|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Gabinet Pon Lut 09, 2015 12:56 am | |
| First topic message reminder :Jedno z wielu miejsc, w których Strażnicy głównie wykonują swoją biurową prące... czyli przerzucanie papierków, pisanie raportów oraz rozpatrywanie nagłych zgłoszeń. Czy mogłoby być tutaj przyjemniej? |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Wto Lip 07, 2015 10:05 am | |
| Całowała go powoli, wręcz ostrożnie, z narastającą czułością, w której powoli się odnajdywała; gdzieś z tyłu czaiła się żądza, którą w sobie tłumiła, nie chcąc zepsuć tej chwili, tego, co właśnie działo się między nimi. Napięcie, które ogarnęło ją, gdy wspomniał o pocałunku, znikło gdzieś całkowicie, rozmyło się. Był tylko on, sprawiający wrażenie kogoś, kto zatraca się w pieszczocie, wybijając z jej głowy wszelkie myśli, związane z codziennością. Ocknij się, Catrice. Zacisnęła palce na białym materiale munduru, jednocześnie obejmując go nogami w pasie. Przyciągając do siebie i z jakąś dziwną radością poddając się temu, co robił. Kąsając go łagodnie w dolną wargę, dosyć mocno i zaborczo. Czy to wszystko działo się naprawdę? Do czego prowadziły te słodkie igraszki, wywołujące w pannie Tudor mieszane uczucia? Z jednej strony pragnienie, silna potrzeba odsunięcia się, ochłonięcia, przejścia nad tym incydentem do porządku dziennego, powrót do normalności. Z drugiej zaś… On. On i pragnienie tego, żeby spróbować być przez chwilę razem, blisko. Wręcz prozaicznie; jakim prawem ta chęć blokowała wszystkie jej instynkty? Przecież mogła go odepchnąć, mogła podnieść głos, mogła się bronić. Mogła jednym krzykiem ściągnąć tu hordę Strażników Pokoju… Ale po co? By przekonali się, iż – wbrew powszechnej opinii, jaka krążyła o małej morderczyni – posiada ona uczucia? Resztki ludzkości w tym perfekcyjnie wytrenowanym umyśle? Pragnienie poczucia, że żyje? Był zbyt dobry w tej grze, która między nimi trwała. Rozbudzając zmysły, sprawiając, że chciała więcej. Chciała przekonać się, czy jej podświadomość ma rację, szepcząc jej cicho, że byłby tego wart. Byłby wart tego poddania się i wszystkiego, co mogło zdarzyć się potem. Nadal co rusz łączyli swoje usta w pocałunkach, nieustająco delikatnych i słodkich, pobudzających wyobraźnię Cat, podsuwających jej myśl o tym, by zerwać z niego mundur, posiąść go… Zbyt kusząca wizja dla kogoś, kto nigdy nie odczuwał jakiejś specjalnej rozkoszy z seksu, przekładając nadeń satysfakcję płynącą z mordowania ludzi. - Może za moment…? – mruknęła, gdy drażnił jej szyję delikatnymi muśnięciami. Jej palce znowu zanurzyły się w jego włosach, przeczesując je, zsuwając się na kark, zadrapując go delikatnie, wręcz subtelnie. Pierwszy raz w życiu naprawdę miała ochotę na bliskość drugiego człowieka, miała ochotę na seks z nim, miała ochotę na wszystko, co mógłby wymyślić. Na każdy rodzaj zbliżenia, który wskazałby Valerius Ian Angelini, zgodziłaby się bez wahania. Bez myśli o konsekwencjach, jakie mogłyby nastąpić po takim czynie w tym konkretnym miejscu. Ocknij się! Zapomniałaś, gdzie jesteś? Przecież to byłoby równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku. Uwiedzenie Strażnika Pokoju w czasie służby, czyn równie kuszący jak morderstwo, równie niebezpieczny i poważny w skutkach. Każde z nich miałoby po tym poważne kłopoty, jednak zabawne pytanie brzmiało: Które z nich miałoby przesrane najbardziej? Kiedy pocałunek stracił na intensywności, nie musiała domyślać się powodu. Oboje mieli świadomość tego, co może się dziać, jeśli to wszystko zajdzie za daleko. - Nie mogę. Posłała mu spokojne, nieco ironiczne spojrzenie. Gadka szmatka, ot co; widziała po nim, że papiery są ostatnią rzeczą, jaką chce robić. Zapewne wolałby zająć się nią, na tej szafce, na podłodze, gdziekolwiek. Zastanawiało ją, jak bardzo drażni go hamowanie się i przywdziewanie na twarz maski Pana Poważnego Strażnika Pokoju. Ostatni pocałunek, łagodny i słodki, po którym padła jakże fascynująca propozycja powrotu do pracy… O tak, w tej chwili miała ochotę trzepnąć Valeriusa w tę śliczną buźkę. Pozwoliła mu, żeby się odsunął, po czym zeskoczyła z szafki, lądując miękko na ziemi, niemalże bezszelestnie. Jak zawsze, praktycznie perfekcyjnie, co niezmiernie ją bawiło. - Dobrze, wróćmy do pracy. Co mam robić? – zapytała ze spokojem, wymijając go. Tylko po to, by znienacka obrócić się i z cichym westchnieniem przytulić się do jego pleców. - To nie jest tak, że nie możesz. Możesz. I chcesz. To widać. – jej dłonie spoczywały na jego biodrach, głaszcząc je delikatnie. –Ale nie chcesz robić tego w miejscu, w którym grożą nam konsekwencje. Oparła czoło o biały materiał munduru, przeklinając w tej chwili cały świat. - Nie tutaj, Angelini. – powiedziała cicho, sugestywnie, by w następnej chwili odsunąć się i zacząć przeglądać papiery, którymi mieli się zająć. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Nie Lip 12, 2015 9:34 pm | |
| Zastygłem w bezruchu, gdy mała Tudor objęła mnie i gdy mówiła TE rzeczy, z którymi nie mogłem się zgodzić. Kurwa, nie mogłem. To takie... przejrzyste, zgodne z tym, co wyznawałem od tylu lat, co wpoiła mi matka, w co sam, bez jej udziału nawet, wierzyłem i do czego dążyłem. Kariera! Liczyła się kariera. Żadne romansiki, panienki, uczucia, które jedynie tworzyły całe szeregi problemów! Liczyła się kariera, więc nie mogłem się z nią pieprzyć, wymieniać pocałunkami czy choćby się przyjaźnić. Tak miało być lepiej, a skoro tak miało być lepiej, to... Nie mogłem i nie chciałem...? Czemu było mi to tak ciężko przyznać przed sobą? Czemu nie potrafiłem o niej pomyśleć jako o czym niechcianym? Bo mnie interesowała. Cała. Od stóp do głów. Zewnętrznie i wewnętrznie. Z przeszłości i teraźniejsza... Może nawet przyszła, bo jak widziała własną przyszłość? Co planowała? Miała kogoś po drugiej stronie muru, do kogo chciała wrócić? Bezsensowne pytania, na które NIE MOGŁEM i NIE CHCIAŁEM znać odpowiedzi. Dokładnie, otóż to... Tak miała brzmieć odpowiedź. – Nie mogę i nie chcę – wyrzuciłem z siebie formalnym tonem, czekając sztywno aż w końcu mnie puści. Bo ja, Valerius Angelini, nie miałem SERCA, by złapać jej dłonie i je oderwać od siebie, by jawnie ją odrzucić, niszcząc wszelkie nadzieje... których właściwie nie powinno być. Westchnąłem ciężko, zaciskając wargi. Cholera... Tak to się kończą wszelkie słabostki. – Wszędzie grożą nam konsekwencje – zauważyłem. Usprawiedliwiłem się! Serio? – Masz ten jebany nadajnik pod skórą... Poza tym to Kapitol. Tu wszelkie brudy wychodzą na światło dzienne – dodałem. Nie miałem śmiałości na nią spojrzeć. Coś mi mówiło, że podziwianie jej urody i jej zachowań, miało mi jedynie dowalić więcej ciężaru. Dokładnie tak... Ciężaru w rezygnacji z jakiejkolwiek relacji. – Może lepiej będzie, jak pomożesz komuś innemu – szepnąłem, podsuwając sobie krzesło i siadając na nim. Musiałem zająć się pracą. Koniecznie. Natychmiast. Wiele mnie kosztowało wyrzucenie z siebie tych kilku słów. Ta mała mącicielka... Awrrr... Była chyba ostatnią osobą w getcie, wobec której powinienem mieć jakiekolwiek słabości. Nie każdy zasługiwał na to miejsce, zaś ona... Już tak? Bo ktoś kiedyś kazał jej zrobić to czy tamto? Tak jak teraz mi...? Usprawiedliwiałem ją, gdy była mordercą. I podziwiałem... Ten zgrabny zeskok z szafki... W innej sytuacji, mogłoby być to coś pięknego, teraz... liczyły się dla mnie obowiązki i ich należyte wykonywanie. W przyszłości, jeśli Los pozwoli, może zajmę miejsce samej Annesley. – Nie chcę całe życie być szeregowym rzucanym w najbardziej gówniane akcje – dodałem, jakby to miało... wyjaśnić sprawę? Zmniejszyć jej ewentualną wściekłość? Poprawić nam humory? – Muszę się pilnować... Uważać. Unikać... tego – machnąłem ręką, odwracając głowę i napotykając jej wzrok. Unikać TEGO. Byłem kretynem. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Pon Lip 13, 2015 9:41 am | |
| Od zarania dziejów na świecie toczyła się walka pomiędzy życiem a śmiercią. Jedni byli jej ofiarami, idącymi ku kresowi swoich dni z odwagą bądź ze strachem malującym się na pobladłych obliczach. Ginęli śmiercią naturalną, ze starości, ginęli w wypadkach, jakie niemalże codziennie miały miejsce. Inni zaś byli jej dawcami, zabijając – umyślnie lub nie, co najczęściej kończyło się jakąś odsiadką. Jednak w tym gronie zabójców istniało wąskie grono osób, które określano zupełnie innymi mianami. Posłańcy śmierci, jej kapłani, jej wyznawcy. Grono, do którego należała dziewiętnastoletnia panna Tudor, postępująca wedle wpojonych jej zasad i pilnująca, by jej zachowania nie wybiegły poza ramy kanonu, ustalonego przez Snowa. - Nie mogę i nie chcę. Instynkt podpowiadał jej, że Valerius kłamał, z całych sił pragnąć zachować na twarzy maskę wzorowego Strażnika Pokoju, który żyje pracą, oddycha pracą, żywi się tylko, kiedy konieczne, i zażywa jak najmniej snu, by… Znowu żyć pracą. Najwidoczniej nigdy wcześniej nie miał okazji zrzucić z siebie jarzma obowiązku i przez chwilę być wolnym, robić to, na co ma ochotę. Pójść nad rzekę, nakarmić kaczki, wyskoczyć ze znajomymi na kręgle, przespać się z dziewczyną. To właśnie ich różniło – ona, wykonując swoją pracę, miała zapewnioną pełną swobodę – w końcu przed rebelią posiadała własne mieszkanie, do którego czasami wpadała sama głowa państwa, w towarzystwie jednej ze swoich pięknych wnuczek i sztabu doradców. Cat mogła wtedy odgrywać rolę małej pani domu, serwując wykwintne potrawy; gdy zaś Snow i panna Cordelia opuszczali apartament, Tudor z zaangażowaniem przystępowała do mieszania drinków, zazwyczaj zaprawionych wyciągiem z łykołaków. Ludzie umierali na jej oczach, a ona sama z rozbawieniem obserwowała, jak na twarzach ocalałych doradców pana prezydenta maluje się to niesamowicie wesołe przerażenie. - Wszędzie grożą nam konsekwencje – powtórzyła za nim jak echo, mając ochotę dodać Jakim „nam” do cholery? Prędzej Tobie, perfekcjonisto. – I nie, to nie jest nadajnik, to jest lokalizator. Drobna, subtelna różnica. I nie, nie jeden, tylko dwa. Zdziwiony? Nie patrzył jej w oczy, ona jednak nie odrywała od niego spojrzenia, z którego emanował chłód. Od dziecka miała świadomość, jacy ludzie trafiają do korpusów Strażników Pokoju. Hazardziści, którzy zaciągnęli zbyt wielkie długi. Gwałciciele, którym dano do wyboru mundur albo stryczek. Pedofile, potencjalni mordercy, złodzieje – coś na kształt wątpliwej śmietanki towarzyskiej Kapitolu i całego Panem. Kim jednak był Angelini? Najwidoczniej synkiem mamusi – Zwyciężczyni, która być może wpoiła mu to i owo. - Może powinien pan złożyć skargę na Blaise’a Argenta, w końcu on mnie tu umieścił. – powiedziała spokojnie, kiedy Strażnik usiadł i przyciągnął do siebie kolejnych kilka teczek. – Nie prosiłam o to. Ciekawiło ją, czy ten uroczy chłoptaś zarejestrował nagłe ochłodzenie się relacji? Już nie mówiła mu po imieniu, nie miała nawet zamiaru wracać do tego, pragnąc przypomnieć mu granicę, jaką sam ponownie wyznaczył. Granicę, która przypominała mu, że on jest panem i władcą sytuacji, ona zaś była niczym, brudem, ścierwem. Ścierwem, które mogło skręcić mu kark bez chwili wahania. - Sądzę, że za ostatnią akcję z Kolczatką i za postawę na festynie grozi panu awans – rzuciła natychmiast, wstając. Przeciągnęła się i wyszła na chwilę, przynosząc Angeliniemu kubek kawy. Chwilowy przypływ dobroci? - Muszę się pilnować... Uważać. Unikać... tego. Słowa, słowa, słowa, w dodatku poparte bliżej nieokreślonym machnięciem. I spojrzeniem prosto w jej oczy. Miała ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz. Czyżby była „tym”, cokolwiek mogło to oznaczać? Wzruszyła ramionami i zaczęła bez słowa przeglądać teczki, sortując je na te, które mogła zabrać i na te, które koniecznie wymagały podpisów Angeliniego. Któremu miała ochotę przywalić. I nie tylko.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Czw Lip 16, 2015 12:54 am | |
| Wkurwiała mnie cała ta zaistniała sytuacja. Wpierw los rzucał mi pod nogi Catrice Tudor, którą zaczepiało kilku typów... Pierwszy raz, gdy tak staliśmy blisko siebie, gdy rozmawialiśmy, gdy mogłem tak naprawdę jej się przyjrzeć z bliska, zobaczyć w niej tę drapieżną nutę, a jednocześnie tę zwykłą dziewczynę, u której, na pierwszy rzut oka, nie stwierdziłbym morderczych umiejętności. Wiele o niej wcześniej słyszałem, bo po prostu nie można było nie słyszeć, ani nie znać jej twarzyczki. Potem miałem ją przed sobą i mogłem co nieco zauważyć... Co prawdą, a co mitem. Wcale nie wyglądała na osobę, której można się było bać... Potwierdziło to nasze drugie spotkanie. Dotąd trwało w obustronnym zrozumieniu, pokazywało nam tę łączącą nas nić, by nagle, moje widzimisię, wszystko zniszczyło. Jakiś pieprzony mur spadł z niebios i przerwał marne pajęczynki, niszcząc wszelkie nadzieje, mamidła. Po prostu zwalił rzeczywistość. Ja to zrobiłem. Przemyślanie, w pełni rozumu, bo czułem, że tak powinienem... To, cholera, czemu czułem się tak chujowo, gdy wyszła? Powiedziała mi, że mam szansę na awans i wyszła. Wyszła, bo powiedziałem jej, by lepiej pomogła komuś innemu i już jej nie było. I ja stwierdzałem, że podjąłem decyzję racjonalnie... Nie pasował mi ona. W dodatku kwestia dwóch lokalizatorów... Myślałem, że istniał jeden pod tą jej skórą, a nagle słyszę o dwóch, dwóch wyraźnie podkreślonych lokalizatorach. I jeszcze osoba Blaise’a Argenta... Wspomniana od tak, bym wiedział gdzie złożyć zażalenie, sprawiła jednak, że poczułem ukłucie gdzieś w dołku. Uściślając, poczułem zazdrość. Po cholerę ten wymyślił tę maskaradę, by ta kobietka się tu kręciła? Właśnie, jedynie kręciła, kręciła i kręciła, nie pozwalając mi się skupić na robocie. Wyszła! A ja dostawałem szału... Może poszła do Argenta? Jak dobrze się znali? Jak blisko?! Miał może do niej słabość...? Podobnie jak ja? Jakieś pieprzone zauroczonko, które na nic się miało przydać, które jedynie przeszkadzało w wypełnianiu papierów? Zapewne walnąłbym ręką w najbliższą stertę dokumentów, gdyby drzwi ponownie się nie otworzyły, a przez nie nie weszła... Ona. Jak gdyby nigdy nic, postawiła przede mną kawę i w milczeniu sortowała papiery. Milczenie to torturowało mnie bardziej niż te irytujące ptaszysko, które zamieszkało w pobliżu mojego domu. – Może mi raczysz wyjaśnić ten ewenement z dwoma lokalizatorami? I o co chodzi z tobą i z Argentem? – zapytałem spokojnie, choć można było usłyszeć nutkę szalejącej we mnie wściekłości... – Jak nie prosiłaś o to?! – Rozdrażniony? Bardzo. Ile ja bym dał, by mieć ją na własność wraz z większym domem i lepszym stanowiskiem. Domem, w którym mógłbym ją trzymać jak ptaszka w klatce (hahahaha XD). |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Czw Lip 16, 2015 10:16 am | |
| Chcę widzieć, jak zabijasz. Jak pogrążasz się w chwilowym szaleństwie. Chcę widzieć, jak zanurzasz nóż w ludzkim ciele, pozbawiając kogoś życia. A potem chcę poczuć to szaleństwo, które kryje się wewnątrz Ciebie. Tę agresję, którą tak zażarcie tłumisz w sobie. Patrzyła na niego w milczeniu, obserwując, jak z pochmurną miną przerzuca papiery. Szelest kartki, parafka, szelest kartki, parafka, szelest kartki, podpis, gwałtowne zamknięcie teczki, którą zabierała i kładła na swoich kolanach. Kubek gorącej, mocnej kawy stał pomiędzy nimi, mała plamka bieli w szarym biurze, chwilowo ignorowana przez Valeriusa, który – zdaniem panny Tudor – potrzebował zastrzyku kofeiny. Podczas gdy on siedział nad teczkami, ona mogła swobodnie rozglądać się po pomieszczeniu, analizując wnętrze, w którym się znajdowali. Nigdy nie lubiła zanadto małych pokoi, takich, jak ten gabinet – preferowała znacznie większe przestrzenie, jak korytarze dawnej siedziby Snowa. Miejsca, w którym spotkali się po raz pierwszy, na chwilę przed tym, nim złamano jej nos. Strażnicy Pokoju mieli do niej specyficzne podejście – w większości przypadków nie wchodzili jej w paradę, nie interesując się jej osobą tak długo, dopóki nie dostali jakiejś niepokojącej informacji. W chwili, gdy przyszedł po nią jeden z mundurowych, była pewna, że coś przeskrobała; a tu proszę, czekał na nią Blaise. Który najwidoczniej musiał czymś zirytować Valeriusa, który siedział naprzeciwko niej, coraz bardziej rozzłoszczony. Nawet w jego głosie, gdy wreszcie się odezwał, brzmiało coś, co zaniepokoiłoby zwykłego człowieka. - Blaise Argent jest jedną z niewielu osób, które nie cieszą się, że wylądowałam w getcie tylko dlatego, że pracowałam i dla Snowa, i dla śpiącej cioci Almy. – powiedziała spokojnie, unosząc nieco teczki. Usiadła po turecku na niewygodnym krześle, krzywiąc się nieco, tęskniąc jednak za wygodami, które zapewniał jej Joseph. U niego miała o wiele lepiej, niż w tym cholernym getcie. – Jest moim najlepszym kumplem, zdarzało nam się jeździć razem na misje, raz na jakiś czas udzielał mi pomocy, kiedy jej potrzebowałam. Zamknęła oczy, opierając się o oparcie krzesła. Nietrudno było wrócić wspomnieniami do momentu, w którym mówiła mu o tym, co usłyszała, gdy włączyła dyktafon, siedząc na pokładzie ‘Alfy’ czy gdy przyjechał po nią motocyklem tuż po tym, jak zabiła Seraphine Larousse. Oboje wiedzieli, że córka była tylko przynętą na ojca, którego mieli wspólnie znaleźć i zlikwidować. Na tym prawdopodobnie skończy się ich współpraca – a jeśli faktycznie doprowadzi to do jej wolności, miała zamiar znaleźć sobie porządne zajęcie, niekoniecznie związane z rządem kraju. Inna sprawa, że i tak będą patrzyli jej na ręce. - Sprawa, która wymaga ode mnie przebywania tutaj, jest tajna. – rzuciła, rozplatając warkocz. Przeczesywała palcami długie włosy, patrząc na Valeriusa, analizując jego zachowanie. Czyżby był… Zazdrosny o sposób, w jaki mówiła o Argencie? Nieomal zaśmiała się na głos, uznając to za coś niezwykle zabawnego. Nigdy w życiu nie sądziła, że praktycznie obcy facet może zachowywać się jak mała, rozkapryszona dziewczynka. Ciekawe, zabijał jak panieneczka czy jak facet z krwi i kości? - Łączy się z nazwiskiem Anthony’ego Larousse, więcej nie mogę powiedzieć. Ale z pewnością Blaise odpowie na pańskie pytania, o ile zostanie zapewniony, iż nie zamierza pan podzielić się informacjami z kimkolwiek. Sięgnęła dłonią za plecy, muskając przelotnie miejsce między łopatkami, gdzie ukryto drugi lokalizator. - Dlatego mam dwa lokalizatory… Na wypadek, gdyby ktoś usiłował wyrwać mi spod skóry ten, który mam tutaj – podciągnęła rękaw, ukazując mu maleńką, ledwie widoczną szramkę, bliznę po wstrzyknięciu do ciała małego metalowego cuda techniki. – Drugi jest schowany znacznie lepiej i nie sądzę, żeby ktokolwiek go znalazł. Kolejne pytanie, zadane uniesionym głosem, pełne złości, przepełnione dziwną agresją. Im dłużej patrzyła w jego oczy, tym bardziej zastanawiała się, kiedy odrzuci pozę Strażnika Pokoju. - Fakt, paliłam się do tego, żeby pańscy koledzy mogli mną pomiatać i klepać mnie po tyłku w najmniej odpowiednich momentach – powiedziała, rozbawiona. –Po prostu nie mogłam się doczekać, naprawdę. Najwidoczniej ktoś bardzo chciał, żebym tu była, czyż nie?
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Czw Lip 23, 2015 1:17 am | |
| //jakoś ostatnio straciłam wenu:c
Sam nie wiedziałem, co dalej myśleć o tym wszystkim, co usłyszałem od panny Tudor. Z jednej strony nie wyglądała na kogoś, kto łże, z drugiej zaś... Istniało wiele punktów przeciwko jej szczerości, a co od razu, natrętnie i głupio, kierowało mnie myślami w kierunku relacji Catrice i Blaise’a. Niezwykle mnie wspomniana relacja interesowała i wkurwiała, choć przecież znałem tego mężczyznę i byliśmy w całkiem pokojowych relacjach. Nie podobało mi się, że aż tyle mu zawdzięcza, że znają się już tak długo i najwyraźniej dobrze. Najlepsze było to, że nie miałem powodów do zazdrości, która z logicznego punktu widzenia stała się głównym czynnikiem podburzającym moją wściekłość, jeśli nie była jedynym czynnikiem... Nie mieliśmy nawet ze sobą nic wspólnego. Kompletnie nic, prócz jednego, dwóch, może trzech skradzionych pocałunków. Jednym słowem, moja aktualna sytuacja nie wróżyła mi zbyt dobrze przyszłości. Znów się angażowałem uczuciowo, co zapewne ponownie miało się źle skończyć. Tabby... – Tajne, ale podajesz mi nazwiska? I oficer Argent podzieli się ze mną informacjami dotyczącymi poufnej akcji na piękne oczy? Anthony Larousse... Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – stwierdziłem z wyrzutem, patrząc w te jej oczka. Wyglądały niewinnie, choć miałem wrażenie, że najchętniej by mnie zamordowały samym spojrzeniem na mnie. – I cały czas myślałem, że jesteś tu, by wyjść z getta... Wiesz, naodwalać trochę brudnej roboty, pozaciskać wargi na reakcje Strażników i w końcu opuścić to miejsce... Jednak rząd nadal bawi się tobą jak maskotką – zauważyłem ponuro, nie mając ochoty uśmiechać się z powodu tego drobnego przycięcia. – Co za bagno – mruknąłem pod nosem, odwracając się do papierów. Co ja miałem ze sobą zrobić? Co zrobić z nią? Rozsiała po mojej głowie swój urok, który nie pozwalał mi zapomnieć o niej siedzącej tuż obok i mówiącej mi te wszystkie rzeczy. Niby czemu miałaby kłamać? Ukrywać coś? – Dla mnie ta kawa? – spytałem, chcąc, by znów się do mnie odezwała. Powodem stała się pierwsza lepsza napotkana przez mój wzrok rzecz, którym okazał się być ten kubek z, być może, trującym dodatkiem. Świetny pomysł. Przynajmniej wtedy zaznałbym spokoju i uwolnił się od tych wszystkich bab. Czy to była walnięta Tabby, niewinna Helen, jeszcze bardziej niewinna Hana, czy może mordercza Catrice... W końcu przestałbym o nich myśleć. Nawet o tej swojej przekichanej matce. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Czw Lip 23, 2015 1:53 pm | |
| - Nie nazwiska, a nazwisko. – sprostowała, patrząc w sufit. Odchylona na krześle, siedziała tak już od kilku chwil, wsłuchując się w ton głosu Angeliniego. Nadal piękny, chociaż drażniła ją ta nie do końca skrywana niechęć, którą wyczuwała. Mały, słodki… zazdrośnik?, czyżby przeszkadzało mu to, że ona i Blaise się kumplowali? Widać, że nie podobały mu się słowa, jakie padły z jej ust – fakt, stwierdzenie, iż ona i Blaise są najlepszymi kumplami, były nieco naciągane; łączył ich raczej nienazwany sojusz, polegający na tym, że gdy zachodziła taka potrzeba, pomagali sobie nawzajem. – Dobrze byłoby, gdyby nikt nie wiedział o tym, co powiedziałam. – zerknęła na niego prosząco. – Nie chcę, żebyś… żeby pan miał przeze mnie problemy. Dlaczego właściwie? Był zaledwie szeregowym, zwykłym gościem w mundurze, Strażnikiem Pokoju. Nie różnił się niczym od tych, którzy przez pięć lat eskortowali ją z cudzych mieszkań lub rezydencji Snowa, o rodzinnym mieszkanku w Dwójce nie wspominając. Był taki sam, jak oni wszyscy, gdy zakładali swoje hełmy i nie sposób było ich rozróżnić. Kto wie, może gdyby byliby sami, w miejscu innym niż to, powiedziałaby mu o wszystkim, nie przejmując się tym, że Blaise pewnie zmyje jej za to głowę. Cokolwiek było w tym chłopaku, sprawiało, że najzwyczajniej w świecie chciała z nim być szczera. - Kiedyś stąd wyjdę… Może. – rzuciła w przestrzeń, nie patrząc mu w oczy. – Co z tego? Nie pozwolicie mi przecież wrócić do pracy w rządzie, to jest pewne. Nie sugeruję, że jestem najlepsza w tym fachu, ale najwidoczniej musiałam być bardzo dobra, skoro częściej niż inni dostawałam zlecenia. Adler wolał Sørena, jego decyzja. – uśmiechnęła się lekko, niemalże złośliwie, na myśl o starym znajomym. – Mógł mieć na rozkazy kogoś trzeźwo myślącego, no ale cóż… Usiadła prosto i spojrzała w oczy Valeriusa. Jakim cudem ten chłopak nie wywoływał u niej irytacji, a jedynie słodkie rozbawienie, nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że jest pierwszą osobą, z którą wytrzymała dłużej niż kwadrans, zamknięta w tym samym pomieszczeniu. No i do tego mieli już coś, co na upartego można byłoby określić wspólnym wspomnieniem. Jedna chwila, trwająca zbyt krótko… A ona nie mogła skupić się na tym, żeby przestać myśleć o tym, jak ją całował. Miała ochotę to powtórzyć. - Spokojnie, to tylko kawa. – rzuciła uspokajająco. – Nie ma w niej chyba cukru… Urwała, i nim zdążył złapać za kubek, porwała go i upiła łyk kawy. Patrząc mu w oczy, przełknęła gorzki napój, uśmiechając się… I ten słodki, delikatny uśmiech zamarł na jej twarzy, a źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy chwyciła się obiema dłońmi za gardło, z trudem łapiąc powietrze. Zachwiała się, tracąc równowagę i spadając z krzesła na podłogę… Na której rozwaliła się, szczerząc do Valeriusa i wybuchając śmiechem, gdy zobaczyła jego minę.. Pewnego dnia wyląduję w piekle, i to będzie niezła impreza, pomyślała, nie przestając się śmiać. - Przepraszam. Musiałam. – rzuciła słodziutko w stronę chłopaka, mrugając niewinnie. – Kawa jest w porządku, obiecuję. Nie odrywała wzroku od mężczyzny. Cholera, czy nawet w tej perspektywie musiał wyglądać tak kusząco? Przewróciła się na brzuch i posłała mu kolejny uśmiech, bardziej przepraszający. - Gniewa się pan...? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Nie Lip 26, 2015 1:16 am | |
| Jaka przemądrzała panna! Patrzcie ją! Nazwisko, a nie nazwiska! Tylko że ja słyszałem już o tym typku, o Argencie, o niej... Trzy to nie jedno, zatrzymałem jednak to dla siebie, starając się spojrzeć na nią jak na cuchnącego zawszonego gettowicza. Nijak nie potrafiłem. Non stop miałem przed sobą niewinną dziewczynkę... Właściwie, miałam ją za tak delikatną jak Julkę, a jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło kogoś porównywać do swojej małej i zmarłej siostry, którą kochałem najbardziej na tym podlutkim świecie. Miałem za Julkę kogoś, kto potrafił zabić w mgnieniu oka. Pewnie nawet mnie, gdyż nieśmiertelności u siebie nie wykryłem. Takie małe, takie drobne, niewinne... Mogłaby zostać baletnicą, ale ona nie! Nie mogła zostać baletnicą i nie kręcić mi się tu, gdy poświęciłem nękanie brudu dla pracy papierkowej... Dobra, tak serio się tu ukrywałem przed całym Panem, ale i tak nic nie przeszkadzało mi w tym, by zwalić na Tudor przedłużanie mojego ślęczenia w gabinecie. Rany, czy ja przed chwilą pomyślałem, że chciałbym, by panna Tudor przedłużała mi siedzenie w tym pokoiku? Powinien ktoś tu wpaść i mnie porządnie zdzielić po łepetynie. I jeszcze ta ka... – Losie! – zerwałem się przerażony z krzesła, chcąc jakoś pomóc duszącej się Catrice. Kompletnie zaskoczony nie wiedziałem, za co się zabrać. Dobra, mówiłem, że kawa mogła być zatruta, ale nie myślałem, że serio... Serio... – Osz ty! – Odetchnąłem, starając się uspokoić wzburzoną adrenalinę. Ta dziewucha oszalała! Napędziła mi takiego stracha... Wariatka! – Będę się gniewał, jak jeszcze raz nazwiesz mnie panem – rzuciłem rozbawiony, choć jeszcze chwilę temu na serio byłem przestraszony i mimo że nadal wirowała mi adrenalina we krwi. – A co do dosypywania czegoś... czy tam dolewania... Zawsze możesz mieć jad w tych swoich kiełkach! – rzuciłem udawanie podejrzliwym głosem. Zaraz jednak wyszczerzyłem się zawadiacko. Psychopatycznie mnie rozbawiła cała ta sytuacja... – Możesz mi powiedzieć, łobuzie, co ja mam z tobą zrobić? – spytałem, wyciągając w jej kierunku dłoń, by pomóc jej wstać, gdy sam będę wstawał. Nadal klęczałem tuż obok niej i się uśmiechałem jak głupi.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Pon Lip 27, 2015 1:22 pm | |
| Nie mogła przestać się śmiać. Leżąc na brzuchu na zimnej posadzce, oparła głowę o ramiona i chichotała cicho, przypatrując się klęczącemu koło niej Angeliniemu. Bawiło ją to, że tak łatwo uległ złudzeniu, nabierając się na tak stary żart. Chociaż wyglądał na autentycznie przerażonego, gdy zrywał się z krzesła, by znaleźć się obok niej, teraz szczerzył swoje ząbki, jakby uradowany. Zastanawiała się przed moment nad tym, czy Valerius faktycznie liczył na zatrutą kawę? Płonne nadzieje; od dawna nie miała pod ręką czegoś, czym można byłoby skutecznie podtruć ludzki organizm. Najwyżej cyjanek lub łykołaki – pierwsze z nich najzwyczajniej w świecie ją nudziło, drugie zaś działało za szybko. - Byłam przekonana, że Strażnik Pokoju zdzieliłby mnie w łeb za taki numer, proszę pana. – rzuciła zaczepnie, podejrzliwie obserwując, jak wyciąga dłoń w jej stronę. – Ups… Zapomniałam, że nie wolno mi tak mówić. Może przerażenie, które przelotnie dostrzegła na jego twarzy, było chwilowym złudzeniem? Tak szybko zaczął się śmiać, że szczerze powątpiewała w zastrzyk adrenaliny, jaki mogło wywołać jej bezwładne ciało, spoczywające w bezruchu na ziemi. Uratowałby ją czy może raczej odetchnął z ulgą, że kolejna niebezpieczna osóbka opuściła ten padół ziemski? A może był odrobinę rozdrażniony tą pracą, a może odrobinkę szalony? Ten śmiech, który słyszała… Zaraźliwy i uroczy, tak bardzo nie pasował do maski Strażnika Pokoju, którą musiał przywdziewać dzień po dniu. Patrząc na niego, nie mogła przestać myśleć o tym, jak spędza wolny czas. Relaksuje się czy może idzie na strzelnicę? Wypełnia papiery? Zalicza dziewczyny na imprezach? W tej chwili nie wyglądał na kogoś, kto nie umie się wyluzować… Ale co będzie, gdy wyjdzie z gabinetu i przyjdzie mu wrócić do ciężkiej pracy? - Ojciec czasem nazywał mnie łobuzem – powiedziała cicho. Nie wiedzieć czemu, to jedno słowo, które wypowiedział Valerius, przywołało wspomnienia z dzieciństwa, z czasów, nim jeszcze jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak pojawiły się i te, które związane były z Elijah, z którym spotykała się, mając piętnaście lat. Jakim cudem Val przypominał jej tamtego chłopaka, skoro nie byli do siebie podobni fizycznie…? Co do charakteru, nie wiedziała. Znali się z Angelinim przelotnie, a to była ich druga dłuższa rozmowa; dotychczas po prostu mijali się na korytarzu, ewentualnie ona przyjmowała od niego jakieś polecenia. A teraz… Klęczał tuż obok niej, wyciągając dłoń i oferując pomoc, jak gdyby znowu powstawała między nimi jakaś więź. Między pochylonym Strażnikiem, a wciąż leżącą na ziemi młodą morderczynią, nić porozumienia, którą chwilę temu przerwał on sam. Czyżby prowadzili jakąś subtelną grę, krążąc naprzeciwko siebie, tuż przed rozpoczęciem pojedynku? - Pytasz mnie, co ze mną zrobić… – podniosła się powoli, i, ignorując jego wyciągniętą dłoń, uklękła naprzeciwko. – To zależy, czy chcesz zrobić to, co ja chcę, czy wolisz może zrealizować to, o czym myślisz… W końcu to Ty jesteś tutaj władzą, Val. Przygryzła wargę, unosząc głowę, by patrzeć mu w oczy. Czy to złudzenie, czy dostrzegała w nich jakiś lekki błysk, coś na kształt podekscytowania? Jej palce odnalazły jego dłoń, gładząc jej wierzch i kierując się w stronę nadgarstka. Mogła powiedzieć wprost, że najchętniej poprosiłaby o wycięcie lokalizatora spod skóry – tylko jednego, drugi bowiem uaktywnią dopiero za jakiś czas – sztukę broni i pudełko naboi, możliwość opuszczenia getta… I mały, radosny wypad na teren Ziem Niczyich, najlepiej z możliwością odstrzelenia paru osób. Ot, tak, dla sportu. A po wszystkim z radością wróciłaby do getta, do swojej małej pracy… Do Angeliniego, który był tak strasznie fascynujący. Jednak zamiast przyznać się do tego, czego pragnie, posłała mu łagodny uśmiech, dosyć stanowczo przyciągając go do siebie. I całując, mocno i dosyć gwałtownie, przygryzając jego dolną wargę aż do krwi. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Sro Lip 29, 2015 12:13 am | |
| // Wiedziałem, co sprawiało, że raz dumnie płynęliśmy do brzegu, a raz szamotaliśmy się zaplątani w nieoczekiwane sieci – porównanie trochę zbyt wyolbrzymiające tak krótką znajomość, ale takie mi akurat wpadło do głowy, gdy próbowałem sobie wyobrazić Tudor w akcji, a potem w bikini. Ale, halo!, tonęliśmy! Powód tego efektu był prosty i nadzwyczaj nie dający mi spokoju, mimo że podjąłem już decyzję, która mi się nie podobała, ale ją podjąłem. Stanowczo podjąłem. Postanowiłem nie brnąć w żadne chore związki z kobietami. Szczególnie z tymi mogącymi mnie pociągnąć na samo dno, gdy ja cierpliwie czekałem na kolejny schodek w górę. Zamierzałem czekać na ten pieprzony schodek, więc, po cholerę, czułem, że to nie koniec? Czemu te oczęta... Chciałem w to brnąć. Intrygowała mnie jej osoba, jej uśmiech i ta niewinna posturka. – Jesteś nieznośna – szepnąłem, podciągając pod to stwierdzenie jej udawanie otrucia, jej droczenie się ze mną, podłe pominięcie mojej wyciągniętej dłoni... Jej pocałunek, bo tego to ja akurat nie mogłem w żaden sposób zignorować. Zwłaszcza, że była z niej taka mała... bestyjka normalnie. Ugryzła mnie! Tak na serio! Boleśnie i jednocześnie słodko... czego raczej miałem słodkim nie miałem nazywać w najbliższym czasie w trakcie gojenia i spożywania solonych potraw choćby. Można było to podpiąć pod zaatakowanie Strażnika Pokoju? Skucie tej małej wariatki wydawała się kuszącą myślą i przepełnioną erotycznymi myślami, których nie mogłem wprowadzać w życie w tym miejscu. Jeśli istniało inne takie miejsce... Zdecydowanie zamierzałem brać garściami, gdyż całowanie jej sprawiało, że czułem coś, czego od dawna brakowało mojemu życiu, mojemu sercu, płucom. Z przymknięciem oka nazwijmy to świeżością, choć tu chodziło o coś więcej... O kogoś więcej. Całowałem, nie przejmując się metalicznym smakiem, który nieznacznie wyczuwałem w swoich i w jej wargach, choć w tej chwili trudno było ogarnąć, co moje, a co jej. Taka niedbałość o szczegóły... Nie przystoi taki ignorancki stosunek Angeliniemu! Oj, nie przystoi. Miałem w tej chwili jednak to gdzieś, do zaparcia tchu kąsając się niczym dzikie zwierze z tą panną i ostatkami sił zmuszając się jedynie do obejmowania i miętoszenia jej drobnego ciała, wstrzymując się przed rozbieraniem. Nie to miejsce, nie ten czas. – Jesteś nieznośna – powtórzyłem drugi raz, uśmiechając się do niej nie tylko tymi swoimi, dosłownie i w przenośni, poranionymi wargami, ale też oczami, w których zapewne pojawiłaby się tęcza, gdybym zaczął płakać. – Dobra, Tudor. Czas na przesłuchanie – rzuciłem poważnie, co jednak tak nie zabrzmiało, bo nadal ją obejmowałem i jakoś nie czułem się w potrzebie puszczać, choć klęczeliśmy na podłodze niczym przedszkolaki. Jeśli ktoś wpadnie, to rzucimy, że szukamy mojego szkła kontaktowego... – Co chcesz, bym ja z tobą zrobił, i co przypuszczasz, że ja chcę zrobić...? – spytałem niezwykle zaciekawiony odpowiedzią. Niezwykle... Ja po prostu byłem ciekawski. To raczej powinno się już zwać pospolitym odruchem. – No, piękna. Słucham – zachęciłem, ujmując jej podbródek i nieco unosząc, by na mnie spojrzała, grzecznie pozwalając się ujarzmić... Na tę myśl się uśmiechnąłem, gdyż bestii nijak nie dało się ujarzmić. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Sro Lip 29, 2015 9:12 am | |
| Gdyby była innym człowiekiem, mogłaby mu współczuć tej delikatnej ranki, która musiała nieźle boleć. Cat z doświadczenia wiedziała, że takie ugryzienia pieką jak cholera, a jedzenie ostrych lub słonych rzeczy będzie jeszcze długo kojarzyć się z bólem. Jednak… W końcu to ona go zraniła, w trakcie pozornie niewinnej pieszczoty, jaką był pocałunek. - Mhm, jasne… - rzuciła słodko, słysząc jego uwagę o rzekomym byciu "nieznośną". Gdyby faktycznie była aż taka nieznośna, Angelini z pewnością wyrzuciłby ją z tego gabineciku wraz ze stertą podpisanych przezeń teczek, które miały wylądować w archiwum. – Ty za to jesteś słodziutki. Krew na jego ustach pociągała ją, sprawiając, że pocałunki przybierały na intensywności. Zresztą, nie usłyszała żadnego protestu ze strony Strażnika, który bardziej zainteresowany był klęczeniem na podłodze i dotykaniem jej. Ciekawe, co też tkwiło teraz pod tą jego śliczną czupryną, którą Cat zmierzwiła łagodnie, muskając językiem jego zranioną wargę. Jej usta przeniosły się na szyję Valeriusa, darząc go łagodniejszymi pieszczotami. Kłamstwem było powiedzenie, że Cat spodziewała się z jego strony oporu; chociaż, gdyby faktycznie usiłował ją od siebie odsunąć, tylko urozmaiciłby tę sytuację, sprawiając, iż dziewczyna jeszcze chętniej próbowałaby go skusić. Musiała jednak przyznać – pociągał ją, znacznie bardziej niż jakikolwiek inny facet, którego poznała w przeciągu kilku ostatnich lat. Szkoda tylko, że musieli znajdować się właśnie w tym małym gabineciku na Posterunku Strażników Pokoju, gdzie w każdej chwili ktoś mógł wejść do pomieszczenia… Dlatego też liczyła na refleks Valeriusa i umiejętność wymyślenia szybkiej wymówki, która tłumaczyłaby rozpuszczone i nieco potargane włosy Cat, zranienie na wardze chłopaka i ich nieco pogniecione ubrania. Ciekawe, jaka byłaby reakcja osoby, która zobaczyłaby ich w tej sytuacji i domyśliła się, że jeszcze przed sekundą obejmowali się, całując jak szaleni, z trudem powstrzymując się od myśli o zerwaniu z siebie ubrań. Kusząca wizja, choć nieodpowiednie miejsce. Przygryzła wargę, odganiając w niebyt myśl o Valeriusie pozbawionym tego cudownego białego munduru, który tak jej się spodobał. - Gdybym była nieznośna, to wywaliłbyś mnie z pokoju dawno temu, prawda? – zapytała słodko, wpatrując się w delikatną rankę, którą sama mu zadała. Jedno z najwrażliwszych miejsc na ciele człowieka, chociaż… Były znacznie wrażliwsze. – Gdybym była nieznośna, nie wytrzymałbyś ze mną ani sekundy… A tu popatrz, uratowałeś mnie, kiedy byłam w opałach, dopilnowałeś, żebym wydostała się z ruin Pałacu… Zadbałeś, żebym miała porządny opatrunek… Czy to oznacza, że jestem aż taka nieznośna, że nie możesz mnie ścierpieć? Gładziła jego włosy, nie mogąc przestać nadziwić się sobie samej. Był zupełnie inny od ostatniego mężczyzny który ją obejmował – tego intrygującego gościa, którego spotkała na mieście; skończyli wtedy razem w klubie, kiedy to jej nieznajomy postanowił sobie zasnąć. Angelini zaś… Z radością dotykała jego twarzy i dłoni, uśmiechając się lekko. - Przesłuchanie? – zaśmiała się, prostując. – Masz zamiar zabrać mnie do sali przesłuchań i użyć na mnie jakiejś zabawki Ginsberga? Wiem, czego używał do zabaw ze swoimi… ofiarami. Ciekawski z Ciebie orzeszek, nie ma co, pomyślała, posyłając mu całusa, zaledwie chwycił ją za podbródek. Pozwoliła mu, nie protestując; chwilowo mogła pozwolić mu na luksus bycia panem sytuacji, w końcu był tutaj wyższy stopniem. - Nie wiem, co chcesz ze mną zrobić – rzuciła niewinnym tonem głosu, sugerującym, iż Angelini ma do czynienia z prawdziwym aniołkiem. – Może masz ochotę znaleźć się w innym miejscu, bardziej… zapewniającym prywatność? Gdzieś, gdzie mógłbyś sobie pozwolić na zdjęcie tego ślicznego munduru… Nie jest Ci w nim za gorąco? Musnęła palcami brzeg jego odzienia, wzdychając cicho. Podobał jej się w tym stroju, ale nie mogła przestać myśleć o tym, jak wyglądałby bez niego, w jakiejś zwykłej sytuacji. Po pracy. - A ja… chcę, żebyś Ty się ze mną pobawił. – rzuciła mu wyzywające spojrzenie, zastanawiając się, czy odgadnie jej intencje.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Pon Sie 03, 2015 9:35 pm | |
| Ten jej słodki głos sprawiał, że ponownie odczuwałem nieznośną potrzebę przywarcia swoimi wargami do jej warg, rwało mnie do dzikiego tańca, podczas którego pozbywalibyśmy się kolejnych części garderoby, przerywając pocałunki tylko na momenty, by potem dalej kontynuować to całe dzieło sztuki, jakie potrafiło powstać między dwójką ludzi. Catrice... Ten jej kpiący uśmieszek... Zmazywałbym go za każdym razem kąsaniem, które kończyłoby się gdzieś na jej biuście, o ile nie byłoby to inne miejsce, powiedzmy, że umiejscowione bardzo daleko od ust i od tych niewinnych oczek. Niewinnych... Phi! Mogłem się założyć, że skakały w nich diabliki, gdy mój wzrok był odwrócony albo gdy mrugałem. – Słodziutki? To chyba nie brzmi dobrze o mnie jako o facecie...? – spytałem, wyszczerzając się szeroko jak mały wariat, jak ośmioletni chłopiec, którego rodzice przywieźli do domu młodszą siostrzyczkę, odtąd osóbkę najukochańszą w jego świecie, oczko w jego głowie, główny powód jego radości. Słodziutki! Phi! Tudor traktowała paralizatorem moje ego wojownika, czego nie zamierzałem jej pokazywać. Starałem się to stłumić, nim rozwinie skrzydła. – Jesteś tak bardzo nieznośna, że nie mogę pozbyć się ciebie ze swojej głowy. Nie, żebym aż tak bardzo tego pragnął. Aktualnie odrzuciłem to zadanie na bok... Chyba wpadło do kosza – szepnąłem. O dziwo, nie była to kolejna bajera, kłamstewko rzucone, by kobieta była dumna ze swego istnienia w moich objęciach, by czuła się wyjątkowa. Ja mówiłem prawdę, w pełni się zgadzając z tymi słówkami. Faktycznie myślałem o niej non stop, nie potrafiąc wyrzucić z głowy tego dnia, ba!, tego momentu, gdy pomogłem jej w Pałacu, gdyż dzień wolałem wyrzucić w pamięci. Też nieco obawiałem się tego. Już kiedyś zdarzyło mi się ciągle myśleć o pewnej pannie i to nie skończyło się zbyt dobrze. – Cóż, muszę potwierdzić twe przypuszczenia i stwierdzić, że podobają mi się twoje pragnienia. Są bardzo takie... Są zgodne z moimi pragnieniami – zauważyłem szczęśliwy. Szczęśliwy... Coś nowego. – Mam mieszkanie służbowe na terenie getta... I własne zabawki. Ginsberg to Ginsberg. Wolę tego nie tykać – stwierdziłem. Mój wzrok utkwiony był w jej osobę. Podziwiałem ją. Dawała sobie radę, mimo że pobyt w getcie nie należał do sytuacji sprzyjających. I te moje usta... Pokręciłem głową, śmiejąc się. – Co ja robię ze swoim życiem! Jeśli zdecydujemy się, hmm, na jakąkolwiek współpracę, to ma się to nie wydać – rzuciłem poważnym tonem. – Ten Pałac... Mam ochotę przekląć ten dzień i jednocześnie go zapamiętać... Intrygujesz mnie – przyznałem, nie wiedząc, czy już jej o tym mówiłem, czy jedynie miliony razy przyznawałem to sam przed sobą w swoich myślach. Jedno było pewne – to nie ostatnie moje spotkanie z panną Tudor. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Pon Sie 17, 2015 12:37 pm | |
| /Edzia, przepraszam za tę obsuwę ;__;
Przez całą tę sytuację, tę, co zaszło między nimi, Catrice znienacka zaczęła zastanawiać się nad tym, co zrobi ze sobą po opuszczeniu getta. Praca w rządzie na dawnym stanowisku nie była raczej możliwa – prędzej majaczyła gdzieś w oddali, zamiast spoczywać na wyciągnięcie ręki. Sektor prywatny, o którym Blaise wspomniał mimochodem, nie był kuszący, wręcz przeciwnie. Miałaby dołączyć do Bookera Rodwella, który po wygraniu Igrzysk założył sobie agencję detektywistyczną? Jeszcze czego. Ona urodziła się po to, by służyć państwu, by zabijać, by czerpać z tego dziwną, poniekąd perwersyjną przyjemność – nie po to, by siedzieć w jakimś smętnym biurze i pieprzyć się z papierkami. Zaraz, czy nie to powinna właśnie teraz robić w towarzystwie Valeriusa? Zamiast tego jednak nadal klęczeli naprzeciwko siebie, wzajemnie zaintrygowani i leciutko potargani po tych namiętnych pocałunkach. Catrice czuła się z tym jednocześnie dobrze i źle; powoli naprzód wysuwała się niepewność. Mogła go uwieść, wykorzystać do swoich celów i dzięki niemu szybciej wydostać się z getta lub po prostu potraktować go jako zabawkę, którą mógłby być, bez skrupułów udowadniając, że jest lepsza w gierce, którą mogli poprowadzić. - Mnie się tam podobasz taki, jaki jesteś. – uśmiechnęła się, splatając palce ich dłoni. – Jesteś słodki i niebezpieczny zarazem. Im dłużej przebywali blisko siebie, tym bardziej stanowczo Catrice zastanawiała się nad tym, co będzie potem. A jeśli…? Ta myśl była chwilowa, wręcz ulotna, ale jakże kusząca; ona, obok tego mężczyzny, ubrana w biały mundur. - Chyba… Chyba nie chcę, żebyś wyrzucał mnie ze swojej głowy. – powiedziała cicho, muskając kciukiem wnętrze jego dłoni. – Nie wiem, dlaczego… Ale dobrze mi tam. Słodkie wyznania z jej strony – to było coś, czego nawet sama panna Tudor się nie spodziewała. Co jej odbiło, że klęczała naprzeciwko żołnierza, Strażnika, Pokojóweczki w białych ciuszkach, i ze słodkim uśmiechem przyznawała się do tego, że chce nawiedzać jego umysł? Że chce, by poświęcał jej każdą wolną chwilę, by myślał o niej w każdej chwili, by zasypiał, zastanawiając się, co robi ta pozornie niewinna dziewczyna… Oszalała czy jak?! Jej palce przesunęły się po materiale munduru, od podbrzusza aż do jego szyi, muskając ją i opuszkami obrysowując kontur jego ust. Pocałowała go; powoli i nieśpiesznie, skupiając się tylko na tym pocałunku, nie zaprzestając delikatnego gładzenia tego kuszącego ją munduru. Chciała go zerwać, bardzo; pragnęła poznać go, zagłębić się w nim i wyczuwać jego reakcje na te zabiegi, którymi mogłaby go obdarzyć. Wyobraźnia podsuwała jej wizję półnagiego Valeriusa, leżącego na łóżku i poddającego się jej pocałunkom. - Służbowe mieszkanie w getcie? – spojrzała na niego, autentycznie zaskoczona. – Jak to? Zaskoczył ją; nie tyle wspomnieniem, iż nie jest taki, jak Ginsberg, ale właśnie tym służbowym mieszkaniem na obskurnym terenie KOLC-a, w którym najwidoczniej często przebywał. - Masz dwa mieszkania? – drążyła dalej temat, siadając po turecku naprzeciwko Vala i nie spuszczając z niego wzroku. – To nieco… dziwne, ale… Faktycznie, gdybyś kiedyś potrzebował mojej… pomocy, to raczej na terenie getta, dopóki nie wyjdę… Oblizała usta i przygryzła wargę, odruchowo zerkając na zegar. Niedługo kończyli pracę; ona miała zamiar wrócić do mieszkanka, narzucić cieplejszą kurtkę i zasuwać na swoje małe wypady w pewną ciekawą okolicę, a on…? Ciekawiło ją, co będzie robił. - Valerius… Przecież wiesz, kim jestem. Myślisz, że nie umiem być dyskretna? – musnęła jego włosy, uśmiechając się szelmowsko. – Nikomu nic nie powiem, nie ma mowy… O ile oczywiście chciałbyś nawiązać jakąś współpracę. Jej palce znów zsunęły się na kark mężczyzny; powoli i delikatnie głaskała wrażliwą skórę, a na jej ustach błąkał się najłagodniejszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. Uśmiech kogoś, kto wyglądał na autentycznie szczęśliwego. - Powiedz mi, gdybym chciała wstąpić do wojska po wyjściu z getta… To byłoby możliwe? Mogłabym przywdziać mundur i zająć się ochroną państwa? – zapytała nagle, uważnie patrząc w jego śliczne oczy.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Pią Sie 21, 2015 1:28 am | |
| //ja też zamulam, więc sorki:C
Ach te kobiety! I ach te pocałunki! Przetrzymywałbym je non stop w swoich ramionach, gdyby nie ta paskudna relacja, która łączyła mnie z moją Tabby, gdybym tak usilnie nie trzymał się jedynego stabilnego celu w moim życiu, który jakoś zaczął schodzić na bok przy lśniących oczach Catrice Tudor. Życia bywa przewrotne, ja zaś miałem powyżej uszu konsekwencji zrzucanych na moje barki, czego teraz jakoś nie wspominałem, w pełni ciesząc się towarzystwem tej niesamowitej dziewczyny. Sprawiała, że miałem ochotę ją chwycić swoimi silnymi rękoma i wypytać o te jej wszystkie misje, dokonane morderstwa, o tajemnice... przedstawienie swoich łóżkowych fantazji i wprowadzenie ich w życie? – Pracoholizm – odpowiedziałem prędko na pytanie o mieszkanie w getcie. Nie zawsze chciało mi się dojeżdżać do pracy, gdy za kilka godzin miałem zacząć kolejną zmianę. Luksusów zaś do szczęścia nie potrzebowałem. Luksusów... Przed moimi oczami stanął domek zakupiony za pieniądze ze sprzedaży domu rodzinnego, w którym po śmierci matki nie mieszkałem. Stąd pomysł z zakupieniem mieszkania... Nie to jednak najbardziej mnie zajęło, tylko spora kolekcja zdjęć Tabby stojąca nadal na moim regale. W mroku nocy wyglądały upiornie. – Drugie to właściwie niewielki domek... Nieudana inwestycja – rzuciłem krótko, ucinając tym samym temat owego domku. Zgrozo, to właśnie w nim, jak ostatni masochista, ostatnio pomieszkiwałem, zamiast przerzucić się z powrotem na swoje mieszkanie. Nawet nie zdążyłem go sprzedać... – I jestem pewien, że umiesz być dyskretna. Miewam jednak obawy. Od tak nie ufam ludziom... Właściwie nikomu nie ufam. Tobie, mimo naszej kształtującej się relacji, również – pragnąłem zauważyć, olewając się w niemałym zakłopotaniu. Nie chciałem znów niczego między nami niszczyć. Po prostu chciałem być w miarę szczery, skoro miałem na niej od teraz polegać. Drobne olanie jakiegoś kruczka bezpieczeństwa, a miałem skończyć Los wie gdzie z oddalającym się marzeniem o awansie. – Mimo wszystko chcę cię bardzo. Bardzobardzobardzo – dodałem już uśmiechem, leniwie bawiąc się jednym z jej loków. Pytanie Catrice o wstąpienie do wojska mnie zaskoczyło. Z początku się ucieszyłem, wyobrażając sobie nas w akcji, na służbie, bądź na jakiejś misji, choć to raczej wykraczało poza kompetencje zwykłego szeregowego, potem zaś wpadły wątpliwości, czy aby na pewno mam ochotę widzieć ją w roli... Miałem dylemat. To właśnie ta jej mordercza kartoteka zwróciła mą uwagę na jej osobę. Może jednak chciałem patrzeć, jak radzi sobie w sytuacjach kryzysowych, gdy ktoś strzela do niej z karabinu czy blokuje jej drogę, wymyślając jakiś głupi plan gettowskiego buntu... Chciałem raczej patrzeć, jak skopuje dupę jakiemuś rosłemu mężczyźnie, choć myśl, że inny miałby jej dotknąć... – Myślę, że tak – wyrzuciłem z siebie z nutką niepewności. – Większość Strażników Pokoju to nadal byli skazańcy i inne łajzy, które nie płaciły alimentów... Poza tym, pff, gdzie cię do nich porównywać! Jesteś jednostką wybitną: wyszkoloną, doświadczoną, bystrą. Na ich miejscu bym cię chciał w swoich szeregach... No, i nie musieliby cię pilnować, bo mieliby cię po swojej stronie – wytłumaczyłem swe stanowisko w tej sprawie, zbierając się z tej podłogi. Im bliżej było nam do końca roboty, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś wpadnie przez drzwi, by mnie porwać na piwo. Ponownie wyciągnąłem pomocną rękę do panny Tudor, mając nadzieję, że tym razem jednak ją przyjmie. – Hej, ale chciałoby ci się po tym wszystkim odwalać tę gównianą robotę? – zapytałem, pokazując stosy papierów i przeuroczy, takie gettowski widok za oknem. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Gabinet Nie Sie 23, 2015 5:09 pm | |
| Wizja noszenia munduru Strażnika Pokoju dzień po dniu była… nadzwyczaj kusząca. Wprawdzie nie byłaby to wielce satysfakcjonująca praca – nie po tym, co robiła dla Snowa i Coin – ale nie miała zamiaru narzekać. W wieku niespełna dwudziestu lat nie powinna bawić się w bycie małą księżniczką, która wybrzydza… zwłaszcza, że w jej sytuacji ciężko byłoby o pracę, w której miałaby czyste konto i stuprocentowe zaufanie szefostwa. Westchnęła, przeczesując palcami długie włosy i powoli splatając je w warkocz, który następnie związała. - W życiu nie podejrzewałabym Ciebie o pracoholizm – uśmiechnęła się do Valeriusa. Hej, który to raz z kolei szczerzyła się do niego jak głupia? Drugi? Dziesiąty? Setny? To było proste, wystarczyło rozciągnąć wargi w tym jakże sugestywnym grymasie, który ludzie nazywali uśmiechem i sprawiać przy tym wrażenie kogoś, kto dobrze się bawi. Z tym, że ona naprawdę dobrze się bawiła; naprawdę dobrze czuła się w towarzystwie Angeliniego, przy którym czuła się wolna i nieskrępowana. - W sumie… to nawet logiczne. Czasem dojazdy przez miasto bywają kłopotliwe, na przykład jesienią lub zimą… Więc mieszkanie w getcie może być w miarę spoko, jeśli oczywiście jest dobrze położone. – stwierdziła miękko, głaszcząc jego kark, odnajdując w tym jakąś słodką przyjemność, coś nieoczekiwanego. – Co do domku… Mogę Ci go kiedyś ukraść. – roześmiała się. Chociaż nie opuszczała jej myśl o rozpoczęciu szkolenia wojskowego, chwilowo bardziej skupiała się na Valeriusie, całując go mocno i dotykając, przesuwając dłońmi wzdłuż jego pleców i fantazjując o tym, jak cudownie musiał wyglądać po przebudzeniu, pod prysznicem, bez koszulki… - Byłbyś głupi, gdybyś mi ufał – jej język subtelnie musnął płatek ucha mężczyzny, by następnie ustąpić zębom, delikatnie zaciskającym się na kilka sekund. Ukąszenie, delikatne i słodkie, mogące pobudzić jego zmysły… - Nie chcę, żebyś mi ufał. Jeśli mi zaufasz, szybciej się sobą znudzimy. Słysząc wyznanie, poczynione tak kuszącym tonem głosu, westchnęła cicho, zachwycona. Czyżby udało jej się rozbudzić w nim coś więcej niż tylko zaintrygowanie? - Rozumiem, że chcesz… Współpracować… – mrugnęła znacząco. Siedziała naprzeciw niego, słuchając uważnie, gdy mówił o służbie w wojsku. Chwalił ją, niezaprzeczalnie; a przynajmniej ona odbierała jego słowa jako komplement, od którego każda inna dziewczyna mogłaby się zarumienić. Catrice jednak siedziała na podłodze, wyprostowana i czujna, zupełnie tak, jak kilka lat temu, gdy odbierała nauki od samego prezydenta Snowa. Poza tym… praca w korpusie Strażników Pokoju mogła zapewnić jej możliwość uważnego obserwowania Cordelii – o którą nadal miała zamiar się troszczyć. - Czemu nie? – ujęła jego dłoń i podniosła się zwinnie, nie puszczając dłoni chłopaka. Przywarła do niego całym ciałem i pocałowała go po raz kolejny, jeszcze mocniej i namiętniej niż dotychczas, muskając językiem jego język i drapiąc boki jego ciała. – Dałabym radę, Val. Bez problemu. W porównaniu z tym, co kiedyś robiłam… to pestka. Odsunęła się w końcu, ostatni raz zerkając na wiszący w gabinecie zegar. Czas płynął nieubłaganie, a ona nie miała już czasu… Choć, tak, bardzo pragnęła mieć go więcej, by z nim przebywać. Podeszła do sterty teczek, rozejrzała się po biurku i chwyciła długopis, a wraz z nim skrawek papieru. Patrząc Valeriusowi w oczy, zanotowała pośpiesznie kilka cyfr i wcisnęła świstek w jego dłoń. - Zadzwoń – rzuciła uwodzicielsko, zgarniając z biurka stertę dokumentów i ruszając z nimi do drzwi. Posłała mu uśmiech i szybkiego buziaka, nim wyszła. zt... i do następnego? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Pon Sie 24, 2015 12:06 am | |
| Stwierdzenie Catrice, że nie podejrzewałaby mnie o pracoholizm, sprawiło, że uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Najwidoczniej nie było tak źle, jak sądziłem, jak sądzili moi kumple. Może to oznaczało, że istnieje dla mnie jakaś nadzieja, że nie zagubię się w tym pędzie, w ciągłych rozkazach, że nie padnę pod pierwszym lepszym ostrzałem z przemęczenia i senności... Przepracowywałem się, dosyć często śpiąc jedynie kilka godzin, by następnie wrócić znów na posterunek. Nie widziałem sensu siedzenia w czterech ścianach. Ba!, sprawiały one, że sięgałem po alkohol, zaś ten w połączeniu z półmrokiem, telewizorem i moją sypialnią robił ze mnie łzawą lalę. Mówiłem temu kategoryczne nie, resztę czasu spędzając na nadgodzinach lub na siłowni, gdzie mogłem się wyłączyć, wsłuchać w muzykę, robić coś pożytecznego i na tym się skupiać. Kondycja też była ważna. – Możemy go kiedyś wspólnie spalić, a potem razem udawać przerażonych faktem, że mogliśmy być wtedy w środku, gdyby nie kolacja, na którą cię zaproszę, i że nie mamy pojęcia, kto mógłby się dopuścić tak karygodnego czynu – zaproponowałem, stwierdzając, że jak najszybciej muszę pozbyć się swojej kolekcji, gdyż rozpamiętywanie przeszłości jedynie mi dopierdalało. Wiele już wycierpiałem, wiele żałowałem, więc po cholerę masochistycznie patrzyłem na fotografie przed zaśnięciem? – Skoro tak sądzisz... – mruknąłem z uśmiechem, z chęcią zmieniając temat. Kwestia naszej przyszłości była o wiele ciekawsza niż mojej przeszłości przepełnionej kłamstwami, zdradami i śmiercią. – Tak pozostanie ta niepewność, ta nutka niebezpieczeństwa – zauważyłem. Niemal non stop odczuwałem ją, gdy Tudor dotykała mnie niewinnie tymi swoimi łapkami, wywołując niezwykłe dreszcze pod opuszkami swych palców i niepewność w moim sercu. To zapytanie, czy może jednak zechce czynić honory i oddać mnie w ręce Śmierci, non stop było aktualne, gdyż mogłaby to zrobić choćby dla swego widzimisię. Czy trzeba było usprawiedliwiać zadanie komuś śmierci? Zdarzało mi się strzelać do brudu, gdy niekoniecznie wymagała tego sytuacja. Tak jednak bywało łatwiej rozwiązać konflikt z tym bezrozumnym ludem. Druga kwestia... Te pocałunki. Nie miałem pojęcia, jaki będzie jej kolejny gest. Każdy zaskakujący i nieprzewidywalny. Kompletnie jej nie znałem, nie wiedziałem, co lubi, czego nie i to sprawiało, że miałem ochotę ją poznawać, gdyż skrywane przez nią tajemnice w połączeniu z jej własną przeszłością robiły z niej kuszący kąsek. Może to dobrze, że myślała serio o zostaniu Strażnikiem. Taki mały skrzat w naszych szeregach, u mojego boku na patrolach... Byłoby miło. Spojrzałem na kartkę wciśniętą do mojej dłoni, by zaraz odprowadzić tę małą uroczą istotkę wzrokiem do drzwi. Niemożliwa była. Wiedziałem, że w wolnej chwili do niej zadzwonię. Nawet pofatygowałem się, by uśmiechnąć się i puścić jej oczko w odpowiedzi na wysłany pocałunek. Potem zaś zasiadłem do biurka, wciskając uważnie numer w jedną z kieszeni, by podpisać oraz uzupełnić do końca zmiany jak najwięcej tych papierków. Im mniej na jutro, tym lepiej, prawda? [w/z] |
| | |
| Temat: Re: Gabinet | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|