dzieciństwo było pasmem niekończącej się zabawy - rodzice spełniali każdą moją zachciankę, rozpuszczając i psując swego ukochanego synka. Wykorzystywałem ich słabostki, żądałem absolutnej uwagi, także skutecznie absorbowałem ich czas. Tak naprawdę to ja rządziłem w domu i potrafiłem podporządkować sobie rodziców. Płaczem, wrzaskami albo po prostu proszącym spojrzeniem spod długich rzęs. Byłem nieznośnym dzieckiem, wychowanym na kapitoliński wzór kapryśnego megalomana. Kochałem beztroskie życie w stolicy, przepych i bogactwo, uwielbiałem też Igrzyska i krew płynącą strumieniami. Która od czasu, gdy skończyłem siedem lat regularnie pojawiała się na moich dłoniach młodocianego sadysty, katującego bezbronne zwierzątka. Co oprócz zabawy w Głodowe Igrzyska stanowiło dla mnie najlepszą rozrywkę. Mogłem godzinami siedzieć przed telewizorem oraz oglądać archiwalne nagrania z Areny, by pote m naśladować Zawodowców i ich wzorem przetrącać karki bezpańskich zwierząt.


moją młodość górną i bzdurną


Moje życie dalej pędziło szaleńczo do przodu. Pomiędzy imprezami oficjalnymi a nieoficjalnymi znajdowałem czas jedynie na zabawę - i tak mijały najlepsze lata mojego życia, wykorzystane i wyjałowione do cna. Rzadko pojawiałem się w murach szkoły, częściej niż na lekcjach widywano mnie na pokazach mody i w klubach. Rozbijałem się po mieście motocyklem, miałem gdzieś wszystkie zasady i ograniczenia - byłem Zefirem van Dortem, a to czyniło mnie równym Bogu. Albo kimś więcej, w końcu wyrwałem się ze szponów śmierci, oszukując Najwyższego i wystawiając w jego kierunku środkowy palec. Rokowania lekarzy nie były dobre, ale wylizałem się i mimo traumy, nie przestałem szarżować na motocyklu i brałem udział w kolejnych, nie do końca legalnych wyścigach, uparcie prowokując Los. Który wymierzył mi policzek, kiedy okazało się, że groziło mi powtarzanie ostatniej klasy szkoły średniej. Przejąłem się tym, zwłaszcza, że nawet bajońska suma zaproponowana przez moich rodziców nie wystarczyła, aby załatwić mi świadectwo ukończenia nauki. W przerażenie wprawił mnie fakt, że miałbym podzielić los jakichś tępych tłuków - byłem przecież szalenie inteligentny, tylko leniwy. Zacząłem więc pojawiać się na zajęciach, pisać testy klasyfikacyjne i zaliczeniowe, nie rezygnując jednak z nocnego życia. Często przychodziłem do szkoły spóźniony, z bólem głowy i nieobecnym wzrokiem, jadąc na prochach. Oczywiście zdałem wszystkie przedmioty, co uczciłem po swojemu, z grupką wzdychających do mnie dziewcząt. Których nigdy mi nie brakowało, a po sesji w Outflow, wprost nie mogłem się od nich opędzić. Moja twarz trafiła na okładkę dzięki matce, piastującej tam posadę fotografa - następnie posypały się kontrakty od projektantów, a ja znalazłem się pod skrzydłami MEIN. Podjąłem również studia na wydziale aktorskim, które rzuciłem po trzech semestrach i znowu byłem wolny. W pracy grymasiłem jak księżniczka, a niezmiernie bawiło mnie strojenie fochów i strofowanie stylistów. Byłem na szczycie, obchodzili się ze mną jak z jajkiem, przymykając oko na moje napady złego humoru. Wówczas odbyłem pierwszą podróż poza Kapitol. Wraz z mym mentorem pojechaliśmy do Ósemki - w poszukiwaniu inspiracji. On jej nie znalazł i po sześciu tygodniach był już zwykłym śmieciem z rynsztoka, ale mnie oświeciło i znalazłem swój sposób na życie.

Na mój wiek męski, wiek klęski?
Polały się łzy me czyste, rzęsiste


Po raz pierwszy widziałem nędzę, biedę, głód i ubóstwo. Łza kręci się w oku, ale miałem zupełnie inne plany niż pomoc potrzebującym, obserwując wychudzone dzieci pracujące w fabrykach tekstyliów. Myśl pojawiła się nagle, najpierw nieuchwytna, lecz stopniowo nabierała realnych kształtów.
Handel żywym towarem.
Miałem możliwości i pomysł - wcielenie go w życie wcale nie okazało się trudne. Byłem niezłym aktorem, potrafiłem zdobyć sympatię jak również zaufanie ludzi. Działałem powoli, pojawiając się w dystryktach całkowicie anonimowo i przeprowadzając swoistego rodzaju research. W każdym miałem swoich ludzi - dwóch, trzech goryli, opłacanych z pieniędzy rodziców (kurek nigdy nie został zakręcony), którzy dla garści zielonych zrobiliby dosłownie wszystko. Sprzedawali mi informację i na nich często spadała odpowiedzialność za transport, sam nie mogłem brudzić sobie rączek. Znali mnie jako Mango - po łacinie oznacza to po prostu handlarza niewolnikami, ale ta ciemnota raczej nie zdawała sobie z tego sprawy. W dystryktach pojawiałem się nieregularnie, zawsze skutecznie się maskując. Nosiłem peruki, eksperymentowałem z zarostem, udawałem niepełnosprawnego - nigdy nie zdradziłem swojej tożsamości wspólnikom. Również w Kapitolu działałem przez pośredników i tylko mój ojciec wiedział, czym się zajmuję. Interesy odrobinę nas zbliżyły, lecz i tak odczuwałem wobec niego silną niechęć. Po dwóch latach biznes osiągnął całkiem pokaźny sukces. Gdy startowałem, zajmowałem się przede wszystkim kobietami, które potem trafiały do kapitolińskich burdeli lub do prywatnych nabywców. Później zwiększyłem zakres usług - włączyłem do oferty dzieci oraz mężczyzn. Skusić dystryktową hołotę było nawet za łatwo. W Szóstce i Ósemce królowała legenda o Dobrym Kapitolińskim Panie, który pewnego dnia zbawi ludność od nędzy i zabierze ich do krainy mlekiem i miodem płynącej - zatem gdy witałem w skromne progi ich domostw, bili czołem o ziemię i błagali mnie na kolanach, abym wywiózł ich do stolicy. Na co łaskawie się godziłem, wybierając najbardziej obiecujące osoby, które czekał los niemych niewolników bądź własności publicznych. Dzieci kupowałem najczęściej w Piątce, Jedenastce i Dwunastce, gdzie mieli ich tyle, że rodzina zwyczajnie nie doliczyłaby się braku dwóch czy trzech sztuk. Czasami były porywane - ze środowisk patologicznych, co sprawiało pozory ucieczki. Dzieci traktowałem względnie po ludzku - trafiały one przede wszystkim do domów bezdzietnych kapitolińskich par, rzadko służyły jako dawcy narządów. Mogłem zaspokajać nareszcie swoje sadystyczne skłonności - czułem władzę, ściskając w dłoniach ciało, z którego umykało życie. Pierwsze morderstwo w furii, całkiem przypadkowe, kiedy jeden z jeńców spróbował ucieczki było jak pierwszy raz. Nie przedwczesny wytrysk brudzący spermą brzuch niewinnego dziewczątka i pół pokoju, ale szczyt w gorącym wnętrzu dojrzałej kobiety.
Władza. Ekstaza. Nirwana.
Nastroje w Panem stawały się niespokojne, lecz nie zaprzestałem swej działalności, okazjonalnie pojawiałem się też na wybiegach i pokazach mody, kursując między Kapitolem a dystryktami. Gdy wybuchła rebelia znajdowałem się w Siódemce. Nie byłem głupi i przyłączyłem się do buntowników. Nie pytano o nic, liczył się każdy żołnierz, nawet tak wydelikacony jak ja. Zostałem łącznikiem i jakimś cudem nie odstrzelili mi dupy. Po raz kolejny naplułem Losowi prosto w twarz, kiedy niczym Imperator zdobywałem miasto mego dzieciństwa. Byłem ustawiony już do końca życia - pokaźny majątek po rodzicach, własne dochody mnożące się na lokacie, udział w walkach po stronie Coin gwarantował mi status Wolnego Obywatela. Pracuję tylko dorywczo i z rozkoszą wróciłem do swojej hulaszczej egzystencji, zaś kolejny przewrót w postaci rządów Tibalta Adlera nie zmienił moich poglądów. Tęsknię za Snowem, za dawnym ładem, za prawdziwą rozrywką, za trybutami - zabaweczkami na życzenie, za okrucieństwem i śmiercią transmitowaną na żywo. Kiedyś wystarczyło mi oglądanie bestialstwa - dziś chciałbym je współtworzyć.

Charakter

Jestem sarkastycznym, kozaczącym skurwysynem.

Ciekawostki

- Moje pierwsze słowo brzmiało giń i wypowiedziałem je trzykrotnie, oglądając finałowy pojedynek trybutów w jednej z edycji Igrzysk.
- Buty! Jedna z moich największych miłostek i uzależnień. Jestem w stanie przepuścić fortunę na obuwie, a mój zbiór liczy około 300 par. Od eleganckich mokasynów po sportowe trampki - nie toleruję jedynie sandałów.
- Gustuję w starszych kobietach, a partnerki zmieniam jak rękawiczki.
- Za młodu często biłem się na pięści, jestem dobry w walce wręcz.
- Jestem uzależniony od adrenaliny, mocnych wrażeń i szybkiej jazdy. Uwielbiam dźwięk podkręconego silnika i zapach spalonej gumy.
- Umiem grać na fortepianie, aczkolwiek rzadko siadam przy instrumencie. #leń
- Często się spóźniam i robię to ze złośliwą uciechą.
- Jestem okropnym niepotrafem. Ani żarówki nie zmienię, ani bezpieczników nie naprawię. Jestem odrobinę upośledzony w kwestiach typowo życiowych.

Powrót do góry Go down
the civilian
Zefir van Dort
Zefir van Dort
https://panem.forumpl.net/t3368-zefir-van-dort
https://panem.forumpl.net/t3379-i-don-t-wanna-your-kisses
https://panem.forumpl.net/t3378-zefir-van-dort
https://panem.forumpl.net/t3399-zefir#53927
https://panem.forumpl.net/t3398-zefir-van-dort#53926
Wiek : 27
Zawód : Personal shopper
Przy sobie : paczka prezerwatyw, karty do gry
Obrażenia : ni ma

Zefir van Dort Empty
PisanieTemat: Re: Zefir van Dort   Zefir van Dort EmptyNie Cze 14, 2015 11:10 am

Done! :tęcza:
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Zefir van Dort Empty
PisanieTemat: Re: Zefir van Dort   Zefir van Dort EmptyNie Cze 14, 2015 5:23 pm

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz opakowanie prezerwatyw (3 szt.), motocykl i karty do gry. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.

Uwagi: Merytorycznie wszytko gra! Naprawiłem kod, poprawiłem drobne literówki. Uważaj na powtarzający się ciągle spójnik i. Strasznie cieszę się, że ktoś w końcu skorzystał tak prężnie z modowych realiów Kapitolu. Gif z reklamy Jimmy Choo idealnie pasuje do Zefira. <3 Akcept.


Powrót do góry Go down
Sponsored content

Zefir van Dort Empty
PisanieTemat: Re: Zefir van Dort   Zefir van Dort Empty

Powrót do góry Go down
 

Zefir van Dort

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Zefir van Dort

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-