|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : prawie 3 lata! Zawód : celebryta
| Temat: [runda #3] Maisie & Rory Sro Paź 29, 2014 10:31 pm | |
| Lokacja docelowa to przychodnia ginekologiczna w szpitalu. Całą rozgrywkę przeprowadzacie w jednym temacie, więc o przejściach do kolejnych pomieszczeń musicie informować w postach.
Link do zadania: *klik*
Powodzenia! |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Czw Paź 30, 2014 12:19 am | |
| Dni przelatywały dosłownie jak przez palce, ani się obejrzała, a już minęło kilka tygodni od pamiętnej wizyty potwierdzającej błogosławiony stan, w którym się znalazła. Nadszedł czas na kolejną wizytę kontrolną, oczywiście obowiązkową, o czym przypominał Rory każdy wtajemniczony w jej sytuację. Czy dzidziuś rozwija się zdrowo? Czy wiadomo już, jakiej jest płci? Czy widziała już tę nową linię wózków spacerowych? Te i tysiąc innych pytań usłyszała już w tym tygodniu, gdy jedna z koleżanek w redakcji wygadała się pozostałym. Lawina potoczyła się dalej, stawiając Carter w dość niezręcznej sytuacji, gdy Ci bardziej wścibscy zaczęli zastanawiać się, kto tak naprawdę jest ojcem tego... cóż, płodu (nie lubiła o tym myśleć jak o dziecku, jeszcze nie). Choć nie pisnęła na ten temat słowem, dowiedziała się o sobie kliku ciekawych rzeczy - że przesadzała na imprezach i na pewno zaszalała z kimś przypadkowym, albo próbowała złapać Bertrama Gravewortha na dziecko. Nikt nie skojarzył zniknięcia tajemniczego kuzyna i tak było chyba dla wszystkich najlepiej. A na pewno dla samej Rory, która nie zamierzała się nikomu z niczego tłumaczyć. Tego dnia ubrała się w letnią, zwiewną i zieloną sukienkę, idealną na upały, które zawładnęły ostatnio stolicą. Ubolewając, że niebawem przyjdzie jej nosić spodnie na gumkę, dotarła właśnie do szpitala, wcześniej robiąc sobie spacer przez park. Jak na złość, w przychodni pełno było przyszłych matek, jakby wszystkie nagle zmówiły się ze sobą, lub jakby w Kapitolu był tylko jeden ginekolog. Rudowłosa nie miała nawet gdzie usiąść, a przeczuwała, że na swoją wizytę będzie musiała jeszcze trochę poczekać. Rzucając ostatnie spojrzenie na rząd ogromniastych brzuchów obcych kobiet, skręciła w boczny korytarz, na którym odnalazła wolne miejsce do siedzenia. Ktoś najwidoczniej zapomniał odstawić wózek inwalidzki na miejsce, co było jej bardzo na rękę, bo nie zamierzała wystawać godzinami na korytarzu. Trąciła trampkiem złączenie, sprawdzając czy to ustrojstwo nie rozłoży się nagle albo nie rozleci, gdy zajmie na nim miejsce, a po ocenieniu stanu wózka na solidny, usadowiła się na nim wygodnie. Mogłaby teraz zrobić na złość wszystkim ciężarnym i powrócić do głównego skrzyła przychodni, ale wolała dalej ukrywać się w tym pustym korytarzu, a nie skazywać na kolejne minuty w atmosferze, która trwała dopiero kilka tygodni, a już ją przytłaczała. Nie miała żadnej gazety, telefon milczał jak zaklęty, więc w pewnym momencie kobieta przyłapała się na stukaniu palcami do rytmu i rozglądaniem się na boki w poszukiwaniu jakiejkolwiek rozrywki. Gdy nagle zauważyła znajomą, ciemną czuprynę, natychmiast pomyślała, że los zadrwił z niej po raz kolejny w tym miesiącu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Czw Paź 30, 2014 12:26 pm | |
| Pojawienie się samotnie w przychodni stanowiło dla Maisie nie lada problem. Nie tyle logistyczny - wszędzie poruszała się taksówkami, odstawiana z miejsca na miejsce jak jakiś łatwy do stłuczenia, bezwolny przedmiot - co psychiczny. Przywykła do przebywania we własnym towarzystwie, nigdy nie miała przyjaciół ani znajomych, ale owo towarzyskie wybrakowanie odczuwała zupełnie inaczej w zabiedzonej chatce zapomnianego Dystryktu. Tutaj, z tysiącem innych ludzi tłoczących się na ulicach, chodnikach i korytarzach, gięła się niemalże pod ciężarem oddechów innych przedstawicieli gatunku. Czuła się nieswojo bez Gerarda obok siebie: nie chodziło jednak o bezpieczeństwo, jakie zapewniała jej obecność wzbudzającego szacunek mężczyzny a raczej groteskowe wsparcie. Wiedziała, że on zdecyduje. O wszystkim; o tym, w które drzwi skręcić, co powiedzieć i jak się zachować. Bez swoistego kuratora nad sobą Maisie wydawała się sobie kompletną idiotką, wepchniętą na scenę jakiejś dziwnej sztuki. Kompletnie jej nie rozumiała, nie mogła jednak wiecznie odgrywać roli przerażonego dziecka. Pojawiała się więc w progu szpitala z typową aurą autystycznej obojętności, powtarzając jednak w głowie wszystkie wskazówki. Drugie piętro, mnóstwo pielęgniarek, piski aparatury z oddziału obok, ostry zapach środków dezynfekujących i...długa kolejka do gabinetu. Na plastikowych krzesełkach czekało pół żeńskiej części Kapitolu i Maisie wpatrywała się w siedzące kobiety wręcz nachalnie. Czy też będzie miała taki brzuch? Czy one też się boją? Czy.. W jej głowie pojawiało się coraz więcej nieznośnych pytań i odwróciła wzrok od kolejki, przystając przy drzwiach gabinetu, jak nerwowa uczennica przed egzaminem. Najchętniej weszłaby do środka od razu, lekceważąc społeczne prawa pierwszeństwa przyjścia i zapewne nie miałaby problemu z takim złamaniem kulturalnych zasad, ale...nie chciała. Perspektywa pojawienia się przed lekarzem samotnie, wywoływała w niej nieprzyjemny skurcz niepokoju. Ostatnio spotykało ją coraz więcej niespodziewanych stresów i nie chciała dokładać sobie kolejnej porażki do kolekcji nienormalnego życia Maisie Gisnberg, wepchniętej na siłę do cywilizowanego świata. Nie chciała tu być (tu, w szpitalu; tu, w Kapitolu i w ogóle tutaj, w tym groteskowym świecie), dlatego obróciła się na pięcie i zanim zdołała wzbudzić jeszcze większą niechęć wśród oczekujących kobiet (chyba źle przyjmowały obcowanie z rozczochraną wariatką, wpatrującą się namolnie w ich pękate brzuszki), zniknęła za rogiem korytarza. Znajdując się w nieco spokojniejszym miejscu, chociaż nie zwracała w ogóle uwagi na otoczenie, opadając na jeden z zapomnianych wózków i kryjąc twarz w dłoniach. Co zapewne wyglądałoby bardziej dramatycznie, wzruszająco i smutno, gdyby nie dziki pisk zdezelowanych kółek, dzięki którym lekarski pojazd przesunął się aż pod ścianę, dość szybko wydobywając Maisie z otchłani smutku. I własnych rąk, zza których spoglądała teraz na towarzyszkę korytarzowej niedoli, w którą prawie uderzyła swoim wózkiem. Do depresyjnych matczynych hormonów, problemów z ojcem i przypadkowym nieznajomym w parku dochodziły halucynacje, bo tuż obok siebie widziała teraz przeklętą rudowłosą Rory. Wspaniale.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Czw Paź 30, 2014 7:03 pm | |
| Gdyby miała złożyć się, na kogo może się natknąć w bocznym korytarzu przychodni ginekologicznej, prędzej obstawiałaby własnego naczelnego (może już byłego? nie wiedziała, jak poszły przesłuchania) niż Maisie Ginsberg. Ale los bywał przewrotny, a w jej przypadku chyba nawet złośliwy, więc gdy dwa wózki inwalidzkie nieomal zderzyły się na korytarzu o Rory zauważyła wreszcie, kto siedzi na tym drugim, nie mogła powstrzymać zdziwionej miny. Pierwsza myśl, jaka tylko przyszła jej do głowy, zakładała natychmiastowe podniesienie się z miejsca i wymaszerowanie z przychodni, w innym wypadku mogłoby dojść do rękoczynów, a miejsce publiczne nie było najlepsze na wymierzanie swojej własnej wersji sprawiedliwości. Carter była jednak bystrą bestią, dlatego dość szybko zaczęła analizować w głowie powody obecności panny Ginsberg w szpitalu. Czy dziewczyna ją śledziła? Ta hipoteza została odrzucona niemal natychmiast po ujrzeniu miny swojej towarzyszki, która chyba też nie do końca cieszyła się ze spotkania. Jak bardzo prawdopodobny mógł być więc fakt, że obie zostały zapisane do tego samego lekarza w podobnych porach? - Co tu robisz? – zapytała jakże elokwentnie, taksując Maisie podejrzliwym spojrzeniem. Jeden fałszywy ruch wystarczył, by dziewczyna przeżyła bliskie spotkanie ze scyzorykiem Rory, bo tylko taką broń posiadała przy sobie rudowłosa. Sięgnęła do kółek i dla bezpieczeństwa odjechała swoim wózkiem do tyłu, nie spuszczając wzroku ze starej znajomej. Bezczelnie przyjrzała jej się od stóp aż po czubek głowy i stwierdziła, że coś się jednak w niej zmieniło. To było ich trzecie przypadkowe spotkanie w niewielkim odstępie czasu, ale mimo wszystko Rory była w stanie zauważyć zmiany, jakie zaszły w Maisie. Wyglądała na zmęczoną i jakby bardziej zestresowaną, niż gdy widziały się po raz ostatni. Czyżby choć część karmy zdążyła już do niej wrócić, czyniąc życie tej morderczyni choć po części tak bardzo nieznośnym, jak życzyłaby jej tego Carter? Rudowłosa pozostawała czujna, przecież w każdej chwili zza rogu mógł wyłonić się ojciec i opiekun prawny panny Ginsberg, a takiego spotkania nie życzyłaby sobie w tym momencie najbardziej. Nie miała pojęcia, czy Arrington wykorzystała cokolwiek z tego, co Rory jej wysłała, gdyby jednak została zdekonspirowana, mogłoby się to dla niej źle skończyć. Ostrożność ostrożnością, ale ciekawość także wkradała się powoli do rudej głowy panny Carter, każąc jej mało subtelnie zerknąć na brzuch swojej koleżanki, jakby ocena jego stanu miała rozwiać wszelkie wątpliwości. Czy ta dziewczyna faktycznie mogła być w ciąży? To utrudniałoby parę kwestii, ale kto wie, czy przy okazji nie sprawiłoby, że Rory zaczęłaby jej współczuć. A to wróżyłoby naprawdę bardzo, bardzo źle dla jej planowanej od lat zemsty.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Czw Paź 30, 2014 7:54 pm | |
| Naprawdę kiepsko znosiła wystawienie na widok publiczny, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, sprawiających, że czuła się co najmniej nieswojo w towarzystwie kogokolwiek. Może i popadała w żałosną paranoję, ale wydawało się jej, że każdy przypadkowy przechodzień wpatruje się w nią zbyt uporczywie. Jakby coś wiedział, podejrzewał, cokolwiek - nie było to przyjemne uczucie i Maisie stawała się jeszcze bardziej autystycznym dzieciakiem, unikającym kontaktu z kimkolwiek. Tak było bezpieczniej, obojętne spojrzenie wbite gdzieś przed siebie i kompletny brak mimiki stanowiły jej tarczę, za którą czuła się względnie swobodnie. Co jednak nie działało tak całkowicie idealnie bez obecności Gerarda. Jakby razem z nim znikały jej ubrania i paradowała po ulicach kompletnie naga i bezbronna – idealny rysopis wariatki z połamanym kręgosłupem moralnym i absolutnym brakiem własnej woli. Chyba dlatego się tak męczyła, próbując uleczyć się swoimi sposobami. Nie pomagało, wkręcała się coraz bardziej, zapadała we własnych ruchomych piaskach i im bardziej pragnęła znormalnieć, tym szybciej znajdywała się pod wodą. Niezbyt komfortowa sytuacja, zwłaszcza z dzieckiem, rozwijającym się pod jej sercem już czwarty miesiąc. Powinna teraz być szczęśliwa i spokojna a zamiast tego każdy dzień przynosił nowe dramaty w kilku aktach, które oglądała sama, przekonana o tym, że fatum przyjdzie w końcu i po nią. Albo po niego, nie wiedziała, co byłoby gorsze i właściwie nie chciała się zastanawiać, myślenie pozostawiając Gerardowi. Teraz także; potrzebowała po prostu wytchnienia, chwili dla siebie w chłodnym korytarzu, samotnie i…cóż, chyba żądała zbyt wiele, bo zamiast popadać w tłumioną histerię konfrontowała się z najmniej lubianą przedstawicielką płci pięknej. Ostatnio sporo myślała o Carter; zastanawiała się, czy przesłuchanie miało jakiś związek z jej groźbami i czy mężczyzna z parku nie stanowił przypadkiem jakiegoś zawoalowanego posłańca. Ze złą nowiną, tego była pewna; pamiętała ich spotkanie i nawet teraz wyczuwała ostrą niechęć – a przecież była beznadziejna w wyłapywaniu aluzji i emocji, co świadczyło tylko o intensywności negatywnych informacji, wysyłanych przez Rory. Wyglądającej bardzo ładnie w zielonej sukience, co Maisie zauważyła od razu. Rzadko kiedy miała okazję obserwować kobiety – nigdy nie miała przyjaciółki, koleżanki ani powierniczki, zamknięta w męskim świecie. Nic dziwnego, że w towarzystwie przedstawicielek tego samego gatunku zachowywała się tak irracjonalnie. Nawet jeśli miała do czynienia ze swoim głównym…wrogiem? Nie rozpatrywała tego w tych kategoriach, ciężko było w Mai wzbudzić mocne uczucia i nienawiść nie była tym, co przychodziło jej do głowy, kiedy wpatrywała się w piegowatą twarz rudowłosej. -Czekam – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia, prostując się na wózku dość nerwowo, przez co znów podjechała trochę do przodu. Zahamowała jednak, odruchowo huśtając się w przód i w tył. Nie kłamała, naprawdę czekała – na swoją kolej, na uspokojenie galopujących myśli, na pojawienie się na świecie jej syna i na nagłe uzdrowienie z postępującej choroby psychicznej. Wolała to jednak robić samotnie, dlatego zaciskała zęby w wąską linię, odwzajemniając ostre spojrzenie Carter. – Co cię łączy z Malcolmem? – spytała nagle, konkretnie; nigdy nie bawiła się w słodkie pogawędki, ba, nigdy w życiu takich nie prowadziła. Nie znała się też na kulturalnych zasadach, nakazujących milczeć o dziwnych wydarzeniach z podziemi. Mogła zacząć się z nią bić albo oskarżać o działania przeciwko niej na przesłuchaniu, ale jeśli nie miała z tym nic wspólnego, to nawiązanie do owych sytuacji byłoby strzałem w stopę. Wolała więc pytać o brata – zachowując się właściwie dość normalnie; troskliwa siostra, dbająca o to, by zadawał się z odpowiednimi ludźmi. – I czy Malcolm wie o tym, że działasz przeciwko mnie? - zaczęła po chwili milczenia, podnosząc ostry wzrok na buzię Rory, po raz pierwszy uśmiechając się...prawie sympatycznie. Co w porównaniu z potwornie pustymi oczami musiało sprawiać dość niepokojące wrażenie, zwłaszcza, że Maisie bezmyślnie podjeżdżała coraz bliżej rudowłosej.
Ostatnio zmieniony przez Maisie Ginsberg dnia Pią Paź 31, 2014 3:31 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Czw Paź 30, 2014 9:06 pm | |
| Skłamałaby przyznając, że ostatnio także rozmyślała o Maisie. Poza szybkim i anonimowym kontaktem z Avery Arrington nie mieszała się w sprawę morderstwa swojej matki, odsunęła ją na drugi plan, gdy rzeczywistość uderzyła ze zdwojoną siłą. Musiała na chwilę zapomnieć o przeszłości i skupić się na teraźniejszości, na sytuacji, w której się znalazła. Nie chodziło tylko o ciążę, choć ta niewątpliwie byłaby doskonałym powodem do przewrócenia życia do góry nogami. Igrzyska, ruch oporu, działania w Kolczatce i zamieszanie w redakcji nie pozostawiały jej nawet chwili na to, by mogła pomyśleć o sobie w kategorii innej, niż przyszła matka. Bagaż życia powiększał się z każdą chwilą, a ona ciągle musiała nieść go sama, bo obok nie było nikogo, kto by jej w tym pomógł. Liczne grono znajomych rozpłynęło się nagle, byle tylko nie musieć być poproszonym o przysługę lub nie zostać wciągniętym w opowieści dziwnej treści – jakby Rory w ogóle miała ochotę zwierzać się komukolwiek z tego, co działo się w jej życiu. Przyjaciele mieli swoje problemy, wiedziała o tym doskonale i nie widziała potrzeby, by dokładać im jeszcze swoje cegiełki niepowodzeń. Nicole, Vivian, Eva czy nawet Libby nie miały nawet pojęcia, w jakim stanie znajduje się teraz Carter, która z całą świadomością odsuwała się teraz od nich, święcie przekonana, że poradzi sobie ze wszystkim sama. A wkrótce miała się przekonać, że jednak jej się to nie uda. Nie spodziewała się pytania o Malcolma, które padło z ust jego siostry, jednak dzielnie wytrzymała jej spojrzenie i starała się nie zdradzić z tym, że Maisie zaczyna powoli wyprowadzać ją z równowagi. Szpital nie był dobrym miejscem na załatwianie prywatnych porachunków, a zwłaszcza, jeśli nagle złość zaczęła przejawiać się w niezdrową ciekawość. - Nic mnie z nim nie łączy – skłamała gładko, bo przecież był jej zwierzchnikiem, przywódcą Kolczatki, o czym panna Ginsberg już i tak mniej więcej wiedziała. Po pamiętnym spotkaniu w Kwaterze Głównej Rory była wściekła. Nie, to mało powiedziane, bo wtedy ogarnęła nią prawdziwa furia, której niestety nie miała już na kim wyładować. Morderczyni jej matki okazała się być siostrą jej dowódcy, a rudowłosa nie musiała nawet pytać by dowiedzieć się, po czyjej stronie stanie Malcolm Randall, gdy przyjdzie co do czego. Dlatego Carter nie wtajemniczyła go w swoją osobistą vendettę. Wierzyła, że był rozumnym człowiekiem, który na pewno sięgnął w papiery swojej siostry, gdy tylko poznał jej nowe nazwisko. Kolejny ruch nie należał więc do niej. - Dlaczego miałabym o tym komukolwiek mówić? Lubię sama załatwiać swoje sprawy – odparła więc spokojnym tonem, po dłuższej przerwie. Wcale nie podobało jej się to, że wózek Maisie zbliża się niebezpiecznie do jej własnego, dlatego w pewnym momencie po prostu wyciągnęła nogę i zatrzymała na kole pojazdu dziewczyny, uniemożliwiając mu dalsze poruszanie się. - Chłopiec czy dziewczynka? – zapytała, spoglądający wymownie na brzuch panny Ginsberg. Szła teraz w jej ślady, z premedytacją omijając przyjemną część pogawędki, a przechodząc od razu do konkretów. Następne pytanie mogło jej się nie spodobać, dlatego Rory wolała je dozować.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Pią Paź 31, 2014 3:55 pm | |
| Powinna zostać na etapie autystycznego dziecka, przygniecionego do ziemi ciężarem potwornych problemów. Wtedy zignorowałaby obecność Rory, traktując ją jako jeszcze jedną zmorę przeszłości, powracającą w wielkim stylu, by uczynić jej życie jeszcze podlejszym. Nie, żeby narzekała - egzystencja Maisie polegała głównie na odpoczynku, sadzeniu ukochanych roślin i tępym oczekiwaniu na powrót Gerarda - była przecież tak bardzo szczęśliwa i wręcz tryskała dziewczęca radością. Hm, tak przynajmniej widziała siebie w swoich wyobrażeniach, rzeczywistość grała jej jednak na nosie i przez większość czasu wyglądała jak potrącona przez ciężarówkę ofiara patologicznego oprawcy niż zakochana kobieta, spodziewająca się pierwszego dziecka. Oczywiście jeśli ktoś potrafił czytać w myślach i wysnuwać najgorsze historie na podstawie nieistniejących poszlak. Nie wiedziała, czy Rory jest w posiadaniu takowych, a nawet jeśli: czy dalej chciała zemścić się za przypadkową śmierć swojej matki. Kompletnie nie rozumiała jej niechęci; to wydarzyło się przecież tak dawno i nie potrafiła teraz przywołać twarzy rudowłosej kobiety. Wypadek przy pracy - wolała określać to w tych kategoriach i gdyby była choć odrobinę bardziej towarzyska pewnie próbowałaby wyłożyć swoje rację pannie Carter. Na szczęście jednak milczała, nie przenosząc wzroku z piegowatej ślicznotki nawet na chwilę. Stanowiła jej jedyne źródło informacji o Malcolmie, co - na razie - wygrywało z niepokojem i niechęcią. - A ta brzydsza? Brunetka? Jego...dziewczyna? - zaczęła dość obojętnie, chociaż bardziej pasowałby tu ćwierkający ton słodziutkiej siostruni. Jaką nigdy nie była i (niestety?) nie będzie, ale starała się z całych sił ułożyć w swojej głowie realny obraz starszego brata. - Jaka jest? - kontynuowała, ignorując wymijającą odpowiedź i...nie tak obojętnie podchodząc do Rory, zatrzymującej ją niecały metr od wózka dziewczyny. Można by rzec, że ostatnie pytanie wmurowało ją w podłogę, ale raczej chodziło o niemożność poruszenia się wózkiem. Nie zamierzała odpowiadać, poddawać się wózkowej przemocy tym bardziej i reagowała szalenie dziecinnie z całej siły popychając swój szalony pojazd w stronę wózka Carter, mając nadzieję, że tamten widowiskowo rąbnie o ścianę. I że może - przy ogromnym łucie szczęścia - uda się jej rozwiązać problem denerwującej rudowłosej raz na zawsze. Płeć dziecka była informacją tylko dla niej, tak samo jak istnienie małego serca, rozpychającego się teraz w jej ciele. Nie powinna wyglądać na brzemienną, jeszcze nie, ale przy tak marnej budowie ciała i wąskich biodrach jej coraz większy brzuch był bardzo widoczny, nawet pod luźną bluzką. A nie zieloną sukienką, która przykuła jej wzrok. Powodując (w końcu!) ciąg myślowy, zahaczający o miejsce, w jakim toczyły przyjemną pogawędkę. Czyżby obydwie oczekiwały rudowłosych potomków? Ta myśl wydała się Maisie tak niedorzeczna, że parsknęła krótkim, urywanym i mocno histerycznym śmiechem, przestając mało delikatnie popychać wózek Rory. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Pią Paź 31, 2014 5:41 pm | |
| Czego spodziewała się po rozmowie z kimś niespełna rozumu? Rzeczowych odpowiedzi i rozwiania wszelkich wątpliwości odnośnie kwestii, o których nawet nie myślała za często w tym miesiącu? Mogła się spodziewać, że z Maisie nie pójdzie jej tak łatwo, wszakże już nie raz przekonała się, jak bardzo specyficzna potrafi być ta dziewczyna. Starsza od niej o całe dwa lata, to wyjątkowo rzuciło się w oczy Rory, gdy przekopywała się przez te wszystkie informacje, które tylko znalazła na jej temat. To było widoczne nawet w tej szpitalnej sytuacji, Carter w żadnym razie nie czuła jak w towarzystwie kogoś w zbliżonym wieku. Miała do czynienia z dzieckiem. Z bujną biografią, co prawda, ale wciąż dzieckiem, bo teraz inaczej nie mogła jej określić. Gdyby panna Ginsberg była osobą zdrową psychicznie, wszystko byłoby łatwiejsze, a teraz Rory zaczęła nawet powoli akceptować fakt, że ubezwłasnowolnienie jej wroga było rzeczą konieczną i słuszną. Gdyby była zdrowa, zemsta rudowłosej byłaby…usprawiedliwiona? Carter obawiała się, że gdyby nawet wreszcie udało jej się wymierzyć sprawiedliwość, wyrzuty sumienia mogłyby dosłownie strawić ją od środka. Oko za oko nie było jej sposobem, wciąż jeszcze wierzyła, że wszystko da się załatwić legalnie i ostatecznie, być może przy pomocy pewnej śledczej, dlatego póki co musiała dać sobie na wstrzymanie. Dalsze denerwowanie tej wariatki na pewno wyostrzyłoby jej czujność, a nie tego przecież chciała Rory. - Nie mam pojęcia, o kim mówisz – nie mogła (i nie chciała, oczywiście) jednak pisnąć ani słowa o Kolczatce, Malcolmie czy Nicole, którzy nie zasługiwali na to, by być po części dekonspirowanym na korytarzu szpitala publicznego. Skoro brat i siostra odnaleźli się niedawno, powinni wszelkie poznawcze kwestie załatwiać między sobą. Dlaczego jeszcze tego nie zrobili? Rory nie miała zamiaru w to wnikać, ale po raz kolejny jej ciekawość nie dawała za wygraną, karząc jej wyobrażać sobie przeróżne scenariusze drugiego, trzeciego i kolejnego spotkania Malcolma i Maisie. Czy Libby już o wszystkim wiedziała? Czy zamierzali zadbać o uniezależnienie jej od Ginsberga? Czy najstarszy Randall nie wtajemniczał swojej siostrzyczki nawet we własne życie prywatne dlatego, że przejrzał wreszcie jej papiery, a wątpliwości nie dawały mu żyć? I, w końcu, czy to ostatnie mogło oznaczać, że Rory mogła mieć nadzieję na pomoc dowódcy? Wojna na wózki nie spodobała jej się ani trochę, podobnie jak malejąca z każdą chwilą odległość między nią a Maisie. Już wtedy na placu przekonała się, że nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się dziewczyna, dlatego teraz musiała pozostać czujna. - Jeśli chcesz dowiedzieć się czegokolwiek, usiądź z powrotem na wózku – zarządziła, a może raczej zaproponowała, bo tym razem jej ton był już spokojniejszy, przestała też świdrować swoją towarzyszkę spojrzeniem. Nie umiała czytać w myślach, ale sama też pewnie zachichotałaby jak Maisie, myśląc o rudowłosych dzieciakach. Ach, gdyby to było jakieś alternatywne uniwersum rodem z telenoweli, obie właśnie decydowałyby się na wspólną ucieczkę ze stolicy, poprzedzoną przyrzeczeniem o wychowaniu swoich rudych (sic!) dzieci niczym rodzeństwo.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Sob Lis 01, 2014 3:23 pm | |
| Największym problemem Maisie było rozpoznawanie prawdziwego obrazu w tym szalonym gabinecie luster. Gerard połamał ją na kawałki, skleił ponownie i jeszcze raz zniszczył, ale to ona sama cementowała zniszczoną psychikę własnymi zapewnieniami o swoim szczęściu i radości, co chwila zderzając się z wymaganiami realnego świata. Podążała za wytycznymi Ginsberga bezmyślnie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że posłusznie wypełnia kolejne punkty perfekcyjnego planu, mającego kompletnie odciąć ją od ludzi. Nienawiść do innych pielęgnowała w sobie przecież sama, nawet nie próbując nawiązywać przyjaźni czy jakichkolwiek normalnych relacji. Bała się tego, czego nie znała i wolała wzbudzać niechęć niż jakąkolwiek naciąganą czułość. Tak było łatwiej i (powiedzmy) przyjemniej; mogła więc spokojnie zapętlać się w swoich kłamstwach i postępującej chorobie psychicznej. Narzuconej, ale fakt bycia ubezwłasnowolnioną wydawał się jej teraz naturalną oznaką niesamowitej miłości Gerarda a nie uciemiężeniem. Dbał o nią, troszczył się o jej bezpieczeństwo i naprawdę była gotowa wystawić mu pomnik trwalszy niż ze spiżu (uwielbiała, kiedy czytał jej zapomniane książki) na każdym przygotowanym jej przesłuchaniu, ślepa na wycie z bólu dawnej Maisie. Egzystującej teraz w stanie agonalnym i miała nadzieję, że w końcu ten potworny cienki głosik ucichnie na zawsze i będzie mogła powrócić do zdrowia psychicznego. Teraz nie posiadała go kompletnie, w ciągu sekundy przechodząc z dziecięcej rozpaczy do złośliwości, zahaczając po drodze o niechęć, obojętność i ciekawość. Nie potrafiła skupić się na żadnym z tych odczuć - cierpiała na deficyt podobnych doznań, przy Gerardzie oscylując wyłącznie wokół emocji ekstremalnych. Przywykła do miłości, nienawiści, rozpaczy i oddania i dlatego tak proste, towarzyskie zachowania wydawały się jej niezrozumiałe i niedorzeczne. Poddawała się im więc dość psychicznie, dalej poruszając się na wózku, z wzrokiem utkwionym w zielonych oczach Rory. - O dziewczynie Malcolma. Tej z podziemnego bunkra. - uściśliła niezwykle sympatycznie, dobitnie przeciągając głoski w ostatnich słowach. Obiecała sobie, że przy bracie nigdy nie wróci do ich pierwszego spotkania, ale teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej i chciała wyciągnąć z Rory jak najwięcej. Niezależnie jakimi sposobami; z smutnej i przestraszonej kobiety zamieniła się teraz w rozkapryszone dziecko, ciągle obijając się wózkiem o wózek panny Carter, mało przyjaźnie, chociaż na jej twarzy dalej gościł dość nieprzytomny uśmiech. - Możemy w coś...zagrać - zaczęła nagle, już chłodniej, odjeżdżając nagle do tyłu i hamując dopiero pod ścianą. - Wyścig. Która pierwsza dotrze do końca korytarza na tym ustrojstwie może zadać drugiej trzy dowolne pytania. - kontynuowała bardzo teatralnie, wypowiadając zapewne najwięcej słów w swoim życiu. Co było dość utrudnione z tym niesamowicie szerokim uśmiechem, nadającym jej wygląd zombie-wariatki, gotowej nagle zacząć wrzeszczeć albo opowiadać o swoim patolo...wspaniałym życiu. Nie dodawała, że odpowiedzi powinny być prawdziwe, to nawet tak aspołecznej osobie wydawało się dość zrozumiałe. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Sob Lis 01, 2014 4:52 pm | |
| Domyślała się, że będąc córką naczelnika więzienia i pewnego rodzaju postrachu Kwartału, Maisie nie mogła mieć łatwego życia, jednak domysły te kończyły się na długo przez granicą, za którą rozpościerał się horror panny Ginsberg. Gdyby Rory była świadoma choć połowy z tych rzeczy… cóż, może uznałaby, że los wystarczająco już ukarał jej wroga numer jeden? A może nawet odezwałaby się w niej ta uśpiona altruistka, którą przecież była dawno, dawno temu. Wmawiała sama sobie, że rozkłada działania dziewczyny na czynniki pierwsze, a tak naprawdę nie mogła rozgryźć jej do końca, co irytowało ją niezmiernie, ale stanowiło także pewnego rodzaju wyzwanie. Słowa ‘podziemny bunkier’ sprawiły, że aż sapnęła cicho, niepewna tego, kto może ich teraz słyszeć i czy szpitalny monitoring nagrywał w ogóle tę część korytarza, na której się znajdowały. Domyślała się, że Maisie robi jej na złość, ale sama sobie też nie pomogłaby, wsypując brata i jego organizację. O której wiedziała, to nie pozostawiało już żadnej wątpliwości, jednak rudowłosa wciąż postanowiła (musiała?) udawać głupią. Ściany mają uszy. - Jeśli Twój brat faktycznie kogoś ma, może sama go o to zapytaj – odpowiedziała, wzruszając ramionami i dalej ciągnąć tę farsę, za którą Nicole i tak powinna być jej później wdzięczna. Gdyby oczywiście dowiedziała się czegokolwiek, bo na razie absolutnie się na to nie zanosiło. Rory nie zamierzała się skarżyć ani zwierzać, spotkanie z przychodni miało pozostać tylko między nimi dwiema… i każdym, z kim zechce poplotkować Maisie. Propozycja gry była kolejną rzeczą, która wprawiła Carter w stan lekkiego niedowierzania, ale jednocześnie potwierdziła, że nie mogła mieć do czynienia z nikim w pełni władz umysłowych. Chociaż, gdyby spojrzeć na to z innej strony, ten dziecinnie prosty sposób mógł stać się doskonałą okazją do wydobycia informacji, na jakie ona sama miała ochotę. - Jedno – obniżyła stawkę, bo nie mogła dać po sobie poznać, że ten pomysł w ogóle przypadł jej do gustu, ale przecież oto zrównywała już własny wózek z wózkiem panny Ginsberg, niemalże gotowa na przystanie na warunki – Na trzy? Spojrzała na swoją przeciwniczkę i nie mogła uwierzyć, że wyścig zaraz wydarzy się naprawdę. W tej chwili jeszcze mocniej pragnęła, by kamery nie sięgały swoim czujnym okiem aż do tego korytarza.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Sob Lis 01, 2014 6:36 pm | |
| Odgrywanie wariatki przychodziło Maisie z podejrzaną łatwością, jakby naprawdę miała nie po kolei w głowie. Cóż, coś w tym było, jednak głębokie rozmyślania na ten temat pozostawiała daleko za sobą, robiąc dobrą minę do złej gry. A właściwie gry idiotycznej, już dawno powinna podnieść się z piszczącego wózka i wynieść się z tego pustego korytarza, ale mimo wszystko dalej tkwiła tutaj, próbując nawiązać jakąś wątłą nić porozumienia. Chciała dla siebie jak najlepiej; chciała wiedzieć, co tak naprawdę zamierza Carter i w jakim stopniu zagraża to jej rodzinie. Te informacje wydawały się jej niezwykle przydatne, ostatnio na horyzoncie pojawiało się coraz więcej problemów i nie mogła ich dalej ignorować. Oczywiście powierzała je mocy decyzyjnej Gerarda, jednak ciągła bierność kiepsko wpływała na jej nastrój. Chciała, żeby był z niej dumny, chciała się przydać i...chyba jedyną możliwością było wyciągnięcie z Rory odpowiedzi na ważne pytanie. Niezależnie jakimi środkami, wygranie wyścigu na wózkach inwalidzkich było dla Maisie takim samym działaniem jak przystawienie jej do gardła zdobionego scyzoryka. Wybrała rozwiązanie bezpieczniejsze, musiała hamować swoje histeryczne odruchy dla ich dobra, dlatego przystawała na względnie umówionej linii startowej z nieco normalniejszym uśmiechem. Wzruszyła tylko na propozycję obniżenia stawki - to było właściwie bez znaczenia - zanim Rory zdążyła odliczyć do trzech, ruszyła do przodu. Bez żadnego pisku radości, odpowiedniego do tego rodzaju...rywalizacji, za to z bardzo zaciętym wyrazem twarzy, naiwnie przekonana, że do mety znajdującej się za załomem korytarza dotrze jako pierwsza. Tak się jednak nie stało. Widocznie pomimo bulwersującego falstartu rudowłosa posiadała więcej siły, bo zanim kółka wózka Maisie zdążyły prześlizgnąć się po linii oznaczającej trzy czwarte dystansu, Carter prowadziła. Cios w samo serce, chociaż Ginsberg nie była aż takim dzieckiem - obyło się bez płaczu, rzucania się na podłogę i różnych dziwnych atrakcji przewrażliwionej dziewczynki. Mocno zirytowanej, fakt, ale jej piegowata buzia prawie zawsze nosiła ten sam wyraz - obojętnej niechęci, nasilającej się tylko w chwili oszukanego zwycięstwa Rory. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Sob Lis 01, 2014 9:35 pm | |
| Wszystko byłoby prostsze, może nawet banalnie łatwe, gdyby tamtego pamiętnego dnia Rory i Maisie nie spotkały się w Kwaterze Głównej Kolczatki. Wcześniej Carter nie miała sobie nic do zarzucenia, była wzorową obywatelką, przykładną dziennikarką pnącą się po szczeblach kariery i pozostałością po rebelii, jaka kilka miesięcy temu przetoczyła się przez kraj. Cóż z tego, że prowadziła podwójne życie, skoro wiedziało o tym tylko kilka naprawdę zaufanych osób? Była zwyczajna do momentu, w którym nie ujrzała twarzy Ginsberg w podziemiach, dopóki ta nie odkryła więzów krwi, łączących ją z Malcolmem. Wtedy wszystko posypało się niczym domek z kart. Żałowała utraconej przewagi, teraz jeszcze bardziej musiała uważać na każdy swój krok i oglądać się za siebie, nie mogła popełnić nawet najmniejszego błędu. Nawet w tej chwili, gdy rozmowa zdawała się być lekko napięta, Rory musiała pilnować, by nie przegiąć w żadną ze stron. Nie mogła przyznać sama przed sobą, że Maisie trzyma ją w szachu, że gdyby pisnęła komukolwiek słówko na temat opozycyjnej przynależności Carter, rudowłosa musiałaby się ostro tłumaczyć i chyba na nic zdałyby się wszelkie argumenty, włącznie z powołaniem się na ubezwłasnowolnienie oskarżycielki. Wyścig na wózkach inwalidzkich wydawał się więc bezpieczną opcją i dobrym sposobem na pozyskanie informacji, niczym więcej. Ruda brała pod uwagę, że przeciwniczka może ją okłamać i rzucić zasady gry w kąt, ale musiała chociaż spróbować, inaczej wypominałaby to sobie przez jeszcze długi, długi okres czasu. Mogła przewidzieć, że brunetka wystartuje jeszcze przed końcem odliczania, ale na westchnięcia i przewracanie oczami nie było już czasu, wszakże musiała ją przecież dogonić. Złapała za kółka i pchnęła je z całej siły, nachylając się przy okazji do przodu, jakby naprawdę siedziała na jakiejś małej wyścigówce, a nie wózku inwalidzkim. Dobra kondycja zawsze jej dopisywała, ćwiczenia w koszarach i na siłowni opłaciły się wreszcie i już niebawem doganiała rozpędzony pojazd Maisie, ignorując wszystko inne, co działo się na korytarzu. Bardzo starała się powstrzymywać uśmieszek tryumfu, który zakwitł na jej twarzy tuż po przekroczeniu linii mety, ale jej wysiłki zdały się na nic i brunetka najpewniej już go zauważyła. Trudno, najwyżej trochę się wścieknie, ale w chwili obecnej Carter miała to gdzieś. Zwycięstwo oznaczało pytanie, pytanie oznaczało kolejną cenną informację do kolekcji, a jeśli Ginberg mimo wszystko nie chciałaby jej udzielić… cóż, niestety zapewne nic by się nie wydarzyło, bo wciąż pozostawały w przychodni ginekologicznej, a nie na sali sądowej, gdzie przyrzekłyby mówić samą prawdę i tylko prawdę. - Wygrałam – oznajmiła rudowłosa, operując kółkami tak, że wózek odwrócił się znów przodem do pojazdu Maisie. Nie zadała pytania, jeszcze nie. Najpierw musiała wybadać nastrój swojej przeciwniczki i sprawić złudne wrażenie mało zainteresowanej tematem. Co zapewne jej się nie udało, biorąc pod uwagę uśmiech, który wciąż jak przylepiony tkwił na jej twarzy.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Pon Lis 03, 2014 9:48 pm | |
| Triumf, widoczny na twarzy Rory, nieco ją zirytował. Oczywiście nie na tyle, by przywrócić jej dziecięce zachowania - obyło się nawet bez pogardliwego prychnięcia - ale wystarczał, by mocno zepsuć doskonały humor Maisie. Względnie doskonały, chwiała się przecież pomiędzy dziką radością i bezdenną rozpaczą, co nie wydawało się ani zdrowe ani interesujące. Nie zamierzała więc dzielić się z rudowłosą szaloną historią swojego życia ani też wszczynać śledztwa: w celu wykrycia dopingu w tym nielegalnym wyścigu. Albo czegoś równie niedorzecznego, na czym kompletnie się nie znała. Ze sprawiedliwością też nie miała do czynienia zbyt często. W świecie Mai istniał rozsądny dekalog zasad, wiedziała, co było dobre a co złe (a raczej: co podobało się Gerardowi a co niezbyt) i przekładała to na rzeczywistość szpitalną z dziecięcą łatwością. Powinna wygrać, powinna zadać jej to jedno arcyważne pytanie, a zamiast tego wkręcała się w beznadziejny wyścig, na beznadziejnym wózku w beznadziejnym (i dawno nieremontowanym; farba odpadała błyszczącymi łuskami z sufitu) korytarzu z beznadziejną - a jakże - przeciwniczką. Nie unosiła się gniewem, raczej wrodzoną dumą, groteskowo wyglądającą z jej chorobą psychiczną i wyuczonym masochizmem. O tych aspektach osobowości Maisie nie wiedział praktycznie nikt, mogła więc zachowywać się tak niedorzecznie jak się jej podobało. Hamowała więc z donośnym piskiem gumowych kółek, po raz ostatni wjeżdżając z klasą w stalowy bok pojazdu Rory i...opuszczając swój. Poprawiając odruchowo sukienkę i roztrzepane włosy, opadające jej na czoło dość skołtunioną falą. - Oszukiwałaś, więc to ja wygrałam - odparła wyjątkowo spokojnie i rzeczowo, bez ani cienia typowej dla siebie pretensjonalności. - Który miesiąc?- spytała w końcu, prostując się i patrząc jej prosto w oczy. Odpowiedź na to pytanie wydawała się jej niezwykle ważna, zwłaszcza w kontekście kolejnego zdania. Jakiego jeszcze nie wypowiadała, po prostu stojąc dość sztywno tuż przed nią i obserwując piegowatą twarz Rory z wielką uwagą. Potrafiła wyciągać wnioski z wspólnego przebywania przed gabinetem ginekologicznym, zresztą - być może ciążowe hormony rozpoznawały swoje odpowiedniki w innym ciele, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Pon Lis 03, 2014 10:35 pm | |
| Oczywiście, że to wszystko nie mogło pójść jak z płatka, w końcu próba wydobycia informacji poprzez dziecinny wyścig na wózkach inwalidzkich nie mogła skończyć się powodzeniem. A już zwłaszcza, gdy przeciwniczką była Maisie Ginsberg. Słysząc jej paskudne oskarżenie, Rory obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem i sama także podniosła się z pojazdu, stając dokładnie naprzeciw dziewczyny. Dużo mogłaby mówić o nieuczciwości, a już zwłaszcza, że brunetka wystartowała jeszcze przed koniem odliczania. Poziom farsy przekroczył już jednak wszelkie granice, dlatego rudowłosa powstrzymała się od rzucenia kilku słów prawdy prosto w tą pozornie niewinną twarzyczkę. - To ty jesteś oszustką. Wygrałam - powtórzyła tylko, krzyżując ręce na piersi i dając Maisie do zrozumienia, że nie ma zamiaru dłużej grać w tę grę. Godzina jej wizyty zbliżała się nieuchronnie, należałoby wreszcie wrócić na właściwy korytarz i usadowić się grzecznie przed salą, próbując przeżyć choć kilka chwil w towarzystwie brzuchatych przyszłych mam. Świdrujące spojrzenie Maisie nie dawało jej jednak spokoju i sprawiało, że czuła się niezręcznie. Spróbowała więc poradzić sobie z nim w stylu, który doskonale znała. - Dziewiąty, nie widać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, zaczepnie, dla efektu opuszczając ręce i wygładzając sukienkę takim gestem, jakby faktycznie jej ciążowy brzuch było już widać. Nie interesowało ją to, dlaczego Maisie zadała takie, a nie inne pytanie, nawet gdyby odpowiedziała jej szczerze, a dziewczynie włączyłby się w głowie kalkulator, nic by jej to nie dało, bo nie znała żadnego szczegółu z jej prywatnego życia. Ot, nieszkodliwe pytanie głupiutkiej morderczyni jej matki. - Chciałabyś mieszkać ze swoim bratem? – wyrwało się rudowłosej, zanim w ogóle zdołała pomyśleć. Wspaniałe marnotrawstwo pytania, na które i tak nie oczekiwało się szczerej odpowiedzi. Rory zacisnęła usta w wąską kreskę, zawiedziona własną impulsywnością, ale teraz nic już nie mogła na to poradzić.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Sro Lis 05, 2014 8:00 pm | |
| W swojej naiwności liczyła chyba na honorową i zgodną z prawdą odpowiedź. Takiej się nie doczekała, co podniosło tylko poziom irytacji, i tak sięgający niespotykanych wcześniej wyżyn. Zazwyczaj tkwiła uparcie w swoim autystycznym, czarno-białym (ale głównie tym ciemniejszym) świecie, jednak kiedy już natykała się na ludzi, szybko potrafiła zejść na ziemię. Niezbyt umiejętnie, niezbyt sympatycznie; naprawdę nie potrafiła dogadywać się z kobietami i najchętniej sięgnęłaby do torebki po zdobione ostrze, jakim mogłaby wyryć połączenia między piegami na twarzy Rory, ale...musiała nad sobą panować. A już robienie z siebie totalnej wariatki nie wchodziło w grę (czyżby?), przynajmniej do momentu, w jakim zdoła oswobodzić się z okowów niepoczytalności i zacząć żyć po swojemu. Ten dzień jeszcze nie nadszedł, poddawała się więc wyuczonym reakcjom i tylko skrzywiła się mocno na jej oskarżenia,prychając po chwili dość pogardliwie. Co w wykonaniu rozedrganej psychicznie kobiety wyglądało dość żałośnie i marnie; na szczęście nie widziała siebie samej w odbiciu wielkich, sarnich oczu Carter, w jakie wpatrywała się dalej intensywnie. Z trudem wyłapując kpinę w przyznaniu się do ciąży - Maisie naprawdę nie rozumiała aluzji i szytej cienkimi nićmi ironii: przez sekundę przesunęła wzrokiem w dół, na dość płaski brzuch kobiety i dopiero wtedy zorientowała się o kłamstwie. A więc o złamaniu zasad, co przyjęła z dość dziecięcą, tłumioną wściekłością. Może pytanie o Malcolma nieco złagodziłoby ten groźny błysk w jej niezbyt urodziwych, złotobrązowych tęczówkach, ale w tej chwili wspomnienie brata rozjuszyło ją tylko jeszcze mocniej. Nie na tyle, by faktycznie spełniać wizję sprzed kilku minut - krew barwiąca tą śliczną zielonką sukienkę? - ale wystarczająco, by zrobiła spory krok w jej stronę. Uderzenie dziewczyny albo chociaż popchnięcie jej na ścianę z pewnością dodałoby sytuacji dramaturgii, ale Maisie nigdy nie oglądała filmów i seriali, mogła więc tylko obcinać ją ostrym wzrokiem. - Kłamiesz. O wszystkim - wyrzuciła tylko z siebie na jednym, dość urywanym wydechu. Taka była przecież prawda; Rory nie miała pojęcia o niczym, oskarżając ją i wzniecając ogień w złym miejscu. - Stracisz je. - dodała tylko już względnie spokojnie. Nie groziła, raczej informowała, cofając się o krok, znów obojętna i bezosobowa. Nie chciała tego, nie chciała tego spotkania i nie chciała zachowywać się jak kompletna wariatka, ale chyba na taką wychodziła, kończąc beztroską, przyszłomamusiową pogawędkę dość nieprzyjemnym akcentem. Wiedziała, że nie powinna prosić o nic Gerarda - to było bezczelne - ale podejrzewała, że tym razem może spełnić jej życzenie. Dziwne, że rozpatrywała to w kategoriach radości a nie totalnej, prymitywnej złości, jaka była widoczna w jej oczach na sekundę przed odwróceniem się na pięcie i zniknięciem za załomem korytarza. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory Pon Lis 10, 2014 4:03 am | |
| Choć w teorii mogło wyglądać to tak, jakby okłamała właśnie małe dziecko, co było czynem niezbyt chwalebnym, w praktyce Rory była całkiem zadowolona z tego, jak potraktowała Maisie. Nie wiedziała już, czego tak naprawdę chciała, mogła na szczęście zrzucić to na hormony, choć jej przeciwniczka zapewne widziałaby w tym głupotę. W jednej chwili nie chciała irytować córki Ginsberga (to dziwne, że ciągle postrzegała ją przez jego pryzmat), a w drugiej była dumna z tego, że zdołała wyprowadzić ją z równowagi. Bo jak inaczej nazwać grymas na twarzy i ostre spojrzenie, którym taksowała ją brunetka? Faktycznie, w tym momencie brakowało jedynie rękoczynów, by sytuacja zakończyła się w iście widowiskowy sposób. Ani jedna, ani druga nie wprowadziła jednak swoich myśli w czyn. Rory bardzo chciałaby jeszcze raz docisnąć niewinnie wyglądającą buźkę Maisie do ściany, słyszeć jak popiskuje cicho z bólu, gdy nos wreszcie by jej pękł, jak próbuje błagać o litość… żaden z tych scenariuszy nie miał prawa spełnić się w obecnych warunkach, ale rudowłosa zdecydowała się zachować go w pamięci na lepsze czasy. Kto wie, może kiedyś takie nadejdą? Spokojną wróżbę dziewczyny potraktowała wyjątkowo osobiście, niemalże jak precyzyjnie wymierzony policzek. Choć tego, co rozwijało się pod jej sercem, nie rozpatrywała jeszcze w kategorii dziecka, słowa Maisie dotknęły ją do żywego. Nie mogła się powstrzymać, nie chciała już nawet tego robić, więc bez chwili zastanowienia, odparowała: - A myślisz, że Ty swoje zatrzymasz? Ubezwłasnowolnienie uratowało Ci tyłek na przesłuchaniach, ale teraz nie dadzą ci nawet potrzymać tego małego potworka, od razu zamkną cię w wariatkowie – gdyby spojrzenie mogło zabijać, wszystko byłoby zdecydowanie łatwiejsze, przynajmniej dla rudowłosej, która nie cofnęła się nawet o krok, rzucając swoje przepowiednie w stronię panny Ginsberg. Nie mogła wiedzieć, o czym w tej chwili myśli brunetka, może dlatego nie zareagowała, gdy ta odwróciła się do niej plecami i postanowiła w ten sposób zakończyć ich spotkanie. Carter niemiała nic przeciwko temu, chciała odetchnąć od tej farsy, a znikająca za rogiem Maisie mogła być tylko i wyłącznie pierwszym krokiem do odzyskania wewnętrznego spokoju. Spoglądając na zegarek, Rory zadecydowała, że przejdzie się po wodę do szpitalnego bufetu, kolej na jej wizytę nie powinna jeszcze nadejść, nie chciała też narażać się na kolejne spotkanie z tą nawiedzoną wariatką. Poprawiła więc sukienkę, pogniecioną nieco po szaleńczym wyścigu, a potem ruszyła w przeciwną do Maisie stronę, kierując się do windy.
| zt |
| | |
| Temat: Re: [runda #3] Maisie & Rory | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|